E-book
10.29
drukowana A5
24.11
Bezkres

Bezpłatny fragment - Bezkres

Objętość:
84 str.
ISBN:
978-83-8273-728-8
E-book
za 10.29
drukowana A5
za 24.11

Bezkres



Nie zna smaku prawdziwego życia,

kto przez tunel samotności się nie przeczołgał.

Edward Stachura



Mojej Mamie Marii

Zawsze będę Cię kochać



Żałobo trwaj

Czarne szaty zrzucić czas

A ja zrzucać nie chcę ich

Czarne szaty w sercu mym

Jak wspomnienie Ciebie są


W moim świecie czarne chmury

Czarny dym i czarna noc

Lecz gdy mija rok rozłąki

Czarne szaty zrzucić czas

Gdzieś ukryte na dnie duszy

Smutek rozpacz gorzki płacz


W moim świecie czarne szaty

W świecie łez wspomnienia me

Ja porzucić ich nie umiem

Bo wciąż przecież kocham Cię!


Drewniane łoże

A kiedy przyszedł kres

Gdy zabrzmiały dzwony

Drewniane łoże ostatnim

Prezentem dla Ciebie było


Uśpiona w nim leżałaś

Niczym w wiosenną noc

Już na mnie nie patrzyłaś

Lecz dałaś jakąś moc


Stałam na scenie nie wiedząc

W jakim spektaklu gram

Jaką rolę odgrywam

W obłędzie chyba trwam


Co to za scena w której

W drewnianej skrzyni gdzieś

Zostawiam Cię w tym miejscu

Gdzie życie ma swój kres


Dlaczego nie pytają

Czy mogą Ciebie tam

Zostawić tak samotną

Jak sobie radę dam


Ty płatkami róż zasypana

W swą podróż wyruszyłaś

A ja cała zapłakana

Sens życia już straciłam


Stałam wciąż na tej scenie

Orkiestra przestała grać

Kiedy publiczność odeszła

Runął mój piękny świat


Biała Dama

Poczułam zapach śmierci

Jakkolwiek dziwnie to brzmi

Słyszałam gdy nadchodzi

I puka do naszych drzwi


Pociąg którym pędziłam

W ciemności zatrzymała

Płacz głupia! — drwiąco rzekła

Matczyne serce zabrała


Krzyczałam by oddała

Że nie ten czas nie pora

Lecz ona nie słuchała

Wstrętna paskudna zmora!


Nienawiść wielką poczułam

W kajdany zaplątana

I nagle ona wróciła

W oczy moje spojrzała


Swym chłodem otuliła

Policzki me objęła

Kiedy tchu mi zabrakło

Do ucha wyszeptała


Umarłych ja zabieram

Ja jestem Biała Dama

Prowadzę ich w krainę

Do wiecznej szczęśliwości


Czemu głupia Ty płaczesz?

Ten świat jest tylko cieniem

Łzy możesz tu wylewać

I prosić o przebaczenie


Nienawiść swoją schowaj

Zakop w ciemnej krainie

I patrz wysoko w Niebiosa

Gdzie siła moja ginie.


Nadzieja

Aż w końcu umarła i ona

Nadzieja w którą wierzyłam

To jej naiwnie w zaciszu

Twe życie powierzyłam


Nadziejo Matko Głupich!

Czemuś mnie opuściła?

I umrzeć pozwoliłaś

Tej która wciąż ufała?


Nadziejo ma nadziejo

Gdzie Ty się podziałaś?

Patrzyłaś tak bezbronnie

Gdy śmierć znów królowała?


O Matko Głupich odeszłaś

Na wieki me serce złamałaś!

Wtedy gdy umiera

Serce jedyne Matczyne

Pora byś i Ty umarła

I poszła w ciemną dolinę!


Gdy Ciebie nie ma

Zostały po Tobie

Tylko wspomnienia

Zapach ubrań perfum

Niespełnione marzenia


Zostały nam zdjęcia

Starannie schowane

Kwiaty w Twym ogrodzie

Szlaki pokonane


Zostały te chwile

Które w sercu noszę

Dzięki nim wciąż żyję

O nic już nie proszę


Malowana miłość

W majowym ogrodzie

Malowane kwiaty

Malowane niebo

Malowany raj


Kwieciste wspomnienia

Uśmiechem pisane

Majowe wieczory

W pamięci schowane


Malowane drzewa

Malowany raj

Malowana miłość

Która łączy nas


Na zawsze zostaną

Malowane kwiaty

W malowanym raju

W którym kiedyś żyłam


W świecie pełnym bólu

Miłość malowana

W sercu moim będzie

Wciąż pielęgnowana


Ostatnia łza

Łzy szczęścia radości

Łzy niezrozumienia

Łzy smutku rozpaczy

Wśród życia natchnienia


Jest jednak ta jedna

Ta niezapomniana

Łza zwana ostatnią

W sercu zapisana


Łza którą niewinnie

Ze światem żegnasz się

Ta w której zawarte

Twoje życie jest


Łza pełna miłości

Tęsknoty cierpienia

Łza zwana rozłąką

W Twym kresie istnienia


Ostatnią łzę Twoją

W sercu zapisałam

I o niej na zawsze

Będę pamiętała


Zagubiona

Dowodów że żyjesz

Uparcie szukałam

Nie wiedziałam wtedy

Którą ścieżką iść


Szukałam dowodów

Na Boga istnienie

Na ten lepszy świat

Cud i wybawienie


Po nieznanych ścieżkach

Samotnie kroczyłam

Wiarę na pytania

Wtenczas zamieniłam


Pamiętnik grzesznika

Co dzień spisywałam

Jak modlitwę wówczas

Ja go traktowałam


Ty w snach przychodziłaś

Dowody dawałaś

Że żyjesz i widzisz

Te moje zmagania


Dawałaś mi wiarę

W ten cud

Wybawienie

W drugi świat wspaniały

I Boga istnienie


Przyjaciele moi

Gdy zawodzi cały świat

Kiedy nie ma wokół nas

Optymizmu i nadziei

Ani tych co kiedyś byli


Gdy stąpamy wciąż po lodzie

Kiedy wiary nam już brak

Grzmi jak piorun gdzieś

W przestworzach

Cały ten okrutny świat


Wtedy myśli

Na papier przelane

Są tarczą i ostoją

Moimi przyjaciółmi


Te kartki papieru

Łzami naznaczone

To moje rozmowy

W sercu zapisane

Tak osobiste i niezapomniane


Lęk

Odebrałam sobie

Prawo do radości

W szufladzie na kłódkę

Uśmiech też schowałam


Zatraciłam także

Wszystkie me pragnienia

W przepaść wyrzuciłam

Plany i marzenia


Nie umiałam z życia

Już czerpać garściami

Nie chciałam też kroczyć

Znanymi ścieżkami


Chciałam by złe chwile

W sen się zamieniły

I nigdy już do mnie

Tutaj nie wróciły


Dawny świecie wróć

Gdzie się podziałeś

Świecie sprzed lat?

Gdzie się schowałaś

Radości moja?


Gdzie te wieczory

Ciszą kołysane?

Gdzie me wspomnienia

Miłością pisane?


Gdzie te osoby

Które zawsze były?

W jakiej krainie

Serce zatraciły?


Czym teraz miłość

Radość i wspomnienia?

Czy w nowym świecie

Nowe inne brzmienia?


Gdzie serca które

Tak szczerze kochały?

W której krainie

Wrażliwość sprzedały?


Niech wrócą te chwile

Ciszą kołysane

Kiedy człowiek z człowiekiem

Szedł zawsze w nieznane


Niech wrócą wspomnienia

Z dawnych pięknych lat

Gdy oczami serca

Widzieliśmy świat


Wrota samotności

W spojrzeniach pełnych niezrozumienia

Poszukam miłości

Co nie unosi się pychą


Tam gdzie kłamstwo nad prawdą

Zwyciężyć będzie chciało

Znajdę miłość która wszystko zniesie


W gestach nic nieznaczących

Nie będę szukać poklasku

Lecz słów wybaczenia


W spojrzeniach goryczą płonących

Odnajdę miłość

Która nie zazdrości


A tam gdzie samotności wrota

Wszystko przetrzymam

Zobaczę twarzą w twarz


Przestworza

Zamiast kwiatów

Zapalę płomień pamięci

Na płycie nagrobkowej

Cmentarnego końca


Zamiast rozmów

Otulę się Twoim płaszczem

Przywołam wspomnienia

I ciszą osłonię zdrętwiałe dłonie


Zamiast gniewu

Modlitwą rozjaśnię przestworza

Bym mogła zobaczyć

Jak pusto i szaro z wysokości nieba


Zamiast krzyczeć

Zamilknę i blaskiem Twoich słów

Wzniosę się tam

Gdzie miłość zwycięża


Serce jedyne

Zapytasz zwyczajnie

Czego Ci brakuje?

Dodasz nieświadomie

Za czym tęsknisz wciąż?


Ja z miną spokojną

Patrząc w oczy Twoje

Już Ci odpowiadam

Od prawdy nie stronię


Czego mi brakuje?

Tej wiosny w ogrodzie

Rozmów obecności

Uśmiechu szaleństwa

I naszej beztroski


Za czym tęsknisz?

Dodasz

I na to pytanie

Odpowiedź Ci daję


Tęsknię nieustannie

Za sercem jedynym

Tym które tak bardzo

Zawsze mnie kochało

Za miłością Mamy

Którą mi zabrano


Wybaczam

Wołam o Panie!

Wołam do Ciebie

Byś spojrzał z Niebios

Na ziemskie doliny


Wołam o Panie!

Wznoszę Twoje imię

O Twe wybaczenie

Dzisiaj proszę Cię


Wybaczam i Tobie

Żeś mi serce złamał

Wybaczam jak dziecko

Które nie rozumie

Co dobre co złudne

Co niesprawiedliwe


Wybaczam Ci moje

Morze łez wylane

Wybaczam że szybko

Zabrałeś mi Mamę


Wołam o Panie!

Wznoszę Twoje imię

A kiedy usłyszysz

To moje wołanie

Wybacz moją prośbę

Wybacz mą odwagę


Przekaż te wyznania

Tej którą kochałam

Powiedz Jej że zawsze

Będę pamiętała


Nie zginie miłość

Która nas łączyła

Ja wierzę że Ona

Śmierć przezwyciężyła


Żegnaj

Odeszłaś Matulu

W daleką krainę

Gdzie smutku nie znają

Gdzie blask dobrem bije


Odeszłaś tak szybko

Choć tego nie chciałaś

Gdzieś do gwiazd ruszyłaś

W tę drogę nieznaną


Patrząc tak w Niebiosa

Ciebie wtedy widzę

I wierzę że kiedyś

Ujrzę Twe oblicze


Żegnaj ma Matulu

Moja Rodzicielko

W niebieskich obłokach

Bądź dla mnie iskierką


Promykiem nadziei

Który płomień wznieci

Radość tu przywróci

Kochając swe dzieci


Bądź mi latarnią

Co z Nieba kieruje

Dobre ścieżki wskaże

Życie uratuje


Złudne obietnice

Zapytano kiedyś

Czy Ty nie żałujesz

Że gdzieś tam w oddali

Życiem swym kierujesz?


Czy nie żal Ci czasu

Który pędzi srogo

Z dala od rodziny

Od Mamy daleko?


Pytania te wtedy

Bardzo mnie śmieszyły

Pomyślałam sobie

Jak to bez rodziny


Kiedy tak beztrosko

W świecie moim żyłam

To za siebie przecież

Nigdy nie patrzyłam


Mając wciąż nadzieję

Że zatrzymam czas

Żyłam gdzieś w oddali

Tak jak każdy z nas


Myślałam że przecież

Wszystko nadrobimy

Że kiedyś w Ojczyźnie

Razem czas spędzimy


Emigracja

Emigranta serce

Czy kochać potrafi?

Czy tęskni?

Co czuje?

W oddal tak rzucone


Emigranta serce

Takie zatracone

Gdzieś bije swym rytmem

W zielonej krainie


Serce emigranta

Rozłąkę poznało

Czym siła rodziny

Dobrze pamiętało


Serce emigranta

W zielonej krainie

Jednym rytmem bije

I tęsknotę czuje


Lecz na tej Obczyźnie

Z dala od rodziny

Dobrze wie gdzie były

Jego narodziny


Dobranoc

Czy Twoja dusza

Między chmurami

Z obłoków patrzy

Piwnymi oczami?


A może wędruje

Po łąkach zielonych

W anielskich ogrodach

Wśród kwiatów kolorowych?


Albo gdzieś tańczy

Nad Beskidami

W rytmie muzyki

Śpiewa z góralami?


Czy może spogląda na

Twarze znajome

Promieniem słońca

Ociera im skronie?


Lub gwiazdy zapala

Gdy mrok przychodzi

Mówi Dobranoc

A potem odchodzi?


Mamo

Nie uczyłaś mnie

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 10.29
drukowana A5
za 24.11