E-book
47.25
drukowana A5
77.87
Alchemik wglądu. Kultywowanie jasności w złożonym świecie

Bezpłatny fragment - Alchemik wglądu. Kultywowanie jasności w złożonym świecie

Dzielenie się życiową mądrością. Autopsychosynteza


Objętość:
155 str.
ISBN:
978-83-8440-122-4
E-book
za 47.25
drukowana A5
za 77.87

Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka chroniona prawem autorskim i własności intelektualnej. Żaden fragment niniejszej książki nie może być reprodukowany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody Autorki.

Stwierdzenia zawarte w tej książce reprezentują profesjonalne opinie autorki, która poświęciła tej pracy ponad 50 lat swojego życia w medycynie i psychosyntezie. Książka jest zapisem wieloletnich badań naukowych oraz praktycznych autorki, jak też wynikiem ewaluacji jej programów edukacyjnych i ich oceny przez uczestników. Sensem tych poszukiwań było zrozumienie funkcjonowania własnego organizmu i chorób, jako skutku traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa oraz innych osób, konsultowanych przez lata. Te informacje służyły do celów edukacyjnych dla stworzenia „modelu edukacji dla przyszłości” na różnych etapach kształcenia, począwszy od szkoły podstawowej, aż po poziom akademicki. Poszukiwania te miały na celu znajdowanie optymalnych rozwiązań wspomagających zasadę Hipokratesa „po pierwsze nie szkodzić”, rozciągniętą na wszelkie zawody pracujące z dziećmi.

Niniejsza książka jest zbiorem artykułów oraz wystąpień konferencyjnych na forach międzynarodowych na przestrzeni lat.

Wprowadzenie

Ta książka jest o mnie, o tym, co odkrywałam w sobie na przestrzeni lat, z powodu traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa, kiedy nie mogłam wyrazić siebie. Musiałam ukrywać to w sobie. Moje problemy zdrowotne, leczone konwencjonalnymi metodami eliminującymi objawy, utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest to tylko tymczasowe rozwiązanie, które nie leczy przyczyny. Dlatego nie wyleczyły się, ale przekształciły w nowe objawy. Prawie 25 lat pracy w nauce i medycynie uświadomiło mi, że pomimo mojego zaangażowania w badania, nadal tkwiłam w martwym punkcie, jeśli chodzi o zrozumienie moich zdrowotnych problemów.

Wtedy pojawiła się psychosynteza, moje etapy zdrowienia, wiedza o sobie samej i układanka „ja” jako psychosynteza wieku. W tym czasie — dokładnie na przełomie życia w wieku 50 lat — rozpoczęłam etap w moim życiu, w którym rozpoczęłam głosić swoją prawdę w książkach, wykładach na konferencjach naukowych i artykułach w prasie akademickiej i branżowej.

Jako ludzkość jesteśmy na etapie rozwoju i można powiedzieć, że wiemy, że nic nie wiemy. Podobnie jest z odkryciami naukowymi, które wymagają dalszych badań w celu potwierdzenia tego, co już odkryto, lub nie są przedmiotem badań, bo nie mieszczą się w przyjętym dawno temu paradygmacie nauki. W psychosyntezie — psychologii z duszą — indywidualne refleksje i doświadczenia są dla nauki niezbędne, ponieważ każdy jest wyjątkowy i nie ma takiego samego osobnika.

Ta książka jest moją autorefleksją, psychosyntezą i moim przesłaniem dla świata. Niech dotrze do wielu osób i zainspiruje je do prowadzenia własnych badań. A to może okazać się bezcenne, tak jak to było w przypadku wielu chorób, które potem znalazły się w ich nazwach, ponieważ dotyczyły badaczy, którzy poświęcili swój czas i głęboką refleksję, zgłębiając meandry objawów i wiążąc przyczyny ze skutkami.

1. Rozwiązywanie współczesnych problemów związanych z życiem, zdrowiem i biznesem. Psychosynteza jako wyzwanie na przyszłość

Żyjemy w wyjątkowo złożonej rzeczywistości, która stawia przed nami nie tylko wiele indywidualnych problemów do rozwiązania, ale także nakładające się na siebie kwestie globalne, w tym związane ze zmianami klimatycznymi. Prowadzi to nas, jako indywidualne jednostki, do wielu zagrożeń nie tylko dla naszego życia, ale przede wszystkim dla zdrowia, obejmującego zarówno aspekty fizyczne, jak i psychiczne, w tym dobre samopoczucie emocjonalne i duchowe.

Ludzie żyją w ciągłym stresie i pośpiechu, starając się sprostać wyzwaniom codziennego życia. Wpływa to na jednostkę, ale także na rodzinę i następne pokolenie, czyli dzieci. Im bardziej żyjemy w pośpiechu i stresie, tym trudniej jest znaleźć równowagę w życiu. Konsekwencją stresu są zaburzenia metaboliczne w organizmie, które prowadzą do dysharmonii i chorób.

W rezultacie życia, które prowadzimy, rośnie liczba chorób cywilizacyjnych: nowotworów, problemów sercowo-naczyniowych, neurologicznych, oddechowych i zwyrodnieniowych, które stają się epidemiczne. Zanieczyszczenie środowiska, wody, powietrza, gleby i żywności pogarsza sytuację.

Kryzysy w życiu społecznym nasilają się praktycznie we wszystkich obszarach: polityce, gospodarce, ale przede wszystkim w edukacji i opiece zdrowotnej.

Ta ostatnia, czyli tak naprawdę opieka w chorobach, eliminuje objawy, nie zajmując się przyczynami. Stosuje ogólne procedury, tracąc z oczu jednostkę z jej unikalną historią, która zawiera głęboko tkwiące przyczyny, ale i rozwiązania jej problemów zdrowotnych.

Ludzie stają się coraz bardziej niespokojni i zestresowani, niemniej potrzebują harmonii, aby zwolnić tempo, uspokoić się i osiągnąć równowagę między pracą a życiem prywatnym.

Z powodu narzuconego reżimu pracy, jako jednostki staliśmy się maszynami wykonującymi pewne czynności mechanicznie, przez co tracimy zainteresowanie pracą, a tym samym sens tego, co robimy i do czego może to nas doprowadzić, a stąd spełnienia siebie w życiu innych lub rozgoryczenia brakiem realizacji siebie.

Psychosynteza przychodzi z pomocą we wszystkich tych problemach współczesnego świata i człowieka. Jest psychologią z duszą, psychologią samoświadomości, samorealizacji potencjału, i nieustanną samoaktualizacją.

Miałam ogromne szczęście, że zetknęłam się z psychosyntezą w Polsce. Nie musiałam jej nigdzie szukać, przynajmniej na początku. Trafiła do mnie przez przypadek. Inna osoba zrezygnowała z niej, prowadzonej jako zajęcia rozwojowe dla zarządzających firmami, a ja zajęłam jej miejsce w dziewięciomiesięcznym kursie. Pisałam tylko sprawozdania, a cała reszta w praktyce stała się moim udziałem.

Była to psychosynteza managerska i organizacyjna, stworzona przez Johna Cullena, profesora z California Lutheran University w Thousand Oaks, USA. Jego żona była polskiego pochodzenia, dlatego bardzo zależało mu na tym, aby psychosynteza dotarła do Polski. I tak się stało — ona pojawiła się na mojej drodze życiowej. Podczas zajęć, a następnie dzięki mojej nieustannej pracy własnej, nauczyłam się „zarządzać sobą”. John wierzył, że zanim zaczniemy zarządzać innymi, najpierw musimy nauczyć się zarządzać sobą.

Było to dla mnie optymalne podejście, zwłaszcza że moim pragnieniem było osiągnięcie zdrowia. Od wczesnego dzieciństwa traumatyczne doświadczenia — mój ojciec był więźniem politycznym — sprawiły, że lekarze przez lata bezskutecznie leczyli mnie farmakologicznie, eliminując objawy bez usuwania źródłowych przyczyn.

Dzięki psychosyntezie znalazłam wzorzec zdrowia w sobie, ale także w szerszym rozumieniu moich relacji z innymi ludźmi i światem.

W tym aspekcie zdrowie stało się moim podstawowym priorytetem. Zajęłam się więc promocją zdrowia, wypracowania modelu edukacji do zdrowia, aby terapia nie była konieczna. Tym zajmowali się przecież lekarze i psychoterapeuci.

Psychosynteza pokazała mi swoje liczne zastosowania w różnych dziedzinach życia: wychowaniu, edukacji szkolnej — służącej odkrywaniu talentów, budowaniu poczucia własnej wartości, edukacji o sobie i samokształceniu, a także edukacji akademickiej dla realizacji siebie na przestrzeni życia, a przede wszystkim tworzeniu nowego, holistycznego paradygmatu w nauce.

Psychosynteza otworzyła we mnie przestrzeń kreatywności, czego efektem jest 55 istniejących dotąd książek i ponad 70 artykułów, publikowanych przede wszystkim w czasopismach naukowych.

Jednak najbardziej fascynowała mnie z jednej strony „droga do wyzdrowienia” oparta na modelu zdrowia wewnątrz siebie (jaźń osobista i jaźń duchowa — Wyższa Jaźń) oraz przygotowywanie „liderów jutra” — odkrywanie talentów i uśpionego potencjału w każdym człowieku.

Odkrycie własnych „darów dla świata” pozwala odpowiedzieć na „wezwanie duszy” i służyć innym swoimi talentami. Jesteśmy zatem spójni z naszą historią, talentami i „tym, dokąd zmierzamy”, a jednocześnie tworzymy nową jakość życia dla innych, w tym kolejnego pokolenia.

Odkrywanie i wykorzystywanie talentów jest najskuteczniejszą motywacją do rozwiązywania istniejących problemów, zarówno indywidualnych (brak sensu życia), jak i zbiorowych, a stąd ratowania planety przed zniszczeniem spowodowanym przez człowieka.

Moja ścieżka zawodowa i życiowa: od farmacji, poprzez pracę naukową w medycynie, doktorat z immunologii i specjalizację w diagnostyce klinicznej stała się wyjątkowo spójna. Traumatyczne doświadczenia okresu dzieciństwa przekształciły się w systematyczne zdrowienie i tworzyły programy dotyczące „edukacji zdrowotnej w rodzinie, szkole i świecie” oraz samokształcenia (edukacji o sobie samym).

Pracując z psychosyntezą, postrzegałam zdrowie nie tylko jako fizyczne, ale także psychiczno-duchowe, a dzięki psychosyntezie managerskiej — samokontroli. Włączałam wymiar duchowy do leczenia, profilaktyki, promocji zdrowia, ale także samorealizacji — jako „dzieło mojego życia”, to, co kocham robić najbardziej. To było marzeniem Profesora Juliana Aleksandrowicza, który wraz z poetą Harrym Dudą wydał książkę w 1988 roku p.t. „U progu medycyny jutra”. Te wszystkie aspekty były dla niego równie ważne, a ja, ucząc się wcześniej z jego podręcznika do hematologii, poszerzałam świadomość tego, że zdrowie to coś więcej niż tylko brak choroby.

Kilka lat temu stworzyłam korespondencyjny kurs dla „liderów jutra”, niemniej, pracując całe lata w nauce opisałam również „naukę jutra” — holistyczny paradygmat służący tworzeniu Uniwersytetu Nauk o sobie i Życiu. Jest to zgodne z psychosyntezą, która wychodzi od osobowego ja, i niczym koncentryczne okręgi — jak kamień wrzucony do wody, tworzy porządek i harmonię w sobie i świecie, zbliżając się do Najwyższej psychosyntezy, opisanej przez jej twórcę — dr Roberto Assagioli, oraz ogólnym porządkiem świata, opisanym zarówno przez Noblistów, jak i przez mistyków czy religie świata.

2. Odkrywanie prawdziwej „Ja” — siebie: Moja droga do spełnienia poprzez psychosyntezę

Zbliżałam się do pięćdziesiątki, kiedy zdałam sobie sprawę, że życie, które prowadziłam, i rzeczy, które robiłam, nie dawały mi satysfakcji. Wszystko, czego doświadczałam, otwierało przede mną coraz szersze i głębsze przestrzenie. Do tego momentu myślałam, że jestem zadowolona: z mężem, dziećmi i pracą naukową, którą kochałam. Jednak w głębi duszy czułam pustkę. To wydarzyło się wtedy, kiedy poczułam, że wszystko się wali. Nie było ani mojego poczucia tożsamości, ani tego, co skrupulatnie budowałam przez lata, a więc sensu tego, co dotychczas robiłam. Doświadczyłam wypalenia zawodowego i popadłam w depresję.

A potem, przez przypadek, znalazłam się za inną osobą na zajęciach dla managerów w Centrum Kreowania Liderów. Program miał tytuł „Amerykańska Szkoła Rozwoju”, a zajęcia miały trwać 9 miesięcy, po 5 dni w każdym z nich. Spośród tych zajęć pierwsze, prowadzone przez Johna Cullena, od razu zapadły mi w pamięć. Zapamiętałem dwa fundamentalne zdania: „Nie odkryjesz nowych oceanów, dopóki nie porzucisz z oczu brzegu” oraz „Nie możesz zarządzać innymi, dopóki nie nauczysz się zarządzać sobą”. Było to dokładnie to, czego zawsze szukałam, nie ograniczając się do jednej sfery.

Zanim poznałam psychosyntezę, nie wiedziałam, że mogę zmienić cokolwiek w swoim życiu. Byłam poważna, skupiona na sobie i otoczeniu, ale przede wszystkim smutna. Dzieciństwo nauczyło mnie ukrywać się, nie dzielić się z nikim, tym bardziej że te dramatyczne doświadczenia z ojcem nie sprzyjały chwaleniu się, a raczej tego zatajaniu. Było ono pełne przemocy, braku miłości, odrzucenia, objawów fizycznych i ciągłego leczenia coraz to nowych objawów i to zarówno we mnie, jak i u matki.

Kiedy znalazłam się na zajęciach z Johnem, odkryłam nowe spojrzenie na życie. Dezidentyfikacja i praca z wolą stały się dla mnie przestrzenią codziennej eksploracji i zmiany. Mogłam zmieniać swoje myśli, emocje, przekonania i wiele więcej. Idealny model — jedno z ćwiczeń w psychosyntezie — pokazał mi „nowe ja” w wielu obszarach życia osobistego i zawodowego.

Kiedy następnym razem Vivian King (kolejna wykładowczyni w Centrum i moja późniejsza nauczycielka psychosyntezy oraz autorka techniki Teatru wewnętrznego), przyszła na zajęcia, przedstawiła nam niebywałe „narzędzie” poznawania i porządkowania siebie. Wiedziałam już, że moja „piwnica” wymaga gruntownego sprzątania, aby odkryć „inną teraźniejszość” i „lepsze jutro”. To ja najczęściej zgłaszałam się w grupie na ochotnika podczas ćwiczeń, aby zostać „królikiem doświadczalnym”. Nie było to łatwe, ponieważ towarzyszyły temu łzy, pustka po ojcu, dramatyczne wspomnienia i ukrywanie tego, co bolało.

Potem pojawiły się mniejsze i większe synchroniczne wydarzenia i ludzie, a także, na przykład, książki, które miałam przeczytać. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z intuicji i jej znaczenia dla mnie, po raz pierwszy świadomie się z nią kontaktując. Zaledwie kilka lat później, kiedy samodzielnie zdiagnozowałam u siebie fibromialgię i zrezygnowałam z proponowanego leczenia, znając niepożądane skutki stosowanych leków, rozpoczęła się prawdziwa praca nad „zagłębianiem się” w przyczyny moich problemów zdrowotnych.

A potem nastąpiło doświadczenie „klina”, które zmieniło bieg wydarzeń, przechodząc od kontroli zewnętrznej do wewnętrznej. Odkryłam wtedy przestrzeń „samokontroli”. Byłam w sobie, w wewnętrznym, jednoczącym centrum, którego tak długo mi brakowało.

Jednak najważniejsza była najpierw podosobowość małej dziewczynki. Musiałam zatroszczyć się o nią, odwiedzać ją, zadbać o jej niezaspokojone wtedy potrzeby i obdarzyć ją miłością, której nigdy nie otrzymała. Dzięki kontaktowi z Autorem mojej Sztuki i jej Reżyserem (jako odpowiednikami Wyższego Ja i osobistego ja w Wewnętrznym Teatrze) otrzymywałam „wskazówki” na drodze, zadawałam pytania i notowałam odpowiedzi. Później stały się one istotną częścią moich poradników samokształcenia, książek i programów edukacyjnych, także dla kształcenia akademickiego.

W tym okresie, przez kolejne miesiące, a potem lata, aktywnie zajmowałam się osobową psychosyntezą, a następnie transpersonalnym jej aspektem, które stały się istotną częścią mojej egzystencji, jej filozofią sensu. Zauważyłam wyjątkowe zmiany w życiu, jakby wszystko zostało wywrócone do góry nogami, a potem powracało do normalnej pozycji. Zagłębiałam się w swoją przeszłość i porządkowałam ją, a przede wszystkim aktywowałam w sobie kreatywność.

To właśnie ona, moja wewnętrzna dziewczynka — podosobowość, która była obdarzona kreatywnością — pozwoliła mi stworzyć wiele książek w krótkim czasie, czasami nawet w ciągu 2 tygodni! Ta kreatywność umożliwiła mi wydanie 50 książek, wygłaszanie dziesiątek wykładów na konferencjach naukowych, dotyczących filozofii, psychologii, medycyny psychosomatycznej, a wreszcie ekologii, oraz publikację artykułów w prasie akademickiej.

Istotą tej ekspresji było poszukiwanie i odnajdywanie przyczyn problemów zdrowotnych, które ciągnęły się latami, oraz diagnoz, które otrzymywałam w tym okresie. Moje słabe zdrowie wynikało z tego, czego doświadczyłam w dziecinnym życiu, a psychosynteza była środkiem do odkrycia tego i radzenia sobie w powracaniu do zdrowia. Bez niej nie byłoby mnie, tej istoty mnie samej, odnalezionej i utrwalonej we mnie.

Ja — to moje dzieło, dzięki psychosyntezie i poprzez nią, a klienci, którzy zgłaszali się do mnie, tylko potwierdzali to, co systematycznie odkrywałam w sobie. W ten sposób moja wewnętrzna praca służyła klientom, z których większość również miała problemy autoimmunologiczne.

W miarę dorastania doświadczałam połączenia z Ziemią i Niebem, spójności w moim życiu od dzieciństwa do „tu i teraz” oraz wizji „dokąd zmierzam”. Moja wewnętrzna praca ujawniła głębię istnienia, pasję badacza-odkrywcy, a także skrupulatnej reporterki, która zagłębiała się w temat do najdrobniejszych szczegółów, aby znaleźć więcej odpowiedzi na pytania, które zadawałam sobie o życiu i o tym, dlaczego chorowałam. To wszystko było mną, pełną ciekawości i odkrywającą to, co głębiej i więcej. To, co odkrywałam — doświadczenia w Szkole Życia — stało się kanwą dla kolejnych książek, zapisów moich wewnętrznych doświadczeń dotyczących przyczyn problemów i chorób, a także przewodników samokształcenia i coachingu. Dzięki temu odkrywałam sens i cel mojego istnienia, istotę problemów społecznych związanych z wychowaniem/edukacją, ich konsekwencje oraz odpowiedzi i rozwiązania, które czekały we mnie, aby je wydobyć i opisać.

Spędziłam 30 lat na zgłębianiu psychosyntezy, odkrywaniu i odbudowywaniu siebie. Okres ten nazwałam „nowym narodzeniem” — prawdziwym ja, którym zawsze byłam.

Cała moja podróż była jak szlifowanie diamentu, którym się stawałam. Zauważyłam przy okazji, że dzięki psychosyntezie całe moje życie stało się spójne, a naukowe poszukiwania przyczyn chorób autoimmunologicznych i odpowiedzi, które znajdowałam, pomagały mi zrozumieć nie tylko znaczenie traumatycznych doświadczeń. Przede wszystkim odkrywałam to, co się za nimi kryło: moje głębokie poczucie potrzeby tworzenia modelu edukacji dla przyszłości, dzięki któremu po latach nie będę potrzebowała terapii. To była moja misja, pasja, która mnie napędzała. Z tego powodu moja naukowa ścieżka w medycynie — immunologa i diagnostyka — znalazła sens w psychosyntezie, jako immunologa duszy. Wszystko we mnie stawało się więc spójne, odzwierciedlając istotę psychosyntezy: moje życie i ścieżka zawodowa, przeszłe i obecne doświadczenia, a przede wszystkim cel i sens osobistego życia.

Przez lata nauczyłam się zarządzać sobą, odkryłam nowe oceany, a przede wszystkim uświadomiłam sobie siebie i sens mojego istnienia. Owocem tego stawały się moje książki i artykuły, a przede wszystkim wewnętrzna prawda, która mnie prowadziła i nadal prowadzi.

Psychosynteza uwolniła mnie od ograniczeń i pomogła mi nie tylko sukcesywnie zdrowieć, ale także zagłębić się w źródła problemów i możliwości znalezienia właściwych rozwiązań nie tylko dla mnie, ale także systemowo, choćby w zakresie edukacji. W ten sposób tworzyłam swój model edukacji i wychowania, począwszy od rodziny, przedszkola i systemu edukacji szkolnej, aż po uniwersytet zintegrowanej edukacji.

3. Przewodnictwo czy jego brak, A może coś pomiędzy?

Jako naukowiec z pasją lubię głównie zadania badawcze, które mnie interesują, by odkrywać tajemnice istnienia człowieka.

Przez lata w medycynie pracowałam z konkretnym materiałem biologicznym, a potem, po uzyskaniu wyników, wyciągałam z nich logiczne wnioski. Tutaj, w świecie wewnętrznym, czekam, aż coś ze mnie wypłynie. Nie zakładam niczego, nie przewiduję. Jestem po prostu skupiona i otwarta na każdą odpowiedź, która może się wynurzyć i stać się najbardziej zaskakująca.

Tak właśnie jest w każdym przypadku: czekam na odpowiedź z siebie, a potem szukam języka, aby wyrazić te doświadczenia. Są one bowiem wyjątkowe.

Moje dzisiejsze pytanie brzmi: czy jestem kontrolowana wewnętrznie przez niezidentyfikowaną część mnie? Czy to ja kontroluję to, co się pojawia? Jest to jeszcze bardziej ekscytujące, ponieważ mogę odnieść to do filozoficznego pytania: co było pierwsze — jajko czy kura? Czy istnieje w ogóle mechanizm, który mnie kontroluje, niezależnie od tego, czy pochodzi on z zewnątrz, czy z wewnątrz? Czy to ja go aktywuję i czy przejmuje on kontrolę, jeśli po aktywacji jest niezależny ode mnie?

Zanim przejdę dalej, zadaję sobie fundamentalne pytanie: co oznacza „jestem”? Czy odnosi się to do czegoś, na co mam wpływ, czy do czegoś, co jest poza mną i co mną kieruje?

Moje doświadczenie „Jaźni” rozpoczęło się wraz z poznaniem psychosyntezy, gdy miałam 50 lat. Wcześniej prawie nie byłam świadoma siebie, żyłam w nieustannym pędzie, aby zdążyć i to zarówno w pracy jak i w domu. Dopiero w wieku 50 lat zetknąwszy się z psychosyntezą, doświadczyłam intuicji. Szczególnie pamiętam wydarzenie, które bardzo mnie ukształtowało i od tego momentu stałam się bardziej pewna siebie.

Pewnego dnia po powrocie z pracy, kiedy po kolacji zmywałam naczynia, pogrążyłam się w głębi swojej egzystencji. Coś takiego zdarzało mi się wiele razy; moje nastoletnie dzieci zauważyły i uświadomiły mi, że jestem z nimi, ale w jakiś sposób mnie tam nie ma. To było dość niezwykłe doświadczenie, kiedy byłam zajęta zmywaniem naczyń i nie skupiałam się na nich. Było to jednak bardzo oczywiste fizyczne przeżycie.

W pewnym momencie odczułam dolegliwość w okolicy przepony, ale był to raczej ból „powietrzny”, który stawał się coraz silniejszy, więc położyłam się, ponieważ nie mogłam oddychać. Z każdą chwilą ból jednak nasilał się. Czułam, jakby ktoś rozrywał we mnie błonę, która dzieliła moje ciało na dwie części w poprzek: górną i dolną w okolicach przepony. Ból był straszny i popadałam w panikę, jak mam na niego zareagować. Ale kiedy zagłębiłam się w siebie, poczułam wewnętrzny spokój. Zdałam sobie sprawę, że powinnam czekać i obserwować, a przede wszystkim nie bać się, bo nie stanowi dla mnie zagrożenia.

Ból ustąpił rzeczywiście po około 20 minutach. Czułam się, jakbym była głębiej, połączona wewnętrznie, a jednocześnie bezpieczna. Było to niesamowite doświadczenie na poziomie fizycznym, ale i nie fizycznym, jakbym powróciła do stanu jedności.

Na początku nie bardzo wiedziałam, co się stało, ale pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że ta sytuacja przypominała mi ból porodowy, ale nie związany z reprodukcją, tylko z przeponą, górną jej krawędzią. Czułam się, jakby coś we mnie usunęło lub zerwało elastyczną opaskę, która była mocno zamocowana, jak opona wokół mojej talii, utrudniając przepływ. Nazwałam ten moment w moim życiu „Nowym Narodzeniem” i dzięki temu procesowi „narodziłam się na nowo”, jako autentyczna ja. Mój świat materialny i poza materią połączyły się.

W tym czasie coraz bardziej rozumiałam znaczenie doświadczeń życiowych, zwłaszcza traumatycznego dzieciństwa, a następnie mojej ścieżki życiowej. Ona pokazała mi, jak jestem prowadzona. Z jednej strony czułam, że mogę zaufać temu procesowi lub tej sile i że mogę spokojnie płynąć z prądem, który mnie prowadzi. Czasami pojawiała się stagnacja, ignorancja i brak jasności. Wtedy sięgałam do swojego wnętrza i szukałam znaków. Mogłam porównać się do łodzi niesionej prądem rzeki, ale z wiosłami lub sterem, których potrzebowałam, gdy traciłam kierunek, wymagając mapy lub kompasu, aby utrzymać kurs.

Od tamtej pory nie gubiłam drogi, ponieważ rozumiałam, skąd pochodzę, kim się staję i dokąd zmierzam.

Wierzę, że wszystko w nas jest ze sobą powiązane i że jestem istotą duchową wyposażoną w ciało. Nieustannie też jestem w drodze. Trwa to już od ponad 30 lat.

4. Śpiewając pieśń mojej duszy…

Odkąd psychosynteza pojawiła się w moim życiu, wszystko nabrało nowego znaczenia.

Przez lata proces psychosyntezy uświadomił mi, że „koncepcja porządku”, której trzymałam się w świecie zewnętrznym, nie była tylko „modus vivendi” wyuczonym w moim rodzinnym domu.

Jako dziecko, ściany małego mieszkania zmuszały mnie do utrzymywania porządku przez cały czas. Ten uporządkowany sposób pracy i życia stał się moją dorosłą osobowością. Uważałam, że jest to uniwersalne prawo.

Kiedy psychosynteza zaczęła ujawniać obraz mojego wewnętrznego systemu i jego integracyjny cel, „złożyłam” fragmenty mojego życia w spójną całość, akceptując to, skąd pochodzę, kim jestem i dokąd zmierzam.

Praca wewnętrzna dała mi namacalne poczucie transformacji traumatycznego dzieciństwa, a moje życie nabrało lekkości, znaczenia i kierunku. To doświadczenie było rewolucyjne.

Dzięki psychosyntezie dostrzegłam „piwnicę” mojej egzystencji, ale przede wszystkim doszłam do wniosku, zgodnie z tym, co powiedziała mi nauczycielka psychosyntezy Vivian King, że istnieją „niedokończone sztuki”. Wtedy mogłam przejść do następnego rozdziału syntezy mojego życia, aby je ukończyć. Tak też zrobiłam.

Nauczyłam się nie rzutować swojego cierpienia na innych, bo czyniło mnie to ofiarą losu. Życie wtedy nabrało głębi, odsłaniając strefę duchową, która stała się integralną częścią mnie, łącząc ciało i duszę, gdzie dusza stała się przewodnikiem. Zauważyłam spójność przeszłości z teraźniejszością i wyłaniającą się przyszłość. Od tego czasu moja egzystencja przestała być poszatkowanym na fragmenty, przypadkowym doświadczeniem, a stała się świadomą podróżą sterowaną duchowym aspektem.

To dzięki psychosyntezie dotarłam do świata możliwości i odkryłam swój potencjał, który czekał na ujawnienie. Wyobraźnia, intuicja i kreatywność stały się częścią tego procesu, poszerzając moją świadomość siebie i świata.

Pomimo tego, że jestem doktorem nauk w dziedzinie immunologii, odkryłam w sobie „naukowca duszy”.

Dzielenie się z innymi moimi doświadczeniami „przebudzenia” sprawiało mi ogromną przyjemność i stało się „dziełem mojego życia”. Moja praca polega na prowadzeniu i wskazywaniu klientom drogi do ich wyjątkowej przestrzeni duszy, aby zachować i zsyntetyzować wszystkie doświadczenia.

Moja dusza wciąż śpiewa, przepełniona radością, gdy służy ludziom. Nieocenione jest obserwowanie rozkwitu moich klientów, aż do ostatecznej, wyzwalającej radości, gdy wszystkie elementy układanki zaskakują w całość. Jest to wspomnienie tego, czego sama doświadczyłam.

Subtelna przestrzeń ludzkiej duchowej egzystencji jest już obecna w fizyce kwantowej, jak opisuje to Danah Zohar i Ian Marshall. Obaj autorzy podkreślają doświadczanie cierpienia duszy, gdy traci się sferę rozwoju. A wtedy pojawia się „ciemna noc duszy” oraz bolesne poszukiwanie drogi powrotnej do istoty własnej tożsamości.

Zarówno słowa Danah o „śpiewaniu pieśni swojej duszy”, jak i cytat Roberto Assagioli: „Przez całą swoją śmiertelną pracę twoja dusza powinna śpiewać Bogu” przekazują głębokie znaczenie tego, za czym naprawdę warto podążać.

W jednej z moich książek napisałam:

…”Nie powinieneś żyć bezmyślnie i bez duszy. Życie ma sens i zostało ci „przypisane”, abyś mógł je odczytać i zrealizować plan, który stworzyłeś, przychodząc tutaj, aby żyć dla innych, dzieląc się otrzymanymi talentami.”

Cytat Henry’ego Van Dyke’a również daje niezwykłą pożywkę do przemyśleń: „Wykorzystaj talenty, które posiadasz. Lasy byłyby bardzo ciche, gdyby śpiewały w nich tylko te ptaki, które śpiewają najpiękniej”.

Przypomina mi się również jedna z medytacji Eileen Caddy, współtwórczyni wioski ekologicznej Findhorn Foundation: „Kiedy jesteś we właściwym miejscu, wykonując swoją konkretną rolę, nie ma konfliktu i Mój plan może się realizować w prawdziwej doskonałości”.

Te trzy głosy brzmią zgodnie, wskazując kierunek, w którym należy podążać za ich głęboko ukrytą prawdą, która uwalnia nas po jego ujawnieniu. A jak czytamy w Biblii: „prawda nas wyzwoli”.

Pozwólmy sobie ją odkryć i działać w prawdzie.

5. Wyobraźnia w służbie samorealizacji

Od dzieciństwa jedną z funkcji umysłowych, która jest wielokrotnie wykorzystywana, jest wyobraźnia. Dzieci są kreatywne, żyją w świecie fantazji i wyobraźni, które realizują w swój własny, niepowtarzalny sposób. Jednak dorośli często deprecjonują i wyśmiewają ich wyobraźnię.

Dzieje się tak, ponieważ rodzice mówią im, żeby „wróciły na ziemię” zamiast „bujać w obłokach”. Taki brak wsparcia w domu, a później w szkole (na przykład sporadyczne możliwości pisania na dowolny temat, podczas gdy nauczyciel narzuca temat: „co autor miał na myśli”) powoduje strach przed zabieraniem głosu, przed wyrażaniem siebie. Zamiast stymulować kreatywną wyobraźnię ucznia, tego rodzaju zachowanie powoduje jej zanik.

W dorosłym życiu strach często nas motywuje, prowadząc wyobraźnię do tworzenia negatywnych scenariuszy dla nas samych i naszych bliskich, w tym dzieci.

Tymczasem wyobraźnia jest twórczą siłą psychiki, zdolną do ujawniania obrazów naszej przyszłości pełnej mocy. Musimy ją odbudować i nauczyć się służyć naszemu „prawdziwemu ja”, wychodząc z centrum siebie. Możemy ją wykorzystać do wielu celów, stosując różnego rodzaju metody.

Jednym z celów używania wyobraźni jest samorealizacja, zaczynająca się od psychosyntezy siebie (osobowa psychosynteza) i ułożenia swojego życia w jedną spójną całość: skąd pochodzę, kim jestem i dokąd zmierzam. Tego rodzaju synteza pozwala nam wyobrazić sobie, czemu służyły nasze doświadczenia i jak prowadzić „życie z celem”. Wyobraźnia jest tu niezwykle ważna.

Odkąd 30 lat temu zetknęłam się z psychosyntezą, często korzystam z wyobraźni. Wiele lat temu, kiedy sprzedawałam mieszkanie, użyłam swojej wyobraźni, aby kreatywnie stworzyć, czego naprawdę szukam, gdzie chcę mieszkać i jak ma wyglądać okolica oraz wnętrze mojego mieszkania. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość były dla mnie jedną prostą linią. Kiedy otrzymałam różne oferty zamieszkania, w mojej wyobraźni zobaczyłam siebie i to, co mogło nadejść, oraz moje odczucia z tym związane. To pozwoliło mi szybko wyeliminować to, czego nie chciałam.

Tym sposobem stworzyłam swoją wymarzoną przestrzeń. Potem otrzymałam ofertę, która była najbliższa moim marzeniom i znajdowała się w pobliżu domu mojego syna z rodziną. Byłam jeszcze bardziej szczęśliwa, że dodatkowo mogłam połączyć „przyjemność z użytecznością”. Byłam już gotowa podpisać umowę, ale jeszcze raz sprawdziłam swoje wewnętrzne odczucia.

Wciąż czegoś brakowało, jakiegoś potwierdzenia, znaku… Tego dnia udałam się do biura dewelopera, a on zapytał, czy chciałabym obejrzeć inne mieszkanie. Wyraziłam zgodę i pojechaliśmy windą do nowego miejsca. Była zima, więc z okien rozciągał się widok na bliższe i dalsze drzewa, których konary były widoczne, gdyż nie były zasłonięte liśćmi. Kiedy znalazłem się w środku, od razu zauważyłam owalne przestrzenie na gałęziach najbliższego drzewa, które wyglądały jak oczy. Były to miejsca, w których nie było konarów. Te przestrzenie niemal przemówiły do mnie: „To jest tutaj”. To był znak: nowe miejsce, niezamieszkane wcześniej, gotowe do kształtowania wyłącznie przeze mnie. Bez zastanowienia podjęłam decyzję. Moja wyjątkowa wyobraźnia stworzyła obraz tego, czego pragnąłem. To miejsce sprawiało, że czułam się „jak w domu”. W ciągu ostatnich 15 lat napisałam tu prawie 40 książek. Od tego momentu drzewo przed oknem nazwałam „moim drzewem”.

Wyobraźnia pozwala nam więc realizować nasze pragnienia i żyć zgodnie z indywidualną pasją.

6. Psychosynteza a Gregory Bateson

Psychosynteza postrzega rozwój człowieka jako proces integracji. Takie samo podejście prezentował Gregory Bateson w swojej książce „Umysł i przyroda: jedność konieczna”.

W maju 2016 roku odbyła się pierwsza konferencja poświęcona przedstawieniu myśli Gregory’ego Batesona w Polsce. Miała ona miejsce w Akademii Biznesu w Dąbrowie Górniczej, a wydarzenie to uświetniła Nora, córka Batesona. Otrzymałam zaproszenie do udziału w tej konferencji, wniesienia wkładu w dyskusję oraz napisania artykułu jako praktykująca psychosyntezę. Niniejszy tekst jest skróconą wersją artykułu, który napisałam. Główne założenia nauk i tez Gregory’ego Batesona rozpatruję z perspektywy psychosyntezy. Są to:

1. Konieczność zmiany naszego sposobu myślenia, aby żyć na Ziemi w harmonii.

2. Stworzenie nowej wizji człowieka i nauki.

3. Obraz ewolucji biologicznej jako podstawy rozwoju.

4. Konieczność wprowadzenia do nauki pojęcia „ja”, które ujawniłoby subiektywność dowodów naukowych, wykazując niemożliwość istnienia „obiektywnej” prawdy. To zbliża poglądy Batesona do teorii kwantowej w nowej fizyce.

5. Wzór wzajemnych powiązań między ludźmi a naturą.

6. Stworzenie nowej wizji nauki, która jest niezbędna do ocalenia siebie (jednostki) i świata przed zagładą powodowaną przez ludzi.

Czasy, w których żyjemy, wyraźnie pokazują, że wiele pojęć ukutych przez Batesona było już obecnych w umysłach ludzi w jego czasach, mimo że trudno jest tym ideom znaleźć miejsce w głównym nurcie nauki. Dzieje się to teraz, ponad 30 lat po tym, jak Bateson przedstawił swoje teorie dotyczące związku między jednostką a biosferą. Nauka, zamiast budować mosty, pozostaje głęboko analityczna i podchodzi do wszystkich rzeczy w kategoriach ich części składowych, analizując każdą z nich tak, jakby pojedyncza z nich była całością. Ponadto nauka działa w oparciu o ograniczoną część siebie — wyłącznie poprzez logikę. Nadal postrzega rzeczywistość jako materialną, zaprzeczając całości istnienia. Neguje więc przede wszystkim duchowe aspekty życia, a nawet znaczenie i sens własnego istnienia!

W międzyczasie, na początku lat 90., profesor Janusz Gnitecki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu wezwał do włączenia koncepcji „rozwoju osobistego” do kanonu nauczania. Ten rodzaj edukacji pozwala osiągnąć wyższy poziom samoświadomości, czym w rzeczywistości zajmuje się psychosynteza.

Warto zatem ponownie przemyśleć filozofię nauki i powrócić do „istoty rzeczy” (według E. F. Schumachera, Small Is Beautiful, 1973). Istota rzeczy jest początkiem wszystkiego, czym jesteśmy i czego doświadczamy. Możemy więc dostrzec nasze zaniedbane wymiary i stworzyć jedność, budując mosty. Według Batesona musimy zauważyć, że to właśnie nas wiąże.

Doceniam ciągłe powracanie Gregory’ego Batesona do istoty rzeczy. Mój wybitny nauczyciel psychosyntezy, John W. Cullen z California Lutheran University, powiedział kiedyś podczas zajęć dla polskich menedżerów: „Nie można odkrywać nowych oceanów, jeśli nie odważy się stracić z oczu brzegu”. Kiedy otwieramy się na „nowe”, stajemy się „wolni od…” i „wolni do…”. Musimy przenieść naszą uwagę z myślenia na doświadczanie. Wymaga to syntezy, budowania struktur łączących, a więc dokładnie tego, o czym pisał Bateson.

Poprzez swoje zaangażowane „ja” Bateson próbuje opisać i ponownie wprowadzić człowieka do nauki, wraz z jego różnymi sferami działalności, aby zbliżyć go do przyrody. W przeciwnym razie otrzymujemy osobę fragmentaryczną, zredukowaną do sfery myślenia. To właśnie tego ogniwa brakowało w nauce, a więc wzajemnych powiązań między człowiekiem a naturą.

Jako ludzie mamy wybór: albo jako gatunek doprowadzimy się do zagłady poprzez nasze ograniczone myślenie, albo zaczniemy czuć, jako ludzie, empatię wobec natury. Myśl Batesona zapowiadała więc nową dyscyplinę nauki, Nową Erę, głoszoną również przez innych pionierów w różnych dziedzinach nauki, w tym w Polsce.

Bateson wzywał do stworzenia nowego paradygmatu i zmiany filozofii nauki. Tylko wtedy będziemy w stanie zadbać o świat i odwrócić skutki błędnych wyborów dotyczących zdrowia i życia oraz badań naukowych.

Złe wybory powodują pogorszenie jakości życia, prowadzą do zmian klimatycznych i powodują choroby cywilizacyjne. Najpierw musimy „wyleczyć” nasze myślenie. Do tego wzywa Bateson. Musimy stymulować nowe sposoby myślenia i perspektywy, zapraszać do debaty specjalistów z różnych dziedzin oraz tworzyć powiązania wewnątrz-i międzydyscyplinarne.

W rozważaniach Batesona najbardziej przemawia do mnie jego wkład w syntezę człowieka i natury. To, że Bateson zadawał pytania dotyczące paradygmatu łączącego świat i człowieka, świadczy o jego wrażliwości i trosce o ocalenie planety.

Chociaż przyznał, że nie jest biegły w fizyce współczesnej, uczony starał się w logiczny sposób rozróżnić energię i procesy zachodzące w naturze. Interesowała go na przykład energetyka procesu poznawczego i pochodzenie tej energii.

Mnie interesuje szczególnie psychoenergetyka, koncepcja wprowadzona przez Roberto Assagioli. Wykorzystuję tę ideę przy projektowaniu programów edukacyjnych. Moja studentka Joanna Wyleżałek opisała w jednym ze swoich artykułów naukowych pilną potrzebę pracy psychoenergetycznej w celu rozszyfrowania „starych programów”. Mogłoby to stworzyć pomost między biochemią człowieka a bioelektroniką (według Wł. Sedlaka, Homo Electronicus, 1994), zapoczątkowując kolejny etap ewolucji człowieka.

Doceniam to, że Bateson dostrzegł konieczność samorozwoju i samo korekty, a także dokonywania wyborów i określania celów ludzkich działań. Moje podejście w psychosyntezie jest zgodne z tymi elementami. W tym procesie możemy odnaleźć „ja” i uznać wolę za podstawową umiejętność, którą musimy stymulować. Poglądy Batesona sugerują głębokie powiązania między człowiekiem, umysłem i naturą. W tym kontekście jego tezy są holistyczne i systemowe, wyraźnie podkreślając proces „stawania się człowiekiem” i ujawniając własne „człowieczeństwo”. Według Batesona, rozwijając się, zachowujemy subiektywne doświadczenie.

Jako specjalistka w dziedzinie psychosyntezy uważam, że jako istoty żywe mamy prawo, ale także obowiązek ciągłego rozwoju oraz poszerzania i podnoszenia samoświadomości. To sprawia, że bierzemy odpowiedzialność za nasz rozwój i tworzenie siebie w świecie. Własne doświadczenie ma być podstawą do autorefleksji i „uczenia się na podstawie doświadczenia”. W podejściu Batesona wyraźnie widać potrzebę planowania tego, kim jest człowiek i czym jest świat.

Bateson nie dostrzegł jednak kolejnego etapu — kim człowiek może się stać? (Jest to „model idealny” w psychosyntezie). Zastanawiając się nad właściwym kierunkiem rozwoju, interpretował rzeczywistość w kategoriach tych samych elementów, podczas gdy nowy sposób myślenia opisał jako logikę „wyższego rzędu”.

Nie mam pretensji do Batesona, że nie poszedł dalej ze swoją tezą. Jednak zadał sobie (a także czytelnikom) ważne pytanie: jak uwolnić się od rygorów nauki, które tworzą bariery w myśleniu? Od tamtego czasu do dziś pytanie to niestety nie straciło na aktualności.

Niemniej jednak to, co wyraził Bateson, jest rewolucyjne, nawet jeśli w wielu swoich teoriach był dopiero na początku drogi. Ekologia umysłu jest według Batesona metadyscypliną, łączącą materię z duchowością. Bateson dążył do wcielenia ducha. Pozostał jednak w sferze materii, przypisując energii atrybut „substancji” i umieszczając ją, niestety, w porządku „logiki”.

Pomimo wielokrotnych odniesień do sfery duchowej i przewidywania nadejścia nowej epoki, Gregory Bateson odrzucał transcendencję jako zjawisko nadprzyrodzone. Ogłosił również nową książkę, którą zamierzał napisać, zatytułowaną „Where Angels Fear to Tread” (Gdzie anioły boją się stąpać). Już sam tytuł sugeruje, że obawiał się przekraczać granice „zakazane” w nauce.

W teoriach Batesona doceniam jego wizję świata jako wyniku samoorganizującej się aktywności ekosystemów. Jednak dostrzegam pewną „zamkniętą naturę” (prowadzącą do ostatecznego rezultatu) implikowaną w tym podejściu. Rozważając rozwój przez pryzmat ewolucji człowieka i świata, dochodzę do wniosku, że jest to niekończący się proces samoorganizacji wszystkich współzależnych istot.

Gregory Bateson twierdził, że poszukując paradygmatu powiązań między światami i w końcu go znajdując, dojdziemy do zrozumienia znaczenia. Ono tkwi w nas (jest ukryte), więc nie pozostaje nam nic innego, jak otworzyć się na nie, niekoniecznie wymyślając nowe metadyscypliny.

Zgadzam się z Batesonem, że wskazane jest pokazanie ludziom „kolejności kroków”, aby przybliżyć ich do ich własnych znaczeń i sensów. Logika Batesona, jako jedyne narzędzie poznania, nie jest jednak kompletna. Musimy być otwarci na pluralizm w poznaniu. To właśnie on pomaga nam dotrzeć do sfery zbiorowej nieświadomości. Przekraczając granice wyznaczone przez klasyczne dyscypliny naukowe, wkraczamy w sferę nieskończonych możliwości, gdzie nie ma żadnych granic. Istnieje tylko luka poznawcza w ludzkim sposobie myślenia, jako niezapełniony obszar semantyczny, wymagający stworzenia języka wewnętrznych doświadczeń.

Jak pisał Bateson, stara metoda popada w zapomnienie i rozkład; obraz rzeczywistości ukazuje obszary katastrofalnego zaniedbania. Żyjąc we współczesnych czasach, powinniśmy połączyć nasze wysiłki w budowaniu powiązań między tym, co było, z tym, co właśnie się narodziło, i tym, co jest dojrzałe. Trzydzieści lat po sformułowaniu teorii Batesona nadszedł czas, aby je wykorzystać i wyjść poza nie.

7. Wcielenie jest drogą duszy do doskonałości

Wcielenie ma dla mnie co najmniej podwójne znaczenie. Jednym z nich jest kolejne wcielenie, którego doświadczyłam poprzez spotkanie „déjà vu” i relacje karmiczne w tym życiu. Drugim jest wcielenie duszy w tym konkretnym życiu. Wyjaśnię to w tym artykule.

Spotkanie z psychosyntezą — psychologią z duszą — ponad 30 lat temu stało się dla mnie wielką przygodą transformacyjną i procesem podnoszenia świadomości, a także zrozumieniem sensu mojego istnienia. Do tego czasu pracowałam naukowo w medycynie, zajmując się parametrami objawów chorób. Nie wiedziałam dotąd, że wynikają one z tego, co dzieje się na głębszym poziomie duszy. Dzięki moim nauczycielom, Johnowi Cullenowi i Vivian King, nauczyłam się zarządzać sobą jako osobą, a następnie dotarłam do duchowego poziomu istnienia, aby zrozumieć istnienie duszy w ciele dla wykonania jej planu na życie.

Kiedy od dzieciństwa chorowałam i poddawano mnie leczeniu objawowemu, zdałam sobie sprawę, że brak skuteczności tego leczenia wynika z faktu, że medycyna zajmuje się poziomem fizycznym/biologicznym, nie biorąc pod uwagę poziomu duchowego. Tak więc moja droga do medycyny była porażką leczenia i to stało się powodem, dla którego porzuciłam ją po omal 25 latach. Medycyna nauczyła mnie „kopać głębiej” — aż do poziomu duszy — i to było najważniejszą lekcją, którą odkryłam do przerobienia w kolejnych latach.

Z powodu traumatycznych doświadczeń, które miały miejsce przed moim urodzeniem (trauma matki), a następnie tuż po urodzeniu, oraz spotkania z psychosyntezą tuż przed moją pięćdziesiątką, późno zaczęłam uczyć się swoich lekcji. Tymczasem wcześniejsze doświadczenia, również w wieku dorosłym, były bardzo dotkliwe i powtarzały się wielokrotnie, aż do momentu ich głębokiego zrozumienia i uwolnienia się od traum, które je spowodowały.

W międzyczasie uczyłam się odporności duszy, będąc immunologiem ciała z mojego pierwszego zawodu, a przede wszystkim opracowywałam „model edukacji dla przyszłości”, aby po latach nie było potrzeby terapii dzieci, dorosłych i Ziemi. W zrozumieniu tej szerokiej wizji pomogły mi liczne pobyty na konferencjach i warsztatach „Dusza w edukacji” organizowanych przez Fundację Findhorn w Północnej Szkocji. Tak więc moja wizja „edukacji dla zdrowia / zrównoważonego rozwoju” rozwinęła się wokół dwóch filarów: pracy z psychosyntezą i wizji Findhorn Foundation.

W ciągu lat odkryłam i zrozumiałam traumy z dzieciństwa, związane z moją matką, ojcem, ale także z wiarą. Ta ostatnia miała miejsce, gdy miałam 10 lat i ksiądz po wejściu do klasy zapytał mnie o moją wiarę. Gdy wyjawiłam, że jestem innego wyznania, on wykrzyknął przed całą klasą, że będę się poniewierać w piekle. W trakcie lekcji opowiadał dzieciom o tej przestrzeni, stawiając mnie za przykład.

Od tego momentu musiałam być ostrożna, aby chronić to, w co wierzę przed osobami o tego rodzaju poglądach. Był to kolejny temat tabu: pierwszy dotyczył mojego ojca, który stał się więźniem politycznym, gdy miałam 2 lata, a drugi — zachowanie przedstawiciela duchowieństwa. Zarówno lekcja z ojcem, jak i księdzem powracały do mnie trzy razy w ciągu mojego życia i w końcu udało mi się uwolnić ich destrukcyjną energię.

Moje badania nad chorobami przewlekłymi od dzieciństwa zaowocowały zajęciem się ich przyczynami, o których od wielu lat mówię na konferencjach naukowych, piszę artykuły w prasie naukowej i opublikowałam dziesiątki książek. Dzięki temu pozbyłam się również wielu problemów zdrowotnych.

Niezwykle pomocnymi technikami w zrozumieniu przyczyn chorób były między innymi pisanie dziennika podróży, ale także ćwiczenia wolitechniki transformacji, takie jak zakwitanie róży czy przemiana gąsienicy w motyla. Dzięki nim odkryłam to, co było „pod spodem”, ale także uświadomiłam sobie „wołanie duszy”. Powoli, ale systematycznie, budziłam się z „małego ja” do „ja osobistego”, aż w końcu osiągnąłem poziom „Wyższego Ja” — syntezy osobowości i duszy, a tym samym celu duszy.

Okres ten był bardzo owocny, ponieważ życie dało mi możliwość uczestniczenia w wielu konferencjach, takich jak wspomniana „Dusza w edukacji”, ale także uświadomienia sobie „Wyższego Ja ludzkości” i przygotowania się do przekształcenia mojego „modelu edukacji przyszłości” w jego znaczenie dla rasy ludzkiej.

8. Myślenie systemowe jest podstawą psychosyntezy — „Wielkiej Syntezy”

Współczesna rzeczywistość pokazuje, że nieliczni mieszkańcy tej planety są zaniepokojeni losem świata i wielością kryzysów w wielu aspektach życia. Niemal każdego dnia uświadamiają sobie głębię tych problemów, dotykających istoty ludzkości, jej duszy.

Z medycznego punktu widzenia można powiedzieć, że ludzkość poddała swój własny organizm (ANIMA MUNDI) wszechogarniającemu procesowi samozniszczenia, trwającemu od wielu dziesięcioleci, a nawet stuleci. Proces ten, podobnie jak gangrena, niszczył poszczególne komórki i narządy, prowadząc do systematycznej autodestrukcji od wewnątrz i na zewnątrz.

Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, bez szczególnego błędu, że paradygmat kartezjańsko-newtonowski człowieka-maszyny zapoczątkował w umysłach i sercach ludzi, a następnie w realnym świecie, unicestwienie ludzi i planety.

Nauka i edukacja, tworzone od tego momentu przez kolejne stulecia i lata, zapomniały o starożytnym przesłaniu „poznaj siebie”, deprecjonując to, co łączy człowieka z samym sobą, innymi ludźmi i ziemią. Skupiono się wyłącznie na logicznym myśleniu, faktach i zysku, co doprowadziło do deprecjonowania samego człowieka i natury, a Ziemia stała się przedmiotem oddanym w eksploatację. Profesor Henryk Skolimowski, filozof ekologiczny z Harbor University, poprzez koncepcję „umysłu partycypacyjnego” uważał, że człowiek winien być kustoszem planety, a nie jego eksploratorem.

W tak istotnym dla przyszłości świata, ale także dla nauki temacie nie można pominąć mojej drogi, która uświadomiła mi potrzebę myślenia systemowego, a jej źródłem stała się psychosynteza. Jest to ważne, ponieważ odtąd było to istotą mojej pasji i działalności zawodowej przez wiele lat.

Życie jest źródłem naszego doświadczenia. Uświadamia nam, co robimy jako jednostki i społeczeństwa oraz jaki wpływ ma to na nas i społeczeństwo, jako całość. Ken Wilber napisał w jednej ze swoich książek, że jedyną rzeczą, która jest prawdziwa w życiu, jest doświadczenie.

Moja ścieżka życiowa prowadziła od nauki-medycyny, poprzez psychosyntezę, a następnie poszerzyła moje horyzonty o filozofię nauki, leżącą u podstaw wszystkich nauk. Przez lata, poprzez kontakt i zgłębianie psychosyntezy „na sobie”, brałam udział w wielu nurtach fundamentalnych zmian w różnych naukach, tworząc ramy szerokiego modelu dla nauk przyszłości, który miał zmienić wiele z nich, ukierunkowując je na człowieka i jego jakość, ale także na środowisko.

Moje zetknięcie się z psychosyntezą managerską i organizacyjną w połowie lat 90. uświadomiło mi konieczność „zarządzania sobą” przed zarządzaniem innymi, ale także niezbędność „opuszczenia brzegu, aby odkrywać nowe oceany”. Były to słowa mojego nauczyciela, Johna Cullena, które uświadomiły mi, że poszukiwanie harmonii w sobie samym jest odpowiednikiem homeostazy medycznej. Pozwoliło mi to od samego początku znaleźć centrum osobiste i transpersonalne. W rezultacie, stojąc pośrodku, w starożytnym „złotym centrum”, mogłam zobaczyć cały system, zaczynając od siebie, całego organizmu, a następnie przechodząc do sfery „Większej Syntezy”.

Okoliczności sprzyjały temu szerokiemu spojrzeniu na system, łącząc wszystko, co pojawiało się w moim życiu. Były to kolejno: udział w konferencji w San Diego w 1996 roku (Psychosynteza na następne tysiąclecie) i zajęcia Davida Platts. Zaraz w następnym roku, dzięki Davidowi i pobytowi w Poggio del Fuocco, jednym z centrów psychosyntezy we Włoszech, znalazłam się w Fundacji Findhorn, wtedy już 50-letniej ekologicznej wiosce. FF jest żywym przykładem „ludzkiej miłości w działaniu” na rzecz ochrony środowiska i planety. Zauważyłam tu wewnętrzną harmonię jako podstawę budowania równowagi zewnętrznej, począwszy od rodzicielstwa, wychowania, edukacji, leczenia i biznesu z duszą oraz troską o człowieka i planetę.

Następnie spotkałam profesora H. Skolimowskiego, dołączyłam do ruchu ekofilozofii w Polsce i wkrótce znalazłam się w Schumacher College. Tam uświadomiłam sobie kształt nowej nauki i edukacji, której wizję nosiłam w sobie od czasu poznania psychosyntezy w 1995 roku. Wtedy właśnie ujrzałam świat i siebie jako współzależne systemy naczyń.

Wielokrotne pobyty w Archivio we Florencji ugruntowywały ten obraz wielkiej syntezy człowieka i świata. To wszystko, co opisałam poprzednio i kontakt z „żywym” słowem twórcy psychosyntezy, stało się początkiem „modelu edukacji dla przyszłości”. Tworzyłam go przez lata, opisując go w wielu artykułach naukowych z różnych dziedzin. Model ten polega na wprowadzeniu „edukacji o sobie samym”, a więc harmonizowaniu osobowości, rozpoczynając od pojedynczej jednostki aż do świadomości planetarnej.

Na razie była to pewnego rodzaju wizja, która wyłaniała się w trakcie zdarzeń z życia. W tym widzeniu całości świata, rozpoczynając od człowieka i jego harmonii, mieścił się mój model, który pobudziła we mnie psychosynteza i który zawiera się w starożytnym przesłaniu „poznaj samego siebie”. Jest to zalążek tworzenia od podstaw „żywych systemów”, złożonych z jednostek, a na społecznościach i ludzkości kończąc. Takim przykładem jest właśnie FF, gdzie każdy członek wspólnoty żyje w zgodzie ze sobą i jednocześnie dając wkład własny w zrównoważony rozwój planety, nie biorąc ze środowiska więcej niż daje.

Każdy bowiem człowiek i jego świadomość „ogarniająca”, poszerzając i pogłębiając zrozumienie siebie, może stać się częścią „umysłu partycypującego”. Dostrzegając problemy własne i rozwiązując je, zaczyna widzieć podobne, tylko w większej skali dotyczące środowiska i świata. Tym samym może włączać się w znajdowanie rozwiązań dla poważnych problemów w skali globu.

Życie przynosiło mi przez kolejne lata jeszcze szereg różnych wydarzeń, dzięki uczestnictwu w wielu naukowych konferencjach, dotyczących tworzenia pedagogiki holistycznej, medycyny zintegrowanej, czy psychologii systemowej. Konferencje te przez lata artykułowały, każda osobno, konieczność tworzenia „holistycznych modeli”. W mojej wizji edukacji dla przyszłości i jej modelu, odbierałam to jako dobry kierunek.

Wielu z przedstawicieli tych nauk na użytek własny, ale i nauczania studentów włączało techniki medytacyjne czy wizualizacyjne, zarówno w wychowaniu jak i radzeniu sobie z bólem. Pochodziły one z reguły z technik Wschodu (joga, Zen itp.). Wszystko to było dla mnie spójne jako ewolucyjne dojrzewanie do syntezy tych podejść na wyższym poziomie organizacji. Był to kierunek krystalizowania nowego, holistycznego paradygmatu dla całości nauk, a z tego dla ich dziedzin i w efekcie dla edukacji na różnych poziomach szkolnego kształcenia. Ten żywy system powstający dzięki ludziom stawał się modelem syntezy i synergii. On potrzebuje mądrych jednostek nie tylko dla opracowania teorii, ale przede wszystkim do łączenia wysiłku ludzi z różnych dziedzin (synergii) dla tworzenia modeli dla nich i implementowania ich w życiu społecznym. Każdy człowiek wnosi bowiem swoją unikalną część, wynikającą z samego istnienia w tym czasie i miejscu w świecie, wynikającą nie tylko z doświadczenia, ale także z historii, włączając rodzinną i społeczną oraz kulturę z jakiej pochodzi.

Psychosynteza to nie tylko system wynikły z doświadczenia jego twórcy czy naśladowców, i nie tylko ludzi, którzy ją reprezentują w takim czy innym zakresie. To przede wszystkim filozofia życia, żywej filozofii, dziejącego się życia, która łączy ludzi i ich działania w jedną spójną całość prowadzącą do dobra całości. Z punktu widzenia działania ludzkiego mózgu obejmuje włączanie myślenia prawej półkuli — syntetyzującej, a nie jedynie lewej — logicznej części.

Moje długoletnie doświadczenie w nauce na przestrzeni lat pokazało mi konieczność wykorzystania własnych doświadczeń dla służenia innym. W 2001 roku zorganizowałam I Naukową Konferencję p.t. „Dokąd zmierzasz człowieku — Model Edukacji dla Przyszłości” w ramach powołanego przeze mnie w 1997 roku Stowarzyszenia „Edukacja dla Przyszłości”. Mottem tej konferencji były następujące słowa, zaczerpnięte z innej konferencji, odbywającej się w Chicago w 1953 roku, które brzmiały następująco: […} „Edukacja musi odpowiadać na potrzeby ludzkiego ducha. Powinna towarzyszyć ludziom w rozwoju satysfakcjonującej osobistej filozofii i sensu wartości”. Mojej konferencji towarzyszyły słowa piosenki Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat”. Zacytuję zaledwie fragment:

[…] Dziwny jest ten świat

Gdzie jeszcze wciąż mieści się wiele zła,

I dziwne jest to, że od wielu lat

Człowiekiem gardzi człowiek”…

…Nadszedł już czas, najwyższy czas

Nienawiść zniszczyć w sobie”.

Ewenementem tej konferencji było to, że cała poświęcona była dyskusji nad modelem edukacji, a referaty uczestników, z reguły naukowców z różnych dziedzin, były udostępnione wszystkim na kilka tygodni przed konferencją. Z tego wydarzenia została wydana książka, zawierająca jej przebieg, referaty i konkluzje z dyskusji.

W 2015 roku zostałam zaproszona przez grono filozofów do udziału w I Konferencji Naukowej „Humanistyczne wyzwania ekologii umysłu, dla znalezienia znaczącego miejsca w polskiej nauce dla Gregory Batesona”, z udziałem jego córki Nory. Uwieńczeniem konferencji była pokaźnej wielkości książka konferencyjna, gdzie na ponad 20 stronach pojawił się mój artykuł: Psychosyntetyczne podejście do rozwoju jako procesu integracji, ale i przekraczania biologii: Gregory Bateson i jego „Umysł i Przyroda”. Jaką wartość dla naszego sposobu myślenia wnosi Gregory Bateson? To był opis włączenia myślenia systemowego Batesona w moim rozumieniu psychosyntezy i jej poszerzania świadomości o kolejne „syntezy”.

Bateson widział proces ewolucji w przyrodzie oraz człowieku i antycypował istnienie zintegrowanego poznania, opartego na ewolucji indywidualnej. Mimo potrzeby syntezy (funkcji prawej półkuli), używał jednak logiki i analizy (funkcji lewej półkuli). Nieustannie pragnął jednak rozwikłać tym sposobem naturę relacji świata ożywionego i nieożywionego.

To, co jednak do końca życia Batesona nie doczekało się w pełni wyartykułowania, to właśnie duchowa natura Wszechświata i człowieka, choć coraz bardziej zbliżał się do „otwarcia drzwi” do tej przestrzeni. Bateson unikał tego pojęcia. Widać wyraźnie, że walczyły w nim dwie skrajności: „za” i „przeciw”, lecz nie miał odwagi ich przekroczyć.

Mimo, że G. Bateson tęsknił (co wyczuwa się w jego opisach) za wypłynięciem na „szerokie wody”, bał się porzucić z oczu brzegu. Zrobił to w podobnych latach Profesor Arbor Michigan University — H. Skolimowski, wyraźnie artykułując duchowy aspekt świata i człowieka.

Bateson wyraźnie zauważał błędy logiczne współczesnego mu systemu nauki, oddzielającego człowieka od przyrody. To, co jest jednak wyjątkowo prekursorskie, zapowiadające całościowe ujmowanie natury, to zauważenie żyjącego Wszechświata i jego duchowego charakteru, a nie jedynie materialnego.

I tutaj zbliżamy się powoli do filozofii nauki i tego, co ma ona reprezentować w swoich przesłaniach. Filozofia nauki ma być dedykowana życiu i przez nie weryfikowana. Jest to spójne ze Skolimowskim i J. Góreckim, ale także z moim zrozumieniem istoty samej psychosyntezy i jej głębokim przesłaniem.

Filozofia nauki ma prezentować uniwersalny aspekt ludzkiej natury. Za A. Whellerem, mamy wyrażać się w świecie partycypującym. Mamy realizować dążenie wzwyż, ujawniając to, co potencjalne w nas, wznosząc się do rozpoznania Woli Uniwersalnej, pomagając zarówno sobie, jak i Życiu w „stawaniu się”. Będąc częścią umysłu partycypującego, jesteśmy jednocześnie częścią dynamicznej ewolucji Kosmosu.

Wzrastanie wzwyż pozwala na wyłanianie się duchowego aspektu człowieka, podobnie jak i świata. Ten aspekt wykracza poza biologię i odkrywa ukryte w sobie możliwości „stawania się”, podobnie jak artykułowania nowych wglądów i stanów wyższej świadomości. W tym procesie nieustannie tworzymy siebie, powracając do jedności z Kosmosem. W ten sposób, za G. Batesonem umysł i przyroda (Wszechświat) staje się jednością, wzajemnie się przenikając. Za H. Skolimowskim i J. Góreckim „tworzymy symfonię, gdzie muzycy, kompozytor i słuchacze stanowią integralną całość”.

Tak więc ponad 30 lat po Batesonie mamy już kolejną koncepcję, włączającą transcendencję, a więc proces wzrastania wzwyż, anonsowany zresztą zarówno przez niego, jak i innych prekursorów nowej nauki. U Batesona, ponad 30 lat wcześniej był to jeszcze monizm psychofizyczny.

Pytanie córki, które brzmiało: „o czym jest ta książka?”, Bateson zostawił bez odpowiedzi. Może to i lepiej, bo pozostawił Czytelnikowi przestrzeń do refleksji dla stworzenia w Nowej Erze filozofii nauki ogarniającej całość natury, a w niej człowieka i wszystkie wymiary Życia. To jest zadanie dla naukowców, czerpiących korzenie w materializmie, jak i naukowców ducha. Mają oni zbudować pomost, który zintegruje obydwa światy.

Budowanie przęseł i pomostów jest niezbędne w epoce zagrożeń świata, wynikłych z ignorancji i niewiedzy. Dotyczy to wszystkich sfer funkcjonowania człowieka, jak i życia, dla odbudowania planety, człowieka, pokoju i zrównoważonego rozwoju świata, dla ochrony życia, przeżycia i zbudowania nowej jakości życia dla kolejnych pokoleń. Mamy uratować ziemię i uratować siebie.

To wyzwanie było postawione kiedyś przez G. Batesona i podobnych mu naukowców, którzy wyszli „przed szereg”, aby tworzyć zręby cywilizacyjnej zmiany, która musi nastąpić, włączając obecnych naukowców lub bez ich udziału. Świat domaga się tego, aby stworzyć nową wizję przyszłości — wizję partnerstwa i pokoju.

Elementem scalającym jest więc „edukacja wzwyż” — podnoszenie samoświadomości, dla znajdowania wspólnych przestrzeni i zobaczenia ich, poprzez wyjście z obecnie istniejących systemów myślenia i postrzegania świata. Potrzebujemy nowych poglądów na świat, które pozwolą zrozumieć złożoność dziejących się zjawisk, wynikających z globalnej ich natury. Musimy postrzegać świat jako całość, utworzoną z połączonych części, jako holistyczny system.

Naszym obowiązkiem jest więc wyjść z naszych „szuflad”, stworzonych przez nas do „segregowania” poszczególnych fragmentów przekazywanej nam wiedzy, których używaliśmy osobno, a czasem utożsamialiśmy część z całością (traktując je zamiennie). Szukając wiedzy wchodziliśmy w coraz drobniejsze szczegóły, w poszukiwaniu zrozumienia. Wydawało się nam, że gdy poznamy najdrobniejszy element, to będziemy mogli zrozumieć całość.

W tym skoncentrowaniu na szczegółach, zapomnieliśmy o kontekście. Taki sposób bowiem pokazywały nam obowiązujące w nauce paradygmaty, podobnie jak w edukacji, wychowaniu i leczeniu. Nikt nam nie powiedział, że są to elementy tej samej całości. Musimy pilnie poszukać „wspólnej przestrzeni”, a więc tego, co łączy, jest spójne i jednoczące. To pozwoli zrozumieć związki istniejące między poszczególnymi częściami oraz uświadomić sobie, jak ważne jest nasze bycie w relacji z innymi ludźmi. Jest to wspólna praca w „laboratorium życia”.

Potrzebujemy nauczyć się tworzyć związki i relacje rodzinne, zawodowe i wszystkie inne, które pojawiają się w naszym życiu, czasem na chwilę, a czasem na dłużej. To wewnętrzna praca każdego z nas z osobna i wszystkich razem. To jest „powrót do istoty rzeczy” — do poznawania siebie i wytworów tego, co tworzymy i realizujemy w świecie. Mamy prawo i obowiązek robić to w sposób świadomy, aby nie niszczyć siebie i świata. Bez tej pracy nie będzie możliwym przetrwać, jako gatunek.

Psychosynteza rozwinęła tych, którzy weszli głębiej w integrowanie siebie, zrozumieli przesłania „syntezy”, rozpoczynając od własnej, dotarcia do istoty siebie — duszy — i podążania za jej wołaniem. To ona kieruje nas do odnowy świata i ludzkich relacji z naturą. To ona wyzwala w nas potrzebę pomagania naszym klientom w znajdowaniu centrum siebie, dostrzeganiu problemów świata i wychodzeniu im naprzeciw, ponad ego, swoje partykularne interesy. Tacy praktycy psychosyntezy na sobie stali się przykładami „podążania” za przesłaniem Assagiolego „Wielkiej syntezy”. A to tworzy „żywy” system, partycypujący umysł, wychodzący też naprzeciw przesłaniu Batesona do znajdowania „łącznika, który łączy”, a więc naszej duchowej natury, związanej z Anima Mundi — Duszą Świata.

Uwieńczeniem dziesiątek moich książek stały się dwie, bazujące na rozumieniu psychosyntezy, jako naukowym „modelu syntezy i synergii”, a stąd systemowego podejścia do szeroko rozumianego zdrowia i dobrostanu. Łączą one wychowanie, edukację, system poradni wspierających rozwój dziecka, służby zdrowiu (zamiast służby chorobie), czy tworzenie kolejnych cegiełek zrównoważonego rozwoju dla zaistnienia w akademickim świecie. Ma to pomagać we wszystkich zawodach dedykowanych zdrowiu i dobrostanowi, a stąd odwracaniu skutków szkód technologicznych, zatruciu środowiska, żywności czy wreszcie planety.

Reasumując, potrzeba ludzi światłych z każdej części świata, także z obecnej epoki, tak jak to uczynili prekursorzy systemowego podejścia. Obecny świat potrzebuje ich chociażby dla tak ważnej sfery stosunków międzyludzkich i ochrony go przed unicestwieniem przez samego człowieka. Dlatego każda osoba jest ważna, przekraczając swoją świadomość. Jest takich wielu w świecie dotychczas uważanym za gorszy, z tzw. Wschodniej Europy. To ci ludzie podejmowali wysiłki, aby czytać w innym języku, wprowadzać w swoich kręgach idee niezbędne światu do przetrwania.

Deprecjonowanie takiego wkładu ze względu na wąskie interpretacje kulturowe, brak zrozumienia języków tych nacji i brak znajomości tła zarówno ludzi jak i prac z nauki w ich językach nie czyni ich gorszymi. To oni, szczególnie „doświadczeni przez życie i historię swoich narodów” znacznie szybciej dostrzegają kompleksowość przemian dziejowych i niepożądane kierunki w jakie zmierza ludzkość i są gotowi na najwyższe bohaterstwo. Warto, w świecie psychosyntezy podjąć wysiłek docenienia ich wkładu i zainteresowania się nim, bo tu i teraz liczą się „każde ręce na pokładzie”.

Psychosynteza, zgłębiana przez lata i praktykowana na sobie jest bezcenna. To edukacja siebie, nieustanne poszerzanie świadomości i widzenie problemów świata oraz aktywne reagowanie. To dzięki niej i poprzez nią jesteśmy w procesie „stawania się” lepszą wersją siebie i tego, co możemy wnieść do świata poprzez siebie, dzięki sobie, w „syntezie” i synergii z innymi, zamiast deprecjonowania ich istnienia i wkładu w życie innych.

Z każdego chaosu rodzi się porządek. Przychodzi nowe, ponieważ stare wzorce przeżywają się, nie znajdując już racji bytu. Jednocześnie zaś one nadal istnieją w społeczeństwie, mieszając się z innymi, nowymi, mniej lub bardziej dojrzałymi ideami, gotowymi do zmiany. Tak właśnie rodzi się nowe i jest to naturalny proces ewolucji, czy chcemy tego, czy nie, czy deprecjonujemy i ignorujemy — on i tak się dzieje, i jak widać, w różnych dziedzinach jednocześnie. Dzieje się to zgodnie zresztą z prawami Kosmosu i przyrody: stare usycha, aby dać miejsce nowemu życiu. To jest naturalny proces w przyrodzie, także w życiu każdego człowieka.

9. Samoświadomość jako droga do uzdrawiania siebie i świata

Niebawem minie 30 lat odkąd zetknęłam się z psychosyntezą. Psychosynteza jest dla mnie sposobem funkcjonowania w życiu osobowym, społecznym, środowiskowym i planety. Pierwszym etapem syntezy jest praca nad sobą, a ona pociąga za sobą otwarcie na kolejne syntezy, poszerzające samoświadomość, aż do poziomu duszy, celu życia. Tego rodzaju otwieranie kolejnych poziomów zrozumienia siebie i świata, rozpoczynając od wejrzenia we własną oraz rodzinną historię, pozwala odpamiętywać blokady i ograniczenia nałożone na nas na przestrzeni całego życia, zaczynając od zarania naszych dziejów. Cokolwiek odkryjemy w nas, staje się zaczynem do tworzenia znaczeń, początkowo indywidualnych, a następnie zbiorowych.

Od pierwszego momentu zetknięcia się z psychosyntezą była ona dla mnie nieustającym źródłem rewelacji. Moi pierwsi nauczyciele ponad 30 lat temu -Vivian King i John Cullen, których poznałam na zajęciach dla managerów w Centrum Kreowania Liderów niedaleko Warszawy, zasiali we mnie nasiona nieustannej eksploracji jej znaczeń — mojej psychosyntezy, kopiąc w sobie coraz głębiej i głębiej.

W tym samym czasie dołączył Cliff Ishigaki, którego warsztaty zapamiętałam szczególnie. Wryło mi się w pamięć jego osobiste doświadczenie w postaci przygotowywania a następnie uczestnictwa w wojnie w Wietnamie oraz jego przeżycia „odwrażliwiania”, które objawiło się po powrocie do domu we wszystkich przestrzeniach jego osobistego życia. Uświadomiłam sobie wtedy, że cały problem polega na byciu wrażliwym — a to jest cecha człowieczeństwa. Efektem tej indywidualnej wrażliwości jest „czucie siebie, innych i świata”.

Wierzę, że cała edukacja od najmłodszych lat, a następnie na wszystkich etapach kształcenia, polega na zadbaniu przez rodziców, wychowawców i nauczycieli (mentorów) o wrażliwość w dziecku, aby pozostała w harmonii. Ono ją posiada od urodzenia. Traumatyczne doświadczenia na różnych etapach życia mogą ją uszkodzić i zablokować na lata, jak w opisanym wyżej przypadku. Zdarza się bowiem, że dorośli, „grając na strunach wrażliwości dziecka” mogą ją albo zdeptać lub rozregulować, powodując efekt „nadwrażliwości”. Może się to także wydarzyć w okresie „planu na życie”, o czym dowiadujemy się z Recall Healing i medycyny germańskiej.

Odkrycie aspektów swojej wrażliwości, jej utraty lub nadreaktywności ma swoje rezultaty w życiu każdego człowieka. Przywrócenie jej pierwotnego stanu: odpamiętanie (re-membering) otwiera nas, jako ludzi na zobaczenie szerszej perspektywy. Ta przestrzeń związana jest nie tylko z uzdrowieniem siebie, ale przede wszystkim rozpoczęciem działań w szerszym kontekście: uzdrawianiu relacji z innymi i światem.

W przypadku zdeptania godności dziecka (co ma miejsce np. w seksualnych nadużyciach), a stąd jego wrażliwości oraz godności, ono musiało schować ją głęboko, aby nie cierpieć. Ten stan stał się dla niego przekleństwem, gdyż przeżywało swój dramat latami, nie mogąc wyrazić tego, co znajdowało się w zamkniętej traumie. Uzdrowienie tej sytuacji przy pomocy terapeuty psychosyntezy czy własnej syntezy, mogło zmienić przekleństwo tej traumy w błogosławieństwo jej uzdrowienia. Taka osoba zaczęła dostrzegać swój potencjał w zamkniętej dotychczas traumie i transformować w swoja siłę, która może przekazywać innym, inspirując ich do dostrzeżenia czegoś więcej. Efektem uzdrowionej traumy staje się chęć pomagania innym i światu.

Świat, podobnie jak i my, indywidualne jednostki, potrzebuje uzdrowienia. To my, przez nieświadomość tych, którzy nas poprzedzili i ich dramaty, zostaliśmy poranieni, a żyjąc w takim stanie, także nieświadomie, zasiewamy spustoszenie w kolejnym pokoleniu, rodzinach, społeczeństwie i planecie. Nie będąc świadomymi konfliktów w sobie, projektujemy je na otoczenie i świat. Odpamiętując „prawdziwe ja” jesteśmy w stanie zmienić te sytuacje, doprowadzić do pokoju w sobie, a ten przyniesie zmiany w świecie. Psychosynteza jest przez to wyjątkowa, ponieważ istotą jej zaistnienia jest tworzenie ładu w sobie i na zewnątrz. To wcale nie znaczy, że każdy psychosyntetyk to ten, który reprezentuje ten ład i zdrowe relacje, ucząc tego innych. Bywa, że nie ustanowił tego ładu w sobie. W takiej sytuacji znajomość metod nie czyni go ekspertem, aby stać się przewodnikiem w drodze duszy klienta, nie odkrywszy i nie podążywszy swoją drogą duszy, syntezy doświadczeń w odkrycie drogi z duszą.

Na przestrzeni długich lat życia robienia własnej psychosyntezy, pracowałam z wieloma osobami, lub słuchałam ich zwierzeń. One nawet nigdy nie słyszały o psychosyntezie. W ich wypowiedziach miałam jednak wyraźnie, że te osoby są już ze swojej natury psychosyntetykami — one podążały drogą syntezy siebie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 47.25
drukowana A5
za 77.87