E-book
14.7
drukowana A5
66.57
Bądź przy mnie

Bezpłatny fragment - Bądź przy mnie

Tom 1 serii Heaven


5
Objętość:
375 str.
ISBN:
978-83-8351-659-2
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 66.57

PROLOG

Jest piękny sierpniowy dzień. Słońce wpada przez szyby samochodu i ogrzewa moją twarz. Niestety, te promienie słońca nie są w stanie ogrzać chłodu, który zadomowił się w moim sercu po stracie najukochańszej babci. Zawsze, gdy przyjeżdżaliśmy w odwiedziny, piekła moje ulubione ciasto marcepanowe. Ilekroć przekroczyliśmy próg jej domu, w powietrzu czuć było aromat tego ciasta. Babcia mieszkała sama. Dziadek zmarł, gdy moja mama była malutka. Babcia wychowała więc córkę samotnie, twierdząc, że tylko raz w życiu oddała swoje serce mężczyźnie i nigdy nie odda go innemu, a męża ślubowała kochać do grobu. Wierzyła, że kiedyś, po śmierci, spotka go ponownie.

Pogrążeni w smutku i w wspomnieniach o babci Victorii, wracamy z pogrzebu. Tata siedzi z przodu samochodu. Jedną rękę ma na kierownicy, a drugą trzyma dłoń mamy. Co jakiś czas ociera jej mokrą od łez twarz. W ten sposób próbuje ją pocieszyć. Uśmiecham się na ten gest, bo mam nadzieję, że tak właśnie będzie kiedyś wyglądało moje małżeństwo. Mama pogrąża się w myślach o babci. Była nie tylko jej mamą, ale i najlepszą przyjaciółką. Dlatego ona sama stara się tak wychować Emmę i mnie, żebyśmy nie postrzegały jej tylko jako rodzica, ale też jako najlepszą przyjaciółkę, do której w każdej chwili można przyjść po radę. Wyciągam rękę, żeby poklepać mamę po ramieniu. Ona odwraca się w moją stronę i dotyka mojej dłoni, uśmiechając się delikatnie w geście zrozumienia. Nie potrzebujemy słów.

Coś wypada mamie z ręki. Nie może po to sięgnąć, więc odpina na chwilę pas. Obok mnie siedzi Emma, która również jest zamyślona. Nie wiem, czy myśli o babci Victorii, czy o Jessem, z którym zerwała, czy może jej myśli są skierowane zupełnie w inną stronę.

Nagle wszystko wokół nas zmienia się w jednej chwili. Cały mój świat wywraca się do góry nogami. Mrużę oczy, ponieważ oślepiające światło wypełnia wnętrze samochodu. Mama woła do taty:

— Richard!!! Uważaj!!! — W jej głosie słychać strach.

Moja siostra krzyczy przerażona. Samochód zjeżdża z drogi. Pojazd obraca się kilka razy. Słyszę dźwięk pękającego metalu, wybuchającą poduszkę powietrzną, w aucie unosi się dziwny zapach. Po chwili nastaje cisza — głucha cisza. Nie słyszę rodziców, siostra nie krzyczy. Mama leży na siedzeniu w dziwnej pozycji, a tata oparty na kierownicy. Boli mnie głowa, świat wiruje coraz bardziej. Po twarzy Emmy ścieka krew. Obraz przed moimi oczami rozmywa się. Zaczyna boleć mnie ramię, w które, jak się okazuje, powbijały się odłamki szkła. Cisza staje się przerażająca i przejmująca. Ogarnia mnie ciemność. Zniknęły ciepłe promienie, które chwile temu ogrzewały moją twarz. Wszystko wokół zlewa się w jedną ciemną plamę.

Jaka ironia losu — wracać z jednego pogrzebu na drugi… Tylko że ten ostatni może być mój. Słyszę jakieś głosy, ktoś coś krzyczy. Chcę wrócić do domu, do rodziców. Gdzie moja siostra? Co się dzieje? Dlaczego tak bardzo mnie wszystko boli? Cal pomóż! Proszę cię! Pomóż mi, tak jak wtedy, gdy stłukłam rękę.

Zanim pochłonie mnie znowu ciemność, w myślach wypowiadam słowa, które jeszcze nigdy nie opuściły moich ust: „Kocham cię, Calebie”.

ROZDZIAŁ 1

Laura

Lato w Nowym Jorku potrafi być naprawdę gorące. Była to kiedyś moja ulubiona pora roku. Podobało się mi, jak promienie słoneczne przenikają w głąb każdej komórki ciała, napełniając je ciepłem. Produkcja serotoniny sprawia, że człowiek czuje się lepiej. Szkoda, że mój organizm nie ma wystarczającej ilości tego hormonu, aby poprawić mi nastrój. Ta zdolność została zniszczona w tamtym samochodzie. Jadąca w nim dziewczyna miała kiedyś uśmiech na twarzy, plany i marzenia — umiała być szczęśliwa.

Niestety jej już nie ma. Nie jestem tą samą dziewczyną, co wcześniej, coś we mnie umarło razem z nimi.

Stoję na ulicy Nassau, przed kawiarenką Starbucks Café, przymykam oczy i wystawiam twarz w stronę słońca, aby przynajmniej ją ogrzać. Szkoda, że jego promienie nie mogą też ogrzać mojej duszy. Czekam na moją szaloną rudowłosą przyjaciółkę Sarah Harper, która kończy w tym roku szkołę medyczną, żeby zdobyć wymarzoną pracę lekarza. Wybrała pediatrię, a ja znam powód, dla którego zdecydowała się akurat na ten kierunek. Również próbowałam studiować, jednak rzeczywistość szybko mnie dopadła — może pieniądze nie są w życiu najważniejsze, ale otwierają wiele drzwi. Niestety z pensji kelnerki nie da się opłacić studiów, ale za to pozwala mi pokryć wszystkie rachunki.

Oczywiście Harperowie nieraz oferowali mi pomoc w nauce. Nie mogłam przyjąć tej pomocy, biorąc pod uwagę wszystko, co dla mnie zrobili po wypadku. Przygarnęli mnie wtedy, gdy cały mój świat się zawalił. To oni pomogli mi wrócić do zdrowia, wożąc mnie po różnych specjalistach.

W wypadku doznałam wstrząsu mózgu i przez tydzień byłam w śpiączce. W wyniku szoku zaczęłam się od czasu do czasu jąkać. Teraz jest już lepiej. Harperowie znaleźli mi najlepszego terapeutę w Nowym Jorku. Pozbyłam się jąkania, głowa boli tylko wtedy, gdy jestem zbyt zmęczona lub kiedy jestem zła. Terapia zadziałała, ale są noce, kiedy budzę się z krzykiem, bo wciąż tkwię w tamtym samochodzie.

Otwieram oczy i patrzę na przechodniów, którzy w codziennym zgiełku nawet nie zwracają uwagi na stojącą dziewczynę z bliznami nie tylko na ciele, ale także na sercu. Odwracam głowę w momencie, gdy podbiega do mnie dziewczyna o rudych włosach i zielonych oczach, których odcień przypomina świeżo skoszoną trawę. Ma na sobie białą koszulkę bez rękawów i dżinsy. Marzę o tym, że pewnego dnia będę mogła nosić koszulkę na ramiączkach i nie chować się za długim rękawem. Sarah obejmuje mnie, chociaż wie, jak bardzo tego nienawidzę.

— Nie powinnam już z tobą rozmawiać. Nie miałaś czasu zobaczyć się ze mną od kilku miesięcy.

Nie wiem, co jej powiedzieć, więc rzucam pierwszą myśl, która przychodzi mi do głowy:

— Przepraszam, byłam trochę zajętą.

— Tak, ciekawe czym. Parzeniem kawy? Rodzice też są źli, że nie wpadłaś nawet na święta wielkanocne. Byliśmy wszyscy, oprócz ciebie.

— Okej, przepraszam. Możemy już napić się kawy?

— Chodź, ale i tak nie unikniesz pogadanki z tatą.

— Dobrze, już dobrze, przepraszam jeszcze raz.

Wchodzimy do kawiarenki i rozglądam się. Widzę, że mimo tego, iż jest wczesna pora, wszystkie miejsca są zajęte. Zamawiamy nasze ulubione napoje i po chwili zajmujemy jedyny wolny boks pod oknem, z tyłu sali.

— Dalej nie rozumiem, czemu, ty, pijąc tę bombę kaloryczną, nie jesteś gruba? — mówię.

Sarah bierze swoją kawę i pociąga przez zieloną słomkę duży łyk, po czym odpowiada, patrząc na mnie z uśmiechem:

— I mówi to dziewczyna, co przy wzroście metr siedemdziesiąt, waży niecałe pięćdziesiąt pięć kilogramów.

Śmiejemy się razem.

— No dobra mów, po co mnie zaciągałaś tu z rana, bo mogłabym w tej chwili przymilać się do mojej podusi.

Sarah jest jedna z nielicznych osób, które wiedzą przez jakie piekło przeszłam w ciągu tych kilku lat.

— Spać to będziesz w grobie.

Tak, mogłam równie dobrze być teraz trzy metry pod ziemią, ale ten u góry postanowił zrobić mi psikusa i zostawić mnie tu na ziemi, zupełnie samą. Moja rodzina nie miała tyle szczęścia, co ja. Sarah zauważa moją nagłą zmianę nastroju. Oczy zachodzą mi łzami i nie muszę długo czekać, by dziewczyna uścisnęła moją dłoń.

— Lauro, przepraszam. Ja i mój niewyparzony język. Przepraszam, to był głupi żart.

Widzę, że czuje się z tym okropnie. Nie chcę, by się tym gryzła, więc próbuję obrócić to w żart:

— Zawsze mogłam być żywym zombie.

Sarah się śmieje i widzę, że jej twarz trochę pogodnieje. Rękami robi gest, jakby próbowała coś od siebie odgonić.

— Proszę cię, żadnych zombie. Wystarczy, że Cal oglądał te wszystkie filmy z chodzącymi żywymi trupami, a potem mnie straszył.

Kiedy słyszę imię Cal, czuję się, jakby nad moją głową ktoś postawił migający neon mówiący: kocham. Nie widziałam go, odkąd wyjechał do szkoły. Po wypadku to on każdego dnia motywował mnie do wstania z łóżka i pójścia do szkoły. Czasami, kiedy w nocy dopadały mnie koszmary, on był przy mnie, a wtedy sny stawały się mniej upiorne. Po jego wyjeździe nasz kontakt się urwał. Żeby nie myśleć o nim, zajęłam się szukaniem mieszkania i pracy.

Cal nie przyjechał na zakończenie college’u, więc nie jestem pewna, czy tym razem się pojawi. Jednak ta impreza dotyczy jego rodziców. Zbyt mocno ich kocha, by się nie zjawić, więc wszystko jest możliwe.

Odwracam wzrok i wbijam spojrzenie w widok ulicy za oknem.

— A właśnie — mówię, niby od niechcenia, zerkając ukradkiem na Sarah — będzie Cal?

— Powiedział, że postara się być razem z jego wspólnikiem — odpowiada Sarah, przewracając swoimi zielonymi oczami.

— To super — odpowiadam. Mam nadzieję, że mój głos nie przypomina głosu nastolatki, która dowiedziała się, że zaprasza ją na randkę największe ciacho w szkole. Szybko dodaję: — Co u niego słychać?

— Ukończył studia artystyczne… — Sarah robi przerwę, by napić się kawy — Otworzył studio tatuażu, z przyjacielem ze studiów. Podobno jest całkiem dobry w tym, co robi. Moja znajoma, która mieszka w Kalifornii, mówi, że to jeden z najlepszych salonów, z jakiego korzystała.

Przypomniałam sobie ostatni raz, kiedy się widziałam z Calem. Powiedział, że jestem dla niego kimś więcej, a i tak mimo tego mnie zostawił. Gdy wyjeżdżał, nie potrafiłam się z nim pożegnać — było to dla mnie zbyt bolesne. Jedyne, co mogłam zrobić, to stać przy oknie i patrzeć jak kolejna osoba, która obiecała mi, że będzie przy mnie, zostawia mnie. Zanim wsiadł do auta, spojrzał się w stronę okna mojego pokoju, po czym spuścił głowę, wsiadł do swojego range rovera i… odjechał.

Na początku dzwonił i wysyłał SMS-y codziennie, potem raz w tygodniu, potem raz w miesiącu, aż kontakt całkowicie ustał. To znaczy ja zdecydowałam się nie odbierać i nie odpisywać na jego wiadomości.

Przepłakałam kilka nocy, myśląc o nim. Być może to był jeden z powodów, dla których nie chciałam mieszkać już w domu Harperów.

Bo jego tam nie było.

Były dni, kiedy chciałam do niego zadzwonić. Kończyło się przeważnie na tym, że wpadałam w panikę i się rozłączałam. Co niby miałabym mu powiedzieć? Wróć, bo nie mogę bez ciebie żyć? Nie mogłam mu tego zrobić. Nie chciałam niszczyć tego, na co tak długo pracował. On po prostu na to nie zasłużył. Muszę odłożyć te myśli na bok, inaczej znowu będę cierpieć.

Przywołuje uśmiech na twarz i odpowiadam:

— Bardzo się cieszę, że w końcu wykorzystał talent do rysowania. Był w tym naprawdę dobry. Wasi rodzice z pewnością będą bardzo szczęśliwi, że w końcu będą mieli znowu swoje dzieci w domu.

Sarah podnosi na mnie wzrok i siada prosto, jakby połknęła kij. Wiedziałam, że to spotkanie ma ukryty cel.

— Cóż, jeśli mówimy o rodzicach. Tata kazał mi przekazać, że jak się nie zjawisz, to przyjedzie po ciebie osobiście i, uwaga cytuje tatę: mimo tego, że jestem cenionym sobie prawnikiem, pozwolę sobie na porwanie jej i przywiezienie, choćby była ubrana w piżamę”.

Obie Wybuchamy śmiechem, a ja omal nie oplułam się kawą.

— Proszę cię, Lauro. Zgódź się. — Wyraz jej twarzy przypomina mi teraz małego, słodkiego szczeniaczka.

— Sarah, już ci mówiłam, to nie dla mnie. — Patrzę na nią surowym wzrokiem. — Wiem, że będą tam współpracownicy mojego i twojego ojca. To nie dla mnie. Nie chcę, żeby ktoś zadawał mi te same głupie pytania: Jak się czujesz Lauro? Bardzo mi przykro… Jak sobie radzisz? I całe to gówno, które słyszałam więcej niż raz. Poza tym nie potrzebuję ich współczucia. Nie chcę być w centrum uwagi. Nie było by to w porządku wobec twoich rodziców.

Mam nadzieję, że tym razem odpuści, ale widzę, że jednak nie ma takiego zamiaru. Chwyta moje dłonie, które obejmują kubek z kawą, jakbym chciała je ogrzać, lecz kubek jest zimny.

— Lauro, proszę. Moja mama będzie naprawdę szczęśliwa. Wiesz, że kocha cię jak własną córkę. Poza tym dawno nie byłaś u nas w domu, a rodzice naprawdę tęsknią za tobą. Nie możesz cały czas ukrywać się przed światem. — Sarah dobrze wie, jak uderzyć w mój słaby punkt.

Wywracam oczami.

— To nieprawda. Wcale się nie ukrywam. — Wzruszam ramionami. — Wszystko jest dobrze — rzucam wyćwiczoną już formułkę, którą zawsze stosuję w takich sytuacjach. Jednak Sarah zna mnie zbyt dobrze, by wierzyć moim słowom.

— Jestem twoją najlepszą przyjaciółką i nie pozwolę, żeby to całe gówno, jak to określiłaś, zrujnowało tę śliczną dziewczynę, którą widzę przed sobą. — Jej dolna warga zaczyna drżeć. — Proszę cię, będę z tobą cały czas. Nie, pozwolę tym snobom cię pożreć. Tyle już przeszłaś.

Odwracam głowę w stronę szyby i patrzę na ludzi, którzy gdzieś biegną, podobnie jak moje myśli. Patrzę na nią bokiem. Kręcę głową. Wypuszczam wolno powietrze. Ona wie, że mi na nich wszystkich bardzo zależy. Nawet na Calu, choć jest teraz tak daleko i poza moim zasięgiem. I myśl, że mogę go zobaczyć oraz świadomość, że mimo wszystko wciąż żywię do niego uczucia, sprawia, że się waham. Wiem, że jak się zgodzę, to moje serce może być znowu złamane. Tylko jedno spotkanie, które może wiele zmienić.

Tylko jedno spotkanie.

— Nie mam nawet odpowiedniej sukienki!

Tym jednym zdaniem wywołuję uśmiech na twarzy Sarah, bo ona wie, że się zgodziłam.

— No to dopijaj tę swoją kawkę i idziemy na polowanie mega, super, zajebiście, wystrzałowej sukienki, która powali męskie serca na ziemię! — mówi, wykonując przy tym na siedzeniu taniec, podrygując ramionami i klaszcząc w ręce.

Przewracam oczami i zaczynam się śmiać. W głowie słyszę tylko jedno zdanie, jakby ktoś mi je szeptał: Powal na ziemię tylko jedno serce.

— Sarah wiesz, że się w to nie bawię. — Już widzę w myślach tych wszystkich mężczyzn, którzy chcą bym, zwróciła na nich uwagę.

— Ale popatrzeć, jak niektórym szczęka opada na twój widok, może być warte twojego poświęcenia. To jak? Przyjdziesz?

Jeszcze zapłaci mi za to wkręcenie mnie w tę imprezę.

— Okej. Dobra, zgadzam się. — Unoszę ręce w geście kapitulacji. Na jej twarzy pojawia się uśmiech, więc dodaję: — Ale tylko jedna współczująca osoba i wychodzę.

Sarah potakuje głową, przyjmując każdy mój warunek. Postanawiam więc dorzucić dla pewności:

— I robię to tylko dlatego, że to ich trzydziesta rocznica ślubu i bardzo kocham Luciana i Natalię.

— Obiecuję, że gdy tylko poczujesz się niezręcznie, to jedno słowo i się zabieramy stamtąd!

— To, kto ma być?

— Znając mamę i jej zamiłowanie do organizowania przyjęć to pewnie całe miasto, i jak przystało na żonę najbardziej rozchwytywanego adwokata w Nowym Jorku. No i jeszcze połowa rodziny.

No pięknie! Chociaż z drugiej strony to dobrze, będę miała większą szansę na wmieszanie się w tłum i uniknięcie tych brązowych, ciemnych niczym czekolada oczu, które mnie prześladują.

Żałuję, że nie ma tu teraz mojej mamy i siostry. Pewnie udałybyśmy się na jeden z naszych babskich wypadów, które tak bardzo uwielbiałam, i mama wybrałaby mi jakąś śliczną sukienkę. Kochałam je obie, podobnie jak ten czas spędzany razem.

Szkoda, że nie będzie mi już nigdy dane powiedzieć im prosto w twarz, jak były dla mnie ważne. W życiu najbardziej doceniamy tych, których nam zabraknie.


***


Po zakupach żegnam się z Sarah i idę do swojego mieszkania. Chyba dobrze zrobiłam, że nie wzięłam dziś samochodu, bo w takim ruchu drogowym powrót do domu autem prawdopodobnie tylko przyprawiłby mnie o ból głowy.

Raz na jakiś czas pojawia się ból, który dosłownie rozdziera moją czaszkę, ale na szczęście bywa to rzadko.

Niestety w drodze do domu i tak łapie mnie ból głowy.

— No cudownie. Dziękuję, Sarah! To wszystko przez ten cały stres… Upał… I myślenie o tych brązowych oczach… — mruczę do siebie pod nosem.

Jedyne, co mi pozostało, to wziąć pigułkę, żeby ból nie był jeszcze większy, co groziłoby mi nieprzespaną nocą. Więc otwieram szufladkę w szafeczce przy łóżku i połykam tabletkę. A moje myśli znowu biegną do pewnego tatuatora.

I wcale nie jestem pewna czy to mi się podoba.

ROZDZIAŁ 2

Laura

Mieszkam w stosunkowo spokojnej okolicy, jak się okazało mieszkanie jest nawet w miarę tanie, a poza tym do pracy mam przysłowiowy rzut kamieniem. Kolejną zaletą tego mieszkania jest to, że codziennie rano mogę patrzeć na ten ogrom błękitnego oceanu. Lubię, gdy rano słońce wygląda zza horyzontu. Ma się wrażenie, że wraz ze wschodem słońca, które wychyla się z wody, każdy dzień wstaje z nadzieją, a wraz z nią szansa na lepsze jutro.

A kiedy chcę pobiegać mam blisko do pobliskiej plaży.

Codziennie rano otwieram kawiarnię godzinę przed jej pierwszymi klientami. Lubię, gdy nikogo nie ma, bo wtedy mogę w spokoju wszystko przygotować. Liczę pieniądze w kasetkach, sprawdzam rachunki. Robię plan na najbliższy miesiąc. Kiedy papierkowa robota jest skończona, idę do kafeterii, włączam wszystkie ekspresy do kawy. Dzięki temu, gdy przychodzi Big Jo, zawsze witam go jego ulubioną kawą pistacjową z bitą śmietaną.

Zawsze śmieje się z ludzi, z którymi rozmawiam o Big Jo. Jego pseudonim przywodzi każdemu na myśl wielkiego faceta stojącego przy wejściu do klubu. W rzeczywistości to szczupły, sympatyczny siedemdziesięcioletni, świetny facet. Jego włosy są już pokryte siwizną, dlatego goli je bardzo krótko, prawie do zera. Jego żona zmarła kilka lat temu. Niestety, miała guza mózgu, nieoperacyjnego. Obecnie jest zaręczony ze swoją sąsiadką — Sophie, która również jest przesympatyczną sześćdziesięciolatką. Za kilka miesięcy tych dwoje powie sobie sakramentalne TAK. Jak widać, miłość nie pyta nas o wiek.

Kiedy słyszę dzwonek nad drzwiami wejściowymi, już wiem, że to mój najmilszy, najlepszy szef, jakiego mogłam sobie wymarzyć.

— Hej, mój przystojniaku.

— Hej, cukiereczku, jak tam dzisiaj leci?

— Wszystko jest w porządku. Sydney dzisiaj nie będzie, Mike i ja przygotowujemy się na ciężki dzień.

— Aj, to razem z Mikiem będziesz mieć niezłą zabawę, bo to koniec szkoły, a wszystkie robaczki będą się kręcić, gdzie tylko się da.

— Zawsze tak jest, gdy zaczynają się wakacje.

— Idę na zaplecze, ale gdyby coś się działo, to wołajcie.

— Jak ostatnio, gdy dziewczyna zamówiła latte, a ty zrobiłeś jej podwójne espresso, do którego dodałeś bitą śmietanę i syrop malinowy? — pytam z wykrzywioną twarzą, a wspomnienie tej kawy sprawia, że przechodzą mnie dreszcze. Biedna dziewczyna, kiedy tego spróbowała, była zielona. W ramach przeprosin dostała darmową kawę i miesięczną zniżkę.

Big Jo podnosi ręce w geście poddania się.

— Dobrze, ale na babeczkach znam się doskonale i mogę je sprzedawać.

Boże zlituj się, zamiast trzech, on sprzeda jeszcze jedną.

Uśmiecham się. Kładę palec wskazujący na ustach, udając, że nad czymś się mocno zastanawiam, po czym nagle go podnoszę, jakbym wpadła na genialny pomysł.

— Już wiem, jak możesz pomóc? — mówię. — Zajmij się robieniem tego, co wychodzi ci najlepiej, czyli robieniem babeczek!

— Mądrala. — Big Jo dotyka palcem czubka mojego nosa i, śmiejąc się pod nosem, rusza na zaplecze.

Tak jak się spodziewałam, lokal od rana jest opanowany przez nastolatków. Przychodzą tu, by spędzić trochę czasu ze znajomymi. Zdarza się też, że w czasie wakacji ktoś zapisuje się na dodatkowe zajęcia i chce w spokoju poczytać lub odrobić lekcje.

Ja też kiedyś taka byłam. W każde wakacje zapisywałam się do klubów literackich, aby móc czytać książki. Marzyłam, że kiedyś będę mogła pomagać dzieciom w nauce, a nawet je uczyć. Lubiłam też spotykać się z przyjaciółmi, chodzić do kina itp. To było kiedyś. Teraz moje życie wygląda inaczej. Czasami mam ochotę stąd wyjechać. Zapomnieć o tym wszystkim, co mnie spotkało. Jednak nie mogę tego zrobić, ponieważ to tutaj, w Nowym Jorku, spoczywają moi rodzice i Emma. Dzięki temu, że co tydzień odwiedzam ich groby, czuję się, jakby byli tu ze mną. Nie mogę wyjechać i ich zostawić.

Po trzech godzinach uwijania się przy klientach, przygotowuję dla Big Jo jego specjalną kawę. Niosę ją do kuchni, gdzie on lukruje eklerki.

— Dziękuję, cukiereczku. Czytasz w moich myślach. Gdyby nie to, że mam moją kochaną Sophie, ożeniłbym się z tobą, bo rozpieszczasz mnie każdego dnia. Ale przykro mi. Możemy się tylko przyjaźnić — mówi żartobliwie.

Uśmiecham się na tę myśl. Szkoda, że moi rodzice nie dożyją tego pięknego wieku. Jestem pewna, że pokochaliby Big Jo tak samo jak ja.

— Cóż, to też dobre rozwiązanie. Myślę, że Sophie jest prawdziwą szczęściarą. — Uśmiecham się i całuję go w policzek.

— A za co to?

Wzruszam ramionami, bo nie jestem pewna swojego głosu.

— Cukiereczku…

Już mam kierować się z powrotem na przód kawiarni, gdy Big Jo dotyka mojego ramienia i mówi:

— Laura, wiesz, że ty też kiedyś zostaniesz panną młodą?

Nie, proszę, nie chcę tu płakać. Nie chcę o tym mówić. Uśmiecham się i całuję go w policzek.

— Dziękuję, Jo. Muszę iść, bo Mike jest tam sam.

Wychodzę pospiesznie z zaplecza, bo jeszcze chwila i zrobię z siebie idiotkę. Boże, dlaczego wszyscy chcą mnie doprowadzić do łez? Jednak, ponieważ Sydney wzięła dzisiaj wolne, żeby odwiedzić chorą matkę, przez resztę dnia nie mam nawet czasu przemyśleć słów Big Jo.

Pod koniec pracy dosłownie padam na twarz. Jakieś pół godziny przed zamknięciem, nad drzwiami rozlega się dzwonek — znak, że ktoś właśnie wszedł do Café Club. Tym razem jest to mężczyzna około trzydziestki, wysoki, ubrany w czarne dżinsy i czarną koszulkę, która eksponuje mięśnie jego wytatuowanych ramion. Na głowie ma czapkę założoną daszkiem do tyłu. Chyba widzę go pierwszy raz.

— Hej — wita się.

— Hej, co mogę ci podać?

— Duże, podwójne espresso, na wynos.

— Okej, już się robi.

Gdy odwracam się do ekspresu, by zaparzyć, kawę zadaję mu pytanie:

— Jesteś tu chyba nowy? Nie widziałam cię wcześniej.

— Nie, mój wspólnik i ja właśnie przyjechaliśmy z Kalifornii — wyjaśnia. — Otwieramy nasze drugie studio tatuażu, naprzeciwko ciebie, Lauro — dodaje, kiedy odwracam się w jego stronę. Wpatruje się we mnie intensywnie ciemnymi oczami

Skąd on wie, jak mam na imię? No tak, plakietka z nazwiskiem. Biorę plastikową pokrywkę, aby zamknąć papierowy kubek z logo naszej kawiarni. Posyłam mężczyźnie szeroki uśmiech.

— Cóż, ty znasz moje imię, ale ja nie znam twojego — mówię, podając mu kawę.

Chłopak wyciąga w moją stronę rękę. Tatuaże zdobiące jego ramiona to jakieś słowa, których nie mogę rozszyfrować.

— Wszyscy nazywają mnie Diablo.

Uśmiecham się, słysząc jego przezwisko.

— Nie wiem, czy mogę, zadawać się z kimś, kto ma takie przezwisko. Będę się bała, że chcesz mnie zabrać na dno piekła — rzucam kokieteryjnie, zaskakując samą siebie.

Diablo poprawia swoją czapkę i pochyla się w moją stronę. Rozgląda się, czy nikt nie słyszy. Widząc, że w lokalu jest pusto, mówi:

— Nie martw się, zabieram tam tylko niegrzeczne dziewczyny, ale nie mów tego nikomu. — Mruga do mnie, a kąciki jego ust unoszą się w łobuzerskim uśmiechu.

— Dobrze wiedzieć, bo należę do tych grzecznych. — Śmieję się. — A jak masz naprawdę na imię?

Diablo bierze kubek i upija łyk, po czym odzywa się z błogim uśmiechem na twarzy:

— Mhm… pyszna, piekielna! Taką właśnie lubię, mocną i czarną. Mam na imię Mark — wyjawia wreszcie.

— Okej, Mark, podać ci coś jeszcze?

— Co byś poleciła? — Przygląda się mi uważnie. Jego oczy mają kolor ciemnego nieba. Jest w nim coś z niegrzecznego chłopca, ale jednocześnie czuję się przy nim bezpiecznie.

Przechyla lekko głowę, a jego spojrzenie pada na ladę chłodniczą wypełnioną naszymi wypiekami.

— Może masz ochotę na babeczki z ciemną czekoladą — proponuję. — W sam raz dla Diablo — dodaję nieco żartobliwym tonem.

— Idealnie! Ta czerń do mnie przemawia. W takim razie poproszę jedną. A może by tak nazwać babeczki moim imieniem, nie wiem, może „Babeczki Diablo”? — Uśmiecha się, ukazując dołeczki w policzkach.

— Nie wiem, czy niebiańskie babeczki nie byłyby zazdrosne. — Puszczam do niego oko, odwzajemniając uśmiech. — Kiedy otwieracie swoje studio? — zagaduję jeszcze.

— Chyba dopiero w przyszłym tygodniu, bo mój kumpel ma w ten weekend jakiś zjazd rodzinny. Poza tym ten palant nie może się na niczym skupić, bo myśli, że będzie tam jego wielka miłość. Dziewczyna, którą kocha od lat, ale nigdy jej tego nie wyznał.

Chociaż nie wierzę w zbiegi okoliczności, to Diablo i jego przyjaciel wybierają się również na imprezę rodziną. Podobnie jak Caleb, Diablo i jego wspólnik są tatuatorami. I do tego ten jego znajomy ma imprezę rodziną w ten sam weekend, co rodzice Sarah i Caleba. Nie sądzę, że chodzi o Cala, bo niby w kim byłby on zakochany i nie wyznał miłości…

Moje myśli wędrują od razu w stronę chłopca o brązowych oczach i ciemnych włosach, do którego wzdycham od młodzieńczych lat. Niestety, on odszedł.

Odszedł. Zostawił mnie.

Nie zagłębiaj się w te ciemne zakamarki, Lauro — karcę się w myślach. Zamknęłaś tę szufladę z imieniem Caleb. Jeśli ją otworzysz, znajdziesz tylko złamane serce. Szybko otrząsam się ze swoich myśli. I spoglądam na Marka. Już zdążyłam go polubić.

— Wiesz, że powinieneś zmienić ksywkę, bo nie wyglądasz jak diabeł?

Opiera się bokiem o ladę, krzyżuje ręce na piersi i pyta zaciekawiony:

— A jaka by do mnie pasowała?

— Pozwól mi się zastanowić? — Stukam pomalowanym na jasny róż palcem w usta, jakbym myślała intensywnie. — Już wiem: muffinka, bo jesteś jak słodka, dobra muffinka.

Diablo uśmiecha się, wydając z siebie niski, gardłowy dźwięk.

— Muffin, pomyślę o tym, ale wiesz co, już cię lubię. — Bierze muffinkę, odwija ją z papierka i wgryza się w ciastko. — Mmm… pycha, chyba właśnie zyskałaś nowego klienta. Byleby tylko nie wyszło mi to bokiem.

Ten chłopak ma poczucie humoru, którego mi od dłuższego czasu brakuje. Kiedyś uwielbiałam się śmiać, dziś mój uśmiech jest bardziej wymuszony, przykryty kołdrą bólu, rozczarowania, cierpienia i straty.

— Big Jo się ucieszy, babeczki to jego specjalność, tak samo zresztą jak inne smakołyki.

— Dobra, znikam, bo dziś był ciężki dzień i szczerze mówiąc, padam na twarz, a zostało jeszcze kilka pudeł do rozładowania.

— Jasne. Ja też miałam dziś urwanie głowy, bo to początek wakacji.

— Ile się należy? — pyta Diablo, sięgając po portfel.

— Tym razem nic. To na koszt firmy dla nowego sąsiada.

— Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do siebie.

— A masz babeczki?

— Nie, ale zawsze mogę ci zrobić tatuaż w kształcie muffinki.

— To chyba nie moja bajka. Poza tym to musi boleć. — Krzywię się.

— To zależy od nastawienia psychicznego klienta oraz od miejsca, gdzie jest wykonywany. Pamiętaj, większość naszych lęków bierze się z głowy.

Gdy wyobrażam sobie, że ktoś miałby mnie dotknąć, aż czuję na ciele dreszcz, a po plecach spływa kropla potu.

— Chyba masz rację, ale i tak to chyba nie dla mnie.

— Zastanów się. Zmykam. Do zobaczenia — mówi i wychodzi, a ja posyłam mu szeroki uśmiech na pożegnanie.

Pół godziny później udaje się mi wreszcie zamknąć Café Club. Na ulicy widzę Diablo i macham do niego. Właśnie wypakowuje coś ze swojego vana. Również mnie dostrzega i kiwa lekko głową w moją stronę. Dochodzę do rogu ulicy i już mam skręcić, gdy widzę, że obok vana Diablo zatrzymuje się rang rover, z którego wysiada kolejne ciacho. Nieźle, na tej ulicy robi się coraz bardziej słodko. Ogarnia mnie dreszcz emocji, jakiego nie czułam od dawna. Jednak nie zważając na przeczucia, ruszam w stronę domu.

Zaletą mieszkania blisko pracy jest to, że nie trzeba się martwić, iż nie będzie miejsca parkingowego, nie zdąży się na czas do pracy, albo że autobus lub metro się spóźni. Kiedy wchodzę do mieszkania, jestem wdzięczna mamie, że nauczyła mnie utrzymywania porządku. Nie muszę się martwić, że po długim dniu w pracy wrócę do siebie i będę musiała jeszcze sprzątać.

Otwieram lodówkę i stwierdzam, że nie mam dużego wyboru, bo znajdują się w niej resztki soku, kawałek wczorajszej pizzy oraz pół butelki czerwonego wina. No cóż, będę musiała wybrać się na zakupy. Dzisiaj musi mi wystarczyć pizza i sok.

Biorę szybki prysznic i kładę się do łóżka z nadzieją, że nie będę miała koszmarów, ale niestety nadzieja matką głupich.

Widzę oślepiające światła zbliżające się do naszego samochodu. Są tak blisko.

Mama krzyczy do taty:

— Richard, uważaj!

Krzyk przerażenia mojej siostry. Samochód wypada z drogi. Skręcamy kilka razy. Słyszę trzask metalu, wybuchające poduszki powietrzne, pisk w uszach, a potem zapada przerażająca cisza. Odłamki szkła raniące mnie boleśnie. Osuwam się w ciemność. Wołam Cala. Stoi tam, ale dlaczego nie chce mi pomóc?

— Proszę, pomóż mi, Cal.

Wykrzykuję jego imię, jakby był moim kołem ratunkowym, dzięki któremu mogę utrzymać się na powierzchni.

Boję się ogarniającej mnie ciemności. Jestem przerażona. Cal odwraca się i odchodzi. Nie, zostań… Krzyczę na całe gardło…

Budzą mnie krzyki, jakby wycie jakiegoś zwierzęcia. To moje krzyki. Ciało pokrywa pot, który sprawia, że piżama klei się do skóry. Kiedy to się skończy? Dlaczego był tam Cal i do tego mnie zostawił, zamiast ratować? Wiem, że to tylko sen, ale jestem na niego zła, że nie chciał mnie uratować. To pewnie ma związek z imprezą u Harperów. Co się stanie, gdy go spotkam?

Boję się znowu zasnąć. Patrzę na zegarek — jest dwadzieścia pięć minut po piątej. Żeby wyrwać się z objęć koszmaru i rozładować całe to napięcie, postanawiam pobiegać w parku. Zakładam strój do biegania i wychodzę z mieszkania.

Biegnę przed siebie, a moje uszy wypełniają dźwięki piosenki Wiz Khalifa z gościnnym udziałem Charlie Puth — See You Again. Tak, kiedyś się spotkamy, dotyczy to zarówno Caleba, jak i moich bliskich.

W pewnym momencie mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Rozglądam się dookoła, ale widzę tylko innych biegaczy, których jest niewielu, bo mało kto biega o tej godzinie. Postanawiam zawrócić.

Kiedy docieram do mieszkania, moje ciało wręcz prosi się o prysznic. Otwieram lodówkę i widzę jedynie światło, które mówi do mnie „dzień dobry”. Postanawiam, że na śniadanie zjem kilka krakersów i wypiję filiżankę kawy.

Mam wolny dzień, więc udaję się do teatru, żeby kupić idealny prezent dla Natalii i Luciana. Ponieważ oboje uwielbiają Skrzypka na dachu, biorę im dwa bilety na ten spektakl muzyczny. Mam szczęście, że akurat go grają.

Następnie robię zakupy w pobliskim sklepie spożywczy, natomiast na obiad postanawiam zjeść coś na szybko z chińskiej budki. Kiedy wracam do domu, jest już czwarta popołudniu. Muszę zacząć się szykować, żeby zdążyć na siódmą na imprezę u Harperów.

Przed wyjściem zerkam jeszcze w lustro i stwierdzam, że wyglądam całkiem nieźle. Mam na sobie czerwoną sukienkę z długim rękawem. Jej przód jest delikatnie plisowany, drapowany, a dekolt w serek powoduje, że moja szyja optycznie wydaje się być dłuższa. Włosy zaczesałam na bok i lekko zakręciłam lokówką, dzięki czemu opadają brązowymi falami na ramiona. Moją twarz zdobi subtelny makijaż.

— Czego się boję? — pytam swoje odbicie w lustrze.

Myślę, że znam odpowiedź — boję się pewnych brązowych oczu.

Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości na moim telefonie, to pewnie Sarah.

„Hej laska zbierasz się już?” — czytam wiadomość i szybko odpisuję:

„Hej piękna, tak jestem już gotowa”.

„Dobra, mam po ciebie przyjechać? To nie problem”.

Harperowie wiedzą, że od czasu do czasu mam problem z wsiadanie za kierownicą. W stresujących sytuacjach wracają wspomnienia wypadku.

„Za chwilę będzie taksówka” — wyjaśniam. — „Nie martw się, dzisiaj jest dobrze” — dodaję.

To wystarcza, aby uspokoić moją przyjaciółkę, która jeszcze pisze:

„Moi rodzice powiedzieli, że bardzo się cieszą, że przyjdziesz”.

„Ja też” — odpowiadam.

Już mam wychodzić, gdy przychodzi jeszcze jedna wiadomość, tym razem z nieznanego numeru:

„Wkrótce” — ten dziwny SMS wygląda, jakby ktoś się pomylił, więc go ignoruję.

ROZDZIAŁ 3

Laura

Harperowie mieszkają w sąsiedztwie — co tu ukrywać — niebywale bogatych ludzi. Kiedy moja taksówka podjeżdża pod dom Harperów, stoi tam już kilka samochodów.

Harperowie przyjaźnili się z moimi rodzicami od czasów szkolnych. Dlatego odkąd pamiętam, ja, Sarah i Caleb zawsze spotykaliśmy się przy różnych okazjach i bawiliśmy się razem. Kiedy po wypadku Harperowie mnie przygarnęli, nigdy nie odczułam, że jestem traktowana inaczej niż ich dzieci.

Wysiadam z taksówki. Przytrzymuję drzwi otwarte — jest jeszcze szansa, żeby zawrócić i uratować tę część mojego serca, która nie została całkowicie zniszczona. Stwierdzam jednak, że nie mogę tego zrobić. Muszę zjawić się na tym przyjęciu. Jestem to winna Harperom.

Płacę taksówkarzowi i, zanim zdążę zmienić zdanie, ruszam pospiesznie wzdłuż ścieżki prowadzącej pod drzwi domu Harperów, który przez pewien czas był moim schronieniem, przystanią, gdzie mogłam wyleczyć swoje rany. Dotykam nieświadomie swojego ramienia. Pod palcami czuję zgrubienia, gdzie szkło wbiło się najbardziej. Są tam, przypominają mi o tym, co bezpowrotnie straciłam. Szybko otrząsam się z myśli, które mogą sprawić, że znów zapadnę się w sobie.

Ten dom zawsze będzie się mi kojarzył z dobrymi chwilami, ale też ze złamanym sercem, którego czas nie jest w stanie uleczyć w żaden sposób.

Naciskam na dzwonek. Drzwi otwierają się nagle, w progu staje Natalii, urocza pięćdziesięcioletnia kobieta. Ubrana jest w śliczną, dopasowaną, złotą sukienkę bez rękawów, do której założyła szpilki w kolorze cielistym. Wygląda skromnie, ale jednocześnie elegancko. Jej blond włosy są ułożone w kok.

— Laura kochanie, jak ty pięknie wyglądasz. — Cieszy się na mój widok. — Widziałam, jak podjechała taksówka i z niej wysiadłaś. Bałam się, że zmienisz zdanie i wsiądziesz z powrotem. Tak się cieszę, że tego nie zrobiłaś — zaznacza, obejmując mnie, na co ja lekko sztywnieję.

Natalia to zauważa i rozluźnia swój uścisk. Wie, że nie lubię, gdy ktoś dotyka moich ramion.

— Och, przepraszam, Lauro. Po prostu się cieszę, że cała trójka dzieci jest tu razem.

Czyli to oznacza, że mimo wszystko będę miała dzisiaj złamane serce.

Obejmuję ją i odwzajemniam uścisk. Nie chce jej psuć dzisiejszego dnia. Jest taka szczęśliwa.

— Nic się nie stało, ja też się cieszę, że cię widzę. Nie mogłam wam tego zrobić i nie być tu dzisiaj z wami. W pewnym sensie to tak, jakby moi rodzice też tu byli — wyjaśniam i widzę wzruszenie w oczach Natalii.

Wprowadza mnie do domu, gdy nagle mówi:

— Spytam tylko raz, bo wiem, jak tego nie lubisz i proszę, żebyś odpowiedziała szczerze.

Moje ręce zaczynają się lekko pocić, bo dobrze wiem jakie pytanie zaraz padnie.

— Jak się czujesz, kochanie i czy zmieniłaś zdanie na temat studiów? Wiesz, że Lucian i ja ci pomożemy, jeśli tylko będziesz chciała.

— Ja… to… znaczy… — zaczynam się jąkać, jakby wróciły objawy urazu głowy.

— Moja mała dziewczynka jest tutaj. — Za plecami słyszę wesoły męski głos pana domu. Jestem mu wdzięczna, bo ratuje mnie tym samym od odpowiedzi na pytania Natalii.

Boże, zaczyna mnie szczypać pod powiekami, a do oczu cisną się łzy. Harperowie są zawsze dla mnie tacy serdeczni tak samo, jak moi rodzice.

Nie, nie zagłębiaj się tam Lauro, bo to cię znowu zniszczy.

— Wujek Lucian! — wykrzykuję, próbując zachować radosny ton, i wpadam w jego ramiona wtulając się w niego. On stara się objąć mnie tak, aby nie dotknąć mojego ramienia, ale to raczej niemożliwe. To naprawdę wiele dla mnie znaczy, że po tylu latach nadal wiedzą, że jest to dla mnie trudne.

To był właściwie błąd, że nie odzywałam się do nich. Nawet gdy zapraszali mnie na święta, zawsze miałam jakąś wymówkę. Bałam się, że jeśli przyjadę, a Caleb tu będzie, to mój świat znów się rozpadnie, a nie wiem, czy to byłyby dobry pomysł, czy bym to przetrwała.

— No i zobacz, co zrobiłeś, Lucian. Biedna dziewczyna nie wie, co teraz powiedzieć. — beszta go Natalia, a w jej pięknych brązowych oczach widzę łzy.

Muszę coś szybko zrobić, zanim poleje się tu morze łez. Zwracam swój wzrok na Luciana.

— Wszystko jest w porządku. — Nie wiem, czy bardziej chcę zapewnić ich, czy siebie. — Wszystko jest w porządku wujku Lui cieszę się, że cię widzę.

Delikatnie odsuwa mnie na długość ramion, po czym zwraca się tonem troskliwego ojca:

— Na pewno? Wiesz, że jestem prawnikiem i nic nie umknie mojej uwadze.

Już wiem, po kim Cal ma taki charakter.

— Tak, na pewno.

Robię się dobra w tych kłamstwach, boję się, że jak będzie nalegał, to w końcu się poddam. Żeby nie popsuć chwili, zmieniam temat i z torebki wyciągam kopertę. Wręczam im prezent.

— Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy ślubu!

Natalia niepewnie bierze ode mnie kopertę i patrzy na Luciana, po czym pyta:

— Kochanie, co to jest?

— Otwórz, to zobaczysz. Mam nadzieję, że dobrze zapamiętałam.

— Kochanie, naprawdę nie musiałaś. Prezentem samym w sobie jest to, że dzisiaj przyjechałaś.

— Może nie jest to maserati, ale myślę, że też wam się spodoba.

Natalia otwiera kopertę i piszczy. Widzę łzy w jej oczach. To tylko bilety na musical, który lubią. Kobieta zakrywa usta ręką.

— Aaa… kochanie to są bilety na nasz ukochany musical. Dziękujemy ci bardzo. Skąd wiedziałaś? To właśnie ten spektakl sprawił, że Lucian i ja jesteśmy razem. — Natalia ściska mnie mocno w geście podziękowania, gdy podchodzi do niej ktoś z obsługi i mówi coś o torcie. — Przepraszam cię, kochana — zwraca się znów do mnie — są jakieś problemy z tortem i muszę się tym zająć. Jeszcze raz dziękuję. Mam nadzieję, że później porozmawiamy, tylko nie kilka lat później! — żartuje.

Na moich policzkach pojawia się rumieniec i jest mi teraz bardzo przykro, że tak długo ich nie odwiedzałam.

— Postaram się teraz częściej do was przyjeżdżać, obiecuję.

— Trzymam cię za słowo. A teraz przepraszam, ale muszę załatwić pewne sprawy.

Natalia odchodzi, a ja zostaję z Lucianem. Z uśmiechem na twarzy podaje mi swoje ramię, które ujmuję.

— Chodźmy znaleźć Sarah. Ona, powinna być z Calem i Lisą oraz z wspólnikiem Cala.

Nagle zapominam, jak się oddycha. Głupia, naiwna. Wiadomo, że przez te lata nie żył w celibacie, ale i tak pytam:

— Lisą?

— Tak to jego partnerka, z którą przyszedł.

Jednak dzisiaj będę mieć złamane serce.

— Kochanie, mówiłem ci, jak to się stało, że jestem z Natalią? — zagaduje, a ja staram się go słuchać, udając, że usłyszane przed chwilą wiadomości nie zrobiły na mnie wrażenia.

— Nie.

— Kiedy poznałem Natalię, dopiero co rozstałem się z dziewczyną, która mnie zdradzała. W tym czasie zacząłem pożyczać od Natalii zeszyty, żeby nadrobić materiał i dowiedziałem się, że chciała zobaczyć Skrzypka na dachu. Niestety, nie grali go nigdzie u nas, więc musiałem jechać do drugiego miasta, a że teatr zamykano za trzydzieści minut, to musiałem przekroczyć limit prędkości, tylko po to, żeby zaprosić najpiękniejszą dziewczynę w klasie na randkę. Finał już znasz, zgodziła się i zaskoczyła mnie, bo gdy po przedstawieniu wróciliśmy do samochodu, to ona pierwsza mnie pocałowała. Dwa lata później urodził się Caleb, a prawie dwa lata po jego urodzeniu wzięliśmy ślub. Wniosła w moje życie powiew nadziei, że wszystko będzie dobrze. Była moim zbawieniem po tamtej zdradzie. Oczywiście moja mama była przeciwna temu związkowi, bo Natalia nie pochodziła z zamożnej rodziny, a ona widziała u mojego boku kogoś innego. Tylko że Natalia zbyt mocno zagnieździła się w moim sercu, abym mógł z niej zrezygnować.

Nie miałam pojęcia, że tak właśnie zaczęła się ich historia.

— Dlatego to nie są zwykłe bilety na musical. To jest wspomnienie naszego początku. Bardzo dziękuję ci za ten prezent. Pamiętaj, że warto czekać na swoją miłość. Bo może być bliżej niż myślisz.

Trudno mi uwierzyć, wiedząc, że on ma kogoś.

— To piękna historia. Cieszę się, że mi ją opowiedziałeś.

— Dziękuję.

Kiedy podążamy w kierunku Sarah i pozostałych osób, w kieszeni Luciana dzwoni telefon.

— Wybacz, Lauro, ale muszę odebrać. Rozumiesz, praca wzywa nawet w rocznicę ślubu. — Lucian zatrzymuje się pośród tłumu. — Jestem pewien, że Sarah kręci się gdzieś w pobliżu.

— Nie ma problemu poradzę sobie. Rozumiem cię doskonale.

— Pamiętaj, że rezerwuję taniec z tobą — dodaje jeszcze i się oddala, a w ręce po raz drugi zaczyna wibrować telefon

Przeciskam się przez ludzi, którzy zaczepiają mnie, pytając o to, czego wolałam uniknąć, czyli jak się mam oraz powtarzają, że jest im przykro z powodu śmierci rodziców i Emmy. Przy schodach widzę, jak Natalia rozmawia z osobą, której wolałabym chyba jednak dzisiaj nie spotkać — Calebem, który nagle szybko się odwraca i wybiega przez drzwi, przez które właśnie weszłam. Może powinnam zrobić to samo? Nie powinno mnie tu być. Myślę, że to dla mnie za dużo. Chcę się odwrócić, żeby się ewakuować, zanim ktoś mnie zauważy, ale nie udaje się mi, ponieważ właśnie zauważa mnie Sarah.

— Ooo mój Booooże! — krzyczy z zachwytem, przeciągając sylaby. — Chociaż pomagałam ci kupić tę sukienkę, to widząc cię w niej teraz, jestem pewna, że dzisiaj rzucisz na kolana nie jedno męskie serce.

— Sarah, proszę — przewracam oczami — ale dziękuję za komplement. Ty również wyglądasz pięknie.

Sarah ma na sobie piękną dopasowaną czarną sukienkę bez ramiączek. Włosy zebrała w kok.

— Dobrze, moja droga, pijemy szampana za spotkanie. Bo na trzeźwo nie przeżyję tej imprezy — stwierdza, biorąc dwa kieliszki od kelnera, który właśnie przechodzi obok, i podaje mi jeden.

Zgadzam się, choć niechętnie.

— Okej, ale tylko jeden — odpowiadam radośnie i zmieniam temat: — Twoja mama, jak zwykle, przeszła samą siebie. Wszystko jest takie piękne — oznajmiam, odwracając się i rozglądając po pokoju, gdzie wszystko jest cudownie udekorowane, łącznie z idealnie zastawionym stołem w jadalni.

— Tak, wiesz, jak mama lubi takie wystawne przyjęcia.

— Wystawne, ale jednocześnie skromne.

— W końcu jest menadżerką przyjęć — stwierdza Sarah. — Wiesz co? Choć przedstawię ci wspólnika mojego brata, a wiesz mi, że to naprawdę niezły kawałek ciacha. — Wykonuje ruch ręką, jakby się wachlowała.

Przewracam oczami. Na wzmiankę o Calebie robi mi się cieplej, a serce zaczyna szybciej bić. Staram się to zignorować.

— No to prowadź do tego ciacha — rzucam do Sarah.

Znów przeciskamy się między ludźmi, ale tym razem Sarah nie pozwala, by ktoś mnie zaczepił. Nagle rozpoznaję diabolicznego chłopaka od babeczek. On również mnie zauważa i uśmiecha się, pokazując swoje lśniące, białe zęby. Jestem tak samo zaskoczona jak i on.

— Diablo? Co ty tu robisz?

— Część. Mówiłem ci, mój kumpel ma w ten weekend zjazd rodzinny, więc: tadam… — Rozkłada szeroko ręce. — Oto jesteśmy.

— To raczej nie jest zjazd rodzinny, ale zebranie śmietanki towarzyskiej z całego Nowego Jorku. — Również posyłam mu uśmiech.

— Cóż, gdybym wiedział, w co się pakuję, wykręciłbym się jakąś tanią wymówką. Jak już mówiłem, przyciągnął mnie mój wspólnik, a teraz ten palant gdzieś zniknął i zostawił mnie tutaj samego.

— Skąd wy się znacie? — pyta zdezorientowana Sarah.

— Diablo przyszedł do Café Club i chciał mnie wciągnąć do swojego piekła.

— A ty chciałaś mi wcisnąć niebiańskie uniesienia.

Razem z Markiem wybuchamy śmiechem.

— Nie wiem, o czym wy mówicie, ale albo jesteście stuknięci, albo za mało pijani. — Sarah kręci głową.

W tym momencie Mark obejmuje ją ramieniem.

— Kiedyś ci to wyjaśnię, kochanie.

Sarah odrywa się od niego i z oburzoną miną naskakuje na Diablo:

— Nie jestem twoim kochaniem!

— Kto wie? Kto wie? — odpowiada przewrotnie Diablo.

Sarah nic się nie odzywa, co jest do niej niepodobne. Mark dopija swój alkohol. Zauważa jakąś nitkę na mojej sukience i ściąga ją, stwierdzając jednocześnie:

— Słoneczko, ale muszę powiedzieć, że w tej sukience jest ci ładniej niż w tamtym fartuszki. Wyglądasz sto razy lepiej niż ten pieprzony Kopciuszek.

Nagle czuję ten specyficzny korzenny zapach, połączony z lawendą i drzewem sandałowym — zapach wody po goleniu, którą dałam Calebowi na Gwiazdkę. Jednocześnie były to moje ostatnie święta w tym domu. Za plecami rozlega się głos, którego nigdy nie zapomnę. Ta charakterystyczna chrypka powoduje, że na moim ciele pojawia się gęsia skórka.

— Diablo, dobrze ci radzę, zabieraj łapy od mojej dziewczyny!

Spoglądam na Sarah, która patrzy na mnie tym swoim spojrzeniem przestraszonego szczeniaczka. Przymykam dosłownie na chwilę oczy, liczę do trzech i się odwracam.

— Ciekawe, co twoja wielka miłość powie na określenie mnie mianem twojej dziewczyny?

— Cóż, pewnie się dowiem, jak ją zapytam? — odpowiada Cal, patrząc mi głęboko w oczy.

Te brązowe oczy, które nawiedzają mnie czasem w nocy, teraz przewiercają mnie na wylot. Ma na sobie dopasowane spodnie i białą koszulę z podwiniętymi rękawami, która podkreśla jego mięśnie, podobnie jak u Marka. Spod koszuli można dostrzec wystający fragment jakiegoś tatuażu. Jego czarne włosy są nieco dłuższe niż gdy go ostatni raz widziałam. ale wciąż są krótkie. Do tego zapuścił brodę, która dodaje mu nieco niegrzeczności. Mimo tylu lat nieobecności, nic się nie zmienił. Zbieram wszystkie pokłady siły, jakie mam w sobie, próbuję przełamać tę niezręczną sytuację.

— Miło cię znowu widzieć, Cal.

— Ciebie również, Lauro.

Pochyla się i składa powolny pocałunek na moim policzku, a ja na moment zamykam oczy i rozkoszuję się tą chwilą. Następnie zostaję zamknięta w jego ramionach. Z rozkoszą wtulam się w ciepło promieniujące z jego ciała. Jego ramiona zawsze będą kojarzyły mi się z domem, zawsze były oazą spokoju, bezpieczeństwa, którego w pewnym momencie mi brakowało.

Kiedy odjechał.

Caleb przytula mnie mocniej. Jako jedyny mógł mnie bez przeszkód dotykać — moich ramion. Być może dlatego, że to on opatrywał mnie po wypadku. I to on był przy mnie, gdy wieziono mnie do szpitala. Był jedyną osobą, której pozwalałam się dotykać. Przyciąga mnie jeszcze bliżej. Mam wrażenie, że świat na chwilę się zatrzymał i jesteśmy tu tylko we dwoje. Całuje moją głowę.

— Brakowało mi ciebie, mała — szepcze mi do ucha.

Do moich oczu napływają łzy, ale natychmiast mrugam kilka razy, żeby je powstrzymać. Ktoś za nami chrząka.

— Cal, zostaw tę dziewczynę, bo ją udusisz, na litość boską!

To ojciec Caleba, który właśnie podchodzi do nas. Patrzę na tych dwóch i dopiero teraz zauważam, jak bardzo są do siebie podobni. Nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru.

— Idź staruszku, lepiej poszukaj swojej damy serca! — mówi Caleb, śmiejąc się do ojca.

Cal obejmuje mnie już tylko jednym ramieniem i przyciąga do swojego boku. Moja dłoń mimowolnie ląduje na jego klatce piersiowej. Najwyższa pora przerwać tę scenę, bo uświadamiam sobie, że gdzieś tu musi być przecież jego dziewczyna. Spoglądam na Luciana i potrząsam głową. Wracam do rzeczywistości. Wyswabadzam się z ramion, które już nie będą moim bezpiecznym miejscem.

— Wasza dwójka nigdy się nie zmieni? — stwierdzam, uśmiechając się delikatnie.

Ojciec Caleba wyciąga w moją stronę rękę.

— Chodź Laura pokażmy temu smarkaczowi, kto tu jest staruszkiem.

Łapię Luciana za rękę i udajemy się na parkiet, aby zatańczyć. Oddalając się, słyszę jeszcze stłumione głosy Diablo i Cala:

— Kurwa, Cal, to jest…

— Cholera, zamknij się, Diablo…

Cal mówi coś jeszcze, a potem Sarah, ale jestem już za daleko, żeby usłyszeć co. Wychodzimy przez przeszklone drzwi tarasowe prowadzące do ogrodu, w którym rozstawione są namioty. Podobnie jak w środku, tu również wszystko jest pięknie urządzone i dominują biel i czerwień. W jednym namiocie znajduje się bar, obok niego stół z przeróżnymi przekąskami, a w kolejnym jest scena z muzykami i parkiet do tańczenia. Kiedy tańczę z Lucianem, kątem oka widzę, jak Cal podchodzi do baru i prosi o jakiś alkohol. Nagle obok Cala pojawia się kobieta w łososiowej sukience i kładzie mu rękę na ramieniu.

— Jak się bawisz? — pyta Lucian.

Moje spojrzenie ponownie wędruje do mężczyzny przy barze, który również spogląda na mnie przez ramię i uśmiecha się leniwie. Zmieniając trajektorię swoich myśli, odpowiadam Lucianowi:

— Bardzo dobrze. Piękna impreza. Natalia przeszła samą siebie.

— Tak… Moja żona wie, jak zrobić wrażenie. Laura, czy mogę zadać pytanie?

— Ależ oczywiście. — Nie wiem, dlaczego, ale robię się cała spięta.

— Jak się czujesz? Możesz okłamywać Natalię, Sarah i wszystkich dokoła, ale ja nie jestem tak naiwny.

— Naprawdę, wszystko jest w porządku — odpowiadam z wyćwiczonym do perfekcji uśmiechem.

— Nigdy nie zrozumiem, dlaczego chciałaś nas opuścić. Podejrzewam, że ma to coś wspólnego z pewnym osobnikiem. Musisz wiedzieć, że gdyby coś się stało lub coś było nie tak, zawsze masz swoje miejsce tutaj, z nami. Jesteś dla nas jak córka. Richa i Eleny nie ma już z nami i to my czujemy się zobowiązani do bycia twoimi rodzicami. Gdyby Rich był tutaj i dowiedział, że coś ci się stało pod moją opieką, myślę, że skopał by mi tyłek. Jesteś naprawdę wyjątkową osobą i niech nikt nie twierdzi inaczej. Kocham cię tak samo, jak moje dzieci. Gdybym musiał, wskoczyłbym za tobą w ogień, tak samo jak za nimi.

I to tyle, jeśli chodzi o moje powstrzymywanie łez.

— Dziękuję — to wszystko, co mogę z siebie wydusić.

— Hej, nie płacz, bo jeszcze ktoś pomyśli, że źle tańczę i co chwilę depczę cię po palcach.

— Przepraszam.

— Nie przepraszaj.

Gdy już jestem w stanie mówić w miarę spokojnie, pytam o coś, co wiem, że mnie zaboli:

— Widziałeś już tą wielką miłość Cala?

— Tak. Wiemy też, że to jego skrywana od wielu lat miłość. Ta dziewczyna jest naprawdę piękna, urocza i inteligentna. I razem z Natalią popieramy jego wybór.

Niby wiedziałam, spodziewałam się takiej odpowiedzi, a jednak to boli. Sprawia, że coś zaciska się wokół mojego serca. Tego można było się spodziewać. Postanawiam nie pokazywać, jak bardzo mnie to dotknęło i chrząkam.

— Czy ona też jest tutaj dzisiaj? — pytam, chociaż przecież to wiem. Jednak chcę się upewnić.

— Tak, przed chwilą nawet widziałem ich razem. Kochanie, o resztę musisz zapytać Cala, obiecałem mu, że sam ci wszystko wyjaśni.

A co tu jest do wyjaśniania?

Taniec dobiega końca, a ja mam zamiar zejść z parkietu, by uciec stąd i zaszyć się w moim maleńkim świecie, zapomnieć o widoku tych brązowych oczu oraz dotyku jego ramion. Chcę uchronić ten kawałek mojego serca, który jeszcze pozostał. Już mam odejść, gdy ktoś chwyta moją dłoń.

— Zatańcz ze mną, Lauro — słyszę jego głos.

— Cal, to nie jest dobry pomysł.

— Dlaczego nie? Myślę, że to wręcz idealny pomysł.

— Nie wiem…

— Proszę, jeden taniec.

Podchodzę do niego bliżej, a Cal obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Zamykam oczy, a wokalista śpiewa: „Heaven isn’t as beautiful as you” (Niebo nie jest tak piękne jak ty). Może powinnam tam być, razem z nimi. Może nie cierpiałabym w tej chwili. Czuję, że coś się dzieje między nami. Spinam się cała. Cal chyba to wyczuwa, bo szepcze do mnie:

— Lauro, spójrz na mnie.

Potrząsam głową, wiem, że kiedy podniosę głowę, łzy popłyną strumieniem.

— Cal, proszę, nie rób tego. Nie chcę już dłużej cierpieć. To był błąd, że tu przyjechałam.

Chwyta mój podbródek między kciuk i palec wskazujący, i go unosi, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia na niego.

Nie mogę teraz na niego patrzeć.

— Laura, otwórz oczy i popatrz na mnie.

— Nie rób tego, Cal!

— Nie rób? Czego mam nie robić? — Na jego twarzy widać zdumienie, a nawet zaskoczenie.

— Nie niszcz mnie bardziej. Przepraszam… nie mogę… Muszę być przez chwilę sama. Przepraszam cię.

Odchodzę w poszukiwaniu chwili wytchnienia. Znajduję ją na zewnątrz, na tarasie. Przyjemna bryza i szum oceanu na chwilę koją moje zbolałe serce i nerwy. Wznoszę oczy ku niebu i odmawiam cichą modlitwę, by wszyscy, którzy tam poszli, pomogli mi dotrwać do kolacji, a potem wykręcę się bólem głowy. I myślę, że podjęłam decyzję. Muszę wyjechać z tego miasta. Choć obiecałam, że ich nie opuszczę, to w tej chwili jestem do tego zmuszona. Jeśli chcę przeżyć, muszę to zrobić.

W końcu nadchodzi kolacja. W jadalni znajdują się okrągłe stoły. Tutaj również dominuje biała zastawa na czerwonych obrusach. Na środku każdego stołu w kryształowych wazonach ustawione kompozycje kwiatowe. Mężczyzna przy drzwiach wyjaśnia, przy którym stoliku mam usiąść. Oczywiście Harperowie posadzili mnie przy swoim stole. Bo jak powiedział Lucian, ja też jestem uważana za ich dziecko. Wcale się nie zdziwiłam, kiedy imię Cala znalazło się obok miejsca, gdzie miałam usiąść. W środku płonę z wściekłości, wypełnia mnie ból. Mam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie. Do tego, oczywiście, obok mnie musi siedzieć Cal. Krzesło po jego drugiej stronie zajmuje piękna kobieta o czarnych włosach z czerwonym pasmem — ta sama, która stała z nim przy barze. Na moim talerzu znajduje się łosoś w sosie cytrynowym — mój ulubiony, ale jakoś nie bardzo chce mi przejść przez gardło. Niechętnie zagłębiam widelec w rybę, gdy nagle słyszę znajomy głos Cala.

— Nie smakuje ci?

Patrzę na niego trochę zaskoczona.

— Słucham?

Cal pochyla się i znów szepcze:

— Pytałem, czy ci nie smakuje? Bo wiem, jak uwielbiasz łososia.

— Jest wyśmienity, jak zawsze.

— Skąd możesz wiedzieć, skoro, nawet go jeszcze nie próbowałaś? Jeśli coś ci nie smakuje, to poproszę, żeby przynieśli ci coś innego. — W jego ślicznych brązowych oczach dostrzegam troskę.

Nie, Laura. Nie wolno ci otwierać tej szuflady. On to już przeszłość.

— Nie trzeba, wszystko jest pyszne, naprawdę nie trzeba.

— Mała? Co się dzieje? — Wyciąga rękę i opiera ją za moimi plecami na oparciu krzesła, a na moim ciele pojawia się znajomy dreszcz, który odczuwam zawsze, kiedy on jest blisko.

Zauważam, że dziewczyna siedząca po jego stronie gdzieś poszła.

— Cal, wszystko jest w porządku. Nie chcę być niemiła, ale zajmij się swoją partnerką. Przepraszam, muszę się trochę odświeżyć i zaczerpnąć świeżego powietrza. Przepraszam — mówię szybko i wstaję od stołu, zostawiając go w osłupieniu.

Udaję się do łazienki. Gdy wychodzę z toalety, z zaskoczeniem patrzę na dziewczynę w czarnych włosach z czerwonym pasmem, która stoi przed lustrem. Właśnie wyciera ręce. Jest naprawdę śliczna. Taka dziewczyna do niego pasuje — Bez tego całego pieprzonego bagażu życia.

— Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć — rzuca w moją stronę.

Boże, mniej by bolało, gdyby nie była taka ładna. Niestety, jest urocza.

— Nic się nie stało. Po prostu nie wiedziałam, że ktoś tu jest.

Podchodzę do zlewu i myję ręce, a potem je wycieram. Nieznajoma wyciąga do mnie dłoń i mówi z uśmiechem:

— Zdaje się, że jeszcze się nie znamy? Jestem Lisa. Ty musisz być Laura? Cal dużo mi o tobie opowiadał.

Odwzajemniam gest, bo tak zostałam wychowana.

— Jak widzisz, ja o tobie nie wiem nic. Przepraszam. Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.

Może zabrzmiałam trochę niegrzecznie, ale mam to w dupie. Wychodzę, a za mną pospiesznie wychodzi Lisa.

Tak idź poskarżyć się swojemu chłopakowi.

Mam tego całego dnia już dość. Przyjechałam, dałam prezent, nawet z nim tańczyłam i dotrwałam do tej kolacji. Już czas, by się stąd wydostać. Los już i tak nieźle ze mnie zakpił. To boli. I teraz wiem, że ten ból ma jeszcze jakieś imię.

Wychodzę przez szklane drzwi. Zauważam, że Lisa podchodzi do Cala i szepcze mu coś do ucha. Teraz muszę się znowu pozbierać. Wiedziałam, że przychodząc tutaj, ponownie otworzę ranę, która już powoli zaczynała stawać się tylko niewielką blizną, ale nadal tam była. Teraz czuję, jak z każdą chwilą otwiera się coraz bardziej. Nie wiedziałam, że tym razem będzie bolało bardziej.

Schodzę po schodach na plażę. Staję nad brzegiem oceanu i wpatruję się w jego bezkres. Czemu to musi tak bardzo boleć? Patrzę na fale, która zbliża się do plaży, by po chwili wrócić z powrotem do oceanu. Chciałabym teraz być tą falą, by trafić na samo dno oceanu, bo mój świat już nie będzie kolorowy. Dziś właśnie zamienił się w szarość. Ocieram twarz mokrą od łez.

Kocham to miejsce, lecz obawiam się, że to może być moje ostatnie spotkanie z nim. Moje serce już się pożegnało.

ROZDZIAŁ 4

Caleb

Patrzę na dziewczynę, która wychodzi ze skulonymi ramionami przez szklane drzwi prowadzące na plażę. Doskonale widać po niej, że coś jest nie tak i niestety myślę, że to po części moja wina.

Podchodzi do mnie Lisa, która pracuje u mnie, w Heaven, i dotyka mojego ramienia, gdy siada obok. Wygląda na zdenerwowaną.

— Lisa? Co jest? Dlaczego jesteś taka zdenerwowana?

— Cal, kiedy byłam w łazience — mówi przejęta — Laura też tam była! Ona myśli, że coś jest między nami! Nie wytłumaczyłeś jej, dlaczego jestem dziś z tobą?! Jeśli to przeze mnie poczuła się urażona, to nie wybaczę sobie! Idź do niej.

— Cholera, nie tak miało być — zapewniam. — Nie obwiniaj się. Przykro mi, że tak wyszło.

— Nie martw się o mnie. Sama o siebie zadbam, w razie potrzeby Mark mnie odwiezie. Znajdź ją, bo naprawdę źle wyglądała.

— Dziękuję, Lisa.

Muszę pomyśleć, jak wynagrodzić Lisie całe to zamieszanie. Teraz najważniejsza rzecz, którą muszę zrobić, to znaleźć pewnego uparciucha.

Zamykam na chwilę oczy, jednocześnie nie mogąc uwierzyć, że to wszystko potoczyło się nie tak. Kiedy je otwieram, widzę ojca, który wpatruje się we mnie intensywnie, po czy, daje mi dyskretny znak głową, żebym poszedł za nią. Nawet bez tego bym za nią poszedł, bo to dzięki niej znalazłem się tutaj.

Gdy już jestem przy drzwiach, czuję czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Nie odwracam się, wiem, kto to — mój ojciec.

— Cal, synu? Mam nadzieję, że wiesz, co robisz? Ona nie zasługuje na więcej bólu. Jeśli chcesz się zabawić jej kosztem, to mimo że jestem twoim ojcem, nie pozwolę ci jej skrzywdzić.

Czy on sobie, kurwa, żartuje? Przecież wiem, że może to będzie błąd i być może będę się smażył w piekle za swój egoizm, ale nie mogę już być daleko od niej. Minęło zbyt wiele czasu.

— Wiem, tato. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby ją zranić.

— Cal, musisz jeszcze o czymś wiedzieć.

— Tato, czy to nie może poczekać?

Waha się chwilę z odpowiedzią, ale w końcu przytakuje.

— Jasne, tylko obiecaj mi, że nie zostawisz jej samej.

Dziwna prośba, ale kiwam głową.

— Idź ją znaleźć. Myślę, że to ciebie dzisiaj najbardziej potrzebuje.

Wychodzę tymi samymi drzwiami, którymi jeszcze kilka chwil temu wyszło światło mojego życia. Staję na patio i widzę ją, stojącą nad brzegiem oceanu — dziewczynę o ciemnych włosach i ciemnobrązowych oczach. Obejmuje się ramionami, jakby miała się zaraz rozpaść. Wkładam ręce do kieszeni, bo w tej chwili nie jestem nawet pewien siebie. Marzę o tym, by być tym, który ją tak przytuli, a jedyne ramiona, które będą ją tak obejmowały, to moje. W tle dobiega mnie muzyka, nie słyszę słów piosenki, bo zagłusza je głośne bicie mego serca. Podchodzę do niej powoli.

— Chowasz się?

Widzę, że przeciera oczy. Z pewnością płakała. Do diabła, nienawidzę jej łez.

— Przed czym?

— A może należałoby spytać przed kim?

Odwraca się do mnie powoli. Księżyc odbijający się w wodzie oświetla jej twarz. Widzę, że jest smutna, a jej oczy lśnią od łez. Z powrotem spogląda na ocean i mówi głosem pełnym smutku:

— Przepraszam, muszę iść.

Szybko chwytam ją za łokieć.

— Dlaczego? Przecież nawet nie porozmawialiśmy? Przecież to jest nieuniknione, że będziemy się często widywać. Skoro już wiesz, że jestem właścicielem Heaven.

Widzę, że dopiero teraz to do niej dotarło. Że to moje studio tatuażu jest po drugiej stronie ulicy, gdzie pracuje.

— Co tu robisz, Cal?

Pyta, co ja robię na plaży czy w Nowym Jorku? Czasem trudno za nią nadążyć.

— Szukam jednego uparciucha — opowiadam nieco wymijająco.

— Po co? Wracaj do Lisy, to jej powinieneś dotrzymywać towarzystwa.

Laura wpatruje się we mnie, podczas gdy ja zbliżam się, nie spuszczając z niej oczu.

— Lisa potrafi o siebie zadbać. To duża dziewczynka.

Teraz jestem tak blisko, że nasze ciała dzielą milimetry. Kręci głową. Wiem, że kiedy ją uniesie, z jej pięknych oczu popłyną łzy.

— Cal? Proszę, nie rób tego? Nie chcę już dłużej cierpieć. To był błąd, że tu przyszłam.

Chwytam jej podbródek między kciuk i palec wskazujący i unoszę tak, żeby na mnie spojrzała. Otwiera wreszcie te piękne oczy.

— Proszę cię. Nie uciekaj ode mnie — mówię spokojnym i stonowanym głosem, choć w środku mnie roznosi.

Ona wie, że nie dam jej spokoju, dopóki nie zrobi tego, co chcę. To była metoda, która zawsze na nią działała. Jedyny sposób, aby skłonić ją do otwarcia się. Widzę, że próbuje kontrolować swoje emocje. Patrzymy na siebie przez chwilę. Ona przykleja swój wyćwiczony uśmiech, który dzisiejszego wieczoru nie schodził z jej twarzy. To cud, że nie połamała jeszcze wszystkich zębów od zaciskania mocno szczęki. Wiem, o co biega — to jej ochrona.

— Nie rób tego!

— Nie robić czego? — pyta zaskoczona.

— Ukrywasz się, udajesz, że wszystko jest w porządku. A w rzeczywistości to bzdura. Nic nie jest w porządku. Czy mam rację? Powiesz mi w końcu, co się dzieje?

Zawsze wiedziała, że i tak ją rozgryzę.

— Wszystko jest w porządku.

Zamykam na chwilę oczy, a z moich ust wydobywa się pozbawione głosu przekleństwo. Wiem, że zrobi wszystko, żebym jej uwierzył, ale znam już te jej sposoby na odwrócenie uwagi.

— Cal, naprawdę wszystko jest w porządku. Słyszałam, że otwierasz studio? Mark wydaje się miłym facetem.

— Wiesz, nie bardzo mam ochotę na rozmowę o studiu. W tej chwili moją głowę zaprząta inna sprawa, a raczej osoba. Taka jedna urocza, uparta osoba. Po prostu chcę z tobą porozmawiać, ale nie dajesz mi do tego okazji. Chcę ci wyjaśnić niektóre sprawy, dlaczego właśnie tu jestem.

Zaczyna się ode mnie odsuwać. A ja już za nią tęsknię. Dość, żarty się skończyły, jestem na nią zły, bo mnie oszukała. Obiecała mi, że zrealizuje swoje marzenia.

— Przed wyjazdem coś mi obiecałaś! — unoszę się. — Że nie zrezygnujesz ze swoich marzeń! Pójdziesz na studia! Będziesz realizować swoje pragnienia. Miałaś dać innym szansę i możliwość zaistnienia w twoim życiu! Do diabła, Laura! Myślałem, że mamy to już za sobą! Tę samą rozmowę! A ty znowu wszystkich odepchnęłaś! Prosiłem cię tysiąc razy, nie rób tego. Ty jednak poszłaś w zaparte, żeby zniszczyć nie tyle innych, ile siebie!

Widzę, że zastanawia się nad moimi słowami.

— Cal, proszę… — chce coś powiedzieć.

Nie mogę. Chyba wszystko, co mogło pójść dzisiaj źle, właśnie zmierza ku katastrofie. Na dodatek znów schowała się za ten swój mur, którego nikt nie jest w stanie pokonać.

— Możesz okłamywać innych, ale chyba zapomniałaś, że ja nie dam się nabrać na te twoje piękne oczka i słodkie słówka! Jeśli jeszcze raz dzisiaj usłyszę z twoich cudownych ust, że wszystko jest w porządku to Bóg mi świadkiem, przełożę cię przez kolano i zleję twój śliczny tyłeczek.

Z wyrazu jej twarzy mogę wyczytać, że jest zaskoczona moimi słowami. Jej oczy rozszerzają się coraz bardziej.

— Nie odważysz się!

Patrzę, jak dziewczyna zaczyna się cofać. Powoli idę w jej stronę.

— Cal? Proszę, nie niszcz mnie bardziej. Czemu mnie nie zostawisz w spokoju? Tam w środku — ręką pokazuje na dom — czeka na ciebie piękna dziewczyna. Więc zostaw mnie i nie każ mi bardziej cierpieć.

Jej oczy zaczynają się szklić. Nie, nie o to mi chodziło. Przysuwam się bliżej niej i łapię ją za łokieć.

— Niszczę cię?! Sama sobie to robisz!

Patrzy na mnie i niespodziewanie pyta:

— Czy ona jest dla ciebie ważna? Zależy ci na niej?

Oczywiście, że Lisa jest dla mnie ważna. To Mark i ja pomogliśmy jej, gdy jej świat się zawalił.

— Tak, jest.

— Wiedziałam, że złamiesz mi serce.

Na jej twarzy znów pojawiają się ślady łez. Wyrywa się z mojego uchwytu i zaczyna biec przed siebie, a ja ruszam za nią. Parę osób wyszło na patio i teraz nas obserwuje, ale mam to gdzieś. W moich żyłach płynie teraz czysta irytacja. Dlaczego ona to robi? To jest autodestrukcja, a ja jej na to nie pozwolę.

— Cholera, Laura, ty nic nie rozumiesz?!

Gdy jestem na tyle blisko, chwytam ją od tyłu i obejmuję ramionami. Czuję, jak jej ciało się spina. Chce się wyrwać z mojego uścisku, ale moje ramiona są jak imadło. Zaczyna się trząść. Co więcej, jej ciałem zaczynają targać łkania.

— Puść mnie, Cal! — Zaczyna się szarpać coraz mocniej.

— Mała. Uspokój się. Porozmawiajmy. Wszystko ci wyjaśnię. Tylko pozwól mi wyjaśnić.

Mówię w jej włosy.

— Cal, jeśli nie puścisz mnie zaraz, to ja zrobię coś, czego będziemy razem żałować.

Wiedziałem, co próbuje zrobić, robiła to już wcześniej. Stara się odgrodzić od innych, to jest jej sposób na ochronę.

— Zrób to! Krzycz, kop, walcz, drap! Lepsze to niż to, co robisz teraz. Próbujesz odciąć się od wszystkich, prawda?! Byleby tylko nikt nie wszedł do twojego świata! Nikt nie przebił się przez ten mur, który jest coraz wyższy. Nie widzisz, jak wszyscy cię kochają? Zależy im na tobie. A ty ciągle ich odpychasz od siebie. Pozwól innym, by ci pomogli. Pozwól sobie na bycie kochanym. Musisz żyć dla nich, dla siebie. Żyj dla mnie. Dość już tej żałoby. Ty żyjesz, a twoim rodzicom i siostrze nie można już pomóc. Nie mogę pozwolić ci zniszczyć siebie. Myślisz, że byliby szczęśliwi, widząc cię w takim stanie. Nie chcieliby tego. Jeśli nadal będziesz tak postępować, nadal będziesz tkwić z nimi w tym aucie, umrzesz, tak jak oni! Nie pozwolę ci na to. Słyszysz mnie? — Wiem, że to świństwo z mojej strony, że wyciągam to teraz, ale to jedyny sposób, żeby do niej dotrzeć. — Już raz odszedłem, chcąc dać ci więcej przestrzeni, żebyś przekonała się, że świat może być piękny i możesz być szczęśliwa, jeśli się na niego otworzysz — dodaję.

— Nienawidzę cię! Nie chcę już nic czuć! Wolę umrzeć niż żyć tutaj, gdzie wszyscy w końcu mnie porzucą! Dlaczego to robisz? Zostaw mnie. Wracaj tam, gdzie byłeś. Wracaj do swojej Lisy. Ona do ciebie bardziej pasuje. Nie potrzebuję cię! Zostaw mnie w spokoju, ja tylko sprawiam, że wszyscy odchodzą. Nie chcę cię zniszczyć. Byłoby lepiej, gdyby to się skończyło. To cierpienie, ten ból. Najlepiej byłoby, gdyby mnie już nie było na świecie. Wtedy nie musiałbyś mnie znowu niańczyć. Już nie mam nic do stracenia. Nie mam nikogo.

Jej cierpienie rani moje serce, jakby ktoś wbił w nie sztylet i przekręcił. Nie zdawałem sobie sprawy, że ma takie myśli. Nieprawda, ona nie może w ten sposób myśleć. Bo moja dusza odejdzie razem z nią. Laura pada na kolana, a ja z nią w tym samym momencie. Przyciągam do siebie jej delikatne ciało. Wydaje się teraz taka krucha. Jej łzy nie przestają płynąć.

— Zostaw mnie. Odejdź. Przy mnie spotka cię tylko ból i cierpienie — mówi zachrypniętym głosem, a jej ciałem co chwilę wstrząsają drgawki spowodowane płaczem.

— Nie. Nie zostawię cię, jestem tu i nigdzie się nie wybieram — zapewniam najspokojniej, jak potrafię.

— Wszyscy odchodzą, wszyscy których kocham. Ty też odejdziesz.

Rozluźniam nieco uścisk, a ona przysiada na swoich piętach i odwraca się do mnie bokiem, wtula się w moją klatkę piersiową. Pozwalam jej wypłakać to wszystko. Czuję, jak jej ciało się trzęsie od szlochu. Moje serce krwawi, gdy widzę ją w tym stanie. Jest całkowicie zdruzgotana.

Gdy jej oddech staje się spokojniejszy, postanawiam ja stąd zabrać. Uchronić choć część jej duszy przed wścibskimi oczami, których mam wrażenie pojawiło się więcej. Wkładam ręce pod jej kolana i delikatnie ją podnoszę. Jest jak lalka, cała ta sytuacja nieźle ja wyczerpała.

— Zostawisz mnie, prawda? Już cię straciłam — chrypi, wtulając się w moje ramiona.

— Nigdzie się nie wybieram. Zostanę z tobą, mała. — Całuję ją w głowę.

Niosę Laurę przez plażę aż do schodów, gdzie podbiega do nas mama. Zasłania usta ręką, widzę, że w jej oczach są łzy. Musiała to wszystko widzieć. Nagle przytomnieje i mówi:

— Zabierz ją do domku gościnnego. Niech tam odpocznie. — Wciska mi do ręki torebkę Laury.

Z Laurą na rękach, kieruję się w stronę domku, o którym wspomniała mama. Kiedy docieramy na miejsce, kładę jej bezwładne ciało delikatnie na łóżku. Ściągam z niej czerwoną sukienkę, w której tak pięknie wyglądała. Nawet nie zdążyłem jej tego powiedzieć. W domku dla gości zawsze mam kilka awaryjnych ubrań, więc wyciągam z szafki koszulkę i zakładam go Laurze. Jest tak otumaniona płaczem, że nie rejestruje tego, co z nią robię. Przykrywam kołdrą jej filigranowe ciało, które jeszcze od czasu do czasu wstrząsają szlochy. Zostawiam ją w sypialni. Wychodzę odebrać telefon, który dzwoni w kieszeni moich spodni. To Sarah.

— Cal, co z nią?

— Zasnęła, ale wszystko poszło nie tak, jak powinno — mówię podchodząc do okna. Spoglądam na ciemny ocean.

— Boże, biedna. Mam nadzieję, że kiedyś uda jej się odzyskać tę radość w sobie, którą kiedyś miała. I że znów ją zobaczę w jej oczach, a nie ten smutek.

— Myślisz, że nie chcę, żeby tak było? Nie pozwolę jej się zniszczyć. Jest dla mnie zbyt ważna.

— Kochasz ją, prawda? — To bardziej stwierdzenie niż pytanie. — I to wcale nie jest miłość, jak do przyjaciółki, tylko jak do kogoś, kto jest dla ciebie ważny, prawda?

Siadam na kanapie i opieram łokieć wolnej ręki na kolanie jednocześnie, masuje dłonią czoło.

— Ona jest całym moim światem, dlatego tu wróciłem, bo nie mogłem już bez niej żyć. Brak bliskości z nią zabijał mnie każdego pieprzonego dnia. Myślałem, że jeśli odejdę, to ona stanie na nogi. Zobaczyłaby, że warto żyć. Okazało się, że byłem jednym z tych, którzy sprowadzili na nią tę ciemność.

— Cal, ale jesteś tu teraz i z tego, co widzę, zależy ci na niej i nie pozwolisz jej upaść. –Ciepły głos Sarah ogrzewa trochę chłód panujący w głębi mojego serca.

— Boję się, że ona się poddała i pogubiła.

— Cal, musisz jej pomóc odnaleźć drogę. Wszyscy jej pomożemy. To też nasza wina. Tyle razy zapewniała mnie, że wszystko jest w porządku, że sama w to uwierzyłam.

— Wiedziałaś, że ona chce umrzeć?

Słyszę, jak jej głos się załamuje. Ta wiadomość musiało ją ruszyć.

— O mój Boże. Nie wiedziałam. Gdybym tylko miała jakieś podejrzenia, dałabym ci znać.

— Niech zgadnę, powtarzała, że wszystko jest dobrze?

— Dokładnie.

To jakaś popieprzona sytuacja, pełna niedomówień. Sarah wzdycha do słuchawki.

— Proszę cię tylko o jedno. Nie skrzywdź jej. Dość ma ran, nie tylko tych na ciele. Gorsze są te rany w głębi duszy.

— Wiem, Sarah. Przecież ja to, kurwa, wiem! Kocham ją i, do cholery, nie wiem, co mam teraz robić.

— Jeśli naprawdę jest, tak jak mówisz, wtedy będziesz wiedział. Kocham cię, wielkoludzie.

— Ja też cię kocham, szkrabie.

— Jutro zadzwonię.

— Okej.

Rozłączamy się, przez chwilę wpatruję się w sufit i zastanawiam się, w którym momencie ten wieczór obrał zły kierunek. Nalewam sobie szklankę whisky i wypijam ją duszkiem. Pali mnie w gardle, ale niech pali. Niech wypali gulę, która się tam pojawiła.

Wchodzę do sypialni. Laura śpi zwinięta w kłębek. Jej ręce przyciśnięte są do twarzy, a dłonie zaciśnięte w pięści. Wydaje się taka mała w tym ogromnym łóżku. Kładę się obok niej i obiecuję sobie, że zrobię wszystko, by już nigdy nie zobaczyć jej w takim stanie. To boli. To cholernie boli.

Nagle Laura mówi przez sen.

— Zostawisz mnie dla niej, prawda Cal? Zostawisz mnie, jak wszyscy inni?

Co ona do cholery ma na myśli? Nie wiem, czy to gadanie przez sen, czy coś innego? Przyciągam jej wiotkie ciało do siebie. Całuję delikatnie jej włosy i przykrywam ją kocem. Zanim sen mnie złamie, szepczę jej jeszcze kilka słów, które powinienem jej powiedzieć już dawno temu.

— Jestem tu i zostanę z tobą. Nigdzie się nie wybieram, mała. Za bardzo cię kocham, żeby odejść.

ROZDZIAŁ 5

Laura

Budzę się. Brakuje mi tchu, jest mi gorąco. Głowa mi pulsuje, a w gardle czuję suchość. Mam wrażenie, że za plecami dotykam czegoś twardego. Jakieś silne ramię obejmuje mnie mocno w pasie. Powoli otwieram oczy. Chwila, moment, to nie jest moje mieszkanie. Gdzie ja jestem? Znam to miejsce. To jest dom gościnny Harperów. Co ja tu robię?

Powoli wracają wspomnienia z ostatniej nocy. Przyjęcie, te wszystkie wścibskie oczy, Cal, taniec z nim, Lisa, plaża, Cal biegnący za mną. Za oknem wciąż jest ciemno. Dzięki wpadającemu do pokoju blaskowi księżyca, jest jasno. Spoglądam na zegarek obok łóżka, który wskazuje trzecią czterdzieści. Odwracam głowę i zamieram. Mam na sobie podkoszulkę Cala, a on śpi obok mnie w samych bokserkach.

— Nic się nie zmieniło. Nadal się kręcisz, a na dodatek mówisz przez sen — mówi Cal ściszonym głosem, ponieważ leży na brzuchu z głową wtuloną w poduszkę.

— Nie mówię?! — jestem oburzona.

— Owszem, mówisz.

W pewnym momencie coś mi przychodzi do głowy.

— Cal? Czy my…? To znaczy …? Czy to…? — jąkam się.

— Wrrr… — warczy. — Jeśli pytasz, czy byłem złym chłopcem i przespałem się z tobą, gdy spałaś, to odpowiedź brzmi: nie. Nie pociąga mnie kochanie się ze śpiącymi królewnami. Wolę, żeby była świadoma.

Wow, czuję, jak na moich policzkach pojawia się rumieniec, a serce zaczyna bić szybciej.

— Dlaczego tu jestem? I kto mnie rozebrał?

Cal sennie podnosi rękę i wskazuje na siebie palcem. Przekręca się na bok, po czym ponownie obejmuje mnie w pasie. Przyciąga mnie jeszcze bliżej swojej klatki piersiowej. Czuję bijące od niego ciepło. Jest to dla mnie tak przyjemne uczucie.

— Mała — mówi po chwili w tył mojej głowy. Czuję we włosach jego ciepły oddech. — Mam za sobą długą podróż. Rozpakowaliśmy te wszystkie pudła do studia. Potem mama wysłała mnie po tort, bo dostawca nie dojechał, a na koniec usiłowałem gonić uparciucha. Bez urazy, mała, ale to chyba nie jest czas na zadawanie pytań.

Gdyby nie to, że jest ciemno, pewnie zauważyłby, że moje policzki pokrywa rumieniec. Zauważam, że T-shirt nie zakrywa moich blizn. Szybko próbuję je ukryć pod rękawem, ale to na nic — jest za krótki. Czuję na sobie jego spojrzenie. Na pewno brzydzi się mną. Kto przy zdrowych zmysłach chciałby być z kimś takim jak ja? Zaraz znowu się rozpłaczę, więc muszę się szybko ratować, uciekać, póki mam jeszcze kawałek serca. Bo jeśli teraz stąd nie wyjdę, to będzie tylko bałagan i wątpię, czy uda się ponownie to serce poskładać.

— Przepraszam — to wszystko, co mogę powiedzieć.

Próbuję podnieść się z łóżka, ale Caleb chwyta mnie mocniej w talii, przyciągając do swojej piersi.

— Co ty robisz? — pytam nieco zdezorientowana.

Cal warczy i wypuszcza głęboki oddech.

— Po pierwsze, mój ty mały uciekinierze, skoro oboje jesteśmy teraz obudzeni, wyjaśnimy sobie coś.

Podnosi się na jednej ręce, a drugą trzyma mój podbródek i obraca mnie tak, żebym na niego patrzyła. Patrzy w moje oczy, cały czas mówiąc.

— Jeśli chodzi o to.

Dotyka palcem mojej blizny, która zaczyna się na ramieniu, a kończy tuż nad biodrem. To odłamki szkła i metalu odcisnęły piętno na moim ciele tamtej nocy. Niektóre blizny są mniej widoczne, a inne wybrzuszone.

— Mała, ja już je znam i nie budzą we mnie obrzydzenia. Wiem, co się teraz dzieje w tej twojej ślicznej główce. Po pierwsze, w swojej pracy widzę co jakiś czas podobne blizny. A po drugie poza nimi dostrzegam coś innego.

Przełykam ślinę i niepewnie zadaję pytanie:

— To znaczy, co takiego?

Jego dłoń delikatnie muska mój policzek. Przez moje ciało przebiega przyjemny dreszcz.

— Widzę piękną kobietę. Taką, która wiele przeszła. Być może trochę się pogubiła. Jednak jest silna i przetrwa jeszcze niejedno w życiu. Gdy nie będzie miała już siły walczyć, wiesz, co się stanie?

Kręcę głową i myślę sobie, czy wszyscy muszą czytać we mnie jak w otwartej książce. Zakłada mi kosmyk włosów za ucho i wszystko zmienia się w mgnieniu oka. Wpatrujemy się intensywnie w swoje oczy. Czuję stado motyli w brzuchu, a moje gardło robi się nagle suche.

— My wszyscy nie pozwolimy ci upaść. Będziemy przy tobie, gdy po raz tysięczny będziesz chciała uciec. Sam dopilnuję, żebyś tego nie zrobiła.

W moim gardle pojawia się grudka, którą muszę przełknąć, a moje serce wyrywa się z piersi. Pojedyncze krople łez spływają z moich oczu.

— Nie płacz. To mnie zabija, gdy widzę twoje łzy.

Nasze twarze zbliżają się do siebie, a kiedy usta oddzielają jedynie milimetry, w moim brzuchu unoszą się motyle.

— Wiesz, co się teraz stanie? — pyta, a ja jestem bezwładna jak marionetka, którą trzeba pociągnąć za sznurki, żeby wywołać u niej jakikolwiek ruch.

Boję się odezwać, bo nie jestem pewna swojego głosu, jedynie kiwam głową. Cal składa na moich ustach pocałunek. Wargi Cala są miękkie, delikatne — smakują dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Jego zapach otacza mnie, wdziera się do moich nozdrzy. Chłopak gwałtownie wciąga powietrze, gdy nasze języki stykają się. Moje ciało wyjechało chyba na wakacje, bo nie potrafię wykonać żadnego ruchu. Płonę w środku. Nigdy nie czułam się tak, jak teraz. Przykłada dłoń do mojej twarzy. Jest szorstka, ale to przyjemna szorstkość. Moje policzki mają teraz pewnie odcień karmazynu. Przesuwa dłoń wzdłuż mojego ciała, a następnie, nie przestając mnie całować, umieszcza obie ręce na moich biodrach.

— Lauro, co ty mi robisz? Chciałabym trzymać się od ciebie z daleka, ale nie mogę. Nie mogę cię zostawić — szepcze tuż przy mojej szyi, całując ją.

Mój mózg, podobnie jak ciało, chyba również wyjechał na urlop, bo nie chce mnie słuchać, doznania biorą górę. Wiem, że powinnam to przerwać. Caleb przyciąga moje biodra do siebie, a moje dłonie wędrują na jego tors, gdzie po lewej stronie znajduje się tatuaż — czarne serce w formie kłódki, od którego ciągnie się łańcuszek z koralikami, a na jego końcu, tuż pod piersią Cala, wytatuowany jest klucz.

Cal odrywa ode mnie usta i od razu czegoś mi brakuje — jakiejś części mnie. Bo on i ja powinniśmy stanowić całość. Moje spojrzenie znów wędruje w stronę jego tatuażu na sercu.

— Czy ma on jakąś symbolikę? — pytam, gdy mój palec sunie po czarnym tuszu.

— Tak… — przyciska swoje usta do mojej szyi i mówi, nie przerywając tańca swoich warg: — że tylko jedna osoba ma klucz do mojego serca.

Nagle odzyskuję świadomość, czuję się teraz tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Co ja robię? Boże, co my robimy? Przecież on ma Lisę. To do Lisy należy już jego serce. Choć go kocham, to nie jestem z tych dziewczyn, które biorą się za zajętych facetów.

— Przestań. Nie możemy. Proszę, nie rób nam tego? Nie możemy. — Głos, którym wypowiadam te słowa, w ogóle nie przypomina mojego. Jest niski, zachrypnięty. Pod powiekami czuję zbierające się łzy. Moje serce właśnie zostało złamane, po raz kolejny. Próbuję odepchnąć go od siebie.

To nie może być moja bajka. Bo w jego bajce jest już księżniczka.

ROZDZIAŁ 6

Caleb

W jej oczach pojawia się smutek. Ja też zaczynam odczuwać niepokój, gdy słyszę rezygnację w jej głosie.

— Co się stało, mała? — pytam.

Próbuje mnie odepchnąć, ale jestem od niej silniejszy. Chwytam jej dłonie i trzymam je po obu stronach jej głowy, którą odwraca, bo nie chce, bym zauważył. Myślę o tym, co zrobiłem źle, przecież się nie spieszyłem. Nie w stosunku do niej. Staram się zwrócić jej uwagę na mnie, bo chcę wiedzieć, co sprawiło, że znowu ucieka.

— Kochanie, spójrz na mnie.

Nie spełnia mojej prośby, więc jedną ręką przytrzymuję jej ręce, przesuwając je nad jej głowę, a drugą odwracam jej twarz. Staram się mówić najspokojniej, jak potrafię, ale w środku cały się wzdrygam od tego, że być może zrobiłem coś nie tak.

— Laura, kochanie, popatrz na mnie.

Jej powieki powoli się unoszą, ukazując śliczne ciemne oczy, które teraz są wypełnione łzami. Używam kciuka, aby otrzeć mokry policzek.

— Skąd się wzięły te łzy? Co się stało? Proszę, powiedz mi?

— Nie możemy. Nie wolno nam — mówi głosem, który sprawia mi ból.

Cholera, nie możemy? Niby dlaczego?

— Kochanie, dlaczego nie możemy? Wyjaśnijmy sobie coś i chcę, żebyś była ze mną szczera. Podobało ci się, jak się całowaliśmy?

Laura przytakuje.

— A kiedy robiłem to? — Pochylam się i całuję ją w szyję. Wstrząsa nią dreszcz, a na skórze pojawia się gęsia skórka.

— Tak… — odpowiada spokojnym głosem. Znajduję miejsce, które jest wrażliwe na moje pocałunki. Jej powieki opadają. — Cal proszę…

— O co prosisz, mała?

Panie, nie każ mi się teraz zatrzymywać. Proszę…

— To musi się skończyć… To nie jest sprawiedliwe… Wobec twojej dziewczyny.

Co ona mówi? Jakiej mojej dziewczynie?

— Chyba nawet bardzo jej się to podoba, bo widzę, jak jej ciało teraz na mnie reaguje.

Otwiera szeroko oczy i patrzy na mnie, jakbym stracił rozum. Niespodziewanie wydaje z siebie okrzyk oburzenia:

— O czym ty mówisz? Czy ty naprawdę zwariowałeś? A może naćpałeś się, czy co? — wyrzuca z siebie słowa niczym z karabinu.

— Mój jedyny narkotyk to pewna mała kusicielka.

W końcu rozumiem, dociera do mnie, co ma na myśli. Ona myśli, że Lisa jest moją dziewczyną. Zsuwam się z niej, kładę się na plecach i wybucham śmiechem. Laura siada, chwyta brzeg kołdry i przytula ją do piersi, co rozśmiesza mnie jeszcze bardziej… Zazdrośnica.

Klepie mnie w pierś.

— Hej, za co to? — pytam z udawanym oburzeniem.

— Że się śmiejesz!

— Śmieję się z ciebie.

Patrzy teraz na mnie, jakbym był złym wilkiem i miał zaraz zjeść jej smakołyki, które niesie dla babci.

— Ze mnie? Możesz mnie oświecić, dlaczego?

— Bo jesteś głuptasem.

— Wcale nie jestem!

— Jesteś.

Kącik jej ust unosi się w delikatnym uśmiechu.

— Dobra, porozmawiajmy na poważnie.

— Cal, nie ma o czym mówić.

Opieram się na jednym łokciu i odwracam, żeby na nią spojrzeć, gdy zahaczam palcem o brzeg prześcieradła. Ona zaczyna je mocniej ściskać.

— Najpierw muszę zacząć od tego, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Na dodatek okropnie upartą i zazdrosną, co mnie trochę kręci.

— Przestań, to Lisie powinieneś takie słowa mówić.

— Tak, myślę, że ona o tym wie i nie bardzo wiem, czy chce te słowa ode mnie usłyszeć. Mały, kochany, głuptasie, nie dla niej tu jestem. Wiesz, dlaczego wróciłem?

Patrzy na mnie oszołomiona.

— Nie wiem, Cal. I nie jestem pewna, czy chcę tego słuchać…

— Czyli nie chcesz wiedzieć, że to ty jesteś powodem mojego powrotu? Że wróciłem do Nowego Jorku dla ciebie?!

— To nie jest prawda. Nie wierzę!

— Musisz wiedzieć, że każdy dzień bez ciebie był dla mnie torturą. Wydawało mi się, że wyjeżdżając, pokażę ci, że życie jest piękne. Miałem nadzieję, że kiedy nie będę blisko ciebie, w końcu uwierzysz, że nie jestem jedyną osobą, której potrzebujesz. Niestety okazało się, że to raczej ty jesteś mi potrzebna, bym mógł normalnie żyć.

Laura próbuje zasłonić uszy, nie wypuszczając kołdry i znów kręci głową. Jeszcze chwila i w końcu odpadnie jej od tego ciągłego kręcenia. W jej oczach znów widzę łzy. Zdecydowanie za dużo płacze. Siadam na piętach przed nią i odrywam ręce od uszu. Następnie chwytam jej podbródek i zmuszam ją, żeby na mnie spojrzała.

— Nie chcę tego słuchać. Nie mów w ten sposób. Jak możesz tak mówić, kiedy jesteś związany z inną. Bardzo cię kocham i boli mnie to, że nie ja mam miejsce w twoim sercu.

Mój świat zaczyna nabierać kolorów. Nawet nie zdaje sobie sprawy, co właśnie powiedziała. Mały chłopiec, który znajduje się wewnątrz mnie, podskakuje wysoko i wykonuje kilka salt. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Składam szybki pocałunek na jej wargach. Chwytam jej twarz w dłonie i mówię, żeby to powtórzyła, koniecznie muszę to usłyszeć jeszcze raz z jej ust.

— Zanim coś ci wyjaśnię, chcę, żebyś powtórzyła mi to, co przed chwilą powiedziałaś. Jej spojrzenie zdradza, że wie, którą część mam na myśli. I gdy wydaje się mi, że zrezygnuje i nie powtórzy, odzywa drżącym głosem:

— Bardzo cię kocham.

— Powiedz to jeszcze raz.

— Kocham cię.

Widzę, jak dzielnie walczy ze łzami. Włączam lampkę nocną, żeby lepiej mogła zobaczyć, to co chcę jej pokazać. Laura obserwuje, każdy mój ruch.

Chwytam jej rękę i kładę nasze dłonie na mojej wytatuowanej piersi.

— Laura, tylko ty masz tu honorowe miejsce. Spójrz teraz na to, co jest napisane.

— Ale jak? Nic z tego nie rozumiem? — Z jej ust wydobywa się szloch.

— Kochanie, przeczytaj, a zrozumiesz.

TYLKO TY MASZ KLUCZ DO MOJEGO SERCA, LAURO.

Patrzy na mnie i widzę, że nie rozumie.

— To nie może być prawda. Mark mówił, że przyjechałeś do swojej wielkiej miłości, potem Lucian wspomniał, że znasz ją od dawna. Nic z tego nie rozumiem. Przecież przyszedłeś z Lisą. I sam mówiłeś, że ci na niej zależy! Boże, Cal, o co tu chodzi?

Uśmiecham się.

— Wszyscy mówili o tobie, głuptasie. To ciebie kocham, odkąd pamiętam… A Lisa? — Unoszę kącik ust. — Lisa jest moją pracownicą. Przyszła ze mną, bo chciała poznać moją matkę. Nie chcę teraz o niej rozmawiać. Obiecuję, że pewnego dnia opowiem ci wszystko. Wyjaśnię, dlaczego mnie i Markowi na niej zależy.

— Dlaczego mnie wtedy zostawiłeś i wyjechałeś? — Spuszcza wzrok i wbija go w nasze złączone dłonie na mojej piersi.

— Bo nie potrafiłem cię uszczęśliwić. Sprawić, by radość zabłysła w twoich oczach. Za każdym razem, gdy patrzyłem, jak coraz bardziej zatracasz się, miałem wrażenie, że ktoś wbija mi nóż w serce. Z każdym kolejnym twoim załamaniem, ostrze zagłębiało się coraz bardziej.

— To był błąd, potrzebowałam cię — mówi niemal z wyrzutem w głosie.

— Tak, wiem. Dziś wiem, że wolałbym umrzeć, oddać swoją duszę, niż odejść od ciebie. — W głowie daję sobie kolejnego mentalnego kopa.

— A jeśli znowu odejdziesz? Ciągle kogoś tracę. Nie wiem, ile jeszcze moje serce może znieść tych strat w życiu.

— Nie odejdę — zapewniam, kręcąc głową.

Laura zakrywa twarz dłońmi, ale odciągam jej ręce i przewracam ją na plecy, a po chwili moje usta spotykają się z jej ustami.

— Kocham cię, ale nie wierzę w to, co się teraz dzieje. Czy to jakiś sen?

— Kocham cię, i to nie jest sen. Jestem tu i na zawsze będę strzegł twojej duszy i ciała — Nareszcie jestem w domu. Mój statek zbliża się do tej bezpiecznej przystań, gdzie chce już zostać na stałe. Przy mojej kochanej, małej czarownicy.

Laura wtula się we mnie i nie mija nawet chwila, gdy spowija nas sen.

ROZDZIAŁ 7

Caleb

Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem. Patrzę na dziewczynę, która leży wtulona w moją klatkę piersiową. Po tym, jak w końcu wszystko sobie wyjaśniliśmy, zasnęliśmy przytuleni do siebie.

Są rzeczy, które musimy jeszcze wyjaśnić, ale dziś chcę się cieszyć pierwszym dniem z moją dziewczyną. Czekałem wiele lat, aby w końcu móc powiedzieć te dwa słowa — moja dziewczyna — w rzeczywistości, a nie w myślach.

Głaszczę Laurę po głowie i wdycham ich owocowy zapach, który tak bardzo do niej pasuje. Jej dłoń leży tam, gdzie zawsze było miejsce Laury — na moim sercu. Czuję, jak zaczyna się wiercić.

— Mała, jeśli chcesz, żebym był dżentelmenem, to przestań się wiercić.

— A może ja nie chcę, żebyś nim był? — Jej palec przesuwa się po mojej piersi.

Śledzi zarys tatuażu z kłódką. Unosi głowę i delikatnie całuje wytatuowane serce. Patrzymy sobie w oczy. Laura przygryza dolną wargę, a ja chwytam jej twarz w obie dłonie i przyciągam ją do swoich ust. Całuję ją powoli, by chwilę później ułożyć ją pod sobą. Unoszę ciało nad nią, nasze usta dzielą milimetry. Czuję szybkie bicie jej serca, może z podniecenia, a może to panika?

— Cal… ja… — Z jej ust wydobywa się szept.

— Co ty?

Ponownie zasłania oczy dłońmi, a ja znów odrywam jej ręce od twarzy. W końcu starałem się nie spieszyć.

— Hej nie chowaj się przede mną. Porozmawiaj ze mną. Musimy rozmawiać, żeby coś z tego wyszło. Co się dzieje?

Już myślę, że nie odpowie, ale w końcu zaczyna mówić ściszonym głosem:

— Jesteś moim pierwszym. Jeszcze z żadnym mężczyzną… żaden z nich… — Ponownie zakrywa twarz, na jej policzkach pojawia się słodki rumieniec.

Unoszę kącik ust. Ta mała kusicielka nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo łaskocze to moje ego. A moje bokserki są teraz wypchane przez moją męskość. Wiem, że ona z pewnością wyczuwa, jak bardzo jestem twardy. Na razie będzie lepiej, jeśli mój przyjaciel zostanie tam, gdzie jego miejsce.

— Laura, spójrz na mnie. — Mój głos jest spokojny.

Nie reaguje, więc proszę ją jeszcze raz:

— Laura, kochanie, spójrz na mnie, proszę.

Po raz kolejny zabieram jej ręce z oczu, ale widzę, że chce uciec głową w bok, przytrzymuję więc jej podbródek.

— Czy w ten słodki sposób chcesz powiedzieć, że będę miał zaszczyt być pierwszym mężczyzną, który będzie się z tobą kochał?

Na jej twarzy pojawia się jeszcze większy rumieniec i jednocześnie uśmiech.

— Tak… Nigdy nie chciałam tego robić z nikim innym. Tylko z tobą.

Cholera, teraz będę musiał wziąć zimny prysznic, a najlepiej dwa.

— Słuchaj, nawet nie wiesz, jak bardzo pieści moje ego i podnieca mnie to, że to miejsce — zsuwam rękę w dół po jej ciele, aż docieram do jej majtek — będzie tylko moje. Chcę, żebyś była absolutnie pewna, że tego właśnie chcesz i że to naprawdę mam być ja. Rozumiesz? Nie chcę, żebyś się do niczego zmuszała. Będę czekał wieczność, nawet jeśli będzie to oznaczało, że będę musiał brać dwa zimne prysznice dziennie. Będę czekał, aż będziesz gotowa. — Dotykam jej policzka.

Z kącika jej oka spływa łza, którą szybko scałowuję.

— Proszę, nie płacz już. To mnie naprawdę boli. Nie wiem, czym sobie na ciebie zasłużyłem.

Co prawda w tej chwili jest mi to kompletnie obojętne.

— Kocham cię, Calebie Harper. — Teraz ona dotyka mojego policzka.

— To ja cię kocham, Lauro Smith, a w niedalekiej przyszłości ma nadzieję pani Harper. Nie ukrywam, Lauro, że pewnego dnia ożenię się z tobą i założymy rodzinę, ale teraz muszę wziąć zimny prysznic, a potem pójdziemy na obiad, bo umieram z głodu. A jeśli nic nie zjem, to mogę zamienić się w głodnego wilka i zjeść ciebie.

Zaczynam ją łaskotać. Śmieje się tym swoim słodkim, dziewczęcym głosem. To jest to, czego mi brakowało przez te lata. Wygląda wtedy jak nastolatka. Wstaję i daję jej szybkiego buziaka. Zatrzymuję się pod drzwiami łazienki, zdejmuję bokserki i zupełnie nagi mówię przez ramię:

— Chyba że chcesz się przyłączyć do mnie pod prysznicem?

Laura rumieni i chowa twarz w dłoniach, ale rozsuwa palce, tak że wszystko doskonale widzi. Uśmiecham się.

Jeden zero dla mnie.

ROZDZIAŁ 8

Laura

Kiedy Cal znika za drzwiami łazienki, zauważam na krześle swoją torebkę. Postanawiam sprawdzić telefon. Wczoraj wieczorem nie udało mi się nawet powiadomić Sarah. Przypuszczam, że sama widziała całe zajście na plaży.

Tak jak się spodziewałam, mój telefon jest pełen nieprzeczytanych wiadomości i nieodebranych połączeń od Sarah. Jest też jeden SMS z zastrzeżonego numeru. Prawdopodobnie była to pomyłka — ostatnio coś często się to zdarza.

„Hej gdzie jesteś?”

„Cal był nieźle wkurzony”.

„Martwię się, zadzwoń!”

„Hej, czy wszystko w porządku?”

„Lisa opowiedziała mi, co się stało”.

„Boże, Lauro, tak mi przykro”.

„To nie jest tak, jak myślisz, ale mam nadzieję, że mój głupi brat ci to wyjaśnił”.

„Mama powiedziała, że Cal cię znalazł”

„Jakby co, to wiesz, gdzie jestem”.

„Kocham cię”.

Moje oczy znów zaczynają piec, gdy czytam te wszystkie wiadomości od Sarah. Zakrywam usta dłonią, by powstrzymać się od płaczu. Właśnie dotarło do mnie, że jestem ważna dla tych wszystkich ludzi wokół mnie, oni mnie kochają, a ja przez te wszystkie lata nie pozwoliłam im być częścią mojego życia. Jedyny kontakt, jaki miałam, to z Sarah. Chociaż ostatnio też się od niej odcięłam. Teraz widzę, że to był błąd. Szybko jej odpisuję.

„Jest świetnie. Ja też Cię kocham” — naciskam symbol strzałki, wyślij.

Wreszcie — mówię sobie — coś zaczyna się zmieniać w moim życiu. Nie chcę już myśleć, że jest WSZYSTKO DOBRZE, ale że jest IDEALNIE. Teraz to słowo będzie dominować w moich myślach i ustach. Uśmiecham się sama do siebie.

— Hej, mogę wiedzieć, co wywołało ten uśmiech na twojej ślicznej twarzy?

— Podskakuję i kładę rękę na sercu.

Cal stoi w drzwiach łazienki z ręcznikiem owiniętym wokół talii, który zsunął się z bioder, odsłaniając brzuch i mięśnie w kształcie litery V.

— Czy mógłbyś się tak nie skradać?!

Podchodzi do mnie powoli. Kuca przede mną i bierze moje ręce w swoje. A ja mogę się przyjrzeć, jaki jest przystojny.

— Możesz mi powiedzieć, co się stało? Chyba nie zmieniłaś zdania o nas?

— Nie. Ja… I… — Znowu się jąkam. Boże, co się ze mną dzieje? Chrząkam i postanawiam wytłumaczyć mu to tak logicznie, jak tylko potrafię: — Rozmyślam o tym, że w końcu jest idealnie, a nie tylko dobrze. I że nie mogę w to wszystko uwierzyć. W nas. — Wskazuje ręką na mnie i na niego.

Cal się śmieje. Dotyka mojej twarzy, a ja wtulam się w jego dłoń. Widzę iskierkę w tych czekoladowych oczach.

— I to zaprząta tę główkę? To uwierz, bo to nie zniknie. Proszę, spróbuj uwierzyć w nas.

— Naprawdę chcę. Tylko że to mnie śmiertelnie przeraża.

— Co cię tak przeraża? Mówiłem ci, że nie chcę, żebyśmy się spieszyli.

— Boję się, że coś się stanie i znajdę się znów w tej ciemności. Tylko tym razem nie wiem, czy uda mi się z niej wydostać. Czy to mnie nie zniszczy?

— Nikt z nas ci na to nie pozwoli. Jesteś dla nas zbyt ważna. Ja ci na to nie pozwolę.

— A jeśli cię pociągnę za sobą?

— Wtedy nie będziesz już sama. I przejdziemy przez to razem. Spróbuj w to uwierzyć, dobrze? Zwłaszcza w to, że jesteś warta tego, by inni zobaczyli to, co ja widzę. Mimo tego całego syfu, który się wydarzył, jesteś silną dziewczyną, która pokona jeszcze wiele przeciwności losu. A ja zawsze będę przy tobie, bo naprawdę nigdzie się już bez ciebie nie ruszam.

— Kocham cię, Calebie Harper.

— Kocham cię, Lauro. — Cal wstaje, pochyla się i całuje mnie wkładając w ten pocałunek całą swoją miłość do mnie. — Dobra, idź, weź prysznic, bo nie ręczę za siebie — dodaje jeszcze — i będę musiał wziąć kolejny zimny prysznic. Poza tym jestem naprawdę głodny. Więc lepiej idź nim cię zjem.

— No cóż, nie możemy pozwolić, żeby wilk był głodny — mówię i biegnę do łazienki.

Biorę szybki prysznic. Na półce zauważam mój ulubiony żel pod prysznic o zapachu pomarańczy. Śmieję się pod nosem. Odkręcam wodę i ustawiam odpowiednią temperaturę. Wystawiam twarz w stronę strumienia wody, aby zmył wszystkie te czarne myśli, które kłębią się w mojej głowie, choć to i tak nie jest do końca możliwe. Mydlę swoje ciało, dotykając ramienia, na którym znajdują się blizny. To właśnie one nie pozwalają mi całkowicie oczyścić umysłu z tych wspomnień. które towarzyszą mi każdego dnia. Czy kiedykolwiek zapomnę? Czy ten ból kiedykolwiek odejdzie? Tego nie wiem, ale mam już osobę, która nie pozwoli mi ponownie upaść.

Kiedy wchodzę do pokoju. Cal stoi przy oknie, ubrany już w ciemne jeansy i białą koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Ręce schował do kieszeni, a na jego twarzy zagościło zadumanie. Coś zajmuje jego myśli, bo nawet nie zauważa, kiedy podchodzę i kładę mu rękę na ramieniu.

— Cal, wszystko w porządku? — pytam niespokojnie.

Zamyka oczy i odwraca się do mnie. Wyjąwszy rękę z kieszeni, wsuwa mi niesforny kosmyk włosów za ucho. Wpatruje się w moje oczy i odpowiada blisko mojej twarzy.

— Ciekawe pytanie? Zwłaszcza że znam dziewczynę, która od czasu do czasu mówi: wszystko dobrze.

— Cal, przepraszam. Nie chcę, żebyś się tym martwił. Jest naprawdę świetnie.

Bierze głęboki oddech i po chwili wypuszcza głośno powietrze.

— Mam nadzieję. Gotowa? Chcę cię zabrać na obiad, a potem coś ci pokazać.

— Dobrze, ale musimy podjechać do mojego domu, bo mam tylko tę sukienkę, a poza tym — obniżam głos i mówię tak prowokacyjnie, jak tylko potrafię — nie lubię nosić wczorajszych majtek.

Oczy Cala ciemnieją.

— Czy chcesz powiedzieć, że pod tą sukienką jesteś naga?

Uśmiecham się lekko, unoszę brwi, chwytam torebkę i otwieram drzwi. Ostatnie co rejestruję to jego przekleństwa.

— Cholera… Ona chyba ma zamiar mnie zabić. Już czuję, że nie będę się z nią nudzić. — Wspomina coś jeszcze o podwójnym lodowatym prysznicu.

Wychodzę z domu z uśmiechem na twarzy.

ROZDZIAŁ 9

Laura

Kiedy docieramy do samochodu, Cal otwiera mi drzwi i szybko zajmuje miejsce kierowcy, ale nie odpala silnika od razu. Patrzy na mnie z iskrą w oczach, a jego twarz emanuje radością. Gdy zwleka z ruszenie zbyt długo, postanawiam wreszcie spytać:

— No, co? O co chodzi? No, jedź!!!

Cal uśmiecha się a ja wykonuję gest dłonią, wskazując na drogę. Dobrze wiem, o co mu chodzi. Cal potrząsa głową i mówi:

— Ty… Jesteś niemożliwa, mała! — Opiera się o zagłówek fotela i bawi się kluczykami od samochodu. Przekręca się lekko w moją stronę, wplata dłoń w moje włosy, a następnie wsuwa kosmyk za ucho. Spogląda mi prosto w oczy.

— Co ja mam z tobą zrobić? — szepcze.

Zrobiło się nieco poważnie.

— Kochaj mnie, karm mnie i nie opuszczaj! — Używam tekstu z popularnego filmu o rudym, puszystym kocie.

Cal promienieje, przyciąga moją twarz bliżej i, gdy jest blisko moich ust, mówi głosem, od którego przechodzi mnie dreszczyk:

— Kocham cię, kusicielko.

Mam wrażenie, jakby moje usta pieściło piórko albo skrzydło motyla. Przymykam na chwilę oczy, bo ten pocałunek sprawia, że po moim ciele rozchodzi się przyjemne ciepło, które po chwili znika, a kiedy uchylam oczy, widzę, że Cal wpatruje się we mnie. Na moich policzkach pojawia się rumieniec. Oblizuję wyschnięte usta. Cal — mój chłopak, który był moim marzeniem z dzieciństwa — przykłada dłoń do mojego policzka, a ja wtulam się w niego. W końcu chłopak przerywa tę chwilę, poprawia się na siedzeniu i uruchamia samochód.

Cal wyjeżdża samochodem z terenu posiadłości Harperów i płynnie prześlizguje się przez ulice, co nie jest łatwe w ruchu ulicznym, który panuje o tej porze dnia.

Gdy parkuje tuż obok mojego samochodu jestem zdziwiona, że wiedział, dokąd ma jechać. Zauważa wyraz mojej twarzy.

— Dobra, zadaj to pytanie, bo widzę, jak trybiki obracają się w twojej głowie?

— Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?

— Jak myślisz?

Cóż, mogłam się domyślić.

— Sarah?

Cal przytakuje. Kiedy wysiadamy, jego wzrok pada na samochód, obok którego zaparkował swojego range rovera, wypuszcza z siebie głośno powietrze w geście oburzenia.

— Boże, kto może prowadzić taki samochód? To nie powinno być nawet dopuszczone do ruchu drogowego. — Krzyżuje ręce na piersi i teraz ja jestem oburzona, bo obraża mój samochód.

— Hej, on ma uczucia, nie obrażaj mojego Fordka.

Tak nazwałam swojego forda. Fakt, że nie był już pierwszej młodości i może lakier trochę się łuszczył, widać było gdzieś rdzę, ale po pierwsze — na nic innego nie było mnie w tej chwili stać, po drugie — to jest mój pierwszy samochód i jestem do niego przywiązana. Wysiadamy z auta Cala. Chłopak podchodzi do mojego samochodu i patrzy na niego, jakby to był jakiś stwór albo coś, co go może czymś zarazić.

— Chcesz powiedzieć, że jeździsz tym czymś, pomimo że nie wiesz, czy na pierwszym lepszym zakręcie kierownica nie zostanie ci w dłoni albo, nie daj Boże, odpadnie podwozie?

— Hej czy ja się czepiam twojego samochodu? Nie!!! Więc proszę, szanuj mojego staruszka.

— Przecież on nadaje się na złom! A nie do jeżdżenia nim! — Pokazuje zderzak forda, który zaraz odpadnie.

— Cal, będziesz mnie teraz pouczał, czym powinnam, a czym nie powinnam jeździć?

Podnosi ręce w geście poddania się.

— Dobrze, dobrze. Kobieto, doprowadzasz mnie do szału. Choć na górę, abyś się wreszcie przebrała.

Kiedy wchodzimy do mieszkania, Cal milczy, a na jego twarzy gości smutek. Rozgląda się po moim małym mieszkaniu. Jest równie zdziwiony co przed chwilą moim autkiem. Mówię mu, że idę się przebrać i idę się do sypialni.

Zakładam w końcu majtki oraz kwiecistą sukienkę na ramiączkach i dżinsową kurtkę. A na nogi wsuwam czarne baleriny. Sukienka i kurtka ukrywają moje blizny. Dzień będzie gorący, ale nie mam wyboru. Związuję włosy w koński ogon i wchodzę do salonu, gdzie Cal siedzi na kanapie, nachylony do przodu z łokciami opartymi na kolanach i dłońmi przyciśniętymi do ust, jakby się modlił. Jest pogrążony w swoich myślach i nawet nie zauważa, jak wchodzę. Podchodzę do niego ostrożnie. Dotykam jego ramienia. Cal patrzy na mnie. Wygląda tak, jakby widział mnie po raz pierwszy. Jego spojrzenie wędruje od dołu do góry po moim ciele, aż zatrzymuje się na moich oczach.

— Wyglądasz pięknie — mówi stłumionym głosem.

Jest w nim coś jeszcze. Strach? Obawa?

— Dziękuję. Coś się stało? Odkąd zobaczyłeś mój samochód, milczysz. O co chodzi?

— Chodź, usiądź tutaj.

Chwyta mnie za rękę i sadza na swoich kolanach. Obejmuję go ramieniem i przeczesuję mu włosy.

— Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co czuję do ciebie? Gdyby coś ci się stało, nie przeżyłbym tego. Nie chcę cię stracić. Nie po tym, jak nie miałem cię przez tyle lat. Każdy dzień bez ciebie był dla mnie torturą. Były inne dziewczyny, nie ukrywam, umawiałem się z nimi. Tylko że żadna nigdy nie została na noc i nigdy nie pozwoliłem innej kobiecie mieć miejsca w moim sercu. Bo ono jest już zajęte przez ciebie. Od dawna. Dlatego proszę cię, abyś zaczęła dbać o swoje bezpieczeństwo i nie narażała się niepotrzebnie. Bo bez ciebie nie będę już nic znaczył. Obiecaj mi, że pozwolisz mi zająć się swoim samochodem, żebym przynajmniej w tym przypadku miał pewność, że nic ci nie grozi. Nie wspominając o okolicy, gdzie mieszkasz.

Jak mogę mu odmówić po takich słowach. Mam ogromną bryłę w gardle i nie wiem, czy cokolwiek uda się mi powiedzieć, więc przytakuję.

Opieram głowę o jego ramię, a on obejmuje mnie mocniej. Jego dłoń sunie po moim nagim udzie aż do wewnętrznej strony. W tym samym czasie Cal kładzie drugą rękę na mojej szyi i przyciąga moją głowę do swoich ust. Chwyta mnie w okolicach talii i nawet nie wiem, kiedy, leżę na plecach, a nade mną zwisa Cal. Zostawia mokry ślad swoich ust na mojej szyi, obojczyku, czuję, że jego ręce są wszędzie. Pozwalam, by ta chwila mną zawładnęła. Jedyne, czego pragnę, to być blisko niego. Cokolwiek robi, niech nie przestaje. Moja podświadomość podpowiada mi, żeby to przerwać, ale moje ciało odmawia. Między nogami czuje przyjemne pulsowanie. Cal czule całuje moją twarz, szyję, odsuwa kurtkę. Jego dłoń wędruje w górę mojego uda, by po chwili znaleźć miejsce tego pulsowania. Przesuwa palcem wzdłuż obszycia moich majtek, zaczyna kreślić kółka, a ja myślę, że będę go błagać o więcej. Gdyby mnie teraz dotknął tam, doszłabym od razu. Przyciągam go jeszcze bliżej, biorę jego twarz w dłonie i całuję, jakby nie było jutra. Wyczuwam, jak jego męskość, która wyraźnie odznacza się w spodniach, napiera na mnie.

W końcu Cal zatrzymuje się i kładzie swoje czoło na moim. Nasze oddechy są teraz szybkie, płytkie, jakby ktoś nas gonił. Moje usta są spierzchnięte od pocałunków. Kiedy się odzywa jego głos, jest mocno zachrypnięty od naszych pocałunków.

— Musimy przestać. Bo inaczej nie będę mógł się zatrzymać. Co więcej, chcę być porządnym facetem. Poza tym nawet nie mam przy sobie prezerwatywy. Nie spieszmy się z tym. Uwierz mi, że bardzo tego chcę, ale wolałabym, żebyśmy najpierw pobyli ze sobą. Dobrze? Jesteś dla mnie czymś więcej niż przygodą.

Pozwoliłam, by moje doznania wzięły górę nad rozumem — przez moment chciałam, żeby doprowadził mnie na skraj uniesienia. Na moich policzkach pojawia się rumieniec. Dotykam swojego czoła i zamykam oczy.

— Nie mogę uwierzyć, że jeszcze chwilę temu… Prawie że błagałam cię, żebyś tego nie przerywał.

Powoli otwieram oczy i widzę brązowe tęczówki, które są teraz jeszcze ciemniejsze z powodu nagłego wybuchy namiętności między nami. Na twarzy Cala pojawia się łobuzerski uśmiech.

— Dobrze wiedzieć, że jestem twoim obiektem do zaspokojenia potrzeb.

Uderzam go dłonią w klatkę piersiową.

— Nie śmiej się ze mnie.

— Jakże bym śmiał, kochanie.

— Wariat.

— Ale zakochany wariat.

Cal podnosi się i podaje mi rękę, by pomóc mi wstać. Kiedy już jestem w pozycji pionowej, przyciąga mnie do siebie i daje mi słodkiego buziaka. Dotykam jego twarzy i również całuję go pospiesznie.

— Chodź, musimy stąd wyjść, inaczej nie wiem, czy nie zaciągnę cię do twojej sypialni. Wtedy będą nici z mojego opanowania.

— A może chciałabym, żebyś to zrobił?

Odsuwam się od niego, kierując się w stronę drzwi. Czuję się trochę zawiedziona, że nie poszedł dalej. Ma jednak rację, mówiąc, że mamy czas. Cal śmieje się, a potem rusza za mną.

— Coś mi mówi, że z tobą nie będzie mi się nudziło.

ROZDZIAŁ 10

Laura

Czy ja śnię? Siedzę w samochodzie z chłopakiem, którego pragnęłam, odkąd byłam nastolatką. Chyba spodobał mi się już w podstawówce i rysowałam na kartce te głupie serduszka: L+C = BWM. W tej chwili, gdy siedzę obok niego, bardzo się boję. Boję, że znowu go stracę. A może coś jest ze mną nie tak? Brakuje mi mamy, która doradziłaby mi, w którą stronę mam iść. Wspomnienie o niej napełnia mnie smutkiem, ale staram się odepchnąć te złe myśli. Nie chcę zepsuć nam dnia swoimi czarnymi wizjami.

Cal najwyraźniej zauważa mój nastrój, bo chwyta mnie za rękę, wyrywając mnie z moich myśli i pyta:

— Hej mała, co jest?

— Nie, nic. Myślałam tylko o mojej mamie, że jej nie ma.

— Chcesz o tym porozmawiać?

— Nie — odpowiadam szczerze.

— Nie zapominaj, że jestem tu, żeby cię wysłuchać, okej?

— Nie dzisiaj.

Myślenie o mojej mamie i o reszcie rodziny wprowadza mnie w stan zadumy. Nie pomaga fakt, że do końca nie wierzę, że razem z Calem możemy coś stworzyć. Czemu wybiera mnie, a nie na przykład taką Lisę? Te myśli powodują, że mój nastrój robi się jeszcze bardziej posępny.

Niestety, w tej okolicy nie ma zbyt dużego wyboru, gdzie można zjeść coś pysznego, więc Cal wybiera pierwszą lepsza knajpkę, w której podają śniadanie. Zajmujemy miejsce z tyłu sali, gdzie jest nieco kameralnie. Składamy zamówienie u miłej kelnerki. Cal zamawia jedną z kanapek, będących specjalnością restauracji, ja zamawiam sałatkę.

— Jesteś pewna, że chcesz tylko sałatkę? — Na twarzy Cala maluje się grymas, gdy pochylam głowę i zaczynam grzebać widelcem w swoim talerzu.

Może następnym razem zamówię coś innego, ale w tej chwili mój żołądek jest związany w wielki węzeł.

— Tak jestem pewna — odpowiadam głosem, który jest najbliższy mojemu. Uśmiecham się trochę zbyt sztucznie.

Czuję, że Cal wpatruje się we mnie z jeszcze większym zainteresowaniem.

— Chcesz zjeść coś jeszcze, czy możemy iść? — pyta, kiedy kończymy.

— Nie, możemy już iść.

Płacimy rachunek. On bierze mnie za rękę i wychodzimy z restauracji. Ruszamy w stronę auta. Cal otwiera przede mną drzwi samochodu, czeka, aż wsiądę, lecz ich nie zamyka, tylko kuca obok. Ujmuje moje dłonie w swoje i ściska. Kciukami kreśli powolne kółka.

— Laura, kochanie, nigdy nie ruszymy dalej, dopóki nie zaczniemy ze sobą rozmawiać. Dopóki nie powiemy sobie prawdy. Możesz mi powiedzieć, co się dzieje w tej twojej główce?

Dotyka mojego policzka i zakłada mi za ucho kosmyk włosów, który wysunął się z kucyka.

— Cal naprawdę wszy… — Już chcę odpowiedzieć zdaniem, które chyba mam już wyryte w głowie, ale on patrzy na mnie tak, jakby wiedział, co zaraz powiem i unosi brwi w geście oznaczającym: „A nie mówiłem?”.

— Może nie było mnie przez te kilka lat, ale to, co się nie zmieniło nic a nic, to fakt, że nadal potrafię czytać w tobie, jak w otwartej księdze. Możesz oszukać innych, ale ja nie dam się omamić. Pozwól więc, że zadam ci pytanie. I zastanów się, co mi odpowiesz. Czy powiesz mi prawdę, czy też będziesz brnąć dalej w swoje zapewnienia? Co się dzieje?

Nie wiem, co mu powiedzieć. Jak ubrać to w słowa, żeby zrozumiał moje obawy. Czuję w gardle gulę, która zaciska się coraz bardziej. I nawet gdybym chciała, nie mogę teraz odpowiedzieć na jego pytanie. W jego oczach widz smutek… A może żal? Rozczarowanie? Rzeczy, których nigdy nie chciałam widzieć — ból, a ja jestem jego powodem. Z moich oczu znów płyną łzy. I tym razem jest to moja wina, bo wiem, co właśnie straciłam.

Moje serce.

— Tak mi się wydawało… Dobrze, niech będzie, dzisiaj odpuszczę, bo nie chcę nam psuć tego dnia. Nie myśl tylko, że o tym zapomnę. Jeszcze wrócimy do tego tematu.

Cal wsiada za kierownicę. Uruchamia silnik i wyjeżdża z parkingu. Parkujemy przed jego pracownią. Każde z nas zatopione we własnych myślach. On gasi silnik i opiera głowę o zagłówek. Żadne z nas nic nie mówi, bo co można powiedzieć.

Ja po prostu teatralnie to spieprzyłam.

— Przepraszam — wypowiadam tylko to jedno słowo, które jest szczerą prawdą.

Opuszczam głowę i patrzę na swoje dłonie. Zaczynam skubać skórki.

— I to wszystko, co masz mi do powiedzenia?! Przepraszam?!

— Chyba nie potrafię. — Patrzę na jego klatkę piersiową, a on to zauważa to. — Może nie zasługuję na to miejsce? Oboje wiemy, o czym mówię.

— Nie, Lauro, mylisz się ogromnie. Tak czy inaczej, zawsze będziesz miała klucz do mojego serca. — Zaskakują mnie jego słowa. — Tylko ty. Mówiłem to już wcześniej, nie pozwolę ci znowu uciec. Nie odstraszysz mnie od siebie. Będę ci to powtarzał, aż do znudzenia.

— Nie rozumiem, dlaczego chcesz być ze mną? Mogłeś mieć każdą inną, która nie ma tak pokręconej psychiki. Dlaczego ja? Dlaczego nie Lisa? To ona pasuje do ciebie bardziej.

— Czy ty w ogóle słyszałaś, co do ciebie mówiłem?! Czy zdajesz sobie sprawę, jak mocno tkwisz w moim sercu?! I kilometry, które nas dzieliły, nic nie zmieniły, wręcz przeciwnie, kocham cię jeszcze bardziej!

— Przepraszam, Cal, nie chciałam zepsuć nam dnia tymi moimi złymi myślami.

Milczy przez chwilę, po czym wypuszcza oddech i odwraca się w moją stronę.

— Chodź, pokażę ci coś.

Wysiadamy z samochodu, bierze mnie za rękę i prowadzi do swojego nieba.

Szczerze mówiąc, jestem zszokowana. Wyobrażałam sobie to miejsce jako ponure, ciemne, a tymczasem ściany są z naturalnej cegły. Po lewej stronie stoi skórzana sofa, za nią recepcja. Obok znajdują się schody i widać stanowiska z krzesłami. Jest też trochę miejsca w głębi. Najprawdopodobniej to miejsce socjalne. Po prawej stronie znajduje się sofa, a w rogu olbrzymi kwiat. Na ścianach znajdują się zdjęcia ludzi, a raczej ich fragmenty, a każde zdjęcie ukazuje inny tatuaż. Za recepcją widać portrety Cala i Diablo i kogoś jeszcze. Cal widzi moją pytającą minę i odpowiada, zanim zdążę zadać pytanie:

— Tutaj jest zespół Heaven. To oczywiście Diablo — wskazuje jedno ze zdjęć — on wykonuje linework i liternictwo, tutaj jest Lisa recepcjonistka, którą już poznałaś.

Rumienię się lekko na to wspomnienie. Przy najbliższej okazji muszę ją przeprosić

— To jest Eryk — kontynuuje Cal — zajmuje się piercingiem, a obok niego Sam, która specjalizuje się w stylach orientalnych, gotyckich, etnicznych.

— A jaki styl ty preferujesz? — pytam, ponieważ jako jego dziewczyna powinnam to wiedzieć.

— Pokażę ci.

Podchodzimy do jednego ze zdjęć na ścianie, na którym jest ramię mężczyzny z tatuażem przedstawiającym małe dziecko w wieku około roku. Tatuaż jest tak realistyczny, że wydaje się prawdziwy. Na kolejnym zdjęciu jest tatuaż oka z wypływającą z niego łzą.

— Są piękne. Mogłam się domyślić, że to są twoje. Zawsze podziwiałam twoje rysunki. Były i jak widzę nadal są, bardzo realistyczne.

— Tak właśnie nazywa się ta technika: realistyczna. Widzisz ten jest trójwymiarowy — pokazuje jedno ze zdjęć — te łapki wyglądają jakby były w coś wbite. Czy, jak się przyjrzysz dokładniej, coś widzisz?

Przyglądam się zdjęciu i mam wrażenie, że mają poszarpane krawędzie.

— To blizny?

— Tak. Tatuaż jest wykonany w ten sposób, by obserwujący nie domyślił się, że to blizny, a ich uwypuklenia tworzą efekt trójwymiarowy.

Nagle przychodzi mi do głowy pewna myśl. Nigdy nie myślałam o tym, by zamienić to, co mnie rani, w coś pięknego.

— Cal, chcę, żebyś zrobił mi tatuaż.

Widzę po jego oczach i wyrazie twarzy, że to na pewno nie przejdzie. Ten tatuaż pomógłby mi zamknąć pewien rozdział mojego życia, czas ruszyć do przodu.

— Laura, nie będę dziarał mojej dziewczyny!

— Cal, proszę. Codziennie patrzę na te blizny i przypominają mi one o tym, co straciłam. Przypominają mi o tym bólu. On nie zniknie, ale możesz sprawić, że będzie mniejszy. Nie mówiąc już o tym, że marzę o tym, żeby w końcu założyć jakiś krótki rękawek albo bikini.

Wiem, że przetwarza moje słowa w głowie. Tak jak ja zdaje sobie sprawę, że to dla mnie bardzo dużo znaczy. Jego twarz mówi wszystko — zgodzi się, bo wie, ile to mnie kosztuje każdego dnia.

— Okej. Wiesz, że to może boleć, poza tym, to może być kilka sesji.

— Pamiętaj, że ból nie jest mi obcy. I zdaję sobie z tego sprawę, że może to być trudne dla nas oboje, ale wiem, że razem damy radę.

— Dobra, musisz się zastanowić, co byś chciała albo razem coś wymyślimy.

— Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.

— Masz szczęście, że cię kocham.

— Jestem szczęściarą w takim razie, że mam takiego wspaniałego, wyrozumiałego chłopaka.

Cal kręci tylko głową.

— Przez ciebie szybciej osiwieję. Chodź, pokażę ci resztę salonu.


***


Tak właśnie mijają nam dni, nawet nie wiem, kiedy. Mam wrażenie, że każdego dnia odkrywamy w sobie coś nowego. Na przykład nie wiedziałam, że Cal i Eryk są kumplami z dawnych czasów, pomimo tego, że znam Cala od wielu lat. Jeszcze nie zdążyłam poznać Eryka osobiście, ale mam nadzieję, że niebawem się to zmieni.

W wolnych chwilach spotykam się też z Sarah, choć studia medyczne nie zostawiają jej zbyt dużo czasu na życie towarzyskie. Podobno podrywa ją jakiś lekarz o imieniu Paul. Byli już nawet na kilku randkach, ale Sarah chyba woli pewnego tatuatora od lekarza. Jednak mam wrażenie, że Diablo boi się, że gdyby zaczął się spotykać z Sarah, mógłby zniszczyć swoją przyjaźń z Calem.

Rodzice Cala nie kryją, że są bardzo zadowoleni z naszego związku. Na jednym ze spotkań, ojciec Cala stwierdził: „Najwyższy czas, jeszcze chwila i przeszedłbym na emeryturę, niż wy w końcu się zdecydowali być razem”.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 66.57