E-book
4.41
drukowana A5
17.12
Alternatywne teksty

Bezpłatny fragment - Alternatywne teksty


Objętość:
65 str.
ISBN:
978-83-8189-388-6
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 17.12

Zagłuszam miasto

Zagłuszam miasto VI

Zagłuszam miasto

By ta cisza pobudziła wyobraźnię

Właśnie rozpoczynam

Kolejny miraż

Złudzenie, które wita się z ogromną radością


Zagłuszam miasto z każdym jednym krokiem

W przyszłość no problem

Życiodajne natchnienie

Spod powiek się unosi

I z melodią poselstwa zanosi

Do wszystkich, którzy tu trafili

Na nocnej przechadzce

Wylecieli z klatek

Długo tu nie zabawię

Ale pragnę, by to było

Najpiękniejszym przeżyciem

Otoczony muzyką

Znów mogę widzieć

To, co zawsze pragnąłem zobaczyć

Na własne oczy

A nie wyczytać w zmurszałych księgach

Potęga wyobraźni

Potęga złudzenia

Wyobraźni potęga

Potęga mirażów

Wszechmoc wiatru na polach i łąkach

Huraganu na morzu i oceanie

Gwiezdny pył między palcami

I Twoja bliskość, moja droga

Przez nocne otwarte okna dociera do celu


Zagłuszam miasto z każdym jednym krokiem

Z bagażem na barkach

I tobołkiem na plecach

Byle tylko się nie lękać

Zatopić w ten miraż

Gdzie kilku przechodniów

Po tylnych przejściach

Co myślą, że wiara czyni cuda

A ja w cuda nie wierzę

Tylko zamykam oczy w tej melodii

I czuję, że jest tuż obok

Jak obłok na niebie

I błękit nad dachem

I biel ponad falą

Ponad falochronem

Jak sygnał na stacji

Jak skrzydło protektora

Jak kamfora

I ta słodycz na koniuszku języka


Witaj w moim świecie

Mirażów i złudzeń

Bez zapłaty nie przejdziesz

Nie możesz pozostać na dłużej

I choć chwilę możesz stąpać razem ze mną

To momenty zbledną z czasem

i znów pozostanę sam jak palec

Jak rozbitek pośród miliardów gwiazd


Zło czai się wszędzie

Nawet w niewyobrażalnym pięknie

Nawet poza przedsionkiem nieboskłonu

Nie przynoś go z sobą

Nie wnoś na swym obuwiu

Lepiej ściągnąć buty przed wejściem

I zapomnij, że kiedyś żyłeś inaczej

Nie pozwól, by zabrano Ci tych kilka chwil

Tych kilka sekund wolności od wszystkiego

Tych o stonowanych kolorach

I jaskrawych jak skórka z cytryny

Będę trzymał je dla Ciebie w otwartych dłoniach

By mogły odlecieć tak, jak inne

W czarną czeluść niechybnie

Z której na stare lata

Będziesz je wyławiać

Jedno po drugim

Z adekwatnym skutkiem

Pamiętaj, że to tylko kilka sekund wolności od wszystkiego

Co wokół się roztacza

Byś mógł poczuć co tracisz

Gdy stawiasz kolejne kroki

Dokonujesz następnych wyborów

Skupiasz uwagę na tym, by nie utracić świadomości

By znać swoją tożsamość

By wiedzieć i widzieć więcej


Tylko tu możesz zagłuszyć głos miasta

Płynący w Twojej krwi

Żegnaj przechodniu

Już więcej mnie nie spotkasz

Zagłuszam miasto V

Oto miasta zagłuszacz

Sumienie zmusza do myślenia

Na wszystkich biegunach

I po tylu trudach

Sunie i sunie

Byle do przodu

Po trupach koleżanek

Ale stanie wreszcie kiedyś

Sam na sam z samym sobą

I strach go ogarnie

Gdy spotka się z tą osobą

Gdy na ekranie

Wirtualne like będzie zliczać

Ran po upadkach

Jeszcze nie potrafi zlizać

Ekspertyza wykazała

Całkowity brak sumienia

Zagłuszam miasto

Choć nikt tego nie docenia

I z tym nadbagażem

Po wszechświecie podróżuję

Główką główkuję

Bo kto szuka ten znajduje

Angażuję się często

Zupełnie niepotrzebnie

Gdy ktoś szybko biega

Ja przecież też tak pobiegnę

I stanę do wyścigu

Choć zero we mnie sił

Lekki wietrzyk sprawia

Że całe miasto drży


Zagłuszam miasto

W podzięce dla przyjaciół

Tonący brzytwy się chwyta

Gdy na starcie przepłaci

I na drobne nie rozdrabniam

Zapomnianych już zatargów

Nawet głupi kamień mawia

Że nie warto zginać karku

I wchodzę w cały kosmos

Staro przetartych wojaży

Przez namalowany półgłos

Budzę wszechświat, by oskarżył

I blednie cały wszechświat

I siedem cudów ginie

Przepada całe miasto

Gdy nie ma Ciebie przy mnie


Wylewa znowu rzeka

I lawina leci z gór

Całe miasto tonie

Gdy nie ma Ciebie tu

Wokół marni ludzie

Poszukują z gór schronienia

Leci kamień za kamieniem

Gdy Ciebie tutaj nie ma

I staje wreszcie prorok

By wychłeptać tę kałużę

Przez zgaszony półmrok

Zostawia pustą studnię

I nadchodzą wreszcie czasy

Suszy i niedoli

Wolisz być pod wodą

Czy bez wody być wolisz?

Czy w stadzie robić zwady

Czy zasadzić się w samotni

Każdy kto tu bywał

Wie, że tu nikt nie przychodzi

I kiedyś może wyjdę

Z tej niezmiernej samotni

Jeśli nie spróbujesz

Nie przejdziesz nawet kilku stopni

Poniekąd ta harmonia

Budzi we mnie odrazę

Podziemni spod księżyca

Już nie traktowani gazem

Tylko ludzie tożsami

Bez zrozumienia inności

Zagłuszam miasto

Dla dawno porzuconej przyszłości


Niebanalne są badania

Banałem wydać śmierci wyrok

Zagłuszam miasto

Na granicy z atmosferą

Zagłuszam miasto IV

Zagłuszam miasto

Zanim oni zasną

Zagłuszam miasto

Zanim wszystkie światła zgasną

Nim padną wyczerpani

Spod księżyca podziemni

Życia codziennością

Trochę im na złość

I trochę ze złością

Samemu sobie

Życie to nie problem

Gdy ma się dyplom

Z zarządzania kontem

Gdy płaci się złotem

A inni umorusani potem

Żyją patrząc w górę


A ja przenikam skórę

Jak na noc kremy

Całkiem prostym słowem

I bez żadnej ściemy

Bo ta melodia

Jest jak olimpijskie podium

Tuli powieki do snu

I cały kosmos

Filtruje

Złą przyszłość

Sam sobie rysuję

Zanim jeszcze

Cokolwiek zaplanuję

Zanim jeszcze się zakotłuje

I znów poczuję

Między snem a jawą

Znarkotyzowany parzoną kawą


Że znów zagłuszam miasto

Jak Czarny Jastrząb

Najprostszą gadką

I czy dziś znów pójdzie gładko

Za mną zahipnotyzowane stadko


Gdy anuluje wszystkie błędy

Ta melodia, która jest wszędzie

I zawsze tu będzie

I gdy sądy ostateczne

Ma za nic

Bo tutaj nie ma granic

W tej melodii

Życiodajnej kropli wody


Tak jak wy wszyscy biegli

W swej sztuce

Bo jesteście jak pył marni

Zbyt łatwo zmywalni

Jak ciała astralne

Zupełnie marni

Jak drobina kurzu

Wsysana przez odkurzacz

Jak sam miasta zagłuszacz

I jego

Klucze w kieszeniach

I sam w kieszeniach szukam klucza

Z żalu poczuciem

Że dziś pył z siebie zrzucę


Zakluczam kluczem

Sumienie pełne wzruszeń

Niestety nigdy go nie zagłuszę

Nie zrzucę z siebie tego bagażu

Wzruszeń i marzeń

Niezapomnianych zdarzeń

Jak krwi zakażeń

Zagłuszam miasto pełne obrażeń

I warzę w pełno-pustym garze

Wyśmienite frykasy

Na dobre czasy i na złe chwile

Wiem, że dzięki nim

Znowu przeżyję


I tak życie minę

Z chwili na chwilę

Nie do nabycia

Do przeszłości bilet

Bo po prostu

Jeszcze żyjesz

Złap więc te chwile

Zanim przeminą

Zanim odejdą w zapomnienie

Krzycz i wchodź na scenę

Łap chwile bezcenne

I zapisz je

Słonecznym promieniem

Prosto w sercu

Zagłuszam miasto III

Czyś ty to słyszał

Ta złowroga cisza

Wypełnia wszelkie zakamarki

Już nie tykają zegarki

Po karku wędrują ciarki

Zagłuszam miasto

Jak Czarny Jastrząb

I swoją łaską

Daję mu wytchnienie

Każdą nocą sprowadzam zapomnienie

Senne zapomnienie

Artystom natchnienie

A o poranku z rzeczywistością zderzenie

By się wam nie wydawało

Że zeżrecie tortu całość

Tylko kawałeczek mały

Dam wam do skonsumowania

W telewizji “Plebania”

A w realu konieczność stałego starania

Zagłuszam miasto

Jak Czarny Jastrząb

Obniżam swój lot

Zwinnie jak kot

Znów popełniłeś błąd

Nie czeka cię sąd

Tylko do wykonania wyrok

Już wchodzę w twoje wyro

I rozważam

Jak na wadze kilo

Tylko jedną chwilą

Przepełniłeś czarę

Pragnę ci przypomnieć

Że nie jesteś tu za karę

Lecz wciąż patrzysz na zegarek

A wskazówka stoi

Wiem, że się boisz

Bo go

Już nikt nie nastroi

Tych ran już nic nie zagoi

Tylko sen ukoi

Da zapomnienie wieczne

Wreszcie

Poczujesz się bezpiecznie

Choć niekoniecznie

Zagłuszam miasto

I biorę je na własność

Bo mam do niego wszelkie prawa

Bynajmniej, to dla mnie nie zabawa

Ostatnia niedopita kawa

I biorę się do pracy

Żyj nim wszystko stracisz

Nim się zatracisz

Pamiętaj, że za wszystko zapłacisz

Pamiętaj, że przyjdę też po ciebie

Nie musisz we mnie wierzyć

Jak w anioły w niebie

I pamiętaj, że ja nie zapominam

Jest wynik tam, gdzie jest przyczyna

Znów zrzedła Ci mina

Jakbyś dziś się dowiedział

Że Mikołaj nie wchodzi do komina

Alter Natywa

Głupawy film

Przyszło też śmiać się

Z głupawych filmów

Na chlebie pasztet

Przeprosił widzów

W kieszenie kamień

Na nowy dom

Prześlij mi paczkę

Daleko stąd


A w powietrzu

Chmury tworzą zgrany szyk

Pierwszy na przejściu

Nie zatrzyma mnie już nikt

Odlot na zachód

Tam gdzie miasta dotykają nieba

I zamiast piasku

Tylko Ciebie mi tam trzeba


Muzykologia

Przecież wiesz, że lubię słuchać

I ślepa droga

Otworzy przed nami zielone wzgórza

I Wielka Stopa

Nie przyjdzie straszyć dzisiaj nas

Bo to listopad

Chmur czarnych na niebie głaz


A w powietrzu

Chmury tworzą zgrany szyk

Pierwszy na przejściu

Nie zatrzyma mnie już nikt

Odlot na zachód

Tam gdzie miasta dotykają nieba

I zamiast piasku

Tylko Ciebie mi tam trzeba


Pomalowane

Na czerwono nasze twarze

To nie atrament

Zabrane worki codziennych marzeń

Na naszej drodze

Krasnal z całkiem zieloną czapką

Czy nam pomoże

Do celu dojechać gładko

Tą samą drogą

Tą samą drogą o każdym poranku

Blaszaków ogon czasem nie daje zasnąć

Kołyszę słowa letnią kołysanką

Zatruwam życie kolejną herbaty szklanką

Ręce zmęczone i wykończona głowa

Na koncie przypływ nie daje się sterować

Przymykam oczy, a tutaj od nowa

Trzeba wychodzić i więcej popracować


W kawiarni pustki o marnych godzinach

Jałowa droga może być przyczyną

Na końcu miasta jest wesoły kwartet

Lecz trzeba jechać, a ja nie zatankowałem

Kolej państwowa tutaj nie dociera

To miasto żyje tym, że stale wciąż umiera

W małowiejskim gąszczu do kina na seans

Zamykam oczy, by otworzyć je jak mniemam


Lasy i parki, góry na horyzoncie

Piszą: “Do nas wpadnij”, gdy pragniesz płynąć z prądem

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 17.12