E-book
7.88
drukowana A5
20.73
Atak serca

Bezpłatny fragment - Atak serca


Objętość:
53 str.
ISBN:
978-83-8414-377-3
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 20.73

dzieciństwo

mówią że słowa niewypowiedziane śnią się po nocach

przesiąknięte żalem jak pamięć o matce

w miejscach gdzie światło kruszeje niczym drzewo życia

na ażurowym wisiorku a w nim już tylko robaki

wydrążone kanały zbutwiałe zdobienia


z trudem przełykam kolejny dzień jak tabletkę

wiem że te wszystkie chwile kiedyś mnie dopadną

perspektywa patrzenia za okno przeraża

przesuwam powoli krajobraz babie lato

jesień nabiera kolorów rdzawych barw


utrwalam w pamięci to co zostało z dzieciństwa

niedoleczone zatoki i przenikliwy strach przed wodą

czy po tamtej stronie płotu też istnieje świat

podwórko pełne dzieci żużlowe alejki dla rowerów

stara grusza gdzie zaklepane zostały imiona


mojego pokolenia szukam tych postaci jak w zabawie

w chowanego jestem osobą odliczającą do stu

pośpiesznie odwracam się od drzewa

to jak przedzieranie się przez gąszcz twarzy

wyobrażenie sobie świata dziecięcych rozmiarów


2002-09-22

śnieg

biel jakby ziemię ktoś

zapakował w papier biurowy

i na jakiś czas tak zostawił

a ja piszę śladami scenariusze

oglądam w myślach filmy

dydaktyczne na swój temat


choć sezony mijają odcinki

są archiwizowane to i tak

nie wszystko pamiętam

plamy są niczym tropy

na naruszonym śniegu

ścieżki prowadzące


bezpowrotnie na biegun

bo przecież zdanie kończy kropka

bądź wielokropek wtedy należy

znaleźć inną drogę

miejsce odosobnienia

w granicach rogu kartki


gdzie śni się to o czym pisałem

dokąd szedłem i skąd widać

pojedyncze ślady sań

jakby życie było ziemistą linią

a obok leżały bruliony kartek

tysiące płatków dziewiczego śniegu


2020-12-02

wyrzucam z siebie jad przez barierkę balkonu

przywołany rok jest bezduszny

jak pracodawca który zwalnia przed Bożym Narodzeniem

życząc wesołych świąt

po czym siedzisz i jakoś ci przykro

bo co miałbyś powiedzieć

że po kilkunastu latach pracy masz ochotę się upić

i jeszcze raz upić i pić aż do upadłego

aż nie rozpoznasz tego miejsca wisząc głową w dół

za barierką balkonu zapytasz gdzie fajerwerki

rozpryskujące się na miliony świecących iskier

dokąd poszła żona dzieci co z kotką

gdzie śnieg bałwan przed domem

a może to miejsce jest jak chodnik

posypany solą drogową ja jestem komuś solą w oku

i nic z tym nie mogę zrobić

z balkonu widać kryształki teraźniejszości słone kałuże

śladów ludzi których nie znam z imienia i nazwiska

prawda jest taka że wystarcza na ten dzień

rzeczony wiersz który przyszedł przemówił

a teraz odchodzi


2022-02-14

próbuję przechować się u syna w pokoju

w pokoju syna próbuję przeczekać

koleżankę żony oglądam szkice

martwej natury fotografię dzbanka

wypełnionego do połowy wodą

bądź do połowy pustego jak kto woli


na twardym blacie szafki nocnej

cebula towarzyszy cytrynie

jako dekoracja do szkicu na egzamin

dwa obce sobie przedmioty

leżą obok siebie zbliżam się do ciebie


myślami mijają godziny grawitacja

oddziałuje na nas wszystkich

kładę głowę na biurku miasto za oknem

coraz bielsze aż w końcu znika

pod pierzyną puchu a ty wciąż rozmawiasz


słowa toczą się w śnieżne kule

lepią w zdania krajobraz w którym białe

niebo błyszczy niczym płatki śniegu

śpiąca postać odbija się w lustrze

białej szafy z Ikei


2020-01-08

plan

gorzka herbata powinna wystarczyć

a potem patrzenie w lustro z uśmiechem dziecka

ono tkwi we mnie uparcie jak ta chrypka

od witania nowego roku

milczenie jest złotem ktoś kiedyś powiedział

więc milczę liczę złotówki po świętach

najważniejsze to pogodzić się ze sobą

nie przegapić kolejnych dni


niech wrogie sobie światy walczą

a ja zamiast udawać kogoś innego

udaję siebie znam te wszystkie niedoskonałości

niedoróbki każdy kawałek skóry

ten fragment mnie który jest bezsilny

wobec nieustających pokus

w ostateczności wchodzę w nowe

w starym ubraniu oblizując palce


po zjedzeniu sernika z postanowieniem

zerwania ze słodkim nałogiem

uwierzenia że potrafię w tej gorączkowej transformacji

przejść obok tych wszystkich łakoci

jednocześnie myśląc jakie przygnębiające

musi być życie bez słodkości

jakie bolesne i cierpkie


2015-01-01

astronauta

świat przyłapał mnie na tym jak oddycham

wydalam dwutlenek węgla

kim więc jestem okryty

białą puchową kurtką

astronautą w odczuwalnej jasności


wierzę w schematy

powtarzających się czynności

w białe przełęcze snu

zmienność wszechświata

kiedy wyciągam język kryształki lodu

rozpuszczają się

pod wpływem ciepła

zamieniając w wodę

to jak cud którego doświadczasz

w życiu każdego roku


2014-02-14

kołatanie

wyślizguję się nocy

jakbym się czegoś obawiał

nie otwieram oczu

choć nie sposób zasnąć

przy tym kołataniu serca

rozpędzony do prędkości

dwustu dwudziestu uderzeń na minutę

właściwie to przez chwilę

byłem niedościgniony

a potem nagle wyhamowałem

pomyślałem że za tym mostem

nie ma dalszych mostów

jedynie biało czarne nekrologi

ciemność w której szukam

instynktownie twojej dłoni

a parkan otacza mnie coraz bardziej

oddziela od światła

staję się nieobecny

jak ta pulsująca gwiazda

na tym małym skrawku nieba

zastanawiając się czy wrócę

docisnę pedał gazu

wyprzedzę jadące samochody

rozpędzony

nie będę już martwy w środku


2022-07-14

rozświetlanie

kiedy jestem sam patrzę przez oko Kapłona

wyobrażam sobie ludzi jako małe robaczki

tak małe że przy pełnym wschodzie słońca

można zauważyć co najwyżej bruzdy

wgłębienia ich domów dziury w ziemi

między betonem a kępkami zieleni


po czym zamykam i otwieram oczy

spoglądam w górę na odległe planety

myślę sobie że ten świat kiedyś raptownie

wyhamuje i czy będę w pionie czy w poziomie

na tym absolutnie malowniczym obrazie

końca świata wyparuję zatem potrzebuję cudu


chwili dla siebie a może nawet calusieńkiego

dziewiczego poranka kiedy słońce

przesuwa się coraz głębiej za futrynę

zbliża wolno po ścianie jakby badało teren

dotykając chłodnego wnętrza domu

decydując o swojej alienacji


2024-03-17

kontent

chyba umrę w tym hipermarkecie

obok alejki z mięsem upadając na kobietę

pachnącą słodkimi konwaliami

niech patrzy jak słońce zachodzi

powoli wylewa się na pobliską półkę

z alkoholem to ja autor wszystkiego dobrego

dlaczego wciąż myślę o tym

zamiast słuchać muzyki która oddziałuje na zmysły

klientów ponieważ boję się bardziej niż inni

wieczne odpoczywanie na dziale z owocami

to tu czuję się jak w sadzie

spacerując dróżkami z nią bądź za nią

spotkajmy się jeszcze mówię przechodząc

nieznanymi mi dotąd przesmykami

aż trudno uwierzyć próbuję złapać

swój ostatni oddech idąc promenadą

z chemią jest w tym jakaś okazja

ale coś się urywa w kolejce może paragon

na którym wyblakł numer telefonu

imię mówione przez przerwę w regale

świadomość śmierci wykracza poza ten sklep

spotkajmy się jeszcze zanim nadejdzie pora nowych

gazetek z resztą pieniędzy

mówiąc sobie przy wejściu dzień dobry


2020-01-28

czasy które nigdy nie nadeszły

krzyknąłem w pustym pokoju

głos rozszedł się i wrócił jak wspomnienie

o meblach na raty najlepsze czasy

które nie nadeszły

wyszły z mody niczym stół cztery krzesła

jak numer archiwalny gazety

w życiu codziennym aktualności

o stanie miłości do żony

rodziny kochanki a może koleżanki

która nic o tym nie wie

ogłoszenie przyklejone do szyby

nie parafialne gminne kazuistyczne

finalne niczym dym z papierosa

po wszystkim szepnąłem

jakbym obawiał się czegoś

pamiętał niecenzuralne słowa

wypowiedziane w złości z miłości

bólu wszystkie gesty machnięcia

odciski palców na blacie telewizorze

lusterku siedząc na krześle

przemilczałem ten dzień

zlekceważyłem głos z samej góry

który rozszedł się i wrócił

jak najlepsze czasy które nie nadeszły


2021-12-11

biały

rozmyślam jaki szturm mógłbym przypuścić

jaki huragan w niebie obudzić

by w białej zamieci świat znów zobaczyć

bo biały to kolor duchowej perfekcji

symbol początku a może nawet rewolucji

i jeśli gdzieś umrę to tu za tymi bielutkimi drzwiami

w tym pokoju na tym łóżku wśród śnieżnych mebli

marznąc w blasku tej mlecznej jarzeniówki

która zza pleców świeci niczym księżyc

a świat się nie dowie o mojej śmierci

dopóki jest biały otwarty na nowe

jak kolor kowidowej maski która odbija się

w łazienkowym lustrze dwadzieścia po piątej

kiedy idę po omacku starając się nie uronić

ani jednej kropelki ani jednej myśli opierając dłonie

o zimne ceramiczne białe płytki w toalecie szpitalnej

myśląc jak długo powinno się patrzeć w lustro

żeby swój mrok w jasność obrócić by się wykopać

z ciemności byle tylko w aurze biały kolor zobaczyć

jak ten wybuch światła nad głową


SOR, 2023-05-02

nieżyt

czym jest przeziębienie wobec zawału serca

ten moment kiedy leżysz

a krajobraz rozmazuje się w oczach

wtedy ta i tamta strona

jest jedynie w deszczu

jakby nie było ciemnej toni

ani granicy między życiem a śmiercią

wyłącznie mokry obraz

przywołany jak wspomnienie z dzieciństwa

przed którym nie uciekniesz

kojarzysz go z zażywaniem leków

wydmuchiwaniem nosa

z tamtejszą ulicą i domem

rozległym podwórkiem

dużą dziką gruszą za oknem

pod którą mieściło się serce

otaczający świat jak wianuszek

oddzielał od problemów

stresu który po wejściu w dorosłość

wnikał w ciało aż po uczucie kiedy czas się

zatrzymał a zimne wody potu

wylały strugami rzek na szare

bawełniane prześcieradło

tajemnice alkowy

wówczas widziałem początek

i koniec tą i tamtą stronę

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 20.73