Wstęp
Książka, którą trzymacie w rękach, jest sumą marzeń i przypadkowych zdarzeń.
Nie jest trudno napisać historię. Największą trudnością jest pokazanie jej światu.
Nie jest problemem opisać rzeczywistość, problemem jest zrobić to w taki sposób, aby zainteresować najmłodszego słuchacza.
Mam nadzieję, że moje bajki zainteresują wasze dzieci.
Najostrzejszy recenzent na świecie, czyli mój syn twierdzi, że są w porządku.
I to w sumie jest dla mnie najważniejsze.
Chciałbym, aby i wasze dzieci miały podobne zdanie.
Ilustracje zostały stworzone przez moją niezastąpioną żonę Asię.
Żadna z nich nie jest pokolorowana, ponieważ chcieliśmy dać szansę waszym dzieciom na udział w tworzeniu tej książki.
Teraz każdy może użyć takich kolorów jakich chce i samemu nadać barwy moim historiom.
Kochanie, dziękuje Ci za to, że uwierzyłaś we mnie i za to, że nadal wierzysz.
Dziękuje również wszystkim tym, którzy wsparli moje marzenie o wydaniu tej ksiązki i dorzucili kilka złotych do mojej zbiórki.
Z pewnością nie jest to moje ostatnie słowo. Z pewnością ukaże się jeszcze coś, bo materiału mam na kilka następnych książeczek.
I jeszcze jedno na koniec.
Książkę dedykuję mojej żonie Joannie Chrząszcz- Świerkowskiej i mojemu synkowi Oluśkowi.
Dedykuje ją również mojemu tacie. Myślę, że w końcu byłby ze mnie dumny.
Niestety, już mi o tym nie powie.
Magiczna dobranocka
Jest kraina, drogie dzieci,
W której słońce ciągle świeci,
W której mnóstwo jest słodyczy,
Gdzie na dzieci się nie krzyczy.
W tej krainie, mili moi,
Kotek pieska się nie boi,
Nie ucieka gdzieś na płotek,
Nawet bardzo mały kotek.
Są zwierzęta tam magiczne,
Są owady bardzo śliczne,
Są bociany kolorowe,
Można nawet spotkać krowę.
Która, zamiast mleko dawać,
To kakao chce rozdawać,
Ona łatki ma niebieskie,
W jednym domu mieszka z pieskiem.
Można spotkać też dzięcioła,
Który na śniadanie woła,
Są skowronki i koguty,
Które noszą lewe buty.
Jest też koza, dziwna sprawa,
Dla niej ważna jest zabawa,
Są lemingi i legwany,
Bocian, niedźwiedź i pawiany.
Jest żyrafa z krótką szyją,
Są dwa wilki co wciąż wyją,
Mieszka tam też żółwik stary,
Pancerz jego cały szary.
Jest też owca kolorowa,
Zjadać trawę jest gotowa,
Mamy tutaj także jeża,
I dzikiego jeżozwierza.
Złota kaczka w stawie pływa,
Choć na brzegu także bywa,
Znosi złote czekoladki,
Wąchać lubi polne kwiatki.
Pośród tych zwierząt magicznych,
Przyznać muszę-bardzo licznych,
Jednorożec też się chowa,
Teraz o nim będzie mowa.
Ma on róg na czole długi,
Przeskakuje leśne strugi,
Ma pluszową, miłą skórkę,
Wdrapie się na każdą górkę.
Ma różowy brzuszek cały,
Nie jest duży, ani mały,
Ma na grzbiecie dwa motyle,
O to chyba o nim tyle.
A na drzewach? Czekolada,
Tutaj ciągle się ją jada,
Z kranu leci zamiast wody,
Lemoniada dla ochłody.
Deszczyk nigdy tu nie pada,
I słodycze się tu jada,
A komary? Piją mleko,
Osy latają daleko.
.
Gdzie to miejsce? Zaraz powiem,
Zaraz wszystko wam opowiem,
Bo wystarczy zamknąć oczka,
Czeka na Was dobranocka.
Odnajdziecie tę krainę,
Jak zrobicie ładną minę,
Poprawicie swą poduszkę,
Tę, co leży wam pod uszkiem.
To kraina jest wyśniona,
Piękna i magiczna ona,
We śnie właśnie ją spotkacie,
Opowiecie rano tacie.
Gadający gad
Za górami, za lasami,
Za czterema wulkanami,
Za jeziorem i za lasem
Mieszkał Pan, co władał czasem.
To był Pan nie byle jaki,
Co dzień nosił nowe fraki,
A na nogi wkładał ciągle,
Pantofelki, choć niemodne.
A na głowie jest czapeczka,
Na czapeczce jest kreseczka,
Na kreseczce kropka mała,
Ot i oto czapka cała.
Parasolkę trzyma w dłoni,
Odgoniłby nią sto słoni,
Gdyby chciały go stratować,
Może się nią poratować.
Ma też długą, białą brodę,
Żywi się wyłącznie miodem,
Z miodu robi nawet sery,
Lubi chodzić na spacery.
Ludzie go wciąż odwiedzają,
I o życiu swym gadają,
A Pan słucha ich z uwagą,
Udzielając rad z rozwagą.
Raz do Pana, po poradę,
Przyszła Pani z małym gadem,
„Proszę pomóc w kwestii gada!
On wciąż gada, gada gada!
Nie da wypić mi herbaty,
Pyta, ile mam wypłaty?
Opowiada też sąsiadom,
Jakie płytki u mnie kładą!
Mam już dosyć, proszę Pana!
Gada od samego rana,
A wieczorem? Zasnąć nie da,
Nie mam kiedy skubnąć chleba!”
„Proszę Pani? Proszę Pani?
Czemu Pani gada gani?
Czemu Pani tu narzeka?
Na co miła Pani czeka?
Na poradę? Bardzo proszę,
Rozwiązanie w rękach noszę,
Niech uważnie Pani słucha,
Szepnę Pani je do ucha.
Moim zdaniem, gad niewinny,
On nie będzie nigdy inny,
Przecież Pani ciągle gada,
A oskarża o to gada!
Jaki przykład Pani daje?
Co też Pani się wydaje?
Że on na złość Pani robi?
Słowami swe usta zdobi?”
Pani sprawę przemyślała,
Chyba w końcu zrozumiała,
Że przykładem jest dla gada,
I on przez nią ciągle gada.
Łatwo dostrzec innych wady,
Prowadzić przy tym do zwady,
Jednak chyba każdy przyzna,
Że na sercu po tym blizna.
Z kim przystajesz, tym się stajesz,
Popatrz, jaki przykład dajesz,
Spójrz, więc czasem też na siebie,
Pomyśl, jak ktoś widzi Ciebie.
Smutny Łukasz
Wrócił Łukasz już z przedszkola,
Mama go na obiad woła,
Lecz on nie ma apetytu,
W głowie myśli ma bez liku.
Pyszne frytki na talerzu,
Obrus zaś ma odcień beżu,
Do popicia ma kompocik,
Ale widać- ma kłopocik.
„Co się stało mój maluszku?
Czyżbyś nie miał miejsca w brzuszku?
Czy ci frytki nie smakują
W język albo w ząbki kują?”
„Mamo, to nie o to chodzi,
Karol z przedszkola odchodzi,
A ja bardzo go lubiłem,
I zawsze się z nim bawiłem.
Teraz coś dziwnego czuje,
Coś w serduszku moim kłuje,
Nie chce wcale, by odchodził,
Chce by nadal tam przychodził.”
Mama wszystko wnet wiedziała,
I tak mu odpowiedziała:
„Już wyczułam duszy nutę,
To co czujesz, to jest smutek.
Czasem w życiu się przydarza,
I każdemu to się zdarza,
Że odchodzą przyjaciele,
Chociaż mamy ich niewiele.
Nie bądź smutny mały brzdącu,
Bo go spotkasz przecież w końcu,
Możesz przecież go zaprosić,
Przyjaźń w sercu nadal nosić.”
Mała buzia u Łukasza,
Uśmiech światu swój ogłasza,
Bycie smutnym, zwykła sprawa,
Przecz przegoni to zabawa.
Zazdrosny Bartek
W domu Bartka wielkie zmiany,
Na wyłączność nie ma mamy,
Tatą podzielić się musi,
Przez to zazdrość w sercu dusi.
A dlaczego jest zazdrosny?
Czemu nie jest już radosny?
Chociaż mamy piękną wiosnę,
On zazdrosny jest o siostrę.
Odkąd w domu bobas mały,
Bartek smutny jest dzień cały,
Wszyscy Ulą się zajmują,
Piorą, bawią i gotują.
W końcu Bartek nie wytrzymał,
Swych rodziców tak obwiniał:
„Nikt się nie chce ze mną bawić,
Smutek moje serce trawi.
Nikt nie czyta mi bajeczki,
Nie zagląda w me ząbeczki,
Nikt nie sprawdza, czy je myłem,
Lub czy lekcję odrobiłem?”
Mama z tatą wysłuchali
I tak mu odpowiadali:
„Kiedy byłeś brzdącem małym,
Dla nas byłeś światem całym.
Teraz jesteś większym chłopcem,
Lecz nie może być Ci obce,
To uczucie, które mamy,
My wciąż mocno Cię kochamy.
Życie trochę się zmieniło,
Trochę czasu nam ubyło,
Obowiązki nowe mamy,
I oboje Was kochamy.
A więc, nie bądź już zazdrosny,
Podejdź proszę do swej siostry,
Ty też taki mały byłeś,
Gdy się tylko urodziłeś”
I pomyślał sobie Bartek,
Czy zazdrości są coś warte?
Poprawił Uli koc w kratę,
Teraz będzie lepszym bratem.
Gdy w zazdrości się zatracisz,
W życiu ważne chwile tracisz,
Bartek też już to rozumie,
Żyć bez siostry sam nie umie.
Wkurzony Michał
Siedzi Michaś na kanapie,
Wkurza go, że tata chrapie,
Nic nie słyszy przez chrapanie,
Poskarżyć się poszedł mamie.
Mama zrobić nic nie chciała,
Złość wylała się mu cała,
I wkurzony, kopnął w śmietnik
I wywrócił nowy kwietnik.
Potem, idąc do pokoju,
Wciąż w bojowym był nastroju,
Trzasnął drzwiami z taką siłą,
Jaką młotki w gwoździe biją.
Dźwięki tatę obudziły,
Bardzo mocno wystraszyły,
Do Michasia prędko pobiegł,
W pół minuty już tam dobiegł.
„Czemu synku trzaskasz drzwiami,
Po co walczysz z kwietnikami,
Co Ci zawiniły śmieci,
Czy tak robią grzeczne dzieci?”
„No bo tato, ty chrapałeś,
I mi bajkę zagłuszałeś,
Bardzo się zdenerwowałem,
Dużo złości w sobie miałem”
„Wiesz dlaczego dziś chrapałem?
Bo przez całą noc nie spałem,
I siedziałem tu przy tobie,
Ktoś tu miał gorączkę bowiem.
Twoja złość szkód narobiła,
I dla wszystkich jest niemiła,
Smutna teraz siedzi mama,
Śmieci w kuchni sprząta sama.
Złość przedziwnym jest uczuciem,
Wywołuje w sercu kłucie,
I to wszystko przez chrapanie?
Oj nieładnie, mały panie.”
Michaś tatę więc przeprosił,
Mamie pomógł śmieci nosić,
I przytulił ich oboje,
I tak stoją, wszyscy troje.
Dwa Jamniki
Były sobie dwa jamniki,
Każdy inne miał nawyki,
Oba bardzo się różniły
Mimo wszystko, się lubiły.
Pierwszy jadał na śniadanie,
Obiadowe drugie danie,
Drugi za to zupę chlipał,
Głośno zawsze przy tym zipał.
Pierwszy bawił się z kotami,
Drugi ganiał za kurami,
Oba były całe czarne,
Lśniące, małe oraz ładne.
Oba były jak bliźniaki,
Jaki pierwszy, drugi taki,
Czarne mordki, ciemne uszy,
Każdy z nich wciąż ząbki suszy.
Ale mocne podobieństwo,
Dziwne może mieć następstwo,
Ludzie, mylili się czasem,
I kłopotów było masę.
Ten, co kury zawsze ganiał,
Kotom wcale się nie kłaniał,
A ten zaś, co zupę jadał,
Do ust śniadania nie wkładał.
Bo jak zjeść miał schabowego?
Mocny awers czuł do niego.
Ludzie się denerwowali,
Na jamnikach się nie znali.
Dnia pewnego, słonecznego,
Jeden jamnik wraz z kolegą,
Wyruszyli polną drogą,
Noga szła równo za nogą.