E-book
14.7
drukowana A5
48.78
drukowana A5
Kolorowa
71.54
Antologia Poezji Sochaczewskiej 3

Bezpłatny fragment - Antologia Poezji Sochaczewskiej 3


Objętość:
206 str.
ISBN:
978-83-8221-995-1
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 48.78
drukowana A5
Kolorowa
za 71.54


Do trzech razy sztuka?

Stowarzyszenie Sochaczewskie Wieczory Literackie „Atut,, to grupa pasjonatów poezji. Działamy na terenie Ziemi Sochaczewskiej od 2008 r, a formalnie zrzeszyliśmy się w 2017 r. Właśnie świętujemy trzecią rocznicę rejestracji. W swoich szeregach skupiamy mieszkańców Powiatu Sochaczewskiego, ale „przytuliliśmy” też poetów z Warszawy, Łodzi, Dobrej, Zakrzewa, Bończy, a nawet Szczecina.

2020 rok razem z korona wirusem dostarczył nam mnóstwo pytań i niewiadomych, jak przetrwać te trudne chwile? Zamknięte Centrum Kultury, zakazy gromadzenia się źle wpływały na nastroje w Atucie. Mając na uwadze zdrowie naszych członków stosowaliśmy się do zaleceń Głównego Inspektora Sanitarnego. Zachowując wszelkie obostrzenia i dystans spotykaliśmy się czasem na świeżym powietrzu. Do historii przeszła Poezja na Obcasach — ostatnie przedpandemiczne wydarzenie kulturalne w Sochaczewie. Udało się zorganizować i rozstrzygnąć konkurs o „Laur Grążela”. Następnie sukcesem była IV Wierszotorówka w sierpniu w całkiem nowej odsłonie na terenie Muzeum Kolei Wąskotorowej w Sochaczewie.

Wzięliśmy udział w konkursie Porozumienia Organizacji Pozarządowych Powiatu Sochaczewskiego w ramach programu „Działaj Lokalnie”. Pieniądze z grantu przeznaczyliśmy na zakup kamery i od tego czasu spotykamy się również w sieci. Ci członkowie stowarzyszenia, którzy z racji wieku prawie nie wychodzą z domu, mogą śledzić online wydarzenia organizowane w mocno okrojonym składzie. W tak kryzysowej sytuacji powstawały wiersze, może nawet jeszcze więcej niż dotychczas.

Cóż było z nimi robić? Ponownie odpowiedzieliśmy wnioskiem na projekt ogłoszony przez POPPS i tak oto powstała Poetycka Antologia nr 3, nasza ŁYŻKA STRAWY DLA DUSZY. Wzięli w niej udział wszyscy piszący członkowie Atutu, z czego jestem bardzo dumna.

Nie zamierzamy spoczywać na laurach.

Mirona Miklaszewska

Wojciech Bieluń „Targosz”

Rocznik 1947 znak zodiaku Skorpion. Od czterdziestu kilku lat pracuję jako technolog gorzelnictwa rolniczego.

Aktualnie mieszkam w miejscowości Bończa woj lubelskie. Pierwsza publikacja moich wierszy to 2015 r. w kwartalniku „w Uniejowie”. Następnie „Miesięcznik Literacki AKANT”, „Magazyn Literacki Wolnej Inicjatywy Artystycznej WYTRYCH”, kwartalnik „Nestor”, „Czasopismo Społeczno — Kulturalne ZIARNO”.

Tomiki poetyckie -,,kiedy okręty moje” (2018 r,), „Świat jaki jest” (2019 r.), „Generacja 47” (2020 r.).

Moje wiersze ukazują się również na portalach poetyckich: Forum — Polski Portal Literacki, Poezja Polska i innych.

* * *

żyję codziennością

własnego zdania

nie studiuję prawdy

uznawanej za objawioną

nie przyjmuję za pewnik

wywodów ekspertów

rozmyślam o tym

co możliwe

bo nawet najdziwniejsze rzeczy

mają swoje argumenty


zmiany przyjmuję stopniowo

potrzebuję czasu

* * *

w przestrzeni pomiędzy

nic tu nie ma

ani ponad

ani poniżej

ani pomiędzy

dostrzegłem sylwetkę

złożoną z niespójnych szczegółów

jakbym widział siebie

sprzed zapisu snu

nie odbiegała od dzisiejszej

marzącej

wszystko co dochodzi do skutku

ma sens


zewnętrzną jej pamięć

hipnotyzowało pytanie

dlaczego świat złożony jest ze słów

którym podlega wszystko

* * *

kiedy dzieje się coś niezwykłego

zaczynam wierzyć w siłę wyższą

bo jeśli nie ma Boga

to o kim myślę

wciskam klawisz

dekora twardej logiki

manifestuje kolizję z programem

widocznie okruchy mojej wiedzy

nie łączą się w ogniwa

spróbuj jeszcze raz

spróbuj jeszcze raz

ostatecznie bodziec złudności

przełamuje moment paniki

na monitorze

pulsująca wiadomość

zresetuj argumenty

* * *

od dłuższego czasu

dopinam na ostatni guzik

zamysły co dalej

czynność niby prosta

jak smakowanie bułki z masłem

powołała nierozważnie

pogłoskę o rzekomej kolaboracji

z odmiennym myśleniem

świadkowie mojej podróży

w stronę czegoś

co miało być zaczątkiem współistnienia

ku mojemu zdziwieniu

odpływali w obojętność

nie odwracałem od nich oczu


błogosławieni Ci

którzy nie mają w sobie wiary

* * *

o brzasku doświadczyłem

magicznej jednocześnie

rzeczywistej sytuacji

czułem krótkość i cenność życia

zdany na pewność

wielkiej gwiazdy opadającej

na ramionach spadochronu

byłem świadkiem

otwierania poranka

dotykalnego

z każdą minutą

* * *

zapadam głęboko w przeszłość

brakuje szczęśliwych dat

nie ma czego świętować

jedynymi wskazówkami są kwestie

których nie ogarniam

utknięcie pomiędzy skrajnościami

życie pośrodku

wkroczenie w niewiadomą przyszłość

i najważniejsza

w jaki sposób zmieniają się ludzie


zapewne steruje tym Bóg

bez konsultacji z nimi

* * *

blask wody

ustalanie równowagi

pomiędzy Bogiem a światem

obecność własnego zdania

czemu pamiętam takie rzeczy

a nie to

co robiłem tydzień temu

te chwile wracają

nie ja je pamiętam

to one mnie

odwracam się i są

porzucam na poboczu drogi

robię to co słuszne

trzymam się planu

odwracam się i są


to skomplikowana materia

wydaje mi się jakbym od zawsze

miał starą duszę

Janusz Wiesław Budnik

Dorastał w Kornelinie, mieszka w Sochaczewie.

Zadebiutował w 2011 r. opowiadaniem ”Zapach bzu andante spianato op.22”. Autor tomik „Zabierz mnie” (2016 r.), zbiorów wierszy „Zbiór wierszy do roku 2011” (2017 r.) i „Zbiór wierszy lata 2012 — 2016” (2018 r.) oraz współautor tomiku „Kraina słowem płynąca” (2017 r.). Jego wiersze ukazały się w kilkunastu antologiach. Między innymi w antologii „Poplątane ścieżki” wydanej przez Stowarzyszenie Autorów Polskich oraz „Antologii Poetów Polskich 2018” wydanej przez Wydawnictwo Pisarze.pl.

Uczestnik wielu konkursów literackich, gdzie zdobył liczne nagrody i wyróżnienia.

Współzałożyciel Stowarzyszenia — Sochaczewskie Wieczory Literackie,,Atut,,

Maskarada

Miasto zaczyna wypełniać cisza kurz i to coś

Wieczory zatęskniły za hałaśliwą młodością

Starzy zamykają się w sobie na kilka zamków

Żyjąc w mieszkaniach przegrzanych strachem

Nie wychodzą w obawie że czyjś oddech ich zabije


Więźniowie czterech ścian we własnym domu

Pozbawieni oczu by oglądać poranne rosy

Krzewy owiane tajemniczym szeptem zapachów

Nieśmiałej zieleń drzew budzących się do życia

Młodzi nie zaznają tej wiosny

Zawirowania oddechu ukochanej osoby


Ludzie zaczynają pieścić swoje chimery

Kościół korzysta z Internetu — narzędzia szatana

Nawet psy i koty gdzieś się pochowały

Nieme ulice zaludnione szelestem plastiku

Grają niesfornymi torbami i rękawiczkami

Chodniki kradną wolność z maską na twarzy


Zabłąkany promień przemyka po pustej ulicy

W nadziei że ktoś go zobaczy

Słońce przestało wypijać resztki wody

Zaczerwienione ze wstydu poszło spać

Cisza — słychać tylko niemy chichot zarazy

Gdybym nie był poetą

Gdybym nie był poetą i pisałbym prozą

Byłyby to suche fakty bez kolorytu

Że noc jest i pada śnieg latarnie oświetlają ulice


Poeta napisze inaczej, że śnieg wiruje

Unoszony przez wiatr do tańca

W lekkich podskokach skrząc się diamentami

W świetle latarni niczym białe motyle


Wiatr gra melodię na papierowych torbach

Przesuwanych po pustym chodniku

Ze śmietnikowej niewoli uciekają śmieci


A w mych ramionach ty z błękitem nieba w oczach

* * *

To już nieważne że zawsze

niebo siąpi kiedy mi smutno

Wiem że wszystko odchodzi

i nie powróci do mnie jutro


Wiatrem ciepłym się zachwycam

co włosy zaplatał na twej głowie

Niech mi za lat kilka po cichu

o dniu wczorajszym opowie


Wtedy serce niepokorne rozerwie

chłód który mnie powoli otacza

By nieśmiało na chwilę zagościł

wieczności kawałek beztroskiego lata

Zabierz mnie

Zabierz mnie gdzie słońce radością napawa

Gdzie zapach trawy skoszonej się rozsiewa

Gdzie szum wody koi naszych zmysłów wzburzenie

Zasłuchani w nim serc słuchać będziemy pragnienie


Zabierz mnie tam gdzie liść z cicha opada

Gdzie motyl skrzydła bezszelestnie rozkłada

Gdzie miłość powiewa bezwietrznie i szumnie

Zanurzeni w nim trwać będziemy szczęśliwi dumnie


Zabierz i kochać naucz…

naucz bo nie umiem

Prezent

Jesteś prezentem

w wibrującym powietrzu do poduszki

umieszczonym miedzy strofy


Zebranymi okruchami przyjemności

z czekoladowymi drobinami

misternie opakowanym tajemnicą


Niebo zazdrośnie zerka przez okno

po cichu milionem gwiezdnych oczu


Jesteś prezentem o porannym smaku

pomarańczy

Niepoprawny romantyk

Niepoprawny romantyk z bzu naręczem

Mokrymi nogami wieczornej rosy słowika śpiewem

Gwiazdy odległe blaskiem przytłaczające

Bezchmurne niebo księżyc cały kuszeniem wabiący

Uśmiechnięty po niebie ospale kroczy

Korowód myśli myśli wielobarwnych

W szarości nocy myśli zapomnienia


Z zapachem nocy jakieś skojarzenia

Bzu gałązka gwiazdy

Spokoju chwila odpoczynku

Samotny spacer niczym niezmącony

Chwila wytchnienia cisza


Zauroczony śpiewem nocy

Ciszy spokoju gwiazd szemraniem

Migocących jasnych w ciemności

Oczu nieba tysięcznym blaskiem

Chłodem rosy mgły zapachem


Zastygły w ciszy wieczny rozmarzony romantyk

W dal zapatrzony wzrokiem

Delikatnym przenikliwym

Przeszywającym ciemności nocy

Szeroko szmaragdowe rozwarte niebiańskie oczy

Bezszelestnie delikatnie niczym puch na wietrze

Po marzeniach kroczy

Bezgłośny oddech by nie zmącić ciszy


Niedojrzały anioł wiecznie młody

Ciągle… niespełniony

Lipy

Sczerniałe odarte z liści żółto-zielonych

Na szary chodnik rzuconych


Żółte Resztki pojedyncze

Na szczycie gałęzi świecą

Jasno w promieniach słońca

Słońca przedzierającego się

Przez szare jednobarwne chmury


Ludzi korowody ludzi

Podążających znikąd donikąd

Z tępym szarym wyrazem twarzy

Zagubionych w swych troskach codziennych

DANUTA CHYŁA

Autorka licznych utworów o różnorodnej tematyce publikowanych w wielu antologiach (w tym międzynarodowych), almanachach i portalach literackich.

Wydała trzy tomiki wierszy: „Gdy nastaje cisza”, „Na wiosnę pachniemy jaśminem” i „Jezioro życia”. Zdobywczyni wielu nagród w konkursach poetyckich. Między innymi otrzymała Złotą Statuetkę im. Stanisława Moniuszki na Międzynarodowym Zlocie Poetów Polskiego Rodowodu w Wilnie. Członkini Stowarzyszenia Autorów Polskich, Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno — Literackiego STAL w Krakowie, Grupy Poetyckiej AKANT, Sochaczewskich Wieczorów Literackich,,Atut,, i Partii Dobrego Humoru.

Występuje w Kabarecie Piccolo Omerta, którego jest współzałożycielką.

Wiosna 2020

wraca z dalekich stron

nieśmiało zakłada

zieloną sukienkę

zdobi kwiatami

rozwiewa chmury

zapala słońce

ożywia uczucia

zdziwiona patrzy

na ponure twarze

witające znużeniem

żonkile i bazie odchodzą

w zapomnienie

przerażeni własnym oddechem

zapominamy o nachodzącej nadziei

a może warto pokłonić się jej

nawet zza przybrudzonych szyb

Upojenie

zasypiam w twoich ramionach

nieruchomieję

budzę się dotykiem

i wirowaniem zmysłów

zatrzymana w świecie Erosa

półprzytomnymi powiekami

ogarniam twoje ciało

pulsuje

usta spotykają się w przytuleniu

delikatnie bezmyślnie

zwieram się w tobie


tylko ja i ty


jak Afrodyta

skrywam się pod pianą

naszych marzeń

Dziękujemy Ci Ojcze…

za znak białego dymu

za twój wyjazd do Rzymu

i wędrówkę wspólną z nami drogą

sercem składamy dzięki

bo wdzięczności tej wielkiej

żadne słowa określić nie mogą


za Twe pielgrzymowanie

za Ojczyzny kochanie

za nadzieje że świat się odmieni

za tłumy witające

za chóry śpiewające

za serdeczne pocałunki Ziemi


za Dekalog nam dany

z myśli Twych układany

Encyklikę Twym życiem pisaną

za naukę miłości

do przeszłości przyszłości

za historię i prawdę nam daną


za wolność nam zwróconą

swobodę wymodloną

za otuchę do lęku przetrwania

za odwagę do czynów

za to żeś Polski Synem

każdą myślą Cię wciąż uwielbiamy

a gdy wiatr zamknął księgę

i świat zwątpił w potęgę

zasiał żal łzy ból i przerażenie

dziś idziemy trudnym szlakiem

w góry z Twoim plecakiem

by być razem w życiu jak cienie


już na zawsze Cię mamy

bo w nieba wszedłeś bramy

dziękujemy Ci Ojcze za troskę

więc synowie Tej Ziemi

z nieba myślą wzmocnieni

całujemy Twe dłonie ojcowskie

Jej ogród

kilka malw

wyciągających jak żyrafy swe szyje

by pozdrowić przez otwarte okno

kilkanaście innych kwiatów utrzymujących się

chyba dla nie niej przy życiu


drepcze do nich codziennie

przez półmrok źrenic

wyrywa chwasty

pudrując piachem delikatne płatki


zmęczona siada na szarej ławeczce

przebiera paciorki różańca

jakby liczyła dni samotności


z ulgą wita deszcz pojący jej skarby


i tak żyją dla siebie

od wiosny do wiosny

z wiarą na ponowne spotkanie

Przyszła Kryska na Matyska

życie dokłada z każdej strony

pandemia wciska nam korony

w krąg bojaźń bieda i skoki cen

a decyduje właśnie ten


ten co się w babskie majtki wkrada

bo w swoich nic już nie posiada

co nie wie jak wygląda życie

gdyż tylko kota głaszcze skrycie


kto nie wygodny to do paki

takie są ich prawa smaki

i tylko wszędzie steki kłamstwa

to wizytówka tego Państwa


znowu komuna nam wróciła

gorsza od tej która była

nadęty konus gwardia głupia

kradnie wszystko gdzieś zza dupia


oj przyjdzie kryska na Matyska

naród już ze złości tryska

taczki gotowe wraz z woźnicą

ludzie wszystkich was rozliczą


zmiłuj się Panie nad swym ludem

nad krajem budowanym z trudem

niech ci głupole pójdą sobie

zajmij się nami Twym Narodem

Zaduszki

pełne nostalgii zadumy

jesień nie uśmiecha się

złoto matowieje

czerwień blednie

mgły krążą wraz

ze zbłąkanymi myślami

cisza

która mówi z każdej strony


niewidoczne przytulenie

i ta dziwna wspólnota

dwóch wymiarów


wydaje się że tu są

stoją z nami

niewidzialni cisi pokorni

ufni w naszą pamięć i modlitwę


zapalamy światło

które jak listonosz

niesie nasze prośby

do nieba

Barbara Felczak

(ur. 1983) — Technolog żywności, pedagog specjalny, hipoterapeuta.

Członek Stowarzyszenia — Sochaczewskie Wieczory Literackie,,Atut,,. Autorka tomiku wierszy „Dwoistość natury” i powieści psychologicznej „Nostalgia”. Wielokrotnie nagradzana w konkursach poetyckich. Niepoprawna optymistka, kocha ludzi, taniec w deszczu i zapach jaśminu. Wiersze publikowała w Helikopterze. Mieszka w Starej Suchej.

Zbrodnie

morderstwa w naszej rodzinie

były na porządku dziennym i nocnym

życie wyłącznie śmiercią mogło się przysłużyć


po podwórku skakał kogut bez głowy

z szyi podciętej kaczki uchodziła krew

haki dźwigały rozprutą świnię

w bali stygły wnętrzności cielaka


i tak ojciec oddzielał życie od śmierci

a śmierć nazywał mięsem

i widział, że było dobre

I

przy użyciu łopaty ojciec posadził jabłonki

wysypał piach pod fundamenty domu

odesłał naszego Miśka do psiego raju


kiedyś zabrał go na spacer

wierny pies nie odstępował pana na krok

leżał przy nim gdy ten kopał głęboki dół

nie uchylił głowy nawet wtedy gdy cień łopaty

całkowicie odciął dopływ światła


potem ojciec przyniósł małego szczeniaka

i oczekiwał, że się ucieszę

Kary

ojciec karał nas

za błędy nasze naszych sąsiadów

za zbieg okoliczności poczucie humoru

za niezrozumienie polecenia lub zrozumienie czegoś

co dla dziecka winno być niezrozumiałe

za pomysły odwagę własne zdanie lub ich brak

za pojawienie się we właściwym lub

niewłaściwym miejscu i czasie


zbita spoczywałam w starej szafie

było tam cicho i ciemno

jak to we własnym grobie

Kiedy śmierć przestaje lubić swoją pracę

Śmierć dotąd była nam przychylna

miesiącami świadomie przymykała oczy

pozwalając medycynie odczuć przewagę


z wyrozumiałością kobiety godziła się

zaczekać na przylot wnuka z zagranicy

ostatnie poprawki do testamentu

pojednanie ze zwaśnionym krewnym


każdego jednak zniechęci nadmiar obowiązków

zmuszona do zmiany strategii

przestała pukać rezygnowała z manier

zapominając o sztuce uśmiercania

kiedyś chorobę dobierała do ludzkich skłonności

dziś jedna zabójcza metoda


wyrywa śmiertelnika z rodzinnych objęć

osamotniony nie broni się długo

pożegnania bezcelowe gdy wszyscy odchodzą

a i pogrzeby szczelnie zamkniętych trumien

w milczeniu przysłoniętych ust


może zwalnia miejsce nowym lokatorom…

którym nie zabraknie pokory…

nie naruszą porządku natury…

Zajęczy los

W przyrodzie trafiają się niewygodne role

a jednak obdarowani biorą je na własność

bez buntu i pytań daremnie stawianych


spójrzmy na naszego brata zająca

dla kamuflażu przybrał barwę ziemi,

po której stąpa bezszelestnie,

wszelkie ślady po sobie zaciera


nie wolno mu dać się przyłapać na życiu

wystrzega się ciekawości zjadliwej

rozkoszy snów, płochliwych myśli

przenigdy o sobie nie zapominając


istnieje zamieniony w słuch,

właśnie coś zaszeleściło w trawie

uf, to jeszcze nie śmierć

to tylko pierwsza kropla deszczu

Gwóźdź

Chciałeś zbudować most

dach nad rodzinnym domem

schody na szczyt latarni

a oni wbili cię w Dłoń Chrystusa


Pomyślałeś sobie — zostanę potępiony!


Ale Jezus zmartwychwstał!

Teraz mieszkasz na Wawelu

w strojnym naczynku z napisem:

„Relikwie Gwoździa Pańskiego”

wierni padają przed Tobą na kolana


Nie tak wyobrażałeś sobie drogę do świętości?

Skóra przechodnia

Lubię miejsca, w których oferują

garderobę po jej debiucie

nawet ta zdjęta z nieboszczyka

ma szansę otrzymać nową rolę


Wieszaki uginają się od epizodów

rekwizyty jednego aktu czekają na bisy


Aż roi się od relikwii nieświętych

są odbite fragmenty damskich policzków

rana szarpana dzieło niecierpliwej ręki

bliźniacze znamiona po zawstydzeniu


Jako spóźniony obserwator

przechadzam się po czyimś mieszkaniu

dotykając ręcznika zsuniętego na podłogę

pościeli spod szybujących ciał

koronki uwięzionej w szczelinie oddechów


Pani domu odeszła w butach prawniczki

kapelusz wdowy na mężatce trzyma się lepiej

samotna objęta gorsetem wyzwolonej

niewinność nabiera pewności w dekolcie


I ja wybrałam sobie skórę na miarę

szybko zdominuję to ubranie

zanim ono zawładnie mną

Fabian Filipiak

O od urodzenia związany z Sochaczewem Technolog-przetwórstwo mięsne.

Z zamiłowania muzyk i sportowiec, z weną twórczą — wiersze, piosenki.

Wiersze „Sa — turn”, „Świnia i ryba” to okres przymusowej służby wojskowej w latach 1967 — 1969

Uczestnik licznych konkursów poetyckich.

Należy do Stowarzyszenia — Sochaczewskie Wieczory Literackie „Atut,,

Sa -Turn

Szukałem Cię na północy.

Na południu odnalazłem pewnej nocy.

Nieśmiały choć szczery promień,

rzuciłaś w objęcia moje.

Przebłysłaś nieśmiało przez chmury.

Musnęłaś spojrzeniem lasy, góry

i zbladłaś przy księżyca blasku,

nie doczekawszy brzasku.

Jest druga naprzeciw Ciebie,

zwodniczo błyszcząca na niebie,

na niewidzialnej zaczepiona nici,

a nić ta pęka dla każdego skrycie.

Gdy świt nadchodzi jak mara ucieka

i następnego wieczora czeka,

by siać gdzie indziej swe złote promienie,

by bawić innych, innym dać zadowolenie.

Do Ciebie wznosi się moje marzenie,

ku Tobie swoje kieruję spojrzenie.

Oczarowany urodą i wdziękiem,

na dźwięk głosu Twego miękłem

tuląc Twe krucze włosy i Twą drobną postać.

Na zawsze chciałbym z Tobą wtedy zostać,

patrzeć w Twe oczy czarne rozmarzone,

całować usta do pocałunków stworzone.

Cóż ścieżki losu są jakby potoki,

każdy innym korytem płynie, płytkim lub głębokim,

lecz często do wspólnego wpadają zbiornika,

i często obydwa ten sam los spotyka.

Gwiazdo moja północna co jak Sa-turn brzmisz.

Gdybym miał sputnik poleciałbym dziś

by wylądować miękko, lecz nie myśl przesadnie.

A, że nie mam sputnika,

więc czekam aż mi spadniesz.

O myślowym skrócie w politycznym bucie

Myślowy skrót.

..Głupi jak but,,

Lecz nie wiadomo, który.

Czy lewy but, czy prawy but

nie posiadł tej kultury?

Przy nich obcasy jakieś tam,

fundament stabilności.

Jeden jest lewy drugi prawy

rzec można by najprościej.

Nogi się obuć nie podoła,

Na odwrót w buty owe.

Prawa jest w prawym, lewa w lewym

By marsze były zdrowe.

Lecz życie figla płata nam

I z nas ironizuje.

Bo noga prawa przy nodze lewej,

Jakoś się niezbyt czuje.

Jedna jest z przodu a druga z tyłu,

Gdy idą do kościoła

I nigdy razem ciągle na odwrót

To aż o pomstę woła.

Razem gdy staną, to awantura,

Wyzwiska, hejty, bura …

Bo tyś jest lewa, a jam jest prawa.

Bo jam jest prosta a ty koślawa.

Prawa jest prawa od Boga dana

A lewa od szatana.

Końca nie widać tym epitetom

Tym kłótniom i tym waśniom

Perfidnym bredniom, pomówieniom,

Tym wymyślonym baśniom.

Aż się zachwiała, figura cała,

W buty takowe odziana.

Chwiejna w posadach, drży z przerażenia

I zimnym potem oblana.

Lewica w lewo, prawica w prawo

Poczuła się rozerwana

— Biała bluzeczka, suknia czerwona

A na ramieniu torba.

Dwa piruety, subtelny axel

I wywinęła orła.

Padła z łoskotem, tłukąc pośladki

I czeka na ratunek.

Reanimacja regeneracja …

— my zapłacimy rachunek.

Sielanka

Kto upierze ci koszulę?

Komu będziesz mówił czule,

Moje szczęście moje słonko

Oj pyszne było jedzonko!

Kto jeżeli nie twoja żona?

Ta jedyna wymarzona,

Chwila szczęści upragniona.

Jesteś pewny, że to Ona.

Dla niej przecież zrobisz wszystko,

By szczęśliwa z tobą była.

Czujesz się rodziny głową.

Niech ta głowa kręci szyją,

Jeśli głowie tej to sprzyja.

Byle dobrze, byle zgodnie.

Choć czasami bywa chłodniej,

Bo gorąca nieraz głowa.

Chłodny kompres to rzecz zdrowa.

Minie szybko zła pogoda,

Będzie słonko, będzie zgoda

I ciepełka zaznasz tyle!

Będą pszczółki i motyle

I kobierce łąk zielone.

Wszystko pójdzie w dobrą stronę

500+ w zasięgu ręki:


Poczujesz się taki miękki,

Powiększy się dziatek grono,

Dzięki tobie droga żono.

I docenisz to kochanie,

Bo co piękne nie jest tanie.

Żonka zrobi ci śniadanie,

Po śniadaniu pracowanie

I tak dalej i tak dalej drogi panie.

Świnia i ryba

Gdy się świnia w cuchnącym mule utytłała

Gdy porannych kąpieli błotnych zażywała

Coś plusnęło i ryba wypłynęła z wody.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 48.78
drukowana A5
Kolorowa
za 71.54