E-book
20.58
drukowana A5
34.86
drukowana A5
Kolorowa
60.04
Badacz świata zza Kurtyny

Bezpłatny fragment - Badacz świata zza Kurtyny

Za Kurtyną: Klark i Scarlett Tom 1


Objętość:
171 str.
ISBN:
978-83-8221-032-3
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 34.86
drukowana A5
Kolorowa
za 60.04

Nauczycielka

Scarlett

Wzięłam głęboki oddech i — nim weszłam do szkoły — poprawiłam sobie torebkę, którą pół godziny wcześniej przewiesiłam przez ramię. Dziś był mój pierwszy dzień w szkole — lecz nie jako uczennica.

Byłam nauczycielką i na samą świadomość tego faktu poczułam delikatny, przyjemny dreszcz — w końcu, po tylu latach nauki, zdecydowałam się osadzić nie tylko tutaj — w tej szkole — lecz również i w tym mieście, które na pierwszy rzut oka wydawało się dość osobliwe.

I, tak naprawdę, to ta osobliwość nakazała mi się tu osadzić.

Miałam już trzydzieści lat i jedyne co chciałam to czuć się potrzebna. Jeśli miałam być szczera to owego uczucia… nigdy wcześniej nie doświadczyłam.

Dopóki żyli moi rodzice jeszcze jakoś dawałam sobie radę, lecz po wypadku samochodowym, w którym zginęli oboje, załamałam się i z ledwością zdołałam unieść.

Mąż, dzieci… nie miałam nikogo, gdyż mężczyźni raczej nie zwracali na mnie uwagi — pomimo mojego wieku nie wyglądałam na kobietę „dojrzałą” przez co — jak podejrzewałam — faceci nie patrzyli na mnie jak na kobietę, lecz kolejne dziecko.

Pomijając już naprawdę paskudne doświadczenia i bycie cały czas praktycznie samej, to życie odbiło piętno tylko na mojej psychice, nie wyglądzie.

Nawet kiedy załamałam się kompletnie po ich stracie, nawet pomimo targnięcia się na własne życie, nic — na pierwszy rzut oka — nie pokazywało, jak bardzo skopał mnie los.

Przeżyłam próbę samobójczą — uratowała mnie tak naprawdę córka sąsiadów, która wpadła z wizytą, zmartwiona moim stanem po wypadku rodziców. Gdyby wtedy nie weszła do środka, już by mnie nie było.

Dlatego się uniosłam — byłam po szkole medycznej, ale w międzyczasie zdobyłam też czarny pas karate, dlatego, ze względu na moje postanowienie walki, oddałam się sztukom walki i gdy dowiedziałam się, że szukają w tej szkole nauczyciela, od razu się zgłosiłam.

Kilka razy rozmawiałam już z dyrektorem — był to człowiek o naprawdę wielkiej empatii, mający ogromne pokłady współczucia, lecz i pewności siebie, która nie była jednak nadmierna czy wybujała. Przypominał w sumie trochę jakiegoś przywódcę, a przynajmniej kogoś, kto przyciąga ludzi, niezależnie od sytuacji.

Kiedy opowiedziałam mu swoją historię i to, dlaczego chcę się przenieść do miasteczka, ten od razu zgodził się mnie zatrudnić. Wtedy jednak do pokoju wszedł wicedyrektor o imieniu Hiro i westchnął ciężko mówiąc, żeby nie zatrudniał mnie tylko dlatego, że mi dobrze patrzy z oczu.

To było w sumie miłe — facet był naprawdę przystojny, ciemnowłosy i niebieskooki… jednak miał w oczach coś zimnego, co w pierwszym odruchu mnie zaniepokoiło. Dyrektor jednak zachichotał na moją reakcję i wyznała ciepło, że Hiro jest nazywany „Wicedyrektorem-Demonem” i bym się nie przejmowała, jeśli zrobi się zbyt oschły. Wtedy jednak Hiro znów westchnął i zauważył, że — gdyby wrócił Klark — nie musiałby być wcale ani Demonem, a nie Wicedyrektorem.

Wtedy nie wiedziałam za bardzo, czemu tego nie połączył… lecz po pewnym czasie dowiedziałam się prawdy, ukrytej za jego słowami.

Zanim jednak to nastąpiło… cóż, wiele się wydarzyło.


Westchnęłam ponownie i weszłam do budynku. Dziś był pierwszy dzień zajęć i jako nauczycielka musiałam być przy przygotowaniach — szczególnie że dopiero zaczynałam pracę.

Swoją drogą przekonanie pana „Wicedyrektora-Demona” co do moich kwalifikacji okazało się wcale nie takie trudne. Powiedział mi, że mam mu pokazać, na co mnie stać, więc udaliśmy się do sali ćwiczeń i tam — najzwyczajniej na świecie — rozłożyła go na łopatki jednym ruchem. Fakt, uniósł się od razu, jakby nic się nie stało, lecz marudził pod nosem, że — gdyby miał miecz — to nic takiego by się nie stało.

Przeleciało mi wtedy przez głowę, że czasy miecza przecież dawno minęły i niemal nikt już nie umiał się nim posługiwać. Cóż, może był jednym z członków tych ówczesnych „zakonów rycerskich”, które nadal praktykowały wpajanie ludziom zasady rycerstwa? Swoją drogą… kiedy przerzucałam go przez ramię okazał się niezwykle twardy i silny w dotyku… nie powiem, byłam ciekawa co krył pod tym garniturem, bo na pewno nie był to brzuszek piwny, ale — co ciekawe — pomimo że był dość mocno w moim typie nie czułam w sobie motylków.

Co było ze mną nie tak? Od lat… od Zawsze szukałam mężczyzny, który wzbudzi we mnie ogień, który samą swoją obecnością odbierze mi dech.

I tak czekałam. Czekałam po dziś dzień, zdając sobie sprawę, że w wieku trzydziestu lat byłam kobietą, która nigdy nie poczuła na sobie dotyku męskich dłoni czy ust.

Byłam… naprawdę byłam żałosna.

Pierwsze spotkanie

Scarlett

Musiałam przyznać… że byłam pod wrażeniem. I to nie rozpoczęciem szkoły, czy też uczniami…

Byłam pod wrażeniem nauczycieli, gdyż jeden wyglądał lepiej od drugiego. Jeśli w ogóle któryś wyglądał „lepiej”.

Boże! Trafiłam do miasta chodzących ciasteczek! Tylko że… co z tego? — westchnęłam ciężko, kiedy dyrektor skończył przemowę.

Po chwili poprosił mnie, bym przywitała się z uczniami — miałam nadzieje, że się co do tego rozmyślił, jednak nie miałam wyboru. Podeszłam do niego, mając też dzięki temu oko na nauczycieli… i po raz pierwszy zrozumiałam, dlaczego ani razu — będąc tutaj — nie trafiłam na inną kobietę poza pielęgniarką.

Nauczyciele — Wszyscy — byli mężczyznami! Byłam jedyną kobietą!

Jezu!

Spojrzałam szybko na uczniów. Ich się nie bałam — miałam dosyć sporo doświadczenia z licealistami. Jednak ta boska grupa za mną… chyba wybór tej szkoły był jakimś przekrętem mojego życia.

Jak miałam sobie poradzić pomiędzy zgrają facetów?

— Dzień dobry — przywitałam się, brzmiąc nad wyraz spokojnie.

Zupełnie jakbym w środku nie miała mózgowej papki. Cóż, jak mówiłam, trochę przeszłam… przez co nabrałam naprawdę twardej skóry.

Przysłowie „co nas nie zabije, to nas wzmocni” było dla mnie idealne.

— Nazywam się Scarlett Glass i od dzisiaj będę was uczyć, jak się bronić.

Uczniowie byli zaskoczeni, podobnie jak — jak słyszałam z tyłu — niektórzy nauczyciele.

Widać szkolni „liderzy” postanowili trochę wszystkich zaskoczyć.

— Dla wyjaśnienia… — zaczęłam nagle spokojnie i bardzo pewnie. — Mam trzydzieści lat i czarny pas najwyższego stopnia. W zasadzie mało interesuje mnie wasz pogląd na to, że jestem tu jedyną kobietą i że to akurat ja mam was nauczyć obrony, ale oczekuje że — skoro obraliście lekcje tutaj poważnie — to i tak potraktujecie moje lekcje. Na moich zajęciach nie chcę jednak żadnych bezpodstawnych bójek, czy wyśmiewania siebie nawzajem z obojętnie jakiego powodu. Szacunek i tolerancja dla drugiego człowieka są dla mnie absolutnym priorytetem, dlatego wszelkie próby zniszczenia tego porządku będę rozwiązywane przeze mnie osobiście. Dziękuję.

Odeszłam od mikrofonu i stanęłam spokojnie na dawnym miejscu. W sali panowała absolutna cisza, przepełniona — byłam tego pewna — strachem.

O tak, miałam teraz bardzo twardą skórę.

I nie miałam zamiaru pozwolić, by ktoś choć ją naruszył.

Klark

Czekałem w pokoju nauczycielskim z uśmiechem, by powitać nim swoich przyjaciół.

Kornel — to znaczy nasz dyrektor — ledwo mnie ujrzał po wejściu do środka i rzucił się, by mnie przywitać.

— Klark!

— Witajcie — przywitałem ich ze szczerą radością.

Hiro podszedł do mnie jako drugi i trącił w ramię z ciepłym uśmiechem.

— Ty draniu… tyle czasu nie dawałeś znaku życia, i nagle wróciłeś. Trzeba było dać mi znać.

— Żebyś mógł od razu zwalić na mnie obowiązki Wice? — zapytałem, ciągle lekko uśmiechnięty i westchnąłem. — Cały ty. Jesteś lepszym przywódcą, jednak przeraża cię praca wymagająca innego rodzaju uwagi. Niestety — zamknąłem na moment oczy. — Na razie nie mogę zabrać tych obowiązków z twoich barek… — nagle urwałem, ujrzawszy pośród nas nieznaną twarz.

Delikatną i dość dziewczęcą… lecz jedno spojrzenie na jej ciało mówiło, że nie należy do grona uczniowskiego.

Uśmiechnąłem się do niej i zacząłem:

— Widzę pośród nas piękną twarz — i podszedłem do niej.

Od razu wiedziałem, że nie pochodzi z tego regionu — miała jasne włosy, lekko wpadające w brąz, lecz przede wszystkim była za wysoka. Większość żyjących w mieście kobiet miała wzrost przeciętnej japonki — ona tymczasem sięgała mi do barku, więc musiała mieć jakieś metr siedemdziesiąt.

Ukłoniłem się do niej lekko, po czym ująłem dłoń, by ją pocałować.

— Jestem Klark Seraf. Miło mi ujrzeć tak uroczę damę pośród otaczającej nas zgrai barbarzyńców.

— Kogo nazywasz barbarzyńcą? — zapytał rozbawiony Hiro. — Niegdyś ty pierwszy pchałeś się do bitki.

— W istocie — przyznałem z uśmiechem. — Jednak… — wyprostowałem się. — Na szczęście pewne rzeczy są już poza mną.

— …um… — usłyszałem nagle i spojrzałem z uśmiechem na kobietę.

— Tak, moja droga… — urwałem i szybko puściłem jej dłoń. — Wybacz, nie chciałem… cię urazić — dokończyłem trochę inaczej niż chciałem, ponieważ jej mina była co najmniej niecodziennym widokiem.

Wyglądała na niepewną, przez co ją przeprosiłem… lecz to nie jej niepewność kazały mi się upewnić co do jej intencji.

W jej oczach ujrzałem ból — ból, którego źródło nie mogło pochodzić od naszego kontaktu.

— Nie… Nie uraził mnie pan — rzekła w końcu, a jej głos mnie zaskoczył.

Brzmiała bardzo łagodnie, co pasowało do aparycji, lecz głębia jej głosu, jego niski dźwięk był zaskakująco kobiecy.

Nie bez zaskoczenia zauważyłem, że kiedy mówiła czułem w środku lekkie drżenie, jakby głębia jej głosu, jego nieskrywana seksualność dochodziła aż do żyjącego we mnie mężczyzny.

— Po prostu… — spojrzała na moment w bok, by w końcu się pozbierać i spojrzeć na mnie z ciepłym uśmiechem. — Miło mi poznać — zmieniła temat. — Jestem Scarlett Glass. Będę uczyć dzieciaki sztuk walki.

Zamrugałem zaskoczony i spojrzałem na Kornela i Hiro. Widząc minę tego drugiego wiedziałem, że ten również przyjął ją do grona pedagogicznego. Oznaczało to więc, że ją zaakceptował.

Mój wzrok bez słowa padł na małą Scarlett… musiałem przyznać, że robiła wszystko, by nie pokazać, jak moje ciche niedowierzanie ją dotknęło. Dlatego uśmiechnąłem się i znów ująłem jej dłoń, całując kostki.

— Witam w naszym gronie, Lady Scarlett.

— L… Lady? — niemal połknęła język, a reszta zaczęła chichotać.

Ja jednak uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i wyznałem:

— Drugiej damy tu nie ma… chyba że liczyć Bruna.

— Kogo nazywasz „damą” koleś? — parsknął zniesmaczony. — Gdyby jej tu nie było dostałbyś po pysku.

Uśmiechnąłem się do niego.

— W takim razie możesz spróbować, jak wszyscy wrócimy do domu.

Ten uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.

— Masz to jak w banku, bracie.

— …um… — nagle znów mnie dobiegło i pojąłem, że znów trzymam jej dłoń.

Puściłem ją i chciałem znów przeprosić, lecz wtedy ucięła wszystko jednym zdaniem:

— Muszę już iść — i ruszyła do drzwi. — Do widzenia panowie. Widzimy się jutro.

Pożegnali ją, a ja odprowadziłem ją wzrokiem.

Kiedy zamknęły się za nią drzwi, spojrzałem bez słowa na Hiro.

— Była naszą najlepszą opcją — wyjaśnił mi w końcu. — Trochę jednak zdziwiło mnie, jak dobrze walczy. Jak na człowieka… na dodatek kobietę… cóż, sądzę, że — jeśli któryś nie zacznie paplać — zdołamy utrzymać wszystko w tajemnicy… przynajmniej do czasu, aż postanowimy, co dalej.

— Skoro już o niej mowa, to wracajmy do domu — poradziłem. — Mam wam wiele do opowiedzenia…

Nieporozumienie

Scarlett

Moi uczniowie już po kilku dniach zrozumieli, że to, co mówiłam na początku roku, to czysta prawda — nie tolerowałam głupot, ani dogryzania sobie nawzajem. Jeśli ktoś chciał się bić między sobą, to oświadczałam wtedy jedno — by wzięli to jako sprawę honoru i walczyli na macie. W ten sposób miałam nad nimi pewną kontrolę i przy okazji mogli się wyżyć.

Szybko również pojęłam, że mój strach na temat męskiego grona pedagogicznego… cóż, myliłam się.

Dyrektor dyrektorem, lecz pozostali okazali się tak samo cudowni, choć w inny sposób.

Wicedyrektor Hiro był bardzo przemyślnym człowiekiem — jeszcze nie widziałam pełni jego gniewu, lecz pozostali bardzo go szanowali i słuchali, niemal jakby był ich przywódcą czy czymś.

Nauczyciel W-F — Bruno… cóż, miałam z nim sporo styczności przez nasze zajęcia. Był jak przerośnięty misiek, trochę narwany jak się wkurzył, ale był serdeczny i ciepły jak starzy brat.

Dość dobrze poznałam też nauczyciela matematyki — Sano. Był to naprawdę gorący rudzielec, który dość łatwo zagadywał, był otwarty i jeszcze na dodatek podgadywał mnie co chwilkę, jak daję sobie radę. W porównaniu do Bruna był bardziej… troskliwy i wydawał się czuły, lecz, jeśli miałam być szczera, jego troska wydawała się również bardziej „braterska” niż taka typowo „chcę się umówić”.

Zresztą nie dziwiłam się — jeszcze nikt w całym moim życiu nigdzie mnie nie zaprosił.

A podobno byłam taka ładna! Co z tego, skoro nikt nie widział we mnie kobiety?


Tego dnia prowadziłam lekcje — minął dokładnie miesiąc od rozpoczęcia, i żyło mi się tutaj już całkiem-całkiem. Jednak, jeśli miałam być szczera, zawsze kiedy wchodziłam do szkoły miałam cichą nadzieję, że ujrzę tamtego mężczyznę… Klarka.

Jak to jest, że moje myśli były aż tak na nim skupione? Sano był ciasteczkiem nad ciasteczkami, tak samo Hiro i Bruno. I miałam ich na widelcu, wiedząc, że są singlami.

A jednak… zawsze, kiedy wchodziłam do pokoju nauczycielskiego, miałam cichą nadzieję, że go tam ujrzę.

W zasadzie zastanawiałam się „czemu?”. Fakt, był wysoki i ciemnowłosy…. Lecz miał włosy do ramion — proste i wyglądające na bardzo gładkie choć gęste — a do tej pory raczej faceci z długimi włosami mi nie odpowiadali. Do tego… wydawał się dość szczupły i w pewien sposób chytry… jak wąż? W sumie nie byłam pewna, czy akurat wąż powinien być tu wymieniony. No i jego język raczej nie był gadzi — mówił w sposób niezwykle kulturalny i grzeczny, niczym naukowiec. Jego głos był dość zagadkowy — nie był bardzo niski, lecz dość mrukliwy i ciepły. Wydawało mi się, że z takim głosem — gdyby się zdenerwował — nie brzmiałby bardzo groźnie.

Hm… — przystanęłam nagle i westchnęłam ciężko. Zdałam sobie sprawę, że całkiem sporo zapamiętałam, choć widziałam go raz. Od rozpoczęcia nie widziałam go ponownie.

Dawno… naprawdę dawno nikt nie zajmował mi głowy. Najgorsze było jednak to, że było to bezcelowe.

Jak mówiłam, nigdy nikt mnie nigdzie nie zaprosił — żaden facet nie zaproponował mi randki. Nic dziwnego, że moja samoocena jako kobiety niemal nie istniała. Chciałam być kobietą. Chciałam Czuć się kobietą.

Jednak jak miałam to zrobić, skoro nikt jej we mnie nie widział?

— Ał… — syknęłam, kiedy ból znów walnął niczym młot w moje ramię.

Bałam się zajrzeć pod rękaw — w czasie lekcji chłopcy z pierwszej klasy wygłupiali się jak idioci, próbując wejść na drzewo. Jeden z niego spadł, a ja oczywiście rzuciłam się, by go złapać.

Był poobijany i chyba złamał sobie rękę, więc posłałam go z jedną z uczennic do pielęgniarki. Chisa — bo tak miała na imię — była bardzo troskliwą dziewczyną i bardzo ją lubiłam, dlatego — wiedząc, że jest także bardzo odpowiedzialna — postanowiłam jej zaufać i przekazać chłopaka w jej ręce. Oczywiście ona i jej przyjaciółka — Kimi — martwiły się też o mnie, bo Blade spadł na mnie równo, ale wymigałam się od ich troski udając, że wszystko w porządku.

Niestety ramię bolało mnie coraz bardziej i gdy rozbrzmiał ostatni dzwonek zmusiłam się, by pójść do pielęgniarki.

Jednak, kiedy weszłam do środka ze zwieszoną z bólu głową, to nie głos pani Lindy mnie powitał:

— W zasadzie zastawiałem się, jak długo Lady wytrzyma.

Poderwałam gwałtownie głowę i zamrugałam w szoku.

— Kla… — urwałam, zdumiona sama sobą i cofnęłam speszona.

On jednak nadal uśmiechał się do mnie ciepło zza swoich okularów i biurka pielęgniarki.

— Moja droga… — zaczął nagle i wstał.

Znów uderzyło mnie, że był wysoki, lecz teraz miał na sobie jasny garnitur, a na wierzchu biały kitel.

Wyglądał… Boże, musiałam przełknąć ślinę.

— …przyznam, że miło jest ujrzeć twoją twarz po powrocie do domu, jednak to… — i nagle zacisnęłam zęby z bólu, kiedy zdecydowanie, choć bardzo delikatnie, dotknął moje ramię.

Kiedy ujrzał moją reakcję westchnął ciężko i bez dalszych słów poprosił:

— Usiądź.

Bez słowa wykonałam polecenie, a on usiadł naprzeciw mnie na stołku, prosząc:

— Zdejmij żakiet.

Spróbowałam, lecz szło mi opornie — miałam wrażenie, że ramię mi pulsuje, lecz on patrzył na mnie bez słowa… w sumie jakby na coś czekał, ale nie miałam pojęcia na co, więc przestałam zwracać na to uwagę.

Zdjęłam żakiet, a z jego ust znów dobyło się westchnienie.

— Nie ruszaj ramieniem, mam coś, co na to pomoże.

I wstał, podchodząc do szafki.

Nie wiedziałam czy mam coś mówić, czy nie… czy to ma sens, czy on w ogóle chce rozmawiać. Wydawał się… podirytowany.

Milczałam, lecz nagle to jego głos rozbrzmiał w pokoju:

— Jak sobie radzisz?

Zamrugałam zaskoczona i wyznałam bez zastanowienia:

— Dobrze… niektórzy chłopcy trochę dokazują, ale to normalne w ich wieku.

— Wyobrażam sobie, że Blade i Tomas dają najbardziej do wiwatu — powiedział, a ja poczułam w jego głosie wiele ciepła, kiedy wspomniał tę dwójkę. — Harry i Seth zawsze próbują ich ogarnąć, lecz to nie proste zadanie.

Blade i Tomas byli przyjaciółmi… co do Harry’ego i Setha to byli w komitecie uczniowskim szkoły jako prezydent i jego następca. Nie sądziłam jednak, że ta czwórka była aż tak blisko.

— A jak nauczyciele? — zapytał i odwrócił się w moją stronę, podchodząc z jakąś maścią w słoiczku. — Hiro mówi o tobie w samych superlatywach, więc tym większym zdumieniem… — nagle jego uśmiech osłabł, gdy spojrzał na moją ranę. — …jest dla mnie widok tego przerażającego siniaka znaczącego twoją skórę.

— To… był wypadek… Ał! — syknęłam, kiedy ten bez pytania zanurzył palce w maści i zaczął nią smarować mojego coraz brzydszego siniaka.

Przerażona poza bólem poczułam, że się rumienię — jego dotyk tak bardzo mnie zaskoczył, że przez chwilę myślałam, że mam omamy, lecz nie — delikatnie smarował moje ramię, a jego palce… były smukłe, lecz zadziwiające twarde, co zmieniło moja zdanie na temat dłoni artysty.

On… miał racę wojownika. Dlatego tym bardziej jego dotyk na mojej nagiej skórze sprawił, że zrobił mi się gorąco i odwróciłam twarz w bok, chowając policzki za włosami. Nie chciałam by ujrzał, jak bardzo wyprowadził mnie z równowagi — najgorsze co mogłam to wstać i uciec jak tchórz.

— Coś nie tak? — zapytał mnie spokojnie, lecz ja rzekłem za stoickim spokojem, lecz nie patrząc na niego:

— Nie, wszystko okej.

Czułam, że na mnie patrzy, lecz nagle usłyszałam:

— Jesteś… naprawdę zadziwiającą kobietą.

Zamrugałam zaskoczona i spojrzałam na niego niepewnie, czując, że rumieniec osłabł. Patrzył z lekkim uśmiechem na swoją rękę, nadal wmasowującą maść w moje ramię, które nadal parzyło… lecz parzyło teraz nie bólem, lecz jego delikatnym dotykiem.

— Szczerze nie sądziłem, że dasz radę tu wytrzymać — aż zamrugałam, jak to usłyszałam.

— …dlaczego? — zapytałam, na co jego uśmiech zniknął, a wzrok — wbity w moje ramię — stężał.

— Nie wiem, co kierowało poczynaniami naszego dyrektora, kiedy cię zatrudniał. Tym bardziej nie rozumiem jednak, dlaczego Hiro postanowił ci zaufać.

Kiedy to usłyszałam poczułam się tak, jakbym po raz kolejny nic nie znaczyła. Jakby po raz kolejny ktoś musiał mi przypomnieć, że nic nie znaczę.

— …czy ja… — nim pojęłam, co chodzi mi po głowie, zapytałam: — …czy ja naprawdę nie jestem godna choć odrobiny zaufania? Choć odrobiny poczucia, że mogę zrobić coś dla kogoś?

— Tu nie chodzi o… — zaczął od razu, lecz ja ze zgrozą poczułam w oczach łzy, wyrwałam się z jego uścisku, łapiąc żakiet i wybiegłam z gabinetu.

Zaczęłam płakać ledwo moje stopy wyszły poza teren szkoły.

Obiecałam sobie… obiecałam sobie nigdy więcej nie płakać, nie z takiego powodu.

Znałam prawdę. Wiedziałam, że cokolwiek zrobię i tak nikt nigdy nie uzna moje starania za ważne, za znaczące. Że moje życie tak naprawdę nie ma większego znaczenia — żyłam ponieważ obiecałam sobie przeżyć to życie do czasu, aż zabierze mnie czas.

Dlaczego więc jego słowa tak bardzo mnie zraniły? Wiedziałam to wszystko — wiedziałam bez jego słów! Dlaczego więc…

Dlaczego więc nie mogłam pogodzić się z myślą, że po raz kolejny miałam rację? Dla nikogo nie byłam ważna — nie było nikogo, kto by mnie potrzebował.

Klark

Co… powiedziałeś? — byłem w szoku, kiedy Hiro opowiedział mi historię małej Scarlett.

— Dobrze słyszałeś — westchnął cicho, odpalając papierosa. — To dlatego Kornel dał jej szansę i wezwał mnie, bym podjął ostateczną decyzję. Nasz lider ma wielkie serce, lecz czasem brak mu stanowczości… jednak tym razem poparłem jego zachowanie. Dziewczyna przeszła piekło nim trafiła do miasta. W wieku czternastu lat przeszła załamanie nerwowe przez prześladowania szkolne — z tego, co się dowiedziałem, dzieciaki zniszczyły w niej wszystko: poczucie godności, bezpieczeństwa. Dlatego skierowała się ku nauce sztuk walki na równi co medycynie, choć z tego co wiem uczyła się tworzyć leki, a nie nimi gospodarować czy leczyć innych.

— Tworzyć… — zamilkłem, gdy ten pokiwał głową.

— Wpierw pomyślałem, że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Wojowniczka i medyczka, mogąca nam pomóc w poszukiwaniach… kiedy jednak ją prześwietliłem nie byłam zachwycony. Dziewczyna przeszłą emocjonalny bajzel, do tego straciła kilka miesiącu temu rodzinę. Jest całkiem sama. Jednak, kiedy zaczęła ze mną walczyć — wydmuchał dym. — Dałem jej szansę pokazania, czy jest godna zaufania.

Zamknąłem oczy, słysząc jej rozdzierające bólem słowa: „…czy ja naprawdę nie jestem godna choć odrobiny zaufania? Choć odrobiny poczucia, że mogę zrobić coś dla kogoś?”.

— Teraz wszystko rozumiem — wyznałem i wstałem.

— Klark?

Spojrzałem na Hiro i spytałem:

— Jak ona jutro pracuje?

Patrzył na mnie przez chwilkę bez słowa.

— Zaczyna od dziewiątej. Ma zajęcia z pierwszą klasą.

Pokiwałem głową i ruszyłem ku wyjściu z pokoju, pytając:

— Czy decyzja o tymczasowym wstrzymaniu poszukiwań jest już decydująca?

— Tak… ale Klark, co ty kombinujesz?

— Tym razem, mój przyjacielu… — obejrzałem się na niego bez uśmiechu. — Moim jedynym priorytetem będzie połączenie sił z pewną samotną damą…

— Ej, chwila… — aż wstał. — Ty chcesz się tym zająć?

— A dlaczego nie? — zapytałem bez emocji. — Żaden z nas nie zna jej dobrze. Poza tym… ona dziwnie na mnie reaguje.

— Reaguje?

Uśmiechnąłem się lekko.

— Przyznaję… że jestem bardzo ciekaw, jak daleko te reakcje pójdą.

— Klark!

Ja jednak nie obróciłem się do niego, chowając uśmiech.

Uśmiech, który zniknął ledwo znalazłem się w swojej części domu. Tak, byłem ciekaw jej reakcji… jednak bardziej martwiło mnie to, co stanie się jutro.

Już gdy to powiedziała wiedziałem, że ją zraniłem… jednak teraz, gdy znałem jej przeszłość… zrozumiałem że rany, które jej nieświadomie zadałem, były znacznie intensywniejsze, niż mogłem przewidzieć. Miałem tylko nadzieję, że jutro, kiedy ją spotkam, uda mi się z nią o tym porozmawiać i wszystko naprostować.

Ponieważ źle mnie zrozumiała — moją intencją nie było sprawić jej bólu. Niestety odeszła, nie dając mi wyjaśnić swoich słów.

Jutro — obiecałem sobie. — Jutro wszystko jej wyjaśnię. Wyjaśnię… i upewnię, że nasze nieporozumienie poszło w niepamięć.

Piękne oczy skryte za okularami… chyba mnie wzięło

Klark

Musiałem przyznać, że następny dzień… nie okazał się taki, jak planowałem.

Aż do późnego, szkolnego popołudnia, była u mnie chyba połowa uczniów, symulująca na potęgę. Długo nie rozumiałem, dlaczego nagle wszyscy zdecydowali się wziąć „wolne”, lecz — kiedy do gabinetu przyszedł Blade, bym podpisał się mu na gipsie — zapytałem trochę skonsternowany:

— Blade… dlaczego nagle wszyscy postawili symulować? Przecież to nie czas testów ani…

— Aaa… to — zaczął i nagle uśmiechnął się do mnie jak sam diabeł. — Nasza nowa pani psor ma dziś wyśmienity humor i każdego, kto się jej napatoczy, rozkłada na macie na łopatki. Szczerze mówiąc — nagle przełknął lekko ślinę. — To przestałem żałować, że mam ten gips.

Zamrugałem zaskoczony i wstałem, by wyjrzeć przez okno, za którym był plac do ćwiczeń.

Kiedy ujrzałem, jak na ziemi leżą dyszący uczniowie, a kolejny zostaje przerzucony przez ramię… Przyznaję, nie mogłem się powstrzymać i otworzyłem okno.

— Jesteście ciapami, a nie wojownikami! Załatwiłam was z palcem w nosie! Co to ma być? Dzieci w przedszkolu mają więcej siły!

— Słodka — skwitował Blade za moimi plecami. — Odkąd tu jest, jeszcze nie była w aż tak paskudnym humorze. Jest niemal tak przerażająca jak Hiro.

Kiedy to usłyszałem ściągnąłem brwi.

— Będziemy chyba mieli teraz Instruktorkę-sadystkę… w sumie wiesz, czemu mogła się tak wkurzyć?

Spojrzałem wtedy na niego, unosząc brew.

— Może to przez wasze wczorajsze wygłupy? — zasugerowałem, ale wiedziałem, że tak nie było.

Nie sądziłem jednak… Że z powodu wczorajszego incydentu wpadnie w gniew.

— Co o niej sądzisz, Klark? — zapytał nagle i znów na niego spojrzałem.

— Co dokładnie masz na myśli?

— Weszła do szkoły niemal jak jedna z nas… Wuj Kornel jest świetny jeśli chodzi o ludzi, jednak martwi mnie…

— Co cię martwi? — dopytałem, bo zamilkł.

— Martwi mnie… — nagle urwał, westchnął i uśmiechnął się. — W zasadzie nic. I tak to nie ma związku z nią, a mam własne problemy na głowie — i wstał, by się pożegnać. — Na razie Klark. Radziłbym ci jednak omijać panią psor, bo twój spokój ją wkurzy — to przez niego Seth również wylądował na macie.

— Seth… — zatkało mnie w pierwszej chwili, lecz zaraz znów spojrzałem w okno. — No, no… — zacząłem cicho, patrząc jak ta powala kolejnych „niegrzecznych” uczniów. — Moja droga… intrygujesz mnie coraz bardziej.

Scarlett

Czułam się trochę jak w amoku — byłam zła, zbulwersowana, lecz nade wszystko zraniona. Jedyne, co chciałam, to pozbyć się gniewu, pozbyć się tego poczucia bezsilności. Myślałam, że jak pójdę do szkoły i ktoś mnie powali na łopatki to ból rozjaśni mi umysł — pozbędzie się tej nagromadzonej we mnie frustracji.

Niestety wszyscy byli…

— Cholera! — krzyknęłam w końcu wściekła. — Nikt tu nie umie walczyć? Poważnie?!

— Jeśli pragniesz walki… — nagle dobiegło mnie i obróciłam się w stronę głosu, który wszystko to we mnie spowodował. — To mogę być twoją asystą.

Moje dłonie zacisnęły się w pięści. Ten wyraz twarzy… nie uśmiechał się, lecz był spokojny i opanowany. Ten spokój mnie wkurzał.

— Zejdź mi z oczu — powiedziałam, chcąc odejść. — Nie mam czasu na takie chuderlaki jak ty.

— Nie masz… — zaczął i nagle jego cichy chichot kazał mi na niego spojrzeć. — Nie masz czasu na takiego „chuderlaka” jak ja, lecz — pragnę zauważyć — że większość uczniów jest szczupłych jak zimowe gałązki.

— …w takim razie nie chce połamać Ciebie — oświadczyłam, na co zapytał z zaciekawieniem:

— A dlaczegóż to? Zdaje się, że to przeze mnie twój dzisiejszy nastrój… jest raczej wątpliwy — dokończył, a ja parsknęłam nieprzyjemnym śmiechem.

— Wiesz dlaczego? — i podeszłam do niego, patrząc mu z furią w oczy, niemal stykając czubki naszych butów. — Ponieważ… — resztę wyszeptałam groźnie: — …kiedy już cię dorwę, połamanie cię będzie dla mnie za mało satysfakcjonujące. Mam ochotę cię pobić, zetrzeć ten wredny, stoicki spokój z twoich ust i przefasonować tę twoją przystojną buźkę.

— Przystojną…. — powiedział tak, jakby tylko to zainteresowało go w mojej groźbie. Nagle za okularami ujrzałam, jak jego oczy wyraźnie topnieją od ciepła, zmieniając spojrzenie w czysto męski błysk. — Nie sądziłem, że uhonorujesz mnie takim wyznaniem.

— … — zabrakło mi słów. — Spadaj! — krzyknęłam w końcu, chcąc odejść, nim zrobię z niego krwawą miazgę, lecz ten wtedy złapał mnie za rękę, aż przystanęłam w szoku.

Jednak to, co usłyszałam, zszokowało mnie najbardziej:

— Przepraszam za wczoraj. A dokładniej… przepraszam za to całe nieporozumienie.

— Niepo… — no nie, to jakieś jaja! — Nazywasz to wszystko nieporozumieniem? Masz pojęcie… — urwałam i wyrwałam się, odchodząc.

Nie miałam zamiaru nigdy więcej z nim rozmawiać.

NIGDY.

Klark

Czekałem cierpliwie, aż w końcu drzwi otworzyły się ze słowami:

— Przepraszam dyrektorze za spóźnienie, ja… — urwała, kiedy jeszcze tego samego dnia, po zajęciach, dzięki współpracy Kornela oraz kilku uczniów, weszła do gabinetu, zastając w nim tylko mnie.

Jak się spodziewałem, pierwsze co chciała zrobić to wyjść, lecz…

— To bezcelowe — zauważyłem spokojnie. — Gabinet zamknięto od zewnątrz.

Ujrzałem, jak bierze głęboki oddech — jej plecy uniosły się w ciężkim westchnięciu… a ja po raz pierwszy dostrzegłem, jaka jest drobna i delikatna.

Wstałem, okrążyłem biurko i oparłem się o niego, wyznając:

— Pragnę przeprosić cię za tę mistyfikację. Jednak nie wpadłem na nic innego, byś zgodziła się ze mną rozmawiać.

— Nie zgodziłam się — przypomniała, obrócona do mnie plecami. — Zgodziłam się rozmawiać z dyrektorem.

— …jednak nadal pragnę, byś mnie wysłuchała — wtedy zatkała uszy, a ja ściągnąłem brwi.

Podszedłem do niej i bez słowa zabrałem dłoń z jej ucha.

— Jak jest twój cholerny problem! — krzyknęła nagle, a ja zrozumiałem, że ten gniew, chęć bitki… były tylko sposobem, by pozbyć się nagromadzonych w niej emocji. — Nie mam pojęcia, czego się uparłeś! Co cię obchodzi, że coś źle zrozumiałam? Po co w ogóle tracisz czas, by cokolwiek wyjaśnić?! Przecież to i tak była prawda!

Nie wierzyłem w to, co słyszę. W swoim życiu poznałem tylu ludzi… lecz jej ból był tak ogromny, jakby już dawno przestała wierzyć, że jej życie jest cokolwiek warte.

Wtedy jakby się zreflektowała, zasłoniła usta i ujrzałem wielkie łzy spływające w dół jej policzków. Odsunęła się ode mnie, siadając przy oknie i robiąc wszystko, by nie płakać.

— Idź już stąd — poprosiła.

Jej głos… jej piękny, kobiecy głos był tak pełen cierpienia, rozpaczy… ściskającego bólu płaczu, że był niemal nie do rozpoznania.

Zastanowiło mnie… jak wielu stanęło przede mną przed takim wyborem… i jak wielu z nią zostało.

Słowa Hiro — to, co mi o niej powiedział… wyjaśniało jednak tę kwestię.

Była sama, a to znaczyło… że nie pozostał z nią nikt.

Przez chwilę patrzyłem na jej plecy, aż w końcu westchnąłem cicho i — zamiast wyjść, jak nakazywał mi rozsądek — posłuchałem głosu serca i podszedłem do niej, siadając na krześle obok.

Zacząłem łagodnie, jednak nie patrząc na nią:

— Hiro i Kornel… to moi przyjaciele od wielu lat. Kornel jest od nas sporo starszy — Hiro i ja jesteśmy praktycznie w tym samym wieku. Mam wrażenie, że jesteśmy ze sobą wieczność… dlatego właśnie czytamy z siebie czasem jak z otwartych ksiąg. To, co chciałem ci wczoraj powiedzieć… miało być moimi słowami wsparcia dla ich decyzji.

Kątem oka ujrzałem, jak jej oczy, wbite w okno, poszerzają się na moment, lecz nadal płakała, a ja zrozumiałem, jak bardzo moje słowa zostały źle odczytane.

— Naprawdę przepraszam cię za to wszystko — wbiłem wzrok w podłogę. — Moi przyjaciele… cóż, znamy się od lat, dlatego ci potrafią odczytać moje zachowanie i wiedzą, kiedy kończę… i to samo dotyczy mnie. Kiedy z tobą rozmawiałem, tak naprawdę czułem się tak, jakbym rozmawiał z nimi… — uśmiechnąłem się lekko, nadal patrząc w ziemię. — Co wydaje się absurdalne z racji faktu, że widziałem cię wczoraj dopiero drugi raz. Widać… ich zaufanie wobec ciebie… przeszło nieoczekiwanie również na mnie — spojrzałem na nią by ujrzeć, że także na mnie patrzy.

Łzy nadal leciały z jej oczu jak grochy, lecz nie chowała się już przede mną. Uniosłem dłoń… i delikatnie starłem jedną z kropel.

Od razu zrobiła się niepewna, a jej policzki nabiegły rumieńcem.

— Nie płacz już — poprosiłem i dodałem z łagodnym uśmiechem: — Wolałbym cię kiedyś ujrzeć płaczącą ze szczęścia… a nie z powodu uczuć, których nie powinnaś doświadczać. Naprawdę… bardzo cię za to wszystko przepraszam.

Ku mojemu zaskoczeniu, wtedy zaczęła płakać jeszcze bardziej.

— Co… Co się stało? — dopytałem. — To przez to wczorajsze ramię? — zapytałem, bo tylko na to wpadłem.

Wtedy uniosła dłonie i — próbując się pozbierać — zaczęła wycierać łzy.

— Nie… — zaprzeczyła w końcu. — Po prostu…. — i zapłakała: — Po prostu nie wiem, kiedy ostatnio ktoś był dla mnie taki miły.

— Miły… — zamilkłem. — …ja także nie wiem, kiedy ktoś ostatnio tak o mnie powiedział — wyznałem, czując się tak, jakby jej łzy przełamały we mnie jakiś mur. — No już… — poprosiłem i objąłem ją lekko. — No już…

Scarlett

Płakałam jak bóbr, kiedy zrozumiałam, że naprawdę źle wszystko zrozumiałam. Bezmiar ulgi, połączony z jego poczuciem winy i autentycznym pragnieniem, bym zrozumiała, przełamały we mnie ogromna falę i zaczęłam płakać łzami, których nie płakałam od lat.

Samo to, że został, że chciał bym go wysłuchała, pomimo mojego zachowania… pokazały mi, jak bardzo się wobec niego myliłam.

Nawet jeśli miał jakiś powód, by naciskać na wyjaśnienie sprawy… to widząc moje zachowanie mógł łatwo odpuścić i spróbować innym razem. Co więcej, mógł po prostu wyjść albo co gorzej — donieść na moje okropne zachowanie i domagać, by mnie wyrzucono.

On jednak… okazał mi dobroć. Dobroć, która przełamała mur, za którym chowałam łzy.

Kiedy otarł krople z mojej twarzy i ujrzałam wyraz jego oczu… od razu poczuła na twarzy rumieniec. Łzy jednak wygrywały i nie mogłam przestać płakać.

— No już… — usłyszałam nagle łagodne i aż zamarłam, kiedy mnie objął. — No już…

Zamrugałam w szoku, nie wiedząc, co się dzieje. Dlaczego… dlaczego on…

— …zdaję sobie sprawę, że możesz nie rozumieć mojego zachowania w tej chwili — usłyszałam nagle ciche, tuż przy uchu, aż poczułam delikatny, ciepły dreszcz, przechodzący przez moje ciało. — Jednak… są rzeczy, których sam nie rozumiem.

— …więc czemu… — zdołałam zapytać, na co jego delikatny uścisk się wzmocnił.

— Chyba… po prostu boli mnie, że płaczesz — wyznał, a ja od tych słów poczułam jeszcze więcej łez… lecz i to, jak mój ból zanurza się w czymś ciepłym, aż to ciepło zaczyna go przezwyciężać. — I chcę… byś się na mnie oparła. Zrobisz to dla mnie? — zapytał nagle cicho, a ja poczułam, jak przez jego dotyk, przez jego ciepło, moje ciało robi się coraz cięższe… i coraz spokojniejsze.

— Co zrobię? — zapytałam cicho, nie chcąc psuć tego momentu.

Jednak jego odpowiedź…

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 34.86
drukowana A5
Kolorowa
za 60.04