E-book
11.76
drukowana A5
37.8
Bajki i opowiadania na dobranoc

Bezpłatny fragment - Bajki i opowiadania na dobranoc

30 bajek i opowiadań, nigdzie jeszcze nie publikowanych


Objętość:
96 str.
ISBN:
978-83-8351-704-9
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 37.8

Jaskółeczka

Właśnie z wiosną przyleciała.

Choć po locie jest zmęczona,

Lecz do pracy jest gotowa.

Musi gniazdko już zbudować,

Żeby jajka tam pochować.

By jej ptaszki ciepło miały,

No i dobrze się chowały.

Właśnie miejsce wypatrzyła,

Jakie sobie wymarzyła.

Tam w stajence przy okienku,

By wlatywać po cicheńku.

Gniazdko szybko zbudowała,

Przecież bardzo się starała.

Swe jajeczka wysiedziała,

Na wyklucie już czekała.

Gdy pisklęta się wykluły,

Poleciała hen do góry.

Taka była ucieszona,

Tą radością upojona.

Szybko ptaszki wychowała

I do lotów przyswajała.

Powolutku je uczyła,

Chociaż bardzo się martwiła.

Jednak poszło jej to prędko,

Przeleciały nad stajenką.

Szybowały hen wysoko,

Nie widziało już ich oko.

Wciąż latały, szybowały

I do gniazdka siąść nie chciały.

Były silne i gotowe,

By odlecieć w dalszą drogę.

Tam za morza i doliny,

By przeczekać srogą zimę.

No i wreszcie poleciały,

Nic na drogę nie zabrały.

Tylko w sercu im została,

Ta historia piękna cała.

Nic strasznego drogie dzieci,

Jaskółeczka znów przyleci.

I od nowa zacznie wszystko,

Znowu z nami będzie blisko.


Koniec.

28-03-2023 OL

Kózka, co skakać lubiła

Żyła sobie kózka mała,

Bardzo zwinna i wspaniała.

Wszystko na co napotkała,

To przeskoczyć zaraz chciała.

To przez płotek, przez kałuże,

Przez kamienie małe, duże.

To przez strumyk nie szeroki,

Oraz murek nie wysoki.

Wciąż hulała i skakała,

Nigdy nóżki nie złamała.

Dla niej była to zabawa,

Wszystko w koło obleciała.

Teraz myśli kózka mała,

Przez co będę ja śmigała.

Obskakałam całą wioskę

I puknęła w kamień noskiem.

Nagle słyszy gdzieś z daleka,

Że ktoś woła, głośno beka.

Słysząc głośny,,bek’’ owieczki,

Wnet pobiegła w stronę rzeczki.


Zboku rzeczki była skała,

A na szczycie owca mała.

Która z drogi w bok zboczyła

I ze skarpy się stoczyła.

Przestraszyła się owieczka,

Jak zejść w dół, gdzie płynie rzeczka.

Taka była zasmucona

I płakała roztrzęsiona.

Kózka wnet podniosła różki

I wskoczyła na te dróżki.

Tu podskoczy, tam zeskoczy,

Tu pobiegnie i znów wskoczy.

By ratować tą owieczkę,

By jej pomóc zejść nad rzeczkę.

Tak to trwało chwilek parę

I już była tam na skale.

Gdzie owieczka była mała,

Która zejść się bardzo bała.

Kózka owcy pokazała,

Jak poruszać się po skałach.

Nauczyła gdzie kłaść nóżki,

Żeby nie spaść z śliskiej dróżki.

Wolno razem zeskoczyli,

I przy rzece szybko byli.

Mała owca dziękowała,

Swoją przyjaźń jej dać chciała.

I zostali przyjaciółmi

Z tej przyjaźni byli dumni.

Teraz razem już skakali

I niczego się nie bali.

Zawsze razem się bawili

I szczęśliwi bardzo byli.

A gdy wołał ktoś pomocy,

Pomagali w ich niemocy.

 Do tej pory pomagają

I się nigdy nie rozstają.

Czasem słychać ich tupanie,

Jak skakają sobie same.

Gdzieś tam w górach,

Tam, gdzie rzeczka.

Tam, gdzie kończy się

bajeczka.


Koniec.

29-03-2023 OL

Listonosze dusz

Na gałązce usiadł ptaszek,

Cały mokry, padał deszcz.

Chciał się schronić gdzieś pod daszek,

No i nieco troszkę zjeść.

Ptaszek ten przyleciał z raju,

A dokładnie z domu dusz.

Gdzie mieszkają one w gaju,

Pięknych drzewach, krzaków róż.

Stamtąd właśnie wylatuje,

Kiedy dzidziuś rodzi się.

I mu duszę ofiaruje,

By połączyć mogły się.

Gdy się dziecko z duszą złączy,

Ptaszek wraca do swych bram.

By następną wziąć duszyczkę

I dostarczyć znowu tam.

Takie tutaj ma zadanie,

Ten przepiękny rajski ptak.

By dostarczać dzieciątkowi,

Tą duszyczkę niczym kwiat.

Ale kiedyś dusz tych braknie,

W rajskim domu pośród róż.

Wtedy ptaszek gdzieś przepadnie

I nie będzie nosić już.

I nastanie dzień osądu,

By oceniać dusze te.

Jedne pójdą znów do raju,

A te inne dusze nie.

Wtedy ptaszek tu powróci,

Żeby zacząć pracę swą.

I od nowa zacznie latać,

By roznosić znowu ją.

Rajskich ptaszków jest na ziemi,

Tyle ile stworzeń jest.

Każdy ma swojego ptaszka,

Przecież dobrze o tym wiesz.

Bo zadanie mają wielkie,

Na tym świecie powiem wam.

Bo twą duszą się zajmują,

Wiem na pewno, bo go znam.

Koniec.

05-03-2023 OL

Młynarz

W starym młynie, tuż przy rzeczce,

Mieszkał młynarz w swej beretce.

Musiał ciężko sam harować,

By na wszystko zapracować.

I utrzymać swą rodzinę,

Żonę Herte, córkę Inę.

Żona z córką były chciwe,

Zadąsane i leniwe.

Wiecznie było im za mało,

Choćby nie wiem co się stało.

Że sukienki są już stare

I buciki jakieś szare.

Wciąż dukaty tylko chciały,

Na ubrania wydawały.

A młynarza przerażało,

Że im było ciągle mało.

Nie dojadał, mało sypiał,

Z wyczerpania ledwo dychał.

Czasem tylko szedł nad rzeczkę

I zapalał tam fajeczkę.

Puchał dymu całe kłęby

I się martwił o swe zrzędy.

Żalił się do rzeczki swojej

I zapłakał teraz do niej.

Pani rzeka się wzruszyła

I do niego przemówiła.

Zamiast w wodę łzy wylewać,

Lepiej życie w lepsze zmieniać.

Przyjdź tu dzisiaj o północy,

To udzielę ci pomocy.

Coś na pewno wymyślimy,

Z twym problemem coś zrobimy.


Młynarz zrobił jak mówiła,

Gdy on przyszedł, już tam była.

Dała jemu lilii kwiatek,

Co srebrzysty ma swój płatek.

Nakazała skruszyć kwiatki,

Dając szczyptę do herbatki.

Kiedy bliscy ją wypiją,

To z swych serc tą chciwość zmyją.

Jak mówiła — tak też zrobił,

Do wypicia je nakłonił.

Później poszli pod pierzyny

I zasnęli jak dzieciny.

Młynarz wstał jak zwykle z rana,

A tu heca niesłychana.

Stół nakryty do śniadania,

Żona masło bije sama.

Córka chlebek pokroiła,

Wraz z herbatą postawiła.

Jajecznicę usmażyła,

Dla tatusia była miła.

Witaj mężu ukochany,

Może świeżej chcesz śmietany?

Młynarz zdębiał — co on słyszy?

Teraz to on z szczęścia dyszy.

Nie uwierzył, co się stało,

Że tak szybko podziałało.

No i wreszcie był szczęśliwy,

Z ukochanej swej rodziny.

Już nie było tej chciwości,

Tylko pełny dom miłości.


Koniec.

07-04-2023 OL

Kowal i UFO

Tam przy drodze, przy buczynie,

Mieszkał kowal w chałupinie.

Nie miał równych w swej robocie,

Chociaż w trudzie, czoła pocie.

Wciąż wykuwał i pracował,

Bo w kowalstwie się wychował.

Wszyscy ludzie z okolicy,

Głównie byli to rolnicy.

Przynosili mu do kucia,

Różne blachy i okucia.

Kowal ciągle walił młotem,

Do wieczora zlany potem.

I jak zawsze po robocie,

Siadał sobie przy swym płocie.

Pogwizdując sobie szumnie,

Obserwując niebo dumnie.

I rozmyślał o planetach,

O księżycu i kometach.

Czy istnieją inne światy

I czy rosną na nich kwiaty.

I tak sobie piosnkę nucił,

A tu jakby ktoś coś rzucił.

I na niebie pojaśniało,

Aż się wszędzie stało biało.

Kowal powstał, czapkę zrzucił,

Mało co się nie przewrócił.

A na niebie kula biała,

Wprost na niego tu leciała.

Kowalowi włos się zjeżył,

Bo w to wszystko wciąż nie wierzył.

Zaraz umrę w tym wybuchu,

Tak pomyślał sobie w duchu.

Kiedy kula była blisko

I już miała zniszczyć wszystko.

Wtedy jakby zhamowała

I przy domku zlądowała.

Patrzy kowal na to cudo,

A tu coś go puka w udo.

Spojrzał na dół, co się dzieje,

A tu ludek mu się śmieje.

I po ludzku zagaduje,

Że w silniku coś się psuje.

I kowala bardzo prosi,

By naprawił mu to cosik?

By mu statek dobrze działał

I się nigdy nie rozwalał.

Kowal troszkę się jąkając,

Odpowiedział,,pal to zając’’

Tak, wykonam ten twój trybik

I do pracy wziął się w trymig.

Kowal szybko trybik zrobił

I troszeczkę go przerobił.

Zamontował w tym stateczku

I usiedli przy płoteczku.

Kowal pytał o kosmosie,

Drapiąc się po swoim nosie.

A kosmita opowiadał,

Swą historie w całość składał.

No i tak to powolutku,

Się rozstali trochę w smutku.

Ale ludzik przylatywał

I z kowalem odlatywał.

Tak zwiedzali wieczorami,

Różne światy z kometami.

Ciągle jeszcze tak latają

I co noc się spotykają.

Bo to wielka tajemnica,

Dla kowala i ludzika.


Koniec.

06-04-2023 OL

Planety

Bardzo dawno temu,

Gdy jeszcze gwiazd nie było.

Trzech braci na niebie,

W zgodzie sobie żyło.

Cała trójka braci

Siebie miłowała.

Zawsze tylko z sobą,

Ten wszechświat zwiedzała.

Było to słoneczko,

Co swym blaskiem błyska.

Oraz piękny księżyc,

Co srebrem połyska.

A najmłodszym z trójki,

Był kogut Zarański.

Który to w ich blasku,

Stawał się niebiański.

Wszystkie im planety

Pokłony składały.

Pędzące komety,

Z uśmiechem witały.

Wszyscy we wszechświecie,

Bardzo ich lubili.

Gdyż nigdy nikomu

Złego nie czynili.

Byli też i tacy,

Co patrzyli w gniewie.

Że są tak przepiękni

I kochają siebie.

I pewnie ich szczęście

Trwałoby tak wiecznie.

Na tej przeogromnej,

Pięknej drodze mlecznej.


Gdyby nie ta zazdrość

Bogini Barlujki.

Która zamierzała

Zniszczyć całą trójkę.

Wysłała swą mocą

Potężne bombaczi.

By ono rozbiło

Tych cudownych braci.

Bombaczi wybuchło

Prosto w kogucika.

Na kawałki rozbiło,

Niczym balonika.


Słońce oraz księżyc

Rozbłysło na siebie.

Bo ich rozłączyło

Na tym wielkim niebie.


Już nie byli blisko

I tylko płakali.

Że brata stracili,

Przecież go kochali.


Wszystko to zobaczył

Stwórca tego świata.

Ukarał boginię,

Zamieniając w kwiata.

Który rośnie teraz

W odległej krainie.

By mogła rozmyślać

O tym strasznym czynie.

By już po wsze czasy

Zawsze się smuciła.

I nikogo więcej

Nigdy nie skrzywdziła.

Ożywił koguta

W postaci jak żyje.

I umieścił na ziemi,

Teraz tam się kryje.

Stworzyciel oznajmił

Wszystkim nowe prawa:

Słońce kogutkowi

Będzie za dnia grzało.

A księżyc utuli,

By się dobrze spało.


Bracia będą rankiem

Ciągle się spotykać.

I zawsze z uśmiechem

Po wsze czasy witać.


I tak już zostanie

Przez całe wiecznośći.


Kogut z rana witać będzie

ukochanych gości.


Koniec.

11-04-2023 OL

Wielkanocna opowieść

Za górami, za lasami

Przyszedł na świat zając biały.

Był bielutki jaś śnieżynka,

Śmiała z niego się rodzinka.

Bo zajączki w całym świecie

Są szarawe, o czym wiecie.

Tak pomyślał zając stary

I poprawił okulary.

Co my teraz z tym zrobimy,

Będą śmiechy oraz drwiny.

Więc zebrały się zające,

Co mieszkały na tej łące.

By ustalić tę przyczynę,

Co się stało w tej rodzinie.

Że rodziców futra szare,

A ten biały, jak za kare.

I zaczęły się debaty,

Jeden mówi — wina taty.

Że zjadł w lesie psie jagódki

I są teraz takie skutki.

Drugi krzyczy — to są czary,

Ktoś porobił czary-mary.

I tak trwało to do ranka,

Cała ta opowiadanka.

Swe sugestie przedstawili

I niczego nie stwierdzili.

No i trudno — wszyscy rzekli,

Nie musimy być tak wściekli.

Choć zajączek ten jest biały,

To on nasz jest, przecież cały.

I nie ważne w czym przyczyna,

Że jest biały, jak pierzyna.

A ta cała tajemnica,

Niech zostanie jak skarbnica.

I nie drążmy już tej sprawy

I ruszajmy do zabawy.

Po swej łączce poskakali,

No i na tym zaprzestali.

Wszyscy poszli do łóżeczek,

By zakończyć już dzioneczek.

Ale dzieci są ciekawe,

Czemu on ma futro białe?

Tak na ucho wam to powiem:

Biały zając bardzo skoczny,

Rodzi się w dzień wielkanocny

I wymyka się, jak licho,

By prezenty rozdać cicho.


Koniec.

13-04-2023 OL

Papuga-grubaska

Żyła sobie raz papuga,

Która była bardzo gruba.

Ciągle tylko podjadała,

Wcale się nie przejmowała.

To śliweczkę, to jabłuszka,

Ciągle jadła łakomczuszka.

Wszyscy w koło jej mówili,

By nie jadła chociaż chili.

Że tak smacznie je go sobie,

A dla innych ogień w dziobie.

Ona tym się nie martwiła,

Bo tę chili wręcz wielbiła.

Jadła pieprz, świeże sardynki,

Pomarańcze, mandarynki.

Wszystko jadła tak jak leci,

Wszyscy bali się, że zleci.

Z tej gałęzi co siedziała,

Przecież była ociężała.

Tym się jednak nie zrażała,

Coś przekąsić poleciała.

Poleciała tam do sadka,

By pochrupać świeże jabłka.

Tam najadła się do syta

I stanęła jak by wryta.

Bo nie mogła już pofrunąć,

Bojąc się, że może runąć.

Teraz była załamana,

Że nie zdąży zjeść śniadania.

Więc wolniutko, pomaleńku,

Poszła pieszo, po cicheńku.

Kiedy doszła, sił nie miała,

Była cała obolała.

Nawet jeść wcale nie chciała,

Taka była ociężała.

Koniec mówi, drogie panie,

Dzisiaj mniejsze jem śniadanie.

A od jutra pełna dieta,

Bez słodyczy i kotleta.

Będę tylko troszkę jadła,

Chcę być szczupła oraz zgrabna.

No i tak tez uczyniła

I marchewką przekąsiła.

Bo marchewki przecież zdrowe

I nie tuczą jak schabowe.

Od tej pory zdrowo żyła,

By przypadkiem nie utyła.

Chili również odrzuciła,

Bo apetyt już straciła.

Mało jadła i ćwiczyła

I sadełko wnet zgubiła.

Bo nie chciała być grubasem,

By z gałęzi nie spaść czasem.

I już zawsze uważała,

Ile jadła, ile spała.

Wiele sportów uprawiała

I przepięknie wyglądała.

Pamiętajcie drogie dzieci,

By nie wcinać tak jak leci.

Tylko zdrowo w miarę jadać,

Bardzo proszę nie podjadać.

Mniej słodyczy i pieczywa,

Lecz owoce i warzywa.

Wtedy silne już będziecie

I najzdrowsze chyba w świecie.


Koniec.

14-04-2023 OL

Riko i Azorek

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 37.8