Rozdział I
Do czego człowiek jest się w stanie posunąć? Jakie decyzje podejmie, zostając przyparty do muru? Przekraczając drzwi międzynarodowej organizacji, George jeszcze nie wiedział, że już niebawem będzie musiał odpowiedzieć sobie na te pytania. Jeszcze niedawno siedział spokojnie za biurkiem i wykonywał powtarzalne czynności jako analityk danych, zresztą naprawdę dobry, można powiedzieć: ekspert w swoim fachu. Zdyscyplinowany, zorganizowany, skrupulatny do granic możliwości, niedoceniony. Przez ostatnie dwadzieścia lat pracy czuł, że jego talent się marnuje, że mógłby zarabiać o wiele więcej i zapewnić rodzinie zdecydowanie lepsze życie, na które przecież tak bardzo zasługuje. Mieli z Mary własne, całkiem spore mieszkanie w mieście, wspaniałą córeczkę Charlotte i ładny, choć mocno już wysłużony samochód. Żona George’a pracowała jako kelnerka w drogiej restauracji, oddalonej niecałe dwa kilometry od mieszkania. Ich zarobki były wystarczające, aby godnie żyć, wyjechać od czasu do czasu razem na wakacje czy kupić nowy telefon dwunastoletniej córce. Ambicja była jednak dla George’a istotna i nie pozwalała na spoczęcie na laurach.
— Dzień dobry — powiedziała miłym głosem młoda recepcjonistka Skytoday Corporation.
— Dzień dobry — odparł z pewnością siebie George, zwracając uwagę na piękne wnętrze biurowca i niebywały przepych, wywołujący z jednej strony zakłopotanie, a z drugiej pewną dumę.
— W czym mogę panu pomóc? — dodała elegancka dwudziestoparoletnia kobieta.
— Nazywam się George Brown i jestem umówiony z panem Stephenem Goldbergiem na rozmowę kwalifikacyjną.
— Oczywiście. Proszę za mną.
George zdecydowanym krokiem podążył za piękną kobietą. Szli szerokim korytarzem, mijając liczne gabinety z tabliczkami Dział finansowy, Dział zakupów i podobnymi. Wreszcie dotarli do wielkiej sali konferencyjnej.
— Proszę usiąść i poczekać. Czego się pan napije?
— Dziękuję, nie trzeba — odpowiedział George, który świetnie przygotował się z wszelkich tematów związanych z rozmowami rekrutacyjnymi. Wiedział doskonale, jak odpowiadać na trudne pytania w rodzaju „Jakie są pana słabe strony?” czy „Co chciałby pan robić za pięć lat?”.
Recepcjonistka pospiesznie wyszła, pozostawiając George’a samego w przestronnym pomieszczeniu z wielkim stołem i eleganckimi fotelami. Wiedział o tej firmie wszystko, co można było znaleźć w internecie. Doskonale znał też wymagania dotyczące pracy na stanowisku analityka danych opisane w ofercie pracy. Był to już ostatni etap rekrutacji, po wielotygodniowych testach online.
„Chciałbym tutaj pracować” — pomyślał George. Czuł ogromną pewność siebie i determinację, o jakiej większość osób mogłaby jedynie pomarzyć.
Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i w progu zobaczył wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę w perfekcyjnie skrojonym garniturze. Jego spokój był odzwierciedleniem pewności siebie i ogromnego doświadczenia. Gęste brwi, szeroki nos, mocna, rozbudowana szczęka i solidna muskulatura sprawiały, że wyglądał na człowieka, którego nikt nie chciałby spotkać w ciemnej uliczce. W jego prawym uchu znajdował się złoty kolczyk, którego blask i design wskazywały na wysoką cenę.
— Dzień dobry. Pan George Brown? — zapytał niskim, gardłowym głosem.
— Dzień dobry. Tak — odparł George, obniżając głos do granic swoich naturalnych możliwości.
— Nazywam się Stephen Goldberg i pełnię funkcję dyrektora operacyjnego. Proszę usiąść.
Usiedli naprzeciwko siebie przy wielkim stole w odległości około dwóch metrów.
— Panie Brown, czy wie pan, czym zajmuje się nasza firma?
— Oczywiście. Skytoday Corporation jest międzynarodową korporacją specjalizującą się w analizach finansowych, posiada oddziały w wielu krajach na całym świecie. Powstała w okresie głośnej prywatyzacji będącej efektem tego, że urzędowi kontrolowanemu przez państwo wykazano nieefektywność w weryfikowaniu nieprawidłowości finansowych w prywatnych przedsiębiorstwach. Skytoday Corporation i inne nowo utworzone organizacje szybko udowodniły swoją skuteczność, doprowadzając do wyeliminowania z rynku tysięcy przedsiębiorstw. Firma otrzymała liczne nagrody i wyróżnienia…
— Dobrze, wystarczy — przerwał nagle Goldberg. — Widzę, że dobrze się pan przygotował do rozmowy. Dlaczego mielibyśmy pana zatrudnić?
— Zajmuję się analizami od dwudziestu lat, cechuje mnie samodyscyplina, rzetelność…
— Jakie są pana oczekiwania finansowe? — zapytał dyrektor operacyjny, ponownie nie dając dokończyć zdania.
George doskonale wiedział, jaką kwotę chce zaproponować. Miał świadomość, że u dotychczasowego pracodawcy nie może liczyć na podwyżkę, która podniesie poziom życia jego rodziny. Wiedział więc, że musi zaryzykować, i podał dwukrotność obecnego wynagrodzenia. Liczył się z tym, że oferta może zostać odrzucona, ale nie miał nic do stracenia.
— Dobrze, jesteśmy w stanie zaproponować wskazane przez pana tygodniowe wynagrodzenie — powiedział cicho, lecz wyraźnie Goldberg.
George poczuł, jakby właśnie przyjął prawy sierpowy od doświadczonego boksera. „Tygodniowe? Mamy do czynienia z jakimś gigantycznym nieporozumieniem… Za analizowanie liczb, które wykonuję przez ostatnie dwadzieścia lat, miałbym zarabiać osiem razy więcej niż teraz?” — myślał gorączkowo.
— Cieszę się! — odrzekł George głośnym, lecz nieco łamiącym się głosem.
— Kiedy może pan zacząć?
— Nawet jutro.
— Zapraszam więc jutro na ósmą rano na podpisanie umowy — powiedział Goldberg, po czym uścisnął mocno dłoń George’a i pospiesznie opuścił wielką salę.
George stał jeszcze przez chwilę, nie dowierzając temu, co się przed chwilą wydarzyło. Rozmyślał, jak przekaże to Mary. Przecież to brzmiało jak jakiś sen. Chwilę później do sali weszła znana mu już recepcjonistka i zaproponowała odprowadzenie do wyjścia.
Wracając do domu swoim wysłużonym samochodem, miał setki myśli. Jak zareaguje Mary? Co zrobimy z tymi pieniędzmi? Może kupimy duży dom? A może zaczniemy od samochodu?
Nagle nacisnął gwałtownie hamulec, usłyszał huk i poczuł, że pas bezpieczeństwa wbija mu się z dużą siłą w ramię i ściska żebra. Wyszedł z auta i zobaczył, że przed maską leży mężczyzna w średnim wieku, próbujący złapać oddech.
— O rany, nic panu nie jest? — zapytał przerażony George.
— Nieeee, proszę nie dzwonić po pogotowie — wymamrotał leżący człowiek.
— Przepraszam pana najmocniej, jak mogę pomóc?
— Proszę mnie odwieźć do domu — wyszeptał mężczyzna, po czym powoli wstał i wsiadł do samochodu.
— Gdzie pan mieszka?
— Można powiedzieć, że w Skytoday Corporation, ale proszę mnie zawieźć do domu na Wellington Street — odparł potłuczony facet, wywołując u George’a ciarki na całym ciele.
— Pracuje pan w tej firmie? Jutro zaczynam tam pracę — powiedział skonsternowany George.
— Proszę tego nie robić! Dobrze panu radzę — zacharczał mężczyzna, poruszając gwałtownie ręką. Na jego dłoni widać było tatuaż w kształcie smoka.
George poczuł przerażenie. Nie pamiętał w swoim nudnym i przewidywalnym życiu takiego dnia jak ten. To było coś niewyobrażalnego.
— Dlaczego miałbym tam nie pracować? Co ma pan na myśli? — zapytał wystraszony.
— O, tutaj, proszę się zatrzymać — odpowiedział spokojnie nieznajomy mężczyzna.
Gdy samochód stanął, pasażer wysiadł z niego powoli i po chwili zniknął za drzwiami ogromnego domu pilnowanego przez dużego dobermana.
George jeszcze kilka razy spojrzał na luksusową willę, po czym odjechał, kierując się w stronę swojego mieszkania. Po dotarciu na miejsce obejrzał dokładnie samochód i ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma żadnych uszkodzeń. Wydało mu się to niezwykłym zbiegiem okoliczności i poczuł ulgę, że nie musi szukać mechanika w przeddzień podpisania umowy.
Mary była jeszcze w restauracji, a Charlotte w szkole, więc po wejściu do mieszkania przywitał go Ralph — niewielki kundelek, którego osiem lat wcześniej przygarnęli ze schroniska. Pies szczeknął radośnie na widok swojego właściciela, zamerdał ogonem, po czym zaczął entuzjastycznie podskakiwać na swoich drobnych łapach. George pogłaskał pupila, usiadł na starej granatowej kanapie i zaczął rozmyślać o tym, co się od rana wydarzyło. Ten cały Goldberg, miła recepcjonistka, potrącony tajemniczy człowiek, który odradzał pracę w Skytoday Corporation. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Ralph głośno zaszczekał, a George pospiesznie poszedł otworzyć. Przed drzwiami zastał jednak tylko małe pudełko na wycieraczce. „Co do cholery?” — pomyślał.
Wniósł lekkie pudełko wielkości paczki chusteczek higienicznych do mieszkania i ponownie skierował się w stronę kanapy. „Czyżby jakiś przepracowany kurier zostawił przesyłkę i pobiegł roznosić kolejne? Pewnie Mary coś zamówiła” — pomyślał, odkładając paczkę na kuchenny stół z odrapanym blatem, po czym położył się na kanapie.
Chwycił od niechcenia za pilot od telewizora i włączył losowy kanał. Był zmęczony intensywnym dniem i chęć odpoczynku walczyła z potrzebą podzielenia się z Mary swoimi odczuciami. Trafił na kanał informacyjny i pod nieruchomo stojącym dziennikarzem z czarnym mikrofonem zobaczył duży napis: Bankructwo Gigasoftramu.
— Przecież to jedna z największych firm na świecie — wyszeptał pod nosem George, sięgając po swój kilkuletni smartfon i uruchamiając wyszukiwarkę internetową.
W Gigasoftramie pracował kiedyś jego dobry kolega John, z którym nie widział się już jakieś dziesięć lat. Z dużą ciekawością zaczął czytać artykuł na portalu informacyjnym i od razu zwrócił uwagę na fragment: Audyt przeprowadzony przez Skytoday Corporation wykazał liczne poważne nieprawidłowości w działaniach operacyjnych Gigasoftramu. W efekcie korporacja złożyła wniosek o ogłoszenie bankructwa. „To się nie dzieje naprawdę!” — pomyślał George. Odłożył telefon i oparł głowę na dużej puchatej poduszce.
Nagle usłyszał dźwięk klucza wkładanego w zamek drzwi wejściowych.
— Cześć, kochanie! — krzyknęła do męża Mary, czochrając Ralpha, leżącego poddańczo na plecach. — Nie uwierzysz, co się dzisiaj wydarzyło.
— Cześć, skarbie. Ty również nie uwierzysz — odrzekł George.
— Dzisiaj w restauracji było bardzo spokojnie, mieliśmy dosłownie kilku gości. Rano na śniadanie przyszło dwóch mężczyzn. Zamówili jajecznicę na boczku, kawę z mlekiem i rozmawiali ze sobą. Mówili coś o wielkim sukcesie firmy, a jeden wspomniał, że spieszy się na rozmowę w biurze. Podeszłam do ich stolika i zapytałam, czy chcieliby coś na deser. No i ten duży facet ze złotym kolczykiem powiedział, że proszą o rachunek…
— Jak wyglądał ten z kolczykiem? — wycedził przez zęby George.
— Czy ty musisz mi ciągle przerywać? — powiedziała rozczarowana Mary.
— Przepraszam, po prostu byłem ciekawy.
— Przyniosłam rachunek, a ten wyciąga plik banknotów, daje mi i mówi: „Reszty nie trzeba”. Zobacz, ile zostawił napiwku!
— Przecież to jest połowa naszej miesięcznej wypłaty — odrzekł zdziwiony George.
— No właśnie. Idę zaraz kupić sobie tę torebkę, o której ci mówiłam. Jest teraz w promocji. Zaraz powinna wrócić Charlotte, to podgrzej jej obiad. A co u ciebie, byłeś na tej rozmowie?
— Tak. Sam budynek jest bardzo ładny, przywitała mnie recepcjonistka…
— Wiesz co — przerwała mu Mary — opowiesz mi później, bo chciałabym zdążyć przed zamknięciem sklepu, a wiesz, jak ważna jest dla mnie ta torebka i od jak dawna o niej marzyłam.
— Okej, to wróć szybko.
Mary czule pocałowała męża.
— Kocham cię — powiedziała i pospiesznie opuściła mieszkanie.
George wyciągnął garnek, wlał do niego przygotowaną poprzedniego dnia zupę dyniową i położył na kuchence. Po chwili usłyszał, jak otwierają się drzwi mieszkania.
— Cześć, tato — dobiegł go radosny głos córki.
— Cześć, córeczko — odpowiedział głosem pełnym troski.
Charlotte coraz bardziej przypominała mamę. Miała dopiero dwanaście lat, a była jedynie o pięć centymetrów niższa od Mary. Duże zielone oczy, blond włosy zwisające do ramion, delikatne rysy twarzy i wysportowana sylwetka sprawiały, że mogła się podobać kolegom ze szkoły. George nie mógł się pogodzić z myślą, że kiedyś jacyś obcy mężczyźni będą przychodzić do jego mieszkania i pytać o córkę, która przecież dopiero co się urodziła.
— Dostałam dzisiaj piątkę z matematyki z trudnego sprawdzianu — powiedziała zadowolona Charlotte.
— Pięknie, gratuluję, rybko!
George poczuł dumę, bo ten przedmiot był zawsze dla niego ważny. Nie miał wątpliwości, że córka będzie sobie świetnie radziła z przedmiotami ścisłymi. Przecież ani on, ani Mary nigdy nie mieli problemu z matematyką czy fizyką. Pisanie wypracowań było natomiast dla nich drogą przez mękę. W szkole podstawowej George miał nauczycielkę języka, panią Smith. Jak wielkie musiało być jej rozczarowanie, gdy za każdym razem, kiedy podawała temat wypracowania dla klasy, George zadawał tylko jedno pytanie: „Na ile stron?”. Liczył na konkretną odpowiedź w rodzaju: „cztery strony”, „pięć stron”, natomiast najczęściej słyszał znienawidzone przez siebie: „do wyczerpania tematu”. Czuł, że może wyczerpać temat w kilku zdaniach, ale z pewnością otrzymałby wtedy najniższą możliwą ocenę.
— Mogłabym pójść z Natalie do kina za tydzień? Grają wtedy Wakacyjną przyjaźń, ten nowy film o przygodach dwóch przyjaciółek.
— Zobaczymy. Porozmawiamy o tym z mamą. Teraz usiądź przy stole i zjemy — odparł George.
Charlotte zajęła miejsce przy stole i zaczęli jeść zupę dyniową, którą dorastająca dziewczyna tak bardzo lubiła. Nagle George usłyszał głośne siorbanie, podniósł głowę znad talerza i zobaczył szczęśliwą twarz Charlotte, ewidentnie robiącą tacie psikusa. George siorbnął jeszcze głośniej, po czym wybuchnął śmiechem.
Kilka godzin później wróciła radosna Mary, z daleka pokazując swoją nową czarną torebkę.
— Cześć, mamo — krzyknęła Charlotte.
— Cześć, kochanie — odpowiedziała Mary.
— Odebrałem twoją przesyłkę — powiedział George, wskazując na małe pudełko.
— Ale ja niczego nie zamawiałam — zdziwiła się Mary.
— Zobaczmy więc, co jest w środku — postanowił George i zaczął otwierać paczkę.
Po przedarciu się przez kilka warstw czarnej taśmy klejącej otworzył cienkie wieczko małego pakunku i jego oczom ukazał się papierowy rulonik, ściśnięty gumką recepturką. Po rozwinięciu zobaczył tylko duży napis: Nie idź tam!
— Co to znaczy? — zapytała przerażona Mary.
— Nie wiem — odparł George.
— Pewnie ktoś sobie żarty robi — stwierdziła Mary. — Pamiętasz, jak kiedyś naszej sąsiadce ktoś rozbił jajko na wycieraczce? Powiedz lepiej jak dzisiejsza rozmowa.
— Dostałem propozycję pracy za ośmiokrotność mojej obecnej pensji — oznajmił z dumą George.
— Za ile? — zapytała z niedowierzaniem Mary.
— Będę zarabiał osiem razy więcej. Jutro podpisanie umowy.
— To wspaniale! Będziemy mogli w końcu kupić nowy samochód i może wyprowadzić się do lepszej dzielnicy. A czy za takie pieniądze nie będą od ciebie oczekiwali pracy po godzinach?
— Nie wiem. — George wzruszył ramionami. — Pewnie na początku będę musiał się wykazać, żeby udowodnić, że zasługuję na takie wynagrodzenie. Ale na pewno będę bronił swoich granic i nie dam sobie wejść na głowę. Nie dopuszczę, żeby praca wpływała negatywnie na moje życie prywatne.
— Jesteś niesamowity, zawsze w ciebie wierzyłam.
George poczuł ogromną dumę po tych słowach ukochanej żony. Jednocześnie postanowił, że nie będzie przed podpisaniem umowy wspominał o dziwnym zdarzeniu z potrąconym człowiekiem oraz o zbiegu okoliczności związanym z olbrzymim napiwkiem Mary. Uznał, że są to sprawy bez większego znaczenia, a przecież propozycja takiego wynagrodzenia może się już nigdy nie powtórzyć.
Rozdział II
Następnego ranka George wstał o godzinie 6:00 i cichutko zsunął się z łóżka, żeby nie obudzić Mary. Jak zawsze wziął prysznic, umył zęby i włożył wyprasowaną poprzedniego dnia białą koszulę, na którą nałożył garnitur. Był podekscytowany faktem, że za kilka godzin będzie pracownikiem Skytoday Corporation z pensją pozwalającą na zapewnienie rodzinie wszystkiego, czego zapragną. Cechowała go niebywała punktualność, więc w celu uniknięcia niespodzianek wyjechał wcześnie, zostawiając sobie bufor bezpieczeństwa w razie ewentualnych korków. Po dojechaniu na miejsce uświadomił sobie, że jest dopiero 7:20, a nie wypada być przed czasem. Podjechał więc na najbliższą stację benzynową, oddaloną o niecałe pół kilometra od siedziby jego przyszłego pracodawcy.
— Dzień dobry. Poproszę dużą kawę z mlekiem — powiedział do młodego pracownika stacji.
— Dzień dobry. Zbiera pan punkty lojalnościowe? — zapytał z wymuszonym uśmiechem kasjer.
— Nie. Płatność kartą.
George poszedł w stronę samoobsługowego ekspresu. Mijając obszerny regał z gazetami, zwrócił uwagę na duży nagłówek w jednej z nich: Gigasoftram bankrutem. W oczekiwaniu, aż maszyna przygotuje jego ulubiony napój, wziął gazetę. Poniżej tytułu zobaczył zdjęcie ponurej twarzy Goldberga, podpisującego jakiś dokument. Po chwili usłyszał sygnał końca przygotowywania kawy, więc złapał za kubek, nie odrywając wzroku od gazety. Nagle poczuł dotkliwe ciepło napoju, rozlewającego się na jego rękę.
— Cholera! — krzyknął, zwracając na siebie uwagę innych klientów i obsługi.
Nie pomyślał, że ekspres hojnie wypełni plastikowy kubek gorącą mieszanką kawy i mleka i po niezbyt subtelnym ściśnięciu pojemnika część zawartości znajdzie się na dłoni i rękawie. Spojrzał na zegarek i ocenił, że jest już za późno, aby wracać do mieszkania i zmieniać koszulę. Cofnął więc barki, naciągnął rękawy marynarki i zauważył, że plama jest wtedy niewidoczna. „Nic mnie nie odwiedzie od podpisania tej umowy” — pomyślał, po czym udał się w kierunku zaparkowanego samochodu.
Była godzina 7:58, kiedy George otworzył drzwi biurowca Skytoday Corporation i spostrzegł znajomą recepcjonistę.
— Dzień dobry, panie Brown — powiedziała uśmiechnięta kobieta.
— Dzień dobry — odpowiedział George, odwzajemniając uśmiech.
— Pan Goldberg już na pana czeka w swoim gabinecie na dwunastym piętrze. Zapraszam do windy, a potem w prawo i do końca korytarza.
— Dziękuję — odparł George, podciągając rękawy marynarki, aby ukryć plamę po kawie.
Winda była na tyle przestronna, że mogła pomieścić piętnaście osób. Na suficie znajdowała się kamera, a duży panel zawierał numery pięter od −1 do 13. George wybrał numer 12. Drzwi się zamknęły i poczuł, jakby masa jego ciała była niewspółmierna do siły nóg. Po chwili drzwi się otworzyły i George skierował się w prawą stronę. Szedł pewnym krokiem wzdłuż długiego korytarza, aż dotarł do drzwi z tabliczką Stephen Goldberg — dyrektor operacyjny. Poprawił jeszcze raz rękawy marynarki i zapukał pewnie do drzwi.
— Proszę wejść, panie Brown. — Głos Goldberga był wyraźny, niski, lekko zniekształcony przez głośnik na drzwiach.
George otworzył drzwi i jego oczom ukazał się gabinet wielkości basenu pływackiego. Na ścianach wisiały obrazy w zdobionych ramach, podłoga była pokryta eleganckim dywanem, a na środku stała potężna biała kanapa w kształcie litery U oraz niski szklany stół. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowało się duże biurko z wysokim obrotowym fotelem, na którym siedział Goldberg, rozmawiający przez telefon.
— Muszę kończyć, mam gościa — powiedział dyrektor, po czym wstał i zdecydowanym krokiem skierował się w stronę George’a. — Dzień dobry, panie Brown, cieszę się, że jest pan punktualnie, to dla mnie ważna cecha.
— Dzień dobry — odparł George, nawiązując kontakt wzrokowy.
— Tutaj jest przygotowana pańska umowa, zgodna z naszym korporacyjnym standardem. Proszę się z nią zapoznać i podpisać. Po tym chciałbym przekazać panu szczegóły pierwszego zadania — wyjaśnił Goldberg, ubrany w inny niż poprzedniego dnia, lecz równie świetnie skrojony garnitur.
— Dziękuję. — George wziął kilkunastostronicowy dokument do ręki i usiadł na środku białej kanapy, przystępując do lektury.
W tym czasie Goldberg wrócił do biurka i zaczął pracować na swoim laptopie. Nastała absolutna cisza, przerywana jedynie dźwiękiem wciskanych klawiszy oraz kliknięciami myszki. Pierwsza strona umowy zawierała dane firmy Skytoday Corporation, dane pracownika, wysokość wynagrodzenia oraz nazwę stanowiska. Kwota była zgodna z wcześniejszą propozycją, co wywołało u George’a szybsze bicie serca. Na drugiej stronie znalazła się informacja o dodatkowych benefitach w postaci samochodu służbowego klasy premium, najnowszego smartfona, laptopa wysokiej klasy czy pakietu medycznego. Kolejne strony opisywały obowiązki służbowe oraz warunki pracy. Mimo utrzymywania wysokiego poziomu koncentracji uważne przeczytanie tej części było dla George’a problematyczne. Po zgrubnym zapoznaniu się z oczywistymi zapisami typu: Pracownik będzie dbał o dobre imię swojego pracodawcy czy Pracownik będzie rzetelnie wykonywał powierzone mu zadania George podniósł głowę znad umowy i mimowolnie nawiązał kontakt wzrokowy z Goldbergiem.
— Czy ma pan jakieś pytania, panie Brown? — zapytał postawny mężczyzna.
— Czy na moim przyszłym stanowisku konieczna jest praca w nadgodzinach? — dopytał George, przypominając sobie rozmowę z Mary z poprzedniego dnia.
— Oczywiście, że nie. Szanujemy czas prywatny naszych pracowników. Jest to opisane w paragrafie siódmym na stronie ósmej — odparł Goldberg.
George zerknął na wskazany fragment i rzeczywiście znalazł tam zdanie: Czas pracy na ww. stanowisku: 8:00–16:00.
— Czy ma pan jeszcze jakieś pytania? — Goldberg jeszcze bardziej obniżył swój dudniący głos.
— Nie, chyba wszystko jasne — odpowiedział George.
— Proszę więc o zaparafowanie wszystkich stron oraz o złożenie podpisu na ostatniej stronie w prawym dolnym rogu. Oczywiście w dwóch egzemplarzach.
George wziął ze szklanego stołu zdobiony srebrny długopis i zabrał się za podpisywanie. Następnie wręczył dokumenty Goldbergowi. Po chwili kontrakt został sfinalizowany i mężczyźni wzięli po jednym egzemplarzu umowy.
— Witam na pokładzie, George. Proszę, mów mi od teraz Stephen — powiedział Goldberg.
— Cieszę się, panie… to znaczy Stephen.
— Twoim dzisiejszym zadaniem będzie odebranie narzędzi pracy. Udaj się również do salonu samochodowego po drugiej stronie ulicy i odbierz służbowe auto. Powiedz sprzedawcy, że na nazwisko Goldberg, uprzedziłem go o twoim przyjściu. Jutro na godzinę ósmą rano jesteś umówiony na niezbędne badania lekarskie w naszej korporacyjnej przychodni na Liberty Street. Po badaniach przyjdź do swojego miejsca pracy na czwartym piętrze, pokój numer sześć. Aha, jeszcze jedno… Zgodnie z umową pensje w Skytoday Corporation są wypłacane za miesiąc z góry, więc dzisiaj możesz spodziewać się wynagrodzenia.
George wstał i udał się za Goldbergiem w stronę windy. Dyrektor operacyjny Skytoday Corporation wybrał drugie piętro. Tym razem ruch windy spowodował uczucie, jakby stopy miały za chwilę oderwać się od podłogi, i po chwili drzwi się otworzyły. Szli jasnym, długim korytarzem, który wydawał się nie mieć końca. W pewnym momencie Goldberg zatrzymał się i otworzył drzwi z przyczepioną tabliczką Administracja. W środku znajdował się młody mężczyzna w niebieskiej koszuli, który na widok Stephena stanął na baczność, jak żołnierz przed swoim dowódcą.
— Proszę o wydanie narzędzi pracy naszemu nowemu analitykowi — powiedział dyrektor operacyjny.
— Oczywiście — odrzekł tamten błyskawicznie.
— George, muszę wracać do swoich obowiązków, do zobaczenia jutro — oznajmił Goldberg.
— Oczywiście, dziękuję, panie… to znaczy Stephen — odpowiedział George, nieco zmieszany swoim przejęzyczeniem.
Mężczyzna ze złotym kolczykiem zniknął po chwili w długim korytarzu, zostawiając George’a z pracownikiem działu administracji.
— Proszę, oto najnowszej klasy telefon oraz topowy laptop z niezbędnym oprogramowaniem. Login to pana imię i nazwisko, a hasło to „13572468”. Proszę o zmianę hasła po pierwszym zalogowaniu — powiedział rutynowym, beznamiętnym głosem młody mężczyzna. Laptop znajdował się w czarnej torbie z dobrej jakości materiału, przypominającego ten, z jakiego była zrobiona nowa torebka Mary. Smartfon miał natomiast elegancką ciemną obudowę z miejscem na obiektyw aparatu.
— Dziękuję — odrzekł George, odbierając sprzęt i skierował się do windy.
Po wyjściu z biurowca George udał się do salonu samochodowego, który znajdował się w pobliżu stacji benzynowej. Na niewielkim parkingu stały różne modele nowych aut, wszystkie perfekcyjnie umyte i wysuszone. George zbliżył się do szklanych, automatycznych drzwi wejściowych, które rozsunęły się przed nim, ukazując czyste, zadbane wnętrze jednopoziomowego budynku.
— Dzień dobry, w czym mogę pomóc? — powiedział miły, uśmiechnięty mężczyzna, ubrany w garnitur z niebieskim krawatem.
— Dzień dobry, przyszedłem odebrać samochód — odrzekł George.
— Poproszę pana imię i nazwisko.
— Nazywam się George Brown, ale samochód jest do odbioru na nazwisko Goldberg.
— Aaa… Skytoday Corporation. Oczywiście, samochód już na pana czeka.
Młody mężczyzna poprosił George’a o dokument tożsamości, a po uzupełnieniu przygotowanej umowy jego danymi przekazał ją do podpisu. Następnie zaprowadził klienta do pomieszczenia, w którym zaparkowany był piękny czarny pojazd. To był jeden z tych samochodów, którymi jeżdżą dyrektorzy wyższego szczebla. Miał przyciemniane szyby, elektrycznie rozsuwany dach i eleganckie wnętrze.
— To nasz najlepszy model, najwyższy standard wyposażenia, automatyczna skrzynia biegów, limuzyna przyspieszająca w cztery sekundy do setki — oznajmił pracownik salonu.
Po dwudziestu minutach słuchania wykładu sprzedawcy o funkcjach i możliwościach auta George zapiął pasy bezpieczeństwa i delikatnie wciskając pedał gazu, opuścił teren salonu. Wiedział, że Mary o tej porze jeszcze pracuje, więc postanowił zrobić jej niespodziankę i odwiedzić ją w restauracji. Zaparkował nowiutki samochód zaraz obok wejścia do lokalu i wszedł do środka. Zaraz po przekroczeniu progu usłyszał miły, życzliwy głos:
— Stolik dla jednej osoby pan sobie życzy? — zapytała szczupła brunetka z kręconymi włosami, ubrana w elegancki kostium z logo restauracji na piersi.
— Tak, poproszę — odpowiedział George.
Po chwili usiadł przy przytulnym stoliku przy samym oknie.
— Oto karta dań, za chwileczkę podejdzie do pana kelnerka — dodała kobieta.
George rozejrzał się po sporej sali i spostrzegł idącą szybkim krokiem Mary. Obniżył się ostrożnie na ładnym, drewnianym krześle, aby go nie dostrzegła. Jednocześnie obserwował, z jakim zaangażowaniem jego żona wykonuje swoją pracę. Poruszała się sprawnie i z wielką gracją. Przypomniał sobie moment, gdy poznali się na studiach. Mary była wtedy młodziutka i lekko nieśmiała. Od zawsze uwielbiała sport, należała nawet do klubu biegowego, w którym z sukcesami praktykowała konkurencje długodystansowe. Myślała nawet nad przejściem na zawodowstwo, jednak zerwanie więzadła kolanowego podczas zjazdu na nartach sprawiło, że konkurowanie na najwyższym poziomie stało się niemożliwe. Nigdy jednak nie zrezygnowała z aktywnego uprawiania sportu i przynajmniej raz w roku startowała w jakichś zawodach, plasując się przeważnie w pierwszej połowie stawki. Po chwili Mary podeszła do stolika, przy którym siedział George.
— A co ty tutaj robisz? — zapytała zaskoczona, patrząc szeroko otwartymi oczami na męża.
— Dostałem tę pracę, podpisałem dzisiaj umowę — odpowiedział George, czule całując żonę w policzek.
— To wspaniale! — wykrzyknęła Mary.
— O której dzisiaj kończysz?
— Za godzinę.
— To świetnie, w takim razie zdążę jeszcze coś zjeść i odwiozę cię do domu służbowym samochodem — powiedział dumny z siebie George.
— Wspaniale! Podam ci potrawkę z kurczaka. Co prawda nie jest tak pyszna jak moja, ale powinna ci smakować. — Mary mrugnęła okiem do męża.
— Okej, ale jak nie będzie dobra, to złożę na ciebie skargę — uśmiechnął się George, przekornie pokazując język.
Jadł powoli, delektując się rewelacyjnym daniem i obserwując, jak jego piękna żona przemieszcza się między stolikami, co jakiś czas spoglądając na niego. Wsłuchiwał się w nastrojową muzykę, przypominającą mu tę z imprezy sylwestrowej, na którą wybrali się razem trzynaście lat wcześniej. Tańczyli wtedy całą noc, wpatrzeni w siebie, a już we wrześniu urodziła się Charlotte.
Do restauracji weszło trzech mężczyzn. Brunetka z kręconymi włosami zaprowadziła ich do stolika znajdującego się obok miejsca George’a. Z uwagi na odległość od nowych gości delikatna muzyka nie była w stanie zagłuszyć ich rozmowy.
— Panowie, musimy coś zrobić. Widzieliście, co zrobili z Gigasoftramem — powiedział nerwowo jeden z mężczyzn, ubrany w niebieską koszulę z długim rękawem oraz granatową marynarkę.
— Racja, w tym tygodniu rozpoczną audyt. Nie możemy pozwolić, żeby cokolwiek znaleźli — odparł około pięćdziesięcioletni blondyn w okularach z masywną ramką.
— Są bezwzględni, więc jak coś znajdą, to nas po prostu zniszczą. Tetrylogic jest potężną firmą i jako zarząd musimy za wszelką cenę dbać o naszych akcjonariuszy, klientów i pracowników — stwierdził najstarszy z mężczyzn.
— Słuchajcie! — powiedział cicho, lecz stanowczo blondyn. — Priorytetem jest nasza firma, więc zlećmy możliwość wykorzystania wszelkich dostępnych środków. Skytoday słynie ze świetnie opłacanych, perfekcyjnie działających analityków. Jak poczują krew, nie zatrzymają się aż do naszej całkowitej kapitulacji.
George poczuł, jak kawałek kurczaka staje mu w gardle, i zaczął nagle kaszleć. Błyskawicznie przyciągnął uwagę trzech mężczyzn i po chwili nieznajomy w okularach podszedł do jego stolika.
— Wszystko w porządku? — zapytał, ściągając jedną dłonią okulary.
— Tak, dziękuję — odpowiedział George, czując z ulgą, jak kawałek mięsa trafia w końcu do żołądka.
Mężczyźni nawiązali kontakt wzrokowy, po czym blondyn wrócił do swojego stolika. Po chwili podeszła również Mary.
— Czy wszystko w porządku, kochanie? — zapytała przejęta.
— Tak, wziąłem za duży kawałek — wyjaśnił.
Mężczyźni ze stolika obok zerknęli na parę, po czym zaczęli rozmawiać o emocjach związanych z ostatnim meczem miejskiej drużyny piłkarskiej.
Po kilku minutach Mary podeszła do męża i powiedziała, że jest już gotowa i mogą jechać do domu. Wyszli z restauracji i George szarmancko otworzył przed żoną drzwi nowego samochodu.
— Zapraszam, kochanie — powiedział zalotnie.
— Wow! Niesamowite, jak ta nowa firma o ciebie dba. Czy nie wydaje ci się to podejrzane? — zapytała Mary.
— Zasługujemy na to. Pracuję w zawodzie ponad dwadzieścia lat i nareszcie ktoś mnie docenił. Nie mogę tego zmarnować.
— Po prostu chciałam się z tobą podzielić swoimi obawami — wyjaśniła przejęta kobieta.
George delikatnie wcisnął pedał gazu i już po chwili byli pod swoim mieszkaniem. Brzęknięcie kluczy wywołało radosne szczekanie Ralpha, który radośnie przywitał swoich właścicieli.
— Cześć, mamo, cześć, tato — powiedziała z pokoju Charlotte.
— Cześć, córeczko, jak było dzisiaj w szkole? — zapytała Mary.
— W porządku, ale będę miała trudny sprawdzian z historii w przyszłym tygodniu.
— Wiem, że nie przepadasz za tym przedmiotem, ale jestem pewny, że sobie poradzisz — powiedział tata, mocno przytulając córkę.
Następnego dnia o godzinie 7:55 George był już przed wejściem do przychodni na Liberty Street.
— Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? — zapytał drobnej budowy recepcjonista.
— Dzień dobry, nazywam się George Brown i przyjechałem na badania lekarskie — wyjaśnił George i wręczył mężczyźnie dokument tożsamości.
— Tak, mam pana w bazie danych, zapraszam na początek do pokoju numer pięć — powiedział recepcjonista, oddając dokument.
George zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku wskazanego pomieszczenia, niosąc w lewej ręce torbę z laptopem. Drzwi otworzyła otyła kobieta, która zaprosiła go do środka.
— Panie Brown, w pierwszej kolejności przejdzie pan badania ogólne, następnie proszę podejść do pokoju numer dziewięć. Proszę rozebrać się od pasa w górę — poleciła rutynowo kobieta.
George ściągnął marynarkę i rozpiął ciemnozieloną koszulę. Kobieta wzięła stetoskop, po czym dokładnie osłuchała pacjenta, przykładając słuchawkę do klatki piersiowej. Następnie zmierzyła mu ciśnienie krwi, a także zbadała wzrok oraz słuch. Wszystkie informacje wprowadziła do komputera, po czym poprosiła o udanie się do pokoju numer 9. Tam czekał na George’a mężczyzna, który wyglądem przypominał kulturystę.
— Panie Brown, proszę położyć brodę na tym urządzeniu i patrzeć przez okulary — powiedział umięśniony facet, wskazując na maszynę przypominającą sprzęt do badania wzroku.
George ustawił brodę na półeczce i spojrzał przez lornetkę. Po chwili poczuł, że mężczyzna wkłada coś do jego lewego ucha i poczuł lekkie, nieprzyjemne ukłucie.
— Teraz proszę się tutaj położyć na plecach. — Pracownik przychodni wskazał na szerokie łóżko z zielonym prześcieradłem.
— Co pan mi zrobił z uchem? — zapytał zdziwiony George.
— Wszczepiłem panu mikrogłośnik, standardowa procedura.
— Że co?! Jakim prawem? — wykrzyknął zdenerwowany George.
— Proszę pana, wykonuję tylko swoje obowiązki. Widocznie tak miał pan wpisane w umowie. Proszę pytać swojego przełożonego. — W głosie pracownika pobrzmiewało zniecierpliwienie.
W tym samym momencie George zobaczył, że umięśniony facet zbliża do zewnętrznej części jego dłoni dziwnie wyglądające narzędzie. Nim zdążył cokolwiek zrobić, poczuł silny ból i zobaczył kroplę krwi spływającą po ręce.
— Zwariował pan? Co pan znowu zrobił? Nie życzę sobie takich numerów! — wrzasnął George, zrywając się na równe nogi.
— Wszczepiłem panu nanochip w prawą dłoń, zgodnie z zaleceniem widocznym w systemie. Jest pan wolny. Proszę zgłosić się w recepcji, gdzie otrzyma pan potwierdzenie wykonania usługi — wyrecytował pracownik, po czym pokazał klientowi drzwi.
— Złożę na pana skargę — warknął George, opuszczając gabinet numer 9, ale zobaczył jedynie pobłażliwy uśmiech rozmówcy.
Wychodząc z przychodni, George czuł wściekłość, przeplatającą się z fizycznym bólem promieniującym z lewego ucha i prawej dłoni. Agresywnie wcisnął pedał gazu i poczuł, jak jego ciało zagłębia się w skórzany fotel luksusowej limuzyny. Po chwili był już w ogromnym budynku Skytoday Corporation, gdzie piękna recepcjonistka powitała go miłym uśmiechem. Wszedł do wielkiej windy i wcisnął przycisk z numerem 4. Nagłe przeciążenie zwiększyło tylko ból ucha. Po chwili wyszedł na korytarz i udał się w stronę pokoju numer 6. Na drzwiach znajdowała się tabliczka z napisem Dział analiz. Otworzył drzwi i jego oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie z czterema biurkami. Siedziały tam dwie osoby: kobieta i mężczyzna.
— Ty jesteś pewnie George — powiedziała wysoka, około czterdziestopięcioletnia kobieta z krótkimi czarnymi włosami.
— Tak, Stephen Goldberg powiedział mi, że będę pracował w tym pomieszczeniu — odpowiedział.
— Jestem Stephany — dodała, ściskając zdecydowanie dłoń George’a.
— Auuuu — krzyknął, czując, że rana po wszczepieniu chipa jeszcze się nie zagoiła.
— Ha, ha, ha, pewnie miałeś dziś wszczepienie. — Stephany poklepała nowego kolegę po ramieniu.
— Zgadza się. Możesz mi to wyjaśnić? — zapytał George.
— Cześć, jestem Kevin. Miło cię poznać — wtrącił się czterdziestoletni łysy mężczyzna.
— Cześć, również mi miło — odpowiedział George.
— Nie czytałeś dokładnie umowy, prawda? — Kevin popatrzył na niego uważnie. — Nanochip w twojej dłoni posiada trzy funkcje, o których mi wiadomo. Umożliwia otwieranie niektórych drzwi w naszym biurowcu, takich, do których nie wszyscy pracownicy mają dostęp. Jest powiązany z twoim służbowym kontem, dzięki czemu możesz wykonywać płatności zbliżeniowe. Żeby to zrobić, musisz palcem lewej dłoni mocno nacisnąć na chip, który jest pod skórą zewnętrznej części prawej dłoni. Uruchomi to procedurę autoryzacji i umożliwi błyskawiczną płatność z twojego indywidualnego konta. Ostatnia ze znanych mi funkcji chipa to lokalizacja, dzięki czemu Skytoday może dokładnie określić, gdzie się znajdujesz w godzinach pracy.
— Przecież to szpiegostwo! — powiedział wzburzony George.
— Dobrowolnie wyraziłeś na to zgodę, podpisując umowę. Poza tym firma deklaruje, że jest uprawniona do sprawdzania twojej lokalizacji jedynie w godzinach pracy.
— Czy wy również macie taki chip?
— Oczywiście. Oprócz tego dostałeś również brzęczyk — uśmiechnęła się Stephany. — Umożliwia on kontakt z tobą i przekazywanie głosowych informacji.
— Czy wyście tutaj wszyscy zwariowali? Przecież to niezgodne z prawem ograniczanie wolności! — oburzył się George.
— Też tak na początku mówiłam, ale szybko do tego przywykłam. Poza tym głośniczek jest niesłyszalny dla otoczenia i nie powoduje żadnego dyskomfortu. W trakcie ważnych rozmów z zewnętrznymi firmami Goldberg może przekazać ci dokładne instrukcje, co powiedzieć, jak się zachować i tak dalej, ponieważ dokładnie słyszy, co się wokół ciebie dzieje. To bardzo ułatwia pracę i jeszcze to docenisz — wyjaśniła Stephany.
— To oznacza pełną inwigilację! Ktoś obcy będzie podsłuchiwał wszystkie moje rozmowy, będzie mi szeptał, co mam robić. To jest chore, rezygnuję z tej firmy. — George był tak zdenerwowany, że na jego lewej skroni uwidoczniła się pulsująca żyła.
Opuścił pospiesznie gabinet numer 6 i udał się do windy, skąd pojechał na dwunaste piętro złożyć wizytę Goldbergowi. Zapukał mocno dwa razy w masywne drzwi, po czym usłyszał głos dyrektora zapraszający do środka. Wszedł zdenerwowany i skierował się w stronę biurka, za którym siedział muskularny mężczyzna.
— Stephen, chciałbym zrezygnować, z tymi chipami to jakaś kpina! — wykrzyknął.
— Widzę, że jesteś zdenerwowany, George — skwitował Goldberg spokojnym, niskim głosem.
— Jak możecie tak traktować pracowników? Przecież to nielegalne! — krzyczał coraz głośniej George.
— Drogi George’u, zapewniam cię, że wszystko, co robi nasza firma, jest zgodne z prawem. Narzędzia, w jakie zostałeś zaopatrzony, mają na celu zapewnienie bezpieczeństwa tobie i naszej korporacji. Wszystkie informacje znalazły się w podpisanej przez ciebie umowie. Przeczytałeś ją dokładnie? — zapytał emanujący spokojem Goldberg.
— Chciałbym zrezygnować — oznajmił George.
— Oczywiście, nie ma problemu. Proszę więc o podpisanie dokumentu wypowiedzenia i wykonanie przelewu na konto Skytoday w ciągu siedmiu dni — powiedział spokojnie Goldberg.
— O czym ty mówisz? — zapytał zdezorientowany George.
Goldberg wyciągnął kopię kilkunastostronicowego dokumentu umowy podpisanej przez obie strony, przewrócił ją na stronę jedenastą i wskazał eleganckim długopisem na punkt numer 64: W przypadku wypowiedzenia umowy przez pracownika w ciągu pierwszych 90 dni — pracownik zobowiązuje się do wykonania przelewu na rachunek bankowy Skytoday Corporation kwoty będącej dwudziestokrotnością jego miesięcznego wynagrodzenia. George spojrzał z niedowierzaniem na zaparafowaną przez siebie stronę i wykrzyknął:
— To jest przestępstwo!
— George, zapewniam cię ponownie, że wszystkie działania Skytoday są zgodne z prawem i nasz standard umowy został zatwierdzony przez kancelarię prawną — tłumaczył lekko znudzonym głosem Goldberg.
— A gdzie jest zapis o chipach?
Goldberg przeszedł sprawnie na stronę dziewiątą i wskazał na punkt numer 53: Pracownik dobrowolnie zgadza się na wszczepienie do jego organizmu mikrogłośnika oraz nanochipa. Urządzenia te umożliwią komunikację uprawnionego przedstawiciela Skytoday Corporation z pracownikiem, lokalizowanie pracownika, korzystanie przez pracownika ze służbowego konta bankowego, automatyczne otwieranie drzwi w biurowcu firmy zgodnie z przydzielonymi uprawnieniami oraz inne.
— Co to znaczy „inne”? — zapytał George.
— Technologia ciągle się rozwija i stale wprowadzamy nowe funkcjonalności, które mają podnosić bezpieczeństwo naszych pracowników oraz firmy, a także maksymalizować skuteczność naszych działań. Proszę, oto druk wypowiedzenia umowy — powiedział Goldberg, podając George’owi kartkę formatu A4.
— Nie stać mnie na przelanie takich pieniędzy i ty dobrze o tym wiesz — odparł zrezygnowany George.
— Uwierz mi, że wiele osób przechodzi przez to, co ty teraz. Możesz być pewny, że szybko zapomnisz o tych niedogodnościach. Są one naprawdę konieczne i za kilka tygodni będziesz je postrzegał jako zalety, które znacznie ułatwią ci pracę. Pewnie zwróciłeś też uwagę na punkt czterdziesty dziewiąty na stronie siódmej?
George otworzył umowę na wskazanej stronie i zobaczył zapis: Po każdych 12 miesiącach pracy i pozytywnej ocenie ze strony przełożonego pracownikowi przysługuje premia w wysokości czterokrotnego wynagrodzenia zasadniczego.
— Jak ta firma może sobie pozwolić na zapewnienie zatrudnionym takich warunków? — zapytał zdziwiony George.
— To dzięki skuteczności naszych pracowników. Oczekujemy bezkompromisowego zaangażowania i efektywności, ale oczywiście jedynie w godzinach pracy. George, twoje urządzenia zostały już aktywowane. Pamiętaj o poufności, to najważniejszy punkt umowy. Jutro podejdź do mojego biura o godzinie dziesiątej, przekażę ci twoje pierwsze zadanie. A teraz muszę cię przeprosić, bo jestem zajęty — dodał zimno Goldberg.
Rozdział III
George wrócił do domu wstrząśnięty wydarzeniami. Mary ani Charlotte jeszcze nie było w mieszkaniu, więc wyciągnął umowę i zaczął ją wnikliwie czytać, strona po stronie. Dotarł wreszcie do wspomnianego przez Goldberga punktu dotyczącego poufności: Pracownik jest zobowiązany do zachowania pełnej poufności, również w kontekście bliskiej czy dalszej rodziny. Obowiązek ten odnosi się do szczegółów dotyczących wszczepionych urządzeń oraz wszelkich informacji pozyskanych od pracodawcy, pracowników pracodawcy oraz audytowanych firm. W razie złamania niniejszych postanowień pracodawca jest uprawniony do użycia wszelkich niezbędnych środków w celu zneutralizowania potencjalnych konsekwencji wynikających z przekazania poufnych informacji. Złość George’a została nagle zastąpiona przez strach. Poczuł się, jakby występował w jakimś filmie. Z trudem starał się wyrównać oddech i uspokoić rytm serca. Nagle usłyszał brzęknięcie kluczy i radosne szczekanie psa, biegnącego błyskawicznie do drzwi. Po chwili weszła Mary. Ściągnęła płaszcz, zdjęła buty i podeszła do męża.
— Cześć, przystojniaku, jak tam w pracy? — przywitała się zalotnie, muskając George’a delikatnie po lewym policzku.
— Cześć, kochanie — odpowiedział ciągle przestraszony George.
— Co ci się stało w rękę?
— Pobrali mi dzisiaj krew do badania, standardowa procedura — odparł szybko, czując ogromny psychiczny dyskomfort.
Niebywała chęć powiedzenia Mary o wszystkich szczegółach konfrontowała się z potrzebą zapewnienia bezpieczeństwa rodzinie. Czuł, jakby ktoś powoli wbijał mu igłę w rękę, a on nie mógł nic z tym zrobić.
— Skarbie, nie potrafisz kłamać. Przecież krwi nie pobiera się z zewnętrznej części dłoni, tylko najczęściej z ramienia. — Mary popatrzyła na niego badawczo.
— Również byłem zdziwiony, ale lekarz powiedział, że takie mają wytyczne, więc z nim nie dyskutowałem. — George starał się zachować minę pokerzysty.
— Rozumiem. Opowiedz mi w takim razie o wszystkim ze szczegółami. Chcę wiedzieć wszystko — poprosiła Mary, ściągając powoli marynarkę swojego małżonka i namiętnie go obcałowywując po policzkach.
— Przepraszam, Mary, ale jestem strasznie zmęczony. Chyba za dużo tej krwi mi pobrali i marzę tylko o spaniu — odpowiedział George.
Żona, choć wyraźnie rozczarowana, przytaknęła ze zrozumieniem i nakryła męża kocem.
Następnego dnia George punktualnie o godzinie 8:00 wszedł do pokoju numer 6 na czwartym piętrze i zobaczył siedzących przy swoich biurkach Stephany i Kevina. Przywitał się, usiadł na swoim miejscu i otworzył służbowy laptop.
— Jednak nie zrezygnowałeś — stwierdziła zadziornie Stephany, wpatrując się w George’a.
— Dogadaliśmy się z Goldbergiem.
— Oczywiście — mruknął Kevin, kierując do współpracowników porozumiewawcze spojrzenie.
— Czyje jest to biurko? — zapytał George, wskazując na wolne miejsce.
— Siedział tu Patrick, ale od kilku dni nie pojawił się w biurze. Być może przez ten sukces z Gigasoftramem woda sodowa uderzyła mu do głowy. A może poszedł sobie wytatuować drugiego smoka na ręce — zaśmiała się Stephany.
George poczuł dreszcze na całym ciele. Przecież niedawno potrącił faceta z tatuażem smoka na dłoni, którego następnie zawiózł na Wellington Street.
— To Patrick przyczynił się do bankructwa Gigasoftramu? — zapytał dociekliwie George.
— Tak. Pracował wiele miesięcy nad tym projektem i w końcu udowodnił poważne nieprawidłowości. Jest obecnie chyba najlepszym analitykiem w Skytoday Corporation — odpowiedział Kevin.
Zbliżała się godzina 10:00, więc George poszedł na umówione spotkanie do gabinetu Goldberga. Niski głos mężczyzny rozbrzmiewający przez głośnik na masywnych drzwiach gabinetu dyrektora operacyjnego zaprosił go do środka.
— Cześć, George, widzę, że na twojej dłoni nie ma już śladu po zabiegu — powiedział Stephen, spoglądając na prawą dłoń pracownika.
— Tak, dziękuję za troskę — odpowiedział George, czując jeszcze lekki dyskomfort po rozmowie z poprzedniego dnia.
— Usiądź, przedstawię ci twoje pierwsze zadanie — dodał Goldberg, wskazując palcem na białą, masywną kanapę.
— Dziękuję — odpowiedział George, po czym usiadł wygodnie i wziął ze szklanego stolika kruche ciasteczko.
— Twoim pierwszym projektem będzie Tetrylogic — oznajmił Goldberg.
George od razu przypomniał sobie o trzech mężczyznach z restauracji, którzy dyskutowali o audycie ich firmy przeprowadzanym przez Skytoday Corporation. To ich zdenerwowanie, no i ten blondyn, który podszedł do George’a sprawdzić, czy wszystko w porządku, po zakrztuszeniu się kawałkiem kurczaka.
— Część danych firmowych — mówił dalej Goldberg — znajduje się już w naszym archiwum na dziewiątym piętrze, a po resztę będziesz musiał udać się do siedziby Tetrylogic. Potrzebujesz kompletu danych finansowych za ostatnie lata, detali dotyczących wszelkich transakcji. Twoim celem będzie ich analiza i opracowanie raportu. Pamiętaj, że nasza korporacja zarabia prawdziwe pieniądze głównie za udowodnione nieprawidłowości. Im poważniejsze, tym więcej funduszy uzyskujemy. Masz trzydzieści dni na opracowanie raportu i przekazanie go do mnie. Jestem przekonany, że poradzisz sobie z tym zadaniem. W końcu analityk to jedno z najbardziej odpowiedzialnych i prestiżowych stanowisk w Skytoday Corporation. Tetrylogic jest mniejsza od Gigasoftramu, a przecież tam osiągnęliśmy pełny sukces. Twój chip został już zsynchronizowany z twoim służbowym kontem bankowym. Używaj go do regulowania niezbędnych wydatków. W razie przekroczenia przez ciebie ustalonego limitu otrzymam informację i zdecyduję o ewentualnym zwiększeniu środków.
— Słyszałem, że firmą Gigasoftram zajmował się Patrick. Kiedy będzie w biurze? — zapytał George.
— Patrick był naszym najlepszym analitykiem i wykonał świetną pracę, której efektem było wykazanie poważnych nieprawidłowości w korporacji Gigasoftram. Zrezygnował jednak z dalszej współpracy z naszą firmą, więc nie zobaczysz go więcej — powiedział mężczyzna ze złotym kolczykiem.
— W sensie w biurze? — wymamrotał skonsternowany George.
— Oczywiście — dodał Goldberg, przeszywając go zimnym spojrzeniem.
— Dziękuję za informacje, zabieram się więc do pracy — odpowiedział z udawanym entuzjazmem George.
Wstał z kanapy i wyszedł z wielkiego gabinetu dyrektora, po czym skierował się w stronę windy. Po wybraniu przycisku z numerem 9 i odczuciu charakterystycznej lekkości ciała znalazł się na korytarzu dziewiątego piętra. W oddali zobaczył drzwi z dużym napisem Archiwum, więc do nich podszedł. Zwrócił uwagę na płaski czytnik średnicy niewielkiej monety umieszczony nad klamką. Drzwi były zamknięte, więc już chciał wracać do Goldberga, gdy przypomniał sobie o chipie. Zbliżył delikatnie zewnętrzną część prawej dłoni do czytnika i usłyszał charakterystyczny dźwięk mechanizmu odblokowującego drzwi. Wszedł do środka i zobaczył duże pomieszczenie z licznymi szafami, oznaczonymi literami alfabetu. Odnalazł potężną szafę z literą T i w środku zobaczył kilkadziesiąt teczek opisanych nazwami firm. Wyciągnął Tetrylogic, otworzył i znalazł dokumenty finansowe oraz mały pendrive. Zamknął teczkę i wrócił do swojego pokoju na czwartym piętrze. Otworzył laptop, włożył niewielkie urządzenie do gniazda i po chwili zobaczył folder z plikami zawierającymi dane firmy Tetrylogic. Miał duże doświadczenie w analizie podobnych dokumentów, więc niezwłocznie zabrał się do pracy, całkowicie angażując się w powierzone mu zadanie. Jego koledzy z pokoju również byli mocno skoncentrowani, wpatrując się w jasne ekrany swoich laptopów. Głęboka cisza była przerywana jedynie stukotem klawiszy oraz kliknięciami myszek. Nim George spostrzegł, była godzina 17:00. Stephany z Kevinem nadal siedzieli za swoimi biurkami.
— Chyba już pójdę, mam w umowie pracę od ósmej do szesnastej — powiedział George.
— Ja jeszcze muszę coś dokończyć — odrzekła Stephany, całkowicie pochłonięta pracą.
— Przed dwudziestą drugą na pewno się dzisiaj nie wyrobię — dodał Kevin, po czym kontynuował szybkie naciskanie klawiszy.
George założył płaszcz i wyszedł z budynku Skytoday Corporation. Z jednej strony czuł presję terminu wykonania raportu, a z drugiej pamiętał obietnicę, którą złożył Mary, że nie będzie zaniedbywał rodziny w związku z pracą. Żona i córka były już w domu, gdy przekroczył próg drzwi.
— Cześć, tato — wykrzyknęła Charlotte.
— Co tak późno? — zapytała Mary, zalewając wrzątkiem kubek z herbatą.
— Miałem dzisiaj dużo pracy, dostałem pierwszy projekt — powiedział wyraźnie przejęty George.
— Co to za projekt? — zapytała żona.
Nagle George przypomniał sobie o podkreślonym przez Goldberga punkcie umowy dotyczącym poufności.
— A wiesz, jakieś drobiazgi do przeanalizowania, nic specjalnego — odpowiedział, kierując spojrzenie w stronę kanapy w obawie przed rozszyfrowaniem kłamstwa przez żonę.
— Tato, mamo, pamiętacie, że mam iść do kina z koleżanką na Wakacyjną przyjaźń? — wtrąciła Charlotte.
— Oczywiście, możesz pójść — odparł George, nawiązując porozumiewawcze spojrzenie z Mary.
Na buzi Charlotte pojawił się szczery uśmiech, po czym podniosła swój telefon i od razu zadzwoniła poinformować o zgodzie rodziców koleżankę.
Kolejne dni były dla George’a bardzo pracowite. Skrupulatnie analizował dane Tetrylogic, spędzając w biurze coraz więcej czasu. Stephany i Kevin również w skupieniu wykonywali swoje obowiązki, pracując do późnych godzin wieczornych. Wypowiedziane przez cały dzień zdania można byłoby policzyć na palcach jednej ręki. Istny raj dla introwertyka. Po skrupulatnej analizie tysięcy transakcji George znalazł drobne nieprawidłowości, których przyczyną było raczej zmęczenie pracownika niż celowe działanie. Jego uwagę zwrócił jednak fakt, że w danych pozyskanych z archiwum brakuje transakcji Tetrylogic z dwóch tygodni czerwca. Postanowił więc następnego dnia pojechać do ich siedziby, zgodnie z wcześniejszą sugestią Goldberga.
W domu zastał Mary i Charlotte. Córka z jednej strony wydawała się zadowolona, a z drugiej smutna.
— Cześć, moje kochane kobiety, co słychać? — zapytał.
— Cześć, tato, dzisiaj byłam w kinie i było super! — oznajmiła Charlotte.
— Chyba coś jeszcze miałaś powiedzieć — wtrąciła Mary, patrząc z groźną miną na córkę.
Dziewczynka jeszcze bardziej posmutniała i skierowała wzrok na podłogę. George przypomniał sobie, że gdy była jeszcze malutka, to przyjmowała taką postawę, kiedy coś nabroiła. Pamiętał, jak bili z Mary brawo, kiedy stawiała pierwsze kroki. Dumę, którą czuł, gdy pierwszy dzień poszła do szkoły. Przecież to wszystko było tak niedawno.
— Tato, pamiętasz to pudełko, które znalazłeś pod drzwiami? — zapytała przestraszona Charlotte.
— To z napisem Nie idź tam!? Oczywiście, że pamiętam — odpowiedział jej tata.
— Ja to napisałam! — Dziewczynka wybuchła płaczem, obejmując i mocno ściskając tatę.
— Ale dlaczego? — zdziwił się George. — Bardzo się przestraszyłem.
— Nie chciałam, żebyś poszedł do tej nowej pracy. Bałam się, że nie będziesz miał czasu dla mnie. Przepraszam — wyszeptała Charlotte, płacząc i nadal nie wypuszczając taty z objęć.
— Rybko, nic się nie stało — odpowiedział George, odwzajemniając czuły uścisk. — Rozumiem, że się martwisz, ale zapewniam cię, że nie będę zaniedbywał rodziny ze względu na jakąkolwiek pracę. Opowiedz mi teraz, jak było w kinie z Natalie.
Mary z dumą patrzyła na męża, ciesząc się z tego, w jaki sposób zareagował na całą sytuację. Po pewnym czasie Charlotte zaczęła z przejęciem opowiadać o wyprawie na Wakacyjną przyjaźń, o pysznym popcornie i wygodnych fotelach. Tata z zaciekawieniem słuchał relacji córki, zadając mnóstwo pytań o szczegóły filmu.
— Kocham cię, tatusiu — powiedziała zadowolona Charlotte.
— Również cię kocham — odpowiedział.
Z samego rana George wsiadł do służbowego samochodu i zgodnie z planem pojechał do centrali firmy Tetrylogic. Była ona zlokalizowana na obrzeżach miasta, w dzielnicy przemysłowej, nieco ponad trzydzieści kilometrów od jego mieszkania. Przedsiębiorstwo zajmowało się produkcją leków i było dobrze rozpoznawalne w całym kraju. Wszędzie można było napotkać charakterystyczne białe samochody z logo w kształcie strzykawki, którymi jeździli przedstawiciele handlowi tej firmy. George zweryfikował, że w całym kraju było pięć zakładów produkcyjnych Tetrylogic, które poprzez kanały sprzedażowe dostarczały leki do wszystkich znanych sieci aptek i hurtowni farmaceutycznych. Wśród szerokiej palety produktów znajdowały się preparaty na wszelkiego rodzaju schorzenia, ale również zwykłe leki przeciwbólowe, przeciwgorączkowe czy suplementy diety. Dział marketingu intensywnie dbał o rozpoznawalność marki, więc reklamy popularnych leków często można było zobaczyć w telewizji, na billboardach czy usłyszeć w radiu.
Ruch uliczny tego dnia był olbrzymi i nawigacja oceniała czas jazdy na ponad godzinę. W pewnym momencie system zaproponował George’owi szybszą trasę, aż o dwadzieścia cztery minuty. Bez wahania wybrał alternatywną, ale nieznaną sobie drogę. Była bardzo wąska i prowadziła poprzez pola kukurydzy. Po przejechaniu kilku kilometrów znalazł się na głównej drodze i po chwili zobaczył znak „strefa przemysłowa”. Znajdowała się tam niezliczona liczba fabryk z widocznymi charakterystycznymi dokami załadunkowymi, do których podczepione były samochody ciężarowe z długimi naczepami. Widać było setki pracowników: jedni właśnie przychodzili do pracy na swoją zmianę, drudzy opuszczali budynki, inni palili papierosy i rozmawiali ze sobą podczas przerwy. Wszędzie jeździły wózki widłowe, przewożące palety z miejsca na miejsce. W pewnym momencie oczom George’a ukazał się rozłożysty budynek z płaskim dachem i dużym niebieskim napisem Tetrylogic. Zatrzymał się przed zamkniętym szlabanem, za którym znajdował się duży parking, podzielony na dwie części, opisane jako Pracownicy oraz Klienci. Po chwili podszedł do niego starszy mężczyzna, pełniący funkcję ochroniarza. Był ubrany w czarne sztruksowe spodnie, zieloną, spraną koszulę oraz marynarkę z przyczepioną kartką w plastikowej obudowie, zawierającą jego imię i nazwisko.
— Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? — zapytał ochroniarz.
— Dzień dobry. Przyjechałem z firmy Skytoday Corporation w celu odebrania brakujących danych do prowadzonego postępowania audytowego — wyrecytował George.
— Muszę spisać pana dane, zanotować numer rejestracyjny, a potem otworzę panu szlaban — powiedział ochroniarz. — Proszę zaparkować tam, po lewej stronie, między tymi dwoma samochodami, a następnie udać się do tamtych szklanych drzwi do recepcji.
Po dopełnieniu procedury wjazdu na teren zakładu George ustawił samochód we wskazanym miejscu, wziął laptop z tylnego siedzenia i skierował się w stronę wejścia do budynku. Po przekroczeniu progu zauważył recepcję z dwoma stanowiskami zajmowanymi przez młode kobiety. Jedna z recepcjonistek była zajęta rozmową z gościem, a druga rozmawiała przez telefon. George, czekając na swoją kolej, usiadł naprzeciwko recepcji w jednym z czterech wygodnych foteli i wczytał się w broszury marketingowe firmy, znajdujące się na niskim szklanym stole. Nagle usłyszał zwracający się do niego głos:
— Dzień dobry! To pan był wtedy w restauracji i zakrztusił się daniem!
George podniósł głowę znad materiałów reklamowych i ujrzał blondyna w okularach z charakterystyczną grubą oprawką. Blondyn patrzył na niego z wyraźną sympatią, wyglądało na to, że cieszy się z tego niespodziewanego spotkania.
— Dzień dobry, tak, to ja. Dziękuję, że podszedł pan wtedy i sprawdził, czy wszystko ze mną w porządku — odpowiedział wyraźnie zaskoczony George, odwzajemniając życzliwy uśmiech.
— Co pana sprowadza do naszej firmy? Reprezentuje pan któregoś z naszych klientów, dostawców czy może chce dopiero nawiązać współpracę? — zapytał pięćdziesięcioletni mężczyzna.
— Reprezentuję Skytoday Corporation i przyjechałem uzupełnić brakujące dane do audytu — odpowiedział zdecydowanie, ale przyjaźnie George.
Nagle zauważył, że życzliwy i uśmiechnięty do tej pory blondyn przybrał kamienną twarz, wyprostował się, a jego spojrzenie przypominało wzrok tygrysa zbliżającego się do swojej ofiary.
— Przepraszam, muszę iść na spotkanie — powiedział oschłym głosem blondyn, po czym szybkim krokiem oddalił się i zniknął z zasięgu wzroku.
W tym czasie recepcjonistka skończyła rozmawiać przez telefon i zaprosiła George’a do siebie.
— Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? — zapytała. — Widzę, że poznał już pan naszego prezesa.
— Dzień dobry, reprezentuję Skytoday Corporation i przyjechałem po brakujące dane do przeprowadzenia audytu państwa firmy — wyjaśnił George.
Zachowanie kobiety zmieniło się diametralnie, wyglądała, jakby wyrządził krzywdę jej bliskim. Spojrzenie stało się zimne, a zachowanie bardzo formalne.
— A z kim był pan umówiony? — zapytała dosadnie.
— Z nikim nie byłem umówiony, ponieważ nie znam osoby, która przygotowywała po państwa stronie dane…
— W takim razie nie mogę panu pomóc — przerwała mu ozięble kobieta, po czym skierowała wzrok na następną osobę czekającą na obsłużenie.
George z niedowierzaniem wziął swój laptop i skierował się w stronę wyjścia, gdy nagle usłyszał niski, donośny głos wydobywający się jakby z jego własnej głowy.
— Cześć, George, tutaj Stephen. Nie opuszczaj budynku. Usiądź spokojnie w fotelu i udawaj, że coś robisz na laptopie. Ja tymczasem udzielę ci rad, w jaki sposób powinieneś się zachować — nakazał głos.
George poczuł jednocześnie ogromne zdziwienie i strach. Po chwili przypomniał sobie o wszczepionym do ucha mikrogłośniku, o wyjaśnieniach Stephany oraz punkcie numer 53 umowy. Otaczający go ludzie mogli mieć wrażenie, że właśnie zobaczył ducha. Po kilku sekundach opanował nerwy i zgodnie z instrukcjami usiadł, otworzył czarną torbę i wyciągnął z niej służbowy laptop.
— Tetrylogic ma obowiązek przedstawienia nam pełnych danych. Jeśli znalazłeś braki w materiałach z naszego archiwum, to mamy prawo ich żądać. Oni o tym doskonale wiedzą. Znają też konsekwencje prawne niedostarczenia nam żądanych informacji.
— Stephen, ale jak mam… — zaczął szeptać George.
— Oszalałeś? Nie odzywaj się! Wezmą cię za idiotę, który mówi do siebie — wykrzyknął Goldberg, wywołując grymas bólu na twarzy swojego podwładnego.
George opanował nerwy, wziął głęboki oddech i udał głębokie skoncentrowanie na zawartości ekranu swojego laptopa.
— Wróć do tej kobiety z recepcji i powiedz, że nie musisz być umówiony w sprawie tych danych. Tetrylogic ma obowiązek ci je dostarczyć na twoje życzenie w trakcie trwania procedury audytowej, zgodnie z paragrafem osiemnastym kodeksu. W razie odmowy spełnienia żądania przekażesz stosowne dokumenty odpowiednim jednostkom.
George posiedział jeszcze dwie minuty, po czym zamknął laptop, schował go do torby i wrócił do stanowiska recepcji. Kobieta zakończyła właśnie rozmowę z reprezentantem klienta Tetrylogic. Gdy tylko zobaczyła ponownie George’a, jej uśmiech znowu został zastąpiony przez minę pełną nienawiści. Mężczyzna powtórzył wszystko to, co powiedział mu Goldberg, i zauważył na twarzy kobiety zakłopotanie, które starała się ukryć pewnością siebie.
— Proszę w takim razie udać się do wiceprezesa do spraw informacji, do pokoju numer dziewięć — powiedziała zimno.
George odwrócił się i spokojnym, ale zdecydowanym krokiem udał się we wskazane miejsce. Po zapukaniu usłyszał głośne „proszę wejść”, a gdy znalazł się w pokoju, od razu rozpoznał mężczyznę, który również był wtedy w restauracji i miał na sobie niebieską koszulę oraz granatową marynarkę.
— Michael Kerry, wiceprezes do spraw informacji, w czym mogę panu pomóc? — zapytał tamten spokojnie.
— Nazywam się George Brown, reprezentuję Skytoday Corporation. Przyjechałem do państwa firmy po brakujące dane dotyczące transakcji z dwóch tygodni czerwca, które są niezbędne do pełnej analizy danych w ramach prowadzonego audytu.
— Może się pan czegoś napije? Mamy tutaj naprawdę świetną kawę — zaproponował wiceprezes.
— Dziękuję, ale jestem już po kawie — odpowiedział grzecznie George.
— Panie Brown, w takim razie chciałbym najpierw pokazać panu naszą fabrykę, jesteśmy z niej bardzo dumni.
— Dziękuję, ale chciałbym skoncentrować się na swojej pracy i jak najszybciej móc wrócić do analiz.
— Nalegam, panie Brown, to dla mnie ważne. — Kerry przenikliwie mierzył George’a wzrokiem.
Będąc pod wyczuwalną presją, George zaakceptował propozycję wiceprezesa i niedługo potem znaleźli się na dużej hali produkcyjnej, pełnej najróżniejszych maszyn, przy których stali pracownicy produkcyjni. Kerry szedł z rękami skrzyżowanymi za plecami i lekko przygarbiony. Odwrócił się do George’a.
— Panie Brown, traktuję tę spółkę jak własne dziecko. Wszystko, co pan teraz widzi, jest efektem wielkich wyrzeczeń, zarówno moich, jak i moich wspólników. Gdy wiele lat temu zakładaliśmy tę firmę, mieliśmy plany i nadzieje, ale byliśmy świadomi, że tylko ciężką pracą uda nam się odnieść sukces. Teraz ludzie zauważają mój samochód czy zegarek, ale nie wiedzą, jak często musiałem podejmować ogromne ryzyko, niejednokrotnie stawiając na szali wszystko to, co udało się wcześniej osiągnąć. Czuję się teraz odpowiedzialny za los tych wszystkich pracowników, których pan widzi. Mówię to panu, żeby pan wiedział, że ta firma jest dla mnie wszystkim i zrobię, co tylko w mojej mocy, aby nadal dynamicznie się rozwijała — powiedział wiceprezes do spraw informacji, nienaturalnie długo utrzymując kontakt wzrokowy z George’em.
— Rozumiem i cieszę się, że udało się państwu odnieść sukces — odpowiedział George, mając wrażenie, że nie do końca rozumie intencję tego emocjonalnego wywodu.
— Panie Brown, a jaki jest status raportu z naszej działalności, za który, jak rozumiem, pan odpowiada? — zapytał Kerry.
— Przeanalizowałem już większość transakcji firmy i wszystko jest w porządku. Potrzebuję jedynie brakujących danych z dwóch tygodni czerwca, aby zakończyć raport — wyjaśnił George.
— Czy te dane są naprawdę konieczne? — skrzywił się Kerry. — Trochę kłopotliwe byłoby dla mnie szukanie teraz informacji o szczegółach transakcji z tego okresu, tym bardziej że jestem bardzo zajętym człowiekiem. Jeśli dziewięćdziesiąt dziewięć procent danych zostało już zbadanych, to może zamknijmy temat audytu? Reszta transakcji również jest poprawna, a nie chciałbym tracić cennego czasu na szukanie takich drobnostek. Chciałbym panu jeszcze powiedzieć o jednej z inicjatyw wprowadzonych w naszym przedsiębiorstwie. Chodzi mianowicie o program motywacyjny dla dyrekcji wyższego szczebla, w ramach którego każdemu na tym stanowisku Tetrylogic sponsoruje raz w roku możliwość tygodniowego wyjazdu z partnerem do prestiżowego kurortu wypoczynkowego w jednym z dziesięciu wybranych krajów. Tak się składa, że wykupiliśmy jedną wycieczkę za dużo i nie chcielibyśmy, aby się zmarnowała. Może pomógłby nam pan i udał się na taką wycieczkę ze swoją małżonką?
George od razu wyczuł próbę przekupstwa ze strony wiceprezesa. Nad wyraz cenił sobie uczciwość i nie przyszło mu nawet na myśl, aby przyjąć prezent. Jednocześnie zaczął podejrzewać, że te brakujące transakcje z dwóch tygodni czerwca są kluczowe dla audytu i nieprzypadkowo brakowało ich w archiwum. Wiedział też, że z pewnością całej rozmowy słucha Goldberg.
— Panie Kerry, dziękuję za propozycję, to miłe z pana strony. Niestety nie mogę skorzystać z tego typu prezentu. Proszę o przekazanie brakujących danych, chciałbym sprawnie zakończyć analizę i przygotować raport. Zgodnie z tym, co pan powiedział, reszta transakcji pewnie również będzie poprawna, więc to tylko formalność.
Kerry przyjął minę pokerzysty, obniżył głos i poprosił George’a, aby poszedł za nim. Mijali kolejne stanowiska tabletkarek i maszyn blistrujących, aż wreszcie wyszli z hali produkcyjnej i udali się do części biurowej. Po kilku minutach znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu z licznymi segregatorami. Założyciel Tetrylogic otworzył dużą szafę i wyciągnął z niej plik kartek formatu A4, po czym przekazał go George’owi.
— Oto dokumentacja, o którą pan prosił. Proszę tutaj potwierdzić podpisem odbiór. Teraz chciałbym odprowadzić pana do wyjścia, mam dużo pracy — oznajmił Kerry, nie spuszczając wzroku z George’a.
— Dziękuję.
Mężczyźni udali się w stronę głównego wejścia do budynku i zatrzymali się przy stanowisku recepcji.
— Panie Brown, do widzenia i proszę trzymać się zdrowo, zdrowie jest najważniejsze — powiedział tajemniczo Kerry, nieustannie i wręcz agresywnie utrzymując kontakt wzrokowy, po czym wyciągnął telefon.
— Do widzenia — odpowiedział George i skierował się do wyjścia.
Po opuszczeniu budynku podszedł do zaparkowanego samochodu, położył plik z dokumentami Tetrylogic na siedzeniu pasażera, zapiął pasy i podjechał do zamkniętego szlabanu przy stanowisku ochrony.
— Proszę otworzyć bagażnik, zgodnie z procedurami muszę sprawdzić, czy nic nie zostaje wywiezione z terenu zakładu — polecił starszy pracownik.
George wyszedł z samochodu i otworzył bagażnik, który był pusty. Mężczyzna w zielonej koszuli poprosił, aby rozsunąć również podłogę w bagażniku, i długo weryfikował, czy nie znajdują się tam produkty, które nie powinny opuścić terenu fabryki. Następnie poprosił o otwarcie drzwi auta i skrupulatnie sprawdził jego zawartość, zaglądając nawet pod fotele. Cała procedura trwała już dziesięć minut, gdy nagle George zauważył, że ochroniarz delikatnie sięga po materiały znajdujące się na miejscu pasażera.
— Hej, te dokumenty są moje — wykrzyknął oburzony.
— Chciałem tylko sprawdzić, czy niczego pod nimi nie ma — odpowiedział wyraźnie niezadowolony ochroniarz.
Po chwili szlaban się otworzył i George opuścił teren zakładu. Ustawił cel nawigacji na siedzibę Skytoday Corporation.
— Tutaj Stephen. Świetnie się spisałeś. Zanim ruszysz, zrób swoim smartfonem zdjęcie każdej ze stron dokumentacji, którą dostałeś — zabrzmiał głos dochodzący z głowy.
George wykonał polecenie przełożonego, po czym odjechał spod siedziby Tetrylogic. Chciał jak najszybciej przystąpić do pracy i przeanalizować pozostałe dokumenty. Podobnie jak wcześniej system zasugerował mu skorzystanie z szybszej trasy, kierując go na wąską drogę prowadzącą przez pola kukurydzy. Nagle George spostrzegł w lusterku, że jakieś czterysta metrów za nim pojawił się szary terenowy samochód, który zaczął dość szybko się zbliżać. Mężczyzna poczuł lekki dyskomfort i przyspieszył na tyle, na ile pozwalały warunki drogowe. Nagle spostrzegł przed sobą ciągnik z przyczepą, który postanowił przejechać w poprzek drogi. George gwałtownie wcisnął hamulec i poczuł, że zablokowany pas bezpieczeństwa zaciska się na jego piersiach. Zatrzymał się tuż przed ciągnikiem i poczuł, jak szybko uderza jego serce. Przestraszony i zdenerwowany wcisnął klakson, próbując zwrócić uwagę rolnikowi, jak głupio i nieodpowiedzialnie się zachował. Siedział jeszcze chwilę, próbując uregulować oddech i rytm bicia serca, gdy zauważył, że przy jego drzwiach pojawiła się jakaś postać. Był to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w czapce, noszący duże okulary przeciwsłoneczne i czarną maseczkę ochronną. Zapukał w boczną szybę samochodu, więc George ją obniżył, nie chcąc otwierać drzwi. Nagle jego oczom ukazał się pistolet, wycelowany prosto w jego głowę. Poczuł, jak serce momentalnie przyspieszyło, a oddech stał się płytki.
— Dawaj natychmiast te papiery! — wykrzyknął nieznajomy głosem zmodyfikowanym przez maseczkę.
George bez wahania wziął dokumenty leżące na przednim siedzeniu po stronie pasażera i podał je przez otwarte okno. Zamaskowany mężczyzna wyrwał mu z ręki plik kartek i pobiegł do samochodu terenowego. Pojazd agresywnie ruszył do tyłu, a po chwili zawrócił i zaczął szybko się oddalać. George starał się dostrzec w lusterku numer rejestracyjny, ale tablica była zaklejona czymś wyglądającym jak folia odblaskowa. Wyciągnął więc telefon i zadzwonił na policję, która przyjechała po piętnastu minutach. Opowiedział policjantom przebieg całej sytuacji, jednak nie był w stanie podać żadnego charakterystycznego szczegółu wyglądu napastnika, nie znał też numeru rejestracyjnego pojazdu. Policjanci spisali raport i oznajmili, że skontaktują się z nim, jak tylko znajdą sprawcę. George ruszył więc powoli, z trudem próbując powstrzymać drżenie rąk i nóg. Przez głowę przelatywały mu setki myśli, utrudniając koncentrowanie się na jeździe.
Po dotarciu do siedziby Skytoday Corporation udał się prosto do biura Goldberga.
— Stephen, o co tutaj chodzi? Właśnie mogłem zginąć, zastrzelony przez jakiegoś wariata — powiedział z wyrzutem, ciągle jeszcze rozdygotany.
— Widzisz, w ostatnich latach naszej działalności wykazaliśmy liczne nieprawidłowości, doprowadzając do bankructwa wiele przedsiębiorstw — powiedział Goldberg. — Dzięki nam rynek stał się bezpieczniejszy, transparentny. Zarobiliśmy dzięki temu dużo pieniędzy, które w ogromnej części inwestujemy w rozwój Skytoday Corporation, w naszych pracowników. Ma to jednak swoją cenę. Nieuczciwe przedsiębiorstwa obawiają się naszych audytów, bo wiedzą, że obnażymy ich fałszerstwa czy malwersacje finansowe. Jesteśmy z tego znani.
— Myślisz, że ten napastnik, który groził mi bronią, pracuje w Tetrylogic?
— A co ci zabrał? — zapytał Stephen.
— Tylko te dokumenty, które dostałem od ich wiceprezesa.
— No właśnie. A zrobiłeś zdjęcia, jak cię prosiłem?
— Tak, zaraz po opuszczeniu terenu zakładu.
— Świetnie, w takim razie masz materiały do zakończenia analizy i przygotowania końcowego raportu.
— Stephen, ale ja się zaczynam bać o swoje życie! Ktoś mierzył do mnie z broni, słyszę w swojej głowie twój głos, a w dłoni mam jakiś chip. Czy ja pisałem się na bycie jakimś pieprzonym agentem? — zawołał w uniesieniu George.
— Wiem, jak się teraz czujesz — odparł Goldberg. — Dzisiejsza sytuacja rzeczywiście była wyjątkowa. Najważniejsze, że nic ci się nie stało. Policja z pewnością znajdzie sprawcę, a ty już dzisiaj odpocznij. Wykonałeś kawał dobrej roboty. Pamiętaj, że nie trafiłeś do nas z przypadku. Testy, które pozytywnie przeszedłeś podczas rekrutacji, jest w stanie zdać jedna osoba na tysiąc. Na stanowisko analityka niebywale trudno jest się zatem dostać, stąd jest tak prestiżowe w naszej organizacji. Dzisiaj nie chcę cię już widzieć w biurze, pojedź gdzieś, odpocznij, firma stawia. Nie powiedziałem ci jeszcze, jaki jest PIN do twojego chipa, gdybyś korzystał z płatności. A więc pierwsza cyfra to numer twojego pokoju, druga to numer piętra, trzecia i czwarta to twój wiek. Proszę, żebyś wrócił do analizy brakujących transakcji od jutra, bo pozostało nam niewiele czasu na przedstawienie raportu.
Rozdział IV
George opuścił budynek swojego pracodawcy i udał się do samochodu. Był introwertykiem, jednak bardzo źle się czuł z tym, że nie może o wszystkim opowiedzieć Mary. W ostatnich dniach wydarzyło się przecież u niego więcej niż w całym dotychczasowym życiu. Była dopiero godzina 12:00, więc stwierdził, że pojedzie do centrum. Znajdowała się tam restauracja, która serwowała dania kuchni orientalnej. Zamówił najdroższą dostępną w karcie potrawę, po czym delektował się powoli każdym kęsem, rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Zaniepokoiło go, że Goldberg słyszy wszystko wokół niego. A co, jeśli dotyczy to nie tylko godzin pracy, ale też czasu, gdy jest w domu z rodziną? Wpadł na pomysł, że po pracy będzie wkładał do ucha watę, żeby na pewno nikt nie mógł usłyszeć jego rozmów. Nieustannie przypominał sobie również o Patricku, którego potrącił podczas powrotu do mieszkania z rozmowy rekrutacyjnej. Dlaczego on wtedy tak bardzo odradzał pracę w Skytoday Corporation? Dlaczego zrezygnował i dlaczego Goldberg powiedział tak tajemniczo, że więcej go nie zobaczy? George pamiętał, gdzie mieszkał Patrick na Wellington Street, i postanowił, że w najbliższych dniach pojedzie tam i go osobiście o wszystko zapyta.
Po pysznym i obfitym posiłku poprosił uroczą Azjatkę o rachunek, po czym zbliżył zewnętrzną część dłoni do terminala i wpisał PIN 6445. Następnie udał się do mieszkania, wziął prysznic, odłożył koszulę do kosza na brudną odzież i położył się na granatowej kanapie. Po pewnym czasie wróciły Mary i Charlotte.
— Tato, a co ty masz w uchu? — zapytała podejrzliwie córka.
— Watę, skarbie, coś mnie boli, a z watą zdecydowanie mniej — odpowiedział błyskawicznie George.
— Może powinieneś udać się do laryngologa, kochanie? — zasugerowała Mary.
— Nie ma takiej potrzeby, z pewnością samo przejdzie za jakiś czas.
— A co tu masz z przodu taki czerwony ślad? — dopytywała Charlotte.
— Jakiś pies wyskoczył mi dziś przed maskę i musiałem ostro hamować — wyjaśnił jej tata.
— Ale nie przejechałeś go, nic się nie stało? — zapytała cichutko dziewczynka, zatroskana o los zwierzęcia.
— Nie, twój tatuś jest dobrym kierowcą i zdążył w ostatniej chwili zatrzymać się przed pieskiem — odpowiedział.
— George, wydaje mi się, że ta twoja nowa praca jest bardzo wymagająca — stwierdziła Mary. — Wiem, że jest świetnie płatna i zależy ci na niej, ale powinieneś bardziej zadbać o zdrowie. Mam wrażenie, że ostatnio jesteś bardziej zamyślony niż zwykle. Chcę, żebyś był spełniony zawodowo, ale pamiętaj, że to tylko praca i zawsze można ją zmienić.
— Dziękuję za troskę, kochanie — odparł George. — W pracy jest wszystko w porządku, wykonuję analizy, jak dotychczas. Naprawdę nie musisz się o mnie martwić, nie ma takiej potrzeby. Ostatnio trochę więcej przebywam w biurze, bo chcę się wykazać w pierwszych tygodniach w mojej nowej pracy. Nie potrwa to jednak długo, bo czuję, że robię dobre wrażenie na swoim przełożonym. Dziś docenił moje zaangażowanie, więc wszystko jest na dobrej drodze. Niedługo moje obowiązki staną się zupełnie rutynowe i nie będę się nawet musiał zastanawiać, jak wykonać rzeczy, które teraz są dla mnie jeszcze wyzwaniem. Biorąc pod uwagę, że to pierwsze tygodnie pracy, wygląda to bardzo obiecująco.
George uspokoił żonę, jednak odczuwał ogromny smutek, że nie może się z nią podzielić niedawnymi wydarzeniami ani wyrazić swoich prawdziwych emocji. „Kochanie, gdybyś tylko wiedziała, gdybyś znała prawdę. Pewnie razem coś byśmy wymyślili, znaleźlibyśmy jakieś rozwiązanie, tak jak zawsze dotychczas, gdy pojawiały się przeciwności losu” — pomyślał.
Następnego dnia George przyszedł do biura i od razu chciał zabrać się do pracy, ale Stephany i Kevin zaproponowali, żeby najpierw zrobić sobie kawę. Poszli więc razem do firmowej kuchni, w której stały dwa duże ekspresy do kawy i trzy czajniki elektryczne. Było tam wiele osób, które szukały swoich kubków, aby przygotować sobie coś do picia. Panowała wesoła atmosfera i słychać było liczne rozmowy.
— Cześć, mam na imię Amy. Jesteś tu nowy, prawda? — zapytała George’a niska, uśmiechnięta blondynka.
— Cześć, jestem George. Rzeczywiście niedawno zacząłem tutaj pracować — odpowiedział.
— A w którym dziale?
— Jestem analitykiem.
— Wow, naprawdę? Elita naszej firmy. Ja pracuję w marketingu, ale chciałabym kiedyś pracować w legendarnym pokoju numer sześć.
„Nie chciałabyś” — pomyślał George, kwitując wypowiedź jedynie subtelnym uśmiechem.
Wybrał sobie kubek z logo Skytoday Corporation i podłożył pod ekspres, który przygotował mu kawę z mlekiem. Wraz ze Stephany i Kevinem wrócili do pokoju i otworzyli laptopy. George wydrukował wszystkie zdjęcia stron dokumentacji z Tetrylogic i zabrał się do pracy. Po kilku godzinach skrupulatnej analizy zwrócił uwagę na podejrzanie wyglądające transakcje z czerwca. Pojawiały się tam duże kwoty pochodzące ze sprzedaży towarów, których cena powinna być kilkadziesiąt razy niższa. Wszystkie te towary trafiały do firmy o nazwie Future Drugs. George sprawdził, że było to przedsiębiorstwo działające na rynku od niecałych dwóch lat i zatrudniające dziesięciu pracowników. Nigdy o nim nie słyszał, nie widział żadnych materiałów marketingowych. Właścicielem był Karl Bruno, który zdecydowanie nie należał do ludzi z przejrzystą przeszłością. Był oskarżany o napady, pobicia i kradzieże. Stanął też nawet raz przed sądem za morderstwo, jednak nigdy nie został skazany. Potem postanowił zrobić karierę polityczną, ale działał jedynie w strukturach regionalnych. Dlaczego ta mała firma przepłacała za zwykłe produkty od Tetrylogic? George udał się do Goldberga i przedstawił wszystkie swoje wątpliwości.
— Świetna robota — powiedział Goldberg. — Musisz koniecznie pojechać do Future Drugs i sprawdzić, co kupili od Tetrylogic.
— Ale pod jakim pretekstem? Przecież oni nie muszą mnie tam wpuścić.
— Mylisz się — odparł Goldberg. — Jako Skytoday Corporation realizujemy audyt w firmie Tetrylogic. Jeśli Future Drugs kupiło od nich produkty i transakcje budzą nasze wątpliwości, to mamy możliwość ich weryfikacji. Firma trzecia nie musi chcieć z nami aktywnie współpracować i nie ma obowiązku przekazania nam jakichkolwiek dokumentów, jednak zawsze warto spróbować. Musimy dowiedzieć się wszystkich szczegółów dotyczących tych transakcji.
— Stephen, wiesz, kto jest właścicielem tej malutkiej firmy?
— Nie wiem, kto?
— Karl Bruno.
Po chwili ciszy Goldberg odpowiedział:
— Ludzie się zmieniają. Nigdy mu niczego nie udowodniono. Poza tym podobno nie jest taki straszny, na jakiego wygląda. — Goldberg spuścił wzrok z George’a i spojrzał na podłogę.
— To może pojechałbyś tam ze mną? — zaproponował George.
— Chciałbym, ale nie mogę. Pracowałem ponad dziesięć lat jako analityk w Skytoday Corporation i uwierz mi, że przeszedłem więcej, niż ci się wydaje. Na moim obecnym stanowisku odpowiadam za wszystkie działania operacyjne korporacji i mam też stanowić bezpośrednie wsparcie dla pracowników działu analiz. Takie zadania otrzymałem i tylko prezes może zdecydować o ich zmianie — wyjaśnił Goldberg.
— Nie wiedziałem, że pracowałeś jako analityk, pewnie stąd tak świetnie się orientujesz i jesteś w stanie doradzać przez głośniczek.
— George, mam też do ciebie jedną prośbę. Wyciągnij tę watę z ucha. Poza pracą rób sobie, co chcesz, ale w czasie pracy chodzi o twoje bezpieczeństwo i skuteczność działań naszej firmy.
— Przepraszam, zapomniałem — powiedział George. — Ostatnio bolało mnie ucho i postanowiłem…
— Po prostu zrób to, o co cię proszę.
George wyciągnął watę i wrócił do swojego pokoju, żeby perfekcyjnie przygotować się do spotkania w Future Drugs. Podejrzane transakcje były realizowane jedynie w ciągu dwóch tygodni czerwca, ale stanowiły prawie trzydzieści procent rocznych obrotów Tetrylogic. W pozostałym okresie nie było przypadków współpracy między tymi firmami. Siedziba Future Drugs była zlokalizowana osiemdziesiąt kilometrów od miasta, więc należało zaplanować trasę z pominięciem porannych korków.
— Nad czym pracujesz? — zapytała Stephany.
— Siedzę nad raportem dotyczącym działalności… — zaczął tłumaczyć George.
— Tylko nie wymieniaj nazwy, posługujemy się tutaj branżami — przerwała mu.
— Produkcja leków.
— Robiłem kiedyś analizę dla farmacji, trudno było znaleźć jakiekolwiek nieprawidłowości — wtrącił się Kevin. — Teraz siedzę nad fabryką słodyczy.
— A ja mam konstrukcję ciężkich maszyn — uśmiechnęła się Stephany.
— Ile analiz zrobiliście od czasu waszego zatrudnienia w tej firmie? — zaciekawił się George.
— Ja przeprowadziłam dziesięć audytów, z czego dwa zawierały udowodnione nieprawidłowości — odpowiedziała Stephany.
— A ja mam na koncie czternaście analiz, w tym trzy z wykazanymi malwersacjami finansowymi. Dwie z nich wiązały się z upadłością firm i ich zniknięciem z rynku — powiedział łysy czterdziestolatek.
— Macie w takim razie już duże doświadczenie w tej pracy. Zdarzały wam się jakieś nieprzyjemne sytuacje? — dociekał George.
— Ha, ha, ha, nieprzyjemna sytuacja to chyba tylko wtedy, jak wylałam na siebie kawę. Reszta incydentów nie zasługuje na tak subtelne określenie — uśmiechnęła się Stephany.
— W trakcie pracy dla Skytoday Corporation przeżyłem więcej niż zwykły człowiek w ciągu całego życia — stwierdził Kevin. — Nigdy nie założyłem rodziny, ponieważ bałbym się o ich bezpieczeństwo. Ta praca wymaga ogromnych poświęceń, a jedyną rekompensatą są bardzo dobre pieniądze.
George zauważył, że podczas całej tej dyskusji Stephany i Kevin nienaturalnie trzymali swoje palce wskazujące w lewych uszach.
— Przepraszam, ale co wy robicie z palcami? — zapytał podejrzliwie George.
— Ech, mamy już wyrobiony nawyk izolowania dźwięków otoczenia od mikrogłośnika. Nie o wszystkim Goldberg powinien wiedzieć, a to jest skuteczna metoda. Jeśli chcesz w trakcie pracy porozmawiać poufnie, to zalecam, żebyś tak właśnie robił — wyjaśnił Kevin.
— W windzie widziałem, że w naszym biurowcu jest trzynaste piętro. Do tej pory najwyżej byłem na dwunastym, u Goldberga. Wiecie, co jest na ostatnim? — zapytał George.
— Podobno pracują tam tylko trzy osoby — odparła Stephany. — Jedną z nich jest prezes Skytoday Corporation, bardzo rzadko wychodzi z gabinetu i praktycznie nikogo do siebie nie zaprasza.
— A pozostałe dwie osoby? — dopytał George.
— Łowcy — powiedział Kevin.
— Kto?
— Są to najbardziej elitarni pracownicy naszej korporacji i w całej firmie są tylko dwie takie osoby — wyjaśnił Kevin. — Mówi się, że praca analityka jest prestiżowa, bo dostaje się tu tylko jedna osoba na tysiąc. Otóż rekrutacja na łowcę trwa kilka lat i dostać się na to stanowisko jest w stanie może jedna osoba na milion. Dbają o bezpieczeństwo korporacji, wykonują najtrudniejsze zadania, z którymi nikt sobie nie poradził, i są dla prezesa absolutnie bezcenni.
— A zdarzało ci się z nimi współpracować? — kontynuował zadawanie pytań George.
— Zatkajcie dobrze lewe uszy — poprosił Kevin. — Prowadziłem kiedyś audyt w bardzo dużej firmie z branży spożywczej. Po pewnym czasie znalazłem podejrzenie nieprawidłowości i konieczna była wizyta w siedzibie przedsiębiorstwa w celu zebrania dodatkowych informacji. Pojechałem na miejsce, ich zarząd doskonale wiedział, jaki jest cel mojej wizyty oraz co odkryłem. Poprosiłem o konkretne informacje, a oni kazali mi iść za sobą przez pół fabryki, gdzie znajdowały się ogromne kadzie z wrzącymi roztworami, a pracownicy patrzyli na mnie, jakby chcieli mnie zabić. Nagle prezes kazał mi poczekać w konkretnym miejscu, a sam oddalił się pod pretekstem przyniesienia brakujących danych. Wówczas zauważyłem, że jedna z kadzi przechyla się i upada, a w moim kierunku płynie z niej wrzący płyn. Dosłownie w ostatnim momencie zdążyłem się odsunąć. Ta ciecz zmieniłaby moje ciało w krwawą breję. Poszedłem przerażony szukać prezesa, aż tu nagle tuż obok mnie spadł piętnastokilogramowy młotek i uszkodził betonową posadzkę. Spojrzałem w górę i zobaczyłem tylko, jak jakiś człowiek szybkim krokiem odchodzi z platformy nade mną. Opuściłem błyskawicznie budynek i wróciłem do Goldberga, żeby mu o wszystkim opowiedzieć. Stephen usiadł spokojnie, złapał się za złoty kolczyk i powiedział, żebym odpoczął, a on poprosi prezesa Skytoday Corporation, żeby zlecił łowcy zebranie brakujących danych. Dwa dni później przyszedłem do pracy i na swoim biurku zobaczyłem kompletną dokumentację z profesjonalną analizą oraz raportem opisującym wszelkie nieprawidłowości. Obok leżał list, w którym prezes tej firmy osobiście przepraszał mnie za wszelkie niedogodności i informował o przekazaniu pokaźnej kwoty na rzecz fundacji zajmującej się zapewnianiem bezpieczeństwa w miejscu pracy. Nie wiem, jak ten łowca tego dokonał, ale jego skuteczność w pozyskaniu danych oraz perfekcja w dziedzinie analiz były imponujące — zakończył z uznaniem Kevin.
— Ja miałam raz sytuację, że prowadziłam audyt w firmie z branży motoryzacyjnej — rozpoczęła Stephany. — Tradycyjnie mieliśmy trzydzieści dni na przygotowanie raportu i posiadaliśmy informacje z wiarygodnych źródeł, że przedsiębiorstwo jest, delikatnie mówiąc, nieuczciwe. Pracowałam po szesnaście godzin dziennie, łącznie z weekendami, żeby zidentyfikować nieprawidłowości, ale bezskutecznie. Wszystkie transakcje wydawały się prawidłowe, absolutnie do niczego nie mogłam się przyczepić. Gdy pozostały nam jedynie trzy dni na ukończenie raportu, Goldberg zaprosił mnie do siebie i zapytał o postępy. Wyjaśniłam, że przeanalizowałam skrupulatnie wszystkie dane i nie ma w nich ani jednego przypadku nawet podejrzanych transakcji. Stephen podjął decyzję o kontakcie z prezesem w celu zaangażowania łowcy. W trzydziestym dniu na swoim biurku znalazłam finalny raport z udokumentowanymi i dokładnie wyjaśnionymi kilkudziesięcioma nieprawidłowościami. Wszystko było opisane w sposób wręcz perfekcyjny. Niedługo potem firma ogłosiła upadłość.
— Wasze opowieści wydają się wręcz nieprawdopodobne. Ciekawe, kim są ci ludzie — dodał George.
— Myślę, że oni są wśród nas i po prostu nie mamy świadomości, że ktoś jest łowcą. Z pewnością nie obnoszą się ze swoim stanowiskiem, tylko robią swoje, i to w sposób skrajnie skuteczny — dodała Stephany.
Rozdział V
Następnego dnia z samego rana George wsiadł do samochodu i udał się do siedziby Future Drugs. O godzinie 6:00 ruch na ulicach nie był jeszcze bardzo duży. Zaraz po opuszczeniu granic miasta zatrzymał się na stacji benzynowej, żeby uzupełnić paliwo oraz kupić kawę z mlekiem. Pozostało jedynie osiem dni na ukończenie raportu z działalności Tetrylogic. Podejrzane transakcje zostały już zidentyfikowane, należało tylko je przeanalizować i upewnić się, czy stanowią poważne nieprawidłowości. Trop do wyjaśnienia tych zagadkowych operacji prowadził do malutkiej firmy oddalonej znacznie od miasta. George miał tylko nadzieję, że tym razem wszystko przebiegnie spokojnie, otrzyma rzetelne wytłumaczenie i nikt nie będzie do niego mierzył z pistoletu. Dzięki mikrogłośnikowi czuł w pewnym sensie obecność Goldberga, którego doświadczenie i wiedza mogły okazać się przydatne w różnych okolicznościach. Przypomniał sobie opowieści Stephany i Kevina o łowcach i pomyślał, że ciekawie byłoby któregoś poznać osobiście. Nieustannie chodził mu również po głowie Patrick i przypomniał sobie, że postanowił go w najbliższym czasie odwiedzić, jako że przez wyjątkowy zbieg okoliczności znał jego adres. Gdy tak rozmyślał podczas jazdy, drogę szybkiego ruchu zastąpiła jezdnia z podziurawioną nawierzchnią, więc zwolnił, aby nie zniszczyć nowego samochodu. Przypomniał sobie, jak dziesięć lat wcześniej jechali z Mary i malutką, dwuletnią wtedy Charlotte na wakacje. Droga była podobnej jakości i denerwował się, że córeczka co chwilę się wybudzała po najechaniu na dziurę w nawierzchni. Spędzili wtedy bardzo miło czas, rozmawiając o sobie, swoich planach i wspominając dotychczasowe wspólne życie. George opowiadał wtedy Mary o swojej pasji do karate, którą pielęgnował przez cały okres studiów. Żona z kolei mówiła o bieganiu długodystansowym. Wspominała pewne zawody w biegu na dziesięć kilometrów, podczas których na ostatnim kilometrze poczuła nagły ból kostki. Zignorowała jednak dyskomfort i dotarła do mety jako pierwsza, z grymasem bólu na twarzy, ale także z ogromną satysfakcją i radością.
Wspomnienia George’a zostały nagle zakłócone przez dźwięk systemu nawigacyjnego, który oznajmił, że do celu pozostał jeden kilometr. Mężczyzna nerwowo zmarszczył brwi, poprawił pas, przylegający ściśle do ciała, i delikatnie przyspieszył. Odczuwał stres, ponieważ nie wiedział, czego może się spodziewać po tym spotkaniu. Po niecałej minucie był już na miejscu. Siedziba Future Drugs wyglądała niczym barak w środku pola. W zasięgu wzroku znajdowało się tylko kilka domów mieszkalnych. Na kilkumiejscowym parkingu stały zaparkowane trzy samochody, które zdecydowanie nie pasowały do wyglądu rozpadającego się betonowego budynku. Nawet limuzyna George’a wyglądała przy nich jak samochód poprzedniej generacji. Miały sportowe kształty, a dwa z nich mężczyzna widział tylko na filmach.
— Co widzisz? — zabrzmiał głos wydobywający się z lewego ucha.
— Starą, rozpadającą się ruinę, która kiedyś chyba byłą stodołą — powiedział George. — Na błotnistym parkingu stoją trzy supersamochody, a drzwi wejściowych pilnuje ogromny facet w bluzie z kapturem i z kaburą przy pasie. Stephen, nie wygląda to dobrze, przecież mnie tutaj zabiją.
— George, postępuj zgodnie z procedurą. Jeśli wyczujesz jakiekolwiek zagrożenie, wyjdź z budynku i wracaj do firmy, a wtedy jutro pojawi się tutaj łowca i zabawa się skończy — dodał Goldberg.
— O czym ty mówisz? — udał zaskoczenie George.
— Analitycy są w naszej firmie osobami bardzo cennymi, dzięki swoim cechom, umiejętnościom i doświadczeniu. Korporacja zatrudnia jednak również tak zwanych łowców, którzy są nieprawdopodobnie skuteczni w realizacji zadań specjalnych. To absolutni eksperci, działający bezkompromisowo i nastawieni wyłącznie na wykonanie powierzonego im zadania — wyjaśnił Stephen.
George zaparkował w odległości dwóch metrów od czerwonego sportowego samochodu i skierował się w stronę drzwi wejściowych.
— Słucham pana! — zawołał duży, zakapturzony mężczyzna, kładąc prawą dłoń na czarnej kaburze.
— Nazywam się George Brown, jestem z firmy Skytoday Corporation. Chciałbym porozmawiać o transakcjach państwa firmy — powiedział analityk, stając w odległości około trzech metrów od niebezpiecznego faceta.
Ochroniarz wyciągnął z kieszeni krótkofalówkę.
— Szefie, przyszedł jakiś facet i chce rozmawiać o jakichś transakcjach — powiedział.
Po chwili drzwi się otworzyły i oczom George’a ukazał się niski mężczyzna z siwą brodą, tatuażem na szyi i w okularach przeciwsłonecznych. Karl Bruno we własnej osobie.
— W czym mogę panu pomóc? Co pana do nas sprowadza? — zapytał Bruno.
— Nazywam się George Brown i reprezentuję Skytoday Corporation. Pracuję obecnie nad audytem w firmie Tetrylogic i chciałbym wyjaśnić kwestię kilku transakcji z czerwca. Dotyczyły one zakupienia przez państwa firmę dużej liczby zwykłych, tanich produktów za bardzo wysoką cenę od Tetrylogic. Będę wdzięczny za informację o szczegółach tych operacji, ponieważ jest to dla mnie niezbędne do zakończenia audytu.
Bruno pomyślał chwilę, uśmiechnął się półgębkiem, po czym wskazał dłonią na otwarte drzwi.
— Zapraszam za mną do środka — powiedział.
George przełknął ślinę, ominął ostrożnie człowieka z czarną kaburą i wszedł do pomieszczenia za Karlem Bruno. Szli długim, wąskim korytarzem. Na ścianach i suficie można było zauważyć odpadającą dużymi płatami farbę. Na końcu korytarza znajdował się niewielki magazyn, w którym znajdowały się otwarte kartony z fiolkami wypełnionymi jakimiś cieczami. George zauważył też szczura przebiegającego między kartonami i ukrywającego się za jednym z regałów.
— Panie Brown — odezwał się Bruno — w normalnych okolicznościach nie wpuściłbym pana do środka, nie mam takiego obowiązku. Zostałem jednak oszukany przez Tetrylogic na potężne pieniądze i skorzystam z każdej okazji, żeby się zemścić. Umówiłem się z tym podstępnym blondynem na dostawę trzech ton rzadkich sterydów anabolicznych, które bardzo trudno kupić na rynku. Zapłaciłem z góry ogromne pieniądze, które miały mi się zwrócić z potężną nawiązką w ciągu kilku miesięcy. Ten cholerny blondyn wysłał mi trzy tony, tylko że jakiegoś niskiej jakości specyfiku, który mogę co najwyżej sprzedać lokalnej siłowni. Na wszystkich dokumentach dotyczących tych transakcji widnieją nazwy produktów typu woda utleniona czy sól fizjologiczna. Nie opłaca mi się nawet złożyć reklamacji. Dzwoniłem do tego oszusta i powiedział, że przesłał właściwą partię sterydów i że jeśli mi się nie podoba, to mój problem. Proszę zabrać fiolkę, zrobić badanie składu chemicznego. Ten specyfik dostałem od Tetrylogic, na co mam dowody. Nie jest to jednak sól fizjologiczna ani woda utleniona, co stanowi niezgodność zamówienia z dostawą. Chcę odzyskać swoje pieniądze. Jeśli będę mógł jeszcze jakoś pomóc w pogrążeniu tych złodziei, to jestem do dyspozycji — powiedział Bruno, wymieniając się z George’em wizytówkami.
George przetarł oczy ze zdumienia, po czym wziął fiolkę ze specyfikiem. Spodziewał się, że za chwilę będzie walczył o życie, a zamiast tego otrzymał próbkę wyrobu, wyjaśnienie całej sytuacji i deklarację współpracy ze strony samego Karla Bruno. Uważnie przeszedł przez błoto do samochodu i ruszył do biura Skytoday Corporation.
Na miejscu przywitała go sympatyczna recepcjonistka, którą poznał w dniu rozmowy rekrutacyjnej.
— Cześć, jestem George. Proszę, mów mi po imieniu — poprosił.
— Cześć, mam na imię Amanda — odpowiedziała młoda kobieta.
George wsiadł do windy i wcisnął przycisk oznaczony liczbą 12, żeby porozmawiać z Goldbergiem i zanieść mu fiolkę z preparatem. Drzwi zaczęły się zamykać, gdy zauważył, że ktoś zbliża się szybkim krokiem. Wcisnął więc przycisk otwierania i poczekał, aż spóźniona osoba wejdzie do windy. Był to mężczyzna w średnim wieku, który podziękował, zbliżył dłoń do czujnika i wcisnął przycisk z numerem 13. George poczuł ekscytację na myśl, że właśnie jedzie w windzie z samym prezesem Skytoday Corporation. Poczuł, że jest to świetna okazja, aby się przedstawić.
— Dzień dobry, nazywam się George Brown i jestem analitykiem — powiedział, licząc na poznanie nazwiska tajemniczej postaci z trzynastego piętra.
— Cześć — odrzekł mężczyzna, spoglądając na George’a, a następnie koncentrując wzrok na drzwiach windy.
— Czym się zajmujesz w Skytoday Corporation? — zapytał George nieustępliwie, targany ciekawością.
Mężczyzna spojrzał czujnie na George’a. Wyglądał na pięćdziesięciolatka, był krótko ostrzyżony i starannie ogolony. Nosił białą koszulę z długim rękawem, czarną marynarkę i czarne spodnie. Na prawym policzku miał charakterystyczną bliznę, przypominającą literę Y. Winda zatrzymała się na dwunastym piętrze i George powolnym krokiem ją opuścił.
— Nie jestem prezesem — odpowiedział nieznajomy, mrugając porozumiewawczo lewym okiem.
George miał pewność, że właśnie poznał łowcę. Stał jeszcze chwilę przed windą, po czym udał się w stronę gabinetu Goldberga.
— Świetna robota. Nie myślałem, że aż tak dobrze poradzisz sobie z tym zadaniem — powiedział Stephen.
— Tutaj mam fiolkę z substancją, którą Tetrylogic dostarczyła Future Drugs — wyjaśnił analityk.
— Perfekcyjnie! Zanieś ją do naszego laboratorium na dziewiątym piętrze, zobaczymy, z czym mamy do czynienia.
George od razu udał się na wskazane piętro i odnalazł drzwi z dużym napisem Laboratorium. Pracowało tam kilka osób, ubranych w białe stroje. Wszyscy nosili rękawiczki, maseczki ochronne na twarzach oraz czepki, szczelnie zasłaniające włosy. George przekazał fiolkę jakiejś kobiecie i zapytał, jaki jest czas oczekiwania na wynik. Poinformowała go, że opis składu zostanie przekazany Stephenowi Goldbergowi w ciągu trzech godzin. George wrócił więc do swojego pokoju na czwartym piętrze i w oczekiwaniu na rezultaty badań kontynuował pisanie raportu z działalności Tetrylogic. Po niecałych dwóch godzinach usłyszał w uchu głos Goldberga zapraszający do jego gabinetu. Zamknął więc laptop, pojechał na dwunaste piętro i na prośbę przełożonego usiadł na białej kanapie. Dyrektor operacyjny powiedział zadowolony, że już otrzymał wyniki z laboratorium i że w fiolce znajdowały się zanieczyszczone metalami ciężkimi sterydy anaboliczne starej generacji.
— George, to nam w zupełności wystarczy. Zamówili wodę utlenioną i sól fizjologiczną, a otrzymali skażone substancje, na które Tetrylogic nawet nie ma licencji. Dokończ pisanie raportu, ponieważ zostało nam tylko osiem dni.
W ciągu kolejnych dni George pracował wyłącznie nad ukończeniem raportu. Udało mu się zakończyć trzy dni przed terminem. Wydrukowany dokument wraz z pendrive’em zaniósł dyrektorowi operacyjnemu.
Po tygodniu znowu spotkali się w gabinecie Goldberga.
— George, jestem z ciebie bardzo dumny — powiedział dyrektor. — Udowodniliśmy poważne nieprawidłowości w działalności operacyjnej Tetrylogic. Firma ogłosiła dzisiaj upadłość, co spowoduje rozgłos w mediach już jutro. Zarobiliśmy na tym dużo pieniędzy. Jutro zlecę przelew na twoje konto kwoty będącej równowartością połowy twojego samochodu służbowego. Cieszę się, że pracujesz dla naszej korporacji.
— Dziękuję, Stephen — odparł podekscytowany George. — A czy Future Drugs odzyskała swoje pieniądze?
— Tak, odzyskali wszystko, a cały towar został skonfiskowany.
Następnego dnia George zatrzymał się na stacji benzynowej po kubek ulubionego napoju i podszedł do regału z gazetami. Podniósł jedną z nich i na okładce zobaczył tytuł: Upadek Tetrylogic. Kupił kawę z mlekiem i gazetę, po czym udał się do biura.
— Gratulacje, George, słyszeliśmy o twoim sukcesie! — przywitała go Stephany.
— Świetna robota, chłopie! — dodał Kevin, poklepując kolegę po ramieniu.
George czuł wielką dumę z rezultatów swojej pracy. Wziął łyk kawy i zaczął czytać prasę. Wytłuszczonym drukiem wyróżniono informację, że po audycie przeprowadzonym przez Skytoday Corporation i znalezieniu poważnych nieprawidłowości firma Tetrylogic ogłosiła bankructwo i zakończenie działalności. Zdjęcie nad tekstem przedstawiało trzech mężczyzn, których George spotkał w restauracji, gdzie pracowała Mary. Był tam Michael Kerry, czyli wiceprezes do spraw informacji, na prawo od niego stał prezes, a dalej najstarszy z członków zarządu. Wszyscy mieli skruszone miny, jakby chcieli niewerbalnie przeprosić swoich pracowników, klientów i akcjonariuszy za zaistniałą sytuację. Nagle nowy smartfon George’a zaczął wibrować w kieszeni. Wyciągnął go i zauważył, że dzwoni do niego ktoś z nieznanego numeru.
— Z tej strony Karl Bruno. Panie Brown, chciałbym tylko, żeby pan wiedział o jednym. Jestem pana dłużnikiem i chcę się odwdzięczyć. Jeśli będzie pan czegokolwiek potrzebował, proszę do mnie zadzwonić. Znam wielu wpływowych ludzi i zrobię, co w mojej mocy, żeby wyciągnąć pana z wszelkich tarapatów, jeśli kiedykolwiek pan w nie wpadnie. Dla mnie honor jest najważniejszy — powiedział mężczyzna, po czym od razu się rozłączył.
Rozdział VI
Po opuszczeniu biura George postanowił pojechać na Wellington Street, żeby złożyć wizytę Patrickowi. Dom, do którego podwoził potrąconego mężczyznę, znajdował się na luksusowym osiedlu. Przed potężnymi posesjami stały drogie samochody, trawniki były zadbane, mieszkali tutaj zapewne majętni ludzie. George zatrzymał samochód przed domem Patricka, wyszedł i zbliżył się do solidnego ogrodzenia, za którym stał owczarek niemiecki, patrzący na niego czujnie i pokazujący groźnie zęby. George nacisnął przycisk na masywnej furtce.
— Słucham — zabrzmiał delikatny kobiecy głos.
— Dzień dobry, nazywam się George Brown i chciałbym się spotkać z Patrickiem.
— Patrick nie żyje — odpowiedziała kobieta.
George poczuł, że jego serce zaczęło bić tak szybko, jakby chciało się wyrwać z klatki piersiowej. Przez chwilę panowała cisza, po czym nerwowo przełknął ślinę i powiedział:
— Bardzo mi przykro z tego powodu. Czy mogę z panią porozmawiać na temat Patricka?
Po chwili drzwi domu się otworzyły i oczom George’a ukazała się piękna kobieta w wieku około trzydziestu lat. Miała długie blond włosy, była szczupła i z sylwetki przypominała modelkę z pierwszych stron gazet. Nosiła czerwone szpilki oraz czerwoną sukienkę, kończącą się nieco powyżej kolan. Wydała krótką komendę, po czym pies błyskawicznie oddalił się na drugą stronę posesji, umożliwiając George’owi wejście.
— Zapraszam do środka, mam na imię Isabelle — powiedziała, podając rękę na przywitanie.
George wszedł przez otwarte drzwi do przedsionka i powiesił płaszcz na wieszaku. Następnie, podążając za kobietą, wszedł do wielkiego salonu, na którego środku znajdowało się duże, kilkuosobowe jacuzzi, podświetlane niebiesko-zielonymi światełkami.
— Proszę usiąść. — Isabelle wskazała na czarną skórzaną kanapę. — Czego się pan napije?
— Kawy z mlekiem, dziękuję bardzo — powiedział George.
— Co pana do mnie sprowadza?
George opowiedział o dniu, w którym po rozmowie kwalifikacyjnej potrącił Patricka, a następnie odwiózł go do domu. Wspomniał, że mężczyzna odradzał mu pracę w Skytoday Corporation. Zapytał, co się stało z Patrickiem.
— Mąż bardzo dużo pracował, ale nie chciał w ogóle rozmawiać o szczegółach swoich obowiązków — odparła Isabelle. — Zarabiał ogromne pieniądze i wielokrotnie go pytałam, na czym polega jego praca. Zawsze odpowiadał, że ze względu na moje bezpieczeństwo nie może mi powiedzieć. Mówił tylko, że jest analitykiem i zajmuje się badaniem danych. Szanowałam jego małomówność w tym zakresie, choć czułam, że negatywnie wpływa to na nasz związek. Od kilku tygodni Patrick zaczął się jednak dziwnie zachowywać, co wzbudziło mój niepokój. Wypytywałam go każdego dnia, co jest tego powodem, ale odpowiadał tylko, że prowadzi wyjątkowo ważny projekt i że to się niedługo skończy i wtedy rzuci tę pracę. Zaczęłam nawet podejrzewać, że zapadł na jakąś chorobę psychiczną, bo podczas każdej rozmowy ze mną trzymał palec w uchu. Mówił też, że słyszy głosy z głowy.
— A czy wspomniał, co to za projekt? — zapytał George.
— Pewnego wieczoru Patrick wypił dużo whisky i powiedział mi, że prowadzi audyt w ogromnej firmie — odpowiedziała Isabelle.
„Gigasoftram!” — pomyślał George.
— Potem przez kilka godzin opowiadał mi o Skytoday Corporation, o współpracownikach. Cieszyłam się, że w końcu się otworzył i podzielił się informacjami o pracy. Przecież byłam jego żoną. Rano, jak tylko się obudził, zapytał mnie przestraszony, o czym rozmawialiśmy ubiegłego wieczoru. Zdziwiłam się jego reakcją i powiedziałam, że o nas, naszych planach na wspólne wakacje i tak dalej. Uspokoił się wtedy.
— Co się działo z tym audytem w dużej firmie? — dopytał George.
— Mam wrażenie, że to go wyniszczało — westchnęła Isabelle. — Pracował po kilkanaście godzin dziennie, aż w końcu powiedział, że projekt zakończył się sukcesem. Dostał wtedy gigantyczny przelew, który nas ustawił na całe życie. W tym samym dniu stwierdził, że musi zrezygnować i powie to swojemu szefowi. Po powrocie z biura był bardzo przestraszony i powiedział mi, że obawia się o swoje życie. Miał iść do laryngologa, żeby mu wyciągnął coś z ucha. Zaczęłam się naprawdę o niego bać, że zapadł na jakąś poważną chorobę i ma urojenia. Po powrocie od lekarza wziął nóż i zaczął go sobie wbijać w prawą dłoń. Pomyślałam, że zwariował i chce się pozbyć tatuażu ze smokiem.
George z coraz większym strachem słuchał relacji młodej kobiety. Był pewny, że Patrick poszedł do lekarza, aby ten wyciągnął mu mikrogłośnik z ucha, a następnie sam chciał usunąć nanochip z dłoni. Tylko dlaczego tak się bał po sukcesie z Gigasoftramem? Widać, że bardzo dbał o żonę i nie chciał jej narażać na niebezpieczeństwo. George zdał sobie sprawę, że przecież on robi dokładnie to samo. Praktycznie nie opowiadał Mary i Charlotte o swojej pracy. Przypomniał sobie wtedy zapis z umowy o poufności, którego istotność tak podkreślał Goldberg: Pracownik jest zobowiązany do zachowania pełnej poufności, również w kontekście bliskiej czy dalszej rodziny. Obowiązek ten odnosi się do szczegółów dotyczących wszczepionych urządzeń oraz wszelkich informacji pozyskanych od pracodawcy, pracowników pracodawcy oraz audytowanych firm. W razie złamania niniejszych postanowień pracodawca jest uprawniony do użycia wszelkich niezbędnych środków w celu zneutralizowania potencjalnych konsekwencji wynikających z przekazania poufnych informacji.
— Pani Isabelle…
— Proszę mi mówić po imieniu — odrzekła kobieta.
— Isabelle, co mogło tak przestraszyć twojego męża? — zapytał George.
— Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że to na pewno coś związanego z tą pracą. Chciałam mu zasugerować, żeby zadzwonił na policję, ale w pierwszej kolejności chciałam, aby poszedł do psychiatry. Odpowiadał tylko, że wszystko z nim w porządku.
— Co się działo później? Czy coś zwróciło twoją uwagę?
— Następnego dnia Patrick pojechał zrobić zakupy. W tym czasie zadzwonił domofon, a Ray zaczął szczekać.
— Kto to jest Ray? — zapytał George.
— To był nasz doberman — wyjaśniła Isabelle ze smutną miną.
— Nie żyje?
— Tak, odszedł tamtego dnia.
— Jaka była przyczyna śmierci? — dociekał George.
— Tego nie wiem. Otworzyłam wtedy drzwi i zobaczyłam za furtką jakiegoś mężczyznę z blizną w kształcie litery Y na policzku.
„Łowca!” — pomyślał George i poczuł ciarki na całym ciele. Z wrażenia upuścił filiżankę z kawą, która rozbiła się na eleganckiej podłodze.
— Przepraszam najmocniej za filiżankę, wypadła mi z ręki — powiedział zakłopotany.
— Nic się nie stało — odpowiedziała Isabelle.
— Co było dalej? — dopytywał zaciekawiony i coraz bardziej przerażony George.
— Ten człowiek zapytał, czy Patrick jest w domu, więc odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie. Pytał, kiedy wróci, bo musi z nim pilnie porozmawiać. Był bardzo sympatyczny, uprzejmy i szarmancki, więc wyjaśniłam, że poszedł do sklepu i powinien być w domu za jakąś godzinę. Ray strasznie wtedy ujadał, jakby chciał go rozszarpać. Mężczyzna odszedł i wrócił punktualnie za godzinę, jednak Patricka nadal nie było. Życzył mi miłego dnia i oddalił się, idąc wzdłuż Wellington Street. Godzinę później usłyszałam przeraźliwe skomlenie psa. Wyszłam i zobaczyłam, że leży bez ruchu. Zadzwoniłam więc po naszego weterynarza, który przyjechał i stwierdził zgon. Powiedział, że aby poznać przyczynę śmierci, trzeba wykonać sekcję, na co się nie zgodziłam. Stwierdziłam, że to niczego nie zmieni, nie przywróci życia mojemu pieskowi. Na wieczór otrzymałam telefon. Dzwonił oficer policji. Zapytał, czy jestem żoną Patricka. Potwierdziłam, a on na to, że musi mnie poinformować, że małżonek nie żyje. Został znaleziony martwy przed sklepem.
— Co wtedy zrobiłaś? — zapytał George.
— Spytałam zapłakana, gdzie jest teraz ciało Patricka, a potem od razu pojechałam do zakładu medycyny sądowej, gdzie miała zostać wykonana sekcja zwłok. Na miejscu patomorfolog stwierdził, że przyczyna śmierci nie jest do końca jasna dla lekarza i stąd konieczność wykonania autopsji.
— I co się okazało? — George bardzo się niecierpliwił.
— Mam otrzymać informację jutro — odpowiedziała kobieta.
— Isabelle, to jest mój numer telefonu. Proszę, zadzwoń do mnie, jak tylko otrzymasz informację z zakładu medycyny sądowej — powiedział George.
George wyszedł z luksusowego domu i udał się w kierunku swojego mieszkania. Był zdruzgotany tym spotkaniem, przez jego głowę przelatywały setki myśli. Pamiętał mężczyznę z windy jadącego na trzynaste piętro. To z pewnością był łowca, nie ma wielu mężczyzn, którzy mają bliznę na policzku w kształcie litery Y. Czy to on zabił dobermana, a następnie Patricka? Dlaczego to zrobił? Czy przez to, że Patrick podczas zakrapianego alkoholem wieczoru zdradził Isabelle sekrety Skytoday Corporation? George zaczął się zastanawiać, czy teraz niebezpieczeństwo nie grozi też tej kobiecie. Przecież dowiedziała się wielu rzeczy, których nie powinna wiedzieć. Jak należy interpretować ostatnie zdanie umowy w zakresie poufności: W razie złamania niniejszych postanowień pracodawca jest uprawniony do użycia wszelkich niezbędnych środków w celu zneutralizowania potencjalnych konsekwencji wynikających z przekazania poufnych informacji? „A co, jeśli to ja kiedyś przez przypadek powiem za dużo Mary czy Charlotte? Goldberg wyśle łowcę? Muszę jak najszybciej zrezygnować z pracy w tej firmie” — pomyślał.
George wrócił do mieszkania, wyciągnął umowę i otworzył na stronie jedenastej, gdzie znajdował się punkt numer 64: W przypadku wypowiedzenia umowy przez pracownika w ciągu pierwszych 90 dni — pracownik zobowiązuje się do wykonania przelewu na rachunek bankowy Skytoday Corporation kwoty będącej dwudziestokrotnością jego miesięcznego wynagrodzenia. Pracował w Skytoday Corporation dopiero miesiąc i postanowił, że wytrzyma jeszcze dwa miesiące, po czym definitywnie zakończy współpracę z firmą. Żadne pieniądze nie są warte ryzyka, na które naraża siebie i swoją rodzinę.
— Ralph, a ty co o tym myślisz? — powiedział w kierunku swojego ośmioletniego kundelka.
Piesek podbiegł radośnie do właściciela i polizał go po twarzy.
Wkrótce potem George usłyszał dźwięk przekręcanego w zamku klucza i do mieszkania weszła Mary.
— Cześć, kochanie, jak tam minął ci dzień? — zapytał żonę.
— Cześć, misiu, jestem podekscytowana — odparła radośnie. — Dzisiaj szef restauracji powiedział, że docenia moje zaangażowanie oraz profesjonalizm i chciałby mi zaproponować awans na stanowisko kierownika sali. Co o tym sądzisz?
— To świetnie, jestem z ciebie bardzo dumny! Wiedziałem, że jesteś bardzo dobrym pracownikiem i że twój wysiłek zostanie doceniony — uśmiechnął się George.