Zoya Maria Staszewska
Pisze, bo inaczej by się rozsypała. Ma w pakiecie demona o nazwie dwubiegunowość, który raz pali, raz zamraża, i którego nie da się wyrzucić — można go co najwyżej ubrać w słowa i udawać, że to poezja. Jej wiersze są jak blizny: niektórzy odwrócą wzrok, inni dotkną i poczują, że bolą też ich własne.
Nie szuka szczęśliwych zakończeń ani pocieszających metafor. Pisze surowo, precyzyjnie, czasem z ironią, bo poezja to jej oczyszczalnia — zamiast wulkanu emocji zostaje kilka kartek papieru i złudzenie, że na razie wygrała. Każdy wiersz to nóż albo opatrunek, a czasem jedno i drugie naraz.
Nie pisze dla słabych serc, ani dla tych, którzy lubią spać spokojnie. Pisze dla tych, którzy wiedzą, że życie jest ciężkie, że emocje potrafią spalić, a prawda czasem boli bardziej niż kłamstwo. ALCHEMIA NIEPRZEMILCZENIA to jej dowód, że można przetrwać, nawet jeśli trzeba to zrobić po kawałku, z ironią i gorzkim dystansem.
ZOYA’S POETRY to zapis wrażeń i zdarzeń — krótkie, surowe wersy, szczere migawki życia, które dopiero zaczynają się formować w myśl i refleksję. To świat Zoi uchwycony w pigułce: wrażenia, emocje, momenty bez zbędnego rozwodzenia się.
ZAPISKI Z KODU GENETYCZNEGO otwierają drzwi do głębszej przestrzeni — dłuższych, cięższych utworów, które nie boją się spojrzeć w oczy wydarzeniom i emocjom, które kształtowały życie autorki. Tu pojawia się gorzka ironia, stanowcze spojrzenie na to, co trudne, i nieprzełagodzone refleksje, które wymagają od czytelnika zatrzymania się i zmierzenia z prawdą. To świat bardziej skomplikowany, intensywny i bezlitosny, gdzie każdy wiersz jest jak największa zadra i najpotrzebniejsze ukojenie.
W brudzie i błysku
Nie jestem historią z happy endem.
Jestem chaosem w kwiecistej sukience i skórzanej kurtce.
Moją głowę raz zalewa światło, raz zalewa mnie mrok — nie pytaj, kiedy będzie które.
Mam mózg, który biega maratony, gdy ciało ledwo się rusza.
I serce, które wierzy w miłość tak mocno, że potrafi się nią zadławić.
Nie jestem łatwa.
Ani do życia, ani do pokochania, ani do zrozumienia.
Bywam śmieszna, dopóki nie zobaczysz, że to nie żart.
Bywam silna, dopóki nie rozsypię się komuś na dłoniach.
Bywam odważna, dopóki nie muszę przyznać, że się boję.
Piszę, bo inaczej bym wybuchła.
Albo zniknęła.
Piszę, żeby nie zapomnieć, że mimo wszystko — istnieję.
Jeśli tu jesteś, nie szukaj bohaterki.
Znajdziesz tylko mnie.
Prawdziwą.
W brudzie i błysku.
ZOYA’S POETRY
Początek
Świat uczynił mnie potworem
A potem dał mi pióro
Dumna
Bawiło mnie, gdy ludzie
brali moje życie
za bezproblemowe
Jednocześnie patrząc
w oczy diabłu
Pozornie niewinna
paliłam za sobą mosty
Gryzłam i raniłam
Zjadałam was na śniadanie
jak przekąskę
Zapominając, że wszystko
ma swoją cenę
Nauka
Perfekcyjne notatki
robione bez pośpiechu
Kolorowe liście
rysowane na marginesach
Linijka prostsza niż moje myślenie
Jestem dobra w nauce
ale w życiu już niekoniecznie
Kąpiel
Różowa piana
Pastelowa woda
o temperaturze pięćdziesięciu stopni
otula moje skostniałe ciało
Daje złudzenie ciepła
które podarowałeś mi Ty
Nie boję się, że utonę
Woda mi niestraszna
Każdego dnia widzę swoje
odbicie w lustrze
Tego powinnam się bać
Poszukiwania
Kolorowe neony na ścianie w klubie
Butelka szampana za kilka groszy
Otumaniające bąbelki
Tam szukałam siebie
Z marnym efektem
Pustka — powody
Zrozumiałam, że was krzywdzę
Próbowaliście mnie kontrolować
ale musiałam sama to zrobić
Pytacie, dlaczego nie czuję
To jeden ze sposobów
Emocje są nieprofesjonalne
Źródło braku kontroli
widziałam właśnie w nich
Nie chcieliście mnie, gdy coś czułam
a kiedy przestałam — też mnie nie chcecie
Kontakt
Domagaliście się kontaktu ze mną
a ja nie odbierałam
Gdy ja dzwoniłam
was nie było
(potrzebuję was wszystkich
i nie potrzebuję nikogo)
Gdy cię ignoruję — nie odpuszczaj
Dostań się pod skórę
prosto do mojego serca
Zapomnienie
Pęka mi głowa
Nie mogę wstać z łóżka
Nie ruszam palcami
Piecze mnie skóra
i oczy z braku łez
Dzisiaj umrę
Nikt po mnie nie zapłacze
Nie zamknie oczu
i nie pomyśli, że mógł być dla mnie lepszy
Przynieście mi chociaż ładne kwiaty
Stwórzcie pozory pamięci
Słabość
Włosy opięte w kok
Elegancka sukienka
Ja dzisiaj po prostu
kurwa
wymiękam
Chłód i zima
Zamknęłam oczy
Stałeś tam
Oblewało cię niebieskie światło
zimne jak twoje serce
Próbowałam rozpalić w tobie żar
Ostatnie iskierki nadziei
zamieniłeś w płatki śniegu
Nie fatyguj się po lód
Chłód, który mi podarowałeś
wszystko zmrozi
Definicja ignorowania
Krople deszczu stukające w szybę
Spływające po parapecie
Jak słowa
wypowiedziane w moim kierunku
Pasek w szlafroku
rozwiązywany twoimi dłońmi
Nawet wtedy nic nie czułam
Chłonęłam słowa
zapisane w książkach
A chłonąć ciebie nie potrafiłam
Odszedłeś
Też bym odeszła
Ty
Czasem czytam nasze stare rozmowy
chcąc, byś robił to samo
Czasem chcę do ciebie napisać
ale wiem, że ty do mnie nie
To mnie powstrzymuje
Krztuszę się dumą
Może gdyby nie ona
To drogi byłyby nasze
Dwie pory roku
Twoja głowa na mojej piersi
Promienie słońca w twoich włosach
Stokrotki w trawie
Cień drzew
Słodkie gruszki
Herbata z kostkami losu
Piękne lato
i piękni my
Nic nie trwa wiecznie
A po słońcu przychodzi deszcz
Studzi nasz zapał
Brutalnie i bez wahania
Jesieni
nie byłam na ciebie gotowa
Na twoje odejście też
Metale nieszlachetne
Przeskakiwaliśmy przez płoty
Zdzieraliśmy kolana
i ubrania — z siebie nawzajem
Całowałeś mnie w czoło
Nazywałeś mnie złotkiem
Kiedy ja byłam
co najwyżej miedzią
Ale przewodziłam prąd
który dawał ci siłę
Przepaliłam się
Nie byłam ci dłużej potrzebna
Instalacja do wymiany
Ty wybrałeś ją
— nową…
Dotyk
Patrzyłeś na moją twarz
Moje spierzchnięte usta
Chciałeś mnie pocałować
Chciałeś musnąć mój policzek
Ale najpierw dotknąłeś mojej duszy
Pęknięcie
To, że spędzaliśmy czas w łóżku
— nie robiło na mnie wrażenia
Dotykałeś mnie z uwielbieniem
a pokochałeś z pasją
Muskania na skórze już nie czuję
Ale oddech twój
w mej duszy pozostał
Wolałabym, żebyś
nigdy nie pojawił się
w moim życiu
Nie pękłabym
Nie rozpadłabym się na kawałki
Zaszyję się
Czasem mam ochotę uciec
Wyłączyć telefon
Zniknąć z Facebooka
Wiklinowy fotel
Zielone roślinki w doniczkach
Narzuta we wzory
Kakao w kubku
jeszcze gorące
Zostanę tu na wieki
Odcięta od świata
Pomyślisz o mnie?
Zatęsknisz?
Znasz mój adres
Będę tam, gdzie nie chciałeś być
Majowe dziecko
Majowe dzieci mają szczęście
Tak mówiłeś
Chyba za słabo mnie znałeś
Bo ze szczęściem nie mam nic wspólnego
Zmiana
Byłam wulkanem emocji
A dzisiaj jestem głuchą pustką
Banał
Chciałabym, żeby moja historia nie była banalna
A właśnie taka wydaje się być
Słuszność
Serce
złamane przez ciebie
Leczyłam się
Halsey i G-Eazy
Byli stałymi towarzyszami
Pościel w kwiatki
Trzecia setka
by przetrwać dzień
A potem siódma
by przetrwać noc
Nadal uważasz, że postąpiłeś słusznie?
Tafla
Zanurzałam się w tobie
jak w chłodnej wodzie
Lato
Lepiej mi w cieniu
Zaczęły się wakacje
Żar lał się z nieba
Stojąc w pełnym słońcu
pomyślałam, że
jednak wolę chłód
Bo jest mi dobrze znany
Niewidzialna
Tak wiele w życiu robiłam
ale nikt tego nie widział
To, co było dla mnie spełnieniem
dla was było idiotyzmem
Przemijanie, niewidzialność
tego bardzo się boję
Zmienność
Otworzyłam oczy
myśląc, że to mój ostatni dzień
Zatopiona w beznadziei
wypiłam chłodną kawę z mlekiem
Nastała pora lunchu
Patrzyłam na ludzi niemrawo
Mieli smutne spojrzenia
wszyscy
Wieczorem
po trzech drinkach
zmierzyłam się ze swoimi demonami
Rankiem — przepaść
Nocą — szczyt góry
Spokój
Pieprzonego spokoju ducha szukam
Nie zanosi się, żebym to wygrała
Miłość
Zdarzyła mi się
dwa razy
O dwa za dużo
Marzec
To jeden z moich najgorszych miesięcy w roku
zaraz po listopadzie
Pamiętam ten wieczór
stałam na balkonie
Zimny wiatr przeszywał mnie do szpiku kości
ale i tak cieplejszy niż to, co dostałam od ciebie
Dzieliła nas ściana
Okazało się, że nie tylko
Dostałeś się pod mój mur
a ja pod twój nie umiałam
Emocje puściły
Łzy kapały na posadzkę
W tamtym momencie
uświadomiłam sobie,
że albo to zaakceptuję
Albo odejdę
Bezbożnik
Nie wierzyłeś we mnie
Tak jak w Boga
On dla ciebie nie istniał
Ja dla ciebie też nie istniałam
Przepraszam
Spędziłam zbyt wiele nocy
rzygając do kibla z nerwów
Czując się jak bezwartościowe gówno
żeby pozwolić ci wrócić
Przepraszam, za dużo mnie to kosztowało
Lepiej mi bez ciebie
Relacja z Bogiem
Za każdym razem, gdy wszystko się waliło
na łeb, na szyję
Myślałam sobie „Och Boże, daruj sobie”
ale On nigdy nie słuchał
Dokładał mi jeszcze więcej
Mówią, że w życiu przechodzi się tylko
przez te problemy
z którymi da się radę
Ale twojego powrotu nie zniosę
nie chcę
nie mogę
Czy jak pójdę na niedzielną mszę
to zabierzesz go, Boże?
Relacja z Bogiem 2.0
Przeżywam tak dziwne sploty wydarzeń,
jakieś totalnie przypadkowe rzeczy,
absurdalne i ironiczne,
że często zastanawiam się
czy Ten na górze przypadkiem
nie robi tego dla zabawy
W której tylko On dobrze się bawi
Zombie
Gdybym tylko mogła
rozpierdalać życie i problemy
Jak zombie w grach
Skóra
Twoje palce na moich policzkach
Szept we włosach
Półmrok
„Zoya, kurwa, nawet nie wiesz jak cię kocham”
Nie wiedziałam
a ty nie kochałeś
Dzień 52
nie żyję
to mnie zeżarło od środka
zeżarło mnie
zgniłe uczucie do tego skurwiela
***
Prawda jest taka
że mogłabym napisać o tobie
siedemnaście wierszy,
a i tak nigdy się
ciebie nie pozbędę
i nigdy cię nie rozgryzę
Sierpień (wspomnienie z wakacji)
Nic bardziej nie smakowało mi
od bułki z dżemem
Kawa wydawała się słodka,
choć nie było w niej cukru
W powietrzu czuć było jesień
Kiedyś potworną jędzę
dziś wyczekiwaną przerwę
Od codziennej gry
zwanej życiem
Liście usychają
My też usychamy
Bez wody, którą była miłość
Istnienie
Wszystko, czym byliśmy
to ubłocone vansy
herbatą w papierowym kubku
słońcem przebijającym
przez sierpniowe chmury
nieśmiałym dotykiem dłoni
długimi skarpetami
latem, które właśnie się skończyło
Puszka
Byłam jak zamknięte pudełko
z pięknym zdobieniem
Niepozorna
ale z bogatym wnętrzem
Był jeden klucz,
który mógł mnie otworzyć
Znalazły go dwie osoby,
ale odeszły
widząc ten bałagan
Nie da się wytrzymać przy kimś,
kto ma dwa oblicza
Chciałabym, żeby były tylko dwa
Królestwo
W jednym momencie byłam królową,
siedzącą na tronie
Tylko po to, by za chwilę
spaść w przepaść
Królestwo
Lukier
Uraczono mnie bogactwem
Czymś więcej niż jogurtowy chupa chups
Różami
z maleńkimi pąkami
Kryształowe szklanki
lśniły w blasku świec
Puchaty dywan
ogrzewał parkiet
A gdzie w tym wszystkim my?
Ból
To naprawdę boli
kochanie kogoś
Uleczenie
Nie byłam w stanie cię uleczyć
Bo sama tego potrzebowałam
Pierwszy dzień jesieni
Chłodne powietrze wdzierało się
przez uchylone okno
Ostatnie, ciepłe promienie słońca
ogrzewały mury
i nasze serca
Żółte liście spadały z drzew
jak niespełnione marzenia
jedno po drugim
trafiały na listę
wiecznego zapomnienia
Byliśmy pragnieniami, które
nigdy się nie zrealizowały
Nic nie znaczyliśmy
tak jak krople jesiennego deszczu
Głucha cisza
Tylko to mnie otaczało,
gdy wisiałam nad przepaścią
Przerwało mi trzaśnięcie drzwiami
I twój głos, wołający jej imię
Bo tu nigdy nie chodziło o mnie
Pożegnanie
Ugościłam was herbatą
— miętową
z odrobiną miłości
Ale nadszedł czas
by się pożegnać
Tylko na chwilę
Jeszcze wrócę
Daliście mi tyle słońca,
co nikt nigdy wcześniej
Pozwoliliście uwierzyć,
że chłód to nie jest
mój jedyny kompan
w tej grze zwanej życiem
Moment
Jest taka chwila
w której świat się zatrzymuje
Z trudem łapiesz powietrze
nie wierząc w to co słyszysz
Byłam kolekcjonerką takich momentów
Mogłabym włożyć je wszystkie
do szuflady
z podpisem „pływałaś w bagnie, ale przetrwałaś”
Żywot
Kim byłabym, gdybym urodziła się
w innym miejscu
w innym czasie
z innymi ludźmi u boku
Ale byłam tylko sobą
Nieco zranioną, ale dobrą
a przynajmniej tak mi się wydawało
Postrzeganie
Nieważne jak bardzo źle będziesz postrzegała
samą siebie
Nigdy nie przestanę cię kochać
I jak mogłabym go kiedykolwiek zranić?
Podróż
Czego szukasz Zoya?
I dlaczego w miejscach
i w ludziach, którzy już
dawno cię nie chcą?
Już do nich nie należysz
ten pociąg odjechał
Przyjaciółka
To gorzka ironia
Nic więcej
Odbicie
Chciałam Cię więcej
dostawałam coraz mniej
Odpychałam się od ściany
robiąc sobie siniaki
I na co mi ta walka?
Net
Szukałam ciepła na internetowych forach
za każdym razem obiecując sobie, że to już ostatni
A potem wchodziłam w to znowu
i znowu
Oddałam wam wszystko
nie dostając nic
Ramiona
Jej były cieplejsze
i stabilniejsze
Dlatego w nich wylądowałeś
Bawi mnie to
Że jednocześnie potrzebowałam
każdego z was
i nie potrzebowałam nikogo
Brzytwa
Nigdy nie zapomnę tego głosu
ostrego i zimnego
jak metal
Widocznie tego potrzebowałam
Dziękuję
Byłam stracona
grzałam miejsce w piekle
wydawać by się mogło
że nic mnie nie uratuje
I choć byłeś bardzo niemiły
to uratowałeś mi życie
Tak postępują przyjaciele
Znaczenie
Jesteśmy tylko słowami
często rzucanymi na wiatr
Od nas zależy
czy ktoś się tym przejmie
czy wypuści drugim uchem
Chciałabym
spojrzeć
w twoje oczy
jeszcze jeden raz
Sklepikara
Widzieli we mnie kogoś bez ambicji
a ja po prostu chciałam być w miejscu
w którym moje życie nie ma żadnego znaczenia
Trzeźwa
Potem już nie potrzebowałam alkoholu
bo to, co mnie otaczało dostarczało mi
wystarczającej rozrywki
Stypendystka
Czasem wydawało mi się, że piątki na uczelni
kolejne, wzorowo zrobione projekty na zajęciach
to jedyne, co naprawdę mi wychodzi
Głodna
Chciałam zwiedzać świat
Kupować kiczowate magnesy na lodówkę
i świeże owoce na targach
ozdobionych kwiatami
A moje podróżowanie skończyło się
na Wrocławiu
gdzie nawet Kielce wydawały się
bardziej fascynujące
Złudzenie
I choć wydaje ci się, że jego odejście to koniec świata
to nic bardziej mylnego
I choć sądzisz, że nigdy nikogo nie pokochasz
tak mocno jak jego
to źle myślisz
I choć twoje serce i głowa to wielki, emocjonalny bałagan
i pewnie nie da się go uprzątnąć
to wcale tak nie jest
Daj sobie czas, Mała
To przechodzi
Zawsze mija
I choć wydaje ci się, że to niewykonalne
to za sześć lat nie będzie już o czym mówić
Więc daj sobie czas i…
nie wstydź się tego
Dziennik
Często przesiadywałam na balkonie
wśród jesiennych liści
między padającym śniegiem
i promieniami letniego słońca
Z kubkiem kawy i paczką fajek
spisywałam swoje najskrytsze
przemyślenia
I gdyby ktoś to przeczytał
pomyślałby sobie
„Ale z niej potwór”
Podczas, gdy ja byłam
zbyt zaangażowana
w szukanie odpowiedzi
na pytanie
„Gdzie są moje uczucia?”
Wyjątkowa
Tak byście mnie opisali
No bo przecież miałam
kolorowe włosy
bloga
i próbowałam pisać
romantyczne wiersze
Ale nie widzieliście,
że chcę załatać tymi działaniami
dziurę, którą miałam w duszy
Miejsce spoczynku
Lubiłam twoje dołeczki w policzkach
Nie wiedziałam tylko, że przez nie
stracę siebie
i trafię do dołu, który do złudzenia
przypomina
grób
Dobroć
W tym wszystkim chodziło
o to, by
być dobrą
Schować dumę do kieszeni
Nie unosić się honorem
Nie ranić
być dobrą
Nie tylko dla samej siebie
Ostrożnie
Mówili
„Ostrożnie, ona cię zje żywcem”
„Ostrożnie, Zoya gryzie”
„Zjada na śniadanie”
A ja chciałam
nie być zraniona
nie chciałam cierpieć
i mieć złamanego serca
Chciałam czuć się
bezpiecznie
Piętno
Problem pojawia się wtedy
gdy dolega ci coś
czego nie pozbędziesz się
do końca życia
Bez wzajemności
To nie było tak, że nie umiałam kochać
bo umiałam
Potrafiłam oddać swoje serce
gestykulować z czułością
Ale nikt tego nie doceniał
Nikt nie chciał mojej ciepłej kawy
o siódmej rano
Nikt nie chciał, bym okrywała
go kocykiem
Nikt nie chciał jesiennych spacerów
i e-maili wysyłanych nocą
Nawet płyt Arctic Monkeys
nikt nie chciał dla mnie słuchać
Ale za to chcieli moją duszę
każdy jej skrawek
I ciało też chcieli
tak, bym została z niczym
Pomyłka
Wybrany numer nie istnieje
Dla ciebie nigdy nie istniał
Przeprosiny
W Auchan były dla ciebie
szczytem możliwości
Podczas gdy ja skradłabym
Księżyc
bylebyś mi wybaczył
Los
Kpił sobie ze mnie
próbując za wszelką cenę
udowodnić
że jestem chorobą
a nie czującym człowiekiem
Wietrzyk
Byłaś jak morska bryza
nie do uchwycenia
Jak ulotna chwila
krótki moment
mrugnięcie powiekami
I taką kochałem cię
najbardziej
W sekundzie
w której zatrzymywałaś się
i rozważałaś
czy ten wybuch nie będzie
twoim ostatnim
I czy ten drink
nie będzie rozlany
I czy do łóżka nie zaniesie
cię ktoś zupełnie inny
Maskotka
Tym byłam w waszych rękach
Słodka Zoya
Lolitka
Nieco pijana, ale przecież
założyła dzisiaj koronkową bieliznę
i pończochy
Więc o pierwszej w nocy
chwytaliście za moje dłonie
Całowaliście mnie żarliwie
próbując wmówić mi
że to właśnie was potrzebuję
A rano, gdy wstyd palił
moje policzki
Mydliliście mi oczy
śniadaniem
Podczas, gdy ja chciałam uciec
nie tylko od was
ale też od swoich wyrzutów sumienia
Czy teraz, po tym wszystkim
jesteście w stanie dojść do wniosku
że byłam czymś więcej niż
maskotką?