Wstęp
Prozę należy smakować. Można w dużych ilościach, można i w mniejszych, gdy nie jesteśmy przekonani, że twórczość danego autora przypadnie nam do gustu. Postanowiłam wyjść naprzeciw takim obawom i przygotowałam tego oto ebooka. Chciałam, aby moja proza i wrażliwość dały się poznać, aby miały szansę przekonać do siebie Czytelników. W najbliższym czasie pojawi się więcej podobnych publikacji. Będę o nich informować na moim fanpage’u i Instagramie, dlatego już teraz serdecznie Cię na nie zapraszam!
Nowe Dzienniki Gwiazdowe to konkurs zorganizowany w 2021 roku z okazji Roku Lema przez magazyn Urania. Nadsyłane teksty musiały nawiązywać do badań naukowych prowadzonych przez polskich naukowców i spełniać kryteria twardej fantastyki naukowej, a zatem być zgodne z obecną wiedzą o Wszechświecie i przewidywaniami dotyczącymi jej rozwoju. Tak powstały Jedna z tysiąca pierwszych — opowiadanie opublikowane w jubileuszowym numerze Uranii (3—4 2022) oraz Awirus — wyróżniony publikacją na portalu w dziale poświęconym fantastyce. Oba zwracają uwagę na liczne problemy, z którymi przyjdzie zmierzyć się człowiekowi, kiedy już postawi stopę na Czerwonej Planecie.
Małgorzata Sanchez
Autorka
O mnie
Małgorzata Sanchez (Małgorzata Eljaszuk-Sanchez) (ur. w roku 1987) — z wykształcenia finansistka, z zamiłowania malarka, absolwentka szkoły kreatywnego pisania oraz laureatka konkursów literackich (Międzynarodowy Festiwal Kryminału 2022, O Pióro Pegaza 2021 — Cyberwiersze, Twórcy Twórców 2022, Nowe Dzienniki Gwiazdowe 2021). Lubi klimaty sci-fic i postapo, ale najlepiej czuje się w klasycznym high fantasy. Debiutowała w 2022 roku opowiadaniem Obok w antologii horroru Wszystkie kręgi piekła. Żyje jednocześnie w dwóch światach — rzeczywistym i fantastycznym. W tym pierwszym tylko dlatego, że musi.
Instagram: https://www.instagram.com/m_e_sanchez/
Facebook: https://www.facebook.com/malgorzatasanchez/
Awirus
Siedziałem w gabinecie, oglądałem na ekranie trójwymiarowy obraz mózgu Filipa. Powiększyłem go, żeby przyjrzeć się czerwonym plamom obrazującym nacieki w oponach mózgowo-rdzeniowych. Otaczała mnie wszechmocna aparatura, półki uginające się pod ciężarem skrzynek z lekami najnowszej generacji; to wszystko w podziemnej kolonii na Marsie, zbudowanej z wykorzystaniem technologii chroniących przed promieniowaniem kosmicznym.
Filip, podobnie jak kilku innych inżynierów zajmujących się górnictwem, bywał na powierzchni. W jego przypadku kombinezon z warstwą nanomateriału odbijającego promieniowanie nie wystarczył, aby ustrzec się choroby nowotworowej.
Opuściłem gabinet i udałem się do sali, w której leżał Filip. Do niedawna chodził do pracy, nie po to jednak, żeby pracować. Spędzał czas z ludźmi, których lubił i cenił, dzięki temu utrzymywał iluzję normalnego życia. Kiedy wszedłem, patrzył na kombinezon roboczy zwisający z oparcia krzesła.
Zbliżyłem się do łóżka, Filip opuścił rękaw koszuli, zakrywając siniec na przedramieniu, i odwrócił głowę. W ciemnych oczach wyróżniających się w bladej twarzy widziałem spokój. Ufał nauce, ufał mnie, nie dopuszczał do siebie myśli o śmierci. To, co zamierzałem powiedzieć, wyczytał z mojej twarzy.
— Aż tak źle?
Opuściłem wzrok i przełknąłem ślinę. Gdybym mógł dać upust emocjom, wrzeszczałbym jak opętany, zrzucał ze stolików jeden sprzęt za drugim, rozbijał jedną fiolkę za drugą, wywróciłbym biurko, a potem walił pięścią w ścianę, aż poszłaby krew. Wszystko, byleby zagłuszyć wyrzuty sumienia.
— Nie rozumiem. Na raka umierali nasi dziadkowie…
— Wciąż nie mam czym cię leczyć.
— Przeżyję te dwa miesiące?
Dwa miesiące. Tyle brakowało do wylądowania promu z nowym sprzętem i środkami do terapii immunologicznej, które straciliśmy w pożarze kilkanaście miesięcy wcześniej.
— Tak.
— No to w czym rzecz?
— Wtedy może być już za późno na jakiekolwiek leczenie.
— Czyli to koniec?
— Nie, jeżeli w końcu zgodzisz się na dawne metody. Pomyśl raz jeszcze. Pomyśl o matce.
Łzy stanęły mu w oczach.
— Uznaję to za zgodę.