Z dedykacją dla mojej prababci Marysi,
która nauczyła mnie kochać.
Teraz mogę kochać Ciebie.
Oda pogrzebowa
Sypane z rąk Hadesa,
liście — tańczą w wietrze.
Martwego imienia brzmienie,
w Greckim amfiteatrze.
Przyodziewając prosopon,
przedstawiają Twą ideę,
każde słowo, pieśń i taniec
Każde jej wielkie wspomnienie.
Co ukażesz w przedstawieniu?
Czy mi kochać w nim pozwolisz?
Chcę pożegnać twoje lico,
które maską znów zasłonisz.
Chcę pożegnać Cię raz jeszcze,
Ciebie żywą i w wszechświecie,
chcę Cię trzymać, obejmować,
póki wiatr wszystkich nie zmiecie.
Pilnowałaś mnie w kolebce,
teraz ja przy Twojej stoję
i zakładam maskę bólu.
W płacz i smutek się dziś stroję.
Teraz, kiedy Ciebie nie ma,
zdmuchnę pyłki twej miłości.
by każdy na świecie doznał
Twojej pięknej obecności.
Orsus
Uciekanie marzeniami, snem na jawie, świat gdzieś w głowie.
Każda chwila i wspomnienie. Wszystko tonie, ach! Znów tonie.
Czym jest dzień bez tej pogoni? Lecą w dół i w górę słowa.
Który dziś kierunek obrać? Gdzie cię znów zabierze głowa?
Masochistą się urodzić: hipoteza? Fakt? Stwierdzenie?
W swoich czynach cierpisz, płaczesz, wiecznie czujesz odurzenie.
Jeden, dwa, trzy — odliczanie. Gubisz rytm i siebie w próżni.
Każdy krok i myśl i słowo — za to mu jesteśmy dłużni.
Uciekanie w samotności przed kolejnym dniem udręki.
Co kieruje mnie tą drogą? Ach! To lęki. Znów te lęki.
Poddać się czy biec w ruinę? Chcesz kolejne dni i lata?
To nie ważne czy umierasz. Dla nikogo to nie strata.
Hiberno
Łzami poją się wszelkie kwiaty
Nie chcą ponosić kolejnej straty
Mgłą osłonięte przed całym światem
Chronią się razem jak brat z bratem
Tulipany róże stokrotki i wrzosy
Tańcząc w powietrzu unikają kosy
Unikają odebrania swojego losu
Pisania o ziemi smutnego eposu
Masywne płyty kryją liście płatki
Martwe hiacynty szafirki i bratki
Zginęły walcząc o losy rodziny
Wszystkie umarły tylko z twojej winy
Orion
Czy mrokiem można nazwać ciemność
Co otacza planetę warstwami
Czy to odzwierciedlenie dusz
Co samotnie krążą własnymi ścieżkami
Czy mrokiem jesteś ty i ja
Obserwujący zmiany na niebie
Czy mrokiem jest złudna nadzieja
Co każe walczyć lecz dusi ciebie
Czy mrok jest w imię dobra czy zła
Czym naprawdę jest jego intencja
Czy wrzuci cię w głąb do dna
Czy to ludzkiego dobra esencja
Czy mrok siedzi w każdym z nas
Sterując wszelkimi czynami
Więc którą obierzesz z tras
Co zrobisz z moimi słowami
Vitam impendere vero
Niebo płonie przez światło olbrzymie
Deszcz spada głośno na ciche ulice
Krew moja w rytm deszczu powoli płynie
A w tej pięknej pogodzie patrzę na twe lice
Zalewają mnie z każdej strony fale
Płyną uczucia wraz z wodą na niebie
Topię się w tych myślach stale
Lecz to nie ma znaczenia gdy patrzę na ciebie
Gałęzie drzew wskazują kierunek
Krzewy się pną ku gwieździe polarnej
Każdy krok na ziemi wpaja we mnie trunek
Nasza miłość lśni jak w sztuce teatralnej
Lapsus memoriae
Jestem sama
Cicha woda
Twoje słowa
Lub ich brak
Leżę choć mi
Grobu szkoda
Bo toksyczna
Leci łza
I dotyku
Żrące krople
Tchnienie głośne
Ach ach ach
Jestem sama
Cicha woda
Twoje słowa
Lub ich brak
Anima damnata
Piękni ludzie naokoło,
Idą dumni swym urokiem.
Tracą zmysły, panowanie,
Za urodą: krok za krokiem.
Czemu dążą za trendami?
Gubią siebie wokół innych.
Stają wszyscy się klonami.
Chcą być piękni, a są inni.
Audi multa, dic pauca
Nic w pełni nie odda moich uczuć
Nic w pełni nie opisze tego piekła
Cierpienie to moja codzienność
Do codzienności dołączona jest męka
Choć próbuje popatrzeć inaczej
Ludzie dalej mnie obrzydzają
Ich istnienie napawa mnie wstrętem
Ich obecność jest dla mnie karą
Zamknięta za drzwiami w pokoju
Trwam ciągle tam w jednej pozycji
Nie tęsknie za braniem oddechu
Uwielbiam bezruchu korzyści
Nie leżę tam z własnej woli
Nie mi decydować co robię
Zakazane jest działać dla siebie
Obowiązkiem jest trwać w niewoli
Piekło co jest opisane
To nie wrota do mego umysłu
Jest to opis ludzkiej rutyny
Opis świata boskiego pomysłu