Anglia
Jednak istnieje coś poza tym
uwielbienie i nienawiść
lubiłaś mnie na żarty
i niepoprawnie chciałaś zabić
a jednak
patrz głębiej
Robiłaś to celowo
ewentualnie nieświadomie
dokładniej, masz coś z głową
możliwe, mam podobnie
efemeryczny był ten proces
robiłaś mi z mózgu wodę
już koniec
Bestiariusz
kiedy umrzesz
będzie śmierdzieć trupem
alkoholem i poczuciem winy
przy wyborze trumny
serce stanie mi na moment
martwi mnie czy zdążę
i czy kot się nie zatruje
trupim jadem
czasem
wstyd mi mówić: „dziadek”
czasem
myślę czy to nie przypadek
i czy łączą nas naprawdę
więzy krwi
to normalne?
mam dosyć smrodu
twoich rzygowin
dobrze, że nie muszę
trzymać cię za włosy
to jedyne co ci w życiu wyszło
płcią męską się urodzić
chociaż jest mi przez to tylko przykro
bo spłodziłeś z babcią dziecko
a to dziecko z innym dzieckiem
wychowali taką bestię
jaką jestem
Bezradność
zdzieram tynk zębami
przytulam się do ściany
odciskam na niej plamy z krwi
odwracam się plecami
łaskoczę się kolcami
w ciało wciskam drzazgi z drzwi
na klamce wiążę pętlę
to za delikatne będzie
więc na sznur zakładam drut
kolczasty
Beztytułowy szajs
Potwór leży pod moim łóżkiem
czuję na łydkach jego oddech
czeka aż zamknę oczy i usnę
łaskocze mnie po nodze
i śmieje się pod nosem
ja drżę
to siada na mojej klatce
strach skryty pod powieką
podświadomie z nim walczę
staram odpychać się ręką
nie mogę
od bólu za ciężką mam głowę
obie dłonie na szyi
jego (swoje)
to ja jestem tym potworem
(…)
krwotok słów płynie z krzykiem
budzi mnie swoją dłonią
już milknę
(a puenta?)
przy niej jest jednak
bezpieczniej
niż we śnie
Borelioza
jak wampiry i kleszcze
wbijasz się, wpijasz
krew spijasz
rozdzierasz serce
przechodzą mnie dreszcze
coś krzyczy we mnie
przez ciebie mam torsje
przygniatasz mnie torsem
twoje usta jak kolce
choćbym chciała
uciec nie zdążę
wbijasz się, wpijasz się we mnie
jak kleszcze
Bycie w niebycie
całkowita nekroza
chociaż pali moje żyły
wciąż trzymam papierosa
i nadal
czuję się swobodnie
krew spływa mi po głowie
*znów to robię*
zabijam to co chore we mnie
choć umoczone są we krwi
to kłamię, że mam czyste ręce
patrzysz na mnie marszcząc brwi
nie przeszywaj mnie spojrzeniem
bo ze wstydu pęknę
jak lustro
siedem lat nieszczęść
wciąż nie widzę tu siebie
znów ten kiepski dzień
i ochota na awanturę
przez tyle głupich uniesień
skończę w trumnie
ale najpierw
sama spiszę swój nekrolog
mam:
nieuleczalną alergię na ludzi
a może gruźlicę
ciężko odróżnić
Chwila
znowu skończę jak zombie
z butelką wódki przy łóżku
— już pustą
wstanę bez pamięci i bez spodni
wdepnę w rozlane wczoraj resztki
— mojego życia
uświadomienie znów mnie zapętli
wiadome stanie się niewiadomym
— żywa śmierć
w głowie nieustannie jest mętlik
teraz pamiętam o Twej śmierci
— chwila, już nie
Chyba
chyba poroniłam duszę bo krwawię
czuję mróz pod palcami, leżę na trawie
wszyscy jesteśmy samotni
więc
oplatam sznurem moje nogi
ciągle leżę, już nie czuję nawet zimna
przytulam drewniany trzonek szpadla
czuję się tak żałośnie, że właśnie spadam
kiedyś wmawiałam sobie, że będę inna
ale nie stać mnie na kopanie łopatą
i nawet
sama siebie traktuję jak trędowatą
chyba wstydem byłoby zapraszać gości
na tak marne przyjęcie
na którym główną atrakcją jest zakopanie kości
w worku zwanym ciałem
Cztery pory zmroku
świadoma siebie
nie jestem
darzę uczuciem głębokim
moją pustkę
uśmiechem szerokim