E-book
7.35
drukowana A5
38.9
drukowana A5
Kolorowa
63.76
Bajki dla dzieci

Bezpłatny fragment - Bajki dla dzieci

z morałem babci Tekli


Objętość:
189 str.
ISBN:
978-83-8351-637-0
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 38.9
drukowana A5
Kolorowa
za 63.76

Bajeczki dziadzio Gabrysia

BAJECZKI DLA DZIECI Z UŚMIECHEM BEZ PRZEMOCY Z MORAŁEM

Zapraszam na niesamowitą przygodę w świat ludzi zwierząt ich zwyczajów To doskonała lektura w formie przystępnych i miłych rymowanych wierszyków dla dzieci, i ich rodziców a także i samych nauczycieli W trakcie przygody czytelnik ma okazję poznać różne ptaki ssaki a także mieszkańców odległych terenów To są rymowanki i nie tylko łatwe do zapamiętania Dziecko może za tym poznać zwierzaki ptaszki krecika Wykorzystanie waloru dydaktycznego edukacyjnego tej książki powinno stać się priorytetem współczesnych rodziców Opisane zdarzenia rozmowy a także zachowania mogą stać się zalążkiem rozmowy a dzieckiem wprowadzenia go świat ludzi i zwierząt żyjących w jego najbliższym otoczeniu Wiele utworów posiada również morał, który z pewnością może posłużyć jako przykład do kształtowania odpowiednich wzorców zachowania u dzieci poprzez zapamiętywanie najpierw krótszych następnie dłuższych utworów które łatwo wpadają w ucho jednym słowem miła lektura dla dzieci, rodziców nauczycieli na zawsze pozostanie w PAMIĘCI!!!

Kochane nasze dzieciaki mogą się dowiedzieć jakie niesamowite mają pomysły ZWIERZAKI.

Zaczarowane miasto

Nawet najstarsi mieszkańcy tej okolicy nie pamiętają kiedy właśnie ta Historia się wydarzyła. A było to w miejscowości Ujazd Obecnie gmina Iwaniska Powiat Opatów Tam Krzysztof Ossoliński zbudował zamek nazywając go od swojego imienia Krzysztof „Krzyż i topór” Jego syn Baldwin połączył krzyż z toporem i powstał herb krzyż-topór Zamek ten zbudowany jest na kształt orła. Przypomina orła w locie z lekko rozłożonymi skrzydłami szykującego się do ataku. Zamek zbudowany w typie Zamku pałacowo obronnego. Obwarowany murami i suchą fosą W Zamku tym wraz z rodzicami mieszkał książę Filip Książe Filip był bardzo zdolnym chłopcem. Wszystko go interesowało o wszystko pytał rodziców lub swojego przyjaciela Przyjaciel Filipa był o parę lat starszy i nie na jednej był wyprawie wojennej zwał się Maczuga bowiem był dobrze zbudowany a ręce miał jak maczugi, a jednym uderzeniem powalał byka na ziemię Maczuga miał pokój obok Księcia Filipa i nie opuszczał Filipa na krok. Filip pobierał nauki o sztuce wojennej, władaniu mieczem historii, przyrodzie, astronomii Filipa najbardziej interesowały opowieści o innych państwach ich królestwach o sztuce walki. Młody Książe chodził też do starego koniuszego, który kiedyś dowodził konnicą Księcia Ossolińskiego.

Stary koniuszy opowiadał Filipowi niesamowite historie O Mongołach i jak z nimi walczył o Turkach o sztuce przetrwania w trudnych sytuacjach Maczuga opowiadał Filipowi jak walczył przeciw wojskom Czyngis-chana. Czyngis-chan był przywódcą Mongołów Pod jego komendą Mongołowie podbili znaczną część europy. Starzy wojownicy opowiadali że Chan jest nie zwyciężony jest nie do pokonania Maczuga tylko się uśmiechał, Niepokonany, niepokonany bo się ze mną nie spotkał.

Książe Filip zaprosił Maczugę i koniuszego na spotkanie, chciał z nimi omówić organizację wielkiego polowania Ustalili datę polowania na taki termin, gdzie nie obowiązywał czas ochronny dla zwierząt Aby zorganizować takie polowanie musieli poczynić odpowiednie przygotowania.

Zwołali Rycerzy Giermków i$ chłopów z okolicznych wsi Każdy dostał przydział swojego zadania aby wiedział co ma robić w czasie polowania. Nagonka miała straszyć zwierzynę i naganiać na myśliwych tak aby nie podejść bliżej jak na odległość dwóch strzałów aby nie wydarzył się nieszczęśliwy wypadek. W wyznaczony dzień na placu zamkowym zebrali się wszyscy uczestnicy polowania Nagonka miała ze sobą kołatki i trąbki i gwizdki Myśliwi osiodłali konie zabrali kusze i strzelby, ubrani w stroje myśliwskie Giermkowie przygotowali wozy na zwierzynę A psy prowadzili specjalnie do tego wyszkoleni psiarze aby psy mogły wytropić zwierzynę Wszyscy tak przygotowani zebrali się na placu zamkowym. Starszy łowczy na rogu myśliwskim odegrał melodię wymarszu. Psy ujadały merdając ogonami zadowolone że wreszcie pójdą na łowy Filip i cała jego świta ruszyła na łowy.

Nagonka poszła okrężną drogą aby zajść zwierzynę z przeciwnej strony i nagonić na myśliwych Myśliwi mieli czekać na wyznaczonych stanowiskach ukryci za potężnymi dębami sosnami.

Kiedy już wszyscy byli na wyznaczonych stanowiskach, łowczy na swoim rogu zagrał Hymn Myśliwych „Hymn był tak niesamowity i przenikliwy że każdego po całym ciele przeszyły ciarki, wszystkich biorących udział w polowaniu chwytał za serce. Dla myśliwych był radością by upolować jak najwięcej grubej zwierzyny, zdobycie trofeum i sławy. Dla zwierzyny to paniczny strach i walka o przeżycie. W lesie nastała złowroga cisza. Cisza która jednym zwiastowała strach i śmierć a dla drugich przedsmakiem dobrej zabawy. Gdy coraz głośnie było słychać nawoływanie nagonki, rozległy się pierwsze wystrzały.

Huk strzelb zmieszał się z krzykiem ptaków i tupotem Pędzących łosi jeleni, dzików i innych zwierzaków. Wydawało by się że powstał wielki harmider, ale to tylko tak wyglądało. Myśliwi stali jak zaklęci na swoich stanowiskach, nikomu nie wolno było opuścić swojego stanowiska. Nagonka pod wodzą Budrysa robiła dużo hałasu.

Budrys był doświadczonym naganiaczem nie jedną nagonkę już prowadził był świetnym fachowcem w swoim fachu.

Wiedział kiedy przyspieszyć kiedy zwolnić a kiedy się zatrzymać kiedy zajść po bokach. Budrys dawał umówione znaki by naganiacze tak szli jak on sobie życzy. Żeby w żadnym przypadku nie przekroczyli wyznaczonej granicy. Książe Filip stał za dużym dębem. Miejsce okazało się bardzo szczęśliwe dla myśliwego a nie dla zwierzyny Książe upolował trzy dziki dwa jelenie a młodego łosia i dwie małe sarenki puścił wolno.

Pod koniec łowów gdy Filip już się zbierał by dać rozkaz aby hejnałowy zagrał odwołanie łowów, nagle coś dużego poruszyło się nieopodal w krzakach myślał że może to być duży łoś. Albo stary niedźwiedź. Książe przygotował się do strzału. Z zarośli wyłoniła się głowa z bardzo dużymi rogami. Był to wspaniały jeleń tak urodziwy na którego padały promienie słońca prześlizgując się przez korony drzew, wyglądał tak dostojnie, że Księciu Filipowi zaparło dech w piersiach. Jeleń kroczył dumnym krokiem a za nim podążała równie piękna łania. Po chwili łania zrównała się z jeleniem, wyglądali jak młoda para krocząca po ślubnym kobiercu do ołtarza. Para jeleni kroczyła po dywanie z kwiatów, ziół szła niechybnie na śmierć pod lufę strzelby Filipa. Książe Filip podniósł strzelbę, przyłożył do oka, wycelował. Para jeleni nawet nie drgnęła, szła spokojnie dumnie i powoli z podniesionymi głowami jak by wyczuwała co morze ich spotkać. Ale duma nie pozwalała im prosić o litość Filip patrząc na tak wspaniałą parę pociągnął za pasek strzelby strzelba opadła powoli u nogi. Stanął na baczność jak by chciał oddać cześć walecznemu rycerzowi, oczy jego były wpatrzone w oczy jeleni. Para jeleni powoli i dumnie przeszła obok Filipa przemierzając polanę. Polana spowita była blaskiem słońca wyglądała tak niesamowicie i uroczo jak z bajki rosły tu kwiaty zioła różne krzewy a pośrodku staw jak wmalowany w obrazek W którym woda miała kolor szmaragdowy, rosły w nim lilie wodne pachnące tataraki dookoła okalały go żółte kaczeńce.

Filip oczarowany pięknem polany nazwał ją „Raj o Poranku” Bowiem o świcie słońca rosa, rosa na kwiecistym dywanie skrzyła się jak tysiące rozsypanych diamentów.

Para jeleni gdy była w połowie polany nagle stanęła. Jelenie obróciły się wprost na Filipa, podniosły głowy wysoko i pochyliły jakby kłaniając się Filipowi w podzięce poczym spokojnie poszły w głąb lasu Księcia Filipa przeszły ciarki od stóp do głowy, stał tak nieruchomo aż w pewnej chwili poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Dłoń przyjaciela Maczugi. Co się stało przyjacielu? jesteś ranny?

Nie odparł Filip to dlaczego jesteś taki zamyślony. Przecież miałeś udane łowy. Filip nie nic tak tylko się zamyśliłem, wszystko jest porządku. No to zbieramy się do zamku. Maczuga krzyknął na giermków aby podjechali wozem, zwrócił im uwagę aby nie pomieszali zwierzyny bo Filip upolował piękne okazy. Na drugi dzień o świcie Książe wybrał się do lasu. Od razu udał się na polanę. Kiedy wjeżdżał na polanę, ujrzał coś niesamowitego, zatrzymał konia ukrył się za starym dębem, urzeczony tym widokiem nie mógł ruszyć się z miejsca. Nie był pewien czy to co widzi to jawa czy sen. Na polanie bawiła się gromadka małych ślicznych dzieciaków, a wśród nich hasała wyjątkowo śliczna dziewczyna, poruszała się zwinnie jak sarenka. Czeladka dzieci zbierała jagody, kwiaty. Wszyscy byli tak rozbawieni i szczęśliwi że w ogóle nie zauważyli Księcia Filipa. A on stał w cieniu dębu i podziwiał tą prześliczną dziewczynę.

Zapatrzony w jej długie włosy w kolorze promieni słońca, w oczy jak błękit nieba, buzię rumianą jak jagody kaliny, nogi i ręce delikatne jak kwiaty lilii wodnej. Jaj suknia była jakby utkały ją ptaki z kwiatów polnych w kolorze szmaragdowej wody w stawie na polanie. Książe powoli podszedł do grupki rozbawionych dzieci, gdy dzieci zobaczyły nieznajomego przestraszyły się i pobiegły do tej ślicznej dziewczyny Książe Filip przyłożył rękę do serca na znak że nie ma złych zamiarów i skinął głową. Dzień dobry — powiedział.

Dzień dobry wyjąkała dziewczyna, tuląc dzieci do siebie.

My tylko zbieramy kwiaty i jagody. Już stąd idziemy.

Albowiem dobrze wiedziała że cały las należy do zamku i że nie powinna tu przychodzić. Filip ciągle trzymał rękę na sercu bo nie wiedział co ma z nią zrobić. Możecie tu zawsze przychodzić kiedy chcecie, cieszę się że tu jesteście. Naprawdę się cieszę.


Dzieciaki odparły radośnie zgoda, zgoda dziękujemy za pozwolenie będziemy tu przychodzić. Dziewczyna rzekła uspokójcie się pozbierajcie koszyki i wracamy. Książe Filip nie spuszczając wzroku z dziewczyny zdobył się na odwagę poprosił by została. Powiedz jak masz na imię. Dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie i szczerze ja mam na imię Marta ale wołają na mnie Mandzia A ty Książe, Filip zachwycony jej śmiałością i odwagą z uśmiechem odparł ja mam na imię Filip po prostu Filip Słyszałam o panu wiele, Paniczu. Zabrała dzieci i szybko pobiegła dróżką przez las do domu zanim Filip zdążył zapytać: — Kiedy się zobaczymy, Dziewczyny już nie było. Bardzo żałował że tak onieśmieliła go jej uroda i śmiałość. Posmutniał bo nie wiedział kiedy ją znów zobaczy. Krzyknął za dziewczyną kiedy się zobaczymy — jutro. Tylko echo odpowiedziało smutno, smutno. Znów krzyknął przyjdziesz echo odpowiedziało idziesz, idziesz kiedy cię zobaczę, zobaczę odpowiedziało echo. Filip był pewny że to odpowiedziała Martusia że jaszcze się zobaczą Książe Filip wrócił do zamku bardzo podekscytowany, wszyscy myśleli że to z powodu wczorajszego polowania. Ale on cieszył się ze spotkania z tak cudowną dziewczyną nie mógł do końca uwierzyć że to wydarzyło się naprawdę. Na zamku wszyscy już wiedzieli że Filip nie ustrzelił pary wspaniałych jeleni bo Maczuga wszystkim opowiedział Rodzice Filipa byli bardzo dumni ze swego syna że tak szlachetnie postąpił Niektórzy złośliwi twierdzili że stchórzył wtedy Maczuga powiedział widziałem to całe zdarzenie i gwarantuje wam całym moim honorem że Księże zachował się jak rycerz pozwalając odejść Spokojnie parze jeleniom Filip dawno zapomniał już o polowaniu myśli jego krążyły obok pięknej Martusi. Kilka krotnie wyjeżdżał wczesnym rankiem na tą piękną polanę ale dziewczyny tam nie spotkał. Jak zawsze polana o wschodzie słońca była obsypana kropelkami rosy które lśniły w słońcu jak diamenty tylko ślady pozostawiła para jeleni.

Polana otoczona była starymi rzadko rosnącymi drzewami. W szmaragdowej toni jeziorka woda mieniła się jak tęcza obsypana dookoła dywanem kwiatów. Kwiaty tworzyły bajeczny świat tej polany który zmuszał do zadumy Śpiew ptaków dodawał niesamowitości tej uroczej wysepce pośrodku lasu. Książe był urzeczony tym widokiem Cieszył się że Martusia ma tak wspaniałe wyczucie smaku, piękna i wrażliwości. Zastanawiał się jak ona tą piękną polanę odnalazła postanowił to sprawdzić. W piękną majową sobotę wczesnym rankiem o wschodzie słońca po raz kolejny udał się na polanę. Nikomu o swoim wyjeździe nic nie mówiąc, ubrał się w zbroję paradną w siadł na swojego białego konia którego zwał błyskawica. Ruszył w drogę miał nadzieję że tym razem spotka tą nieuchwytną dziewczynę. Niestety i tym razem nie było jej na polanie Nacieszył oczy pięknem polany, pomyślał że szkoda że nie spotkał jej tej miłej dziewczyny.

Objechał polanę dookoła znalazł dróżkę leśną która prowadziła w dół do rzeki. rzeka nazywała się Koprzywianka Koń powoli szedł dróżką aż do rzeki bez kłopotu przekroczył ją gdyż była płytka Za tą rzeką była następna która doprowadzała wodę do młyna na tej rzece był most drewniany lecz solidny. Młyn był bardzo okazały zbudowany z kamienia stał po prawej stronie drogi. Obok młyna stała studnia obmurowana cembrzyną z drewna. Studnia ta bardzo zaintrygowała Filipa Filip podjechał bliżej studni zsiadł z konia spojrzał w lustro wody, zobaczył siebie i twarz Martusi Książe pobladł cały z wrażenia. Pomyślał że tak bardzo myśli o Martusi że to tylko mu się przewidziało. Wsiadł na konia i pojechał w dalszą drogę. Koło młyna stali mieszkańcy Podzamcza, Kamieńca Toporowa którzy nisko ukłonili się Filipowi. Gdy jechał tak powoli bez celu, droga poprowadziła go na wzgórze. Na wzgórzu położonym w śród lasu, u wzgórza rozpościerały się łąki ustrojone zielem kwiatami tworzyły piękny dywan utkany kwiatami przez środek tej łąki wiła się rzeka Koprzywianka Na wzgórzu nad rzeką była osada Polana. Właśnie w tej osadzie na wzgórzu mieszkała Marta z rodzicami i rodzeństwem.

Z tego wzgórza był widok na całą okolicę i zamek Ujazd Tą drogą od młyna można było dojechać do osady Polana.

Koń Filipa sam prowadził jak by znał drogę, nagle stanął jakby nasłuchiwał i powoli ruszył dalej Filip nie przestał wierzyć że spotka Martę. Nagle pośród śpiewu ptaków usłyszał dziewczęcy głos, ale nie wiedział czyj to głos Podjechał bliżej i ujrzał Martę. Zaskoczenie i wzruszenie odebrało mu mowę z tego wszystkiego zapomniał nawet piosenkę jaką ułożył dla Martusi.

Książe bardzo się ucieszył z widoku jaki zobaczył Marta siedziała na szczycie wzgórza A przed nią roztaczał się wspaniały widok na prze cudną łąkę i rzekę wijącą się pośród łąki Pagórkowate pola, rozdoliny Rzeka płynąca w dole cichutko szemrała pieśń o wspaniałej przyjaźni. Kto był bardzo uczuciowy i wrażliwy mógł usłyszeć tą bajkową pieśń U stup wzgórza było ogromne urwisko porośnięte wiązami a na dole przy samej wodzie była lita skała A w niej ukryta brama do Zaczarowanego Miasta Dalej przy tej pięknej rzece która wiła się jak błyszcząca wstążeczka stał młyn obok którego Filip niedawno przejeżdżał. Rzeka rozwiodła się swoimi odnogami okalając młyn biorąc go w objęcia. Podwórko przed młynem wybrukowane było kamieniami zwanymi kocimi łbami na tym podwórku w noc świętojańską czarownice urządzały sabat Marta lubiła przychodzić na wzgórze i zachwycać się pięknem wschodzącego słońca i patrzeć na zaczarowany młyn Tego pięknego poranka w sobotę wcześnie rano gdy bracia i siostry słodko spali Martusia poszła nad rzekę Martusia była najstarszą córką w rodzinie Polańczyków miała bowiem prawie osiemnaście lat Marta usiadła na swoim ulubionym wzgórzu, ranek był cudowny ptaki śpiewały przekrzykiwały się jeden przed drugim harmider okropny ale wszystkie śpiewające ptaki tworzyły jakby jedną wielką orkiestrę. Całość układała się w tak piękną melodię że można by ją słuchać bez końca Martusia rozmarzona w cudownym nastroju zaczęła śpiewać piosenkę

…piosenkę którą ułożyła dla swojego ukochanego Cichutko ją zanuciła

Gdy bym ja miała

Skrzydełka jak ptaszek

To bym poleciała

Za zielony lasek

Tam bym zobaczyła

Piękny zamek

Co nim mieszka

Mój miły kochanek

Marta tak się zamyśliła że zapomniała o całym świecie a ptasi chór wtórował jej piosence. poczuła się jak by była na olbrzymiej scenie w wielkim zamku Wszyscy na nią patrzą orkiestra gra a ona śpiewa coraz głośniej

Gdy bym ja miała

Skrzydełka jak sokół

To bym poleciała

Nad zamek wysoko

Tam bym krążyła

Nad nim dookoła

Usłysz mnie mój miły

To ja ciebie wołam

Kiedy tak śpiewała pochłonięta i przepojona miłością do Filipa Nie usłyszała jak Filip po cichu nadjechał A on w zbroi paradnej na białym koniu w promieniach wschodzącego słońca Wyglądał tak wytwornie jak Król, Książe stał chwilę wsłuchując się w śpiew swojej ukochanej dziewczyny tak cudownie wyglądającej tego pięknego poranka w sobotę rano w najpiękniejszym miesiącu maju Pośród kwitnących drzew zapachu kwiatów i ziół. Pomyślał moja kochana Martusia wygląda jak anioł. Bał się jej dotknąć myślał że to sen. Bał się że gdy ją dotknie to zniknie jak sen A ptaki całym chórem wtórowały jej piosence. Nawet gdy przestała śpiewać ptaszki nadal nuciły melodię piosenki. Filip zaczął nieśmiało śpiewać swoją piosenkę, Którą ułożył tak wielkim trudem gdyż nie był poetą a rycerzem, Ale tak bardzo kochał swoją Martusię że serduszko podyktowało mu słowa a ptaszki dopisały melodię Marta siedziała wsłuchana w ptasi chór i nagle usłyszała słowa piosenki

A gdy bym ja miał

Skrzydełka duże

To co dzień rano

Przynosił bym róże

Marta nie wiedziała co się dzieje pomyślała że to ptaszki śpiewają I znów usłyszała znajomy głos i słowa piosenki

Przed tobą bym klękał

Na oba kolana

Przynosił ci róże

Dziewczyno kochana

Marta zamarła z wrażenia nie oddychała bojąc się że to wszystko zniknie Pieśń płynęła dalej wtórował jej chór ptaków

Żebyś nie kochała

Serce mi oddała

Żoneczką kochaną

Na zawsze została

Martusia powoli odwróciła się cała zmieszana zobaczyła Księcia Filipa. On Natychmiast zeskoczył z konia delikatnie objął ją powiedział do niej. Nie bój się kochana jestem przy tobie chodź bym miał zginąć to Ciebie obronie Tyś teraz jesteś moja ..Moja na zawsze. Tylko Ciebie najbardziej na świecie kocham. Nigdy się już nie rozstaniemy, Marta wzięła za rękę Filipa i zaprowadziła nad rzekę Woda w rzece była tak czysta i przejrzysta że było widać wszystkie żyjące w niej stworzenia. A żyły tam raki, ryby, małże, żaby i inne zwierzaki wodne. A nad brzegami kwitły kaczyńce, lilie, tataraki, całe brzegi były ukwiecone pięknie kwitnącymi i pachnącymi ziołami. Marta miała ze sobą pełen koszyk kwiatów które wcześniej nazbierała, a były to fiołki, sasanki zawilce, kaczyńce.

Martusia rzuciła część kwiatów do wody Filip nabrał też garść kwiatów i rzucił je do wody. Kwiaty płynąc po wodzie układały się w różne figury A oni odgadywali co to może być, śmiali się i cieszyli z tej zabawy. W pewnym momencie kwiaty ułożyły się w dwa koła jak obrączki ślubne.

Jedna rybka plusnęła obok tych kwiatów i obrączki z kwiatów zaczęły falować i zbliżać się do siebie. Po chwili zrobiły się z nich dwa serduszka, które przytuliły się do siebie jak para zakochanych. Onieśmielona Martusia popatrzyła na Filipa swoimi figlarnymi oczkami a on przytulił się do niej i powiedział że to dobry znak. Znów ryba plusnęła pomiędzy serduszkami. Oboje patrzyli zdziwieni na rozchodzące się serduszka. Nic nie mówili, ale każde z nich pomyślało że to zły znak. To tylko kwiaty i pluskające się ryby powiedział Książe. Zaczęli iść dalej wzdłuż rzeki woda płynęła szybciej. Było widać jak liście i gałązki płyną niczym łódki na morzu poruszane letnim zefirem. Kiedy już dłuższą chwilę spacerowali Marta powiedziała musimy wracać dobrze odpowiedział Filip jeśli chcesz to wracamy Przystanęli jeszcze chwilę podziwiając pięknie ukwieconą łąkę po drugiej stronie rzeki. Po lewej stronie łąki było wzgórze a dalej stary las.

Z lasu wyszedł piękny jeleń ze wspaniałym porożem a obok niego również piękna łania obydwoje byli tak dumni jak para królewska a za nimi biegły dwa małe koźlątka takie śliczne wesołe rozbrykane jak dwa małe dzieciaki Martusia rzekła do Filipa to są moi przyjaciele. Zawsze spotykam ich na polanie w lesie, Filip odparł cicho ja też spotkałem ich na polanie w lesie Znasz ich opowiedz mi o nich proszę cię bardzo. Dobrze Ale nie teraz może jutro. Dlaczego powiedz dlaczego Wszystko opowiem ci ale jutro dobrze. Dobrze odpowiedziała ze smutkiem:

Jutro mnie tu nie będzie, jutro jest niedziela i jedziemy do kościoła do Iwanisk To bardzo dobrze, ja też tam będę, to się zobaczymy. Nie zobaczymy się bo tato mi nie pozwoli. Pozwoli ja go ślicznie poproszę i twoją mamcię poproszę. To na pewno pozwoli. Oj nie wiem, nie wiem odparła. Zobaczymy, zobaczymy, zaśmiał się Książe.

Kiedy się tak sprzeczali zobaczyli serduszka z kwiatów które płynęły w dół rzeki, razem jak by to była para obrączek ślubnych. Zaśmiali się i razem powiedzieli to bardzo dobry znak. I znów się razem zaśmiali Filip popatrzył w jej śliczne błękitne oczy. Chciał coś powiedzieć ale się za jąkał. Przepraszam jak ja patrzę w twoje piękne oczka to tracę głowę. Marta uśmiechnęła się i spuściła głowę i powiedziała ty taki wielki rycerz a ja taka mała istota.

Ale masz wspaniałe wielkie serduszko. Posłuchaj za miesiąc jeszcze przed żniwami, Urządzamy bal na zamku, takie wiosenne święto. Wiem zielone świątki. My też urządzamy zabawy i przyjęcia. To dobrze teraz razem urządzimy na zamku. Zaproszę całą osadę Polanę i zrobimy uroczystość Zielonych Świąt na zamku. Każdy coś przyrządzi i będziemy się bawić razem. Natomiast jutro spotykamy się w kościele. Dobrze to do jutra. Marta szybko wybiegła na wzgórze, pomachała ręką Filipowi i znikła za horyzontem. Książe stał jak słup soli, bo przecież chciał się z nią pożegnać, coś miłego powiedzieć, jeszcze chwilę porozmawiać. Było mu przykro. Do zobaczenia powiedział sam do siebie bo Martusi już nie było. Kiedy Książe wrócił na zamek od razu wezwano go do ojca. Dzień dobry papo, Słuchaj synu rzekł Ojciec Filipa. Spotykamy się na śniadaniu to sobie pogadamy. Dobrze tato. Przy śniadaniu Książe Ossoliński zapytał Syna czy ma mu coś do powiedzenia. Nie nic wszystko w porządku. Czyżby zapytała mama Filipa. Te twoje ranne wyjazdy, te, błędne oczy, czyżby się zakochał. Przecież wiesz że masz jeszcze czas, obecnie pobierasz nauki a w ogóle to jeszcze jesteś za młody. Ach mamo odpowiedział filip, wiesz że uwielbiam przyrodę a przecież jest wiosna. Lubię o świcie pospacerować i podziwiać wschód słońca. Ciekawe pierwej tego nie robiłeś. Tak ale teraz już dorosłem i wiem: co jest dobre a co złe co można a co nie. Oby odpowiedział Tata. Drodzy rodzice wiecie że nigdy was nie okłamałem i nigdy tego nie uczynię, daję na to słowo rycerza. Gdy byliśmy na polowaniu ujrzałem tak cudowną polanę tak piękną że nie potrafię jej opisać. Ty zakochałeś się w tej polanie, rzekła mama i bardzo dobrze.

Tak ale nie zupełnie odpowiedział Filip spotkałem tam gromadkę dzieci a z nimi bardzo miłą i inteligentną i wesołą dziewczynę. No i co jeszcze?. Spytał papa i tak od razu wszystko wiesz. Tak włosy miała jak promienie słońca. Zaczął recytować jak wiersz oczy jak błękit nieba buzia rumiana jak jagody kaliny, jest tak śliczna jak lilia wodna Jaki z ciebie poeta odparł tato. Nigdy bym cię nie podejrzewał o taką wrażliwość. Ona ma na imię Marta wyszeptał jednym tchem. O proszę, proszę powiedziała mama. To ty nawet się jej przedstawiłeś. Przecież musiałem się zachować. Ależ tak odparł tato to co może byśmy ją poznali, prawda Irena?. Tak z przyjemnością tylko żeby to nie była prosta dziewczyna. To jest Marta a nie jakaś prosta dziewczyna oponował Filip. Dobrze,. dobrze to może jutro w kościele w Iwaniskach odpowiedział nie śmiało Filip. Tak szybko odparła mama. Jakiś ty szybki no popatrzcie na niego Irena podeszła do Filipa przytuliła go do siebie ucałowała w czoło i serdecznie odpowiedziała. Nie spiesz się mój synku, jeszcze nie jedną spotkasz dziewczynę. Mało to mamy przyjaciół na zamkach, tam są też piękne dziewczyny i to są dla ciebie odpowiednie partie. Pamiętaj o tym dodała z naciskiem. Dobrze mamo ale. Żadne ale odparł papa i poklepał go po ramieniu. Nie martw się pokaż ją nam jutro, tylko zrób to dyskretnie, żeby nie zrobić sensacji wśród ludzi. Wiesz jacy są ludzie zaraz pomyślą Bóg wie co. Zgoda tatko zgoda. Filip starym zwyczajem pocałował ojca w rękę i odszedł do swojego pokoju. Nie wiedział czy ma się cieszyć czy smucić śmiać czy płakać z radości. Zaczął chodzić po swoim pokoju, jego głowę zaplątały różne myśli. Co chwilę wpadał mu do głowy inny pomysł, lecz żaden z pomysłów mu się nie podobał. Pomyślał ranek mądrzejszy od wieczora jakość to będzie. W tym momencie przypomniał sobie że jego rodzice nie lubią stwierdzenia „jakość to będzie „ma być tak jak zaplanuje. Książe wstał wcześnie rano, wszyscy mieszkańcy zamku jeszcze spali, tylko straże czuwały na zamku. Filip dopracował swój plan, kiedy uznał że jest wystarczająco dobry przećwiczył go w myślach jeszcze kilka razy.

Powiedział do siebie tak ma być.

Gdy mama spotkała Filipa przygotowanego do kościoła już jesteś Gotowy? — zapytała. Śniadanie czeka. Zaraz przyjdę mamo Filip zjawił się na śniadaniu punktualnie, bo punktualność była konsekwentnie przestrzegana na zamku. Ojciec Paweł nie krył Zadowolenia ze swego syna. No wiesz synu zawsze jestem zapracowany, pochłaniają mnie różne sprawy, to sprawy wojenne to sejmy. Nie zauważyłem kiedy dorosłeś, chyba będę musiał wybudować ci nowy zamek. Co ty opowiadasz to jeszcze dzieciak taki mój kochany synek. Mamo ja już jestem dorosły taki duży jak tato zostałem pasowany na rycerza pamiętacie, pamiętamy rzekli rodzice. Dobrze. dobrze dla mnie zawsze będziesz moim synem. W niedzielę rano służba przygotowała karocę zaprzężoną w cztery konie. Zaprzęg czekał dziedzińcu zamku. Paweł, Irena i Filip wsiedli do karocy, woźnica strzelił z bata i konie ruszyły.

Tymczasem tato Marty kazał przygotować bryczkę, którą jeździli do kościoła. Mama i Marta ubrały dzieciaki przykazały im żeby były grzeczne nie pobrudziły ubranek. Gdy cała rodzina była gotowa, Marta jako ostatnia wsiadła do bryczki. Mama zapytała ją dlaczego jesteś taka podenerwowana, przecież zawsze w niedzielę jeździmy do kościoła. Tak mamo odpowiedziała Marta. Ty coś przede mną ukrywasz. Nie Mamo. Marta powiedz przecież wiesz że nie wolno okłamywać rodziców, tylko, co tylko, zapytała mama. Bo wiesz ja byłam z dzieciakami na polanie. Wiesz której, wiem odpowiedziała mama. Przyjechał tam rycerz przestraszyliśmy się i chcieliśmy iść do domu, ale on powiedział że możemy tam zawsze przychodzić. A wczoraj rano spotkałam go nad rzeką. Martusia coś mi się tu nie podoba Spotkałaś na polanie a teraz nad rzeką. Tak mamo on mieszka w zamku „krzyż topór”. W zamku powiadasz przecież to Książęca Rodzina, gdzie nam do nich. Uważaj na niego nie powinnaś.. nie powinnaś się z nim spotykać. Daj spokój odpowiedział tato Marty, Przecież to zabawa. Tak zabawa, od tego się zaczyna, a później są same zmartwienia. Jedźmy już bo się spóźnimy

A ksiądz nie lubi jak się ktoś spóźnia. W Iwaniskach na rynku, były miejsca wyznaczone do postoju zaprzęgów konnych, najprzedniejsze miejsca zajmowali Księcia z zamku. Dalsze miejsca chłopi swoimi furmankami. Rodzice Marty że posiadali dwór szlachecki w osadzie Polana mieli miejsce obok Księcia Filipa. Właśnie kiedy Filip wysiadał z karocy, tuż obok podjechała bryczka Marty. Marta otworzyła drzwiczki od powozu i chciała wysiąść. Nagle konie ruszyły i Marta upadła by gdy by nie Filip. Książe tylko krzyknął Martusia i rzucił się do bryczki. Złapał Martusię w ramiona i postawił ją na brukowanej ulicy. Tato zrugał woźnicę że nie trzymał koni. Zaraz jednak się uspokoił I podszedł z żoną do Filipa żeby mu podziękować. Marta radośnie zawołała. to właśnie jest Filip, tato poprawił ją Książe Filip. Książe ukłonił się szarmancko, zadowolony z przypadku I z siebie że był taki zręczny. Poprosił swoich rodziców i przedstawił im Martę Mówiąc, to jest właśnie panna Marta O której wam mówiłem. Wszyscy wymienili grzecznościowe Uściski dłoni i uśmiechy. Mama Filipa ponaglała, chodzimy już do kościoła, bo ksiądz nie lubi spóźnialskich. W kościele rodzina ossolińskich siedziała w pierwszej nawie tuż przed ołtarzem a rodzina Polańczyków w nawie obok w pierwszej ławie. Filip zamiast się modlić to cały czas patrzył w bok gdzie siedziała Marta. Mama upominała go jak małego chłopca. Módl się patrz na ołtarz. W drodze powrotnej rodzice filipa rozmawiali o Marcie i rodzinie Polańczyków, tato Filipa powiedział no synu masz dobry gust, to piękna i miła dziewczyna i rodzice wyglądają na zamożnych. I uczciwych ludzi, znam ich trochę kupowałem od nich konie, piękne konie. Jednego właśnie ma Filip Nie przesadzaj to przecież dziewczyna osady Polana. Widziałam ją nieraz jak przejeżdżałam kolo młyna. To dziewczyna nie dla naszego Filipa. On jest jeszcze młody. Odpowiednią dziewczynę dla siebie pozna na balu który urządzimy na Zielone Święta. Może i pozna ale nie taką piękną i miłą. O czym ty mówisz? Filip musi o niej zapomnieć. Przecież ma przeznaczoną Zuzię z Chęcin. Mamo jestem dorosły i wiem z kim mam się bawić na balu.

Może i wiesz ale będziesz tańczył… no dobrze z kim będziesz chciał. Ale z Zuzią przede wszystkim. Filip tak mocni przytulił mamę, aż krzyknęła. Co robisz? Dzięki mamo dzięki i ucałował mamę w rękę bo taki był obyczaj Ojciec tylko się uśmiechnął.

Od tej pory Filip coraz częściej spotykał się z Martusią. Czy to na polanie z dziećmi, to znowu nad rzeką. i powiadał jej o zamku, przynosił jej ksiązki które czytała nocami żeby nikt nie wiedział Filip powiedział jej że w niedzielę jego ojciec zaprosi ją i jej rodziców oraz całą Osadę Polana na bal Zaproszenia już wysłano do okolicznych zamków. Rodzice Marty byli zdziwieni że będą siedzieć razem przy stole z gospodarzami zamku. To zasługa naszej córki pochwalił się tato Marty. Dwór Polańczyków stał na wzgórzu. Po lewej stronie rzeki koprzywianki, u stóp wzgórza, rozpościerały się łąki i rozlewisko. Za łąkami wyżej wznosiły się małe wzgórza porośnięte wrzosem i poprzecinane wąwozami. Dróżka wiodąca od wsi do zamku, była kręta a brzegi tej drogi były porośnięte leszczyną polnymi kwiatami i ziołami Las porastał wyżej położoną okolicę. U stóp najwyższego pagórka rzeka tworzyła rozlewisko. To rozlewisko nazywano Raj Ptaków, tam gnieździły się kurki wodne, kaczki, perkozy, łabędzie, na drzewach śpiewały słowiki drozdy szczygły i inne ptaszynki. Całe wzgórze począwszy od młyna do rozlewiska, porośnięte było wiązami, leszczyną, grabem, tarniną, kosodrzewiną a gdzieniegdzie stał stary dęb który górował nad całym wzgórzem. W dziupli tego dębu mieszkała sowa, ptaki mówiły sowa mądra głowa, zawsze przychodziły do niej po poradę w spornych sprawach. Ze szczytu wzgórza od strony rzeki koprzywianki, widok był tak wspaniały że zatykał dech w piersiach. Ten pagórkowaty teren rozpościerał się od Gór Świętokrzyskich aż po Sandomierz. Ze szczytu wzgórza Polana przy dobrej pogodzie widać było okoliczne wsie, Klimontów Zamek Konary, Góry Świętokrzyskie zamek Ujazd. Droga na wzgórze Polana, wiodła głębokim wąwozem. Starzy ludzie powiadali że w tej górze jest Zaczarowane Miasto, ta droga tym głębokim wąwozem tam właśnie prowadziła.

W tym Mieście są przepiękne domy, ulice brukowane marmurem, drzewa są zielone cały rok Zimy są tylko na życzenia mieszkańców tego Miasta. Wśród mieszkańców okolicznych osad krążyła legenda, że ktoś kiedyś został wyrzucony z tego miasta ale nie wiadomo kto i za co. To on opowiadał czasami co poniektórym w zaufaniu o tym mieście. Dostępu do zaczarowanego miasta i jego bram bronią grube stare więzy a brama znajduje się zamaskowana w litej skale. W czasie gdy w zamku trwały przygotowania do balu, Książe Filip wraz z Maczugą pojechali na wzgórze, na którym położona była osada Polana Maczuga pokazywał Filipowi całą okolicę Filip zamyślił się, szkoda że wcześniej tu nie bywałem Wiele straciłem, ale to nic to da się nadrobić. Wracając jechali drogą wzdłuż osady Polana w kierunku Konar. Po obu stronach drogi stały ładne schludne domy z ładnie zagospodarowanymi przydomowymi ogródkami, pełnymi różnorakich kwiatów, warzyw, jarzyn. Na początku czy może na końcu tej drogi [zależy jak patrzeć], stał duży dwór.

Podmurowany na wysokość chłopa, zbudowany z mocnych grubych bali dach pokryty był gontem. Wyglądał bardzo okazale.

Służba mieszkała osobno w małych domkach pomalowanych na zielono. Kuchnia mieściła się w osobnym budynku, połączona zadaszonym korytarzem, którym donoszono jadło na pokoje. Pokoje gościnne były na parterze, sypialnie na poddaszu. Natomiast na pierwszym piętrze, była sala balowa i duża piękna oranżeria. pełna egzotycznych kwiatów, główny front Zwrócony był na południe W oranżerii można było wypocząć wypić herbatę. Filip zapytał Maczugę kto mieszka w tak bajkowym dworze. Czyżbyś nie wiedział, zaśmiał się Maczuga.

To przecież rodzina Polańczyków. Książe oniemiał z wrażenia. Mrówki przeszły mu po plecach. A widział Książe studnię.

Podeszli do studni, była bardzo głęboka. Przy kołowrocie stało wiadro z wodą, żeby strudzony podróżny mógł ugasić pragnienie.

Taka tu była tradycja. Kiedy Filip spojrzał na dno studni, lustro wody wyglądało jak obrzeże wiadra które stało obok na ławce Wiadro było zrobione z deseczek drewnianych okute obręczami.

Jedźmy na nas już czas Przygotowania do zabawy dobiegały końca, zarówno na zamku jak i u Polańczyków na dworze

Każdy chciał się pokazać jak z najlepszej strony. Wytwornie i bogato. Panie szykowały stroje po kilka sukien do przebrania. Wszyscy zaproszeni goście w podnieceniu oczekiwali na bal. Książe Filip miał wiele obaw, nie wiedział jak Marta się zachowa. Czy będzie jego godną partnerką, czy rodzice ją zaakceptują, co powiedzą znajomi. Czy Martusia jest na tyle inteligentna, żeby sprostać elicie gości ze znakomitych dworów i zamków. Z miast Opatowa, Klimontowa, Staszowa, Iwanisk, Sandomierza,. Z zamków Konar Szydłowca, Chęcin, Ossolinea Filip nie zwierzał się nikomu jakie myśli go nurtowały.

Pomyślał ja wierzę w moją Matusię i to jest najważniejsze.

Tradycją w rodzinie Martusi było iż wszystko musiało być zrobione wcześniej, dlatego przygotowania do balu były już ukończone. Martusia miała obawy, czy dobrze się zaprezentuje czy zaakceptują ją przybyli goście. Co powiedzą rodzice Księcia program balu przedstawiał się imponująco. O godzinie dwunastej prezentacja przybyłych gości, po prezentacji, turniej rycerski. Po turnieju zabawy do samego rana. Do tańca będą przygrywać trzy orkiestry i chór zamku Chęciny. Stoły suto nastawione, pełne mięsiwa, wina miodu i piwa. Na placu zamkowym zbudowano podest na tańce, podwyższenie dla orkiestry. Zadaszenie zrobiono ze Świeżo ściętych brzóz i grabu.

Plac na tance otoczony był brzozami i wierzbami. razem z zadaszenie tworzyły nad tańczącymi baldachim a kwiaty powtykane pomiędzy gałęzie tworzyły wspaniały nastrój dookoła placu zabaw kaskady z płynącej wody i oczka wodne w których cieszyły się słońcem lilie wodne, grzybienie a po bokach rosły tataraki i kaczyńce w wodzie pływały kolorowe ryby. Plac zabaw był ogromny na którym ustawiono ławki dla przyglądających się gości. Cały plac zamkowy wyglądał jak ogród botaniczny. Po którym spacerowały zakochane pary. Tylko straż zamkowa czuwała na murach i basztach.

Zielone święta

Z odległych Miast i zamków zjechali się już goście. Rycerze zostawili konie w stajniach, tak aby wypoczęły przed turniejem. Damy i służba zajęli się rozpakowaniem bagaży. Każdy chciał odpocząć po podróży i przygotować się do uroczystości. Panie plotkowały o rycerzach,, kawalerach, kto z kim i dlaczego. Czas przed uroczystością mijał swobodnie w atmosferze udawanej grzeczności. Taki błogostan przerwał ryk trąb, dudnieniem bębnów bijących na alarm. Każdy wiedział że to alarm bojowy.

Ale nikt nie wiedział dlaczego. Dowódca zamku postawił wszystkich zbrojnych na nogi. Rycerze przybyli wszyscy jak jeden mąż w zbrojach wojennych Przybyli goście weszli na mury zamkowe by obserwować co się dzieje. dowódca zamku oświadczył. Od strony Chęcin zbliża się duży oddział zbrojny, który nie został rozpoznany. Podejrzewamy zatem ze może to być oddział Tatarów lub Turków. Książe Filip zgłosił się aby rozpoznać, co to za oddział i jakim celu przybywa. Gdyż wiadomości były sprzeczne. Dowódca zamku Wraził zgodę wydał rozkaz. Zbierz swoich ludzi, wyznacz zwiadowców, By rozeznali co to za oddział, i kto nim dowodzi. Książe Filip Zabrał chorągiew i podzielił na trzy drużyny. Cała chorągiew pod wodzą księcia wyruszyła na rozpoznanie. Pierwsza drużyna pojechała na wprost nieznanego oddziału druga drużyna okrążyła od północy a trzecia drużyna od południa. Książe dowodził pierwszą drużyną bacznie obserwując okolice Pomyślał szkoda że nie zatańczę z Martusią na balu. Służba Ojczyźnie jest stokroć ważniejsza niż zabawa. A Marta kocha to poczeka. Na zamku panowała chwila niepewności i konsternacji. Wszyscy byli gotowi bronić zamku aż do zwycięstwa. Gdy Książe spostrzegł zbliżający się oddział, ukrył się w lesie by zaskoczyć przeciwnika. Kiedy drużyna zbrojnych rycerzy zbliżyła się do leśnej drogi. Drużyna Filipa w oka mgnieniu otoczyła przybyszów. Książe podniósł miecz i kazał się zatrzymać.

Książe rozpoznał w dowódcy swojego starego przyjaciela.

Książe Jakub zsiadł z konia podszedł do Filipa, to tak witasz mnie przyjacielu Filip odparł wybacz czasy nie pewne wróg nie śpi. Obaj przyjaciele uściskali się i ruszyli w drogę do zamku. Po grodze wspominali młode dziecięce lata, harce po lasach łowy z rodzicami, zabawy w rycerzy. Na zamku wszyscy czekali z niecierpliwieniem. Kiedy staż zamkowa zobaczyła dwie zbliżające się chorągwie od strony Iwanisk. Zapanowała radość na zamku. Straż zaczęła trąbić by otwarto bramy. Radość nie trwała długo ponieważ każdy szykował się na bal. W sobotę przed południem zaczęli zjeżdżać się goście z pobliskich stron.

W niedzielę rano zjeżdżali się goście z okolicznych osad. Punktualnie o godzinie dwunastej, otrąbiono hejnał zamkowy i uroczystości Zielonych Świąt się rozpoczęły. Wszyscy goście byli posadzeni według stanu i zamożność i urzędu. Rodzinę Polańczyków posadzono obok rodziny Ossolińskich ze względu na znajomość Filipa i Marty. Rycerze przygotowywali się do turnieju, giermkowie czyścili konię siodłali. Wszystko odbywało się sprawnie. Damy dworu ukazywały swoje kreacje w całej krasie. Panny im wyżej urodzone czy bogatsze tym sztywniej ubrane. Suknie krępowały im ruchy, jak by były skrępowane powrozami. Martusia miała na sobie suknie w kolorze nieba nie za długą nie za krótką. Na sukni Marty jak chmurki na niebie tak na sukni Martusi pływały małe niekształtne chmurki.

Te małe chmurki sprawiły że Marta w tej sukni wyglądała jak z bajki.

Zaczarowana księżniczka

Suknia ta dodawała jej uroku i lekkości jak powiew letniego zefiru. Martusia na ramionach miała chustę podobnego koloru. A wszystko z najprzedniejszego jedwabiu chińskiego. W odróżnieniu od innych panien Marta czuła się zupełnie swobodnie. Poruszała się jak nimfa o świcie wschodzącego słońca na polanie. Budziła niekwestionowany zachwyt, całego męskiego towarzystwa. Na balu było dużo znakomitych i urodziwych panien, które dorównywały Martusi wdziękiem i urodą. Jednak to Martusia miała to coś w sobie, czego nikt nie umiał określić ani nazwać, ale każdy wiedział że ona właśnie to coś ma. Przed turniejem odbyła się parada najznakomitszych i najstarszych rycerzy.

Książe Filip i Książe Jakub nie należeli do najstarszych ale należeli do najznakomitszych. Księże Jakub był nieco starszy od Filipa był podstawnym dobrze zbudowanym z jasną czupryną na głowie Książe Filip i Książe Jakub jako pierwsi jechali na czele orszaku paradnego. Jechali na swych pięknych koniach, Jakub na klaczy Bułance Filip na koniu Błyskawicy. Rycerze na koniach i w zbrojach prezentowali się dostojnie, wyglądali jak srebrne ptaki bujające na niebie. Tak cała kawalkada rycerzy przemaszerowała falując przed Gospodarzem zamku i jego świtą.

Po paradzie rycerzy rozpoczął się turniej. Jedni z rycerzy odnosili zwycięstwa inni ponosili porażki. Damy dworu nagradzali rycerzy gromkimi i rzęsistymi brawami swoich faworytów.

Widownia była półkolista, każdy rząd ławek oddzielał stół i przejście. Najprzedniejsze miejsca zajmowali najbardziej znakomici goście. Obok rodziców Filipa siedzieli rodzice Marty oraz Książe Jakub wraz ze swoją rodziną i siostrą Zuzią. Wszyscy dookoła szeptali i plotkowali dlaczego właśnie tak uhonorowano rodzinę Polańczyków. Na suto zastawianych stołach stało mięsiwo miód oraz takie smakołyki jak: przepiórki w płatkach róży, grzyby w sosie porannej rosy, kurczaki nadziewane płatkami bławatów, cielęcina nadziewana migdałami. Boczek schab, ogórki kwaszone, żeberka, kiełbasa swojska słonina wędzona. Bardzo dużo przeróżnych ciast i tortów.

Ponadto ciasto zwane ptasim mleczkiem. Na tą ucztę zbito pięć wołów, osiemnaście baranów dwadzieścia świń, pięćset kurczaków, kilkadziesiąt beczek piwa. Ile było wina i miodu nikt nie pamięta. Każdy chciał skosztować wszystkiego. Panie lubowały się ciastach i kremach. Natomiast panowie smakowali w mięsiwie miodzie i winie. Gdy wszyscy byli już syci i odrobinę po miodzie i winie że o piwie nie wspomnę. Zaczęły się konkursy, Każda panna musiała wystąpić na scenie, a różnie to bywało trochę śmiechu i zabawy płaczu jak z dziewczynami. Były też brawa i oklaski. Słońce chyliło się ku zachodowi Marta zmieniła suknię. Nowa suknia była podobnego kroju ale nie taka sama w kolorze zachodzącego słońca, chustę zmieniła na kolor zorzy polarnej, cały strój Martusi miał styl i elegancję dwa w jednym lekkość umiar i wytworność szaty te były tylko dodatkiem dla tak wspaniałej dziewczyny. To robiło wrażenie nie tylko na rycerzach. Filip był oczarowany jej urodą, elegancją i elokwencją. Podobała się bardzo Księciu Jakubowi lecz on wiedział że to wybranka Filipa.

Jakub poznał ładną i miłą pannę z Iwanisk, z dobrego domu i zamożną Ewelinę. Panna Ewelina była w zamku poetką pisała swoje ulubione wiersze. Pisała również wiersze okolicznościowe. Książe Jakub zakochał się w niej na śmieć i życie, razem przetańczyli całą noc Jakub zaprosił pannę Ewelinę na zamek do Chęcin. Ewelina ucieszona zaprosiny przyjęła. Przyprowadziła Jakuba do swoich rodziców i im go przedstawiła. Rodzice Eweliny nie byli zbyt zachwyceni tą zażyłą znajomością Eweliny z Jakubem po spędzony jednym wieczorze. Marta natomiast wykazała się dużą elokwencją i umiejętnością, zjednywania sobie wszystkich gości. Wielu kawalerów smaliło do niej cholewki. Niektórzy byli tak zapatrzeni w Martusię że pogubili miecze a nawet część zbroi. Wszystkie damy dworu zazdrościły jej takiego powodzenia i życzyły jej najgorszego.

Chociaż nie wszystkie bo Ewelina była jej wdzięczna bo dzięki niej poznała Jakuba. Siostra Jakuba Zuzia była przeznaczona na żonę dla Księcia Filipa, nie mogła znieść że Filip tak adoruję Martę że tak jest w niej zakochany Zuzia była wspaniałą i piękną dziewczyną prawie taką jak Martusia.

Zuzia zaprzysięgła że nie dopuści do ślubu Marty i Filipa i zrobi wszystko żeby oni nie byli razem. Przyszedł czas na występy Marty Polańczyk, Marta piosenkę miała już ułożoną przez siebie, więc zanuciła orkiestrze melodię. Kiedy orkiestra zaczęła grać wyszła Zza kurtyny. Miała twarz zasłoniętą chustą Melodia brzmiała coraz głośniej. Marta powoli zdjęła chustę przepasała się nią w biodrach zaczęła śpiewać

Gdy bym ja miała

Skrzydełka jak ptaszek

Wszyscy goście oniemieli z wrażenia zarówno jej sprzymierzeńcy jak i przeciwnicy. Słuchali z zaciekawieniem. Gdy Marta skończyła śpiewać, obok niej pojawił się Książe Filip i zaśpiewał piosenkę na tą samą melodię

Gdy bym ja miał

Skrzydełka duże

To co dzień rano

Przynosił bym róże

Klękał na oba kolana

Dawał ci róże

Dziewczyno kochana

Kiedy skończył śpiewać, wszyscy wstali z miejsc i bili brawo na stojąco. Prosili o bis W tedy Filip i Martusia zaśpiewali razem całą piosenkę, w promieniach zachodzącego słońca tworzyli wspaniałą parę. Co poniektórzy musieli uszczypnąć się żeby się przekonać że to prawda a nie sen. Książe Przemilczał ostatnią zwrotkę, ponieważ się trochę wstydził zaśpiewać, aby to nie wyglądało jak oświadczyny

Żebyś mnie kochała

Serce mi oddała

Żoneczką kochaną

Na zawsze została

Ewelina i Książe Jakub na ławce blisko sceny Ewelina w swoim notesie coś notowała, co ty tam piszesz pytał Jakub Zaraz ci przeczytam bo widzisz piszę sobie takie tam wiersze na różne okoliczności. No to słucham i Ewelina zaczęła recytować wiersz

Co to za dziewczyna

Gdzie ona wyrosła

Wgląda jak Bogini

Wschodzącego słońca

Rycerze zachwyceni

Trochę onieśmieleni

Lecz bardzo szczęśliwi

Dla nie sprawiedliwi

Porzucili konwenanse

Dali sobie szanse

Bawili się wesoło

Zrobili duże koło

Ruszyli w tany

Szlachcianki i Damy

Z poczuciem humoru

Z zapasem wigoru

Zabawa jakiej oczy nie widziały

Starym rycerzom tylko głowy się kiwały

Wszyscy porzucili uprzedzenia

Bawimy się do rana i do zobaczenia

Wszyscy powiadali że takiej zabawy

Nigdy nie zaznali

Krążyły różne opowiadania

Że to Bogini tylko w przebraniach

Gdy kogut zapiał na wierzy

Nikt nie chciał uwierzyć

Że zabawa się skończyła

Tak wspaniała była

Czas wracać do domu

Oznajmił Pan zamku

Niech zostaną miłe wspomnienia

Życzę wszystkim szczęścia

I mówię do zobaczenia

Wszyscy nagle stanęli

Spostrzegli że się zapomnieli

Wstyd im po trochu było

Ale tak trzeba było

Ściskać zaczęli się serdecznie

Zapraszać; całować, kochać bezsprzecznie

Wytwornie się pożegnali

W spokoju do domu pojechali

Marta poszła pożegnać się z rodzicami Filipa, Grzecznie pocałowała w rękę jego mamę i tatę bo taki był obyczaj.

Podziękowała swoim rodzicom całując ich w ręce. Mama I tato ucałowali Martę w czoło. Konie już czekały i spokojnie pojechali do domu. Zuzia obmyślała plan jak rozdzielić Filipa i Martę. Postanowiła zaraz wrócić do domu w zamku Chęciny. Wiedziała bowiem że niedaleko zamku w grocie „Jaskinia Raj „mieszka dobra wróżka, Roksana. Postanowiła ją ubłagać żeby Marta i Filip nie byli razem. Zaraz w poniedziałek poszła do dobrej wróżki Roksany. Opowiedziała jej ze łzami w oczach o wszystkim.

Przyrzekła że jeżeli Filip weźmie za żonę Martę to ona odbierze sobie życie. Bo tak bardzo kocha Filipa, że nie może bez niego żyć. Wróżka wyjęła swoją magiczną kulę i długo w nią patrzyła widać było w jej oczach łzy. Wróżka z ciężkim sercem zgodziła się wysłuchać Zuzię i przychylić się do jej prośby.

Wiedziała że Zuzia może odebrać sobie życie. Wróżka ze łzami w oczach i ciężkim sercem, że da Zuzi czarodziejską różdżkę I to ona będzie pilnować żeby oni się nie pobrali. Zuzia w zamian będzie musiała strzec kwiatu paproci. Który zakwita W lesie nie daleko zamku na wzgórzu. Tam gdzie jest polana „Raj o Poranku „kiedy ten kwiat paproci zakwita wróżka nie wie dokładnie i jakim miejscu Wie że to zawsze w noc Świętojańską Wróżka Roksana zaczęła żałować, Filipa Martusi i Zuzi, takiego losu jaki zgotowało im życie.

Długo się nad tym zastanawiała i po namyśle postanowiła. Wysłać Filipa do Zaczarowanego Miasta, które jest ukryte we wzgórzu na którym Stoi dworek rodziców Marty, a Martę zaczarować w złotą kaczkę i umieścić ją w studni obok młyna. A ty Zuziu będziesz Strażnikiem będziesz stać na straży, kwiatu paproci i studni w której będzie mieszkać złota kaczka. Musisz też wiedzieć że dwa razy w roku, o godzinie dwunastej do godziny dwunastej osiemnaście, Dlaczego do dwunastej osiemnaście zapytała Zuzia.

Bo widzisz Martusia w tym dniu w którym zostanie zaczarowana w złotą kaczkę kończy osiemnaście lat. Będzie przybierać swoją czyli Marty. A twoim zadaniem będzie zatrzymać Księcia Filipa oby nie dotarł do studni i dotknął ją. Bo wtedy zostanie już na zawsze sobą czyli Martusią i Książe Filip i Marta będą się mogli pobrać. A kiedy to będzie zapytała Zuzia. Będzie to dwa razy w roku jak już wspominałam. W noc Świętojańską i w dzień zrównania dnia z nocą i jeszcze coś, kiedy zakwitnie kwiat paproci, kiedy to będzie już mówiłam że w noc Świętojańską Zuzia chciała usłyszeć jak najwięcej wiadomości aby mogła zatrzymać Filipa. Dobra wróżka Roksana powiedziała resztę kochano musisz sama wydedukować co zrobić.

Książe Filip będzie wyjeżdżał z zaczarowanego miasta o godzinie dwunastej i za te osiemnaście minut musi dotrzeć do studni dotknąć Marty. Jeżeli ją dotknie to ją uratuje. Jeżeli nie to będzie musiał czekać do następnego razu. Książe Filip będzie galopował na białym koniu Błyskawica. Ale może zdarzyć się tak że zakwitnie kwiat paproci w noc Świętojańską. W tedy musisz założyć taką strategię, aby nie pozwolić zerwać kwiatu paproci i nie dopuścić aby Filip dotknął Martusi, Powiedziała Martusi bo wielkim żalem zgodziła się na taki drakoński kompromis. Zuzia załamała ręce zapytała jak ja mam to zrobić. A to już twoja a nie mija sprawa Zuziu. Książe mógł wyjechać z zaczarowanego miasta o godzinie dwunastej i wciągu osiemnastu minut dojechać do owej studni dotknąć Martusi. Kiedy wróżba się już wypełniła. Filip próbował na swoim koniu Błyskawicy zdążyć do studni.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 38.9
drukowana A5
Kolorowa
za 63.76