Włochy nieodmiennie kojarzą mi się ze słońcem, domami w kolorze kości słoniowej, błękitnym morzem i bujną zieloną roślinnością. To mnie zachwyca. Kojarzą mi się także z owocami morza (których nie jadam), pizzą (znam na świecie tylko dwa miejsca, w których pizza jest naprawdę smaczna, w żadnym innym mnie nie pociąga) i makaronami (za którymi też nie przepadam). Za każdym razem jednak, kiedy wracamy do Włoch, czuję w sercu ogromne ciepło nostalgii…
Tym razem plan był taki, by po prostu odpocząć i niewiele robić. Apulia ma właśnie ten plus, że przede wszystkim przyciąga turystów (i nie tylko) na plaże. I my planowaliśmy tak właśnie spędzić ten prawie tydzień we Włoszech. Czy jednak nam się udało…? Okazuje się bowiem, że Apulia ma także do zaoferowania kilka ciekawych miejsc, które warto zobaczyć…
Przygotowanie do podróży
Organizacja
Dostaję często pytanie, jak w ogóle organizujemy takie wyjazdy, dlatego chciałabym w tej części wspomnieć także o tym, aby ułatwić planowanie innym rodzicom.
Kiedy wybierzemy już miejsce, do którego chcemy polecieć lub pojechać, wybierzemy termin i kupimy bilety samolotowe, podejmujemy szereg kolejnych kroków.
1. Zakładamy grupę na What’s appie
Do grupy należę ja, mój mąż i Oskar. Tytułem grupy jest nazwa miejsca, do którego lecimy/jedziemy (w tym wypadku była to oczywiście „Apulia”).
Umieszczamy tam wszelkie informacje, związane z tą podróżą, aby były one zawsze pod ręką (jak terminy, adresy noclegów, propozycje miejsc do zwiedzenia, print screeny ciekawych informacji o Apulii, itd). Dzięki temu nie musimy szukać konkretnych informacji po cały telefonie.
2. Szukamy grup na fb, związanych z danym miejscem
Dołączyliśmy zatem do kilku grup (nie za dużo, myślę, że 3 to max, żeby nie zaśmiecać sobie telefonu), w których w nazwie znajduje się Apulia — w stylu „Apulia dla podróżników”, itd.
Dzięki temu przybliżamy sobie temat Apulii, zasad tam obowiązujących, ciekawostek, ważnych informacji przed wyjazdem, od której firmy wypożyczającej auta trzymać się z daleka, a która jest godna polecenia, itd. W lupce szukamy odpowiedzi na nurtujące nas pytania, a jeśli ich nie znajdujemy, pytamy sami.
W przypadku Apulii niestety nie znaleźliśmy grupy, która udzieliłaby nam odpowiedzi na ogrom pytań, dlatego korzystaliśmy też z innych źródeł.
3. Oglądamy filmy tematyczne na YT
Oglądamy filmy nie tylko o tym, co warto zwiedzić (różnych youtuberów, bo dla każdego jednak co innego jest ważne, choć zawsze istnieje pula miejsc, które są wręcz konieczne do zobaczenia).
Na tej podstawie analizujemy, co my chcielibyśmy zwiedzić i ustalamy jakiś harmonogram. Na YT jednak oglądamy także filmy opowiadające o historii danego miejsca i o panujących w nim zwyczajach (zwłaszcza gdy kraje te są bardzo inne od znanej nam Polski, jak to było chociażby w Maroku).
Dzięki temu dowiedziałam się, że Apulia nie słynie z dobrych pizz, ale za to można tam zjeść naprawdę smaczne focaccie.
4. Rezerwujemy nocleg
Na podstawie obejrzanych filmów rozpoczynam proces szukania noclegu na znanym portalu do tego przeznaczonym (chętnym podam nazwę w wiadomości prywatnej, tu nie chcę lokować produktu ;)).
Opieram się zawsze na naszych potrzebach — w każdym miejscu są nieco inne. Ustalamy wspólnie, co jest dla nas ważne przy wyborze noclegu.
5. Rezerwujemy auto
Jeśli istnieje taka potrzeba, rezerwujemy auto, które odbieramy na lotnisku (chyba że jest to wycieczka do Barcelony, Aten czy Liverpoolu, po których poruszaliśmy się pieszo i metrem). Lecąc jednak do Apulii, po której południu chcieliśmy podróżować, nie było innego wyjścia — konieczne było auto.
Mój mąż wcześniej sprawdza opinie w grupach na FB oraz rozmawia z innymi turystami, która firma godna jest zaufania, a wierz mi, że wiele jest informacji o tych, które polecane nie są. Warto je przeczytać.
6. Ustawiam widżet pogodowy
Na swoim telefonie na pulpicie ustawiam widżet pogody w danym miejscu, aby widzieć na bieżąco, jak zmienia się tam pogoda, a kiedy termin wylotu się zbliża, sprawdzam pogodę długoterminową na najbliższy tydzień, by zorientować się, na jaki rodzaj ubrań postawić.
Dzięki temu do Maroka wzięłam gruby sweter (wieczory w grudniu w Maroku są bardzo zimne, około 7—8°C) i nie cierpiałam z powodu chłodu.
W Apulii byliśmy od 30 czerwca, co oczywiście od razu narzuca nam wizję mocno słonecznych Włoch, na upały więc staraliśmy się przygotować jak najlepiej.
Bagaż
Co zabrać ze sobą, kiedy wiesz, że lecisz na tydzień do miejsca, w którym możesz się ugotować?
1. Krem do opalania, najlepiej filtr 50.
2. Kapelusz na głowę lub czapkę z daszkiem.
3. Jasne, przewiewne ubrania (białe, kremowe, jasnoszare, jasnoniebieskie, czerwone, żółte — pochłaniają najmniej promieni słonecznych).
4. Okulary przeciwsłoneczne.
Konieczne jest picie wody — bez tego niestety może Wam grozić omdlenie z odwodnienia.
Apulia
Apulia to region we Włoszech, obejmujący obcas i ostrogę włoskiego buta. Leży nad Adriatykiem. Teren ten już w starożytności odgrywał ważną rolę, głównie przez wzgląd na morskie połączenie z resztą świata. Teren ten był wówczas licznie zasiedlany przez Greków i to właśnie greckie wpływy są tu bardzo widoczne.
Stolicą Apulii jest Bari, nieco oddalone od Brindisi, w którym wylądowaliśmy. To miasto, które żyje praktycznie 24h na dobę — tak relacjonują blogerzy, którzy przylatują właśnie do Bari.
Sama Apulia to przede wszystkim niezwykłe włoskie krajobrazy, piękne plaże i urocze miasteczka. My zwiedziliśmy południową jej część, nawet nie próbując dotrzeć do Bari. :)
My zamieszkaliśmy w Mesagne, niedużym miasteczku z kremowymi domami, w którym jednak życie toczyło się bez przerwy. Już pierwszego wieczoru, kiedy po wylądowaniu w Brindisi, odebraniu auta, które wynajmowaliśmy, i dotarciu do Mesagne, przywitała nas głośna impreza w okolicznym lokalu.
Muzyka niosła się po okolicy, a my mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na koncercie. Impreza skończyła się o 23, ale wcześniej słuchaliśmy jej z przyjemnością :). Rano obudził nas typowo włoski klimat — trąbienia, głośne rozmowy, szybko przejeżdżające motocykle. Pełnia południowowłoskiego życia :).
Dziennik Podróży
Dzień 1 – niedziela
Nasz samolot wyleciał z Polski ze sporym opóźnieniem ze względów atmosferycznych. Brindisi, gdzie znajduje się lotnisko, leży nad samym morzem Adriatyckim, kiedy więc znaleźliśmy się nad płytą lotniska, było to dla nas niemałe zaskoczeniem. Zwykle widzisz, że się zniżasz, że świat pod Tobą jest coraz bliżej. Lecąc nad morzem, kiedy wokół panuje już zmrok, trudno było to zauważyć. I nagle samolot znajduje się kilka metrów nad ziemią, by za moment na niej osiąść. Pierwszy raz lądowaliśmy w taki sposób :). Było to naprawdę nowe i nietypowe przeżycie :).
Ponieważ mieliśmy ze sobą tylko bagaże podręczne, nie musieliśmy czekać na żadne walizki. Szybko wyszliśmy z lotniska i udaliśmy się do miejsca, gdzie miał czekać na nas wypożyczony samochód. Sympatyczny Włoch z dużą dawką poczucia humoru przekazał nam auto i pożartował (podobno południowi Włosi każdą sprawę, niezależnie od jej wagi, okraszają luźną pogawędką i żartami; buduje to relacje i faktycznie pozostawiło w nas miłe wrażenia).
Dwadzieścia minut później dotarliśmy do wynajętego mieszkania, gdzie czekał już na nas właściciel. Mesagne, gdzie się zakwaterowaliśmy, jest niedużym miasteczkiem, ale już w ciemności widzieliśmy, że bardzo przyjemnym. Planowaliśmy odbyć po nim spacer któregoś dnia.
Tuż obok naszego czteropiętrowego bloku znajduje się mały park, a za nim lokal, w którym odbywała się jakaś impreza. Odnosiło się wrażenie, jakby ktoś śpiewał tam na żywo, mimo że były to różne znane światowe piosenki. Według Google maps nieopodal znajduje się centrum seniora. Możliwe, że impreza odbywała się właśnie tam. Zakończyła się o 23:00, jednak w czasie naszego rozpakowania rzeczy i przygotowywania się do snu umilała nam czas.
Nie wyszliśmy już tego wieczoru, nieco zmęczeni po podróży. Wraz z Oskarem jednak zbadaliśmy nasze spore mieszkanie i zauważyliśmy, że mamy kilka balkonów… Praktycznie każde pomieszczenie miało swój własny balkon. :)
Dzień 2 – poniedziałek
Poranek — jak to we Włoszech — dosyć głośny, ale w taki przyjemny sposób. Cztery piętra niżej na ulicy samochody co jakiś czas trąbiły, ludzie wołali innych, motocykle rozpędzały się, by pędem przejechać tę prostą ulicę.
Wyszłam na taras z samego rana i uderzyło mnie od razu gorące powietrze — zupełnie inne niż to, jakie panuje w naszym mieszkaniu z włączoną klimatyzacją. Ciepłe, stojące, otulające całe ciało ciasno niczym chusta. Idealnie pasujące do piaskowym budynków, jaki widzimy z naszych balkonów.
Plaża Punta Penna Grossa
Po domowym śniadaniu (jedzenie zabrane z domu) wybraliśmy się na plażę Punta Penna Grossa. Nie jest to plaża powszechna wśród turystów — właściwie plażowiczami byli przede wszystkim Włosi (poza nimi spotkaliśmy jedno polskie małżeństwo, żadnego innego obcokrajowca). Ceny w budce nie są przez to wygórowane, ale leżaki z parasolem kosztują 25 euro za cały dzień.
Jak widzisz na filmie, w budce można kupić różne włoskie specjały (zwłaszcza oparte na chlebie), ale także koktajle owocowe czy lody.
Oskar z fascynacją czytał włoskie nazwy, próbował je zapamiętać, ale to, co najbardziej zrobiło na nim wrażenie (i na jego tacie, który mu towarzyszył) to pływanie wśród srebrnych ryb z czarnym oczkiem przy ogonie, o nazwie oblada melanura, która występuje między innymi w tych rejonach. Zabawa z rybami, nurkowanie, by je lepiej zobaczyć sprawiły, że dzisiejszy dzień oceniamy na wyżej niż 10/10 :). Na filmie na naszym YT możecie też zauważyć dwie głowy, które co chwilę nurkują pod wodę — to właśnie próba łapania ryb i zabawy z nimi :).
Zajęliśmy dwa leżaki z daszkiem z suchych gałązek, aby uchronić się przed palącym słońcem, a mimo to piasek i tak palił w stopy, gdy szliśmy do budki z przekąskami. Ratował nas lekki wiaterek, napływający od strony morza Adriatyckiego i woda (na własne oczy widzieliśmy omdlewającą młodą kobietę, która stała z nami w kolejce przy budce).
Upał jest tutaj niemiłosierny. Przy okazji mieliśmy lekcję geografii i na podstawie konkretnej grafiki określiliśmy strefę klimatyczną miejsca, w którym jesteśmy. To ciemnoróżowy pas, będący otoczką Włoch, czyli klimat podzwrotnikowy wilgotny. Jutro wjeżdżamy w głąb stałego lądu i klimat zmieni się na podzwrotnikowy suchy, będziemy mieli zatem porównanie.
Na plaży spędziliśmy jakieś 3h, może nawet więcej. Na parkingu zabrał nas specjalny tramwaj bez okien, który przywiózł nas także na tę plażę. Wracając do mieszkania, wstąpiliśmy do Lidla, by zrobić zakupy na te kilka dni (zawsze korzystamy z Lidla, jeśli jesteśmy gdzieś w Europie) i czekał nas już tylko spokojny wieczór. Przygotowałam kolację z owoców morza, które kupiliśmy — ulubione specjały chłopaków, a potem przy muzyce Erosa Ramazzottiego zajęliśmy się trochę sobą, trochę będąc razem.
Dzień 3 – wtorek
Wtorek przywitał nas deszczem, który, choć ciepły, utrzymywał się przez cały dzień. Temperatura odrobinę spadła z trzydziestu paru na dwadzieścia pięć czy sześć stopni Celsjusza. Ciepłe krople spadały z nieba w różnych odcieniach szarości, a kiedy przestawały, ziemia parowała tropikalnie. Robiło się naprawdę parno.
Castellaneta Marina i plaża Capinera
Postanowiliśmy wybrać się nad Morze Jońskie, aby zaznać klimatu tamtejszych plaż. Wybrałam plażę bezpłatną nr 10 — Capinera — przy miejscowości Castellaneta Marina. Miejscowość jest typowo nadmorska z niskimi białymi domkami, oleandrami bujnie rosnącymi i wychodzącymi przez ogrodzenia na ulicę.