Rozdział I
Ranek rozpoczął się jak każdy inny. Marko zerwał się z łóżka później niż zwykle, a widząc wskazówki zegara, zaczął się gorączkowo ubierać. Zbiegł po schodach, łapiąc szybko śniadanie przygotowane przez matkę. Krótka wymiana zdań, w której matka życzyła mu miłego dnia, a Marko odpowiedział pośpiesznie, że się śpieszy, po czym wybiegł z domu.
Szkoła nie była daleko, ale i tak musiał przyspieszyć kroku, by zdążyć na czas. Tego dnia miało odbyć się uroczyste zakończenie roku szkolnego. Dla Marko oznaczało to nie tylko początek wakacji, ale także rozstanie z codziennymi spotkaniami z Alice, przynajmniej na jakiś czas. Choć wakacje powinny cieszyć, myśl o tym, że nie będzie widział jej codziennie, budziła w nim pewien niepokój. Miał dodatkową motywację — spotkanie ze swoją najlepszą przyjaciółką, Alice, która była dla niego kimś więcej niż tylko przyjaciółką z osiedla. Skrycie podkochiwał się w niej od dłuższego czasu, choć nigdy nie miał odwagi jej tego wyznać. Widok jej uśmiechu był dla niego najlepszym początkiem dnia.
Gdy dotarł do szkoły, na chwilę zatrzymał się, aby złapać oddech. Przed nim wznosiła się fasada Szkoły — budynek o nowoczesnej architekturze, z dużymi oknami, które wpuszczały dużo naturalnego światła. Wysokie, masywne kolumny podtrzymywały dach nad głównym wejściem, dodając budynkowi elegancji. Przed wejściem rosły niskie krzewy, otoczone starannie przyciętą trawą i wysypaną kamieniami ścieżką. To tutaj Marko codziennie zaczynał swój dzień, mając nadzieję, że każdy z nich przyniesie coś wyjątkowego.
Zobaczył Alice stojącą przy wejściu, czekającą na niego. Uśmiechając się szeroko, podbiegł do niej. „Cześć, Alice!” — zawołał.
„Cześć, Marko! Jak się masz?” — odpowiedziała Alice z entuzjazmem.
„Wiesz, trochę się spóźniłem, ale poza tym wszystko w porządku” — odpowiedział, starając się ukryć zmęczenie.
„To dobrze. Mam dla ciebie niespodziankę, ale musisz poczekać do końca uroczystości” — powiedziała tajemniczo.
Marko poczuł, jak jego serce przyspiesza. „Niespodzianka? Nie mogę się doczekać!” — odpowiedział, choć w jego głosie słychać było nutę niepewności. Przez cały dzień myśl o niespodziance Alice nie dawała mu spokoju. Ceremonia zakończenia roku szkolnego dłużyła się jak nigdy wcześniej. Każda minuta wydawała się ciągnąć w nieskończoność, a myśli Marko błądziły wokół słów Alice. Zastanawiał się, co mogła dla niego przygotować.
Gdy wreszcie uroczystość dobiegła końca, a uczniowie zaczęli się rozchodzić, Marko szybko spakował swoje rzeczy i pobiegł do miejsca, gdzie umówili się z Alice. Dziewczyna już tam była, machając do niego z uśmiechem na twarzy.
„Hej, Alice! Co to za niespodzianka?” — zapytał, starając się ukryć swoje podekscytowanie.
Alice uśmiechnęła się jeszcze szerzej. „Chciałam ci powiedzieć, że mój nowy chłopak, Tyler zaprosił mnie na przyjęcie i chce, żebym zabrała ze sobą kogoś, kogo lubię. A poza tym to będzie impreza na cześć końca szkoły! Pomyślałam o tobie, Marko. Co ty na to?”
Marko poczuł, jak jego serce na chwilę przestaje bić. Starał się zachować pokerową twarz, choć w środku czuł mieszankę żalu i smutku. „To świetnie, Alice. Bardzo się cieszę, że mnie zaprosiłaś. Kiedy mamy się spotkać?”
„Przyjdź do mojego domu o siódmej. Razem pójdziemy na przyjęcie. To będzie super zabawa!” — odpowiedziała Alice, nieświadoma emocji, które targały Marko.
Chłopak skinął głową, starając się uśmiechnąć. „Jasne, będę tam. Dzięki, Alice.”
Pożegnali się, a Marko ruszył w stronę domu, czując, jakby jego serce było o kilka ton cięższe. Choć na zewnątrz starał się wyglądać radośnie, wewnątrz czuł, że coś w nim pękło. Alice, jego przyjaciółka, była z kimś innym. Jednak mimo to, postanowił pójść na przyjęcie, choćby po to, by spędzić czas z nią, nawet jeśli nie mógł jej mieć tylko dla siebie.
Marko wiedział, że ten dzień zapamięta na długo, jako moment, kiedy jego uczucia do Alice musiały zmierzyć się z rzeczywistością. Teraz jednak musiał przygotować się na wieczór, który miał być dla niego prawdziwą próbą siły i wytrzymałości emocjonalnej. Czekała go impreza u Tylera, gdzie wszyscy będą świętować koniec szkoły i początek wakacji — radosne wydarzenie, które dla Marko miało jednak posmak goryczy.
Rozdział II
Marko czuł, jak ciężar decyzji przytłaczał go z każdą minutą. Przez całą drogę na przyjęcie walczył z sobą, by nie zawrócić. Ostatecznie postanowił jednak pójść — nie chciał zawieść Alice, nawet jeśli jego serce krwawiło na myśl o tym, co miało nadejść.
Dom Tylera, gdzie miało odbyć się przyjęcie, był położony na spokojnym przedmieściu, otoczony dużym, zadbanym ogrodem, który rozciągał się aż po linię drzew w tle. Dwupiętrowy budynek o jasnobeżowej fasadzie i brązowym dachu sprawiał wrażenie przytulnego miejsca, gdzie można odpocząć od zgiełku miasta. Na parterze, przed głównym wejściem, znajdował się szeroki taras z drewnianymi ławkami i stołem, gdzie goście mogli usiąść i cieszyć się świeżym powietrzem. Obok tarasu, niemal ukryta w gęstwinie pnączy, stała altana. Jej ciemny dach i drewniane podpory dodawały całości wiejskiego uroku, a zielone liście oplatały ją, jakby chroniąc przed światem zewnętrznym. Na środku trawnika znajdował się hamak, kołyszący się lekko na delikatnym wietrze, jak zapowiedź nadchodzącego lata.
Jednak mimo idyllicznej scenerii, atmosfera w domu była napięta. Od samego początku Marko czuł, że nie jest mile widziany. Przyjaciele Tylera patrzyli na niego z góry, traktując go jak intruza w ich gronie. Zawsze był dla nich dziwakiem, kimś, kto nie pasował do ich świata imprez i głośnych żartów. Wyjątkiem była Alice, która uparła się, by zaprosić go na przyjęcie, mimo że Tyler początkowo się temu sprzeciwiał.
Gdy przekroczył próg domu, z każdą chwilą czuł się coraz bardziej nie na miejscu. Światła, muzyka i śmiechy wydawały się być dla niego jedynie tłem. W tłumie bawiących się gości szukał wzrokiem Alice. Widząc ją, poczuł krótką falę ulgi, ale i zazdrości — stała blisko Tylera, który oplatał ją ramieniem, a ona uśmiechała się do niego. Marko zmusił się do podejścia i wymienienia z nimi kilku słów. Tyler, widząc go, od razu podszedł, uśmiechając się szeroko.
„Cieszę się, że przyszedłeś, stary,” powiedział Tyler, klepiąc go po plecach. „Mam nadzieję, że dobrze się bawisz.”
Marko odpowiedział uśmiechem, choć wewnątrz czuł, jakby ktoś wyżerał jego wnętrzności. Wkrótce po tym Tyler, lekko pijany, zaproponował, by wyszli na zewnątrz, z dala od tłumu. Marko, niechętnie, zgodził się.
Gdy znaleźli się na ciemnym, cichym podwórzu, Tyler zaciągnął go w stronę małej altany, z dala od światła bijącego z domu. Usiadł na zimnej ławce i gestem zaprosił Marko, by usiadł obok.
„Słuchaj, Marko,” zaczął Tyler, odchylając głowę do tyłu, jakby przygotowując się na coś trudnego. „Alice mówiła mi, że nie byłeś zbyt chętny, by tu przyjść. Zmartwiło ją to. Nie chciała, żebyś czuł się pominięty.”
Marko poczuł, jak jego serce zaczyna bić mocniej. Nie wiedział, dokąd ta rozmowa zmierza, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nic dobrego z tego nie wyniknie. „Wiesz, miałem trochę wątpliwości, ale ostatecznie zdecydowałem, że warto spróbować,” odpowiedział, starając się ukryć drżenie w głosie.
Tyler przyjrzał mu się uważnie, a jego wyraz twarzy stężał. „Wiem, co do niej czujesz, Marko,” powiedział wprost, bez żadnego wstępu. „Ale musisz wiedzieć, że Alice nigdy nie spojrzy na ciebie tak, jak na mnie.”
Słowa te były jak uderzenie w twarz. Marko zamarł, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszał. Tyler kontynuował, a w jego głosie pojawiła się nutka triumfu. „Jestem z nią, a tej nocy… tej nocy zamierzam pójść z nią dalej. Myślę, że rozumiesz, co mam na myśli.”
Marko poczuł, jak jego świat wali się w gruzy. Czuł, jakby był w transie. Tyler, nieświadomy burzy emocji, która przetaczała się przez umysł Marko, uśmiechnął się drwiąco. W tym momencie coś w Marko pękło.
Bez chwili zastanowienia, z zimnym spokojem, Marko sięgnął do rękawa swojego swetra, starannie ukrywając ruch przed Tylerem. Włożył rękę do rękawa, by wyciągnąć pobliski kamień, który od razu przyciągnął jego uwagę. Kamień był duży i ciężki, idealny do tego, co miał w planach. Tyler nawet nie zdążył zareagować, gdy Marko zamachnął się i z całej siły uderzył go w głowę.
Tyler padł na ziemię bezgłośnie, krew zaczęła spływać z jego rany, tworząc ciemną kałużę na ziemi. Marko poczuł, jak fala adrenaliny przechodzi przez jego ciało. Ale to nie wystarczyło. Upewnił się, że Tyler na pewno nie żyje, uderzając go jeszcze raz, z jeszcze większą siłą. Potem, kierując się impulsem, wyciął na przedramieniu Tylera symbol, który teraz wyrył się w jego umyśle.
Symbol przypominał prosty, lecz złowieszczy znak — przypominający kształt strzałki lub ostrza skierowanego ku dołowi. Górna część była wąska i wydłużona, przechodząc w ostry szpic, podczas gdy dolna część miała symetryczne wycięcie, które nadawało znakowi złowieszczy, niemal rytualny charakter. Każdy ruch dłoni Marko był dokładny, niemal mechaniczny, jakby jego umysł wyłączył się z rzeczywistości.
Kiedy skończył, spojrzał na swoją pracę, po czym odrzucił kamień na bok. Oddychał ciężko, a jego serce waliło, jakby chciało wyrwać się z piersi. Po czym ruszył z powrotem w stronę domu Tylera.
Wszedł do środka, jakby nic się nie stało, a śmiechy i muzyka uderzyły go z pełną siłą. Nikt nie zauważył jego nieobecności, a on sam czuł się jak w innym świecie. Przyjaciele Tylera nawet nie starali się ukrywać niechęci, którą czuli do niego. Każdy ich gest, każde spojrzenie mówiło jedno: „Nie pasujesz tu, Marko.” Ale dla Alice byli gotowi zrobić wyjątek.
Z uśmiechem przywitał Alice, która natychmiast do niego podeszła.
„Marko, gdzie byłeś? Szukałam cię,” zapytała z troską w głosie.
„Byłem w ubikacji,” skłamał, starając się, aby jego głos brzmiał naturalnie. „Wszystko w porządku, nie martw się.”
Alice spojrzała na niego, jakby przez chwilę chciała go prześwietlić wzrokiem, ale ostatecznie tylko przytaknęła i wróciła do rozmowy z innymi. Marko stał obok niej, udając zainteresowanie. Lecz dla niego tamta noc była końcem pewnego etapu — i początkiem czegoś zupełnie nowego.
Rozdział III
Marko leżał na łóżku w swoim pokoju, wpatrując się w sufit. Ciemność nocy otulała go, a w głowie kłębiły się wspomnienia z wczorajszego wieczoru. W myślach wracał do chwili, kiedy wbił kamień w głowę Tylera. Czuł pulsującą satysfakcję, triumf nad swoim rywalem. To uczucie było dla niego jak narkotyk, niesamowicie uzależniające. Przypominał sobie każdy szczegół — zimną krew, pewność siebie, której nigdy wcześniej nie znał, i ostateczny moment, w którym Tyler przestał oddychać. Duma rozlewała się po jego ciele niczym fala ciepła. Wiedział, że dokonał czegoś nieodwracalnego, ale to go nie przerażało. Wręcz przeciwnie, cieszył się, że Alice już nigdy nie spojrzy na Tylera. Teraz była wolna, a on miał w końcu szansę na coś więcej.
W tym samym czasie, kilka przecznic dalej, Fabian, najlepszy przyjaciel Tylera, nie miał tak spokojnej nocy. Kiedy o świcie odnalazł ciało przyjaciela, ogarnęło go przerażenie i niedowierzanie. Zszokowany, natychmiast zgłosił to na policję. Miejsce zbrodni szybko zostało zabezpieczone, odciski palców pobrane, a zdjęcia dokładnie dokumentowały każdy szczegół. Wszelkie dowody zostały przesłane do komisarza Richarda Scotta, doświadczonego śledczego, który miał zająć się tą sprawą.
Richard znany z metodycznego podejścia i bezwzględnego dążenia do prawdy, od razu zajął się analizą sprawy. Pierwszym, co zwróciło jego uwagę, był dziwny symbol wycięty na przedramieniu ofiary.
Wydawało się, że morderca zostawił celowy ślad, coś, co mogło wskazywać na głębszy motyw. Richard, czując, że ten symbol może być kluczem do całej zagadki, postanowił zająć się nim szczególnie dokładnie.
Tymczasem aspirant Frank Crowle, bliski przyjaciel Richarda, otrzymał zadanie przesłuchania uczestników imprezy. Spotkanie odbyło się w lokalnym komisariacie, gdzie osoby bawiące się na imprezie zostały wezwane na rozmowę. Marko, choć w głębi duszy był zaniepokojony, nie dawał tego po sobie poznać. Cała ta sytuacja wydawała mu się jednocześnie surrealistyczna i zabawna. Widok policjantów, którzy z powagą próbowali rozwikłać zagadkę, której odpowiedź leżała w jego rękach, wzbudzał w nim coś na kształt perwersyjnej rozrywki.
Podczas przesłuchania Marko zdołał zachować zimną krew. Wiedział, że jego historia musi być spójna i wiarygodna. Na pytania odpowiadał z odpowiednią dawką obojętności, nie zdradzając żadnych emocji. Mimo że odciski palców zostały zabezpieczone, brakowało innych dowodów mogących powiązać go z morderstwem. W dodatku fakt, że morderca użył przypadkowego kamienia znalezionego w pobliżu, sprawiał, że cała zbrodnia wyglądała na działanie impulsywne i niezaplanowane. Wszystko to sprzyjało Marko, który czuł, że jak na razie jest poza podejrzeniami.
Po nieudanym przesłuchaniu, Marko poczuł potrzebę zobaczenia Alice. Znalezienie jej okazało się nie być trudne — Alice spędzała czas w swoim pokoju, zdezorientowana i smutna. Gdy Marko zapukał do jej drzwi, otworzyła mu, a w jej oczach zobaczył mieszankę smutku i niedowierzania. „Alice, chciałem cię zobaczyć,” powiedział łagodnie. „Chciałem złożyć ci kondolencje… to straszne, co się stało. Obiecuję, że ktokolwiek to zrobił, poniesie surową karę.”
Alice spojrzała na niego z wdzięcznością i przytuliła się do niego, szukając w nim oparcia. Dla Marko było to niemalże jak przyznanie, że podjął słuszną decyzję. Czując jej ciepło, był pewien, że pozbycie się Tylera było krokiem w dobrą stronę. Alice spojrzała mu w oczy i powiedziała: „Za trzy dni odbędzie się pogrzeb. Dobrze by było, gdybyś przyszedł.”
Marko poczuł, jak jego serce zamarza na chwilę. Pogrzeb był ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę, ale wiedział, że musi zachować pozory. „Oczywiście, Alice. Będę tam dla ciebie,” odpowiedział, próbując ukryć swoją niechęć.
Kiedy Alice pożegnała się z Marko, aby wrócić do swojego pokoju, Richard pogrążył się w analizie sprawy. Symbol na przedramieniu ofiary nie dawał mu spokoju. Przeglądał różne archiwa, próbując znaleźć jakiekolwiek powiązania, które mogłyby rzucić światło na znaczenie tego znaku. Richard wiedział, że rozwiązanie tej zagadki może być kluczem do zrozumienia motywów mordercy.
Marko, wiedząc, że musi przeczekać całą sytuację, starał się nie wzbudzać podejrzeń. Każdy dzień dłużył się w nieskończoność, aż w końcu nadszedł czas pogrzebu. Marko zjawił się na cmentarzu w ciemnym garniturze, z odpowiednio smutnym wyrazem twarzy. Rodzina i przyjaciele Tylera zgromadzili się, by złożyć ostatnie pożegnanie. Alice była załamana, a widok jej łez wzmocnił w Marko przekonanie, że wszystko, co zrobił, było słuszne.
Kiedy przyszedł czas na pożegnanie, Marko podszedł do trumny i spojrzał na nią z udawaną troską. „Będzie nam cię brakowało, Tyler,” powiedział, a na jego twarzy pojawił się ledwie dostrzegalny cyniczny uśmiech.
Po ceremonii, Alice została sama przy grobie, kontemplując życie bez Tylera. Marko, chcąc wykazać się troską, zaproponował pomoc, ale Alice odrzuciła jego ofertę. „Chcę być teraz sama,” powiedziała cicho. Marko skinął głową, ale wiedział, że nie zamierza się wycofać. Wręcz przeciwnie, jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Skoro policja zaczęła interesować się sprawą, a mimo to nie udało im się nakierować na sprawcę, czemu by się z nimi nie zabawić? Myśl ta wzbudzała w nim nową falę ekscytacji.
Marko czuł, że gra dopiero się zaczynała, a on zamierzał w nią grać według swoich zasad.
Rozdział IV
Minęły cztery dni od morderstwa Tylera, a śledztwo utknęło w martwym punkcie. Policja nie była w stanie określić tożsamości sprawcy, a dowody, które mieli, były zbyt skąpe, by doprowadzić do jakiegokolwiek przełomu. Tymczasem Marko, odczuwając coraz większą pewność siebie, skupił się na swoim codziennym życiu, jak gdyby nic się nie wydarzyło.
W swoim pokoju, siedząc przy biurku, naprawiał pozytywkę, którą jego matka otrzymała lata temu od ojca. Miał wrażenie, że każda sprężyna i mechanizm w tym małym urządzeniu działały na zasadzie logicznej precyzji, podobnie jak jego własny plan. Praca nad drobnymi częściami go uspokajała, a dźwięki cichego, nie do końca złożonego mechanizmu przypominały mu o równowadze, którą musiał zachować.
Nagle zadzwonił telefon. Była to Alice. „Chciałabym wyjść na spacer. Może się spotkamy?” — jej głos brzmiał tak niewinnie, tak normalnie, że Marko poczuł falę ciepła. Odłożył narzędzia, ledwie powstrzymując się przed tym, by natychmiast nie rzucić pozytywki na bok. „Jasne, skończę to później” — powiedział do siebie, wychodząc z pokoju z uśmiechem na twarzy.
Spotkali się przy wejściu do parku, w którym Alice uwielbiała spędzać czas. Park był spokojnym, urokliwym miejscem, położonym na obrzeżach miasta. W jego centrum znajdował się owalny staw, z wysepkami traw i sitowia, który przyciągał spacerowiczów swoim malowniczym widokiem. Ścieżki, które wiodły przez park, były wybrukowane i lekko pofalowane, prowadząc zarówno w stronę wody, jak i niewielkiego wzniesienia, z którego można było podziwiać miasto i otaczające je wzgórza. To było ich miejsce — miejsce, gdzie patrzyli na pływające łabędzie i podziwiali widok na miasto z niewielkiego wzgórza. Spacerowali wzdłuż stawu, rozmawiając o codziennych sprawach, jakby ostatnie wydarzenia nie miały na nich żadnego wpływu. Alice wydawała się spokojna, choć w jej oczach wciąż czaił się cień smutku.
W pewnym momencie Marko dostrzegł duże, białe piórko unoszące się na wodzie. Wyłowił je i z delikatnością włożył za ucho Alice. „Ładnie wyglądasz” — powiedział, patrząc na nią z uśmiechem. Alice odwzajemniła uśmiech, choć jej oczy zdradzały, że jej myśli wciąż błądzą wokół śmierci Tylera.
Marko i Alice wracali z parku, ciesząc się krótką chwilą spokoju, kiedy na ich drodze stanął Fabian. Jego twarz była wykrzywiona gniewem, a spojrzenie pełne wyrzutów. „To tak?” — syknął, patrząc prosto na Alice. „Tyler nie żyje, a ty już bawisz się z innym?”.
Alice spuściła głowę, jej usta drgnęły, a w oczach pojawiły się łzy. „Fabian, to nie tak…” — próbowała się tłumaczyć, ale Fabian już nie chciał słuchać. Jego wzrok przesunął się na Marko, który stał obok niej, spokojny, niemal obojętny na całą sytuację.
„Przepraszam, Marko. Muszę wrócić do domu” — powiedziała Alice cicho, unikając spojrzenia obu chłopaków. „Odprowadzić cię?” — zapytał Marko, starając się brzmieć troskliwie. Alice pokręciła głową. „Nie, dam sobie radę, dziękuję.” Po czym odeszła, zostawiając ich samych.
Gdy tylko Alice zniknęła za rogiem, Marko spojrzał na Fabiana. W jego oczach błyszczała mieszanka pogardy i chłodnej kalkulacji. „Wiesz co?” — zaczął Marko spokojnym tonem, który jednak zdradzał, że nie zamierza udawać.
Marko przyjrzał się Fabianowi, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. „Tyler nie był takim świętym, za jakiego go uważasz. Chciał tylko wykorzystać Alice. Nie zależało mu na niej.”
Fabian przymrużył oczy, zastanawiając się nad słowami Marko. „Jak możesz tak mówić? Tyler nigdy nie skrzywdziłby Alice.”
Marko zrobił krok do przodu, zmniejszając odległość między nimi. „Powiedział mi to” — odpowiedział cicho, niemal szeptem. „Zanim go zabiłem.”
Fabian zamarł, jego oczy powoli rozszerzały się w przerażeniu i niedowierzaniu. „Co ty właśnie powiedziałeś?” — zapytał, ale w jego głosie słychać było już tylko cień dawnego gniewu, teraz zastąpionego strachem.
Fabian poczuł, jak całe jego ciało przechodzi dreszcz, a oczy otworzyły się szeroko w szoku. „To ty…” — zaczął mówić, ale Marko przerwał mu, popychając go z całej siły zaciśniętymi pięściami. Fabian poleciał w dół z krawędzi wzgórza.
Wzgórze, z którego Fabian spadł, było częścią klifu. Kamienne urwisko, w niektórych miejscach strome i pełne niestabilnych głazów, tworzyło dramatyczny kontrast z zielenią parku powyżej. Marko nie ruszył się z miejsca, dopóki nie usłyszał głuchego uderzenia ciała o kamienie poniżej. Powoli, bez pośpiechu, zszedł na dół, jego twarz była pozbawiona jakichkolwiek emocji. Fabian leżał na plecach, próbując złapać oddech, a z jego ust spływała krew. Marko ukląkł obok niego, obserwując, jak z każdą chwilą Fabian słabnie. Gdy jego oczy powoli traciły blask.
„Ty… ty naprawdę to zrobiłeś” — Fabian szeptał, próbując złapać oddech. „Dlaczego?”
Marko ukląkł obok niego, patrząc na jego twarz. „Bo mogłem. Bo był przeszkodą. A ty jesteś teraz tylko kolejną.” Marko wsunął ręce w dwa plastikowe woreczki, które zawsze przy sobie nosił, aby nie zostawić żadnych odcisków palców. Delikatnie wyciągnął kartkę, na której wcześniej coś napisał, i wsunął ją do kieszeni Fabiana. Gdy upewnił się, że nie pozostawił żadnych śladów, rozejrzał się dookoła. Jego wzrok padł na leżącą niedaleko szklaną butelkę, która wyglądała na świeżo wyrzuconą. To było idealne narzędzie.
Złapał butelkę, rozbił ją o kamień, tworząc prowizoryczny, ostry odłamek szkła, i precyzyjnie zaczął wycinać na dłoni Fabiana symbol, taki sam, jaki wyciął na przedramieniu Tylera. Z każdym ruchem czuł, jakby zostawiał kolejną wiadomość, kolejny znak, który miał za zadanie skomplikować śledztwo. Gdy skończył, odsunął się i przyjrzał swojemu dziełu. Fabian już nie żył.
Podniósł się, otrzepał ubranie z piasku i kurzu, a następnie spokojnym krokiem wrócił w kierunku swojego domu. Wchodząc do pokoju, spojrzał na niedokończoną pozytywkę. „Czas skończyć to, co zacząłem” — powiedział do siebie, siadając przy biurku.
Rozdział V
Policja otrzymała kolejne wezwanie, tym razem dotyczące znalezionego ciała nastolatka, który najwyraźniej spadł z urwiska. Na miejscu zdarzenia przystąpiono do przeszukania terenu i przeglądania zwłok. Nie znaleziono żadnych odcisków palców, a ślady butów były rozmazane i niewyraźne, co tylko utrudniało śledztwo.
Komisarz Richard Scott natychmiast zwrócił uwagę na symbol wyryty na ciele ofiary, który już wcześniej widział w innej sprawie. Aspirant Frank Crowle przeszukał kieszenie zmarłego i znalazł kartkę z dziwną kombinacją liter, zapisaną za pomocą maszyny do pisania. Pod kartką widniał podpis „Ink R.S.”, co sugerowało, że może to być pseudonim zabójcy:
EFHHIILOOSST
DEHIKLNOORSW
ACEFHNOOSTTW
EEEFFHIMNOSY
AEFHILLOORSW
AILLNOOPPRSW
DEEELNSSSUUV
EEEGHHIORTTW
ACEFGHIINNORS
— Ink R.S.
Richard wziął kartkę do ręki i zastygł na chwilę. Początkowo myślał, że to jakiś przypadkowy zlepek liter, ale gdy jego wzrok przesuwał się po linijkach, poczuł, jakby powoli zaczynał rozumieć wagę tej wiadomości. "Co to jest?" — powiedział cicho, bardziej do siebie niż do Franka, a jego głos zdradzał napięcie. Uniósł kartkę wyżej, by lepiej przyjrzeć się literom w nikłym świetle.
„Zabójca bawi się z nami,” wymamrotał z niesmakiem. „Nie dość, że zostawia symbole na ciałach, to teraz mamy do czynienia z zakodowanymi wiadomościami.” Jego oczy stały się twarde, zimne jak stal. "Musimy to złamać. Jeśli to szyfr, może to być klucz do zrozumienia, co on planuje dalej. Ta gra się dopiero zaczyna."
„Co robimy dalej?” – zapytał Frank, zaniepokojony złożonością sprawy.
Richard ukląkł przy ciele, badając szczegóły. „Zabierzcie ciało i poczekajmy na zgłoszenie rodziców o zniknięciu syna. Musimy prowadzić śledztwo, ale nie możemy dopuścić do wybuchu paniki.”
---
Tymczasem Marko wiedział, że policja może szybko połączyć fakt, że obaj zmarli byli jego znajomymi. Zdecydował, że musi odsunąć od siebie podejrzenia. Idąc w stronę domu Alice, zauważył jej sąsiada naprawiającego samochód na swojej posesji.
Dom sąsiada Alice był typowym, wiejskim domem, który wywoływał w Marko poczucie dziwnego niepokoju. Był to dwupiętrowy, zadbany budynek w jasnym, kremowym kolorze z dużym, przestronnym podwórkiem. Słońce chyliło się ku zachodowi, a jego promienie odbijały się od ciemnoczerwonego dachu domu, nadając mu ciepły, złocisty blask. Obok domu znajdował się duży garaż, w którym sąsiad pracował nad swoim samochodem, nieświadomy tego, co za chwilę miało się wydarzyć.
Marko poczuł, że to może być okazja, której szukał.
Z rękoma schowanymi w rękawy, by nie zostawić odcisków palców, podszedł do garażu, który sąsiadował z domem. Ściana z narzędziami była uporządkowana jak w laboratorium – każde narzędzie miało swoje wyznaczone miejsce. Na hakach wisiały młotki, śrubokręty, szczypce i klucze. Półki były pełne puszek farby, smarów i innych materiałów, a na stole leżały porozrzucane śruby i nakrętki, które sąsiad najpewniej miał zamiar wykorzystać w naprawie. Marko cicho wyciągnął śrubokręt, starając się nie zrobić hałasu.
Obserwując moment, kiedy mężczyzna wyszedł spod samochodu, Marko szybko wbił śrubokręt w jego brzuch. Następnie wyjął go i uderzył w szyję, a potem znowu w brzuch. Kiedy mężczyzna upadł, Marko wyrył na ciemnosrebrnym lakierze samochodu symbol, a potem przymocował kolejną kartkę z kolejną wiadomością do ściany za pomocą śrubokręta.
AAEHLOPSTTVW
AEEEFLLMNNOO
ABEHLLNOORSS
ABEHLNORTTUY
DEEHIINPRSWW
ACHHHIIPSSTW
AAEHIKKLLNST
AAEEHINPPSTT
ABDILNOORSTT
AEEEHHINRTTV
AABEEEHRRSTY
CEEEINRRSTVY
BEEHIPRRTT
— Ink R.S
Po zakończeniu tej brutalnej sceny, Marko ruszył z powrotem w stronę domu, gotowy dokończyć coś innego. Na stole w jego pokoju leżała delikatna pozytywka, którą naprawiał dla swojej matki. Pozytywka była niewielkim, misternie wykonanym przedmiotem, zdobiona motywami kwiatowymi. Złote elementy błyszczały, a delikatne mechanizmy wewnątrz po naprawie zaczęły działać ponownie, wydając spokojne, melancholijne dźwięki. Na wierzchu pozytywki znajdował się delikatny, kręcący się baletnica, która poruszała się w rytm muzyki.
Kiedy naprawił pozytywkę, wręczył ją swojej matce.
„Naprawiłeś ją?” – zapytała mama z uśmiechem, przyglądając się starannie odrestaurowanej pozytywce.
„Musiałem znaleźć jeszcze jedną część, dlatego mnie nie było” — odpowiedział Marko, dając jej pozytywkę i ukrywając swoje prawdziwe intencje za maską synowskiej troski.
Rozdział VI
Marko obudził się, gdy jego telefon zawibrował na nocnym stoliku. Przetarł oczy i sięgnął po telefon — wiadomość od Alice.
Alice: Marko, widziałeś Fabiana wczoraj wieczorem, jak wracał do domu? Nie wrócił na noc, a jego rodzice zaczynają panikować. Policja go szuka.
Marko poczuł, jak w jego głowie pojawia się niepokój, ale starał się zachować spokój. Zaczął pisać odpowiedź, celowo opóźniając reakcję.
Marko: Nie, nie widziałem go. O co dokładnie chodzi?
Telefon szybko zawibrował ponownie.
Alice: Nie wrócił do domu. Ostatni raz widziałam go z nami w parku, potem się rozdzieliliśmy. Jego telefon nie odpowiada, a rodzice nie mają pojęcia, gdzie może być. Zniknął, Marko.
Marko przeczesał włosy palcami, starając się brzmieć spokojnie, choć w środku czuł, jak ciśnienie rośnie.
Marko: Może gdzieś po prostu poszedł i nie dał znać. Na pewno się znajdzie.
Po chwili Alice znowu napisała.
Alice: Mam nadzieję, ale coś jest nie tak. Fabian zawsze daje znać, jeśli się gdzieś wybiera… To do niego niepodobne.
Marko przez chwilę zastanawiał się, co odpisać. Musiał być ostrożny.
Marko: Nie ma co od razu panikować. Na pewno wszystko jest w porządku.
Chciał zakończyć rozmowę, ale wtedy Alice dodała coś, co wytrąciło go z równowagi.
Alice: I jeszcze jedna rzecz… Nasz sąsiad zmarł wczoraj. Dostał zawału. To wszystko jest jakieś dziwne.
Marko: Co masz na myśli?
Alice: Nie wiem, może nic… Ale widziałam, jak policja kręciła się po jego garażu. To wszystko wyglądało jakoś… niepokojąco.
Marko zmarszczył brwi. Wiedział, że nie powinien dać się wciągnąć w rozmowę o sąsiedzie, ale też nie mógł sprawiać wrażenia, że go to nie obchodzi.
Marko: Policja zawsze sprawdza takie rzeczy. Może to tylko rutyna. Nie przejmuj się tym.
Alice długo nie odpisywała, co sprawiło, że Marko poczuł lekki niepokój. W końcu zobaczył kolejną wiadomość.
Alice: Nie wiem, Marko. Jakoś źle się z tym wszystkim czuję. Fabian zniknął, teraz ten sąsiad… Czuję, że coś jest nie tak.
Marko: Na pewno się wyjaśni. Daj mi znać, jak czegoś się dowiesz.
Alice: Tak, na pewno… Dzięki, że odpisałeś.
Marko odłożył telefon i odetchnął głęboko. Wiedział, że Alice zaczyna się martwić coraz bardziej. A to mogło skomplikować sprawy.
W biurze, Rich siedział przy biurku, jego myśli były jak splątane nici, które starał się rozwikłać. Sprawa zaczynała nabierać kształtów, ale wciąż brakowało mu jednego kluczowego elementu. Znalazł potencjalne powiązanie między ofiarami, a Alice, jednak nie miał na to dowodów. Wiedział, że jeśli będzie miał rację, Ink zaatakuje ponownie. Ale czy powinien czekać, aż dojdzie do kolejnego morderstwa? W głowie Richarda toczyła się walka.
Przysięgał, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by powstrzymać zabójcę, ale teraz wiedział, że bez kolejnego ruchu Inka, jego teoria pozostanie tylko domysłem. Pragnął złapać go przed kolejną zbrodnią, ale musiał mieć pewność. Gdyby się mylił, mógłby stracić szansę na złapanie Inka na zawsze.
„Jak daleko jestem gotów się posunąć?” — myślał Rich. „Czy pozwolę mu zabić, by uratować kolejne życia? Czy znajdę inne wyjście, zanim będzie za późno?”
W tej chwili drzwi do jego biura otworzyły się gwałtownie. Frank wszedł, trzymając w ręku plik papierów.
— „Rich, mamy coś nowego na temat szyfru!” — oznajmił z entuzjazmem.
Richard podniósł na niego wzrok, próbując wyrwać się z wiru myśli:
— „Co macie?” — zapytał, starając się brzmieć rzeczowo, choć w jego głosie dało się wyczuć napięcie.
Frank usiadł naprzeciwko, układając papiery na biurku:
— „Nie rozkodowaliśmy tego jeszcze w pełni, ale zaczynamy rozumieć, jak to działa. Ink podzielił tekst na 12-literowe części, a potem każdą z nich ułożył alfabetycznie. To jak układanka, gdzie każda część musi pasować do następnej, ale jeszcze nie wiemy, co te części oznaczają.”
Richard spojrzał na Franka, jego umysł próbował przyswoić te informacje. Z jednej strony czuł ulgę, że jest postęp, z drugiej zaś, wiedział, że czas ucieka.
— „Czyli mamy jakiś postęp, ale nie mamy jeszcze rozwiązania,” powiedział Rich powoli. „Co potrzebujecie, by to odkodować?”
Frank spojrzał na niego, uśmiechając się nieco niepewnie:
— „Czasu. To skomplikowane, ale jeśli uda nam się odpowiednio poskładać te puzzle, możemy odkryć coś, co nam pomoże.”
Rich pokiwał głową. Czasu właśnie mu brakowało. Czasu, który mógł kosztować kolejne życie.
Marko wracał do domu, myśląc o nadchodzącym obiedzie. Chciał, żeby wszystko było perfekcyjne. Gdy dotarł do domu, zapytał matkę, czy Alice mogłaby wpaść na kolację.
— „Oczywiście, Marko. To ta dziewczyna, która ci się podoba?” — zapytała, uśmiechając się z lekką przekorą.
Marko poczuł, jak jego policzki lekko się rumienią:
— „Jesteśmy przyjaciółmi, mamo. Tylko przyjaciółmi,” odpowiedział cicho, starając się ukryć nutę smutku w swoim głosie.
Matka spojrzała na niego z troską, wiedziała, jak trudno Marko nawiązywać relacje, ale nie chciała naciskać. Wiedziała też, jak ważna jest dla niego Alice.