E-book
2.94
Ameno 3

Bezpłatny fragment - Ameno 3


Objętość:
43 str.
ISBN:
978-83-8245-212-9

I. Praocean pierwotnego lęku

W kosmicznym skarabeuszu Nadia zasiadała na fotelu Izydy. Pod nieobecność kapitana to ona pilotowała pojazd. Ze względu na jego funkcjonalną prostotę radziła sobie bez trudu, wytyczając kurs do układu planetarnego wskazanego przez królową Hatszepsut. Tam, niczym mityczna bogini Izyda, miała wziąć na siebie zadanie odszukania wszystkich części ciała Henena-Ozyrysa i sprawić, że drogi jej mężczyzna zmartwychwstanie.

Cena? Już jej zapowiedziano, iż będzie wysoka. Ale nie bacząc na nią, sama już zrozumiała, że po prostu musiała ją zapłacić. Inne wyjście nie istniało. Aby podołać zadaniu, największą inspirację czerpała z postaci samego kapitana, jej bohatera, który nie zawahał się ukazać przed nią także swych mrocznych sekretów. Ona również zapragnęła oczyszczenia i odkupienia. Podjęła więc decyzję, by stawić czoła przeciwnościom losu oraz samej sobie i pokonać swe ludzkie słabości, po czym w pewien sposób narodzić się na nowo, już jako godna tego miana bogini.

— Jesteśmy na miejscu — oświadczyła Zahira. — Opuściliśmy układ planet zamieszkały przez enneadę, dziewiątkę staroegipskich bogów, do których sami się zaliczamy. Obecnie zawitaliśmy na teren równie zacnej i boskiej ósemki, mianowicie ogdoady z bóstwami prawód, ciemności, niewidzialności oraz nieskończoności. Tutejsi bogowie stworzyli ponoć u zarania dziejów kosmiczne jajo, z którego wykluł się bóg stwórca. Choć według innej wersji wspomniane jajo zostało złożone przez praptaka, którym był ibis. Lecz niektórzy twierdzą, że nie był to ibis, a raczej kaczka albo też gęś. Tak czy inaczej, jak to w egipskich mitach bywa, nie mamy tu jednoznacznej wykładni pradziejów. Daje to pewne pole do interpretacji, a my do końca nie wiemy, czego możemy się w tej części zaświatów spodziewać. Właściwie to kompletnie tego nie wiemy — podsumowała pani archeolog i kontynuowała: — Niemniej, zgodnie z podsuniętymi przez Hatszepsut wskazówkami, właśnie dotarliśmy nad pierwszą planetę skrywającą w sobie część ciała Henena-Ozyrysa. To wodne ciało niebieskie pradawnych bóstw ogdoady Nun i Nunet. Mamy więc tutaj do czynienia z mitologiczną pramaterią i pierwszym materialnym przejawem bytu pod postacią wody, czyli praoceanem. Żeby odnaleźć tu pożądany element będzie chyba trzeba się trochę zamoczyć i sobie ponurkować. Czy wspominałam już, że nie umiem pływać? — Egipcjanka wymownie spojrzała na Nadię. Ona nic nie odpowiedziała, tylko skierowała kosmicznego skarabeusza tuż nad wodną toń. Ta, początkowo spokojna, pod granatowym niebem ze strzelającymi z niego błyskawicami, nagle pokryła się zmarszczkami. Przywodziły na myśl pomarszczoną skórę boskiej staruchy. Następnie rozszalał się niebotyczny sztorm z falami niczym wypiętrzanymi i opadającymi, wodnymi szczytami.

— Noż! Na samego Posejdona, może jednak zaczniemy od jakiejś spokojniejszej planety? Ta najwyraźniej nie wita nas zbyt przyjaźnie — zauważyła Zahira. Ale Nadia i tym razem nie zwróciła większej uwagi na słowa pani archeolog. Skupiona na zadaniu przebywała jakby we własnym, hermetycznym świecie.

Zdjęła z siebie czarną suknię, rozbierając się do naga. Stanęła w otwartym włazie kosmicznego skarabeusza i złożyła dłonie, jak do modlitwy. Aby stłumić obawy, zamknęła oczy, po czym skoczyła w spienione fale przybierające postać złowrogiej paszczy wodnego stwora.

— Ocipiałaś?! — rzuciła za nią Zahira. Zaś spadająca dziewczyna zderzyła się z wodną powierzchnią i ta ją pochłonęła.


*


Nadia zorientowała się, że przebywa na pontonie płynącym w kierunku zachodzącego słońca. Wzdrygnęła się. Na tym środku transportu nie była sama, a z ludźmi, których rozpoznawała. To uciekinierzy, jak ona, którzy przez Morze Śródziemne płynęli do Europy. Dziewczyna z niechęcią dostrzegła też, że była w swym dawnym, naznaczonym bliznami ciele i czuła dotkliwy ból w złamanej nodze, którą powłóczyła. Jednak w kolejnym momencie zamarła, a paraliżujący strach przeszył ją wręcz na wskroś. Zauważyła tuż koło siebie kobietę siedzącą z młodą dziewczyną. Znała te osoby i wiedziała, co się z nimi, za jej sprawą, stało.

Chwyciła się za głowę i kwiląc, zaczęła się nerwowo kołysać. Drżała na ciele i wszystko, czego pragnęła, to uciec od koszmaru, który znowu przyszło jej przeżywać. Następnie jej kwilenie przeszło w głośne zawodzenie, gdy w pewnej odległości za pontonem rozbrzmiał warkot silnika, a dodatkowo męskie pokrzykiwania.

Zbliżali się przemytnicy. Ludzie, którym nikt z obecnych tu uciekinierów nie zapłacił za prawo przepłynięcia szlaku do Europy, a którzy zamierzali wziąć teraz okrutny odwet. Dlatego do szlochów Nadii dołączyły błagalne prośby i skamlenia innych ludzi w pontonie. Niektórzy wstawali, inni kładli się czy klękali, by wznosić modlitwy, co skutkowało tym, że przepełniony środek transportu coraz mocniej się chybotał.

Nadia pamiętała, co wtedy zrobiła. To wspomnienie było niczym wypalone w jej duszy piętno wyrywające ją potem z niejednego snu z ciałem pokrytym zimnym potem. Ona naprawdę to zrobiła, choć dałaby wiele, aby móc temu zaprzeczyć i wyrwać to wydarzenie z korzeniami ze swego umysłu.

Pod wpływem chwili przepełnionej panicznym strachem zachowała się, jak zaszczute zwierzę, nie człowiek, a już na pewno nie bogini. Niegdyś wypchnęła kobietę z dziewczynką z pontonu. Wpadły do wody i stały się łatwym łupem przemytników. W ten sposób pozostali uciekinierzy nie byli ścigani dalej i nie stała im się krzywda. Ale Nadia przecież wiedziała, na co wówczas skazała tamte istoty. Teraz zaś?

Nagle cały ostatni czas spędzony w innym świecie wydał jej się tylko snem, grą wyobraźni podsuwającej nierealne obrazy i doznania, by za ich sprawą mogła uciec od prawdziwej siebie. Po to, aby nie musiała ciągle doświadczać przemocy, gwałtu i bólu. Tym samym czar egipskiego snu ostatecznie prysł, bo nigdy namacalnie nie istniał i oto przebudziła się do piekła rzeczywistości. Znów była demonem wśród upiorów. Z tą myślą oparła dłonie na plecach kobiety, żeby ją wypchnąć z pontonu, a ocalić siebie.

Jednakże tym razem spojrzała jej w twarz. Miała na oszpeconych policzkach czarne strupy. Efekt ran i poparzeń. Nadia przypomniała sobie własną sylwetkę, ale tę z egipskiego snu. Wspomniała swe odtworzone ciało pokryte czarnymi znamionami niczym stygmatami po ataku na nią. Odczuła na sobie tamten ból, a w głębi siebie cierpienie kobiety, którą zamierzała posłać w wodną toń. Te tak podobne doznania nałożyły się na siebie i wykreowały w niej coś nowego.

Otóż sama poczuła się kobietą, którą zamierzała skazać na śmierć. A skoro w pewnym sensie jakby nią była, odniosła wrażenie, że różnica, która z nich zostanie poświęcona, jest pozorna. Ktoś jednak musiał zostać poświęcony. Tym razem dziewczyna wybrała siebie.

Nagle skoczyła pomiędzy morskie fale w kierunku przemytników. Ci niebawem ją wyłowili i wstrzymali pościg za resztą uciekinierów.

To co wydarzyło się potem, stanowiło najgorszy koszmar, jaki przyszło jej przeżyć. Kiedy jednak mężczyźni znudzili się pastwieniem nad nią, wyczekała na stosowny moment i wyskoczyła z łodzi.

Płynęła prosto w kierunku dna tak długo, aż zabrakło jej powietrza w płucach, które wypełniła sobie wdychaną rozpaczliwie wodą. Po chwili straszliwego cierpienia połączonego z uczuciem rozrywanej od wewnątrz klatki piersiowej nadeszła tęsknie wyczekiwana śmierć. Było to jak oddanie się w matczyne ramiona, gdzie matką była pani wiecznego snu.


*


Wtem Nadia gwałtownie usiadła, wychylając się z otwartego sarkofagu. Pospiesznie oddychała i z przerażeniem wodziła wzrokiem po znanym jej wnętrzu kosmicznego skarabeusza.

— No wreszcie się przebudziłaś, moja ty syreno! — Zahira się uśmiechnęła rozbrajająco i mówiła dalej: — Czekałam tu trzy ziemskie dni w oczekiwaniu, aż się wreszcie wynurzysz. No i bijąc rekord świata w nurkowaniu, zrobiłaś to, do tego nie sama. — Egipcjanka pokazała na fragment podłogi, gdzie leżały męskie ręce. — Dobra robota, złowiłaś, co należało, choć przy okazji chyba się… utopiłaś. Nic to, grunt, że znowu ożyłaś. — Pani archeolog wyciągnęła rękę, aby poklepać dziewczynę po plecach. Ona, dygocąc na ciele, zrobiła unik. Wyszła ze skrzyni, po czym trwożnie się skuliła przy ścianie. — Już dobrze, spokojnie, już po wszystkim — uspokajała bez przekonania Zahira i rzeczywiście wychodziło jej to kiepsko. — Odpocznij sobie, rusałko wodna. Każda kolejna śmierć może trochę wyprowadzać z równowagi. Rozumiem to, jestem przecież uosobieniem empatii. — Egipcjanka uśmiechnęła się krzywo. — Ale jak już się ogarniesz, byle szybko, to bierzemy kurs na następną planetę i misję. — Wobec tych sugestii Nadia mocniej wcisnęła się w ścianę i przecząco pokręciła głową. — Nie? Jak to nie?! Walcz, walcz moje ty dziecko pustyni! I pamiętaj; co cię ostatecznie nie utopi, to też nie spali, czy jakoś tak. Słowem, wierzę w ciebie, jako boską Izydę, dasz radę! — Jedyną odpowiedzią dziewczyny ciągle było jej roztrzęsienie i do kompletu łzy.

II. W oczekiwaniu

Japończycy bez entuzjazmu przyjęli propozycję współpracy z Setem, dotychczasowym wrogiem. Jednak tradycyjnie byli zgodni. Na ich drodze stanął liczniejszy i silniejszy przeciwnik. Dlatego zamiast unieść się dumą i iść na straceńczą konfrontację, po czym ponieść niechybną klęskę, postanowili się przyczaić, przechodząc do defensywy.

Minęło już nieco czasu, odkąd pomogli Setowi w zabiciu Henena-Ozyrysa i w innym układzie gwiazdozbioru Oriona przehandlowali części boskiego ciała kapitana. Obecnie obserwowali owoce tych działań gromadzone przez gniewnego boga z głową szakala.

Przede wszystkim Set posiadł zdolność władania dość enigmatycznymi mocami wody, ciemności, niewidzialności oraz nieskończoności. Wszystko to za sprawą nowych implantów w ciele ofiarowanych mu od pradawnych bogów, a wkomponowanych w jego postać za pomocą sarkofagu regeneracyjnego. Te zabiegi miały na celu uczynienie Seta niepokonanym i przełożyć się na zwycięską konfrontację z Apopem.

Ponadto uległa powiększeniu kosmiczna flota wojenna gniewnego boga. Do przypominających skorpiony pojazdów Babilończyków dołączyły statki kosmiczne w kształcie smoków oraz pająków odpowiednio z załogami Hetytów i Scytów. Słowem, wiele starożytnych nacji zaangażowało się w ochronę światła, nad nimi zaś dowództwo objął właśnie Set.

Po namierzeniu wroga nadciągającego do egipskiego układu armia ta zakotwiczyła się w kosmicznej przestrzeni, aby przeciąć Apopowi drogę. Nadchodził więc czas decydującego starcia. Było ono niezwykle istotne także dla pana Takashi i pani Sakury, którzy nie bacząc na ryzyko, zamierzali podczas walnej bitwy osiągnąć również indywidualne cele.

III. Niewidzialna siła

Amon i Amanuet, czyli bóg i bogini niewidzialności, to kolejne istoty będące w posiadaniu części ciała Henena. Ich świat stanowiła niewidoczna gołym okiem gazowa planeta. Systemy i czujniki na kosmicznym skarabeuszu wykrywały jej ulotne skupiska i wirtualnie zarysowywały kolisty obraz. Ale wizualnie w tym miejscu uwidaczniała się wyłącznie kosmiczna pustka.

Właśnie w nią skoczyła Nadia, czyli wprost w objęcia Amona i Amanuet. Uczyniła to, aby wspomóc zaświaty, Henena, ale też w drodze do boskości zmierzyć się z swymi ludzkimi słabościami i demonami własnej przeszłości.


*


Do uszu dziewczyny doszły rwane odgłosy wystrzałów z karabinów, nieco dalej rozbrzmiały eksplozje bomb. Napawający trwogą dźwięk korespondował aż nazbyt dobrze ze znanym widokiem. Były nim szare szkielety betonowych budynków i masa walającego się gruzu na zniszczonych ulicach. Na nich zaś spalone samochody.

Załamana Jazydka już wiedziała, dokąd i w jaki okres trafiła. Przebywała w znienawidzonym przez siebie miejscu i czasie — Mosulu podczas oblężenia miasta przez armię wyzwoleńczą.

Właśnie przeklinała dziejącą się tu tragedię oraz siebie w jej centrum, kiedy zza pooranej wystrzałami ściany wychynęli uciekinierzy. Kobiety i dzieci, opatuleni w przysypane szarym pyłem ubrania, brnęli cmentarnym gruzowiskiem, pochylając się nisko. Była to nieobca Nadii grupa.

Dziewczyna rozejrzała się uważniej, by dokładniej określić swoją lokalizację. Jej wzrok utkwił w leju po bombie, w którym leżał nadpalony skuter. Przeszedł ją dreszcz. Już wiedziała, co miało się zaraz wydarzyć. Grupa cywili przechodziła właśnie tuż koło niej, a ona, jak kiedyś, schowała się za przestraszonym chłopcem, czyniąc sobie z niego żywą tarczę.

Wtedy doszło w pobliżu do eksplozji. Wyrwała ona z podłoża część betonowego gruntu i zasypała uciekinierów odłamkami. Wśród ludzi zapanowała panika, a zwarta dotąd grupa rozbiegła się na wszystkie strony. Następnie rozbrzmiała kanonada z karabinu i trafiani uciekinierzy padali martwi na gruzowisko.

W pierwotnej rzeczywistości przerażona Nadia przytrzymała przed sobą chłopca, który przyjął w swe ciało kule, osłaniając ją. Potem położyła się, nakrywając dziecięcym truchłem i odważyła wyczołgać spod niego dopiero z nastaniem nocy.

Lecz teraz nie była tu po to, aby się bać i wydostać z miasta choćby po trupach. Wspomniała swe dążenie do boskości. Sprawiło to, że chwyciła chłopca za rękę i pobiegła z nim do wnęki w ścianie na skraju ulicy. Jej ciało opryskiwały odłamki betonu wystrzeliwanego spod pocisków orzących gruzowisko. Gdy naraz poczuła w udzie przeszywający ból. Upadła razem z dzieckiem i dalej się czołgała, pchając przed sobą chłopca, aż wpełzli do betonowej jamy.

Tutaj Jazydka urwała kawałek swej czarnej sukni i stworzoną tak opaską uciskową próbowała opanować krwawienie z nogi. Daremnie, krwotok był zbyt silny. W tym miejscu i czasie oznaczało to praktycznie wyrok. Skoro jednak właśnie została wskazana przez samą śmierć, jako ta, która do niej niebawem dołączy, postanowiła najlepiej, jak mogła, spożytkować swe ostatnie chwile.

Odczekała w kryjówce do ustania kanonady. Niedługo potem, znacząc drogę własną krwią, wyprowadziła chłopca znanym sobie szlakiem na tyle daleko z miasta, na ile zdołała. Szła, będąc jakby niewidzialna. Nawet się nie zorientowała, kiedy od utraty krwi straciła przytomność, by w tym świecie się już nie przebudzić.


*


— Witamy ponownie wśród żywych. — Zahira się uśmiechnęła na widok wychodzącej z sarkofagu dziewczyny. Ona usiadła pod ścianą kosmicznego skarabeusza obok męskich rąk i teraz do kompletu nóg. — Kolejna planeta odhaczona! — wrzasnęła Egipcjanka. Zaś Nadia wodziła dłońmi po swym ciele w miejscu, gdzie została trafiona. Zauważyła tam czarne znamię. — Powiedz mi — ciągnęła z kolei pani archeolog. — Czy na tej albo poprzedniej planecie spotkałaś może Nun i Nunet albo Amona z Amanuet? Noż! Po prostu muszę to wiedzieć!

— Spotkałam tam jedynie siebie i… swoją przeszłość.

— Wyłącznie? Niczego i nikogo więcej?!

— W pewnej chwili pojawił się chyba ktoś jeszcze…

— Zatem?!

— To była bogini.

— Jaka?!

— Bogini Izyda. — Nadia wskazała na samą siebie.

IV. Urodzaj

Dla pana Kriszny i dobra wszystkich istot została kochanką Kaviego. Jeżeli był jej obrońcą, a oboje boskimi istotami połączonymi karmiczną więzią, tak właśnie należało uczynić.

Tak czy inaczej, w męskiej populacji tutejszej planety Devi nie widziała dla siebie innych kandydatów na męża. Co więcej, nie raczyła tu nawet doświadczać niegdyś zwykle licznych wokół niej adoratorów. Wobec tego swej decyzji nie żałowała. Została partnerką kogoś wyjątkowego w tej społeczności, kto cieszył się szacunkiem i posłuchem mieszkańców. Ponadto kogoś pracowitego, o kim można by powiedzieć, że harował wręcz od rana do nocy. Wszak to powiedzenie nie należało do adekwatnych w zaświatach, ponieważ tutaj, z powodu dwóch górujących na niebie słońc, zawsze jaśniało światło dnia. Zapewne było to kolejne błogosławieństwo zesłane przez szczodrobliwego pana Krisznę dla samej Devi.

Co więc jej pozostało? Nic oprócz tego, co od zawsze robiła. Będzie tańczyć i śpiewać, wychwalając święte imiona, czyli tradycyjnie pławić się w szczęściu i zadowoleniu, zarażając swą radością innych, aby pchnąć ich do duchowego rozwoju.


*


Od pewnego czasu Kavi węszył podstęp. W końcu od zawsze życie rzucało mu wyłącznie kłody pod nogi i to do tego stopnia, że dwa razy próbował się ze swym życiem pożegnać. Jednakże nawet próby samobójcze w jego wykonaniu nie wyszły mu dość przekonująco. Raz, kiedy podciął sobie żyły, spanikowany pobiegł do lekarza. Za drugim razem zdesperowany swym podupadającym zdrowiem i narastającym nastrojem melancholii rzucił się z mostu. W efekcie jedynie gładko zanurkował do wypełnionej chemikaliami wody, przez co po wyjściu na brzeg stał się jeszcze bardziej chory.

Teraz natomiast w tym nowym świecie, a raczej zaświatach, to jest po prostu planecie przeistaczanej w niebiańską krainę, Kavi sam siebie nie poznawał. W nowym ciele był tytanem pracy no i oczywiście wspaniałym kochankiem. Czy ktoś by pomyślał, że on i sojowa księżniczka…? Nie, było to nie do pomyślenia, ale naprawdę się działo i — co więcej — było wspaniałe!

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.