Bez dotyku
Zbigniew Wolski
Telefon z ustawionym budzikiem kładę zawsze wieczorem na szafie do której mam kilka kroków od łóżka. Robię tak ponieważ nie ufam sobie. Gdybym miał telefon pod ręką wówczas jestem pewien, że poprzestałbym na wyłączeniu budzika i nie skończyłoby się to najlepiej. Te kilka kroków które są konieczne do pozbycia się denerwującego dźwięku alarmu pozwalają w większości przypadków na otrząśnięcie się w miarę ze snu i tym samym na przybranie dość twardej postawy wobec wyzwań nowego dnia. To jednak nie wszystko co należy do procedury porannej. Po tym jak już stoję na nogach i nic nie hałasuje wokół pierwsze kroki kieruję do toalety. Prawdopodobnie nie robię w toalecie nic innego, niż większość osób w mojej sytuacji o tej porze. Później czas na trudny wybór menu na śniadanie. Łatwiej jest z wyborem napoju do porannego posiłku. Musi być kawa i to kawa rozpuszczalna. Otwarcie lodówki daje oczywiście szerokie możliwości ograniczone przede wszystkim pewnego rodzaju rozmachem podczas ostatnich zakupów. Trzeba pamiętać też że czas biegnie szybko i z reguły nie można sobie pozwolić na danie wymagające wspinania się na szczyt umiejętności kulinarnych. Pewnego rodzaju zaskoczeniem może być fakt, że po śniadaniu i kawie znów idę do toalety. Taki nawyk, a bardziej konieczność. Kulminacją śniadania jest też nakarmienie wszystkich organizmów w akwarium, bez względu na to czy znalazły się tam za moją wiedzą i zgodą. Wszyscy akwaryście od lat starający się pozbyć nadmiaru ślimaków wiedzą o czym mówię.
Pracuje w sypialni więc nie mam daleko do pracy. Ma to jak można przypuszczać szereg zalet i o ile nie oszaleję właśnie z tego powodu będę tak pracował jeszcze długi czas. Przed rozpoczęciem pracy muszę pamiętać o posłaniu łóżka, a to za sprawą tego że kamera mojego laptopa skierowana jest właśnie w jego kierunku. Kiedyś dla odmiany pracowałem bardzo daleko od domu, lecz pandemia sprawiła, że stało się niemożliwe i teraz komunikację z moimi współpracownikami zapewniają komunikatory i aplikacje do telekonferencji.
Startupy nie mają nic do stracenia, natomiast z reguły mają bardzo mało czasu. Przy wykładniczym tempie rozwoju komputerów kolejny miesiąc może oznaczać kolejne pokolenia procesorów. Podobno wszystko to aby zarobić jak najwięcej pieniędzy w krótkim czasie, jednak zysk jest drugorzędnym bodźcem. Finansowanie nawet najbardziej ryzykownych przedsięwzięć ma sens dla poważnych graczy. Prawdopodobnie nie uszczupli to ich portfeli, natomiast mają przy tym okazję w małej skali upewnić się jaką drogą nie podążać, aby przy kolejnym rozdaniu wybrać może nieco lepiej. Idąc nieco na skróty można przyjąć że najlepiej jest w sumie w niewielkim stopniu rozwijać określony startup. Celem nie jest kolosalny zysk wypracowany rękami tysięcy pracowników. Jeśli jest możliwość udowodnienia inwestorom że startup poprzez wzrost wartości przedsiębiorstwa ma znaczenie, wówczas wystarczy go dobrze sprzedać i mamy zyski, które się gdzieś przewijały już w tym tekście. Bywa również i tak, że drobni ciułacze widzą w jednym czy drugim pomyśle dobre miejsce dla swych oszczędności. Jeszcze gorzej jest, gdy całemu projektowi towarzyszy splendor słusznej, acz kontrowersyjnej krucjaty. Wtedy finansowanie płynie szeroką rzeką i można pójść na całość, a nawet dalej.
Gdy patrzę na ściany mojej sypialni, a właściwie na mój tymczasowy open space zaczyna mi być nieco duszno. Nie wystarczy otwarcie okna na oścież. Zresztą nie wolno mi otwierać okna w ten sposób, ponieważ już nigdy nie znalazłbym kota mojej żony. Sprawa nawet dla laika wydaję się nie do rozegrania bez przyjęcia ewentualnej winy na siebie bez zbędnych ceregieli. Jeszcze mogę oddychać, jednak ściany raz po raz niebezpiecznie się zbliżają, po czym niespodziewanie oddalają. Atmosfera jest napięta chociaż nic na to nie wskazuje. Pomysł na miękkie lądowanie wśród używek mniej lub bardziej dostępnych dla przeciętnego człowieka stoi w sprzeczności z grafikiem w pracy i trzymaniem za wszelką cenę pokerowej twarzy.
Scenariusze pisane przez życie są najlepsze. Epickie i zaskakujące.
— Iwona puściła w szmaty swojego drugiego męża.
— A co to znaczy puścić kogoś w szmaty?
— No wiesz, puściła go w szmaty… No dobrze, wykorzystała finansowo i uczuciowo. Facet wyremontował jej dom i chyba nawet przepisała swoje mieszkanie na nią, a ona go pogoniła.
— To był ten drugi. Było ich więcej?
— Tak, ale ten pierwszy to nie wiem. Miała z nim dziecko, ale później nie wiem. Później był jeszcze jeden, w sumie to on jest nadal. Chyba ma z nim też dziecko.
— Teraz już wiem co to znaczy puścić kogoś w szmaty.
Gdy przychodzą na myśl scenariusze nienajlepsze dla obecnej będącej na granicy byłej warto rozpatrywać i roztrząsać to raz jeszcze na przykładach obcych osób.
Firmy obecnie jak również w przyszłości, którą jesteśmy w stanie sobie zobrazować będą budować swoje działanie na sztucznej inteligencji. Nie pozostanie nam nic innego jak zapytać komputer o to o co chcemy go zapytać w danym momencie, aby po ułamku sekundy otrzymać oczekiwaną przez nas odpowiedź. Oczekiwaną lub bardziej precyzyjnie uzyskaną z danych jakie sztuczna inteligencja w ciągu tego bardzo długiego jak dla niej czasu mogła pozyskać, poddać analizie i nam przedstawić. Mały kłopot mamy właśnie z tą odpowiedzią dla której zadaliśmy sobie trud stworzenia sztucznej inteligencji. Wychodzi na to, że kluczowym dla uzyskanej odpowiedzi jest zestaw danych jakie nasza maszyna pochłonie. Tym samym to czym ją karmimy później z nawiązką nam zaoferuje. Oczywiście nikt nie ma zamiaru interweniować w menu sztucznej inteligencji, ale nawet pośród ludzi są tacy, którzy lubią flaczki, natomiast nie znoszą golonki.
Oglądanie ludzi w monitorze uświadamia mi moją potrzebę dotyku. Może z pomocą strachu przed wszelkimi kontaktami z innymi ludźmi wyzbyłem się świadomości deficytu dotyku i bezmyślnie trwam w nieaktualnym założeniu. Sama refleksja nie pomoże we wprowadzeniu jakichkolwiek zmian. Rozdarcie powoduje chęć wyrafinowanego zagospodarowania czasu pomiędzy snem, pracą i znów snem. Sama gładka normalność w swym mało pikantnym smaku sprawia, że mnie mdli. Kiedyś pomiędzy wzlotami i upadkami obserwowałem wyczuwalną różnicę. Ostatnio coraz trudniej o takie doświadczenia.
Maszyny potrafią obecnie nawiązać relację z człowiekiem. Chyba jako pierwszym udało się to chat botom. Oczywiście najpierw trzeba było im ręcznie podać podstawy podstaw, ale później zaczęły sobie radzić dość dobrze samodzielnie. Już dawno w tym zakresie weszliśmy na grząski grunt intencji które maszyna powinna odgadnąć w tym co jej piszemy. Okazuje się że nie jesteśmy aż tak oryginalni jak nam się to wydawało. Odgadywanie intencji nie jest technicznie skomplikowane, bardziej trzeba czasem jeszcze coś kliknąć przy bardziej złożonych przypadkach, aby przy kolejnym podobnym wszystko poszło jak trzeba. Uczące się maszyny jeszcze w nie tak odległych czasach były dobrym zagadnieniem na scenariusz filmowy. Obecnie zamiast oglądać filmy sami karmimy codziennie chat boty tłustą porcją danych, które sobie szybko przyswajają. Szkopuł w tym, że im szybciej je karmimy, tym szybciej się rozwijają, a przecież my lubimy je karmić i zadawać coraz trudniejsze pytania. Dajemy im wszystko co mamy do zaoferowania, więc większość takich botów najszybciej uczy się odróżniać w wypowiedziach przekleństwa i inne wulgaryzmy. Szerokie pola do rozwoju chat botów można dostrzec w mediach społecznościowych. Tam wszystko przecież wypada powiedzieć i wszystko jest prędzej czy później niestety wypowiadane. Nic to, zawsze jest gdzieś daleko jakaś pomocną ręka, która odpowiednio oznaczy mało wyszukane słowa, abyśmy nie otrzymali długiej wiązanki w zamian za pytanie jaka będzie pogoda w weekend.
Rozmowa przez telefon czy komputer to dla mnie nie to samo co rozmowa twarzą w twarz. Prawdopodobnie jestem staroświecki w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przynajmniej tak uważam. Zaskakuje mnie myśl, że można wszystko już powiedzieć w rozmowach z konkretnymi ludźmi. Jeśli są to bliscy to można ubolewać, ale trzeba też iść dalej. W dniu w którym padło ostatnie słowo i nastała w pewnym stopniu krępująca cisza zdecydowałem się aby skreślić niektórych bliskich z listy podręcznej. Na realizację tego pomysłu jak dotąd nie znalazłem czasu. Być może także nie mogę się na to zdobyć.
Kobieta co wieczór niestrudzenie zapisywało wszystkie ważne jej zdaniem czynności i zadania jakie miała wykonać dnia następnego.
— Czy musisz wszystko zapisywać na kartce? Co masz zrobić jutro i w jakiej kolejności, to bez sensu.
— No bo jak zapisze to nie zapomnę i będę wiedzieć.
— Gdybym ja chciał wszystko zapisywać, to brakłoby mi kartek na to zapisywanie. Nie da się po prostu tego wszystkiego zapamiętać? Raczej każdego dnia robimy podobne rzeczy.
— Ale nie, piszę bo chce pisać i jestem pewna jak napisze.
— No dobra było już, „ale nie”, czyli pogadaliśmy.
Może w założeniu które już dawno wyszło z użycia była zawarta myśl, że w gruncie rzeczy osoby będące razem powinny się jakoś dogadywać, ale nie jest to niezbędne.