E-book
15.75
drukowana A5
22.45
Bezdomny Redaktor

Bezpłatny fragment - Bezdomny Redaktor

— czyli początek przyjaźni —


5
Objętość:
19 str.
ISBN:
978-83-8369-671-3
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 22.45

Dobry początek

Wiosna tego roku zapowiadała się obiecująco. Już od pierwszego dnia wiosny było ciepło, jak na tę porę roku. Nic więc dziwnego, że coraz więcej spacerowiczów przechadzało się w parkach miejskich. Od rana do wieczora słychać było śpiew ptaków i krzyki bawiących się dzieci. Każdy kto żyw wychodził na podwórze, aby cieszyć się każdą chwilą słonecznych promieni. Na jednej z ławek skulony mężczyzna nie był w stanie cieszyć się tak samo jak mijający go spacerowicze. Był głodny i zziębnięty po całej nieprzespanej nocy, nie miał nawet krzty radości w sobie. Wręcz przeciwnie. Na jego twarzy malowała się troska o następny dzień. Miał dość spania na ławkach. Nie chciał też wracać tam, skąd trzy miesiące wcześniej wyszedł. Z każdym dniem był bardziej przygnębiony. Siedział w więzieniu a wtedy zmarła najbliższa mu osoba — matka. Wiedział, że kiedy wyjdzie tak naprawdę nie ma dokąd wracać. Ojciec chłopaka zostawił ich jeszcze jak był dzieckiem więc nawet go nie pamiętał. Pozostała rodzina nie chciała go znać. On sam też nie bardzo tęsknił za siostrą, która do niego nawet nie napisała, gdy był za murem. Miał do niej żal, że nawet w najgorszych dniach choroby matki, nie pomagała jej. Nie poszła nawet do niej gdy była zabierana na stół operacyjny. Nie przejęła się, kiedy matka kończyła swój żywot na OIOM-ie. Pogrzeb też pozostawiał dużo do myślenia, ale to było przeszłością. Jeszcze wczoraj, po kilku głębszych, wmawiał sobie, że da radę. Dziś jednak, kiedy się obudził ponownie zziębnięty zrozumiał, że to są tylko mrzonki. Miał dość takiego życia. Użalał się nad sobą. Kiedy tak rozmyślał, poczuł ucisk w żołądku. To organizm dawał mu sygnał, że to najwyższa pora żeby udać się do jadłodajni dla bezdomnych, zjeść coś. Żył dniem dzisiejszym z nadzieją, że może dzisiaj tak samo jak wczoraj zarobi żebrząc pod marketem parę groszy i znów zatopi swoje troski w alkoholu. Jakoś następny dzień przeleci. I tak dzień za dniem, noc za nocą. Godzina za godziną. To już pół roku ja wyszedł z więzienia i nie ma co ze sobą zrobić. Ta myśl przesłaniała mu całą radość. Walczył tylko z samym sobą. Nie chciał wracać do tego co przeszedł za murem. Bronił się przed tym. Resztkami sił tylko bronił się przed najgorszym. Przed powrotem za kratki.

Grzegorz Sobol wstał dość wcześnie. Nie mógł spać. Przekręcał się z boku na bok. Ostatni natłok spraw i wielozadaniowość trochę dała mu się we znaki. Wprawdzie marzył już o urlopie, ale na jego otrzymanie nie miał raczej szans. Przynajmniej nie teraz. Zresztą kontrakt za pół roku miał mu się skończyć. Miał całkiem spore oszczędności więc przez najbliższy rok mógł spać spokojnie. Już dużo wcześniej zaplanował sobie co zrobi po zakończeniu kontraktu, więc cierpliwie czekał na ostatni dzień pracy. Dochodziły go słuchy, że wszyscy podopieczni żałują, że odchodzi. Nawet personel placówki opiekuńczej w której pracuje będzie proponował mu przedłużenie kontraktu. Mieszkanie służbowe, które zajmował będzie musiał opuścić, więc część swoich rzeczy już miał spakowane i przygotowane do odesłania do swojego brata. Wszystko miał już zaplanowane i dopięte na ostatni guzik, był o to spokojny. Sen z powiek spędzała mu tylko jego dobra znajoma, która kilka dni temu w wyniku następstw cukrzycowych miała amputowaną nogę. Na swojego dorosłego syna nie mogła liczyć. Był niepełnosprawny intelektualnie i to On potrzebował matczynej opieki. Tu koło się zamykało. Sobol zastanawiał się jak im pomóc i ta myśl nie dawała mu spokoju. Ale teraz musiał iść do pracy. Dzień się zapowiadał pracowicie. Dzisiaj bowiem placówka organizowała wydawanie posiłków dla bezdomnych, a że to było bardzo trudne przedsięwzięcie to na samą myśl dostał apopleksji. zadaniem jego było z wieloosobowej grupy beneficjentów tej akcji wyłapywać tych którzy są po „wczorajszym” i nie dopuścić do wydania im darów. Była to swego rodzaju próba socjalizacji tych ludzi. Czasami nie obeszło się bez awantury, Tylko On swoją postawą i konsekwencją w działaniu był w stanie okiełznać rozjuszony tłum niezadowolonych podopiecznych. Aby jednak prawidłowo wywiązywać się z zadania, miał kilku pomagierów wśród samych oczekujących. Wszyscy w placówce docenili go za to, że kiedy coś obiecał to dotrzymywał słowa i może właśnie tym zjednywał sobie wielu ochotników do pomocy. Tym sposobem przez większość tych osób traktowany był jak „swój”, a to pomagało mu w codziennej pracy. Dlatego zarówno wśród personelu, jak również wśród bezdomnych był postrzegany jako człowiek godny zaufania. Sobol kilka dni wcześniej zaproponował zespołowi resocjalizacyjnemu nową formę aktywizacji osób bezdomnych. Byłoby to swoistego rodzaju forum osób bezdomnych. Bardzo chciał aby tacy ludzie znaleźli miejsce w społeczeństwie. Żeby mogli pokazać swą wartość, jako człowieka z zasadami. Był pewny, że każdy z nich przedstawia jakąś wartość. Ma swoją historię. Wiedział, że nie są to osoby które taki los sobie wybrali. Miał świadomość nieodwracalnego czasem wypaczenia spowodowanego alkoholem, czy narkotykami. Wiedział jak z nimi rozmawiać, dlatego traktowali go jak swojego. Zaproponował zatem aby umożliwić im wyrzucenie z siebie wszystkiego co ich gryzie pisząc artykuły w gazetce, którą wydawałaby placówka opiekuńcza gdzie pracował. Władze wyraziły na to zgodę, ale organizacją tej inicjatywy miał się zajmować Sobol. Nie miał jeszcze pomysłu jak miałoby to wyglądać. Czy którykolwiek z podopiecznych będzie chciał brać w tym udział. Nie mniej jednak postanowił zaryzykować. Ogłosił taki pomysł podopiecznym oczekującym w kolejce po dary i czekał na rezultaty.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 22.45