E-book
0.74
drukowana A5
19.52
abominacja

Bezpłatny fragment - abominacja

czyli nowy tomik, a co za tym idzie, nowa droga w głąb mojej duszy


Objętość:
94 str.
ISBN:
978-83-8189-554-5
E-book
za 0.74
drukowana A5
za 19.52

„Ashes to ashes
Dust to dust
And everything will fade and rust”

~ Andrew Stein, „Nothing Remains”

Wstęp

Witaj czytelniku!

Mam ogromną nadzieję, że spodobają Ci się moje wiersze. Chciałbym jedynie dodać, że niektóre z nich są wynikami moich pisarskich eksperymentów, które to mają to do siebie, że nie zawsze się udają. Miej to na uwadze, szczególnie jeśli chcesz ocenić moją pracę. Nie jest to tomik, który w pełni podąża za sztywnymi zasadami, regułami i utartymi schematami. W wierszach najbardziej kocham to, że autor ma mnóstwo miejsca na innowacyjne rozwiązania i jego inwencję. Ale no, nie przedłużając, życzę miłego czytania!

~ Szymon Czardybon

„ale nie

raz już pozwoliłem potworowi wedrzeć się do mojego serca

już nie ma odwrotu

przeznaczenie

co to właściwie znaczy?

czy od początku byłem na to skazany?

po co jest wolność

skoro i tak grube łańcuchy ograniczają nasze ruchy

i nawet jak chciałbym już uciec

to czemu to ciągle trzyma mnie w miejscu?”

„przemów” — 1

otwórz oczy

i spójrz

już widzisz?

proszę

wytęż wzrok

to ja

pamiętasz mnie?

nie mogę oddychać

tonę

tracę kontrolę

umieram?

dalej?

dalej nie widzisz?

świat

świat się wali

naprawdę?

ty kłamałeś

ale ja wolę prawdę

woda dostaje się do moich płuc

zamykam oczy

wstań

wiem że tam jesteś

wiem

że ty też wiesz

to wspomnienie

wyryte głęboko w twojej pamięci

pomocy

pomóż mi

to nie monolog

odezwij się

odezwij się ten ostatni raz

nie mam słów

znajdź je

ułóż je

wiem że potrafisz

umarłem

bo ty przestałeś żyć

moje serce wciąż bije

chwyć je

złap je w swoje ohydne szpony

i wyrwij

no rwij!

cisza

dojmująca cisza

koniec

to nie koniec

nie

nie

nie

nie!

odezwij się

ten ostatni raz

przyjacielu

najgorszy wrogu

błagam

ja wciąż

wciąż drżę

przytul

odrzuć

uratuj

zabij

przemów

zamilknij

nie

ja nie chcę płakać

nienawidzę

nie

kocham cię

więc chodź

proszę

błagam

żyj

„los” — 2

ja

ja nie umiem

żyć

trwać

oddychać

ja

ja nie wiem

muszę?

żyć

trwać

oddychać

czuję ciężar

naciskasz

na moją pierś

presja

niczym prasa

zgniata mnie

ile jeszcze?

co mam zrobić

pomóż mi

nie czuję

nie czuję już nic

to tragedia

widzę

te znicze

płonące

na szarych grobach

też tak skończymy

co nie?

albo

żyjmy wiecznie

jakby śmierć nie istniała

bo po co

albo

daj

daj posmakować śmierci

razem

chodźmy tam razem

pochowają nas

w głębokim dole

gdzieś tam

na śmierdzącym

ziemskim padole

spocznie tam nasza krew

a dusze

złączą się w jedno

to bez sensu

nie

wyrzućmy całe nasze życie

do kosza

po co?

krzyczysz

ja też

krzyczę

czujesz ten ból?

umrzesz

jak ja

ale

ale nie

wznieśmy lament

do góry

może

może nas usłyszą

nóż

nóż ostry przebija nasze ciała

złączone w silnym uścisku

ciii

nie utrudniaj tego

jeszcze bardziej

będziemy żyć

czy umrzemy?

odpowiedz

odpowiedz!

odezwij się

daj znak

życie czy śmierć

przebaczenie

czy potępienie

czeka mnie sąd

ożyj

i czekaj na mnie

ten ostatni raz

„dźwięk” — 3

pisk

nieludzki krzyk

słyszysz to

ciągle

okropny dźwięk

przeraźliwy

przerażający

przeszywa twoją głowę

ciało

duszę

więzi

nie daje uciec

nie pozostawia wyjścia

skazuje na pastwę okrutnego losu

nie wiesz

nie wiesz skąd dochodzi

bo po co wiedzieć?

świat jest parszywym miejscem

tak jak wnętrze twego serca

zamykasz oczy

i zatykasz uszy

nie zgadzasz się

nie

jeszcze nie teraz

czujesz

czujesz ten ból

prawda?

czujesz jak tysiące ostrzy

wciąż przeszywa twoje ciało

otwierasz usta

chociaż nigdy nie były zamknięte

to ty

to ty tak krzyczysz

to przedśmiertny lament?

czy próba wołania o pomoc?

nie wiesz

nic nie wiesz

żałujesz

wciąż żałujesz

i pamiętasz

wciąż pamiętasz

kiedyś on był na twoim miejscu

wił się tam

na brudnej podłodze

jak ty

bezduszny pasożyt

czemu

czemu wymierzyłeś te wszystkie ciosy?

żar sumienia

wypala twoje wnętrzności

rozrywane milionami cięć

stop

stop

stop

przestań

nie

nie

nie

nie przestawaj

cierp

cierp jeszcze chwilę

wytrzymasz

albo

nie

nie wytrzymasz

poddasz się

upadniesz

i nigdy nie wstaniesz

koniec

zawsze jest jakiś koniec

a twój

twój właśnie nadszedł

czujesz zapach śmierci?

czy słodka woń euforii

na zawsze zaćmiła ci umysł

no już

już czas

idź

idź umieraj gdzie indziej

wystarczy

nie chcą już patrzeć

na swoją kukiełkę

która udawała mistrza

przecinając sznurki

ale prawdziwy mistrz

nie odcina się od swojego dzieła

on tylko sprawia

że upadasz na kolana

„podróż” — 4

ta wędrówka

trwa zawsze

bez końca

idziesz

chociaż nogi odmawiają ci posłuszeństwa

i widzisz

twój cel

niczym jasna gwiazda wskazująca drogę

pędzisz

coraz szybciej

zamykasz oczy

ale mkniesz dalej

przez bezkresne połacie dezdusznego terenu

opanowanego przez przeraźliwy chłód

opierasz ręce o szorstki kamień

ostre krawędzie charatają ci dłonie

rozsiewając czerwoną posokę

zapach krwi

metaliczny

ostry

ale i słodki

niczym garść kwiatów w wazonie

stojącym na środku pokoju

pełnego trupów

pewnego jesiennego popołudnia

widzisz to

i wiesz

wiesz doskonale

że nie dotrwasz

że nie wytrzymasz

upadniesz

ale oni nie pozwalają na porażkę

kibicują

chociaż pragną twojej klęski

zgromadzony tłum

staje się coraz większy

wskazują palcami

tego dziwaka

niosącego na plecach ciężar całego świata

ale świat nie daje się złapać

uchwycić

zawrzeć w dłoni

wyrwie się

ucieknie

odbiegnie od dawnego pana

pozostawiając go na pastwę losu

nie minie wiele czasu

aż dopadnie to i ciebie

już czujesz

brudny beton

o który uderzysz twarzą

w pogoni za ideałami

perfekcją

i standardami

narzuconymi na świat

niczym uprząż na wierzgającego konia

który nie chce dać się sprowadzić do pionu

ale rolą mrówki nie jest kwestionować rozkazy

muszą nieść ciężar

który zgniotłby ich gdyby tylko chciał

ale parszywie

i jakby ironicznie

daje się okiełznać

by chwilę potem puścić

puścić i przygnieść do ziemi

odwracasz się

i nie widzisz nikogo

twarze

które tak doskonale wyryły ci się w pamięci

zniknęły

ale idź

idź dalej

bo cel

to wcale nie fatamorgana

wykreowana przez szargany złością umysł

nie

to prawda

prawda?

„drogi” — 5

w życiu

jest tak wiele dróg

a my

my mamy tylko dwie nogi

nawet gdybyśmy chcieli

musimy wybierać

musimy odrzucać

pozostawać w tyle

zaniedbywać

nic nie jest czarno białe

przecież krew jest czerwona

czyż nie?

zawsze możesz się cofnąć

ale nigdy nie wrócisz do dawnych chwil

nie zapobiegniesz swoich błędów

nie cofniesz się przed tym nożem lecącym w twoją stronę

co cię nie zabije

to cię wzmocni

lecz gorzej

gdy to przetnie cię w pół

wydrze serce i dusze

ale zostawi przy życiu

a ty

dalej musisz iść przez życie

nieskończona wędrówka

która kończy się

gdy przestajesz się ruszać

ale świat nigdy się nie zatrzymuje

nawet gdy ty upadasz

on dalej sunie przed siebie

ciągnąc twoje zwłoki za sobą

długie ślady rozmazanej krwi

mijasz je codziennie

nie widzisz?

każda droga splamiona jest posoką

ale ty musisz wybrać

nie ma gorszych lub lepszych

są tylko te które zabijają od razu

lub te

które powoli wysysają życie

lepiej od razu wpaść w objęcia śmierci

czy spadać ku niej jeszcze wiele lat?

słysząc echa dawnych błędów

i wezwania nowych ścieżek

które i tak porzucisz

i tak odepchniesz na bok

wybór należy do ciebie

po prostu idź

drogowskazy kłamią

więc idź

z zamkniętymi oczami

ludzie kłamią

więc idź

z zakrytymi uszami

nogi mylą

więc idź

uprzednio ucinając je w połowie

„kłamstwo” — 6

nienawidzę luster

nienawidzę gdy ktoś pokazuje co mam za plecami

to może być każdy

tam może czaić się wszystko

nie odkrywaj tego

nie pozbywaj się tej tajemnicy

nie

poczekaj

aż samo się ujawni

i nie patrz

nie patrz się na jego twarz

nie patrz się na moją twarz

one mogą pokazać więcej

niż chcemy ujawnić

one mogą mnie zdradzić

mogą pokazać

jaki tak naprawdę jestem

więc nie

stłucz je

stłucz je wszystkie

a drobne odłamki

rozsyp na podłogę

może ktoś przejdzie

i nagle krzyknie z bólu

wdepnąwszy w jeden z nich

to przestroga

to kara

zawsze patrz pod siebie

zawsze patrz przed siebie

zawsze patrz nad siebie

zawsze patrz

i nigdy nie zamykaj oczu

nie

nie patrz

nie odrywaj wzroku od dobrze znanego ci kłamstwa

prawda może być gorsza

ale

czy naprawdę?

czy prawda może skrzywdzić?

a czy kłamstwo może skrzywdzić?

nie wiem

ty też nie wiesz

i nigdy

nigdy nie patrz w oczy

bo oczy

to lustra naszej duszy

zauważysz w nich siebie

zauważysz w nich zniesmaczenie

może strach

chcesz tego?

nie po to wyrzuciłeś wszystkie lustra do kosza

więc idź

i nie patrz się na innych

unikaj twarzy

unikaj oczu

unikaj prawdy

kłamstwo

kłamstwo to błogosławieństwo

jest jak azyl

do którego każdy potrzebujący może się schować

ale nie

nie mów mi prawdy

nie chcę tego słyszeć

chcę kolejnych oszust

chcę kolejnych pustych obietnic

i przyrzeczeń bez pokrycia

więc zerwij tą nić

przetnij ją na pół

i porzuć

jakby nigdy nic dla ciebie nie znaczyła

i daj

daj kolejne kłamstwa

ich nigdy nie jest za wiele

więc idź

idź i zniszcz

zniszcz te wszystkie obrazy

spal wszystkie zdjęcia

po co ci one

jak masz wyobraźnię?

jak masz kłamstwa

jak masz sumienie splamione winą

ale nie

nie patrz na nie

ono kłamie

a przecież nie lubisz kłamstw

czyż nie?

nie lubisz luster

kłamstw

i szczerych słów

nie lubisz prawdy

czego ty właściwie chcesz?

idź

idź karmić się kolejnymi kłamstwami

nie

nie wracaj

masz lepszą rzeczywistość

przed swoimi oczami

ale ty

zapełniasz ją pustymi słowami

niszczysz ją

niszczysz wszystko

nie?

nie słyszysz mnie?

ha

haha

hahaha

zabawne

jak ty

jak twoje kłamstwo

rozbiłeś lustro własną głową

zerwałeś nić własnymi rękami

i własnymi ustami oplułeś prawdę

brawo

bądź z siebie dumny

jak ja

jestem z ciebie dumny

nie kłamię

„grad” — 7

niepowodzenia

spadają jak grad

raz większe

raz mniejsze

twarde

ostre

przebijają

rozbijają

naginają

zostawiają głębokie ślady

na twym ciele

na umyśle

na duszy

niepowodzenia są jak deszcz

możesz się ich spodziewać

ale zawsze

któryś cię zaskoczy

zaatakuje znienacka

możesz się ich bać

możesz uciekać

możesz zawsze nosić przy sobie parasol

ale to nie pomoże

niepowodzenia

uderzą jak piorun

prosto w ciebie

prosto w twoje serce

zwalają cię z nóg

powalając

może i zabijając

unikaj ich

staraj się

no dawaj

próbuj żyć

beztrosko

ale nie

życie to nie sen

życie to nie film

ze szczęśliwym zakończeniem

bo śmierć istnieje

śmiać się czy płakać?

wystawiać głowę na grad

czy chować ją pod twardy mur?

lepiej oczekiwać

czy zapomnieć

lepiej trzymać to na dnie swojego umysłu?

pozwalać mu powoli przejmować kontrolę?

paraliżować?

nie

nie

nie

nie zgadzasz się

ze swoim marnym losem?

przeklęty człowiek

szuka wybawienia

ale nie wie

że jego szczęściem jest koniec

koniec

początek

ciągle

ciągle to samo

coś się zaczyna

a coś kończy

coś się zatrzymuje

a coś dalej biegnie przed siebie

strach

strach przed nieznanym

idź

idź i się nie bój

prędzej bałbym się ludzi

niż ziemskich pomiotów

prędzej bałbym się nieskończonego cierpienia

niż kojącej śmierci

boję się początków

znoszę burze mojego życia

i z radością

wyczekuję końca

„strach” — 8

czasami

łatwiej jest rzucić zasłonę dymną

niż od razu odsłonić problem

schować się w cieniu

okryć płaszczem ciemności

niż wystawić się na światło dnia

podobno

w ciemności kryje się najgorsze zło

jednak to nieprawda

nawet nie zdajemy sobie sprawy

jakie okropieństwa pełzają tuż przed nami

tuż przed naszymi oczami

nie trzeba bać się nieznanego

mamy wystarczająco dużo powodów do strachu

tajemnica

bezpiecznie chroni nas przed zgubą

czyhającą na nas w każdym momencie

na każdym kroku

oczekuj

wypatruj

nasłuchuj

to już po ciebie idzie

po prostu

poczekaj

i nie próbuj się chować

nie staraj się uciekać

poczekaj z godnością

przyjaciele

opuszczą cię w ostatecznym dniu

rodzina

zostawi cię samego

martwego

po prostu

nie oczekuj szczęścia od życia

i nie licz na ukojenie po śmierci

los

ten okrutny los

dlaczego pcha nas wciąż w objęcia śmierci?

dlaczego

koniec to jedyne o czym myślę

pustka

bezkresne połacie nieskończonej nicości

po co martwić się stratą

jak i tak nic nie mamy?

serce

sercu możemy ufać

chociaż

nie raz już zabolało

raniło

upadło

więc nie

nic nie możemy obdarzyć

tym cholernym zaufaniem?

nie wiem

nic nie wiem

ja nie jestem tu

by dawać odpowiedzi

sam ich szukam

w tyle mojej głowy

ale nic

nic nie przychodzi

więc po co

po co mi umysł

jak nie umiem myśleć?

bezsens

bezsens

bezsens

to wszystko

po prostu

marność

więc chodź

schowamy się pod ciemnymi chmurami

tu nas nie znajdą

a my

my znajdziemy szczęście

ale czy naprawdę?

czy to znowu sen?

czemu śnię

z otwartymi oczami

nie mogąc się obudzić

koszmar

koszmar potrafi postawić na nogi

ale życie

życie to koszmar

więc co mnie przestraszy?

„wichura” — 9

okropna wichura

niczym przekleństwo

kara

spadła na moje życie

splamiła je

zepsuła

czym zasłużyłem

co uczyniłem?

wichura niszczy

rozrywa na strzępy

każdego kto zechce

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 0.74
drukowana A5
za 19.52