E-book
8.82
drukowana A5
21.47
Bajka Mezozoiku

Bezpłatny fragment - Bajka Mezozoiku


5
Objętość:
12 str.
ISBN:
978-83-8245-272-3
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 21.47

Za dolomitami subkontynentu Pangei, w głębi prehistorycznego lasu na mniej zadbanej części puchowca pięciopręcikowego, wykluł się mały bursztynowy Pteranodon imieniem Leonard. Z pierwszej perspektywy nie wyróżniał się niczym: ni to wyglądem, ni to tuszą. Niby nic nadzwyczajnego, ale, kamuflowały się tym odciągające pozory tego, że od czasu opuszczenia skorupy, nie mógł się utrzymać w powietrzu bez przewodnictwa doświadczonego pterozaura w swojej okolicy. Taka sytuacja powtarzała się niejednokrotnie, nie dając mu skupić uwagi na bodźce odpowiadające za zmysł latania.

Lata mijały a sytuacja się powtarzała. Leonard suwał się po przemykającym wietrze niczym latawiec. Nigdy sam z siebie, bo zasłaniając się zawsze skórzanym skrzydłem swoich rodziców pod nosem.

Choć złote miał łuski, to złotego talentu podniebnego było brak.

Pewnej nocy rozpaczała okropnie matka Pteradonka:

— Olaboga! Olaboga! Co z tego fajtłapy wyrośnie? Jak sobie poradzi bez latania? Bez pięknych pejzaży i widoków z powietrza? Co ja biedna poradzę?

Ojciec Pteranodon równie przygnębiony, przecierał jej łzy i uspokajał na każdym kroku.

— Nic, Słonko, nic nie poradzisz. On taki już jest — załamał ręce. — Jest i pozostanie nielotem.

Choć tata małego pterozaura zdecydowanie nie miał niczego złego na myśli i powiedział pierwsze co przyszło mu na język, Leonard to usłyszał. Nie spał. Zapłakany i wpatrzony w księżyc, niezauważenie wlókł się po gałęzi wiszącej wyżej czubków głów swoich rodziców.

Nie raz ich podsłuchiwał w toku zapominając o swojej drzemce. Mając na karku takich rodziców, nie było łatwo małej mającej do siebie wielki dystans gadzinie tak po prostu zmrużyć oka.

— W czym ja zawiniłem? — płakał cicho mały Pteranodon. — To nie moja wina, że nie wyklułem się takim jakim oni chcieli bym się wykluł.

Przetarł swój nos z morza własnych oczu i zasnął.

W bezchmurny dzień Leonard został wybudzony przez promienie słoneczne, odbijające się od liści i lądujące mu na powiekach. Młody gad skrzywił się i schował swoją szpiczastą głowę w objęciu rozpiętej błony swoich skrzydeł. Chciał jeszcze spać, a słońce ugościło w jego progach jak wścibski intruz. Koniec końców, mały pterozaur postanowił przeczekać aż ciepła gwiazda uniesie się i zniknie w głębi innych drzew puszczy.

Gdy było po wszystkim, Leonard dał za wygraną i ze znikomym wysiłkiem otworzył oczy.

Rozbudził się w ściśnięciu swoich rodziców. Popatrzył na nich z nadal dokuczającą mu myślą ich ostatniej rozmowy i pogardą, lekko obrażony ich nastawieniem.

Co oni myśleli? Może on nie był chodzącym wzorem dobrej jaszczurki, ale oni przegięli — Nie mieli prawa go oceniać.

Leonard wstał, zadbał o swoje nigdy nieużywane membrany i chwilowo wygiął się w celu zajrzenia w rzekę, beztrosko szumiącą pod pniem. Miejsce, gdzie gromadziły się towarzystwa młodych długo-szyjnych zauropodów w celu konsumpcji trawy i różnolitych ambrozji.

Znalazłszy się na krawędzi gałęzi, niziutki pterozaur zebrał się w siły, napiął swój brzuch i wnet dał nura bezpośrednio w koronę drzewa, z której następnie wyłonił się poprzez robienie figli na naturalnej zjeżdżalni — Lianie.

Było warto. Ta alternatywa przejażdżki dostarczała mu grono frajdy, której za grosz nie mógł zaznać w towarzystwie skrupulatnych dorosłych gardzonymi pracą i głupimi zasadami.

Zeskakując z pnącza na ziemię, żartobliwie ukląkł w stronę wyimaginowanej widowni.

— No i widzicie? — młody gad stwierdził. — Nielot zna inne sztuczki niż Latawce.

Leonard uniósł głowę i spojrzał przed siebie, nie wychwytując żadnych wyrazów uznania. Wzruszył ramionami.

— Mniemam, że ten występ był tak niebywały, że odebrał wam mowę? — spytał z lubością. — Obiecuję, że następny zwali was z nóg!

Mały Pteranodon nie pamiętał jak opatentował tą sztuczkę: czy to mgliste wspomnienie udoskonalenia możliwości z czasów pisklęcia, czy odziedziczona antyczna taktyka jego przodków w próbie łowu ryb.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 21.47