E-book
1.58
drukowana A5
28.47
Bałwan atakuje

Bezpłatny fragment - Bałwan atakuje

Powstrzymać lawinę


Objętość:
157 str.
ISBN:
978-83-8155-478-7
E-book
za 1.58
drukowana A5
za 28.47

Wstęp

Hen, hen, daleko, gdzieś pośród buszów tak gęstych, że przedrzeć się przez nie nie może nawet promieniowanie gamma, leżała sobie rozległa dolina, porośnięta trawką i kwiatami. Nic nie byłoby w niej nadzwyczajnego, gdyby nie jej mieszkańcy, którzy wzięli się niewiadomo skąd i niewiadomo po co. Ale mniejsza o to, ustalenie pochodzenia tych dziwnych stworów to już działka dla naukowców. Ten odizolowany zakątek Ziemi zamieszkiwało mnóstwo różnych gatunków, które żyły ze sobą w harmonii i spokoju. Jeżeli myślicie, że było tak zawsze, to się grubo mylicie! W dawnych czasach w dolinie co rusz wybuchały krwawe konflikty, których podłożem były najczęściej całkiem błahe sprawy. Przypominam sobie, jak niegdyś dwaj słynni w okolicy Trupkowie pokłócili się o to, kto zerwie ostatnie jabłko z drzewa Żerdlaskner, które zasadzono, jak głosi legenda, w pierwszych latach istnienia osady. Kiedy to dokładnie było i kto zasadził drzewo, tego niestety nikt nie pamiętał. No cóż, pamięć, tak samo jak i inteligencja, nie należała do mocnych stron mieszkańców doliny. Ale wracając do sporu Trupków: przez miejsce, gdzie od wieków rosła jabłoń, miała przebiegać autostrada. Dlaczego ustalono, że miała przebiegać dokładnie tamtędy, tego też już chyba nikt nie pamiętał. W każdym razie ściśle trzymano się planów i drzewo postanowiono odesłać w zaświaty. Trupkowie wierzyli w to, że osoba, która zerwie ostatnie jabłko z Żerdlaskneru, będzie przez mieszkańców doliny obdarzona chwałą i szacunkiem. Jak przebiegała wojna, tego nie będę wam teraz mówił, w końcu nie ona jest tematem tej bajeczki. Uświadomię was tylko, że była to krwawa rzeź, jaka wam się zapewne w życiu nie śniła i jakiej nie widzieliście nawet w najnowszej wersji Dooma.

A propos Trupków, warto wspomnieć, iż mówią oni we własnym, choć zrozumiałym dla reszty obywateli języku.

Konflikt zakończył się tak, że nim rozstrzygnięto spór, jabłko zostało przez kogoś skradzione w pewną bezksiężycową noc… Nad rankiem dnia następnego Trupkowie ze zdziwieniem spostrzegli, że nie ma sensu już dalej toczyć kampanii i podpisali pokój.

Od tego czasu dolina jeszcze wielokrotnie była świadkiem sporów, kłótni, zaciekłych batalii, rozlewów krwi. Jednak odkąd na kamiennym tronie zasiadł Kuba Zdechlak, nastał czas pokoju. Władca rządził sprawiedliwie, rozstrzygał wątpliwe spory, z powodzeniem starał się utrzymać ład i porządek. A było to już ładne parę lat temu. Za jego panowania dolina otrzymała nazwę Harmonella (nie mylić z salmonellą). No cóż, wcześniej jakoś nikt nie wpadł na pomysł, by nadać nazwę swojej ojczyźnie.

W Harmonelli przez okrągły rok panowało lato. Temperatura nigdy nie spadała poniżej 15 stopni Celsjusza. Bez wielkiego nakładu pracy otrzymywano wysokie plony. Żniwa odbywały się zwykle cztery razy w roku.

Scena I

W dolinie kończyły się właśnie zbiory. Na centralym, wybrukowanym placu, na swoim kamiennym tronie siedział władca i odbierał sprawozdanie dotyczące wysokości plonów.


Kurczak sekretarz: Królu, nie raczyłbyś rzucić szanownym okiem na raporcik?


Kuba Zdechlak: Haha, haha, dobry żart. Naprawdę ci się udał, Kurczaku sekretarzu.


Kurczak sekretarz: Wasza wysokość wybaczy, ale ja nie żartowałem.


Kuba Zdechlak: Hohohoho, hehe, no nie, ten był jeszcze lepszy! Skąd ci do głowy przychodzą takie świetne kawały. Będę się musiał zastanowić, czy nie zwolnić nadwornego błazna i nie powierzyć tobie tej zaszczytnej posady.


Kurczak sekretarz: Pozwolisz sobie, jaśnie panie, wytłumaczyć, że ja naprawdę chcę Waszej Ultrawielmożności przedstawić sprawozdanie z kwartalnych plonów. Proszę przeczytać.


Kuba Zdechlak: Łohohohoho, przestań, przestań, bo dostanę zawału ze śmiechu.


Kurczak sekretarz: Kurrrka wodna! Słuchaj no królik, nie wkurzaj mnie, bo se sam bedziesz łaził po tych ugorach i raporty spisywał!


Kuba Zdechlak: Ale ja nie chciałem, myślałem, że naprawdę żartujesz.


Kurczak sekretarz: I niech ci do tej pustej pały wreszcie trafi, że jak coś do ciebie mówię, to nie żartuję. Zrozumiane?!

(otwiera się właz do kanalizacji, pojawia się sufler)


Sufler: Przepraszam, ale panom się chyba odrobinę role pomyliły.


Kurczak sekretarz: A tak, rzeczywiście, to kwestia z zupełnie innej bajki. Przepraszam najmocniej.

(Sufler znika w kanalizacji i zamyka za sobą właz)


Kurczak sekretarz: A więc może pozwoli wasza wysokość, że odczytam na głos informacje, które z trudem zbierałem ku chwale naszego państwa.


Kuba Zdechlak: Chętnie posłucham.


Kurczak sekretarz: A więc wedle najlepiej opracowanych danych ten kwartał był dla nas najlepszy od dziesięciu lat. Zebraliśmy ponad 200 ton zboża, 150 ton owoców, 125 ton warzyw.


Kuba Zdechlak: Będzie wyżera. To chyba dzięki zastosowaniu tego nowego nawozu z…

(Kurczak sekretarz przerywa w tym momencie)


Kurczak sekretarz: Nie musi król mówić z czego. Sam dobrze o tym wiem, gdyż sam go wynalazłem.


Kuba Zdechlak: Większe plony oznaczają większe zadowolenie poddanych, a to z kolei wiąże się z większym poparciem dla mnie. Jak ja to lubię mówić!


Kurczak sekretarz: Niestety królu, mamy też złe wiadomości.


Kuba Zdechlak: Poczekaj! Każę najpierw służbie przynieść defibrylator, jakbym przypadkiem dostał zawału.


Kurczak sekretarz: De… co?! Od kiedy to, wasza wysokość, nasze królestwo jest w posiadaniu takiego urządzenia. Przecież u nas się tego nie produkuje, a jest ono warte, za przeproszeniem, kupę kasy.


Kuba Zdechlak: Ależ chyba nikt z poddanych nie chciałby, żeby król nagle odszedł z tego świata w wyniku zawału. Z tego oto powodu zafundowałem sobie, tzn. całemu naszemu państwu, defibrylator.


Kurczak sekretarz: Czy można wiedzieć za ile dokładnie?


Kuba Zdechlak: Ja może powiem to w miarę zwięźle. Za ów wynalazek oddałem królowi sąsiedniego państwa Republik Chinacing, wielkiemu Łubudubu, połowę naszego państwa.


Kurczak sekretarz (do siebie): To na pewno tylko sen, to na pewno tylko sen…


Kuba Zdechlak: Mieszkańcy południowej części naszej doliny będą mieli czas do końca tego miesiąca, by przenieść się ze swoim dobytkiem do północnej części Harmonelli. Trzeba będzie ich trochę popędzić. Ale spokojnie, powie się dowódcy armii, on wszystko ładnie, delikatnie załatwi.


Kurczak sekretarz: Ale przecież my, królu, nie mamy armii!


Kuba Zdechlak: Mniejsza z tym. Król Łubudubu oświadczył też, że chętnie zwróci nam zakupioną ziemię, jeżeli zgromadzimy 300 000 ton zboża i przekażemy mu ten, jak sam to określił „skromny podarunek”. Nieprawdaż, że spoko z niego gościu?


Kurczak sekretarz (do siebie) Spokojnie kurczę, to musi być tylko straszny, koszmarny koszmar. Przeczekaj to, za niedługo się obudzisz.


Kuba Zdechlak: Błazen, przynieś igłę! Nastała nagła potrzeba.

(błazen, który do tej pory był słabo zauważalny, wychodzi, po chwili wraca i kłuje

Kurczaka sekretarza igłą)


Kurczak sekretarz (do siebie): A więc to nie był sen, naprawdę mamy takiego głupiego króla!


Kuba Zdechlak: Czy mnie się coś przesłyszało?


Kurczak sekretarz: Mówiłem, że korona pasuje ci jak ulał, królu!


Kuba Zdechlak: Też tak sądzę. Aha, zdaje mi się, że miałeś dla mnie jakieś niezbyt dobre wieści, prawda?


Kurczak sekretarz: To fakt. Zagraniczna prasa donosi, że dzisiaj o świcie, dokładnie o 4:45,Republik Chinacing zostało zaatakowane przez lodowego szatana, znanego jako bałwan saBiszczot i jego armię snowmanów!


Kuba Zdechlak: No coś ty?!


Kurczak sekretarz: To niestety prawda.


Kuba Zdechlak: Wiesz coś więcej? Nawijaj dalej!


Kurczak sekretarz: saBiszczot jest bezwzględnym potworem, którego nie obchodzi nic innego oprócz zdobywania terytoriów i torturowania ich mieszkańców. Jak na razie żaden z krajów, zaatakowanych przez to monstrum nie zdołał się obronić. saBiszczot nie zna słów humanitaryzm ani łaskawość. Tam, gdzie się pojawia, nastaje zima, przeszywający mróz! Wszystko zamarza! Giną rośliny, które nie są się w stanie tak szybko przystosować do zmieniających się nagle warunków, umierają z głodu zwierzęta, które nie miały szans zgromadzić zapasów. Jednym słowem: APOKALIPSA!


Kuba Zdechlak (cmokając):Ale właściwie, to co nas to wszystko obchodzi. saBiszczot atakuje Republik Chinacing, a my jesteśmy od tego państwa odgrodzeni buszem tak gęstym, że nie przecisnęło by się przez niego na drugą stronę nawet promieniowanie gamma.


Kurczak sekretarz: Jest tylko jeden problem. Królu, przed chwilą powiedziałeś mi, że sprzedałeś monarsze Łubudubu połowę naszego państwa. To znaczy, że jeżeli tylko będzie chciał, to ma prawo ukryć się przed wrogiem na terenie naszej doliny razem ze swoimi poddanymi. A saBiszczot może pragnąć dostać go w swoje ręce. W takim wypadku zawita i do nas!


Kuba Zdechlak: Ale przecież mamy dookoła siebie ten busz tak gęsty, że nie przedostałoby się przez niego nawet promieniowanie gamma!


Kurczak sekretarz: A słyszała wasza wysokość kiedykolwiek o drodze lotniczej?


Kuba Zdechlak: Drodze lotniczej? Coś tam kiedyś słyszałem. Muszę nie bez dumy przyznać, że bywałem to tu, to tam, co nieco słyszałem, co nieco widziałem…


Kurczak sekretarz(przerywając królowi): Skoro król Łubudubu wraz z tą swoją hołotą może do nas przybyć drogą lotniczą i skoro my w ten sposób komunikujemy się ze światem zewnętrznym, to dlaczego nie mógłby zrobić tego bałwan saBiszczot! Prawdopodobnie gęsty busz zniechęciłby tego potwora do sprawdzenia, co znajduje się dalej i za pewne uznałby on, że nie warto się zapuszczać w jego głąb, ale gdy zauważy nagłe zniknięcie większości swoich potencjalnych niewolników (czyli mieszkańców Republik Chinacing), nie omieszka zainteresować się tym, czy aby na pewno gęsty busz nie stał się kryjówką dla Łubudubu.

Scena II

Mieszkańcy Chinacing: Aaaaaaaa!


A tymczasem armia saBiszczota wkroczyła już do położonej nieopodal południowej granicy kraju stolicy Chinacing, Pekarin, wywołując tam powszechną panikę i zamrażając wszystko dookoła.


Bałwany (z początku cicho, następnie coraz głośniej i aż do końca sceny): Ave saBiszczot!

Scena III

Bartek Trupek: Gafem gelmesze! (napisy: Kawę, kelnerze!)


Bartek Trupko: Tra nmje deszcz! (napisy: Dla mnie też!)


Kelner: Przykro mi, ale kawy wystarczy już tylko na jedną filiżankę.


Bartek Trupek: Odżyfiździe tra nmje! (napisy: Oczywiście dla mnie!)


Bartek Trupko: Zdur byzg, gulfa! Tra nmje! (napisy: Nieprawda, dla mnie!)


Chińczyk: I tak to w kawiarni zwanej „Cztery trupy”

Po gębach zaczęły okładać się głupy.


Snopki chórem: Po gębach zaczęły okładać się głupy.


Słonik (zabierając kawę): A kawa i tak moja!


Kelner: E, ty, włochaty! Kasa!


Słonik: Obrażam się na ciebie!(wychodzi)


Miś: Ty, Panda, wiesz, co to za jeden ten sss-sa-BBi-szsz-czot?


Panda: A co?


Miś: A bo przeczytałem w „Niuspapierze”, że…


Panda: Chwila, chwila! Ty umiesz czytać?


Miś: A, Steguś mnie kiedyś nauczył. A, właśnie! Przeczytałem, że to taki jeden wlazł do Chinacingu.


Panda: A, to pewnie jaki plantator ryżu!


Miś: Czyli ta armia, o której tu pisze, to taka alegoria. Tak naprawdę to pewnie ziarna ryżu!


Panda: Jaka armia?!


Poseł (nagle wchodzi z hukiem otwierając drzwi): Złe wieści! SaBiszczot jest już niedaleko! Potrzebujemy śmiałka, który uratuje nas przed tym tyranem!


Panda (do Misia): Idź! Zawsze znałeś się na marketingu.


Poseł: Czy jest ktoś taki?


Miś: Ja!


Wszyscy chórem (poza Misiem, Posłem i Pandą): On?!


Miś: Tak, ja!


Steguś (podchodzi do misia i przykłada mu rękę do czoła): Cóż, nie masz gorączki!


Poseł: Zatem chodź, śmiałku!


Steguś: Idź w pokoju Chrys…


Mr Dinko: Steguś, oszczędź sobie! Ten komentarz naprawdę nie jest niezbędny!

Scena IV

Gwardzista: Królu, wrócił poseł!


Kuba Zdechlak: Wprowadzić!


Poseł: Przedstawiam królowi naszego śmiałka.


Miś (machając ręką): Hejo!


Kuba Zdechlak (poprzednio uderzając się ręką w czoło): Szukałem woja, a nie błazna! Błaznów ci u nas dostatek! No dobra, niech będzie! Obywatelu, przedstaw mi swoje CV!


Miś: Ja nie jestem siwy!


Kuba Zdechlak: Ech! Chodziło mi o życiorys.


Miś: Rysunek? Hurra! Rysunek!


Kuba Zdechlak: Nie o to mi chodziło! Opowiedz mi coś o sobie.


Miś: A więc tak… hmm… jestem misiem, mam 4 łapki, lubię miodek, jestem fioletowy…


Kuba Zdechlak: Czy to był jedyny chętny, pośle?


Poseł: Niestety!


Kuba Zdechlak: Cóż, będziemy chyba musieli sprowadzić mu do pomocy kogoś z zagranicy.


Miś: A dostanę miodek?


Kuba Zdechlak: Dobra, dostaniesz dożywotnią dostawę, jeśli pokonasz saBiszczota.

Scena V

Józef Nieśmiały (nieśmiało puka do drzwi, po czym wchodzi): Wwwittam Wwaszą Wyssokość. Nazzywam ssię Jjjózzef Nieśmiałły.


Kuba Zdechlak: Czy jesteś jednym ze śmiałków, którzy chcą wypędzić saBiszczota z Harmonelli?


Józef Nieśmiały: Szszczerzrze mówwiącc, jjjestem nnieśmiałły.


Kuba Zdechlak: Co chciałbyś mi powiedzieć o sobie?


Józef Nieśmiały: Mmmusszszę do toallety!


Kuba Zdechlak: Pierwsze na lewo.


Józef Nieśmiały: Dzdzdziękkujję!


Kuba Zdechlak (po wyjściu Józefa): No i jak, sekretarzu?


Kurczak Sekretarz: Beznadziejny!


Kuba Zdechlak: Też tak sądzę. Następny!


Kozak Jewicz: Witajże, królu Harmonelli!


Kuba Zdechlak: No, ble, ble. Jak się zwiesz, przybyszu, i skąd pochodzisz?


Kozak Jewicz: Jam jest Kozak Jewicz, a oto mój herb rodowy(pokazuje tarczę z gestem Kozakiewicza).


Kuba Zdechlak: Dobra, rozumiem! A jakie masz osiągnięcia?


Kozak Jewicz: Jestem wspaniale wysportowany! Zdobyłem już w swym życiu niejeden medal w skoku wzwyż!


Kuba Zdechlak: I na jednym z meeting’ów skręciłeś sobie kostkę?


Kozak Jewicz: Proszę?


Kuba Zdechlak: Widzę, że utykasz.


Kozak Jewicz: A, nie! To mnie mrówka w palec u nogi ugryzła!


Kuba Zdechlak: Aha! Dobra, to na razie tyle! W razie czego dam ci znać!


Kozak Jewicz: Niech step będzie z tobą!


(Kuba Zdechlak trzykrotnie cmoka, przy tym kręcąc głową)


Kuba Zdechlak: Następny!


Zdzichu the Pooh (otwierając z hukiem drzwi): Yo, ziom!


Kuba Zdechlak: Kimże ty jesteś, że śmiesz tak do mnie mówić?!


Zdzichu the Pooh: Jestem Zdzichu the Pooh, ostatni ze słynnego rodu Puchatków, prawnuk Kubusia. Mam doświadczenie ze słasicami i łoniami i, w przeciwieństwie do ciebie, nie boję się jakiegoś tam śniegowego bałwanka!


Kuba Zdechlak: Idź precz, ty niewychowany troglodyto!


Zdzichu the Pooh: Nie chcesz, to nie! Łachy mi, ziomal, nie robisz!


Kuba Zdechlak: Czy został ktoś jeszcze?


Kurczak Sekretarz: Już tylko niejaki Olek Atleta.


Kuba Zdechlak: Właź!


Olek Atleta: Witaj, Wielmożny Panie! Zwę się Olek Atleta i jestem doświadczonym wojem. Życzysz sobie abym poskromił smoka, nieprawdaż?


Kuba Zdechlak: Z tą różnicą, że to bałwan, a nie smok i nie zieje ogniem lecz lodem.


Olek Atleta: Jestem do Twoich usług, Panie!


Kuba Zdechlak: Wyjdź, proszę, i poczekaj na werdykt!


Kuba Zdechlak (szeptem): Bierzemy go!


Kurczak Sekretarz: No, nie wiem! Coś mi się wydaje, że on jest jakiś podejrzany. Dla pewności poczekajmy jeszcze dwa lata!


Kuba Zdechlak: Milcz! Bierzemy go i już! Olek Atleta! Jesteś przyjęty!


Olek Atleta (wchodząc, kłania się): Dzięki Ci, królu!


Kuba Zdechlak: Pośle, przyprowadź naszego „śmiałka”!


Kilka minut później…


Miś: O, królcio! Heja!


Kuba Zdechlak: Misiu, poznaj swojego nowego towarzysza, Olka Atletę.


Olek Atleta: Witaj! Miło mi cię poznać!


Miś: Cześć! Daj co zjeść!


Olek Atleta: Spokojnie! Najpierw chodźmy dowiedzieć się czegoś o tym bałwanie.


Kuba Zdechlak: Chętnie udostępnię wam moją bibliotekę! Brutus, przynieś klucz do biblioteki!


Brutus (kaszląc): Proszę, królu!

(wychodzi)


Kuba Zdechlak: Chodźcie! Zaprowadzę was!

(wszyscy opuszczają salę, idąc za królem)

Scena VI

Olek Atleta (przeglądając encyklopedię): Sabat… Sabaudia… O, jest! saBiszczot!


Miś: Co pisze?


Olek Atleta: Starożytny jasnowidz Azorus przepowiadał pojawienie się na południu bałwana imieniem saBiszczot. Miał on niszczyć wszystko dookoła siebie, zamieniając to w śnieg i lód. Jedyny sposób pokonania go znał tylko Azorus.


Miś: CO?!!! To to nie jest plantator ryżu!


Olek Atleta: Co ty bredzisz?!


Miś: Koleżanka mi tak mówiła!


Olek Atleta: Znajdź sobie lepiej jakieś inteligentniejsze towarzystwo! Mniejsza z tym. Musimy znaleźć sposób, by skontaktować się z Azorusem.


Miś: Ale jaki?


Kuba Zdechlak: Jak na potężnego władcę przystało, mam na swym dworze wybitnych uczonych. Zaraz ich zawołam. Wykształciuchy, chodźcie tu!


Uczeni: O co chodzi, panie?


Kuba Zdechlak: W jaki sposób można skontaktować się z niejakim Azorusem?


Uczony 1: Z tym prorokiem?


Kuba Zdechlak: Owszem.


Uczony 1: W mych księgach nic o tym nie pisze.


Uczony 2: Ani w moich.


Kuba Zdechlak: A ty, Spaślakasie, znasz jakiś sposób?


Uczony 3: Będę potrzebował na to gdzieś około dwóch lat.


Olek Atleta: Dwóch lat?! My nie mamy tyle czasu! Trzeba działać szybko!


Kuba Zdechlak: Czyli jesteśmy skazani na własne umysły.


Miś: Chyba nie! Mam znajomego mędrca, może on coś poradzi!


Olek Atleta: Ruszajmy więc!

Scena VII

Olek Atleta: Więc twierdzisz, Stegusiu, że trzeba odprawić seans spirytystyczny?


Steguś: Chyba to jedyne rozwiązanie. Królu, czy mógłbyś zlecić swemu poddanemu, by przyniósł świecę?


Kuba Zdechlak: Oczywiście. Brutus!!! Przynieś świecę!


Brutus (podając świecę): Proszę.


Kuba Zdechlak: A teraz idź precz, bo wytwarzasz negatywną energię!


Steguś: Bardzo proszę o ciszę. O, wielki Azorusie, przybądź tu! Potrzebujemy twej rady.


Duch Azorusa: Czy to wy mnie wołaliście?


Steguś: Tak.


Duch Azorusa: W czym rzecz?


Steguś: Przeczytaliśmy, że tylko ty wiesz, jak pokonać saBiszczota. Proszę, pomóż nam!


Duch Azorusa: Przepowiednia brzmi: „Antyśniegiem uderz w zwierciadło, a poskromisz gadzinę imieniem saBiszczot.”


Kuba Zdechlak: Jaki antyśnieg? Oco chodzi?


Duch Azorusa: Przykro mi, ale czas mojej wizyty się już kończy. Żegnajcie!


Steguś: Azorusie, poczekaj! Odleciał.


Olek Atleta: O co chodzi w tej zagadce? I co to jest antyśnieg?


Miś: Albo zwierciadło?

Scena VIII

saBiszczot: Gdzie się ta hołota podziała?!


Bałwan: Wasza Wysokość raczy spojrzeć na ten busz tak gęsty, co to przez niego i promieniowanie gamma by nie przeszło.


saBiszczot: Sugerujesz, że oni tam wleźli?


Bałwan: Nie sądzę, by zdołali się przecisnąć, ale mogli nad nim przelecieć.


saBiszczot: Szykować helikoptery! Ale to już!

(na końcu saBiszczot z poddanymi odlatuje)

Scena IX

Zajączek (patrząc przez lornetkę): Ale zajęcisty dzionek! W sam raz na podziwianie przyrody! A cóż to?! Chyba jakiś piesek błąka się po dolinie. Pójdę go zobaczyć!


(Zajączek biegnie w kierunku Saby)


Zajączek: Cześć, jestem Zajączek! A ty?


Saba (nieśmiało): Saba.


Zajączek: Co ty tutaj robisz?


Saba: Chodziłam sobie po lasku, kiedy nagle zaatakowało mnie stado wilków. Uciekałam i uciekałam, aż dotarłam tutaj.


Zajączek: Ale jak przeszłaś busz, który jest tak gęsty, że zatrzymałby nawet promieniowanie gamma?


Saba: Nie pamiętam.


Zajączek: Chodź! Zapoznam cię z tutejszymi mieszkańcami.

Scena X

Zajączek (wchodząc z Sabą): Towarzysze, poznajcie nową mieszkankę Harmonelli, Sabę!


Mr Dinko: Hm… Z czymś mi się to imię kojarzy.


Bartek Trupek: Do bszedza zaPjiżdżod! (napisy: To przecież saBiszczot!)


Hałba Haubica: Paszoł won, śmierdzący kundlu! Jam jest Hałba Haubica i to mój teren!


Bartek Trupek: Dzo, gulfa?! (napisy: Że co?!)


Hałba Haubica: To znaczy, po części mój. W każdym razie wypad z kawiarni!


Zajączek: Spokojnie, dajcie jej szansę! W gruncie rzeczy to sympatyczna psinka.


Mr Dinko: Zająk, nie daj się zwieść temu bałwanowi!


Zajączek: Ależ Mr Dinko, Saba to nie bałwan.


Hałba Haubica: Za to ty owszem!


Snopek z Tajlandii: Oj, Zajączku nasz ty głupi!


Snopek z Chin: Ten bałwan już ci mózg złupił!


Hałba Haubica: Tak! I albo wygonisz stąd to skupisko pcheł, albo my wygonimy stąd ciebie!


Zajączek: Chodź, Saba! To towarzystwo jest wyjątkowo nietolerancyjne!


(Wychodzą, ale zaraz po nich wchodzą Olek Atleta i Miś)


Miś: Cześć! Wiecie, co ten Zajączek taki obrażony? I z kim on szedł?


Panda: A, wprowadził tu takiego psa. Wszyscy stwierdzili, że to saBiszczot, ale Zajączek się uparł i po chwilowej kłótni wyszedł obrażony. O, właśnie! Z kim przyszedłeś?


Miś: A, to jest Olek Atleta! Wygrał casting na mojego pomocnika w zwalczaniu bałwana.


Olek Atleta: Witajcie, mieszkańcy tej cudownej doliny!


Snopki: Witaj nam, Olku Atleto!

Powiedz bałwanowi „Veto!”!


Olek Atleta: Powiem, powiem, tylko najpierw muszę go spotkać!


Mr Dinko: A to nastąpi już niedługo! W najnowszym numerze „Niuspapiera” piszą, że saBiszczot jest już niedaleko!


Miś: O, nie! Trzeba przygotować linię obrony przed tą śniegową poczwarą!


Hałba Haubica: Chętnie stanę do boju ku chwale ojczyzny!


Małpa 1: I ja!


Małpa 2: I ja!


(cała kawiarnia poza Bartkiem Trupkiem i Trupkiem Juniorem wstaje)


Mr Dinko: Ku chwale Harmonelli!


Wszyscy (poza Bartkiem Trupkiem i Trupkiem Juniorem): Ku chwale Harmonelli!

Scena XI

Saba: Zajączku, czy mógłbyś mi opowiedzieć o tej dolinie?


Zajączek: Naturalnie! Państwo, na terenie którego się znajdujemy, nosi nazwę Harmonella. Rządzi nim król Kuba Zdechlak. Od kiedy zasiadł na tronie, w naszym kraju zapanował pokój. Ale niestety od niedawna Harmonella jest ponownie zagrożona, tym razem z zewnątrz. Niejaki bałwan saBiszczot zaatakował sąsiadującą z nami Republik Chinacing i nieustannie zbliża się do granic naszego państwa. Chwila! Właśnie wpadłem na genialny pomysł! We dwoje uratujemy nasz kraj przed zagładą, a gdy obywatele się o tym dowiedzą, z pewnością cię polubią!


Saba: To świetny pomysł! Już dziś weźmy się do roboty!


Saba i Zajączek: Ku chwale Harmonelli!

Scena XII

Kowal: Po 200 tarcz, pancerzy i hełmów, a do tego jeszcze 150 toporów i 50 mieczy?! Za takie marne grosze?! Jak tylko skończy się wojna, rozpocznę strajk! Drumdruś!


Drumdruś: Czego sobie szef życzy?


Kowal: 150 toporów i 50 mieczy! Migiem!


Drumdruś: Się robi, szefie!


Godzinę później…


Drumdruś: Szefie, nie damy rady!


Kowal: Racja! Minęła już godzina, a ja zrobiłem dopiero jedną zbroję!


Drumdruś: Mam pomysł! Powiemy wszystkim, żeby sami sobie wykuli uzbrojenie! Oczywiście dostarczymy im materiałów.


Kowal: Drumdruś, jesteś genialny!


Drumdruś: Wiem!


Kowal: A teraz udowodnij, że jesteś także wysportowany. Pobiegniesz do „Czterech Trupów” i każesz wszystkim tu przybyć. Mają tu być najpóźniej za pół godziny! Zrozumiane?


Drumdruś: Tak jest szefie!(wybiega z budynku)


20 minut później…


Drumdruś: No, co jest?! Nie ociągać się! A Trupek i Trupko to już własnych nóg nie mają?!


Bartek Trupek: A dzo dzi, gulfa to deko?! (napisy: A co cię to obchodzi?!)


Trupko: Fyiomdgofo nóżem źem s mjin skoćjidź. (napisy: Wyjątkowo muszę się z nim zgodzić.)


Kowal: Nareszcie! Jako, że jesteście patriotami, sami sobie wykujecie zbroje!


Trupko: Mje, gulfa! (napisy: Nie zgadzam się!)


Bartek Trupek: Ia deszcz mje! (napisy: Ja też!)


Kowal: W takim razie będziecie walczyć gołymi rękoma.


Bartek Trupek: Mo, topola! (napisy: No, dobra!)


I tak to wszyscy pracowali tak wydajnie, jak tylko umieli, ponieważ pracowali sami dla siebie.


Miś: A teraz potrzeba mi jednego ochotnika, aby szpiegował saBiszczota.


Mr Dinko: Sam chciałeś z nim walczyć. Idź więc sam!


Olek Atleta: Nie martw się, Misiu, pójdę z tobą!


Miś: Dzięki, Olek!


Olek Atleta: Nie ma sprawy!

Scena XIII

A tymczasem…


Zajączek: I co, Saba, masz już jakiś pomysł?


Saba: Niestety, nie. A ty?


Zajączek: Też nie.


Saba: Może gdybym poznała wasze dotychczasowe metody obrony…


Zajączek: To chyba wyglądało mniej więcej tak: Armia wybiera szpiega, który śledzi poczynania przeciwnika. Następnie rozstawiana jest zasadzka w miejscu prawdopodobnego ataku. Gdy wróg się zbliża, oddział frontowy zasłania się tarczami i wyciąga oręże. Kiedy przeciwnik podejdzie bardzo blisko, wówczas z kryjówek wychodzą oddziały oskrzydlające i zamykają wroga w trójkącie.


Saba: Rozumiem. Zastanówmy się jeszcze dokładniej.

Scena XIV

(upiorne miejsce, rozmowa między Olkiem Atletą a Misiem toczy się szeptem)


Olek Atleta: Widzisz bałwana?


Miś: Nie. To na pewno tędy?


Olek Atleta: Tak mi się wydaje. Tu jest dosyć upiornie, a czarne charaktery lubią takie miejsca


Miś: Myślałem, że bałwan jest biały.


Olek Atleta: Ci! Chyba coś słyszę.


Miś: Ja chyba też.


(Olek Atleta wyciąga lornetkę i obserwuje)

saBiszczot (wchodzi w widok lornetki): Dzięki temu głupkowi wiem już bardzo dużo! Jeszcze tylko kilka szczegółów i wkraczam! (wychodzi z widoku)


Olek Atleta: Ten tyran ma chyba jakiegoś informatora.


Miś: UB-ek?


Olek Atleta: Nie, raczej nie. To chyba ktoś z naszych.


Miś: Ale kto?


Olek Atleta: Domyślam się.


Miś: Kto, Olku? Kto? Kto?!!!


Olek Atleta: Ciszej! Pomyśl trochę.


Miś: Hm… pomyślmy… No wiesz, Olku, nie spodziewałbym się po tobie współpracy z bałwanem.


Olek Atleta: Nie ja!


Miś: To kto?


(Olek szepce coś Misiowi do ucha)


Miś: Nie!


Olek Atleta: Tak!


Miś: Nie!


Olek Atleta: Tak!


Miś: Ale żeby on był kablem?


Olek Atleta: To nie kabel, ale ofiara podstępu.


Miś: Czyjego?


Olek Atleta: Mojego, wiesz?


Miś: Olek, ty zdrajco!


Olek Atleta: Żartowałem. saBiszczota!


Miś: A!


Olek Atleta: No, a!

Scena XV

Miś (wbiegając do kawiarni, krzyczy): saBiszczot ma wtykę!!! saBiszczot ma wtykę!!!


Snopek ze Szwajcarii: Nie trzeba być wybitnym fizykiem,

by stwierdzić, że saBiszczot ma wtykę.


Snopki: Oj, ma wtykę!

Oj, ma wtykę!


Snopek z USA: Do tego mamy sto procent pewności, że zdrajcą jest jeden z tutejszych gości


Snopki: Oj, z tych gości! Oj, z tych gości!


Snopek z Peru: My wiemy — saBiszczot ma szpiega, który tu pośród nas wciąż biega.


Snopki: Oj, wciąż biega! Oj, wciąż biega!


Snopek z Tajlandii: I…


Mr Dinko: Stop! Dosyć już tych bredni! Musimy złapać zdrajcę, zanim za dużo powie!


Hałba Haubica: Ale kto nim jest?


(otwierają się drzwi, wchodzi Zajączek)


Zajączek: Cześć!


Hałba Haubica: Ileś mu wypaplał?


Zajączek: Komu?


Hałba Haubica: Nie udawaj! Wiemy, że jesteś kablem!


Zajączek: Ja?! Czyim?


Hałba Haubica: saBiszczota!


Zajączek: Ja przecież nie mam z nim nic wspólnego!


Hałba Haubica: A kto się koleguje z niejaką Sabą?


Zajączek: Saba to nie bałwan!


Hałba Haubica: A niby co?! Pies?!

(w kawiarni wybucha śmiech)


Zajączek: Kiedyś byliście dobrymi kolegami, ale teraz jesteście chamscy! Wychodzę!


Hałba Haubica: No to se idź!


Panda: Poczekaj, Zajączku! My chcemy twojego dobra.


Zajączek: Akurat!


Kelner: Komu kawkę?


Zajączek: Mi!


Kelner: Proszę bardzo!


(Zajączek bierze kawę i wypija)


Zajączek: Eeeee! Pycha!


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 1.58
drukowana A5
za 28.47