E-book
16.17
drukowana A5
31.12
Akwarela

Bezpłatny fragment - Akwarela


Objętość:
38 str.
ISBN:
978-83-8324-504-1
E-book
za 16.17
drukowana A5
za 31.12

Pamięci S.

Dałeś mi swoje pióro

Maraton

Zwolnij na chwilę bieg swój szaleńczy,

Dokąd to znowu śpieszno ci iść?

Czy tak cię niesie zapał młodzieńczy

Jak huraganem pędzony liść?


Gdzież znowu dusza twa się wyrywa

Gdy dzień tak piękną zorzą wstaje?

Nurt miejskiej rzeki wciąż cię porywa

A spokój nigdy w niej nie nastaje.


Jak łańcuch istnień niepoliczonych

Co w szarych murach życie swe zna

Tak biegnie strumień istot szalonych

A pod prąd jego wspinam się ja.


Lecz jeśli ciebie ochota najdzie

By usiąść chociaż ten jeden raz

To wiesz dokładnie już gdzie mnie znajdziesz

Z chęcią odpowiem — bo ja mam czas.

Człowieku!

Człowieku! Jakże świat twój mały,

Gdzież są twoje ideały?


Znasz jedynie tłum cudzych bogów,

Nie przyjaciół, a wrogów!


Dla ciebie jedynie bogactwa, ozdoby,

Nie płacz drugiej osoby!


Jak Ikar do nieba się pchasz nieubłaganie,

Niecierpliwy panie!


Gdy w twarz ci zaśmieje się życie nareszcie,

Wierzcie mi, wierzcie!


Nie będziesz miał z sobą już żadnej uciechy —

Żałuj za grzechy!

Poeta

Ach, kim ty jesteś, poeto drogi

Którego dzieło dzisiaj podziwiam?

Twój opus magnum stawia na nogi

Każdego człeka — sztuka prawdziwa!


Cóż miałeś w głowie tej nocy ciemnej

Idąc przed siebie zimną ulicą

Wylać emocje w formie pisemnej

Kryjąc przed światem swe blade lico?


Piórem przebiegłym w radości swojej

Wiersz — jedno słowo w barwnej wymowie

Płótno z metalu na torach stoi

Pięć liter po łacinie podwórkowej

Stolica

Miękki koc ciężkich obłoków

a lazur rozlega się nad nimi

Pod nim z okna już widać jak na baczność stoją

Siedmiopiętrowi oficerowie

Jeden obok drugiego

wzdłuż szafirowej wstęgi

To już tu


Spod kół buchnął gumowy dym

Śmigła ostatni raz zaryczały

Wysiadam w miejscu nieznanym

choć widziałam je tak wiele razy

Te ptaki jakieś znajome mają dzioby


Przede mną miasto

dławiące się własnym oddechem

biegnące stale do przodu

Choć nie zabliźniły mu się

Rany


Tłumy biegną po kościach poległych

wzdłuż ścian niegdyś obitych gradem z ołowiu

wpadając na duchy starych obrońców

Tutaj kiedyś był ich dom


Nie jestem godna tu stać

gdzie niegdyś ulicami płynęła rzeka

Krwi rozcieńczonej łzami

Dusz o litość błagających

Gniew martwych płonął razem z budynkami


Otwieram swe oczy

Życie toczy się dalej


Może z oddali je obserwują

Tacy szarzy oficerowie których widziałam z góry

Bez pięter a z duszą

Co niegdyś uciekła z ich ciała

szarpanego zimnymi pazurami

o średnicy paru milimetrów


Jeszcze raz zerknę w dół

Nadal tu stoją


Zobaczymy się jeszcze raz

Przystań

Twój wzrok — ciepły dotyk

Twój głos — ukojenie

Nic cię nie opisze

Jak złote milczenie

Twych oczu ocean

Przejrzysty, głęboki

W nich lazur niebiański

I białe obłoki

Pod kurzem oddechów

I na płótnie wyznań

Jam statek zgubiony

A ty — moja przystań

Uśmiech

Język to wszystkim powszechnie znany

W swojej istocie niepokonany

Gest to prawdziwy i najpiękniejszy

Uśmiech człowieka to najzwyklejszy


Biały puch może kryć miejskie szarości

Granit brukowy marznąć do kości

Lecz starczy jedna mina radosna

A zamiast zimy przychodzi wiosna


A więc mój drogi, oto ci powiem

Że taką wiosnę też nosisz w sobie

Może ktoś obok marznie na wietrze

I oczekuje na dni cieplejsze?


Może śnieżyca tak jego mroczy

Że z trudem nawet otwiera oczy

A więc nie wahaj się go ratować

Żeby od mrozu mógł się uchować


Idź i nieś ciepło te wszystkim wokół

A wiosna będzie do końca roku

Jak będzie długa — to cóż ty na to —

Zrobi się z wiosny gorące lato.

Akwarela

usiądź mój drogi

namaluję ci obraz

gęsty od deszczu słonych łez

rozmyty w wodzie rzewnych słów


codzienny obraz

może widziałeś już podobne

może znowu namaluję ci ten sam

a tyle podobnych już się kurzy

pod twymi włosami


może go zapomnisz

może go wyrzucisz

wiem że za dużo maluję


lecz ty na wszystkie z nich patrzysz


usiądź mój drogi


namaluję ci obraz

Podróż

Mgły wiszą nad polem w pochmurnym błękicie

I łzami szklistymi liść rosa pokrywa,

Od nowa znów w mieście zaczyna się życie,

Co z rankiem się budzi — i ciemność rozmywa.


Na dworcu już „Łącza” marznie, oczekuje,

Kiedy do niej idą znów tłumy tułaczy,

„Mehoffer” ze skrzekiem po boku hamuje,

O stację tą także czasami zahaczy.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 16.17
drukowana A5
za 31.12