E-book
14.7
drukowana A5
35.98
drukowana A5
Kolorowa
58.02
Anioły pragną miłości

Bezpłatny fragment - Anioły pragną miłości

Objętość:
115 str.
ISBN:
978-83-8324-223-1
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 35.98
drukowana A5
Kolorowa
za 58.02


Rozdział 1
Odebranie

Obudził się jak zwykle kilka minut przed budzikiem.

Mały pokój wypełniała ciemność zmieszana z sączącym się spod lekko uniesionej rolety światłem latarni sąsiednich domków.

Leżał z zamkniętymi oczami rzucając myśli jak piłeczki, które odbijały się wewnątrz głowy.

Ostry dźwięk przerwał te zajęcie i jak sztylet rozciął ciszę.

Zapalił stojącą na biurku lampkę, odrzucił koc obleczony w poszwę z motywem piór.

Poduszka z takim samym motywem była zgnieciona i mokra a miś przekrzywił się.

Chore pomyślał. Mieć koszmarne sny wewnątrz snu.

Jakaś ironia.

Wstał. Ciało miał szczupłe i dosyć muskularne, co zawdzięczał regularnym ćwiczeniom.

Podciągnął jedną z rolet. Na zewnątrz robiło się szaro.

Pokrywa chmur zalegała nisko, stwarzając przygnębiajacy nastrój.

Pomyślał przelotnie, że dobre byłoby trochę słońca uważając jednak, żeby myśl nie przerodziła się w zaklęcie.

Tak duże użycie magii nie pozostałoby niezauważone.

Skorzystał z toalety, później myjąc zęby pomyślał” kawa”

Kiedy wyszedł parujący kubek czekał na szafce w kuchni.

Zrobił 50 szybkich pompek podniósł z krzesła skręconego poprzedniego wieczora papierosa i biorąc kubek z kawą wyszedł na zewnątrz.

Lekki chłód łyk kawy i papieros budziły skutecznie.

Paląc I popijając gorący gorzki napój oddał się wspomnieniom…

***

Świt w czwartym niebie zachwycał.

Gra kolorów w chmurach była nie do opisania w żadnym z języków ludzi.

Stał obnażony, przytrzymywany przez przywiązane do nadgarstków konopne liny, tłumiące magię.

Idealnie umięśnione, białe ciało drżało z wysiłku i bólu.

Skrzydła rozpostarte na całą szerokość były lekko poszarzale. Oznaka strachu.

Delikatne i silne dlonie, które dawały rozkosz niezliczonej ilości Anielic zacisnął w pieści.

Starszyzna zebrana opodal kończyła debatę.


Michał i Gabriel poderwali się w górę i podlecieli do niego.

Lądując otulili się skrzydłami.

Gabriel przemówił pierwszy, wywołując tym grymas na twarzy Michała.

Ale Gabriel stał jednak wyżej w hierarchii.


Danjalu — powiedział — Kreator wyśnił Cię jako narzędzie. Narzędzie rozkoszy, do zaspakajania potrzeb Anielic.

Ty jednak ośmieliłeś się wzbudzać uczucia. Miłość.

To jest domena Hamiela.

Nie możemy zagarniać kompetencji innych Aniołów, zwłaszcza stojących wyżej od nas.

Co masz na swoją obronę?


Narzędzie — odpowiedział Danjal — wyśnione narzędzie. Zatem dlaczego Kreator daje nam to co innym elementom snu? Wolną wolę?

Pragnienie rozwoju?

Nie chcę być przedmiotem. Chcę czuć. Nie tylko fizycznie ale i emocjonalnie.

Nie wzbudzam uczuć celowo. Ale są we mnie. Te pragnienia bycia pełnym.


Odpowiedzi udzielił Michał, szczęśliwy, że nadeszła jego kolej.

— Sen jest prawem. Wola Kreatora jest prawem. A Ty je złamałeś.

Do tego to co myślisz o ludziach…


Lucyfer miał rację — warknął Danjal.

— Wiedział co zrobią ze snem, kiedy dostaną wolną wolę

— Lucyfer został już ukarany za swój bunt — powiedział Gabriel.

— Nawet nie brałeś udziału w wojnie zajęty dawaniem rozkoszy.

Skrzydła Danjala poczerwieniały.


Wyrokiem rady zostajesz skazany na pozbawienie skrzydeł i magii.

Staniesz się tym, czym tak pogardzasz.

Człowiekiem.

Stać!

Okrzyk który się rozległ wstrząsnął wszystkimi.

Z góry spływał Metatron.

Jego siedemdziesiąt dwa skrzydła wydawały ogłuszający łomot a światło którym płonęły jego niezliczone oczy i twarz oślepiały wszystkich.

Metatronie — powiedział Gabriel — wyrok rady zapadł.

Nie sprzeciwiam się mu — padła odpowiedź.

Jednak, Danjalu. Ostrzegałem Cię — powiedział do skazanego.

Ale.

Moim żądaniem jest, żeby zostawiono Ci cześć magii.

Skrzydła Michała i Gabriela poczerniały z gniewu. Jednak nie mogli się sprzeciwić woli najwyższego w hierarchii Anioła które czuwał nad snem Kreatora.

Danjalu — pozostanie Ci magia słowa i rozkoszy.

Niech się dzieje magia. Wyrok zapadł.

Gabriel skinął głową w stronę dwóch Aniołów służebnych, trzymających obnażone miecze.

Podeszły one do skazanego i z szerokiego zamachu zza głowy cięły.

Danjal zacisnął szczęki z bólu.

Odcięte skrzydła opadły powoli.

Z ran na plecach spłynęły pojedyncze krople złotej krwi gojąc rany, po których nie zostało nawet śladu.

Jednak blizny w duszy miały nie zagoić się nigdy…


***


Skarga Anioła


Czemuś mi Panie skrzydła odebrał

Na których w bezkres żem nieba wzlatał

Czemuś mi Panie lotki połamał

Kiedym szybować na kraj mógł wszechświata


Czemuś mi Panie skrzydła spopielił

Ogniem mocarnym wszechwładnej złości

Na puste skazał życie na ziemi

Wśród nienawistnej duszy ludzkości


Czemuś mi Panie skrzydła odebrał

Które błyszczały bielą o świcie

W złociste włosy siwizny wplótł srebro

Czemuś na ludzkie skazał mnie życie

D.G.

Rozdział 2
Spotkania

Anioły… Czy istnieją Anioły? Nazwała zielonookie zjawisko spotkane w parku Aniołem, ale czy to wystarczało do noszenia takiego miana? Właściwie często stawała się w swoim życiu Aniołem dla innych ludzi. Czasami wydawało jej się dziwne, że z jakąś niewidzialną siłą przyciąga ku sobie ludzi, których pociągi życia się wykoleiły, ludzi nieszczęśliwych, skrzywdzonych. I chociaż sama do nich należała, otwierała szeroko ramiona ku każdemu, kto potrzebował pomocy… Niektórzy oddawali jej w zamian siebie i czcili…

***

Dopił kawę i zgasił resztkę papierosa.

Umył kubek, odstawił na szafkę i wrócił do pokoju. Był mały ale urządził go tak jak lubił. Kilka plakatów i obrazów które nazywał swoimi oknami na świat.

Szafki z drobiazgami, trochę książek.

Dywaniki.

Usiadł na łóżku i wziął do ręki telefon.

Sprawdził wiadomości na messenger oraz powiadomienia na Fb.

Od kilku lat publikował tam poezję. Miał spore grono czytelników i kilkoro przyjaciół.

Odpowiedział na powitania znajomych z internetu i wysłał w odpowiedzi swoje.

Uśmiechnął się a serce przyśpieszyło rytm kiedy czytał Jej komentarze.

Nie rozumiał tego ale ta kobieta.

Było w niej coś z Anielicy. Sama nazywała siebie niedokończonym Aniołem.

Zauważył Ją dzięki zjadliwym komentarzom świadczącym, że czyta jego wiersze że zrozumieniem.

Zaczęli pisać zadzwoniła, mówiąc że chce usłyszeć głos Anioła. Kiedy Ją zobaczył na ekranie telefonu.

Zamurowało go wtedy. Jakaś siła mówiła mu że to właśnie ta.

Nie myślał już o straconych skrzydłach, tylko o tych oczach, uśmiechu, ruchach.


Wysłał do Niej wirtualną kawę i powitanie w które wplótł zaklęcie uwiedzenia.


Ubrał się szybko, zamknął drzwi i podszedł do samochodu.

Silnik zagrał dźwiękiem mruczącego kota. Muzyka z pendrive wypełniła wnętrze małego auta.

Muzyka, pomyślał.

Jeden z wynalazków człowieka, który do niego przemawiał.

Poważna dotykała granic magii, rock dodawał energii pobudzając myśli.

Wspomniał śpiew Aniołów. Jak wyrazić jego piękno?

Nawet poezją nie był w stanie tego zrobić.

Wyjechał z parkingu przyspieszając.

Rozwidniało się.

Te dwadzieścia kilometrów kiedyś pokonałby bez upływu czasu. Wystarczyło rozłożyć skrzydła.

Zaklął cicho.

Przestań, pomyślał. Stało się już.

Słońce przebijało się już znad horyzontu. Kątem oka dostrzegł na niebie błysk.

Rozszerzył widzenie. Oczywiście. Anioł.

Sądząc po porze dnia jeden z Aniołów godziny szóstej.

Ciekawe czy tylko budzi dzień czy pilnują mnie pomyślał.

Nieważne.

Kiedy dojechał na miejsce, jak zawsze sporo wcześniej, zapalił kolejnego papierosa. Włączył internet i odpowiedział na kolejne wiadomości. Od Niej nie było jeszcze nic. Pewnie śpi pomyślał z rozczuleniem.

Podjechał człowiek z którym pracował. Rozbiórki budynków. Ciężka praca ale lubił ją i atmosferę koleżeństwa.


Podjechali do budynku w którym musieli przygotować do remontu łazienkę kuchnię i toaletę.

Skuwali kafelki tynki i podłogi, następnie gruz trzeba było wynieść na przyczepę.

Niosąc kolejne wiadra miał ochotę użyć do tego magii. Ale po pierwsze to byłoby zbyt silne zawirowanie snu, a po drugie…

Parsknął śmiechem, wyobrażając sobie minę człowieka widzącego gruz sunący po podłodze i schodach.

W tym momencie poczuł silne klepnięcie w ramię.

Spokojnie Paweł powiedział, sądząc że to kolega.

Wtedy usłyszał, wypowiedziane głębokim jedwabistym głosem słowa.

— Witaj Danjalu.

W pierwszej chwili nie uświadomił sobie, że powitanie zostało wypowiedziane w języku, którego nie słyszał od wieków.

Odwrócił się z kamienną twarzą.

Pomylił mnie pan z kimś — odparł po niderlandzku.

Żartujesz? — padła odpowiedź.

Przyjrzał się rozmówcy.

Nienagannie skrojony garnitur, koszula, półbuty.

Idealna fryzura. Męska twarz.

Zawstydził się swojego pokrytego kurzem ubrania i maski przeciwpyłowej.

Nagle spojrzał w oczy stojącego naprzeciwko człowieka

Błyszczące złotem z odcieniami czerwieni.

Safiris — powiedział.

Do usług — odparł Anioł walki ukazując w uśmiechu idealnie białe i równe zęby, po czym nagle, ruchem zbyt szybkim żeby człowiek mógł to dostrzec uderzył Danjala w szczękę.

Kiedy doszedł do siebie Safiris podał mu rękę pomagając wstać.

Byłem Ci to dłużny Danjalu — powiedział.

Odpowiedzią było zdziwione spojrzenie.

Za jaja, które mi odciąłeś w lesie Teutoburskim — powiedział Safiris.

Odrastały mi dwa tygodnie. Czy smarowałeś miecz?

Jak przez mgłę pamiętał tę bitwę i wielkiego barbarzyńcę wywijającego młotem bojowym. Przetoczył się wtedy pod świszczącą głownią i pchnął silnie w górę. Reszta była chaosem bitwy z której nieliczni ocaleli.

Tajemnica — odpowiedział — ale zadziałało.

Uśmiechnął się szeroko.

Czemu zawdzięczam to spotkanie, Safirisie?

Nie mam nic wspólnego z Wami.

Aniołem pozostajesz na zawsze — odparł zapytany.

Jest pewien problem, poważny, i potrzebuję Twojej pomocy.

— Mojej, Anioła bez skrzydeł? W niebach są znaczniejsi niż ja kiedykolwiek byłem.

— Właśnie dlatego. Problem leży na samej górze.

— Jaki problem, Safirisie?

Usiądź lepiej — odpowiedział Anioł walki.

— Postoję.

— Jak chcesz. Któryś ze starszyzny chce obudzić Kreatora.

Danjal poczuł, że nogi się pod nim uginają i usiadł na błotniku przyczepki.

Przecież to oznacza koniec… — wyszeptał.

Tego nie wiemy — odparł Safiris. Debaty toczą się od kiedy Kreator zasnął.

Musimy się spotkać. Dziś po południu. Tylko wykąpany i wypachniony, proszę.

Danjal bez rozmachu kopnął Safirisa między nogi.

Byłem Ci to dłużny — powiedział do skulonego na ziemi Anioła.

— O 19 w het” Hooghekke.

Odwrócił się i wrócił do pracy.

***

Kilka minut przed 19 zbliżał się szybkim krokiem do wybranej restauracji.

Nagle zatrzymał się.

Nie mógł uwierzyć. Serce, ta ludzka część natury przyśpieszyło.

Safiris już czekał na niego. Ale nie sam.

Obok siedziała…

Ona…

Rozdział 3
Jeden dzień…

Kilka tygodni wcześniej.

Czekał na Nią w umówionym miejscu.

Kiedy wysłała mu zdjęcie Drzewa, pisząc, znajdziesz mnie tutaj był zaskoczony.

Ze wszystkich miejsc wybrała akurat to.

Nazywała je Magicznym Drzewem Początku, nie wiedząc nawet, że ma rację.

Kiedy Kreator wyśnił Świat to było jedno z pierwszych miejsc które się w nim pojawiły.

Magia tętniła w nim, płynęła pod korą strumieniami.

Rozszerzył widzenie chcąc popatrzeć na liście błyszczące czystym błękitem. Jak zawsze zachwyciło go to.

Podszedł do Drzewa i zaczerpnął z Niego Magii.

Euforia i siła nagle rozpłynęły się po całym ciele.


Palił jednego papierosa za drugim, myśląc czy przyjdzie. Czy będzie wyglądać tak jak w czasie rozmów.

Jakby wypełniało Ją światło rozjaśniające całą postać.

Zobaczył jak nadchodzi. Szczupłej sylwetki nie można było pomylić. Zdawała się nie iść a płynąć. Jakby miała skrzydła…

Kiedy podeszła nie mógł się powstrzymać. Przytulił Ją I było to tak naturalne.

Światło wciąż w Niej było, ale jeszcze jaśniejsze.

Oczy które pamiętał jako smutne błyszczały radością a na ustach pojawił się lekki uśmiech.

Musnął je swoimi ustami.

Oboje to poczuli. Nie potrafili tego nazwać…

Gdzie pójdziemy? — zapytał?

A co chciałbyś zobaczyć? — padła odpowiedź

Wolał nie mówić Jej, że najbardziej chciałby zobaczyć Jej oczy rozszerzone rozkoszą

Mieszkałem tu kiedyś — powiedział — ale sporo się zmieniło. Pokaż mi proszę Twoje ulubione miejsca.

Sięgnął do plecaka wyjmując z niego te rzeczy które zrobił i kupił dla Niej.

Wiatraczek zamiast kwiatów — uśmiechnął się.

— Ty wariacie — zaśmiała się w odpowiedzi — tylko żartowałam, a Ty kupiłeś go. Jesteś niemożliwy.

Kląknął ujmując Jej dłoń i wsunął na palec kupiony na odpuście pierścionek z zielonym oczkiem.

No nie — znowu się zaśmiała — to też?

Nie wiem co powiedzieć…

Podał Jej wiersz napisany na czerpanym papierze.

Łza zalsniła w oku kobiety.

— To najpiękniejszy, najbardziej intymny prezent jaki dostałam.

Powoli ruszyli.

— Czy możesz mi zapiąć sukienkę — zapytała — w pośpiechu nie zdążyłam.

Rozkoszując się dotykiem gładkiej skóry dopiął zamek błyskawiczny i wysłał lekki impuls Pobudzenia.

Drgnęła.

Kiedy szli ich palce, jakby przyciągane niewidzialną siłą dotknęły się, dłonie splotły, jakby czekały na ten moment i były na swoim miejscu.

Rozmawiali o wszystkim i niczym ale nie brakowało im tematów. Uczucia, jakby znali się już bardzo długo potęgowało się.

Jeżeli zapadało milczenie, nie było krępujące. W głowach obojga było zbyt wiele myśli które chcieli wypowiedzieć, nie wiedząc od czego zacząć i bojąc się ich…


Siedzieli przy małym stoliku w samym rogu ciepło oświetlonej kawiarnii.

W powietrzu czuć było aromat kawy przenikający się z zapachem ciepłych malin,

które to właśnie stanęły na stoliku obok. Stół był tak mały, że ich prawe kolana nieśmiało stykały się wewnętrzną stroną.

Nieśmiało, ale nie robili nic, żeby ten kontakt przerwać.

A Twoje tomiki — zapytała?

Zapomniałem, przepraszam — odpowiedział.

Zostały w domu. Może podejdziemy to dam Ci je i wpiszę dedykacje?

Lekkie wahanie odbiło się na Jej twarzy.

Dobrze, chodźmy — powiedziała.

Idąc cały czas trzymali się za ręce.

Wesoło rozmawiali wymachując nimi jak dzieci.

To poczucia wspólnoty, nadawania na tych samych falach było coraz większe.

Otworzył drzwi i przepuścił Ją przodem.

Zdjęli buty, weszli do pokoju i bez słowa padli sobie w ramiona.

Pocałował Ją mocno i zachłannie. Chętnie oddała pocałunek.

Przycisnął mono szczupłe, gorące ciało.

Wysunęła się z jego ramion. Oboje drżeli…

Zrobisz kawę? — zapytała.

Wszedł do kuchni. Z suszarki zdjął dwa kubki a z szafki wyjął kawę.

Dwie i pół? — zapytał.

— Tak — powiedziała — a tomiki?

Postawił kawę na stoliku i przyniósł książki oraz pióro.

Dla Ren, z podziękowaniem…

Napisał.

Dziękuję — powiedziała — za delikatność przekazu.

Ujął Jej piękną twarz w dłonie i ponownie pocałował. Tym razem rozchyliłam usta, a języki dotknęły się.

Oboje poczuli ten ogień. Przesunął dłoń po gładkim udzie sięgając pod sukienkę. Oddychali coraz szybciej a pieszczoty stawały się coraz śmielsze.

Nagle odepchnęła go.

Nie możemy — powiedziała.

Dlaczego nie? — zapytał

— Wiesz jaka jest moja sytuacja

— Oboje tego chcemy

— Tak, ale nie mogę.

Podeszła do okna.

Poszedł za Nią i przytulił.

Serca obojga waliły przyspieszonym rytmem.

Dotknął Jej piersi, chcąc to poczuć.

Była to mała jędrna pierś idealnie dopasowana do jego dłoni.

Oboje głęboko wciągnęli powietrze.

Pociągnął Ją na łóżko I całując przesuwał dłonie po całym ciele. Ulegała mu…

Nie mogła i nie chciała już się bronić. Zbyt silne emocje w Niej wyzwalał.

Chciała oddać mu się bez reszty, czuć go w sobie…

Wtedy uderzył zegar…

Muszę iść — powiedziała — wybacz mi, nie mogę.

Rozumiem i szanuję to, choć żałuję bardzo… — odpowiedział.

Odprowadzę Cię.

Wyszli zamykając drzwi do tych chwil…

Ale wciąż trwały w nich.


Wrócił do domu, usiadł i zaklął.

Gniew, ta irracjonalna częśc ludzkiej natury brał górę.

Nie mógł tego zrozumieć. Dotychczas jego magii nie oparła się żadna Anielica ani ludzka kobieta. Aż do teraz.

Wpompował w Nią dotykiem tyle zaklęć, że było to wręcz niemożliwe.

Drżał.

Żeby rozładować emocje zaczął ćwiczyć.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 35.98
drukowana A5
Kolorowa
za 58.02