E-book
9.45
drukowana A5
38.9
Bądź jak Maja!

Bezpłatny fragment - Bądź jak Maja!

60 BAJEK TERAPEUTYCZNYCH


Objętość:
189 str.
ISBN:
978-83-8351-695-0
E-book
za 9.45
drukowana A5
za 38.9

Życzę wszystkim Dzieciom,

aby potrafiły stawiać czoła

niebezpieczeństwom i lękom.

Bądźcie szczęśliwi i dostrzegajcie,

że świat jest niesamowitym miejscem,

w którym możecie

przeżywać i doświadczać.

Oby każde z Was potrafiło

patrzeć na wszystko

tym właściwym spojrzeniem.

MÓJ WYJĄTKOWY CZYTELNIKU!

Skoro sięgnąłeś po tę książkę najprawdopodobniej jesteś rodzicem i przeżywasz właśnie najpiękniejszą przygodę swojego życia, która równocześnie jest największą misją i wyzwaniem. W całym natłoku obowiązków, zadań, funkcji i ról, jakie pełnisz w życiu swojego malucha nie możesz zapominać, że jesteś nieidealnie idealną mamą i nieidealnie idealnym tatą. Trzymasz w dłoniach dar. Prawdziwy, jedyny w swoim rodzaju, niezastąpiony niczym skarb. Czasami doświadczasz radości, innym razem leją się łzy. Chwilami czujesz, jakby na Twoje serce rozlewał się magiczny balsam, gojący wszystkie wcześniejsze rany, a momentami czujesz jakby Twoje dziecko Cię wręcz terroryzowało. Chociażby wtedy, gdy pozbawia Cię snu lub wymusza płaczem kupno nowej zabawki. Czasami ulegasz, czasami nie. Czasami stawiasz na swoim, chcąc pokazać, kto tu jest górą, a czasami w bezsilności godzisz się na wszystko. I to jest całkowicie normalne. Naturalne. Bo jesteś tylko człowiekiem. Masz prawo mieć gorszy dzień, tak samo jak gorsze chwile może przeżywać Twoje dziecko. I właśnie dla takich gorszych chwil powstała ta książka, która zawiera kilka słów skierowanych do Ciebie i Twojego dziecka. Dzieło stworzone ze specjalną dedykacją dla Twojego malucha, z myślą właśnie o nim.

Być może Twoje dziecko zmaga się z którymś problemem, który został tutaj opisany. Być może ma problemy z porannym wstawaniem, jest niejadkiem, nie chce bawić się z innymi dziećmi, za bardzo wymądrza się w towarzystwie, pokłóciło się z przyjaciółmi, nie chce rozstawać się z rodzicami, nie może poradzić sobie z rozwodem rodziców lub wciąż przeżywa stratę kogoś bliskiego. Nie czekaj aż problem zniknie, aż dziecko samo się z nim upora, jak z niego wyrośnie. Po prostu sięgnij po tę właśnie książkę.

“Bądź jak Maja!” to zbiór 60 bajek terapeutycznych, które pomogą Twojemu dziecku przejść przez okres adaptacji w przedszkolu, poszukiwanie nowych przyjaźni, przeprowadzkę, śmierć bliskich, odejście zwierzaka, rozwód rodziców, kłótnię z przyjaciółmi czy porażkę w zawodach sportowych. Ta książka to zbiór krótkich opowiastek, których główna bohaterka, kilkuletnia dziewczynka o imieniu Maja, przeżywa każdego dnia takie same przygody jak Twoje dziecko.

Pamiętaj, że każda sytuacja, która wydarzyła się w życiu małego człowieka ma wpływ na jego funkcjonowanie i postrzeganie świata. To, że Twoja pociecha nie rozmawia na dany temat, nie znaczy, że problem nagle przestał istnieć lub dziecko już sobie z nim poradziło. Coś, co dla Ciebie wydaje się błahostką, dla dziecka może być problemem z którym musi zmagać się samo. Przygody książkowej Mai mogą pomóc zarówno Twojemu dziecku, jak i Tobie. Warto poświęcić czas, by przenieść się ze swoim dzieckiem w świat bajek, które tak naprawdę są odzwierciedleniem Waszego codziennego życia. Niewyjaśnione sprawy i nierozwiązane problemy malucha, nawet te na pozór niewielkiej wagi, mogą powrócić po latach i wprowadzić na nowo chaos. Niniejsza książka sprawi, że Twoje dziecko nie będzie czuło się samotne, zrozumie, że nie ono jedno zmaga się z takim problemem, a Tobie ułatwi rozmowę z dzieckiem na dany temat. Dzieciństwo kształtuje przyszłość, kształtuje dorosłość, kształtuje późniejsze życie, a więc… Z całego serca zapraszam do lektury!

BAJKA NR 1. „Maja i kot” — JEŚLI TWOJE DZIECKO MA TRUDNOŚCI Z PORANNYM BUDZENIEM SIĘ I WSTAWANIEM Z ŁÓŻKA

Idąc na spacer przez park Maja spotkała małego, czarno-białego kotka. Był chudy i smutny, lecz gdy dziewczynka podeszła bliżej kotek podbiegł do niej i zaczął łasić się koło jej nóg.

— “Ale jesteś wspaniały!” — pomyślała Maja i już chciała wziąć go na ręce, gdy kotek przemówił:

— Czy chcesz, abym został Twoim przyjacielem? Nazywam się Eric. Obserwuję Cię od dłuższego czasu i wiem, że mamy szansę na wspaniałą, wyjątkową przyjaźń! — wypowiadając te słowa zwierzak był bardzo podekscytowany. Maja zaniemówiła z wrażenia, ale widząc, że kotek czeka na odpowiedź, po chwili milczenia odparła:

— Chciałabym mieć prawdziwego przyjaciela. Takiego, który bawiłby się ze mną w moim domku na drzewie, biegał po łące i leżał na trawie obserwując chmury. Kotku, czy Ty naprawdę chcesz się ze mną zaprzyjaźnić?

Lecz kotek nic nie odpowiedział, tylko ruszył przed siebie, a za nim podążyła prędko Maja.

— Dokąd idziemy? — spytała dziewczynka troszkę zaniepokojona, ale kotek szedł dalej w milczeniu, aż doszedł do małego jeziorka z drewnianym mostkiem w samym środku parku.

— Wejdź ze mną na ten most. — powiedział kocur. — Zobaczysz, że przeniosę Cię w świat niekończącej się zabawy, ciekawych przygód, wspaniałych przyjaciół i kolorowych motyli. Uwierz mi, że nie pożałujesz! — pyszczek kota sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego.

Maja bez zastanowienia postawiła swoje różowe trampki na mostku, na którym stał już kot. Nagle poczuła silny, ale przyjemny, lekki wiatr, zobaczyła kolorowe światełka i… znalazła się na tęczowej drodze, a nad jej głową fruwały kolorowe motyle. Nie wierzyła własnym oczom: wszystko było takie piękne i barwne. Wręcz bajeczne. Ten wspaniały sen został zakłócony dźwiękiem budzika, którego Maja szczerze nie znosiła i który zawsze wywoływał w niej złość.

— Wrrr! Wrrr! — zegar warczał jak oszalały, a Maja coraz bardziej denerwowała się zanim jeszcze zdążyła otworzyć oczy. W tym samym momencie do pokoju weszła mama dziewczynki i łagodnym głosem powiedziała:

— Wstawaj, Kochanie. Czas zbierać się do przedszkola. Zobacz, jakie słonko świeci za oknem! To będzie wspaniały dzień! — głos mamy był niesamowicie ciepły.

Ale Maja tak nie uważała. Nie chciała nawet otwierać oczu i była zła na wszystkich i wszystko za to, że została wyrwana z tego wspaniałego snu, w którym poznała wyjątkowego kota, że znowu będzie musiała pójść do przedszkola, w którym nie przeżyje tak pięknych chwil jak we śnie.

— Mamo, chciałabym mieć prawdziwego przyjaciela… — zaczęła Maja, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo już usłyszała odpowiedź:

— Prawdziwego przyjaciela?! — zdziwiła się mama. — Zapomniałaś już, jak Patrycja czeka na Ciebie zawsze w przedszkolu, jak ciepło Cię wita i od razu chwyta za rączkę? Albo o tym, że Hubert zaprosił na swoje piąte urodziny tylko kilka osób z grupy, a wśród nich byłaś właśnie Ty? Albo o tym, że Kuba uwielbia ścigać się z Tobą na hulajnodze w drodze z przedszkola? Kochanie, prawdziwych przyjaciół masz każdego dnia obok siebie! I wiesz co? Wstawaj już, bo im dłużej będziesz marudzić, tym mniej przygód przeżyjesz z przyjaciółmi!

Dziewczynka pomyślała chwilę w milczeniu, a po chwili powiedziała z otwartymi już szeroko oczami i radosnym uśmiechem:

— Mamusiu, co mamy dzisiaj na śniadanie? Musimy się pośpieszyć, żeby Patrycja nie musiała za długo na mnie czekać. W dzień przeżywa się jeszcze lepsze przygody niż we śnie!

— Masz racje, córeczko. — powiedziała mama — Masz racje. Wyskakuj już z tego łóżka.

Dziewczynka nie zawiodła się. Gdy tylko przekroczyła próg przedszkola, zauważyła, że Patrycja czeka już na nią. Uśmiechnęła się na jej widok i pozwoliła, by chwyciła ją za rękę, gdy wchodziły do przedszkolnej sali. To właśnie tam doświadczała mnóstwa wspaniałych chwil, otaczały ją przeróżne barwy i wspierali prawdziwi przyjaciele. Maja wiedziała już, że sen, nawet ten najprzyjemniejszy jest tylko snem, a prawdziwe życie może przynieść niesamowite chwile, dlatego warto wstawać wcześnie, by niczego nie przespać. Szczególnie tego, co naprawdę ważne.

BAJKA NR 2. „Maja i Wesołe Miasteczko” — JEŚLI TWOJE DZIECKO DĄSA SIĘ RANO I JEST W ZŁYM HUMORZE

Maja obudziła się z kiepskim humorem, pomimo tego, że był weekend i dziewczynka wiedziała, że nie musi iść do przedszkola. Zwlekła się bardzo powoli z łóżka i już miała jakieś „ale”. Marudzenie przychodziło jej bardzo łatwo. O wiele trudniej było dziewczynce cieszyć się z nowego dnia.

— Co za głupie łóżko! Tak trudno z niego schodzić! — powiedziała oburzona Maja, choć na co dzień łóżko w kształcie różowego zamku dla księżniczek było powodem do dumy przed koleżankami i kolegami. Przecież zamek podobał się wszystkim dzieciom, a czasami nawet i dorośli otwierali szeroko buzię ze zdumienia na widok pięknego pałacu. Ale dziś Maję nie cieszyło ani łóżko, ani najnowsza pościel z bajkową bohaterką. Buty też wydawały się być do niczego:

— Co to za kapcie, które trzeba tak długo ubierać?! — pomyślała dziewczynka, a gdy tylko się z nimi uporała ruszyła w stronę dużego pokoju. Ale żeby tam dojść trzeba było przejść przez korytarz, a dla Mai droga ta wydawała się być tak długa, że już zdążyła zdenerwować się na swoją piżamkę. Rękawy były za długie, a spodnie ciągle się zsuwały…

Mama Mai przygotowała dla niej wspaniałe śniadanie: apetyczne, kolorowe, wiosenne kanapki z uśmiechem i oczami. Nie zabrakło też herbatki z sokiem malinowym. W telewizji leciała ulubiona bajka dziewczynki. Wszystko było przygotowane tak, by Maja wreszcie się uśmiechnęła. Ale ona ani o tym nie myślała. Przygoda bajkowej bohaterki okazała się być dzisiaj nudna, kanapki nie były wcale takie smaczne, a herbata „jakoś dziwnie się na Maję patrzyła”. Najgorsze było jednak to, że to wcale nie był koniec. Po śniadaniu okazało się, że włosy w szczoteczce do zębów dziewczynki nagle stały się twarde, a ubrania przygotowane przez mamę były tak szorstkie, że nie dało się ich założyć. W dodatku ściskały jej nadgarstki i kostki. Gdy Maja zdzierała z siebie koszulkę, w drzwiach stanęła mama i powiedziała:

— Córeczko, pospiesz się, bo spóźnimy się do Wesołego Miasteczka. Przecież tak cieszyłaś się na to wyjście. Wiesz, że czeka na nas Kacperek z mamą…

Ale co miała zrobić Maja, jeśli ubranie ciągle ją gryzło, a myśl o tym, że za chwilę mama weźmie szczotkę i zacznie czesać jej brązowe włosy budziła kolejne niezadowolenie. Mama nie traciła jednak cierpliwości i zachęcała dziewczynkę:

— Słyszałam, że w Wesołym Miasteczku jest nowa, ogromna karuzela. Hm… Ciekawe komu ostatnio tak bardzo podobało się latanie w powietrzu?

Lecz Maja nie odpowiedziała, tylko skrzywiła się na widok szczotki do włosów i krzyknęła:

— Ja nie chcę do Wesołego Miasteczka! Nigdzie nie chcę iść!

Mama dziewczynki popatrzyła na nią zaskoczona, a następnie powiedziała:

— Stracisz wspaniałą zabawę, ale nie będę Cię do niczego namawiać. Zostaniemy w domu…

Zadowolona dziewczynka odetchnęła z ulgą i poszła się bawić. Była spokojna do momentu, gdy po obiedzie przyszli goście. W odwiedziny do dziewczynki przyszedł Kacperek razem ze swoją mamą. Chciał podzielić się z nią wrażeniami z Wesołego Miasteczka i zapytać, dlaczego dziewczynka nie wybrała się razem z nim.

— Wiesz, dzisiaj w Wesołym Miasteczku jadłem najsmaczniejszą watę cukrową na świecie! — zaczął chłopiec. — I byłem na tej nowej karuzeli! Wiesz, jak wysoko latałem? — ciągnął dalej cały rozpromieniony. — A na strzelnicy dla dzieci wygrałem misia. Jest ogromny, chyba taki duży jak ja! — zakończył Kacperek. — A Ty dlaczego nie poszłaś z nami? — zapytał i spojrzał na dziewczynkę swoimi wielkimi, brązowymi oczami.

— Ja… — zaczęła Maja, ale nie wiedziała co powiedzieć, więc tylko się rozpłakała. Przestraszony Kacperek powiedział po chwili:

— Wiesz, jeśli będę grzeczny to mama obiecała mi, że jutro znów pójdziemy do Wesołego Miasteczka. Pójdziesz z nami?

Dziewczynka pokiwała twierdząco głową, po czym razem z kolegą wrócili do wspólnej zabawy. Wieczorem, gdy mama kładła Maję do łóżka, dziewczynka zapytała nieśmiało:

— Mamusiu, czy jutro pójdziemy do Wesołego Miasteczka?

— Córeczko, jeśli tylko nie będziesz marudzić to pójdziemy. W życiu czasami tak jest, że nie wszystko nam się podoba i nie wszystko mamy ochotę robić w tym właśnie momencie, ale nie można pozwolić na to, by to, co nam się nie podoba przesłoniło całkowicie to, co jest piękne. Pamiętaj o tym. — odpowiedziała mama.

Maja zapamiętała te słowa chyba dość dokładnie, bo następnego dnia była gotowa do wyjścia zanim rodzice zdążyli otworzyć oczy…

BAJKA NR 3. „Maja i uśmiechnięte buźki” — JEŚLI TWOJE DZIECKO OCIĄGA SIĘ PRZED PORANNYM WYJŚCIEM Z DOMU

Maja wróciła z przedszkola podekscytowana. Jeszcze w samochodzie zaczęła opowiadać rodzicom o tym, co wymyśliła pani. Zazwyczaj pomysły nauczycielki cieszyły bardziej rodziców niż Maję, ale tym razem było trochę inaczej. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę dla wszystkich: i dla Mai, i dla rodziców, i dla pani.

— Pani Halinka powiedziała dzisiaj, że wszystkie dzieci, które przyjdą do przedszkola przed śniadaniem, czyli się nie spóźnią, dostaną naklejkę z wielką, uśmiechniętą buźką. Ale wiecie co jest najlepsze? Że po całym tygodniu Pani policzy nasze naklejki i dostaniemy nagrody! — mówiła z przejęciem dziewczynka.

Rodzice spojrzeli na siebie i pokiwali głowami, a mama powiedziała:

— Czyli Majeczko, musisz mniej się guzdrać przed wyjściem z domu, wtedy na pewno dostaniesz piękną, uśmiechniętą naklejkę. Dziewczynka tylko przytaknęła, bo w myślach pochłonięta już była swoim nowym albumem wypełnionym po brzegi kartami z postaciami z bajek. Zaczęła jednak zastanawiać się w międzyczasie, jaka nagroda za uśmiechnięte buźki ucieszyłaby ją najbardziej.

— Może lalka Barbie? A może syrenka Arielka? A może grube kredki? Albo wielkie pudełko modeliny? — myślała Maja, ale jej mama wiedziała, że zdobycie tej nagrody wcale nie będzie takie łatwe.

Następnego dnia mama obudziła dziewczynkę o stałej porze i od razu na dzień dobry przypomniała jej nową zasadę panującą w przedszkolu. Maja natychmiast otworzyła oczy i widać było w nich blask podekscytowania, ale równie szybko je zamknęła z powrotem.

— Wiesz mamusiu… — powiedziała z zamkniętymi oczami — Ja chyba nie potrzebuję tych naklejek. Czy mogę jeszcze chwilę poleżeć?

— Absolutnie! Kochanie, wszystkie dzieci starają się, by dostać jak najwięcej naklejek. Ty też spróbuj! — powiedziała mama i pociągnęła kołderkę tak, że dziewczynka nie była już nią okryta. Maja otworzyła powoli oczy i próbowała wstać z łóżka. Najpierw jedna noga, później druga. Popatrzyła na swoje włochate kapcie i powiedziała:

— A Wy wyspałyście się? Bo ja nie!

Dziewczynka rozejrzała się wokół i zobaczyła przygotowane już ubranie. Wygodny, fioletowy dresik doskonale nadawał się do zabawy na dywanie i można było go sprawnie ubrać, ale pomimo tego, że Maja znała go doskonale i świetnie radziła sobie już z samodzielnym ubieraniem, na widok stroju tylko westchnęła. Posiedziała jeszcze chwilę na brzegu łóżka i powoli zaczęła się ubierać. Jednak coś odwróciło jej uwagę. Buty nadal patrzyły się na nią i jakby mówiły „Pobaw się nami”. Więc Maja usiadła na dywanie i zaczęła się bawić. Pan Prawy gonił Pana Lewego po całym dywanie, a zaraz potem była zmiana. Skakanie też szło Panu Prawemu i Lewemu dobrze, a nawet wdrapywanie się na łóżko wychodziło sprawnie. Maja często przed wyjściem do przedszkola zakładała swoje kapcie na dłonie i urządzała takie wyścigi. I za każdym razem kończyło się tak samo: do pokoju wchodziła zniecierpliwiona mama i mówiła:

— Ileż można na Ciebie czekać? My z tatą już dawno jesteśmy gotowi! — i prędko pomagała córce się ubierać. Gdy Maja była już ubrana, popatrzyła na swoją małą kosmetyczkę. Podeszła do lusterka, przy którym mama zaplatała jej zawsze dwa piękne warkoczyki i dostrzegła komplet nowych gumek do włosów. Były kolorowe, a niektóry miały przymocowane różne zwierzątka. Mai najbardziej spodobała się czerwona biedronka. Chwyciła ją do rączki i zaczęła z nią fruwać po pokoju, gdy usłyszała głos mamy dobiegający z parteru:

— Maju, córeczko, proszę chodź na dół! Zrobię Ci dzisiaj kucyka, ponieważ nie mamy zbyt wiele czasu!

Więc dziewczynka wzięła najpiękniejszą gumkę i poszła na dół. Mama zaczesała włosy dziewczynki w oka mgnieniu, ale przyszła teraz pora na śniadanie. Tata stał już w garniturze z walizką w ręku i co chwilę patrzył na zegarek. Miał jakieś ważne spotkanie w pracy, więc był bardzo zdenerwowany.

— Mamusiu, czy mogę obejrzeć jeden odcinek bajki? — spytała Maja, ale zanim zdążyła dokończyć usłyszała równoczesny głos obojga rodziców:

— Nie! Zjedz szybko i chodź do samochodu! — polecili rodzice wiedząc, że śniadania w przedszkolu nie zawsze smakują Mai i najczęściej woli przegryźć coś jeszcze przed wyjściem.

Dziewczynka popatrzyła na talerz, po czym włożyła palec w dżem na kanapce i namalowana na nim oczy i uśmiech. Zaśmiała się. Powoli zaczęła gryźć kanapkę, poprzestając co jakiś czas, by porozglądać się po pokoju. Gdy dziewczynka zjadła, mama powiedziała do niej:

— Córeczko, gdzie jest Twoja różowa kurteczka? Prosiłam, byś odwieszała ją na miejsce, a teraz nie możemy jej znaleźć. Dziewczynka pomyślała chwilę, po czym pobiegła na górę. Nie było jej moment, choć rodzicom wydawało się, że minęła już cała wieczność. Gdy zeszła na dół trzymając w dłoniach kurteczkę, mama pospiesznie pomogła jej się ubrać i zasznurować buciki. Długo to trwało, ponieważ Maja zmieniała trzy razy zdanie, w których butach tego dnia chce jechać do przedszkola. Gdy wreszcie wszyscy byli gotowi do wyjścia, tata zamknął drzwi i idąc w stronę samochodu powiedział do dziewczynki:

— Wydaje mi się, że nie zdążysz dzisiaj do przedszkola przyjść na czas. Chyba jutro musisz bardziej się postarać, by otrzymać naklejkę…

Ale Maja nie słuchała taty. Wydawało jej się, że zdąży na czas i pani doceni jej starania. Jednak idąc obok przedszkola i zaglądając przez okno do swojej sali, Maja zauważyła, że dzieci siedzą już na dywanie i słuchają uważnie nauczycielki. Gdy dziewczynka wraz z mamą weszła do szatni, wisiały już tam wszystkie kurtki. Brakowało tylko Mai.

— O nie! — pomyślała dziewczynka — tata miał rację. — Spóźniłam się i nie dostanę dziś uśmiechniętej naklejki. Maja z trudem powstrzymywała łzy, ale mama przytuliła ją mocno i powiedziała:

— Skarbie, dzisiaj się spóźniliśmy, ale jutro gdy tylko otworzysz oczka wszystko zrobisz tak szybko, że nie będzie nawet mowy o jakimś ociąganiu się. I wiesz co? Będziemy w przedszkolu zanim zdąży przyjść Patrycja czy Zuzia. Zrobimy im wszystkim takiego psikusa i dostaniesz wielką, uśmiechniętą naklejkę. To, że człowiek popełnił błąd nie oznacza, że musi popełniać go za każdym razem. Jutro jest wolne od błędów i masz szansę się poprawić, córeczko. Co Ty na to?

— Tak, mamusiu. Jutro się pospieszymy. Muszę przecież uzbierać jak najwięcej naklejek…

BAJKA NR 4. „Maja i przedszkole” — JEŚLI TWOJE DZIECKO NIE LUBI ROZSTAWAĆ SIĘ W PRZEDSZKOLU Z RODZICAMI

Choć Maja miała już skończone 5 lat wszystko robiła z mamą: z mamą się bawiła w dom i z mamą gotowała, z mamą chodziła na spacery i z mamą uczyła się jeździć na rowerze, z mamą grała na komputerze i oglądała bajeczki na tablecie, z mamą przebierała lalki, układała mebelki i robiła zakupy. Nie rozstawała się z nią nawet na krok. Maja uważała mamę za swoją najlepszą przyjaciółkę i chciała, by towarzyszyła jej wszędzie. Czuła się bezpiecznie, bo wiedziała, że gdy spadnie z roweru to mama będzie obok i od razu rozmasuje bolące kolano. Wiedziała też, że mama podmucha na rączkę, jeśli się oparzy albo doradzi, w którą sukienkę ubrać lalkę, by wyglądała olśniewająco na balu. Mama potrafiła wdrapywać się na największe góry w grach komputerowych i przeskakiwać ogromne koryta rzek, uciekając przed wrogami na kolorowym ekranie tabletu. Wszystko robiły razem. Dziewczynka nie miała nawet pojęcia, że może być inaczej, bo było tak przecież od zawsze.

Gdy Maja była mała, mama ubierała na swój brzuch specjalną chustę i wkładała do niej dziewczynkę. Gdy troszkę podrosła brała ją na ręce i sadzała na jednym boku, a drugą ręką mogła gotować lub robić zakupy. Gdy Maja urosła jeszcze bardziej, tak że mamie ciężko było ją dźwigać, ich ręce były wciąż przy sobie, jakby złączoną nierozerwalną nicią. Maja nie lubiła, gdy w pobliżu nie było mamy. Przy niej czuła się dobrze: wiedziała, że mama obroni ją przed chłopakami, którzy będą rzucać w nią kamieniami albo przed dziewczynkami, które będą pokazywać język. Mama uchroni przez dziwnymi prośbami cioci Asi o wyrecytowanie wierszyka albo przed namowami babci Stasi, by zaśpiewała piosenkę. Mama towarzyszyła Mai od momentu pobudki, przez śniadanie, zabawy, zakupy, spacery, kąpiele i zasypianie. Była zawsze tuż obok, ale w pewnym momencie z malutkiej Majeczki, która miała tylko dwa ząbki i nie potrafiła mówić, wyrosła duża Maja, która uczyła się już jeździć na rowerze i pisać pierwsze literki. Wtedy właśnie mama zdecydowała, że nadszedł czas, by Maja poszła do przedszkola.

— Córeczko, jesteś już dużą dziewczynką. Wszystkie duże dziewczynki w pewnym momencie zaczynają chodzić do przedszkola. Przedszkole to fajna sprawa: poznasz tam nowe koleżanki i nowych kolegów, nauczysz się pisać, czytać i liczyć, zobaczysz nowe zabawki, będziecie chodzić na spacery, teatrzyki i wycieczki. Sama chętnie pochodziłabym jeszcze do przedszkola, ale jestem już za duża… — zaczęła mama i z radosną miną popatrzyła na Maję.

Dziewczynka siedziała przerażona i z otwartą buzią spoglądała na mamę.

— Ale… jak to? Chcesz mnie zostawić obcym ludziom? — zapytała niepewnie Maja.

— Nie obcym ludziom. Pójdziemy najpierw zapoznać się z panią i z dziećmi. Zobaczysz salę i zabawki. Będzie super! — mama była pełna entuzjazmu, którego Maja jednak nie podzielała.

— Mamusiu, a zostaniesz tam ze mną? Możemy przecież razem się tam bawić… — ciągnęła Maja, choć wyczuwała, że mama nie będzie popierać tego pomysłu.

— Skarbeczku, przecież duże dziewczyny nie chodzą do przedszkola. Ja chodziłam do przedszkola jak byłam w Twoim wieku, chociaż powiem Ci w sekrecie, że naprawdę chętnie bym jeszcze pochodziła, tylko… trochę za bardzo już urosłam — powiedziała mama, uśmiechając się.

— Ja nie chcę do żadnego przedszkola! Chcę być w domu z Tobą na zawsze! — krzyknęła Maja i z płaczem pobiegła do swojego pokoju. Mama nie zdążyła nic powiedzieć, bo usłyszała już trzaśnięcie drzwiami. Nie straciła jednak entuzjazmu i poszła do pokoju córki. Dziewczynka leżała na swoim pałacowym łóżku i płakała. Mama pogłaskała ją po plecach, mówiąc:

— Kochanie, do przedszkola nie chodzi się na zawsze, tylko na kilka godzin, czyli wtedy, kiedy rodzice muszą chodzić do pracy. Każda mama zaraz po pracy spieszy się, by odebrać swoje dziecko z przedszkola. Wiem, że teraz wydaje Ci się, że przedszkole to okropne miejsce, ale zobaczysz, że bardzo je polubisz. Daj sobie szansę!

Minęło kilka dni, w czasie których mama jeszcze wiele razy próbowała rozmawiać z Mają o przedszkolu i pierwszej wizycie tam. Jednak za każdym razem ta rozmowa kończyła się w podobny sposób: Maja zaczynała płakać, a czasami nawet i wrzeszczeć w niebogłosy. Jednak któregoś razu, gdy mama obudziła Maję bardzo wcześnie, powiedziała:

— Wiesz, jaki dziś mamy dzień? Dziś jest poniedziałek, idziemy poznać panią z przedszkola, zobaczyć dzieci i salę. Popatrz jak świeci słoneczko, nawet ono uśmiecha się na myśl o tym dniu!

Ale Maja otworzyła tylko szeroko oczy z przerażenia i wcale nie chciała wychodzić z łóżka. Mama wzięła ją na ręce i zaniosła do kuchni. Jednak tego dnia Maja nie miała apetytu, nie zjadła w ogóle śniadania ani nie wypiła herbatki. Nie ubrała się sama ani nie umyła zębów, wszystko musiała za nią zrobić mama. W drodze do przedszkola dziewczynka nie odzywała się do mamy ani słowem, ściskała w rączce tylko swoją lalkę Zuzię tak kurczowo, jakby zaraz miał ją ktoś jej wyrwać. Przed przedszkolnymi drzwiami Maja wpadła w szał: płakała, krzyczała i piszczała. Rzuciła lalkę na ziemię i powtarzała ciągle:

— Do domu! Do domu! Do domu!

Mama była jednak nieugięta i weszła do przedszkola.

— Popatrz, jakie kolorowe ściany. To chyba namalowany Kubuś Puchatek, co? Ale tu jest pięknie. Słyszysz to co ja? Dzieci chyba śpiewają jakąś piosenkę. Ja już lubię to miejsce… O! Masz nawet szafeczkę na buty z kolorową naklejką. Ale tu fajnie! — powiedziała mama. Maja nie pomagała w przebraniu się, po jej policzkach wciąż płynęły łzy, a gdy na nogach miała już różowe trampki, kurczowo trzymała się nogi mamy.

Tego dnia w przedszkolu Maja została z mamą: poznała panią i dzieci, zobaczyła jak wygląda sala i nowe zabawki, przeglądnęła książeczki i posmakowała trochę budyniu. Gdy dziewczynka wracała do domu mama powiedziała:

— Widzisz, w przedszkolu było naprawdę fajnie! Jutro zaprowadzę Cię tam i pójdę na zakupy. Jak zrobię zakupy to odbiorę Cię z przedszkola i pójdziemy razem do domu. Maja znieruchomiała na te słowa. Nie chciała zostawać w przedszkolu bez mamy. Nawet pomimo tego, że jest tam kolorowo, a panie są miłe. Całe popołudnie Maja nie mogła skupić się na zabawie, a w nocy nie mogła spać. Przyszła nawet do łóżka rodziców, by się przytulić, bo było jej bardzo smutno i bała się jutrzejszego dnia.

Nazajutrz sytuacja powtórzyła się: Maja nie chciała wstawać z łóżka, jeść śniadania, ubierać się ani iść do przedszkola, a przed przedszkolnymi drzwiami zaczęła płakać tak głośno, że z okien wyjrzały nawet jakieś panie. W szatni dziewczynka ciągle płakała, aż z przedszkolnej sali wyszła do niej pani Kasia. Na jej widok Maja wczepiła się znów w nogę mamy i nie miała zamiaru jej puścić. Jednak pani Kasia wzięła ją na ręce, pozwoliła jej pożegnać się z mamą i zaprowadziła na salę. Mama dziewczynki była również zdenerwowana. Bała się, że Maja będzie cały dzień płakać. Robiła zakupy najszybciej jak potrafiła, by prędko odebrać Maję z przedszkola. Jednak jak na złość kolejki w sklepie były długie, a korki na ulicy sprawiały, że mama Mai musiała stać w nich całą wieczność.

Gdy wreszcie dotarła do przedszkola i otworzyła drzwi do sali, zobaczyła, że Maja razem z innymi dziewczynkami bawi się w salon fryzjerski: czesały lalki, robiły im rożne fryzury, a Maja wcale nie wyglądała na przerażoną. Gdy zobaczyła mamę, podbiegła do niej i powiedziała:

— Mamusiu, czy możesz przyjść po mnie trochę później? Obiecałam Klarze, że pomogę jej przygotować lalkę na bal. I muszę uczesać jeszcze lalkę Patrycji…

Mama pokiwała głową, pocałowała Maję w czoło i powiedziała z wielkim uśmiechem:

— Pewnie Kochanie, przyjdę po Ciebie później. Jestem z Ciebie bardzo dumna.

Od tamtego dnia Maja wiedziała już, że przedszkole nie jest wcale strasznym miejscem, a raczej miejscem, w którym można się bawić, śmiać, wygłupiać, uczyć i zawierać nowe przyjaźnie. Trzeba tylko samemu sobie dać na to szansę!

BAJKA NR 5. „Maja i młodszy brat” — JEŚLI W RODZINIE POJAWIA SIĘ MŁODSZE RODZEŃSTWO

Maja stresowała się od samego rana. Specjalnie mozolnie zbierała się z łóżka, niechętnie jadła śniadanie i ubierała się w bardzo powolnym tempie. Robiła wszystko, by jak najbardziej opóźnić wyjazd z tatą do szpitala. Wcale nie chciała witać się ze swoim nowym braciszkiem. Nie chciała nawet na niego patrzeć ani tym bardziej zabierać go do domu. Tata pokazał Mai nowonarodzonego dzidziusia na zdjęciach w telefonie i to jej w zupełności wystarczyło, ponieważ bardzo się bała. Przede wszystkim tego, że mamusia i tatuś będą teraz kochać tylko jej braciszka, a o niej całkiem zapomną. Że nie będą mieli już czasu dla dziewczynki, że wspólne zabawy i wygłupy odejdą w zapomnienie i ciągle będzie słuchała od rodziców, że jest już dużą dziewczynką. Poza tym malutki Kacperek wcale nie wyglądał, zdaniem Mai, na słodkiego bobasa. Był grubiutki, łysy i pomarszczony.

— Pośpiesz się! — polecił tata, czekając aż dziewczynka wysiądzie z samochodu na parkingu przed szpitalem.

— Przecież robię wszystko szybko. Nie złość się na mnie! — odkrzyknęła smutna Maja.

Obydwoje szli obok siebie w milczeniu. Maja widziała kątem oka, że tata bardzo cieszy się z tego, że za chwilę zobaczy malutkiego bobaska ze zdjęcia. W jednej ręce niósł dla niego upominek, a w drugiej kwiaty dla mamy. Gdy przekroczyli drzwi do sali szpitalnej, w której leżała mama dziewczynki Maja stanęła nieruchomo. Na łóżku leżało małe zawiniątko, które cały czas się poruszało.

— Ale jesteś śliczny! — powiedział radośnie tata, patrząc na małego Kacperka.

— Prawda? Jest idealny! — odpowiedziała z przejęciem mama.

— Nie mogę uwierzyć, że już dzisiaj zabieramy go do domu, że będzie leżał w swoim szaro-miętowym pokoiku i będę mógł trzymać go w ramionach, przytulać, przewijać i patrzeć jak słodko śpi! — tata był bardzo podekscytowany. Uśmiech nie znikał z jego twarzy, a w oczach widać było radosne iskierki.

— Maju, podejdź bliżej. Zobaczysz swojego braciszka! — poprosiła mama, ale dziewczynka dalej stała nieruchomo tuż przy drzwiach.

— Teraz jesteś starszą siostrą. Ależ to odpowiedzialne zadanie! — dodał szczęśliwy tata.

— Nie chcę być starszą siostrą! — krzyknęła Maja. — Nie chcę na niego patrzeć ani zabierać go do domu! Oddajcie go gdzieś! — dodała i wybiegła na korytarz, gdzie wybuchnęła płaczem. Tata ruszył od razu za dziewczynką. Usiadł obok niej i zapytał:

— Dlaczego jesteś zła na Kacperka? Przecież nie zrobił nic złego.

— Ale teraz będziecie kochać tylko jego! — krzyknęła przez łzy Maja i odwróciła się plecami do taty.

— Co Ty mówisz, Maju?! — tata był wyraźnie zaskoczony. — Będziemy kochać Ciebie i Kacperka po równo. Nasza miłość do Ciebie nie zmniejszy się! — zapewniał.

— Tylko tak mówisz, a tak naprawdę wszystko będzie kręciło się wokół dzidziusia. — po policzkach Mai znowu popłynęły łzy.

— Jesteś naszą córeczką i zawsze nią będziesz. Masz rację, że teraz będziemy mieć trochę więcej obowiązków, ale one nie zmniejszą tego, jak bardzo Cię z mamą kochamy! — tata był nieugięty. — Za to Ty będziesz mogła nauczyć Kacperka różnych rzeczy i jestem pewien, że staniesz się jego prywatną superbohaterką! — dopowiedział.

— Superbohaterką? Jak to? — zapytała Maja, podciągając noskiem i ocierając łzy.

— Bo Kacperek nie potrafi nic sam zrobić. Będziesz mogła opowiedzieć mu o wszystkich zabawkach, przedstawić pana Kwaka i panią Elizabeth, pokazać swoje książeczki i opowiadać różne bajki. Jestem pewien, że z czasem będzie Cię bardzo podziwiał i będzie chciał być taki jak Ty. Będzie chciał biegać tak szybko jak Ty, rozpoznawać zwierzątka po angielsku, układać z Tobą wielkie zamki z klocków i budować tory dla samochodów. I będzie chciał jeszcze na pewno robić dla rodziców takie smaczne kanapeczki, jakie Ty robisz i tak prędko nauczyć się jeździć na dwukołowym rowerku, dokładnie tak jak jego starsza siostra. — wyjaśniał tata.

W tym momencie ze szpitalnej sali dało się słyszeć głośny płacz małego Kacperka. Choć mama wzięła go w swoje ramiona i próbowała uspokoić dzidziuś cały czas płakał. Maja przysłuchiwała się temu dłuższą chwilę, lecz braciszek nie przestawał płakać.

— Może go coś boli? — zapytała cichutko dziewczynka.

— A ja myślę, że on płacze, bo jest mu smutno, że jeszcze nie poznał swojej starszej siostrzyczki, która jest najwspanialszą dziewczynką na świecie! — odpowiedział tata.

— Myślisz, że on chce mnie poznać? — oczy Mai powiększyły się z emocji.

— Oczywiście! W końcu będziesz dla niego wzorem do naśladowania! — wyjaśnił tata.

Po tych słowach dziewczynka stanęła na równych nogach i skierowała się powoli w stronę szpitalnej sali. Weszła nieśmiało do środka, ale jej twarz była już zupełnie inna niż za pierwszym razem. Teraz skrywała w sobie delikatne podekscytowanie i radość na myśl o małym, płaczącym zawiniątku, które mama trzymała na swoich rękach.

— Usiądź, Maju, tutaj na łóżku. — poprosiła mama, a dziewczynka chętnie wdrapała się na łóżko obok swojej mamy. Teraz mogła z bliska przyglądnąć się niemowlakowi, który jednak nie przestawał płakać.

— Chcesz potrzymać go na rączkach? — zapytał tata. Maja pokiwała twierdząco głową, a mama położyła jej na kolanach małego Kacperka, który… nagle przestał płakać. Dziewczynka objęła go swoimi rączkami, a braciszek spojrzał na nią swoimi brązowymi oczami. Dokładnie takimi samymi, jakie miała Maja.

— Jestem Twoją starszą siostrą. Zawsze będę Cię bronić i wszystkiego Cię nauczę! — zapewniła dziewczynka, przytulając swoją głowę do małego ciałka niemowlaka. W tym momencie tata wykonał pamiątkowe zdjęcie na którym była Maja i Kacperek. Najwspanialsza starsza siostra i najwspanialszy młodszy brat.

— Zawsze będziecie dla nas tak samo ważni. — podkreśliła radosnym głosem mama, patrząc ze wzruszeniem na swoje pociechy.

BAJKA NR 6. „Maja i segregator z karteczkami” — JEŚLI TWOJE DZIECKO NIE LUBI DZIELIĆ SIĘ Z INNYMI DZIEĆMI

Maja nie mogła doczekać się weekendu. Wiedziała, że jak przyjedzie babcia i dziadek, to dostanie od nich wspaniały prezent. Zawsze przywozili jej coś wyjątkowego: a to nową lalkę, a to pluszowego misia, a to kredki z brokatem, a to kilka kolorowanek. Ale tym razem babcia i dziadek postarali się jeszcze bardziej. Jako, że Maja była już większą dziewczynką i zaczęła chodzić do przedszkola babcia pomyślała, że nie będzie już kupować zabawek dla malutkich dziewczynek, dlatego też Maja dostała tym razem w prezencie segregator, na którego okładce były piękne księżniczki. Dziewczynka od razu go otworzyła i zachwytom nie było końca. W środku były setki kolorowych karteczek z różnymi obrazkami: duże, średnie i małe, z brokatami i bez, z równymi brzegami i pofalowane. Wszystkie przedstawiały obrazki z bajek, które Maja uwielbiała. Maję zastanowiło tylko to, po co w segregatorze jest kilka takich samych karteczek, ale nie przywiązała do tego większej wagi. Do samego wieczora układała je, segregowała i przekładała. Zachwycała się nimi, próbowała rysować nowe na zwykłych, białych kartkach i wpinać do segregatora. Wieczorem powiedziała do Mamy:

— Mamusiu, chciałabym jutro zabrać segregator do przedszkola. Chcę pokazać go koleżankom!

Mama pokiwała głową, pocałowała dziewczynkę na dobranoc i zgasiła światło. Nazajutrz Maja dumnie pomaszerowała do przedszkola. Pod pachą niosła swój segregator i oglądała się dookoła, czy ktoś na nią patrzy. Tak bardzo chciała, by wszyscy dostrzegli od razu jej prezent od babci i dziadka. Gdy Maja weszła na salę od razu podbiegło do niej kilka dziewczynek i zaczęło pytać:

— A co to jest? A skąd to masz? Możemy pooglądać?

Maja była dumna ze swojego prezentu i z tego, że wszystkie dziewczynki chcą być jej najlepszymi koleżankami. Żadna wcześniej nie przyniosła do przedszkola takich bajkowych karteczek, więc nawet pani była zainteresowana co to takiego. Dziewczynki po kolei oglądały karteczki i zachwycały się:

— O to Arielka w swojej nowej, wodnej jaskini!

— A to lalka Barbie w balowej sukience!

— Myszka Miki i Pluto bawią się chyba w berka!

— A tu Zygzak McQueen ratuje Złomka z pułapki!

Każda karteczka była komentowana przez dziewczynki. Niektóre karteczki były jeszcze atrakcyjniejsze, ponieważ z drugiej strony miały obrazek, który można było kolorować. Kamilka, koleżanka Mai, uwielbiała bajkę „Myszka Miki”, więc długo oglądała akurat te karteczki. Zauważyła, że dziewczynka ma kilka takich samych, więc nieśmiało zapytała:

— Maju, a może dałabyś mi jedną taką karteczkę? Masz ich dużo…

Ale Maja się oburzyła i krzyknęła: — Nie! To przecież moje!

Kamilce po policzkach popłynęły łzy, ale nie prosiła już więcej. Odeszła, by pobawić się wózkiem dla lalki. Po chwili Patrycja zapytała Maję o to samo:

— Jestem Twoją najlepszą przyjaciółką z przedszkola. Dałabyś mi jedną karteczkę? Tę z Arielką. Proszę…

Ale Maja znów powiedziała, że karteczki są jej, że dostała je od babci i dziadka i że nie może się nimi dzielić. Dlatego po obejrzeniu całego segregatora, dziewczynki wróciły do swoich zabaw. Maja przynosiła karteczki do przedszkola jeszcze przez kilka dni, ale z dnia na dzień coraz mniej dziewczynek chciało je oglądać.

— Tylko się nimi chwalisz! Nie chcesz mi dać nawet jednej karteczki! — powiedziała któregoś razu prawie płacząc Zuzia, ale Maja nie odpowiedziała. Cieszyła się, że to ona jedna ma takie fajne karteczki. Uważała, że dostała najlepszy prezent na świecie. Jednak po weekendzie, gdy Maja weszła na przedszkolną salę, trzymając w ręce swój segregator, dziewczynki nie podbiegły do niej jak zawsze. Wszystkie stały wokół stolika przy którym siedziała Oliwia. Dziewczynka podeszła bliżej i próbowała zobaczyć, co się tam dzieje. I zobaczyła… Oliwia siedziała przy stoliku i pokazywała wszystkim swój segregator. Miała w nim mnóstwo kolorowych karteczek z różnych bajek. Maja usłyszała głosy:

— Zuzia, dla Ciebie jest ta karteczka. Proszę, weź ją sobie…

— Aniu, a ta jest specjalnie dla Ciebie!

— Patrycja, dla Ciebie mam z Arielką!

Dziewczynki śmiały się i piszczały z radości, a chwilę później okazało się, że każda dziewczynka dostała od Oliwki karteczkę do segregatora. Każda z wyjątkiem Mai. Dziewczynka podeszła bliżej i zapytała cichutko:

— Czy ja mogę wybrać sobie jedną karteczkę?

Ale Oliwia popatrzyła na nią i zamknęła segregator. Do końca dnia Maja bawiła się sama, a wszystkie dziewczynki zajęte były swoimi karteczkami i segregatorem Oliwki, która chętnie dzieliła się tym, co miała. Mai zachciało się płakać, więc ucieszyła się bardzo, że mama odebrała ją szybciej z przedszkola.

— Córeczko, dlaczego masz taką smutną minkę? Czy coś się stało? Ktoś Ci dokuczał? — zapytała mama, patrząc na córkę. Maja nie chciała mówić, ale po chwili powiedziała płacząc:

— Wszystkie dziewczynki wolą segregator i karteczki Oliwii. Mojego już nikt nie chce oglądać!

Mama przytuliła córeczkę i zobaczyła kątem oka, że do przedszkola weszła mama Oliwii, by również odebrać swoją córkę wcześniej z przedszkola. Gdy koleżanka Mai weszła do szatni, zaczęła od razu opowiadać mamie:

— Mamusiu, koleżankom bardzo podobały się moje karteczki. Dałam Patrycji karteczkę z Arielką, Zuzi dałam z Myszką Miki, Kamili dałam… — wymieniała Oliwia. Mama Mai popatrzyła na córeczkę i zapytała:

— A Ty? Podzieliłaś się z koleżankami swoim prezentem?

Maja popatrzyła na mamę zdziwiona i trochę skrzywiona. Zaprzeczyła, kręcąc delikatnie głową na boki.

— Pamiętaj, kochanie, że będziesz miała tylko wtedy koleżanki, jeżeli będziesz potrafiła się z nimi dzielić. Masz przecież dużo karteczek, po co Ci aż tyle? Możesz je przecież dać dziewczynkom. Zobaczysz, jakie będą szczęśliwe! I jeszcze bardziej Cię polubią! Wiesz córeczko, w życiu nie jest najważniejsze to, ile Ty masz, ale to, czy potrafisz się tym dzielić… — powiedziała mama.

Następnego dnia, gdy Maja weszła na przedszkolną salę zawołała wszystkie dziewczynki z grupy i dała każdej po dwie karteczki. Wybrała dla każdej koleżanki karteczki z jej ulubioną bajką. Zrozumiała słowa mamy, że żeby mieć koleżanki, trzeba umieć się z nimi dzielić tak, by też były szczęśliwe. To był dzień, w którym Maja poczuła, że dzielenie się z kimś czymś, co sprawi radość drugiemu człowiekowi daje tylko samo szczęścia, co otrzymywanie prezentów. A może nawet i więcej.

BAJKA NR 7. „Maja i kosmita” — JEŚLI TWOJE DZIECKO NIE POTRAFI BYĆ TOLERANCYJNE DLA INNYCH

Pani w przedszkolu posadziła wszystkie dzieci na dywanie i zaczęła mówić:

— Kochane dzieci, jutro przyjdzie do naszej grupy nowy kolega. Ma na imię Aleks. Chciałabym, byście się z nim zaprzyjaźniły i zaopiekowały, ponieważ będzie nowy i pewnie troszkę wystraszony. Wy jesteście już doświadczonymi przedszkolakami, więc na pewno pokażecie Aleksowi, jak fajnie jest być w przedszkolu i mieć tu przyjaciół. Czy mogę na Was liczyć?

— Taaaak! — odpowiedziały chórem dzieci i z lekkim podekscytowaniem wróciły do zabawy. Wszystkie były ciekawe nowego kolegi i nie mogły doczekać się jutra. Na sali słychać było ciche rozmowy:

— Ciekawe, w co lubi się bawić ten Aleks…

— Pewnie wybuduje ze mną tor dla samochodów…

— A ze mną będzie się ścigał, ale i tak ja wygram…

Nazajutrz w drzwiach przedszkolnej sali stanął nowy chłopiec. Był niski, miał jasne włosy i niebieskie oczy. Wyglądał na bardzo przestraszonego. Kurczowo trzymał się dłoni mamy, a gdy nauczycielka zbliżyła się do niego wybuchnął płaczem. Pani wyciągnęła rękę, by pogłaskać Aleksa po głowie, ale chłopiec odsunął się szybko. Mama pożegnała się z nim, a pani próbowała wprowadzić go do sali i zachęcić do wspólnej zabawy. Ale Aleks pierwsze co zrobił na sali to… zatkał uszy. Owszem, było na sali trochę głośno, ale ten hałas nie różnił się niczym od wczorajszego hałasu i żadnemu dziecku to nie przeszkadzało. Pani zawołała wszystkie dzieci, by usiadły w kółeczku na dywanie i przedstawiła chłopca:

— To jest Aleks. — Wasz nowy kolega. Przywitajcie się miło.

Po sali słychać było krótkie przywitania: „Cześć Aleks”, „Dzień dobry”, „Super, że jesteś”, ale Aleks nie przywitał się z dziećmi. Właściwie nawet na nie nie patrzył. Nie chciał podawać nikomu ręki ani oglądać zabawek, które z dumą chciały zaprezentować mu dzieci. Nie wypowiedział jeszcze ani jednego słowa, za to ciągle patrzył się na koniec sali z takim zaciekawieniem, jakby ukryty tam był skarb. Dzieci wróciły do swoich zabaw, a pani powiedziała do nich:

— Zaproście, proszę, Aleksa do wspólnej zabawy. Na pewno poczuje się lepiej.

Ale Aleks nie chciał się z nikim bawić, nie reagował na zaproszenia, na pokazywanie nowych samochodów, klocków, książeczek ani wspaniałego toru dla wyścigówek. Ciągle patrzył na okno, choć nic ciekawego za nim nie było. Maja podeszła do chłopca i powiedziała:

— Może narysujemy razem obrazek? Dasz go później swojej mamie, na pewno się ucieszy!

Ale Aleks chyba tego nie słyszał, bo zamiast odpowiedzieć podbiegł do okna i stanął przy nim, wpatrując się w to, co jest na zewnątrz. Maja uważnie go obserwowała. W oczach Mai był dziwny. Wszyscy chłopcy szaleli na punkcie aut i wyścigówek, bili się wręcz o sportowy tor albo ciągle malowali jakieś potwory, a Aleks? Aleks nie chciał żadnych zabawek, ani książek, ani kredek. Chciał tylko stać koło okna.

— Może wypatruje swojej mamy, bo chce żeby już po niego przyszła! — pomyślała Maja i bacznie obserwowała chłopca dalej. Aleks wyciągnął w tym momencie ze swojej kieszonki w spodniach mały, zielony samochodzik i położył go na parapecie. Popatrzył na niego chwilę, po czym wziął go do rączki i zaczął nim jeździć. Jeździł tam i z powrotem przez cały parapet nie odrywając oczu od auta. Jeździł i jeździł przez cały czas. Nie chciał nawet jeść, tylko ciągle bawił się zielonym samochodem. Nie zauważył nawet jak przyszła po niego mama, tylko ciągle jeździł…

W drodze do domu Maja powiedziała do mamy:

— Mamo, ten nowy chłopiec u nas w przedszkolu jest jakiś dziwny.

— Dlaczego tak uważasz? — zapytała zdziwiona mama.

— Bo… — zaczęła niepewnie dziewczynka. — On nie chciał się z nikim bawić. I nie chciał nawet żadnych zabawek. Bawił się tylko swoim małym samochodzikiem i to zupełnie sam. Nawet nie chciał się z nami przywitać! — powiedziała Maja z lekkim oburzeniem. — Jeździł tylko samochodem po parapecie. Cały czas!

— Maju, może to jego ulubiona zabawka. Pamiętasz, jak Ty denerwowałaś się przed pójściem do przedszkola? Może jutro ten chłopiec będzie już pewniej się czuł w nowej grupie. Ale wiesz co? Weź jutro do przedszkola swój różowy samochodzik i może pobaw się razem z nim przy oknie? — zapytała z lekkim wahaniem mama.

— No co Ty?! Przecież on nawet nie chciał na mnie patrzeć. Nie będzie chciał się ze mną bawić. On jest dziwny! — dziewczynka nie rozumiała zachowania nowego kolegi.

— Maju, to że ktoś jest inny i nie robi tego, co Ty, nie oznacza od razu, że jest dziwny. Gdyby wszyscy ludzie na świecie byli tacy sami, to byłoby nudno, wiesz? Może ten chłopiec jest naprawdę fajny, tylko musisz dać mu więcej czasu… — powiedziała spokojnie mama, uśmiechając się.

— Ale mamo, wszystkie dzieci próbowały się z nim zaprzyjaźnić, pokazywały zabawki i opowiadały coś… — zaprotestowała dziewczynka.

— To wspaniale, że próbowaliście. Ale odpowiadaliście mu o tym, co Wy lubicie, pokazywaliście swoje zabawki. A może on najbardziej na świecie kocha ten samochodzik? Może zainteresuj się jego autkiem, później spróbuj pokazać mu swój samochód, pobaw się w jego ulubioną zabawę. Może ten chłopiec właśnie chciałby mieć przyjaciela, który będzie się z nim bawił w to, co on lubi? — zapytała mama.

— Hm, nie wiem… Ale mogę spróbować. Wezmę swój różowy samochodzik i spróbuję pobawić się z kosmitą. — powiedziała Maja.

— Maju, z kosmitą?! Nie można tak mówić. Zobaczysz, że ten chłopiec okaże się być fajnym kolegą, tylko musisz otworzyć dla niego swoje serduszko i pobawić się z nim w to, co on uwielbia. I pamiętaj, córeczko: to, że ktoś jest inny, świadczy właśnie o tym, że jest wyjątkowy. Wcale nie gorszy! Absolutnie nigdy tak nie myśl.

Następnego dnia dziewczynka wzięła do przedszkola swój samochodzik i podeszła do okna przy którym stał Aleks. Bez słowa zaczęła nim jeździć tam i z powrotem, podobnie jak robił to chłopiec. Przez dłuższą chwilę jeździli tak w milczeniu, a Aleks kątem oka ciągle patrzył na dziewczynkę. Po chwili niepewnie powiedział cichutkim głosem:

— Może zbudujemy dla nich tor?

Maja pokiwała głową, podeszła do Aleksa i wzięła go za rękę. Zaprowadziła go do wielkiej skrzyni, w której schowane były części wielkiego toru dla aut. Zabrali się do wspólnej pracy i nie zauważyli nawet, że przyszły po nich mamy.

— I jak minął dzień w przedszkolu? Bawiłaś się z nowym kolegą? — zapytała mama, jak tylko wyszła z Mają z przedszkola.

— Tak, mamo. Bawiliśmy się bardzo długo i wiesz co? Miałaś racje. Aleks wcale nie jest kosmitą. Super się bawiliśmy. Chyba kiedyś zostaniemy nawet przyjaciółmi. — podsumowała dziewczynka.

BAJKA NR 8. „Maja i jasełka” — JEŚLI TWOJE DZIECKO MA ETYKIETKĘ ODLUDKA

Pani w przedszkolu rozdawała rolę na jasełka. Dla Mai miał być to pierwszy występ, więc była bardzo przejęta. Nie rozumiała też dlaczego wszystkie dziewczynki kłócą się o to, kto będzie aniołkiem. Słyszała rozmowy dzieci:

— Ja nadaję się na aniołka, bo mam takie długie włosy!

— Aniołki mają jasne włosy, a ja jestem blondynką, więc to ja zostanę aniołkiem! — słychać było już z oddali głos drugiej dziewczynki.

— A ja byłam aniołkiem jak mieliśmy jasełka w drugiej grupie, jak byliśmy jeszcze maluszkami, pamiętacie? — przekrzykiwała ją trzecia. Maja nieśmiało wtrąciła:

— Wiecie… Ja jeszcze nigdy nie byłam aniołkiem, a bardzo bym chciała. Jeszcze nigdy nie występowałam w żadnym przedstawieniu.

— Ty?! — krzyknęły dziewczynki chórem i zaczęły odpowiadać:

— Przecież Ty nie masz jasnych włosów! Aniołki muszą mieć jasne włosy!

— Jeszcze nigdy nie występowałaś? Nie nadajesz się od razu na aniołka!

— Jesteś taka mała, że nawet nie będzie Cię widać!

Mai robiło się coraz bardziej przykro i z trudem powstrzymywała łzy. Ale dziewczynki nie odpuszczały i dalej próbowały wybić Mai ten pomysł z głowy:

— Aniołki zawsze dużo mówią, a Ty mówisz bardzo brzydko! Strasznie niewyraźnie!

— I muszą ładnie śpiewać! — dodała druga dziewczynka.

— I mieć piękną sukienkę! Twoje sukienki nigdy nie są takie piękne! — krzyknęła kolejna.

Maja nawet nie próbowała się bronić. Po jej policzkach popłynęły łzy i szybko uciekła do łazienki. Dziewczynka kucnęła pod ścianą, schowała głowę w swoich dłoniach i zaczęła głośno płakać. Było jej przykro, że nowe, przedszkolne koleżanki tak ją potraktowały. Nie miała już ochoty występować w żadnych jasełkach. Nie miała też ochoty już nigdy bawić się z tymi dziewczynkami. Ani nie miała nawet ochoty chodzić już do tego przedszkola. Chciała, by przyszła już po nią mama i zabrała do domu. Łzy ciągle płynęły, a płacz był tak głośny, że Maja nie zauważyła nawet jak do łazienki weszła nauczycielka.

— Maju, dlaczego płaczesz? — powiedziała zmartwionym głosem, lecz dziewczynka nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do jej nogi. Nauczycielka pogłaskała ją, następnie kucnęła przy niej i mocno przytuliła. Wtedy Maja powiedziała:

— Dziewczynki mówią, że nie nadaję się na aniołka. Mówią, że jestem mała, mam niedobre włosy i nie umiem śpiewać…

Głos dziewczynki zadrżał, a po policzkach znów popłynęły łzy.

— Maju! — zaczęła nauczycielka. — A wiesz, że właśnie do tych jasełek potrzebujemy malutkiego i zgrabniutkiego aniołka, takiego jak Ty?

Dziewczynka popatrzyła na nauczycielkę z otwartą buzią i próbowała z całych sił zatrzymać płynące łzy. Nauczycielka mówiła dalej:

— Dziewczynki mówiły tak, dlatego, że same chciały zdobyć tę rolę, a nie dlatego, że tak naprawdę uważają. Sama kiedyś słyszałam, jak Zuzia mówiła do Poli, że chciałaby mieć takie włosy jak Ty. A ostatnio Kinga zachwycała się Twoją sukienką w fioletowe słonie. Jesteś piękna, masz cudowne sukienki i wspaniale śpiewasz. I właśnie dlatego dziewczynki były niemiłe i chciały wmówić Tobie, że jest inaczej. Czasami ludzie mówią coś, nie zastanawiając się nawet, czy nie ranią kogoś słowami. Nie warto brać wszystkiego do siebie! To co będziesz moim aniołkiem? — zapytała z uśmiechem.

Maja była zaskoczona, łzy przestały lecieć, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Dziewczynka pokiwała twierdząco głową, a po chwili dodała:

— Zawsze marzyłam, żeby być aniołkiem.

— I właśnie będziesz. Ale wiesz, co? Ty będziesz aniołkiem nie tylko na jasełkach. Ty na co dzień jesteś takim aniołkiem dla wszystkich… — odpowiedziała nauczycielka i chwytając Maję za rękę zaprowadziła z powrotem do przedszkolnej sali.

BAJKA NR 9. „Maja i pies” — JEŚLI TWOJE DZIECKO NIE LUBI PRZEBYWAĆ W GRUPIE DZIECI

Na swoich urodzinach Maja wcale nie bawiła się z koleżankami i kolegami. Nie była zainteresowana strojeniem lalek wraz z innymi dziewczynkami ani przygotowywaniem dla nich wspaniałych domków. Nie angażowała się również w budowanie wielkiego toru dla samochodów wyścigowych ze swoimi kolegami. Nie było jej nigdzie. Mama zaczęła szukać dziewczynki, ale dłuższy czas nie mogła jej znaleźć. Dopiero po chwili zauważyła, że coś jest pod stołem. A raczej ktoś, bo okazało się, że Maja schowała się przed wszystkimi.

— Maju, dlaczego tutaj siedzisz? — zapytała mama ze zdziwieniem. — Dlaczego nie pójdziesz do dzieci? — dodała pytająco.

— Nie chcę bawić się z dziećmi. Ja wolę bawić się sama… — powiedziała smutnym głosem dziewczynka.

— Ale zabawa z dziećmi może być bardzo miła i przyjemna. Ja uważam, że zabawa z przyjaciółmi jest najlepsza! — przekonywała Maję mama.

— Ale ja nie chcę. Denerwuje mnie ta muzyka i te dzieci. Nie lubię się z nimi bawić. Chcę by już poszli do domu! — podniosła głos Maja.

— Maju, Twoje koleżanki i koledzy przyszli tutaj specjalnie dla Ciebie. To Twoje urodziny, a to Twoi goście. Byłoby miło gdybyś pobawiła się razem z nimi. — powiedziała mama, a po chwili dodała: — No, wychodź spod tego stołu, zaraz będzie tort i prezenty. Zdradzę tylko, że prezent od nas to coś, o czym marzyłaś od dawna…

Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało i podała mamie rękę. Mama zaprowadziła ją do pokoju, gdzie byli wszyscy goście, przyniosła tort i razem zaśpiewali Mai „Sto lat”. Dziewczynka stała nie odzywając się. Nie lubiła jak wszyscy się na nią patrzą. Była tu tylko dlatego, że czekała na prezent. I wreszcie się doczekała. Z sąsiedniego pokoju wyłonił się tata, trzymając w dłoniach futrzaną kulkę z kokardą. Tak, Maja dostała upragnionego szczeniaczka. Dziewczynka od razu przytuliła psiaka i wzięła go na ręce.

— Będziesz moim najlepszym przyjacielem! — powiedziała do niego i postawiła na podłodze. Dzieci przyglądały się pieskowi, niektóre podeszły, by go pogłaskać, ale po chwili wróciły do lalek i samochodów. Tylko Maja została z psiakiem i zaczęła się z nim bawić. Znalazła małą piłeczkę i turlała ją po podłodze. Szczeniaczek biegał za nią, a Maja za nim. Bawili się tak dłuższą chwilę i biegali coraz szybciej. Maja śmiała się wciąż i co chwilę wołała coś do szczeniaczka. Po chwili inne dzieci oderwały się od swojej zabawy i zaczęły obserwować Maję, a następnie bez słowa razem z Mają i pieskiem zaczęły biegać za kolorową piłką. Pokój Mai zamienił się w boisko, a goście urodzinowi stali się najlepszymi piłkarzami świata. Pomiędzy dziecięcymi nogami biegał mały szczeniaczek w poszukiwaniu piłeczki. Dzieci bawiły się wspaniale i były zachwycone. Nikt nie stał z boku, wszyscy zaangażowani byli w pogoń za piłką. Po chwili jednak szczeniaczek usiadł na podłodze, a mama Mai widząc to powiedziała:

— Wiecie, on jest jeszcze malutki i się po prostu zmęczył. Zobaczcie, jakie ma króciutkie nogi, ma mniej siły niż Wy. Zanieś go Maju do łóżka, niech się troszkę zdrzemnie a Wy możecie bawić się dalej.

Maja posłusznie wzięła pieska na ręce i zaniosła do łóżka. Wracając do pokoju zawahała się czy dalej grać w piłkę z innymi dziećmi skoro jej czworonożny przyjaciel nie będzie teraz grał, ale mama pogłaskała ją po głowie i powiedziała z uśmiechem:

— Tak wspaniale się bawiliście. Dziś są Twoje urodziny, więc pozwalam Wam jeszcze chwilę pograć w piłkę w domu.

Maja wróciła więc do pokoju, gdzie dzieci nadal turlały po podłodze kolorową piłkę i wkroczyła do gry. Zuzia podawała do Kasi, Kasia do Moniki, Monika do Mai, Maja do Bartka, Bartek do Szymona, Szymon do Kuby, a Kuba znów do Mai… Dzieci grały ze sobą jeszcze przez dłuższą chwilę, a dorośli, którzy byli w pokoju obok słyszeli tylko okrzyki zadowolenia i śmiech, który świadczył o dobrej zabawie. Gdy dzieci zmęczyły się, pobiegły natychmiast napić się oranżady, a następnie Zuzia powiedziała do Mai:

— Może pobawimy się lalkami?

— Albo ułożymy nowy tor wyścigowy? — zaproponował Bartek. Maja popatrzyła na dzieci i powiedziała:

— Najpierw pobawmy się lalkami, a później zbudujmy tor. Super się z Wami bawić, wiecie?

Mama popatrzyła na córeczkę i uśmiechnęła się.

— Jednak Maja zrozumiała, że wspaniale jest mieć wokół siebie przyjaciół, spędzać z nimi czas i z nimi się bawić. — pomyślała mama — Samotnie jest naprawdę smutno, a z koleżankami i kolegami można doświadczać wszystkich najprzyjemniejszych emocji!

BAJKA NR 10. „Maja sportowcem” — JEŚLI RÓWIEŚNICY NAŚMIEWAJĄ SIĘ Z TWOJEGO DZIECKA

Pani w przedszkolu ogłosiła, że 1 czerwca, czyli na Dzień Dziecka, odbędą się wielkie zawody sportowe. Wszystkie dzieci były zachwycone pomysłem i zastanawiały się, w jakim konkursie wystąpią. Zuzia, która na co dzień trenowała taniec, miała ochotę wziąć udział w konkursie skoku w dal. Kuba był małym hokeistą, więc bez problemu odnalazłby się w konkursie rzutów do celu. Madzia jak tylko skończyła 3 latka zaczęła trenować akrobatykę, więc chciała wygrać zawody gimnastyczne. Kacper był napastnikiem na boisku, więc bez problemu zwyciężyłby konkurs prowadzenia piłki przy nodze. Maja nie trenowała żadnego sportu, ale wcale nie była gorsza niż inne dzieci. Przeciwnie, tak samo jak one potrafiła szybko biegać i skakać, robić fikołki i podciągać się na rękach. Próbowała nawet robić pompki i przysiady, a ćwiczenia z piłką wykonywała wzorowo. Jednak inne dzieci uważały, że skoro dziewczynka nie uprawia żadnego sportu to nie poradzi sobie w konkursach i zaczęły się z niej naśmiewać:

— Nie wygrasz żadnego konkursu! Nie potrafisz nawet dobrze biegać! — powiedziała Zuzia, a Kuba dodał:

— Nie jesteś w ogóle szybka. W sporcie trzeba być szybkim!

Mai zrobiło się przykro. Owszem, nie trenowała żadnego sportu, ale była tak samo wysportowana jak inne dzieci. A w niektórych konkurencjach wydawało się, że Maja radzi sobie lepiej niż Kuba, Zuzia czy Madzia. Dzieci jednak były pewne, że Maja nie poradzi sobie na zawodach i dogryzały jej nieustannie:

— Twoja mama nie zapisała Cię na taniec, bo myśli, że jesteś ciągle dzidziusiem! — zaśmiała się Zuzia.

— Może dobrze, że nie grasz w piłkę, bo tylko byśmy przez Ciebie cały czas przegrywali! — zawołał Kacper, a Maja rozpłakała się. Całą rozmowę usłyszała nauczycielka, która podeszła do Mai, przytuliła ją i powiedziała:

— Maju, nie słuchaj innych dzieci. Pamiętasz, jak robiliśmy w przedszkolu wyścigi rzędów? Twoja drużyna wygrała tylko dzięki Tobie, bo byłaś taka szybka, że w mig pokonywałaś przeszkody. Albo pamiętasz, jak graliśmy w koszykówkę? Zdobyłaś najwięcej punktów. Inne dzieci uważają, że skoro trenują jakieś sporty to są lepsze od tych dzieci, które nie trenują, ale to nie prawda. Nie trzeba od razu trenować piłki nożnej, hokeja, tańca czy akrobatyki by być wspaniałym sportowcem. I wiesz co Tobie powiem? Jestem przekonana, że w konkursach zdobędziesz lepsze miejsce niż oni. Tylko musisz w to uwierzyć i nie słuchać tego, co mówią inni. Sama najlepiej wiesz, jaka jesteś szybka i sprawna…

Maja nie odpowiedziała, ale wyglądała na bardzo zamyśloną do końca dnia. Minęło jeszcze kilka dni w czasie których dzieci ciągle dogryzały Mai i przedrzeźniały ją pomimo tego, że nauczycielka rozmawiała z nimi na ten temat. Dziewczynka była smutna, ale nie dawała się sprowokować. Gdy przyszedł dzień zawodów, Maja przyszła do przedszkola w sportowym stroju, na jej koszulce napisane było jej imię, a jej włosy podtrzymywała sportowa opaska. Wyglądała jak prawdziwa sportsmenka, a dzieci nie mogły oderwać od niej oczu. Pani prowadząca zawody poprosiła, by wszystkie dzieci, które biorą udział w wyścigu stanęły na linii startu. Dzieci ustawiły się w równej linii, Maja stanęła niepewnie z samego boku.

— Na miejsca… Gotowi… Start! — krzyknęła nauczycielka, a dzieci ruszyły przed siebie. Kacper wyszedł na prowadzenie, zostawiając inne dzieci w tyle, ale po chwili dogoniła go Maja, popatrzyła na niego i wyprzedziła go. Do mety było już tylko kilka metrów. Kacper próbował jeszcze dogonić dziewczynkę, ale bezskutecznie. Maja była niepokonana, przebierała nogami niczym gepard…

Gdy przyszła pora rozdawania medali i to właśnie Maja weszła na najwyższy stopień podium innym dzieciom było głupio, że śmiały się z dziewczynki. Po wszystkim Zuzia podeszła do Mai i powiedziała:

— Przepraszam, że śmiałam się z Ciebie… — i podała dziewczynce rękę na zgodę, po czym inne dzieci zaczęły robić to samo.

— Jesteś naprawdę szybka. — powiedział Kacper i uśmiechnął się.

— Wygrałaś bo byłaś najlepsza. Może nauczysz mnie tak szybko biegać? — zapytała nieśmiało Madzia. Maja pokiwała głową, uśmiechnęła się, a w jej oczach widać było jasny błysk. Udowodniła dzieciom, że nie jest gorsza niż one. Przeciwnie, była nawet lepsza.

— Widzisz, wystarczyło uwierzyć w siebie. — powiedziała nauczycielka, gratulując dziewczynce wygranej. I od tej pory już nigdy żadne dzieci nie śmiały się z Mai, a ona uwierzyła, że może, potrafi i da radę. Absolutnie w każdej dziedzinie.

BAJKA NR 11. „Maja i zamek z klocków” — JEŚLI TWOJE DZIECKO PRZESZKADZA INNYM PODCZAS ZABAWY

Karolinka, Kaja, Agatka, Franek i Bartek zbudowali w przedszkolnej sali wspaniały zamek z klocków. Był tak duży, że zajmował połowę dywanu. Bardzo się przy tym napracowali, ponieważ widać było, że zamek ma wiele szczegółów: miał różnokształtne okna, kilka drzwi, wieże różnej wysokości, a nawet most. Z klocków wybudowana była również kareta, która przywoziła do zamku króla i królową. Dzieci wybudowały zamek w ten sposób, że każda wieża i każde pomieszczenie utworzone było z klocków innego koloru: najwyższa wieża była koloru niebieskiego, średnia wieża była zielona, a dwie najniższe wieże miały kolor czerwony. Z kolei największa komnata była żółta, trzy średnie komnaty były różowe, a najmniejsza komnata miała kolor fioletowy. Most natomiast był koloru pomarańczowego. Dzieci włożyły dużo pracy w wybudowanie tego zamku i zajęło im to dużo czasu: zaczęli budować tuż po śniadaniu, a skończyli dopiero przed obiadem, ale gdy stanęli obok zamku i spojrzeli na swoją pracę byli bardzo zadowoleni. Bartek wziął do ręki figurkę króla i powiedział:

— Ja będę królem tego zamku, a Kaja będzie królową. Franek, chcesz być naszym rycerzem?

— Tak, ja będę rycerzem! — krzyknął radośnie Franek i chwycił w dłoń figurkę rycerza siedzącego na koniu.

— Ja będę królewną! — powiedziała Karolinka. — Przecież król i królowa muszą mieć córeczkę!

— A wiecie kim ja będę? — zapytała Agatka. — Ja będę wróżką. Na zamku musi mieszkać też wróżka!

Dzieci z podziwem patrzyły na swój zamek i z wielkimi uśmiechami zaczęły bawić się plastikowymi figurkami króla, królowej, królewny, wróżki oraz rycerza. Właśnie wszyscy mieli wsiadać do karety, by wyjechać w podróż, gdy nagle…

— Grrrr! — wielka i ciężka piłka wtoczyła się w zamek i powaliła wszystkie jego wieże. Dzieci odwróciły się i zobaczyły, że piłka nie przyleciała tu przypadkowo. To Maja rzuciła ją specjalnie w zamek. Byli wściekli, ale zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć Maja krzyknęła:

— Wasz zamek był bardzo brzydki! Tylko ja potrafię budować wspaniałe zamki! — po czym odwróciła się i poszła na drugi koniec sali. W oczach Agatki pojawiły się łzy, ale Bartek szybko uspokoił koleżankę:

— Zbudujemy nowy zamek. Będzie jeszcze większy! — i dzieci kolejny raz zabrały się do budowy. Po chwili zobaczyły jednak, że Maja podkrada im klocki i w drugim końcu sali buduje swój zamek. Franek bardzo się zdenerwował. Chwycił ciężką piłkę, którą Maja wrzuciła w ich zamek i zrobił to samo: rzucił piłką w budowlę Mai. Klocki rozwaliły się po całej sali, a Maja znieruchomiała z wrażenia. Popatrzyła na to, co zostało z jej budowli i ze łzami w oczach pobiegła do nauczycielki:

— Proszę Pani! Proszę Pani! — krzyczała. — Franek rozwalił mój zamek!

Jednak Pani, widząc wcześniejszą sytuację powiedziała spokojnym głosem:

— Maju, widziałam, że Franek rozwalił Tobie zamek, ale wiesz dlaczego to zrobił? Zrobił to dlatego, że wcześniej Ty rozwaliłaś zamek, przy którym dzieci bardzo się napracowały. Było im bardzo smutno, ponieważ zepsułaś im całą zabawę. Nie można przeszkadzać komuś w zabawie ani psuć tego, co ktoś sobie wybudował Maju.

W tym momencie do nauczycielki podeszły dzieci, które wybudowały pierwszy zamek: Karolinka, Kaja, Agatka, Bartek i Franek. Wszyscy popatrzyli na Maję, a Karolinka powiedziała:

— A może wybudujemy razem jeden, wielki zamek? Przecież możemy pobawić się wspólnie i nikt nikomu nie będzie niczego psuł.

— Właśnie, im więcej nas będzie, tym piękniejszy zamek stworzymy! — powiedział Franek. Maja przez chwile nie mówiła nic, ale w końcu cichutko powiedziała:

— Macie rację… Przepraszam, że przeszkodziłam Wam w zabawie. Wiem, że było Wam smutno i byliście na mnie źli.

— Ja też przepraszam, że zniszczyłem Twoją budowlę. — odpowiedział Franek, po czym wszystkie dzieci chwyciły się za rękę i pobiegły na dywan by budować nowy, wspaniały zamek dla króla i królowej.

Tego dnia Maja zrozumiała, że nie można przeszkadzać innym w zabawie, ponieważ doświadczyła na własnej skórze smutku, który poczuła, gdy kolega zniszczył jej budowlę. Zamiast psuć sobie nawzajem zabawki i zabawy, o wiele lepiej jest stworzyć jedną drużynę i cegiełka po cegiełce budować coś wspólnymi siłami.

BAJKA NR 12. „Maja i kolega Artur” — JEŚLI DZIECKO JEST AGRESYWNE W STOSUNKU DO RÓWIEŚNIKÓW

Dzieci siedziały przy stolikach i tworzyły staranne rysunki. Pani rozdała wszystkim kontury piesków i kotków, które chciała zawiesić na przedszkolnej gazetce, by wszyscy rodzice mogli je podziwiać. Na każdym stoliku leżał pojemnik z kredkami tak, by każde dziecko mogło z niego korzystać i brać taki kolor kredki, jaki w danym momencie potrzebowało. Kuba kolorował właśnie ogon swojego kotka na kolor pomarańczowy, ponieważ chciał, by jego kot był koloru rudego. Artur z kolei chciał namalować łaty swojemu psu i potrzebował koloru, którego akurat używał Kuba.

— Daj mi tą kredkę! — powiedział stanowczo Artur, a Kuba odpowiedział:

— Już kończę malować ogon, zaraz oddam Ci kredkę.

Lecz Artur nie miał ochoty czekać. Złapał Kubę za rękę i mocno ją ścisnął.

— Powiedziałem żebyś dał mi ją teraz! — zniecierpliwiony chłopiec podniósł głos, więc Kuba z niepokojem w oczach oddał chłopcu kredkę. Gdy Artur skończył malować pomarańczowe łaty powiedział do Mai:

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 9.45
drukowana A5
za 38.9