E-book
12.6
drukowana A5
23.65
Bajki na każdy dzień tygodnia z kolorowankami

Bezpłatny fragment - Bajki na każdy dzień tygodnia z kolorowankami


Objętość:
102 str.
ISBN:
978-83-8369-158-9
E-book
za 12.6
drukowana A5
za 23.65

„A cóż to jest za bajka? wszystko to być może; Prawda; jednakże ja to między bajki włożę.” — Ignacy Krasicki


Abyś miała bajeczne dzieciństwo i by trwało ono jak najdłużej. Dla kochanego Słoneczka, Amelki

mama

wstęp


Bajka na poniedziałek

*kolorowanka*

O zajączku

Dawno, dawno temu pośrodku lasu stał mały domek, w którym mieszkał zajączek z mamą. Zajączek był z natury grzecznym zwierzątkiem, choć czasami zdarzało mu się coś spsocić.

Pewnego dnia w domu zabrakło chrustu, którym zajączki paliły w kominku. Wówczas mama zajączka wybrała się do lasu, by go zebrać. Zanim jednak wyszła, tak powiedziała maluchowi:

— Pamiętaj synku, baw się grzecznie! Ja idę po chrust. Nie otwieraj nikomu drzwi.

Kiedy mama się oddaliła, zajączek poczuł większą swobodę niż dotąd. Zaczął skakać po całej chatce, przewracając napotkane przed sobą przedmioty.

Po chwili usłyszał pukanie do drzwi.

— Kto tam? — zapytał zajączek.

— To ja, twoja mama. Otwórz drzwi — odpowiedział głos.

I zajączek, nic nie podejrzewając, otworzył drzwi swojej chatki. Wówczas nieznajomy złapał zajączka, wsadził go do worka, worek zarzucił na plecy i zaczął szybko uciekać. Mały zajączek głośno wołał o pomoc:

— Ratunku! Pomocy! — krzyczał.

Na szczęście mama nie zdążyła odejść daleko i usłyszała głos synka. Szybko zawróciła i przybiegła mu z pomocą. Wyrwała worek z rąk nieznajomego i uwolniła zajączka. Kiedy wrócili do domu, mama powiedziała synkowi, by nazajutrz, gdy zostanie sam w domu, nie otwierał nikomu drzwi. A zajączek mamie to obiecał…

Gdy wstawał nowy dzień, mama ponownie wyruszyła po chrust. Szła przed siebie powoli, coraz bardziej oddalając się od domu. Nagle usłyszała niewyraźny głos wołający: „Pomocy! Ratunku!”. To był mały zajączek.

Nieznajomy znowu porwał zajączka i próbował wynieść go do lasu. Mama czym prędzej ruszyła w stronę, skąd dobiegał głos. Obawiała się, że może nie zdążyć na czas, gdyż tym razem była już od domu o wiele dalej. Na szczęście mamie udało się dogonić porywacza i uwolnić zajączka. Oboje radośni wracali do domu.


Gdy minęło kilka dni, mama zajączka ponownie wybrała się po chrust. I tym razem mówiła do synka:

— Pamiętaj, zajączku, nie otwieraj nikomu drzwi.

Może zdarzyć się, że będę za daleko od domu, by usłyszeć twoje wołanie, gdy stanie się coś złego.

Baw się więc grzecznie w domu.

I poszła… A mały zajączek, szczęśliwy jak nigdy dotąd, skakał po całym domku. Po pewnym czasie usłyszał pukanie do drzwi.

— Kto tam? — zapytał zajączek.

— To ja, twoja mama — odpowiedział głos.

— Nie jesteś moją mamą, bo moja mama poszła do lasu po chrust — powiedział zajączek.

— Ależ to ja, twoja mama. Otwórz mi proszę, drzwi — nalegał głos.

I mały zajączek uwierzył w te słowa. Otworzył drzwi, lecz przed sobą wcale nie ujrzał mamy… To był zły porywacz! Za późno było na lament i krzyki. Nieznajomy wrzucił zajączka do worka i zaczął uciekać. Biegł coraz głębiej i głębiej w las.

I tym razem nikt już nie słyszał wołania złego zajączka o pomoc…


🌝
Czy wiesz:

1. Kto jest głównym bohaterem poniedziałkowej bajki?

2. Czy zajączek posłuchał się mamy i nie otwierał drzwi?

3. Co stało się z zajączkiem na koniec bajki?


na spotkanie

w leśnych wędrówkach

spotkasz przy drzewie

zapach poziomek

albo dojrzałych borówek


wiewiórki wesołe

a może wróżki i trzmiele


w przyjaźni

ptaki zwierzęta i barwnych roślin wiele


nawet zajączek

znów roześmiany

czeka w bajkowym lesie

gdzieś pod malinowym krzewem

Domaczaja, meme

rysunek do wiersza

Bajka na wtorek

* kolorowanka*

Mała pszczółka

Za wielką górą, gdzie słoneczko witało każdy dzień i za wielkim jeziorem, w którym codziennie oglądało swój uśmiech, było miejsce, gdzie mieszkały pracowite pszczółki.

Wszystkie już o świcie wylatywały ze swoich kolorowych domków, aby rozpocząć kolejny, pełen niespodzianek dzień. A niemało miały obowiązków, więc w obawie, by zdążyć przed zachodem słońca, jak najszybciej zabierały się do pracy.

Jedne pszczółki musiały znaleźć najpiękniejsze kwiatki na łąkach, by można było zebrać z nich słodki nektar. Inne całymi godzinami latały i zbierały zapasy wody. Kolejne pilnowały, by w miasteczku niczego nie zabrakło, gdy przyjdą chłodne dni.

I nawet mała pszczółka Zuzia każdego ranka wstawała wcześnie, by rozpoczynać swój pełen zajęć dzień.


Zuzia była jeszcze małą pszczółką, więc od niedawna dopiero mogła latać na łąki położone za wielką górą.

Jak wszystkie młode pszczółki musiała słuchać swoich rodziców, aby nie stała się jej krzywda i by zawsze, cała i zdrowa wracała do domku.

Zanim Zuzia otworzyła swoje oczka i wstała z łóżeczka, mama już zdążyła przygotować śniadanie i sama była gotowa do pracy.

Oczywiście mała pszczółka zjadała wszystko, bo wiedziała, że musi mieć siły na fruwanie przez wiele godzin.

Jedząc w pośpiechu, myślała już o tym, gdzie dzisiaj poleci pracować i jakie zabawy ją czekają. Zanim wyleciała z domku, mama zdążyła jeszcze krzyknąć za nią z troską w głosie:

— Zuziu, pamiętaj, uważaj na siebie i wróć zanim słoneczko zajdzie za górę!

— Tak, tak, mamo — odpowiadała radośnie Zuzia i już jej nie było…

Małej pszczółce spodobały się dalekie wycieczki. Bardzo polubiła pracę na wielkiej łące za jeziorem i za górą, gdzie słoneczko zawsze pojawiało się wraz z nowym dniem. Do tej pory pozwalano jej latać jedynie blisko ula, aby się nie zgubiła.

Zuzia minęła jezioro, poleciała na górę i zatrzymała się na wielkiej, pełnej kwiatów łące. Nie mogła uwierzyć, że jest tu tak pięknie. Wszędzie rosły cudowne, pachnące kwiatki, akurat takie, jakich potrzebowały pszczółki, by zebrać dużo nektaru na zapasy do swoich uli. Z jednej strony uśmiechały się żółte słoneczniki, z drugiej fioletowe wrzosy. Między nimi wychylały się czerwone maki, niebieskie chabry i wiele innych kwiatków, których Zuzia jeszcze nie znała.

— Dzień dobry, kwiatuszki — witała się z roślinkami Zuzia. — Jak wam się podoba nowy dzień? Słoneczko znowu wysoko świeci i pewnie miło ogrzewa wasze płatki. Ślicznie wyglądacie.

A kwiatki uśmiechały się do malutkiej pszczółki i, gdy do nich podfruwała, rozchylały swoje płatki tak, aby mogła wygodnie na nich usiąść. Pszczółka, fruwając z kwiatka na kwiatek, radosna, że tak tu kolorowo i cudownie nie zauważyła, jak późno się zrobiło. Gdyby nie płatki różowych tulipanków, które zaczęły się zwijać i układać do snu, nie zorientowałaby się, że już pora wracać do domku. Zerwała się szybko, rozłożyła swoje malutkie skrzydełka, które zrobiły się jakoś dziwnie ciężkie i pożegnała się z przyjaciółmi.

— Do zobaczenia, kwiatuszki! Na pewno was jeszcze odwiedzę! — krzyknęła, a jej słowa odbiły się echem po całej łące.

Gdy leciała do swojego domku, w myślach miała cały czas słowa mamy: „wróć, zanim słoneczko zajdzie za górę”. Zastanawiała się, dlaczego mama tak powiedziała. Spojrzała w stronę słoneczka, które powoli zaczynało zachodzić nad jeziorem i nie zobaczyła niczego dziwnego ani strasznego. Pomyślała, że mama na pewno przesadza, ale mimo to poleciała do domku, chociaż chciała jeszcze chwilę posiedzieć na cudnie pachnącej konwalii, którą akurat mijała.

Gdy Zuzia wlatywała do swojego ula, słoneczko chowało swój ostatni promyk za wielką górę. Przywitała ją przerażona mama, która już chciała coś powiedzieć, ale tylko przytuliła mocno malutką pszczółkę.

W końcu maleństwo tak się napracowało. Teraz musi odpocząć i dobrze się wyspać, by nabrać sił na kolejny dzień.

Zuzia zasypiała z uśmiechem na buzi, a myślami była na łące wśród barwnych i pachnących kwiatów i nie mogła doczekać się poranka.

Śniła o swoich nowych przyjaciołach, kolorowych kwiatuszkach, które zdążyła poznać. A gdy tylko się obudziła, jak najszybciej zjadła śniadanie i wyfrunęła z ula, nie pamiętając nawet, by pożegnać się z mamą. Gdy oddalała się od domu, dobiegło ją jeszcze ledwo słyszalne wołanie mamy: „Pamiętaj Zuziu, wróć, nim słoneczko zajdzie”. Pszczółka, nie przywiązując za bardzo wagi do słów mamy, które i tak ledwo usłyszała, poleciała w stronę wielkiej łąki. Kiedy była już niedaleko niej, poczuła cudowny zapach kwiatków i zapomniała o całym świecie. Marzyła tylko o tym, aby odwiedzić nowe kwiatki, których jeszcze nie poznała, a było ich na łące tak wiele, że na pewno nie starczyłoby na to całego dnia.

Malutka pszczółka znalazła się więc na środku wielkiej łąki i krzyknęła z całych sił:

— Witajcie kochane kwiatuszki! Wróciłam do was, żeby z wami pobyć i poznać was wszystkie, bo jesteście takie śliczne i pachnące, że nie można przefrunąć tak po prostu obok was, nie zatrzymując się choćby na chwilę.


Kwiatki uśmiechnęły się do pszczółki i rozchyliły swoje płatki w podziękowaniu za miłe słowa. Były bardzo szczęśliwe, że spodobały się komuś i cieszyły się, że swoim wyglądem mogła sprawić tyle radości.

— Jutro przyprowadzę tu wszystkie moje znajome pszczółki, aby razem ze mną mogły was podziwiać — kontynuowała Zuzia. — Na pewno wszystkim się spodobacie — mówiła.

Pszczółka rozmawiała z kwiatkami, latała od stokrotki do chabra, od pachnących dzwoneczków konwalii do fiołków. Nie mogła nacieszyć się ich wieloma kolorami.

— Są jak tęcza — myślała — zielone, niebieskie, pomarańczowe, czerwone, różowe, fioletowe. Była ciekawa, jakie kolory jeszcze zobaczy. I tak mała Zuzia spędziła cały dzień na łące.

Fruwając wśród kolorowych roślin i ich cudownych woni zapomniała mała pszczółka o przestrodze mamy. Nie zauważyła, że tym razem słoneczko było już niżej niż poprzedniego dnia i za chwilę miało schować się za wielką górą. Na łące zaczął zapadać półmrok, kwiatki składały już swoje płatki do snu. Pszczółce fruwało się coraz trudniej, przysiadła więc na jednym z kwiatków. Dopiero wówczas odkryła, jak jest późno. Mała Zuzia przestraszyła się trochę, że może nie zdążyć przed zachodem słońca.

— Ale co może się stać? — pomyślała. — Mama na pewno nie będzie się na mnie gniewać. Spojrzała na chowające się słońce, pożegnała się z kwiatkami i rozłożyła skrzydełka do lotu. Tym razem jednak nie tak łatwo było poderwać się z kwiatka.

— Co się stało? — zastanawiała się pszczółka. — Czy wybrudziłam sobie czymś skrzydełka przy zabawie z kwiatkami? — myślała. — Dlaczego są takie ciężkie? I w dodatku jakoś się lepią, co to może być? Jeszcze przez chwilę pszczółka próbowała poderwać się do lotu. Wystraszyła się co niemiara. Po kolejnej próbie udało jej się sfrunąć z kwiatka. Czym prędzej zaczęła opuszczać łąkę, a w myślach marzyła tylko o tym, by być już w domu przy swojej mamusi.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 12.6
drukowana A5
za 23.65