E-book
29.4
drukowana A5
132.67
Asztarte

Bezpłatny fragment - Asztarte

Klątwa bogini wojny


Objętość:
992 str.
ISBN:
978-83-8221-955-5
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 132.67

dla Lilith

„...czas miłowania i czas nienawiści…“

1

Arena Colosseum była jak zwykle pełna ludzi. Kobiety gladiatorki przyciągały widzów, bardziej niż walczący mężczyźni. Do historii tego miejsca miały przejść dwie z nich. O jednej ludzie mówili szeptem, bojąc się wypowiedzieć jej imię w obecności cezara. Commodus nienawidził dźwięku jej imienia. Lecz mimo to arena była jego obsesją. Mówiono, że ta kobieta przekazała mu miłość do tego miejsca wraz ze swoimi genami. Choć jej imienia nie wypowiadał na głos nikt, a ona zniknęła w tajemniczy sposób, była symbolem łamania konwenansów i tabu, udowadniając, że kobieta może walczyć lepiej od mężczyzny. On sam nie pamiętał jej dobrze, ale tylko on znał smutną prawdę o niej. Ta druga, go intrygowała i fascynowała. Za jej imieniem podążały legendy. Mówiono, że kiedyś była królową, panią z bogatego rodu. Inni mówili, że krąży nad nią klątwa, a jeszcze inni, że spłynęła na nią łaska nieśmiertelności. Słyszał o niej wiele. Była wolna i walczyła wyłącznie dlatego iż chciała. Za jej podróż z Dover do samej stolicy Commodus zapłacił majątek. Czasem sam się zastanawiał czy zrobił to dla niej, czy przez wzgląd na pamięć o swej matce. Gladiatorka z charakterystyczną blizną przez cały policzek szykowała się do wyjścia. Jej srebrzyście świecący pancerz i nagolennice odbijały światło Słońca. Z tyłu do zbroi był przypięty złotymi klamrami, czarny płaszcz. Kiedy wbiegała na arenę jej czarne włosy falowały wraz z płaszczem w rytmie szybkich ruchów ciała. W ręce trzymała miecz. Wyglądała niczym Diana bądź Minerwa. Kiedy podniosła ręce w górę, arena zaczęła wiwatować niczym na cześć boga. Sam cezar, bił brawo, a to zdarzało się bardzo rzadko. Tamtego dnia Commodus spełnił swoje marzenie po kilku lat starań, słania pieniędzy i listów, Livia zgodziła się wystąpić. Patrzył na nią z oszołomieniem, nigdy czegoś takiego nie czuł. Tylko raz zdarzyło mu się poczuć coś takiego, gdy jako nastolatek poznał historię swojej matki. Kobiety traktował gorzej niż podeszczowe błoto na butach, ale nie gladiatorki, te były jego obsesją. Livia w mgnieniu oka pokonała przeciwnika dźgając mężczyznę w płuco a następnie podrzynając mu gardło, nie czekała na decyzje areny. Samnita nie wiele mógł zrobić, jedynie odrzucić miecz, by potem jeszcze zostać ranionym na wskroś własną włócznią, którą kobieta rzuciła w jego dogorywające ciało. Zawsze tak robiła. Widok krwi, wroga ją uspokajał. Commodus nachylił się do jednego z legionistów.

— Zaprowadź mnie do niej- mężczyzna posłusznie skinął głową na rozkaz swego pana.

Kiedy dotarł na arenę po raz pierwszy gladiator przed nim nie klęknął. Widzowie byli oszołomieni, patrząc na wyniosłą kobietę z mieczem i cesarza w swym legendarnym białym pancerzu. Mimo iż bardzo chciał to nie potrafił powiedzieć nic, jedynie patrzył na nią z podziwem. Przyglądał się jej brudnej od krwi dłoni, trzymającej zakrwawiony, ociekający krwią miecz oraz bliźnie przechodzącej przez twarz. Zauważył, że kobieta jest ślepa na jedno oko. Zdumiało go to, że mimo ułomności tak świetnie walczyła. Gwardia stanęła za swoim panem, wymierzając włócznie w kierunku kobiety, którą dawniej nazywano Asztarte.

— Ty jesteś tą kobietą, której nie można zabić, pokonałaś jednego z moich najlepszych ludzi- Commodus wydukał po chwili, prawie niesłyszalnym tonem.

— Tak mówią. Jak widać nie był najlepszy. Nie żyje. Jeśli rzeczywiście tego chcesz mogę z tobą walczyć, ale co państwo zrobi bez przywódcy — roześmiała się i spojrzała na niego z pogardą.


— Podajcie mi miecz- rozkazał do stojących za nim gwardzistów.


— Naprawdę chcesz to zrobić?


— Po to cię tu sprowadziłem- odburknął krótko cezar. Władca uśmiechnął się tajemniczo. Kobieta zauważyła, że krwawe jatki urządzane na arenie wręcz podniecają go.


Commodus, wziął miecz od jednego z gwardzistów. Kobieta uśmiechnęła się i stanęła w rozkroku gotowa do ataku. On również skierował broń w jej kierunku. Rozpoczęła się walka dwojga ludzi, która bardziej przypominała taniec pary kochanków, a muzyką był szczęk broni. Oboje zderzyli się z niewiarygodną wręcz nieludzką siłą. Commodus, rzucił się na nią z mieczem, jednak kobieta odparowała atak osłaniając się karwaszem. Błyskawicznie odpowiedziała na cios raniąc go w szyję. W odpowiedzi cesarz wykonał półobrót zamierzając kopnąć ją w brzuch. Asztarte ochroniła się tarczą, jednak Commodus uderzył ją pięścią twarz.Arena zaczęła wiwatować. Asztarte wykorzystała to, upadła na ziemię i wykonała szybki obrót własnym ciałem by odsunąć się od niego.

— Kim jesteś? — zapytał odpierając cios miecza wycelowany prosto pomiędzy trzecie i czwarte żebro.

— Wiesz kim jestem… — kobieta wykorzystując jego chwilę zamyślenia, drasnęła go w policzek, zostawiając bliznę- Teraz będziesz miał dwie blizny — roześmiała się patrząc na mężczyznę, który ze zdziwieniem obcierał krew.

— Dobrze wiesz o co pytam- Commodus wymierzył jej cios w ramię, ale kobieta nawet nie poczuła draśnięcia.

— Wieki temu byłam królową- kobieta wykonała obrót o sto osiemdziesiąt stopni w momencie, kiedy mężczyzna próbował wymierzyć jej kolejnego kopniaka.

— Jak cię zwą?

— Tu Livia. Ponoć ty mnie tu sprowadziłeś- oboje rozmawiali nie przestając walczyć. W tym ferworze walki ich ciała wyglądały jakby stanowiły jedność. Kłuli się, dźgali i przepychali jednocześnie prowadząc ze sobą dyskusję.- Wiele miałam imion, najbardziej pamiętam jednak jedno...Asztarte- kobieta podstawiła mężczyźnie nogę w momencie kiedy cezar chciał wykonać obrót aby ją zaatakować ciosem miecza w skroń. Władca runął na ziemię, a gladiatorka usiadła na nim okrakiem i przystawiła mu nóż do gardła. Gwardziści wyciągnęli miecze, ale Commodus gestem swojej ręki zabronił im cokolwiek czynić.

— Asztarte, sama wielka Asztarte, bogini wojny i miłości — powiedział, charcząc.

— Wiedziałem, że kiedyś cię odnajdę. Jesteś mi pisana. Darujesz chyba życie władcy?

— Skoro wiesz prawdę to wiesz też, że twoi gwardziści nie są w stanie mnie zabić. Rzym może być nawet szczęśliwy tracąc bękarta. Do Dover też dochodzą wieści.

— Nie wątpię, ja pragnę żyć, a królowa umrzeć- wysyczał.-Istnieje księga…

— Co ty bredzisz? — kobieta odsunęła nóż, po czym podała mu rękę. Commodus wstał, arena po raz pierwszy od dawna zamilkła. Ta cisza była przerażająca. Commodus, wziął ją za rękę i podniósł w górę.

— Chcę, żebyś została moim najbliższym gwardzistą Asztarte. Zawrzemy pakt-wyszeptał, gdy tłum wiwatował.

— Opowiesz mi swoją historię, teraz nie masz wyboru. Jako zwycięzca samego cezara musisz udać się ze mną do pałacu. Po za tym jeśli to prawda co mówią… potrzebujemy się nawzajem- dodał stanowczym głosem.

— Zrobię co zechcesz panie, ale w zamian chce zostać twoją panią- Asztarte schowała miecz i podała mu rękę. Mężczyzna nie do końca rozumiał sens jej słów.

— Teraz możemy iść Asztarte. Tym razem nie będziesz niewolnikiem. Będziesz moim gościem. Tak długo jak będziesz chciała.

2

Commodus wprowadził kobietę do swego pałacu i wskazał miejsce do siedzenia na długim łożu, obok którego znajdował się stolik. Mężczyzna zajął łoże na przeciwko. Gdy mężczyzna klasnął w dłonie służba zaczęła wnosić wyszukane potrawy oraz wino. Jak przystało na rzymian posiłek odbywał się w pozycji półleżącej. Livia oparła swój miecz o ramę łoża i rozsiadła się wygodnie. Władca skinął na służbę i gwardzistów by zostawili ich sami.

— Obiecałaś mi coś gladiatorko — powiedział cezar biorąc do ręki kiść podanych mu winogron.

— Ty mi również, panie. Podróż z Dover na kontynent nie należała do najprzyjemniejszych. Swoją drogą zadałeś sobie wiele trudu, by mnie tu sprowadzić- kobieta spojrzała na niego podejrzliwie. Domyślała się czemu Commodus tak bardzo pragnął ją poznać, ale chciała by to on powiedział.

— Podziwiam cię Livio, tak jak powiedziałem istnieje księga- mężczyzna nie zdążył dokończyć, gdyż kobieta podskoczyła do niego i przystawiła sztylet do szyi, który nie wiadomo skąd znalazł się w jej dłoni.

— Co o mnie wiesz? — syknęła.

— Asztarte, czy jak wolisz Livio, odłóż broń. Chcę zakończyć twoją mękę. Znam wszystkie legendy o tobie, przeklęta królowo Egiptu, dzieciobójczyni, piękna bogini wojny, idealna kochanko, demonie szału wojennego, słodka Bellono. Powiadają, że musisz zabijać to część klątwy- Asztarte cofnęła się i z powrotem usiadła na łożu.

— Część z tego co mówisz jest prawdą, a część z tego co mówisz wyłącznie mitem- w głosie kobiety słychać było przygnębienie i smutek.

— W księdze, którą odnalazłem zapisano jak zdjąć klątwę. Będziesz mogła umrzeć Asztarte, przestaniesz się tułać. Żeby ci pomóc muszę znać prawdziwą historię.

— Co w zamian? Commodus ponoć nie jest dużej upragnionym władcą.

— Nie ma lepszego wojownika w całym imperium niż ty. Nie jestem upragnionym władcą, tak jak nie byłem upragnionym dzieckiem. Potrzebuję ochrony.

— Czemu nie ruszyłeś z Vindobony dalej? Ta hołota miałaby zajęcie siedząc w mrocznych lasach i żaden z nich nie myślałby teraz o obaleniu władcy. To zdumiewające, armię tego państwa może pokonać garstka gladiatorów, gdyby tylko chciała, a jednak tego nie czynią- mężczyzna przytaknął głową.

— Kiedyś już im się prawie udało. Sądziłem, że te ludy są zbyt silne. Kocham Vindobonę ten demon tam zdechł.Nie chciałem jej utracić, to dla mnie symbol wolności, a mogło do tego dojść gdyby Barbaricum nas pokonało.

— Być może byli zbyt silni, a być może w ten sposób chciałeś zemścić się na ojcu. Zakończyłeś jego dzieło w połowie-słysząc jej słowa mężczyzna uśmiechnął się.- Nie było to do końca rozsądne, choć rozumiem twe uczucia, panie. Uczucia potrafią ogłupić każdego, jednakoż teraz nie miałbyś zmartwień. Nie obawiałbyś się o swe życie. Czyli to prawda co o tobie mówią? Twoją prawdziwą matką była gladiatorka, a ojciec w brutalny sposób zabił ją na twoich oczach. Zawsze miałam Marka Aureliusza za obłudnika, który nie stosował swoich poglądów w stosunku do swej osoby. Mówią też, że to twoja matka, a nie on?

— Tą wersję stworzył później, by usprawiedliwić siebie. Był potworem, a czynią z niego bóstwo. Moralista bez żadnych zasad. Tyran, potwór- Commodus uderzył pięścią w stolik, którego blat pękł kalecząc rękę cezara. Tym razem kobieta bardzo spokojnie podeszła do mężczyzny. Oderwała kawałek materiału ze swego płaszcza i owinęła dłoń władcy.

— Jesteście bardzo silni panie, ale by z nimi walczyć potrzebujecie jeszcze sprytu i wiedzy. Musicie poznać ich wszelkie najmroczniejsze sekrety, każdy szczegół z ich życia, nawet to kiedy chodzą do toalety. Nie chciałam zabić swego syna, ale to zrobiłam. Nie rozpoznałam go. Po tylu latach nie rozpoznałam go. A wy pomogliście odejść ojcu z tego świata?

— W pełni świadomie- wyszeptał jej do ucha.- Nie mogłem tego dłużej słuchać. Cały czas słyszę to w swojej głowie; to jak ją obraża, te inwektywy i ta jego duma gdy opowiadał w jakich męczarniach zdechła.

— Cóż,, nemo potest personam diu ferre”, ale obawiam się, że nie będzie łatwo obalić jego mit. Fałszywa cnota od zawsze jest w cenie. Wiedz, że Vindobona zawsze będzie twoim miastem panie. Tam będą cię pamiętać jako tego, który stworzył to miasto i będzie to wyjątkowo piękne miasto.

— Zapomną zobaczysz to on będzie ich bożyszczem. Egipt wiele stracił obalając cię pani- odpowiedział mężczyzna, podświadomie zacisnął dłoń na jej dłoni. Kobieta popatrzyła mu prosto w oczy.

— Pomogę ci, choć pewnie nigdy nie zajmiesz należytego miejsca w historii. A ty w zamian uwolnisz mnie od nieśmiertelności- słysząc słowa kobiety mężczyzna skinął głową.

— Kim tak naprawdę jesteś gladiatorko? Jak do tego doszło? — zapytał z troską Commodus, a kobieta usiadła z powrotem na łożu. Nalała sobie wina do kielicha i rozpoczęła opowiadać swoją historię.

— Kim jestem? Codziennie zadaje sobie to pytanie od tysięcy lat.Kiedy to się zaczęło? Dlaczego? Czy naprawdę byłam aż takim potworem? Mieli rację ci, którzy nazywali mnie złem wcielonym? Czy zawsze byłam zła? Czy byłam tylko narzędziem zła? A może nie miałam wyboru? Wiele miałam imion, przez tysiące lat. Jak nazywał mnie ten, który naprawdę mnie kochał, chyba używał imienia Kiya. Tak nazywał mnie Kiya, mój ukochany jedyny władca. Mój pan, zapomniany król. A może wszystkiemu co się stało była winna miłość, samolubna, pyszałkowata miłość. Mówią, że miłość nie może być zła, ale czy gdyby nie miłość to do tego wszystkiego by doszło? Może gdybym nie kochała, mogłabym być normalnym człowiekiem? Mogłabym umrzeć? Tak wielu ludzi… wszystkich obracałam w pył i niszczyłam. Nawet własnego syna, to od niego wszystko się zaczęło, a może od jego ojca. Jak mnie nazywano: Gorgo, Livia, Malika, tak wiele było tych imion. Dziwne imię, dla kogoś takiego jak ja… dziś proponujesz mi, że będę mogła nareszcie umrzeć. Każdy człowiek na moim miejscu byłby z tego powodu smutny, ale nie ja. Jestem na tym świecie od zarania dziejów, widziałam wiele zła. Byłam przyczyną wielu złych wydarzeń. Kim tak naprawdę jestem? Nazywam się Asztarte, niektórzy przyrównują mnie do Lilith, lecz nie jestem jej godna.Lilith to idealna kochanka, a ja nie byłam idealną kochanką. Lilith to kobieta mądra wręcz idealna, a ja taką nie jestem. I choć pewnie nie możesz w to uwierzyć panie zaiste prawdą jest, że nie mogę umrzeć. Moja matka zawsze mówiła, że będę miała władzę, będę wszechpotężna… nie wiedziałam, że aż tak. Dziś nigdy by mnie chciała tej władzy, ale wtedy… a wszystko przez to jedno zrządzenie losu…

— Opowiedz mi o tym. Ten pałac może być twoim domem.

— Panie, ten pałac nie jest domem dla nikogo. Dom to miejsce, w którym czujemy się bezpieczni. Ponoć jesteś panem tego przybytku- kobieta wskazała ręką na otaczające ich wnętrze.- Jednak nie czujesz się tu bezpiecznie. Jak zatem możesz to miejsce nazywać domem?

— To jeden z uroków władzy pani, nie dane nam jest odkryć czym jest dom. Zwykły wieśniak ma to szczęście, ale nie my.

— Zaiste. Jednak to nie jest historia, którą da się opowiedzieć w jedną noc.

— Dostaniesz tyle czasu ile zechcesz, jeśli w zamian będziesz mnie chronić, a wtedy ja wywiążę się z obietnicy -oznajmił cezar, a kobieta skinęła głową.- Dane ci było mieć dom? Rodzice cię kochali?

— Bardzo krótko miałam dom. To był piękny pałac.To czy mnie kochali sam ocenisz panie.

3

Miasto Tyr miało być przez wieki twierdzą nie do zdobycia. Uczynił to dopiero sam Alexandroes. Położone było tak naprawdę na wyspie, albowiem z jednej strony otaczało je morze, a z drugiej laguna. Flota Tyru była jedną z największych i najpotężniejszych jakie widział ówczesny świat. Na porośniętym cedrami wzgórzu, z którego widać było morze stał biały dom z kolumnami w zaokrąglonej absydzie. Budynek prezentował się bardzo okazale. Młoda dziewczyna właśnie schowała się aby zrobić psikusa swojemu bratu w dziurze ogromnego cedru. Uwielbiała je, albowiem pachniały tak pięknie, a latem dawały upragniony cień. Miała może z szesnaście lat, piękne kruczoczarne długie włosy i zielone oczy. Jej rysy były typowe dla ludzi z tamtych regionów świata, w sumie nic szczególnego. Śniada karnacja, jedynie oczy ją wyróżniały. Wszyscy mówili, że w jej oczach jest coś wyjątkowego. Wielkie zielone oczy.

— Asztarte! Gdzie jesteś moja księżniczko? Asztarte! — bardzo podobna do dziewczyny kobieta ubrana w zwiewną niebieską szatę biegała po ogrodzie nawołując swoje dziecko. Kobieta była bardzo piękna i od razu można było poznać, że jest z dziewczyną spokrewniona. Były do siebie bardzo podobne. Odróżniało je jedynie to, że starsza z nich miała kręcone włosy i ciemne oczy. W Tyrze znana była jako królowa Salambo.

— Ty i twój brat powinniście już dawno być w domu. Robi się ciemno. Asztarte naprawdę nie mam czasu ani ochoty biegać po całym ogrodzie, aby cię znaleźć. Za niedługo wróci twój ojciec Hamilkar. Kiedyś twoje wybryki źle się skończą- powiedziała na głos kobieta jakby wróżyła przyszłość swojej córki. Wiedziona instynktem macierzyńskim kobieta podeszła do starego spróchniałego cedru.

— Tu jesteś, znalazłam cię, chodź zaraz podadzą wieczerzę — kobieta wyciągnęła rękę, do ukrytej w dziurze drzewa nastolatki.-Ojciec chce cię dzisiaj zaprezentować najważniejszym mieszkańcom miasta. Przybyła delegacja z Egiptu. Hazdrubal jest już w domu. Jak ty wyglądasz? Twoja biała suknia jest cała w błocie. Powinnaś dostać solidne lanie, gdyby nie te twoje oczy… nie rób takiej miny. Kiedyś będziesz potężną kobietą, zobaczysz. Dla tych oczu mężczyźni zrobią wszystko, a teraz chodź.

— Matko naprawdę muszę? Wiesz, że nie lubię tych spotkań.

— Tak moje drogie dziecko musisz i dobrze o tym wiesz. Masz już szesnaście lat. Nie możecie całe życie bawić się z bratem w chowanego lub okładać się nawzajem kijem. Czasem mam wrażenie, że miałaś być mężczyzną- powiedziała z przekąsem Salambo biorąc Asztarte za rękę, po czym zaprowadziła ją do domu.

Jej ojciec, Hamilkar zajmował się tym czym większość zamożnych książąt Tyru. Handlował purpurą. Materiały farbowane barwnikiem uzyskiwanym z morskich ślimaków, był to najdroższym i najbardziej znany symbol miasta. Jego żona Salambo mogła więc spokojnie dbać o „Ognisko Domowe” nie troszcząc się o przyszłość, a jednak ta uchodząca za najpiękniejszą kobietę w swoim królestwie dama nie wiedziała o wszystkim co dzieje się w jej otoczeniu. Sam Hamilkar był przystojnym, wysokim mężczyzną o śniadej karnacji i ciemnych długich, lekko kręconych włosach. Nosił krótką brodę, która podkreślała jego rysy twarzy. Ten dzień miał być jednak wyjątkowy. Do księcia miała przybyć egipska delegacja pokojowa. Pewnie nikt nie podejrzewał, jak bardzo ten wieczór odmieni życie całej rodziny.


Kilka godzin później w rezydencji rozpoczęło się wielkie przyjęcie. Stoły były zastawione najbardziej wyszukanymi potrawami ze wszelkich zakątków świata, nad którymi panowali Fenicjanie. W ogromnej marmurowej sali poustawiano meble, tak by goście mogli jeść na pół-siedząco. Największą ozdobą była jednak rodzina książęca. Ubrany w czarną szatę obszytą ze złotą nicią Hamilkar prezentował się bardzo dostojnie, a piękna Salambo miała na sobie oczywiście szatę barwioną purpurą ze złotymi obszyciami. Jej włosy spinał złoty diadem, a na szyi spoczywał długi składający się z kilku pomniejszych złoty łańcuch. Również Asztarte ubrano tak jak jej matkę. Natomiast strój księcia Hazdrubala nawiązywał do stroju ojca. Tak właśnie wyglądała rodzina książęca witająca gości.Bogactwem wyglądu dorównywała im tylko delegacja książąt egipskich. Mężczyzna w tradycyjnej chuście nemes na głowie, obwieszony złotem pełnił rolę ambasadora Amenhotepa III. Przyjęcie rozpoczęło się tuż po zachodzie słońca. Księżyc właśnie pojawił się w swej pełni na niebie, odbijając się w lustrze widocznego w oddali morza i znajdującego się przy pałacu basenu.

— Hamilkar, musimy porozmawiać-powiedział stanowczym tonem Egipcjanin i chwycił za ramię władcę Tyru, który nalewał sobie wina.

— Wiem Memose, ale to niedobry moment- odpowiedział Hamilkar popijając wino.

— Nigdy, nie będzie dobry moment. Mieliśmy umowę, albo twój syn pojedzie z nami albo córka, nie masz wyboru.

— Co jeśli się nie zgodzę?

— Dobrze wiesz- odparł ironicznie Egipcjanin.- Wtedy nasze wojska wkroczą do Kanaanu i spustoszą miasto. Jego Majestat życzy sobie uściślenia stosunków dyplomatycznych poprzez małżeństwo lub zakładnika. Masz długi wobec nas. Zaraz, ty nie powiedziałeś żonie? — zapytał z przekąsem Memose i widząc reakcję Fenicjanina, uśmiechnął się kątem ust.- Nie domyśla się? Mówią, że to najpiękniejsza i najmądrzejsza kobieta w Kanaan.

— Salambo wie kiedy nie zadawać pytań- rzucił lodowatym tonem Hamilkar.- A co by się stało gdybym zapłacił później?

— Zaiste mądra kobieta, ale termin minął rok temu- Memose syknął przez zęby.

— Interesy nie szły zbyt dobrze, a wasze wojska jakiś czas temu spustoszyły inne nasze miasta.

— Twoja córka jest bardzo piękna. Będzie doskonałą, żoną dla następcy Amenhotepa III.

— Nikt go nigdy nie widział, a nawet nie wiadomo czy wasz następca tronu istnieje- odgryzł się Hamilkar.

— Zapewniam cię, że istnieje, choć na pewno nie będzie wymarzonym zięciem. Wybieraj, córka czy syn? Doszły nas słuchy, że twoja żona pochodzi z nowo przybyłego ludu.

— Zaiste, Salambo jest z nowego plemienia.

— A zatem będzie to podwójny alians- powiedział Memose, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.

— Ona nie ma żadnego kontaktu ze swoim ludem, a dzieci nie mają o niczym pojęcia.

— Czas najwyższy aby o wszystkim się dowiedziały. Hamilkarze, przecież chcemy być przyjaciółmi. Pragniemy żyć w pokoju- mówiąc to Memose roześmiał się. — Pani, Podejdź tutaj! — dodał Memose wskazując ręką na córkę Hamilkara.- Masz na imię Asztarte.

— Tak panie — odpowiedziała krótko Asztarte.

— Twój ojciec musi być z ciebie bardzo dumny. Jesteś wyjątkowo piękna. Nazywam się Memose i jestem wysłannikiem Jego Wysokości Pana Egiptu.

— Panie, wiem kim jesteś, od wielu tygodni nie słyszę od ojca i matki o niczym innym- odparła z lekką ironią Asztarte.- Wszyscy wyczekiwaliśmy twego przybycia. A teraz wybacz panie, muszę odszukać brata- powiedziała lodowatym tonem Asztarte i skłoniła na odchodne głową. Nie zauważyła, że znajdujący się w delegacji młody Egipcjanin bacznie ją obserwuje.

— Czekam, na twoją odpowiedź Hamilkarze- mówiąc to Memose poklepał go po ramieniu i porozumiewawczo spojrzał na tajemniczego Egipcjanina, który natychmiast udał się za wychodzącą do ogrodu księżniczką. Młody chłopak dogonił dziewczynę przy basenie. Stał przez chwilę i patrzył się na siedzącą na marmurowej ławce księżniczkę. Zastanawiał się co ma zrobić. W końcu odważył się podejść do dziewczyny.

— Przepraszam- powiedział bardzo cicho, a Asztarte podskoczyła lekko przestraszona.

— Wystraszyłeś mnie Egipcjaninie- powiedziała odwracając głowę w stronę rozmówcy. Chłopak przyglądał jej się uważnie. Od razu zachwycił go jej kolor oczu.

— Skąd wiecie pani, że jestem Egipcjaninem? -zapytał zaskoczony młodzieniec.

— Dziś nie ma tu innych obcokrajowców, a w tym stroju nie wyglądacie na Asyryjczyka-próbowała zażartować Asztarte, a chłopak mimowolnie zaczął się oglądać.- Ci przybyli wczoraj, jak zwykle w wojowniczym nastroju- ciągnęła dalej dziewczyna.

— Tak, ludy znad Eufratu i Tygrysu są bardzo wojownicze.

— Czego chcecie panie? — zapytała Asztarte chcąc zakończyć to dziwne spotkanie.

— Zachwyciłem się tym widokiem morza i tymi wspaniałymi drzewami. Muszą być bardzo stare? Są piękne i ten zapach.

— I? — dziewczyna była coraz bardziej dociekliwa. Miała ochotę pozbyć się nieproszonego gościa jak najszybciej. Nie po to uciekła z przyjęcia podając wymówkę, by teraz znosić natrętnego gościa.

— Nie wiem jak wrócić do pałacu, gdyż źle widzę w ciemnościach- odpowiedział zakłopotany chłopak.

— Stąd trzeba iść prosto, aż do fontanny, a potem skręćcie w prawo i podążajcie cały czas prosto. Dojdziecie do pałacu. Naprawdę musicie mieć problemy ze wzrokiem, albowiem ścieżki oświetlono lampionami.

— Niestety, mam wiele ułomności. To cud, że nie umarłem przy narodzinach- odpowiedział chłopak rumieniąc się.- Oddalę się i przepraszam za kłopot- młody mężczyzna odwrócił się i skierował w stronę pałacu. W oddali usłyszał głos dziewczyny.

— Nie jest tak źle panie, po świecie chodzą gorszą maszkary. Macie piękne dłonie- chłopak mimo wszystko się roześmiał, choć nie wiedział czy to obelga czy komplement. Gdy wrócił do pałacu porozumiewawczo skinął głową do egipskiego ambasadora.


Krótko po wieczerzy, gdy rozpoczęły się tańce Hamilkar poprosił żonę do oddzielnej komnaty, by zwierzyć się ze swoich grzechów. Opowiedział o tym, że nie zapłacił Egipcjanom za utrzymanie pokoju, gdyż statek płynący z transportem purpury do Tarshish zatonął. O umowie jaką zawarł z Jego Majestatem w zamian za bezpieczeństwo miasta i innych miast Kanaan. Salambo słuchając jego opowieści, przysiadła w wielkim pozłacanym fotelu.

— Salambo musimy ją oddać. Oboje wiemy, że następca musi zostać w Tyrze- oznajmił jakby nic się nie stało Hamilakr.

— Nie poradzi sobie, gdyby to była Asyria, ale Egipt jest nam całkowicie obcy- odpowiedziała przerażona łapiąc się za głowę.

— Poradzi, wiem o tym- odpowiedział Hamilkar popijając wino.

— Następcy tronu nikt nie widział, ponoć to istota bezkształtna. Nie ma nogi, a co jeśli w ogóle nie istnieje. Będzie z tym starym satyrem. Chyba nie ma miejsca na tym świecie gdzie by nie słyszano o tym co wyczynia w haremie.

— Memose zapewniał… — przerwał jej mężczyzna.

— Memose zapewniał- powiedziała kobieta z drwiną i roześmiała się.- On zapewniał! Ten człowiek sprzeda własną matkę jeśli zaszłaby taka potrzeba. Pragnie władzy, widzę to w jego oczach. Tej prawdziwej władzy, rozumiesz mężu. A ty wielki Hamilkar dałeś się podejść- syknęła ze złością kobieta po czym wstała i wyrwała mu z ręki kielich wylewając jego zawartość na podłogę.- Umiesz tylko chlać! Zapewniałeś, że gdy zostanę twoją żoną nie będę się musiała o nic martwić. Nic mi nie będzie grozić, a tymczasem sprzedajesz moje dziecko niczym ten diabelski materiał.

— Nie mamy wyboru — wydukał mężczyzna.

— Nie taki był plan. Wiesz, że tylko nasza córka jest w stanie zapewnić sojusz z moim ludem.

— W tym momencie twoi pasterze, nie są aż tak groźni jak Pan Egiptu- oznajmił bez żadnych emocji Hamilkar.

— Są podzieleni, ale to nie znaczy, że któregoś dnia nie będą… Ty nawet nie masz pojęcia do czego są zdolni moi „pasterze“.

— Nie mamy wyboru. Asztarte pojedzie do Egiptu.

— Nie doceniasz pasterzy, kiedyś ujrzysz swój błąd i nic cię nie ochroni przed ich gniewem. Szkoda, że jej nie wysyłasz do Punt. Ja nie dam ci już więcej dzieci. Słyszysz! To koniec! — kobieta krzyczała na tyle głośno, że było ją słychać przez zamknięte drzwi.

— Gdybym ich nie doceniał nie byłabyś moją żoną — powiedział mężczyzna, a słysząc jego słowa Salambo uderzyła go w twarz.

— Tylko dlatego jestem twoją żoną! — wykrzyknęła ze złością. Zadecydowałeś już dawno prawda, skoro taka jest twoja wola mój panie… musimy zatem porozmawiać z córką- mówiąc to kobieta skierowała się do drzwi, a gdy stanęła w progu krzyknęła na cały głos.- Nigdy już mnie nie tkniesz Panie Tyru! Zapamiętaj te słowa i znajdź sobie jakąś kurwę jeśli chcesz — po czym spokojnym krokiem udała się do sali, w której znajdowali się jeszcze ucztujący i bawiący się goście. Trudy życia nauczyły Salambo jak być doskonałą aktorką, jednak tego wieczoru musiała się powstrzymywać by nie zabić swego męża, a tym bardziej wysłannika Egiptu. Nienawidziła Memose, albowiem znała takich jak on doskonale.

*

Miasto Tyr właśnie budziło się do życia, kiedy Hamilkar postanowił odbyć rozmowę ze swoimi dziećmi. Krwiste Słońce znajdowało się jeszcze tuż nad linią horyzontu. Wyglądało jakby rodziło je morze. Rozmawiali długo.

— Asztarte, córko moja, nie tak miało wyglądać twoje życie= powiedział z nieskrywanym smutkiem Hamilkar.

— Siostro jeśli nie chcesz, nie musisz tam jechać, a ja udam się do Kemet. Nie boję się ich, mnie nic nie zrobią — stwierdził Hazdrubal popatrzał na swoją siostrę, która milcząco patrzyła na budzące się Słońce.

— Nie dasz rady- odparła kobieta ze smutkiem.

— Dam, wiesz, że dam.

— Nasz ojciec potrzebuje tam kogoś bystrzejszego niż ty mój drogi bracie. Udam się tam, ale za nim to uczynię… ty ojcze nauczysz mnie wszystkiego o tym jak władać ludzkimi sercami. Matka zaś nauczy mnie jak rozpoznawać wrogów, a także opowie o relacjach między mężczyzną i kobietą. Pomożecie mi stać się królową. Sprawię, że Egipt będzie naszym sojusznikiem, więcej uczynię go naszym poddanym. Zrobię to za wszelką cenę, chociaż miałabym sprzedać duszę temu tajemniczemu złu, o którym mówiła matka, a ty bracie zostaniesz następcą tronu jeszcze bogatszego i potężniejszego Tyru oraz Ziem Kanaan. By zapewnić jeszcze większe bezpieczeństwo naszemu państwu poślubisz tak jak ojciec kobietę z nowych plemion. Kanaan niebawem wyśle kolejne transporty do Tarshish. Państwo Sheby byłoby dobrym sojusznikiem.

— Moje dziecko mnie zaskakuje, skąd… — powiedział zdumiony zachowaniem córki Hamilkar.

— Od matki. Ojcze, przecież wszyscy w pałacu wiedzą, że choć głową Tyru jest Hamilkar to szyją jest Salambo. Czyż nie szyja kręci głową? — słysząc to Hamilkar szczerze się roześmiał.

— Widzę, że matka już dawno udziela ci nauk. Będzie z ciebie władca jakiego nie widział świat.


Tak właśnie mój ojciec przehandlował mnie za miasto Tyr. A moja dusza zaczęła się zmieniać. Musiałam się nauczyć lawirować pomiędzy światłem, a mrokiem. Czy miałam wybór… pewnie tak, ale wtedy ludzie, za których los brałam odpowiedzialność by go nie mieli.Moja matka zawsze uczyła mnie, żeby odnajdywać się w danej sytuacji i przenigdy nie użalać się nad sobą. Zawsze, kiedy któreś z nas zaczynało płakać Salambo podchodziła i uderzała nas z całej siły w twarz. Szybko, dzięki temu oduczyliśmy płakać. W jej oczach było widać wtedy ogromną pustkę. Zawsze potem mówiła: „Mój lud widział gorsze rzeczy niż… więc przestań się mazać“. Czasem mówiła, że jeśli będziemy dalej się z bratem bić złoży nas w ofierze w świątyni Molocha. Obydwie wiedziałyśmy jednak, że choć mój brat jest doskonałym jeźdźcem i perfekcyjnie włada mieczem, to jego dusza jest zbyt delikatna by kiedykolwiek stał się wybitnym politykiem. Matka potajemnie uczyła nas jak władać państwem, a także o tym co robi nasz ojciec. Prawda o nim była bardzo prosta, był miernym władcą i bez niej Tyr dawno by upadł. Mój ojciec nie nadawał się na władcę, a co najwyżej na handlarza. Tuż przed wyjazdem powiedziała mi jeszcze o czymś: „pamiętaj, kobieta musi władać męskim sercem. Jest poddaną mężczyzny, ale jednocześnie jego królową. To ona tworzy, jednak mężczyzna musi myśleć, że dzieło jest jego. Tak już jest w tym świecie. Cokolwiek by się nie działo, zawsze musisz być piękna. Mężczyźni kochają swymi oczami. Jeśli książę rzeczywiście istnieje, stań przed nim w jak najpiękniejszej i najdroższej szacie. Stań przed nim w tym”. Wtedy wręczyła mi złotą suknie i diadem wysadzany rubinami, a potem dodała:,,rozpoznaj go, oceń jego słabości i mocne punkty. Wspieraj nawet jeśli jego decyzje będą błędne, a potem uporządkujesz sprawy za jego plecami. Daj mu syna. Egipcjanie nie są moim ludem i potrzebują synów, a nie córki. Spraw, żeby ludzie klękali przed księciem. Jeśli będą to robić przed nim, będą też przed tobą. Będę do ciebie pisać i ty też do mnie pisz. Jednak uważaj co piszesz, albowiem z pewnością będą czytać twe listy. Harem to nieprzyjazne miejsce. Jest tam wiele kobiet, a każda z nich marzy o tym by przeżyć, jednak to niemożliwe jeśli nie dadzą władcy syna, który zasiądzie na tronie, albowiem nie sztuka spłodzić męskiego potomka, sztuką stworzyć z niego następcę tronu. Tylko wtedy przeżyją. Pamiętaj tylko syn da ci władzę, tylko dzięki synowi przeżyjesz. Nigdy nie podważaj autorytetu Teje. Póki ona żyje, choćbyś ją nienawidziła zdobądź jej serce. Wtedy odkryje przed tobą mroczne sekrety pałacu. Gdy ci zaufa pokaże ci kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Ona ma jeszcze więcej władzy niż ja nad Hamilkarem. Tak naprawdę to ona jest Jego Majestatem”. Mój syn, moi synowie … gdybym rozpoznała moje dziecko, może… szybko odkryłam, że matka miała rację, a harem to miejsce, w którym ścierają się wszelkie frakcje polityczne i tylko czyjaś śmierć może ochronić ciebie. W tym miejscu litość nie jest wskazana.

*

— To tak jak w tym pałacu. Tu też nie ma miejsce na miłosierdzie- powiedział Commodus bacznie przyglądając się swojej nowej zdobyczy.

— Jeśli utworzycie harem, z pewnością panie tak będzie- powiedziała Asztarte nalewając sobie wina.

— Co masz namyśli gladiatorko? — zapytał zaciekawiony mężczyzna.

— Jestem tu krótko cezarze, ale dość długo by słyszeć różne plotki. Wokół ciebie jest zbyt wiele kobiet i to bardzo ambitnych, które chcą przeżyć, a co gorsza władać Rzymem.

— Jesteś jedną z nich- wtrącił mężczyzna popijając wino.

— In vino veritas, ale ten napój też utrudnia właściwe myślenie panie. Dobrze jest gdy poddani piją, a władca obserwuje, a nie na odwrót. Nie jestem panie twoją własnością. Nie mogę być niczyją własnością. Jestem tylko jego własnością. Jestem gladiatorką bo chcę nią być, a nie dlatego, że zmuszono mnie do tego. Nie jestem niewolnikiem.

— Nie przeczę- powiedział Commodus, po czym wstał, podszedł do kobiety i poklepał ją po ramieniu.- Twój ojciec nie był lepszy od mojego Asztarte. Miałaś za to dobrą i mądrą matkę, której mi nie było dane mieć przy sobie. Chyba czas już odpocząć na dziś królowo. Jutro opowiesz mi dalszy ciąg tej historii. Kazałem ci przygotować komnaty tuż obok moich. Wypocznij i wykąp się jeśli chcesz. Jesteście cali oblepieni piachem z areny pani.

— Wy również panie- powiedziała Asztarte, a mężczyzna uśmiechnął się kątem ust.

4

— Teby były prawdopodobnie najbardziej okazałym miastem tamtych czasów. Egipcjanie nazywali swą stolicę Uaset. Nazwę Teby nadali miastu Hellenowie, gdy stali się władcami tego kraju.

— Ptolemeusze? To z nich wywodziła się przeklęta Kleopatra Philopator- wtrącił Commodus.

— Zgadza się panie. Była to zwyczajna uzurpatorka, albowiem to jej siostra Arsinoe powinna władać Egiptem. Nigdy jej nie lubiłam, gdyż miała zbyt wielkie ambicje- powiedziała oschłym tonem Asztarte, a Commodus uśmiechnął się.

— Ty pani też nie należałaś do grona zwyczajnych szarych ludzi- odpowiedział Commodus uśmiechając się tajemniczo.

— Zmusiło mnie do tego życie. Musiałam ich bronić. Chcecie panie poznać mą historię, czy będziecie przerywać mą wypowiedź- powiedziała z przekąsem kobieta.

— Opowiadaj królowo- odparł Commodus, który rozsiadł się wygodnie obok kobiety na stercie ułożonych ogromnych poduszek ułożonych na wielkim tarasie, który idealnie komponował się z ogrodem.

— Ten cud rzeki tętnił zielenią kiedy wylewały wody Nilu. Potężne świątynie Karnaku i Luxoru widać było z daleka. Sam pałac królewski Malkata z zewnątrz nie był niczym szczególnym. Amenhotep III wzniósł go dla swojej małżonki Teje, mojej przyszłej teściowej. Właściwie był to kompleks budynków, na który składały się pomniejsze pałace, w tym harem. Wewnątrz natomiast onieśmielał złoconymi ścianami i ogromnymi malowidłami. Wszystko podkreślało władzę królewską, każdy najmniejszy detal. Nasz pałac w Tyrze, choć był wykładany marmurem wewnątrz prezentował się przy tej rezydencji bardzo skromnie. Dziś powiadają, że Malkata było największym haremem w historii. Być może pozostanie nim w dziejach już na zawsze.


Nie jest prawdą, że to mój mąż rozpoczął walkę o supremację z kapłanami. On jedynie dokończył dzieło ojca. To Amenhotep III świadomie rozpoczął proces ograniczania wpływu Luxoru i Karnaku zdając sobie sprawę, że odkąd Amon stał się naczelnym bogiem Egiptu, kapłani robili wszystko by manipulować władcą i skupić jak najwięcej władzy w swoich rękach. Amenhotep świadomie odwiedzał świątynie innych bogów by pokazać, że nie tylko Luxor i Karnak istnieją na tym świecie, jednak to Luxor i Karnak dalej ogłaszał wybór władcy i mógł wskazać zupełnie kogoś innego. Teby tętniły życiem i chyba śmiało można powiedzieć, że były największym znanym miastem na świecie w owym czasie. Do Malkata dotarłam wraz z Memose, wiele dni po wyruszeniu z miasta Tyr. W tym czasie zdążyłam już trochę poznać człowieka, który zmusił mnie do wyjazdu i zmiany życia.Przynajmniej tak mi się wydawało, ale jego nikt do końca nigdy nie poznał. Był wybitnym aktorem. Memose miał jeszcze nie raz być powodem nieszczęśliwych wypadków w moim życiu. Po czyjej stronie był? Dziś myślę, że po swojej.

*

— Otwierać bramy- wykrzyknął stojący na rydwanie Memose, do ciemnoskórego strażnika.

— Memose wróciłeś. Widzę, że wieziesz, prezent dla króla. — zagadnął strażnik, który uśmiechnął się lubieżnie do Asztarte.

— Wróciłem i zgodnie z wolą Jego Majestatu, Hamilkar przysyła swoją córkę Asztarte. Przygotujcie ją na spotkanie z Wielką Małżonką i księciem- oznajmił z dumą Memose.

— Harem to miejsce, w którym będzie ci się trudno odnaleźć księżniczko. Pamiętaj o tym, że zawsze ci we wszystkim pomogę- powiedział bardzo serdecznie Memose i pogłaskał wierzchnią stroną dłoni policzek Asztarte.

— Zdaję sobie z tego sprawę lepiej niż ci się zdaje Memose- odparła chłodno Asztarte odpychając rękę mężczyzny.- Wydaje mi się, że choćby ze względu na płeć nigdy tam nie byłeś? — powiedziała z lekką drwiną Asztarte i spojrzała wymownie w kierunku haremu. -Wiem, że póki żyje Teje to jej słowo jest wszystkim. A żeby nie urazić moim wyglądem mej przyszłej teściowej nie traćmy więcej czasu prażąc się w tym słońcu. Muszę się przygotować za nim się z nią spotkam.

— Będziesz godnym przeciwnikiem Asztarte — powiedział z dumą Memose i roześmiał się.- Pani zapraszam do środka, wieczorem jeśli Wielka Małżonka będzie łaskawa i podejmie taką decyzję, poznasz rodzinę królewską- powiedział stojący przy wejściu strażnik, a dziewczyna skinęła w odpowiedzi głową.Kiedy skierowała swoje kroki w kierunku wejścia do haremu, Memose zawołał za nią.

— Asztarte, zaczekaj! Mam coś dla ciebie- mężczyzna podbiegł do stojącej przy wrotach dziewczyny.-To prezent ode mnie — powiedział podając jej pakunek zawinięty w chustkę. -Może ci się przyda. Odpakuj gdy będziesz sama. Nie jestem twoim wrogiem- dodał łagodnym tonem mężczyzna.

— Zaprawdę panie nie jesteś mym wrogiem, ale też nie jesteś przyjacielem. Chcesz być nim na wypadek gdybym została ulubienicą księcia. Mógłbyś mieć wtedy wpływ na politykę. Wszyscy wiemy, że Amenhotep III długo nie pożyje.

— Jesteś mądrą dziewczyną księżniczko. Sądzę, że będziemy nie raz wspólnie decydować o losach tego państwa.

— Z pewnością, nie tylko tego. Nigdy nie zapomnę skąd jestem- odparła z przekąsem kobieta..

— Odpakuj prezent — powiedział mężczyzna uśmiechając się tajemniczo i pomachał na odchodne do niej ręką.

5

Pamiętam ten dzień bardzo dobrze, gdy tylko przekroczyłam wrota natychmiast zbiegły się kobiety i służki. Kobiety nie mogły się nadziwić moim długim, grubym, czarnym włosom. Malkata z zewnątrz może nie był okazały, ale wewnątrz to było bajeczne miejsce. Wszystkie ściany były bogato dekorowane. Najważniejsze i najpotężniejsze kobiety miały swoje prywatne apartamenty i służki. Niektóre z tych pomieszczeń miały oddzielne wejścia od ogrodu. W przeciwieństwie do naszych pałaców mebli było niewiele. W ogrodzie było mnóstwo roślin i najróżniejszych cieków wodnych. Jako przyszłej żonie księcia przydzielono mi oddzielną komnatę z wielkim łożem zdobionym rzeźbionymi głowami lwów. Choć łoże było pozłacane do najwygodniejszych nie należało. Część pomieszczeń wychodziła na ogród. Bym mogła się wykąpać przygotowano dla mnie olbrzymi basen i po raz pierwszy od bardzo dawna miałam chwilę, by pomyśleć. Cały czas w głowie słyszałam głos matki. Chciałam oczarować księcia. Poprosiłam jedną z służek, aby do wody wrzuciła płatki różane. Mimo ogromnego zdziwienia tamtejszych kobiet, kazałam upiąć złoty diadem wysadzany rubinami we włosy, który dostałam od matki. Tak jak przykazała założyłam złotą suknię, na którą przerzuciłam szal z naszej cennej purpury. Znalazłszy chwilę czasu odpakowałam prezent od Memose. Były to sandały ze szczerego złota. Postanowiłam je założyć, gdyż pasowały idealnie do reszty stroju. Tak przygotowana wyruszyłam w lektyce w krótką podróż na spotkanie z księciem, prosto do sali przyjęć gości Jego Majestatu, do paszczy lwa.Sala przyjęć pałacu Amenhotepa III była częściowo otwarta na dziedziniec pałacu. Całość otoczona była kolumnami, zdobionymi przez hieroglify. Nie było tam zbyt wielu zwykłych śmiertelników, albowiem ci w większości nie wiedzieli jak władca wygląda. Na dziedzińcu tłoczyli się głównie ludzie związani z pałacem. Na podwyższeniu ustawionym na końcu sali zasiadał Jego Majestat Amenhotep III wraz z małżonką. Teje była ubrana w tradycyjne egipskie szaty, tamtego dnia wyglądała dość skromnie, a ciężka peruką na głowie dodawała jej lat. Mimo wszystko trzeba było przyznać, że była urodziwą kobietą. Miała ciemną karnację, grube usta i ciemne oczy. Jej uroda, przypominała urodę kobiet z Nubii. O Jego Wysokości nie można było powiedzieć, że jest przystojny. Ten gruby mężczyzna ledwo siedział. Jak wszyscy władcy miał przyczepioną sztuczną brodę, co tylko go pogrubiało. Dwóch służących po bokach wachlowało parę władców. W przeciwieństwie do swej żony Amenhotep miał jasną karnację. Przyglądając im się zza zasłony lektyki, przez chwilę pomyślałam, że jego wizerunki są bardzo wyidealizowane. Nigdzie jednak nie było widać księcia. Zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście książę istnieje. Na skinienie ręką „Pana Tych Ziem”służący postawili lektykę i rozsunęli czerwone kotary. Jeden z nich podał mi rękę. Na ile było to możliwe starałam się wyjść z tego ustrojstwa z jak największą gracją Tłumy się rozstąpiły, a Amenhotep zabrał głos:

— Powitajmy córkę Abd-Melkarta z Tyru i jego żony Salambo. Słynnej piękności z ziem Kanaan. Powitajmy Asztarte! Zgodnie z traktatem zawartym z władcą Tyru zostanie poślubiona mojemu synowi. Podejdź księżniczko Asztarte z Tyru — mówiąc to faraon wskazał ręką na dziewczynę by do niego podeszła.

Księżniczka powoli zaczęła kroczyć przez długą salę. Była przerażona, choć nie dawała tego po sobie poznać. Szła dostojnie z podniesioną głową. Mimo to trasa, którą pokonywała wydawała jej się bardzo długa, choć taka nie była. Ludzie na dziedzińcu zaczęli się przed nią rozstępować. Część przyglądała się z zaciekawieniem. Na końcu drogi zostało jej do pokonania kilka schodów, prowadzących do platformy, na której znajdowała się para królewska. Asztarte zastanawiała się co by zrobiła jej matka. Kiedy podeszła do pary królewskiej uklękła i schyliła głowę.

— Jestem zaszczycona tym, że od dzisiaj będę mogła służyć Wam i Waszemu Synowi, a mojemu przyszłemu mężowi- słysząc te słowa zaskoczona Teje schyliła się i podała rękę dziewczynie, aby pomóc jej wstać. Asztarte już wiedziała, że dzięki radą matki udało jej się zaskarbić przynajmniej na chwilę życzliwość najpotężniejszej kobiety w imperium. Tłum zaczął wiwatować i krzyczeć z radości. Para królewska wstała, a Teje wskazała delikatnym gestem na Asztarte, by ta podążyła za nimi.

— Naphurii, nie lubi pokazywać się publicznie-oznajmiła lodowatym tonem królowa.- Mój syn oczekuje wewnątrz pałacu. Na pewno wiele o nim słyszałaś?

— Tak, zdecydowanie jego postać obrosła już w legendy- odparła Asztarte uśmiechając się.Przez chwilę zastanawiała się czy Teje zdaję sobie sprawę z tego, że jej syn uchodzi za martwego w innych krajach.

— Mam nadzieje, że chociaż się polubicie.Choć czasem …


Choć czasem… wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to choć czasem może oznaczać kiedyś zgubę mojego męża, a także moją.Na środku ogromnej pozłacanej sali z rzędami bogato zdobionych kolumn, znajdował się złoty fotel, a na nim siedział mężczyzna. Domyśliłam się, że to mój przyszły mąż. Mężczyzna miał na sobie jedynie przepaskę na biodrach, a jego głowę zdobił cheperesz. Nie był podobny do matki, choć na pewno jego karnacja była ciemniejsza od karnacji ojca. Mężczyzna miał cechy wyglądu odziedziczone po obydwu rodzicach. Jednak coś go odróżniało od nich, a wtedy jeszcze nie wiedziałam co. Jego usta były grube, wydatne z pewnością zostały odziedziczone po matce, ale rysy twarzy nie pochodziły już z Nubii. Jego twarz wydawała się jednak dziwna, jakby zbyt podłużna. Mimo to nie można było oderwać od niego oczu, a uroku dodawały mu lekko kręcone włosy. Z lekkim zdenerwowaniem przebierał długimi palcami pukając w poręcz fotela. Wydawało mi się, że skądś znam te dłonie. Dodatkowe echo wydawały złote bransoletki na jego nadgarstkach. Nie umiał ukryć zdenerwowania, choć próbował się opanować. Czy żałuję… tak żałuję, że nie urodził się w tych czasach, do których przyszło mi dożyć. Codziennie żałuje tylko tego. Czasem też żałuje, że klątwa nie objęła także jego. Mógłby żyć, nie cierpiałby, ale klątwa objęła tylko mnie. Choć był moją zgubą to przez te kilka tysięcy lat nie pokochałam nikogo innego, tak jak jego. Nie kochałam nikogo więcej tak jak jego… czy on mnie kochał? Nie zdążyłam się dowiedzieć, ale z perspektywy czasu sądzę, że na swój dziwny sposób kochał mnie. Zgubiło nas z pewnością to:,, choć czasem”. Naphurii był całkowicie niestabilny emocjonalnie i to miało być jedną z przyczyn naszej zguby.

— Synu, ojciec udał się już na ucztę. Poznaj Asztarte- powiedziała bardzo chłodnym tonem królowa Teje podchodząc w kierunku księcia- Przybyła z Tyru. Zostanie twoją żoną, oczywiście jeśli zechcesz? — dodała głosem który nie znał sprzeciwu.

— Czyżbyśmy obydwoje mieli jakikolwiek wybór matko? — zapytał z sarkazmem książę.

— Podejdź Asztarte! Chcę ci się bliżej przyjrzeć- książę delikatnym ruchem wskazującego palca zachęcił Asztarte by podeszła.-Przynieście księżniczce drugi fotel! — rozkazał służbie.

— Jeśli pozwolisz, zostawię was samych i udam się do ojca- oznajmiła Teje

— Dobrze matko. Dołączymy do was potem- powiedział bardzo spokojnie książę, a królowa Teje skinęła głową i oddaliła się do ogrodu. Para przyszłych małżonków została sama w wielkiej sali audiencyjnej. Towarzyszyły im wyłącznie straże, która stały niczym zaczarowane rzeźby.

— Proszę usiądź przy mnie Asztarte- Naphurii odruchowo poklepał dostawiony fotel, jakby chciał wskazać jej miejsce.- Pewnie podróżując tutaj zastanawiałaś się, czy syn Amenhotepa III w ogóle istnieje.

— Cóż panie, cały świat wątpi w twoje istnienie. Jesteś zagadką. Mówi się nawet, że umarłeś wraz z bratem- oznajmiła Asztarte nie kryjąc swoich myśli.

— Śmierć mego brata uczyniła mnie niespodziewanie następcą tronu. Wiele lat podróżowałem-odparł książę i uśmiechnął się kątem ust.

— W to też świat bardzo wątpi. Krążą raczej słuchy, że jesteś bardzo chorowity i z tego powodu Wielka Małżonka trzyma cię…

— Zamkniętego w pałacu. Być może jest w tym ziarno prawdy- odparł z lekkim sarkazmem Naphurii.- Wiele lat przebywałem w Punt.

— Nawiązanie kontaktu z tym krajem jest największym marzeniem Kanaan, jednak jego położenie jest pilnie strzeżone- powiedziała zaciekawiona królowa.

— Chciałaś powiedzieć, że jest przez nas strzeżone. Cóż może kiedyś poznasz tą tajemnicę. Ludzie z Punt mieszkają tutaj- oznajmił z dumą książę bacznie przyglądając się księżniczce. Asztarte zauważyła, że zrobiła na nim właściwe wrażenie.

— Jak więc widzisz następca Amenhotepa III istnieje i bardzo się bał, że Hamilkar przyśle tutaj swojego syna, nie córkę, o której tyle słyszał. Przepraszam, że nie było mnie na dziedzińcu. Nie mogę zbyt długo przebywać na słońcu.

— To musi być uciążliwe w takim kraju jak Egipt- stwierdziła Asztarte nie czekając na dalszą wypowiedź.

— Jest uciążliwe, nie przeczę — odpowiedział krótko Naphurii.

— Czy opowiadania o księżniczce z Tyru się sprawdziły? -zapytała nieśmiało Asztarte.

— Wydaje mi się, że tak choć jeszcze nie wiem co jest prawdą, a co legendą. Czy prawdą jest, że księżniczka włada mieczem?

— Księżniczka włada mieczem, ale obiecuje, że nigdy nie podniosę go na ciebie.

— A jeśli księżniczce rozkażę? — zapytał z ironią mężczyzna i roześmiał się. — Podajcie miecze! — rozkazał strażnikom.

— Chyba nie chcesz, walczyć w tym stroju? -zapytała zdziwiona Asztarte.

— A czemu nie… pani to jest rozkaz.


Asztarte wstała i wzięła od strażnika miecz. Naphurii zszedł z podwyższenia i wymierzył uderzenie od dołu. Asztarte odpowiedziała ciosem wymierzonym w ramię, który został odparty natychmiast przez księcia, unikiem i ciosem wymierzonym w głowę przeciwnika. Kobieta w ostatniej chwili skrzyżowała ramiona dzięki czemu ostrze zatrzymało się na bransoletach. Książę patrzył na nią przez chwilę, po czym wykonał pół obrót i zaszedł ją od tyłu przystawiając jej miecz do gardła.

— Starczy już- wyszeptał do ucha.

— Wręcz przeciwnie- odpowiedziała Asztarte wymierzając silny cios łokciem w śledzionę.

— Oszalałaś, mogłaś się nadziać na ostrze- wykrztusił, przerażony mężczyzna zginając się w pół.

— Gdybyś chciał mnie zabić, trzymałbyś ostrze bliżej-syknęła ze złością księżniczka. Naphurii usiadł na stopniach podestu, oddychając powoli.

— Nic ci nie jest? — zapytała z troską Asztarte siadając przy nim.

— Nie! — roześmiał się ciężko sapiąc.-Zaiste prawdą jest, że kto inny jest synem Hamilkara. Mężczyzna chwycił ją za rękę i przez chwilę patrzył na nią swoimi wielkimi brązowymi oczami, co deprymowało Asztarte, która bardzo nie lubiła by na nią patrzono.

— Masz zielone oczy, a nasze kobiety takich nie mają. Gdy zostaniesz moją żoną nadam ci nowe imię. Takie są zasady haremu. Mogę nazywać cię Kiya? Nie obraź się, ale twoje imię trudno jest mi wypowiedzieć. Ściemnia się, a oboje powinniśmy być w ogrodzie. Nie lubię tych przyjęć. Zechcesz mi towarzyszyć? — zapytał nieśmiało mężczyzna.- Zrozumiem jeśli wolisz wrócić do haremu.

— Czy jest możliwe, abyśmy się już kiedyś spotkali? — zapytała po chwili Asztarte albowiem wydawało jej się, że skądś zna księcia, jednak nie mogła sobie przypomnieć skąd.

— Być może księżniczko… — wyszeptał delikatnie mężczyzna uśmiechając się kątem warg.


Całe swoje, życie Amenhotep miał bać się własnego cienia, przez co stawał się cieniem, choć miał zrewolucjonizować cały świat i w pewnym sensie udało mu się. Zdumiewające, że człowiek, który nie mógł patrzeć na Słońce uczynił je bogiem. Tamtego dnia stałam się Kiyą i choć potem miałam mieć wiele imion, to było dla mnie wyjątkowe. Uczta trwała wiele godzin, a potrawy były bardzo wyszukane. Na środku ogrodu stał ogromny stół z najróżniejszymi wykwintnymi daniami. Niektórych owoców my Fenicjanie nie znaliśmy, być może pochodziły z Punt. Nagie instrumentalistki wygrywały dźwięki czegoś, co dla mieszkańca Ziemi Kanaan nie przypominało muzyki. Towarzyszyły im nagie tancerki zabawiające również w sposób bardzo erotyczny uczestniczące w przyjęciu grono mężczyzn. Większość z nich pochodziła z Nubii. Olbrzymie palmy i sprowadzone z Kanaanu cedry dawały cień i ochłodę, albowiem nawet w nocy było gorąco. Goście spożywali posiłek w pozycji półleżącej na porozstawianych po całym ogrodzie pozłacanych łożach. Przy każdym łożu stał przynajmniej jeden służący wachlujący zasiadających. Nie zabrakło również Memose, który przybył wraz ze swoją kobietą. Wielu z gości było zszokowanych widokiem księcia zupełnie jakby widzieli go po raz pierwszy. Amenhotep III wraz z Teje zasiadali na złotych tronach znajdujących się na specjalnie ustawionym podwyższeniu. Po bokach władców ustawiono dwa pomniejsze siedziska. Zasiedli na nich następca tronu i jego przyszła małżonka. Kilka dni później miało dojść do ślubu. Najpierw jednak Naphurii musiał stać się oficjalnie następcą tronu. To właśnie tego dnia Amenhotep III ogłosił, że jego syn przyjmie imię tronowe po ojcu, jednak nie pod tym imieniem przeszedł do historii. To wybrał sobie sam. Za nim doszło do ślubu minęło jednak wiele dni.

*

Asztarte właśnie kończyła ubierać ciemno fioletową suknie, którą wiązała na szyi za pomocą złotych ramiączek, kiedy przyszła jej najbliższa służąca.

— Pani, następca tronu chce cię widzieć! — wykrzyknęła ubrana w różową płócienną suknię Merit.

— Poproś go, to w końcu jego pałac- Asztarte wstała od marmurowego stolika, na którym znajdowały się kosmetyki i ogromne lustro.

— Amenhotepie miło cię widzieć — ukłoniła się na widok księcia.- Merit zostaw nas samych- dodała pospiesznie. Księżniczka przebiegła ręką po stoliku szukając drugiego kolczyka, którego jeszcze nie zdążyła założyć. Ich ręce spotkały się na owym złotym przedmiocie.

— Pomogę ci- Naphurii wziął z jej dłoni kolczyk. — Jeśli mogę?

— Proszę- odpowiedziała Asztarte. Nie odkrywając od niej oczu, książę delikatnie przytrzymał jej ucho i założył kolczyk.

— Przyszedłem ci powiedzieć, że jutro odbędzie się nasz ślub. Z tej okazji mój ojciec mianował mnie koregentem. Od dziś jestem formalnie jednym z władców Egiptu. Jestem Amenhotepem IV i chcę w związku z tym napisać list do twojego ojca. Wiem, że jesteś tu już jakiś czas.

— Cóż panie, ślub miał odbyć się już kilka dni temu- skwitowała jego wypowiedź.Asztarte próbowała odsunąć się od niego kawałek, kiedy książę chwycił ją za rękę.

— Nie jesteś tu szczęśliwa prawda. Chciałbym, żebyś była, wydałem dekret, możesz kontaktować się ze swoją rodziną. Tyle słyszałem o tobie.

— To bardzo szlachetne z twojej strony panie, ale skąd wiesz, że się z nimi nie kontaktuje?

— Przyznaję, że widziałem cię raz i tamtego dnia się zakochałem. Pewnie nawet mnie nie pamiętasz. A potem w dniu twojego przybycia...nigdy nie widziałem tak pięknej kobiety. Nie wiem, może zakochałem się w tych zielonych oczach, może w tych czarnych prostych włosach, tak silnych i mocnych, że nie potrzebujesz peruki. Zrobię wszystko, żebyś była tu szczęśliwa. Jeśli kiedykolwiek przestanę cię kochać, jeśli kiedykolwiek nie będziesz ze mną szczęśliwa, możesz odejść. Jeśli chcesz tego teraz, także…

— Nigdzie się nie wybieram. Mówił ci ktoś, że jesteś człowiekiem wyjątkowym. Będziesz wielkim królem, który przyćmi innym władców i zarazem najbardziej tajemniczym. Ja to widzę… Całowałeś kiedyś kobietę- Asztarte powiedziała to z lekką nutą erotyzmu, przygryzając wargę.

— Kiedyś dawno temu, ale ona nie istnieje już w moim życiu- wyszeptał.

— A więc na co czekasz? — książę, popatrzył na nią przez chwilę.-Nie patrz tak, a po prostu to zrób. Przyszły władca powinien wypróbować żonę — dodała, wprawiając go tym w śmiech.


Amenhotep pocałował Asztarte, delikatnie przygryzając jej rozchylone wargi. Jego prawa ręka zaczęła błądzić po jej udzie. Delikatnym ruchem zaczął podciągać jej suknie do góry. Asztarte objęła go i mocno przyciągnęła do siebie. Ustami sunęła po jego ciele przygryzając go delikatnie w szyję. Swoimi długimi palcami książę rozwiązał jej suknie, która szeleszcząc opadła na ziemie ukazując jej nagie ciało. Książę, rozwiązał swoją spódniczkę. Kochali się, aż do zmierzchu.

6

Kilka dni później odbyła się uroczystość ślubna. W obecności Amenhotepa III i jego małżonki Teje podpisaliśmy kontrakt ślubny. Tym razem miałam na sobie tradycyjne szaty egipskiej księżniczki, a książę założył podwójną koronę. Tamtego dnia jak każdy władca umalował oczy. Z powodu gorąca, miał problemy z oddychaniem. W kontrakcie zawarto, że od tego momentu będę się nazywała Kiya i zostanę Wielką Małżonką Królewską księcia współregenta Naphurii zwanego również Amenhotepem IV. Zgodnie z obietnicą zawarto w nim także jeszcze coś, gdybym z jakiegoś powodu chciała rozwiązać małżeństwo, mogłam to zrobić. Odeszłabym wtedy do Tyru z równowartością otrzymanego w Egipcie majątku pod warunkiem, że w kraju zostaną moje dzieci. Państwo Egipskie zapewniało mi podróż powrotną oraz ogromną sumę pieniędzy jako odszkodowanie. Mogłam, też swobodnie kontaktować się z Tyrem. Był to precedens. Królowa Teje, na koniec podarowała mi złoty diadem z kobrą egipską w koronie. Pamiętam co szepnęła mi do ucha: „Zawsze będę po twojej stronie, cokolwiek się stanie, pamiętaj o tym”. Kolejna osoba zapewniała mnie o swojej lojalności. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bardzo groźne miały być te słowa. Niebawem miała pojawić się w moim życiu osoba, która miała zatruć moje szczęście i sprowadzić na mnie klątwę. Na razie miały być w moim życiu krótkie chwile szczęścia wraz z moim Amenhotepem IV; koregentem i następcą tronu.

— A jednak była w jego życiu inna kobieta? — zapytał twierdząco Commodus.

— Dziś sądzę, że cały czas była. Oszukał mnie, dlatego zaproponował mi odejście i odwlekał ślub. Wszyscy z pewnością o tym wiedzieli. Jednak ja nie mogłam odejść, albowiem byłby to świetny pretekst by zaatakować Tyr.

— Mówią, że była czarująca i piękna. Wiesz co ci powiem. Jeśli to prawda co mówisz, to twój mąż był durniem. Nikt i nic nie może się równać twym urokom pani.

— Serce nie sługa- odpowiedziała z przekąsem Asztarte, słysząc to Commodus roześmiał się.

— Pani wybacz, ale my władcy doskonale wiemy, że serce można zmusić do posłuszeństwa — Commodus wstał i podał jej rękę.-Pozwól mi odprowadzić cię do komnat- kobieta uśmiechnęła się kątem warg. Gdy przemierzali pałac gladiatorka zauważyła, że w cieniu kolumn bacznie obserwuje ich zasłonięta chustą kobieta. Asztarte domyśliła się, że to Brutia Crispina.

— Nie sądziłam panie, że twoja żona przebywa w pałacu- zapytała mężczyznę.

— Być może. Nie interesuje mnie to, ta kobieta może jest i piękna, ale pusta. Nie potrafi dać mi dziedzica.

— Sama tego nie zrobi, panie. Możecie popełnić ogromny błąd odtrącając tą kobietę. Tworzycie harem i to harem bez żadnych reguł, wcześniej czy później zawiążą się spiski.

— Co o tym wiesz? — zapytał zaciekawiony.

— Na razie jedynie mogę się domyślać. Za dużo przez te setki lat widziałam, by nie wiedzieć do czego może to prowadzić.

— Chcę cię jutro przedstawić mej rodzinie, abyś mogła ich lepiej poznać.

— Jak sobie życzysz panie. Z przyjemnością wejdę w to gniazdo os- w tym momencie po drugiej stronie korytarza ukazała się tajemnicza kobieta, która zmierzała do nich pewnym krokiem.

— Kim jest ta kobieta?! — zapytała nerwowo tajemnicza postać.- Nie dość że spędzasz całe dnie na arenie, to jeszcze sprowadzasz tutaj te swoje dziwki! — wykrzyknęła, a w jej oczach było widać gniew połączony z rezygnacją.

— Nie waż się tak do niej mówić! — wykrzyknął ze złością Commodus i podniósł rękę by uderzyć kobietę.Asztarte powstrzymała go w ostatniej chwili.

— Panie, to nie jest sposób. Stajecie się kimś takim jak on, a tego najbardziej się boicie- powiedziała spokojnym tonem patrząc mu w oczy.- Niech wspomnienia nie przysłonią ci zdrowego rozsądku. Sam powiedziałeś cezarze, że my władcy musimy się kierować przede wszystkim rozumem.

— Nigdy tak nie robił. To twoja wina! — wykrzyknęła kobieta.

— Nie pani, wyłącznie wasza. Sprowokowałyście męża poruszając drażliwy temat. Zapewne wiecie co mam na myśli? — Asztarte spojrzała na Bruttię z pogardą.-Radzę uważać pani na słowa.Jesteście jedynie żoną władcy, ja zaś choć nie wyglądam, to jestem władcą. Przybyłam z daleka na spotkanie z twym mężem i chcę zacisnąć stosunki dyplomatyczne z waszym państwem, również od twego zachowania zależy ma decyzja, a wasze sprawy rodzinne nie interesują mnie. Widzę przyszłość pani. Długo tu nie zostaniecie jeśli dalej tak będziecie postępować. Ciężkie czasy czekają cię pani. Wycofajcie się póki czas. Ten pałac jest pełny szczurów, a nie rasowych lwów. Czas to zmienić — Bruttia spojrzała się na kobietę z przerażeniem.Przyglądała się jej twarzy zastanawiając czy jest ślepa.

— Uprzedzę twe pytanie, pani. Widzę na to oko, choć jest białe. Niektórzy twierdzą, że blizna dodaje mi urody. Jednak do pewnych rzeczy oczy nie są potrzebne, by widzieć co się dzieje. Pomaga mi to w byciu władcą w męskim świecie, ale cóż może o władzy wiedzieć prawdziwa rzymska matrona, chyba, że jesteście pani niczym Livia Drusilla i usuniecie każdą przeszkodę na swej drodze- Bruttia zamarła. Stała niczym posąg i nie wiedziała co powiedzieć. Spojrzała z obrzydzeniem na swojego męża, po czym odwróciła się i udała do swoich komnat.

— To moją żonę już znasz, a miałem ci ją przedstawić jutro wraz z resztą mojej rodziny. Została jeszcze moja droga siostra Lucilla.

— Chcecie wiedzieć kto jest waszym wrogiem, panie. Własna żona jest jednym z nich- powiedziała spokojnie Asztarte.

— Niemożliwe Crispina nie byłaby do tego zdolna- powiedział Commodus, otwierając Asztarte drzwi do jej komnat.

— Ależ jest do tego zdolna, a co gorsza sami stworzyliście tego wroga.

— Nie wybierałem jej. Kochałem kogoś innego. Wiem co chcesz mi powiedzieć i masz racje. Nienawidzę jej, bo wybrał ją mój ojciec- kobieta przytaknęła skinieniem głowy. — Do zobaczenia jutro królowo. Wyśpij się, czeka nas długi wieczór. Poznasz mą rodzinę, a potem pragnę byś kontynuowała swoją opowieść.

— Dobrze panie. Miejcie zawsze pod poduszką sztylet- powiedziała Asztarte uśmiechając się. Zaczynała lubić tego bardzo nieszczęśliwego człowieka, choć wiedziała, że jego koniec jest już zapisany.

— W gnieździe os, zawsze go mam- odpowiedział mężczyzna, po czym oboje udali się do swoich apartamentów.

7

Asztarte wstała bardzo późno. Leżąc w łożu, wydawało jej się, że słyszy kłócącego się z kimś Commodusa. Zdawała już sobie sprawę z tego, że tylko cud może ochronić tego człowieka. Plotki o nim docierały także do Dover, a w oczach jego żony widziała nienawiść. Była jeszcze silniejsza od tej, którą po wielu latach związku darzyła swego męża. Zastanawiała się jak odnosi się do cezara rodzina. O ambicji Lucilli również krążyły plotki, była ukochaną córeczką swego ojca, natomiast jej syn Lucius Pompeianus miał kochać wuja bardziej od własnego ojca. Aszarte wykąpała się w basenie pełnym płatków róż i wzorem rzymianek zakręciła włosy na wałki. Starannie je upięła. Otworzyła swoją skrzynię podróżną z jej dna wyjęła piękną suknie z purpury tyryjskiej, którą szybko odłożyła. Nie chciała bowiem ukazać się jako osoba równą władcy. W końcu założyła zieloną bogato wyszywaną złotą nicią suknie. Przez ramię przełożyła jedwabny, złoty szal. Otworzyła sekretny schowek i wyjęła z niego wysadzany rubinami diadem, który założyła na głowę. Jej ręce zdobiły dwie ogromne egipskie bransolety. Na wszelki wypadek pod suknią przymocowała do nogi sztylet. Wychodząc z pokoju, podświadomie zapukała do komnat Commodusa.

— Wejść- odpowiedział jej głos z wnętrza pomieszczenia.

— Panie- Asztarte weszła do komnaty, zamykając za sobą drzwi. Commodus patrzył na nią z podziwem.- Jestem gotowa, jeśli sądziliście, że wystąpię w rynsztunku byliście w błędzie. A wy, widzę, że wybieracie się nie na przyjęcie, a wprost do amfiteatru? — zapytała, doskonale znając odpowiedź, której się obawiała.

— Nie, zamierzam tak udać się na ucztę- odparł Commodus.

— Panie, wybaczcie, że to powiem, ale to zły pomysł. Choć czasem musicie pokazać, że jesteście cezarem, a nie gladiatorem. Lud jest zmienny tak jak arena. Prosicie się…

— O co się proszę? — wykrzyknął rozzłoszczony Commodus.- No o co?

— Doskonale wiecie o co- odpowiedziała krótko. Spostrzegła na jego biurku tajemniczą księgę.

— W co mam się ubrać? — zapytał tym razem bardzo spokojnie.

— W to co nie ośmieliłam się ubrać ja, purpurę i diadem cesarski.

— Dobrze, zaraz się przebiorę. Jako cezar mogę przybyć kiedy chce nawet jeśli dzieli mnie od gości kilka kroków- mężczyzna udał się do drugiego pomieszczenia, które oddzielało od pierwszego przejście. Zaciekawiona Asztarte zajrzała do wewnątrz. Zauważyła, że mężczyzna ma plecy w bliznach.

— Panie musimy uniknąć nieporozumień- powiedziała głośniej, by znajdujący się w drugim pokoju mężczyzna ją usłyszał, jednocześnie zaczęła przeglądać tajemniczy tekst. Rozpoznała ją, ale zdziwiło ją jakim cudem mogła trafić w ręce cezara.

— Co masz namyśli?

— Chcę wiedzieć jako kogo zamierzacie mnie przedstawić, panie.

— Zdziwiłabyś się. Zdaje się, że pamiętasz to imię- powiedział Commodus, który stanął przed nią ubrany w purpurową tunikę i złotą togę- Malika, w końcu jesteś panią, byłaś panią Sheby.

— Rzeczywiście nie da się zapomnieć, aczkolwiek ta historia również potoczyła się inaczej.


Oboje udali się do sali, gdzie na imperatora czekali już zaproszeni goście. Wszyscy byli zdziwieni tym, że imperator pokazał się ubrany niczym cezar, a nie gladiator. Commodus wziął za rękę Asztarte, kobieta zauważyła, że bacznie spogląda na swoją żonę, ale także siostrę.

— Powitajmy wyjątkowego gościa, który przybył do nas z dalekiego kraju, by zawiązać sojusz z naszym Imperium. To królowa Malika ze słynnego państwa Sheby. Mam nadzieję, że będzie się u nas czuła bardzo dobre i pozostaną jej wyłącznie dobre wspomnienia- mówiąc to spojrzał gniewnie na swoją żonę. Asztarte uśmiechnęła się kątem ust robiąc dobrą minę do złej gry. Commodus nachylił się do niej i wyszeptał.- Obserwuj ich. Ten człowiek w czerwonym płaszczu to Pertinax prefekt Rzymu, a ten obok to Tigidius Perennis mój zaufany człowiek. Ta kobieta w złotej sukni i złotym diademie to Lucilla, resztę przedstawię ci później- mężczyzna podprowadził Asztarte do pochyłej sofy by zajęła swoje miejsce, po czym sam zasiadł wraz z żoną na przygotowanych dla pary władców znajdujących się po drugiej stronie stołu tronach obok, których stały małe stoliki.Asztarte zdziwiło, że ustawiono trzy trony, po chwili na trzecim tronie zasiadła Lucilla. Kobieta zauważyła, że Commodus trzyma za dłoń swoją siostrę, bynajmniej nie jak to powinien robić brat. Uroczystość szybko zamieniła się w pijatykę, a dla niektórych nawet w orgię. Commodus oddawał się wszelkim rozkoszom, a otoczenie to wykorzystywało. Jedynie Asztarte nie piła, obserwowała wszystkich, a z niektórymi z gości rozmawiała, by poznać bliżej rodzinę cezara. Najwięcej informacji przekazał jej Pertinax, który opowiedział jej o pierwszym małżonku siostry cezara, a także o obecnym. Kobietę najbardziej zaciekawiło to czemu syn Lucilli otrzymał imię po pierwszym małżonku, a nie obecnym, skoro to ten uchodził za jego ojca. Kiedy trwająca do późnych godzin nocnych uczta zakończyła się. Commodus chwiejącym krokiem zaprosił królową do swoich apartamentów, by mogła kontynuować swoją opowieść.

*

— Chcę żebyś pojechała ze mną na polowanie- Amenhotep wpadł do komnaty swojej żony. Zastał ją jedynie w naszyjniku, przepasaną chustą na biodrach.- Proszę- spojrzał na nią litościwie.

— Teraz, za chwilę jest już wieczór. Właśnie miałam udać się do łoża.

— Proszę, to dla mnie bardzo ważne- mężczyzna chwycił żonę za dłoń.

— Widzę, że czujesz się już lepiej, skoro masz ochotę spędzić tyle czasu w rydwanie. Kurz pustynny może zaszkodzić ci na oczy.

— Kurz pustynny w tym kraju jest wszędzie. Proszę Kiya, dziś jest wyjątkowy dzień. Musisz tam ze mną być. Muszę ci to pokazać. Moja droga żona, ukochana królowo — mężczyzna przyklęknął przy żonie, patrząc na nią błagalnie.

— Dobrze, pomóż mi się ubrać.

— Jeśli o mnie chodzi możesz jechać tylko w tym naszyjniku i przepasce na biodrach. Tylko nie wiem, jak zareaguje straż widząc tak piękną półnagą piękność- Amenhotep przejechał delikatnie ręką po jej ciele, które odpowiedziało lekkim drżeniem.

— Więc, może… — chwyciła go za rękę, gdy ta zbliżała się do jej ud. — Założę tą białą suknię wiązaną na szyi bez pleców, co o tym sądzisz?

— Jak najbardziej pani.

— Podaj mi te kolczyki, w kształcie winogron. To prezent ślubny, przysłany od mojej matki, posłańcy przynieśli go wczoraj.

— Będą pasowały idealnie.


Tego dnia Słońce było krwistoczerwone i zachodziło bardzo powoli, nie dając chwili ochłody. Mimo późnej godziny dalej panował ukrop, gdy para królewska wraz z gwardią przyboczną wyruszyła w otoczeniu straży na przejażdżkę przez piaski pustyni.

— Zatrzymamy się tutaj, przed tym wzgórzem.- Po długiej podróży Amenhotep wskazał na łyse postrzępione pustynne wzgórze, które otaczało dolinę. Władca zeskoczył z rydwanu niczym nowo narodzony. Nie bacząc na otoczenie złapał swoją żonę w pasie i podniósł ją lekko w górę.

— Co robisz? — zapytała zaniepokojona, gdyż nie przywykła do takiego zachowania męża.

— Pomagam zejść swojej żonie- uśmiechnął się i namiętnie ją pocałował. -Rozstawcie namioty, dokładnie tam gdzie uzgodniliśmy! — rozkazał służbie i gwardzistom.

— Za nim oni to zrobią; proszę moja pani — Amenhotep wyciągnął miecz i podał go Kiyi.

— Czemu mi go dajesz? — kobieta rzuciła miecz na ziemię.

— Chcę, żebyś nauczyła mnie walczyć. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy udowodniłaś, że umiesz walczyć. Naucz mnie. Mamy czas dla siebie.

— Chcesz, żebym sprawiła ci lanie, na oczach gwardii? — zapytała żartobliwie.- Amenhotep IV z pewnością nie zapomniał umiejętności księcia Naphurii.

— Tego życzy sobie pan i władca tych ziem Amenhotep IV, jeśli wygrasz otrzymasz nagrodę. Jeśli wygram ja, zażądam czegoś od ciebie.

— Dalej jedynie regent- odpowiedziała uszczypliwie.

— Mój ojciec pełni już tylko funkcje reprezentacyjne.

— Odczuwam to codziennie w swoich komnatach. Jeśli tak dalej będzie najpotężniejsza dynastia w dziejach tego kraju wymrze- słysząc to mężczyzna roześmiał się.Asztarte wykorzystała okazję i ruszyła na Amenhotepa z włócznią zabraną jednemu z gwardzistów. Zaskoczony mężczyzna, wyrwał jednemu ze strażników miecz i szybko odpowiedział na atak. Straż stała nieruchomo wyznaczając pole walki, a w powietrzu było słychać szczęk żelaza. Broń błyszczała w świetle zachodzącego słońca. Mężczyzna doskonale wiedział gdzie zadawać ciosy, a kobieta wiedziała jak się przed nimi obronić. Amenhotepa zdumiało, że kobieta posługuje się tak świetnie włócznią. Podczas walki mężczyzna uderzył kobietę głownią miecza w brzuch, a ta upadła skulona na ziemie, nie wypuściła jednak włóczni z rąk. Kobieta uklękła na jedno kolano, Amenhotep zauważył w jej oczach gniew. Nie wiedział czy ma przepraszać, czy kontynuować walkę. Wykorzystała chwilowe zamyślenie Amenhotepa, który przestraszył się tym co zrobił i podcięła stojącego mężczyznę uderzając go drzewcem włóczni. Regent wywrócił się z impetem i tylko cudem nie nadział się na miecz.

— To się nazywa, wykorzystanie nieuwagi, Wasza Wysokość-roześmiała się.

— Pokonałaś mnie księżniczko, zasłużyłaś na nagrodę. Chodź ze mną.

— Amenhotep wstał, otrzepał się z pyłu i podał jej rękę.


Para wspinała się na wzgórze kilka minut, a Amenhotep cały czas uśmiechał się tajemniczo. Kiedy dotarli księżniczka oniemiała. Był tam stół z gotowymi potrawami i rozstawiony namiot. Straże już czekały po bokach. Wewnątrz namiotu porozkładano wiele poduszek.

— Widzisz Słońce zachodzi, wydaje się takie malutkie kiedy znika w tej szczelinie skał widocznych z tego wzgórza. Uwielbiam to miejsce, czy to nie piękne. Poczekaj chwilę zaraz się ściemni. Usiądź przy mnie. To magiczne miejsce, sama się o tym przekonasz. Coś mi mówi, że tu narodzi się mit- kobieta spojrzała na swego męża ze zdziwieniem.- Zjesz coś? Nie mieliśmy dobrej nocy poślubnej, więc pomyślałem, że trzeba to nadrobić. W sumie to pomyślała moja matka- Asztarte sapnęła łapiąc się za głowę. Zaczęło do niej docierać, że Teje będzie decydować o każdym momencie jej życia. Zabolało ją trochę, że nie był to pomysł jej męża, a teściowej. Zdała sobie sprawę z tego, że może to zmienić tylko w jeden sposób- Zapewniam cię, że jej dzieło to wyłącznie kolacja, moje zaraz zobaczysz. Rozmawiałem z kapłanami i dziś jest wyjątkowy dzień- powiedział bardzo podekscytowany mężczyzna. Kiya wzięła talerz z jedzeniem i usiadła na poduszkach obok Amenhotepa. Położyła głowę na jego ramieniu i delikatnie musnęła ręką jego policzek.

— Widzisz! — Amenhotep wskazał na niebo.- Spadające gwiazdy, ma być tak całą noc. Mówili, że będą i rzeczywiście są. Czyż to nie piękne królowo?

— W moim kraju to zły omen, aczkolwiek to piękne widowisko-Asztarte pocałowała swego małżonka w szyję, delikatnie przygryzając przy tym jego ucho.

— Daj spokój to tylko gwiazdy, są pięknie. Cóż złego może się wydarzyć? Jest pięknie, niczym w legendach o Gebie i Nut.

— Z tego co zdążyłam się dowiedzieć, ta para spotyka się niezwykle rzadko- wyszeptała Asztarte.

— To niczym Set i Neftyda, albo Horus i Hathor, lub Izyda i Ozyrys.

— Wszystkie te historie wiążą się ze śmiercią- Asztarte klepnęła go delikatnie w głowę.

— Nie wszystkie. Nie zapominaj, jestem żywym wcieleniem Horusa- powiedział mężczyzna i pocałował ją w szyję.- Znalazłem również swoją Hathor to kobieta, o której marzyłem.

— Pocałuj mnie — wyszeptała mu do ucha. Po czym musnęła palcem delikatnie go po uchu.

— Nie mam nic przeciwko temu, ale zrobię coś jeszcze.

Amenhotep pocałował Kiyę i rozwiązał jej suknie. Ubranie opadło do połowy odsłaniając jej piersi.

— Wyglądają pięknie, przy tym świetle księżyca i gwiazd — powiedział, delikatnie dotykając jej piersi swoimi długimi palcami.

— Czyżbym odkrył twoje czułe miejsca, moja droga żono- powiedział, widząc reakcję jej ciała, które zaczęło drżeć.

— Być może- uśmiechnęła się.

— Jak taka kobieta jak ty, może chcieć być z takim chromym mężczyzną. Czemu jeszcze nie odeszłaś? — mężczyzna odsunął się od niej.

— Pewnie dlatego, że nie widzę tutaj żadnego chromego. Doskonale wiesz, że część z tych chorób wmówiła ci nadopiekuńcza matka, a część ty sam- mówiąc to kobieta objęła jego głowę swoimi dłońmi i popatrzyła mu prosto w oczy.- Tutaj jedynymi chromymi są te spadające gwiazdy. Mój panie nie mogłam odejść, albowiem spodobał mi się tu pewny mężczyzna, który niestety nie mógłby odejść ze mną. Ma za dużo obowiązków, niedawno został koregentem. Jeśli tak bardzo podobają ci się te piersi to czemu nie zrobisz z nich użytku. Tylko może najpierw zasuń namiot, by gwardia nie plotkowała -Amenhotep roześmiał się i posłusznie zasunął wejście do namiotu.

— A w zamian będziesz uczyć mnie posługiwać się mieczem i włócznią?

— Pomyślę o tym — odpowiedziała zsuwając z siebie suknie i delikatnie rozchylając nogi.

Tamtej upojnej nocy Amenhotep IV, począł swojego pierworodnego syna. Choć pewnie sam przez pierwsze miesiące nie dowierzał temu, że był w stanie to uczynić.

8

— Przeprowadzono testy ciążowe, Wielka Małżonko- Memose oznajmił odpoczywającej w otoczeniu dwórek Teje.- Wszystko wskazuje na to, że Amenhotep zostanie ojcem. Twój plan zadziałał.

— Dzięki bogom- kobieta złożyła ręce w dziękczynnym geście.

— Nigdy nie myślałam, że tego doczekam. To najlepsza informacja jaką mogłam otrzymać. Zwłaszcza teraz, gdy mój małżonek jest jedną nogą w grobie i przygruchał sobie nową żonę rodem z Mitanni.

— Pani, podobnie jak wszystkimi kochankami i nią się znudzi- odpowiedział Memose, a królowa Teje wskazała mu miejsce by usiadł.

— To samo mówiłeś Memose, kiedy zmusił własną córkę by poślubiła jego. Ten człowiek na starość stał się niebezpieczny. Powinien zniknąć, gdyby nie to, że jest naszym królem. Wszystko wskazuje na to, że sam niedługo dokończy żywota, a mimo to dalej tu jest. Mógłby umrzeć chociażby z otyłości. Dawno zakończyłabym jego żywot, ale czasy się zmieniają. Kapłani rosną w siłę. Ta nowa kobieta mi się nie podoba jest z Mitanni. Gdziekolwiek pojawia się ten lud wszczyna wojny. Jedynie brużdżą przeciw wszystkim i o wszystko mają pretensje. Przekaż wiadomość synowi iż zostanie ojcem.


Droga matko i bracie, niebawem, mój pan regent Egiptu Amenhotep IV otrzyma największy dar jaki mógł otrzymać z Tyru. Wszystko zdaje się potwierdzać, że po wielu długich miesiącach przebywania tutaj jestem w ciąży. Zgodnie z twoją wolą matko, modlę się codziennie do bogów… także do Boga twojego plemienia, aby był to syn. Tylko syn może uczynić nasze stosunki dyplomatyczne jeszcze lepszymi i zapobiec w przyszłości kolejnym najazdom na Tyr. Tylko syn może zapewnić mi pozycję w tym miejscu intryg i spisków. Miałaś rację matko, harem to miejsce, gdzie każdy dzień to walka o przetrwanie. Jestem jedynie żoną regenta, ale obserwuję do czego zdolne są kobiety by zwrócić uwagę jego ojca. Mój mąż jest szczęśliwy. Jego Majestat ostatnio ożenił się z nową kobietą z Mitanni, nie podoba mi się ta kobieta, zaczynam się jej obawiać. Jest bardzo piękna, inteligentna i skrywa jakąś tajemnicę. Królowa Teje jest również bardzo zaniepokojona przybyciem tej kobiety.


— Kobieta z Mitanni? To ona… jego pierwsza miłość. Jego ojciec wiedział o tym? — Commodus zapytał zaciekawiony.Asztarte wydawało się, że cezar na chwilę otrzeźwiał, jednak tak nie było.

— Z pewnością o tym wiedział. Chciał go ukarać, ale nie wiem za co. Wtedy jeszcze nie dopuszczano mnie do polityki.

— Co sądzisz o mojej rodzinie królowo? — zapytał zamroczony Commodus, który nie miał już siły siedzieć i położył się na łożu.

— Panie, powiem ci to jutro, dziś i tak wasza głowa tego pojmie- odpowiedziała spokojnie Asztarte.

— Ty też czegoś ode mnie chcesz? Wszyscy czegoś chcą? — wybuchnął gniewnie mężczyzna i chwycił ją za rękę.

— Obiecałeś mi coś, czyżbyś zapomniał? Tak chcę tego, ale teraz jesteście pijani, panie. Czyż nie mówiłam wam czegoś o pijaństwie? Wszyscy tylko nie ty- Asztarte powiedziała to bardzo stanowczym tonem. Commodusowi wydawało się, że zobaczył w jej oczach płomień. Kobieta wyrwała swoją dłoń z jego uścisku.

— Tą księgą mogę nie tylko cię uwolnić, mogę też uczynić ich posłusznymi mym rozkazom.

— Ta księga nigdy nie powinna znaleźć się w niczyich rękach. Nie macie pojęcia do czego może doprowadzić zawezwanie ich. To nie urocze figurki z waszych świątyń, a potężne istoty- powiedziała ze złością, po czym wstała.

— Co w tym czasie działo się w Tyrze?

— Jutro ci opowiem panie- zauważyła, że mężczyzna zasypia. Wykorzystała to i zaczęła przeglądać księgę. Kilka godzin później wróciła do swoich komnat.

9

— Zostaw to! Pokaleczysz się — Hazdrubal, wykrzyknął do zbierającej potłuczoną wazę młodej dziewczyny. Dziewczyna była bardzo ładna. Miała oliwkową karnację i kruczoczarne kręcone włosy, związane delikatnie przepaską. Szlachetne rysy twarzy świadczyły o tym, że nie pochodziła z byle jakiego rodu, a powagi dodawał prosty orli nos. Jej kolor skóry podkreślała jasna szata ze srebrnym obszyciem.


— Nic mi nie będzie, panie- odpowiedziała spokojnie nie przestając sprzątać. Hazdrubal podszedł do niej i chwycił ją za dłoń.


— Widzisz, już rozcięłaś swój nadgarstek- mężczyzna delikatnie przetarł swoim palcem ranę.


— Masz na imię Sheba? Widziałem cię już jakiś czas temu w naszym pałacu. Jestem Hazdrubal.


— Wiem kim jesteś, panie… Hazdrubal, książę Tyru, syn Salambo i wielkiego Hamilkara.


— Jak tutaj trafiłaś?


— Z Nabatei, panie- odpowiedziała dziewczyna.


— Oczywiście, czyli przybyłaś tutaj jako zakładnik mojego ojca. Wybacz w tym czasie byłem daleko stąd w Achai- kobieta porozumiewawczo kiwnęła głową.


— Przybyłam tutaj jako ofiara dyplomacji mojego i twojego ojca, aby…


— Aby zakończyć spór pomiędzy naszymi krajami, a także by wyszkolono cię na przyszłą panią Tyru, gdyby w przyszłości zaszła potrzeba zaciśnięcia naszych stosunków dyplomatycznych poprzez nasze małżeństwo — Hazdrubal dokończył za nią.


— Nie inaczej panie. Czy ta waza… czy ona?


— Nie martw się nie była zbyt cenna- uśmiechnął się dobrotliwie do dziewczyny.


Spoglądali na siebie kilka chwil. Wydawali się sobą oczarowani.Nie wiedzieli, że całą scenę obserwuje Salambo, która w końcu zdecydowała się wejść do komnaty.


— Witaj matko. Widzę, że mamy gościa- Hazdrubal wstał i skinął głową na przywitanie.


— Zgadza się. To nietypowy kolejny dar oczywiście od twego ojca Hamilkara. Znów postanowił unieszczęśliwić czyjąś duszę. On wie jak unieszczęśliwiać innych.


— Postarajmy się w takim razie aby czas, który spędzi u nas nie był dla niej bolesnym wspomnieniem.


— A ty oczywiście z przyjemnością to zrobisz? — Salambo roześmiała się. — Przybyła z niedaleka, ale jakby z innego świata. Całkowicie tu nie pasuje- ton królowej spoważniał.- Zostawię was samych i pójdę poszukać mego drogiego męża, pewnie zabawia się z jakąś tanią ladacznicą, która powinna co najwyżej zbierać wielbłądzie odchody, a nie zasiadać w pałacu.


Hazdrubal uśmiechnął się i mrugnął okiem do dziewczyny, po czym podszedł do niej i wyszeptał. -Nie martw się, nie zmuszę cię do niczego, wystarczy, że moja siostra jest gdzieś daleko na pustyni. Jak cię zowią pani?


— Sheba, panie, ale mam też inne imię Shaqilath.


— Brzmi pięknie cokolwiek znaczy.


Tak oto Hazdrubal stawał się mężczyzną, a ja kobietą. Nawet nie wiadomo kiedy staliśmy się dorosłymi ludźmi. Hazdrubal musiał czekać jeszcze wiele lat nim zasiadł na tronie, ale Shaqilath szybko udowodniła, że może być godnym następcą Salambo. Bardzo ją kochał. Mój ojciec oddawał się dość kiepskiej rozpuście. Kobiety, które sprowadzał nie nadawały się do niczego więcej niż do tych kilku minut podczas, których ich brzuchy wypełniały się darem od ojca. Nie stać go było nawet na to by sprowadzić prawdziwą porządną nałożnicę. Handel dalej nie szedł, Hamilkar nie miał do tego głowy. Staczał się. Dziś sądzę, że to wychodziło mu najlepiej. Moja matka dopełniła obietnicy, nigdy już nie legła w łożu z mym ojcem, a w polityce coraz bardziej popierała swój lud.

10

Od kilku dni egipski książę nie pokazywał się światu, albowiem podczas wyjazdu z ojcem rozchorował się. Medycy wchodzili do jego pomieszczeń kilka razy dziennie, ale każdy z nim pokrętnie kiwał głową, nie dając nadziei na przeżycie. Asztarte odchodziła od zmysłów, wiedziała doskonale, że jeśli Amenhotep IV umrze to ona wraz z nim. Nie będzie już potrzebna nikomu, a wręcz stanie się zagrożeniem. Amenhotep III może spłodzić dziedzica ze swoją nową zabawką. Po raz pierwszy odczuła jak mało znaczy w tym systemie, albowiem nikt nawet nie raczył jej powiadomić co dzieje się z jej mężem. Na próżno składała ofiary różnym bogom, także temu, którego czciła jej matka.


— Ma taki słaby oddech pani, nie możemy zbić temperatury- powiedział Memose, do stojącej pod komnatą regenta królowej Teje.

— Jak mogło do tego dojść? Tak dbałam o niego. Kolejny syn odchodzi na moich oczach, a ja nie mogę nic zrobić. Nasz syn jest ciężko chory, może osierocić swojego następcę. A ten stary wieprz jedyne co potrafi robić to zabawiać się nową żonką. Ciekawe czy jest zadowolona, posiadając bezzębne stu kilogramowe cielsko w swoim łożu? -powiedziała rozzłoszczona królowa Teje.Memose doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Wielka Małżonka z przyjemnością zabiłaby tych dwoje.- Co z księżniczką? — dodała po chwili bardzo spokojnie.

— Kiya jest w dobrym stanie, jej ciało zaczęło się już zaokrąglać.

— Nie wpuszczajcie jej do mojego syna. Boję się, żeby… nie wiemy czy mój syn mógłby ją zarazić, gdyby to zaszkodziło jej dziecku… stracilibyśmy wtedy już wszystko.

— Pani, nie wiem może to co powiem, nie jest rozsądne.Kiedy wasz syn ma majaki wzywa swoją żonę… może jednak, byśmy pozwolili… a jeśli to jego ostatnie chwile?

— Nie mów tak, nie waż się! — wysyczała królowa ze złością. -Nawet jeśli to nic nie poradzimy, a bezpieczeństwo przyszłego domniemanego następcy tronu jest najważniejsze- dokończyła swą wypowiedź bardzo chłodnym tonem.

Późno w nocy ubrana w niebieską suknię z dużym dekoltem, osłonięta płaszczem w tym samym kolorze Asztarte przemierzała korytarze pałacu. Nie mogła już dalej siedzieć w swoich komnatach i czekać bezsilnie na jakąkolwiek wiadomość o swym mężu.„Muszę się do niego jakoś dostać”, powtarzała to sobie w myślach. Kobieta doskonale wiedziała, że jeśli regent umrze, któryś z jego braci zajmie jego miejsce. A wtedy ona nawet nie zdąży mrugnąć, zanim zginie. To były prawa haremu, choć było to prawo niepisane, ale każdy o nim wiedział i każdy je stosował. Pozostawienie rodzeństwa przy życiu wiązało się z pewnym buntem wielmożów i armii w przyszłości, a to prowadziło przed oblicze śmierci.Kiedy Asztarte dotarła do drzwi, drogę zagrodziło jej dwóch czarnoskórych strażników.

— Przepuście mnie! Jestem Kiya, żona regenta.

— Pani, mamy rozkaz- powiedział jeden ze strażników, po czym mężczyźni włóczniami zagrodzili jej wejście.

— Nie interesują mnie twoje rozkazy- odpowiedziała ostrym tonem Asztarte.

Doskonale wiedziała co zrobić. Z dwoma mężczyznami nie miała szans, ale jeśli zagroziłaby życiu swojego dziecka, strażnicy zmieniliby by zdanie i wpuściliby ją bezwarunkowo. Nikt nie chciał w tym kraju słyszeć o przyrodnim bracie władcy. Teje, już dawno zadbała aby był zapomniany i mieszkał bardzo daleko od głównego pałacu. Zdesperowana Kiya wyjęła sztylet i przystawiła go sobie do szyi.

— Wpuścicie mnie, albo będziecie musieli się tłumaczyć, przed samym wcieleniem boga Re i jego małżonką, czemu ich synowa została zasztyletowana. Nie chcecie chyba stracić następcy tronu. Wiecie do czego wtedy dojście w państwie?

— Wpuście ją, znam ją jest do tego zdolna — za jej pleców odezwał się głos Memose.- Ja będę się z tego tłumaczyć.

Strażnicy nie mieli wyboru skinęli posłusznie głowami i otworzyli drzwi. Z wnętrza komnaty rozbłysło światło ustawionych pochodni. W pomieszczeniu było bardzo duszno. Memose wszedł tuż za nią.

— Czyniąc to księżniczka doprowadzi mnie co najmniej na solarną barkę — roześmiał się na głos, po czym chwycił Asztarte mocno za ramię — Uczysz się pani. Wiedź, że jeśli mu pomożesz Asztarte… sądzę, że wtedy sama Teje cię ozłoci.

— A ciebie przy okazji Memose? — odpowiedziała z ironią w głosie.- Obydwoje wiemy, że nigdy stąd nie odejdziesz. Będziesz tutaj wiecznie, nikt nie umie wykorzystać danej chwili tak jak ty. Byłbyś dobrym władcą.

— No cóż, nie powiem żeby mi nie zależało na pozostaniu w pałacu. Narazie wolę jednak delektować się prawdziwą władzą. Wiesz co o niej powiadają? — zapytał patrząc na nią pogardliwie.

— Prawdziwa władza jest zawsze dwa kroki z tyłu. Zawsze jest ukryta — odpowiedziała Asztarte, a na jej twarzy pojawił się grymas przypominający uśmiech.

— Powodzenia królowo! — wykrzyknął na odchodne Memose.

Asztarte powoli przechodziła przez oświetlone lampionami komnaty jej męża. Ściany były bogato zdobione kolorowymi malunkami. Nad łożem, stojącym przy ścianie pomiędzy kolumnami znajdowało się malowidło, o lekkim zabarwieniu erotyczny. Przedstawiało historię Geba i Nut. Teraz Asztarte zrozumiała skąd jej mąż zaczerpnął to porównanie podczas ich pobytu na pustyni. Kobieta podeszła do łoża, na którym leżał jej mąż i dosunęła stojące w kącie krzesło. Dotknęła dłonią czoła Amenhotepa i poczuła, że rzeczywiście było rozpalone.

— Długo tak leży Memose? Wiem, że tak naprawdę nigdzie nie odszedłeś- mężczyzna wyszedł z cienia.

— Będzie z pięć dni, pani.

— Ma jeszcze jakieś inne objawy?

— Teraz już tylko majaki, wcześniej wymiotował.

— Krwią?

— Pod koniec.

— Ma ranę na prawym udzie. Jak do tego doszło?

— Pokaż mi ją- Memose rozwinął bandaże znajdujące się na nodze księcia. Ich oczom ukazała się głęboka rana z czarnym ciałem dokoła, z której wyciekała ciemna, śmierdząca krew.

— Rzeczywiście jest obrzydliwa. Zaczyna już śmierdzieć- powiedział Memose zatykając nos. — Jakieś pomysły pani. Nie od dziś wiadomo, że twoja matka parała się zielarstwem. To czarownica potrafiąca przyzywać jakieś demony, by jej służyły- Asztarte roześmiała się.

— O waszych kapłanach krążą jeszcze gorsze opowieści. Pani Tyru nie jest czarownicą. Chyba, że wiedza, to forma magii- Memose uśmiechnął się kątem ust. Zdał sobie sprawę, że trafił na trudnego przeciwnika. — Przede wszystkim pogaś część tych lampionów i te kadzidełka Memose. To wszystko tworzy w tym pomieszczeniu zaduch. Poproś aby przynieśli ziemię wykopaną z jak najgłębszej dziury i cokolwiek zimnego z lodowni. Ranę trzeba oczyścić. Bądź tak łaskaw i przyprowadź jakiegoś zielarza z nowego plemienia pustyni pochodzącego z Kanaan, oni sami siebie…

— Nazywają Żydami-dokończył Memose.

— Wiem, że są w waszym kraju. Będą mieli lekarstwo na chorobę księcia. Widziałam kiedyś jak jeden z nich wyleczył kogoś z takiej choroby. Najpierw musimy oczyścić ranę.

— Słyszeliście co mówi księżniczka! Przynieście ziemię! — wykrzyknął do strażników Memose.- A ty zamiast stać z tą włócznią pod drzwiami księcia, sprowadź tu jakiegoś Żyda- rozkazał drugiemu strażnikowi, który nie ruszył się z miejsca. — Co zamierzasz, pani? — zapytał zaniepokojony Memose widząc, że kobieta znów trzyma w dłoni sztylet.

— Trzeba oczyścić ranę, a ten sztylet się do tego przyda- Asztarte powoli zaczęła wycinać obumarłe tkanki ciała. Kiedy ukończyła dzieło podeszła do jednego z lampionów i włożyła ostrze do ognia. W tle było słychać ciche pojękiwanie Amenhotepa. Przez krótką chwilę spoglądała na ostrze, które nabierało powoli ognistego koloru. Lubiła patrzeć jak metal mieni się w ogniu.

— Przytrzymaj go — rozkazała ostrym tonem Memose.

— Obawiam się pani, że to się nie spodoba Wielkiej Małżonce- odrzekł Memose, po czym chwycił ją za rękę bezskutecznie próbując wytrącić ostrze z jej dłoni.

— Już drugi raz targniecie się na rękę, która może was kiedyś karmić- oszołomiony wypowiedzią mężczyzna puścił kobietę.- Oczyszczę ranę, wypalając ją, tak to robią na polu bitwy. Chcesz aby twój władca przeżył czy wolisz kopać jego grób? Jeśli on umrze, twoje wpływy będą znikome.Staniesz się zapomniany.

— Rób co trzeba.

— Będzie bolało, mój panie — wyszeptała schylając się nad chorym Amenhotepem IV.

Memose przycisnął z całej siły księcia do łoża, a Asztarte błyskawicznie przyłożyła rozgrzany nóż do rany. Amenhotep krzyknął z bólu. Nikt w pałacu nie zwrócił uwagi na jego krzyki albowiem już od jakiegoś czasu pobrzmiewały w ścianach budynku dzięki pojawiającym się w gorączce majakom. Asztarte wsunęła nóż głębiej w ranę i sprawnym ruchem wycięła kawałek nadgniłego ciała. Tym razem krzyk był donioślejszy. Mężczyzna wykrzyknął na całe gardło imię swojej małżonki i w końcu wyczerpany zemdlał.

— Gotowe-Asztarte odłożyła sztylet.

— Co teraz?

— Musimy czekać.

— Co mu jest? — zapytał przerażony stanem mężczyzny Memose.

— Zemdlał, ale to normalne przy takim zabiegu. Teraz będzie już tylko lepiej, jednak potrzebuje leków sporządzonych przez zielarza. Przenieście moje rzeczy do komnaty regenta, zostanę tutaj dopóki regent nie wyzdrowieje- Memose udał się by wykonać rozkaz Asztarte.Gdy mężczyzna opuścił komnatę zjawił się drugi strażnik z lodem i ziemią wykopaną z bardzo głębokiego dołu.

— Pani, ta ziemia jest bardzo wilgotna, powiedziałbym, że zimna- powiedział nieśmiało wojownik.

— Oto właśnie chodziło. Przyniosłeś także lód?

— Tak, pani, ale jest go niewiele. Szybko się topi.

— Obłożymy go lodem i tą zimną ziemią. Musimy to zrobić tak, by lód znajdował się przy jego głowie oraz ranie. Nie możemy jej zainfekować, resztę ciała możemy natrzeć ziemią. Pomożesz mi- rozkazała Asztarte.

— Pani nie śmiałbym dotykać władcy- odpowiedział nieśmiało wystraszony mężczyzna.

— W razie czego to ja będę wszystkiemu winna, a Jego Wysokość jeśli przeżyje będzie ci dozgonnie wdzięczny-mężczyzna doskonale wiedział, że ryzykuje własne życie, ale po chwili zastanowienia zdecydował się pomóc królowej.

Po kilku godzinach do pałacu powrócił strażnik z zielarzem. Człowiek, ten był mniej więcej w wieku Amenhotepa, liczył około dwudziestu lat i niewysokiego wzrostu. Od razu można go było odróżnić od Egipcjan, po tym, że nosił krótką, gęstą brodę, która podkreślała jego rysy twarzy.

— Pani, przyprowadziłem człowieka o którego prosiłaś. Mówią, że wśród nich nie ma lepszego znachora- mówiąc to strażnik skinął głową. Asztarte odpowiedziała tym samym gestem i podeszła do obu mężczyzn.

— Shelom — powiedziała Asztarte. — Nie bój się, Tu zowią mnie Kiya, jednak me prawdziwe imię to Asztarte.

— Kanaan? — odpowiedział nieśmiało mężczyzna.

— Zgadza się tak jak ty pochodzę z Kanaan. Jestem córką pana Tyru, moja matka pochodziła z jednego z waszych plemion. Sądzę, że Jego Wysokość cierpi na gangrenę, która prawdopodobnie przechodzi już w ogólne zakażenie krwi. Oczyściłam już ranę… Chcę wiedzieć czy są jakiekolwiek szanse na to by przeżył? Widziałam kiedyś jak jeden z was uratował chorego człowieka, na tą chorobę.

— Pozwól mi się przyjrzeć pani- mężczyzna podszedł do łoża i zaczął badać chorego.

— Jak się nazywasz? — zapytała Asztarte.

— Yousef- mężczyzna odwrócił głowę w jej kierunku.

— Co widzisz Yousefie? — mężczyzna obejrzał ranę i zbadał temperaturę Amenhotepa. Przez chwilę patrzał na jego obłożone lodem ciało w zadumie.

— Pięknie oczyszczona rana. Lód to doskonały pomysł pani, na zbicie temperatury. Ziemia może nie co mniej rozsądna, ale tej porze roku wody są tak samo gorące jak ziemia. Będzie żył Wasza Wysokość. Przygotuję dla niego leki, które jeśli Wasza Wysokość pozwoli będę dostarczał osobiście. Jest wyczerpany, ale jego największy problem już zniknął. On przeżyje, a dzięki temu również ty pani. Widzę jeszcze coś, będziecie mieli syna, pani. Zostanie potężnym władcą, jednak będzie władał morzem, a nie rzeką. W niedługim czasie będziemy się często spotykać...choć nie zawsze zgadać. Wasza Wysokość pozwoli… — mężczyzna skinął głową, kierując się do wyjścia.

— Dziękuję za te nowiny Yousefie. Masz niezwykły dar- powiedziała Asztarte uśmiechając się do mężczyzny, gdy podała mu kilka złotych monet.

— Taki dar może być również przekleństwem królowo- odpowiedział mężczyzna, a w jego głosie czuć było smutek.- Na razie jedyne co mogę mu podać to ten medykament- mężczyzna wyjął maleńki, skórzany woreczek z przypiętej do skórzanego pasa torby. -Zapadnie w długi sen, ale nie będzie czuł bólu, środek pochodzi z ziem królowej Sheby.

— Opium, jeśli uważasz, że jest konieczny, otrzyma go… — Asztarte wzięła do ręki woreczek.

— Jest konieczny. Z waszej wypowiedzi wnioskuję pani, rozumiem, że wiesz jak tego użyć.

— Tak, doskonale wiem jak tego użyć, a także znam mroczną stronę tego zioła- mężczyzna uśmiechnął się do Asztarte.

— Przybędę jutro-Yousef już miał wychodzić, gdy w drzwiach stanęły straże, które towarzyszyły królowej Teje. Asztarte domyśliła się, że Memose o wszystkim jej doniósł.

— Co tu się dzieje?! — wykrzyknęła ze złością Wielka Małżonka.- Jak śmiesz decydować o leczeniu regenta! — Asztarte spojrzała na nią gniewnie, jednak nic nie odpowiedziała.

— Pani, księżniczka próbowała pomóc, nie mieliśmy wyboru- Memose zaczął dukać.

— Wasza Wysokość- Asztarte skinęła głową.- Memose pragnie powiedzieć, iż wasz syn miał ogromną ranę na udzie, która była przyczyną jego choroby. W moich stronach tą chorobę zowią gangreną, to zakażenie, które powoli rozprowadza się po całym organizmie, by w końcu doprowadzić do śmierci chorego, jeśli w porę nie oczyści się rany. Ten człowiek, to lekarz. Pochodzi z nowego ludu, który przybył niedawno do Kanaan. Dawno temu będąc jeszcze dzieckiem… widziałam jak jeden z nich uratował człowieka chorego na tą samą chorobę. Ma na imię Yousef będzie przychodził przez jakiś czas i podawał odpowiednie leki, aby choroba nie powróciła. Nigdy nie skrzywdziłabym Waszego Syna.

— Nie powinnaś tu być, ale jeśli to w jakikolwiek sposób pomoże mojemu synowi. To będę ci dozgonnie wdzięczna i nigdy tego nie zapomnę. A jeśli chodzi o ciebie Memose — Teje odwróciła głowę w stronę mężczyzny. — Jeśli regent wyzdrowieje dostaniesz tyle złota ile zapragniesz. Mój syn był od dziecka chorowity. Jeśli masz racje Yousefie, również zostaniesz nagrodzony- mężczyzna spojrzał na królową Teje z lekką odrazą. Choć nie powinien w jej obecności zabierać głosu, nie wytrzymał i to zrobił.

— Wasza Wysokość zapewniam, że stan księcia w jakikolwiek sposób nie zaszkodzi ciąży jego żony. Ta choroba nie jest zaraźliwa, to wyłącznie wina rany. Nie musicie się obawiać o losy dynastii.

— Możecie odejść wszyscy, chce zostać z synową sama- Teje podniosła w rękę na znak by odeszli. Po chwili w pomieszczeniu zostały obydwie kobiety i odurzony opium książę.

— Nie powinnaś tu być.

— Pani dobrze wiesz, że bez niego moje życie i tak w tym kraju nie jest już nic warte. Jakiż mam wybór. Mogę jeszcze zabić tą istotę, którą mam w sobie, ale wtedy ja również umrę. Obie wiemy, że jakkolwiek bym nie postąpiła to w chwili śmierci waszego syna na życie moje i tego dziecka zostanie podpisany wyrok- Teje z trudem przełknęła uwagę, ale zdawała sobie sprawę z tego, że synowa ma rację.- Jeśli pozwolisz zostanę przy nim póki nie wyzdrowieje.

— Prawa haremu są brutalne. Nie mogę nie przyznać ci racji. Jesteśmy tylko dodatkiem do naszych mężów, bez nich stajemy się zapomnianym haremowym meblem, pośród innych zapomnianych mebli, ale to też magiczne miejsce, albowiem gdy rodzimy naszym mężom synów i któregoś dnia zasiądą oni na tronie, stajemy się jednymi z najpotężniejszych ludzi na świecie. Możesz tu zostać jeśli chcesz. Pozwolisz, że teraz posiedzę przy nim razem z tobą. Oby mój syn nie był jak jego ojciec i uszanował to co dla niego dzisiaj zrobiłaś.

11

Minęło kilka dni za nim książę się obudził. Nastąpiło to chyba dopiero piątego dnia i to na krótką chwilę, potem mój małżonek znów zapadł w głęboki sen. Po trzech dniach mój mąż nie miał już temperatury i przestał majaczyć. Yousef codziennie przychodził tak jak obiecał. Zaprzyjaźniliśmy się, albowiem wiele nas łączyło. Mimo iż nasze ludy były często skłócone, to ta ziemia łączyła nas. Od prawieków byliśmy na niej. Nazywaliśmy ich nowym plemieniem pasterzy, ale tak naprawdę przybyli tam krótko po nas. Tworzyliśmy ten skrawek ziemi, a on tworzył nas. Kanaan był dobrem wspólnym, choć tak często o tym zapominaliśmy. Yousef opowiadał mi historię swojego narodu, o tym dlaczego poszukiwali ziemi i musieli się przemieszczać. Ja opowiadałam mu o wyprawach Fenicjan i dalekich krajach. Kobiety w haremie natomiast dziwiło to, że jestem cały czas ze swoim mężem. Cały czas odwiedzała nas Jej Wysokość. Gdy nie przebywała w komnatach u syna, składała ofiary bogom, by wyprosić jego szybki powrót do zdrowia. Z dnia na dzień coraz bardziej przywiązywałam się do tego człowieka o długich palcach i kościstej twarzy. Odkryłam, że nie mogłabym bez niego żyć… wtedy tak mi się wydawało… a jednak pewnego dnia musiałam się nauczyć żyć bez niego. Mój mąż wrócił do zdrowia. Tamtego dnia obudził się leżąc w moich ramionach, jakby nie wiedząc co się wydarzyło. Opowiedziałam mu całą historię. Tamtego pamiętnego dnia po raz pierwszy spotkał Yousefa. Człowieka, dzięki któremu zapamiętano na wieki „Dobrego Faraona”. Któż by przypuszczał, że dzięki Świętej Księdze pewnego pasterskiego ludu i jednemu wpisowi mój mąż nie zostanie nigdy zapomniany. Wszyscy inni starali się wymazać go na wieki.

*

Commodus patrzył przez chwilę na kobietę z zaciekawieniem. Powoli odkrywał, że przestaje kontrolować ich wspólną grę, a robi to kobieta. Mężczyzna wstał z wygodnego triclinium i nalał sobie wina.

— Życie z Teje musiało nie należeć do najłatwiejszych — stwierdził nieśmiało. Asztarte po raz drugi zobaczyła w jego oczach lęk. Ten sam lęk widziała, gdy błagał ją by została.

— Przyznaję panie, że nie było. Teje była niczym Jokasta. Dopiero gdy nastała tamta kobieta, zaczęła patrzeć na mnie przychylniej i połączyłyśmy wtedy siły. Gdy Amenhotep odesłał Teje, odeszli też jej stronnicy, a to powoli prowadziło do upadku królestwa. Wybacz panie, że zapytam… skąd ta blizna na ustach, którą zasłaniacie zarostem? — zapytała kobieta poprawiając się na swoim siedzisku.

— Moja matka również była tyranem, ale też rozpustnicą. Choć o ojcu mogę powiedzieć to samo. Bliznę mam odkąd pamiętam, prawdopodobnie to jeden z moich wielu wrodzonych defektów. Cezar powinien być idealny nieprawdaż Asztarte, w końcu jest bogiem, a jednak nie czuję się bogiem. Natomiast ty prawie nim się stałaś- odpowiedział mężczyzna popijając wino i bacznie się jej przyglądając. Sądził, że pokaże mu jakieś moce, o których krążyły legendy jednak nic takiego się nie wydarzyło.

— Nie chciałbyś być na moim miejscu, zaprawdę nie ma nic gorszego, niż nie móc odejść z tego świata, ale śmiertelnik tego nie pojmie — powiedziała kobieta z nostalgią.

— Naprawdę widzicie przyszłość?

— Jeśli rozumienie prostych zachowań i wiedzę o tym następstwie czynu można tak nazwać to tak. Długo już jestem na tym świecie, miałam czas by opanować tą sztukę. Umiem rozpoznawać ludzkie intencje, choćby patrząc na wyraz czyiś oczu. Wiem też, że dzieje nasze kołem się toczą, a bogini Fortuna jest zmienna. Wszystko co czynimy wywołuje reakcje i jest ona zawsze zgodna z czynem, choć może nastąpić dopiero po wielu latach.

— Obiecałaś mi, że powiesz mi co sądzisz o mojej rodzinie? Kogo mam się bać, a z kim zawrzeć sojusz? Co odkryłaś królowo?

— Nie wszystko co powiem ci się spodoba panie- Aszarte wzdychnęła. Zastanawiała się jak powiedzieć mu prawdę, by go nie obrazić.

— Nie jesteś mą poddaną bym skazywał cię za to na śmierć. Mam dość życia w kłamstwie, chcę poznać prawdę, nawet jeśli jest bolesna. Tylko ty nie musisz przede mną udawać.

— Cóż panie to będzie długa historia- mężczyzna wrócił na triclinium i rozsiadł się wygodnie.

— Mamy całą noc- wskazał ręką w geście aprobaty.- Nigdzie nie jest napisane, że w dzień nie można spać.

— Chcecie wiedzieć kto jest waszym wrogiem panie? Własna żona jest jednym z nich- powiedziała spokojnie Asztarte.

— Bruttia jest piękna i inteligentna, owszem nie układa nam się ostatnio, ale nie miesza się do polityki.

— Uwierzcie mi panie, wasza żona miesza się i gardzi wami, nie ukrywa tego, inaczej by tak nie zareagowała na mój widok. Z pewnością nie działa sama. Z przyjemnością was zgładzi, gdy będzie miała ku temu okazję. Sami powiedzieliście, że jest piękna i inteligentna. Dzięki temu każda kobieta jest w stanie znaleźć sojuszników, a wy nie traktujecie jej dobrze- mężczyzna spojrzał na nią ze złością, jednak nie mógł zaprzeczyć.-Poza tym pomiędzy nią, a waszą siostrą istnieją dziwne stosunki. Być może wynikają z tego, że Lucillę traktujecie niczym własną żonę. Choć tak naprawdę nie wiadomo jak ją traktować, była żoną Verusa?

— Co masz namyśli? -zapytał zaciekawiony.

— Tego jeszcze całkowicie nie jestem pewna. Mogę na razie powiedzieć, że wasza małżonka jest zazdrosna o wasze względy wobec siostry. Zastanawiam się kto jest małżonką cezara?

— Asztarte! — mężczyzna uderzył pięścią o poręcz.

— Nie możecie mi nic zrobić- odpowiedziała spokojnie patrząc mu prosto w oczy.

— Egipskie małżeństwa pomiędzy parą królewską zawsze były kazirodcze, by zatrzymać władzę w rękach dynastii.

— Nie zawsze panie. Tak było aż do panowania mojego teścia, potem zmuszono do tego mego syna, ale kolejna dynastia zaprzestała ten proceder, powrócił za Ptolemeuszy. Poza tym tron najczęściej przejmowały dzieci zrodzone z innymi kobietami. Nie zapominajcie panie, że Rzym to nie Egipt.

— Nie tknąłbym jej, ona jest idealna, zawsze taka była. Jest taka piękna, mądra, ma taki cudowny uśmiech- słysząc to Asztarte złapała się za głowę.-Miałem bardzo wiele rodzeństwa, ale jedynie Lucilla zawsze była mi bliska. Ona jedyna zawsze mnie rozumiała. Kocham ją nad życie, zrobiłbym dla niej wszystko, a jej syn jest dla mnie niczym mój własny. Być może w tej kwestii też mam jakiś defekt, albowiem nie jestem w stanie spłodzić dziedzica.

— Lucius rzeczywiście was bardzo kocha. Traktuje was jak ojca, ale czy siostra was kocha? Mam wiele spostrzeżeń po wczorajszym dniu. Ponoć była ulubienicą ojca? — Asztarte zapytała wprost, doskonale znając odpowiedź na pytanie.

— Może nie oblubienicą, ale jedynie odnośnie Lucilli miał pewność, że naprawdę spłodził ją ze swoją żoną- Commodus nerwowo podrapał się po czole.

— Panie, nie muszę wam tłumaczyć jak funkcjonuje wasze państwo. Rzym jest obłudnikiem w swoich przekonaniach, lubi zamiatać pod dywan. Sami jesteście tego ofiarą, waszą biologiczną matkę zabito, by oddać was pod opiekę kobiety, która była legalnie poślubiona władcy, wyłącznie dlatego, że jej synowie umierali. To co w innych krajach nie jest niczym wyjątkowym tu jest również akceptowalne, ale pod warunkiem, że nie wychodzi na jaw. Oficjalnie Imperium nigdy nie przegrało żadnej wojny i nie zawiera sojuszy pokojowych.

— Nie będę zaprzeczał królowo. Sam podpisałem sojusz pokojowy, a o nieudanym podboju Irlandii nie wspominamy. Rzymianie nawet nie wiedzą, że do niego doszło.

— Tak funkcjonuje każda sfera życia. Bogate rzymianki sypiają z gladiatorami, niewolnikami, udają prostytutki w podrzędnych burdelach. Nie przeszkadza im to uchodzić za cnotliwe, dopóki ktoś nie powie o tym nagłos, lub owej damy nie nakryją in flagranti. To samo tyczy się bogatych mężczyzn jak i homoseksualizmu oraz posiadania wielu kochanek.

— Cóż Asztarte zaiste musicie istnieć od niepamiętnych czasów. Jesteś tu tak krótko pani i tak szybko odkryłaś prawdę o nas. Jesteś niczym wyrocznia. Żyjemy na dość dziwnych zasadach, wbici w swoiste ramy. Nikt z nas jawnie nie robi tego co naprawdę pragnie, albowiem w tyle naszej głowy coś mówi nam „a co ludzie na to powiedzą?“.

— O toż to panie. Wierzę wam, że nie tknęliście siostry, ale sposób w jaki o niej mówicie, mówi mi wszystko o waszych skrywanych uczuciach do niej. Sami powiedzieliście, że Lucilla to mądra kobieta. Ja też tak uważam i sądzę, że domyśla się waszych uczuć, ale czy ich pragnie. Musi wam być ciężko z tym żyć. Kochacie własną siostrę tak jak powinniście kochać żonę- mężczyzna spojrzał na kobietę z zadumą. Nie zwracając uwagi na konwenanse wypił szybko kielich wina do dna. Przez chwilę wydawał się być gdzieś bardzo daleko ze swoimi myślami.

— To, aż tak widać? — zapytał po chwili milczenia. Asztarte nagle olśniło, że mężczyzna nie jest do końca szczery. Domyśliła się prawdy, ale wiedziała tak jak i Commodus, że nie powinna ona wyjść na jaw.

— Niestety, to aż tak widać- odpowiedziała Asztarte i również nalała sobie wina.- Panie, a Lucius jest synem Pompeianusa czy Verusa?

— Całe życie się nad tym zastanawiałem- odpowiedział mężczyzna z zastanowieniem.- Nie umiem ci udzielić na to pytanie odpowiedzi. Tak jak nie potrafię ci udzielić odpowiedzi na kolejne pytanie...nie wiem jak naprawdę umarł Verus. Mam swoje przypuszczenia. Lucius Verus zniknął dokładnie w tym momencie, gdy zaczął mieć więcej zasług wojennych niż mój ojciec. To dzięki jego śmierci ten potwór otrzymał pełnię władzy, a wiesz jacy byli do siebie podobni. Niczym krople wody.

— Wydaje mi się, że wiem. Widziałam ich wizerunki. Warto by się tego dowiedzieć, nieprawdaż panie- powiedziała Asztarte siadając z powrotem na swoim miejscu.

— A twój drugi syn… on był jego ojcem? — zapytał lekko skrępowany mężczyzna.

— Nie boję się tego pytania. Jeśli mamy ze sobą współpracować musimy być szczerzy. On nie był jego ojcem. Pompeianus nie jest waszym wrogiem. To odpowiedź na wasze pytanie- chcąc rozładować napiętą atmosferę kobieta uśmiechnęła się.- Uczucia cię zaślepiają panie. Uczucia to coś co potrafi zniszczyć największego człowieka. Jestem w Rzymie od kilku dni, ale co nie co słyszałam. Wasza siostra pragnie zemsty za śmierć ojca i szuka winowajcy, a może ma inne powody? — spojrzała na niego wymownie, jednak Commodus nic nie odpowiedział.- Wystarczy odwiedzić kiepskie przybytki by się tego dowiedzieć. Naprawdę chcecie mej pomocy? To może być bolesne doświadczenie. Możecie się stać tym kim ja się stałam. Pałac może stać się twierdzą samotności, a uczucia mogą umrzeć na zawsze. Staniecie się innym człowiekiem.

— Dalej chcę twej pomocy. Istnieje jeszcze jedna kobieta, na której mi zależy. Kiedyś gdy Bruttia odejdzie ożenię się z nią. Ją również kocham.

— Nawet Neronowi nie udało się poślubić swej Akte, a miał więcej władzy i potęgi od was. Rzym jest obłudny- mężczyzna wstał i oparł się o kolumnę. Na jego twarzy widać było smutek i zrezygnowanie. Po chwili podszedł do stołu, na którym leżały różne dokumenty i księga. Commodus podał ją Asztarte otwartą w połowie.

— Ponoć stworzył ją najmądrzejszy władca świata. Znałaś go, a więc czemu ci tego nigdy nie pokazał.

— Pokazał, ale za to płaci się ogromną cenę. Tak naprawdę jedynie kazał spisać to co było wiadome od wieków. Tym istotą się nie rozkazuje. Płaci ten, który przyzywa.

12

Lato było już coraz bardziej gorące. Nawet pomiędzy potężnymi grubymi murami Malkata zaczynało się wyczuwać upał. Minimalnej ochłody dawała znajdująca się tuż obok murów pałacu rzeka. Mimo zaawansowanej ciąży Asztarte często wybierała się wraz swoimi służkami Thują i Merit nad rzekę. Tego dnia dołączył do nich również Amenhotep. Ubrana w tradycyjną egipską białą suknie kobieta poruszała się lekko ociężale. Mężczyzna nie odstępował swojej małżonki nawet na chwilę, co jakiś czas głaszcząc ją po brzuchu bądź całując.

— Zobaczysz urodzi nam się następca tronu. Yousef miał racje — powtarzał w nieskończoność. Na terenie schodzącego do rzeki ogrodu rozstawiono specjalnie przygotowany namiot, aby można było w nim odpocząć i choć na chwilę zażyć cienia. Obok namiotu znajdował się basen, do którego doprowadzono wodę z rzeki, a kawałek dalej mniejszy pawilon dla służby. W namiocie na niskich metalowych podstawach rozstawiono tace z owocami oraz dzbany z wodą i winem. A za siedziska służyły ozdobne maty i poduszki. Służba podała parze małżonków wykwintny obiad, po czym usunęła się pozostawiając ich samych. Amenhotep wraz z żoną spędzali miło czas, gdy nagle kobieta poczuła silny ból, a pomiędzy nogami poleciała z jej ciała woda. Asztarte spróbowała wstać, ale przewróciła się sycząc. Amenhotep wziął Kiyę na ręce i szybkim krokiem zaniósł ją do pałacu.

— Ukochana- Amenhotep chwycił żonę za rękę.

— Proszę cię wyjdź, wszystko będzie dobrze- Amenhotep pocałował żonę. Miał złe przeczucia, ale nie chciał niepokoić kobiety.

— Nie martw się panie, zajmiemy się nią. Proszę to nie sprawa dla mężczyzn — powiedziała bardzo krótko Merit zatrzaskując drzwi do komnaty przed swoim władcą. Amenhotep nie zamierzał protestować. Zdawał sobie z tego doskonale sprawę, że po takim czymś można nabrać choćby niechęci do ciała swej żony. Udał się do komnat swojej matki, gdzie zastał królową Teje rozprawiającą z Memose o sprawach międzynarodowych. Królowa będąca osobą o podzielnej uwadze, jednocześnie odpisywała na listy.

— Matko! A mój drogi Memose… — Amenhotep spojrzał na nich z rozczarowaniem. Te potajemne spotkania przestały go już złościć.- Gdzieżby indziej miałby być? — dodał mrucząc sam do siebie.

— Co się stało synu, jesteś cały podenerwowany- Teje wskazała swemu synowi miejsce naprzeciwko niej.

— Matko, Asztarte rodzi, a ty mi każesz siadać! — wykrzyknął oburzony mężczyzna.

— Tym bardziej usiądź synu, to potrwa. Jedyne co nam zostało to tylko czekać. Pomożesz mi odpisywać na listy, twój ojciec nie ma już do tego głowy.

— Doprawdy, nie ma do tego głowy, a czy o nich wie? Wątpię, by do niego dotarły- Teje słysząc to uśmiechnęła się.

— Trzeba ją rozebrać i przynieść krzesło- powiedziała Tuja, opuszczając komnatę.Merit pomogła rozebrać się swej królowej. Po chwili inne kobiety przyniosły specjalne krzesło do porodu.

— Pani zasiądź na krześle- powiedziała Merit, jednocześnie pomagając przemieścić się nagiej Asztarte z łoża na specjalne krzesło.

— Musicie mi pomóc- z trudem wysapała Asztarte.

Ból był coraz silniejszy, jednak księżniczka nie krzyczała. Jej matka przed wyjazdem ją pouczała, że w trakcie porodu krzyczenie nic nie daje, gdyż tylko osłabia rodzącą kobietę. Starała oddychać się głęboko i zaciskając zęby przeć z całych sił. Pewnie dlatego początkowo, nikt oprócz jej prywatnej służby nie wiedział, że żona regenta rodzi.

— Pani wybacz, ale muszę sprawdzić czy dziecko wychodzi- odezwała się Merit.

— To zrób to! — wykrzyknęła z trudem Asztarte. Merit, nachyliła się i sprawdziła ręką rozwarcie.

— Rozwarcie jest bardzo małe, co oznacza, że ten poród będzie długo trwał. Musisz być cierpliwa pani.

Godziny mijały, a nikt nie przychodził z żadną wiadomością. Amenhotep zaczął się denerwować coraz bardziej. Zdenerwowany odłożył na bok jeden z kilkuset listów.Nie wiedział czy się śmiać czy płakać. Właśnie odkrył, że wiele informacji nie dociera do niego, a tym bardziej do jego ojca. Władzę sprawuje tak naprawdę jego matka. Zastanowił się przez chwilę czy jego małżeństwo też tak kiedyś będzie wyglądało.

— Matko, jest już środek nocy. To tyle trwa, żadna kobieta z haremu nie rodziła tak długo- powiedział zaniepokojony mężczyzna.

— Różnie synu bywało. Wiem co mówię, jestem tu dłużej niż ty, ale wiedz jedno poród to nie jest wydarzenie, w którym powinieneś uczestniczyć. Musisz być dobrej myśli.

— A co jeśli moja żona umrze? Największa liczba kobiet umiera nie z zarazy, ale przy porodach — odpowiedział Amenhotep oburzony spokojem swej matki.

— Taka możliwość też istnieje, poród to najbardziej niebezpieczne wydarzenie w życiu kobiety, ale nie możemy zakładać najgorszego. To silna, młoda dziewczyna. Ma dopiero dwadzieścia lat. To wojowniczka — kiedy Teje kończyła swoją wypowiedź, do komnaty Kólowej Matki weszła Merit.

— Pani, panie… — skinęła głową na powitanie.

— Mów, co z moją żoną? — Amenhotep, wstał rozwścieczony zrzucając przy tym listy na podłogę.

— Panie mam dwie wiadomości- słysząc to mężczyzna zbladł.- Twoja małżonka urodziła syna. Niestety po jakimś czasie wystąpił krwotok.Ma gorączkę, nie wiemy co jej jest… wydaje nam się, że łożysko wyszło całe, ale nie miała już wtedy zbyt wiele sił.

— Słyszałaś matko mam syna! Mamy następcę, nazwę go Semenkhkare. — uradowany objął matkę, nie zwracając uwagi na pozostałych ludzi w komnacie. Po chwili radości uświadomił sobie co powiedziała Merit i spojrzał na nią złowieszczo.- Jak to nie wiecie co jej jest? Jesteś akuszerką i nie wiesz co jej jest? — podszedł do kobiety i uderzył ją w twarz.

— Panie- powiedział cicho Memose, chcąc powstrzymać władcę.Był jednym z niewielu, którzy doskonale wiedzieli, że gdy książę wpada w szał staje się nieobliczalny.

— Synu zostaw ją! — rozkazującym tonem powiedziała Teje.- To nie czas na to… czy medyczki zbadały moją synową? — królowa skierowała swoje pytanie do kobiety.

— Tak pani, ale nie mogą nic powiedzieć na pewno. Jej stan jest ciężki. Jej Wysokość ma silną gorączkę i nie możemy zatrzymać krwotoku. Krótko po porodzie wszystko było dobrze. Nawet sama z niewielką pomocą podeszła do basenu, aby się umyć… lecz potem zasłabła.

— Wezwijcie Yousefa, może zna jakąś położną z ziemi Kanaan, skoro najlepsi medycy tego świata nie wiedzą co dolega mojej żonie, może najgorsi będą wiedzieć — rzucił.- Nie radzę wam wracać bez tego człowieka.

Yousef przybył kiedy już świtało w towarzystwie niemłodej kobiety. Kiedy stanął przed Amenhotepem, ten oczekiwał go w swojej komnacie. Regent był bardzo zmęczony i przysypiał siedząc na wyplatanym fotelu.

— Wasza Wysokość wzywałeś mnie- Yousef skinął głową.- Twój sługa prosił o akuszerkę. Przyprowadziłem ją. Przedstawiam ci Deborah- kobieta skinęła głową.- Jest naszą akuszerką od wielu lat. Pozwól zbadać jej twoją żonę.

— Wpuście ją do mojej małżonki- rozkazał służbie.

— Powinieneś odpocząć panie- powiedział Yousef z troską.

— Odpocznę kiedy będę wiedział czy moja żona żyje. Na co mi dziecko bez matki- odpowiedział regent ze złością.

Kiedy Deborah weszła do komnaty zastała Asztarte leżącą nieprzytomną na swoim łożu. Księżniczka była naga, a wokół niej krzątała się Thuja. Kobieta przedstawiła się służącej i powiedziała z czyjego rozkazu tu przybyła.

— To był pierwszy poród twojej pani, jak długo rodziła? — spytała podchodząc do łoża, po czym rozchyliła nogi Asztarte obnażając jej łono.

— Tak, pierwszy. Moja pani rodziła jakieś dziesięć godzin- powiedziała zdenerwowana Thuja.

— Krwotok wystąpił od razu?

— Nie po jakimś czasie od momentu porodu łożyska.

— Łożysko wyszło? Przynieście mi je- rozkazała, ubrana na czarno, zakapturzona kobieta.

Thuja wyciągnęła z wiadra zawinięte w szmaty łożysko. Deborah wzięła je w ręce i starannie zaczęła oglądać. Po krótkiej chwili wróciła do łoża na którym leżała chora. Włożyła jedną rękę do jeszcze częściowo rozwartej pochwy, a drugą ręką uciskała brzuch Asztarte.

— Nic się nie martw pani, wszystko będzie dobrze. Po prostu muszę zabrać z twojego ciała resztki zgnilizny, której nie zdołałaś wydać na świat- powiedziała do nieprzytomnej królowej. Powoli wyciągnęła pozostałe fragmenty łożyska.

— Twoja pani wróci do zdrowia, ale musi odpoczywać- powiedziała, obcierając ręce z krwi. -Podawajcie jej to- kobieta wyjęła spod płaszcza mały skórzany woreczek z lekiem.- Opium sprawi, że nie będzie czuła bólu. Wprowadzi ja też w stan odrętwienia dzięki czemu szybciej wróci do zdrowia.

— Wiedźmo wiesz, że jeśli…

— Jeśli będę się mylić, czeka mnie śmierć. Wiem to doskonale, ale ja nigdy się nie mylę. Po za tym ta kobieta pochodzi z tych samych ziem co ja. Nie mogłabym. Odprowadź mnie teraz do swojego pana.

— Straże, odprowadźcie tę kobietę do regenta! — wykrzyknęła Thuja.

Deborah odeszła z komnaty w towarzystwie pochodzącego z Nubii strażnika prosto do komnat regenta. Amenhotep przebywał tam wraz z Yousefem i swoim synem, którego trzymał na rękach. Gdy Deborah weszła do komnaty, tuż przed nią zjawiła się Teje, która dopiero co wstała po krótkiej drzemce. Widać było, że kobieta nie jest zadowolona z powodu zarwanej nocy.

— Panie- Deborah skinęła głową i podeszła do mężczyzny. Amenhotep podniósł lekko głowę.

— Twój syn narobił nie lada kłopotu twojej żonie. Podczas porodu nie zostało usunięte całkowicie łożysko. Udało mi się wyjąć pozostawione w jej wnętrzu resztki. Służące powinny podawać jej opium. Niestety nie wiemy jak zareaguje organizm, albowiem przez pozostawione łożysko doszło do infekcji. Pozostaje nam tylko czekać. Wybacz panie mogłabym mówić ci słowa milsze dla twego ucha, ale nie chcę cię okłamywać. Nie jestem wstanie nic więcej zrobić.

— Dziękuję ci, choć za tyle- Amenhotep podał jej przygotowaną drewnianą skrzyneczkę, wypełnioną złotem. — To twoja zapłata.

— To za dużo! — wykrzyknęła kobieta, która nigdy wcześniej nie widziała takiej sumy pieniędzy.- Panie, nie mogę. Ta kobieta jest w pewnym sensie jedną z nas.

— Weź to, może kiedyś ci się przyda- Amenhotep powiedział stanowczo i wziął kobietę za rękę.- Dzięki tobie mam chociaż syna.

— Skoro tak każesz Panie Egiptu- kobieta spojrzała mężczyźnie prosto w oczy.- Widzę, że na wieki pozostaniecie przyjacielem naszych ludów.

— Postaram się nim być za życia. Możesz odejść, straże odprowadźcie tę kobietę, a ty Yousefie zostań- Amenhotep chwycił Yousefa za ramię, gdy ten również skierował się do wyjścia.- Potrzebuję twojej pomocy. Mam dla ciebie zadanie…

— Yousefie, czy znasz język Kananejczyków?

— Opuściłem te ziemie bardzo dawno temu, nie wiele pamiętam. Tak naprawdę to tego co się tam wydarzyło, nie chcę pamiętać- Amenhotep spojrzał błagalnie na mężczyznę.

— Pomożesz mi napisać list do pana Tyru?

— Mogę spróbować, jednak posługujemy się różnymi językami.

— Jego żona pochodzi z twojego ludu- oparł regent.

— Spróbujmy więc Wasza Wysokość.

Amenhotep IV regent Kemet do króla Tyru Hamilkara i jego królewskiej małżonki Salambo.

Moja ukochana żona, córka twego domu Asztarte znana w Kraju Kemet jako Kiya powiła syna. Przyszłego następcę tronu księcia Semenkhkare. Książę, ma się dobrze. Jest zdrowy i silny. Niestety moja ukochana żona, matka mojego syna w wyniku ciężkiego porodu zachorowała. Medycy nie dają jej dużych szans na przeżycie, obawiam się o to kto wychowa mojego syna.

— Czy aby nie za wcześnie piszesz ten list, panie? — zapytał Yousef po tym gdy obaj mężczyźni ustalili ostateczną wersję listu.

— Muszę być przygotowany na wszystko. Ten list dotrze do Tyru za kilka tygodni, a co jeśli… — mężczyzna nie miał siły dokończyć zdania.

— Trzeba być dobrej myśli panie- powiedział Yousef na pożegnanie.

Amenhotep udał się do swojej żony i spędził przy jej łożu kilka dni… Czas mijał bez zmian, a regent musiał wrócić do swoich zajęć. Jego ojciec zmusił własną córkę do zostania jego żoną, po czym ją brutalnie zgwałcił. Choć bardzo tego nie chciał, wraz z matką musiał podjąć jedną z najgorszych decyzji w życiu, która miała zaważyć na wielu jego późniejszych czynach. Królowa Kiya nie wykazywała chęci by wrócić do żywych.

13

Hamilkar zasiadał wraz żoną w sali gościnnej swego pałacu. Obydwoje spożywali noszone przez służbę dania w pozycji półleżącej na przygotowanych do tego łożach. By zachować pozory para spędzała razem jedynie czas posiłków i przyjmowała razem ważnych gości. Hamilkar szybko znalazł pocieszenie wśród służących, a Salambo nie protestowała. Na samą myśl bycia dotykanym przez swego męża przechodziły ją ciarki.

— Panie, list od władcy Egiptu — oznajmił służący.

— Pokaż! Amenhotep III dawno nie pisał — Hamilkar wyrwał pospiesznie z jego rąk list.

— Może ten stary rozpustnik nie jest już w stanie pisać- skomentowała Salambo patrząc wymownie na męża.

— Panie, to od Jego Wysokości Regenta- odpowiedział sługa.

— Ciekawe co ma do powiedzenia? — zapytał sam siebie Hamilkar i otworzył list.

— Salambo! — wykrzyknął doniośle, tak by wszyscy przebywający w pałacu mogli go usłyszeć. — Nasza córka urodziła syna! — wykrzyknął radośnie, nie czytając do końca listu.

— Nareszcie, w tej kulturze aby przetrwać kobiecie jest potrzebny syn. Teraz moja córka jest bezpieczna. Pokaż ten list! — Hamilkar podał przesyłkę swojej żonie.

— Nie czytałeś dalej? — kobieta spojrzała na niego z przerażeniem.- Ona umiera… nasza córka umiera — wyszeptała.

— Jestem pewny, że moja księżniczka wyzdrowieje. To wyjątkowa dusza. Wojownik. Pozostaje mam jedynie zadbać o los Hazdrubala. Co myślisz o księżniczce z Nabatei?

— Czy słyszysz co do ciebie mówię człowieku?! Twoja córka umiera. Jeśli to cie nie obchodzi, to może dociera do ciebie, że twój największy sojusz polityczny się wali- kobieta z całej siły walnęła pięścią o oparcie swego łoża.- Jak możesz być tak spokojny?!

— Znam Asztarte i wiem, że jest silna.

— Ty, tak naprawdę nic nie wiesz. To cud, że Tyr jeszcze istnieje! — wykrzyknęła kobieta ze złością po czym wstała. — Zanieście mą potrawę do moich komnat. Nie mam ochoty spożywać posiłku z panem i powiadomcie Hazdrubala- powiedziała Salambo do służby.

— Co się zaś tyczy sojuszu z Nabateą. Nie jestem do końca pewna czy to dobry sojusz. To dziwny kraj.

— Co masz namyśli? — zapytał zaciekawiony mężczyzna.

— To pokaże czas mój panie. Jakie imię wybrał Amenhotep dla swojego syna?

— Semenkhkare.

— Semenkhkare, to dobre imię dla władcy. Jestem pewna, że Amenhotep będzie miał jeszcze wielu synów, ale to dzieci naszej córki zapiszą się w historii. Ten chłopiec będzie jednak nie historią Egiptu, a naszą- kobieta udała się do swoich komnat, pozostawiając Hamilkara ze swoimi myślami.

Tego dnia upał był nie do zniesienia, a gorący wiatr z Sahary pogarszał tylko odczucie gorąca. Purpurowa szata Hazdrubala powiewała na wietrze, gdy ten przechadzał się po ogrodzie. Gdy jeden ze służących powiadomił księcia, o tym co stało się Asztarte na krótką chwilę przysiadł na marmurowej ławce pod cedrem i rozmyślał. Nie zauważył nawet gdy koło niego stanęła Bat-Sheba. Wiatr zwiał z jej głowy chustę, odsłaniając piękne, kruczoczarne sięgające do bioder długie włosy.

Księżniczka speszona podniosła zieloną chustę i usiadła koło niego.

— O czym marzysz książę?

— Nie marzę, raczej wspominam i tęsknię za swoją siostrą, czasami mi jej brakuje, to ja powinienem tam pojechać. Dzisiaj mi jej brakuje- mężczyzna objął kobietę.

— Może ona jest tam szczęśliwa?

— Może, a może nie… a ty jesteś tutaj szczęśliwa?

— W pewnym sensie, Tyr jest na pewno piękniejszy i bardziej zielony niż pustynie Nabatei.

— Mogę sobie to jedynie wyobrazić...Chciałabyś tu zostać? — zapytał trzymając ją za rękę.

— Czemu nie to piękne miejsce. Tylko nie wiem czy będzie mi to dane- Bat-Sheba spojrzała mu prosto w oczy.

— To miejsce może też się okazać bardzo zdradzieckie. Uświadomiłem sobie dzisiaj coś ważnego. Trzeba mówić otwarcie o swoich uczuciach. Jeśli pragniesz tu zostać, to zostań moją małżonką, a wtedy zostaniesz w tym domu i w tym mieście na zawsze.Postaram się nie być takim małżonkiem jak mój ojciec- Hazdrubal spróbował pogłaskać Bat-Shebę po głowie, ale zaskoczona dziewczyna odsunęła się.

— Ta propozycja jest… miałabym zostać przyszłą panią Tyru? — zapytała nie dowierzając temu co przed chwilą usłyszała.

— Taaaak… i żyć z kimś takim jak ja. Nie podobam ci się?

— To nie o to chodzi, jesteś książę bardzo przystojnym mężczyzną, ale zaskoczyłeś mnie, nie wiem co powiedzieć.

— Bat-Shebo proszę przestań udawać. Choć nie dziś… nie udawajmy dziś.

— Taaak… — wydukała niepewnie dziewczyna.- Chce zostać z tobą, w tym mieście i w tym domu, i poniosę wszelkie tego konsekwencje.- Hazdrubal objął dziewczynę. Nie zauważyła, że mężczyzna płacze.

*

Wesele w Tyrze było jednym z największych wydarzeń w ziemi Kanaan. Książę Hazdrubal spowity w niebieską szatę ze złotym haftem na obrzeżach materiału prezentował się jak prawdziwy dostojny mąż. Księżniczka Bat-Sheba ukazała się zgromadzonym jak na pannę młodą przystało w czerwonej sukni ze słynnej purpury tyryjskiej. Jej kruczoczarne kręcone związane w kok włosy zdobił diadem z drogich kamieni. Zgodnie z tradycją plemion pustyni jej ręce wytatuowano henną. Bogate zdobienie rąk podkreślały jeszcze liczne bransoletki i pierścionki. Jednak najpiękniejszą kobietą była bez wątpienia królowa Salambo. Tym razem rozpuściła włosy, które zdobił ogromy złoty diadem wysadzany rubinami. Jej urodę podkreślała czarna szata zdobiona srebrnym wzorem z liści akantu. Nawiązywała w ten sposób do wzoru chusty przełożonej przez ramię Hamilkara, która odbijała się na tle białej szaty przepasanej srebrnym pasem. Choć synowa była bardzo podobnej urody do teściowej, to jednak Salambo święciła triumfy większe niż panna młoda. Przybyło wielu gości, a wieczorem przy zapalonych pochodniach władcy miasta wyszli na dziedziniec pałacu, aby przedstawić małżonkę księcia swojemu ludowi. Ludzie bili brawa pięknej przyszłej pani i wydawało się, że dla Tyru nadchodzą czasy pełne dobrobytu. W uroczystościach brało udział wielu znamienitych gości w tym również panowie z Tarshish, brakowało jedynie przedstawicieli Egiptu. Wieści stamtąd docierały coraz gorsze, a sam regent nie odzywał się. Mówiono, że żona regenta nie żyje. Inni mówili, że stary Pan Egiptu kończy swoje dni, a młodą matkę zamknięto, aby regent pojął nową żonę. Nie wszystko było prawdą… Regent Egiptu jak zwykle kiedy pojawiały się problemy uciekł się do swojej sprawdzonej metody. Zamknął się w izolowanym miejscu i udawał, że nie istnieje. Tym razem zrobił to wraz ze swym nowo narodzonym synem, którego nie odstępował na krok. To dzięki synowi poznał najnowszą żonę swojego ojca, która przychodziła do niego w odwiedziny, aby pobawić się z chłopem. Tak naprawdę znał ją dużo wcześniej. Poznał ją podczas jednej ze swoich tajnych misji w Mitanni i zakochał się. Nie śmiał odbierać ojcu tego co należało do niego, choć wiele lat wcześniej przeżył z kobietą płomienny romans. Nazywali ją Nefertiti, nikt nie przypuszczał, że kobieta niedługo będzie żoną regenta. Tym czasem Asztarte rzadko miała przebłyski świadomości. Czasem się budziła i można z nią było porozmawiać przez chwilę, by znów pogrążyć się w otchłani otępienia. Nie miała siły na nic, za to Nefertiti była pełna życia w szczególności gdy ukradkiem mogła spędzać czas z regentem pod pretekstem odwiedzin u następcy tronu. Jako ulubiona żona Amenhotepa III miała do tego pełne prawo. Wielka małżonka królewska zaczęła bacznie się przyglądać tej nowej znajomości swego syna. Amenhotep III rzeczywiście zmierzał do kresu swego żywota. Podpisał na siebie wyrok, gdy poślubił własną córkę.

14

To była wyjątkowa noc. Tej nocy egipskie ciemności przestały być mitem. Do pokoju, w którym przebywała chora Asztarte wpadało niewiele światła, a jednak jeden tajemniczy promień zdołał się przedostać do pomieszczenia, by dotknąć twarzy księżniczki. Kobieta nagle otworzyła oczy i poczuła coś niesamowitego w swoim ciele. Jakiś potężny ból przeszył całe jej ciało, krzyknęła i usiadła na łożu. Jej głos był na tyle donośny, że Merit szybko przybiegła do komnaty.

— Pani… Ty- wykrzyknęła z niedowierzaniem Merit i objęła swoją królową.

— Merit… Jak długo to wszystko się ze mną działo? Miałam straszny sen. Śniła mi się okrutna wojna, wielu poległych, morze krwi- na twarzy Asztarte było widać przerażenie.

— To tylko zły sen pani. Wiele dni nie było cię wśród nas, a potem byłaś, ale jakby ciebie nie było. Yousef przynosił leki, a pan odchodził od zmysłów.

— Chce go jak najszybciej zobaczyć?

— Pani jest późno w nocy, z pewnością nasz pan wraz synem śpi.

Amenhotep już dawno spał kiedy speszony służący wszedł do pokoju i delikatnie szturchnął leżącego na łożu swego pana, obok śpiącego dziecka.

— Panie! panie, obudź się!

— Daj mi spokój- odburknął Amenhotep.- Co mogło się stać w środku nocy. Obudzisz chłopca! — ryknął na sługę.

— Panie przybył Memose. Ma ważną wiadomość… ponoć twoja żona…

— Co z nią? — mężczyzna natychmiast otrząsnął się z letargu.- Mów, że człowiecze!

— Obudziła się i chce cię widzieć.

— Prowadź mnie do niej.

Nie bacząc na konwenanse ubrany jedynie w krótką spódniczkę Amenhotep, pospiesznie wybiegł z komnaty na wieści o swojej żonie, udając się wprost do haremu.

Kiedy wszedł do pomieszczeń swojej żony Asztarte siedziała na łożu ubrana w brązową długą szatę, która podkreślała kolor jej ciemnych rozpuszczonych włosów. Kobieta delikatnie uśmiechała się do niego. Widząc swoją żonę w dobrej kondycji Amenhotep objął swoją żonę i zaczął ją całować na oczach służby. Jedna łza spłynęła po jego policzku.

— Pani moja, ukochana, tak bardzo bałem się, że cię stracę- powiedział zapłakany mężczyzna.

— Jestem mój ukochany. Już zawsze będę przy tobie-Asztarte przytuliła go z całych sił.

— Bardzo cię kocham i obiecuję ci, że już nigdy przenigdy cię nie opuszczę, ani nie będę krył się z uczuciami do ciebie czy do kogokolwiek innego, choć jestem przyszłym panem najważniejszego kraju tego świata, jestem też człowiekiem i jak każdy śmiertelnik czy bóg kocham swoją rodzinę. Jeśli będzie trzeba ogłoszę to całemu światu.

— Wiem mój panie. Zawsze byłam, jestem i będę przy tobie.

15

— Matko, nie jestem wstanie tak dłużej żyć — wyszeptał Amenhotep do swojej matki Teje gdy odpoczywali razem w ogrodzie. — Jeśli tak dalej będzie choć tego nie chcę będę musiał pojąć kolejną kobietę za żonę. Mój syn potrzebuje matki. Co z tego, że jest zdrowa jak w ogóle nie chce się z nim zajmować.

— Doskonale rozumiem cię moje drogie dziecko, ale jestem w stanie też zrozumieć i ją. Kiya cię bardzo kocha. Myślę, że to przez ten poród i późniejszą chorobę, dlatego nie chce opuszczać komnat. Wstydzi się swojej słabości, a może docierają do niej jakieś plotki. Czy kiedykolwiek łączyło cię coś z Nefertiti za nim stała się Nefertiti i była tylko Taduhepą?

— Matko! — Amenhotep obruszył się słysząc pytanie matki.

— Przecież widzę co robi ta kobieta! — Teje podniosła głos na syna.- Najpierw wkradła się do łoża tego starca, a teraz gdy on umiera pragnie regenta. Skąd nagle ta jej miłość do Semenkhare?

— Jako małżonka ojca ma prawo go odwiedzać- odpowiedział mężczyzna bez przekonania.

— Jesteś regentem, możesz jej tego zabronić- odpowiedziała królowa.

— Kiya powinna pokazać się wraz z dziedzicem. Naród potrzebuje zobaczyć przyszłego następcę tronu. Oboje wiemy, że lud jest łaskawy do czasu. Poza tym cokolwiek się stanie Semenkhare potrzebuje matki. Nefertiti przynajmniej umie nawiązać z nim kontakt- słysząc to Teje zmroziła swego syna wzrokiem. Nie lubiła synowej, ale wolała ją niż kochankę swego męża.

— Masz prawo mieć wiele żon, ale nigdy nie zapomnij, która była pierwsza mój synu. Dobrze ci radzę nie popełnij błędu swojego ojca, bo to może obrócić się przeciwko tobie. To chciałeś usłyszeć. Jednak nie masz mego pozwolenia na wzięcie jej za żonę, czy to jasne.

— Dziękuje za radę matko- odpowiedział Amenhotep po czym udał się z powrotem do pałacu.

Asztarte już od kilku tygodni siedziała w swoich komnatach nie wychodząc na zewnątrz. Była już całkiem zdrowa, ale bała się pokazać innym w haremie.

— Pani, wybacz mi śmiałość, ale prosiła mnie o to królowa Teje- powiedziała nieśmiało Merit.- Nadszedł czas by pokazać się wraz z synem i mężem ludowi. To tradycja pani. Amenhotep to nie tylko regent, ale również silny i młody mężczyzna. Mężczyzna, który ma władzę i bogactwo jest zawsze dobrym kąskiem. Nawet on ma swoje potrzeby. Wiesz co chce powiedzieć pani- kobieta usiadła naprzeciwko swojej królowej.

— To dobry człowiek, może nawet za dobry by być władcą- odpowiedziała spokojnie Asztarte.

— Pani jak mam ci to powiedzieć. Cały harem już o tym plotkuje. Najnowsza żona jego ojca już szykuje sobie miejsce w jego życiu, na wypadek gdyby Jego Majestat odszedł, a na tron wstąpił twój mąż. Wykorzystała twoją chorobę pani i zbliżyła się do niego, co gorsza tworzy sidła na twego małżonka odgrywając rolę czułej opiekunki twojego syna. Wszyscy udają przed tobą pani, ale musisz to wiedzieć.

— Słyszałam o tym. Plotki dochodzą nawet tutaj, Merit.

— To czemu pani nic z tym nie zrobisz. Jego Majestat nie jest wieczny, a Nefertiti zrobi wszystko żeby nie stracić władzy, a ty pani leżysz tutaj bezczynnie w łożu. Stracisz wszystko, a wtedy ona cię zabije. Pani to jest harem, to miejsce to wieczna wojna o przetrwanie- powiedziała ostrym tonem kobieta.

— Przygotuj moją suknię z purpury tyryjskiej oraz czarny szal ze złotą nicią, a także najlepszą biżuterię jaką posiadam. Najlepiej prezent od Amenhotepa z okazji narodzin syna, a także złoty diadem z rubinami od mej matki. Każ przekazać mojemu mężowi, że pokaże się z nim w oknie, a potem chce spędzić z nim noc. Wystąpimy przed ludem zaraz.

— To rozumiem pani, oby nie było za późno- powiedziała Merit uśmiechając się do swojej pani.

— Oby- odpowiedziała Asztarte i zaczęła szykować się do wyjścia.

Na jednym z głównych dziedzińców pałacu wystawiono ogromne trzydziestostopniowe podwyższenie. To na nim ustawiono dwa trony. Głowę Amenhotepa zdobiły cheperesz, a twarz sztuczna broda. Dostojności dodawała mu długa niebieska szata, typowa królewska biżuteria ze skarabeuszami oraz złoty pas z ogromnym szmaragdem. Rysy jego twarzy podkreślał makijaż oczu.

Pamiętam tą chwilę bardzo dobrze, chyba nigdy tak dostojnie nie wyglądał. Wyszliśmy razem w otoczeniu strażników, a ktoś z góry sypał płatki kwiatów. Tłum przed głównym pałacem był ogromny. Wieści rozeszły się szybko, choć tak naprawdę w większości byli to dworacy. Zwykły lud rzadko widywał władcę. Tamtego dnia po raz pierwszy trzymałam Semenkhare na rękach. Kiedy stanęliśmy przed ludem, mój mąż wziął ode mnie naszego syna i podniósł go do góry.

— To wasz następca tronu, książę Semenkhare, przyszły pan tych ziem, pan Kemet. Został zrodzony z mej małżonki Kiyi, pani Tyru znanej dawnej jako księżniczka Asztarte. Oddajcie hołd swemu panu- po tych słowach wszyscy zgromadzeni uklękli przed małym chłopcem, a potem wstali i zaczęli wznosić okrzyki i bić brawa. Potem wróciliśmy do pałacu, by podjąć ucztą niektórych prominentnych gości. Osiemnasta dynastia była najpotężniejszą w dziejach Egiptu, ale jej koniec miał nadejść za mojego życia.

Pamiętam te słowa jak by to było dzisiaj. Ludność wiwatowała, na cześć mojego syna, który dziś jest prawie całkowicie zapomniany. Nie wiedziałam jeszcze, że wbrew pozorom tamtego dnia przegrałam wojnę z losem na wiele lat, aż do momentu kiedy mój syn, Semenkhkare nie zasiadł na tronie. Ktoś przyglądał nam się z daleka. Ktoś kto miał mieć wpływ na przyszłość mojego męża. I choć po tym długim dniu spędziliśmy upojną noc, wiedziałam już, że coś jest nie tak. Amenhotep należał już niestety do kogoś innego.

Kilka tygodni później zmarł schorowany Amenhotep III, człowiek, który choć był bezzębny i strasznie gruby do końca uważał się za na tyle atrakcyjnego, że jeszcze na nie cały rok przed śmiercią poślubił młodą atrakcyjną dziewczynę, oddalając tym samym swoją długoletnią żonę Teje. Ta dumna kobieta, w rzeczywistości wraz ze swoim synem od jakiegoś czasu tak naprawdę rządziła państwem, podczas gdy jej mąż spędzał upojne noce w haremie zmuszając do współżycia swoją własną córkę. Królowa matka nie opłakiwała zbytnio swojego męża. Jestem pewna, że pomogła mu rozstać się z tym światem. Mógł poniżać ją, ale to co zrobił córce przelało czarę goryczy. Nikt wcześniej się na coś takiego nie odważył. W państwie szybko ogłoszono, że nowym władcą został Amenhotep IV, a uroczystości koronacyjne jak zwykle miały odbyć się w Karnaku… Karnaku to tu zaczęły się nasze problemy. Tu też zaczęła się rewolucja, o której miał pamiętać cały świat.

*

— Nie sądziłem, że mogłaś nienawidzić swojego syna, przecież walczyłaś potem właśnie dla nich- Commodus zrozumiał, że kobieta jest zupełnie inna niż ta osoba, którą sobie wyobrażał.

— Nie nienawidziłam go, a jedynie panicznie się bałam, że zrobię mu jakąś krzywdę. Poród i opium wyczerpały mnie fizycznie i psychicznie. Jeśli wyobrażałeś sobie mnie jako cudowną i troskliwą matkę, to muszę cię rozczarować. Nie nadawałam się matkę istoty, z którą nie mogłam się komunikować. Jestem wojownikiem, a taki ktoś tak naprawdę nie powinien mieć dzieci- powiedziała kobieta kładąc się na jego łożu. Jej czarna suknia odcinała się od białej pościeli.- To był największy mój błąd. Gdybym postąpiła inaczej, ta kobieta nigdy nie pojawiłaby się w naszym życiu.

— Czy kobieta może rzucić aż tak potężny czar? Sądzisz, że gdy byłaś chora, on już wtedy z nią sypiał- zapytał zaciekawiony Commodus.

— No właśnie panie, czy kobieta może rzucić aż tak potężny czar? — zapytała Asztarte przesuwając palcem po pościeli. Mężczyzna usiadł koło niej.

— Dziwna sytuacja, rolę jakby się odwróciły- kobieta roześmiała się.- Wygodnie ci w łożu cezara?

— Nie jest wygodne. Kryje zbyt dużą odpowiedzialność. Może gdybyś zapytał mnie o to tysiąc lat wcześniej… — mężczyzna wziął ją za rękę.

— Śmierć twego teścia to tak naprawdę upadek dynastii. Sądzisz, że królowa Teje pomogła mu przekroczyć…

— Jestem tego pewna. Nie rozumiem jednak czemu nie pozwoliła przekroczyć Styksu drogiej pięknej Nefertiti.

— A twoja rodzina? Twój brat nie poczekał nawet ze ślubem do twojego wyzdrowienia- na twarzy Commodusa pojawił się smutek.

— I tak nie pozwolono by mi wtedy opuścić haremu. Panie, gdy jest się u władzy rodzina może być wrogiem, a nie przyjacielem. Twoje życie może być zupełnie inne- powiedziała kobieta głaszcząc go po policzku. — Wiesz, że kogoś mi przypominasz. Nie chciałabym, aby twoje życie wyglądało tak jak jego. Tylko dlatego tu jestem, choć jesteś dużo starszy przypominasz mi pewnego chłopca.

— Wybrałabyś się jutro ze mną poza miasto? Pragnąłbym ci coś pokazać — zapytał mężczyzna.

— Jeśli to cię uszczęśliwi, ale pod jednym warunkiem, a właściwie dwoma. To nie będzie miejsce związane w jakikolwiek sposób z gladiatorami- cezar roześmiał się.

— Nie, z pewnością nie będziemy się jutro bawić w gladiatorów.

— W zamian za to następnego dnia zabierzecie ze sobą gdzieś swoją żonę.

— Jej nie obchodzi moje życie. Mamy zupełnie inne potrzeby i zainteresowania.

— Doprawdy, i zawsze tak było? — kobieta podparła swoją twarz na ręce i spojrzała mu prosto w oczy.- Inaczej nic z tego nie będzie. Powiedzmy, że chcę sprawdzić jej reakcję.

— Skoro to część planu, niech tak będzie- Asztarte podniosła się z łoża.

— Czas na mnie. Życzę ci byś zaznał odpoczynku w tym łożu panie- powiedziała na odchodne.Przebrała się w rynsztunek i czekała, aż cezar zaśnie, a potem niezauważona opuściła pałac udając się prosto do wielkiej rezydencji będącej własnością jednego z wyzwoleńców.

— Ja do Galusa- powiedziała do stojącego przy wejściu gladiatora.

— Oczekuje cię- odpowiedział mężczyzna. Rezydencja, do której weszła Livia nie odróżniała się niczym od innych rezydencji zamożnych panów, był to ogromny pałac, w którym nie brakowało niczego. Miejsce odróżniała jedynie postać samego właściciela i to co znajdowało się na ogrodach przylegających do rezydencji. Galus przez dwadzieścia-pięć lat był gladiatorem. Był jednym z niewielu szczęśliwców, którym udało się skorzystać z prawa rzymskiego. Wygrał wszystkie walki, dzięki czemu zarobił ogromny majątek i stał się wolnym człowiekiem. Teraz prowadził szkołę gladiatorów. Kobieta spojrzała na stojący w vestibulum otoczonym kolumnadą ogromny posąg upamiętniający zmarłego psa, a potem udała się do komnat właściciela.

— Livia! Sądziłem, że ten wariat nigdy cię nie wypuści z pałacu- powiedział mężczyzna o szpakowatych włosach i delikatnym zaroście. Asztarte uśmiechnęła się na jego widok i objęła go niczym dobrego przyjaciela.

— Nie ma tam żadnego wariata, a ten pałac to więzienie. Te plotki o jego pochodzeniu to prawda. Jest synem Septimii, pamiętasz ją jeszcze? Ma jej oczy, uśmiech, nawet tą dziwną bliznę na ustach- mężczyzna usiadł ociężale na bogato zdobionym krześle i lekko wzdychnął.

— On wie, że znałaś jego matkę? — nerwowo podrapał się po czole.

— Nie sądzę, ale zna całą moją historię. Także tą, o której nawet ty nie masz pojęcia- odpowiedziała Asztarte siadając naprzeciw mężczyzny na wyłożonej jedwabnymi poduszkami marmurowej ławce.

— Ten wariat cię zabije- powiedział strapiony mężczyzna.

— Przestań! Uwierzyłeś w te bzdury. To syn Septimii, zapomniałeś jaka była. Pomyśl przez chwilę! — wykrzyczała ze złością.- Nie widzisz, że ktoś robi wszystko by doprowadzić do puczu i go obalić. To ich stara metoda, zaczynają od rozsiewania plotek, w które wierzy ciemny lud. Im gorsze tym lepsze. Poznałam go. Wiem, że sprawia wrażenie rozpuszczonego, ale to bardzo marna poza obronna. W głębi duszy bardzo cierpi. Był przy tym. Rozumiesz… ten skurwiel zabił ją na jego oczach i wyjawił kim była. Może zrobić dla ludu wiele dobrego, ale będzie tak jak Neron władcą ludu, a nie tych leniwych patrycjuszy, którzy doją lud. Zrobią z niego potwora, a potem wszystko by przepadł w czeluściach historii.

— A więc Septimia nie brała udziału w żadnym spisku. Ten skurwysyn zabił ją, bo dała mu to czego nie mogła zrobić Faustyna. Jej synowie padali jak muchy. Nie było żadnego bliźniaka po prostu podmienili dzieci.

— Nie było, a chłopiec mógł dorastać wraz z matką, a nie obcymi ludźmi. Czemu na to pozwoliłeś? Mogłeś powiedzieć, że to twoja niewolnica. Nie tknąłby jej- wysyczała ze złością Asztarte.-Swą decyzją zniszczyłeś życie niewinnej istoty.

— Livia przecież wiesz, że ta chodząca cnota brała co chciała. Zerznąłby ją po dobroci lub nie. Wiesz co mnie najbardziej boli, że na zawsze pozostanie bogiem i dobrym władcą. Nikt nigdy nie pozna prawdy o wielkim Marku Aureliuszu… może nieliczni- powiedział mężczyzna ze smutkiem.

— Pretorianów mogą pokonać tylko gladiatorzy, a spiskowcy z pewnością użyją ich. Czy Lucilla podtrzymuje rodzinne tradycje?

— Krążą plotki, że odwiedza kogoś przy amfiteatrze, ale to nikt z mojej szkoły. Nie wiem czy tak jak ojciec i matka uprawia z nim seks i płodzi dzieci. Faustyna również nie przepuściła żadnemu gladiatorowi.

— Wszyscy wiemy, że w kwestii doboru partnerów miała bardzo tani gust. Najbardziej lubiła z niewolnikiem za kratami, ale Marek nie był lepszy- rzuciła kobieta.

— Polubiłaś tego człowieka, przyznaj się- mężczyzna uśmiechnął się do Asztarte i pogroził jej palcem.

— Przypomina mi mojego syna. Opowiadałam ci o nim. Chciałabym by tym razem chłopak będący pod moją opieką przeżył. On wie, że chcą go zabić, ale nie wie kto. W pałacu ma samych wrogów. Usilnie pracuje nad tym, by mieć ich coraz więcej.

— Dlatego sprowadził jedną z najlepszych gladiatorek świata, by go chroniła. Twój występ na arenie bardzo mu zagraża. Pokazałaś, że można go pokonać- mężczyzna spojrzał na kobietę wymownie.- A jak twoja rezydencja w Dover?

— Moja rezydencja ma się bardzo dobrze. Nie zmieniaj tematu. Przyznaje to był mój błąd, powinnam dać mu wygrać. Sądziłam, że chce wyłącznie uczynić mnie atrakcją dla tego miasta, którego nienawidzę- kobieta podniosła ręce w geście poddania.- Mea culpa!

— Jak mogę wam pomóc? — zapytał mężczyzna powoli podnosząc się z krzesła.

— Na razie dowiedź się gdzie przebywa Lucilla i co planuje. Ta kobieta ma bardzo dużo z ojca. Jest przebiegła i potrafi udawać porządną matronę, ale taka nie jest- mężczyzna roześmiał się.

— Wiesz, że kiedyś krążyły plotki, iż to ona zabiła Verusa, a ojciec pomógł to ukryć. Obojgu było to na rękę. Może zrobili to wspólnie- mężczyzna podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.

— Nie zdziwiłoby mnie to. Niestety Commodus ma do niej dziwną słabość. Patrzy w nią niczym w boginię. Władca nie powinien mieć żadnych uczuć, a ten ma ich aż za nadto — kobieta mimowolnie przewróciła oczami w geście pogardy.

— Jest synem Septimii, może gdyby był dzieckiem Faustyny i Marka… tą słabość widzi całe miasto. Długo cię tu nie było gladiatorko z Dover. Zajmę się tym. Podejdź do okna- Asztarte wstała i podeszła do mężczyzny.

— Widzisz tego gladiatora w tym ciężkim futrze. Nie wiem jak on wytrzymuje w taki upał w tym czymś- Galus wskazał na rosłego mężczyznę o blond włosach.- Pochodzi z jakiegoś dalekiego kraju. Twierdzi, że jego lud jest spokrewniony z Germanami, ale jego język brzmi inaczej niż ich.To mój zaufany człowiek. Nazywam go Aliena a on sam nigdy nie wyjawił swego imienia. Wykona każdy rozkaz. Będzie się z tobą kontaktował, a może jego wygląd zainteresuje cezara i dopuści go do swojego grona.

— Niech tak będzie. Ty też nigdy nie wyjawiłeś swojego imienia.

— Nie jest ono już ważne. Tamten człowiek zmarł wieki temu- powiedział mężczyzna z nostalgią.

— Muszę wracać za nim się obudzi. Jest jeszcze coś Commodus ma kochankę, to niewolnica, mógłbyś się dowiedzieć o kogo chodzi? — Asztarte objęła na pożegnanie starszego mężczyznę.- Galusie uważaj na siebie- powiedziała stojąc w progu domostwa po czym zniknęła w otchłani nocy.

— Ty też Livio, ty też- powiedział stojący przed domem mężczyzna sam do siebie. Wracając pogłaskał posąg psa, a potem spojrzał na stojące naprzeciwko niego popiersie. Na jego policzku pojawiła się łza.- Twój syn Septimio został cezarem, kto by pomyślał.

16

Gdy późnym popołudniem nastał chłód przed pałacem imperatora stanęła bogato zdobiona drewniana kareta zaprzęgnięta w cztery konie. Jej okna zdobiły złote jedwabne zasłony, które doskonale odcinały się od czarnego drewna użytego do zrobienia pojazdu. Ubrany w czarną zbroję w złotym wieńcu laurowym na głowie cezar, czekał wraz z Luciusem na gladiatorkę. Już bardzo wcześnie rano kłócił się ze swoją siostrą o to, że zabierze chłopca ze sobą po za miasto, a potem Lucius zostanie u niego na noc. Ich głosy były na tyle donośne, że przebywająca w swoich komnatach Asztarte słyszała każde słowo, co potwierdzało jedynie jej przypuszczenia. Kobieta z premedytacją postanowiła się spóźnić. Powoli wyłoniła się z pałacu w czarnym rynsztunku z przyczepionym do pancerza srebrnymi klamrami płaszczem, w jednej ręce trzymając czarny hełm.

— Sądziłam, że nie wybieramy się walczyć na arenę- zwróciła się do Commodusa widząc jego odzienie.- Miło cię widzieć książę- skinęła głową na powitanie do Luciusa, który stał jak wryty podziwiając ubranie kobiety.

— Z jakiego powodu, ty pani masz na sobie zbroję? — zapytał cezar uśmiechając się kątem ust.

— To Rzym, tu zawsze lepiej mieć zbroję- odpowiedziała Asztarte.

— Sama odpowiedziałaś sobie pani. A ty mógłbyś coś odpowiedzieć, to bardzo ważny gość. Władca musi umieć mówić. Kiedyś to wszystko będzie twoje- Commodus zrobił wykład chłopcu, czym jeszcze bardziej go speszył.

— Panie, poznaliśmy się już na przyjęciu. Nie musi odpowiadać w końcu jest cezarem- Asztarte uśmiechnęła się do Luciusa.

— Zapraszam- powiedział Commodus podając kobiecie rękę, by pomóc jej wsiąść.

— Dziękuję, dawno nikt tego wobec mnie robił- odpowiedziała Asztarte i pozwoliła sobie pomóc.

Przejeżdżali przez całe miasto, a Commodus opowiadał o najważniejszych budynkach w mieście ich przeznaczeniu oraz historii. Powoli opuszczali eleganckie dzielnice, kierując się do tych zamieszkanych przez biedotę. Władca opowiadał dużo o chrześcijanach, a kobieta pojęła, że musi mieć z nimi jakiś kontakt, a to może wyjaśniać skąd ma księgę. Wspominał o problemach tych dzielnic. Niskich wynagrodzeniach ludzi, przez co nie stać ich na jedzenie. Opowiadał o swojej propozycji zmiany przepisów dzięki czemu żywność by staniała i wprowadzeniu murowanej zabudowy, by pożary nie wybuchały tak często. W końcu dotarli na wzgórze, z którego widać było miasto. Oczekiwała na nich już tam grupka pretorianów i rozstawiony duży namiot, a w jego wnętrzu rozłożone wygodne poduszki i stół z różnymi owocami.Gdy wysiedli z pojazdu Commodus stanął na skraju zalesionego urwiska.

— Podejdźcie tutaj oboje! — wykrzyknął odwracając się w kierunku Asztarte i Luciusa. Chłopiec stanął obok mężczyzny i objął go w pasie.

— Chciałem pokazać wam to miejsce. Jeszcze kiedy byłem dzieckiem lubiłem tu przychodzić. Stąd widać całe miasto. Tylko w tym miejscu wydaje się ono wieczne, ciche i spokojne. Tu widać potęgę Imperium Romanum.

— Zaiste piękny widok- powiedziała z lekkim przekąsem Asztarte, która widziała podczas swojego życia potężniejsze i piękniejsze imperia.- Nasze miasto można podziwiać jedynie z morza, jest położone na szczycie góry.

— W ogóle nie widać ludzi, jakby było wymarłe. Jest takie spokojne- zauważył Lucius.- Tylko same budynki.

— Masz rację, a jednak tam są i tak naprawdę to oni tworzą to miasto- mówiąc to cezar schylił się do chłopca i popatrzył mu prosto w oczy.- Chodźmy coś zjeść, a potem nacieszymy się jeszcze tym widokiem- spojrzał porozumiewawczo na Asztarte.

— Wuju, po co pokazałeś mi te wszystkie miejsca- zapytał chłopiec, który przytulił się do siedzącego obok niego mężczyzny.

— Żebyś wiedział jak wygląda twoje miasto i jakie są jego problemy- odpowiedział mężczyzna, głaszcząc chłopca po twarzy.

— Wuju, przecież ty nie umierasz. Możesz mieć dzieci z ciocią, albo z jakąś inną kobietą. Ja nigdy nie zasiądę na tronie, nawet nie wiem czy tego chcę.

— To niewykluczone panie, że kiedyś będziecie mieli swoje dzieci- wtrąciła Asztarte. Commodus udał, że nie słyszy jej słów.

— Czy twój dziad wpierw sam zasiadł na tronie? — zapytał mężczyzna chłopca.

— Nie wraz z pierwszym mężem matki, który został adoptowany przez poprzedniego cezara, podobnie jak on- odpowiedział chłopiec.

— Taka jest też moja wola. Chcę byś został moim następcą. Właśnie dlatego musisz wiedzieć wszystko o imperium- chłopiec kiwnął głową i jeszcze bardziej wtulił się w mężczyznę.

— Bravo, panie- Asztarte klasnęła w dłonie.- Dualizm to jedna z najlepszych form rządów, ale czy kiedykolwiek udało się go wprowadzić w Rzymie? — mężczyzna przewrócił oczami.

— Teraz twój wuj mi kogoś przypomina- Asztarte uśmiechnęła się.

— A kogo, jeśli mogę zapytać pani- Lucius odwrócił głowę w stronę kobiety. Asztarte bacznie się mu przyglądała.

— Kogoś kogo znałam wieki temu, ale już nie żyje. Nie musisz się mnie bać- powiedziała Asztarte.

— Nie boję się ciebie pani, wręcz przeciwnie, ale matka zabroniła- wydukał chłopiec.

— Matka! — Commodus odepchnął chłopca, na tyle silnie, że ten się przewrócił.- Teraz ja tu jestem! Co takiego Livia zrobiła mej drogiej Lucilli, że ta zabroniła ci z nią rozmawiać, przecież sam mi o niej opowiadałeś! — wściekły Commodus wrzeszczał na chłopca.

— Nic jej nie zrobiła, przecież nie musi o tym wiedzieć. Ja sam nawet chciałbym poznać tą kobietę. Sądziłem, że ty też tego nie chcesz, skoro matka tak mówi.

— Tą kobietę! — wykrzyknął cezar.- Jak ty mówisz?

— Luciuszu, nawet rozumiem twoją matkę. Chcesz mnie bliżej poznać? — Asztarte wstała i podała chłopcu rękę.- Przejdźmy się kawałek, a twój zmęczony swoją rolą wuj odpocznie chwilę. Na pewno nie chciał powiedzieć do ciebie takim tonem. Miał dziś trudny dzień. Odpocznie przygotowując nam kolacje. Ochłonie zajmując się prostą pracę- Nie czekając na odpowiedź cezara wzięła chłopca ze sobą i wyszła z nim na zewnątrz.

— Puśćcie ich, chcą kawałek się przejść- z namiotu wydobył się rozkazujący ryk do pretorianów.

— Nie lubię kiedy taki jest- powiedział po chwili chłopiec do Asztarte.

— Często taki jest? — zapytała kobieta siadając na przewalonym pniu.

— Czasem. Tak naprawdę to zawsze, gdy pokłóci się z matką. Gdy mówią o mnie zawsze tak odnoszą się do siebie. To boli, kocham ich oboje. Wuj jest dla mnie jak ojciec. Mój ojciec w ogóle mnie nie rozumie, ale wuj tak. Chciałbym spędzać z nim więcej czasu. On też tego chce, ale matka nie pozwala- Asztarte wskazała mu miejsce obok siebie.

— Kochasz wuja? — zapytała chłopca obejmując go jedną ręką.

— Bardzo, ale dziś jest jakiś dziwny. Jakby był chory i umierał.Nie umiera, prawda? — w oczach chłopca pojawił się lęk o stratę najbliższej mu osoby.

— Każdy musi kiedyś umrzeć, ale zapewniam cię, że Commodus jeszcze nie umiera i będzie żył wiele lat. On też cię kocha.Pewnie już przemyślał swoje zachowanie i możemy wracać do namiotu. To ty chciałeś mnie sprowadzić tutaj, czy Commodus?

— Opowiadałem mu o gladiotorce z Dover, która walczy na arenie choć jest kobietą wolną, pochodzi z bogatego rodu i wcale nie musi tego robić. O wojowniczce, o której mówią, że jest najlepszym gladiatorem na świecie. Mamy wspólne zainteresowania i pewnie…

— I pewnie sądził, że ucieszysz się na mój widok.

— Kto ci to zrobił? — zapytał Lucius wskazując na bliznę.

— Ponoć interesujesz się mną i tego nie wiesz? — zapytała żartobliwie Asztarte.

— Mówią, że twój mąż, a potem odeszłaś od niego i zostałaś gladiatorką.

— Tak mówią- Asztarte roześmiała się.- Częściowo powiadają prawdę. Rzeczywiście zrobił to mój mąż, gdyż chciał mnie zabić. Był królem potężnego państwa znajdującego się poza granicami imperium. Walczyliśmy i oboje zraniliśmy się, jednak nie dlatego zostałam gladiatorką. Zostałam nią bo potrafię jedynie walczyć.

— Był władcą z Barbaricum?

— Możesz tak to nazwać- Asztarte nie mogła przestać się śmiać.

— Powiedziałem coś śmiesznego? — zapytał chłopiec.

— I tak i nie- Asztarte poklepała chłopca po plecach, po czym powoli wstała.- Słyszałam, że świetnie walczysz. Jeśli wuj pozwoli będziesz mógł się ze mną zmierzyć. Co ty na to?

— To byłoby spełnienie jednego z mych marzeń.

— A zatem chodźmy do twego wuja.

— Mam lepszy pomysł- powiedział chłopiec idąc szybkim krokiem tyłem.- Będziemy się ścigać do namiotu- powiedział po czym obrócił się i zaczął biec pomiędzy drzewami. Tym razem kobieta nie popełniła błędu. Dała chłopcu fory by dotarł przed nią.

— Wygrałem! — wykrzyknął chłopiec wpadając do namiotu.

— Co wygrałeś? — zapytał cezar krojąc upieczone prosię.

— Nie zaczekaliście na nas panie z jedzeniem, a gdzie rzymska kultura. Tak tylko Barbaricum robi-powiedziała Asztarte wchodząc do namiotu, a mężczyzna roześmiał się.- I do tego prosię- rzuciła po chwili wywołując uśmiech na twarzy cezara.- Bawiliśmy się w mały maraton i Lucius wygrał.

— Livia zaproponowała, że mogłaby się ze mną zmierzyć jeśli pozwolisz. Proszę… bardzo proszę- chłopak zrobił wielkie błagalne oczy.

— Jeśli tego chcesz, nie mam nic przeciwko- Commodus poklepał go po głowie.

— Weź mój, może tym razem przyniesie ci szczęście- Commodus podał chłopcu swój miecz. Lucius nieśmiało wyciągnął rękę po broń.

— Jest bardzo ciężki- powiedział po chwili trzymania go w dłoniach.

— Panie, miecz powinien być dobrany do wagi. To jeszcze młodzik. Niech Lucius weźmie broń, od któregoś z pretorian- powiedziała Asztarte wyjmując swój długi celtycki miecz z pochwy.

— Co ty kombinujesz Asz… Livio? — Commodus się poprawił. Zafascynowany walką przez chwilę zapomniał, że przy chłopcu nie powinien używać jej prawdziwego imienia.

— Chcę byście dołączyli do Luciusa, proponuję walkę dwóch na jednego. Macie szansę się odegrać i sprawdzić czy rzymskie miecze są lepsze od celtyckich- kobieta szturchnęła bronią jednego z pretorian. Lucius oddał cezarowi miecz i wziął broń pretoriana, by walczyć z Aszarte. Podjudzeni przez Commodusa żołnierze zaczęli wznosić okrzyki. Chłopiec był szybki i wykorzystywał w starciu swój wzrost, by zadawać ciosy w okolicę brzucha przez co kobieta musiała uskakiwać przed zaciętym młodzikiem. Nie zamierzała mu jednak całkowicie pozwolić wygrać, a zrobić wszystko by Commodus dołączył się do walki. Wiedziała, że chociaż pretorianie muszą zobaczyć, iż może ją pokonać. Wspólne przepychanki przy pieśni mieczy powoli zmęczyły chłopca, który zdecydował się na szalony atak, kiedy kobieta zawirowała by zadać mu cios mieczem w samą szyję. Chłopiec odpowiedział jej ciosem pięścią, który kobieta zatrzymała swoją otwartą dłonią. Jej opór był tak silny, że nogi Luciusa zaczęły się uginać. W tym momencie do walki przyłączył się Commodus, który zaatakował kobietę od tyłu. Na to właśnie czekała. Wyczerpany Lucius odsunął się z pola walki. Commodus tymczasem popadł w furię dźgał i rąbał wojowniczkę z całych sił. Na jego szyi widać było silne napięte mięśnie, a w oczach złość. Mężczyzna wymierzył jej potężny cios w głowę, który zdołała zatrzymać w ostatniej chwili chwytając miecz swoją ręką. Kobieta trzymała jego broń nawet nie czując, że przecina jej skórę. Asztarte odsunęła się od Commodusa wykonując obrót i wymierzyła mu uderzenie oddolne celując w żebra. Commodus sprawnie odpowiedział na atak. Gdy Asztarte próbowała mu znów podstawić nogę, wykonał obrót i kopnął kobietę w brzuch. Asztarte nie próbowała obronić ciosu, a jedynie upadła na ziemie i splunęła krwią. Pretorianie wiwatowali na cześć cezara. Kobieta po chwili wstała i otarła usta z krwi. Oderwała kawałek materiału ze swojego płaszcza i owinęła nim dłoń. Uśmiechnęła się do chłopca.

— Będziecie świetnym wojownikiem, panie- wysapała podpierając ręce na kolanach.

— Ucz mnie, będę miał wymówkę przed matką by przebywać częściej w pałacu- powiedział chłopiec rozcierając swoją dłoń.

— Nie sądzę, żebym tam była latami, ale jeśli cezar nie ma nic przeciwko temu- Asztarte spojrzała na Commodusa.

— Cezar nie ma nic przeciwko- odparł mężczyzna.- Kończymy na dziś.

Gdy wracali z wyprawy zaczynało już się ściemniać. Miasto pokrywał mrok, a po ulicach chodziły głównie rzezimieszki. Lucius zasnął trzymając głowę na kolanach Commodusa. Asztarte z delikatnym uśmiechem przyglądała się tej scenie. Cezar nie budził chłopca, a jedynie zaniósł śpiącego na swoje łoże. Przez chwilę popatrzał na chłopca, po czym pocałował go w czoło.

— Jest taki delikatny kiedy śpi- powiedział po cichu cezar.

— Czemu mam wrażenie, że Lucius jest tu gdzie powinien być? — zapytała oparta o ścianę Asztarte. Mężczyzna obrócił głowę i uśmiechnął się do niej.

— Już wiesz- powiedział podchodząc do niej.- Chodźmy do twoich komnat. Musisz mi opowiedzieć dalszy ciąg historii.

— Jak się domyśliłaś? — zapytał zatrzaskując za sobą drzwi.

— Dlatego chciałam z nim walczyć, by mieć pewność. Po za tym wasze awantury z Lucillą, które słyszy cały pałac dały mi do myślenia. Idealne dziecko, czyż nie?

— To nie był…

— Wiem- kobieta ucięła jego wypowiedź, albowiem nie miała ochoty słuchać czegoś o czym doskonale wiedziała.

— Co z twoją ręką? Mój nadworny lekarz Galen jest znany w całym świecie. Uratował mnie gdy byłem mały — zatroskany mężczyzna wziął jej dłoń próbując ją obejrzeć, jednak kobieta wyrwała mu swoją rękę.

— Zostaw! — kobieta odwinęła bandaż pokazując całkowicie zdrową dłoń.- To klątwa i musi to zostać między nami.

— Pozwoliłaś mi wygrać- powiedział mężczyzna siadając na brzegu łoża.- Wiem o tym.

— W twojej sytuacji musiałam tak zrobić. Musiałam pokazać pretorianom, że jesteś zdolny do tego by mnie pokonać. Niech plotka idzie w miasto. Sądziłam, że sprowadziłeś mnie jako zabawkę dla gawiedzi, a nie po to by cię chronić. Pokonując cię na arenie popełniłam błąd. Mimowolnie pokazałam im, że można cię pokonać.

— W takim razie w podzięce pozostanie mi…

— Pozostaje ci zabrać swą żonę w to miejsce i spędzić z nią upojną noc. Musisz dotrzymać obietnicy dla swego własnego dobra.

— Dotrzymam, a teraz czekam na opowieść.

*

Salambo siedziała przy ogromnym lustrze opartym na marmurowym blacie. Jej komnatę oświetlały rozstawione w narożnikach pomieszczenia lampiony. Kobieta przyglądała się swojej twarzy, kiedy uśmiechnięty Hamilkar przyszedł trzymając w ręce list.

— Coż takiego się stało mój drogi mężu? Jesteś ewidentnie zadowolony- powiedziała z przekąsem, nie przestając się przeglądać w lustrze.

— Nawet nie wiesz jak bardzo moja ukochana żono! — Hamilkar objął żonę i zaczął ją całować po szyi. Kobieta odsunęła się od niego.

— Mów, że! — powiedziała ostrym tonem.

— Amenhotep III odszedł z tego świata. Zostaliśmy teściami najpotężniejszego człowieka w tej części świata, a nasza córka została Wielką Małżonką.

— Ten stary satyr zmarł. Mój drogi mężu to rzeczywiście najlepsza wiadomość jaką mogliśmy otrzymać. Odtąd Tyr jest najbezpieczniejszym miejscem w Kanaan. Asztarte dokonała cudu, jednak jakim kosztem- ton głosu kobiety się zmienił.

— W istocie, chodź obejmij mnie moja piękna żono, chociaż dzisiaj.

— Powinieneś wprowadzać w rządy Hazdrubala, nie wszystko mogę zrobić za ciebie- odparła Salambo nie zwracając uwagi na zachowanie pijanego z radości małżonka.- Nasz syn w przeciwieństwie do naszej córki nigdy nie był pojętnym uczniem, boje się, że może nie nadawać się do roli bycia władcą.

— Też się tym martwię, na razie zawarł godny sojusz małżeński, a jego żona to mądra kobieta.

— Mądra, ale obca. Nabatea jest blisko, a zarazem daleko. Nigdy nie wiadomo po czyjej jest stronie.

— Niedługo przybędą posłowie z Tarshish, do tych rozmów powinien dołączyć Hazdrubal.

— To mądra decyzja. Wznieśmy toast za śmierć Amenhotepa- powiedziała Salambo nalewając sobie wina.- Choć bardziej cieszyłabym się ze śmierci Memose. Sama nie wiem czemu.

17

Olbrzymia świątynia Karnaku wznosi się na przecięciu linii północ- południe oraz wschód- zachód dosłownie niczym pępek kraju. Budowla miała w ten sposób odzwierciedlać na ziemi niebiańską drogę Słońca. Tą symboliczną przestrzeń gdzie rzekomo krzyżowała się oś ziemska z niebiańską kazał wybudować mój teść. Całość świątyni otaczał ogromny ogród. Budowla zostało dodatkowo przystrojona z okazji koronacji nowego faraona. Kapłani korzystali na tym, że to właśnie tutaj następca tronu odbierał insygnia władzy i potwierdzenie praw do nabycia władzy nad państwem. Z czasem zaczęli wymuszać na następcach tronu i świeżo koronowanych władcach coraz to nowe przywileje dla siebie i swojej świątyni, przez co na znaczeniu zaczęły tracić inne ważne starsze miejsca kultu. Robili to grożąc buntem, bądź ogłoszeniem, że władca nie jest prawowitym następcą tronu, a to w praktyce doprowadzało do wojny domowej. Już mój teść próbował osłabić znaczenie świątyni, odwiedzając chociażby inne świątynie, głównie swojego ulubionego Atona, ale niewiele to zmieniło. Dopiero mój mąż zdecydował się na coś, co zapoczątkowało nową religię i jednocześnie doprowadziło do naszej zguby. Ceremonia była bardzo długa i poprzedzona długą recytacją pism. Zanim Amenhotep został namaszczony przez dwóch arcykapłanów przebranych za Horusa i Thota wręczyło mu pastorał Heka, bicz Nehaka oraz założono koronę władcy Górnego i Dolnego Egiptu. Potem arcykapłan podszedł do mnie i założył mi diadem z ureusem oraz naszyjnik z tradycyjnymi amuletami egipskimi. To wtedy dla Egipcjan oficjalnie stałam się Kiyą. Do mojej koronacji jednak nigdy nie doszło. Amenhotep IV jako koronowany władca państwa, pojawił się w drzwiach świątyni po kilku godzinach. Co nie przeszkodziło okolicznym mieszkańcom stać w szczerym słońcu w potwornym upale i wiwatować na cześć nowego władcy. W końcu nie każdy mógł w tym państwie widzieć na własne oczy, któregokolwiek z faraonów. Większość ludzi nawet nie wiedziała o tym, że ich władca umiera, a na tron wstępuje nowy. Po zewnętrznej stronie kompleksu Amona z czasem powstała świątynia, której budowę zlecił mój mąż, a potem także budynek ufundowany przez mego syna, który mieszkał tam pod ich kuratelą… ale kapłani chcieli jeszcze czegoś.

18

Królowa Teje powitała uściskiem swojego syna. Szybko zauważyła, że choć powinien się radować z tego, że został władcą, to się smuci. Królowa Matka szybko domyśliła się co trapi jej syna.

— Czego zażądali w zamian? Przecież zawsze czegoś żądają- zapytała wprost swego syna.

— Matko to trudne do wyjaśnienia-nowy władca zaczął się wykręcać od odpowiedzi.

— Arcykapłan Karnaku to potężny człowiek, nikt dotychczas mu się nie przeciwstawił.

— A ich żądania są coraz większe! — wykrzyknął Amenhotep, uderzając pięścią w jedną z kolumn.- Spójrz na tą świątynie, to nie kapłani, to prawdziwi władcy tego państwa… To oni decydują o tym kto, gdzie, kiedy. Nawet nie chce wypowiadać tego na głos.

— Mów, że! — wrzasnęła na niego zdenerwowana kobieta.

— Tego już za wiele, nie zgodzę się na to, przeciwstawię się im, nie poślubię jej, jest piękna ale jej nie poślubię. Za dobrze ją znam. Kiedyś bardzo ją kochałem. Być może dalej ją kocham. Wiem jak potrafi kusić. Wiem też do czego jest zdolna.

— Kogo masz poślubić?… Kogo masz poślubić?

— Ostatnią żonę twojego męża, a mojego ojca, księżniczkę Mitanni. Chcą w ten sposób osłabić twój wpływ na moją politykę.

— Nefertiti, nie możliwe! — kobieta złapała się za głowę i osunęła się na wyplatany fotel.- Wiesz, że twoja żona ci tego nigdy nie wybaczy. Ta kobieta ma coś w sobie, prędzej cię zniszczy. Zawsze domyślałam się, że coś czujesz do Nefertiti. Widziałam jak na nią patrzysz.

— Jednak Nefertiti mnie zdradziła. Przybyła tutaj i została żoną mego ojca, choć obiecała, że będzie moja. Kiedyś znów mnie pewnie zdradzi. Potem ojciec lub twój drogi Memose zdecydował się na sojusz z Kanaan. Kiya to piękna i mądra kobieta może mnie zrozumie inaczej dojdzie do buntu. Obiecałem jej, że będzie jedyną żoną władcy, ale nie zawarto tego w traktacie.

— I tak do niego dojdzie, choćbym sama miała stanąć jego czele. Nefertiti, nigdy nie uzyska mojego poparcia, a tym bardziej ludu. Lud podobnie jak i ja staniemy za twoją prawowitą małżonką matką syna. To ona powinna zostać Wielką Małżonką Królewską. Kiya ma poparcie w narodzie. Wspiera przytułki, a lud pasterzy po raz pierwszy nie stwarza problemów. Nie pozwolę…

— Matko, nie jesteś już panią tych ziem! — wykrzyknął Amenhotep.

— To prawda nie jestem panią tych ziem, a Kiya nią jest. Zaraz to ty pragniesz Nefertiti czy kapłani? Spałeś z nią, gdy twoja żona niedomagała?

— Kilka razy, cała ta sytuacja była dla mnie bardzo trudna, a ona powróciła. Widziałem jak bawi się z Semenkhkare i to zbliżyło mnie do niej, ale potem gdy Kiya wróciła do zdrowia już jej nie tknąłem.

— Też mi usprawiedliwienie- parsknęła kobieta.- Ta wsza potrafi się ustawić!

— Jest siostrą króla Mitanni. Mając do wyboru z ich wojowniczym ludem, a słabym Tyrem.

— Tyle lat podróżowałeś po świecie i nie nauczyłeś się nic. Tyr wcale nie jest słaby, ma liczne kolonie i powiązania handlowe. Myślisz, że ci ludzie nie odpowiedzą na jego zawołanie, to dlatego ojciec szantażował Hamilkara. Nie naszą winą jest to, że ten człowiek nie ma pojęcia jak bardzo jest potężny i przestraszył się.

Wierz mi może i ona zaakceptuje nową wybrankę twego serca, ale to kobieta z Kanaan. Będzie czekać latami i zada ci taki ból, że nasze państwo będzie klękać przed wszystkimi ludami tych ziem i ich sprzymierzeńców. Wspomnisz moje słowa. Gdyby nie ja w ogóle by cię tu nie było Wasza Wysokość-Teje opuściła komnatę króla trzaskając drzwiami. Spacerując po ogrodzie wiele rozmyślała o zaistniałej sytuacji. Nie zadawała sobie sprawy, kiedy doszła do komnat nowej królowej. O czym myślała wchodząc do pomieszczeń synowej? To wiedziała jedynie ona sama. O zemście na synu, czy o tym by mnie chronić? Tą wiedzę zabrała ze sobą do grobu. Myślę, że po prostu zdała sobie sprawę, że straci władzę i nagle z wroga stałam się przyjacielem. Musiałam z nią zawiązać sojusz by przeżyć.

— Asztarte- powiedziała cicho Teje, wchodząc do komnat synowej od strony ogrodu.

— Pani! — Asztarte skinęła głową.- Dawno nikt do mnie tak nie mówił.

— Wiem, moja droga, muszę ci o czymś powiedzieć.

— Usiądź pani- Asztarte wskazała jej wygodny pozłacany fotel.

— Jesteś wyjątkową kobietą, wiem to odkąd cię zobaczyłam. Zapewne jeszcze gdy przebywałaś w państwie Tyr dochodziły cię słuchy, że arcykapłani Karnaku mają ogromny wpływ na politykę tego państwa. Muszę ci o czymś powiedzieć co jest dla mnie bardzo trudne- Teje podświadomie złapała się za nos i wykrzywiła usta w grymasie.

— Coś się stało, pani? — zapytała zaniepokojona Asztarte.

— Tak stało się.

W zamian za uznanie mojego syna władcą kapłani żarządali czegoś od mojego syna, sądzę, że ktoś ich przekupił by tak zadecydowali, jednakoż jeśli mój syn nie spełni tej prośby, dojdzie do buntu. Nie mogę stracić jedynego dziecka- kobieta zaczęła rzewnie płakać.- Na razie nie możemy zrobić nic innego. Musimy czekać na odpowiedni moment, ale przysięgam ci, że pomogę tobie we wszystkim

— Pani, zaczynam się bać- Asztarte opadła ciężko na powyginaną w dekoracyjne ślimaki sofę.

— Arcykapłan zażądał, aby mój syn pojął za żonę Nefertiti ostatnią żonę mego męża. Mój syn poznał ją kiedy przebywał w Mitanni.

— Czy mam coś do powiedzenia- odparła twierdząco Asztarte.- Tak naprawdę zrobiłam już swoje, a twój syn może wiec wiele żon.

— Myślę, że jeszcze wiele dokonasz… Wiedz, że cokolwiek kiedyś zrobisz stanę po twojej stronie- Teje poklepała kobietę po ramieniu.Królowa matka wyszła tak szybko jak się zjawiła. Kiya długo siedziała patrząc w niebo po czym zaczęła pisać list. Swojej służce Merit rozkazała wezwać Yousefa. Na pytanie kobiety czemu, kobieta krzyknęła tylko, że Ma wykonać jej rozkaz. Rozpoczęła się wojna o przetrwanie.

Do Salambo pani Tyru,

Przesyłam ci pani spóźnione gratulacje z powodu ślubu mojego brata Hazdrubala. Jak zapewne wiesz matko, przez długi czas byłam chora po porodzie waszego wnuka, następcy tronu. Mój mąż został królem, ale ja nie zostałam królową. Mój mąż już dłużej mnie nie chce. Ponoć arcykapłani zmusili go ożenienia się z ostatnią żoną swego ojca, księżniczką Mitanii, którą tutaj zowią Nefertiti. Dawniej zwali ją Taduhepą. Proszę was jako kraj graniczący z Mitanni byście dowiedzieli się cokolwiek o tej kobiecie. Matko wiedz, że zrobię wszystko, by mój syn zasiadł na tronie, dlatego na razie muszę tu pozostać i czekać. Jestem już pewna, że okłamano ojca i wykorzystano nas w rozgrywce z Mitanni. Kemet w rzeczywistości bał się naszego położenia i sojuszników. Pragnę zemsty za wszelkie nasze krzywdy, choćbym miała sprowadzić tu wszelkie demony, o których mi opowiadałaś. Przysięgam Ci, że sprawię, iż to nie Kanaan padnie przed Egiptem, ale Egipt padnie przed Kanaanem. Liczę w tym na waszą pomoc. Moje serce dziś zamarło dla tych ziem i dla ich pana. Potem jedyne czego pragnę to wrócić do Tyru i zostać poddaną swego drogiego ojca i w przyszłości brata.

19

— Pani, zgodnie z twoją prośbą przybył człowiek z ludu pasterzy- powiedziała Merit wprowadzając człowieka do komnat królowej.

— Witaj Yousefie! — Asztarte uśmiechnęła się na widok znajomej twarzy.- Merit zostaw nas samych! — rozkazała kobiecie i wskazała mężczyźnie miejsce by usiadł.

— Pani, nie wiem czy powinniśmy…

— Powinniśmy Yousefie, albowiem jesteś człowiekiem, z tych samych ziem co ja. Uratowałeś mi życie i tego nigdy ci nie zapomnę. Czy mogę ci ufać? — kobieta spojrzała wymownie na siedzącego naprzeciwko niej mężczyznę.

— Choć różnie na zowią to jesteśmy ludami jednych ziem- odpowiedział mężczyzna.

— Właśnie jesteśmy ludami jednych ziem. Tych samych ziem. Nowy władca to dobry człowiek, ale tym krajem nie rządzi tak naprawdę on. Arcykapłani Karnaku rządzą nim, lub jak wolisz elity rządzą nim. Mój mąż chce mnie odesłać po tylu latach i pojąć nową żonę, którą wybrał mu arcykapłan. Choć wcale nie jestem pewna, że to arcykapłan wybrał mu nową żonę. Chcę żebyś wysłał ten list do mej matki i mojego ojca- kobieta podała mężczyźnie zwitek papieru.- Tu już nie mam przyjaciół, tylko tobie mogę ufać. Cokolwiek się stanie Tyr musi o tym wiedzieć.

— Pani cokolwiek się stanie, stanę po twojej stronie. Ty jako jedyna spojrzałaś na nas tutaj łaskawie, dzięki czemu zaczęto nas traktować lepiej, dla ciebie uczynię wszystko.

— Dziękuję ci.

— Uważajcie na siebie pani. Harem w każdej części świata funkcjonuje tak samo. Nowa królowa zrobi wszystko by was zniszczyć. Pan źle robi, albowiem to musi doprowadzić do wojny. Wielka małżonka królewska jest tylko jedna, a reszta kobiet to spadające gwiazdy jednej magicznej nocy- Asztarte uściskała mężczyznę na odchodne.

Czego najbardziej żałowałam tamtego dnia? Może gdyby on mi to powiedział, byłoby inaczej, ale on nigdy nie przyszedł i tego nie zrobił. Udawał, że wszystko jest tak jak powinno być, a przygotowania do ślubu i koronacji drugiej królowej trwały. Oddalałam się od niego, a on nawet tego nie zauważył. Nie chciał tego zauważyć. Tamtego dnia dla mnie umarł. Pamiętałam jednak co kiedyś mi przysiągł. Coś o czym zapomniał, a zapisano to w kontrakcie ślubnym. Wiedziałam już, że nic mnie tutaj nie trzyma. Ja i mój syn nie byliśmy tutaj chciani. Nasze życie stało się zagrożone. Arcykapłan z czasem zapragnął się pozbyć wpływów Yousefa i ziemi Kanaan, a może zapragnęła tego ona. Nie chciałam jednak do tego dopuścić. Wiedziałam, że jeśli ja całkowicie zniknę, on zleci wyrżnąć tych niewinnych ludzi, tylko dlatego, że są inni od elity tego państwa, choć ciężko pracowali na jego dobrobyt. Wykonywali prace, których nikt nie chciał. Czy Amenhotep był dalej we mnie zakochany? Czy już tylko w niej? Odkryłam, że znał ją długo wcześniej i to ona była tą, o której mówił. Kobietą, którą kochał wcześniej. Poznał ją tam, kiedy został wysłany z misją dyplomatyczną. Czy byłam dla niego tylko zapomnieniem? Miałam się tego niestety nigdy nie dowiedzieć. Może tak było lepiej.

20

— Ojcze! List z Egiptu od mojej siostry. Czytałeś go? Nigdy nie daruję mu tej hańby-Hazdrubal rzucił listem na stół przy, którym siedział ojciec, który właśnie odpowiadał na korespondencje dyplomatyczną.

— Jakiej hańby? O czym ty mówisz? Przecież Amenhotep IV został oficjalnie królem- Hamilkar spojrzał zdziwiony na swojego syna.

— Tak, ale Asztarte nie została królową. Twój zięć bierze sobie nową żonę. Nie zgadniesz czyją żoną była wcześniej… — Hazdrubal trzasnął pięścią w stół.- Obudź się ojcze! Wykorzystali nas i perfidnie zdradzili! — wykrzyknął ze złością.

— Synu! Co się dzieje? Czemu krzyczysz na ojca? — zapytała zdenerwowana Salambo, która słysząc jego wrzaski weszła do komnaty.

— Matko może ty wytłumaczysz ojcu co się stało. Amenhotep się żeni, a twoją córkę chce odesłać z powrotem. Nasz ojciec nie dość, że sprzedał swoją duszę, to jeszcze oddał im moją ukochaną siostrę tylko po to aby cierpiała. Ty to nazywasz traktatem politycznym ojcze? Nie zyskaliśmy dzięki temu mariażowi nic, a wyłącznie ból i cierpienie. Sprzymierzyli się z Mitanni, bo bardziej boją się ich niż nas. Nie zapomnę ci tego nigdy. Tak samo jak nie daruje tego królowi Egiptu.

— Uspokój się synu- powiedziała spokojnie kobieta.- A ty mój drogi mężu milcz! -mówiąc to kobieta wykonała znaczący ruch ręką.- Hazdrubal mówi rozsądnie, a twój ojciec drogi mężu gdziekolwiek jest przewraca się w grobie, mając takiego nieudacznika za syna. Od początku przeczuwałam, że coś jest nie tak.

— Plan, jakiż plan, matko? — Hazdrubal złapał się za głowę.- Sprzedaliście ją by zyskać Egipt? Co wyście sobie myśleli? Mamy dość sojuszników na świecie by ich rozgromić. Handel rozumiecie! Naszą siłą jest handel.

— Egipcjanie zawsze nas wykorzystywali. W tej chwili nie możemy jednak nic uczynić, choćby dla bezpieczeństwa Asztarte i jej syna. Hazdrubal wiem, że moja córka im tego nie daruje, ale my wszyscy podobnie jak i ona musimy czekać na właściwy moment. Choćby twój ojciec dalej chciał się przed nimi płaszczyć, to ja nie pozwolę już dłużej hańbić ani rodziny, ani tego państwa.

— To nie jest twoje… — Salambo zmierzyła go wzrokiem, była wściekła niczym lwica walcząca o własne dzieci.

— Milcz mężu! Już drugi raz to powiedziałeś, a nie mówiłeś tak gdy się ze mną żeniłeś. Dobrze wiesz, że gdyby nie ja… mój lud dawno rozniósłby to miasto w popiół, a twoje Tarshish by ci na pewno nie zdążyło pomóc. Nie miałbyś nawet tego pałacu, bo Tarshish jest tylko i wyłącznie związane z tobą poprzez handel purpurą i to też trzeba zmienić. Kopalnie złota z Tarshish są znane w całym naszym świecie. Jedna z córek moich sióstr zostanie tam wysłana. Nie będę już dłużej milczeć. Nie będę już dłużej czyścić twoich politycznych błędów, ani ja ani moje dzieci. Dosyć tego.Gdzie się podział książę, który dawno temu przybył do oazy Ludu Pustyni? — Hamilkar milczał. Nie potrafił odpowiedź na pytanie swojej żony.

*

— Powinienem do niego iść. Co prawda gwardziści stoją przy wejściu, ale nie chcę by był sam. Lucilla dostałaby szału, gdyby coś mu się stało.

— A wy nie dostaniecie szału, gdyby coś mu się stało. Bruttia najprędzej wpadnie w furię, gdy dowie się, że tu jest.

— Nie wątpię w to- Commodus uśmiechnął się do Asztarte.- Jutro zabiorę ją w to miejsce i obiecuję, że będę dla niej miły.

— Nie wystarczy zabrać ją tam i być miłym, gdy po powrocie do pałacu przestaniecie być mili- odpowiedziała kobieta z lekkim sarkazmem.- By rozwiązać wasz haremowy problem musicie spłodzić dziedzica. Pragniecie dualizmu, czyż nie? Dla dobra wszystkich to musi wreszcie stać się faktem dokonanym. Ona może się w końcu domyślić tak jak ja. Marku Aureliuszu Commodusie mówię do ciebie! — Asztarte powiedziała głośniej widząc, że mężczyzna odpłynął myślami.

— Nigdy tak się do mnie nie zwracaj słyszysz! — wykrzyknął, ze złością po czym walnął pięścią w ścianę.

— I co zrobisz? Przebijesz mi trzewia? Zrobiłeś to dzisiaj i jak widzisz nic mi nie jest. Zdaj sobie wreszcie z tego sprawę, że to o czym marzycie w Rzymie jest niemożliwe. Luciuszu Aureliusie, jeśli wolicie by tak się do was zwracano- mężczyzna tym razem ciężko wzdychnął. Po raz pierwszy w życiu na swojej drodze stanęła kobieta, która nie dość, że była nie do pokonania to jeszcze mówiła prawdę między oczy.

— Zwracaj się jak chcesz i nie musisz używać do mnie zwrotu „panie””. Jesteśmy sobie równi czyż nie królowo- mężczyzna chwycił ją za podbródek i bacznie się jej przyglądał.

— Dziś też nie zachowaliście się tak jak należało wobec tego dziecka. Wasza wojna z siostrą przenosi się na niego. Lucius bardzo was kocha, ale jednocześnie się boi. Powiedział mi to. Ten chłopiec was bardzo kocha, powiedział mi to, ale też się was boi. Nie jestem przykładem idealnej matki. Nie powinnam doradzać, ale to co wydarzyło się w namiocie odsuwa od was to dziecko. W ten sposób stracicie go. Wierzcie wiem jak łatwo jest stracić dziecko będąc u władzy. Gniew kierujcie do Lucilli nie na chłopca. Powinniście go przeprosić.

— Pojąłem już to dzięki twojej opowieści- Commodus mimowolnie objął kobietę.- Dziękuję. Może porozmawiamy jutro od rana.

— Jak sobie życzysz, aczkolwiek jutro muszę coś załatwić.

— Cóż takiego? — zapytał zaciekawiony mężczyzna.

— To niespodzianka.

21

— Pani, chciałbym z tobą porozmawiać, o czymś bardzo ważnym- powiedział Memose przechodząc, koło Asztarte pomiędzy ciemnymi korytarzami pałacu.

— Czego chcesz Memose? Wygląda na to, że moja władza nad twoim panem przemija, mimo dania mu męskiego potomka. Ty o tym doskonale wiesz- Asztarte uśmiechnęła się złowrogo do mężczyzny.- Nie zdziwiłoby mnie gdybyś to ty za tym wszystkim stał.

— Właśnie o tym chcę z tobą mówić pani. Chciałbym ci pomóc, w tym aby nie przeminęła- powiedział szeptem mężczyzna.-Nefertiti nie jest moim marzeniem.

— To się jeszcze okaże. Przypuśćmy, że ci wierzę.

— Może nie wszystko stracone pani. Nie przywiozłem cię tutaj tylko i wyłącznie dlatego, że widziałem w tobie dekoracje dla tronu naszego pana. Może nie będziesz już błyszczeć na głównych uroczystościach, ale dalej możesz rządzić. Ważna jest ta, która ma władzę, a nie ta, która błyszczy. Ty masz władzę pani, choćby dzięki temu, że dałaś mu syna.

— Nefertiti, też może urodzić mu synów.

— Pani, mogę sprawić, że ta kobieta nigdy nie urodzi żadnego syna. Jeśli ja pomogę tobie, ty pomożesz mnie.

— W czym? — zapytała stanowczym tonem Asztarte.

— Pomóż mi osłabić władzę kapłanów i uczyń mnie wezyrem.

— Wiesz, że droga do zostania wezyrem jest w tym państwie długa.

— Mam czas… leczy czy ty pani go masz?

— Nie szafuj słowami Memose. Gdybyście mogli zostalibyście władcą Kemet. Obawiam się, że wbrew pozorom mamy bardzo niewiele czasu, ale…

— Wiesz, że ona może kazać cię zgładzić.

— Wiem, ale ona o czymś nie wie… — powiedziała tajemniczo kobieta.

— Chyba nawet wiem jak ci pomóc Memose, ale pod jednym warunkiem.

— Jakim pani? — zapytał zaciekawiony mężczyzna.

— Jeśli możesz spraw aby zarządca majątku Potifara, człowiek o imieniu Yousef spotkał się ze mną i z naszym panem.

— Ten człowiek jest ważny w swojej społeczności. Słyszałem, że to człowiek z ludu pasterzy. Dawniej był niewolnikiem i zielarzem.

— Taak, ten człowiek jest bardzo ważny. Jeśli nasz pan posłucha kogoś jeszcze oprócz tej … kobiety, to będzie to właśnie on.

22

Dzień ślubu Amenhotepa IV znów nie należał do najprzyjemniejszych. Był bardzo upalny, a silny wiatr niósł ze sobą piasek, który wchodził dosłownie wszędzie. Kiya przechadzała się po ogrodzie z innymi kobietami z haremu oraz królową matką. Obie zostały w pałacu, podczas gdy Amenhotep IV po raz drugi żenił się tym razem z byłą małżonką swojego ojca. Miasto znów wiwatowało, a pałac znów został udekorowany jednak nikt nie zaprosił ani królowej matki, ani pierwszej żony władcy. Ponoć nowa żona nie życzyła sobie tego. Koniec dnia był niczym czarna przepowiednia, albowiem nie wiadomo skąd nadeszła burza piaskowa. Wszyscy wzięli to za zły omen.

— Nastały dla nas ciężkie czasy- powiedziała Teje do swej synowej ze smutkiem.

— Nowa kobieta zawładnie na jakiś czas naszym panem, albowiem jest piękna, ale piękno kiedyś przeminie.

— Nie tak jak ty- odpowiedziała Teje.- Zauważyłam, że nie nosisz już egipskich szat.

— Nie muszę już tego robić, albowiem moja ranga spadła. Otrzymałam list w którym napisano, że nie jestem już dłużej Wielką małżonką królewską, którą nawet nie zdążyłam być.Nadano mi jakiś nic nieznaczący tytuł na pocieszenie. Znów jestem kobietą z Tyru. Jeśli coś zachwyciło twojego syna pani, to jedynie był splendor Tyru, którego teraz pozostało bardzo niewiele. Był tak kiedyś, prawda?

— Był. Sądziłam, że tego nie pamiętasz- odpowiedziała Teje.

— Pamiętam doskonale i wiedźcie, że któregoś dnia znów tam przybędzie i zostanie tak samo potraktowany.

— Zdawałam sobie z tego sprawę, że mój syn może pojąć drugą żonę, ale nigdy nawet w najczarniejszych myślach nie przypuszczałam, że poślubi tą kobietę. Umocnił tym wpływ kapłanów, a także wszystkich zdrajców tego państwa, których tak bardzo pragnął się pozbyć jego ojciec. Ona musi odejść.

— Nie przejmuj się tym pani. Z pewnością kiedyś odejdzie. Wszyscy kiedyś stąd odejdziemy.

— Z pewnością, ale jak wtedy będzie wyglądał Egipt. Co z niego zostanie? W tej wojnie nie może być litości. Chyba zdajesz sobie sprawę co się stanie jeśli ta kobieta urodzi syna.

— Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.Codziennie o tym myślę- odpowiedziała Asztarte ze smutkiem w głosie.

W oddali na horyzoncie niczym duch zbliżał się do nich młody mężczyzna. Ubrany był tylko w spódniczkę na biodrach z grubym łańcuchem na szyi. Choć gorące powietrze rozmywało jego kontury z daleka było widać, że to młody i przystojny mężczyzna, który trzyma w ręku list. Urzędnik podszedł i zgodnie z tradycją uklęknął, podając przesyłkę królowej Teje.

— Mam list od Jego Wysokości, do Królowej Matki Teje- powiedział speszony widokiem dwóch kobiet mężczyzna.

— Co proszę? — powiedziała Teje, uśmiechając się do swojej towarzyszki. — Mógłbyś powtórzyć głośniej?

— Mam list od Jego Wysokości, do Królowej Matki Teje- powiedział mężczyzna tym razem głośno i wyraźnie.

— Podaj mi go! Możesz wstać — Teje rozkazała młodemu mężczyźnie, otwierając jedną ręką list.

— Zaczekaj! — wykrzyknęła zdenerwowana królowa widząc, że mężczyzna powoli się oddala.

— Pani, wybacz, ale jestem tylko posłańcem- wystraszony mężczyzna zaczął się jąkać, gdy kobieta gniotła nerwowo przesyłkę.

— Wiem dlatego zaprowadzisz mnie natychmiast do mojego syna- powiedziała kobieta bardzo stanowczym tonem.

— Pani...ale teraz jest ślub, pan szykuje się do prezentacji.

— Natychmiast! — wrzasnęła na niego kobieta, a w jej oczach było widać piekielną złość.

— Pani, Co było w liście? — zapytała zaniepokojona Asztarte.

— Moje drogie dziecko, mój syn chce mnie odesłać do starej stolicy niczym zbędny mebel. Mój własny syn dla którego tyle zrobiłam chce się mnie pozbyć, jakby nie wiedział kto tu naprawdę ma władzę- królowa Teje była wyraźnie wstrząśnięta i oburzona zachowaniem syna. Niczym pustynna burza oddalała się w towarzystwie biednego urzędnika, który mimo iż był od niej wiele lat młodszy ledwo nadążał za jej krokiem. Wszystko po to by wygarnąć swemu synowi kim naprawdę jest.

— Jak masz na imię? — powiedziała odwracając głowę w stronę mężczyzny.

— Jahmes, pani- odparł mężczyzna.

— Po twoim akcencie wnioskuję, że nie jesteś stąd?

— Pochodzę z Hatti, pani.

— Później chcę z tobą porozmawiać- rozkazała królowa Teje.

— Dobrze pani, nasz pan jest…

— Wiem gdzie może być, to mój pałac! Pójdziemy tędy abyśmy spotkali się z nim wcześniej niż myśli-

Teje nacisnęła fragment ściany pałacu, która otworzyła się niczym ruchome drzwi.Szli przez długi ciemny korytarz na końcu, którego znajdowała się kolejna ściana. Korytarz był oświetlony nielicznymi pochodniami. Nim otworzyła kolejne tajne drzwi królowa poprawiła na głowie olbrzymi diadem w kształcie sowy oraz wygładziła suknie, po czym nacisnęła odpowiednią cegłę. Kiedy wyszli z ciemnego tunelu, stanęli w pobliżu tylnych drzwi do sali tronowej.

— Poczekaj tu! Lepiej nie… udaj się do mojej synowej- powiedziała po chwili namysłu.- Powiedź jej, że cokolwiek się stanie, musi się dziś spotkać z moim synem, rozumiesz to ważne- kobieta spojrzała mężczyźnie prosto w oczy.- Kiya będzie wiedziała co mam namyśli.

— Tak pani- odpowiedział posłusznie Jahmes.

Drzwi do sali tronowej otworzyły się odbijając się od ściany z hukiem. Amenhotep właśnie stał rozmawiając z wezyrem i swoją nową małżonką, gdy do sali tronowej z impetem wkroczyła królowa Teje. W sali krzątała się służba, przygotowując pomieszczenie do wieczornej uczty zorganizowanej z okazji zaślubin i koronacji.

— Jesteście tu obydwoje, to bardzo dobrze nieprawdaż. Małżeństwo powinno być ze sobą razem-powiedziała Teje z przekąsem.- Zastanawiam się czy jesteś z siebie zadowolona. Wreszcie zostałaś królową? -Nefertiti stała patrząc na swoją teściową. Przeszedł ją dreszcz, ale nie odpowiedziała nic.- Tylko jest jeden problem znów jesteś tylko uzurpatorką.

— Matko, nie teraz! — rozkazującym tonem wtrącił Amenhotep patrząc na swoją matkę z nienawiścią.

— Właśnie, że teraz. To najlepszy moment by powiedzieć to teraz. Nazwali cię,, piękna, która przybyła””. Tak jak przybyłaś, tak któregoś dnia odejdziesz, ale tym razem upadniesz z bardzo wysokiego podium prosto do paszczy Ammut. Jesteś przebiegła jak wszyscy z Mitanni, ale Mitanni zawsze popełniają te same błędy, są zadufani w sobie i to was gubi.

— Pani, ja … — cichym głosem, próbowała przemówić Nefertiti.

— Nawet nie próbuj Taduhepo, możesz swoim wyglądem czarować mężczyzn, ale mnie nie oczarujesz, tą swoją piękną twarzą i uśmiechem. Wiem jaka jesteś. Kiedyś przyjdzie ci za wszystko zapłacić przysięgam ci.

— Matko proszę, ludzie patrzą, służba… — zdenerwowany Amenhotep bezwiednie pukał palcami o poręcz tronu.

— A ty niewdzięczniku już zapomniałeś, że dałam ci życie? Codziennie walczyłam o to by jedyny żyjący potomek tego starego satyra wstąpił na tron. Trzymałam silną ręką państwo, abyś mógł cokolwiek objąć w swoje panowanie, podczas gdy twój ojciec zabawiał się z twoją obecną żoną. Nie wyrzucisz mnie stąd, pamiętaj nawet jeśli odejdę pozostanę tutaj niczym cień. Nie wyrzucisz mnie z tego pałacu! Dopiero po moim trupie, albo zrzucę wam cały ten pałac i całe to państwo na głowę, a wtedy skończy się twoje szczęście, władza i wielka miłość” Piękna, która przybyła”. On może dać ci koronę, ale dalej będziesz nikim.Myślisz, że nie wiem, po co tu jesteś. Tylko on tego nie widzi. Nie widział nawet w Mitanni, gdy wlazłaś mu do łóżka niczym wesz- Nie zwracając na resztę przebywających w komnacie gości Teje odwróciła się i trzasnęła drzwiami, Nie patrzyła na twarze zszokowanych dygnitarzy i służby traktując ich zupełnie jakby byli częścią dekoracji ścian. Niektóre kobiety zaczęły szeptać miedzy sobą. Amenhotep wypowiedział wojnę własnej matce, a wojna z królową Teje, to się dla nas wszystkich musiało źle skończyć. Amenhotep jedyne co mógł zrobić to rozkazać wszystkim by się rozeszli.

Młody mężczyzna odnalazł królową Kiyę odpoczywającą nad stawem. Przez chwilę zastanawiał się nad tym gdzie spogląda kobieta i o czym myśli. Czy obiektem jej zainteresowania są kwitnące rośliny wodne a może niebo. W końcu opanował swój strach przed rozmową z władczynią i odezwał się.

— Pani, wreszcie cię znalazłem- powiedział niepewnym głosem.- Królowa Teje mnie przysyła.

— Usiądź koło mnie- Asztarte wskazała mu miejsce, a Jahmes posłusznie usiadł.- Widzę, że pilnie wykonujesz wszystkie rozkazy- uśmiechnęła się do speszonego mężczyzny.- Przepraszam, że wziąłeś udział w niemiłym wydarzeniu, która najprawdopodobniej zakończy się wojną domową.

— Obawiam się Pani, że ta wojna już się rozpoczęła. Gdybyś widziała i słyszała królową Teje w pałacu- odpowiedział mężczyzna.

— Wyobrażam sobie.

— Nie smuć się pani, albowiem Jego Wysokość nie wie co traci. Jesteście dużo piękniejsze od nowej żony naszego pana. Widziałem ją.

— Dziękuję ci, ale zdradzę ci sekret. Nie smucę się… ja planuję. Wiesz, że nie powinieneś tego mówić… gdyby ktoś słyszał… Może piękniejsze nie jesteśmy, ale za to mniej popularne.

— Pani, królowa matka kazała ci przekazać, że jeśli cokolwiek się dzisiaj stanie, musisz się spotkać z naszym panem.

— Królowa matka ma rację, choć jeśli mam być szczera nie chcę widzieć twego władcy — Asztarte objęła Jahmesa i pocałowała go w policzek.

— Spokojnie, nie martw się, nikt nie widzi- powiedziała widząc reakcje mężczyzny.

— Myślisz pani, że Królowa matka odejdzie z pałacu.

— Nawet jeśli odejdzie to nie zniknie. Przecież tak naprawdę to ona rządzi całym tym krajem, a po za tym ma mnie.

Spędziliśmy z Jahmesem całe popołudnie i bardzo długo rozmawialiśmy. Po jakimś czasie mężczyzna się ośmielił. Mieliśmy się spotkać jeszcze wiele razy. Mój drogi Jahmes… dopiero wieczorem oddaliłam się do pałacu. Poprosiłam służki, aby przygotowały mi kąpiel w płatkach róż. Po zażyciu kąpieli wybrałam najpiękniejsze jedwabne stroje przysłane niedawno od mojej matki. Tu nikt nie znał tego materiału. Wszystko miało być wyjątkowe. Aby dodać uroku wspomnieniom założyłam diadem, który miałam w dniu ślubu. Kazałam sprawdzić Thuji, kiedy Nefertiti opuści pokój króla i poinformować mnie o tym. Ubrana w złotą suknie z przełożoną czarną chustą ze złotą nicią na brzegach spokojnie czekałam, aż Amenhotep dokończy zapłodnienia Nefertiti.Czasem się zastanawiam, czy kiedykolwiek myślał o tym, że ich wspólne dzieci mogą być potomkami tego malarza. Dopiero po kilku godzinach Thuja przyszła z dobrą wiadomością. Wstałam i poszłam do niego, odepchnęłam straże i otworzyłam drzwi, po czym szybko je zaryglowałam. Amenhotep leżał tylko w przepasce na łóżku. Kiedy mnie zobaczył szybko wstał.

— To twoja noc poślubna panie. Masz od dzisiaj dwie żony. Nie chciałbyś spędzić nocy również z drugą żoną? — zapytała Asztarte namiętnym głosem, po czym pozwoliła opaść swojej sukni i podeszła do niego całkiem naga. Amenhotep zawahał się przez chwilę, jednak urok Asztarte był silniejszy. Kobieta pocałowała go jednocześnie jedną ręką zrywając mu opaskę, by po chwili pchnąć go na łóżko. Nie protestował, za drzwiami słychać było głos strażników.

— Wszystko w porządku panie? — zapytał jeden z nich.

— Tak, moja druga małżonka tutaj zostanie.

— Myślałem, że nie przyjdziesz już do mnie. Tęskniłem za tobą. To nie jest tak jak ci powiedziała moja matka- szepnął całując ją po szyi.

— Nie mogłabym obrazić się na swojego władcę, ale pragnę czegoś w zamian.

— Czego moja droga? — zapytał Amenhotep.

— Na początek swojej własnej rezydencji- odparła Asztarte przygryzając jego usta.

— Dostaniesz ją- odpowiedział Amenhotep.

Spędziliśmy resztę nocy razem, podczas gdy Nefertiti przygryzała paznokcie i rozrzucała przedmioty po swych komnatach w furii nienawiści. Tak rozpoczęła się wojna, o to kto będzie władał Egiptem. Nie pierwsza wojna haremowa jaką widziało to państwo i nieostatnia, ale z pewnością najbardziej krwawa. Na razie miałam przewagę dzięki królowej Teje. Ponoć harem Amenhotepa IV był największy w dziejach. W rzeczywistości pomylono go z haremem jego ojca. Większość z tych kobiet nigdy nie ujrzała władcy. Wielu zapomina, że harem to nie tylko żony, ale również matki, ciotki, siostry, córki i wszelkie kobiety spokrewnione z władcą, a do tego wszystkiego dochodzi jeszcze służba.

*

— Zgodnie z danym ci słowem, zabieram dziś swą żonę w tamto miejsce- odparł Commodus nalewając sobie wina po tym jak zjadł kilka jajek.

— To bardzo mądra decyzja panie, a ja tymczasem udam się by sprawdzić, czy mój prezent dla ciebie jest już gotowy- Asztarte poklepała mężczyznę po ramieniu.

— Nie wydaje ci się królowo, że człowiek wbrew temu co mówią rzymianie nie jest monogamiczny? — zapytał szeptem mężczyzna.

— Zapewniam cię panie, że nie jest, ale trzeba odróżniać pociąg seksualny od miłości. Nie trzeba czuć pociągu seksualnego do ukochanej osoby. Można kogoś kochać i w ogóle nie legnąć z nim w łożu. Oczywiście czasem miłość może łączyć się z pożądaniem, ale zdarza się to niezwykle rzadko. Nie każda miłość jest też dobra panie. Zapewniam cię, że moja i Amenhotepa nie była. Miłość nie ma litości i może zniszczyć nie jednego potężnego człowieka.

— Znów rzekłyście prawdę. Coraz bardziej cię lubię królowo- wyszeptał Commodus, po czym pocałował Asztarte w policzek.

— Mogę powiedzieć to samo o tobie panie- powiedziała Asztarte na odchodne. Gdy Commodus wyjechał wraz z żoną, kobieta poszła odwiedzić dom Galusa, by dowiedzieć się czegoś o Lucilli i Brutti. Nie czekała zbyt długo, by zaproszono ją do pałacu. Do Asztarte i Galusa dołączył tajemniczy gladiator Aliena. W trójkę zasiedli do rozmów przy suto zastawionym stole.

— Jeśli jeszcze trochę zostanę w Rzymie nie będę wstanie dłużej walczyć, gdyż stanę się obrzydliwie gruba. Jak to państwo ma funkcjonować skoro wy tu nic innego nie robicie jak tylko jecie- Galus roześmiał się, słysząc komentarz Asztarte.- To nic śmiesznego drogi przyjacielu. Imperium Romanum się wali na waszych oczach. Masz jakieś wiadomości odnośnie bolących nas kwestii?

— Mów Aliena- Galus wskazał na tajemniczego wojownika.- To ty ich śledziłeś.

— Śledziłem, ale jeszcze nie wszystko pojmuję. Nie umiem tego wszystkiego poskładać w całość. Niektóre osoby ponoć się nienawidzą, a jednak potajemnie się spotykają. Czy to prawda, że cezar chce wprowadzić nowe przepisy, które mają wspomóc biedotę? -mężczyzna zaczął swoją opowieść, od pytania.

— Zgadza się wspominał mi o tym- odpowiedziała kobieta.

— Mówią, że to ze względu na jego kochankę, którą zowią Marcią. Nie podoba się to patrycjuszom, ale przede wszystkim nie jest w smak siostrze cezara, która również straci dużo na nowych przepisach. Widzisz pani…

— Mów mi Livia- wtrąciła kobieta.- Jestem tak samo gladiatorem jak ty.

— Plotki krążą po mieście, ale sprawa jest dość skomplikowana. Chyba cała ta historia bierze swój początek od postaci tajemniczego Luciusa Verusa. Lucilla, choć rodziła mu dzieci to szczerze nienawidziła tego człowieka, ale swego obecnego męża nienawidzi jeszcze bardziej. Tamten przynajmniej dał jej tytuł augusty, a ten jest jedynie symbolem upadku jej pozycji. Commodus i Lucilla byli zawsze ze sobą blisko, ponoć w tamtych czasach zbyt blisko, wiesz co mam namyśli?

— Doskonale cię rozumiem Aliena. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo byli ze sobą związani. Z pewnością dla kobiety z takimi ambicjami jak Lucilla obecny małżonek nie jest spełnieniem marzeń- Galus się uśmiechnął.

— Pompeianus jest drugim mężem Lucilli i śmiało mogę powiedzieć, że również jest niekochany. W tym małżeństwie nie ma nic do powiedzenia, choć traktuje dzieci Lucilli jak własne. Lucilla rzeczywiście spotyka się z gladiatorem, który przebywa w Colosseum. To nie są tylko rozmowy, tyle wiem od strażnika, ale widziałem ją też w dwuznacznej sytuacji ze swym zięciem Kwintianusem. Tak naprawdę to w jednoznacznej. Ten człowiek nie opuszcza Lucilli prawie na krok. Znika jedynie gdy kobieta udaje się do Colosseum.

— Znasz imię tego gladiatora? — zapytała zaciekawiona kobieta.

— W tym problem pani, że nikt go nie zna- odparł mężczyzna.

— Przecież musi się jakoś nazywać- wtrącił Galus.

— Mistrzu, o tej postaci każdy milczy niczym zaklęty. Jedyne co udało mi się dowiedzieć, to że nie jest stąd. Mówią, że ma być prezentem od Lucilli dla brata, ale nie to jest najciekawsze wdowa po Verusie spotyka się bardzo często z Paternusem, namiestnikiem Rzymu i paroma innymi ważnymi osobami.Część z nich to krewni cezara. Nie znam ich, ale mogę ci ich opisać pani.

— A co z Bruttią? — przerwała Alienie kobieta.

— Bruttia ponoć nienawidzi Lucilli, ale była u niej wczoraj podczas gdy ty i cezar przebywaliście poza Rzymem.To jest właśnie zaskakujące. Po co spotykać się z kimś kogo nienawidzisz i nie potraktować go nożem? — słysząc to Galus uśmiechnął się pod nosem.

— Jedyne wytłumaczenie to takie, że w jakiś sposób bierze udział w spisku, ale będzie to trudno udowodnić.

— By uratować cezara musiałabyś wydać wyrok śmierci na dwie kobiety, które są mu bliskie. Wątpię by się na to zgodził- wtrącił Galus przegryzając jabłko.

— Z pewnością nie będzie chciał poświęcić ich obu na raz. Lucilla jest jak na razie większym zagrożeniem niż Bruttia, ale to siostrę darzy ogromnym uczuciem, a nie małżonkę- Asztarte podparła ręką głowę.

— Obawiam się, że w tą sprawę zamieszane co najmniej trzy bliskie mu kobiety i większa część jego rodziny- wtrącił Aliena.

— Kogo masz namyśli? — Asztarte była wyraźnie zaciekawiona.

— Ta niewolnica, którą ukochał cezar.

— Marcia-wtrąciła Asztarte.

— Tak ją zowią. Służy w domu Lucilli i jest chrześcijanką. To najmniejszy problem, albowiem wielu niewolnych nimi jest. Cezar ponoć nawet kilka razy uczestniczył wraz z nią w ich liturgiach, ale problem w tym, że w Marcii jest bardzo mało z dobrej chrześcijanki. Ci, którzy ją znają powiadają, że to kobieta pamiętliwa i chciwa. Pragnie stać się imperatorową za wszelką cenę. Sądzę, że to Marcia któregoś dnia spróbuje wykonać wyrok na cezarze, gdy ten się jej sprzeciwi. Być może teraz będzie działać w ukryciu… może mu nawet pomoże wyeliminować obie kobiety, by zająć ich miejsce w przyszłości, ale z pewnością w jakiś sposób bierze udział w spisku. Była z Lucillą gdy przybyła Bruttia i nie opuściła pomieszczeń jak na dobrą służkę przystało.

— Wie o wszystkim. Pytanie jak to wykorzysta. Ta rodzina to twór z najgorszych koszmarów. Geny Marka Aureliusza robią swoje.

— Faustyny są nie lepsze- wtrącił Galus.

— Oboje byli siebie warci- odparła Asztarte.

— Cała nadzieja w Luciuszu. Chłopak bardzo kocha cezara. Jest dzieckiem może nie będzie umiał trzymać języka za zębami i wymsknie mu się coś na temat spisku w obecności władcy.

— Wątpię, by to zrobił. Kocha Commodusa, ale też matkę. Sam mi powiedział, że chciałby by żyli w zgodzie i mógł przebywać jak najwięcej zarówno z matką jak i z wujem.

— Galusie, a gdybyś wypożyczył mi Alienę? Sam mówiłeś, że to twój najlepszy gladiator. Mogłabym przedstawić go jako dość nietypowy prezent dla cezara, dzięki temu Aliena z pewnością miałby możliwość uczestniczenia w jakimś przyjęciu. Mógłby rozpoznać tych ludzi. Mogłoby to przysłużyć się również twojej szkole.

— Wiem do czego zmierzasz, ale Aliena dla bezpieczeństwa powinien przebywać tutaj. Co jeśli ktoś go widział? — zapytał zniecierpliwiony Galus.

— Zapewniam mistrzu, że nikt mnie nie widział- odpowiedział Aliena patrząc z lekką pogardą na Galusa, który nie uwierzył w jego umiejętności.

— Galus nie chciał cię urazić. Boi się o swego najlepszego wojownika- wtrąciła Asztarte widząc reakcje mężczyzny.-Co ty na to Aliena, by spędzić kilka dni w pałacu?

— Jeśli będzie pod twoją opieką nie mam nic przeciwko. Aliena pamiętaj, że to miejsce jest niczym gniazdo żmij. Każdy twój ruch musi być przemyślany tak jak na arenie.

— Zdaje się, że Aliena coś wie na ten temat. Skąd właściwie jesteś Aliena? — kobieta spojrzała prosto w oczy rosłemu mężczyźnie.

— A czy to ma znaczenie? — odpowiedział mężczyzna z nostalgią.

— Dla mnie ma i dla Galusa również.

— Za terytorium, które zowią tu Germanią istnieje wiele krajów. Ja urodziłem się w Skandynawii. Wierzymy w tych samych bogów co Germanowie, jednak prowadzimy trochę inny tryb życia. Nasz kraj jest bardzo zimny.

— Rzymianie nie utrzymują kontaktów z tym terytorium. Jak tu trafiłeś?

— Szlak bursztynowy nie służy wyłącznie do handlu tym dziwnym tajemniczym kamieniem z morza.

— Głównie do handlu niewolnikami, a podpisaniu traktatu w Vindobonie przez Commodusa proceder się nasilił.

— Byłem kiedyś władcą, a to futro to symbol władzy. Niestety miałem dużo braci, a ziem u nas jest niewiele.

— Niech zgadnę. Walczyliście o schedę po ojcu jednocześnie wstępując na tron i obalając siebie nawzajem, a ci obaleni kończyli zabici lub sprzedani. Jak cię tam zwali Aliena? — mężczyzna kwinął głową.

— Asger pani- oparł mężczyzna.

— Germańskie imiona mają znaczenie, czy twoje też coś to znaczy?

— Tak zwą włócznię naszego najważniejszego boga Odyna.

— Mam kolejnego króla pod swoim dachem- wtrącił Galus, a Asztarte roześmiała się głośno.

— Asger jeśli nasz plan ma się powieść powinnam cię przedstawić jutro cezarowi- kobieta spojrzała wymownie na mężczyznę.

— Niech tak będzie, ale wymyśl dobrą historyjkę dla cezara by mógł tu wracać, bo nie chcę stracić najlepszego człowieka- Galus pogroził kobiecie palcem.

— Już ją mam, ale pewnie będziesz musiał wystawić paru swoich ludzi na arenę- odparła Asztarte przegryzając gruszkę w słodkiej polewie. — Asger jutro odbiorę cię z samego rana, a teraz wybacz muszę coś powiedzieć Galusowi na osobności. Nie martw się ta sprawa nie dotyczy ciebie- mężczyzna posłusznie wstał i udał się do siebie.

— Masz do dyspozycji powóz?

— Ten jest mój, a nie cezara. Ty z pewnością też coś takiego posiadasz- powiedziała kobieta powoli wstając z kline.- Twój wojownik nie kłamał. Swego czasu Commodus był w bardzo zażyłych stosunkach z Lucillą. Ta relacja była tak bliska, że narodził się z tego chłopiec. Lucius jest wnukiem Septimii, ale to nie może wyjść na jaw. Nigdy nie może wyjść na jaw. Rozumiesz!

— I nie wyjdzie. Tego pałacu nie opuszczają żadne tajemnice. Zrób co możesz by ochronić Commodusa- Galus wstał i objął Asztarte.

— Tak uczynię- odpowiedziała kobieta odwzajemniając uścisk.- A jeszcze jedno to albinos, a nie blondyn- rzuciła z uśmiechem.

Asztarte dotarła do pałacu późną nocą, gdy tylko przekroczyła próg podszedł do niej jeden z pretorianów. Mężczyzna był przerażony i widać było, że długo bił się z myślami czy powinien powiedzieć o tym co zaszło kobiecie.

— Pani nie wiem co mam robić. Cezar wraz z małżonką jeszcze nie powrócił, ale nie mogłem mu odmówić. On mnie zabije gdy się dowie, ale nie mogłem postąpić inaczej- wydukał trzęsący się mężczyzna.

— Przestań dygotać! Ponoć jesteś pretorianem? — warknęła na niego kobieta.- Po kolei człowieku! Kto cię zabije?

— Cezar- odparł przerażony mężczyzna.

— Za co niby miałby cię zabić? — zapytała Asztarte.

— Lucius jest tutaj. Pozwoliłem mu wejść do pałacu, ale przybył sam w ciemną noc. Lucilla też z pewnością zechce mojej głowy. Co robić pani? zauważyłem, że spędzacie dużo czasu z cezarem i…

— I pomyśleliście by to mnie wystawić na pierwszy front- Asztarte uśmiechnęła się ironicznie.- Lucilla z pewnością domyśla się gdzie jest chłopak. Mogę cię zapewnić, że będziesz żył wiele lat, jeśli ktoś tu kogoś zabije to Commodus z Lucillą siebie nawzajem. Chłopak mówił czemu tu przybył?

— Nie pani, ale jest bardzo smutny- odparł mężczyzna, a Asztarte poklepała go po ramieniu.

— Nie martw się zajmę się nim do powrotu cezara. Dla swego dobra nie informuj go o tym na progu chyba, że pojawi się w między czasie Lucilla. Nie sądzę, żeby był tam do samego rana- Asztarte spokojnie weszła do wnętrza rezydencji. Zastała chłopca siedzącego na kline w triclinium.

— Lucius Verus albo raczej Lucius Pompeianus, niezbyt to przystoi szlajać się po najbardziej niebezpiecznym mieście w całym świecie w ciemną noc- powiedziała Asztarte wchodząc do pomieszczenia.- Służba dała ci chociaż jeść? — chłopiec kiwnął głową.

— Dlaczego nie ma Commodusa? — zapytał Lucius.

— Wybył wraz ze swoją żoną by spędzić z nią romantyczny wieczór. Kiedyś zrozumiesz co mam namyśli- Asztarte usiadła koło chłopca.- Nie jesteś śpiący? — zapytała po chwili kobieta.

— Może trochę- odparł chłopiec, któremu przymykały się oczy.

— Zaprowadzę cię do pokoju cezara. Położysz się w jego łożu. Matka wie, że tu jesteś- chłopak przecząco pokręcił głową. — Wiesz, że przez ciebie znów się pokłócą. A co jeśli matka zabroni ci odwiedzać wuja? Pomyślałeś o tym. Powiesz mi chociaż czemu uciekłeś z domu?

— Nie tutaj, w triclinium ściany mają uszy- odparł Lucius.

— Czegoś cię jednak nauczyli- odparła Asztarte.- Chodźmy do apartamentów Commodusa- Asztarte wstała i zaprowadziła chłopca za rękę. Lucius natychmiast położył się na łożu cezara.

— Usiądę w sąsiednim pokoju przy biurku- powiedziała kobieta.

— Zaczekaj Livia, chcę cię o coś zapytać- chłopiec podniósł głowę z poduszki.

— Słucham cię następco tronu- odparła Asztarte siadając obok niego.

— Co byś zrobiła, gdybyś wiedziała o czymś co może zagrażać osobie, którą kochasz?

— Powiedziałbym jej o tym i zrobiłabym wszystko by ją chronić.

— A gdyby to naraziło życie innej osoby, którą kochasz. Dwie osoby, na których ci zależy stałyby się śmiertelnymi wrogami, a być może pozabijały się nawzajem- mówiąc to chłopiec spojrzał kobiecie prosto w oczy.

— Gdyby tyczyło się to władcy, a ja miałabym wpływ na losy państwa z pewnością dbałabym o racje stanu, ale ciebie na razie takie problemy nie dotyczą. Jako ludzie zawsze musimy wybierać. Nie mam dla ciebie dobrej odpowiedzi. Musisz przeanalizować sytuację i wybrać mniejsze zło. Natomiast jeśli tyczy się to spraw rodzinnych… to czasem dobrze jest coś komuś powiedzieć, albowiem może to oczyścić napięte stosunki pomiędzy wszystkimi i często doprowadzić do tego, że ludzie się pogodzą.

— A gdybyś odkryła, że człowiek, który nie żyje od wielu lat nie zmarł śmiercią naturalną, a twoi bliscy mu pomogli?

— Żyłabym z tym, może musieli tak zrobić. Najpierw musisz poznać przyczynę zaistniałej sytuacji. Zawsze o tym pamiętaj- Asztarte przytuliła chłopca.- Mówiąc to żywym i tak już nie pomożesz martwemu- wyszeptała mu do ucha.- Będę obok, a teraz śpij i nie przejmuj się tym co cię nie dotyczy. Wierzę, że jako godny następca tronu podejmiesz słuszną decyzję. Jutro z pewnością zjawi się tu twoja matka, a wtedy sam wiesz co będzie. Nigdy więcej tego nierób- Asztarte poklepała chłopca po ramieniu po czym zasiadła za biurkiem. Zauważyła tajemniczą księgę i zaczęła ją czytać.

— Livia? — zapytał ziewający chłopiec.

— Co?! — odkrzyknęła kobieta.- Miałeś spać!

— Nauczysz mnie rzucać oszczepem, choćby jutro? — zapytał nieśmiało chłopiec.

— Tak, ale po tym jak dostaniesz lanie od cezara i swej matki. Jeśli tak będziesz gaworzył twój wuj niedostanie jutro ode mnie prezentu. Mam dla niego nowego gladiatora, ale to niespodzianka. Jest wyjątkowy! — odkrzyknęła do chłopca.- Powiedz im co czujesz. To co powiedziałeś mi tamtego dnia w lesie. To powinno pomóc rozwiązać twój problem- chłopiec uśmiechnął się i od razu zasnął.- Tylko nie w tym przypadku drogie dziecko. Historia się powtarza- powiedziała Asztarte szeptem sama do siebie doskonale wiedząc, że Lucius jej nie słyszy. Kobieta wróciła do księgi. Wertowała jej kartki czasem uśmiechając się do siebie. Zdała sobie sprawę, że księga jest przekładem i to niezbyt udanym, jednak pomocnym gdyż powoli przed oczami pojawiały jej się fragmenty oryginału, który widziała wiele wieków wcześniej. Commodus zjawił się gdy już świtało. Rozradowany wszedł do swoich komnat, gdy zauważył Asztarte siedzącą przy biurku stanął sztywno niczym antyczny posąg, a kobieta wskazała palcem na sąsiedni pokój.

— To teraz mogę wreszcie się wyspać, jeśli tego nie zrobię nie odbiorę mojego prezentu dla ciebie panie. Rozumiem, że wieczór z żoną był owocny? — zapytała kobieta powoli wstając.

— Co ty… co on? — zapytał zdezorientowany mężczyzna.

— Nikt w całym pałacu tego nie wie. Gdy wróciłam już tu był. Za nocny spacer po mieście powinien dostać delikatną reprymendę. Lucilla chyba wie, że tu jest gdyż jeszcze nie wpadła z awanturą do villi. Proszę tylko byście nie wrzeszczeli na pretorian i służbę, albowiem na samą myśl o waszym gniewie się trzęsą- Asztarte objęła zdezorientowanego Commodusa.- Macie okazję odegrać rolę ojca i nie zepsujcie tego. Chłopiec był bardzo zdenerwowany i mówił coś o jakiejś śmierci, a także zabójstwie sprzed lat. Ciężko go zrozumieć- Asztarte uśmiechnęła się kątem ust doskonale wiedząc co odkrył Lucius.- A w ogóle to dobranoc auguście- powiedziała na odchodne. Gdy tylko weszła do swojej komnaty natychmiast rzuciła się na łoże i zasnęła. Po raz pierwszy od dawna przysnęła. Obudziła się i podeszła do okna patrząc na promienie słońca. Wykonała tajemniczy gest na pozdrowienie słońca, po czym przebrała się i ruszyła do domu Galusa. Asger czekał już od jakiegoś czasu na kobietę. Asztarte nie omieszkała poinformować o wszystkim co zaszło pana domu. W powozie Asztarte przez chwilę przyglądała się Asgerowi obserwując jego zachowanie. Zdumiało ją, że tak silny mężczyzna dał się przepędzić z tronu.

— Chciałbyś wrócić do swego kraju z armią i zostać królem? — zapytała po chwili.

— A jakbyś miała to uczynić? — mężczyzna parsknął śmiechem.- Wybacz- dodał po chwili widząc kamienną twarz Asztarte.

— Galus umie dotrzymać tajemnicy. Nie jestem niewolnikiem jak ty. Walczę bo chcę, ale jestem człowiekiem wolnym. To ja jestem drugim władcą, który znajdował się w komnacie. Dam ci armię wojowników, ale ty pomożesz mi w moim przedsięwzięciu. Commodus musi przeżyć. Wyrażam się jasno. Zapewniam cię, że będzie to armia jakiej twój kraj nie widział.

— Wyrażacie się bardzo jasno- odparł mężczyzna.

— Cieszę się, że możemy na siebie liczyć- powiedziała kobieta z lekką ironią w głosie.Gdy dotarli do pałacu Asztarte wparowała do komnat cezara. Mężczyzna leżał na łóżku obok chłopca.

— Rozmawialiście z nim panie? — zapytała.

— Trochę, ale nie chce zbyt wiele mówić. Na razie wyjaśniłem mu czym jest Rzym- odparł cezar. — Nie dałem ci upoważnienia by tu wpadać…

— Wczoraj je dostałam — kobieta przerwała wypowiedź władcy i wymownie spojrzała na chłopca.- Radzę z nim pozmawiać panie, a Lucilla?

— Jak widać jeszcze jej nie było. Z pewnością by go zabrała.

— Wejdź Aliena! — wykrzyknęła do znajdującego się za drzwiami mężczyzny, który posłusznie wykonał rozkaz. -Panie to mój prezent dla ciebie. Nazywają go Aliena, ale jego prawdziwe imię to Asger. To bardzo zaufany człowiek i sądzę, że sprawdziłby się w roli ochroniarza cezara. To właśnie dlatego go sprowadziłam. Nie zawsze mogę być przy tobie panie. Jest ze szkoły Galusa, to jego najwybitniejszy gladiator. Pochodzi z dalekiej Skandynawii, kraju znajdującego się za Germanią- Commodus bacznie przyglądał się mężczyźnie.- Jest do twojej dyspozycji, aczkolwiek Galus ceni swego wojownika i nie chciałby by służył byle komu i mierzył się z byle kim.

— Niech podadzą mu coś do jedzenia w ogrodzie. Potem z przyjemnością się z nim zmierzę, ale najpierw spróbuje dowiedzieć się czegoś od Luciusa.

— Asger poczekamy na cezara- powiedziała kobieta do gladiatora, po czym oboje wyszli. Gdy tylko zjawiła się Lucilla cały pałac znów grzmiał od wrzasków tym razem trojga osób.

23

— Panie, królowa jest ze swoim synem nie chce nikogo widzieć- Merit broniła dojścia do swej pani, która całkiem niedawno przeniosła się do oddzielnego skrzydła w pałacu.

— Zapewniam cię, że mnie zechce widzieć- odparł Memose i odepchnął Merit po czym biegiem udał się do komnat chłopca.

— Zarządco!… Nie można! — rozległ się za nim krzyk kobiety.

— Wybacz to nie może czekać… poskarż się Jego Wysokości, jeśli znajdzie przerwę pomiędzy nową i zarazem byłą małżonką, a także innymi obowiązkami, którymi się nie zajmuje! — wykrzyknął pędzący Memose. Kiedy otworzył drzwi komnaty ujrzał królową Asztarte siedzącą na wprost swojego syna, podczas gdy mały Semenhkhare bawił się figurką lwa.

— Pani! — zdyszany zarządca próbował wykonać ukłon, ryglując jednocześnie drzwi.

— Nie musisz…

— Zaraz tu przyjdą szpiedzy. Pałac jest teraz pełny szpiegów.

— Przestań! — wykrzyknęła Asztarte.- Zawsze był pełny szpiegów, a ty od niepamiętnych czasów byłeś jednym z nich. Teraz gdy Teje odeszła tęsknisz za swoją profesją? Nawet cię rozumiem.

— Pani nic nie rozumiesz. To poważna sprawa, ktoś chce umniejszyć twój wpływ na władcę. Yousef człowiek, o którego pytałaś… jest w więzieniu.

— Jak to w więzieniu? — zapytała z niedowierzaniem, oburzona Asztarte.

— Zulejka będąca żoną Potifara oskarżyła go o gwałt, podobno rozerwał jej szatę na oczach służby.

— Nie wierzę w to. Ta kobieta opowiada bzdury- odparła Asztarte.

— Ja też tak uważam pani, ale wydaje mi się, że masz szpiega wśród służby. Doszły mnie słuchy, że Zulejka zrobiła to za namową kogoś od królowej Nefertiti. Ktoś powiadomił nową małżonkę, że chcesz się z nim spotkać.

— Nigdy nie zaznam tu już spokoju. Amenhotep odesłał własną matkę, nie słucha nikogo, tylko czekać, aż za namową tej kobiety każe zabić własnego syna.

— Władca podatny jest na jej piękne słowa- odparł Memose uśmiechając się kątem ust.

— Piękne słowa czy piękny seks. To co robi z nim Nefertiti dociera aż tutaj- Memose roześmiał się.- Za wszelką cenę musimy go stamtąd wydostać, tylko ten człowiek ma jeszcze jakikolwiek posłuch u władcy.

— Pani, przede wszystkim musisz pozbyć się szpiega. Powiadam ci, to nie jest zbieg okoliczności.

— Weź to! To prezent ode mnie- powiedział Memose podając kobiecie małą złotą buteleczkę.

— Nie lubię prezentów od ciebie Memose- odparła kobieta.

— Jest bezbolesna i nie wyczuwalna w smaku. Może być ci potrzebna. W tym państwie królowa może być tylko jedna.

— Zdumiewające Memose. Niby komu mam to podać. Dziękuje ci za wiadomość i obiecuję, że skontaktuje się z tobą. Musisz już iść, nie powinni cię tu widzieć- powiedziała szeptem Asztarte.

— Jest jeszcze coś. Przyszedł prezent dla ciebie od brata z Tyru, spróbuje go wieczorem przekazać.

— To miła wiadomość. Będę czekać- Memose otworzył drzwi i udał się do wyjścia, przemierzając korytarze niczym duch.

— Wybacz mi synu, ale cokolwiek teraz będę czynić, zrobię to wyłącznie po to abyś przeżył. Nie ważne czy będą to czyny dobre czy złe. Tylko zasiadając na tronie staniesz się bezpieczny- wyszeptała Asztarte do syna głaskając go po policzku.

Dwóch wychudzonych służących, siłowało się z ogromną drewnianą skrzynią w przejściu pomiędzy korytarzem, a pomieszczeniami królowej Asztarte. Kiedy już przebili się przez przejście i ustawili skrzynie natychmiast schylili głowy przed królową. Asztarte nie sądziła, że Memose uda się tak szybko przekazać prezent. Odkąd wymogła na władcy oddzielne apartamenty wiele przesyłek kierowanych do niej nie docierało do jej rąk. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to sprawka Nefertiti.

— Pani, Memose kazał przynieść tą skrzynię, ponoć to prezent od twego brata — powiedział jeden z tragarzy cichym głosem.

— Dziękuję — Asztarte podeszła do nich i każdemu wręczyła kilka monet.- Możecie odejść.

Kiedy mężczyźni odeszli, kobieta otworzyła skrzynię. W środku znajdował się list, a pod nim owinięty pakunek. Asztarte wyjęła list i zaczęła go czytać.

Ukochano siostro, przesyłam ci ten podarek, abyś pamiętała że masz we mnie zawsze sprzymierzeńca i brata. Ja i Tyr zawsze będziemy ci wierni. Tą zbroję wykuli ludzie z kraju Hatti. Jest zrobiona z nowego stopu metalu znanego tylko temu ludowi. Została zrobiona specjalnie dla ciebie. Mam nadzieję, że będzie pasowała na twoje ciało. Oby zawsze cię chroniła, gdy zajdzie taka potrzeba. Złożyłem ofiarę w świątyni Baala by twego męża spotkała sromotna klęska w działaniach. Nie uda im się zawładnąć Kanaan. Powoli z matką przejmujemy władzę. Hamilkar niebawem stanie się wyłącznie figurą. Otrzyma to na co zasłużył, za pogrążenie nas w chaosie.

Asztarte powoli rozwinęła tajemniczy pakunek. Jej oczom ukazał się przepiękny, bogato zdobiony metaliczny napierśnik. Nie zastanawiając się długo przymierzyła go. Był idealny, a jego bogate zdobienia, przedstawiające lwice walczącą z wojownikiem, dodawały jej dostojeństwa i powagi. Asztarte przejrzała się w lustrze. Wyglądała niczym amazonka. Postanowiła potajemnie zamówić pozostałe części uzbrojenia. Pospiesznie zdjęła metaliczne cudo po czym schowała je do skrzyni, by oczekiwało na gorsze czasy.

24

Zmęczona długim dniem Asztarte już od jakiegoś czasu odpoczywała na łożu, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Nie zdążyła nawet obrócić głowy w stronę drzwi, gdy w komnacie ujrzała Thuję.

— Pani nasz pan chce cię widzieć — oznajmiła Thuja.

— Tak późno. Co się stało?

— Wrócił z łowów, ponoć coś się wydarzyło.Jest dziwny, jakby pijany, bełkocze coś bez sensu.

— Do zabaw seksualnych ma przecież Nefertiti, która jest płodna niczym gundia.

— Gdy jest ciężarna odsyła go do innych kobiet- odparła Thuja.

— Doprawdy! — wykrzyknęła Asztarte śmiejąc się na głos. — Niesamowite jak go opętała. Nawet będący pod pantoflem Teje jego ojciec, w tej kwestii nie słuchał się żony.

— Może jednak warto się dowiedzieć o co chodzi pani- powiedziała spokojnie Thuja widząc, że jej pani nie ma zamiaru udać się do rozhisteryzowanego męża.

— Niech ci będzie- odparła Asztarte. Zarzuciła ciemnozielony płaszcz na białą suknię i udała się ze służącą do komnat męża. Było już bardzo ciemno, a oświetlone pochodniami dekoracje ścian wywierały wrażenie grozy. Kiedy weszły do komnat zobaczyły Amenhotepa na łożu i popijającego wino.

— Pani, ukochana moja! — wykrzyknął Amenhotep próbując wstać, by za chwilę się przewrócić.

— Co się stało mój panie? Widzę, że niedomagacie- powiedziała z ironią Asztarte próbując pomóc mu wstać.

— Widziałem coś dzisiaj niezwykłego. To nie do opisania. Wydawało mi się, że mówi do mnie. Przemówiło do mnie i rozkazało mi… muszę tak postąpić

— Cóż takiego może mówić do ciebie panie? Przecież to twe słowa są rozkazem i jednocześnie sensem istnienia w tej części świata.

— Ogromne Słońce wschodzące znad góry. Wyjątkowo piękne, musisz to zobaczyć.

— Nie może to poczekać, aż do dnia jutrzejszego. Wiesz panie, która jest godzina?

— Pani zostań ze mną, dawno nie spędziliśmy razem czasu- Amenhotep szarpnął Asztarte za rękę, gdy ta próbowała wyjść.

— Nie z mojej winy panie, albowiem byłeś zajęty..Wieści mnie doszły, że twoja nowa jest w ciąży. Nie lubię być zastępczym naczyniem na twe nasienie panie. Macie do tego inne kobiety, które z przyjemnością spędzą z tobą jedną noc- Asztarte spojrzała wymownie na jego kurczowy uścisk jej dłoni. Widząc jej reakcje mężczyzna natychmiast puścił kobietę.

— Ukochana! Usiądź ze mną i napij się- powiedział Amenhotep siadając na łożu.

— Oczywiście panie- Asztarte usiadła po czym nalała sobie i mężczyźnie wina. Zaaferowany towarzystwem żony Amenhotep nie zauważył jak do napoju dosypała środka nasennego.

— Kiedy zrozumiesz, że musiałem. Chcę zasnąć dzisiaj przy tobie.

— Oczywiście ukochany … ze musiałeś- wyszeptała Asztarte.

Kompletnie pijany Amenhotep zasnął tuż przy swojej żonie. Asztarte podniosła się i przez chwilę popatrzyła z obrzydzeniem na pijanego męża.

— Śpij mój ukochany, obyś miał koszmary senne. Mam nadzieje, że ten lek działa, a wtedy nasz przyjaciel Yousef opuści więzienie i wróci do łask, a ty zajmiesz się nareszcie tym do czego stworzyli cię bogowie- wyszeptała mu do ucha, pocałowała go w usta i spokojnie wyszła.

Amenhotep obudził się z potężnym bólem głowy, gdy słońce już dawno było na horyzoncie. Zdenerwowany ocknął się jak tylko stwierdził, że w łożu nie ma jego żony.

— Straże! Gdzie moja żona? — wykrzyknął, na tyle mocno, by być słyszalnym przez zamknięte drzwi. Wrota otworzyły się natychmiast, a w ich świetle ukazał się ciemnoskóry strażnik.

— Wyszła panie wiele godzin temu. Przykazała by ci nie przeszkadzać — powiedział beznamiętnie.

— Chcę się widzieć z moją żoną! — wykrzyknął mężczyzna.

— Z którą panie? — zapytał strażnik.

— Nie denerwuj mnie! Oczywiście, że z panią Tyru i chce także, aby przybył ten człowiek z ludu pasterzy, którego zowią Yousef.

— To wcale nie jest oczywiste- burknął pod nosem strażnik.

— Co mówiłeś? — zapytał Amenhotep, który nie usłyszał słów mężczyzny.

— Mówiłem, że to niemożliwe panie, by Yousef przybył do pałacu.

— Jak to niemożliwe? — zapytał zdenerwowany władca.

— Słuchy chodzą, że jest w więzieniu z powodu żony Potifara… tej całej Zulejki. To bardzo długa historia. Wszyscy sądzą, że o tym wiecie panie, bo całe miasto o tym rozpowiada.

— Jak widzisz nie wiem! — wrzasnął na strażnika Amenhotep i walnął pięścią w łóżko, po czym złapał się za bolącą skacowaną głowę.- Natychmiast sprowadźcie go tutaj!

25

Rozdrażniony Amenhotep wszedł do komnaty swojej małżonki Asztarte w trakcie jej porannej toalety, gdy otoczona służącymi kobieta kończyła upinać włosy. Jej biało- złota szata idealnie kontrastowała z jej kolorem oczu. Amenhotep podszedł do kobiety i pocałował ją we włosy.

— Pani, muszę się spotkać z Yousefem — wyszeptał.

— Wyjdźcie! -Asztarte rozkazała służbie, podnosząc rękę w górę.

— To nie możliwe panie, albowiem Yousef jest w więzieniu- odparła kobieta poprawiając włosy.

— Czemu o tym nic nie wiem? — zapytał rozdrażniony mężczyzna.

— Panie, pragnę zauważyć, iż ty ostatnio o bardzo niewielu rzeczach wiesz. Kiedyś słyszałam, że nie chcesz być jak twój ojciec. Tymczasem robicie dokładnie to co wasz ojciec. Interesuje was wyłącznie kobieta z Mitanni. Posłańców od Achajów przyjmował Memose, a gdzie byliście wy? — zapytała z sarkazmem, doskonale znając odpowiedź

— Pani, potrzebuję…

— Następcy? — wtrąciła z przekąsem.-Masz już jednego, ale całkowicie o nim zapomniałeś.

— Za co Yousef trafił do więzienia? — zapytał zaciekawiony Amenhotep.

— Rzekomo zgwałcił Zulejkę na oczach służby. Ktoś z dworu założył na niego sidła i niestety udało się.

— Na oczach służby! Przecież to brednie! Kto gwałci kogokolwiek w czasach pokoju na oczach służby- odpowiedział zbulwersowany Amenhotep.

— Widać ten kraj jest wyjątkiem — odparła Asztarte.

— Kiya, ja muszę się z nim widzieć… miałem okropny sen… widziałem śmierć.

— Jesteś panem tych ziem! — wykrzyknęła zdegustowana zachowaniem męża Asztarte.- Nie musisz się pytać o to swojej pokornej służki. Możesz widywać każdego także więźnia kiedy chcesz.

— Wyjątkowo pokornej — Amenhotep uśmiechnął się, mówiąc to z przekąsem — A ty pokornie będziesz go widywać ze mną.

Jego Majestat zasiadł na ogromnym tronie, ustawionym na kilkunastu schodach. Jego zielona jedwabna szata odcinała się od niebieskiej chusty przełożonej przez ramię, która była obszyta złotą nicią. Ogromny naszyjnik ze złota zdobionego lapisem lazuli zdobił szyję władcy. Cheperesz dodawał mu powagi i dostojności.

Chusta miała nawiązywać do niebieskiej sukni jego małżonki Asztarte, która po raz pierwszy od dawien dawna zasiadła obok swojego męża. Jej szyję również zdobił ogromny złoty naszyjnik, a głowę diadem z motywami zdobniczymi z Kanaan. Odkąd królowa została drugą żoną nie nosiła już egipskich szat.

Yousefa przyprowadzono przed oblicze króla bez kajdan. Kiedy stanął przed władcą prezentował się dość mizernie na tle pary królewskiej, wezyra oraz dworzan w swojej ubrudzonej brązowej szacie.

— Panie, rozumiem, że chcesz ogłosić wyrok w mojej sprawie- wykrztusił zmęczony mężczyzna.

— Niedawno doszły mnie słuchy, że miałeś zatarg z żoną Potifara, która zwie się Zulejka. Moi ludzie zbadali sprawę, a kobieta przyznała, że tamtego dnia to ona ci się narzucała. W otoczeniu całego dworu, chcę ogłosić, że jesteś niewinny. Odtąd jesteś znów wolnym człowiekiem Yousefie. Wyrok wykonać natychmiast! — władca spojrzał na dwóch strażników, którzy natychmiast odstąpili od więźnia.- Pewnie nigdy nie zdołam ci wynagrodzić tego potwornego błędu naszego systemu.

— Gdybyście panie zajmowali się sprawami państwa pewnie by do tego nie doszło- powiedział Yousef przy wszystkich. Cała sala zamilkła patrząc na mężczyznę i oczekując reakcji władcy.

— Yousefie przyznaję, że ostatnio miałem zbyt wiele innych spraw związanych z polityką międzynarodową. Obiecuję, że to się zmieni. Jestem panem tych ziem i to im należy się pierwszeństwo- odparł władca. — Zdążyłem już poznać twoją mądrość człowieku, dlatego pragnę zapytać cię o coś jeszcze. Od jakiegoś czasu dręczą mnie koszmary. Śniło mi się siedem krów, które pasło się wśród sitowia naszej drogiej rzeki. Były piękne i tłuste. Potem z Nilu wyłoniło się siedem kolejnych krów, ale te były chude, brzydkie i krwiożercze. Te chude potwory pożarły zdrowe krowy. Kiedy już miałem nadzieje, że koszmar minął przyśniło mi się siedem kłosów wyrastających z jednej łodygi zboża, a po nich wyrosło siedem kłosów pustych i zniszczonych. One również pochłonęły zdrowe i piękne zboże. Nikt z naszych kapłanów nie umie mi wytłumaczyć tych snów.

— To tak naprawdę jeden sen mój panie. Widzisz w nim to co Bóg zamierza uczynić z twoim krajem. To ostrzeżenie panie. Siedem krów pięknych i siedem kłosów pięknych to tak naprawdę siedem lat. To siedem lat obfitości i dobrobytu w całym twoim państwie. Siedem krów brzydkich i chudych, które objawiły ci się później tak jak i siedem kłosów zniszczonych, to symbol siedmiu lat głodu i nieurodzaju, które nastąpi po siedmiu latach dobrobytu. Ponieważ sen się powtarza panie, Bóg już to postanowił i tak też uczyni. Panie rozkaż nadzorcom, aby zebrali piątą część urodzajów w Egipcie podczas siedmiu lat obfitości. Niechaj gromadzą wszelką żywność podczas lat pomyślnych jako zaopatrzenie dla ludu i niechaj go strzegą. Dbaj przy tym by nie spekulowali żywnością i nie okradali ludu zabierając tę część dla siebie. Zachowaj ją na siedem lat głodu, a dzięki temu ludność tego kraju nie wyginie.

— Skoro twój Bóg dał ci tak niezwykły dar, że jako jedyny pojąłeś mój sen… mianuję cię odtąd głównym zarządcą mojego państwa. Ty będziesz moim dworem, rozsądkiem i mądrością. A mój lud będzie posłuszny tobie. Będziesz mi przypominał o tym kim jestem. Zostaniesz wielkim wezyrem i jedynie moja godność będzie ciebie przewyższać. Odtąd nazywasz się dla mojego ludu Safnat Paneach, Yousefie z Kanaan. By wynagrodzić ci niedolę jaka spotkała cię w mym kraju, daruję ci za małżonkę Asenat, córkę kapłana z On. Podejdź do mnie! — Amenhotep wskazał ręką na mężczyznę, a Yousef pokornie wykonał rozkaz.-Niech ten pierścień będzie symbolem twojej władzy- faraon zdjął z palca ogromny pierścień ze szmaragdem i podarował go mężczyźnie.- Jeśli chodzi o Potifara rozkazuję go zdegradować z urzędu, a także kontynuować śledztwo w tej sprawie, albowiem nie wierzę w to iż wyłącznie Zulejka wraz z Potifarem obmyśliła ten plan.

— Skoro taka wola twoja panie- odparł Yousef i założył pierścień na swój palec- Panie, jeśli moja przepowiednia się spełni to czy będę mógł cię o coś prosić? — zapytał mężczyzna tym razem błagalnym tonem.

— Otrzymasz co tylko sobie zażyczysz- odparł faraon.

Asztarte delikatnie uśmiechnęła się do Yousefa. Kobieta po raz pierwszy od bardzo dawna triumfowała. Para królewska wstała i wyszła z sali, pozostawiając dwór wraz z Yousefem. Amenhotep uśmiechnął się do Asztarte, by rozstać się z nią po chwili. Oboje skierowali się do swoich komnat. Kobieta przemierzała korytarze haremu, gdy nagle usłyszała za swoimi plecami głos znajomej kobiety.

— Myślisz, że wygrałaś, ale to ja jestem teraz jego żoną. Jestem Wielką małżonką królewską! — wykrzyknęła zdenerwowana kobieta.

— Nefertiti- Asztarte powoli odwróciła się do niej.- Wielka małżonka… od czasów odejścia królowej Teje, to tylko pusty tytuł.

— Nie wygrałaś słyszysz! — zdenerwowana Nefertiti zaczęła gestykulować rękami.

— Nie musisz krzyczeć, albowiem słyszę cię doskonale, a nie rozumiem o co mówisz- odpowiedziała spokojnie Asztarte co jeszcze bardziej zdenerwowało Nefertiti.

— Ty…

— Co ty? Ja nic nie zrobiłam, ale ty tak. To ty uknułaś tą intrygę, kompromitując niewinnego człowieka i przy okazji siebie. Może i jesteś królową, ale to w każdej chwili może się zmienić. Spójrz na mnie. Myślisz, że ciebie też ktoś kiedyś nie zastąpi? A poza tym nikt cię tu pani tak naprawdę nie chce nawet twoja własna teściowa, a bez woli Teje dalej w tym haremie nic się nie dzieje. Jesteś tylko dekoracją na ściany dla pałaców Amenhotepa i nikim więcej. Kiepska z ciebie królowa skoro jedynym atrybutem twojej władzy jest łoże. O tym już krążą legendy królowo, ale nie widzę męskiego potomka. To nie wina Amenhotepa, czyż nie? — Asztarte uśmiechnęła się złośliwie.

— Nie uda ci się…

— Cóż takiego mi się nie uda? Ja dałam władcy dziedzica.

— Jeszcze zobaczysz dam mu dziedzica, a wtedy twój syn zdechnie zapomniany gdzieś daleko stąd.

— To najpierw dajcie władcy tego dziedzica. Ja już mu go dałam i co mi z tego przyszło. A potem zobaczymy czyj syn zdechnie- odparła Asztarte po czym odwróciła się i dostojnym wolnym krokiem odeszła zostawiając rozdygotaną Nefertiti na środku korytarza. Nie słuchała jej dalszych inwektyw. Kiedy otworzyła drzwi do swoich komnat ujrzała Memose.

— Jeszcze ty… — powiedziała z dezaprobatą w głosie, siadając na wygodnym plecionym krześle.- Przed chwilą miałam okazję rozmawiać z tak zwaną Wielką małżonką- Memose uśmiechnął się złośliwie niczym demon.

— Rozumiem, że rozmowa nie należała do najmilszych. Zawsze możesz na mnie liczyć pani.

— Oboje wiemy, że to prawie tak samo jakby związać się z Nefertiti. Ty też masz swoją wizję tego kraju tak jak ona i pragniesz ją uskutecznić.

— Czy Wielka małżonka królewska już gotuje się z nerwów. Nie wydała na świat syna czyż nie? — Memose przez chwilę przyglądał się reakcji kobiety.

— Nie wydała, ale pytanie czy przy następnym porodzie również go nie wyda. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo jest rozdrażniona Memose.

— Wydaje mi się, że jestem w stanie to sobie wyobrazić. Właśnie wybrano wezyra całkowicie oddanego tobie pani- wtrącił mężczyzna zacierając ręce.

— A ty Memose kim chciałbyś być? — Asztarte spojrzała mężczyźnie prosto w oczy, a mężczyzna przez chwilę się zawahał co ma odpowiedzieć-Nie musisz odpowiadać Memose, właśnie to zrobiłeś. Z czym właściwie przybyłeś?

— Powiedzieć ci pani, że królowa Teje oczekuje w ogrodzie. Sądzę, że to spotkanie jeszcze bardziej dobije Wielką Małżonkę, albowiem Teje choć przybyła na zaproszenie naszego pana, to odmówiła spotkania z jego małżonką, a nawet własnym wnukiem.

— Z przyjemnością spotkam się z Jej Wysokością- odparła Asztarte wstając powoli z krzesła. Otoczona dwórkami królowa Teje odpoczywała przy basenie w ogrodzie, gdy zjawiła się jej synowa wraz Memose.

— Pani- powiedziała Asztarte podchodząc do kobiety skłoniła się głową.

— Witaj moje dziecko- Teje uśmiechnęła się na widok kobiety.- Możecie odejść! — rozkazała wskazując dostojnym gestem na dwórki -Ty Memose zostań!

— Pani słyszałam, że pozwolono ci powrócić na kilka dni do pałacu- powiedziała Asztarte siadając na wygodnych poduszkach obok królowej matki.

— Taaak, mój syn zaczął się nareszcie bać i chyba wiem czyja to zasługa- powiedziała Teje uśmiechając się do kobiety.

— Pani, ja nic… — Asztarte próbowała zaprzeczyć.

— Dziękuje ci moje drogie dziecko za to, że dalej trwasz na posterunku.Dzisiejszy widok twarzy Nefertiti był bezcenny. Słyszałam co powiedział Yousef i wydaje mi się, że trafił w czuły punkt mojego syna. Cud, że go nie rozszarpał. Chcę żebyś wiedziała, że ci ufam- Teje chwyciła dłoń Asztarte.- To ty jesteś pierwszą żoną mojego syna i matką mojego wnuka. Powiedź mi czy mogłabyś mi pomóc obalić wpływy „pięknej, która przybyła”oraz kapłanów Karnaku.

— Pani wybacz, ale mój krąg przyjaciół jest niewielki- odparła Asztarte.

— To się zmienia Kiya. Od dziś masz po swojej stronie wezyra, a to tak jakbyś miała cały kraj. Mój syn oddalił mnie z pałacu, ale ja dalej mam tu swoich ludzi. Możemy uczynić to razem. Czy pamiętasz Jahmesa?

— Pani mam po swojej stronie wezyra, ale nie mogę ci powiedzieć czy władca będzie go słuchał. Amenhotep nie słucha nikogo, oprócz Nefertiti. A kimże jest Jahmes? — zapytała zaciekawiona kobieta.

— To ten posłaniec, który przyniósł mi list tamtego dnia- odpowiedziała Teje.

— Przypominam go sobie. To jednak dalej garstka ludzi pani, by wypowiedź wojnę Karnaku musielibyśmy stworzyć świątynie równe im. Przez wieki Karnaku otrzymywało co tylko zapragnęło nie wiem czy stać nas na tą wojnę- powiedziała Asztarte nerwowo przygryzając palec. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wojna z Karnaku nie może się zakończyć dobrze.

— Mój syn nie zajmuje się niczym innym jak swoją nową żoną. Nie ma prawdziwej władzy, a kapłani robią co chcą, rozkradając przy tym nasz kraj, jeśli tak dalej będzie to obawiam się, że upadnie dynastia, a kraj pogłębi się w chaosie. To także dziedzictwo twego syna. Ja jestem starą kobietą. Niedługo nie będę wstanie naprawiać wszystkich błędów mojego „zauroczonego” nową miłością syna. Chce wiedzieć czy najgroźniejszy wróg mojego syna i zarazem najwierniejszy przyjaciel Kanaan jest po mojej stronie? Nie wszystkie istotne sprawy muszą dojść do uszu władcy, a o części z nich możesz ty zadecydować bez wiedzy Jego Majestatu. Czas byś ty naprawiała jego błędy- królowa Teje powiedziała to ze smutkiem odwracając głowę na bok. Nie chciała by kobieta widziała, że na jej policzku pojawiła się łza.

— Pani przecież wiesz, że dla Semenkhkare jestem gotowa na wszystko. Zdaję sobie sprawę z tego co się stanie jeśli Nefertiti urodzi męskiego potomka, a po za tym mój syn to wspomnienie bardzo krótkiej pięknej miłości i zarazem jedyne co mi po niej pozostało.

— Wiem, że masz obawy i słusznie, ale nie mamy wyboru. Musimy iść na tą wojnę, która z pewnością będzie trwać latami i dla dobra nas wszystkich musimy ją wygrać. Lepiej zginąć walcząc niż w łożu, czyż to nie wasze powiedzenie?

— Zaiste pani, to powiedzenie rodem z Kanaan- odparła spokojnym tonem Asztarte.

26

Kiedy zaczęło się ściemniać Asztarte udała się do pomieszczeń zamieszkanych przez księcia. Tajemniczy wewnętrzny głos, jakiś dziwny niepokój mówił jej, że powinna iść zobaczyć co się dzieje z jej synem, mimo późnej godziny i tego, że chłopiec miał oddane opiekunki, które były przy nim przez cały czas. Pochodnie oświetlały bogato zdobione korytarze, a straże pilnowały komnat księcia.

— Otwórzcie drzwi -rozkazała dwóm Nubijczykom.

W komnatach chłopca, mimo wszystko panowała jasność. Rozstawione lampiony dawały dość światła. Kiedy kobieta nachyliła się nad łóżeczkiem-zobaczyła przerażający widok. Jej syn spokojnie spał, a koło niego leżał martwy skorpion. Asztarte pospiesznie chwyciła księcia na ręce.

— Straże! — ryknęła niczym lwica z pokoju na mężczyzn.

— Tak pani -jeden z mężczyzn wynurzył się z mroku.

— Kto wchodził dzisiaj do księcia? — zapytała spokojnie kobieta.

— Ci co zwykle pani- odparł Nubijczyk.

— Jeśli tak, to co w łóżku mojego syna robiło to — kobieta pokazała ostentacyjnie martwego skorpiona.

— Pani nie wiem, jak to możliwe… wybacz pani… ja jestem tu dopiero od… — zaczął dukać przerażony mężczyzna.

— Jeszcze chwila i każę was zarznąć waszymi własnymi mieczami w tym miejscu gdzie stoicie! — wykrzyknęła ze złością kobieta, które odbiły się głośnym echem od korytarzy.

— Kiya co się stało? — zapytał Amenhotep, który wszedł do komnaty, gdyż usłyszał wrzaski.

— Co tu robisz? -zapytała podejrzliwie kobieta.

— Yousef był u mnie. Rozmawialiśmy o jego pozycji w państwie i jego religii. Opuścił mnie niedawno i jak co dzień przyszedłem pocałować Semenhkhare na dobranoc.

— Pocałować? Doprawdy, a może zostawiłeś w jego łóżku też to- kobieta podała swemu mężowi martwego skorpiona.

— Za kogo ty mnie masz?! — wykrzyknął oburzony faraon- To mój syn. Jedyny następca tronu, pomyśl logicznie. A wy co się tak patrzycie?! To tak teraz szkolą,,«najwierniejszych»'” gwardzistów… — zwrócił się poirytowany do gwardzistów.- Jak pilnowaliście księcia?

— Panie, wybacz-powiedział błagalnym głosem jeden z mężczyzn.

— Niech Memose przeprowadzi śledztwo- powiedział spokojnie do Asztarte- W końcu teraz jest naczelnikiem policji.

— Niech przeprowadzi, a jeśli coś znajdzie… przecież wiemy kto to zrobił- kobieta spojrzała na swego męża z pogardą.- Memose będzie musiał sporo zatuszować w tym śledztwie. Od dziś Semenhkhare śpi w moich komnatach-Asztarte zabrała chłopca i wyszła, zostawiając samego Amenhotepa trzymającego w ręce skorpiona. Faraon ze złości, rzucił truchłem skorupiaka o ścianę po czym trzasnął drzwiami.

— Nie pokazujcie mi się przez jakiś czas na oczy! — wykrzyknął na odchodne do strażników.- Powinienem sprezentować wam po sto batów dla każdego z was, bądź rozciągnąć was końmi. Mężczyzna udał się prosto do komnat swojej drugiej żony. To było ich pierwsze bardzo niemiłe spotkanie.

*

— Co sądzicie o wojowniku Asgerze? — zapytała Asztarte popijając wino na ogrodzie wraz z Commodusem.

— Dobrze walczy, wie jak wykorzystać siłę mięśni- słysząc to Asztarte uśmiechnęła się.- Jest jednak coś co mnie w nim niepokoi to tajemniczy mężczyzna. Sprawia wrażenie jakby dawniej był władcą i do tego ta jego karnacja. Nigdy wcześniej nie widziałem człowieka w tym wieku, który miałby prawie siwe włosy.

— Nie są siwe. Ten mężczyzna jest albinosem i rzeczywiście macie racje panie. Asger twierdzi, że kiedyś był królem. Zdetronizowała go własna rodzina i sprzedała na niewolnika. To oczywiście mogą być bajki. Moi ludzie sprawdzają jego opowieść, aczkolwiek człowiek, od którego go kupiłam potwierdza jego opowieść. To dobra przestroga dla ciebie panie. Ten pałac jest niczym megaron.

— Co masz namyśli? — zapytał zatrwożony Commodus.

— Gdy chodzi o władzę, rodzina może być gorsza niż wszelkie plagi tego świata.Co powiedział Lucius? Czemu tu przybył w nocy? — zapytała kobieta chcąc wiedzieć jaką decyzję podjął chłopiec.

— Z pewnością część z tego co mówił doskonale słyszałaś- opowiedział mężczyzna pomiędzy kęsami jabłka.

— Nie o to pytam panie- Asztarte chwyciła mężczyznę za rękę.- Lucius wczoraj zachowywał się bardzo dziwnie. Mówił wiele o zabójstwie sprzed lat i o tym, że ktoś mu bliski umrze. Chłopiec był bardzo zdezorientowany i wystraszony.

— Zabójstwo sprzed lat nie musi cię kłopotać pani- odparł mężczyzna, który wyraźnie nie chciał o tym mówić.

— Zapominacie panie, że żyje już kilka tysięcy lat. Pamiętam Verusa. Nie mogę pomóc komuś kto mnie okłamuje- powiedziała spokojnym tonem kobieta i ścisnęła jego dłoń. Mężczyzna wyrwał ją z silnego uścisku.

— Powiedział to o czym doskonale oboje wiemy, że ktoś chce mnie zabić. Nie wie jednak kto bierze udział w spisku. Słyszał jedynie rozmowę Pompeianusa, który rozmawiał z kimś o tym, że doszły go słuchy iż planują zamach na moje życie- powiedział Commodus rozcierając swoją rękę.

— Pompeianus nie jest waszym wrogiem panie- odparła szybko Asztarte.

— Tak wiem, ktoś z rodziny chce mnie zabić- powiedział beznamiętnie mężczyzna.-Może wielka Asztarte powie mi kto jest tą osobą, bo ja sam zaczynam już tracić zmysły. Nie potrafię tak dalej żyć, bez przerwy oglądać się za plecy. Boje się, że tracę zmysły królowo, raz wszędzie widzę wrogów, a innym razem uważam tych ludzi za przyjaciół. Nic już nie wiem — mężczyzna bezradnie opadł na ogromną poduszkę.

— Dla władcy zawsze lepiej jest widzieć we wszystkich wrogów, a nie przyjaciół. Sami powiedzieliście kiedyś panie, że władca nie ma przyjaciół. Władca może nie mieć także rodziny.

— Wiesz coś o czym mi nie mówisz? — Commodus spojrzał na kobietę podejrzliwie.

— Wy też to wiecie panie, ale odpychacie od siebie tą burtalną prawe. Jeśli to powiem to i tak nie uczynicie tego o co was poproszę. Nie jesteście jeszcze gotowi na to by usłyszeć prawdę.

— Lucilla się na mnie obraziła. Powiedziałem jej, że nie jest już augustą i musi to zaakceptować, tak jak i to, że to ja jestem teraz jej panem — Asztarte roześmiała się.

— Tego drugiego na pewno nie zaakceptuje- Commodus się uśmiechnął.- Pytanie czy rzeczywiście nie jest dalej augustą? Oboje wiemy…

— Tego z pewnością nie wykorzysta, godziłoby to w jej dobre imię. Lucius zażądał również możliwości widywania się ze mną przerywając naszą gorącą dyskusję z Lucillą, ale to z pewnością słyszałaś. Powiedział, że kocha nas oboje. Traktuje mnie jak ojca, albowiem to mnie pamięta z dzieciństwa, a nie Verusa i chciałby spędzać czas zarówno ze mną jak i z matką. Ma dość naszych kłótni o to którego z nas wybierze, albowiem nie chce wybierać pomiędzy nami. Chce naszej zgody. Co ciekawe Lucilla wyraziła zgodę na to by częściej mnie widywał. Ponoć to my rzymianie jesteśmy cywilizowani, ale moja rodzina temu przeczy nieprawdaż królowo? — mężczyzna zauważył, że kobieta przez chwilę stała się nieobecna.

— Nie dało się nie słyszeć waszej dyskusji, ale przynajmniej możecie go widywać- odparła kobieta dolewając wody do wina.- Twoja rodzina jest specyficzna panie, ale moja też nie należała do udanych.

— Wybacz, ale nie jest to pocieszające. Pijecie wino jak Hellenowie- zauważył mężczyzna.

— Dzięki temu nie jestem tak szybko pijana. A jak wspólna noc z augustą? — zapytała kobieta uśmiechając się.

— Bruttia to nie Marcja- Asztarte spojrzała na imperatora gniewnie.

— Panie nawet Neronowi nie udało się poślubić Akte, a miał więcej władzy od was. Nie myślcie o tym, przynajmniej nie teraz- powiedziała kobieta bardzo stanowczym tonem.

— Chcesz wiedzieć czy wypełniłem obowiązki względem żony. Tak wypełniłem je nawet kilka razy. Wydaje mi się, że zadowoliłem swoją żonę, albowiem za trzecim razem jej ciało drżało jak opętane, a piersi miała twarde niczym niedojrzałe jabłka. Pytanie jest jedno i doskonale wiesz jakie- zakończył beznamiętnie mężczyzna.

— Czy następstwem tej upojnej nocy będzie męski potomek- odparła twierdząco Asztarte.- Tego nawet ja nie wiem, ale jeśli nie będziecie próbować to do tego nigdy nie dojdzie.

— Czytałaś księgę prawda. Ten obrzęd można powtórzyć, a wtedy staniesz się wolna.

— Ten obrzęd ma swoją cenę. Przeprowadzający go straci życie. Jeśli chodzi o waszą księgę to jest to napisana po grecku kopia. Zawiera wiele błędów, albowiem lud pasterzy nie zapisuje samogłosek, te wstawia się podczas czytania tekstu z pamięci. Tekst jest przetłumaczony źle i bardzo niedokładny. W tych obrzędach jest ważny każdy szczegół. Częściowo pamiętam oryginalny tekst. Ktoś kto to opracowywał tą księgę był bardzo kiepskim znawcą języka ludów Kanaan, albo zrobił to specjalnie.Macie kontakty z chrześcijanami? Tylko ktoś z nich mógł wam dać ten tekst.

— Marcja- mężczyzna zawahał się przez chwilę.

— Marcja, no tak. A co jeśli cały harem jest przeciwko władcy?

— Chcę by Aliena walczył ze mną na arenie. Chcę urządzić ogromne igrzyska, może nawet naumachię. Przedstawimy pokonanie floty Kleopatry Philopathor. Co o tym sądzisz? — mężczyzna zmienił temat, a w jego oczach widać było radość na myśl o przedsięwzięciu.

— Bravo! — Asztarte klasnęła w dłonie. Commodus zobaczył w jej oczach złość i doskonale wiedział czemu kobieta tak na niego patrzy.- Znów uciekacie od prawdy, a po za tym wasze walki na arenie to w waszym przypadku nie jest oznaka rozsądku. Kiedy miałby się odbyć te igrzyska?

— Za trzy tygodnie. Mam prośbę, czy mogłabyś pouczyć Luciusa rzucać oszczepem. Przyjdzie jutro popołudniu.

— Czyli rzeczywiście jego wola stała się rozkazem.

— Powiedzmy, że Lucilla nie miała wyboru, ale znam ją teraz zrobi wszystko by się na mnie zemścić i zniechęcić chłopca do mnie- mężczyzna powoli wstał.- Chyba czas już na nas królowo?

— Myślę, że możemy skończyć na dzisiaj. Pamiętajcie panie, najpierw Bruttia, a potem Marcja. Nienawiść Brutti jeszcze można obrócić w miłość jeśli coś zyska na waszym związku, ale niebawem będzie za późno. Potrzebujemy jej przynajmniej na razie.

— Wiem pani, choć to dziwnie brzmi z ust kobiety, która obaliła męża gdyż ten ją odtrącił.

— Nie obaliłam go, ale do tego jeszcze dojdziemy.Jednak nie wszystko o mnie wiecie cezarze- Asztarte wstała i pomogła wejść do pałacu lekko zataczającemu się cezarowi.

27

Do Asztarte księżnej Tyru, pani Egiptu,

ukochana siostro pragnę przekazać ci dobre nowiny. Kilka lat temu ty zostałaś matką następcy tronu przyszłego pana Egiptu, dnia którego piszę ten list zostałem ojcem. Moja żona urodziła córkę, nadaliśmy jej imię Sephora. Jest bardzo piękna i podobna do naszej matki. Na następcę tronu będę musiał jeszcze poczekać. Nasz ojciec podpisał długotrwałą umowę z państwem Tarshish, tak naprawdę doprowadziła do tego nasza matka, gdyż Pan Tarshish nie poważał zbytnio ojca. Pani Tyru jednak dała argument nie do odrzucenia. Państwo Tarshish zostało naszym sojusznikiem, co zapewni bogactwo nie tylko całemu naszemu państwu. Wiedz, że zawsze możesz do nas powrócić.

— Słyszeliście pani… — wykrzyknęła uradowana Thuja wchodząc do komnat swojej pani. — Ta kobieta, urodziła córkę… ma córkę… pani, jesteś najważniejszą kobietą w Egipcie, albowiem masz syna, a ta kobieta wkrótce przestanie się liczyć.

— Póki żyje będzie się liczyć- Asztarte lekko wzdychnęła.- Musiałoby wydarzyć się coś, co zachwiałoby wiarą władcy w jej uczucie. Wątpię by była tak głupia by znaleźć sobie kochanka, a po za tym to, że urodziła córkę nie oznacza, że kiedyś nie da mu syna.

— Myślę, że wypada pogratulować Wielkiej Małżonce Królewskiej- powiedziała służka do swej królowej.

— Zdecydowanie, to nie może czekać

Asztarte udała się wraz ze swoją służką do komnat Wielkiej Małżonki, aby zgodnie z panującymi zasadami pogratulować narodzin dziecka. Już od jakiegoś czasu Nefertiti przebywała wraz ze swoim mężem w jednej części pałacu, co było swoistym novum w haremie. Nawet królowa Teje wolała mieć swój oddzielny budynek w haremie niż mieszkać w jednych komnatach z władcą niczym plebs. Asztarte zapomniała jednak założyć bransolety na rękę, więc wróciła do swoich pomieszczeń. Kiedy weszła z powrotem zastała szperającą w jej rzeczach służącą, którą widziała raptem kilka razy, albowiem zajmowała się głównie innymi kobietami w haremie, które nie spotykały się z władcą, a były jedynie prezentem od sojuszników Egiptu. W przeciwieństwie do swego ojca Amenhotep IV był wierny jedynie dwóm kobietom.

— Co ty tutaj robisz?! — wykrzyknęła.- Jak śmiesz! Kto cię przysłał!

— Pani… ja… — przerażona kobieta zaczęła się jąkać. Asztarte szybko zamknęła drzwi do pomieszczenia, by dziewczyna nie mogła uciec. Podeszła do dziewczyny i uderzyła ją w twarz, na tyle mocno, że z jej nosa popłynęła krew.

— Donosisz, drugiej żonie faraona- Asztarte chwyciła dziewczynę za szaty i rzuciła nią na krzesło. Dziewczyna upadła obok. Powoli podniosła się i uklękła przed królową zanosząc się płaczem.

— Pani… ja, wybacz pani. Zmusiła mnie. Nie miałam wyboru, albowiem zagroziła śmiercią mej rodziny- Asztarte przytrzymała ręką jej twarz i popatrzyła prosto w oczy.

— Już więcej jej nic nie powiesz, a ja nie ubrudzę sobie tobą rąk.Przywitaj się z Anubisem. Straże! -wykrzyknęła na cały głos, a ciemnoskórzy Nubijczycy pojawili się natychmiast.

— Tak pani- mężczyźni skinęli głowami przed królową.

— Zaprowadźcie tę kobietę do lochu i strzeżcie jej. Próbowała ukraść moją bransoletę będącą prezentem od faraona. Przyznała się także do próby zabicia księcia. To ona podłożyła skorpiona. Wezwijcie do mnie Memose i Jahmesa. Natychmiast! — mężczyźni wywlekli trzęsącą się dziewczynę z komnaty królowej.Gdzieś w tle korytarza rozbrzmiewał głos, ciągniętej siłą kobiety, która błagała o litość królową.

*

Zaczynało się już ściemniać, gdy przybył Memose wraz z Jahmesem. Królowa Asztarte odpoczywała pod baldachimem, ustawionym w ogrodzie przy stawie po upalnym dniu i schwytaniu szpiega. W końcu nie złożyła gratulacji Nefertiti, ale stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby. Wielka małżonka z pewnością ugotowała się z nerwów, gdy tylko dowiedziała się co spotkało dziewczynę. Nic nie mogła dla niej zrobić, albowiem gdy tylko Amenhotep dowiedział się o oskarżeniu o próbę zabicia Semnhkhare natychmiast wydał rozkaz zabicia służącej. Ubrana w czarną szatę zdobioną biżuterią Asztarte prezentowała się okazale siedząc na marmurowej ławie i spożywając daktyle. Mężczyźni podeszli do niej, a Memose pocałował ją w rękę.

— Witaj Memose- odpowiedziała kobieta wyrywając mu swoją dłoń z jego uścisku.

— Pani- odpowiedział mężczyzna. Królowa przez chwilę pomyślała, że nie ma w pałacu bardziej fałszywego człowieka niż Memose.

— Jahmesie- uśmiechnęła się królowa wymawiając jego imię.- Znowu dane jest nam się spotkać.

— Zaiste królowo dawno żeśmy się nie widzieli. Krążę teraz pomiędzy Tebami, a Memfis gdzie przebywa Jej Wysokość Teje.

— Mam nadzieje, że u niej wszystko w porządku.

— Owszem pani. Królowa Teje przesyła pozdrowienia.

— Przekaż jej pozdrowienia ode mnie gdy będziesz ją widział, a także to- Asztarte podała mężczyźnie list, który przykryła swobodnie leżącym na ławie zielonym płaszczem. — Do rąk własnych, oczywiście- mężczyzna porozumiewawczo się uśmiechnął.

— Mój drogi Memose, tak jak obiecałeś królowa nie urodziła syna.

— I nie urodzi go nigdy… są na to sprawdzone metody pani.

— Moja wdzięczność jest ogromna-Asztarte wstała i podarowała mu złotą bransoletę na której wygrawerowano jej postać.

— Pani, nie wiem co powiedzieć- powiedział mężczyzna nie mogąc ukryć swej radości.Asztarte zastanowiło z czego tak naprawdę może się on cieszyć.

— To znak mojej wdzięczności. Cóż jeszcze mogę dla ciebie zrobić?

— Wszystko w swoim czasie pani- odparł zagadkowo Memose co potwierdziło wszelkie obawy Asztarte względem tego człowieka.

— Dla ciebie też coś mam Jahmesie — powiedziała wyjmując identyczny prezent.

— Pani… ja, nie mogę… — Jahmes nie wiedział co ma zrobić, czy przyjąć podarunek czy go odrzucić.

— Jesteś teraz człowiekiem, który ma dojścia do więzienia. Na pewno doszły was słuchy o tym co się dziś stało- powiedziała Asztarte.

— Częściowo — odparł Jahmes.

— Rozumiem, że znaleźliście szpiega, o którym wam wspominałem pani- powiedział z delikatnym uśmiechem Memose.

— Zaiste Memose.

Jak domyślacie ta kobieta była na służbie Nefertiti. Trafiła dziś do więzienia za próbę zabicia księcia i kradzieży mej bransolety. Co prawda Jego Wysokość wydał rozkaz by ją zgładzić, ale wszyscy wiemy jak bardzo podatny jest na słowo Nefertiti. Nawet Yousef czasem nie jest w stanie nic wskórać.Chcę żeby znikła tak, jakby nigdy nie istniała i aby nasz pan nie dowiedział się o tym przynajmniej na razie, gdy już umrze nasz pan z pewnością za to podziękuje. Memose zapewne ci w tym pomoże Jahmesie?

— Pani, obydwoje zajmiemy się tą sprawą najszybciej jak się da prawda Jahmesie…

— Oczywiście ta sprawa nie może czekać. Nefertiti może próbować uwolnić kobietę.

— Z pewnością dziewczyna jest słaba i wygada wszystko na torturach, a po za tym może wykorzystać sytuację i wmówić władcy, że oskarżyłam ją za niewinność.

— Pani pozwolicie, że zostawię was samych- powiedział Memose kłaniając się nisko.

— Pozwolę Memose, pozwolę-kiedy Memose się oddalił, Asztarte wskazała Jahmesowi, miejsce koło siebie aby usiadł.

— Pani, nie wiem jak to wyrazić… — mężczyzna powiedział nieśmiało.

— Tęskniłeś za moim widokiem… widzę to w twoich oczach- odpowiedziała kobieta.

— Wiem, że nie powinienem… jesteś przecież żoną króla.

— Już tylko żoną na papierze.Masz prawo do uczuć. Przyznam ci się, że ja też tęskniłam- Asztarte pogłaskała mężczyznę po ramieniu i pocałowała go w usta. Jahmes bezwiednie odwzajemnił pocałunek.

— Nie tutaj Jahmesie- powiedziała szeptem.- Chodź ze mną-

Królowa zaprowadziła Jahmesa do zapomnianego pawilonu znajdującego się w tylnej części ogrodu. Od lat nikt nie zaglądał do tego miejsca, które powoli niszczało. Gdy weszli do środka szczelnie zabarykadowała drzwi i uśmiechnęła się do Jahmesa. Mężczyzna rozwiązał swoją przepaskę. Jego muskulatura i równe rysy twarzy, były dla niej zupełnie czymś innym niż ciało chorowitego faraona. Królowa zrzuciła czarną suknię. Oświetlona światłem księżyca wyglądała niczym bogini. Mężczyzna powoli zbliżył się do kobiety, objął ją i zaczął całować. Kochali się przez dłuższy czas, po czym oboje rozeszli się do swoich komnat.

To była niesamowita noc. Po raz pierwszy od dawna czułam się jak prawdziwa kobieta. Jahmes był bardzo namiętny i delikatny. Od dawna nie czułam się tak spełniona. Może nie był tak wyśmienitym kochankiem jak Amenhotep, ale jego przy mnie nie było. Amenhotep nie był urodziwy, ale był idealnym kochankiem. To muszę przyznać, jednak w przeciwieństwie do Amenhotepa, Jahmes był tylko mój. Mój drogi Jahmes. Wiele lat musiało jeszcze upłynąć za nim mogliśmy być razem. Z dnia na dzień kochałam go coraz bardziej, ale było inne uczucie niż to, którym darzyłam Amenhotepa. Czy kochałam ich obydwu? Czasem myślę, że tak. Choć każdego z nich w inny sposób. Następnego ranka po tej pamiętnej nocy czekała mnie dość dziwna niespodzianka. Po kilku miesiącach odwiedził mnie mój mąż. Był smutny i przygnębiony. Pocałował mnie w czoło, pogłaskał po policzku i wyszeptał: „Dziękuję ci za syna, Asztarte”, po czym podarował mi piękny naszyjnik z drogich kamieni. Patrzył się na mnie przez chwilę kilka dni później złożył mi dziwną propozycję, której nie mogłam odmówić. Kto by przypuszczał, że w jego głowie narodził się tak szalony pomysł, który miał zmienić świat.

28

— Pani, wyruszam na polowanie na kilka dni- powiedział Amenhotep wchodząc do komnat Asztarte. Siedząca przy wykonanej ze złota bogato rzeźbionej toaletce kobieta nawet nie odwróciła w jego stronę -Chciałbym byś udała się ze mną na pustynię… tak jak dawniej tylko ty i ja- mężczyzna powiedział niepewnie.

— Tylko ty i ja? Czy ja i ty wraz twoją drugą żoną? A może cały harem? Liczy jakieś kilka tysięcy kobiet, ponoć jest ich więcej niż haremie twego ojca. W czymś jednak go prześcignąłeś, ale i tak zadowalasz się towarem przejętym w spadku po nim- w Amenhotepie zawrzała krew ze złości. Asztarte udawała jednak, że tego nie widzi.

— Nie pani, tylko ty i ja. Doskonale wiesz, że harem to głównie prezenty od przedstawicieli państw powiązanych z Kemet. Bardzo niechciane prezenty.Nikt z nich nie zdaje sobie sprawę z tego, że w polityce tego kraju większą rolę odgrywa tak naprawdę jedna kobieta- roześmiał się.

— Z tego co mi wiadomo to jedynie ty panie rządzisz tym krajem. Nefertiti nie odgrywa żadnej roli oprócz bycia tłem podczas twych występów przed ludem, a zapomniałam nie ma czasu na politykę, jest płodna jak nikt, ale coś kiepsko u niej z wydaniem na świat syna.

— Asztarte! — wykrzyknął gniewnym tonem mężczyzna.

— Czyż nie mówię prawdy panie- Asztarte odwróciła się i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. Mężczyzna przez chwilę milczał.- Czego chcesz Amenhotepie?

— Mam pewien plan i potrzebuję twojej porady. Chcę obalić Karnaku, rozumiesz? Tylko ty możesz mi w tym pomóc.

— Przecież ja nie mam nic do powiedzenia w tym kraju- Amenhotep wybuchł histerycznym śmiechem.

— Nie udawaj królowo Tyru. Nie wiem jak to uczyniłaś, ale masz na dworze więcej wielbicieli niż władca.

— Wątpię panie jestem jedynie oddanym ci sługą i nikim więcej.

— Nie jesteś sługą, tego jestem pewien pani. Nigdy nią nie byłaś i nie będziesz.

— Czyż żona nie jest sługą męża?

— Asztarte, proszę...wszechpotężna Asztarte nie może być niczyim sługą.Jesteś niczym Lilith i tak wygrasz.

— Jej nikt nie dorówna. Widzę, że rozmawiacie z Yousefem o wierzeniach Kanaan. W taki razie przyjemnością spędzę z tobą trochę czasu, panie- powiedziała Asztarte z lekkim sarkazmem i pocałowała Amenhotepa w rękę, tak jak to robią słudzy zawezwani przed oblicze władcy- Ja też stęskniłam się za tobą — uśmiechnęła się.

— Uszczęśliwiłaś mnie pani, bałem się, że nie będziesz chciała.

Typowe pustynne lato odznaczało się tym, że większość dni była bardzo ciepła. Królowa Asztarte tak jak obiecała, wybrała się ze swoim mężem na pustynię egipską. Para wyruszyła wcześnie rano złotym rydwanem, by uniknąć najgorętszych pór dnia. Faraon miał na sobie tylko przepaskę, a jego tors zdobił bogaty złoty naszyjnik ze skarabeuszem. Na głowę założył koronę «Podwójnego Egiptu», co robił dość rzadko podczas wypraw poza miasto. Królowa natomiast ukazała się gwardzistom i swemu władcy w egipskiej koronie w kształcie węża oraz brązowej sukni typowej dla Ziemi Kanaan. Jej ramiona i ręce ozdabiały złote bransolety. Twarz zdradzała jednak smutek. Asztarte nie była zadowolona z faktu, że zostawia księcia samego, a tym bardziej z wyprawy na pustynie wraz z mężem. Choć przemierzali pustynie i rydwan wzbijał potężny kurz oboje przypominali bogów, za którymi podążali w pewnym odstępie na rydwanach wierni gwardziści. Dopiero po kilku godzinach faraon zatrzymał pojazd w pewnej niepozornej skalnej dolinie aby odpocząć. Niedługo miał nadejść zmierzch. Straże rozstawiały namioty, gdy Asztarte ćwiczyła walkę na miecze z Jahmesem, który został awansowany jakiś czas temu na dowódcę straży. Nieoczekiwanie dołączył do nich Amenhotep.

— No dalej żono… pokaż co potrafisz… uderz mnie — Amenhotep rzucił się na nią z mieczem. Zaatakowana kobieta, odpowiedziała na cios uderzając go ostrzem przez ramię.

— Tylko na tyle cię stać Asztarte! — wykrzyknął Amenhotep.

— Zobaczysz na ile mnie stać- powiedziała kobieta i ruszyła do ataku. Przerażony Jahmes odskoczył na bok, a para królewska po wielu latach skrzyżowała miecze po latach. Kobieta dźgała i cięła swego męża, który z trudem bronił się przed jej ciosami zadanymi w furii. Kobieta była niczym rozjuszona bestia. Amenhotep nawet nie zauważył, kiedy podczas półobrotu ich miecze zatrzymały się na ich szyjach. W którymś momencie udało jej się zranić mężczyznę między żebrami, ale rana nie była głęboka, broniąc się Amenhotep wyprowadził cios wprost w kierunku jej twarzy. Sądził, że ostrze przejdzie obok i przecinając powietrze doprowadzi do opamiętania bestii.Nieoczekiwanie ostrze zraniło kobietę uderzając w twarz i przecinając oko. Z policzka trysnęła krew, a królowa odrzuciła głowę w tył. Spojrzała na męża z obrzydzeniem przecierając krew z policzka

— Asztarte! Wybacz nie chciałem… nie sądziłem — mężczyzna podszedł kobiety bliżej i wyciągnął rękę aby dotknąć rany lecz Asztarte cofnęła się.

— Panie, królowa będzie miała bliznę — powiedział Jahmes z przerażeniem w oczach.

— Spokojnie Jahmesie, nic mi nie jest- kobieta ponownie obtarła ręką zakrwawiony policzek.- Na tylko tyle stać się mój panie — wrzasnęła rzucając się ponownie na męża. Ich walka była zaparta. Asztarte wykonała pół obrót i wykorzystując nieuwagę męża podłożyła mu swoją nogę tak aby się wywrócił. Mężczyzna padł na plecy. Kobieta wymierzyła miecz prosto w jego serce. Stała tak chwilę nad znieruchomiałym Amenhotepem, a z jej twarzy ciekła krew. Amenhotep był przerażony wtedy nad skałami zaczęło zachodzić Słońce. Można było je ujrzeć całe jak powoli chowa się za górą wobec, której wydawało się bardzo małe. Miało krwisty kolor, a jego promienie wydawały się być dłońmi, które delikatnie głaskają wzniesienie. Asztarte patrzyła wraz z Jahmesem na zjawisko z podziwem, a Amenhotep powoli wstał.

— Spójrzcie, na to Słońce! — wykrzyknął zafascynowany władca.- Moja pani to najpiękniejsze, co kiedykolwiek widziałem- dodał z zachwytem.

— U nas mówią, że to znak od Istanu. W ten sposób obejmuje on swoich podopiecznych- wtrącił Jahmes.

— Tak słyszałam o tym, ale widziałam takie coś tylko raz, żyjąc na ziemiach Kanaan. Zaiste to znak od bogów lub jeśli ktoś woli Boga ludzi pustyni. Oni również uważają takie zjawisko za znak od najwyższego.

— Co może oznaczać ten znak? — zapytał zaciekawiony władca.

— Myślę, że bogowie wskazują ci jakieś miejsce, ale o to musisz zapytać Yousefa- odparła kobieta zakrywając ręką oko.

— A jeśli Istanu jest zły i rozgniewaliśmy go- powiedział Jahmes, który oderwał kawałek materiału ze swej szaty i podał królowej.- Panie, królowa źle się czuje! — wykrzyknął Jahmes chcąc obudzić władcęz tajemniczego letargu.

— Nic mi nie jest Jahmesie. Rana jest brzydka, ale dobrze widzę- odparła kobieta.

— Musimy przemyć ranę- powiedział Amenhotep, który wrócił z bardzo daleka.- Chodźmy do namiotu- Amenhotep nalał wody do miski i przetarł twarz Asztarte z zastygłej krwi. Rana rzeczywiście wydała się powierzchowna, choć szpeciła twarz królowej.Kiedy podano wieczerzę Amenhotep objął swoją żonę i pocałował, nie zauważył nawet jak bardzo zazdrośnie spoglądał na to Jahmes. Król cały czas rozprawiał o tym co zobaczył, z czułością spoglądając na żonę. Asztarte jednak nie odwzajemniała już jego uczuć tak jak dawniej, a patrzyła jedynie na Jahmesa.

— Musimy zapytać o to Yousefa, gdy wrócimy do stolicy. Podobno jego żona jest w ciąży. My też moglibyśmy postarać się o następne dziecko — powiedział do Asztarte faraon i objął ją czule.

— Dziś nie czuję się dobrze panie- odparła Asztarte wymigując się od przykrego obowiązku.

— Chciałbym oglądać to widowisko codziennie, a ty nie? — zapytał mężczyzna.

— To było coś naprawdę pięknego, ale dolina jest daleko od Nilu prawie na pustyni. Nie ma mowy o powstaniu tutaj niczego na dłużej. To byłoby szaleństwo- odparła kobieta, która zauważyła, że w głowie jej męża tli się niebezpieczny plan. Gdy po wielu godzinach Amenhotep zasnął, Asztarte podeszła do Jahmesa.

— Nie miałam jak wam podziękować za to, że ta kobieta zniknęła- wyszeptała.- Wybacz, że musisz na to patrzeć.

— Kiya, ja… — mężczyzna nie wiedział co odpowiedzieć. Poczuł wewnętrzną ulgę, że kobieta na koniec dnia przyszła jednak do niego.- Co z twoim okiem? — zapytał zaniepokojony.

— Nic mi nie będzie. Nie domyślasz się nawet ile ran mam na ciele. Ze swoim bratem biliśmy się cały czas. Spotkamy się niebawem, obiecuję- powiedziała trzymając jego dłoń. Bardzo chciała go pocałować, ale powstrzymała się wiedząc, że w blasku świec, ktoś może zobaczyć ich cienie. Przyłożyła jedynie palec do jego ust i wróciła do namiotu męża.

*

Amenhotep postanowił odwiedzić Yousefa w jego prywatnym domu, gdy tylko pojawił się w Tebach. Mężczyzna był mile zaskoczony wizytą, a tym bardziej widząc swojego pana wraz z pierwszą małżonką. Asztarte rozmawiała z Asenat wewnątrz pałacu, podczas gdy mężczyźni udali się porozmawiać do ogrodu.

Faraon pragnął porozmawiać ze swoim przyjacielem na osobności o tym co ujrzał na pustyni. Asenat bardzo szybko przypadła do gustu królowej. Kobieta była bystra, inteligentna i do tego dobrze wykształcona, również jej uroda była bez skazy. Małżeństwo wezyra z córką kapłana niezwiązanego z Karnaku skutecznie powstrzymywało większość wpływów potężnej upolitycznionej świątyni, ale Karnaku nie dawało za wygraną.

— Yousefie, tak naprawdę przybyłem do ciebie gdyż znów potrzebuję twojej rady, ale nie wiem jak cię o to zapytać- Amenhotep zaczął swoją wypowiedź bardzo niepewnie, albowiem bał się tego co powie Yousef.

— Domyśliłem się tego panie. Władca raczej nie odwiedza bezinteresownie swojego sługi- odparł Yousef.

— Mam nadzieje, że będą nam dane jeszcze w życiu całkowicie prywatne spotkania- Amenhotep lekko wzdychnął.- Yousefie lękam się…

— Czegoż mój panie? — zapytał Yousef siadając pod olbrzymią dającą cień palmą.- Usiądź koło mnie władco Egiptu, nie stój tak. Nie wypada by władca stał przed wezyrem- mężczyzna wskazał miejsce obok siebie swemu królowi.

— Przy tobie czasem mam wrażenie iż z wdzięczności władca powinien klękać przed swym wezyrem. Uratowałeś mnie i moją rodzinę już wiele razy- odparł faraon siadając obok Yousefa na marmurowej ławie.

— Ty również mnie uratowałeś panie z ogromnych tarapatów. Nigdy ci tego nie zapomnę. Uczyniłeś z niewolnika wezyra. Dałeś mi wszystko. Jesteś dla mnie niczym rodzina, albowiem byłeś dla mnie lepszy niż moja rodzina.

— Mówisz tajemniczo Yousefie- wtrącił Amenhotep.

— Ty również panie- słysząc to faraon się uśmiechnął do swego przyjaciela.

— Widziałem coś na pustyni, gdy opuściłem Teby wraz z mą małżonką Kiyą i Jahmesem by polować. To było coś niezwykłego Yousefie. Zatrzymaliśmy się na pustyni w dolinie pomiędzy kamienistymi szczytami. Widziałem słońce Yousefie. Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale to było coś wyjątkowego. Słońce chowało się za kamienistym wzgórzem i cały czas było okrągłe. Choć było daleko wydawało się tak blisko, że można je było pochwycić, a jego promienie… to było najbardziej fascynujące. Wyglądały jakby to były wyciągnięte ręce dotykające ziemi. Moja żona, mówiła, że w waszej kulturze to znak.

— Która żona panie? — Yousef wtrącił pytanie, na które doskonale znał odpowiedź.

— Oczywiście, że Asztarte- odparł szybko Amenhotep.

— To wcale nie jest oczywiste panie. Ktoś musi wam to powiedzieć będziecie jeszcze cierpieć przez Wielką małżonkę królewską.

— Yousefie! — wykrzyknął oburzony Amenhotep.

— Panie, ponoć zawsze chcecie słyszeć ode mnie prawdę, więc mówię ją, choć jest bolesna- odpowiedział spokojnym tonem Yousef.

— Wybacz mój gniew. Czy to słońce może coś oznaczać?

— Zaiste dla ludu pustyni to znak od naszego Boga- odpowiedział Yousef.

— Czego chce wasz Bóg?

— Wskazuje ci miejsce panie. Może to miejsce ma być symbolem twego istnienia. Tym co po tobie pozostanie. Nasz Bóg pokazał także, że jesteś jego ukochanym synem, który ma jakąś tajemniczą misję na tym świecie. Zawsze widziałem w tobie proroka panie.

— Kim jest prorok? — zapytał zaciekawiony faraon.

— To człowiek ściśle powiązany z naszym Bogiem, który ma wpływ na losy tego świata i przez którego Bóg potrafi w pewnym sensie mówić.

— Coś takiego jak wyrocznia?

— Coś dużo bardziej potężnego, ale można tak to nazwać panie- odpowiedział Yousef.- Panie z jakiegoś tajemniczego powodu odkąd cię poznałem uważam, że jesteś jednym z nas, albowiem jesteś jednym z nas choćby przez małżeństwo z królową Kiyą.

— Po co wasz Bóg miałby wskazywać mi to miejsce?

— Tego nie wiem panie, musisz to odkryć sam.

— Czy wasz Bóg jest potężny?

— Tak panie.

— A byłby w stanie pokonać naszych bogów- zapytał bardzo zaciekawiony Amenhotep.

— Z pewnością może pokonać waszych kapłanów.Czyż nie tego pragniesz najbardziej, by być wreszcie wolnym?

— W takim razie Yousefie. Może to co powiesz uznam za szaleństwo, ale założymy tam nową stolicę, a twojego Boga, uczynimy najważniejszym bogiem spośród wszystkich bogów. Tym samym stworzymy nowe centrum religijne, które stanie się przeciwwagą dla Karnaku i dzięki temu pokonamy kapłanów. Miasto nazwę Ahet-athon.

Tak, o to mój mąż stworzył pierwszą religię monoteistyczną w Egipcie, dziś znaną jako atonizm oraz rozpoczął przenoszenie stolicy do Akhet-athon. Jego plan był początkowo dobry, nie wiedział jednak z jak potężnymi siłami przyjdzie mu się zmierzyć. Niebawem miał się przekonać, że jego lud nie jest jeszcze na to gotowy. Po dziś dzień nie wiem, kogo bardziej chciał się pozbyć ze swego życia. czy byli to p kapłani i stojąca za nimi Nefertiti? Czy chciał się przypodobać mnie, a może Yousefowi i prostemu ludowi pracującemu na dobrobyt Egipcjan. Co nim kierowało? Czy rzeczywiście uwierzył w to co widział? Ja uwierzyłam dopiero tamtego dnia gdy umierał mój syn. Czy Yousef był ustami Boga, a ja jego narzędziem? Często o tym myślę i przez tyle tysięcy lat nie znajduje odpowiedzi. Ta krótka chwila zmieniła życie wszystkich, a dla mnie miała być zapowiedzią niekończącego się istnienia. Tamtego dnia została mi nie tylko blizna. Nowe miasto zostało zbudowane od podstaw. Amenhotep nie szczędził pieniędzy na nową stolicę. Jego miasto zostało zbudowane z: alabastru, marmuru i innych cennych kamieni. Wszystkie materiały do budowy miasta były sprowadzane setki kilometrów z odległych kamieniołomów. Dopiero w nadbudowie murów używano pospolitych w tym kraju cegieł mułowych. Główna Aleja Królewska biegła równolegle do Nilu z południa na północ. Pałac Amenhotepa został podzielony na dwie części: oficjalną i prywatną. Obydwie połączyła zawieszona nad ulicą kładka. Nie zabrakło też ogromnych magazynów spiżowych, których budowę nadzorował Yousef. Zbudowano również, oddzielny pałac dla mnie, dzięki temu otrzymałam więcej swobody.Na kilka dni przed oficjalnym przeniesieniem stolicy, Amenhotep przyszedł do mnie i znów złożył obietnicę, której nie mógł spełnić, ale nie obchodziło mnie to wtedy, gdyż znalazłam człowieka, któremu na mnie naprawdę zależało.

— Kiya, moja ukochana żona. Zostawcie nas samych — wskazał ręką na strażników i służbę.

— Żono… Zobaczysz… Udowodnię ci, że jesteś najważniejszą królową nie tylko dla ludu, ale także dla mnie. Kiedy nadejdzie przeniesienie do stolicy, zmienię również imię, dam tym dowód wierności tobie i twojemu ludowi z ziemi Kanaan.

W uroczystości otwarcia nowej stolicy brała udział Nefertiti i jej dwie córki. Mnie nie wolno było uczestniczyć, a tym bardziej mojemu synowi. Choć tłum skandował nasze imiona, to Amenhotep zabronił nam się pokazywać, w obawie buntu. Następca tronu miał być zapomniany. Nie pokazałam się, czekałam i obserwowałam. Miałam już wiernych ludzi. Tak naprawdę do tej wojny domowej musiało dojść, a jednym z winowajców był sam faraon, który rzeczywiście zaczął czuć się wszechwładnym bogiem. Amenhotep uczynił z tego wydarzenia swoisty teatr. Władca ubrany w delikatną złotą szatę ozdobioną srebrnym pasem, na głowie miał «Podwójną Koronę Egiptu» powoli kroczył przez nową stolicę wraz z Nefertiti. To jak bardzo ważne było to wydarzenie podkreślały założone przez niego srebrne bransolety. W naszym kraju srebro bowiem było cenniejszym kruszcem niż złoto, albowiem było go znacznie mniej. Biżuteria odbijała promienie słońca dodając parze królewskiej tajemniczego blasku. Faraon prezentował się niczym rozświetlone bóstwo. Wielka małżonka odziana była w prawie przezroczystą suknię z ogromnym dekoltem. Dodatkową ozdobą jej ciała był ogromny złoty naszyjnik. Swym bezwstydnym strojem, w którym była tak naprawdę naga, zszokowała większość Egipcjanek. Takie szaty zakładały kobiety na spotkanie w łożu z władcą, a nie podczas oficjalnych uroczystości. Nefertiti nigdy nie myślała o tym co pomyśli o niej lud, albowiem lud w jej przekonaniu był dla niej. Uważała się za bóstwo, a sposób w jaki traktował ją Amenhotep tylko tą wiarę pogłębiał.

Jego Majestat wraz z Nefertiti ustawił się w wybranym przez niego miejscu dzięki czemu spadające ze wzgórza promienie słońca wydawały się dotykać jego postać oraz szacownej małżonki. W ten sposób władca pragnął podkreślić, że jest ściśle związany z bóstwem. W tym momencie mój mąż ogłosił się synem Atona, jego jedynym prawowitym kapłanem i prorokiem.

Nie złożono ofiar z jeńców wojennych, co czyniono zawsze przy tak ważnych uroczystościach ku czci Amona, co wywołało protesty kapłanów z Karnaku. Nie złożono także ofiar z dzieci, tak bardzo popularnych również w naszych ziemiach Kanaan. Kananejczycy robili to od zawsze, ale nigdy nie robili tego Żydzi, choć potem często ich oto oskarżano. Lud pasterzy tego nie czynił, natomiast my Fenicjanie bardzo często. Jego wystąpienie było pompatyczne. Kiedy wstał z potężnego tronu swojego ojca wzniesionego na ogromnym podwyższeniu i rozłożył ręce stwierdzając, że jest ojcem Egiptu i wszyscy winni są mu posłuszeństwo zrozumiałam, że reforma musi doprowadzić do buntu. To bardzo długie przemówienie zachowało się w pamięci historii.

Od tej pory Amenhotep kazał nazywać się Akhenatonem. Choć uroczystość była pełna przepychu, a dworzanie i lud klękali przed swym panem, to słychać było szepty o braku królowej matki i jego pierwszej małżonki. Lud powoli zaczynał się burzyć, choć były to jeszcze ciche szepty pośród fałszywej wierności. Na razie jednak nasz pan był zadowolony i złudnie wierzył, że lud go kocha za rewolucję, która całkowicie zmieniła ich życie. Nawet Yousef nie przypuszczał, że Amenhotep posunie się aż do tego. Początkowo rewolucja religijna miała akceptować stare kulty, ale z czasem wszystko się zmieniło.

29

— Pani, cieszę się, że widzę cię w zdrowiu, twoja rezydencja jest naprawdę wspaniała- Memose zasiadł koło odpoczywające pod baldachimem królowej wachlowanej przez dwóch służących.

— Witaj Memose. Cóż cię sprowadza do zapomnianej królowej. Mam wrażenie, że ta rezydencja to to raczej zesłanie. Powiedz mi jak się miewa królowa Teje? — mężczyzna uśmiechnął się w ten swój tajemniczy sposób.

— Jest bardzo zaniepokojona tym co się dzieje. Rewolucja może i jest dobrym pomysłem na to aby odsunąć kapłanów z Karnaku od władzy, ale wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko. Achetaton to miejsce, w którym nie słychać szeptów ludzi, ale poza miastem sytuacja wygląda zupełnie inaczej.Nasz naród nie rozumie dlaczego Amenhotep kieruje się ku Bogu z twojej ziemi pani. Myśli, że w ten sposób chce zniszczyć naszych bogów. Zachowuje się jakby nie znał politycznych zależności.

— Widzisz Memose to nie do końca bóg z naszych ziem. Zapominasz, że religia Fenicjan jest zupełnie inna od wierzeń ludu pustyni, ale nawet i tu pojawiają się rozbieżności. Drogi Memose religia ludu pustyni jest bowiem dualistyczna, istnieje w niej kult zarówno męskiego jak i żeńskiego pierwiastka. Oprócz Elohima czczą oni również żeńskie bóstwo, które zowią Aszera. Możesz ją nazwać żoną ich boga jeśli chcesz, choć to bardziej skomplikowane. Jej kult zanika i wydaje się, że dzięki memu mężowi całkowicie zostanie zapomniany, przecież większa część Kanaan zamieszkana właśnie przez nich należy już od dawna do Kemet. Ludzie się burzą, ale może to dobrze, nasz pan chce wprowadzić pewne rzeczy zbyt szybko. Oboje wiemy jak budowano to miasto… za kilkaset lat nic z niego niezostanie.

— Wielu ludzi pochodzących ze starych rodów uważa, że faraon za bardzo lubi Lud Pustyni i bynajmniej nie chodzi tu o Yousefa.

— Jeśli przyszedłeś knuć przeciwko Yousefowi czy Ludowi Pustyni to nie znajdziesz we mnie poparcia. Ci ludzie ciężko harują na wasz dobrobyt i wykonują prace, której wy nie chcecie już wykonywać, albowiem jest zbyt ciężka. Yousef to mądry człowiek i nawet ja nie pozwolę go skrzywdzić- powiedziała bardzo stanowczo Asztarte.

— Pani twoim największym przyjacielem jest lud, a oni nie chcą Nefertiti. To ty byłaś pierwszą żoną i ty powinnaś być obok władcy na wszystkich uroczystościach. Twój syn jest jedynym następcą tronu. Tymczasem lud nie widział go od lat, a to szkodzi faraonowi. Czyż jego ojciec nie robił tego samego? — zapytał Memose.

— Doskonale znasz historię Akhenatona- odparła atak słowny królowa.- Mimo wszystko nie otrzymasz pozwolenia na knucie przeciwko Yousefowi. Tylko Safnach Paneach może powstrzymać szalone zapędy faraona. Nie mam wpływu na władcę. Czasem sobie o mnie przypomni, ale o Semenhkare nie pamięta wcale. Jedyne co chcę widzieć to jego upadek i w przyszłości mojego syna na tronie. Doczekam tych dni tego jestem pewna bez wypowiadania mu wojny.

— Pani, nawet jeśli nie uczynisz nic to i tak do niej dojdzie, ale przysięgam, że twój syn zasiądzie na tronie, a królowa Teje wróci do łask. Odkąd cię poznałem pani, tam w Tyrze wiedziałem, że jesteś stworzona do wyższych celów. Obiecałem ci coś kiedyś. Czy posiadasz dalej prezent od swojego brata?

— Zbroja, jest piękna to prawda i zakładam ją tylko kiedy trenuje z Jahmesem. Zdradź mi sekret Ai… w zamian za co udzielisz mi pomocy? Nie stanę na czele twojego powstania jako symbol za którym pójdzie lud, byś mnie potem obalił i sam sprawował władzę.

— Spotykacie się prawda…

— Tak, albowiem ja też potrzebuje trochę przyjemności, ale to nie to co myślisz Ai- Asztarte uśmiechnęła się tajemniczo do Memose.- Zmieniasz temat Ai i dalej nie wiem po co dziś do mnie przybyłeś.

— W odpowiednim momencie ci odpowiem pani- odparł szybko Memose.

— Oczywiście. Masz może wiadomości z Tyru?

— Wasz brat sprawuje z waszą matką władzę mądrze, a królestwo rozkwita. Ostatnio podpisał traktat z krajem Hatti. Zakupuje również od nich broń z nowego metalu.

— Słyszałam o nowym metalu. Zwą go żelazem ponoć jest dużo wytrzymalszy.Stanie po mojej stronie? — zapytała zaciekawiona kobieta.

— Jestem tego pewien, że kiedy zajdzie taka potrzeba świat Nefertiti runie w gruzach, a piękne pałace runą jej na głowę.

— Oby tak było Memose… oby tak było, może moje modły do Molocha zostaną wysłuchane. Jego Majestat nie jest już człowiekiem, którego kiedyś znałam. Wybacz Memose, ale nie udzielę ci rad- powiedziała kobieta udając smutek po stracie męża.

— Pani, przyszedł Jahmes! — służąca zapowiadająca gościa przerwała rozmowę, która tak naprawdę do niczego nie prowadziła, albowiem każde z rozmówców ukrywało swoje myśli.

— Wprowadź go! — Asztarte rozkazała kobiecie.-Następnym razem kiedy przyjdzie Jahmes, nie przychodź z zapytaniem, lecz po prostu go wpuść.

— Memose dołącz do nas, będziemy mogli porozmawiać o naszych wspólnych przyszłych planach. Zapraszam do ogrodu Ai. Wiesz, że masz zadatki na bycie dobrym władcą.

— Ty pani również, choć po dziś dzień nie wiem czemu czasem nazywasz mnie Ai.

— Ja również odpowiem ci w swoim czasie Memose. Wiedz, że masz moje pozwolenie na obalenie Nefertiti, ale jeśli zniszczysz kogoś więcej stanę przeciwko tobie. Jestem już dojrzałą kobietą i wiem dlaczego wybrałeś Tyr. Wiem dlaczego zaszantażowałeś mego ojca Memose- mężczyzna spojrzał na kobietę swoimi przerażająco pustymi oczami, które nie

pokazywały żadnych uczuć. Asztarte wiedziała już wszystko.

*

— Dlaczego sądziłaś, że rewolucja Akhenatena musiała upaść? Przecież monoteizm tak naprawdę wygrał. Nawet my rzymianie już od wielu wieków mamy potężny pantheon bóstw, ale każdy z nas czci tak naprawdę jednego wybranego przez siebie boga- zapytał zaciekawiony Commodus, który siedział obok Asztarte na ławce w ogrodzie.

— Amenhotep początkowo odznaczał się tolerancją dla starych wierzeń. Oczywiście jeśli chciałeś zostać na dworze i mieć wpływy było lepiej widziane gdy stałeś się wyznawcą jego religii, ale z czasem jego postępowanie się zmieniło. Kazał niszczyć świątynie dawnych bóstw i ich wizerunki. Utworzył specjalną policję, która chodziła po domach i sprawdzała, czy ktoś nie ma przypadkiem wizerunku jakiegoś bóstwa. Kary za to były surowe. To musiało zniechęcić ludzi nawet jeśli poczuli ciekawość do nowej religii. Nie wysyłał kapłanów by nauczali o nowej religii, a policjantów by aresztowali cię za to, że nie wierzysz w coś o czym nie masz pojęcia. Ludziom nie było tak naprawdę dane poznać tej religii, być może wtedy sytuacja potoczyłaby się inaczej.

— Dlaczego aż tak zmienił swoje postępowanie? Co go do tego zmotywowało?

— Nie co, a kto. Jej Wysokość poczuła się żoną boga. On sam nigdy by nie dopuścił do takiej sytuacji. Władca z czasem scedował władzę w tej kwestii w jej ręce, a sam uciekł od problemów do haremu. Potem gdy już wyrzucił tą piękność z pałacu powrócił do władzy, ale było już za późno by naprawić wiele rzeczy. W owym czasie bunt podniosła Nubia, która wykorzystywała od wieków każdy pretekst do buntu. Władca próbował załatwić sprawę pokojowo, ale na niewiele się to zdało.

— Władca czy ty? — Commodus roześmiał się.

— Akhenaten wysłał ogromne dary do Nubii by kupić ich namiestnika. Dziś sądzę, że człowiek ten działał za namową królowej Teje. Moja decyzja o wysłaniu najemników pomogła na jakiś czas wyciszyć tę sprawę.

— Był tak ślepy iż nie zauważył, że zdradza go pod własnym dachem z rzeźbiarzem? — Commodus stał się coraz bardziej dociekliwy.

— W tym okresie niewiele chciał wiedzieć, wolał bawić się w rodzinę niczym zwyczajny chłop zapominając, że jest władcą. Na początku reformacji kiedy Yousef miał na niego jeszcze wpływ rzeczywiście wszystko dobrze się zapowiadało. To Yousef podsunął mu pomysł odnośnie kolejnej wyprawy do Punt- odparła kobieta.

— Mamy dziś piękne niebo królowo. Widać wszystkie gwiazdy. Sądzisz, że to zaklęte dusze wielkich władców? — powiedział Commodus patrząc w niebo- Spójrz to Castor i Polux, słynne bliźnięta.

— Kto wie panie- odparła kobieta spoglądając ukradkiem na mężczyznę.

— Jutro w senacie chcę przedstawić nową ustawę odnośnie gwarantowanych cen żywności, dzięki temu ubodzy nie będą się tak musieli martwić się o swój byt- powiedział mężczyzna.

— Zdajecie sobie panie, że prawo godzi…

— W patrycjuszy- dokończył za nią Commodus.- Zdaję sobie doskonale z tego sprawę i wiem, że w przyszłości dojdzie do spekulacji cen żywności. Oni zrobią wszystko by ukazać mnie w złym świetle. Wiesz, że grób Nerona odwiedzali prości ludzie, a to patrycjusze stworzyli mit potwora.

— Wiem i obawiam się, że możecie skończyć jak Neron- powiedziała ze smutkiem kobieta.

— Nawet jeśli to warto spróbować zapewnić wszystkim obywatelom taki poziom życia by nie musieli się martwić o to co włożą jutro do garnka. Może ja też pragnę być drugim Akhenatenem i odciąć kapłanów od wpływów- Commodus uśmiechnął się do Asztarte.

— Wiecie jak to się skończy cezarze. Znacie jego historię- słysząc to mężczyzna kiwnął głową.

— Potem wyprawimy igrzyska z naumachią tak jak mówiłem- mężczyzna z radości klasnął w dłonie.

— Błagam panie! Niech was nie kusi by w nich wystąpić. Nie będę was mogła ochronić- kobieta ścisnęła rękę Commodusa i popatrzyła mu prosto w oczy błagalnym wzrokiem.

— Czyżby królowa Asztarte się obawiała, że mnie straci? — zapytał z przekąsem Commodus.

— Królowa Asztarte nie chce pochować kolejnej osoby, którą powierzono jej opiece.

— Naprawdę zawarłaś pakt z Molochem by pomógł obalić Akhenatena? — zapytał mężczyzna wykrzywiając twarz w złośliwym grymasie.

— Nigdy nie tyczyło się to Akhenatena. Musiałam chronić najcenniejszą osobę jaka była przy mnie… Semenkhkare. Zrobiłbyś to samo dla Luciusa, doskonale to wiem.- wyraz twarzy Commodusa się zmienił. Mężczyzna nic nie odpowiedział, wiedział, że Asztarte ma racje.

— Udam się na spoczynek królowo. Jutro przybędzie Lucius- mężczyzna zmienił temat i powoli wstał.

— Jeśli będziecie czegoś ode mnie potrzebować, wiecie gdzie jestem.

— Czy wojownik Aliena zechce wziąć udział w igrzyskach?

— Sami go o to zapytajcie panie.

— Zapytam pani- powiedział Commodus na odchodne zostawiając Asztarte samą w ogrodzie. Gdy tylko mężczyzna odszedł niczym cień zza drzew wyłonił się Asger.

— Masz coś dla mnie? — mężczyzna podał kobiecie kartkę.

— Spalcie to dla waszego bezpieczeństwa i powiedźcie cezarowi, że wystąpię, ale pod warunkiem, że wy zasiądziecie obok niego mam pewien plan.

— To wspaniałe wieści Asger- Asztarte wskazała na kartkę papieru.- Dzięki temu możemy przedłużyć życie Commodusowi utrzymując go na tronie.

— Przynajmniej wiemy kim on jest, ale stoi za nim połowa miasta. Nie zapominaj, że Perennis i Pertinax mają swoją armię. Nie przedłużysz mu życia, królowo, albowiem jego otoczenie nienawidzi go za to, że w ogóle istnieje. Cokolwiek by nie zrobił i tak ocenią to źle.

— Doskonale o tym wiem Asger. Commodus powiedział mi dzisiaj coś ważnego, o czym zupełnie zapomniałam. W Rzymie był już władca, który sfingował swoją śmierć. Ja też znałam kobietę, która to zrobiła. Commodus z pewnością któregoś dnia będzie musiał ustąpić z tronu, ale może dożyć swoich dni spokojnie.

— Najpierw trzeba zlikwidować… -mężczyzna zaczął mówić, ale kobieta zasłoniła mu usta.

— Nie tutaj, królewskie pałace mają to do siebie, że wszędzie jest jakiś szpieg. Zrobimy to za kilka dni, nieprawdaż. Musisz mi pomóc jeszcze w czymś niech Galus skontaktuje mnie z nadwornym lekarzem Galenem. Zarobiłeś już na co najmniej kilkuset wojowników- Asztarte spojrzała wymownie na stojącego obok niej człowieka.

„...czas wojny i czas pokoju…”

1

Ludus Magnus było największą szkołą gladiatorów w mieście Rzym, ale też pełniło rolę więzienia dla niektórych skazańców, którzy poprzez bycie gladiatorem mieli odkupić swoje winy. Ogromny kompleks bogato dekorowany marmurem był połączony podziemnym przejściem z samym Colosseum. Gladiatorzy trenowali w obrębie kompleksu, na którym znajdowała się arena do ćwiczeń. Ci którzy byli najbardziej utytułowani zajmowali dość przestronne pomieszczenia. Królowa Asztarte nigdy nie przebywała w żadnej ze szkół, albowiem była bogatą, wolną kobietą. Gladiatorka z Dover walczyła, bo to lubiła. Jeszcze nie pojawiło się słońce na horyzoncie, gdy kobieta w pełnym rynsztunku z zasłoniętą twarzą bogato zdobioną maską udała się do szkoły, by potwierdzić swoje przypuszczenia i przyjrzeć się pewnemu człowiekowi. Nie chciała być rozpoznana w tym miejscu do czego z pewnością by doszło, gdyż całe miasto huczało o tym, że cezar ma w pałacu słynną gladiatorkę. Strażnikowi stojącemu przy wejściu podała sakiewkę pełną złotych monet, która szybko otworzyła wejście do wewnątrz obiektu. Na mężczyźnie nie zrobiło to większego wrażenia, albowiem był to częsty proceder w tym miejscu. Robiły tak nobliwe damy, by zakosztować rozkoszy z gladiatorami, o których krążyły w tych kwestiach legendy. Wiele z nich również by nie zostać rozpoznanym zasłaniało twarz. Ta swoista prostytucja była dodatkowym bardzo dochodowym zarobkiem tego miejsca. Nocą i nad ranem przybytek zamieniał się w burdel dla bogatych dam i mężczyzn. Kobieta niczym cień przemieszczała się pomiędzy kolumnadą arkad by na własne oczy zobaczyć to po co przyszła. Nie musiała długo czekać, albowiem tak jak przekazał jej Asger tajemnicza kobieta opuściła pokój gladiatora gdy zrobiło się jasno. Asztarte podeszła bliżej i spojrzała przez wąskie okno by przyjrzeć się mężczyźnie. Odurzony jakimś środkiem mężczyzna wyciągnął rękę w geście zaproszenia do środka, ale kobieta szybko czmychnęła. Uradowana odwiedziła Galusa, a potem wróciła do pałacu, gdzie Asger trenował już Luciusa pod czujnym okiem Commodusa komentującego każdy ruch. Cezar wrócił już jakiś czas temu z senatu i próbował odreagować niemiłe dla niego chwile. Na widok Asztarte chłopiec serdecznie się uśmiechnął. Kobieta pomachała do chłopca. Weszła do pałacu by schować u siebie ukrytą pod płaszczem maskę i zabrać bogato zdobiony kołczan z dziridami. Odczekała chwilę, by mieć usprawiedliwienie i wróciła do mężczyzn.

— Sądziłem, że podejdziesz do nas od razu- powiedział cezar z lekkim wyrzutem.

— Musiałam się ochłodzić. Dziś jest bardzo gorąco- odparła kobieta i uśmiechnęła się tajemniczo do Asgera.

— Gdzie byłaś? — cezar zrobił się coraz bardziej poirytowany.

— Panie, to pytanie powinniście zadawać kobietom ze swej rodziny, a przede wszystkim auguście, jednak nie mnie. Nie przypominam sobie bym była waszą kobietą- odpowiedziała kobieta i pogłaskała cezara po brodzie.

— Przepraszam. Nie powinienem- Commodus ewidentnie nie wiedział co powiedzieć. Po chwili zastanowienia odkrył, że po raz pierwszy od dawna kogoś przeprosił. Gdy żył ojciec musiał to robić, albowiem ten go bił z byle powodu, w ten sposób nauczył się nikogo nie przepraszać, a przy tej obcej kobiecie coś się zmieniło.

— Przytrzymajcie to panie- zwróciła się do Commodusa jak gdyby nic się nie stało i podała mu kołczan.

— Co to takiego? — zapytał zaciekawiony mężczyzna, który nie widział wcześniej takiej broni.

— To rodzaj broni, którą używa się podobnie jak oszczep. Pochodzi z bardzo daleka. W przeciwieństwie do oszczepu można nią miotać podczas jazdy konnej czy chociażby siedząc na drzewie.

— Luciuszu pokażę ci coś co zabraniają stosować na arenie, a może okazać się bardzo użyteczne podczas walki.- kobieta podeszła do ćwiczącego z Asgerem chłopca.

— Asgerze mogę wziąć od ciebie oszczep? — zwróciła się do mężczyzny, który podał jej broń.- A teraz patrz i się ucz. Zamierzam trafić dokładnie w to drzewo- kobieta wskazała palcem na odległy punkt w ogrodzie.- Odsuńcie się! — wykrzyknęła rysując na piasku grotem koło na środku, którego stanęła. Niczym posąg przez chwilę stała w miejscu przyglądając się oddalonemu punktowi. Chwyciła oszczep tak by jego większa część wraz z grotem znalazła się za jej plecami i oparła się na jej przeciwległym ramieniu. Uśmiechnęła się do chłopca i zaczęła kręcić się w kółko niczym zaczarowana księżniczka, po czym wypuściła broń, która trafiła idealnie w środek drzewa. Chłopiec zaczął bić brawo, a zafascynowany nową bronią Commodus dołączył do niego po chwili, by za chwilę wrócić do cudownego nowego wynalazku.

— Trafił idealnie pod kątem prostym! — wykrzyknął zachwycony Lucius.

— Zgadza się. W ten sposób zawsze trafisz idealnie pod tym kątem, ale musisz uważać by nie zranić siebie i tych, którzy stoją obok chyba, że ich też chcesz zranić- kobieta nachyliła się do chłopca i pogłaskała go po głowie mierzwiąc mu włosy.

— Mam coś dla ciebie- wyciągnęła rękę w stronę cezara, który zafascynowany nową bronią nie zauważył gestu kobiety.

— Panie! — ryknęła niczym lwica z lekką nutą dezaprobaty dalej stojąc plecami do cezara, który bawił się nową zabawką niczym dziecko.- Dla was też coś takiego sprowadzę, a teraz proszę chciałbym móc wręczyć prezent, który przeznaczony jest dla Luciusa- Asztarte wymownie podkreśliła imię chłopca.

— Tak, oczywiście- obudzony z letargu Commodus podał jej broń do ręki.

— To dla ciebie- powiedziała kobieta wręczając chłopcu broń.- Nazywają to dzirid. Pochodzi z krajów nie należących do Imperium. Używa się go tak samo jak oszczepu, z tą różnicą, że dzięki temu iż jest krótki możesz go używać podczas jazdy konno czy choćby miotając nim we wroga gdy siedzisz na drzewie. Jeśli chcesz mogę ci pokazać na czym polega tajemnica takiego rzutu oszczepem i jak używać dziridu?

— Z przyjemnością- odparł uradowany chłopiec, a Asztarte rozpoczęła lekcje, do której wkrótce dołączył do nich Commodus.

*

Minęło kilka lat. Udało mi się opanować sytuację w Nubii, która tym razem nie odłączyła się od kraju. W swoim pałacu spędzałam czas z Jahmesem i wraz z Yousefem naprawiałam w tajemnicy to co psuł Jego Majestat. Przez krótką chwilę Egipt wydawał się naprawdę krajem dobrobytu. Mieliśmy pełne spichlerze, a kraje zabiegały o dobre stosunki dyplomatyczne z nami. Wszystko jednak zaczęło się zmieniać po tajemniczym zamachu na życie mego małżonka. Na szczęście nieudanym. Akhenaten stał podejrzliwy i wszędzie widział spisek, głównie tam gdzie go nie było. Prawdą jest, że ktoś pragnął śmierci władcy i to była osoba bardzo mu bliska. Była to sama Wielka małżonka królewska, która również później próbowała przejąć władzę. W owym czasie wdała się już w płomienny romans. Wierni ludzie Akhenatena próbowali delikatnie oświecić swego pana na próżno. Amenhotep IV wierzył, że to Karnaku zleciło jego zabójstwo, które tymczasem siedziało cicho jak na wprawnych polityków przystało, czekając na odpowiedni moment i pretekst do wojny. Prawda jest taka, że władca sam dostarczył im pretekst do rebelii.Amenhotep zaostrzał coraz bardziej prawa religijne, co nie spodobało się zwykłym śmiertelnikom. Początkowa tolerancja kultu zamieniła się w ostracyzm tych, którzy choćby ośmielili się mieć dzban w kształcie jakiegoś dawnego bóstwa. Achetaton przynajmniej oficjalnie było miastem, w którym wszyscy wierzyli w Atona, powód tego był oczywiście prosty dzięki nowej religii i zmianie imienia mogli utrzymać wpływy na dworze. W tym mieście władcy nie interesowało w co wierzą zwykli ludzie. Wyjaśnienie tego jest oczywiście proste. Akhenaten bał stać się więźniem własnego miasta. Ludzi naprawdę fascynowała ta religia, jednak nie zamierzali przy tym rezygnować ze swoich dawnych kultów. Dzięki rewolucji zaczęli też przyjaźniej patrzeć na przybyszy z Kanaan.

Pozornie rewolucja dawała pomyślne efekty, ale im dalej od Achetaton tym było gorzej, albowiem wiedza o nowej religii nawet nie doszła do wielu prowincji. Do regionów graniczących z Tyrem wiedza o atenizmie nie zdążyła nawet dojść. Kapłani kultu mieli oczywiście inne zdanie i jak wszyscy ci, którzy zmieniają religię na nową i zbyt bardzo w nią wierzą stali się fanatykami. Z ogromną przyjemnością gnębili tych co wierzyli w co innego. Zgodnie z przepowiednią Yousefa nadeszło siedem lat suchych. Był to doskonały pretekst do buntu i zarazem końca epopei,,«dobrego i życzliwego faraona»'”, który tak naprawdę nigdy nie rządził i nie istniał, albowiem robiły to za niego kobiety. Ja coraz częściej miałam koszmary. Widziałam ognistego ptaka i wszędzie stosy trupów w morzu krwi. Wtedy zaczęłam odprawiać modły do najbardziej tajemniczego bóstwa jakiego znałam z Fenicji samego króla Melkarta, którego lud pasterzy nazwał Molochem.

2

W ogromnym ogrodzie z licznymi palmami i drzewami owocowymi ubrana w bogato zdobioną zieloną szatę królowa Asztarte przechadzała się rozmawiając o sprawach państwowych z Jahmesem, który również zaczął się ubierać w tradycyjne szaty Fenicjan, a nawet zapuścił delikatną brodę wzorem ludów z ziem Kanaan. Wysoki młody chłopak o rysach bardzo podobnych do władcy Egiptu, lecz dużo delikatniejszych, spacerował wraz z nimi. Choć był bardzo młody i ubrany jedynie w przepaskę oraz złote sandały, prezentował się jak na przyszłego władcę Egiptu przystało, ale jego również odróżniało coś od większości Egipcjan. Książę Semenkhkare dorósł i nosił piękne długie do ramion ciemne włosy, podczas gdy zranione oko jego matki stało się bardziej białe. Semenkhkare traktował Jahmesa jak ojca i tego nie ukrywał, albowiem Amenhotepa nie widywał wcale. W pewnej chwili rodzinną sielankę przerwała ukazująca się w oddali ubrana na biało postać. Przystojny mężczyzna z tradycyjną chustą egipskiego notabla nemes powoli zbliżał się dumnym krokiem.

— Witaj pani… witaj Jahmesie, słyszałem, że zostałeś osobistym strażnikiem naszej królowej- powiedział Yousef uśmiechając się kątem ust. — Semenhkhare dobrze cię widzieć w zdrowiu, nasz lwie-dodał i delikatnie skinął głową.

— Witaj Yousefie — odpowiedział chłopak.- Wiesz, że nie musisz przede mną się kłaniać wezyrze. Niewielu mam przyjaciół w pałacu.

— Ostatnio mam wrażenie, że nie jestem mile widzianym gościem w pałacu- odpowiedział Yousef lekko wzdychając.- Pani muszę się spotkać z faraonem, przyprowadziłem również swoich synów, czekają przy mniejszym basenie.

— Yousefie jak na pewno wiesz nie widuje naszego pana od dłuższego czasu.Jego ostatnim darem dla mnie jest ta twierdza. Takie luksusowe więzienie- kobieta delikatnie parsknęła śmiechem.- Oczywiście mogę również prowadzić korespondencję z rodziną i królową matką, o której Amenhotep w ogóle nie pamięta.

— Pani obydwoje wiemy, że choćby dzięki tej korespondencji prowadzisz politykę w zaciszu tego pałacu. To bardzo ważne- w oczach Yousefa widać było strach.- Nie możemy już dłużej czekać i akceptować jego oddalania się od tronu, chodzi również o królową matkę. Teby się zbuntowały! — wykrzyknął podenerwowany mężczyzna.- Pisałem już kilka razy do naszego pana petycje w sprawie spotkania, ale moje listy nie docierają do niego. Nie mam odpowiedzi. Zupełnie jakby ktoś je ukrywał przed nim.

— Yousefie, w tym gronie możemy być ze sobą szczerzy- powiedziała kobieta i poklepała mężczyznę po ramieniu.- Wiesz doskonale, kto to robi. Bunt będzie świetną okazją do ataku ze strony Mitanni.

— Nie odważy się! — wykrzyknął Yousef.

— Wiesz, że się odważy. Cała stolica wie o jej romansie, ale wszyscy ukrywają to przed władcą- mężczyzna spojrzał na nią ze zdziwieniem.

— Nie mów, że nie wiesz? Jednak moje źródła są lepsze- Asztarte uśmiechnęła się do Yousefa próbując rozładować jego napięcie, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że sytuacja jest poważna.

— Tak jak przypuszczaliśmy, kapłani wykorzystają suszę jako pretekstu by podburzyć lud. Zawsze mu powtarzałem, że o ile jego religia jest zrozumiana dla nas, tak nigdy nie będzie zrozumiana dla jego ludu. Gdyby chociaż kontynuował politykę tolerancji, ale on po zamachu zaczął palić ludziom domy, choć powinien spalić ją- wykrzyknął Yousef silnie gestykulując rękami.

— Matko… — książę uśmiechnął się błagalnym tonem.

— Tak mój lwie- odpowiedziała ciepłym głosem kobieta.

— Jeśli pozwolisz chciałbym się oddalić, by spotkać się z synami Yousefa. Nie chcę brać udziału w rozmowach politycznych.

— Jak sobie życzysz- Asztarte pogłaskała swego syna po policzku i wskazała mu drogę.

— Królowa matka jest zagrożona. Jeśli powstanie wybuchło w Tebach z pewnością dotrze Memfis — kontynuował Yousef.- Pani… wydaje mi się, że twój syn nie jest zainteresowany władzą.

— Mój syn chyba podobnie jak ja bardziej kocha Tyr. Chciałby walczyć i muszę przyznać, że wyrósł na dobrego wojownika. Pragnie brać udział w polityce tak jak kiedyś jego ojciec. Jego prośby i błagania odbijają się niczym echo, zupełnie jak wiele lat temu odbijały się prośby jego ojca. Ty także pamiętasz te czasy? — Yousef kiwnął głową.- Mój syn interesuje się więc wyłącznie polityką Tyru, a o tym kraju postanowił zapomnieć. Nie mam takich wpływów jak Teje. Teraz liczą się tylko córki najwyższej kapłanki nowego kultu. Naszej drogiej bogini, która przybyła z daleka i spłodziła te potworki z mym mężem.

— Nawet ja nie mam na niego już wpływu- w głosie Yousefa słychać było ubolewanie.

— Yousefie nie musisz mnie za to przepraszać. Nasz władca ma miliony kompleksów i stąd biorą się jego problemy, które niestety przekładają się na państwo. Nie jesteśmy w stanie zbawić jego… jak wy to mówicie… ducha. Co tak naprawdę cię sprowadza Yousefie? — kobieta spojrzała mężczyźnie prosto w oczy.

— Pani, doszły mnie wieści, że w Tebach burzą wizerunki i świątynie nowego bóstwa, każdy kto ma choćby jakiekolwiek przedmioty związane z nowym kultem ginie. Oko za oko. To miasto jest praktycznie już całkowicie niepodległe. Władza naszego pana tam nie sięga.

— Państwo w państwie- powiedziała ze smutkiem Asztarte.- Musiało do tego dojść.

— Nie mogę z nim rozmawiać na ten temat w pałacu, gdzie wszędzie są szpiedzy. Muszę pozmawiać z nim o tym w bezpiecznym miejscu. Błagam cię, sprowadź do siebie króla, a ja w zamian znajdę ludzi, którzy zbiorą dowody przeciw Nefertiti.

— Co sądzisz, o tym Jahmesie? — Asztarte uśmiechnęła się szelmowsko do Jahmesa.

— Król powinien wysłać wojsko do Teb- odpowiedział krótko mężczyzna.

— Tak to oczywiste, ale ten król nigdy nie wyśle wojska, albowiem za wszelką cenę pragnie pokoju- powiedziała Asztarte z przekąsem.

— Tu już nie ma czasu pertraktacje, a tym bardziej na pokojowe rozwiązania. Władca musi pokazać, że jest władcą- powiedział stanowczo Jahmes.

— Miną tygodnie za nim spotkam się z władcą- Asztarte zaczęła pstrykać nerwowo palcami.- Yousefie, czy jesteś wstanie jakoś zdobyć pieczęć naszego pana?

— Pani… to… — Yousef zaczął się wahać.

— Zdobądź pieczęć, a ja wyśle wojska do Teb, albo przynajmniej do obrony Memfis.Skoro ten władca i tak nie wie nic o byciu władcą… a potem postaram się w imieniu mojego syna zaprosić naszego pana na ucztę, choć wątpię, żeby Semnkhkare pragnął oglądać tego, który go spłodził. Nic więcej nie mogę- Asztarte rozłożyła ręce.

— Pani, muszę wracać do żony, obiecałem jej. Dzisiaj jest dla nas wyjątkowy dzień- Yousef mówił to z trudem, a jego policzki zaczęły się rumienić.

— Wiem to wasza rocznica ślubu.

— Pamiętałaś pani- powiedział z zachwytem.

— Posłaniec już pewnie dostarczył ode mnie prezent do waszego domu. Chłopcy mogą zostać z Semnkhkare, jeśli będą chcieli mogą tu nocować. To może być dobra odskocznia dla waszego związku.

— Nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobiłaś- Yousef uścisnął Asztarte za rękę.

— Dzięki tobie mam syna, zrobiłeś dla mnie dużo więcej…

— Zdobędę tą pieczęć, choćby miało mnie to kosztować głowę i uświadomię mu z kim mieszka pod jednym dachem.

— To co zrobimy rzeczywiście, może doprowadzić do utraty naszych głów, albo ocalić Egipt. Uważaj na siebie Yousefie- powiedziała kobieta do Yousefa, który wykonał ukłon i powoli się oddalił.- Nigdy nie ośmielił się zmniejszyć tego dystansu pomiędzy nami- powiedziała kobieta z nostalgią.

— Ja też już pójdę- powiedział Jahmes.

— Jahmesie ty zostań proszę. Chciałabym z tobą porozmawiać na osobności.

— Dobrze pani- odpowiedział żartobliwie Jahmes.

— Niemów tak do mnie! — kobieta wykrzywiła twarz w geście dezaprobaty.

— Nie podoba ci się? — zapytał drocząc się z kobietą.

— Wiesz, że nie- kobieta skradła mu pocałunek.-Przejdziemy się w kierunku mojego syna. Wiesz, że oboje jesteście najważniejszymi mężczyznami w moim życiu.

— Asztarte… ja...mnie nigdy nie powinno tu być.Jestem tylko najemnikiem z Hatti.

— Ale jesteś, więc miałeś być. Tak miało być- Asztarte objęła go i pocałowała.

— Będziesz kimś więcej- wyszeptała mu do ucha.- Od jakiegoś czasu pragnę ci powiedzieć, że po wielu latach zostanę znowu matką. Wahałam się bardzo długo, ale musisz o tym wiedzieć.

— Kochanie! Najpiękniejsza kobieto w całym Egipcie- Jahmes rzucił się na szyję Asztarte i czule ją pocałował, jednak po chwili radości jego twarz diametralnie zmieniła swój wyraz. — To i tak będzie jego syn, to nigdy nie byłoby możliwe nawet w Tyrze. Ty nie jesteś zwykłym człowiekiem.

— Przynajmniej przez jakiś czas nasz pan będzie musiał tak myśleć, ale wątpię żeby go to interesowało.

— Posłuchaj musisz się z nim spotkać… zaciągnąć go do łoża, sama wiesz jaki jest chwiejny..jeśli on… on cię zabije, gdy odkryje prawdę- powiedział mężczyzna mocno obejmując Asztarte.

— Puść mnie, bo zrobisz my krzywdę- powiedziała kobieta.- Zdaje sobie z tego sprawę. Miałam czas by przemyśleć wszystkie warianty. Zrobię, to co będzie konieczne. Nie bój się. Teraz muszę porozmawiać z synem. Semnkhkare musi wiedzieć. Tego się nie ukryje.

— A co jeśli powie ojcu? — zapytał przerażony mężczyzna.

— Nie powie. Tego możesz być pewien Semenkhkare nie cierpi ojca- para zastała księcia siedzącego na małej łódce przybitej do brzegu stawu.

— Synu, Efraim i Manasses poszli również z ojcem?

— Tak matko. Yousef uważał, że mimo wszystko dla twej osoby tak będzie lepiej.

— Jamesie można wiedzieć czemu się uśmiechasz- zauważył Semenhkhare, albowiem Jahmes mimo wszystko nie potrafił ukryć radości.

— Musimy porozmawiać książę- powiedziała Asztarte siadając na brzegu stawu.

— Już się boję, kiedy tak do mnie mówisz- chłopak się uśmiechnął.

— Po pierwsze musisz wykazać się jako przyszły władca. W Tebach wybuchł bunt, wraz z Yousefem potrzebujemy twej pomocy by posprzątać tą sprawę, przynajmniej na jakiś czas. Nadszedł twój czas. Zrozum mnie dobrze. To doskonały moment by wypowiedzieć wojnę królowej.

— Matko ja nie chcę… — w głosie młodzieńca słychać było dezaprobatę.- Nie nadaję się do tego. Te wszystkie manipulacje, dwór, ojciec, kapłani, te prywatne wojenki, to…

— Zdaj sobie sprawę z tego, że to jedyna droga abyś przeżył, rozumiesz to! — powiedziała stanowczo kobieta.- Kwestią czasu jest kiedy Nefertiti rozkaże cię zgładzić. Nie ma innej drogi, albo oni albo my. Tak to funkcjonuje od wieków- Asztarte przesunęła się w stronę syna i objęła go jedną ręką.- Nie mamy innego wyboru- wyszeptała.

— Jahmesie musimy znaleźć dowody przeciwko Nefertiti. Masz różne szemrane znajomości. Nie patrz tak mój drogi, przecież wiem to i aprobuje, takie znajomości też dają władzę. Mogę was obydwóch przytulić? — Asztarte wskazała ręką miejsce obok siebie Jahmesowi. Mężczyzna usiadł koło niej, a kobieta objęła go drugą ręką.

Niestety tamten syn miał mieć tragiczne życie. Miał być wyniesiony na tron, ale jego upadek był tragiczny. Był ostatnim prawowitym władcą z osiemnastej dynastii. Kilka tygodni później Amenhotep został ranny podczas polowania na lwy. Nigdy nie potrafił zmierzyć się z lwem i nie wiem czemu to robił. Ponieważ do mojego pałacu było bliżej, a król mocno krwawił, straże przywiozły go do mojej rezydencji. Po kilkunastu latach ja i Amenhotep znów byliśmy razem pod jednym dachem, co wcale nie było dla mnie radosnym wydarzeniem, ale mogłam ten moment dobrze wykorzystać. Medyk opatrzył jego rany, jednak władca, który nie mógł się ruszać ku krótkotrwałym niezadowoleniu żony musiał zostać u mnie kilka dni. To była moja szansa. Starałam się go traktować niczym gościa, ale nie jak osobę bliską, a zupełnie obcą. Kogoś kto potrzebuje twej pomocy i ty mu ją udzielasz. Semenkhkare spędzał czas wyłącznie z Jahmesem, co drażniło Akhenatena. Widziałam jego zazdrość, ale sam tego pragnął. Ojciec nie miał wspólnego tematu z synem. Nefertiti również wykorzystała ten czas aż za dobrze. Pewnego dnia kiedy widział mnie z Jahmesem, gdy obejmowaliśmy się na ogrodzie zupełnie niewinnie niczym para przyjaciół, albowiem uważaliśmy przy nim na gesty, podszedł do niego i uderzył go pięścią w twarz wykrzykując przy tym iż jestem jego żoną. Semenkhkare stanął oczywiście w obronie Jahmesa co jeszcze spotęgowało zatarg. Doznał szoku kiedy widząc to przedstawienie wybuchnęłam śmiechem.To była moja szansa musiałam to wykorzystać.

3

— Chodź ze mną! -Akhenaten szarpiąc swoją żonę za ramię, wykrzyknął ze złością. Asztarte próbowała podnieść drugą rękę aby go uderzyć, ale mężczyzna zdążył złapać ją za nadgarstek, uprzedzając cios. -Nie waż się i nie szarp się ze mną! Jesteś moją żoną, królową tego kraju! — wysyczał.

— Już dawno nie jestem twoją żoną, a tym bardziej królową! Możesz zaciągać tak do łóżka tą prymitywną dziewuchę z Mitanni oni lubią bezsensowny mord i gwałt — Asztarte wyrwała z jego uścisku jedną rękę i wymierzyła mu siarczysty cios pięścią w policzek. W jego oczach pokazał się ogień, którego nigdy wcześniej nie widziała.- Tylko krew i wojna ich podniecają. Czego się nie dotkną, to zaraz zrujnują, dlatego ich państwo ciągle znika z map, by pojawić się za chwilę gdy narodzi się jakiś silny przywódca, ale gdy tylko umrze zapadają w niepamięć.

— Udowodnię ci, że jesteś żoną, a także mym poddanym. Straże! — gwardziści zjawili się natychmiast.

— Pomóżcie mi zaprowadzić królową do pałacu — Akhenaten nachylił się do żony, otoczonej przez gwardzistów.

— Albo pójdziesz ze mną, albo karzę go zabić- wyszeptał z diabolicznym błyskiem w oku.- Wybieraj, moja pani. Od ciebie zależy czy nasz syn ujrzy grób czy tron.

— Pójdę z tobą- odparła spokojnie

Kiedy strażnicy odeszli, obydwoje zostali sami. W ogrodzie nie było już nikogo. Akhenaten miał jeszcze problem z poruszaniem się i lekko kuśtykał na lewą nogę. Podszedł bliżej do swojej żony i rozerwał niebieską suknię. Jego oczom ukazało się nagie ciało kobiety. Zafascynowany przyglądał się jej obrzmiałym piersiom. Kobieta nawet nie drgnęła. Mężczyzna jedną ręką złapał ją za szyję jakby chciał udusić, a w jej oczach było widać po raz pierwszy strach.

— Czas był dla ciebie łaskawy, moja pani- wyszeptał przyciągając jej ciało do siebie, po czym rzucił ją na ziemię. Asztarte delikatnie rozchyliła nogi. Nie zamierzała przepuścić takiej okazji. Furia władcy stała się jej sprzymierzeńcem. Mężczyzna zdjął z siebie płócienną suknię i usiadł na niej. Nawet nie zauważył, że jego rana na nodze zaczęła lekko krwawić.

— Spokojnie -wyszeptała, obejmując go za szyję.- Nikt nie odbiera ci twoich praw, zrób co swoje- Akhenaten, spojrzał na nią z lekkim szokiem, nie wiedział czy ma wstać, czy dokończyć dzieła. Sądził, że jego zachowanie wzbudzi wstręt królowej, tymczasem Asztarte przyciągnęła go do siebie…

— Tęskniłam — wyszeptała, przygryzając mu ucho. Akhenaten dokonał dzieła. Zafascynowany nie słyszał, że podczas stosunku kobieta szeptała dziwne słowa.

*

Commodus rozłożył się na swoim łożu popijając wino. Tym razem przyjął kobietę w swoich prywatnym apartamentach. Asztarte siedziała naprzeciwko niego na wygodnym bogato zdobionym rzymskim krześle. Kobieta rozglądała się po cubiculum zastanawiając się co ma począć z cezarem. Część jej duszy widziała w nim swego utraconego syna, a część rzeczywiście miała ochotę dołączyć do spisku, by zabić tego człowieka, który czasem zachowywał się jak dziecko. Commodus nie nadawał się na władcę ta wyrafinowanie brutalnego państwa, w którym każdy robi co innego niż mówi. Zaczynała rozumieć co może w nim drażnić jego przeciwników. Sama zawsze uważała, że tylko rasowy lew powinien zasiadać na tronie, a nie szczur, choć Commodus nie miał zbyt rasowych przodków. Była pewna, że nie będzie mu dane być cezarem, ale czy będzie dane mu przeżyć to już inna kwestia.

— Dziwnie się czujesz siedząc na mym krześle królowo? — Commodus odgadnął, że kobieta zamyśliła się.

— Cezar powinien na nim siedzieć, a nie zwykła królowa nieistniejącego państwa- sprytnie odparła kobieta.- Jak było w senacie?

— Nie wspominaj mi o senacie, kto wymyślił tą instytucje. Na szczęście jeszcze mogę narzucić im swoją wolę. Każdy z nich patrzy tylko na swój żłób i interesy. Incitatus chyba nie był do końca szalonym pomysłem- Asztarte zaczęła się śmiać.

— Wiesz, że gdybym się dowiedział, iż wychowuje cudze dziecko poczęte ze zdrady pewnie zabiłbym żonę- mężczyzna zmienił temat.

— Lucius Verus jakoś tego nie zrobił- odparła złośliwie kobieta.- Sądzicie, że nie wiedział? Z pewnością wiedział. Jego śmierć miała przecież wiele przyczyn. Był tak schorowany. Mam wrażenie, że jego choroby na przestrzeni lat się mnożą i dochodzi do tego nawet po śmierci- mężczyzna wykrzywił usta w dziwnym grymasie, który miał przypominać uśmiech.

— Akhenaten naprawdę nic nie podejrzewał? — mężczyzna robił się coraz bardziej dociekliwy.

— Nie, aż do ostatniego tchnienia- odparła kobieta.

— Nigdy nie polowałem na lwy. Raz walczyłem na arenie z lwem. Ponoć Egipcjanie wykorzystywali do tego psy?

— Zgadza się panie, to jedna z najstarszych ras na świecie. Osaczały lwa w stadzie szczekając na niego i robiły to tak długo aż doszedł myśliwy. Nie walczyły z lewem, albowiem nie dałyby mu rady, ale najczęściej polowaliśmy na antylopy z gepardami.

— Słyszałem o tym- Commodus się rozmarzył.

— Panie, na razie to wy jesteście osaczonym lwem. Tak w kwestii przypomnienia. Jak idą przygotowania do igrzysk?

— Bardzo dobrze. Zapomniałem ci powiedzieć Lucilla również podarowała mi z tej okazji wojownika. Może wreszcie pragnie pojednania. Nie wiem czy ten człowiek wystąpi. Ma omamy. Widuje samą gorgonę od kilku dni.

— To musi być przerażające- odparła kobieta.

— Zdumiewa mnie to, że pozwoliłaś mu się zgwałcić. Ty taka silna kobieta! — mężczyzna nie potrafił tego pojąć.

— Pytanie panie, kto kogo tamtego dnia tak naprawdę zgwałcił. Może to ja wykorzystałam brutalną stronę Akhenatena. Nie pomyśleliście o tym? — kobieta uśmiechnęła się. Commodus znów zobaczył w jej oczach ten dziwny przerażający błysk.

— Aliena zgodził się wystąpić. Pytałem go- powiedział cezar przepijając wino.

— Może zaprosicie jutro do łoża augustę- zaproponowała kobieta.

— Widzę, że dbacie o moje stosunki seksualne królowo- Commodus żartobliwie pogroził kobiecie palcem.

— Wyłącznie dla dobra imperium i was samych- odparła kobieta.

— Co wtedy mówiłaś? — mężczyzna mimowolnie przygryzł paznokieć u kciuka.

— Przecież czytaliście księgę- odparła tajemniczo kobieta, którego boga mogła wezwać Fenicjanka.

— Słyszałem o nim od naszego lekarza, ale to igranie z losem.

— Macie racje. Jestem tego najlepszym przykładem, ale to nie Melkart mnie stworzył. W tej księdze jest ktoś bardziej potężniejszy czyż nie?

— Aż tak pragnęliście zemsty?

— Nie wszystko jeszcze rozumiecie, ale można tak to nazwać.

— Co właściwie spowodowało bunt Karnaku?

— Ponoć ktoś podłożył ogień podczas modłów. Oskarżono o to zwolenników Atona, ale mogli to być sami kapłani. Wykorzystali podziały między ludźmi i to, że Akhenaten zaczął zaostrzać swoją politykę wobec innych kultów.

4

— Yousefie, czy widziałeś może przypadkiem ostatnio moją żonę? — Akehanaten zapytał siedzącego na przeciwko siebie wezyra, który spokojnie podpisywał dokumenty. Od tamtej chwili w ogrodzie nie mógł zapomnieć o byłej żonie. Po powrocie do swojej rezydencji kilkakrotnie próbował się skontaktować z Asztarte, ale bezskutecznie.

— Którą panie? — Yousef podniósł głowę, patrząc wymownie na władcę.

— Doskonale wiesz którą- odpowiedział władca z irytacją.-Tą która przybyła tu jako pierwsza.

— Słyszałem, że jako pierwsza panie przybyła tutaj królowa Nefertiti.Czyż nie była kobietą twego ojca?

— Asztarte! Yousefie proszę- wyrzucił z siebie faraon.

— Asztarte… zapomniana królowa, władczyni ludu, kobieta z blizną, zeszpecona królowa, różnie o niej mówią. Jej rezydencja jest doprawdy piękna niczym ona. Nawet blizna na policzku nie zmieniła jej jaśniejącego oblicza, to prawdziwa kobieta naszych ziem.

— Nie przypominaj mi o bliźnie! Ponoć nie używa już imienia które jej nadałem? — faraon doskonale zdawał sobie sprawę, że jego pytanie nie ma większego sensu, jednak dalej bardzo nieudolnie próbował dowiedzieć się czy żona, aby przypadkiem nie poskarżyła się Yousefowi.

— Nie ma powodu by używać tego imienia. To przecież jej imię ślubne, a nie traktujecie jej jak powinno się traktować żone. Nie pełni żadnych oficjalnych ról. J est tylko matką jakiegoś chłopca.

— Mojego syna- powiedział dumą Akhenaten.- To mój następca tronu.

— Doprawdy panie, a ja sądziłem, że nie posiadacie syna i to jakaś przygarnięta sierota- Yousef doskonale wiedział, że uderzył w czuły punkt, ale nie dbał o to. Władca zrobił się purpurowy.- Część dworu sądzi, że on nie żyje. Książę nie bywa, jest całkowicie wykluczony z polityki. Żyje niczym wyrzutek dotknięty nieuleczalną chorobą...Panie czyż czegoś ci to nie przypomina?

— Yousefie! Udam, że tego nie słyszałem- powiedział spokojnym tonem faraon chodząc niecierpliwie po komnacie.

— Wręcz przeciwnie panie, pragnę żebyś mnie usłyszał. Możesz mnie usunąć ze stanowiska, lecz jesteś moim przyjacielem i ktoś wreszcie musi ci to powiedzieć. Pamiętam co mówiłeś gdy się rodził, jak błagałeś, co obiecywałeś. Chcę żebyś mnie słyszał, nawet jeśli z powrotem trafię do więzienia lub przywiążesz mnie na tym swoim placyku bym sczeznął z głodu. Twa polityka od jakiegoś czasu mi się nie podoba panie. To prowadzi do zguby!

— Wybacz- władca położył doń na ramieniu Yousefa.- Chciałbym się do niej zbliżyć, sojusz z jej państwem…

— Do czego zmierzasz panie? Masz sojusz z jej państwem, również dzięki mnie, nie potrzebujesz Asztarte do tego by posiadać sojusz z Tyrem, albowiem zapewniła go rodząc ci prawowitego dziedzica.

— Yousefie, próbuje ci powiedzieć… — mężczyzna usiadł z powrotem na swoim miejscu i ciężko wzdychnął.- Próbowałem wyzbyć się tego uczucia, ale nie potrafię. Dalej ją kocham im bardziej jest niedostępna tym bardziej ją kocham.

— Wiem co próbujesz mi powiedzieć i widzę też co robisz. Jestem wezyrem moim zadaniem jest widzieć i wiedzieć wszystko. Widzę też co twoi bliscy czynią. Czy znaleziono już tego, który próbował cię otruć panie? — Yousef spojrzał wymownie na faraona.

— To jeden z kucharzy. Został już przywiązany do tego pieńka, o którym wspominałeś. Działał z pewnością na zlecenie Karnaku- Yousef cicho parsknął śmiechem.

— Panie! Na litość Wszechmogącego Atona czy naprawdę uważacie, że w Karnaku byliby, aż tak głupi ludzie by ciebie truć. Teraz rzeczywiście na ich miejscu sam bym to zrobił. Daliście im idealny pretekst do wojny- wybuchnął Yousef.

— O czym ty mówisz? Należało…

— Należało szukać truciciela w pałacu. Należało edukować lud o nowej religii, należało dalej prowadzić politykę tolerancji, a nie palić świątynie starych bóstw i zabijać niewinnych ludzi za wizerunki starych bogów. Karnaku nic nie straciło na reformacji, jeśli chcieliście ich ukarać należało odebrać świątyni majątek ziemski. Karnaku jedynie straciło rolę centrum koronacyjnego i to w perspektywie przyszłości. Napuściliście swoim postępowaniem ludzi przeciw sobie. Panie czas się obudzić ze snu. Co się zaś tyczy Asztarte to silna i mądra kobieta, tak jak jej matka. Hamilkar poznał Salambo podczas polowania, wtedy nazywała się Rachela. Jej uroda była legendarna, wśród naszego ludu. Pan Tyru zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Czy poznałeś jej matkę panie? To ona tak naprawdę włada Tyrem.

— Znam ją tylko z korespondencji- Akhenaten skłamał. — Jesteś moim najwierniejszym przyjacielem…

— Jestem twoim przyjacielem panie, ale jej także choćby dlatego, że pochodzi z tej samej części świata co ja. Wieki temu nasze ludy powiedźmy, że nie przepadały za sobą, ale za Hamilkara i Salambo sytuacja diametralnie się zmieniła.

— Wiem, że odwiedzasz ją w tajemnicy i dlatego mam do ciebie prośbę, spróbuj spowodować aby królowa spotkała się, ze mną oficjalnie. Po tym jak spędziłem w jej rezydencji trochę czasu pragnę naprawić nasze stosunki. Mieszkaliśmy pod jednym dachem, ale Asztarte traktowała mnie jak kogoś obcego, a nie małżonka. Natomiast Semenkhkare w ogóle się nie pokazał.

— Ja słyszałem, że niczym wasz ojciec chcieliście go zabić- wybuchł Yousef.

— Co jeszcze ci powiedziała? — władca poczuł, że stąpa po niepewnym gruncie. Nie był pewien czy Yousef wie o tym co zaszło pomiędzy nim, a Asztarte. Wiedział, że dla ludu Yousefa kobieta stoi w hierarchii wyżej od mężczyzny i gdyby znał prawdę nigdy by mu nie wybaczył.Nie zamierzał walczyć z wezyrem, który tak naprawdę był głową jego państwa.

— Panie, nie chciałbym wybierać między wami. Proszę więc, abyś nie mieszał mnie do waszych spraw- odpowiedział Yousef.

— Yousefie, muszę wyjechać na parę dni. Proszę cię o jedno… postaraj się zorganizować spotkanie z mą małżonką i naszym synem. W tym czasie powierzam ci opiekę nad państwem, masz pełną wolność odnośnie decyzji.

— Dziękuje panie, to dla mnie zaszczyt- odpowiedział Yousef.

— To moja pieczęć, strzeż jej-Akhenaten podał mężczyźnie swoją pieczęć.

— Tak uczynię. Musicie o czymś wiedzieć panie. Semenkhkare nie chce mieć nic wspólnego z Egiptem, pragnie wyjechać do Tyru i żyć niczym prosty chłop. Polityka go nie interesuje, choć to chłopak godny bycia przywódcą.

— Próbujesz mi powiedzieć, że nie kocha mnie. Zdążyłem zauważyć, woli Jahmesa.

— Odkąd zaczął uczyć go fechtunku gdy był jeszcze dzieckiem stał się mu bliski. Był jednym z niewielu mężczyzn w jego otoczeniu, z którym mógł szczerze rozmawiać. Możecie za to winić tylko siebie, panie.

— Wiem- zdenerwowany Akhenaten złamał trzcinkę do pisania i rzucił nią w kąt.

Wieczorem, tuż po wieczerzy Yousef, udał się do pałacu królowej Asztarte. Kobieta przyjęła go w swojej prywatnej komnacie spożywając kolację wraz synem.Stół zastawiony był sowitym jadłem, którego starczyłoby dla kilkunastu osób.

— Pani, chciałbym porozmawiać z tobą sam na sam.

— Wyjdźcie! — Asztarte wskazała ręką na służących.- Możesz mówić przy Semenkhkare, ale jeśli wolicie…

— Nie wiem czemu, ale sądzę, że Semenkhkare przewyższy w dokonaniach swego ojca.

— Twoje przepowiednie zawsze się sprawdzają. Oby to nie było okupione krwią. Usiądź z nami- Asztarte wskazała miejsce przy stole. Yousef odsunął krzesło i wziął kilka owoców.

— Zgodnie z twoją prośbą przyniosłem pieczęć faraona. Władca przed wyjazdem powierzył mi sprawy państwowe.

— Słyszałam o tym. Udał się w zupełnie nie w tym kierunku, w którym potrzeba.

— Teby go nie interesują.Mam wrażenie, że to do niego nie dociera. Dla niego to punkt na mapie.

— Ale dla ludu swoisty symbol trwałości państwa. Zatem zabierzmy się do pisania- królowa podeszła do jednej z szaf i wyjęła kawałek czystego papirusu, tusz i trzcinkę do pisania.

— To prawda. Egipt nie był przygotowany do monoteistycznego kultu i nigdy prawdopodobnie nie będzie. Wprowadzając te wszystkie obostrzenia władca tylko zniechęcił lud. Myślę, że nasz pan gdzieś w podświadomości dalej darzy was uczuciem- Asztarte uśmiechnęła się ironicznie.

— Yousefie proszę cię. Spędził tu kilka dni i nie potrafił się porozumieć z synem, ale bym spełniła jego życzenie zagroził mu śmiercią. Nie widział swojego syna kilkanaście lat. Semenhkare lepiej zna twoje dzieci niż swoje własne siostry, których w ogóle nie zna. Naprawdę myślisz, że go obchodzimy.Co prawda ta żmija rodzi martwych chłopców, ale jaka jest pewność, że kiedyś nie urodzi się żywy syn. Cały czas jestem w kontakcie z Tyrem, jeśli zajdzie konieczność…

— Uciekniecie stąd- dokończył za nią mężczyzna.- Rozumiem. Ja też chciałbym powrócić do Kanaan- Yousef obtarł łzę spod oka. Asztarte po raz pierwszy widziała go w takim stanie.

— Wrócicie obiecuje wam to.

— Mówią, że Amenhotep wiele lat żył w ukryciu, może jego nie zdecydowanie wynika z braku z kontaktu z innymi ludźmi. Jest bardzo podatny na wpływy tych, którzy go chwalą. Może to jest przyczyną całej tej sytuacji. Ja niestety do nich nie należę.

— Chcesz powiedzieć, że lubi ludzi, którzy klaszczą na każdy jego pomysł, wychwalają go pod niebiosa i popierają w szczególności wtedy, gdy jego decyzje prowadzą go do własnej zguby i obalenia dynastii, a odsunięcie królowej Teje dało im wszystkim tą możliwość.Krócej ujmując lubi tych, którzy mówią mu to co pragnie usłyszeć, nawet jeśli nie ma to nic wspólnego z prawdą.

— Nie chciałem tego powiedzieć na głos. Pani jestem pewien, że królowa Teje wróci i w końcu znajdziemy twarde dowody przeciwko Nefertiti.

— Oby dla Amenhotepa nie było wtedy za późno, przepraszam dla Akhenatena- powiedziała kobieta z ironią.

— Pani, jest jeszcze coś- mężczyzna nie wiedział jak to powiedzieć.

— Zaczynam się bać… Mówże! — wykrzyknęła kobieta.

— On chce zażegnać wasze spory, pewnie nie jest gotowy na to by za cokolwiek przepraszać, ale chce się z wami pojednać. Pragnie się z tobą spotkać, może w twojej sytuacji nie jest to…

— On nie zażegna żadnych sporów i dobrze wiesz, że nie chcący tworzy nowe. Poza tym już spotkał się ze mną.

— Pragnie to zrobić oficjalnie- odparł mężczyzna.- Pani, to niewygodna dla mnie sytuacja. Wiesz, że nie chcę wybierać pomiędzy wami. Jesteście moimi przyjaciółmi.

— Nie musisz wybierać pomiędzy nami Yousefie. To bardzo interesująca propozycja. Spotkam się z naszym władcą, w końcu wszyscy jesteśmy jego lojalnymi sługami- Asztarte uśmiechnęła się tajemniczo, a Yousef przez chwilę nie wiedział co o tym myśleć.

Nie mieliśmy wyboru podrobiłam jego pismo, podpis i przystawiłam pieczęć. Faraon wysłał wojska do Teb oraz straże do pałacu w Memfis. Nigdy się nie dowiedziałam czy «Dobry faraon» mi to rzeczywiście wybaczył, a może udawał, ze sprawy nie było. Wyobrażam sobie wyraz jego twarzy, gdy się o tym dowiedział. Czasem nawet żałuje, że ja muszę dalej żyć, a jego już nie ma. Kiedy wspominam los naszych dzieci, myślę, że postąpiłabym podobnie, choć kara za to jest… ktoś mógłby powiedzieć, że okrutna. Kilka dni później faraon wrócił, ze swojej wyprawy do Nubii. Jego wojska dotarły do Teb i krwawo stłumiły powstanie. Tą informacje musiał przekazać Yousef. Zgodnie z prośbą Yousefa nadszedł czas aby zorganizować spotkanie z królem. Ustaliśmy, że wydamy przyjęcie na cześć następcy tronu. Nie chciałam spotykać się z Amenhotepem sam na sam, albowiem bałam się, że zobaczy objawy ciąży, choć po moim ciele nie było jeszcze wiele widać. Udekorowaliśmy sale reprezentacyjną pałacu kwiatami, sprowadzonymi z najdalszych zakątków Egiptu. Swoją suknie kazałam wykonać z fioletowego delikatnego muślinowego jedwabiu. Na jej przodzie zaś wyszyto ogromnego złotego feniksa. Ten feniks miał mnie kiedyś spalić, ale pomógł też mi się odrodzić. Do sukni założyłam diadem z rubinami i długie kolczyki wykute ze złota. Choć suknia nie miała dekoltu i rękawów, na ramionach miałam cztery ogromne złote bransolety. Dwie, które dostałam od męża i dwie z Tyru. Te ostatnie były symbolicznym prezentem od matki z okazji urodzin syna. Starannie umalowałam oczy i częściowo upięłam włosy. Swojemu synowi, kazałam założyć białą długą egipską plisowaną szatę, tradycyjny egipski naszyjnik i diadem noszony przez następcę tronu. Obowiązkowe były złote sandały. Prezentował się niczym faraon, którym nie chciał być. Czas się dłużył gdy oczekiwaliśmy wraz z Yousefem na przybycie Memose wraz z Naszym Panem i Władcą. Yousef jako wezyr przybył wcześniej, co wiązało się z jego stanowiskiem i ceremoniałem oficjalnych wizyt. Amenhotep nie wiedział jednak o czymś, Hazdrubal przysłał list, w którym uczynił mnie nominalnie współwładcą Tyru. Jego decyzja mnie samą zszokowała i nie wiem czemu tak postąpił, być może chodziło o lud pasterzy, a może mój brat chciał mi coś wynagrodzić. Czuł się winny, choć to nigdy nie była jego wina. Jakiekolwiek motywy kierowały mym bratem jego decyzja bardzo pomogła mnie i mojemu synowi. Nasza sytuacja diametralnie się zmieniła.

*

— Panie, królowa oczekuje w sali audiencyjnej — Nubijczyk przy wrotach, skłonił się przed władcą i wskazał ręką drogę. Na drodze władcy, stanął dumny Yousef.

— Witaj Yousefie, nie spodziewałem się, że królowa zorganizuje tak wielkie uroczystości- władca podał mu rękę by się przywitać.-To miała być prywatna wizyta. Czyż nie o to cię prosiłem? — nachylił się do niego, mówiąc półszeptem.

— Królowa ma co świętować panie. Po za tym wasz syn chciał godnie przyjąć swego ojca. Nigdy nie było ku temu okazji, albowiem oboje wiemy jak było- odpowiedział Yousef szeptem. Akhenaten znów powstrzymał swoje nerwy.- Jest jeszcze coś, królowa pragnie was o coś prosić…

— Królowa od dawna nie jest już królową tego państwa. Nie może nic żądać.

— Ostatnio mówiliście coś innego panie. Widzę, że odwiedziliście łoże Nefertiti- Yousef miał powoli dość zaślepienia swojego pana. Mimo ostrego tonu władca udał, że nie słyszy. — Tego państwa być może rzeczywiście nie jest królową, choć lud dalej ją kocha. Przyszły wieści z Tyru… Hazdrubal ogłosił ją swoją współregentką. Jak sami widzicie jej sytuacja się zmieniła, a co za tym idzie i wasza stała się kłopotliwa-słysząc to Akhenaten zaniemówił, w jego oczach było widać wściekłość. Miał wiele kobiet, ale ta pociągała go najbardziej, bo nigdy nie była w zasięgu jego woli. Nigdy nie była całkowicie mu poddana, była mu równa, była wolna, a teraz stała się władcą sąsiadującego państwa, które gdyby chciało wezwać swych sojuszników mogłoby obalić faraona. Stał w progu ogromnej sali i nawet nie zauważył jak skromny dwór królowej schyla przed nim głowy i rozstępuje się by zrobić przejście dla ich pana.

— Panie, witaj w naszych skromnych progach — po ogromnej sali rozniósł się dumny, kobiecy głos. Asztarte wskazała ręką trzy złote kline ze stojącymi obok małymi marmurowymi stolikami. To ona była panem i władcą tej uroczystości i wreszcie to zrozumiał.

— Pani, miło cię widzieć. Mimo blizny na policzku twoja uroda nie gaśnie- słysząc to dworzanie zaczęli się uśmiechać między sobą.

— Doprawdy panie to wspaniały komplement. Blizna, to bardzo stara pamiątka. Można powiedzieć, że rozjaśnia moje oblicze niczym wcielenie Atona na tej ziemi, w końcu to jego dar. Poznaj mojego syna to Semenhkhare. Pragnę ci oznajmić panie, że od dziś to również następca tronu Tyru- kobieta objęła księcia ramieniem.

— Panie — chłopak skinął głową.

— Wyrosłeś na wspaniałego mężczyznę- Akhenaten nie wiedział co powiedzieć.

— Dziękuję panie.

— Usiądźmy- Asztarte wskazała delikatnym ruchem ręki miejsce faraonowi. Kiedy zasiedli na siedziskach, królowa kiwnęła głową. Na ten znak dworzanie również zasiedli na wybranych przez siebie miejscach. Rozpoczęła się uczta. Na sale wkroczyły nagie tancerki, ruszające się w rytm delikatniej muzyki, a służba podawała wykwintne potrawy.

— Wolałbym porozmawiać z tobą pani na osobności.

— Czyżby nie podobała ci się moja gościnność panie?

— Asztarte, nie o to chodzi.

— Będzie na to czas mój panie. Niech służba rozda jedzenie! — rozległ się donośny głos kobiety. Służący zjawili się niczym duchy wnosząc potrawy.

— Książę, nie widziałem cię wiele lat, stałeś się mężczyzną- Akhenaten bardzo niezręcznie próbował rozpocząć rozmowę ze swoim synem.

— Dziękuję panie. Matka twierdzi, że jestem bardzo podobny do ciebie. Mam jednak pewne wątpliwości, któż mógłby równać się z kimś tak potężnym jak ty

— Jeśli matka tak twierdzi… twoja matka zajmowała się twoją edukacją? — Semenkhkare przewrócił swoimi wielkimi brązowymi oczami. Przez chwilę zastanawiał się czy Akhenaten udaje, czy też rzeczywiście nic o nim nie wie.

— Światłości świata, moja matka nauczyła mnie waszego języka, a także języków ziem ludów Kanaan. Odebrałem również stosowną edukację w zakresie historii naszych państw, kultury politycznej, a także władania bronią i prowadzenia wojen. To wszystko zasługa mej matki, Jahmesa oraz drogiego Yousefa, który nauczał mnie także zasad waszej religii.

— Twoja matka to wyjątkowa kobieta, jest jak Księżyc i Słońce w jednej osobie. Przez te wszystkie lata tęskniłem za wami- Semenkhkare nie wiedział co powiedzieć.

— Doprawdy panie, przecież byliśmy przecież bardzo blisko- wtrąciła królowa.

— Wszystko, co uczyniłem, to tylko po to aby was chronić-odpowiedział mężczyzna patrząc na kobietę.

— Jesteśmy zaszczyceni twą dobrocią Amenhotepie, jednakoż mogę powiedzieć to samo- odparła kobieta uśmiechając się tajemniczo. Akhenaten zobaczył w jej oczach dziwny blask.- Z tą różnicą, że podobnie jak twoja matka doskonale wiem, że ty nie umiesz nawet sam siebie ochronić.

— Proszę, nie zwracaj się do mnie tym imieniem przy ludziach, moja droga żono- odpowiedział ostrym tonem Akhenaten.

— Panie, a cóż możecie zrobić. Nawet jeśli o tym marzycie istnieje kilka powodów dla których tego nie uczynicie. Wybaczcie, ale byłam żoną Amenhotepa, człowieka którego zowią Akhenatenem zupełnie nie znam. To małżonek samej wielkiej Nefertiti.

— Ja odkryłem, że również nie znam swojej żony. Coraz bardziej mnie zaskakuje- odpowiedział Akhenaten z przekąsem, podczas gdy dworacy bawili się w najlepsze przy rytmie muzyki i nagich dam nie zważając na to co dzieje się obok nich.

— Wybacz panie, której żony nie znacie. Różne plotki krążą po stolicy. Wieści głównie niosą się z domu pewnego rzeźbiarza- powiedziała ironicznie Asztarte.

— Nie poznaje każdej ze swoich żon jeśli ta odpowiedź cię satysfakcjonuje, ale nadszedł czas by to zmienić. Przejdźmy się do ogrodu Asztarte. Pozwólmy dworakom cieszyć się tą uroczystością nie psując jej praniem swoich brudów.

— Panie, dawno temu jeszcze przed naszym ślubem, powiedziałeś, że jeśli nie będę tutaj szczęśliwa mogę poprosić cię o co ze chcę-Asztarte zaczęła mówić głośniej, tak by ludzie ją słyszeli.

— Tak dotrzymam obietnicy.

— Doprawdy? Zatem proszę cię przy świadkach wraz z moim synem o pozwolenie na to by opuścić Egipt i wrócić do Tyru, gdzie będę mogła być królową, a nie więźniem, a mój syn następcą tronu, a nie mitem. Już dawno powinnam o to poprosić. Chcę wreszcie pełnić rolę, do której mnie stworzono- wypowiedź królowej była słyszalna dla większości zebranych.Amenhotep ze złości nieświadomie wbił nóż, którym kroił owoc we własną rękę.

— Pani, nalegam przejdźmy się do ogrodu- powiedział spokojnym tonem mężczyzna.

— Panie, ponawiam mą prośbę i mojego syna- odparła stanowczo Asztarte.

— Pani, jeśli pragniecie mojej odpowiedzi to udzielę jej- Akhenaten wstał, gdy tylko to zrobił muzyka ucichła, a ludzie niczym lalki odwrócili się w jego stronę.- Niech wszyscy wiedzą, że moja ukochana żona, królowa Tyru, wyjedzie stąd wraz z moim synem nie wcześniej jak po mojej śmierci. Prędzej zrzucę jej cały ten pałac na głowę kamień po kamieniu niż pozwolę odejść najważniejszym osobom mojego życia, a teraz moim drodzy wybaczcie zamierzam udać się z królową na spoczynek. Musimy spędzić trochę czasu na osobności. Uroczystości skończone! — wykrzyknął Akhenaten tak by wszyscy go dobrze słyszeli. Podszedł do Asztarte i wyciągnął swoją dłoń.

— Bawi cię upokarzanie mnie?… — wyszeptał do wstającej powoli kobiety.

— Jakbym śmiała upokarzać władcę tego świata- Asztarte podała mu rękę.

— Niech uroczystości trwają! — wykrzyknęła królowa do zdezorientowanych szepczących między sobą dworaków.- To mój pałac i zapraszam was do świętowania jako władczyni Tyru. Mój syn przejmie nad nimi pieczę wraz z wezyrem. W końcu dziś również są urodziny jedynego następcy tronu. A my udamy się z władcą, by porozmawiać.Co ty na to panie? — wyszeptała do mężczyzny.

— Choć raz zgadzam się z królową. Niech tak będzie. — Amenhotep wziął żonę za rękę i udał się z nią krętymi korytarzami do komnat prywatnych.

— Co ty sobie wyobrażasz?! — wykrzyknął trzaskając drzwiami.- Tak po prostu stąd odejdziesz i jeszcze zabierzesz jedynego dziedzica. Jesteś żoną najwyższego, najpotężniejszego z władców świata, pana Egiptu.

— Najwyższego na pewno, wasz wzrost zawsze was wyróżniał. Sądzicie, że was nie pamiętam. Pamiętam, ale nie chcę pamiętać- powiedziała Asztarte spokojnie siadając na pozłacanym fotelu stojącym przy marmurowym biurku.- Czy najpotężniejszego to kwestia względna… ja śmiem wątpić, albowiem nie kontrolujesz w ogóle tego kraju, jedyne co robisz to pozujesz do cudownych słodkich rodzinnych portretów wraz z Nefertiti. Czuła zabawa w rodzinę, z której nas wykluczono. Od kiedy ci zależy? Od dawna nie jestem twą żoną. Mąż sypia z żoną przynajmniej co jakiś czas, myśmy spali ostatni raz jakieś piętnaście lub szesnaście lat temu. Nie licząc tamtego momentu zapomnienia, który bardziej przypominał gwałt.

— Milcz kobieto, jesteś moja żoną! — mężczyzna się zamachnął ręką na kobietę, ale ta spokojnie powstrzymała jego cios łapiąc Akhenatena za nadgarstek.

— No co mi zrobisz! Uderzysz mnie- kobieta powoli opuściła jego dłoń.- Nigdy nie byłeś dobry w walce wręcz, a ta blizna jest tego najlepszym dowodem. Nic od ciebie już nie chce. Powiedziałeś przed ślubem, że mogę cię poprosić o co kiedykolwiek zechcę. Obiecałeś, że jeśli nie będę szczęśliwa tutaj mogę odejść. Nie jestem tutaj szczęśliwa, rozumiesz! Duszę się twoim szczęściem, które cię rujnuje. Nie widzisz, że żyjesz w mirażu mój panie. Mam dość naprawiania twoich błędów w tym kraju, w którym każdy robi co chce. Teby robią co chcą, dwór robi co chce. Yousef nie jest w stanie patrzeć każdemu na ręce. Lud podnosi bunt. Głód, który nadszedł nie pomaga, a faraon jedyne co robi to całuje swoją żonę, która pieprzy się z rzeźbiarzem. Cały dwór o tym szepcze, dotarło nawet tutaj- Akhenaten stał niczym posąg. Mężczyznę zamurowało, do tego stopnia, że nie był w stanie się poruszyć. Miał ochotę zatłuc kobietę i zdewastować to piękne przesycone złotem pomieszczenie, ale nie był wstanie zrobić nic. -Co tak patrzysz? Myślisz, że jak zamknąłeś mnie w klatce to o niczym nie wiem… zapytaj pierwszego lepszego straganiarza. To ty o niczym nie wiesz. To naprawdę cudowne uczucie, nawet jeśli kosztowałoby głowę.

— To nie prawda… ona by nigdy… podejrzewałem ją o różne rzeczy, ale nie…

— Ona by nigdy co…, a może ułużmy inaczej twą wypowiedź. Ona zawsze cię kochała tak mocno jak ty ją, albowiem byłeś jej pierwszym mężczyną, który posiadł ją jeszcze w Mitanni. Młodzieńczą pierwszą miłością. Cóż za piękna historia! — wykrzyknęła kobieta uśmiechając na widok smutku jej męża.- Myślisz, że po co tu przybyła? Po co została twoją żoną? Po co była kobietą twojego ojca? W końcu to „Piękna, która przybyła”. Myślisz, że kto próbował zabić Semenhkhare gdy był mały… ależ ty to wiesz, tak jak i ja to wiem, dlatego winnych nigdy nie znaleziono. Zapomniałeś kim są Mitanni? Twoja nowa stolica nie jest aż tak wielka. Zastanawiam się jaki jesteś naprawdę. Jesteś tak ślepy, tak głupi czy tak otumaniony?

— Nie masz pojęcia…

— O czym… Jak ona bardzo cię kocha. O tym jak dobry jesteś w łóżku? O tym drugim i o pierwszym zdaje się mi, że mam więcej pojęcia niż ci się wydaje, wierz mi bywają lepsi, jak widać może to być zwyczajny rzeźbiarz i żeby było śmieszniej mówią, że w Asyrii był niewolnikiem.- Akhenaten uderzył pięścią w lustro.

— W to nie wątpię, ale żaden z tych, który cię tknął pani, nie był władcą Egiptu-Akhenaten przyciągnął żonę do siebie, obejmując ją zakrwawioną ręką w pasie. — Żaden z tych, który cię całował nie był władcą Egiptu. Żaden z tych, który cię dotykał nie był władcą Egiptu, a władczyni powinna mieć przy sobie władcę.

— Władcę, a nie marionetkę — wyszeptała.

— Właśnie, o tym mówię moja królowo. Pomóż mi stać się władcą, tak samo jak pomogłaś mi z moim wezyrem wysyłając wojsko do Teb. Myślałaś, że się nie dowiem? -Akhenaten delikatnie przygryzł ucho Asztarte.

— Chciałam, żebyś wiedział…

— Domyślam się, to była dobra decyzja Asztarte.

— Nie o tym mówię o czym teraz marzysz. Ty już nie jesteś moim panem- mężczyzna pogłaskał ją po policzku.

— Ponoć Hamilkar również musi się zadowalać innymi kobietami. Wrócę do niej, ale jednocześnie przysięgam ci, że jeśli prawdą jest to co ty mówisz, to ona długo tu nie pozostanie. A jeśli ty odejdziesz…

— To co Egipt się rozpadnie, zniknie z tego świata, bardzo wątpię.

— Asztarte, dlaczego ty nigdy nie pozwalasz się kochać.

— Pozwoliłam ci kiedyś mnie kochać. Wiemy jak to się skończyło- odpowiedziała kobieta spokojnym tonem. Akhenaten wyszedł i trzasnął drzwiami. Kilka godzin później, gdy dopiero świtało wezwał do siebie Yousefa.

*

— Powiedziałaś mu to tak po prostu? — zapytał Commodus podpierając się o jedną z kolumn w swoich komnatach, podczas gdy kobieta wertowała kartki tajemniczej księgi.

— Tak, albowiem w tym momencie nie miałam nic do stracenia. Egipt upadał, a Tyr rozkwitał. Fenicjanie nawiązywali kontakty z ludami z najdalszych krain jakie zna nasz świat. Zakładaliśmy swoje kolonie w odległych zakątkach świata. Gdybyśmy zawezwali swoich sojuszników do wojny…

— Powstała by potężna armia narodów i Egipt byłby zgubiony. Ta armia zresztą powstała nieprawdaż królowo- Commodus położył jej rękę na ramieniu. W purpurowej dalmatyce wyglądał bardzo dostojnie.

— O czym myślicie panie? Jesteście bardzo smutni dzisiaj- powiedziała kobieta nie spuszczając oczu z księgi.

— O mym końcu. Jak sądzisz jaki będzie? — kobieta obróciła się w stronę władcy. Mimowolnie wstała i go objęła. Mężczyzna nie wiedział co uczynić, dopiero po chwili odpowiedział na uścisk.

— Nie będzie żadnego końca, obiecuję wam to- wyszeptała.

— Musiałbym się stać kimś takim jak ty, a sama powiedziałaś, że nie ma gorszej klątwy niż nie móc umrzeć. Chce umrzeć pewnie dlatego walczę, ale jeszcze nie teraz mam tyle do zrobienia. Ten chory kraj i on

— Zaiste prawdą jest iż to najgorsza kara, ale nie będzie żyć tysiące lat. Poza tym obiecaliście mi coś… czyżbyście chcieli nie wywiązać się z umowy? — Asztarte odsunęła się od mężczyzny i spojrzała mu prosto w oczy.

— Gdybym tylko wiedział jak. Sądziłem, że ta księga jest odpowiedzią, a ty powiedziałaś, że jest fałszerstwem.

— To raczej nie fałszerstwo, a nieznajomość języka przez tłumacza spowodowała, że tekst jest całkowicie przeinaczony, ale może Marcia mogłaby zdobyć oryginalny tekst? Może człowiek, któremu zabrała księgę, ma oryginał?

— Mogę ją o to poprosić. Naprawdę nie pamiętasz tekstu?

— Nie wszystko. Wtedy jeszcze nieśmiertelność była mi na rękę.

— Dlaczego miłość jest taka zgubna? — zapytał Commodus siadając na wyłożonej wieloma poduszkami marmurowej ławce znajdującej się w jego apartamentach. Kobieta usiadła obok niego.

— Bo miłość jest drugim obliczem nienawiści. To jedno i to samo uczucie. Obie nie mają litości. To dwa oblicza waszego boga Janusa.

— Bóg przejść, ale przede wszystkim zdrajców! — Commodus się roześmiał.- Najgorsza postać w naszej mitologii. Nigdy go nie lubiłem.

— Można się od niego wiele nauczyć- odparła królowa.

— Litości musiałem się wyzbyć bardzo dawno temu- odpowiedział Commodus.

— Wiem, ja też-odparła królowa ze smutkiem.

— Ale ty potrafiłaś wyzbyć się jeszcze miłości, a ja choć bardzo się staram to nie jestem w stanie. Musiałbym… nie jestem, aż tak ślepy królowo.

— Wiem, ale czasem tak trzeba. On zrozumie.

— Oby- odparł ze smutkiem Commodus.- Jego nie mogę go stracić.

— Udam się do siebie na spoczynek, jeśli pozwolisz panie. Chyba, że wolicie bym z wami pobyła.

— Chyba chcę być przez chwilę sam. Jutro przywiozą nowy rydwan królowo. Musisz go zobaczyć. Sam opracowałem jego konstrukcję.

— Z przyjemnością- opowiedziała kobieta powoli wstając. Commodus nawet nie zauważył kiedy wyszła, był nieobecny. Miał wiele do przemyślenia. Gdy kobieta weszła do swoich komnat zastała leżącego na jej łóżku Asgera.

— Widzę, że rozgościłeś się- powiedziała do mężczyzny. Asger szybko usiadł na łóżku.

— Odniosłem maskę- powiedział krótko.

— To oczywiste, a potem postanowiłeś się rozgościć. Czyż Commodus nie przydzielił ci komnat? — Asztarte była dociekliwa.

— Przydzielił, ale moje komnaty mają tylko dwa pomieszczenia, a nie trzy tak jak twoje.

— Nie widzę trzeciego, chyba, że mówisz o tarasie. Uważaj Asger obalili cię właśni bracia i nawet zaczynam rozumieć czemu lud im na to pozwolił. Twoja buta nie ma granic.Jeśli będzie tak dalej, choćbym ci dała setki tysięcy ludzi szybko powrócisz do punktu wyjścia- mężczyzna spojrzał na kobietę z niesmakiem, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ma racje.

— Jesteś pewna, że to ten wojownik. Jak długo mam udawać gorgonę? Wiesz, że go to nie wykończy. Lepiej byłoby go zabić.

— Nie Asger możemy go zabić dopiero przed wyjściem na arenę inaczej nie obalimy spiskowców- powiedziała spokojnym tonem kobieta.

— Zawsze jesteś taka opanowana? — zapytał zaciekawiony wojownik.

— Lata praktyki Asger. Gdy któregoś dnia wreszcie staniesz się prawdziwym lwem, a nie jedynie lwiątkiem też taki będziesz. Nauczysz się czekać na dobry moment. Życie to polowanie Asger.

— Ciekawe porównanie- odparł mężczyzna.

— Galus załatwił ci spotkanie z tym lekarzem za dwa dni. Dlaczego mu tak na tym zależy?

— Na razie nie możesz tego wiedzieć- Asger zobaczył w oczach kobiety dziwny błysk. Poczuł się bardzo dziwnie.

— Nie chciałbym mieć ciebie za przeciwnika. Mam wrażenie, że dla wszystkich to się źle kończy.

— Nie mylisz się- odpowiedziała kobieta.- Asger musisz udawać gorgonę, by wyprowadzić go z równowagi. Niech osłabnie. Nie próbuj go zabijać w Ludus Magnus bo w jego obronie staną inni. Zginiesz na miejscu.

— A niby przed wyjściem na arenę nie zginę? Przecież wiesz, że na pewno mają plan awaryjny.

— Nawet w to nie wątpię, ale na pewno nie jest dopracowany. Ludzie tacy jak Lucilla wierzą w swoją potęgę i nieomylność do tego stopnia, że zaczynają popełniać błędy.

— Wyjdę tak jak przyszedłem przez taras- powiedział Asger po czym wgramolił się na mur.

— Asger nie połam się i jest jeszcze coś… — powiedziała uśmiechając się do mężczyzny, który odwrócił głowę w jej kierunku.- Ten wojownik mnie zna, dlatego nie mogę to być ja- mężczyzna skinął głową. Asztarte opadła na łóżko. W głowie obmyślała plan jak dotrzeć do tajemniczego gladiatora.

5

— Wiedziałeś Yousefie? — wrzasnął Akhenaten na pracującego wezyra. Mężczyzna podniósł głowę znad stosu papierów i spojrzał na swego władcę.- Pytam czy wiedziałeś? — powtórzył spokojniej Akhenaten.- Nie zamierzam cię zabić za twą wiedzę.

— O czym miałem niby wiedzieć? — Yousef nie miał pojęcia co władca ma na myśli, albowiem było zbyt wiele spraw, o których wiedział wyłącznie on.- Panie zobacz co znajduje się na tym biurku- mężczyzna wskazał na stos zwiniętych w rulon papirusów.- To sprawy, od których zależy istnienie waszego państwa, którymi od dłuższego czasu nie raczycie się zajmować. Panie możesz mnie zabić za to co powiem, ale wasz kraj sięga poza Achetaton i bardzo was potrzebuje. Mam wrażenie, że władca, który miał ogromne ideały i mógł być najpotężniejszym człowiekiem w dziejach swej dynastii umarł, a przede mną stoi człowiek kompletnie zagubiony, który bawi się w bycie władcą zapominając, że już nim jest. Jeśli nie wiem czegoś o jakiś haremowych gierkach to wybacz panie, ale nie mogę wybierać pomiędzy wami. Mam nadzieję, że to przynajmniej rozumiecie- Akhenaten zrobił się cały czerwony ze złości i westchnął.

— Powiedz tylko czy wiedziałeś o tym, że królowa Asztarte chce wrócić do swojego kraju, a po mieście krąży plotka o tym, że królowa Nefertiti ma kochanka- wezyr zrobił się blady. Miał wrażenie, że Akhenaten ma ochotę go wbić swym wzrokiem w piękny posrebrzany fotel, na którym siedział.

— O królowej Asztarte… nie miałem pojęcia, ale można było się tego domyślać. Jest tutaj zdana na samotność, choć lud dopytuje się o to gdzie się podziewa wasz syn panie oraz jego matka. Wiedziałem jedynie, że została współwładcą Tyru. Co się tyczy królowej Nefertiti… panie, o tym plotkuje cały dwór, ale to może być wyłącznie plotka. Królowa tego bynajmniej nie ukrywa. Zulejka podczas ostatnich uroczystości dużo rozprawiała na ten temat, ale bynajmniej z wiadomych powodów nie miałem ochoty brać udziału w dyskusji. Ją zapytajcie to przyjaciółka królowej.

— Zulejka, znowu ta kobieta! — Akhenaten uderzył pięścią w stół.- A ty wiedziałeś? Na litość… jesteś moim wezyrem.

— Przyznaję, że Królowa Asztarte rozmawiała, ze mną o tym. Do niej również dotarły te plotki, ale wszyscy mieliśmy te same obawy. Nawet Memose…

— Memose! — wykrzyknął faraon.- Ten człowiek jest zaprawdę wszędzie.

— Panie Memose jest generałem. Musi interesować się tym co mówią w stolicy. Tym bardziej jeśli chodzi o tak potężne królestwo jak Mitanni. Tak bardzo jesteście zapatrzeni w Nefertiti, że wszyscy boją się wam to powiedzieć. Królowa Asztarte podjęła taką decyzję, albowiem jak sama powiedziała nie ma nic do stracenia.

— Czy tylko ja, nie wiem co się tutaj dzieje? — Akhenaten nerwowo odsunął swój fotel i na nim usiadł.

— Panie przez grzeczność…

— Wiem Yousefie już pojąłem- Jego Majestat podniósł rękę w geście wskazującym by wezyr zamilkł.- Popełniłem wiele nie odwracalnych błędów. Myślisz, że Asztarte tu zostanie.

— Myślę, że nie ma po co. Wiesz jaka jest panie, jeśli podejmie jakąś decyzje to ją zrealizuje.

— Yousefie czas stawić czoło problemom. To ja powinienem przeglądać te papirusy. Sprowadź królową Nefertiti i tego rzeźbiarza. Skończmy to raz na zawsze- powiedział stanowczym tonem Akhenaten.- Rób co do ciebie należy.

Gwardia pałacowa pochwyciła rzeźbiarza Totmesa w jego pracowni, podczas pracy nad słynnym posągiem królowej Nefertiti. Mężczyzna właśnie miał wprawić drugie oko w popiersie, kiedy przyszli strażnicy. Przerażony próbował uciec, ale gwardziści byli szybsi.Jeden z nich powalił mężczyznę silnym ciosem w nos. Strażnicy doprowadzili go przed oblicze króla, po czym na rozkaz Akhenatena przywiązali do potężnego pala na dziedzińcu i zaczęli chłostać. Władca nie krył tego, że upajał się tym widokiem. Dopiero po jakimś czasie, gdy mężczyzna cały krwawił. Gwardziści doprowadzili przed oblicze władcy królową Nefertiti.

— Pani, ponoć ten człowiek wielce wobec ciebie wielce zawinił — Akhenaten wskazał ręką na zakrwawionego mężczyznę.

— Rzeźbiarz? O niczym takim nie wiadomo mi mój panie. Popiersie miało zostać dostarczone dopiero za kilka dni ukochany- kobieta zaczęła wodzić oczami po otoczeniu szukając dla siebie ratunku.

— Doprawdy? — Akhenaten nerwowo przebierał palcami po poręczy swego tronu.- Cały dwór twierdzi, że chciał rozkochać cię w sobie. Czyżby nie było to prawdą?

— Pani, nie mów im nic… Ja nic- wykrztusił z siebie jęczący z bólu skazaniec.

— Panie jedyną osobą, którą kocham jesteś ty- odpowiedziała kobieta.

— W takim razie moja ukochana żono, jeśli jesteś niewinna… Czyje życie wybierzesz, jego czy twojej najmłodszej córki Setepenre? — Akhenaten podniósł rękę. Na znak władcy nie wiadomo skąd wyłonił się gwardzista z dziewczynką, która miała przystawiony nóż do szyi.

— Dawno nie byłem w haremie. Muszę powiedzieć, że bardzo żałuję, bo odkryłem jak wiele w tym miejscu można się dowiedzieć o nas, o państwie. Powiadają, że nie jest moim dzieckiem. Jeśli przyjąć za prawdę plotki o twym romansie z tym człowiekiem i policzyć dni. Naprawdę masz mnie, za takiego głupca kobieto! — mężczyzna wykrzyknął na tyle mocno, że jego głos odbił się echem od otaczającego dziedziniec potężnego muru. — Wybieraj! — władca odwrócił się i spojrzał na mężczyznę, który doskonale odczytał jego myśli i delikatnie drasnął dziecko po szyi. Z małego niegroźnego zacięcia poleciała krew.

— Panie ja… to przez me uczucia do ciebie panie. Byłam zazdrosna, kiedy rannego zanieśli cię do pałacu Kiyi. Pocieszał mnie wtedy, a ten posąg… — królowa uklękła zanosząc się płaczem.- Ujął mnie…

— Ujął cię… — Akhenaten klasnął w dłonie.- Jesteś żoną władcy. Uczyniłem cię Wielką małżonką królewską. Zmieniłem dla ciebie kolejność. Odtrąciłem własnego syna, już nie pamiętasz.

— Wybacz najdroższy. Przybyłam tu jako bardzo młoda dziewczyna, aby zostać żoną twego ojca. Gdy twój ojciec zachorował podjął decyzję o likwidacji swego haremu. Aby ratować swoje życie…

— Związałaś się ze mną. Przynajmniej raz jesteś szczera. A skorpion w łożku Semenkhkare

— Panie, przecież znałam cię wcześniej… tam w Mitanni… Pamiętasz…

— Pamiętam aż za dobrze. Jednak muszę coś zauważyć moja droga żono. Przeczysz sobie… przed chwilą powiedziałaś, że związałaś się ze mną by ratować swoje życie. Teraz sugerujesz, że zawsze mnie kochałaś. Co było prawdą Nefertete?

— Myślałam, że nie żyjesz. Dopiero po ślubie kapłani wyjaśnili mi, że następca tronu przeżył, a mi poradzili abym…

— Kapłani poradzili, abyś co… — na samo wspomnienie Karnaku Akhenaten zamienił się w rozjuszonego byka.- Czyżbyś nie wierzyła w wielkiego Atona?

— Oczywiście, że w niego wierzę. Zawsze cię popierałam. To jej sprawka! Wszystko jej wina! — kobieta zaczęła krzyczeć zanosząc się szlochem.

— Kogo? — zapytał Akhenaten powoli podnosząc się z tronu.

— Tej fenickiej… — kobieta nie dokończyła swej wypowiedzi słusznie obawiając się reakcji faraona.- Myślisz, że ona cię kocha, albo że ja cię kochałam! — kobieta spojrzała na mężczyznę z pogardą.- Spójrz na siebie, jesteś słaby. Byłam z tobą tylko dlatego, że miałeś władzę. Mogłam dzięki tobie przeżyć, ale nic więcej. Teraz nie masz już władzy.

— Ta fenicka kobieta, to moja żona i mam wrażenie, że tak naprawdę jedyna żona, która kiedykolwiek mnie kochała. Zdaję sobie sprawę, że chciałaś użyć innego słowa. Wiem, że nigdy nie naprawię tego co spotkało ją i mojego syna, ale jedno mogę zrobić. Odejdziesz z pałacu królowo Nefertete i poślubisz zwykłego chłopa, człowieka, którego ci wybiorę. Twoje córki jako dziedziczki tronu zostaną pod moją opieką, ale ty «Królowo Słońca» nigdy więcej nie przekroczysz progu tego budynku. Zostaniesz zesłana i zapomniana… tak jak zapominałaś o mnie i swoich córkach kiedy byłaś z nim. Poderżnijcie mu gardło- rozkazał władca wskazując ręką na gwardzistów. Nie zdążył nawet dokończyć wypowiedzi, kiedy żołnierze dokonali dzieła.

— Z tobą powinien zrobić to samo, ale nie potrafię.Masz rację… jestem słaby i sentymentalny. Nie jesteś już królową pani- dodał spokojnym głosem. -Ta fenicka kobieta naprawdę mnie kochała, niestety zauważyłem to zbyt późno- wyszeptał sam do siebie.

— Popamiętasz mnie. Mitanni tu przybędzie, a wtedy niezostanie nic z kraju Kemet- wysyczała ze złością królowa.

— Czyżby prawdą było to co mówiła królowa Teje o tobie pani, że trułaś ojca naszego władcy? — rozległ się donośny głos Memose, który stał tuż za faraonem.

— Memose… -Nefertiti wypowiedziała z niedowierzaniem.

— Nie mam na to dowodów, ale w haremie różnie wtedy mówiono… Królowa Teje z pewnością je ma przy sobie. Jeśli chodzi o skorpiona to mogę zapewnić cię panie, że mam dowód iż to zrobiła jedna z jej sług na wyraźny rozkaz swej pani.

— Jesteś zadowolony z siebie, faraonie? Zobaczysz ten człowiek zniszczy twoją dynastię. Owszem skorpion to moja sprawka, ale chyba to wiedziałeś królu. Tak funkcjonuje harem.

— Na razie ty ją niszczysz i ty odejdziesz. Za nim znajdę ci godnego tak prostej dziewki mężczyznę zajmiesz pałac tej fenickiej, abyś mogła radować się każdą chwilą spędzoną w pomieszczeniach, w których będziesz czuć jej zapach- Akhenaten nachylił się nad kobietą i pogłaskał ją po twarzy. Nie zabijając jej popełnił największy błąd.

*

— Pani, to niemożliwe. To wręcz nieprawdopodobne- zdenerwowana Thuja wbiegła do prywatnych komnat królowej, która jeszcze odpoczywała leżąc na łożu- Nasz pan…

— Co nasz pan? Mówże… — Asztarte podniosła się szybko z łóżka.

— Nasz pan..pani… on… to się w głowie nie mieści.

— Thuja proszę cię ten człowiek ma różne dziwne pomysły. Naprawdę zdążyłam się do tego przyzwyczaić, a ty nie? Te wszystkie restrykcje najbardziej uderzają w was-powiedziała królowa z rezygnacją i nutą rozczarowania.

— Wygonił królową, publicznie- odparła kobieta.

— Jak to wygonił? — zapytała zaciekawiona królowa mimowolnie przechylając głowę, by lepiej słyszeć.

— Ponoć przyznała się do zdrady z jakimś rzeźbiarzem.

— Byłaby, aż tak głupia. Nefertiti nie jest aż tak głupia- odparła Asztarte.

— Zagroził, że zabije ich najmłodszą córkę, ponoć nie jest jego- powiedziała Thuja przygryzając palec.

— Do tego też się przyznała?

— Nie do końca… Przyznała się jedynie do romansu i publicznie wyznała, że nigdy nie kochała władcy.

— To rzeczywiście musiało zaboleć. Tylko on tego nie widział- Asztarte powiedziała to bezuczuciowym tonem, upinając włosy przed lustrem.

— Rozkazał jej zamieszkać tutaj.

— Tutaj! Ma zamieszkać z nami, po moim trupie, pakuj moje rzeczy- powiedziała stanowczym tonem królowa.- Może mnie zabić, ale wracamy do Tyru. Nie będę z nią mieszkała pod jednym dachem! — Asztarte trzasnęła pięścią w srebrne lustro, które wygięło się niczym szmatka.

— Nie pani, rozkazał abyś ty wróciła z synem do Pałacu Słońca.

— Po tylu latach, nie może być…

— Nie cieszysz się pani? Nasz pan chce do ciebie wrócić, chce żebyś była królową, będziesz miała władzę, jego…

— On nie jest mi już do niczego potrzebny. Nie chcę jego władzy, latami zabijał wszelkie moje uczucia. Nie chcę już z nim żyć pod jednym dachem… nie potrafię… nie zrozumiesz.

— Pewnie nie pani, ale wiem jak działa ten świat, jeśli twój syn ma przeżyć, musisz choć na jakiś czas do niego wrócić. Musisz chronić księcia.

— Wiem to, aż za dobrze, musimy napisać do Tyru. Jednak teraz dopiero Nefertiti nam zagraża. Lepiej byłoby dla nas wszystkich również dla niego, aby ją zabił.

— Cóż pani jeśli to prawda, że go zdradziła, a on zabił jej kochanka z pewnością tego tak nie zostawi. Nie chcę jej służyć

— Nie będziesz. Co zrobił z dzieckiem?

— Ponoć zniknęło w bliżej niewyjaśnionych…

— Oczywiście. Wyprawi uroczysty pogrzeb i popłacze, a matka będzie tylko czekać by obmyślić plan za stratę dziecka. Należało zarżnąć wszystkich, jak zwykle uczucia wzięły górę.

— Cóż pani wy najlepiej znacie swego męża- odparła służka.

— Niestety i wiem, że to początek końca tego kraju.

Do Hazdrubala księcia regenta Tyru, Sytuacja nieoczekiwanie się zmieniła, nie mogę przybyć teraz, albowiem jest to zbyt niebezpieczne. Nasz pan Akhenaten znany ci bardziej jako Amenhotep IV odesłał swoją wielką małżonkę Nefertete z powodu zdrady stanu. Prawda jest taka, że kobieta zdradziła go ze swoim nadwornym rzeźbiarzem, ponoć ostatnia córka władcy jest dzieckiem rzeźbiarza. Władca kazał zabić to dziecko. To oczywiście słuszne posunięcie, ale oszczędził królową, a ta się z pewnością zemści. Boję się o swojego syna, albowiem rozpocznie się tutaj wojna o władzę. Akhenaten pragnie bym do niego wróciła. Nie chcę tego, ale dla dobra swego syna muszę. Nefertiti miała potężnych stronników w postaci kapłanów. Jeśli zajdzie taka potrzeba, przyślij wojska na granicę.

6

Do Wielkiej Królowej Matki Teje.

Najdroższa Królowo Matko, stał się cud. Wasz syn Amenhotep, odesłał królową Nefertiti. Wszyscy się dowiedzieli, że królowa zdradzała go latami z nadwornym rzeźbiarzem. Człowiek ten został publicznie zabity. Nefertiti przyznała się również do popierania kapłanów Amona oraz do tego, że to oni zlecili jej pojąć za męża naszego nieodżałowanego teścia, a twego męża. Wasz syn kazał wszcząć śledztwo w sprawie otrucia, przez królową swojego ojca. Do tego,, Piękna, która przybyła”” jeszcze się nie przyznała. Powiedziała, że to ona próbowała zabić księcia. Niestety władca znów popełnił błąd. Nie zabił królowej, a wiemy jak to się skończy dla państwa.

— Nefertiti wygnana, kto by pomyślał… -powiedziała Teje do skryby, odkładając list.- Może nie długo wrócimy do stolicy. Nasz syn nawet nie wie w jakie bagno wszedł, będzie potrzebował pomocy, kapłani nie dadzą za wygraną, a tym bardziej sama Nefertiti. Ta żmija jest zdolna do wszystkiego, powinien ją zabić. Wygnanie tylko zachęci jej stronników do działania i wszczęcia buntu przeciw niemu.

— Zaiste pani — odpowiedział mężczyzna siedzący ze skrzyżowanymi nogami na podłodze.- Pani, jeśli mogę coś powiedzieć?

— Możesz.

— Kapłani Amona, nie darują tej obelgi twojemu synowi. To się źle skończy, nie potrzebnie w ogóle spojrzał na tą kobietę.

— Wiem...doskonale o tym wiem. Jak mój syn może być aż taką miernotą polityczną? Niczym opętany prowadzi kraj ku przepaści- powiedziała królowa Teje sama do siebie.

*

— Pani — Memose skinął głową, przed królową Asztarte, która właśnie spożywała śniadanie w ogrodzie.

— Witaj Memose. Co cię sprowadza? — kobieta wskazała mu miejsce przy stole, a służba natychmiast podała nakrycie.

— Pani, nie przybywam sam, jest ze mną wezyr i nasz pan. Powiedzmy, że ten ostatni po ostatnim spotkaniu boi się przekroczyć próg- Memose uśmiechnął się kątem ust.

— Doszły mnie słuchy, że ostatnio postawił na swoim.

— Nic się przed wami nie ukryje- Asztarte uśmiechnęła się.

— Z twych ust to zaiste komplement.Gdzie on jest?

— Czeka w sali audiencyjnej- odparł Memose przegryzając owoce.

— A to ciekawe, wielki władca czeka na pokornego sługę w sali audiencyjnej. Nie może być- w głosie Asztarte czuć było sarkazm.

— Witaj Asztarte- z za pleców królowej słychać było znajomy głos. Kobieta odwróciła głowę i zobaczyła stojącego między kolumnami odzianego w złotej suknię męża.

— Amenhotepie, miło cię widzieć- kobieta odwróciła w jego stronę głowę. Mężczyzna zbliżył się do niej powoli, po czym usiadł naprzeciwko.

— Pani, może nie jestem godzien o to prosić po tylu latach, ale chcę cię… właściwie to powinienem błagać, abyś ty i nasz syn… byście wrócili ze mną do mego pałacu. Czas zająć swoje miejsce, które należy wam się od dawien dawna.

— Oratorem zawsze byłeś doskonałym- roześmiała się Asztarte na wydukaną wypowiedź swego męża. -Nie mogę decydować za syna, albowiem jest dorosły. Ja zgadzam się wrócić z tobą do pałacu, choć nie jest mi to w smak. Jednakoż wiem, że nie mam innej drogi.

— Jeśli nie chcesz, nie musisz- odparł władca nerwowo przebierając palcami.

— Oboje wiemy, że muszę- odparła kobieta.

— Semenhkhare, mój synu, dobrze, że jesteś- Asztarte pogłaskała ręką swego syna po twarzy, który naszedł na rozgrywającą się scenę od ogrodu.

— Twój ojciec pragnie, żebyśmy zamieszkali razem z nim. Pozostawiam tą decyzję tobie. Jeśli nie chcesz, nie musimy… — powiedziała spokojnie kobieta patrząc księciu w oczy.

— Jeśli nasz pan tak każe…

— Tak to zaiste dobra odpowiedź.

— Słyszałeś mojego syna, masz swoją odpowiedź- odpowiedziała Asztarte.- Żeby było jasne mój dwór przenosi się ze mną.

Po wielu latach wróciliśmy z synem na należne nam miejsce. Czy byłam z tego powodu szczęśliwa? Bynajmniej mnie to nie cieszyło, albowiem wiedziałam co to oznacza. Minęło wiele lat i Akhenaten nie był moim Amenhotepem. Nie znałam już swojego męża. Chyba oboje nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego jak bardzo staliśmy się różni. Moją głowę, myśli, uczucia, zajmował ktoś inny. Mężczyzna, który stał tamtego dnia w ukryciu za drzewem. Mężczyzna, który musiał udawać, że to go nie dotyczy. Mój Jahmes. Ceremonia powrotu na dwór była bardzo uroczysta. Jego Majestat rozkazał sprowadzić cały dwór i przedstawił mnie jako jedyną prawowitą małżonkę. Tak szybko zmieniał zdanie. To był jeden z przykładów jego niestabilności psychicznej, o której tuż przed ślubem próbowała mi powiedzieć Teje. Semenhkhare oficjalnie ogłosił następcą tronu. Na wiele rzeczy było już za późno, a piekło miało niebawem nadejść.

*

— Asztarte usiądź ze mną- Akhenaten wskazał żonie miejsce obok sobie. Kiya przysiadła przy mężu na jednym ze schodów do wielkiego tronu.

— Nie było cię tu wiele lat, a mój syn dorósł- mężczyzna zaczął niepewnie.

— Nie z mojej winy… ale to nie jest teraz najważniejsze- odparła kobieta.

— Nigdy nie chciałaś tutaj być. Nosiłaś fenickie stroje i nie odpowiadałaś na listy.

— Chciałam tutaj być, ale jako prawowita żona. Niestety nie było dla mnie miejsca i nagle okazało się, że nie jestem prawowitą żoną. Odsunąłeś nas. Nawet książę nie był pokazywany światu. Wielu myślało, że nie żyje. Postąpiłeś z nim, tak jak twój ojciec z tobą.

— Nefertiti…

— Właśnie Nefertiti… zawładnęła tobą, państwem, całym światem. Nawet w grobowcach na zawsze pozostanie Nefertiti i jej dzieci. O mnie i Semenhkhare świat zapomni. Nas nie ma i tak już pozostanie.

— Możemy to zmienić- powiedział Akhenaten i przysunął się bliżej żony.

— Nic już nie zmienisz, albowiem nie masz już takiej władzy. Świat już tego nie chce. Spójrz na nas zestarzeliśmy się oddzielnie. Jesteśmy sobie obcy. Nie skujesz tych wszystkich ścian z obrazami szczęśliwej rodziny przedstawiających ciebie i Nefertiti.

— To czego ja chcę, zawsze się dokonuje. Jestem panem Egiptu.

— Dalej w to wierzysz? — kobieta spojrzała na swego męża z politowaniem.- «Dobry faraon», tak mówią o tobie ludzie z ludu pasterzy mieszkający w tym kraju. Dla mnie i dla mojego syna, jednak nigdy nie byłeś dobry.

— Potrzebuję królowej- odparł mężczyzna ze smutkiem.

— Zawsze miałeś we mnie sojusznika.Masz harem, ale czy dalej masz we mnie żonę tego nie umiem ci powiedzieć- powiedziała Asztarte odsuwając się od mężczyzny.

— Harem… a co jeśli potrzebuję również żony i nie chcę haremu. Państwo od czasu klęski żywiołowej nie funkcjonuje.

— Oficjalnie masz żonę, ale czasu nie cofniemy. Nie interesowałeś się państwem przez ostatnie dziesięć lat i to nie jest wina klęski żywiołowej. Yousef napełnił spiże, a państwo nie funkcjonuje głównie dzięki tobie.

— Yosef napełnił spiże, a królowa Kiya umiejętnie rozdawała zboże. Królowa Kiya podrobiła również mój podpis wraz z mym wezyrem i wysłała wojska do Teb. Królowa Kiya przekupiła Nubijczyków. Królowa Kiya… mógłbym wymieniać tak bez końca -mężczyzna musnął żonę po policzku.

— Robiłam to co do mnie należało. Jeśli masz jakieś pretensje, odeślij mnie do Tyru i proszę nie nazywaj mnie już więcej Kiya. Jeśli nie umiesz wymówić mego imienia to wreszcie się go naucz- powiedziała kobieta powoli wstając

— Chciałabyś… prawda… Tej prośby nie spełnię nigdy, albowiem za bardzo mi na was zależy. Straciłbym następcę tronu. To dalej mój syn i póki co nadal ja jestem władcą- powiedział mężczyzna ostrym tonem.- Jutro zaprezentujesz się ze mną podczas codziennej modlitwy do słońca.

— Rozumiem, że to rozkaz- odparła kobieta z nutą sarkazmu.

— Jeśli tak to pojmujesz- Akhenaten wstał.

— Myślisz, że twój naród rozumie, o co w tym chodzi… Nagle kazano wierzyć im w Jednego Boga. Lud pasterzy jest jeszcze wstanie to pojąć, albowiem kult Asenat prawie zanikł, również dzięki tobie, ale tu gdzie każde źdźbło trawy ma duszę nie jest to możliwe.

— Zdaję sobie z tego sprawę, ale podobnie jak ja część z nich chce osłabić władzę kapłanów, a to jedyny sposób.

— No właśnie część z nich. Zdajesz sobie sprawę jak niewielka to część. Skoro zdajesz sobie z tego sprawę, to dlaczego tak nagle zmieniłeś swoją politykę. Wprowadzałeś kult powoli z rozmysłem, edukując ludzi i nie zabraniając im czcić dawnych bogów, a potem w jednej chwili stworzyłeś oddział specjalnej policji, który zaczął chodzić po domach i rozbijał nawet dzbany w kształcie Besa.

— Wpływ Karnaku nie osłabł- odparł mężczyzna.

— Osłabł by z czasem, gdyby władca umiał przekazać ludziom swoje myśli. W ten sposób tylko dałeś im pretekst do powstania. W ten sposób tylko ich wzmocniłeś i uśmierciłeś swoją reformację, która wraz z tobą zostanie zapomniana. Sam uśmierciłeś swoje dzieło. Nie tylko rodzinę, ale swoje dzieło.

— Uważasz, że masz prawo- mężczyzna zaczął gotować się ze złości.

— Prawda cię boli mój panie. Powinnam już iść do swoich komnat. Mam nadzieję, że nie dostałam tych po twojej żonie.

— Nie, kazałem zanieść twoje rzeczy do moich komnat. Sama wybierzesz sobie pomieszczenia, w których zechcesz mieszkać. Semenhkhare dostał pokoje dawniej służyły za pomieszczenia dla gości. Pałac naprzeciwko również należy do was, choć nie wiem czy go przyjmiesz, albowiem kiedyś należał do Nefertiti. Urządzaj wszystko jak chcesz, lecz dzisiaj…

— Mam spędzić noc z tobą, by dwór sądził iż jesteśmy zgodnym małżeństwem- powiedziała kobieta z lekkim grymasem na twarzy.

— Chyba, że chcesz stawiać cały pałac na nogi o tej godzinie, by służba przeniosła twoje rzeczy i uszykowała pokój. Jest już późno- powiedział spokojnym tonem Akhenaten.

— Nie będę wyrodną królową.

— W takim razie zapraszam cię, do moich komnat — Akhenaten podał swojej żonie rękę by udać się z nią na spoczynek.

— Jeśli chcesz prywatną kąpiel, to zaprowadzę cię, ale najpierw pokażę ci pałac- uśmiechnął się.

— Z przyjemnością się ochłodzę- odparła królowa.

Pomieszczenia należące do króla były wyjątkowo okazałe. Nie dość, że bogato rzeźbione w kolorowe reliefy to jeszcze posadzka była z marmuru inkrustowanego złotem. Na środku jednej z sal znajdował się ogromny prywatny basen z wodą do kąpieli, do której ktoś wcześniej wsypał płatki róż. Po bokach basenu stały ogromne lampiony bijące światłem od ognia. Wszędzie unosił się zapach olejków różanych i arganowych. Z boku basenu stały dwa pozłacane łoża. Sala połączona była przejściem do sypialni, gdzie również znajdowało się ogromne pozłacane łoże, dla odmiany inkrustowane srebrem, a jego ramę zdobiły głowy lampartów. Obok łoża znajdowały się wygodne kline i dwa kurulne krzesła. Z boku sypialni znajdowała się biblioteka ze zwojami i miejsce gdzie pracował faraon. To tu na środku pomieszczenia stało wielkie marmurowe biurko. Z obydwu pokojów można było wyjść do przedsionka skąd roztaczał się widok na ogród. Dalej przechodziło się do pomieszczenia z pozłacanym fotelem i stołem, w którym faraon przyjmował gości na audiencje prywatne. Kiedy Amenhotep pokazał jej wszystkie pomieszczenia nacisnął jedną z cegieł znajdujących się w murze przedsionka. Otworzyły się tajne drzwi wprost do sypialni. Asztarte przystanęła przy jednym z reliefów.

— Co myślisz Asztarte, podoba ci się? — zapytał mężczyzna z dużą nutą niepewności w głosie, albowiem obawiał się tego co powie królowa.

— Jego układ jest podobny do pałacu, w którym mnie umieściłeś. Rozmiary wnętrz są jednak dużo większe- powiedziała kobieta.

— Chciałem, żeby choć w ten sposób dalej móc dzielić z tobą życie- słysząc to Asztarte uśmiechnęła się.

— Tajne drzwi? — zapytała zaciekawiona królowa.

— Tak, to w dzisiejszych czasach konieczność. W sypialni znajduje się tajne przejście, którym można wydostać się z miasta.

— Fascynuje mnie ten relief. Ta para siedząca na łodzi pośród papirusów. Oboje trzymają się za ręce. To nie Nefertiti, lecz inna kobieta, albowiem jej postać przedstawiana jest charakterystycznie.

— Zauważyłaś...To jesteś ty. Marzenie głupca o jednej chwili z królową- powiedział mężczyzna z nostalgią.

— Nie za bardzo podobna-odparła kobieta. Akhenaten roześmiał się, głośno.

— Ja też nie jestem już podobny do tego mężczyzny. Za bardzo zaczynam się zaokrąglać w brzuchu- odpowiedział dalej się śmiejąc.

— To za pewne od piwa, nigdy nie przestałeś delektować się tym kiepskim napojem.

— Być może, albo upodobniłem się za bardzo do ojca, którego większość życia nienawidziłem. Całe życie mnie od siebie odpychał. Co gorsza to samo zrobiłem naszemu synowi. Chciałem cię tu mieć, chociaż w ten sposób… marząc, że czasem przychodzi tu królowa Tyru, choć wiedziałem, że nigdy to się nie wydarzy. Kazałem przygotować dla ciebie kąpiel, jeśli chcesz możesz skorzystać. Nie będę się do ciebie dołączał.

— To twój pałac. Możesz się dołączyć jeśli chcesz- Asztarte spojrzała na swego męża z delikatnym pożądaniem.

Królowa wróciła do komnaty z basenem i ściągnęła z siebie potężną srebrno-czarną suknię. Nie wiedziała, że Amenhotep obserwuje ją z przejścia. Kiedy zobaczył jej nagie uda, poczuł jak jego pożądanie się wzmaga. Nie był w stanie dłużej wytrzymać. Zdjął przepaskę i rzucił ją w kąt. Jego ciało drżało z podniecenia. Asztarte odwróciła się w stronę mężczyzny. Gdy władca zobaczył jej piersi, które dzięki ciąży były dużo większe i bardziej twarde to jeszcze bardziej spotęgowało jego pożądanie. Kobieta wyjęła złotą spinkę z włosów, które opadły jej na ramiona. Amenhotep podszedł do niej, objął ją w pasie i pocałował przygryzając lekko w usta.

— Tęskniłem za tobą, moja piękna- wyszeptał.

— Po prostu to zrób- powiedziała.

Mężczyzna podciągnął jej nogę w górę. Królowa podskoczyła i objęła go nogami w pasie. Akhenaten trzymał ją za pośladki, delikatnie głaszcząc jej sekretne miejsca. Powoli zniósł ją do wody. Kochali się w basenie, a potem jeszcze kilka razy na łożach.

— Jestem w ciąży -wyszeptała leżąc na łożu obok męża.- Będziesz miał kolejnego syna.

— Kiedy?

— Pamiętasz, wtedy kiedy byłeś ranny…

— Tak pamiętam, nie powinienem tak… — Akhenaten zaczął się tłumaczyć.

— Może i nie powinieneś ale począłeś wtedy kolejnego dziedzica. Nadchodzą trudne czasy. Oboje wiemy, że jeden syn to może być za mało by przedłużyć dynastię-Amenhotep objął mocno swoją żonę. Kobieta usiadła na nim i przycisnęła jego genitalia swym kolanem. W mężczyźnie znów wezbrało się pożądanie

— Oby narodził się zdrowy. Niczego bardziej nie pragnę jak was. Im bardziej mnie odtrącasz, tym bardziej cię pragnę- wyszeptał przygryzając jej ucho. Jego dłoń powędrowała wprost do jej ud.

*

— Egipcjanie mieli ciekawe pozycje seksualne. Kiedyś widziałem papirus przedstawiający ich sztukę kochania. Zdumiewające, że można było się kochać w takich pozycjach- powiedział podekscytowany cezar.

— Zaiste to była prawdziwa akrobatyka, a część z tych pozycji praktycznie nie była możliwa do wykonania. Ten lub wierzył bowiem, że każdy stosunek seksualny to odzwierciedlenie zjednoczenia bóstwa nieba i ziemi. Pary kochanków, którzy widywali się raz na kilka tysięcy lat- odparła królowa.

— Oddalenie Nefertiti rozpoczęło upadek królestwa. Sądziłem, że zabił ją tamtego dnia.

— Niestety nie zrobił tego. Jak zwykle jego uczucia wzięły górę. Kiedy władca wygnał swoją żonę tym samym podpisał na siebie wyrok śmierci, a co za tym idzie unicestwił imperium. Nefertiti miała swoich stronników, a teraz pragnęła zemsty za śmierć kochanka i swej córki. Ludzie tak potężni jak Nefertiti gdy stają się twoimi wrogami zrobią wszystko by cię zniszczyć, dlatego lepiej jest ich mieć przy sobie, lub zabić zanim pomyślą o tym by unicestwić ciebie.

— Jesteś pewna, że zabił dziewczynkę? — zapytał mężczyzna poprawiając się na bogato zdobionym krześle.

— Z pewnością- odparła królowa, której włosy rozwiał wzmagający się wiatr. Kobieta wyjrzała po za osłoniętą część tarasu by spojrzeć w niebo. Ujrzała nachodzące na księżyc ciemne chmury.- Żaden władca nie może sobie pozwolić na to, by po świecie chodziło dziecko spłodzone przez jego małżonka z kimś innym, w szczególności gdy świat o tym wie. Czyż rzymianie również nie pozbywacie się bękartów swoich żon?

— Pozbywamy się, to prawda. Moja rodzina jest wybitnie uzdolniona w pozbywaniu się niechcianych osób- mężczyzna parsknął śmiechem.- Przepraszam- dodał po chwili.- Czasem to mnie przerasta.

— Na wasze nieszczęście to widać, a po władcy nie może być nic widać. W krajach, w których kobiety stają się regentami w imieniu swoich synów, one również pozbywają się dzieci spłodzonych przez inne kobiety z ich mężami- kobieta zasiadła z powrotem naprzeciwko mężczyzny naprzeciw cezara.

— Są takie kraje? — zapytał zaciekawiony władca przygryzając jabłko.

— Świat to nie tylko Rzym i nie wszystko poza nim to Barbaricum — odparła królowa z przekąsem.

— Wiem, że miałaś namyśli chociażby Persję. Chcę ci coś pokazać. Wyjdźmy do ogrodu póki nie pada- powiedział cezar rzucając ogryzek w kąt.

— Jak chcesz cezarze- Commodus podał rękę kobiecie by pomóc jej wstać.

— Staliście się szarmanccy? — zauważyła Asztarte uśmiechając się pod nosem.

— Powiedzmy, że słucham twoich rad. Jeśli chodzi o moje życie seksualne to musisz wiedzieć, że znów odwiedziłem mą żonę. Między nami zaczyna układać się lepiej, ale nasze kobiety rzadko kiedy są tak sprawne w łożu jak…

— To wspaniale- Asztarte przerwała jego wypowiedź, albowiem doskonale wiedziała co cezar chciał powiedzieć.- Panie nie obrażajcie mnie, a tym bardziej swej żony, przecież jesteśmy w Rzymie największym targowisku rozpusty. Jeśli mogę cię zapytać panie? — Commodus się zaśmiał.

— Pytaj o co chcesz. Tylko tobie na to pozwalam- odparł władca spacerując z kobietą po ogrodzie.

— Gdybyście mogli wybierać, to gdzie chcielibyście żyć? — Asztarte musnęła ręką liścia palmy.

— To trudne pytanie królowo, ale wiesz w mym panowaniu najbardziej podobała mi się podróż z Vindobony. To bardzo stare drzewo- mężczyzna dodał po chwili zadumy.

— Zauważyłam. A oprócz Vindobony, którą kochacie z wiadomych nam powodów… istnieje w ogóle takie miejsce?

— Nie miałem namyśli samej Vidobony, ale podróż. Podobało mi się to, że przemierzam różne tajemnicze terytoria i nikt mi nie narzuca co mam robić. To było coś cudownego. Mogłem siedzieć w lesie i patrzeć jak prawdziwa wilczyca wychowuje swoje dzieci. Czułem się wtedy wolny. Przemierzałem ten wielki kraj i mogłem robić co chce, zatrzymać się gdzie chce i patrzeć na to co chce. Nie wiem czy zrozumiesz mnie królowo?

— Rozumiem doskonale. Chcecie mi powiedzieć, że teraz nie możecie robić tego co chcecie. Choć staliście władcą, to tak naprawdę jesteście niewolnikiem swojego kraju. Rozumiem to uczucie.

— Dokładnie tak jest. Już prawie jesteśmy na miejscu.Czy mogę ci zasłonić oczy? Chciałbym by to była niespodzianka- mężczyzna wyjął z rękawa cienki szal.- Naprawdę nie mam złych zamiarów- powiedział cichym, niepewnym tonem.

— I tak nie jesteście mnie w stanie zabić. Widzę, że nie tylko ramiona mieszczą się w tych rękawach. Jeśli sprawi to wam przyjemność- mężczyzna zawiązał kobiecie oczy jedwabnym szalem po czym podprowadził ją kilka metrów i odwiązał supeł. Przed oczami królowej stały ogromne dwa złocone pojazdy strzeżone przez kilku gwardzistów i oświetlone lampionami.

— Jak ci się podoba moja kwadryga. Sam ją opracowałem. Pokaże ci coś- mężczyzna stanął w pierwszym pojeździe.-Kiedy pociągasz za tą tralkę znajdującą się na środku, platforma na której stoisz obraca się. Nigdy wcześniej nikt nie opracował takiego rydwanu- powiedział z dumą mężczyzna.

— To niesamowite- powiedziała zachwycona kobieta.

— W tym drugim natomiast, jeśli naciśniesz poręcz fotela- uradowany mężczyzna wskoczył na drugi zacznie większy pojazd.- Siedzisko obraca się w różne kierunki i można je nawet lekko odchylić. Oba rydwany niczym egipskie wykonano ze złota.

— Nie macie za wiele złota. My mieliśmy go zbyt dużo. Nie lepiej było wykonać pojazdy z drewna i je okryć złotem.

— Wtedy maszyneria nie działałaby tak dobrze- odparł mężczyzna.- Nie podobają ci się? — zapytał mężczyzna, który oczekiwał innej reakcji.

— To nie tak- Asztarte podeszła do niego i ścisnęła go za rękę.- Uważam, że to wielkie osiągnięcie naukowe i zrewolucjonizuje transport, ale pytanie czy przy waszym położeniu rozsądnie jest zlecać wykonanie pojazdu ze złota. Ludzie patrzą na każdy wasz ruch i bynajmniej nie są przyjaźnie nastawieni.

— Pojazdy zostaną- oparł stanowczo Commodus niczym małe dziecko.

— Oczywiście, że zostaną- odpowiedziała kobieta. W tym momencie konie zaczęły rżeć, a drzewa zaczęły poruszać się na wietrze.

— Panie niech gwardziści zaprowadzą konie i pojazdy. Zbiera się na burze. Zwierzęta są niespokojne, a to oznacza nawałnice. Wracajmy do pałacu. Jeśli chcecie jutro je wypróbujemy- kobieta podała mężczyźnie rękę by zszedł.- Może kiedyś wymyślicie pojazd, w którym będzie można również wygodnie spać- uśmiechnęła się do zafascynowanego nowym wynalazkiem mężczyzny.

— Pracuję nad tym- odparł cezar schodząc z rydwanu. Gdy byli już blisko pałacu do silnego wiatru dołączył rzęsisty deszcz. Commodus mimowolnie odpiął swoje paludamentum i rozciągnął płaszcz nad ich głowami. Ten swoisty namiot na niewiele się zdał i mimo tego oboje weszli cali mokrzy do pałacu.

— Naprawdę stajecie się szarmanccy- Asztarte uśmiechnęła się do mężczyzny, czym wywołała jego śmiech.

— Moja żona nigdy by tego nie powiedziała- odparł mężczyzna, powoli zdejmując zbroje.

— Chcieliście ze mną wybrać się na przejażdżkę. Stąd wasz ubiór. Mogliście zaproponować wcześniej- Asztarte podeszła do cezara i pomogła mu zdjąć pancerz. — Może warto by zabrać swoją żonę na przechadzkę w deszczu? — dodała odkładając zbroję na przygotowany dla niej postument, gdy odwróciła się zauważyła, że jedna z blizn na plecach mężczyzny zmieniła kolor.

— Spróbuję, ale nie aż w taką nawałnicę. Wszystko by mieć potomka, czyż nie? — odparł Commodus uśmiechając się.- Jeśli chcesz to zostań na noc.Przewertujemy księgę, może coś znajdziemy.

— Oboje wiemy, że lepiej będzie jeśli wyjdę. Po za tym jutro mam bardzo ważne spotkanie z pewnym lekarzem.

— Coś ci jest? — w głosie mężczyzny słychać było troskę.

— Nie mi nic nie jest. Zapomnieliście już co się stało z raną? — powiedziała kobieta opierając się o mur pomiędzy sypialnią, a pokojem do pracy.- Również choroby mnie się nie imają. Chodzi o kogoś mi bliskiego- Asztarte starała się uniknąć kontaktu wzrokowego z władcą. Nie chciała by się domyślił.

— Nie sądziłem, że masz krewnych- zapytał mężczyzna ze swej sypialni zakładając haftowaną tunikę. Jeśli chcesz mogę poprosić Galena.

— Nie ma takiej konieczności panie. Nie mam biologicznych krewnych w Rzymie, ale czasem ci duchowi są nam bliżsi niż biologiczni- odpowiedziała kobieta i cichaczem wymknęła się z komnaty. Na kolejne pytanie Commodus nie usłyszał odpowiedzi, gdy tylko się przebrał sam usiadł do książki.

7

Dom Galena z zewnątrz był bardzo niepozornym domem patrycjusza, odróżniała go jedynie liczba ziół, która porastała ogród. Słynny lekarz osłonięty kapeluszem przycinał kilka z nich, kiedy nagle ujrzał okute w nagolenniki kobiece nogi, które wyrosły przed nim niczym drzewo dające cień.

— Mówił mi, że przyjdziesz gladiatorko. Wejdźmy do środka- lekarz wstał i wprowadził Asztarte do wewnątrz swego domu. Kobieta rozejrzała się po wnętrzu bogato zdobionym najróżniejszymi freskami. Mężczyzna rozkazał służbie nalać im winna, po czym wskazał gladiatorce miejsce do siedzenia przy dużym marmurowym stole. Na krótką chwilę pozostawił ją samą rozmawiając z jednym ze służących, a potem usiadł na przeciwko niej. Asztarte wypiła łyk wina, a mężczyzna bacznie się jej przyglądał.

— Dziwnie się na mnie patrzycie lekarzu- powiedziała Asztarte i wyjęła miecz z pochwy. — Zastanawiacie się czemu nie działa? Mam dobry węch… ach cudny ten zapach migdałów- Asztarte klasnęła w dłonie.- A co jeśli powiem, że gdy rozmawialiście z niewolnikiem zamieniłam kieliszki. Macie niewiele czasu.

— Czego chcesz? — zapytał zdenerwowany mężczyzna.- Muszę przyznać, że jesteś naprawdę dobra.

— Uznam to za komplement, czas ci upływa- Asztarte wskazała palcem na widoczny przez okna zegar słoneczny.- Chyba, że zażywasz maleńkie dawki na wszelki wypadek? Przecież wiesz czego chce, dlatego zdecydowałeś się na taki krok. Twoja kariera rozkwitła za czasów Aureliusza. Lekarz z Pergamonu zajmujący się leczeniem krów i gladiatorów nagle staje się najważniejszym znachorem imperium. Jaka była tego cena? — kobieta podparła brodę na swej ręce i spojrzała na mężczyznę, badając go swoim wzrokiem. — Znam odpowiedź nosi imię Lucius Verus, a podobno macie nie szkodzić- dodała po chwili milczenia.

— Nie wiesz wszystkiego- odparł mężczyzna, który próbował wstać, ale nie mógł.

— Nie wstaniesz póki nie wyjdę. Nie wiesz co się dzieje, ale zaczynasz dobrze rozumować. Musisz przyjąć za pewnik to co uznajesz za niemożliwe. Cóż ja zwykła gladiatorka z Dover mogę wiedzieć o tej sprawie? Niewygodnie jest sprawować władzę z kimś u swego boku. Wiem chociażby to, że po tej ziemi chodzi idealne dziecko władzy w egipskim rozumieniu tego słowa, a augusta nie była matką cezara. Mam kontynuować…

— Dość- mężczyzna podniósł rękę w geście by zamilkła.- Kim ty jesteś?! — wykrzyknął.

— Nie chcesz wiedzieć. Pozwolono ci nawet badać zwłoki- Asztarte otworzyła leżący na stole zwój z rysunkiem.- Jest błędny- powiedziała pokazując mężczyźnie rysunek.- Tak nie funkcjonuje krwiobieg. Widzisz co się dzieje i znasz się na środkach leczniczych jak i trujących. Po czyjej stronie tym razem staniesz?

— Powiedział ci wszystko- zrezygnowany mężczyzna osunął się w fotelu.

— Ufa mi, a ja chcę by dożył swoich lat, a nie dożyje ich gdy zostanie w Rzymie. To kwestia kilku lat, a może miesięcy, lub dni. Już raz go uratowałeś. Jeśli nie chcesz by świat poznał prawdę o lekarzu, który zabija na rozkaz innych…

— Nie ośmielisz się- odparł mężczyzna groźnym tonem.

— Ośmielę się, albowiem w przeciwieństwie do ciebie nie stracę nic, a ty pochylisz głowę pod toporem lub mieczem. Twoje nauki zostaną zapomniane, a ty wymazany. Chyba lepiej dla wszystkich by świat wierzył w to, że Verus zmarł na ospę- mężczyzna ujrzał w oczach Asztarte płonący ogień.

— Kim, a właściwie czym ty jesteś? — zapytał przerażony.

— Mogę być przyjacielem lub wrogiem to zależy od ciebie, a jeśli zadowoli cię takie określenie… jestem potępieńcem- powiedziała kobieta z sadystycznym uśmiechem.

— Chcesz zabić chłopaka? Zemsta za Verusa, ale on tego nie zrobił. Ten rozkaz padł nie z jego ust. Owszem narodził się chłopiec, a im obu było na rękę, ale to nie on.

— Skoro tak mówisz to zaiste musi być prawda. W końcu wiesz czyj wykonałeś rozkaz. Jednak nie umiecie czytać w myślach. Ja natomiast to potrafię- kobieta trzymając miecz na kolanach wskazała na drzwi.- Nie otworzycie drzwi i nie pojmiecie przez wiele lat co tutaj zaszło, a zapewniam, że będzie to waszą udręką. Pragnę by przeżył i wydaje mi się, że wy tego też możecie chcieć. Znałam jego matkę, tak się składa, że pochodziła…

— To nie możliwe, jesteście zbyt młodzi- wtrącił lekarz.

— A może wystarczająco starzy. Nazywała się Septimia była gladiatorką czy mam kontynuować- powiedziała kobieta z przekąsem.

— Wierzę ci. Jesteś tułaczem? — Galen zaczął zastanawiać się z kim ma do czynienia.

— Czymś gorszym. On przebywa w Irlandii. Mam go pozdrowić? — w głosie Asztarte brzmiał demoniczny sarkazm.

— Wybraliście z dwójki jednego. Czemu akurat tego? Nie było żadnych bliźniąt mam rację.

— Septimia była wyjątkowa. Pochodziła z Pergamonu jak ja.Sytuacja jest trudna, a uratowanie cezara, gdy wystąpią przeciwko niemu patrycjusze to będzie cud.

— To stwórzmy ten cud razem- odparła kobieta.-By uratować cezara będziemy musieli się zaprzyjaźnić, ale nie wiem czy mogę ci ufać. Wiemy, że i tak któregoś dnia nadejdzie dzień jego upadku, ale znasz doskonale historię Nerona.

— Jak? — zapytał zaciekawiony mężczyzna.

— Będzie potrzebny lek. Teraz wystarczy usunięcie innych wrogów znacznie mu bliższych, choć jad i toksyna w ich relacjach są równie silne jak w winie. Do ataku ma dojść podczas igrzysk.

— Ceny zboża już rosną, podejrzewam, że na złość patrycjusze je przetrzymują

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 132.67