Zagłuszam miasto
Zagłuszam miasto VI
Zagłuszam miasto
By ta cisza pobudziła wyobraźnię
Właśnie rozpoczynam
Kolejny miraż
Złudzenie, które wita się z ogromną radością
Zagłuszam miasto z każdym jednym krokiem
W przyszłość no problem
Życiodajne natchnienie
Spod powiek się unosi
I z melodią poselstwa zanosi
Do wszystkich, którzy tu trafili
Na nocnej przechadzce
Wylecieli z klatek
Długo tu nie zabawię
Ale pragnę, by to było
Najpiękniejszym przeżyciem
Otoczony muzyką
Znów mogę widzieć
To, co zawsze pragnąłem zobaczyć
Na własne oczy
A nie wyczytać w zmurszałych księgach
Potęga wyobraźni
Potęga złudzenia
Wyobraźni potęga
Potęga mirażów
Wszechmoc wiatru na polach i łąkach
Huraganu na morzu i oceanie
Gwiezdny pył między palcami
I Twoja bliskość, moja droga
Przez nocne otwarte okna dociera do celu
Zagłuszam miasto z każdym jednym krokiem
Z bagażem na barkach
I tobołkiem na plecach
Byle tylko się nie lękać
Zatopić w ten miraż
Gdzie kilku przechodniów
Po tylnych przejściach
Co myślą, że wiara czyni cuda
A ja w cuda nie wierzę
Tylko zamykam oczy w tej melodii
I czuję, że jest tuż obok
Jak obłok na niebie
I błękit nad dachem
I biel ponad falą
Ponad falochronem
Jak sygnał na stacji
Jak skrzydło protektora
Jak kamfora
I ta słodycz na koniuszku języka
Witaj w moim świecie
Mirażów i złudzeń
Bez zapłaty nie przejdziesz
Nie możesz pozostać na dłużej
I choć chwilę możesz stąpać razem ze mną
To momenty zbledną z czasem
i znów pozostanę sam jak palec
Jak rozbitek pośród miliardów gwiazd
Zło czai się wszędzie
Nawet w niewyobrażalnym pięknie
Nawet poza przedsionkiem nieboskłonu
Nie przynoś go z sobą
Nie wnoś na swym obuwiu
Lepiej ściągnąć buty przed wejściem
I zapomnij, że kiedyś żyłeś inaczej
Nie pozwól, by zabrano Ci tych kilka chwil
Tych kilka sekund wolności od wszystkiego
Tych o stonowanych kolorach
I jaskrawych jak skórka z cytryny
Będę trzymał je dla Ciebie w otwartych dłoniach
By mogły odlecieć tak, jak inne
W czarną czeluść niechybnie
Z której na stare lata
Będziesz je wyławiać
Jedno po drugim
Z adekwatnym skutkiem
Pamiętaj, że to tylko kilka sekund wolności od wszystkiego
Co wokół się roztacza
Byś mógł poczuć co tracisz
Gdy stawiasz kolejne kroki
Dokonujesz następnych wyborów
Skupiasz uwagę na tym, by nie utracić świadomości
By znać swoją tożsamość
By wiedzieć i widzieć więcej
Tylko tu możesz zagłuszyć głos miasta
Płynący w Twojej krwi
Żegnaj przechodniu
Już więcej mnie nie spotkasz
Zagłuszam miasto V
Oto miasta zagłuszacz
Sumienie zmusza do myślenia
Na wszystkich biegunach
I po tylu trudach
Sunie i sunie
Byle do przodu
Po trupach koleżanek
Ale stanie wreszcie kiedyś
Sam na sam z samym sobą
I strach go ogarnie
Gdy spotka się z tą osobą
Gdy na ekranie
Wirtualne like będzie zliczać
Ran po upadkach
Jeszcze nie potrafi zlizać
Ekspertyza wykazała
Całkowity brak sumienia
Zagłuszam miasto
Choć nikt tego nie docenia
I z tym nadbagażem
Po wszechświecie podróżuję
Główką główkuję
Bo kto szuka ten znajduje
Angażuję się często
Zupełnie niepotrzebnie
Gdy ktoś szybko biega
Ja przecież też tak pobiegnę
I stanę do wyścigu
Choć zero we mnie sił
Lekki wietrzyk sprawia
Że całe miasto drży
Zagłuszam miasto
W podzięce dla przyjaciół
Tonący brzytwy się chwyta
Gdy na starcie przepłaci
I na drobne nie rozdrabniam
Zapomnianych już zatargów
Nawet głupi kamień mawia
Że nie warto zginać karku
I wchodzę w cały kosmos
Staro przetartych wojaży
Przez namalowany półgłos
Budzę wszechświat, by oskarżył
I blednie cały wszechświat
I siedem cudów ginie
Przepada całe miasto
Gdy nie ma Ciebie przy mnie
Wylewa znowu rzeka
I lawina leci z gór
Całe miasto tonie
Gdy nie ma Ciebie tu
Wokół marni ludzie
Poszukują z gór schronienia
Leci kamień za kamieniem
Gdy Ciebie tutaj nie ma
I staje wreszcie prorok
By wychłeptać tę kałużę
Przez zgaszony półmrok
Zostawia pustą studnię
I nadchodzą wreszcie czasy
Suszy i niedoli
Wolisz być pod wodą
Czy bez wody być wolisz?
Czy w stadzie robić zwady
Czy zasadzić się w samotni
Każdy kto tu bywał
Wie, że tu nikt nie przychodzi
I kiedyś może wyjdę
Z tej niezmiernej samotni
Jeśli nie spróbujesz
Nie przejdziesz nawet kilku stopni
Poniekąd ta harmonia
Budzi we mnie odrazę
Podziemni spod księżyca
Już nie traktowani gazem
Tylko ludzie tożsami
Bez zrozumienia inności
Zagłuszam miasto
Dla dawno porzuconej przyszłości
Niebanalne są badania
Banałem wydać śmierci wyrok
Zagłuszam miasto
Na granicy z atmosferą
Zagłuszam miasto IV
Zagłuszam miasto
Zanim oni zasną
Zagłuszam miasto
Zanim wszystkie światła zgasną
Nim padną wyczerpani
Spod księżyca podziemni
Życia codziennością
Trochę im na złość
I trochę ze złością
Samemu sobie
Życie to nie problem
Gdy ma się dyplom
Z zarządzania kontem
Gdy płaci się złotem
A inni umorusani potem
Żyją patrząc w górę
A ja przenikam skórę
Jak na noc kremy
Całkiem prostym słowem
I bez żadnej ściemy
Bo ta melodia
Jest jak olimpijskie podium
Tuli powieki do snu
I cały kosmos
Filtruje
Złą przyszłość
Sam sobie rysuję
Zanim jeszcze
Cokolwiek zaplanuję
Zanim jeszcze się zakotłuje
I znów poczuję
Między snem a jawą
Znarkotyzowany parzoną kawą
Że znów zagłuszam miasto
Jak Czarny Jastrząb
Najprostszą gadką
I czy dziś znów pójdzie gładko
Za mną zahipnotyzowane stadko
Gdy anuluje wszystkie błędy
Ta melodia, która jest wszędzie
I zawsze tu będzie
I gdy sądy ostateczne
Ma za nic
Bo tutaj nie ma granic
W tej melodii
Życiodajnej kropli wody
Tak jak wy wszyscy biegli
W swej sztuce
Bo jesteście jak pył marni
Zbyt łatwo zmywalni
Jak ciała astralne
Zupełnie marni
Jak drobina kurzu
Wsysana przez odkurzacz
Jak sam miasta zagłuszacz
I jego
Klucze w kieszeniach
I sam w kieszeniach szukam klucza
Z żalu poczuciem
Że dziś pył z siebie zrzucę
Zakluczam kluczem
Sumienie pełne wzruszeń
Niestety nigdy go nie zagłuszę
Nie zrzucę z siebie tego bagażu
Wzruszeń i marzeń
Niezapomnianych zdarzeń
Jak krwi zakażeń
Zagłuszam miasto pełne obrażeń
I warzę w pełno-pustym garze
Wyśmienite frykasy
Na dobre czasy i na złe chwile
Wiem, że dzięki nim
Znowu przeżyję
I tak życie minę
Z chwili na chwilę
Nie do nabycia
Do przeszłości bilet
Bo po prostu
Jeszcze żyjesz
Złap więc te chwile
Zanim przeminą
Zanim odejdą w zapomnienie
Krzycz i wchodź na scenę
Łap chwile bezcenne
I zapisz je
Słonecznym promieniem
Prosto w sercu
Zagłuszam miasto III
Czyś ty to słyszał
Ta złowroga cisza
Wypełnia wszelkie zakamarki
Już nie tykają zegarki
Po karku wędrują ciarki
Zagłuszam miasto
Jak Czarny Jastrząb
I swoją łaską
Daję mu wytchnienie
Każdą nocą sprowadzam zapomnienie
Senne zapomnienie
Artystom natchnienie
A o poranku z rzeczywistością zderzenie
By się wam nie wydawało
Że zeżrecie tortu całość
Tylko kawałeczek mały
Dam wam do skonsumowania
W telewizji “Plebania”
A w realu konieczność stałego starania
Zagłuszam miasto
Jak Czarny Jastrząb
Obniżam swój lot
Zwinnie jak kot
Znów popełniłeś błąd
Nie czeka cię sąd
Tylko do wykonania wyrok
Już wchodzę w twoje wyro
I rozważam
Jak na wadze kilo
Tylko jedną chwilą
Przepełniłeś czarę
Pragnę ci przypomnieć
Że nie jesteś tu za karę
Lecz wciąż patrzysz na zegarek
A wskazówka stoi
Wiem, że się boisz
Bo go
Już nikt nie nastroi
Tych ran już nic nie zagoi
Tylko sen ukoi
Da zapomnienie wieczne
Wreszcie
Poczujesz się bezpiecznie
Choć niekoniecznie
Zagłuszam miasto
I biorę je na własność
Bo mam do niego wszelkie prawa
Bynajmniej, to dla mnie nie zabawa
Ostatnia niedopita kawa
I biorę się do pracy
Żyj nim wszystko stracisz
Nim się zatracisz
Pamiętaj, że za wszystko zapłacisz
Pamiętaj, że przyjdę też po ciebie
Nie musisz we mnie wierzyć
Jak w anioły w niebie
I pamiętaj, że ja nie zapominam
Jest wynik tam, gdzie jest przyczyna
Znów zrzedła Ci mina
Jakbyś dziś się dowiedział
Że Mikołaj nie wchodzi do komina
Alter Natywa
Głupawy film
Przyszło też śmiać się
Z głupawych filmów
Na chlebie pasztet
Przeprosił widzów
W kieszenie kamień
Na nowy dom
Prześlij mi paczkę
Daleko stąd
A w powietrzu
Chmury tworzą zgrany szyk
Pierwszy na przejściu
Nie zatrzyma mnie już nikt
Odlot na zachód
Tam gdzie miasta dotykają nieba
I zamiast piasku
Tylko Ciebie mi tam trzeba
Muzykologia
Przecież wiesz, że lubię słuchać
I ślepa droga
Otworzy przed nami zielone wzgórza
I Wielka Stopa
Nie przyjdzie straszyć dzisiaj nas
Bo to listopad
Chmur czarnych na niebie głaz
A w powietrzu
Chmury tworzą zgrany szyk
Pierwszy na przejściu
Nie zatrzyma mnie już nikt
Odlot na zachód
Tam gdzie miasta dotykają nieba
I zamiast piasku
Tylko Ciebie mi tam trzeba
Pomalowane
Na czerwono nasze twarze
To nie atrament
Zabrane worki codziennych marzeń
Na naszej drodze
Krasnal z całkiem zieloną czapką
Czy nam pomoże
Do celu dojechać gładko
Tą samą drogą
Tą samą drogą o każdym poranku
Blaszaków ogon czasem nie daje zasnąć
Kołyszę słowa letnią kołysanką
Zatruwam życie kolejną herbaty szklanką
Ręce zmęczone i wykończona głowa
Na koncie przypływ nie daje się sterować
Przymykam oczy, a tutaj od nowa
Trzeba wychodzić i więcej popracować
W kawiarni pustki o marnych godzinach
Jałowa droga może być przyczyną
Na końcu miasta jest wesoły kwartet
Lecz trzeba jechać, a ja nie zatankowałem
Kolej państwowa tutaj nie dociera
To miasto żyje tym, że stale wciąż umiera
W małowiejskim gąszczu do kina na seans
Zamykam oczy, by otworzyć je jak mniemam
Lasy i parki, góry na horyzoncie
Piszą: “Do nas wpadnij”, gdy pragniesz płynąć z prądem