Kochanej Weronice, która rozbłysnęła milionem pięknych, pastelowych kolorów, rozjaśniając me ponure niebo tak mocno, iż z biegiem czasu zapomniałem o istnieniu świata śmiertelników.
AKT I — SCENA I
Przystrojona, wielka hala — bal rozpoczynający się uroczystym tańcem podoficerów — nastroje optymistyczne — pierwsze rozmowy — Anglia, rok 1942.
(żołnierze w odświętnych i pięknych, pachnących mundurach wraz ze swoimi partnerkami kultywują tradycję jednostki wojskowej — rozpoczyna się harmonijny i niezwykle estetyczny taniec; białe suknie tworzą łagodny obraz, niby spokojna tafla górskiego jeziora, od męskiej części uroczystości czuć zaś odwagę i pewność siebie)
(wychodzi zza rozdzielających się na boki par)
PUŁKOWNIK
Niezwykle raduje mnie ta chwila, kiedy młodzi ludzie, pełni energii oraz chęci walki nie boją się okazywać swojego przywiązania do ojczyzny i życiowych ideałów. Cieszy mnie to, albowiem to wy tworzycie ten kraj. Jesteście perłami, które rozświetlają ciemne, zachmurzone niebo Atlantyku. Niewyobrażalną siłą, która już niedługo będzie mogła dostąpić zaszczytu zakończenia tej okrutnej wojny. Tak, moi drodzy! To wy jesteście nadzieją świata na lepsze jutro, bądźcie tego świadomi! Nie ukrywam tego, iż nie będzie to łatwa droga. Istnieje możliwość, że nie zobaczycie już więcej swoich rodzin czy przyjaciół. Jeden celny strzał i momentalnie możecie stać się bezużyteczną kupą mięsa; dźganą, bestialsko szarpaną, ogołoconą ze skóry, paznokci czy włosów. Nie mogę wam obiecać, że wrócicie do domów. Jedyne, co jestem w stanie wam zagwarantować, to pewność, iż wasz wybór na pewno nie jest czymś złym, nie jest żadnym błędem. Moje ręce nie zmienią już niczego, nie rozbiją muru, nie otworzą drogi do zwycięstwa, ale wasze, młode brytyjskie dłonie, wasze ręce pełne pasji oraz zaangażowania są w stanie to zrobić. Wszystko jest zapisane w waszych oczach, to do was należy ta ziemia i niebo. Dajcie nadzieję tym, którzy dawno ją stracili… A teraz bawcie się… póki jeszcze możecie. Niech dzisiejsza noc będzie dla was łaskawa.
(oklaski ze strony zebranych żołnierzy — ponownie słychać muzykę i rozmowy — dalsza część pięknej choreografii — część zebranych udaje się do stolików)
(zdyszany dosiada się do stolika — ociera twarz chustą — poprawia mundur)
ALLISON
Wyglądasz miernie, Williamie. Napij się, zrobi ci to lepiej.
WILLIAM
Ty za to promieniejesz wspaniałością jak zawsze, przyjacielu. Szklanka jest moją wierną towarzyszką, kiedy nadarzy się okazja, to jej nie marnuję.
ALLISON
Czemu siedzisz sam? Problem jakiś?
WILLIAM
Co najwyżej zmęczenie, irytująca apatia.
ALLISON
Dzisiejszy wieczór nie jest zły, mogę wręcz powiedzieć, że jest jednym z lepszych w tym roku. Kiedy ostatni raz miałeś okazję poczuć się ponownie wolnym? Musimy się cieszyć z takich chwil, bywają rzadko i trwają krótko.
WILLIAM
Nigdy nie czułem się tu wolny. Jestem tylko zwykłym piechurem i wykonuje durne rozkazy durnych ludzi. Dzisiaj wyjątkowo pozwolono mi dłużej spać i zjeść danie spoza karty.
ALLISON
To chyba oznacza, że zmierzamy w dobrym kierunku, nie sądzisz?
WILLIAM
Nie mówię, że nie, bywały jednak lepsze czasy. Spełniać się życiowo przystało nam niestety w tych gorszych i znacznie mniej barwnych.
ALLISON
Faktycznie, wichry losu przywiały nas w dość niegościnne miejsce oraz czas, lecz nie musi to koniecznie oznaczać, iż nie mamy prawa korzystać z życia, nie cieszyć się, nie radować. Nawet taka krótka chwila, jeden moment, są właśnie po to, aby zapomnieć o otaczającej nas smutnej rzeczywistości i oddać się drobnej, lecz tak kuszącej rozpuście.
WILLIAM
Dlatego piję. Przynajmniej tyle dobrego z tego wieczoru.
ALLISON
Tylko tyle? Myślałem, że przyjdziesz tutaj z Anną i odrobinę się rozerwiesz. Gdzie ona jest?
WILLIAM
Są widocznie sprawy ważne i ważniejsze.
ALLISON
Raz w roku trafia się taka okazja, a ty jej nawet nie zaprosiłeś? Co z tobą nie tak?!
WILLIAM
Nie krzycz tak, nie chodzi o to. Nie ma jej tu, ponieważ wyjechała.
ALLISON
Wróciła do domu?
WILLIAM
Nie. Wyjechała na front. Została sanitariuszką wojskową na Pacyfiku.
ALLISON
Na Pacyfiku? Przecież w rodzinnym domu byłaby bezpieczna, Illinois nie zagraża wojna. Po co prosić się o śmierć?
WILLIAM
W momencie, kiedy Stany Zjednoczone włączyły się do wojny, coś w niej zaczęło się zmieniać. Stała się o wiele chłodniejsza, mniej rozmowna. Jej cała uwaga skupiona była na dalekiej ojczyźnie. Jest to niby normalne, ale jednak niezwykle irytujące i męczące. Po pewnym czasie zdecydowała, że nie może siedzieć tu bezczynnie. Truła mi głowę oraz myśli swoimi pretensjami do świata, że kiedy jest potrzebna, to znajduje się akurat tutaj, bardzo daleko, na obcej ziemi.
ALLISON
Tak po prostu dałeś jej odejść?
WILLIAM
Nie mogłem jej tego zabronić. Gdybyś był na emigracji także tęskniłbyś do znajomych ci stron. Jest dorosła i odpowiedzialna, doskonale wie, czego chce.
ALLISON
Rozumiem, ale czy nie uważasz, że to bezcelowe i nic niewarte? Po co w takich sytuacjach piąte koło u wozu? To nie jest miejsce dla niej, zresztą tak jak i dla wszystkich kobiet. Wyobrażasz sobie kobietę z karabinem w dłoniach?
WILLIAM
Proszę cię, nie bądź gburem. Nie pojechała tam strzelać, tylko ratować życia naszych sojuszników. Lepsze to chyba niż bezproduktywne siedzenie na przedmieściach Leicester, nie sądzisz?
ALLISON
To tylko strata czasu i pieniędzy. Cóż ona tam osiągnie?! Zamiast brać na pokład niedoświadczoną i słabą kobietę powinni zatrudnić dobrego i sprawdzonego lekarza. Nie uważasz, że byłoby to lepsze? Nie dość, że cała ich jednostka działałaby o wiele sprawniej, to jeszcze ty miałbyś ją tak naprawdę nieopodal siebie, bezpieczną.
WILLIAM
Wiem, że się sprawdzi. Ufam jej. Znam jej możliwości, jest na tyle twarda, że ma szansę być tam najmocniejszym ogniwem.
ALLISON
Ani trochę się nie boisz?
WILLIAM
Czego?
ALLISON
Czy nie boisz się utraty Anny; tego, że już nigdy więcej nie ujrzysz jej oczu?
WILLIAM
Oczywiście, że się boję. Piszę do niej listy o wiele częściej niż widuję twoją burą twarz, Allisonie. Nie mogę jednak pozwolić na to, aby strach opanował moje myśli, muszę być równie twardy co ona.
ALLISON
A więc jesteś z nią w ciągłym kontakcie? Masz od niej jakieś informacje?
WILLIAM
To dość skomplikowane.
ALLISON
To znaczy?
WILLIAM
To znaczy, że odpisała tylko na jeden list, parę ładnych miesięcy temu.
(uśmiecha się sarkastycznie — wyciąga z kieszeni munduru papierośnicę — zapala papierosa, zaciąga się dymem)
ALLISON
Jesteś głupcem, Williamie, ale mimo tego szanuję twoje zdanie i poczynania. Być może kiedyś nadejdzie taki czas, że kobiety będą warte przynajmniej połowę tego, co my, nie sądzisz?
WILLIAM
Nie dbam o to. Wojna nie jest żadnym konkursem siły, tylko okrutną machiną służącą do zabijania.
ALLISON
A jednak tu jesteś.
WILLIAM
Co masz na myśli?
ALLISON
Tutaj, w jednostce. Jesteś tu, razem ze mną i innymi. Codziennie ćwiczysz obsługę karabinu, trenujesz na poligonie, a niedługo stąd odejdziesz… zresztą jak każdy z nas.
Czekasz na front.
WILLIAM
Myślisz, że chciałem tu być? Gardzę każdym dniem spędzonym w tej śmierdzącej konserwie. Nienawidzę chwil, kiedy marnuję swój cenny czas oraz zbyt krótkie życie na naukę obsługi jakiejś głupiej broni, czołganie się po błocie czy salutowaniu co półtora metra zapyziałym starcom, którzy mogą nami pomiatać; odsyłać na pole wojny niczym świnie na ubój.
Jestem tu, bo nie miałem innego wyboru.
ALLISON
Dlaczego tak mówisz? Jak możesz twierdzić, iż służba ojczyźnie nie jest ważna?! Jesteś jej coś winien, wychowałeś się tu, mówisz tym pięknym językiem…
WILLIAM
Nie jestem nic winien jakiemuś skrawkowi marnej, skażonej i brudnej ziemi. A co jak nie chciałem urodzić się w Anglii? Nie miałem na to żadnego wpływu; jestem tu i chcę żyć jak najdłużej, nie pragnę umierać od metalowej kuli za coś, czego nigdy nie oczekiwałem od świata.
ALLISON
Wydaje mi się, że powinnością naszą jest walka w obronie kraju. Jeżeli nie chcesz zabijać za ziemię, język czy kulturę, zabijaj aby bronić tych, którzy potrzebują tego najbardziej. Zrób chociaż tyle i choćby z tego powodu dawaj z siebie sto dwadzieścia procent na każdym treningu czy odprawie.
WILLIAM
Zabijanie — kolejna rzecz, do której jestem przymuszany.
Jak można mówić o odbieraniu życia innym ludziom, których nawet nie znasz, z takim wielkim spokojem? Nie masz sumienia, jakichkolwiek emocji, empatii? Zabijanie to chory wymysł wypaczonych instytucji oraz ludzi nimi zarządzających, a my, biedni i mali, głupi oraz naiwni, wykonujemy ślepo ich polecenia.
Nie mamy prawa decydować o ludzkim życiu w ten sposób.
ALLISON
Któż więc ma do tego prawo?
WILLIAM
Tylko i wyłącznie Bóg.
ALLISON
Jeśli takowy istnieje, tam na górze.
WILLIAM
To bez znaczenia! Nie rozumiesz, Allisonie? Tylko los, tajemnicza opatrzność boska, przeznaczenie, tylko to może decydować o naszym życiu, nie zaś inny człowiek.
Nie jest ci przykro na myśl o tym wszystkim?
ALLISON
Bynajmniej. Ci inni ludzie sami tego chcieli, sami nas atakują. Zabili tysiące a może nawet miliony niewinnych osób. Musimy z nimi walczyć, nie obejdzie się bez zabijania. Nie zapominaj, że to my stoimy po tej dobrej stronie.
WILLIAM
Jakiej stronie, człowieku? Tu nie ma dobrej czy złej strony, nie ma wspaniałomyślnych i tych gorszych decyzji — każda z grup prezentuje to samo, a mianowicie barbarzyństwo, egoizm, zachłanność…
A co jeśli to my jesteśmy tymi psami rwącymi się do gołego, świeżego mięsa? Co jak jest na odwrót?
ALLISON
Jesteśmy tu, gdzie jesteśmy i chcemy czy nie, musimy wykonywać polecenia. Nieważne jak bardzo byś tego chciał, to nie masz na to żadnego wpływu.
WILLIAM
Ja nie, ale na szczęście Stany Zjednoczone tak.
ALLISON
Co masz na myśli?
WILLIAM
Wojna powoli się kończy. Największy z największych wkroczył do gry i to na dodatek po tej „naszej stronie”. Zwycięstwo to tylko kwestia czasu. Najpierw Paryż, później Berlin. Amerykanie są w stanie dać nam pokój, koniec tych męczarni.
ALLISON
Spokojnie, przyjacielu. Jeszcze nic nie jest postanowione.
WILLIAM
Co ma być postanowione? Amerykanie jasno i wyraźnie, z wielkim przytupem weszli w wir wojny. Koniec piekła to tylko kwestia czasu, paru miesięcy.
ALLISON
Chciałbym aby tak się stało. Niemniej wolałbym też coś wnieść w ogół tej wojny. Cała sielanka nie może spaść tylko i wyłącznie na Amerykę.
WILLIAM
Nie interesują mnie ordery za odwagę czy inne śmieszne odznaczenia. Zostawiam to prawdziwym żołnierzom, a nie ludziom, którzy są tu z przypadku i przymusu.
ALLISON
Będę się modlił o to, żebyś miał rację. Wiele proroctw spadło już na naszą ziemię, żadne się nie sprawdziło. Obyś ty okazał się prawdziwym, wyczekiwanym mesjaszem.
WILLIAM
Nie przesadzaj, Allisonie. Pamiętaj, że zawsze służę dobrą radą.
ALLISON
Nie wiem jak ty, lecz ja wrócę do celebracji tego, jak już wspomniałem, wspaniałego wieczoru. Wiesz gdzie mnie szukać.
WILLIAM
Znam cię zbyt długo, żeby było inaczej.
ALLISON
Nie przesadzaj z alkoholem. Postaraj się jakoś zachować wśród tych wszystkich pięknych dam.
(Allison odchodzi w kierunku parkietu — William dopijając ostatki trunku ze szklanki, poprawia włosy oraz mundur — podnosi się i udaje do kontuaru barowego — muzyka wciąż gra i gra, ludzie nie opuszczają balu)
AKT I — SCENA II
Nieustająca zabawa — egzystencjalne rozmyślania nieopodal parkietu — piękno, a zarazem okrucieństwo ze strony miłości.
(William podchodzi do barowego kontuaru, stojącego nieopodal południowej ściany pomieszczenia — mężczyzna w garniturze oparty łokciami o błyszczący blat — Edward Capa)
(kładzie pustą szklankę na blat)
WILLIAM
Proszę lać do pełna, nie żałować.
BARMAN
Oczywiście, sir. Życzy Pan sobie to, co wcześniej?
WILLIAM
Jest mi to obojętne, naprawdę. Lej cokolwiek.
(barman podaje napełnioną szklankę — William degustuje, spogląda na szkło — rozmyśla — z lewej strony, co jakiś czas spogląda nieznajomy Anglikowi mężczyzna)
CAPA
Nie pijecie przypadkiem zbyt wiele, sierżancie?
WILLIAM
Wręcz przeciwnie, staram się ograniczać. Pan nie pije?
CAPA
Nie jestem zbyt wielkim fanem whisky.
WILLIAM
Świat przecież nie kończy się na ‘Szkockiej’.
CAPA
A macie tu coś innego? Myślałem, że Anglicy piją tylko i wyłącznie tego typu trunki.
WILLIAM
Spokojnie, jesteśmy takimi samymi ludźmi jak i Pan.
CAPA
Całe szczęście, sierżancie.
WILLIAM
Czyli jeśli dobrze zrozumiałem, Pan nie jest stąd?
CAPA
Dokładnie tak. Pochodzę z Węgier, choć nie było mi dane dorastać w ojczyźnie.
Edward Capa, miło mi.
WILLIAM
Sierżant William Way, mi również.
CAPA
Barman! Podajże kufel mocnego piwa.
WILLIAM
A jednak masz Pan gust.
CAPA
Jestem człowiekiem kultury, nie wypada nie skosztować miejscowego rarytasu, tym bardziej jeśli jest mi on nieznany.
WILLIAM
Skoro nie Węgry ani Anglia, to gdzie spędziłeś młodość?
CAPA
Z Budapesztu wyniosłem się mając lat szesnaście. Nie byłem wtedy jeszcze do końca ukształtowany, nie wiedziałem czego naprawdę pragnę. Czułem jednak potrzebę zaznania zmian, ujrzenia innego świata, niż znałem dotychczas. Pakując cały swój dobytek w kieszenie płaszcza oraz torbę na ramię wsiadłem w pociąg i wyjechałem.
Udałem się do Paryża.
WILLIAM
Paryż? Dlaczego akurat Paryż? Wydaje mi się, że jest co najmniej tuzin ciekawszych miejsc.
CAPA
To legendarne miasto poetów oraz muzyków. Uważam, że każdy przyzwoity człowiek chociaż raz w życiu powinien ujrzeć mosty nad Sekwaną. To magiczne miejsce.
WILLIAM
Jak ci się tam żyło?
CAPA
Mieszkałem tam przez siedem lat. Nie powiem, początek był trudny. Imałem się najróżniejszych prac, w końcu po roku zostałem zatrudniony na stałe jako asystent w jednej z wielu redakcji, gdzie odpowiedzialny byłem za segregację materiałów do korespondencji.
WILLIAM
Niezbyt obiecująca praca.
CAPA
Praca jak praca, oczywiście marzyłem o czymś znacznie lepszym. Trzeba było jednak cieszyć się tym, co było pod ręką.
WILLIAM
Cóż więc dalej?
CAPA
Myślałem, że zdołam odnaleźć tam swoje powołanie, przeznaczenie, tak jak ci najwięksi z największych.
WILLIAM
Ale?
CAPA
To miasto utraciło swój urok. Zostało skażone. Wybitne jednostki dawno odeszły, wszystko pogrążyło się w stagnacji. W powietrzu czuć było tylko stęchliznę, słychać zaś echo dawnej świetności.
Udałem się więc do Berlina.
WILLIAM
Bardzo odważnie.
CAPA
Dlaczego tak uważasz? Berlin jeszcze paręnaście lat temu był obiecującym miastem, niezwykle pięknym, prężnie powstającym z kolan. Życie tam zapowiadało się naprawdę dobrze, zyskałem wielu przyjaciół oraz uznanie wśród tamtejszych ludzi.
WILLIAM
Czym się zajmowałeś?
CAPA
Mój były szef z Paryża zarekomendował mnie swojemu znajomemu, który był właścicielem jednej z większych redakcji. Z miesiąca na miesiąc piąłem się w hierarchii aż zostałem jednym z głównych redaktorów. Mieszkałem tam pięć lat.
WILLIAM
Niech zgadnę, wyniosłeś się stamtąd w roku 1933?
CAPA
Trafne spostrzeżenie, Panie Way.
Kiedy Hitler wraz z NSDAP doszedł do władzy i rozpoczął swój okrutny terror, zwątpiłem i wyjechałem. Nie mogłem czuć się tam bezpiecznie.
WILLIAM
Gdzie był twój kolejny przystanek?
CAPA
Swoje prawdziwe „ja” odnalazłem tak naprawdę dopiero po drugiej stronie Oceanu, w Ameryce.
Osiedliłem się w Nowym Jorku, na Manhattanie.
WILLIAM
Mogę śmiało rzec, że światowy z ciebie człowiek, Panie Capa. Jaki był Nowy Jork?
CAPA
Nie było tam czegoś takiego jak w Europie, nie było braku tolerancji i zrozumienia, nikt nie wnikał bez powodu w życie drugiego człowieka — inność czy oryginalność były zupełnie czymś normalnym. Doświadczyłem także kapitalizmu, który całkowicie zmienił moje myślenie.
Mogłem w spokoju otworzyć się na nowe horyzonty oraz drogi.
WILLIAM
Jakież to były horyzonty i drogi?
CAPA
Tak naprawdę to czasu spędzonego w Europie nie uważam za zmarnowany.
W Paryżu miałem okazję zobaczyć kontrast pomiędzy okrutną biedą a bogactwem elit społecznych. Berlin, początkowo niezwykle przyjazny i otwarty na inne kultury, z dnia na dzień stał się bastionem nienawiści i bólu. To wszystko wywołało we mnie niezwykle skomplikowane uczucia.
Zapragnąłem zostać kronikarzem świata.
WILLIAM
Kolejny awans w karierze dziennikarza? Może jednak powieściopisarstwo?
CAPA
Otóż nie. Kronikarz świata to nie tylko dziennikarz czy pisarz. Zapragnąłem zostać osobą, dzięki której te wszystkie czynniki zostaną już na zawsze zapamiętane przez ludzkość, aby cała społeczność mogła dostrzec zarówno piękno jak i strach czy choćby smutek.
W Nowym Jorku zacząłem pracować jako fotograf.
WILLIAM
Czy brudne ulice i zalane krwią aleje to odpowiednie miejsce dla fotografa? Czyż nie jest to jedna ze sztuk pięknych?