E-book
30.87
drukowana A5
33.72
drukowana A5
Kolorowa
54.05
Babciu, Dziadku, poMocy!

Bezpłatny fragment - Babciu, Dziadku, poMocy!

Książeczka o empatii i bliskości dla Babci i Dziadka

Objętość:
67 str.
ISBN:
978-83-8126-508-9
E-book
za 30.87
drukowana A5
za 33.72
drukowana A5
Kolorowa
za 54.05


Dla mojego Taty, najukochańszego Dziadka na świecie

Wstęp

Babciu, Dziadku, dziękuję Ci za zaufanie. To dla mnie wielki zaszczyt móc gościć w Twoim domu.

Babciu, Dziadku, poMocy! powstało rok temu jako kurs realizowany przez internet. Było to rozwiązanie dobre, choć nie idealne, bo nie każdy chciał lub mógł z niego skorzystać. Co więcej, słowo „kurs” sugerowało, że masz się czegoś nauczyć, a moją intencją nie było to, żeby Cię zmieniać! Chciałam raczej pokazać i wyjaśnić pewne kwestie, a równocześnie pozostawić Ci wolność wyboru. Mam nadzieję, że przygotowana na podstawie kursu książeczka, którą trzymasz teraz w dłoni, będzie dla Ciebie pięknym prezentem. Potraktuj ją, proszę, jako przewodnik po krainie bliskości i empatii widzianej oczami pokolenia dzisiejszych rodziców. Życzę Ci wielu odkryć, pięknych wzruszeń i mam nadzieję, że nie będzie to lektura jednorazowa, bo zechcesz do niej wracać, a może nawet posłać książeczkę w świat…

Zanim zaproszę Cię do lektury, przeczytaj, proszę, kilka informacji, które ułatwią Ci posługiwanie się książeczką.

W podtytule pojawiają się słowa „empatia” i „bliskość”. W treści książki używam ich wymiennie z innymi wyrażeniami. Jeśli coś będzie niejasne, możesz skorzystać ze słowniczka zamieszczonego na końcu książki.

W książce znajdziesz fragmenty oznaczone literką przypisu, a to jest sygnał, że sięgamy trochę głębiej. Jeśli masz ochotę i gotowość dowiedzieć się czegoś więcej, zapraszam Cię do ich przeczytania. Możesz również je pominąć. Być może zechcesz wrócić do nich później. Jeśli są dla Ciebie niejasne, a chciałabyś/chciałbyś je zrozumieć, zapytaj swoich dzieci, na pewno wytłumaczą Ci te kwestie.

W trakcie lektury napotkasz również zadania do wykonania. Pod koniec rozdziału podaję możliwe odpowiedzi, jednak pamiętaj, że tutaj nie ma jednej, słusznej wersji, więc nawet jeśli Twoje propozycje będą się różniły od moich, to i tak będą OK.

Większym wcięciem oznaczyłam te fragmenty, w których dzielę się anegdotą, historią z życia wziętą. Mam nadzieję, że te przykłady umilą Ci lekturę i pomogą uwierzyć, że NVC i RB to nie naukowe teorie, a realna pomoc w zwykłych sytuacjach, z jakimi spotykamy się na co dzień.

Dziękuję, że mogę towarzyszyć Ci w tej przygodzie.

Barbara Bielanik

Rozdział 1
Czym dla mnie jest Porozumienie bez przemocy i Rodzicielstwo bliskości?

Babciu, Dziadku, będę zwracała się do Ciebie w ten sposób. Nie gniewaj się na mnie za to. Jestem mamą, mam kochanych rodziców — dziadków swoich córek, miałam również swoją wspaniałą babcię Irenkę.

Nazywam się Barbara Irena Bielanik i dzielę się moją wiedzą na temat Porozumienia bez przemocy. Pracuję przez internet, dlatego że w ten sposób docieram do większej liczby osób. Uczę rodziców, bo sama nauczyłam się wszystkiego na sobie, na własnych błędach, na własnej skórze, niestety – również na skórze moich dzieci i pozostałych członków mojej rodziny. Jest za nami mroczny okres, w którym nie byłam ani dobrą, ani szczęśliwą mamą, a moje dzieci również nie były szczęśliwe ani radosne, chociaż na pozór wszystko było dobrze. Z potrzeby zmiany i szukania czegoś lepszego, czegoś, co będzie bardziej odpowiadało potrzebom mojej rodziny, zaczęłam uczyć się Porozumienia bez przemocy. Najpierw od mojej pierwszej trenerki Marzeny Kopty, potem od certyfikowanych trenerek — Agnieszki Pietlickiej, Elżbiety Więcław i jeszcze wielu innych osób.

Dziś sama dzielę się moim rozumieniem Porozumienia bez przemocy i chcę pomóc Ci zrozumieć, dlaczego Twoje dzieci wybierają coś tak całkowicie odmiennego od Twoich metod wychowawczych. Chcę pomóc Ci zrozumieć, co nimi kieruje.

— Czy to jest przeciwko Tobie?

— Czy uważają, że Twoje metody nie były dobre?

— Czy podważają Twoje metody wychowawcze?

— Czy może mają do Ciebie żal, że zostali źle wychowani?

Nic z tych rzeczy!

Wszystkiego doświadczyłam na własnej skórze i mogę Cię zapewnić, że inny wybór to nie jest wybór przeciwko Tobie. Ktoś mi powiedział, że kiedyś mieliśmy w domu telewizory czarno-białe, potem kolorowe kineskopowe, a teraz w większości domów są telewizory z płaskim ekranem o coraz większej przekątnej. Tutaj zmiana nikogo nie dziwi, wszyscy ją akceptujemy. To się dzieje niepostrzeżenie. Poznikały nasze kineskopowe, wielkie klocki. Świat wokół nas się zmienia. Zmiany te dotyczą także psychologii, wychowania czy systemu edukacji. Unowocześniają się sklepy, technika i wiele innych rzeczy i właśnie dlatego, że jest inaczej, zmieniamy się też my, rodzice, i sięgamy po inne metody niż te, które miałaś/miałeś do dyspozycji Ty. I to nie jest przeciwko Tobie, tak jak telewizor z płaskim ekranem nie jest przeciwko temu kineskopowemu. Życie przyniesie nam jeszcze inne rozwiązania, ale dziś chcemy wybierać to, co nam służy, to, co jest dla nas dobre.

W poszczególnych rozdziałach tej książki poruszę również zagadnienia związane z Rodzicielstwem bliskości, chociaż ja zetknęłam się z tym pojęciem dopiero, kiedy moje dzieci były już duże.

Jeżeli Twoje dzieci wychowują swoje maluchy w Rodzicielstwie bliskości, to być może dziwi Cię:

Wspólne spanie w jednym łóżku — jak długo dzieci tylko chcą,

Karmienie na żądanie — jak długo dzieci tylko potrzebują,

Noszenie — ile tylko dzieci zapragną,

Reagowanie na każdą potrzebę, na każdy grymas, na każdy krzyk.

Być może kusi Cię, żeby obronić swoje dzieci i powiedzieć: Nie rozpieszczaj, zostaw, niech się wypłacze, dobrze jej to zrobi. Chcesz zasypać swoje dzieci tysiącem rad, najlepszych rad — takich, które sprawdziły się u Ciebie, ale pamiętaj — „telewizor” już się zmienił. Już nie ma powrotu do tego, co było.

Kiedy Twoja córka i Twój syn są szczęśliwi jako rodzice, noszą maluchy w chuście, są radośni, mają przyjaciół, są spokojni, wyspani, to niech to będzie najlepsza reklama Rodzicielstwa bliskości, a dla Ciebie najlepsze zapewnienie, że to, co robią, jest dobrym wyborem. Robią dobrze dla siebie, tak wybrali i to im służy. To oczywiście nie oznacza, że Ty nie możesz już dziś powiedzieć, że wolałabyś/wolałbyś, żeby to wyglądało inaczej, bo za Twoich czasów było tak i tak. Jasne, że było, ale dziś też może być po prostu inaczej. Chcę Cię prosić, żebyś, Babciu, przyglądała się temu, żebyś, Dziadku, po prostu na to popatrzył z takim zdziwieniem: Ojej, to dziś może być inaczej. Nie wiem, czy lepiej — powstrzymajmy się od oceniania — po prostu dzisiaj jest inaczej.

Tak, jak wspomniałam, ja nie zdążyłam na Rodzicielstwo bliskości. Chociaż nosiłam moją młodszą, dziś siedmioletnią córeczkę, w chuście, to w ogóle tego tak nie nazywałam. Po prostu czułam, że nam to służy, było mi wygodnie, jej było cieplutko, rozwijała się dobrze i nie było to podyktowane ideologią — po prostu nam to odpowiadało. Natomiast Porozumienie bez przemocy, którym żyję na co dzień, jest podyktowane ideologią. Myślę, że dużo łatwiej było mi wychowywać maluszka, nosząc w chuście, karmić, przytulać, pieścić, bo to są naturalne odruchy. Jednak Porozumienie bez przemocy to już pewien system, ja nie lubię słowa „metoda”, ale trudno się też całkowicie od niego odżegnywać. Jest to pewna decyzja — wybór narzędzi, słów, procedur, strategii. Może to brzmi zawile, ale chcę Ci trochę o tym opowiedzieć.

Porozumienie bez przemocy opisane przez Marshalla Rosenberga to tak naprawdę zapomniany język serca. To jest to, co czujemy głęboko w środku. Ty, ja i każdy człowiek. Najlepiej to czujemy, gdy jesteśmy dziećmi. To właśnie jest język dzieci: Ja chcę, Ja nie chcę, Daj, Nie, Moje, Puść, Zostaw — to wszystko jest język potrzeb. To jest najprostszy i najpiękniejszy język, który każdy z nas zna od urodzenia. Potem jednak, kiedy dorastamy, świat uczy nas czegoś innego. Mówi, że to nie jest dobre, żeby tak nachalnie, wprost mówić o swoich potrzebach, i że warto to nazwać inaczej. Trzeba się wyrażać w inny sposób, wypada być grzecznym, należy zachowywać się stosownie do sytuacji. Marshall Rosenberg mówi o tym bardzo brutalnie: Stajemy się dorosłymi ludźmi o martwych sercach, bo tracimy kontakt ze sobą, z naszymi uczuciami, z naszymi potrzebami. I albo uczymy się ślepo wykonywać rozkazy, jakie padają ze świata, albo mamy duszę buntownika, nonkonformisty i też nie jesteśmy przez ten świat dobrze postrzegani. Trudno być człowiekiem autentycznym, w kontakcie ze sobą, kiedy przez długie lata zapominało się o swoich potrzebach.

Porozumienie bez przemocy opiera się na czterech krokach. Omówię je krótko, bo nie chodzi o to, żeby Cię nauczyć, jak to robić. Cały czas będę powtarzać, że chcę Ci jedynie pomóc zrozumieć, jak to może wyglądać i z jakiego powodu Twoje dzieci wybierają tę filozofię.

Pierwszy krok to OBSERWACJA zamiast oceniania, czyli przestajemy mówić:

Leżysz na kanapie jak leń, bo to jest ocena. Zamiast tego mówimy: Widzę, że leżysz na kanapie.

Nie mówimy: Co za bajzel na podłodze, tylko: Na podłodze leżą dwie brudne łyżeczki i kubek po jogurcie.

Nie mówimy: Drzesz się jak opętany, tylko: Słyszę, że krzyczysz.

Takie unikanie oceniania ma nam pomóc nie stracić kontaktu z dzieckiem. Jeżeli mówimy (czy do dziecka, czy nawet gdy mówię to do Ciebie):

Jesteś zła/zły, zdenerwowana/zdenerwowany, to czy chcesz ze mną rozmawiać? Ja Cię oceniłam, ja Ciebie „skreślam” na samym początku, ja wiem lepiej, co czujesz. Dlatego nie chcę tak mówić do mojego dziecka. Nawet jeśli czasem mamy na myśli coś „pozytywnego” i mówimy trochę z przekąsem:

Ty leniuszku, Ty niejadku, Ty brudasku, to mimo wszystko są to oceny, etykiety. Ja tego nie chcę. Oczywiście, to nie jest łatwe! Niejednokrotnie nie jest mi łatwo użyć obserwacji zamiast oceny, ale się staram. To jest pierwszy krok Porozumienia bez przemocy.

Drugi krok to wyrażanie UCZUĆ. Tych, które tak naprawdę czujemy. Wszyscy wokół coś czujemy, począwszy od najprostszych odczuć jak ciepło, zimno albo głód, pragnienie, ale potem pojawiają się kolejne. W repertuarze rodziców często są tylko złość, smutek czy radość. Na warsztatach i kursach pokazuję, że uczuć jest kilkadziesiąt. Uczę o nich mówić i je nazywać, bo w ten sposób rodzice edukują swoje dzieci, jak nazywać własne uczucia, jak odróżniać frustrację od irytacji. Mówimy tak już do trzy-, czterolatków — dzieci, o których powiecie mi: On nie zrozumie!. No tak, nie zrozumie, jeżeli rodzic nie będzie w ten sposób mówił. Lecz jeśli będzie pokazywał całe spektrum uczuć, ich różne odcienie, to dziecko również się tego nauczy. To drugi krok — wyrażanie uczuć.

Trzeci krok to mówienie o POTRZEBACH. Potrzeby to słowo na P — najważniejsze słowo całego Porozumienia bez przemocy. To dla mnie wielkie odkrycie, bo nigdy nie myślałam w kategorii potrzeb. Nie mówiłam o potrzebach, tak naprawdę w ogóle nie znałam takiego sformułowania. Potrzeby to wewnętrzne odczucia, które wymagają zaspokojenia, byśmy mogli żyć i się rozwijać. Język potrzeb jest uniwersalny, jest wspólny dla wszystkich ludzi na całym świecie. Możemy się różnić sposobem ich zaspokajania. Jeżeli mamy na przykład potrzebę miłości, to możemy ją realizować na milion różnych sposobów — przytulając, dając kwiaty, prezenty, gotując, pomagając, podwożąc do pracy, zostawiając liściki itp. Tutaj pojawia się kwestia rozróżniania potrzeby od sposobu jej realizacji. Szczególnie u dzieci. Jeżeli dziecko stoi i tupie, bo chce kolejny batonik, to wiemy, że to już nie jest jego potrzeba, a zachcianka, która jest sposobem na realizację jakieś innej potrzeby.

Czy to jest potrzeba głodu? Nie sądzę.

Czy tupanie wynika z potrzeby zauważenia? Być może.

Czy to jest potrzeba zabawy, rozrywki, a może zupełnie czegoś innego?

Prawdziwym wyzwaniem w wychowywaniu dzieci jest nauka odróżniania zachcianek od potrzeb. Tego również uczę na kursach. Natomiast Ciebie proszę o zapamiętanie, że każdy z nas działa dla zaspokojenia swoich potrzeb. Cały czas. Uczę rodziców, że jeżeli Ty, Babciu, Dziadku, zwracasz im uwagę, coś proponujesz, oferujesz pomoc na własnych zasadach i swoich warunkach, to robisz to, bo tego potrzebujesz. Nie chcesz zrobić swojej synowej na złość. Nie chcesz sprawić przykrości swojej córce. Po prostu realizujesz swoją potrzebę pomocy, wsparcia i troski. To nie tylko Tobie chcę pomóc zrozumieć. Również rodzicom tłumaczę, co może Tobą kierować, kiedy się „wtrącasz”, kiedy narzucasz swoje zdanie. Chcesz pomóc, prawda? Robisz to z miłości. Robisz to, bo chcesz być ważna, bo chcesz być zauważony, nie chcecie być odrzuceni. Chcecie nadal być częścią rodziny, zamiast pozostawać z boku, bo to jest dla Was ważne, bo kochacie swoje dzieci i swoje wnuki. Czasami jednak, Babciu, Dziadku, strategie, które wybieracie, nie są dobre dla wszystkich członków rodziny. Bywa, że nawet dla Ciebie nie są dobre. W ostatnim rozdziale piszę o Tobie, o tym, że kolejny raz godzisz się zostać z wnukami, choć miałaś/miałeś zupełnie inne plany. Być może nie dbasz o siebie wystarczająco? Pytam, bo to dla mnie ważne, ale do tego tematu jeszcze wrócimy, bo mam nadzieję, że w ten sposób Porozumienie bez przemocy pomoże również Tobie. Trzecim krokiem porozumienia były potrzeby.

Na końcu jest PROŚBA. Prośba jako czwarty krok Porozumienia bez przemocy jest bardzo interesująca. Zgodnie z definicją prośba to jest taki rodzaj wyrażenia, który zakłada odmowę. Jeżeli nie, to jest to rozkaz. Teraz być może się oburzysz i powiesz, że dzieci nie można tak po prostu prosić, czasami musimy im coś kazać. Tak, zgodzę się, czasem musimy im coś kazać, to jest wtedy takie ochronne użycie rozkazu, kiedy zabraniamy wchodzenia na okno, wybiegania na ulicę czy bawienia się nożem. To są bezdyskusyjne sytuacje, natomiast w wielu pozostałych wypadkach mamy ogromne pole do negocjacji.

Kiedyś próbowałam namówić moje córki do mycia zębów i zupełnie mi to nie wychodziło. Robiłam to na siłę lub nakazując: Macie myć zęby i koniec!. Po pewnym czasie się poddałam. Odpuściłam. Po dwóch dniach niemycia przez nie zębów zaproponowałam, żeby przejechały po zębach językiem i poczuły, że są brudne, szorstkie, żeby spojrzały w lusterko i sprawdziły, jaki mają kolor. Zauważyły, że zęby nie są przyjemne w dotyku i nie wyglądają ładnie. Kiedy umyły zęby i ponownie je zobaczyły, same poczuły ogromną różnicę. Dzięki temu w tym, że ich zęby są ładne, czyste, zdrowe, dostrzegły wartość dla siebie. To było ważniejsze niż mój nakaz mycia zębów i dziewczynki same zaczęły się do tego mobilizować.

Dziś wiem, że rozkaz, nakaz nie przynosi niczego dobrego, że prośbą i próbą rozmowy mogę zdziałać o wiele więcej. To był ostatni krok — prośba.

Podsumowując, Porozumienie bez przemocy to 4 kroki:

OBSERWACJA — UCZUCIA — POTRZEBY — PROŚBA

Powyżej dotknęłam trochę tematu unikania nagród i kar, który również jest bardzo blisko związany z Porozumieniem bez przemocyRodzicielstwem bliskości. Nagrody i kary są stosowane od lat, są systemem dość dobrze poznanym i opisanym, a przede wszystkim konkretnym. Działają, dopóki są stosowane, i wymagają coraz większych nakładów. Kary przestają działać po pewnym czasie, a nagrody, aby dziecko miało ochotę coś dalej robić, muszą być coraz większe. Odrzucenie nagród i kar nie jest proste, ale bardzo uwalniające. Dzięki temu przechodzimy od systemu „kija i marchewki” do porozumienia z dzieckiem, w którym ono samo wybiera, kiedy chce coś zrobić, bo po prostu chce, a kiedy robi coś dla kogoś. Nie chcę, żeby moje dzieci w przyszłości robiły coś dla kogoś, bo to może być niebezpieczne. Mam tu na myśli na przykład dopalacze i inne sytuacje, z którymi nasze maluchy mogą się zetknąć w przyszłości. Wierzę, że jeżeli dziecko będzie miało mocny kręgosłup wewnętrzny i będzie potrafiło odmawiać, ucząc się odmawiania mnie — mamie, dziadkom, ojcu, to potem będzie umiało się obronić również w stosunku do swoich rówieśników.

Zapytasz: Czy dzieci wychowywane według tych metod są grzeczniejsze?.

Nie. Z góry uprzedzam, że to nie są grzeczne dzieci. Mam jednak poczucie, że są bardziej wolne i szczęśliwsze.

Odpowiedz sobie jeszcze, proszę, na pytanie: Co to znaczy, że dziecko jest grzeczne?.

Nie płacze? Grzecznie śpi? Grzecznie je? Grzecznie się bawi? Grzecznie robi siusiu i kupę? Może to takie, którym nie trzeba się zajmować, bo nie przysparza dorosłym problemów? Albo takie, które wykonuje bez dyskusji wszystkie polecenia dorosłych? Czy takie dzieci są grzeczne?

Dla mnie to są smutne dzieci, bo są ograniczane, nieszanowane, nieakceptowane przez najbliższych. Co z nich wyrośnie? Grzeczny dorosły? Mało asertywny, niepotrafiący walczyć o siebie?

Nie chcę jednak, żeby Porozumienie bez przemocyRodzicielstwo bliskości były kojarzone z bezstresowym wychowaniem. Wychowując w duchu NVC i RB, cały czas bardzo wyraźnie mówimy dzieciom, że to, co robią, ma wpływ na innych. Podkreślamy, że nasze potrzeby są ważne i ich potrzeby są ważne. Będziemy o nich rozmawiać, negocjować i postaramy się je zaspokoić. Oczywiście w jakiejś kolejności, bo bardzo trudno jest równocześnie zaspokoić potrzeby nasze i dziecka. Szczególnie, kiedy są to potrzeby z różnych kategorii, np. moja potrzeba spokoju, a dziecka zabawy. Chociaż i na to można szukać rozwiązań, np. układanie puzzli — nam zapewni spokój, a dziecku zabawę. W przeciwieństwie do wychowania bezstresowego bardzo wyraźnie mówimy też o tym, że każdy ma swoje uczucia i potrzeby i one są ważne. Natomiast bezstresowe wychowanie to metoda, w której nic nie ma wpływu na drugiego człowieka, w której wszystko wszystkim wolno.

My, współcześni rodzice, przyjmujemy założenie, że wychowujemy dzieci nie dla siebie, tylko dla świata. Nie wiemy jednak, jaki ten świat będzie. Wy też żyjecie już jakiś czas i mogliście zaobserwować, ile się zmieniło — nie tylko w kwestii telewizora, do którego uparcie wracam, ale też w wielu innych sprawach. Jakie różne historie przetoczyły się przez świat i jak bardzo zmieniło się nasze życie. Nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, do jakiego świata wychowujemy nasze dzieci, dlatego chcemy wyposażyć je w uniwersalne wartości, które przecież dla Ciebie również są ważne: miłość, dobro, szacunek. Robimy to nie tylko poprzez mówienie o tym, że trzeba szanować, ale również poprzez szanowanie dziecka. Pokazujemy, jak kochamy się w rodzinie, wszyscy razem — nawet jeśli się nie zgadzamy ze sobą, to siadamy, rozmawiamy, bo jesteśmy dla siebie ważni, dbamy o relację. Myślę, że to jest dobry bagaż na przyszłość i dlatego proszę Cię, Babciu, Dziadku, o wsparcie w takim właśnie wychowaniu. Żeby do plecaka na życie zapakować dziecku mądre rzeczy, które będzie mogło wyciągać podczas swojej podróży, a my będziemy spokojni o jego przyszłość. Jesteś nam potrzebna/potrzebny i nie chcę Cię prosić, żebyś robiła/robił tak jak my. Chcę Cię prosić o zrozumienie, o przyglądanie się z ciekawością i troską. Oczywiście daję Ci jednocześnie przestrzeń do mówienia, jak Ty to widzisz. Zawsze możesz nam to powiedzieć, bo podstawą Porozumienia bez przemocy jest komunikacja. Siadamy i rozmawiamy ze sobą z intencją porozumienia, nawet jeśli na wstępie zupełnie się ze sobą nie zgadzamy.

W imieniu wszystkich rodziców, także Waszych dzieci, proszę o wolność wyboru, dialog i wsparcie. Kochamy Was, chcemy być blisko i dziękujemy, że jesteście.

Rozdział 2
Po co moje dzieci sięgają po takie sposoby? Czy to znaczy, że moje metody były niewystarczające?

Przez tysiące lat ludzie żyli podobnie, uczyli się życia i wychowywania dzieci od swoich przodków: od babci, rodziców, wielu pokoleń żyjących pod tym samym dachem albo blisko siebie. Potem nadeszły zmiany, lecz dzielenie się mądrością i doświadczeniem zachowało swoją wartość, mimo że ludzie zmieniali miejsca zamieszkania, przesiedlali się, podróżowali i tworzyli społeczności oparte na wspólnych wartościach i celach. Jednakże po drugiej wojnie światowej nastąpiła gwałtowna migracja ze wsi i miasteczek do ogromnych ośrodków miejskich oraz rozwój przemysłowy i technologiczny. W tych burzliwych czasach ludzie utracili dostęp do wiedzy i wsparcia wielopokoleniowej rodziny oraz bliższych i dalszych przyjaciół. Tracąc kontakt z przodkami, stracili również zwyczaje i tradycje, takie jak wspólne spędzanie czasu, wymienianie się doświadczeniami i uczenie się na cudzych błędach. By oszczędzić czas, ludzie zaczęli wybierać życie w izolacji. Ci, którym społeczność, w jakiej żyli, nie dała takiego wsparcia jak kiedyś rodzina, musieli sami radzić sobie z problemami. Spowodowało to ukrywanie spraw rodzinnych, swego rodzaju wstydliwość i poczucie, że te sprawy należy rozwiązywać we własnym zakresie, za zamkniętymi drzwiami. Często mało efektywnie, bo wiedzę przodków zastąpiono metodami zaczerpniętymi z książek. Pojawiło się przeświadczenie, że dobrze wychowane dziecko musi być super. A żeby mieć superdziecko, trzeba być superrodzicem. Jednak rzeczywistość weryfikuje takie pomysły. Pojawiło się poczucie winy i stres. Ludzie zamiast być szczęśliwi, bali się siebie wzajemnie. Wychowanie dzieci, kiedyś praca wielu pokoleń, stało się nieprzyjemne i wymagające dużo czasu, siły i poświęceń z obowiązku.

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat w obszarze rodzicielstwa i wychowywania dzieci dokonało się wiele zmian. Przykładem jest coraz większy wkład mężczyzn, ojców w wychowanie dzieci. Jedną z najważniejszych zmian jest to, że zrozumieliśmy jako pokolenie, że wyrządzamy dzieciom krzywdę, jeśli:

— wyręczamy je,

— nadmiernie chronimy,

— ratujemy z opresji,

— nie spędzamy z nimi wystarczająco dużo czasu,

— kupujemy za dużo rzeczy,

— odrabiamy za nie prace domowe,

— marudzimy,

— stawiamy żądania,

— karzemy, a potem pełni poczucia winy staramy się im wynagrodzić nasze potknięcia.

To nie pomaga w budowaniu poczucia własnej wartości i nie przygotowuje dzieci do życia w społeczeństwie, które stawia przed nimi zupełnie inne wymagania, niż stawiano przed nami (również przed Tobą, Babciu, Dziadku), gdy byliśmy dziećmi. Pewnie pamiętasz jeszcze te czasy, kiedy dzieci bez mrugnięcia okiem wykonywały wszystkie polecenia. Kiedyś dzieciom nie przyszłoby do głowy pyskować czy niegrzecznie zwracać się do osób starszych. Znam wiele osób sfrustrowanych faktem, że zachowanie współczesnych dzieci nijak się ma do standardów wypracowanych w starych dobrych czasach. Z czego to wynika, że dzieci nie są dziś tak odpowiedzialne, ambitne, grzeczne i posłuszne jak kiedyś?

W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zaszły ogromne zmiany społeczne, które sprawiły, że dzisiejsze dzieci znacząco różnią się od swoich rówieśników sprzed kilkunastu lat. Na szczęście większa świadomość, wiedza i ogromne chęci mogą zniwelować negatywne skutki tych zmian. Mogą wyeliminować problemy, które pojawiły się wraz z rozpadem rodzin, dużą ilością czasu spędzanego przed telewizorem, komputerem oraz trudnościami piętrzącymi się przed samotnymi matkami. Dorośli nie są już dla swoich dzieci wzorem uległości i posłuszeństwa, bo również zachowują się inaczej niż kilka lat temu. Kiedyś mama bez szemrania wykonywała polecenia taty, bo tylko takie zachowanie było społecznie akceptowane. Dziś, w coraz mniej patriarchalnej rodzinie, obraz ojca wygląda zupełnie inaczej. Świat zmienił się dzięki ruchowi na rzecz praw człowieka, ale kiedy tata stracił kontrolę nad mamą, oboje stracili również kontrolę nad dziećmi. Mama przestała dawać przykład dzieciom, jak być uległym. Dziś dążenie do równouprawnienia, równości i poszanowania godności nie omija także dzieci. One z tego korzystają i chcą być traktowane z szacunkiem. Kolejna zmiana wynika z tego, że współczesne dzieci mają mniej okazji do uczenia się odpowiedzialności, ponieważ ich zaangażowanie w przetrwanie rodziny nie jest już kluczowe. W imię miłości dajemy dzieciom bardzo dużo, natomiast nie żądamy wiele w zamian, a to przyczynia się do budowania postawy roszczeniowej: Należy mi się. Często z powodu nadmiaru obowiązków, spraw do załatwienia lub po prostu braku świadomości nie przykładamy wagi do uczenia konkretnych umiejętności.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 30.87
drukowana A5
za 33.72
drukowana A5
Kolorowa
za 54.05