Bariera
Kulił się jak zmarznięta owca. Chłonął to, co z zewnątrz, płynął, taplał się w zapachu okolicy. Wąchał, wchłaniał jej tożsamość, drażnił nozdrza jej bytem. Tak rozpoczynał medytację, nie potrafiąc przejść z fazy pierwszej do drugiej.
Metal dźgał go w czuprynę, stale zmieniające się światła odbijały się, jak tło wychodzące na pierwszy plan. Zamknięte oczy nie chciały przestać odbierać bodźców. On zaś nie potrafił wejść we własną skórę, znaleźć swoją istotę, utożsamić się z własnym ja.
Tak minęła pierwsza godzina. Ustrojstwo na jego głowie miało zaognić fale mózgowe i pozwolić dotrzeć dalej niż kiedykolwiek indziej.
Rozmawiał z innymi, którym podobno się udało znaleźć siebie. Mówili, że błąkali się po bezdrożach kosmosu, że wreszcie stawali się naprawdę sobą, że przybyli odmienieni, zaznajomieni z własnymi potrzebami, marzeniami, możliwościami. Ich życia zmieniały się diametralnie. Jedni szli za głosem pieniędzy, inni wręcz odrzucali posiadanie, lecz wszyscy mawiali, że spełniają się, że są sobą, że tak właśnie zawsze chcieli żyć.
Też pragnął osiągnąć równowagę. Oddał swój cały majątek, po to, by dotrzeć do celu. Znaleźć siebie, przestać bać się jutra, zacząć wreszcie żyć pełną piersią.
Medytacje bywały proste, trudne, wyczerpujące i nie. Zależnie od pacjenta każdy reagował na nie inaczej. Przyspieszanie fal mózgowych miało na celu umożliwienie dotarcia umysłem poza granice poznania. Opowieści snute przez pacjentów tego luksusowego kurortu były jak fantastyka, czy historie sci-fi. Zdarzało się nawet w kilku przypadkach na milion, że osobnicy zdobywali nadludzkie zdolności. Taka sesja mogła skończyć się na wiele sposobów, lecz rzadko kończyła się sukcesem przy pierwszych próbach.
Podobno sceptykom trudno jest się odblokować. Sesje są jeszcze bardziej wyczerpujące, gdy nie rozumiesz, co chcesz osiągnąć. Tylko nieliczni potrafią bezproblemowo przejść z fazy pierwszej do drugiej, do zagłębienia się w swojej istocie.
On już wielokrotnie próbował. Nie potrafił znaleźć siebie w tym całym gąszczu doznań, które do niego docierały. Skupić uwagi na sobie, ukierunkować myśli na siebie samego. Zawsze ciekawiło go to, co dzieje się poza nim, zawsze zajęty był innymi, oddawał się innym. W domu, w pracy pielęgniarza, którą wykonywał przez lata po ukończeniu szkoły, w firmie, którą prowadził później. Która z małej rodzinnej firemki urosła do miana najważniejszego kontrahenta w mieście. Przyniosła mu bogactwo i możliwości. Ale nawet wtedy nie zajmował się swoimi sprawami, tylko tworem, który rozrastał się w tempie, którego już sam nie potrafił kontrolować.
Oddał wszystko. W wieku 52 lat chciał odnaleźć wreszcie wewnętrzny spokój, harmonię, której nigdy nie potrafił osiągnąć.
Zdenerwowany wieloma już niepowodzeniami nie miał do czego wrócić. Gdyby było inaczej, już dawno by zrezygnował. Tkwił tam od roku, a sesję powtarzał w każdym miesiącu.
W jego przypadku wyczerpanie po sesjach było wielkie. Miał mdłości, zawroty głowy, tracił percepcję, nie potrafił skupić uwagi i tracił równowagę. Potem nastawały dni wyczerpania, zmęczenia, które towarzyszyło przez cały długi dzień, którego wieczorny sen nie potrafił uśmierzyć. Gdy wreszcie dochodził do siebie, miał kilka dni na regenerację przed kolejną sesją. I tak w kółko.
Pozostało mu 12 sesji. Miał jeszcze rok, zanim będzie musiał opuścić to miejsce. 12 sesji, jeżeli wszystko pójdzie tak, jak dotychczas, lecz on czuł, że coraz gorzej znosi każdą z nich. Że coraz trudniej jest mu wrócić do normalności. Zregenerować się po całym tym zabiegu.
Żarcie było podłe, kwatera 2X3 metry, kilka półek na ubrania. W kurorcie było wiele atrakcji, ale on pamiętał raczej cztery ściany i bliskie spotkania z sedesem. Mało miał dni, kiedy mógł pocieszyć się luksusem tego ośrodka. Luksusem, za który tak drogo zapłacił.
Medykamenty po pewnym czasie pozwalały powstrzymać mdłości i inne objawy. Utracił jednak już prawie połowę swej wcześniejszej wagi. Z 90 kilowego, silnego mężczyzny stał się ledwo chuchrem, cieniem samego siebie. Początkowo był gotowy na wszelkie poświęcenia.
Próbował skupić swoją uwagę na sobie. Czuł, że dotyka płaszczyzny, przez którą ma się przebić. Jego myśli sunęły z prędkością światła. Widział już tę barierę. Stawała się namacalna. Stał przed nią, niemal dotykał otwartą dłonią. Bał się, co zobaczy po drugiej stronie. Co go tam czeka? Jakie życie sam sobie wymarzył? Kim tak naprawdę jest? Co go tu przywiodło? Co jest powodem porzucenia wszystkiego, na czym mu zależało? Wyrzeknięcia się całego majątku?
Wszystko zniknęło. Wiedział, że wymiotuje. Z trudem otworzył oczy. Był tak blisko. Nie dowiedział się, co było dalej. Położył się. Światła przestały grać na kurtynie powiek.
— Baterie się wyczerpały. Akumulator stracił moc. Trzeba będzie powtórzyć tę sesję jeszcze raz Panie Sand. Przykro mi, że tak wyszło. Czy tym razem udało się Panu zagłębić dalej?
Nie miał siły odpowiedzieć. Czuł mdłości. Nie potrafił wstać, ruszyć najmniejszym palcem u dłoni. Był wyczerpany. Stracił przytomność.
Bariera 2
Przemierzam chłód wyobraźni, który swym ciałem kładzie się pod powieki w czeluść umysłu. Jestem tylko bodźcem, tylko kroplą. Kładę się do snu, by znów dostać się tam, gdzie moje pragnienia, mają jakiś namacalny sens. Gdzie mogę być taki jak wyśniony Stwórca, lecz czasem wśród wciąż nieprzychylnych tworów. Nie zawsze da się nad tym zapanować. Czasem sen bierze się za mnie, a nie ja za niego.
Gdy narkotyk ulatnia się z krwi, nic już nie jest takie, jak być powinno. Zalegalizowali “magiczny sen” i pozwolili ludziom mieć nadzieję na lepszą przyszłość. Lecz to tylko złudzenie, które zabiera nam w rzeczywistości to, co dla nas najcenniejsze być powinno. Zabiera realizm, rzeczywistość. Wchłania ją i pozbawia sensu.
Teraz wielu żyje jak prawdziwe, chodzące zombie, które tylko łaknie zarobić kolejny grosz na swoje używki. Świat stanął na głowie, ale ja się na to godzę, jak wielu innych. Są tacy, którzy w życiu zrobili sobie sen. Żyją jak królowie w swoich apartamentach, zarabiają na ludzkiej głupocie i naiwności.
Po drugiej stronie bariery jesteśmy my. Tacy sami, lecz zupełnie inni. Zrobiliśmy sobie życie we śnie. Wstrzykujemy narkotyk i jesteśmy bogami. Wracamy do prawdziwych żywotów, na bardzo krótkie chwile, by mieć okazję poczuć na własnej skórze, ile to wszystko kosztuje.