Bajka o smutnym Krecie
Raz Smutek przechodząc przez las potknął się o kretowisko i wpadł do domku Kreta. Inne zwierzaki szybko się zorientowały i udeptały kretowisko, aby Smutek nie mógł już krążyć po lesie. Jedynym poszkodowanym został Kret, który jak mógł, tak uciekał przed Smutkiem kopiąc coraz dalsze i głębsze korytarze, a Smutek podążał za nim szukając wyjścia. Kretowiska na polu daleko od lasu wyprowadziły Smutek na pustkowie, a Kret został bohaterem lasu, choć już nigdy nie pozbył się odrobiny melancholii.
Bajka o Borsuku i kiju
W knajpie “U Zająca” co czwartek spotykały się na piwie zwierzaki. Bywało gwarno i wesoło. Czasem nawet tak gwarno, że Zając musiał uciszać biesiadników, a niektórych nawet wypraszać. Szczególnie często z lokalu wylatywał Miś. Miś, jak to Miś sam w sobie miał dość donośny głos, a po piwie jego możliwości jeszcze się zwiększały, tak samo jak zakres ruchu jego ramion — co bardzo negatywnie wpływało na stan kufli na stołach, więc Zając nie bardzo miał wybór i wywalał Misia praktycznie co czwartek już około dziesiątej wieczorem.
No tak — bajka miała być o Borsuku… Spokojnie, Borsuk też tam pijał piwo. Co więcej, pijał je od pewnego czasu za darmo. Bo wpadł na bardzo dobry, jego zdaniem, pomysł. Od kilku tygodni zakładał się z Jeżem, o której Miś wyjdzie z lokalu…
…i zawsze wygrywał, stawiając Misiowi piwo bez opamiętania oraz szturchając go kijkiem, gdy był już pijany. Resztę roboty robił już niczego nieświadomy Zając, ciężko stękając, gdy wyciągał Misia z lokalu. Trwało to kilka tygodni, gdy Borsuk tak pił na koszt Jeża… aż biedak się pewnego dnia upił i wygadał wszystko Jeżowi. Jeż powtórzył to swemu przyjacielowi Misiowi, a Miś…
Cóż, przez kilka miesięcy Borsuk nie pokazał się u Zająca.
Bajka o burzy
Niespodziewana, nagła, przyjemna, mokra, straszna, hałaśliwa, okrutna, jasna i nocna była burza nad lasem. Jeż sobie rano pomyślał, że była tylko po to, by zwierzaki doceniły pogodny i wilgotny poranek spowity leśnymi mgłami skrytymi pod liśćmi paproci, szczególnie tych paproci, które jeszcze nie rozkwitły.
Bajka o ciszy
Cisza wędrowała po lesie — była w braku wiatru pomiędzy liśćmi, w stawie leśnym, w przedświcie… W tej chwili, gdy wiewiórka na moment się zatrzymała w orzechem w rękach i nasłuchiwała jej. Wędrowała przez opuszczoną lisią norę i czasem przez myśli zwierzaków. Przez drzewa, przez leśne trawy… Bywała wszędzie, zawsze zaskakując swą obecnością i nietrwałością.
Bajka o czasie
Wilk wyszedł z lasu na polanę i się zatrzymał. Pusta przestrzeń przed nim zniechęcała do wejścia, a jednocześnie ciągnęła wzrok. Drzewo — jedno samotne drzewo na środku polany — było jedynym punktem, na jakim można się było skoncentrować. Wilk pozazdrościł temu drzewu wielkości, przestrzeni i odwagi bycia aż tak samotnym — tak samotnym, jak on sam — i zniknął w gęstwinie.
Burza rozpoczęła się nagle. Piorun, który zapalił drzewo na środku polany był jednym z wielu, które uderzyły w puszczę. Pożar niszczył wszystko, pozostawiając po sobie tylko popiół i kamienie. Bardzo długo trwało, nim ziemia porosła w tym miejscu znów machami, a zwierzęta znów traktowały to miejsce jak swój dom. I znów na polanę wyszedł wilk i popatrzył na samotne drzewo na jej środku i zdziwił się jego wielkości.
To było to samo zdziwienie, to samo miejsce — choć inne drzewo i inny wilk.
A może to był ten sam las i ten sam czas… i może nic się nie zmieniło, choć zmieniło się wszystko.
Bajka o deszczu
W całym lesie było mokro. Deszcz padał już trzy dni i kapało nie tylko z nieba, ale z każdego pojedynczego liścia, mchy były jak gąbki i gdy jelen na nie nadeptywał, to po każdym kroku pozostawała kałuża; leśnie ścieżki szczególnie w na leśnych pagórkach były pełne błota i prędzej można je było uznać za tory saneczkowe rozbrykanych wiewiórek, niż za miejsce do chodzenia. Zwierzaki leśne od trzech dni wylewały wodę ze swych domówi nawet żaba była zaskoczona i zaniepokojona ilością wody w swej kałuży. Jedynym zadowolonym wydawał się Jeż, tylko nikt nie wiedział czemu on tak lubi deszcz. A Jeż po prostu wiedział, że po deszczu na pomoście przy stawie na pewno pojawią się Rusałki.
Bajka o domu
W środku lasu w gęstym borze była chata — poczerniała ze starości, lekko pochylona ze słomianym dachem, z jednej strony prawie dotykająca nim do ziemi. Była zbudowana z grubych starych belek, miała dwa małe okienka z metalowymi kratami, a z komina od dawna nie unosił się dym. Ścieżka do uchylonych ciężkich drzwi porosła bujnymi leśnymi kwiatami. Polana pełna leśnych kolorów i ten stary, samotny, opuszczony dom z wygaszonym piecem.
To było piękne miejsce w lesie, z którym ostro kontrastowała ponurość tego domu.
Dom tęsknił za ogniem na piecu, za zapachem pierników, za stołem pełnym smakołyków. Tęsknił za swą gospodynią i za jej gośćmi. Z czasem pochylał się coraz bardziej, choć ciągle miał nadzieję na powrót Jasia, Małgosi i Czarownicy.
Bajka o drzewie
Zaczęło się od małego ziarenka — spadło i zaczęło rosnąć.
Mała roślinka — dwa listki, potem cztery… i korzenie szukające dróg w ziemi. Czas kolejnych zajęczych pokoleń potrafił wiele zniszczyć w poszyciu lasu, lecz to życie otoczone korą przetrwało i rosło, po latach coraz wyżej i coraz głębiej. Drzewo sięgało korzeniami wód, a gałęziami chmur, było domem dla wielu. Z korzeni czerpało soki, z liści siłę słonecznych dni i rosło.
Dla małych ptaków było całym światem, dla gąsienicy nieskończonym oceanem możliwości. Dawało wiele wielu, każdego roku powiększając się i wypuszczając nowe liście… aż dorosło.
Dorosło do pytania kim jest i czy bardziej jest związane z ziemią, czy niebem, czy to szeleszczące liście na wietrze są ważniejsze, czy korzenie mocno trzymające je w gruncie…
Myślało tak intensywnie o sobie, że aż przestało żyć i uschło — zabijając tym samym cały świat tak wielu zwierzaków.
Bajka o Dzięciole
W lesie jest wiele ptaków, ale tylko jeden z takim dziobem. Tylko jeden, którego boją się drzewa i którego jednocześnie te drzewa pragną. Pan lasu, pogromca pędraków, lekarz drzew — mąż dzięciołowej i obiekt westchnień sójek: Dzięcioł Czarny we własnej osobie.
Gdy on stuka, to echo leśne milknie — powtarzają sójki. Sosny korzeniami czepiają się piachu, gdy boruje jej swym dziobem, a pędraki i korniki bledną. Dostojność i prestiż to wszystko w jednej osobie i czerwona czapka podkreślająca jego wyjątkowość. Cichy lot i głośny stukot dzioba o drzewa, to jego charakterystyczne zachowania. Tak by wszyscy słyszeli, jaki jest wyjątkowy, jaki jest ważny, jak potrzebny…
Wystukiwał te informacje o sobie niczym alfabetem Morse’a, wysyłał je leśnym echem, jak telegramem informującym o swym ego. Jego — najważniejszego z ważnych — że tu jest.
Kuna usłyszała komunikat… i dzięciołowa została wdową.
Bajka o falach
Jeż stał na pomoście i zamyślony patrzył na fale na stawie — zastanawiał się, czy to wiatr tak szarpiąc brzeziną powoduje te groźne marszczenia wody, czy to woda groźnie marszcząc swoją taflę powoduje taki strach wiatru i trzęsienie się drzew, tak wielkie, że aż spadają z nich liście. A może to niewidziane rusałki tak tańczą na tafli stawu i budzą uciekające jedna za drugą fale? Jeż zapatrzony w fale usiłował zobaczyć rusałkę, ale widział tylko fale, które goniły się nie mogąc się dogonić. Pomyślał nawet, że te fale gonią się tak samo, jak on goni za swoją tęsknotą… i tak jak one siebie, tak on nie może jej dogonić.
Żaba na skraju kałuży nie miała tak filozoficznych przemyśleń — patrzyła na fale jedynie z niepokojem o kijanki.
Bajka o huśtawce
Sowa uczyła pisklę latać, bo był już najwyższy czas na wykopanie młodej sowy z gniazda, ale sówka wcale nie chciała wchodzić z bezpiecznego schronienia. Sowa wymyśliła więc, że zrobi huśtawkę, aby się bawiła. Ten pomyśl sówce spodobał się zdecydowanie bardziej, że można sobie „polatać” tam i powrotem, nie opuszczając bezpiecznej kryjówki. Tyle tylko, że Sowa tę huśtawkę zamontowała na bardzo słabym haku i jak się mała sówka rozhuśtała za bardzo to hak się urywał i — chcąc nie chcąc — wylatywała z gniazda. Lisica jak się o tym dowiedziała, to pogratulowała Sowie mądrości i żałowała, że małe liski w norze nie mają tyle miejsca na huśtawkę, co Sowa w swym gnieździe.
Bajka o Jaszczurce
Mała Jaszczurka bardzo nie chciała uznać, że nie jest smokiem. Odkąd przeczytała o smokach, uważała się za co najmniej jednego z nich — co prawda, z lataniem jakoś nigdy jej nie wychodziło, ale ile razy przejrzała się w potoku to sama sobie mówiła “Jestem smokiem”. Żeby upewnić się jeszcze bardziej postanowiła nastraszyć Zająca i poniosła sromotną klęskę — Zając ją wyśmiał z jej smokowatością.
Tak samo nie udało się z Jeżem, Łosiem ani z Niedźwiedziem. Już była w pełnej rozpaczy i prawie wpadała w depresję, gdy przypadkiem wbiegła w mrowisko i zrozumiała, że… rozmiar jednak ma znaczenie.
Bajka o Jeżu
Jeż miał kłopot: spacerując po lesie trafił niechcący na „uczynne dzieci”, które nabiły na igły na jego grzbiecie jabłko. Udało mu się szczęśliwie uciec, ale jabłko uparcie nie chciało spaść z jego grzbietu. Czego on nie próbował! Turlał się po mchu, tarł o paprocie, nawet lisicę poprosił o pomoc. Ta zajęta rozmową z Zajęczycą poradziła mu, by poszedł do Misia: „Miś jabłka lubi, to ci zdejmie”. Jeż poszedł, Miś przysługi nie odmówił — co prawda w ostatnim momencie wypluł Jeża, połykając tylko jabłko i poranił sobie okropnie język, ale czego się nie robi dla przyjaciela. Siedli potem sobie przed gawrą przy piwku i rozważali poważny problem — po co jeżowi igły? Przy miodzie z zapasów Misia zaczęli rozważać co by to było, jak by to niedźwiedzie zamiast futra miały takie igły i ile to by było kłopotów na przykład przy czochraniu się o drzewa. Miś popatrzył ze współczuciem na Jeża i pomyślał, że już wie, czemu Jeż ciągle jeszcze nie ma żony.
Bajka o kamieniu
Był, trwał od zawsze, zawsze niezmiennie, zawsze w tym samym miejscu. Wyrósł las, spłonął las, a on trwał. Z czasem ponownie otoczony gęstwiną, czasem pokryty mchem. Był i niezmiennie pozostawał taki sam — czy prowadziła przy nim droga, czy ponownie stał w gęstwinie, zawsze pozostawał sobą — pępkiem lasu. Zmieniało się wszystko dookoła, tylko nie on. On był pierwszy i będzie ostatni — gdy już nie będzie nic.
Bajka o Krecie