E-book
7.88
drukowana A5
29.61
drukowana A5
Kolorowa
53.96
Będzie jak będzie

Bezpłatny fragment - Będzie jak będzie


5
Objętość:
123 str.
ISBN:
978-83-8221-565-6
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 29.61
drukowana A5
Kolorowa
za 53.96

W każdej historii człowieka jest kropla prawdy i cały ocean fantazji.

Autor znany redakcji


Książkę dedykuję: Babci Marcie i Babci Zosi,

których historie przeplatają się przez nasze życie.

Wstęp

Mijali się dziennie ze sobą, obok siebie, ale już nie razem. Ich wspólna powierzchnia mieszkalna nie pozwalała im na ucieczkę od niechcianych spojrzeń i tematów, które wymuszone dla przykrywki braku stosunku już do siebie zapełniały im czas spędzany razem. Dzieci prawie dorosłe żyły już swoim życiem, starając się nie brać udziału w tej codziennej rozgrywce.

Jan uciekał, jak tylko mógł z domu do pracy, by tam z dala od oczu innych, w spokoju, niczym amerykański John, pozostawać jak najdłużej w swoim wirtualnym świecie na niemonitorowanym monitorze. W świecie, w którym na stronach pachnących kiczowatym ego mógł być, kim tylko zechce. Nie obawiał się, że świat ten, stanie się na tyle realny, że będzie musiał się z niego tłumaczyć.

Maria, kiedyś słodka kobieta, dziś już lekko przygaszona, ciągle szukała w sobie powodów tego wszystkiego, choć powodów było brak. A może jednak jakiś był?

Może wcale nie było to tak, że uczucie, którym darzyła Jana, było prawdziwe? Może jednak był to tylko pretekst, by nie iść przez życie samej. Może panowało w nich przeświadczenie, że zauroczenie będzie na tyle trwałe, że stworzą związek, który przetrwa lata. W życiu jednak bywa tak, że wszystko, co się dzieje, dzieje się z jakiejś przyczyny i co ma być, to będzie, czy tego chcemy, czy nie.

Rozdział 1

Jan podjechał pod dom. Każde z nich miało własny samochód, choć Jan używał swojego tylko podczas pobytu na miejscu. Czuł się w nim na tyle bezpiecznie, że wszystko, co cenne i tylko dla niego, lądowało w nim jak w sejfie.

Posprawdzał kieszenie, wyciągnął telefon i ukrył go w samochodzie. Oczywiście nie ten, na który dzwonią wszyscy, lecz ten bezpieczny, ten jego, w którym to, co zawarte nie powinno się wydostać, by mogło zostać dla niego i tylko dla niego. Wiedział, że są rzeczy, które nie mogą wyjść na światło dzienne i to nie ze strachu, że ktoś się dowie tylko z powodu utraty tej całej sfery tajemniczości, która tak strasznie go podniecała. To jakby ktoś chciał mu odebrać jego świat, w którym odgrywa rolę odwrotnie proporcjonalną do tej, którą tworzy w związku.

Wchodząc do domu, rzucił rytualnie przywitanie.

— Cześć. Co na obiad?

— Makaron z serem. Odrzekła Maria.

— Czy naprawdę nie potrafisz nic innego ugotować? Nie potrafisz nauczyć się prostych przepisów z tego pieprzonego Internetu, na którym przesiadujesz cały dzień!!!
Powiedział Jan, po czym trzasnął drzwiami, zamykając się w swoim pokoju. Powitalna ceremonia, która towarzyszyły im co dnia. Szybkie pytanie, odpowiedź, przygotowana kontra i spokój, którego tak naprawdę chcieli oboje, ale żadne z nich nie potrafiło się do tego przyznać.

Na całe szczęście gładko poszło, pomyślał i włączył laptopa. Otworzył swój profil na FB i wrzucił kilka fotek zawierających jego atletyczną postać, w których najmniej było słowa atletyczna. Kilka konwersacji na Messengerze i wyświetlony komunikat, iż żona polubiła jego post.

— Kurwa!!! — Nawet nie mogę nic wrzucić swojego bez jej mieszania się w moje życie.

Pomyślał, po czym zaczął szukać na szybko jakichś fotek razem, by nie miała do czego znów się doczepiać i dała mu święty spokój.

O tak święty spokój, to jego i tylko jego czas, w którym może nie brać odpowiedzialności za stykanie się twarzą w twarz, słowem w słowo, gdy mur między nimi postawił się już dawno sam.

Pukanie do drzwi pokoju i słowa, które rzucone przez nie, nie potrafiły przebić braku zrozumienia.

— Będziesz jadł?
Odpowiedź Jana była taka jak pytanie, przewidywalna.

— Nie!
Maria uzyskała, co chciała i mogła się już spokojnie zająć sobą. Wróciła więc do swoich rozmów z koleżankami na temat niechcianych mężczyzn, tworząc przy tym tak lubianą przez siebie otoczkę.

Internet ma tę siłę, że bez wypowiadania słów na głos można szybko i łatwo tworzyć komunikację bez nadstawionych uszu za plecami.

Wiele słów, jedno oblicze.

Jak bardzo źle i że znów nie ma z nim kontaktu, kogo ma i z kim pisze, a każda z rozmówczyń w kolejnym okienku Messengera opisuje, jak widziała go z tą czy ową, nie mając pojęcia, że do tego trzeba być albo bezczelnym, albo mieć jaja.

Rozmów o tym, z kim i co, kiedy i jak, nie było końca, a każda z tych najlepszych przyjaciółek wymyślała coraz to ciekawsze wersje, wersje tym bardziej pikantne im bardziej wyuzdana skrywała się fantazja jej właścicielki.

To, o czym opowiadały, nie było jednak w stylu Jana, na pozór ten majestatyczny mężczyzna skrywał w sobie małe niedojrzałe dziecko.

Wieczór jednak nie może trwać wieki, pomimo udanego wstępu, oboje wiedzieli, że dobra chwila nie trwa wiecznie, a noc, chcąc nie chcąc, znów muszą spędzić razem.

Więc i na ten temat rozwijali coraz to wymyślniejsze historie, od oglądania wspólnie filmu, przy którym jedno z nich mogło niepostrzeżenie zasnąć, do krótkiej kłótni o sex, w której jedno by chciało, ale drugie znów wszystko schrzaniło.

Mijały kolejne dni, w życiu tych dwojga nic się nie zmieniało, poza coraz to nowszymi znajomościami Johna. Co prawda wszystkie były prawie identyczne, gdyż zawsze kończyły się w momencie przejścia do fazy urealnienia znajomości, lecz jedna z nowych relacji nieco odbiegała od pozostałych, dotyczyła bowiem, z góry założonego seksu bez zobowiązań.

Wystraszony bezpośredniością kontaktu, który płynął z tej propozycji, Jan zakładał, iż Maria, dowiedziawszy się o jego czatach, próbuje podszyć się pod osobę po drugiej stronie monitora. Rozwiał jednak swoje wątpliwości przy pierwszej lepszej okazji, gdy tylko Marii na chwilę nie było w domu, sprawdzając dokładnie jej komputer.

Kiedy już tylko uzyskał pewność, że może czuć się bezpiecznie, odetchnął z ulgą i brnął w to dalej. Podniecony nową propozycją, coraz częściej zaniedbywał swoje obowiązki w pracy, bo tych domowych oczywiście nie miał. Robił wszystko, co mógł byle tylko znów móc poczytać i odpisać na wiadomości pełne historii — gdzie, jak i od której strony by chciała. Korespondencja ta, uzupełniona wręcz ginekologicznymi zdjęciami, dodawała Johnowi samczego ego i ośmielała go do tego stopnia, że mimo wszystko zakompleksiony Jan skrywający się za maską Johna sam zaczął fotografować swoje narządy. Być może i nie miał genów afroamerykańskich, lecz starał się jak najbardziej, by jego penis w kadrze nabierał wielkości.

Zniecierpliwiona i napalona Barbie coraz częściej naciskała na datę spotkania, widać nie była z tych, które lubią długo pisać, woląc od tego konkret.

Jan sam nie wiedział, co ma zrobić. Z jednej strony mógł w końcu spełnić swoje fantazje o innej, bardzo kształtnej kobiecie, a z drugiej znów nie chciał wychodzić poza same fantazje i obawiał się rzeczywistości. W końcu przeważył fakt, że ich grono miało się powiększyć o sexy koleżankę Barbie, a to już było nie do odrzucenia przez Johna, spełniłoby się jego najśmielsze marzenie seksualne.

Gdy tylko znalazł się w pracy, bezpiecznie, z dala od niechcianego wzroku Marii, John postanowił w końcu ruszyć swój plan podboju z miejsca, tym bardziej że szykowała mu się, kilkudniowa delegacja, którą mógł śmiało potajemnie scedować na swojego kolegę, nie ujawniając tego faktu w domu.

Odpalił czat, by przeczytać nowe wiadomości. Miał jeszcze do tego szczęście, że druga strona była on-line.

— Hej.

— Hej. — Odpisał John.

— Wiesz, że jestem już tak mokra, że nie mogę się doczekać?

— Nawet mi nie mów, ja chodzę cały czas na sztywno. Odpisał John.

— Mrrrrrrrrrr, nawet nie wiesz, jakbym go chciała teraz sobie włożyć w usta i moja znajoma też, co z terminem?

— Wszystko już zaplanowałem. W poniedziałek wyjeżdżam na cztery dni do Wawy, mam hotel więc nie będziecie mieć do mnie daleko.

— Mój kociak, więc wszystko wstępnie dograne, mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzał facet mojej znajomej?

— Jaki facet?

— Znów nie uważałeś tygrysku, pisałam Ci, że będzie lepiej w czwórkę.:*

— Nie wiem, muszę to przemyśleć, nie spodziewałem się takiej informacji.

— Nie rób mi tego, już tak bardzo się napaliłam na Ciebie, jeśli chcesz, nie będzie się nawet zbliżać do Ciebie.

— Ok. Nie chce jednak, żeby mnie dotykał ani Ciebie!

— Załatwione misiaczku, wyślij mi tylko namiary na hotel, będę zajęta przez te parę dni, muszę nadrobić obowiązki, by mieć wolne dla nas, ale foteczki oczywiście Ci wyślę mój Ty tygrysku. — Muszę kończyć:*.

— Cholera jasna, ale się wpakowałem, pomyślał.

Po powrocie do domu Jan, udając, że nic się nie dzieje, stał się dla Marii nieco milszy, chciał w ten sposób zagłuszyć swoje sumienie. Jak do tej pory czaty to był tylko jego świat wirtualny, w którym mógł się zapomnieć, a tu szykowała się gruba impreza.

Tuż przed wyjazdem w ich domu czuło się elektryzujące napięcie wywołane z jednej strony podnieceniem Johna, z drugiej zaś planowym pójściem Marii o krok dalej, ponieważ powoli miała już na tyle wszystkiego dosyć, że chciała już z tym wszystkim skończyć.

Wyjazdy, nie tylko dla Jana, oznaczały oderwanie się od zmętnionej wzajemną pogardą rzeczywistości, oraz czasem, w którym oboje mogli od siebie odpocząć. Maria cieszyła się z wyjazdu Jana, ponieważ mogła w spokoju przemyśleć plan na najbliższą przyszłość, była już u progu swojej wytrzymałości i wiedziała, że nadszedł już ten czas, w którym musi w końcu zacząć działać.

Jan nie spał prawie całą noc, nerwowo kręcąc się na łóżku i tłumacząc to bólem brzucha. Wstał dużo wcześniej od zaplanowanego budzika i przed czasem już zamówił taksówkę. Pomimo zapasu czasu udał się na dworzec, wcześniej, naiwnie licząc, że pośpieszny do Warszawy przyjedzie przed czasem. Jego podróż dłużyła się, więc sprawdzał co chwilę nerwowo, czy wszystko ma dopięte na ostatni guzik i czy na pewno wysłał maila z przymusowym urlopem, zapewniając sobie jednocześnie zastępstwo na prawdziwej delegacji.

Dotarł w końcu do hotelu, jego podniecenie sięgało zenitu, czuł już, że ten wyjazd i ten wieczór zapamięta na całe życie. Zgrabnie, szybko rozpakował rzeczy i zamówił taksówkę, by zaopatrzyć się we wszystkie potrzebne artykuły na wieczór. Alkohol, prezerwatywy, kilka gadżetów, które w razie czego ten tego miały urozmaicić spotkanie. Co prawda nadal nie był przekonany do tak licznego grona, lecz sama myśl, że zaliczy dziś Barbie z bonusem, w postaci jej koleżanki przysłaniały mu rzeczywistość.

Pukanie do drzwi.

John nawet nie pytał kto tam, tylko pośpiesznie otworzył. Jego oczom ukazał się przepiękny widok, którego wysłane wcześniej zdjęcia nie oddawały nawet w połowie. W drzwiach stanęła anielska piękność z dość pokaźnym biustem, a za nią ktoś jeszcze bardziej podniecający.

Niestety facet jednak też z nimi dotarł, lecz jakby samo to, że rozrywało już Johna od środka i w spodniach, powodowało, że starał się tego nie zauważać. Nie mogąc nawet wykrztusić nic sensownego, zaprosił gości do środka. Jego wyschnięte ze stresu gardło nie wymawiało ani słowa, więc szybko wyciągnął szklanki i rozlał whisky, podając je gościom.

Barbie nie mówiła nic, ani tego, czego się spodziewała, widząc Johna pierwszy raz na żywo, ani nawet nie pytała jak podróż, jakby ją nie obchodziło, kim jest, co robi, jak żyje. Za to obchodziło ją całkowicie co innego i nie omieszkała tego szybko sprawdzić, przykładając rękę do jego krocza.

— Cieszę się, że w końcu przyjechałeś.- Odezwała się Barbie.

— Już nie mogę się doczekać akcji.- Wykrztusił John.

— Myślę, że rozmowy są zbędne, rozbierzmy się. Zaproponowała, po czym, niczym w najlepszym show, powoli zaczęła ściągać swe skąpe wdzianko.

Jej koleżanka nie była długo dłużna i pospieszyła za Barbie.

John opadł na fotel z wrażenia, że już za chwilę jego doznania będą głębokie i ekscytujące.

— John, nie marnuj czasu, rozbieraj się, chce zobaczyć w końcu, czym mnie dziś ugościsz. — Powiedziała Barbie.

John jeszcze nigdy w życiu, tak szybko nie pozbył się ubrania, jak właśnie w tej chwili. Czuł, że w środku już wybucha, więc szybko dopił szklankę napoju koloru herbaty i napełnił ją kolejną porcją trunku, by tylko choć trochę się uspokoić.

Dziewczyny zaczęły się pieścić, całować, wyprawiać takie cuda języczkami, że John bał się, że nie dotrwa nawet do pierwszego razu, a w jego głowie przecież pojawiały się już kolejne. Wstał energicznym ruchem i zbliżył się do dziewczyn.

— Poczekaj. — Powiedziała Barbie.

— Daj nam chwilę, weźmiemy prysznic i zaraz do was dołączymy, a wy w międzyczasie możecie ze sobą porozmawiać, chyba macie wiele wspólnego, pracujecie w podobnej branży. Powiedziała i razem z koleżanką zabrały swoje rzeczy i wyszły do łazienki. John był stremowany całą sytuacją, szczególnie siedząc z drugim nagim mężczyzną w jednym pokoju, zaniemówił. Nieznajomy odezwał się pierwszy.

— John, widzę, że jesteś strasznie zestresowany, czy to twój pierwszy raz?

— Tak.

— Zobaczysz, będzie ekscentrycznie, dziewczyny są niemożliwe i bardzo zawsze napalone.

— Liczę na to, choć wiesz, dowiedziałem się w ostatnim momencie, że będziesz, więc zrozum mnie, że nie czuję się komfortowo.

— Nie ma problemu, zajmuje się też masażem, a Ty masz strasznie spięte ramiona, jeśli pozwolisz, rozmasuje ci je.

— Nie, lepiej nie, wiesz, nie chciałbym, abyśmy się dotykali.

— Spokojnie, obiecuje, że podczas seksu nie tknę Cię, tylko teraz rozmasuję Ci same ramiona, ok?

— Ok, ale żadnych podchodów.

— Spokojnie, spokojnie, jestem hetero, więc naprawdę nie masz się czego obawiać z mojej strony.

— Uspokoiłeś mnie trochę, ale i tak to dziwaczna sytuacja dla mnie.

Nieznajomy stanął za siedzącym, wystraszonym Janem nago i zaczął delikatnie masować go swymi potężnymi rękoma.

John rozluźnił się, poczuł ulgę w spiętych ramionach, masaż naprawdę był chyba tym, czego w tym momencie potrzebował, choć nadal przerażała go myśl, że masuje go nagi facet, na szczęście na siedząco i bez dotykania się penisami.

W tym momencie dziewczyny otworzyły drzwi z łazienki i zaczęły telefonami robić zdjęcia chłopakom.

— Co Ty robisz?!!! — Wrzasnął John.

— Do zobaczenia!
Krzyknęła Barbie, po czym wybiegły obie za drzwi.

Dezorientowany John, nawet nie zauważył, że ich partner, już też ubrany, kierował się w kierunku wyjścia.

— Co się tu dzieje?
Krzyknął do niedoszłego współtowarzysza seksu.

— Mnie nie pytaj.

To jedyne co usłyszał, zostając sam w pokoju hotelowym. W co ja się kurwa wpakowałem, o co tu chodzi?
Maria, kurwa mać!!! Maria, ona musiała to zaplanować, ta dziwka chce mnie zniszczyć. Ze łzami w oczach opadł na fotel.

— Jestem skończonym idiotą. Jak mogłem uwierzyć, że takie laski mnie chcą. Jak mogłem dać się na to wszystko nabrać, jak mogłem uwierzyć w coś, co jest nierealne dla mnie. Spieprzyłem wszystko, wszystko schrzaniłem z własnej głupoty, jak ja teraz wrócę do domu? — Mówił sam do siebie.

Jan, nie mogąc znieść widoku pokoju, który przypominał mu scenerię rozegraną przed chwilą, spakował w pośpiechu swoje nie do końca nawet rozpakowane rzeczy i wybiegł. Nie potrafił się pogodzić z tym, co stało się przed chwilą, a jego teorie na ten temat nie miały końca.

Końcem końców postanowił, że resztę czasu spędzi u starego przyjaciela, który mieszkał kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy, a z którym dawno się nie widział.

Trzęsącymi się rękami wyjął telefon i zadzwonił.

— Cześć Samuel.

— Cześć, co się stało? Dawno nie rozmawialiśmy, czy wszystko w porządku?
Odpowiedział Sam, słysząc łamiący się głos słuchawce.

— Czy mogę zatrzymać się u Ciebie na trzy dni? — Zapytał Jan.

— Oczywiście, będzie mi miło, wpadaj.

Całą drogę w taksówce do Samuela, Jan rozmyślał nad tym jak mógł dopuścić do tego, co się wydarzyło. Dlaczego nie połączył faktów, że on, w sumie nie do końca przystojny facet, poznaje tak piękną i tak bezpośrednią kobietę, która na dodatek do tego wszystkiego proponuje mu na dzień dobry spełnienie jego najskrytszych fantazji. W którym momencie zaślepiło go tak bardzo, że nie spostrzegł, że za tym wszystkim musi stać jego żona. Przecież nie był dla niej aż tak okrutny, aby zrobiła mu coś takiego, przecież mogła powiedzieć normalnie, że odchodzi, że chce się rozejść, a nie urządzać mu taki cyrk. Czy naprawdę aż tak go nienawidzi, że włożyła tyle trudu w całą tę grę?
Żadne sensowne odpowiedzi nie przychodziły do głowy Jana, nie było przecież w tym wszystkim nic logicznego. Normalni ludzie, jeśli czują, że nie chcą być już ze sobą, że to, co było między nimi, już dawno się wypaliło, mówią o tym drugiej połówce.

— Dlaczego ona mu to zrobiła? Jaki w tym wszystkim jest sens? Po co wynajmować prostytutki? Tak to musiały być prostytutki, musiały być opłacone, normalne kobiety przecież by się na to nie zgodziły. Przecież znam wszystkie koleżanki Marii i to na pewno nie była żadna z nich. To wszystko jakoś tu nie gra, wszystko jest tak popieprzone, że nie może się dziać naprawdę, mam nadzieję, że obudzę się z tego koszmaru i nie będę już niczego pamiętał. — Rozmyślał dalej Jan, nie zauważając nawet, że dotarli już na miejsce.

— Jesteśmy. — Odezwał się taksówkarz.

Jan wysiadł z samochodu i z miną przypominającą człowieka podążającego na ścięcie głowy. Zapukał do drzwi.

— Jak dobrze Cię widzieć. — Rzekł w progu Sam, ściskając dawno niewidzianego przyjaciela. — Wchodź i opowiadaj, co się stało, bo z tego, co widzę, poszło grubo, skoro jesteś aż tak roztrzęsiony. Czyżby Maria Cię zostawiła?

— Zostawi. — Odpowiedział.

— Jak to?

— Proszę Cię, nie rozmawiajmy dziś o tym, pozwól mi się tylko napić i przespać, a jutro opowiem Ci wszystko na spokojnie.

— Jasne, oczywiście, chętnie sam się z Tobą napiję w tej ciszy.

Następnego dnia wszystko wyglądało już nieco inaczej w głowie Jana. Mógł już sobie spokojnie poukładać to, co się wydarzyło, wiedział, że tak naprawdę zdjęcia nie mogą go w niczym obciążyć, ponieważ pomimo tego, że był na nich nagi z innym dotykającym go facetem, to jednak do niczego nie doszło. Jego związek i tak rozsypał się jakiś czas temu, więc rozwód będzie tylko wybawieniem dla niego. Tylko po co ten cały cyrk, po co całe zamieszanie i gra?

Pozbierał się z łóżka i zszedł na dół do Sama.

— Cześć.

— Cześć, jak głowa?

— Zastanawiam się, z czego mnie bardziej boli, czy z alkoholu, czy z tego, co wczoraj się wydarzyło.

— No właśnie, opowiadaj, co takiego się stało, że aż do mnie przyjechałeś, przecież mogłeś powiedzieć wszystko przez telefon.

— No raczej o tym nie mogłem.

Jan opowiedział Samuelowi całą historię od początku jego kryzysu w małżeństwie do ostatnich wydarzeń, usprawiedliwiając się przy tym, jak tylko mógł.

— No to nieźle się wpakowałeś, wiesz, że te zdjęcia mogą Ci zaszkodzić? I to nie tylko w małżeństwie, przecież nie wiesz, jak naprawdę zostaną wykorzystane? Jedyne pocieszenie, że nikt nie będzie mógł ich oficjalnie opublikować, by nie zostać samemu zdemaskowanym.

— Przecież to Maria pewnie zleciła. — Powiedział Jan.

— Wiesz, wątpię w tę teorię, wątpię, że byłaby do tego zdolna, to raczej nie ten typ charakteru, choć nie znam jej tak dobrze, jak Ty.

— Początkowo też tak pomyślałem, lecz nie widzę nikogo innego, komu by na takim incydencie zależało.

— Więc rozwiedź się z nią pierwszy.

— Jak to?

— Skoro uważasz, że wszystko wam się sypie, sam szukasz sobie kogoś na boku, czyli pożycia nie macie w ogóle, to po co chcesz się męczyć i narażać na wypłynięcie zdjęć w sądzie. Zaproponuj, że weźmiesz winę na siebie i sprawa ucichnie.

— Jakaś racja w tym jest, znasz mnie, jednak wiesz, że uciekam zawsze od takich spraw.

— Wiem, jednak kiedyś musisz w końcu emocjonalnie stanąć na nogi i zająć się swoim życiem. Nie możesz przez całe życie uciekać przed samym sobą.

— Pojedźmy gdzieś coś zjeść, muszę jeszcze odpocząć od tego, co się wydarzyło, wrócimy do rozmowy później.

— Ok. Jak chcesz.

Odrzekł Sam i zamówił taksówkę.

Usiedli na tarasie w restauracji i czekając na zamówione dania, popijali zimne piwo, zmieniając całkowicie temat rozmowy.

— Powiedz mi, jak Tobie się układa Sam? Ciągle jesteś singlem? Nie myślałeś, żeby się w końcu ustatkować?

— Chciałem nie raz, wiesz, to nie tak, że nie szukam związku. Sam dobrze wiesz, ile kobiet przewinęło się w moim życiu i choć myślisz, że jest inaczej, uwierz mi, z każdą chciałem stworzyć coś poważnego.

— To, co nie wychodziło?

— Myślę, że wiele spraw było nie tak. Po pierwsze wszystkie moje kobiety były bardzo podobne do mojej matki, czułem się przy nich dobrze, lecz po jakimś czasie i one wykorzystywały mnie po całości. Jak wiesz, nie da się tak na dłuższą metę wytrzymać. Najgorsze jest to, że z wiekiem Kobiety, które spotykałem, stawały się coraz bardziej perfidne. Nie dotyczyło to nawet kasy czy komplementów, chodziło im tylko o sex, a gdy tylko chciałem czegoś więcej, zaraz mnie zostawiały.

— Sam widzisz, jakie są kobiety.

— No nie do końca tak, wiesz, fakt, że są takie kobiety, nie oznacza, że dotyczy to wszystkich. Myślę, że sami jesteśmy sobie winni, takie wybieramy. Nauczyłem się żyć samemu, by już więcej nie szukać.

— I jak Ci się z tym żyje?

— Myślę, że doskonale, wszystko, czego potrzebuję do życia mam. Jeśli chodzi natomiast o sex, to przestał być on dla mnie aż taki ważny. Choć nie powiem, że nie ma go wcale, jest, spotykam się z kimś, lecz nic sobie nie obiecujemy i nie oczekujemy, więc nie ma rozczarowań.

— Popieprzone to życie, w żaden sposób nic nie jest normalne.

— Wszystko jest normalne, po prostu trzeba się nauczyć żyć ze świadomością, że za własne błędy odpowiadamy my sami.

— Masz rację, myślę, że nie będę czekał do jutra, sprawdzę pociągi i od razu pojadę pozałatwiać swoje sprawy.

— Poczekaj, daj sobie choć jeden dzień, myślę, że wieczorem możemy podjechać do klubu i trochę się zabawić, rozerwiesz się, zabawisz, nie wiadomo, kiedy znów będziesz miał okazję, jak zacznie się piekło.

— Na szczęście mam pracę i mieszkanie jeszcze po Babci.

— Więc na początek coś już jest, reszta sama się ułoży.

Resztę dnia spędzili na samej rozrywce, zaczynając od wypadu po okolicznych barach, po czym z nowo poznanymi koleżankami z baru zawędrowali do klubu.

To był ten wieczór, o którym John marzył od dłuższego czasu, a na który nie miał do tej pory odwagi. Nic i nikt mu nie przeszkadzał, czuł się znowu wolny jak ptak, który może wszystko, oczywiście w ramach swojego wieku, najmłodszy już nie był, aczkolwiek dziadkiem jeszcze nie został. Przynajmniej nic o takim fakcie nie wiedział.

Szaleństwom nie było końca, więc szykował się ogromny kac zarówno fizyczny, jak i moralny, choć ten akurat jak najbardziej był pożądany dla Johna, starał się, jak tylko mógł, by miał się z czego spowiadać. Upojna, dzika noc przymusiła go do kolejnego dnia pobytu, u przyjaciela i poświęcił ten czas na zregenerowanie sił przed czekającymi go wydarzeniami i przeżyciami.

Następnego dnia, rano, pełen niepewności Jan układał w pociągu scenariusz pierwszego kontaktu z jeszcze jego żoną. Strach paraliżował całe jego ciało, modlił się, aby podróż trwała jak najdłużej. Niestety to, co nieuniknione zbliżało się w jego kierunku z każdą mijaną stacją. Nic bowiem nie trwa wiecznie, a tym bardziej powrót z tzw. delegacji, co było nieuniknione, musiało się stać.

Zdziwił się, jednak gdy w progu powitała go pustka. W domu nie było nikogo. Odetchnął więc z ulgą i w towarzystwie butelki obmyślał dalej scenariusz rozmowy z Marią.

Maria wróciła dopiero wieczorem, a do tego czasu John był już mocno wstawiony.

— Gdzie byłaś?!!!
Głośnym i napastliwym tonem krzyknął John, gdy ta weszła do przedpokoju.

— Nie ma Cię kilka dni i wydzierasz się od razu na mnie za to, że pojechałam do przyjaciółki? — Myślisz, że jesteś Panem domu i możesz wszystko? Mam tego dość, mam dość Ciebie, dość Twojego traktowania mnie i dość Twojego zamykania się i picia, dość Twoich panienek na boku, o których huczy całe miasto i dość już wszystkiego. Jeszcze dziś się wyprowadzam do mamy, dzieci już tam są.

Ogłupiały Jan, stał jak wryty. Nie spodziewał się takiej tyrady oskarżeń, bardziej oczekiwał, że zobaczy swoje nagie zdjęcia w rękach Marii, czy też całej ferajny jej koleżanek, ale nie wziął pod uwagę w żadnym, swoim scenariuszu normalnej, zwyczajnej awantury.

— Dam Ci rozwód.

Wybełkotał, gdy Maria spakowana stała już w drzwiach.

— Co takiego? Ty mi dasz? Od dawna nam się nie układa i od dawna chciałam odejść. Napisałam już pozew jakiś czas temu, jeśli zgadasz się ok, mam tylko nadzieję, że się jutro nie wycofasz. A teraz możesz iść chlać dalej. Wóda po kryjomu i panienki na boku to jedyne, co potrafisz robić w życiu.

Jana zastanowiło w tym wszystkim tylko jedno, skoro mówiła o panienkach to, po jaką cholerę był ten facet w feralnym czworokącie.

Domknął drzwi, które z hukiem trzaśnięte odbiły się od futryny i poszedł dalej zapijać swoje życie, nie wiedząc, co ma z tym wszystkim zrobić.

Rozdział 2

Maria ani przez chwilę nie zamierzała opłakiwać tego, co się stało. Postanowiła zapomnieć o wszystkim i poczuć w końcu, że żyje. Poczuć znów, jak to jest być wolną, choć na małą chwilę. W końcu zdawała sobie sprawę, że nigdy całkiem wolna nie będzie, mając na wychowaniu jeszcze dzieci. A, że dzieci tego dnia były u Babci, to wraz z przyjaciółką Julią, postanowiły dać w końcu upust swoim żądzą i zabawić się wieczorem na całego. Powód do świętowania był, a odpowiedzialność za to, co się stanie, można przecież przełożyć na późniejszy czas.

Nieświadomie nie będąc dłużną ani trochę Johnowi, wylądowały w klubie. Choć czuła jeszcze wewnętrzny opór przed pójściem w tango, to z każdym drinkiem stawał się on coraz mniejszy. Nie zauważyła nawet, że gdy tylko pojawiła się na parkiecie, wokół niej zaczęli się kręcić już faceci. Niczym Sępy krążyli, wpatrując się w nią, jak w swą zdobycz tego wieczora, co rusz któryś próbował zbliżyć się do niej bardziej, lecz Maria jeszcze świadoma, pilnowała bezpiecznego dystansu.

Maria nie należała do kobiet zbyt szybkich, była bardziej typem romantyczki, kobiety, która, zanim umówi się na randkę, musi kogoś poznać. Nie myślała więc o tym, by zmarnować sobie ten wieczór znajomościami, które niczego w życiu oprócz kolejnych problemów jej nie przyniosą.

Tańczyła sama, wolna jak ptak, ciesząc się każdą sekundą, której już tak dawno dla siebie i tylko dla siebie nie miała. Chciałaby trwało to wiecznie i nigdy się nie skończyło. Czas płynął jej tak szybko, że nawet nie zorientowała się, że jej przyjaciółka upolowała już zdobycz i wyruszyła skonsumować nocny związek bez związku. Została więc sama gdy jej przyjaciółka, w objęciach jakiegoś typa, opuściła klub. Nie chciała zostać dłużej, więc zabrała żakiet i torebkę, i udała się w stronę wyjścia. Na całe szczęście miała zapasowe klucze od mieszkania Julii, których używała, gdy tej nie było w domu z powodu częstych delegacji. Nie musiała się zatem obawiać, że dzisiejszą noc spędzi na dworze, bo o powrocie do domu nie było żadnej mowy.

W momencie, gdy wyciągała telefon, by zamówić sobie taksówkę, usłyszała delikatny i opanowany głos za swoimi plecami.

— Może Cię podwieźć?

— Nie, dziękuję.

Odparła oburzonym tonem.

— Spokojnie, pracuję tutaj, zapytałem tylko z grzeczności, ponieważ jest dosyć późno, a widzę, że chyba nie za bardzo pasujesz do tego klimatu.

— Skąd taki wniosek? Może nie jestem stąd i bawię się w klubach często, skąd Ty możesz wiedzieć?

Odpowiedziała Maria oburzona zarozumiałością nieznajomego.

— Co jak co, ale znam się na ludziach, jestem DJ-em od 20 lat i potrafię rozpoznać kogoś, kto jest pierwszy raz lub dawno tu nie zaglądał.

— Mądrala się znalazł, nawet nie wiesz, czy jedziemy w tym samym kierunku.

— Spokojnie nikt za mną nie płacze w domu.

— A jaką mam gwarancję, że nic mi nie zrobisz?

— Żadnej, za to o tej godzinie na taksówkę trzeba długo poczekać, a jak dłużej postoisz, to masz gwarancję, że na pewno coś Ci się stanie.

— Dobrze, ale siadam z tyłu.

— Ok. Ok. Proszę Pani.

— Na Małachowskiego 4 proszę, jeśli można.

— Oczywiście, że tak.

Maria wsiadła do samochodu. Nie czuła wcześniej, że alkohol w jej ciele tańczy jeszcze na całego. Zmęczona, znużona i pijana po chwili zasnęła. Obudziło ją dopiero lekkie szturchnięcie.

— Cholera, co się stało?

— Nic, zasnęłaś.

— Jak to zasnęłam? Gdzie ja jestem? Co ty chcesz mi zrobić?

— Spokojnie, jesteśmy pod adresem, o który poprosiłaś.

— Przepraszam, chyba mam dziś zły dzień.

— Nie przepraszaj, tylko po prostu się wyśpij i odpocznij, a jak tylko dojdziesz do siebie i będziesz chciała porozmawiać, to zadzwoń lub napisz do mnie, tu masz mój numer.

— Ok.

— A tak w ogóle, to jestem Piotr.

— Maria, miło mi i jeszcze raz przepraszam za zachowanie. Zadzwonię, jestem Ci coś winna za podwiezienie.

— Nic nie jesteś mi winna, gdybym nie chciał, nie zabrałbym Cię.

— Dobranoc.

Już świtało, gdy Maria dotarła pod dom przyjaciółki, podwieziona przez nieznajomego, więc niewiele mówiąc, poszła od razu spać. Gdy się obudziła, Julki jeszcze nie było. Rozglądając się po mało uporządkowanym mieszkaniu i widząc siebie w lustrze, szybko zrozumiała, że takie życie nie jest dla niej. Nawet najlepszy taniec za cenę kaca i nieprzespanej nocy nie jest tego wart. Choć dzieci są już na tyle duże, że zajmują się same sobą, to jednak woli pozostać w stanie nienaruszającym jej poczucia moralności.

Wszystko pięknie, lecz życie to życie, a te przed nią stawiało nowe zadania. Musiała rozwiązać sprawę wspólnego mieszkania, a że Jan miał jeszcze mieszkanie po Babci, więc z góry został skazany na przeprowadzkę.

Zadzwoniła do niego i stanowczym tonem dała mu jeden dzień na nią. Ten nie protestując, aby nie pogorszyć już i tak skomplikowanej dla siebie sytuacji, zgodził się bez dyskusji.

Po powrocie do domu, życie Marii nabrało innego wymiaru. Wiedziała, że wszystko, co do tej pory było walką, pomiędzy nią a Janem odeszło i spokojnie bez stresu może zająć się domem, pracą i dziećmi. W końcu one też miały problemy, z którymi do niej przychodziły, a na które w tej całej nerwowej atmosferze w domu, do tej pory nie miała ani siły, ani chęci. Życie Marii nabrało domowego tempa, wszystko to, co do tej pory robiła z niechęcią, pogrążona w niebycie małżeństwa, teraz wykonywała z pieczołowitą dbałością, wiedząc, że robi to dla siebie i nikt nie będzie jej za nic krytykował.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 29.61
drukowana A5
Kolorowa
za 53.96