1. Przebudzenie
Jest cicho. Jest bardzo cicho. Jest tak cicho, że słyszę bicie własnego serca. Tuk — tuk, tuk — tuk, tuk — tuk. Równe i miarowe odgłosy płynące z mojego wewnątrz, zdają się wypełniać całą tę głuchą i nieprzeniknioną ciszę. Przeraźliwie głucha i najcichsza z cisz — jaką kiedykolwiek słyszałem — zdaje się wypełniać całą otaczającą mnie przestrzeń, a nawet — nachalnie napierać na bębenki moich uszu i wywoływać uczucie bolesnego wklęśnięcia ich do środka głowy. Dziwne uczucie,… Przypominam sobie, że podobnego uczucia doznałem w dzieciństwie, podczas nocy spędzonej u mojego wujka w Pszczółkach — gdzie się urodziłem, a skąd wraz z rodzicami i moim rodzeństwem — jako sześcioipółletni chłopiec — przeprowadziłem się do Gdańska. Choć były to lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku i Gdańsk lecząc swoje powojenne rany, dopiero podnosił się do życia — to w zestawieniu z odległą od niego o jakieś 22 km wioską, wydawał się być wtedy dla mnie nigdy nie cichnącą i nigdy nie gasząca swoich świateł — jakbym to powiedział, a znał ówcześnie to określenie — wielką metropolią. Pamiętam, że przy tak głuchej i tak czarnej jak tamta nocy — od której po kilkuletnim zamieszkiwaniu w Gdańsku już odwykłem — długo nie mogłem zasnąć. Teraz jestem gdzieś tutaj i słyszę tę samą ciszę. Więcej,… choć wciąż mam zamknięte oczy, to wyczuwam też tę samą co wtedy ciemność,… Głuchość,… Ciemność i bezwzględna cisza,…Wnętrzem całego ciała, zaczynam penetrować otaczającą mnie kubaturę. Najpierw w koło i najbliższe kilkadziesiąt centymetrów od powierzchni mojego ciała, a potem dalej i dalej ode mnie, aż w końcu przebiegam całą i nieznaną mi przestrzeń. Może to nie te fale i nie te częstotliwości, bo oprócz ciepła i otaczającej mnie zewsząd czarnej i głuchej ciszy, niczego specjalnego nie odbieram
— A może do tego potrzebnych jest więcej bodźców i z większą odwagą muszę wskoczyć w tę nieznaną mi przestrzeń? — Wreszcie się decyduję. Pomału rozwieram powieki… Najpierw bardzo ciemno, ale po dłuższym i uporczywym wpatrywaniu się w otchłań czerni, zauważam, że oczy zaczęły się już dostrajać do tej ciemności. Najpierw nisko na wprost, a potem w lewo i w prawo. Ruchami wciąż leniwych gałek ocznych przebiegam otaczającą mnie niewiadomą. Choć w koło jest bardzo ciemno, to już zauważyłem, że im wyżej podnoszę oczy, to tym bardziej otaczająca mnie przestrzeń przybiera coraz jaśniejszy odcień i przechodzi z kreciej czerni, wyżej — do ciemnego granatu, a jeszcze wyżej ultramaryny, czy nawet ciemnego błękitu. Aż nagle — wysoko ponad czołem, ale bardziej z tyłu głowy — ujrzałem małe niebieskie światełko. To nagłe pojawienie się światełka tak mnie zaintrygowało, że odchylając coraz bardziej do tyłu głowę, zacząłem przyglądać się jemu z takim zainteresowaniem, jakbym coś podobnego zobaczył po raz pierwszy w życiu
— Co to za światełko i po co ono tutaj, nade mną teraz się świeci? Niby zwykłe światełko, a tak intrygujące. Niby zwykła żarówka, a jakaś inna i niespotykanie dotąd zajmująca całą moją uwagę. Ale dlaczego? Przecież to tylko żarząca się białym światłem wolframowa sprężynka w osłonie błękitnego szkła, która na swoje dalsze zewnątrz przybiera coraz bardziej ciemny niebieski kolor. Patrząc tak w to światełko, nagle przypomniałem sobie, że podobne światła zapalano na salach wojskowych w czasie alarmów.
— Czy to jest sala wojskowa? — pomyślałem i zaraz zadałem sobie kolejne pytanie:
— Czy ja teraz jestem w wojsku? A jeśli tak, to co ja robię sam na tej sali i dlaczego mnie tu położono? Kiedy w ogóle mnie do wojska powołano? — Intensywnie zacząłem przeszukiwać w mojej pamięci, ale im bardziej chciałem sobie cośkolwiek przypomnieć i cokolwiek skojarzyć, tym bardziej niczego nie mogłem sobie przypomnieć. Dziwne, bo to co było bardzo dawno i o czym akurat nie chciałem myśleć, samo — jak na puszczonym filmie — nachalnie się odtwarzało, a to, co najbliższe i akurat w tej chwili było dla mnie najważniejsze, za nic nie chciało się odtworzyć. Kompletna dziura w pamięci. Kompletne nic z najbliższej przeszłości i kompletnie nic z teraźniejszego. Znowu zatoczyłem oczami i na powrót spojrzałem w światełko. Dziwnie łagodne światełko, bo nawet mnie nie razi. Patrząc z kolei w koło światełka i jeszcze dalej na zewnątrz od światełka, zauważyłem, że im bardziej się jemu przyglądam — tak przypadkiem i kątem oka — to staje się ono coraz intensywniejsze, coraz jaśniejsze i coraz bardziej logiczne, bo w otaczającej mnie przestrzeni zaczynają pojawiać się jakieś ciemne kształty geometrycznych brył.
— To chyba są jakieś meble? — pomyślałem i przenosząc wzrok, znowu spojrzałem na światełko.
— Ale, dlaczego to światełko świeci się tutaj — akurat nad moją głową, a nie gdzieś tam dalej ode mnie? Nie wiem. Zresztą,… Wszystko mi jedno co z tym światełkiem. Świeci się i już. I dobrze. I niech się świeci.- pomyślałem i odwróciłem od światełka oczy. Wyprostowałem głowę i znowu zatoczyłem wzrokiem w koło siebie. Wszędzie ciemno i ciemno.
— Dlaczego tu jest tak ciemno? A może to jest głęboka noc? — Zadałem sobie kolejne pytanie i natychmiast zacząłem szukać na nie sensownej odpowiedzi:
— Chwileczkę,… skoro jest teraz głęboka noc, a tam jest tak ciemno i nie ma tam żadnego dodatkowego światełka, to chyba niczego ważnego tam nie ma. A skoro tam niczego ważnego nie ma, bo nie ma tam nawet światełka,… to po co mam tam patrzeć? — Westchnąłem i znowu delikatnie odchyliłem do tyłu głowę i na powrót zacząłem się wpatrywać w moje niebieskie światełko. Gdy tak wpatruję się w ten punkt świetlny nad moją głową, w ten jedyny i obecnie najważniejszy dla moich oczu punkt zaczepienia, nagle zacząłem zdawać sobie sprawę z mojego obecnego położenia, bo właśnie mój byt i moja świadomość przejęły całkowitą władzę nad moim ciałem i nad moim umysłem. Akurat teraz zaczęły dawać o sobie znać, a do tego domagać się o natychmiastowe ich określenie:
— Musisz myśleć. Musisz szukać i musisz odczuwać — mówią do mnie od wewnątrz. I tak oto uświadomiłem sobie, że leżę właśnie na jakimś miękkim i rozłożystym posłaniu i że jest mi przyjemnie ciepło. Ale to zbyt mało, bo właśnie teraz moja świadomość przebiegła przez całe moje ciało i dała mi znać, że jestem prawie cały bezwładny i jakby odrętwiały. Dziwne, bo chociaż mój byt teraz się tego domaga, to nagle przestało mnie interesować — gdzie ja teraz jestem i dlaczego teraz tu jestem? Dlaczego teraz tu gdzieś leżę i dlaczego w ogóle mnie tu położono? Wydaje mi się nawet, że nurtujące mnie jeszcze przed chwilą pytania, nagle zniknęły i to bezpowrotnie. Prysnęły jak pękająca bańka mydlana. Bo co to za pytania na które nikt mi nie odpowie, a sam na nie nie znam odpowiedzi. A jeśli nawet,… to kogo mam zapytać? Przecież tu nikogo nie ma. Westchnąłem bezradnie,…
— Ech,… Leżę tutaj sam i nic na to nie poradzę.- Ale mój byt i moja świadomość nie odpuszczają. Mój byt znowu przymusza mnie do zadawania pytań i do szukania, a moja świadomość przymusza mnie do myślenia i do odczuwania:
— Musisz myśleć. Musisz odczuwać. Musisz szukać. — I tak mój byt i moja świadomość zmuszają mnie do tego, bym zobaczył coś więcej, niźli tylko to niebieskie światełko i te ciemne kształty poza nim. Ale po co? Przecież w koło nic ważnego nie ma i nic ważnego w koło mnie się nie dzieje, bo jeżeli by było inaczej, to były by też tam i inne światełka. A przecież ich tam nie ma. Dla odmiany moja świadomość zmusza mnie do intensywnego myślenia i przypomnienia sobie czegośkolwiek z mojej najbliższej i nieco dalszej przeszłości. Na siłę chce, bym o czymś sensownym — właśnie teraz, właśnie w tej chwili — sobie pomyślał i cokolwiek z tej przeszłości sobie przypomniał. Ale o czym mam pomyśleć i co ważnego mam sobie przypomnieć? Czemu o tym moja świadomość nie chce mi nic powiedzieć? A właściwie, to dlaczego nie mogę się zdobyć na żadne sensowne myślenie? Czyżbym utraci zdolność do samodzielnego i w dodatku do sensownego myślenia? Dlaczego nie mogę sobie niczego ważnego przypomnieć? A co na to inni? Dlaczego tu nikt nie przychodzi? Czy ja tu jestem na prawdę sam? O Boże,… to nie może być prawda. A jeżeli tak jest?… bo gdyby nic złego się nie wydarzyło, to poza mną ktoś tu jeszcze by był. A przecież nikogo tu nie ma. Ej tam,…tylko zmyślam. Zaczekam, zobaczę.- Znowu się uspokajam. Znowu wodzę oczami w koło siebie i delikatnie przechylam na boki głowę. Rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu ponownie spojrzałem na światełko. Odchylając mocniej do tyłu głowę, spojrzałem teraz poniżej niego. Właśnie dostrzegłem, że światełko jest jakby do czegoś podwieszone. Pręt, lub wysięgnik. Nie wiem co to jest, ale w całości, to chyba jest jakaś mała lampka na długim ramieniu lub innym wysięgniku, który ginie gdzieś tam daleko poza moją głową. Gdzieś tam w dolnych partiach ciemności gdzie z tej pozycji zajrzeć już nie zdołam. Znowu zatoczyłem oczami w koło siebie — A jeżeli na prawdę jestem tu sam, to kto mi na to wszystko odpowie? Kto mi odpowie gdzie ja teraz jestem i co ja tutaj robię? Kto mi odpowie, dlaczego ja tu teraz leżę? Ech,… Po co ja teraz się dręczę tymi pytaniami? Poleżę, zobaczę,… — Nagle poczułem chęć do szybkiego wstania. Koncentruję siły i próbuję wspiąć się na łokciach, ale okazuje się to o wiele trudniejsze, niż sama myśl o szybkim wstaniu, bo nagle poczułem silny ból napinanych mięśni w klatce piersiowej i w brzuchu i jednoczesną niemoc do wykonania jakiegokolwiek dalszego wysiłku.
— Aj! — Zasyczałem z bólu.
— Ostrożnie. Nie tak gwałtownie. — Pomyślałem.
— Chyba nie bez przyczyny ciebie tu położyli,… Może zrób to jeszcze raz, ale o wiele wolniej i bardziej rozsądnie. Zastanów się. Leżysz tu, boli cię brzuch i brak ci siły. Dlaczego? Chyba na prawdę musiało się tobie coś przytrafić. Ale co? — W tej chwili, na wprost moich nóg otworzyły się drzwi i w tle jasnej poświaty otworu drzwiowego ujrzałem kontur jakiejś postaci. Postać szybkim krokiem zbliżyła się do mnie. Przywarłem do posłania i postanowiłem się nie ruszać, ani nie reagować na żadne jego prowokacje. Będę udawał, że wciąż śpię. Zamknąłem oczy i w bezruchu oczekuję na dalszy i niezależny ode mnie bieg zdarzeń. Po odgłosach kroków wywnioskowałem, że postać podeszła do mnie bardzo blisko. Wyczułem, jak postać stanęła tuż przy mojej głowie i jak się teraz nade mną nachyla. Tuż nad moim czołem, wyczułem i usłyszałem jej wyraźny oddech.
— Chyba teraz uważnie mnie obserwuje. — pomyślałem.
— Zdaje się, jakby czekała na oznakę mojego życia, a upewniwszy się, że żyję wyznaczała sobie odpowiedni moment do skoku na moje bezwładne i obolałe ciało. Postać wciąż nasłuchuje. Jeszcze jest w bezruchu i jeszcze czeka. Przebiegle wstrzymała oddech i nasłuchuje. Wreszcie postać się wyprostowała i powiedziała półgłosem:
— Tom. Oli się przebudził.- Po czym postać znowu odwróciła się w moją stronę i pochyliwszy się nade mną — zapytała:
— Oli. Słyszysz mnie? — i powtórzyła;
— Oli, słyszysz mnie? To ja Siergiej.- a nie otrzymawszy ode mnie natychmiastowej odpowiedzi, postać — a raczej mężczyzna o imieniu Siergiej — ponownie się wyprostował się i powiedział:
— Tom,… Zapal górne światło. Oli chyba się już obudził. — Usłyszałem kroki drugiego mężczyzny i wnet całe pomieszczenie zajaśniało blaskiem wszystkich sufitowych lamp. Chociaż oczy miałem zamknięte, to blask ich był tak duży, że jeszcze bardziej je zamknąłem i mocniej zacisnąłem powieki.
— Nie tyle,… Tom. Nie tyle. Ono go za mocno razi. 50%, a nawet mniej z tego zupełnie wystarczy. — Światło natychmiast przygasło i stonowało swój blask.
— Oli, to ja Siergiej, a to jest Tom. Otwórz oczy i popatrz. Poznajesz nas? — Pomału rozwieram powieki i przez wciąż jeszcze małe szparki między nimi spoglądam na mężczyznę stojącego przy mojej głowie.
— Poznajesz nas? — Znowu zapytał mężczyzna, który przedstawił się, że ma na imię Siergiej. Na wpół otwartymi oczami i wciąż dostrajając ostrość widzenia, spoglądam na stojącego obok mojej głowy mężczyznę, przy którym wnet stanął drugi — o wiele wyższy mężczyzna — prawdopodobnie ten o imieniu Tom. Spoglądam teraz — raz na jednego, a raz na drugiego mężczyznę.
— Kto do mnie mówi? Siergiej? Tom? Skąd oni mnie znają i skąd ja mam ich znać? — W myślach powtarzam ich imiona i zadaję sobie nieustannie te same pytania:
— Siergiej? Tom? Tom? Siergiej? Skąd oni mnie znają i skąd ja mam ich znać? — Przymykam i otwieram oczy i dostrajam wzrok do panującej w pomieszczeniu jasności.
— Tom, jeszcze trochę mniej światła. Stonuj światło, bo to jeszcze za mocno go razi.- Powiedział stojący blisko mnie mężczyzna o imieniu Siergiej. Za chwilę światło znowu stonowało swój blask. Przez wciąż przymrużone powieki, zobaczyłem, że leżę na jakimś wysoko ułożonym posłaniu, a stojący obok mnie mężczyzna, to doktor Siergiej Gromow, a podchodzący właśnie z głębi pomieszczenia drugi czarny mężczyzna, to doktor Tom Harrison. Że też od razu po głosach ich nie poznałem?
— O jak dobrze, że nie jestem tu sam. — Pomyślałem i od razu poczułem się raźniej.
— Jak to dobrze, że oni są tutaj. I zaraz w duchu podziękowałem za to Bogu. A radość wstąpiła we mnie taka, że zapominając o niedawnym bólu, znowu podjąłem myśl o natychmiastowym wstaniu. Natychmiast wsparłem się na łokciach i znowu próbuję usiąść, ale tak jak poprzednio, tak i teraz sprawia mi to olbrzymią trudność,… a na dodatek ten ostry ból brzucha i klatki piersiowej. Z bólu aż wykrzywiłem twarz i znowu cicho jęknąłem. W tej chwili uczułem, jak stojący przy mnie Siergiej — ograniczając mi ruchy — jedną ręką chwycił mnie za prawy bark, a drugą przyłożył mi do czoła i lekko przycisnął do posłania.
— Nie, nie. Jeszcze nie teraz. Leż spokojnie. Na zmianę pozycji masz jeszcze czas. Jesteś jeszcze za słaby.- powiedział Siergiej, a Tom dodał:
— Nie spiesz się przyjacielu. Nie pali się. Na to byś wstał, masz jeszcze dużo czasu. Najpierw dojdź do siebie. Napełnij się energią i zdrowiej w spokoju. Posłuchaj Siergieja i nie spiesz się.- Nie bardzo rozumiem dlaczego oni tak do mnie mówią i co takiego ze mną się stało, że mam jeszcze dużo czasu, by do siebie dojść, ale jestem wciąż mocno oszołomiony i nie chce mi się o nic pytać. Jednak w tym — co do mnie mówią — coś musi być, bo mój ból i ich słowa nie wzięły się znikąd, a w dodatku logicznie się pokrywają z moimi odczuciami. Pełny wiary w ich słowa poczułem teraz większą słabość. Bezwładnie przywarłem do posłania i poddałem się ich nakazowi. Rezygnując już na dobre z dalszych prób do wykonania jakichkolwiek ruchów, przylgnąłem potulnie do materaca i z powrotem zamknąłem oczy. Po chwili poczułem, jak stojący przy mnie Tom pogłaskał mnie po czole i powiedział;
— Z małymi przerwami spałeś prawie pięć tygodni. Myślę, że jeszcze jeden, lub dwa dni kontrolowanego snu dobrze ci zrobi.- Podniosłem rękę i dłoń skierowałem w kierunku czoła. W tym momencie poczułem, że do przedramienia mam podłączone jakieś przewody.
— Oj, Oj. Uważaj. Nie ruszaj się tak gwałtownie, bo jesteś pod kroplówką.- powiedział Tom i natychmiast chwycił mnie za nadgarstki.
— Siergieju. Dajmy mu jeszcze jeden zastrzyk. Niech sobie jeszcze pośpi i poodpoczywa. Oli’emu nigdzie się nie spieszy. Do jutra niech jeszcze sobie pośni — a my — spokojni o niego i już bez złych myśli o nim, że podczas próby wstawania — spadnie — w spokoju będziemy mogli popracować przy wachlarzu.-
— Masz rację.- odpowiedział mu Siergiej i dodał w moją stronę:
— Oli, nie gniewaj się, ale dla twojego dobra i dla dobra całej załogi, musisz jeszcze trochę pozostać w łóżku.- Prawdę mówiąc, było mi to teraz obojętne. Wiem, że nie jestem tu sam, a oni na pewno wiedzą — co jest dla mnie najlepsze. Przecież są lekarzami. Z wielką przyjemnością słuchałem wszystkiego, co do mnie mówią. I tak z własnej i nie przymuszonej woli stałem się bezwolny i gotowy na wszystko. Byłem im ufny nawet do tego stopnia, że choć niedawno się obudziłem, to z ich polecenia, byłem gotowy na ponowny sen. Wiem już, że nie jestem tutaj sam, a oni wiedzą najlepiej, co dla mnie jest teraz najlepsze. Przez na wpół przymknięte powieki widzę, jak chodzą w koło mnie i jak szykują jakieś lekarstwa. Widzę, jak podchodzą do mnie i jak szykują strzykawkę. Wkrótce uczułem, jak mokrym tamponem przemywają mi przedramię i jak zaciskają opaskę. Potem ukłucie i znowu mokry tampon.
— Oli — usłyszałem cichy bas Toma. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą jego czarną twarz.
— To dobrze, że wróciłeś. Wszyscy o ciebie bardzo się martwiliśmy. My z Siergiejem nadal będziemy nad tobą czuwać i będziemy się tobą opiekować. Teraz jednak musimy wyjść. Wyjdziemy tylko na chwilę. Nawet tego nie zauważysz. Nie denerwuj się. Na długo sam nie zostaniesz.- Choć uważnie go słuchałem i sprawiało mi to dużą przyjemność, to jego słowa z każdą chwilą stawały się coraz mniej zrozumiałe i coraz bardziej odległe. Wkrótce wszystkie światła pogasły, a ja odruchowo podniosłem do góry oczy i spojrzałem na moją na niebiesko świecącą lampkę. Pozostawiona zapalona i świecąca nad moją głową mała niebieska lampka, coraz bardziej skupiała w jeden punkt swoje światełko, aż w końcu całkowicie się wchłonęła,…
Obudziła mnie coraz głośniejsza i coraz wyraźniejsza rozmowa Toma z Siergiejem. Jednak, pomimo dużego skupienia i wzmożonej mojej uwagi nie mogłem zrozumieć o czym mówią. W pomieszczeniu panował półmrok. Celowo głośno ziewnąłem i jeszcze głośniej jęknąłem rozluźniając napięte przy ziewnięciu zbolałe mięśnie i napięcie reszty ciała.
— Przebudził się.- usłyszałem z drugiego pokoju.
— Chodźmy szybko, żeby nie wyrwał sobie igły i żeby się nie pokaleczył.- Zaraz też zrobiło się znacznie jaśniej i wkrótce ujrzałem nad sobą rudowłosą i wąsatą twarz Siergieja:
— Dzieńdoberek. I jak się dzisiaj czujemy? — Żartobliwie zagaił i przywitał mnie Siergiej.
— Dzieńdoberek — podjąłem z cicha i chrapliwie.
— Czuję się tak, jak widać i słychać na załączonym dźwiękowym obrazku.-
— Widać nie źle.- powiedział i uśmiechnął się pod wielkim i zakręconym do góry rudawym wąsem Siergiej. Właśnie podszedł do nas Tom i stanął nade mną z drugiej strony łóżka.
— Widzę, że żarty się was trzymają.- Tom spojrzał na mnie z góry i gwałtownie się wyprostował:
— Ooo,… A co to takiego? Spójrz na niego Siergieju,… Jakiś niewyraźny i zamazany ten obrazek.- Siergiej nachylił się jeszcze bardziej nade mną i przez chwilę baczniej mi się przyglądał.
— Obrazek, jak obrazek. Ja tu nic specjalnego nie widzę.-
— No, właśnie.- powiedział Tom i uważnie spojrzał na Toma.
— Ale,… co wewnątrz tego obrazka? Na ucho, to jak stara płyta. Ta płyta też nie najlepiej brzmi. Jakaś porysowana i charkliwa. Dobrze, że nie przeskakuje, bo byśmy całkiem jej nie zrozumieli.-
— Masz rację, Tom. W środku nie jest ze mną najlepiej.- powiedziałem.
— Ale ja wciąż nie wiem, dlaczego tu leżę i dlaczego podłączyliście mnie od kroplówki? Co mi się stało. Dlaczego tak ostrożnie koło mnie chodzicie? — Z trudem wsparłem się na łokciach i z bliższej odległości spojrzałem w oczy Toma.
— Dlaczego jestem taki obolały i bez sił? Dlaczego sam nie mogę się podnieść i nie mogę usiąść? Choćby na chwilę?… Nawet nie zapytam, czy w ogóle pozwolicie mi wstać.- Tom popatrzył na mnie z troską i delikatnie dotknął mojej dłoni.
— Jak na jedną chwilę, to za dużo pytań. Ale,… jeżeli na prawdę masz ochotę usiąść, albo chcesz już wstać, to ja nie widzę żadnych przeciwwskazań.- Tom spojrzał na Siergieja i zapytał:
— A ty Siergieju? Widzisz jakieś przeciwwskazania? — — Jeśli mnie o to pytasz, to na miejscu Oli’ego, dawno bym to zrobił, ale do tego potrzeba mieć choćby szczyptę mocniejszego, twardszego — niż on teraz ma — charakteru. Trzeba mieć choćby troszkę siły, a przy tym choćby naparstek dobrej woli. A tu?.. Oprócz tych żałosnych pytań — żadnej z tych dawnych i twardych cech Oli’ego ja nie dostrzegam.- Siergiej wykrzywił z powątpiewaniem twarz, a potem ze współczuciem, a nawet z politowaniem spojrzał na mnie, a potem na Toma
— No, nie wiem? Tu na prawdę trzeba mieć silną wolę. A on? Cóż,… — Siergiej zawiesił głos i jakby się zastanawiając, z drwiącym uśmieszkiem pod nosem, znowu spojrzał na Toma:
— No, chyba że,… Ale jakoś w to nie wierzę.- Siergiej pomału przeniósł wzrok na mnie.
— Oli. Jeżeli czujesz się na tyle silny, żeby utrzymać przez chwilę swoje ciało w pionie i choćby tylko w pozycji siedzącej, to możesz spróbować. Podnieś się i spróbuj usiąść na skraju łóżka. My ci w tym pomożemy. Prawda Tom? — Siergiej popatrzył na Toma.
— Jak myślisz? Chyba już odłączymy od niego tę igłę i rurkę i pozwolimy mu na podjęcie w pełni samodzielnej decyzji? — Tom wyraźnie spoważniał, a potem zaczął dziwnie mi się przyglądać.
— No,… nie wiem. Sam już nie wiem, czy już może wstać,… To odpowiedzialna decyzja. Popatrz tylko na niego. Czy aby nie jest za wcześnie? Przyjrzyj się jemu uważnie. Blady, opuchnięty i wycieńczony. A ten głos? Czy taki głos nadaje się już do wstania? — Obaj nachylili się nade mną i z nieskrywanym politowaniem zaczęli mi się przyglądać. Potem spojrzeli na siebie z niedowierzaniem i pokręcili przecząco głowami:
— Chyba nie. Chyba masz rację.- powiedział Siergiej.
— Tak z bliska, to chyba jest jeszcze za wcześnie. Myślę, że jeszcze co najmniej dwa miesiące,… — Tego już nie wytrzymałem i wybuchnąłem nerwowo.
— Przestańcie ze mnie drwić i mnie denerwować i zwróćcie mi wolność. Uwierzcie. Ja na prawdę potrafię i chcę już wstać. Wyciągnijcie ze mnie igłę, odłączcie ten wężyk i odstawcie stojak, bo jak nie, to sam to zrobię, a wy niczego z tego sprzętu już nigdy nie znajdziecie.- powiedziałem stanowczo, a nawet wykrzyknąłem tak głośno, jak tylko zdołałem.
— Ho, ho. Co za energia? Lepiej zróbmy o co nas prosi, bo gotów nam tu jeszcze zrobić jakaś awanturkę, albo jeszcze coś gorszego, np. jakąś Sodomkę, albo jakąś Gomorkę.- powiedział Tom.
— Tak, tak. Zróbmy to i możliwie jak najszybciej, bo ten cały medyczny sprzęt mamy na naszym stanie, a jakby spełnił groźbę, to musieli byśmy odkupować cały nowy sprzęt. A do najbliższego sklepu daleko,… — powiedział Siergiej i dodał:
— Ale, wiesz co? Najpierw, niech napisze nam oświadczenie, że robi to na własną prośbę i za wszelkie wynikłe — z podjętej przez niego decyzji — następstwa, my nie będziemy ponosić żadnej odpowiedzialności. Jak myślisz Tom?.
— To bardzo trudna decyzja. Sam już nie wiem… Ostatecznie ja tu tylko po nim sprzątam. Ale myślę — niech napisze.- Patrzę z niedowierzaniem raz na jednego i raz na drugiego,…
— Siergieju! Tomie! — zapiszczałem żałośnie.
— Czy to was bawi? Przestańcie się już nade mną znęcać i pozwólcie mi się podnieść.- Siergiej nachylił się nade mną i się uśmiechnął.
— No,… już dobrze przyjacielu. Nie denerwuj się. My tylko żartujemy. Nie obawiaj się. Nie będziemy ciebie na siłę trzymać w łóżku. Jesteśmy przecież tu po to, żebyś jak najszybciej wyzdrowiał i jak najszybciej wstał. Przyciśnij tu. — I chwyciwszy mnie za lewą dłoń, położył ją na zgięciu mojego prawego przedramienia. Pod palcami poczułem mokry tampon.
— Już dobrze. Jesteś już wolny. Od teraz sam o sobie decydujesz. Ale pamiętaj, że masz nas, a my we wszystkim, co tylko postanowisz i o co tylko nas poprosisz, natychmiast ci pomożemy.- W czasie, gdy Siergiej troskliwie się mną zajmował, Tom zwinął sprzęt i stanął przy szafie. Zaplótłszy ręce na piersiach, z nieskrywanym i żartobliwym uśmiechem na twarzy, zaczął wpatrywać się we mnie.
— Siergieju. Ja nic o sobie nie wiem i niczego z przeszłości nie pamiętam. Powiedz mi proszę,… Co się takiego stało, że ja tutaj leżę i dlaczego jestem aż taki obolały? Dlaczego niczego nie mogę sobie przypomnieć? — Przez dłuższą chwilę Siergiej nic nie odpowiadał, a stojący przy szafie Tom, spoważniał:
— No, cóż. Zwykłe zrządzenie losu. Przypadek.- Zauważyłem, że Siergiej cedzi słowa i wyraźnie unika bezpośredniej odpowiedzi. Niby się jąka, niby chrząka i niby się zastanawia.
— Tom. Skoro Siergiej nie chce mi powiedzieć, to może ty mi odpowiesz.- Zapanowała chwila milczenia, a ja nie znając wciąż odpowiedzi, usilnie przeszukiwałem myślami swoją czarną dziurę. Ale na daremnie. Czarna dziura — to czarna dziura. Czarno i pusto. Nic więcej. Nic nie pamiętam. Żadnej przeszłości. Tylko ta krótka rzeczywistość, a w niej: pokój, Tom, Siergiej, moja mała niebieska lampka i ja. Tom podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.
— Oli, mieliście wypadek,… W kabinę waszego skutera uderzył ułamek bryły lodowej.- Tom na chwilę zawiesił głos:
— Choć był on niewielki, to narobił bardzo dużo szkody. Mieliście pecha. Ta bryła lodowa trafiła w waszą kabinę niemal centralnie.-
— Jak to w naszą? — zapytałem.
— Ty na prawdę niczego nie pamiętasz? Niczego nie kojarzysz? — zapytał Siergiej, a Tom jakby nie zauważył pytania Siergieja, mówił dalej:
2. Jurij
— Razem z Jurijem byłeś w skuterze na rutynowym oblocie. Byliście akurat przy triangulatce.- Tom ponownie przestał mówić i jakby się zastanawiał — jak i co ma dalej powiedzieć:
— W momencie manewru nawrotu przelecieliście przez tor ułamka lodowego. Ty miałeś więcej szczęścia, bo ułamek uderzył w lewą przednią część kabiny. Bryła uderzyła niemal prostopadle. Jurij,… — tu Tom, jakby chciał ukryć przede mną swoje wzruszenie — wstrzymał się od dalszego komentowania. Spuścił głowę i odwrócił ją w bok.
— Jurij? Co Jurij? — zapytałem.
— Jurij o takim szczęściu — co ty miałeś, już nic nie może powiedzieć.- dokończył za Toma Siergiej. Zaskoczony jakimś Jurijem, patrzyłem na nich zdziwiony, a oni na mnie zasmuceni. O czym oni mówią — myślałem w duchu:
— Kto to jest Jurij? Co to jest skuter? Czy razem z jakimś Jurijem ja brałem udział w jakichś zawodach motorowych i to w dodatku na skuterze? Co to znaczy być na oblocie i co to jest triangulatka? — Czułem jak rośnie mi głowa i jak pytaniami bez odpowiedzi wypełnia się dno mojej czarnej dziury. Dlaczego ja nic o tym nie wiem. Dlaczego o tym, co się wydarzyło, ja nic nie pamiętam? Gdzie się podziała cała moja przeszłość? Dlaczego Jurij już nic nie może powiedzieć? Bijąc się z myślami zamknąłem oczy i szukałem w swoim wnętrzu choćby najmniejszej kropki, najmniejszego przecinka z mojej niedawnej przeszłości. Ale nic z tego. Oprócz zawrotów głowy, żadnych innych doznań. Żadnych obrazów. Żadnych opisów zdarzeń. Żadnych dźwięków. Żadnych przebłysków. Nic. Zupełnie nic.
— Oli. Jurij nie żyje.- przerwał ciszę Siergiej. Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego i chyba nawet, bez oczekiwanych emocji. Z kolei głos zabrał Tom i dodał i równocześnie jakby cedził i dobierał odpowiednie słowa.
— Przypadek. Ot, co. W około przestrzeń całego Wszechświata, a tu,… akurat ten ułamek lodowy. Ta cholerna zmarzlina. Że też akurat musiała się znaleźć na torze lotu waszego skutera. Dwa pyłki we Wszechświecie musiały się spotkać w jednym punkcie i o jednym czasie. Co za przypadek? Gdy dotarliśmy do was, ty byłeś nieprzytomny. Ty jakoś szczęśliwie przeżyłeś, bo miałeś uszkodzony tylko reduktor przy hełmie.-
— Tom. Będzie jeszcze czas, by z nim o wszystkim porozmawiać.- przerwał mu przyciszonym głosem Siergiej, a odwróciwszy się do mnie, zapytał już bardziej radośnie:
— No, jak? Chcesz już wstać? —
— Tak. Chcę już wstać, ale musicie mi w tym pomóc.-
— Przecież po to tu jesteśmy.- Powiedział Tom i zbliżył się do mnie z wyciągniętymi do przodu rękami. Chwyciłem go obiema rękami za prawą dłoń, a on swoją lewą rękę delikatnie wsunął mi pod moje prawe ramię.
— Spróbuj usiąść- powiedział i równocześnie obie ręce podciągną do siebie i do góry. Momentalnie napięte mięśnie brzucha, ponownie zaczęły mnie piec i parzyć, jakby ktoś wylał mi na brzuch rozpalony metal. Zasyczałem z bólu, a Tom momentalnie zamarł w bezruchu.
— Boli? Może jeszcze poczekać? Może niepotrzebnie tak szybko chcesz wstać? — Zapytał zatroskany.
— Nie, nie. Nie przerywaj.- Powiedziałem.
— Przecież musi być ten pierwszy raz.-
— Popatrz, Tom. On ledwo oddycha, a już seks mu w głowie.-
— Żeby tylko? — Powiedział Tom.
— Jak go znam, to on chyba zaraz pobiegnie na Obwodnik.- Tom przyciągną mnie jeszcze bardziej do siebie, a ja — ile we mnie sił — obie nogi zacząłem przesuwać w kierunku skraju tego wielkiego niby łóżka. Stojący obok Siergiej, natychmiast złapał mnie za oba podudzia i unosząc je nad posłaniem, pomógł mi i po chwili obie nogi swobodnie zwisały mi już w dół, poza krawędź łóżka.
— Nareszcie siedzę.- powiedziałem zadowolony i spojrzałem na Siergieja. Chociaż w głowie mi zaszumiało i wszystko mi w koło wirowało, to ciało moje wyraźnie zasygnalizowało mi swoje zadowolenie ze zmiany pozycji jego położenia w przestrzeni. Ciało moje, nareszcie poczuło wielką ulgę — a zwłaszcza plecy. Podtrzymywany przez Toma i wciąż trzymając się jego ręki, na chwilę zamknąłem oczy. Jednak szybko je otworzyłem, bo zacząłem tracić równowagę.
— No,… i jak? Jak się czujesz w tej nowej pozycji? Jak odczuwasz ten pierwszy raz? — zapytał Tom.
— Chyba będziesz mi zazdrościł, ale ten pierwszy raz — to duże przeżycie i na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci.-
— Na prawdę? — zapytał Tom.
— Tak. Na prawdę. Uwierz mi. To duże przeżycie, ale nie puszczaj mnie jeszcze. Niech tak sobie jeszcze posiedzę i w tej nowej pozycji trochę sobie poprzeżywam. Pozwól, że do tej nowej pozycji zacznę się pomału przyzwyczajać.-
— Zaraz, zaraz. Nie siedź tak ze zwieszonymi nogami, bo one ciągną ciebie do dołu.- Powiedział Siergiej i podszedł do biurka. Chwycił stojący przy nim fotel na kółkach i przeciągnął go przez cały pokój i podsunął go pod moje stopy.
— Dzięki Siergieju. Od razu mi lepiej. Ty umiesz dogodzić cierpiącemu.-
— Dogadzajcie sobie, ale ja o niczym takim nie chcą wiedzieć.- Tom dwuznacznie uśmiechnął się w stronę Siergieja.
— Chryste. O czym oni myślą? — powiedział i zapytał Siergiej i kręcąc z niedowierzaniem głową, wyszedł do drugiego pokoju. Znowu zamknąłem oczy i na przekór wzrastającym zawrotom głowy, głęboko — aż do samego brzucha, wciągnąłem przez nos maksymalną ilość powietrza i na chwilę je tam zatrzymałem. Teraz doliczywszy do sześciu, przez usta wolniutko wydmuchałem całe powietrze jakie we mnie zalegało. Tak wykonałem kolejno aż sześć wdechów i wydechów. Wkrótce znowu poczułem, jak tracę równowagę i jak coraz mocniej Tom mnie obejmuje.
— Oli, a może posadzimy ciebie w fotelu? — zapytał Tom.
— To dobry pomysł.- poparł Toma Siergiej, który akurat do nas powrócił.