E-book
39.38
drukowana A5
64.44
drukowana A5
Kolorowa
93.14
ALCHEMIA NIEPRZEMILCZENIA

Bezpłatny fragment - ALCHEMIA NIEPRZEMILCZENIA


Objętość:
305 str.
ISBN:
978-83-8431-558-3
E-book
za 39.38
drukowana A5
za 64.44
drukowana A5
Kolorowa
za 93.14

Zoya Maria Staszewska

Pisze, bo inaczej by się rozsypała. Ma w pakiecie demona o nazwie dwubiegunowość, który raz pali, raz zamraża, i którego nie da się wyrzucić — można go co najwyżej ubrać w słowa i udawać, że to poezja. Jej wiersze są jak blizny: niektórzy odwrócą wzrok, inni dotkną i poczują, że bolą też ich własne.

Nie szuka szczęśliwych zakończeń ani pocieszających metafor. Pisze surowo, precyzyjnie, czasem z ironią, bo poezja to jej oczyszczalnia — zamiast wulkanu emocji zostaje kilka kartek papieru i złudzenie, że na razie wygrała. Każdy wiersz to nóż albo opatrunek, a czasem jedno i drugie naraz.

Nie pisze dla słabych serc, ani dla tych, którzy lubią spać spokojnie. Pisze dla tych, którzy wiedzą, że życie jest ciężkie, że emocje potrafią spalić, a prawda czasem boli bardziej niż kłamstwo. ALCHEMIA NIEPRZEMILCZENIA to jej dowód, że można przetrwać, nawet jeśli trzeba to zrobić po kawałku, z ironią i gorzkim dystansem.


ZOYA’S POETRY to zapis wrażeń i zdarzeń — krótkie, surowe wersy, szczere migawki życia, które dopiero zaczynają się formować w myśl i refleksję. To świat Zoi uchwycony w pigułce: wrażenia, emocje, momenty bez zbędnego rozwodzenia się.

ZAPISKI Z KODU GENETYCZNEGO otwierają drzwi do głębszej przestrzeni — dłuższych, cięższych utworów, które nie boją się spojrzeć w oczy wydarzeniom i emocjom, które kształtowały życie autorki. Tu pojawia się gorzka ironia, stanowcze spojrzenie na to, co trudne, i nieprzełagodzone refleksje, które wymagają od czytelnika zatrzymania się i zmierzenia z prawdą. To świat bardziej skomplikowany, intensywny i bezlitosny, gdzie każdy wiersz jest jak największa zadra i najpotrzebniejsze ukojenie.

W brudzie i błysku

Nie jestem historią z happy endem.

Jestem chaosem w kwiecistej sukience i skórzanej kurtce.

Moją głowę raz zalewa światło, raz zalewa mnie mrok — nie pytaj, kiedy będzie które.

Mam mózg, który biega maratony, gdy ciało ledwo się rusza.

I serce, które wierzy w miłość tak mocno, że potrafi się nią zadławić.

Nie jestem łatwa.

Ani do życia, ani do pokochania, ani do zrozumienia.

Bywam śmieszna, dopóki nie zobaczysz, że to nie żart.

Bywam silna, dopóki nie rozsypię się komuś na dłoniach.

Bywam odważna, dopóki nie muszę przyznać, że się boję.

Piszę, bo inaczej bym wybuchła.

Albo zniknęła.

Piszę, żeby nie zapomnieć, że mimo wszystko — istnieję.

Jeśli tu jesteś, nie szukaj bohaterki.

Znajdziesz tylko mnie.

Prawdziwą.

W brudzie i błysku.

ZOYA’S POETRY

Początek

Świat uczynił mnie potworem

A potem dał mi pióro

Dumna

Bawiło mnie, gdy ludzie

brali moje życie

za bezproblemowe

Jednocześnie patrząc

w oczy diabłu

Pozornie niewinna

paliłam za sobą mosty

Gryzłam i raniłam

Zjadałam was na śniadanie

jak przekąskę

Zapominając, że wszystko

ma swoją cenę

Nauka

Perfekcyjne notatki

robione bez pośpiechu

Kolorowe liście

rysowane na marginesach

Linijka prostsza niż moje myślenie

Jestem dobra w nauce

ale w życiu już niekoniecznie

Kąpiel

Różowa piana

Pastelowa woda

o temperaturze pięćdziesięciu stopni

otula moje skostniałe ciało

Daje złudzenie ciepła

które podarowałeś mi Ty

Nie boję się, że utonę

Woda mi niestraszna

Każdego dnia widzę swoje

odbicie w lustrze

Tego powinnam się bać

Poszukiwania

Kolorowe neony na ścianie w klubie

Butelka szampana za kilka groszy

Otumaniające bąbelki

Tam szukałam siebie

Z marnym efektem

Pustka — powody

Zrozumiałam, że was krzywdzę

Próbowaliście mnie kontrolować

ale musiałam sama to zrobić

Pytacie, dlaczego nie czuję

To jeden ze sposobów

Emocje są nieprofesjonalne

Źródło braku kontroli

widziałam właśnie w nich

Nie chcieliście mnie, gdy coś czułam

a kiedy przestałam — też mnie nie chcecie

Kontakt

Domagaliście się kontaktu ze mną

a ja nie odbierałam

Gdy ja dzwoniłam

was nie było

(potrzebuję was wszystkich

i nie potrzebuję nikogo)

Gdy cię ignoruję — nie odpuszczaj

Dostań się pod skórę

prosto do mojego serca

Zapomnienie

Pęka mi głowa

Nie mogę wstać z łóżka

Nie ruszam palcami

Piecze mnie skóra

i oczy z braku łez

Dzisiaj umrę

Nikt po mnie nie zapłacze

Nie zamknie oczu

i nie pomyśli, że mógł być dla mnie lepszy

Przynieście mi chociaż ładne kwiaty

Stwórzcie pozory pamięci

Słabość

Włosy opięte w kok

Elegancka sukienka

Ja dzisiaj po prostu

kurwa

wymiękam

Chłód i zima

Zamknęłam oczy

Stałeś tam

Oblewało cię niebieskie światło

zimne jak twoje serce

Próbowałam rozpalić w tobie żar

Ostatnie iskierki nadziei

zamieniłeś w płatki śniegu

Nie fatyguj się po lód

Chłód, który mi podarowałeś

wszystko zmrozi

Definicja ignorowania

Krople deszczu stukające w szybę

Spływające po parapecie

Jak słowa

wypowiedziane w moim kierunku

Pasek w szlafroku

rozwiązywany twoimi dłońmi

Nawet wtedy nic nie czułam

Chłonęłam słowa

zapisane w książkach

A chłonąć ciebie nie potrafiłam

Odszedłeś

Też bym odeszła

Ty

Czasem czytam nasze stare rozmowy

chcąc, byś robił to samo

Czasem chcę do ciebie napisać

ale wiem, że ty do mnie nie

To mnie powstrzymuje

Krztuszę się dumą

Może gdyby nie ona

To drogi byłyby nasze

Dwie pory roku

Twoja głowa na mojej piersi

Promienie słońca w twoich włosach

Stokrotki w trawie

Cień drzew

Słodkie gruszki

Herbata z kostkami losu

Piękne lato

i piękni my

Nic nie trwa wiecznie

A po słońcu przychodzi deszcz

Studzi nasz zapał

Brutalnie i bez wahania

Jesieni

nie byłam na ciebie gotowa

Na twoje odejście też

Metale nieszlachetne

Przeskakiwaliśmy przez płoty

Zdzieraliśmy kolana

i ubrania — z siebie nawzajem

Całowałeś mnie w czoło

Nazywałeś mnie złotkiem

Kiedy ja byłam

co najwyżej miedzią

Ale przewodziłam prąd

który dawał ci siłę

Przepaliłam się

Nie byłam ci dłużej potrzebna

Instalacja do wymiany

Ty wybrałeś ją

— nową…

Dotyk

Patrzyłeś na moją twarz

Moje spierzchnięte usta

Chciałeś mnie pocałować

Chciałeś musnąć mój policzek

Ale najpierw dotknąłeś mojej duszy

Pęknięcie

To, że spędzaliśmy czas w łóżku

— nie robiło na mnie wrażenia

Dotykałeś mnie z uwielbieniem

a pokochałeś z pasją

Muskania na skórze już nie czuję

Ale oddech twój

w mej duszy pozostał

Wolałabym, żebyś

nigdy nie pojawił się

w moim życiu

Nie pękłabym

Nie rozpadłabym się na kawałki

Zaszyję się

Czasem mam ochotę uciec

Wyłączyć telefon

Zniknąć z Facebooka

Wiklinowy fotel

Zielone roślinki w doniczkach

Narzuta we wzory

Kakao w kubku

jeszcze gorące

Zostanę tu na wieki

Odcięta od świata

Pomyślisz o mnie?

Zatęsknisz?

Znasz mój adres

Będę tam, gdzie nie chciałeś być

Majowe dziecko

Majowe dzieci mają szczęście

Tak mówiłeś

Chyba za słabo mnie znałeś

Bo ze szczęściem nie mam nic wspólnego

Zmiana

Byłam wulkanem emocji

A dzisiaj jestem głuchą pustką

Banał

Chciałabym, żeby moja historia nie była banalna

A właśnie taka wydaje się być

Słuszność

Serce

złamane przez ciebie

Leczyłam się

Halsey i G-Eazy

Byli stałymi towarzyszami

Pościel w kwiatki

Trzecia setka

by przetrwać dzień

A potem siódma

by przetrwać noc

Nadal uważasz, że postąpiłeś słusznie?

Tafla

Zanurzałam się w tobie

jak w chłodnej wodzie


Lato

Lepiej mi w cieniu

Zaczęły się wakacje

Żar lał się z nieba

Stojąc w pełnym słońcu

pomyślałam, że

jednak wolę chłód

Bo jest mi dobrze znany

Niewidzialna

Tak wiele w życiu robiłam

ale nikt tego nie widział

To, co było dla mnie spełnieniem

dla was było idiotyzmem

Przemijanie, niewidzialność

tego bardzo się boję

Zmienność

Otworzyłam oczy

myśląc, że to mój ostatni dzień

Zatopiona w beznadziei

wypiłam chłodną kawę z mlekiem

Nastała pora lunchu

Patrzyłam na ludzi niemrawo

Mieli smutne spojrzenia

wszyscy

Wieczorem

po trzech drinkach

zmierzyłam się ze swoimi demonami

Rankiem — przepaść

Nocą — szczyt góry

Spokój

Pieprzonego spokoju ducha szukam

Nie zanosi się, żebym to wygrała

Miłość

Zdarzyła mi się

dwa razy

O dwa za dużo

Marzec

To jeden z moich najgorszych miesięcy w roku

zaraz po listopadzie

Pamiętam ten wieczór

stałam na balkonie

Zimny wiatr przeszywał mnie do szpiku kości

ale i tak cieplejszy niż to, co dostałam od ciebie

Dzieliła nas ściana

Okazało się, że nie tylko

Dostałeś się pod mój mur

a ja pod twój nie umiałam

Emocje puściły

Łzy kapały na posadzkę

W tamtym momencie

uświadomiłam sobie,

że albo to zaakceptuję

Albo odejdę

Bezbożnik

Nie wierzyłeś we mnie

Tak jak w Boga

On dla ciebie nie istniał

Ja dla ciebie też nie istniałam

Przepraszam

Spędziłam zbyt wiele nocy

rzygając do kibla z nerwów

Czując się jak bezwartościowe gówno

żeby pozwolić ci wrócić

Przepraszam, za dużo mnie to kosztowało

Lepiej mi bez ciebie

Relacja z Bogiem

Za każdym razem, gdy wszystko się waliło

na łeb, na szyję

Myślałam sobie „Och Boże, daruj sobie”

ale On nigdy nie słuchał

Dokładał mi jeszcze więcej

Mówią, że w życiu przechodzi się tylko

przez te problemy

z którymi da się radę

Ale twojego powrotu nie zniosę

nie chcę

nie mogę


Czy jak pójdę na niedzielną mszę

to zabierzesz go, Boże?

Relacja z Bogiem 2.0

Przeżywam tak dziwne sploty wydarzeń,

jakieś totalnie przypadkowe rzeczy,

absurdalne i ironiczne,

że często zastanawiam się

czy Ten na górze przypadkiem

nie robi tego dla zabawy


W której tylko On dobrze się bawi

Zombie

Gdybym tylko mogła

rozpierdalać życie i problemy

Jak zombie w grach

Skóra

Twoje palce na moich policzkach

Szept we włosach

Półmrok


„Zoya, kurwa, nawet nie wiesz jak cię kocham”


Nie wiedziałam

a ty nie kochałeś

Dzień 52

nie żyję

to mnie zeżarło od środka

zeżarło mnie

zgniłe uczucie do tego skurwiela

***

Prawda jest taka

że mogłabym napisać o tobie

siedemnaście wierszy,

a i tak nigdy się

ciebie nie pozbędę

i nigdy cię nie rozgryzę

Sierpień (wspomnienie z wakacji)

Nic bardziej nie smakowało mi

od bułki z dżemem

Kawa wydawała się słodka,

choć nie było w niej cukru

W powietrzu czuć było jesień

Kiedyś potworną jędzę

dziś wyczekiwaną przerwę

Od codziennej gry

zwanej życiem

Liście usychają

My też usychamy

Bez wody, którą była miłość

Istnienie

Wszystko, czym byliśmy

to ubłocone vansy

herbatą w papierowym kubku

słońcem przebijającym

przez sierpniowe chmury

nieśmiałym dotykiem dłoni

długimi skarpetami

latem, które właśnie się skończyło

Puszka

Byłam jak zamknięte pudełko

z pięknym zdobieniem

Niepozorna

ale z bogatym wnętrzem

Był jeden klucz,

który mógł mnie otworzyć

Znalazły go dwie osoby,

ale odeszły

widząc ten bałagan

Nie da się wytrzymać przy kimś,

kto ma dwa oblicza


Chciałabym, żeby były tylko dwa

Królestwo

W jednym momencie byłam królową,

siedzącą na tronie

Tylko po to, by za chwilę

spaść w przepaść


Królestwo

Lukier

Uraczono mnie bogactwem

Czymś więcej niż jogurtowy chupa chups

Różami

z maleńkimi pąkami

Kryształowe szklanki

lśniły w blasku świec

Puchaty dywan

ogrzewał parkiet

A gdzie w tym wszystkim my?

Ból

To naprawdę boli

kochanie kogoś

Uleczenie

Nie byłam w stanie cię uleczyć

Bo sama tego potrzebowałam

Pierwszy dzień jesieni

Chłodne powietrze wdzierało się

przez uchylone okno

Ostatnie, ciepłe promienie słońca

ogrzewały mury

i nasze serca

Żółte liście spadały z drzew

jak niespełnione marzenia

jedno po drugim

trafiały na listę

wiecznego zapomnienia

Byliśmy pragnieniami, które

nigdy się nie zrealizowały

Nic nie znaczyliśmy

tak jak krople jesiennego deszczu

Głucha cisza

Tylko to mnie otaczało,

gdy wisiałam nad przepaścią

Przerwało mi trzaśnięcie drzwiami

I twój głos, wołający jej imię

Bo tu nigdy nie chodziło o mnie

Pożegnanie

Ugościłam was herbatą

— miętową

z odrobiną miłości

Ale nadszedł czas

by się pożegnać

Tylko na chwilę

Jeszcze wrócę

Daliście mi tyle słońca,

co nikt nigdy wcześniej

Pozwoliliście uwierzyć,

że chłód to nie jest

mój jedyny kompan

w tej grze zwanej życiem

Moment

Jest taka chwila

w której świat się zatrzymuje

Z trudem łapiesz powietrze

nie wierząc w to co słyszysz


Byłam kolekcjonerką takich momentów

Mogłabym włożyć je wszystkie

do szuflady

z podpisem „pływałaś w bagnie, ale przetrwałaś”

Żywot

Kim byłabym, gdybym urodziła się

w innym miejscu

w innym czasie

z innymi ludźmi u boku


Ale byłam tylko sobą

Nieco zranioną, ale dobrą


a przynajmniej tak mi się wydawało

Postrzeganie

Nieważne jak bardzo źle będziesz postrzegała

samą siebie

Nigdy nie przestanę cię kochać


I jak mogłabym go kiedykolwiek zranić?

Podróż

Czego szukasz Zoya?

I dlaczego w miejscach

i w ludziach, którzy już

dawno cię nie chcą?

Już do nich nie należysz


ten pociąg odjechał

Przyjaciółka

To gorzka ironia

Nic więcej

Odbicie

Chciałam Cię więcej

dostawałam coraz mniej

Odpychałam się od ściany

robiąc sobie siniaki

I na co mi ta walka?

Net

Szukałam ciepła na internetowych forach

za każdym razem obiecując sobie, że to już ostatni

A potem wchodziłam w to znowu

i znowu

Oddałam wam wszystko

nie dostając nic

Ramiona

Jej były cieplejsze

i stabilniejsze

Dlatego w nich wylądowałeś

Bawi mnie to

Że jednocześnie potrzebowałam

każdego z was

i nie potrzebowałam nikogo

Brzytwa

Nigdy nie zapomnę tego głosu

ostrego i zimnego

jak metal

Widocznie tego potrzebowałam

Dziękuję

Byłam stracona

grzałam miejsce w piekle

wydawać by się mogło

że nic mnie nie uratuje

I choć byłeś bardzo niemiły

to uratowałeś mi życie

Tak postępują przyjaciele

Znaczenie

Jesteśmy tylko słowami

często rzucanymi na wiatr

Od nas zależy

czy ktoś się tym przejmie

czy wypuści drugim uchem

Chciałabym

spojrzeć

w twoje oczy

jeszcze jeden raz

Sklepikara

Widzieli we mnie kogoś bez ambicji

a ja po prostu chciałam być w miejscu

w którym moje życie nie ma żadnego znaczenia

Trzeźwa

Potem już nie potrzebowałam alkoholu

bo to, co mnie otaczało dostarczało mi

wystarczającej rozrywki

Stypendystka

Czasem wydawało mi się, że piątki na uczelni

kolejne, wzorowo zrobione projekty na zajęciach

to jedyne, co naprawdę mi wychodzi

Głodna

Chciałam zwiedzać świat

Kupować kiczowate magnesy na lodówkę

i świeże owoce na targach

ozdobionych kwiatami


A moje podróżowanie skończyło się

na Wrocławiu

gdzie nawet Kielce wydawały się

bardziej fascynujące

Złudzenie

I choć wydaje ci się, że jego odejście to koniec świata

to nic bardziej mylnego

I choć sądzisz, że nigdy nikogo nie pokochasz

tak mocno jak jego

to źle myślisz

I choć twoje serce i głowa to wielki, emocjonalny bałagan

i pewnie nie da się go uprzątnąć

to wcale tak nie jest

Daj sobie czas, Mała

To przechodzi

Zawsze mija

I choć wydaje ci się, że to niewykonalne

to za sześć lat nie będzie już o czym mówić

Więc daj sobie czas i…

nie wstydź się tego

Dziennik

Często przesiadywałam na balkonie

wśród jesiennych liści

między padającym śniegiem

i promieniami letniego słońca

Z kubkiem kawy i paczką fajek

spisywałam swoje najskrytsze

przemyślenia

I gdyby ktoś to przeczytał

pomyślałby sobie

„Ale z niej potwór”

Podczas, gdy ja byłam

zbyt zaangażowana

w szukanie odpowiedzi

na pytanie

„Gdzie są moje uczucia?”

Wyjątkowa

Tak byście mnie opisali

No bo przecież miałam

kolorowe włosy

bloga

i próbowałam pisać

romantyczne wiersze


Ale nie widzieliście,

że chcę załatać tymi działaniami

dziurę, którą miałam w duszy

Miejsce spoczynku

Lubiłam twoje dołeczki w policzkach

Nie wiedziałam tylko, że przez nie

stracę siebie

i trafię do dołu, który do złudzenia

przypomina


grób

Dobroć

W tym wszystkim chodziło

o to, by

być dobrą

Schować dumę do kieszeni

Nie unosić się honorem

Nie ranić

być dobrą

Nie tylko dla samej siebie

Ostrożnie

Mówili

„Ostrożnie, ona cię zje żywcem”

„Ostrożnie, Zoya gryzie”

„Zjada na śniadanie”

A ja chciałam

nie być zraniona

nie chciałam cierpieć

i mieć złamanego serca


Chciałam czuć się

bezpiecznie

Piętno

Problem pojawia się wtedy

gdy dolega ci coś

czego nie pozbędziesz się

do końca życia

Bez wzajemności

To nie było tak, że nie umiałam kochać

bo umiałam

Potrafiłam oddać swoje serce

gestykulować z czułością

Ale nikt tego nie doceniał

Nikt nie chciał mojej ciepłej kawy

o siódmej rano

Nikt nie chciał, bym okrywała

go kocykiem

Nikt nie chciał jesiennych spacerów

i e-maili wysyłanych nocą

Nawet płyt Arctic Monkeys

nikt nie chciał dla mnie słuchać

Ale za to chcieli moją duszę

każdy jej skrawek

I ciało też chcieli

tak, bym została z niczym

Pomyłka

Wybrany numer nie istnieje

Dla ciebie nigdy nie istniał

Przeprosiny

W Auchan były dla ciebie

szczytem możliwości

Podczas gdy ja skradłabym

Księżyc

bylebyś mi wybaczył

Los

Kpił sobie ze mnie

próbując za wszelką cenę

udowodnić

że jestem chorobą

a nie czującym człowiekiem

Wietrzyk

Byłaś jak morska bryza

nie do uchwycenia

Jak ulotna chwila

krótki moment

mrugnięcie powiekami

I taką kochałem cię

najbardziej

W sekundzie

w której zatrzymywałaś się

i rozważałaś

czy ten wybuch nie będzie

twoim ostatnim

I czy ten drink

nie będzie rozlany

I czy do łóżka nie zaniesie

cię ktoś zupełnie inny

Maskotka

Tym byłam w waszych rękach

Słodka Zoya

Lolitka

Nieco pijana, ale przecież

założyła dzisiaj koronkową bieliznę

i pończochy

Więc o pierwszej w nocy

chwytaliście za moje dłonie

Całowaliście mnie żarliwie

próbując wmówić mi

że to właśnie was potrzebuję

A rano, gdy wstyd palił

moje policzki

Mydliliście mi oczy

śniadaniem

Podczas, gdy ja chciałam uciec

nie tylko od was

ale też od swoich wyrzutów sumienia

Czy teraz, po tym wszystkim

jesteście w stanie dojść do wniosku

że byłam czymś więcej niż

maskotką?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 39.38
drukowana A5
za 64.44
drukowana A5
Kolorowa
za 93.14