E-book
14.7
drukowana A5
41.04
drukowana A5
Kolorowa
63.37
Archidoxis Magica i inne traktaty

Bezpłatny fragment - Archidoxis Magica i inne traktaty

Objętość:
151 str.
ISBN:
978-83-8155-387-2
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 41.04
drukowana A5
Kolorowa
za 63.37

Słowo wstępne

Nie przypuszczałem, że Manuał Zielarski przetrwa tak długo. Strona powstała właściwie pod wpływem impulsu wywołanego pewną frustracją na akademicki stan rzeczy. Studenci zainteresowani publikacją artykułów poruszających tematy niszowe i miało popularne, spotykają się z wieloma przeszkodami utrudniającymi osiągnięcie celu i naukowego sukcesu. Nie jest łatwo znaleźć odpowiednie czasopismo, a jeżeli już przebrnie się przez ten etap, to pracę przeczyta naprawdę wąskie grono zainteresowanych. Równie dobrze można pisać do szuflady albo do teczki. Dlatego postanowiłem być samemu sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Manuał Zielarski porusza rozmaite tematy z zakresu zielarstwa, fitoterapii, medycyny, farmacji, etnografii i historii; wszystko zgodnie z własnymi zasadami ku pożytkowi całego społeczeństwa, które najwyraźniej docenia moje starania, co widzę po statystykach i zaproszeniach na konferencje. Skoro wydanie artykułu wiąże się z trudnościami, to co powiedzieć o wydaniu książki? Pierwsza pozycja spod szyldu Manuału Zielarskiego — „Kawy Roślinne” była swoistym eksperymentem sprawdzającym popyt na takie treści i metody dystrybucji. Ponieważ e-book spotykał się z ciepłym przyjęciem oraz znalazłem odpowiednie wydawnictwo, postanowiłem wydawać przynajmniej jedną książkę rocznie. Spełnienie obietnicy właśnie trzymasz w ręku albo widzisz na ekranie komputera bądź czytnika.

„Archidoxis Magica i inne traktaty” nie jest dziełem łatwym i przyjemnym w odbiorze ze względu na tematykę i archaiczność tekstu. Paracelsus, a właściwie Philippus Aureolus Theophrastus Bombast von Hohenheim (1493/94—1541) był szwajcarskim lekarzem, badaczem przyrody i filozofem. Jego liczne prace odcisnęły widoczne piętno na wielu dziedzinach nauk, ale gdybyśmy zapytali kogokolwiek o dokonania Paracelsusa, nie usłyszelibyśmy niczego, albo wypowiedziano by frazę „dosis facit venenum”. Czy można pogodzić się z tym, że tak wybitną postać i jej cały dorobek, sprowadza się do poziomu jednego cytatu? Nie jest to oczywiście niczyją winą, po prostu dzieła sławnego Szwajcara są w Polsce zupełnie nieznane. Niniejsza pozycja ma za zadanie choć trochę wypełnić istniejącą lukę, bo Paracelsus zasługuje na to, aby był kojarzony także z innymi poglądami i koncepcjami, a nie tylko z prostym hasełkiem powtarzanym studentom farmacji i medycyny.

„O sile planet” — „De Spiritibus Planetarum” to fascynujący traktat alchemiczny opisujący poszczególne czynności, których szczęśliwym końcem jest uzyskanie rtęci filozoficznej. Autor przypisuje tej substancji wielkie i pożądane właściwości: umożliwia transmutację jednego metalu w drugi oraz szybkie wyleczenie wielu chorób i dolegliwości. Droga prowadząca do stworzenia ów cudownej rtęci jest najeżona trudnościami, a najmniejszy błąd niweczy wszystkie dotychczasowe osiągnięcia.

„O filozofii okultystycznej” — „De Occulta Philosophia” jest obszerną pracą obejmującą zagadnienia związane z magią, teologią i przyrodą. Czytelnik podczas lektury zagłębia się w przemyślenia Paracelsusa dotyczące zaklęć, błogosławieństw, symboli oraz ukrytych skarbów, snów, imaginacji i istot ponadnaturalnych. Traktat jest wręcz przesycony naukami tajemnymi i magicznymi, co może zdziwić osoby, które nie znały jego poglądów i koncepcji dotyczących natury świata.

„O niebiańskiej medycynie” — „De Medicina Coelesti” jest szerzej znane pod późniejszą nazwą „Archidoxis Magica”, którą przyjąłem za tytułową dla tej książki. Dzięki temu dziełu poznajemy Paracelsusa jako lekarza wyjaśniającego przyczyny dolegliwości trapiących ludzi i zwierzęta oraz astrologa szukającego remediów w gwiazdach i kruszcach. Metody terapii opisane w tej pracy mogą nas dziwić oraz szokować, lecz takie były realia szesnastego wieku.

Przekładu dokonałem na podstawie wydania łacińskiego Gerarda Dorne’a z 1570 roku, z którego jednocześnie zaczerpnąłem ilustracje oraz edycji angielskiej Roberta Turnera z 1656 roku.

Autorem czwartego traktatu nie jest szwajcarski lekarz, lecz student farmacji Aleksander Karol Smakosz, którego zaprosiłem do wspólnej pracy nad książką. Efektem jest obszerny artykuł dotyczący Michaela de Nostredame (Nostradamusa) i jego recepturach na galaretki, konfitury oraz roślinne słodkości. Żywię nadzieję, iż przepisy zawarte w artykule zostaną odtworzone i wykorzystane w praktyce. Kto nie chciałby skosztować galaretki z pigw, którą raczył się sam król Francji? Całość uzupełnia słowniczek wyrazów trudnych, wyjaśniający niektóre skomplikowane kwestie. Hasła znajdujące się w słowniku są oznaczone znakiem:°.

Mam nadzieję, że „Archidoxis Magica i inne traktaty” przypadnie Wam do gustu, a postać Paracelsusa stanie się mniej zagadkowa. Niechaj Król Orientu zasiądzie na swym tronie!

Bartłomiej Byczkiewicz

manualzielarski.pl

TRAKTAT PIERWSZY: O sile planet

Prolog

Najpierw wezwę imię Jezusa Chrystusa, naszego Pana i Zbawcy. Ukończyłem poniższe dzieło, w którym nie tylko nauczam jak zmienić każdy metal w lepszy — żelazo w miedź, a potem w srebro i złoto, ale także jak wspomóc wszelkie słabości, których wyleczenie w opinii zarozumiałych i zawziętych medyków wydaje się niemożliwe. Jednak znaczniejsza wydaje się nauka zachowania i utrzymania śmiertelnych tak, aby dotrwali do długiego, uznanego wieku. Ta Sztuka została przez Boga — największego Stworzyciela — zapisana w istocie metali niczym księga już na początku istnienia, abyśmy mogli pilnie jej się uczyć. Dlatego, jeśli ktoś zechce gruntownie i dokładnie ją poznać, musi pobierać wiedzę od samego mistrza, to jest Boga, który stworzył wszystkie te rzeczy i jako jedyny zna ich naturę i właściwości, albowiem sam je w nich umieścił. Kto jest zdolny pięknie nauczać każdego, od Niego może pojąć całość absolutnie i wyśmienicie, tak jak On nam to powiedział. Nie ma żadnej rzeczy tak sekretnej w niebie i na ziemi, której cnót Bóg nie dostrzega, bowiem świetnie zna i widzi to, co stworzył. W związku z tym mianujmy Go panem, zarządcą i liderem, niechaj prowadzi nas przez najprawdziwszą Sztukę. Naśladujmy Jego samego i poprzez Niego uczmy się i zdobywajmy wiedzę o Naturze, którą On sam własnym palcem wyrył i zawarł w istocie metali. Dzięki temu Najwyższy Bóg pobłogosławi ku nam wszystkie stworzenia oraz uświęci nasze drogi; doprowadzi pracę od początku do pożądanego końca, a w konsekwencji wypełni serca radością i miłością. Jeżeli ktoś podąży jedynie za własną opinią, nie tylko oszuka sam siebie, ale także wszystkich innych, którzy do niego dołączyli i doprowadzi ich do zguby. Albowiem bezsprzecznie ludzkość rodzi się w niewiedzy i ignorancji, przez co nie jest w stanie sama niczego poznać; jedynie uzyska to, co da jej Bóg i co sama wywnioskuje z Natury. Ci, którzy nic z tego nie wynoszą, są podobni do pogańskich nauczycieli i filozofów podążających za wyrafinowaniami i wytworami cudzej inwencji oraz poglądów — Arystotelesa°, Hipokratesa°, Awicenny°, Galena° i innych, opierających całą swoją Sztukę tylko na prywatnych opiniach. Jeśli kiedykolwiek nauczyli się czegoś od Natury, zniszczyli to poprzez własne fantazje, sny i wymysły, zanim dotarli do końca, więc nie można znaleźć niczego doskonałego u nich, ani u ich naśladowców.

Skłoniło mnie to do napisania tej wyjątkowej księgi alchemicznej, opartej nie na ludziach, ale na samej Naturze oraz tych cnotach i siłach, które Bóg własnym palcem odcisnął w metalach. Jego czyny naśladował Merkury Trismegistos°, który zasłużenie jest nazywany ojcem wszystkich mędrców, a także tych, którzy podążali za Sztuką z miłością i gorliwym pożądaniem. Uczył i demonstrował, iż Bóg jest jedynym autorem, przyczyną i źródłem wszystkiego, co istnieje w owej Sztuce. Nie przypisuje boskiej mocy oraz cnót istotom lub widzialnym rzeczom, jak czynią poganie i im podobni.

Teraz widzicie, że całej tej wiedzy należy nauczyć się od Trójcy Świętej: Boga Ojca, Jego Syna i naszego Zbawcy oraz Ducha Świętego — trójcy w jedności. Dlatego podzieliłem tę alchemiczną pracę na trzy traktaty albo części: w pierwszej definiuję, czym jest Sztuka i wyjaśniam naturę każdego metalu. W drugiej opisuję pracę z nimi, a także sposoby użycia mocy i siły kruszców. Natomiast w trzeciej omawiam tynktury°, które mogą być wytwarzane dzięki Słońcu i Księżycowi.

Część pierwsza

Rozdział I: O zwykłym ogniu

Najpierw należy ustalić i zrozumieć co w sobie zawiera ta Sztuka, na czym polega i jakie są jej właściwości. Pierwszym i zarazem głównym zagadnieniem przynależącym do niej jest ogień. Zawsze występuje i charakteryzuje się tymi samymi właściwościami oraz działaniem; nie może też uzyskać swego istnienia od czegokolwiek innego. Posiada formę i moc, podobnie jak wszystkie ognie skryte w tajemnych rzeczach oraz siły ożywcze takie jak Słońce ustanowione przez Boga, które ogrzewa cały świat, to co sekretne, widoczne i oczywiste, a także sfery Marsa, Saturna, Wenus, Jowisza, Merkurego i Księżyca. Nie dają one innego światła oprócz tego, które same biorą od Słońca, albowiem są martwe same z siebie. Niemniej, gdy są rozżarzone — jak wspomniano wyżej — działają i operują zgodnie ze swoimi właściwościami. Samo Słońce uzyskuje swe światło znikąd indziej jak od Boga, który nim rządzi, więc przez to pali się i oświetla. Nie inaczej jest w Sztuce. Ogień w palenisku przyrównuje się do Słońca — ogrzewa piec oraz naczynia, tak jak Słońce robi to z całym wielkim światem. Nic nie może zostać stworzone bez jego udziału i podobnie jest w Sztuce: nic nie może zostać uczynione bez najprostszego ognia; niemożliwe jest przeprowadzenie jakiegokolwiek działania. To jest największy sekret Sztuki, albowiem pojęcie wszystkich rzeczy mieszczących się w niej, nie może zostać zrozumiane inaczej albo opacznie. Także napomina, iż nie wymaga od nas niczego, ale istnieją rzeczy, które czegoś pożądają, osiągają to i przez to oddzielają się od całej reszty, dlatego też zagadnienie to wymagało odpowiedniego wyjaśnienia.

Rozdział II: O wielości ognia i różnorodności metali

Najpierw napisałem o zwykłym ogniu, który istnieje i trwa sam z siebie. Teraz przechodzę do omówienia jego wielorakiej energii, będącej przyczyną takiego bogactwa stworzeń. Przecież nie można znaleźć dwóch istot tego samego rodzaju będących zupełnie identycznymi w każdym fragmencie. Można to zaobserwować na przykładzie metali, gdzie nie znajdzie się drugiego identycznego kruszcu. Słońce produkuje swoje złoto; Księżyc wytwarza zupełnie inny metal, którym jest srebro. Mars płodzi żelazo, Jowisz tworzy cynę, Wenus miedź a Saturn ołów. Wszystkie są do siebie niepodobne, jeden do drugiego. To samo dzieje się pośród ludzi i innych stworzeń, a przyczyną jest zróżnicowanie ognia. Swoiste ciepło jest wytwarzane, czy też generowane poprzez rozkład: morskie wody tworzą określony rodzaj, popioły kreują inny, piaski kolejny, płomienie jeszcze inny, węgiel zaś tworzy coś zupełnie innego od pozostałych.

Ta różnorodność stworzeń nie wzięła się z pierwszego prostego ognia, ale z władzy różnych żywiołów, niepochodzących bynajmniej od Słońca, lecz z biegu siedmiu planet. I to jest powodem, dla którego świat nie nosi żadnych podobieństw wśród indywidualności: albowiem ciepło zmienia się w każdej godzinie i minucie, przeto też wszystkie rzeczy różnią się od siebie. Transmutacji ognia dokonuje się poprzez pierwiastki — w ich ciałach odciśnięte jest ów ciepło. Gdzie nie ma dobrego zmieszania, tworzy się Słońce; gdy jest większa gęstość — Księżyc, zaś jeżeli jest wiele materii, powstaje Wenus. Tak więc dzięki różnorodności mieszanin istnieją różne metale, więc żaden kolejny kruszec nie pojawi się w kopalni innego. Dlatego należy wiedzieć, iż wielość metali jest spowodowana zmieszaniem tych elementów, albowiem ich dusze są rozmaite i bez jakiegokolwiek podobieństwa. Gdyby wszystkie wzięły się od zwykłego ognia, byłyby takie same, a jednego nie odróżniano by od drugiego. Wielka różnorodność jego form wymusiła zmienność także pomiędzy stworzeniami. Z tego możemy łatwo wywnioskować, dlaczego istnieje tak wiele i tak bardzo odmiennych form metali oraz dlaczego nie są do siebie podobne.

Rozdział III: O tynkturze Słońca

Przechodzę teraz do spirytusów planet albo metali. Spirytus bądź tynktura Słońca ma swój początek w czystym, delikatnym i doskonałym ogniu: dlatego jest znacznie wspanialsza od spirytusów i tynktur wykonanych z pozostałych kruszców. Pozostaje stabilna i niezmienna w ogniu — nie znika, nie jest także przez niego pochłaniana. Niewiele jej się spala; wygląda na bardzo klarowną, czystą i jasną. Nie może jej zaszkodzić ani ciepło, ani zimno, co dzieje się w przypadku tynktur innych metali. Z tej przyczyny ciało, które ją przyjmuje, chronione jest od wszelkich wypadków i chorób, dzięki czemu jest zdolne podtrzymać ogień bez żadnego uszczerbku. Ono nie ma w sobie mocy oraz cnót, ale czerpie je z siły Słońca, która jest zawarta w tynkturze. Gdy Słońce przyjmuje postać Merkurego, nie podtrzymuje ognia, ale też nie niszczy go; odlatuje od niego. Inaczej jest, gdy występuje jako Słońce — nie ucieka od ciepła i pozostaje w nim stałe, nielotne. To pozwala nam ferować najpewniejszy wyrok: stabilność oraz trwałość bierze się z tynktury. Ponieważ może ona być jako ten Merkury, każdy może sam osądzić podobne działanie na ludzkich ciałach, gdy tylko ją przyjmą, o czym już wystarczająco napisałem w Magna Chirurgia°. Tynktura Słońca nie tylko leczy i zabezpiecza od wszelkich słabości, ale również zachowuje w dobrym zdrowiu i długim życiu. W podobny sposób siły i cnoty wszystkich metali mogą być poznane poprzez prawdziwe doświadczenie, a nie tylko mądrość ludzką czy świata, bo jest to czynieniem głupot wobec Boga i prawdy. Wszyscy ci, którzy opierają się na tejże wiedzy i pokładają w niej nadzieję, zostaną marnie oszukani.

Rozdział IV: O tynkturze Księżyca

Skoro zostało powiedziane o tynkturze Słońca, należy teraz rozważyć tynkturę Księżyca oraz jej białą odmianę, która także powstaje z doskonałego alkoholu, lecz wychodzi mniej wspanialsza niż tynktura Słońca. Pomimo tego, wyróżnia się na tle pozostałych zarówno pod względem czystości, jak i wyrafinowania, co winno być znane wszystkim — nawet prowincjuszom — którzy mają kontakt z tym metalem. W przeciwieństwie do innych kruszców nie ima się go rdza ani nie trawi ogień; popatrzmy na Saturna, który ulatuje poprzez ciepło — zaś Księżycowi nic się nie dzieje. Jeśli ten metal zostanie wówczas zabrany, wytworzy jeszcze doskonalszą tynkturę niż poniższa, albowiem umieszczona w ogniu zachowa swoje ciało — i to bez żadnego nieszczęścia czy uszczerbku. Stąd to pytanie: jeżeli w swoim własnym jestestwie staje się Merkurym, to co uczyni, gdy zostanie przeniesiona do innego ciała? Czy wtedy będzie ochraniać i bronić przed ułomnościami oraz wypadkami w ten sam sposób? Z pewnością, bo gdy stworzy Merkurego w swoim własnym ciele, zrobi to samo w człowieku; a on nie tylko zachowa zdrowie, ale także będzie miał długie życie, zostaną wyleczone jego choroby i słabości — nawet te, które istnieją poza normalnym porządkiem natury. Im pełniejsze, misterniejsze oraz doskonalsze lekarstwo, tym lepiej i perfekcyjniej leczy. Ignoranccy medycy praktykujący swą naukę tylko poprzez warzywa, zioła i tym podobne rzeczy, łatwo ulegają zepsuciu. Wprawdzie działają stanowczo i systematycznie, ale bezcelowo i daremnie, co można przyrównać do próby zawłaszczenia powietrza. Dlaczego tyle piszę na ten temat? Przecież oni nigdy nie nauczyli się czegoś lepszego na tych swoich uniwersytetach; jeżeli są zmuszeni do nauki i studiowania od początku, uważają to za wielką hańbę — przeto w przyszłości wciąż będą trwali we własnej głupocie.

Rozdział V: O tynkturze Wenus

Powyżej wspomniałem o białej, czy inaczej błyszczącej tynkturze; teraz omówię czerwoną. Jest ona zawiesistą mieszaniną poprzednich spirytusów, które złączone dają doskonalszą substancję, niżby tynktury i alkohole kolejnych, późniejszych metali. Albowiem wytrzymuje ogień dłużej; nie rozpuszcza się ani nie topi tak szybko, jak reszta. Także powietrze i wilgoć nie szkodzą jej — podobnie jak Marsowi — dlatego tak opiera się płomieniom oraz gorącu. Moc i właściwości posiadane przez Wenus, to znaczy jej ciało, pochodzą od ducha, który jest w niej zawarty. Dlatego efekt jest taki sam również u ludzi w stopniu określonym przez naturę. Zabezpiecza rany w taki sposób, aby nie przydarzyło im się żadne nieszczęście, czy to ze strony powietrza, czy też wody. Przepędza wszystkie choroby, jakie mogą wystąpić pod jej stopniem. Tynktura przełamuje istotę metali w taki sposób, że wytrzymają uderzenia kowalskiego młota. Ciał ludzkich też to tyczy, ale jeśli środek jest stosowany gdy nie trzeba, wówczas efekty nas nie zadowolą. Medyk koniecznie musi być doświadczony i mieć wiedzę o metalach, zanim zechce użyć tych spirytusów. Znacznie lepiej jest rozważyć czystsze i doskonalsze tynktury, które mogą być brane bez żadnej obawy czy niebezpieczeństwa. Spirytusy wytworzone ze Słońca i Księżyca są kosztowne i niezwykle cenne, więc nie każdy jest w stanie zrobić, czy też zdobyć je w celach zdrowotnych, przez co musi używać tego, co leży w jego zasięgu i możliwościach — także tych materialnych. Wszyscy mogą łatwo wywnioskować z tych słów, iż preparaty metaliczne znacznie przewyższają siłę oraz moc leczniczą roślin i zwierząt. To tyle o alkoholu z Wenus.

Rozdział VI: O tynkturze Marsa

Przyszedł czas na rozważenie tego spirytusu, który jest bardziej spoistą i palniejszą mieszanką pierwiastków niż uprzednie połączenia. W porównaniu z innymi metalami cechuje się większą odpornością, więc trudno topi się i rozpuszcza w ogniu; ale znacznie łatwiej ulega wodzie i powietrzu — tynktura jest przez nie pochłaniana i spalana w płomieniach, na co wskazuje doświadczenie. Dlatego nie jest doskonała w porównaniu z następnymi, ale przewyższa wszystkie inne metale swą twardością oraz suchością. Nie jest tak perfekcyjną substancją zapewniającą ochronę przed młotem, jak Słońce czy Księżyc; jego charakter jest raczej podobny do Jowisza czy Saturna. Z tego powodu wpływa na metale tak samo, jak na rodzaj ludzki: brany gdy choroba tego nie wymaga, wywołuje niechęć, a nawet wstręt, boleśnie dokuczając ludzkim członkom. Gdy jest stosowany i aplikowany na rany w ten sposób, że nie wykracza poza własny stopień, oczyszcza je i zasklepia. Tynktura nie jest mniejszej mocy i skuteczności niż kolejne, o ile używa się jej tak, jak to zostało ustanowione przez Boga i Naturę.

Rozdział VII: O tynkturze Jowisza

Powinniśmy wiedzieć, iż tynktura jest pochodną białej, bladej substancji ognia, z natury łamliwej i kruchej, niewytrzymującej uderzeń młota tak jak Mars. Jest to delikatny metal, czego dowodem może być przykład zmieszania go z Księżycem: z trudem da się coś uformować, trzeba do tego wiele mozołu. Ten sam efekt występuje przy każdym innym kruszcu, z wyjątkiem Saturna. Identyczne oddziałuje na metale i na ludzkie ciało: pali i przetrawia członki, krępując tym samym ich doskonałe działanie; upośledza im wykonywanie pracy, której natura wymaga i pożąda. Niemniej tynktura ma w sobie takie cnoty, iż oddala wszelkie wrzody, nowotwory, przetoki i podobne choroby — zwłaszcza te, które nie przekraczają stopnia bądź celu, który został nadany Jowiszowi przez Boga i Naturę.

Rozdział VIII: O tynkturze Saturna

Ta tynktura powstaje z suchej, zimnej i czarnej mieszanki pierwiastków, wskutek czego przetrwa najkrócej w ogniu spośród wszystkich innych metali. Słońce i Księżyc charakteryzują się trwałością: jeśli dodamy do nich Saturna, wyraźnie je oczyści, jednak zmieni ich naturę i osłabi twardość. Wpływa na ludzkie ciała podobnie jak Jowisz i Mars, lecz z wielkim bólem i cierpieniem, a oziębiony nie oddziałuje łagodnie na organizm. Ma jednak wielką moc i skuteczność w leczeniu przetok, raków oraz guzów, które przypadają pod dany stopień i naturę. Wyrzuca z człowieka choroby i widoczne brudy miesięczne. Na pewno musi być używany z ostrożnością, bo może zrobić więcej złego niż dobrego. Kto potrzebuje go użyć, zna naturę metalu i choruje na to, co tynktura może wyleczyć, może tego dokonać. Nie będzie żadnej szkody, jeżeli wszystko zostanie przemyślane.

Rozdział IX: O gęstej tynkturze Merkurego

Jest to spirytus podporządkowany innym, nadrzędniejszym alkoholom; nie ma bezsprzecznie określonej formy i jestestwa. Dzieje się tak, że przyjmuje każdy inny metal, podobnie jak wosk przyswaja wizerunek wszystkich form pieczęci. Więc ten nastój można porównywać z innymi tynkturami metali: jeśli weźmie do siebie spirytus Słońca, takowym się stanie; gdy to będzie nastój Księżyca, zrobi dokładnie to samo. Efekt ten działa ze wszystkimi innymi metalami, z którymi się zgadza, przejmując tym samym ich właściwości. Z tej przyczyny zgodnie z własną istotą jest przydzielona powyższym spirytusom tak jak mężczyzna kobiecie. Słońce jest ciałem Merkurego z wyjątkiem sytuacji, gdy utrwala go. Jednak zwyczajny Merkury jest niestały i lotny, podlega wszystkim wspominanym tynkturom i tworzy ponownie nie tylko spirytusy metaliczne, ale także same metale wchodzące w skład nastojów. Może nie zostać to zaobserwowane, a niemożliwością będzie doprowadzić do perfekcji ten rodzaj tynktur, jeśli ogień jest większy niż potrzeba do ożywienia spirytusu: wówczas go zgasi i nic się nie wydarzy. To samo, gdy będzie za słaby — dlatego też trzeba wiedzieć i znać, jaka równowaga winna być obserwowana w Sztuce, jaka powinna być jej siła oraz zalety; jak barwić tynktury i doprowadzić je do doskonałego końca, aby mogły wykiełkować i pojawić się na świecie. Tą krótką konkluzją kończę pierwszą część.

Część druga: O rtęci filozoficznej i tynkturach

W pierwszej części napisałem o spirytusach i tynkturach z metali oraz omówiłem wszystkie ich właściwości, naturę, a także co każdy metal wytwarza. Teraz będę opisywał medium tych tynktur, czyli rtęć filozoficzną, dzięki której wytwarza się spirytusy i zaczyny, a to wszystko zawarłem w siedmiu kolejnych rozdziałach.

Rozdział X: O tynkturach i zaczynach

Ktokolwiek pożąda tynktur sporządzonych z metali, winien wziąć rtęci filozoficznej i przenieść ją do substancji, z której ona sama pochodzi, to jest do Merkurego. Jeżeli tak zostanie uczynione, rtęć filozoficzna rozpuści się, a ośrodek uzyska jej moc: zabija siłę zwykłego Merkurego, pozostając w swojej stałej, naturalnej formie. Istnieje podobieństwo pomiędzy nimi: są niczym mężczyzna i kobieta, mąż i żona, oboje pochodzą z gęstej tynktury metali, z tym wyjątkiem, iż ciało Słońca pozostaje stałe i stabilne w ogniu, natomiast zwykły Merkury jest w nim lotny. Jednakże mogą być ze sobą wzajemnie, podobnie jak ziarno albo zboże ze ziemią, co mogę zademonstrować na niniejszym przykładzie. Kto posieje jęczmień, będzie żął jęczmień; to samo tyczy się pszenicy, żyta czy czegoś innego, bo zbierze to samo. Tak samo jest ze Sztuką — gdy zostanie wysiane złoto Słońca albo Księżyc, otrzyma się je z powrotem, a ma to zastosowanie do wszystkich kruszców. Dlatego piszę: tynktury powstają z odpowiednich metali, czyli rtęci filozofów, a nie powszechnego Merkurego, choć tworzy on nasienie rozpoczynające wszystko.

Rozdział XI: O połączeniu męskiego z żeńskim

Przede wszystkim należy wiedzieć, iż rtęć filozoficzna oraz zwykły Merkury są mocno i stale ze sobą złączone, co ma wpływ na to ile czego wziąć. Nie może być mniej albo więcej, lecz po równo — doprowadzi to do pełni, a nie do zniweczenia całej pracy. Nasienie dusi się zbytkiem i nadmiarem, przez co nie żyje na tyle długo, aby móc połączyć się i zestalić w celu uzyskania rtęci filozoficznej. Jeśli zaś jest go za mało, nie może rozpuścić się w ciele i niszczy się, przez co nie wydaje na świat żadnego owocu. Dlatego twórca musi doskonale wiedzieć ile wziąć jednego i drugiego, aby doprowadzić wszystko do szczęśliwego końca. Właściwy przepis jest następujący: weź część do dwóch albo trzy do czterech, a jeśli nie zbłądzisz, osiągniesz swój cel.

Rozdział XII: O formie szklanych aparatów

Materiały muszą być przygotowane należycie i odpowiednio, trzeba je dobrze zmieszać. Dobierz szklane naczynie zdatne do użycia o właściwej proporcji i rozmiarze — nie może być za wielkie ani za małe, lecz w sam raz. Bo w pierwszym przypadku istota żeńska — flegma — rozproszy się i zagubi, a gdy do tego dojdzie, nasienie nie wyda plonu. Jeżeli będzie za małe, jego wzrost zahamuje, a ono samo zadusi się i też nic z tego nie będzie. Podobnie jest z ziarnem wysianym pod drzewem lub w cierniach: nie puści pąków oraz nie rozkwitnie, ale przepadnie, nie wydając żadnego potomstwa. Z tego powodu nie możesz popełnić nawet najmniejszego błędu, bo takowy raz uczyniony, nie może zostać potem poprawiony, przez co nie przyniesie końca i pożądanych rezultatów dzieła. Zwróć uwagę, aby wziąć trzy uncje z połówką i cztery funty — jest to słuszne, dzięki czemu zachowasz materię, bo nie rozproszy się, ani też nie zahamuje flegmy oraz owocu.

Rozdział XIII: O właściwościach ognia

Gdy umieścisz materię w odpowiednim naczyniu, powinieneś utrzymywać i baczyć na naturalne ciepło. Zewnętrzne gorąco nie może zdominować albo przemóc wewnętrznego. Jeśli będzie go za dużo, nic nie połączy się ze sobą, ponieważ materia rozproszy się i wypali poprzez jego gwałtowność — nie przyniesie to niczego dobrego. Przeto ustanowiono środkową sferę powietrza pomiędzy niebem a gruntem; inaczej Słońce i gwiazdy spaliłyby wszystkie ziemskie stworzenia tak, że nic nie mogłoby zostać uczynione, bądź narodzone. Dlatego w swej pracy winieneś zrobić taką część, dystans pomiędzy materią a ogniem. Jeżeli to zostanie uczynione, gorąco nie zaszkodzi i nie rozproszy materii, nie mówiąc już o jej spaleniu. Ciepła może być za mało i nie będzie ono dość prędkie: wówczas nie zdarzy się nic; ogień nie zadziała poprzez wilgoć, nie będzie odwodnione ani utrwalone. Tynktury metali są martwe same w sobie i nie działają ani nie są w stanie niczego dokonać poprzez siebie, dopóki nie zostaną pobudzone ogniem. Nie jest inaczej w wielkim uniwersum naszego świata, gdyż ziarno wrzucone w glebę jest martwe; nie wzrasta i nie rozwija się, aż do momentu obudzenia przez ciepło pochodzące ze Słońca. Dlatego dzieło wymaga, aby rozpalić i utrzymać ogień dobry i proporcjonalny, niebędący za wielkim, ani zbyt małym — w przeciwnym razie praca nie zostanie doprowadzona do właściwego końca.

Rozdział XIV: O oznakach jednoczenia

Ogień musi być umiarkowany, taki trzeba zachować i utrzymać; natomiast materia powinna stopniowo stawać się czarniejsza. Wtedy suchość zacznie dominować nad wilgotnością, dzięki czemu w szkle pojawią się najróżniejsze kwiaty w wielorakich kolorach, wyglądające podobnie do pawiego ogona, takowych zaś jeszcze nikt wcześniej nie widział. Czasem poprzez szkło można dostrzec, jak gdyby rodziło się złoto — jest to postrzegane w ten sposób, że męskie nasienie panuje i oddziałuje na nasienie żeńskie, łącząc się ze sobą. Tak i ta rtęć zestala się i współpracuje z pospolitym Merkurym, zaczynając się ze sobą nawzajem mieszać. Następnie wilgoć zostaje zupełnie zniesiona suchością, a kolory powoli znikają, upodabniając materię do białego wosku, skąd dąży do najwyższego poziomu jasności. Szczególnie należy zważyć, że tych spraw nie można przyspieszyć; zgadzam się z opiniami przyrównującymi tę pracę do uprawy zboża albo wzrostu płodu: czas pierwszego rozciąga się na dziewięć miesięcy, drugiego na dziesięć albo i cały rok. Dlatego Słońce i Księżyc hamują dojrzałość i przyjście na świat, podobnie do narodzin dziecka z brzucha matki, albo zboża z łona ziemi. Bo wiadomo, że wszystko urodzone pochopnie i prędko, wkrótce obumrze. Przykładem tego mogą być zarówno ludzie, jak i zioła: te najwcześniejsze mają krótkie życie. Tak nie jest poprzez Słońce i Księżyc, gdyż udoskonalają ludzką naturę, przez co zapewniają długie życie i zabezpieczają od wielu chorób i wypadków.

Rozdział XV: O wiedzy dotyczącej wspaniałych tynktur

W poprzednim rozdziale przedstawiłem, jak materia sama się stopniuje; w tym wyjaśnię jak poznać, kiedy staje się perfekcyjna. Trzeba zrobić to tak: weź biały kamień księżycowy, którego biel winna być zachowana i ukrusz niewielki kawałek za pomocą nożyc. Połóż go na miedzianym talerzu i rozjarz za pomocą ognia. Jeżeli się dymi, to nie jest on doskonały i musi być podgrzewany do momentu, aż osiągnie odpowiedni stopień wspaniałości. Jeśli tak nie jest bądź pewien jego idealności. To samo uczyń z czerwonym kamieniem słonecznym, dokonując kolejnych stopni operacji.

Rozdział XVI: O pomnażaniu albo zwielokrotnianiu tynktur

Gdy zechcesz rozmnożyć albo zwiększyć ilość tynktury którą masz, zmieszaj ją ponownie ze zwykłym Merkurym i przeprowadź wszystkie rzeczy od początku. Powieli jedną część stokrotnie, przez co będzie jej więcej niż było. Można to powtarzać tak długo, dopóty masz tyle materii ile potrzeba. Im dłużej pozostanie w ogniu, tym wyższe będą jej stopnie: jedna część zmieni bezkres pospolitego Merkurego w najdoskonalsze Słońce i Księżyc. Teraz masz opisany cały postęp prac od fazy wstępnej do finału, więc kończę drugą część i rozpoczynam trzecią.

Część trzecia

W poprzednim traktacie napisałem o tynkturach, zwanych też zaczynami. Teraz zadeklaruję i obszernie przedstawię metody wykonania spirytusów Słońca i Księżyca oraz jak za pomocą pieca i ognia wytworzyć Słońce i inne planety.

Rozdział XVII: O budowie pieca i ogniu

Merkury Hermes Trismegistos rzekł, iż kto zechciałby udoskonalić tę Sztukę, musiałby wytworzyć zupełnie nowy świat. W podobny sposób jak uczynił to Bóg, tworząc niebo i ziemię, należy zbudować piec, w którym będzie płonąć ogień oraz odpowiednio nim zarządzać wedle kolejnych zasad. Po pierwsze: niech ma wysokość sześciu dłoni, licząc od wierzchołków palców do kciuka, a szerokość jednej piędzi. Wewnątrz niech będzie gładki i zaokrąglony, bo wtedy mniej węgli przylgnie do niego; dobry będzie też niewielki spadek przy ściankach. Niechże poniżej znajdą się otwory na cztery palce szerokie, każdy zaopatrz w miedziany kociołek z wodą. Następnie weź dobre, twarde węgle i rozbij je na kawałki wielkości orzecha włoskiego; wypełnij nimi długi piec. W odpowiednim momencie trzeba będzie je wstrzymać, bo nie mogą wypalić się do końca. Rozżarz węgle na dole — jeżeli ogień będzie zbyt duży, połóż przed nimi kamień; jeśli za mały — przemieszaj je za pomocą żelaznego instrumentu, aby świeże powietrze mogło się do nich dostać i zwiększyć gorąco. W ten sposób utrzymuj płomienie zgodnie z prawdziwymi wymaganiami natury: żadnego nadmiaru ani niedomiaru, tylko co pasujące i zgodne z ruchem materii, albowiem jest to zbieżne z nieboskłonem. To także miejsce innego firmamentu, czyli podstawowej substancji w szkle będącej tworzywem świata. Dlatego piec można przyrównać do Słońca, które daje ziemi jasność, życie i ciepło. Jest ono uniwersalnym piecem i instrumentem dla wszystkich rzeczy znajdujących się pod nim.

Rozdział XVIII: Ponownie o połączeniu męskiego z żeńskim

Napisałem o piecu i ogniu, bo służą do przygotowania tynktur. Teraz zamierzam poświęcić sporo miejsca temu, jak zgadzają się i łączą ze sobą rzeczy męskie i żeńskie. Weź rtęci filozoficznej — przygotowanej i oczyszczonej w najwyższym stopniu i rozpuść z żoną, czyli zwykłym Merkurym. Kobieta przyjmuje mężczyznę, natomiast mężczyzna utrwala kobietę. Oboje darzą się wzajemną sympatią, tak więc rtęć filozoficzna oraz pospolity Merkury łączą się w wielkiej miłości, a Natura utrzymuje ich w tym przywiązaniu. Dlatego jedno i drugie jest razem ze sobą, podobnie jak mężczyzna z kobietą — ich ciała są ze sobą zgodne, nie ma pomiędzy nimi żadnej różnicy, uzupełniają się wzajemnie w sile i cnotach. Jednak trzeba zważyć, że męskie jest solidne i trwałe, a kobiece lotne w ogniu. Z tej przyczyny żeńskie łączy się z męskim: w celu utrwalenia i zachowania odpowiedniego balansu. Gdy to nastąpi, oboje zostaną utrwaleni — niewieście nie wyparuje, ani nie odejdzie, bo inaczej cała praca poszłaby na marne.

Rozdział XIX: O ich współżyciu

Mężczyzna i kobieta mają swoje miejsce w małżeńskim łożu. Jeżeli zechcesz, aby pierwsze oddziaływało na drugie, a drugie temu się poddało, rzecz męska musi wpłynąć na rzecz żeńską; mężczyzna oddziałuje na kobietę. Jej nasienie winno być skoagulowane i połączone z nasieniem męskim — w przeciwnym razie nie pojawi się żaden owoc.

Rozdział XX: O filozoficznym połączeniu męskiego i żeńskiego

Jeśli zaobserwujesz, iż kobieta nabrała czarnego koloru, bądź pewny, że poczęła i jest w ciąży. Gdy nasienie kobiece obejmie nasienie męskie, jest to pierwszy znak i klucz całej Sztuki. Musisz zachować nieustanną czujność, aby utrzymać naturalne ciepło: czerń pojawi się, zostanie rozproszona i pochłonięta przez gorąco, podobnie jak jeden robak pożera drugiego. Będzie to trwało, dopóki nie zniknie całkowicie.

Rozdział XXI: O kolorze czarnym

Wyraźna czerń jest oznaką, iż kobieta znajduje się w ciąży. Objawienie się pawiego ogona, czyli wielu różnorakich kolorów wewnątrz szkła to dowód oddziaływania rtęci filozoficznej na zwykłego Merkurego; ów rtęć rozciąga swe skrzydła ponad drugą substancję i przezwycięża ją. Dopóty suchość będzie wpływała na wilgoć, kolory będą obserwowane.

Rozdział XXII: O pączkach pojawiających się i rozkwitających w szkle

Kiedy postrzegasz najróżniejsze kolory, bacz na swoją pracę i podtrzymuj ogień. Gdy barwy pawiego ogona zostaną całkowicie pochłonięte, a materia Księżyca stanie się biała i jasna niczym śnieg — wtedy wiedz, że naczynie przywiodło ją do bardzo wysokiego stanu wspaniałości. Pobierz mały fragment i umieść go na miedzianej płytce znajdującej się w ogniu. Jeżeli materia pozostanie stała i niezmienna, zachowa swą tynkturę, albowiem została doprowadzona do absolutnie doskonałej substancji Księżyca. Ten Król ma moce i cnoty nie tylko pozwalające na transmutację i zmianę wszystkich metali, ale także leczące wszystkie choroby i ułomności. Jest on otoczony i ustrojony wieloma zaletami i siłą tak wielką, że może przemienić Wenus, Marsa, Jowisza, Saturna i Merkurego w najwspanialszy Księżyc, uwalniający i oswabadzający ludzkie ciała z bezkresu chorób: gorączek, cherlawości, trądu, kiły, innych niemocy i przypadłości, których nie są w stanie wyleczyć zioła, korzenie ani żadne inne lekarstwa. Kto codziennie używa tego środka, osiągnie i utrzyma dobre zdrowie oraz wspaniałe, długie życie.

Rozdział XXIII: O kolorze czerwonym

Po tym Królu, który charakteryzuje się wspaniałą bielą, ogień stale podtrzymywany przywiedzie materię do zmiany: białość zacznie nabierać żółci, bo ta barwa po niej następuje. Im dłużej ciepło na nią oddziałuje, tym intensywniejsza i bardziej szafranowa się staje. W końcu osiąga doskonałą czerwień, którą ogień przywodzi do rubinu najwyższego stopnia: jest to substancja do preparacji złota. Rodzi się Król Orientu, siedzi na swym tronie i włada wszystkimi Książętami Świata.

Rozdział XXIV: O pomnażaniu lub zwielokrotnianiu

Rozmnażanie tej materii następuje w niniejszy sposób: rozpuść ją w jej wilgoci i umieść całość w ogniu na wysokości tej samej co poprzednio. Dzięki wilgoci zacznie dziać się to samo co wcześniej; zmieni się we własną substancję, przemieniając całą ilość materii w nią samą. Z tego powodu wszystkie niewypowiedziane skarby świata nie są w stanie równać się z ową materią, co zaświadcza Augurello°.

Konkluzja

Ten sekret posiadali starożytni Ojcowie, którzy przechowywali go wśród najskrytszych i najbardziej tajemniczych spraw. Czyńmy tak samo, bo gdyby trafił w niegodziwe ręce, mógłby zostać wykorzystany do powiększania zła i nikczemności. Dlatego wymagam od każdego, kto uzyska ten boski dar, aby naśladował swych Ojców i używał go potajemnie — zabezpiecz tę boską tajemnicę! Jeśli zdepczesz ją albo rzucisz perły pomiędzy świnie, otrzymasz wielki wyrok od Boga, Najwyższego Sędziego i Mściciela. Ci, których On nagrodził niezwykłą i specjalną łaską, przez co są wolni od wszystkich wad, zrozumieją Sztukę pełniej od innych; obdarzony będzie miał więcej mądrości, niż tysiąc innych synów świata nieznających tej wiedzy. Ktokolwiek odkryje sekret i uzyska dar, niech chwali Najwyższego Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego, niechaj napełniają go łaską; niech użyje jej ku boskiej chwale i pożytkowi swego sąsiada — wszystkich nagradza miłosierny Bóg poprzez swego syna Jezusa Chrystusa — Amen.

TRAKTAT DRUGI: O filozofii okultystycznej

Prolog

W tym dziele postanowiłem omówić największe i najbardziej tajemnicze sekrety filozofii oraz wszystkie rzeczy odnoszące się do magii, czarnoksięstwa, nekromancji, piromancji, hydromancji i geomancji. Jasno i w całości zaprezentuję i przedstawię każdą sprawę, którą można zbadać, wykonać i dowieść. W praktyce filozofia ta jest wielce poniewierana poprzez ceremonie i inne nadużycia, przeto jej fundamenty oparte na fałszu wyrosły już ponad ziemię. Dzięki temu cały podstęp i narzędzia mu służące mogą być obalone najmniejszym podmuchem wiatru. Niektórzy łgarze — zwłaszcza czarnoksiężnicy — idą precz z samego jego środka z wiatrem, to jest z duchami, które ich pokonują, przezwyciężają i porywają. Dlatego trzeba wziąć za podstawę tych i wszystkich innych Sztuk Pismo Święte, będące doktryną i wyznaniem wiary w Chrystusa, co jest najpewniejszą i najsilniejszą podbudową oraz kamieniem węgielnym, na którym oparte są trzy główne zasady filozofii.

Pierwszą jest modlitwa, co zgadza się ze słowami Pisma Świętego: pytaj, szukaj, pukaj. W taki sposób mamy odnajdować Boga i wiernie wierzyć w jego obietnice, czyniąc to z czystym sercem i umysłem. Zostanie nam dane i znajdziemy to, czego będziemy potem szukać; a rzeczy, które były uprzednio tajemne i sekretne, zostaną ujawnione i zamanifestowane. Druga zasada to wiara. Ta może przenosić góry do morza; dla oddanych Bogu wszystko jest możliwe — jak powiedział Chrystus. Trzecim punktem jest wyobraźnia rozpalająca serca i zręcznie łącząca się i harmonizująca z naszą ufnością i wiernością.

Z tego powodu wszystkie ceremonie, czary i konsekracje oraz podobne próżności powinny być odrzucone i eliminowane wraz ze wszystkimi ich marnymi podstawami. Jedynym fundamentem, czy też prawdziwym kamieniem węgielnym mieszczącym się w naszych sercach, muszą być nauki biorące się i wypływające z Pisma Świętego, światła natury i fontanny prawdy. Napiszę zatem w prostych i skromnych słowach o najsekretniejszych i tajemnych rzeczach, których Korneliusz Henryk Agryppa°, Pietro d’Abano° ani Jan Tritemiusz° nigdy nie zrozumieli oraz nigdy nie pisali. Niechaj nikt nie wzbudza skandalu moim pismem o filozofii: taka osoba najpierw powinna przeczytać uważnie i rozważyć każde słowo, a ukaże mu się, czy to o czym piszę oraz cała moja wiedza pochodzi od Diabła, czy też z doświadczenia i wrodzonej mądrości.

Rozdział I: O konsekracji

Bóg tworząc świat, uczynił najlepszą rzecz ze wszystkich dobrych — hojnie pobłogosławił i poświęcił miejsca, narzędzia oraz zwierzęta, które znajdują się na Ziemi. Dlatego nie ma potrzeby czynienia innych wyświęceń, ponieważ on sam jest jedyną istniejącą świętością. Zamyślił i stworzył całość, więc jest ona uświęcona przez i poprzez niego. Przeto żadna ludzka rzecz nie potrzebuje innej konsekracji, a może nawet lepiej byłoby jej nie dokonywać zwłaszcza przy krzyżach na drodze, krzyżach, okręgach, mieczach, szatach, świecach, wodach, olejach, ogniach, kadzidłach, symbolach, traktatach, książkach, pentaklach°, pieczęciach Salomona°, koronach, berłach, pasach, pierścieniach i tym podobnych przedmiotach. Albowiem wykorzystują je czarnoksiężnicy w swych ceremoniach przeciwko urojonym duchom, jak gdyby nie można ich było zniewolić i uwięzić w inny sposób wiedząc, że to wiara jest głównym oparciem wobec nich.

Ceremonialni czarnoksiężnicy mówią często, iż te rzeczy są pobłogosławione i poświęcone, albo wręcz że odprawiano nimi Eucharystię. Dlatego mają mieć moc przeciwstawienia się Diabłu i złośliwym duchom, które nawiedzają innych; czynią strach i przerażenie latając tam i z powrotem, przez co nikt nie ośmiela się nawet do nich zbliżyć.

O, wy wielcy głupcy i ignoranci bez żadnej wartości! Jesteście niegodni nawet imienia „człowieka”, skoro dajecie wiarę i powagę w tak okropne i oczywiste kłamstwa, nawet wtedy, gdy dowody stoją bezpośrednio przed waszymi oczami! Gdy wiele piorunów uderza w świątynie, spalając i niszcząc ołtarze, dzieje się to głównie za sprawą nawałnic powstałych przez czary, jak i diabła oraz złych duchów, które władają tym miejscem; ich rozmowy są słyszane przez magów. Dlatego czarna magia ze swoim ceremoniałem jest najniegodziwszą nikczemnością; żmiją używaną pośród oszustów, ohydną pracą ociemniającą oczy postronnych, która zwodzi ludzi i ich pieniądze. Prawdę mówiąc, nie jest ona warta połowy grosza, ani nawet jednego źdźbła słomy albo sitowia. Z tego powodu nie będzie tu wspomniane jak ją wywoływać ani czynić, bo to żyd Salomon napisał w piśmie, które oni nazywają Kluczem Salomona°. Bóg nie chciał, aby ta wiedza była w użyciu i zamiast tego dał nam coś w zamian — wiarę, która zupełnie błogosławi wszystkie rzeczy. Niemniej nie pragnę odrzucenia wszystkich konsekracji, ale tylko tych stosowanych przeciw fantazyjnym i złośliwym duchom. Nie chcę też, aby jakąkolwiek rzecz dewaluowano poprzez magiczne ceremonie czy medyczne działania, które są stworzone do użytku ludzkiego. Zawarcie małżeństwa, sakrament chrztu i pamięć o wieczerzy pańskiej winny być przez nas ochraniane z najwyższym szacunkiem i estymą, aż do dnia naszego końca. Wówczas zostaniemy ostatecznie pobłogosławieni, uświęceni i oczyszczeni jako ciała niebiańskie.

Rozdział II: O zaklęciach

Zanim zacznę o nich rozprawiać, wyjaśniać ich genezę i podstawy, najpierw muszę wyjawić, kto je wymyślił oraz w jakich celach używał i jak to się stało, że nadużyto ich mocy. Wiedzcie, że źródłem zaklęć jest Babilon — tam wiedza znacznie rozwinęła się i rozkwitła. Następnie trafiły one do Egiptu, stamtąd do Izraelitów, a na samym końcu do nas — chrześcijan. Pośród czarnoksiężników istnieje powszechna i wielce szanowana praktyka przypisywania im znacznej skuteczności, siły i cnót większych, niż wynikających z modlitwy i wiary. Robią to w przez swoją grubiańskość i pojmowanie godne głupca. Fundament ten wynika jedynie z ich mniemań i jest obarczony skazą, przeto żaden człowiek nie powinien w nim trwać, gdyż zasługuje wówczas na sprawiedliwe osądzenie i karę, którą wymierzy Sędzia w nich trwający. Jednakowoż zaklęcia mogą dokonywać pewnych rzeczy same w sobie, niemniej nie mogą być uzurpowane przez żadnego maga albo znawcę, ponieważ stoją one w sprzeczności z Bogiem, jego słowami i przykazaniami oraz z wrodzoną mądrością. Prawdy nie można wyciągnąć z duchów, choć czasem wymusza się ich pojawienie z imponującą, pyszną pompą, ale też okropną dumą i arogancją. Nie są oni kontrolowani ani związani zaklęciem, albowiem tego może dokonać jedynie wiara.

Twierdzę też, że ci czarnoksiężnicy, którzy pragną wpływać i działać na różne rzeczy poprzez zaklęcia, a więc zniewalać, męczyć i dręczyć duchy, przymuszać je do robienia tego, co oni chcą, są wielce podobni we wszystkim do złodziei i zbójów czających się w lasach w miejscach odpowiednich do kradzieży i morderstwa, czyniących zło tak długo, dopóty Bóg na to zezwala — ale nie dłużej. Gdy tylko nadejdzie odpowiedni czas i godzina, zostanie ukazana ich niegodziwość i nikczemność; nawet najprzebieglejszy i najchytrzejszy nie ucieknie. W wyznaczonym momencie jeden za rozbój dostanie rychłą śmierć, inny wpierw usłyszy oskarżenie, a później wpadnie w moc kata, który odpłaci mu z nawiązką za jego pracę. Nie powinniśmy jednak wyrokować względem rabusiów, którzy niszczą domy i kradną, dopóty nie zginą na stryczku. Tak samo czynią czarnoksiężnicy, nawołując i przywołując duchy, oczarowując je i opętując karami i pokutą — będą to robić, dopóty Bóg to dopuszcza, przy czym nie uniknie się Jego wyklęcia. Kiedy nadejdzie czas kary, czarodziej otrzyma przysłowiowe owoce — spowoduje błąd w zaklęciu albo nie narysuje okręgu tak, jak powinien, przez co wpadnie w wolę i siłę duchów, które powiedzą mu „Pomyliłeś się w inkantacji” lub „Nie narysowałeś dobrze kręgu, nie zdyscyplinowałeś i nie przygotowałeś się odpowiednio” bądź „Twoje pieczęcie i pentakle są fałszywe, zatem otrzymasz stosowną karę: wierzytelności zaczną niszczyć oszczędności — doprawdy długi czas zarezerwowaliśmy dla ciebie, a który już dawno powinien nastąpić!” Więc zasługuje na odebranie nagrody od duchów ten, kto odcisnął zauważalne piętno na sobie, członkach albo kończynach — złamie kark, przez co stanie się własnym katem.

Dlatego niech ceremonialni czarnoksiężnicy zważają na to, co robią — powinni popatrzeć na siebie, biorąc ten rozdział jako lustro. Zostawieni samym sobie przez frywolne i grzeszne działania, staną się sługami duchów: będą cierpieć, a one nimi rządzić i być ich własnymi oprawcami. A gdy to się wydarzy, duchy nie będą dłużej dręczone, ani zmuszane służalczości przez swych danych panów — staną się ich nowymi władcami i zaczną czynić to, co chcą. Kat czyni podobnie: nie słucha tego, który ma zostać ubiczowany, nie okazuje żadnej łaski ani miłosierdzia dla skazańca. Wykonuje polecenia zgodnie ze swoją sprawą, a które wynikają z jego urzędu.

Nawet złośliwe duchy są katami i oprawcami Boga, które jednak nie mogą pozbawić życia bez zlecenia Najwyższego, to jest, nakazu boskiego majestatu. Dlatego więc mówię, że wszystkie zaklęcia są przeciwko Bogu i stoją w opozycji do jego słów, prawa i mądrości natury. Inkantacje są wzbronione nie tylko w stosunku do samych duchów, ale i ziół, kamieni i tym podobnych rzeczy, zwłaszcza tych, które wykonano przeciwko ludziom. Nie powinniśmy zachowywać się jak jacyś poganie: gdy nie mogli przekonać ludzi do swoich poglądów, nawet siłą i groźbą, zaczarowywali ich — wiele przykładów można znaleźć w Piśmie Świętym. Przeto byli oni zniewoleni, przymuszeni do działania i czynienia działań niezgodnych z ich wolą i naturą. Biada tym nikczemnym szelmom i wszystkim, którzy ich naśladują — jakże wielką niegodziwość czynicie! Jakież przez to straszne plagi przyjdą na sam koniec? Jak przerażające i potworne oskarżenia rzuci Diabeł przeciwko nam przed Sądem Bożym? Gdyby potem było możliwe oznaczyć i pokazać ich niedolę, którą muszą cierpieć przez dokonywane rzeczy, tysiące można byłoby skłonić do żalu za grzechy.

Rozdział III: O symbolach

Nie powinniśmy wielce poważać znaków i słów. Wielu poetów i czarnoksiężników ćwiczy się w ich sprawnym używaniu, wypełniając nimi swoje księgi zaklęć. Powstają one dzięki własnej wyobraźni: mizernej i lekkomyślnej, bez jakiegokolwiek poważnego fundamentu, przez to stoją w opozycji wobec prawdy, a wiele tysięcy z nich nie jest wartych więcej niż pusta skorupka od orzecha. W międzyczasie będą oni cicho skrobać swoje znaki na papierze czy pergaminie, który bezpowrotnie zaplamią głupstwami. Niegdyś powszechnie to czynili, a do dziś dnia przetrwali jedynie najwięksi zatwardzialcy. Wywyższają symbole, mówiąc przy tym takie słowa, które zdumiewają mnie, albowiem jeszcze takich nigdy nie słyszano — jeszcze do tego twierdząc, że zostały przez nich odkryte i opracowane. Z tego względu musicie mieć najdokładniejszą wiedzę, aby się rozeznać w tych wszystkich literach, słowach i znakach. Jest wśród nich wiele takich słów, które nie mają związku z językiem łacińskim, greckim albo hebrajskim, ani z żadną inną mową, przez co nie mogą być objaśnione przez kogokolwiek innego lub przetłumaczone na jakąkolwiek zrozumiałą mowę.

Nie mówię tego bez powodu! Nie możemy dawać poważania wszystkim literom, figurom i słowom, ale winniśmy zachować te, które są wiarygodne, udowodnione i oparte na prawdzie. Abyśmy mogli dojść do deklaracji, jakie słowa i symbole są autentyczne i słuszne, na samym początku powinniśmy dostrzec i objawić sobie dwa, choć równie dobrze mógłbym omówić Wam znacznie więcej — te jednak są najcenniejsze, należy je traktować z najwyższą estymą i szanować przed wszystkimi innymi figurami, pentaklami i pieczęciami. Naszkicujmy je poniżej.

Dwa trójkąty przecinające się ze sobą wzajemnie, namalowane bądź wyryte w taki sposób, że dzielą się na siedem przestrzeni. Figura ta ma sześć rogów, w które wpisuje się zgodnie z ich porządkiem sześć wspaniałych liter wielkiego imienia Boga — Adonay. To pierwszy z dwóch symboli.

Kolejny znak także wyróżnia się siłą i zaletami, a jest stworzony z trzech haków, które przechodzą przez siebie na krzyż i są tak nakreślone, że tworzą sześć przestrzeni i pięć kątów. W nich jest zapisanych w odpowiedniej kolejności pięć sylab doskonałej nazwy Boga — Tetragrammaton. Przedstawiłbym tu także inne figury, ale szczęśliwie można znaleźć je w innych miejscach i dziełach, przez co je ominę.

Poprzez te dwa symbole niektórzy Izraelici i judejscy czarnoksiężnicy rządzili licznymi rzeczami, a i teraz są przez wielu darzone wielką estymą i uważane za bardzo cenne oraz niezwykle tajemnicze. Bo mają w sobie tak wielkie cnoty i moc, jakie tylko mogą mieć nadane jakiejkolwiek figury i słowa działające zarówno razem, jak i osobno. Z chęcią dowiedziałbym się, gdzie i w którym miejscu w jakiejkolwiek czarnoksięskiej książce można byłoby znaleźć jakieś środki stworzone przeciw złym duchom, diabłom, zaklęciom oraz pomysłom i oszustwom magów. Gdy ktoś został zraniony i przez to odczuwa ból w swym ciele albo ma omamiony umysł i jest zmuszony do czynienia rzeczy niezgodnych z jego własną wolą i naturą, powinien wziąć do ust wykonany we właściwym czasie i o dobrej godzinie wafel, naleśnik lub podobną rzecz, a w ciągu dwudziestu czterech godzin zostanie uwolniony od czaru. Jest też wiele innych sposobów, które mogą być pomocne w podobnych przypadkach, ale zostaną poruszone, gdy będę traktował o nawałnicach i porach roku.

Mówiąc krótko i treściwie: te znaki mają tak wielkie siły i moce, że gdyby czarnoksiężnicy wiedzieli o nich, wierzyli w te cnoty i zalety, bezzwłocznie odrzuciliby precz wszystkie inne rzeczy, nawet ich inne symbole, słowa, nazwy, znaki, figury, pentakle, poświęcone pieczęcie Salomona, korony, berła, pierścienie, pasy i wszystkie inne ceremonialne przedmioty, w których dotychczas pokładali jakąkolwiek nadzieję myśląc, że zabezpieczą ich przed swoimi niebezpiecznymi eksperymentami i czynami, gdy będą inwokować, czarować, albo władać duchami. Jednak tylko te wspomniane wcześniej są prawdziwymi pentaklami i mogą być posiadane oraz używane przeciwko wszystkim nieczystym duchom, których wszyscy się boją; zwłaszcza tych, które wędrują po różnych żywiołach.

Niektórzy mogą podnosić błędny zarzut, jakobym w ten sposób łamał trzecie przykazanie z pierwszej tablicy mojżeszowej, gdzie zakazane jest wzywanie imienia Pana Boga bez celu i po próżnicy. Czy jest jednak wśród roztropnych ludzi ktoś, kto może powiedzieć „Uczyniłem to!” albo „Obraziłem tym Boga!”? Przecież nie używam ich w ten sam sposób, ani nawet w tym celu co czarnoksiężnicy i czarownicy, ale tylko w stanie najwyższej konieczności i ku pomocy ludziom, w tych chorobach i niedołężnościach, na które nie ma lekarstw — Aurum Potabile°, antymon, kwintesencja złota, ani jakikolwiek sekret nie jest w stanie im pomóc, mimo iż cechują się wielkimi zaletami i skutecznością.

Lekarzem zostaje się, aby poznać pierwotną przyczynę wszystkich ludzkich chorób; aby wiedzieć co zastosować na złe mięso albo napój, owoc, roślinę i wszystkie inne ziemskie płody. Dobrze wiedzieć jakie sekrety kryją rośliny, korzenie i tym podobne oraz jakie choroby tym trzeba leczyć. Jeżeli staje się to z winy minerałów, te dolegliwości mogą być wygnane tylko sekretami metali, albowiem tajemnice ziół i korzeni do tego nie nadają się i nie mają ku temu mocy.

W podobny sposób trzeba czynić, gdy choroby wynikają z wpływu niebios. Wspomniane powyżej sekrety nie przyniosą żadnej korzyści, przeto nie wyleczą niczego. To musi być naprawione dzięki astronomii i niebiańskim oddziaływaniom, tak jak to jest napisane w Astronomii°. Ostatecznie, jeżeli jakakolwiek choroba albo wielkie schorzenie napadło człowieka poprzez nadnaturalne działania, przez zaklęcie albo jakiś czar, żadna z wyżej wymienionych metod nie pomoże. Musi istnieć jakieś magiczne remedium, dzięki któremu będzie można schorzenie oddalić tak, jak je otrzymaliśmy.

Wielu z tej grupy zmarniało poprzez zaklęcia, zostali także zapomnieni i odrzuceni przez ignoranckich medyków, ponieważ rzeczy te były do tej pory przed nimi zatajone. Jeżeli natrafi się okazja i zostanie im to opowiedziane, zapewne odpowiedzą, że gdy zdecydują się na ich użycie, wystąpią przeciw Bogu, a jego imię będzie wzywane nadaremno — natomiast ja uważam, że nie ma w tym krzty prawdy. Bo gdybym użył tych rzeczy do wywołania czyjegoś bólu albo ludzkiej szkody, bluźniłbym wobec Boga. A jeśli czarowałbym duchy, ludzi, zioła, korzenie, kamienie i tym podobne poprzez jego imię, słusznie powiedziano by, że na próżno wzywam Pana Naszego i uchybiam mu — lecz nie wcześniej! Niech sami duchowni i filozofowie powiedzą, jakie mają obiekcje względem tych rzeczy, albowiem co o nich mówię, nie stoi w sprzeczności z prawdą, jednakże ich opinie mogą być bardzo negatywne wobec mnie. Nazwą mnie czarownikiem, czarnoksiężnikiem i wzgardzaczem boskich przykazań. Zarzutami i kalumniami w ogóle się nie przejmuję, albowiem ich uzewnętrznienia skierowane w moją stronę, wyglądają niczym te, które formułowali Żydzi i faryzeusze względem Jezusa uzdrawiającego chorego w dzień szabatu. Mówili do Niego, że Chrystus złamał tradycję szabatu i tym samym boże przykazania; podobnie czynili wobec ciemiężonego Dawida, gdy zjadł chleby pokładne°. Będąc pomiędzy tymi wyszukiwaczami błędów, co i jak należy czynić, aby ich wszystkich zadowolić? Ignoranci nie zaprzestaną gadaniny, dopóty zwierzyna i kamienie nie zaczną ich nauczać, wówczas osiągną oni spokój — ale do tego jeszcze daleka droga.

Rozdział IV: O wizjach duchów występujących w snach

Istnieją dwa typy widzeń, które pojawiają się w snach: mogą być naturalne i nadprzyrodzone. Są też rozmaite rodzaje widziadeł i wyobrażeń objawiające się w nocnych marach, ale w tym miejscu nie jest wskazane ich wymienianie, gdyż najczęściej przyczynami są kłopoty i niepokoje umysłowe, zanieczyszczenia we krwi, refleksje — to jest działanie rozumu, pojmowanie i rozmyślanie o pomnażaniu majątku i interesach z dobrze znanymi nam ludźmi. Gracze rozpamiętują o kościach i kartach, marząc o wielkich zyskach albo stratach; żołnierze śnią o wojennych czynach, o broni, artylerii, prochu, armii oraz orężu i narzędziach walki; o zwycięstwie i upadku. Synowie Bachusa i wielcy koneserzy marzą o dobrym winie i wielkich kielichach, które nieomal połykają; także o innych napitkach wypełniających ich brzuchy. Piraci roją o łupach, zdobyczach i o spotkaniach z rabusiami, zabójcami, złodziejami, cudzołożnikami i ich dziewkami. Wszystkie te fantazje i duchowe wizje są dziełem nocy, która je do nas przywodzi i pokazuje, tym samym mamiąc i bałamucąc. Powstają one we krwi — inaczej mówiąc — rozpalają się niczym ogień, który nie może łatwo zostać zgaszony, co najczęściej można zauważyć u lubieżnych rodzin.

Wiele wspaniałych sztuk i nauk pojawia się w głowach artystów podczas snu — dzieje się tak, gdyż są oni gorliwie oddani tym zajęciom. Ich wyobraźnia jest potężna, dzięki czemu większość z nich postępuje tak, jak mniemali w sennych marzeniach, że jacyś mędrcy nauczali ich tych rzeczy. To często się zdarza, ale duża część ginie w zapomnieniu. Niektórzy wstają wcześnie rano i mówią: „Tej nocy miałem wspaniały sen, cieleśnie ukazał mi się Merkury albo inny filozof i nauczył mnie jakiejś sztuki, ale wypadła ona z mojej pamięci i nie pamiętam niczego więcej”. Jeżeli komukolwiek to się przydarzyło, nie może wyjść z własnej komnaty, ani z kimkolwiek rozmawiać. Musi pozostać samotny i odizolowany, dopóty nie przypomni sobie tego, co zostało zapomniane. Tyle wystarczy, jeśli chodzi o sny naturalne i wizje pojawiające się w nocnych marzeniach oraz co do nich należy. Jedną rzecz trzeba postawić jako wniosek wypływający z tego rodzaju wyobrażeń — sny mogą nas radować, zasmucać i zafrasowywać, ale zwykle jest tak, że dzieje się zupełnie odwrotnie, przez co takim wizjom nie zawsze można dać wiarę.

Natomiast inne sny są ponadnaturalne, to najpewniejsi ambasadorzy, prawdziwi legaci i posłańcy wysłani od Boga do nas; nie są niczym innym niż aniołami i dobrymi duchami nawiedzającymi nas, gdy zajdzie wielka potrzeba. Przecież zdarzyło się to trzem mędrcom, którzy wyruszyli w wielką podróż, aby znaleźć niemowlę. Gdy je znaleźli, chcieli powrócić do Heroda, aby powiedzieć mu o dziecięciu i jego odszukaniu. Jednakże Anioł Pański ukazał im się we śnie i przestrzegł, aby nie wracali do króla i poszli do swoich krajów inną drogą. Albowiem Bóg poznał fałsz w sercu Heroda wypowiadającego słowa, dlatego nie chciał dopuścić do wykonania jego woli. Podobnie śnili Józef i Jakub, gdy udali się do Egiptu, przydarzyło się to także Ananiaszowi, Korneliuszowi i wielu innym — wszystkie takie wizje są nadprzyrodzone. Zdarzają się jeszcze ludziom w naszych czasach, ale nie oni poważają ich, pomimo że nie są fałszywe. Ponadto powinniśmy wiedzieć, iż tego typu snów można dostąpić poprzez modlitwy do naszego Pana, który w największych potrzebach — jeżeli tylko wypowiedzieliśmy je szczerze, z prawdziwą i mocną wiarą — ześle do nas anioła; ten objawi się, napomni, nauczy i przyobieca.

Baalam miał największe doświadczenie w takich wizjach, albowiem każdej nocy, tak często jak sobie życzył, mógł je uzyskać. Jednak Pismo Święte dało mu mroczną nazwę czarownika, ale nie zmienia to postaci rzeczy, bo Pismo nie rozróżnia tego pojęcia i nazywa wszystkich posiadających doświadczenie i wiedzę o cnotach natury czarownikami. Niemniej jednak wskazane jest zachowanie wielkiej rozwagi w tych sprawach. Bóg chciałby, abyśmy działali w prostocie, jak robili to Apostołowie i nie zagłębiali się zbytnio w rzeczy zawiłe oraz sekrety natury. Nie możemy ich nadużyć, inaczej skrzywdzimy naszych bliźnich, a nasze ciała i dusze zostaną potępione. Przeto nie powinniśmy nazywać wszystkich czarownikami, mimo że Pismo tak twierdzi. Inaczej musielibyśmy trzech mędrców ze Wschodu określić jako arcyczarowników, bo znali się na wszystkich sztukach, a zwłaszcza tych nadnaturalnych, w których wyprzedzali swój czas, przewyższając wszystkich innych. Dlatego Pismo nazywa ich nie czarownikami, ale mędrcami — bo cóż jeszcze można z nich wywnioskować, skoro rozumnie nie nadużyli swojej sztuki, ani tajemnej mądrości? Mag demonstrujący swą biegłość w sztuce i naukach, deklarujący siłę i cnotę przed wiarą, używa ich obelżywie; gdy jest inaczej — nie może być nazwany czarownikiem.

Mogę więcej napisać o wizjach w snach, bo powinno być to wiadome, że niektórzy mogą zostać duchowo wzniesieni ku Bogu podczas snu, dzięki czemu zobaczą Jego wspaniałość i radość wybranych oraz pokutę potępionych. Już nigdy tego nie zapomną, a obraz będą nosić w swych sercach i umysłach aż końca życia. Twierdzę, iż możliwe jest widzenie tych wszystkich rzeczy w sposób duchowy. Gdy ze szczerą wiarą i modlitwą błagamy o miłosierdzie boże, możemy dostąpić łaski doskonałego ujrzenia wszystkich Jego tajemnic, podobnie jak Izajasz i Jan. Takie wizje są pewne i prawdziwe, wymagają jedynie większej wiary. Czarnoksiężnicy przykazują mieć lustra, kryształy, beryle, paznokcie z palców, kamienie, wody i tym podobne, a wszystkie to jest fałszywe i błędne. Choć duchy czasem przemówią w takich przypadkach i odpowiedzą, to jest jak z setkami przysiąg — pomimo wzniesienia palców, nie jesteśmy skłonni w nie uwierzyć i zaufać, chyba że na specjalne polecenie Boga; inaczej nie będą mogły mówić prawdy o wszystkich wizjach o których wspomnieliśmy. Przepowiednie te pochodzą z prawdziwego pierwowzoru, za którym podążają wszyscy prorocy. Skąd mieliby oni mądrość i wiedzę oraz jak objawiono by im boże tajemnice jak nie przez te duchy i nadnaturalne wizje w snach? Najpierwej musimy odnaleźć ich prawdziwy fundament i wznieść go na kamieniu prawdy, którym jest świat Boga i Jego obietnic, codziennie wznosić do niego modły — dzięki temu nadejdzie wszystko to, co On przyobiecał nam w swych słowach.

Istnieją jeszcze inne wizje przynależące do snów, a które mogą wziąć się od zmarłych pojawiających się duchowo w naszych marach, nawet jeżeli odeszli oni pięćdziesiąt czy sto lat temu. Należy zwrócić na nie szczególną uwagę: wielu podjęło się ich leczenia, ale przez ich nadmierną rozwlekłość (której staram się unikać) ominę tę kwestię, wykorzystując zarazem jej miejsce. Niemniej deklaruję, iż jeżeli zdarzy się, że ujrzymy takowe widmo, należy pilnie zanotować: co nam pokazuje, co do nas mówi i czy z nami duchowo paktuje, bo nie zawsze są to bajki. Gdyby było możliwe, aby śpiący człowiek miał wiedzę taką, jak ten rozbudzony, mógłby wybadać zjawę i dowiedziałby się prawdy o niej i o wszystkich jej pragnieniach. Ale nie ma już potrzeby mówić więcej o tych rzeczach w tym miejscu.

Rozdział V: O ludziach i istotach tułających się pod powierzchnią

Pod ziemią wędrują półmężczyźni mogący posiąść wszystkie ziemskie rzeczy, jeżeli tylko tych zapragną. Pospolicie zwą ich Gnomami albo Ludźmi Gór, lecz właściwie winno nazywać się ich Sylfami lub Pigmejami. Nie są oni duchami jak inne istoty, ale są do nich porównywane z powodu podobieństwa Sztuk i wytworów, przez co łączy się je z nimi. Mają ciało i krew jak ludzie, lecz nie posiadają prawdziwej duszy. Gdy Chrystus przeszedł przez zamknięte drzwi do swych uczniów, którzy się Go bali, powiedział im: „Poczujcie mnie, dotknijcie mnie, duch nie ma ciała, krwi i kości tak jak ja”. Jezus sam nas nauczył, iż duch nie ma prawdziwego ciała, więc nie można go dotknąć; nie ma też kości, mięsa, krwi, ale istnieje jakoby esencja wiatru albo powietrza. Powiedziałem o tym krótko i zwięźle; powrócę już do ziemskich Pigmejów albo półludzi. Powinniśmy wiedzieć, że to nie są to duchy, ale jeżeli będziemy stosować tę nazwę, to określmy je jako ziemskie, albowiem mają swe odmęty i siedlisko pod powierzchnią. Nie istnieją też w wietrze lub powietrzu jak cała reszta.

Wiele ziemskich duchów można znaleźć, spotkać i usłyszeć w miejscach, gdzie są schowane wielkie skarby, kosztowne dobra, bogactwa i majątki. Są także pod górami zasobnymi w złoto i srebro, z których cieszą się i roztaczają nad nimi opiekę oraz nadzór, niechętnie oddając jakąś ich część. Duchy te mają najlepszą wiedzę o wydobywaniu metali, przez nią też mają najwięcej problemów, albowiem górnicy drażnią je i wielce prześladują kilofami i odgłosami. Jednakże czasem przynoszą im korzyść napominając lub ostrzegając przed nadchodzącą śmiercią. Gdy usłyszy się pukanie w tym samym miejscu — raz, dwa, trzy lub częściej — oznacza to odejście kogoś, kto kopie albo pracuje w tym miejscu. Zostaje on pogrzebany przez zawalenie się góry, bądź umiera w jeszcze inny sposób; przeważnie doświadczają tego pracujący pod ziemią w kopalniach.

Te istoty są najgorsze spośród tych duchów, które nie mają żadnego związku z diabłami; zarazem są głównie przeciwko tym mającymi takowe. Różnica pomiędzy nimi a Diabłem jest ogromna — ten nie umiera, lecz owe duchy giną po dłuższym czasie. Co ma mięso i krew jest niemiłe śmierci i kiedyś powinno umrzeć. Jest jeszcze jedna kwestia, którą powinno się bardziej poruszyć, wynikająca z powszechnego mniemania, wedle którego Diabeł posiada ogromne skarby i wielkie bogactwa w postaci kosztowności, pieniędzy, złota i srebra — a wszystko to ukryte pod ziemią i pod jego kontrolą. Wydaje z tego zwracającym się do niego, chcąc zawrzeć jakiś pakt. Zapewne to zapoczątkowało to pospolite przekonanie, jakoby czart dawał każdemu nie tylko bogactwa, ale i każdą pożądaną rzecz, złoto i srebro — wszystko to tym, którzy się z nim piszą, oddając siebie, jednocześnie wyrzekając się i zapominając o swym Stwórcy. Ja zaś twierdzę, że to wszystko jest kłamstwem i bajką bez żadnego oparcia i podstaw, która powinna zostać odrzucona przez każdego ostrożnego i rozsądnego człowieka. Przecież Diabeł jest najbiedniejszym ze wszystkich stworzeń! Jego mizerota jest tak wielka, że nie ma istoty równie nędznej pod ziemią, nad ziemią, albo gdziekolwiek indziej. Nie ma ani pieniędzy, ani kosztowności, ani żadnej władzy nad nimi. Jakże więc może on dać tej czy tamtej osobie coś, czego sam nie posiada? Jednakże jest niesamowicie umiejętny i biegły w Sztukach, może obdarzać siłą i nauczać tych, których sobie upodobał. Może zwodzić i mamić oszustwami: nie ma pieniędzy, złota i srebra, które może komukolwiek dać, ale bierze i żąda papierów oraz zobowiązań od osób pieczętujących własną krwią całą sprawę, umowę albo inny cyrograf.

Istnieją również inne duchy mające podobne rzeczy jak Sylfy czy Pigmeje, choć są istotami niewielkimi z natury, ale mogącymi objawić się ludziom tak jak tego sobie życzą: wielkimi bądź karzełkami, być pięknymi albo zdeformowanymi, bogatymi lub bardzo biednymi. Nie są one ułomne ani nie pożądają wiedzy ze wszystkich rodzajów sztuk które istnieją, albo dopiero mogą zostać odkryte poprzez ludzką mądrość, bowiem one już nią dysponują — mają w sobie wiedzę, wystarczającą ilość złota i srebra oraz kopalnie wszystkich metali pod swoją władzą i zarządem. W dawnych czasach wiele z nich znaleziono i rozpoznano pomiędzy ludźmi, ale teraz tak już się nie dzieje. Nikt nie zna powodu tego oddzielenia i rozłąki, skoro zawsze były uważane za stworzenia nieśmiertelne, bo nikt nigdy nie poznał ani nie zobaczył ich śmierci. Tak samo jest z przyczynami ich nieobecności: nikomu nie udało się przez tak długi czas dowiedzieć się czym są, skąd pochodzą, dokąd się udają, jakie bogactwa mają i jakie przysługi oddają. Wielu przypuszcza, że tam gdzie przynoszą jakieś korzyści albo dobra ludziom, tak naprawdę są aniołami, bądź dobrymi i rodzinnymi duchami, przysłanymi do nich przez Boga, a potem zabranymi z powodu obfitości ich grzechów. Niejednokrotnie dawały ludziom wiele pożytku i wyświadczały przysługi; także podejmowały się ciężkiej pracy na ich rzecz. Inni wierzą, że nie będą już widziane przez nas, bo gdy człowiek je zobaczy to płacze, przez co znikają i więcej się nie pojawiają. Wiele osób widzących albo słyszących owe istoty przypuszcza, że są to duchy i dusze tych ludzi, którzy umarli poprzez złą śmierć: utonęli w rozpaczy, sami powiesili się albo zabili jeszcze w jakiś inny sposób. Przeto sprzeniewierzyli się Bogu, swojemu Zbawicielowi i oddali się Diabłu — dlatego błądzą i są mu przypisani aż do dnia Sądu Ostatecznego. Są też tacy, którzy biorą je za próżne imaginacje zapowiadające, czy też zwiastujące obecność wielu dóbr w miejscach, w których były widziane albo słyszane. Wielokrotnie tak się zdarza i dzieje; najczęściej jest to zasługa naszej wiary, bo one ze względu na swą naturę nie dają żadnej fortuny, chyba że Bóg nakaże im bądź wzbudzi ufność w nas samych. Nie są też w stanie wywołać żadnego nieszczęścia wobec nas, o ile Bóg na to nie zezwoli.

Wielu sądzi, że są one zaklęciami rzuconymi przez magów. Kolejni widząc i słysząc o nich oraz o skarbach myślą, że są duchami ludzi, którzy niegdyś ukryli bogactwa w tych miejscach mających pozostać tam aż do dnia Sądu Ostatecznego, albo do chwili odkrycia ich kurateli na danym obszarze. Opinia ta wywodzi się ze słów Chrystusa, który powiedział: „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje”. Nie widzę żadnego powodu dla którego należy rozumieć to tak, że duch ma serce. Jest wielka różnica pomiędzy tymi kwestiami, przez co mówię, iż wszystkie osądy wypowiedziane wcześniej są tylko fałszywymi twierdzeniami. Istoty te należy rozumieć jako półludzi, którzy wędrują po czterech żywiołach, nad którymi mają władzę. W pierwszych, dziewicznych czasach natury, byli oni brani i czczeni zamiast Boga. Wszechpotężny obdarzył nas przykazaniem z pierwszej tablicy mówiącym, że nikt nie będzie miał żadnego innego Boga prócz niego — ani w wodach (rozumiane są tak Nimfy), ani pod ziemią (co oznacza Sylfy albo Pigmeje). Bo Nasz Pan jest bogiem zazdrosnym, który za taki grzech dokonany przez ojców, karze dzieci aż do trzeciego i czwartego pokolenia.

Góra Wenus we Włoszech niegdyś była we władaniu tych duchów, zresztą ona sama była Nimfą, a miejsce to uważano za jej królestwo i raj. Ale ona jest martwa a jej władza odeszła. Gdzie albo w którym miejscu jest uczyniona wzmianka o tym, jak to było w dawnych czasach, kiedy Danhauserus° i wielu innych przedostało się do nich? Przecież oni nie wymyślili tych opowieści; istoty te charakteryzowały się taką naturą i stanem, że kochały wszystkich tych, którzy ich kochali, zaś nienawidziły tych, którzy i ich nie znosili. Obficie dzieliły się Sztukami i bogactwami z tymi, którzy się z nimi uwiązali i podpisali. Znają one nasze myśli, refleksje i to, jak powstają, przez co zachowują się podobnie do nas. Nie piszę tego, aby dawać komukolwiek jakieś rady, ale prawdziwy fundament i przyczyny winny być znane, tak jak faktyczna różnica, jaka zachodzi pomiędzy Diabłem a tymi półludźmi. Diabeł nie ma żadnego fizycznego ciała, chyba że weźmie coś dla siebie z czterech żywiołów, jednakże nie ma ani mięsa, ni krwi — jest wieczny i nie podlega żadnym ułomnościom oraz ograniczeniom wynikającym ze śmierci — przeto też nie umiera. Natomiast Pigmeje giną, niemniej oboje muszą podporządkować się naturalnej i wiecznej śmierci, pozbawieni są też możliwości życia wiecznego. Czeka ten sam los tych podpisujących bądź zawierających z nimi pakty. Niech więc każdy z troską baczy na siebie i dobrze się zastanowi, zanim cokolwiek z nimi zawrze. Bo może nagle okazać się, że jest się zawsze przymuszonym do posłuszeństwa wobec nich i wypełniania wszystkich przykazań i rozkazów. A jeśli wystąpi taka możliwość, żeby nie usłuchać ich woli, bądź wręcz rozgniewać je, to mogą bardzo nadpsuć lub zupełnie zniszczyć czyjeś życie. Jest znanych wiele przykładów takich poczynań: czasem znaleziono trupa z wykręconym karkiem lub jeszcze nędzniej potraktowanego — a jeżeli gdziekolwiek tak się zdarzyło, to dotąd powszechnie mówiono, że to uczynił Diabeł z tej przyczyny, jakoby człowiek nie dotrzymał obietnicy i nie oddał mu się we władanie, albo też upłynął oznaczony czas paktu, czy też cyrografu, dzięki czemu ktoś otrzymał swą ostateczną nagrodę. Te opinie nie pochodzą z fontanny prawdy, bo Diabeł nie ma pozycji, aby mieć taką władzę. On raczej nasuwa ludziom złe myśli i refleksje, przez co odciąga ich od przestrzegania boskich przykazań i Jego woli, czyniąc tym samym największymi grzesznikami. Wypierają się Boga i zapominają o swoim Stwórcy, przyciągani są tym samym do zwątpienia, przez co nie są w stanie więcej się modlić. Dlatego duchy żywiołów są najbardziej podobne do Diabła, ale i często są wykonawcami gniewu Boga oraz Jego zemsty. Niemniej jednak mogą nas pouczać i ostrzegać, a także czuwać nad nami i chronić przed wieloma niebezpieczeństwami; niekiedy mogą uwolnić kogoś z niewoli i pomóc innym na wiele innych sposobów.

Z tego powodu ludzie obłożeni i zmiażdżeni smutkiem oraz bolesnymi imaginacjami nie mogą pozostać sami, ale winni być rozbawiani różnymi i przyjemnymi rozprawami mogącymi ucieszyć ich umysły i oddalić smutki. Diabły również w tym przypadku nie są gnuśne, lecz ruchliwe jak te ziemskie duchy; łatwo nęcą takich ludzi. Odtąd niektórzy — zwłaszcza kobiety śpiące w łóżku z dziećmi — byli tak uciskani w nocy podczas snu, że brali siebie za uduszonych, gdyż nie byli w stanie krzyknąć, ani zawołać o jakąkolwiek pomoc, zaś rankiem zgłaszali się i mówili jakoby byli nękani przez wiedźmę. Wciąż tłumaczy się to ich działaniem albo że dokonywali tego czarownicy, jednak ich fizyczne ciała nie mogły wejść do izby, skoro drzwi i okna były zamknięte. Natomiast Sylfy i Nimfy z łatwością mogły tego dokonać.

Och wy małej wiary! Jesteście wątpiący jak Piotr, który cierpiał wewnątrz będąc rozkołysanym przez każdy podmuch łatwo się zaprzepaszczając. Sami jesteście przyczyną tego wszystkiego z powodu swej małej, dwulicowej i słabej wiary. Także złe myśli was do tego zbliżają. Każdy ma w sobie tajemniczy magnes, który przyciąga wiele rzeczy. Jest to niebiański magnetyt, górujący nad innymi, przyciągający do siebie żelazo oraz stal lepiej, niż kwintesencja albo gwiaździsty magnes; sprawia on, że zakopane i ukryte żelazo pojawia się. Ów magnes ma tak wielką moc i zalety, że z odległości stu tysięcy mil z każdego dowolnego miejsca, z czterech różnych żywiołów, potrafi przyciągnąć żelazo do siebie, co prowadzi do jego wzmocnienia. Ta sprawa zostanie przedstawiona szerzej w następnych dwóch wspaniałych przykładach.

Rozdział VI: O wyobraźni i sposobach jej wzmacniania

Do jakich wielkich czynów jest zdolna wyobraźnia i jak wznieść ją na wyżyny doskonałości — o tym można przekonać się na przykładzie wziętym z doświadczeń czasu zarazy, kiedy fantazja zakażała lepiej niż jakiekolwiek zgniłe powietrze. Przeciwko niej nie było żadnego antidotum, odtrutki, ani theriaca°; również konserwanty nie wykazywały pożądanego działania. Nie pomagało nic z wyjątkiem przeminięcia i zapomnienia imaginacji. Jest spieszna i zręczna niczym posłaniec z wiadomością: nie tylko przelatuje z jednego domu do drugiego, czy z tej ulicy na następną, ale także chyżo przenika z jednego miasta i kraju do kolejnego. Poprzez wymysł pojedynczej osoby, epidemia może przenieść się do każdego miasta albo państwa, zabijając tym samym tysiące ludzi. Można to lepiej zrozumieć na tym przykładzie.

Istniało dwóch braci, którzy wzajemnie się miłowali. Pierwszy żył we Francji, natomiast drugi wędrował po Włoszech, lecz zaraza zabrała go w połowie swej drogi. Wieść o zmarłym dotarła do brata we Francji, który odczuwał wielką bojaźń przed chorobą. Myśl wniknęła w jego skórę i trafiła do umysłu, przez co nie mógł o niej zapomnieć — rozżarzała się w nim, a wewnętrzny ogień podsycał się i palił tak długo, jak dzieje się to w próbie złota i srebra. Kruszce te wysyłają w górę języki ognia, dopóki nie zabłyszczą na nowo i nie zostaną perfekcyjnie oczyszczone i rozdzielone od wszelkich innych domieszek. W ten sam sposób wyobrażenia wracają i osiągają najwyższy poziom po tym, jak rozjaśnią się wewnątrz człowieka — jest on jakoby pojemnikiem, podobnie jak kobieca macica przyjmująca męską spermę, wskutek czego natychmiast następuje poczęcie. Tak więc zarazy przechodzą z jednego miejsca na drugie, a trwa to dopóty nie obejmą całego miasta albo kraju. Dlatego dobrze jest trzymać się z dala; nie chodzi jednak o zepsute czy zakażone powietrze, ponieważ choroba nie siedzi w nim (jak mówią niektórzy ignoranci), ale o to, by uniknąć zobaczenia albo usłyszenia o zarazie, co może zainfekować nasze umysły. Ci, którym przekazuje się wspomniane wcześniej nowiny, nie powinni zostawać sami, ani nie mogą cierpieć w milczeniu, podczas gdy wyobraźnia oddziałuje na ich umysły — powinni być pocieszeni, a myśli pozbawione fantazji. Niech podniecają się uciechami i wesołością! Niechaj nikt nie weźmie tego za bajeczkę. Może się wydawać, że jest to bardzo łatwa sprawa, ale remedium na uciemiężoną wyobraźnię nie jest wcale proste. Imaginacje są jak smoła: szybko przylepiają się i tak pozostają; albo jak ogień — raz rozniecony trudno zgasić. Dlatego też jedynym lekarstwem mogącym przeciwstawić się zarazie u takich ludzi, jest ostudzenie wyobraźni i wygnanie fikcji z ich umysłów. To pierwsza relacja gdzie opisano moc i działanie wyobraźni oraz jej wpływ.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 41.04
drukowana A5
Kolorowa
za 63.37