E-book
11.03
drukowana A5
Kolorowa
38.92
Ballada o owadach

Bezpłatny fragment - Ballada o owadach

Kiedy niemożliwe staje się możliwe…


5
Objętość:
35 str.
ISBN:
978-83-8221-003-3
E-book
za 11.03
drukowana A5
Kolorowa
za 38.92

W wiosennym słoneczku w ogródku kwiatowym

leży kowal Tramwaj w rynsztunku bojowym.

Na grzbiecie pancerzyk, na głowie przyłbica,

Bym sobie polatał, lub choćby pokicał!!


W cieplutkich przestworzach wiaterek powiewa,

uroczo falują gałązki na drzewach,

niejedna unosi się zwiewnie łódeczka,

zrobiona z lekkiego jabłoni płateczka.


Poleciałby kowal na płatku różowym

wysoko, wysoko w wiaterku kwietniowym,

niesiony daleko w przyjemnych podmuchach,

hen w miejsca odległe, tam gdzie lata mucha!


Ach właśnie, rozmówić by z Końską się trzeba.

Ech! Co to za życie? Wciąż trawa i gleba!

Pędzi więc Tramwaj ku liściom łopianu.

Ta rzecze go widząc „A dzień dobry panu!


Czy zechcesz kowalu na liściu posiedzieć?

Bo ja muszę lecieć się czegoś dowiedzieć.”


Czy w góry chcesz frunąć światowa ty mucho?

Jak tam jest? Opowiedz! Już nadstawiam ucho!


He! Góry! He… prawda … no coś tam słyszałam,

lecz to za daleko! Nie, tam nie latałam.

Są sprawy, Tramwaju, nie mniej frapujące,

dramaty w stodole, nowości na łące…

Nie dalej jak wczoraj, machając ogonem,

wył wół do księżyca ponad nieboskłonem,

a krowa w tym czasie, wywijajac szczęką,

przerabiała siano na deser na miękko!

Pochmurny nasz Tramwaj — nie takich to wieści

spodziewał się od niej! W głowie się nie mieści,

by ktoś, kto ma skrzydła, aż takim był leniem

i nie chciał polecieć poza ogrodzenie!


Nachodzi się kowal maj, czerwiec i wrzesień …

i pozna zagrodę jak swą własną kieszeń.

Raz z drzewa spoglądał w dal poza swą łąkę,

i marzył i tęsknił … i spostrzegł … biedronkę.


Witajże kuzynko, gdzie lecisz radośnie?

Ja tyle zobaczę, co siądę na sośnie.

Te same kolory, też wzorek na plecach,

a jednak ty fruwasz, ja nie, ale heca!


Co słychać krewniaku, pancerny owadzie?

Ja? Cóż, się przefrunę po łące, po sadzie…

Choć bywa, że dalej poniosą mnie oczy.

Pragnienie podróży bez końca mnie toczy.

Są w górach mawiają pachnące jałowce,

pył biorą z nich pszczoły, wcinają je owce.

Tak długo marzyłam, by ich aromatem

napawać się wiosną, pomieszkać w nich latem,

popatrzeć z wysoka na lasy zielone,

jak okiem mi sięgnąć po kres rozciągnione…

Tam ponoć jak kropki lśnią lustra stawików

przy ciągłych koncertach mew oraz słowików.

A teraz Tramwaju wraz z wiosny nastaniem

nacieszyć się pora dalekim lataniem.

Zrobiłam zapasy i z mszyc konfitury,

więc jestem gotowa — jutro lecę w góry!


Oj, powiedz biedronko, skąd los taki srogi,

ty machasz skrzydłami … ja zdany na nogi…

Ty cieszysz się światem i witasz z chmurami,

a ja manewruję pomiędzy trawami.


Eh, żal się zrobiło Tramwaja biedronce,

bo oczy krewniaka od łez już błyszczące.

Więc duma… bo przecież pocieszyć go rada —

bliskiego tak bardzo biedronce owada!

Posłuchaj kowalu… to, co niemożliwe,

czasem da się zrobić. Być może prawdziwe

są plotki o bacy, co tęgą ma główkę

i latać nauczył niejedną już mrówkę.


No przecie! Już widział skrzydła na mróweczce

na żywo! Nie żeby usłyszał w bajeczce!

Kto wie i kuzynka być może ma rację

i ja też polecę na górskie wakacje?


Więc uśmiech już widać pod jego przyłbicą,

promienne zrobiło się owadzie lico,

naszej Siedmiokropce zaś mocno ulżyło,

bo żal się jej wcześniej Tramwaja zrobiło.


Jej górskie wakacje, prócz atrakcji wielu,

stać będą pod znakiem szlachetnego celu,

by znaleźć metodę lub choćby natchnienie,

co spełnić pomoże krewniaka marzenie.


I kiedy ku skałom zmierzała już ona,

tym świeżym pomysłem tak rozochocona,

on właśnie zapałał podniebną gorączką,

że może niedługo sam wzleci nad łączką.


Pożarła biedronka już tysiąc dwa jaja,

więc sił na latanie ma nawet do maja.

Czas mija szybciutko i nim się nie spojrzy,

już kształty kudłate na modrym tle dojrzy.


Jak chmury na niebie, tak na trawie owce…

O są! Wymarzone, pachnące jałowce!

Już pułap obniża, pikuje, ląduje,

siada na pręcikach, nos w słupku nurkuje!


Nektarem się szybko nasz owad upaja.

O! nektar ten lepszy jest nawet niż jaja!

Lecz nazbyt łapczywie sok owad pożera

i zaraz mu kolka po uczcie doskwiera.


Zmęczona, spełniona, nażarta i śnięta,

rychło w sen zapada, lecz głodne zwierzęta

zjadają co tylko wyrośnie nad darnią.

Tak znika też krzaczek z biedronki sypialnią.


Pobudka okrutna w udziale przypada!

Czy koniec to będzie naszego owada?

Czyż nie dla biedronki skaliste wrażenia?

Czyż nici już z kowalowego marzenia?

Być może, lecz jeszcze za wcześnie na pogrzeb!

Być może jest szansa, że wciąż będzie dobrze?

Biedronka się wprawdzie budzi w brzucha gąszczu,

lecz nie jest tam sama, śpi zaraz przy chrząszczu!


Krewniaku, coś przecież nam czynić należy!

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.03
drukowana A5
Kolorowa
za 38.92