E-book
7.35
drukowana A5
20.72
A po życiu co?

Bezpłatny fragment - A po życiu co?

Chrześcijańska fantastyka


Objętość:
60 str.
ISBN:
978-83-8189-001-4
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 20.72

Moim świętej pamięci rodzicom, Oldze i Michałowi.

Część Pierwsza

Przewoźnik

Prolog

Pogoń zatrzymała się na skraju bagna. Strażnicy i ich psy nie znały bagna. Bały się go. Wydostał się na małą wyspę, znajdującą się niedaleko od swoich prześladowców i wziął oddech. Bagno podobnie jak i najbliższe skały, szlaki i część rzeki znał doskonale. Podobnie zresztą jak wszyscy w ich wiosce, która leżała tutaj, między bagnami.

Światła pochodni i latarni rozdzieliły się za jego plecami. Część strażników zabrała ze sobą psy i ruszyła dookoła bagna — z lewej i z prawej strony.

„Muszę dostać się do rzeki, wyprzedzając ich i uciec wpław”. — pomyślał — „W innym przypadku czeka mnie śmierć”.

Nie jest możliwe poruszać się biegiem przez bagna. Szczególnie w nocy. Strażnicy, chociaż szli dłuższą drogą, posuwali się szybko szeroką ścieżką.

Z pomocą przyszedł mu księżyc. Całą mocą swego srebrnego światła wskazywał mu drogę i miejsca, których mógł się obawiać. Jakby się jednak nie starał poruszać szybko, prześladowcy mieli przewagę. Zablokowali dwa najbliższe zejścia do rzeki, pozostawiając po kilka osób w ich pobliżu. Sami puścili psy do przodu i szli naprzeciw siebie, zamykając go na grzęzawisku. Powrót czy pozostanie tutaj, nie miało sensu. I jedno i drugie niosło pewną śmierć. Wtedy rzucił się do przodu przez bagna, wąską ścieżką ze śmiertelnym grzęzawiskiem z obu stron. Poczuły go psy. Przestały szczekać. Chętnie wzięły udział w wyścigu na wyprzedzenie. On jednak znał to, czego nie znali jego prześladowcy. W dole rzeki, wzdłuż stromego klifu była jeszcze jedna ścieżka, którą latami torowali ludzie z jego wsi. Swój początek miała nie z samej góry, lecz trzy metry poniżej klifu. Z prawie poziomo rosnącego drzewa, które cudem trzymało swoje korzenie w skałach. Schodzenie tutaj było ciężkie nawet w ciągu dnia. W nocy nikt nie próbował jeszcze nigdy. Musiał zaryzykować. Innego wyjścia nie było.

Wyskakując na szlak, który biegł wzdłuż urwiska, przeskoczył trochę na lewo i skoczył. Dwa psy skoczyły razem z nim. Jeden z nich przeleciał kilka centymetrów od jego pleców i wylądował na ścieżce, ale nie mógł się powstrzymać i runął w dół. Drugi uderzony w powietrzu łokciem w pysk, jedną łapą próbował złapać krawędź urwiska, ale spadł ze skały. Zderzenie z psem zmieniło i jego kąt spadania. Boleśnie uderzył się kolanem o kamień. Przeleciał trzy metry w dół, odbił się nogami od leżącego drzewa i odskoczył. Przytulił się do skały. Z góry słychać było głosy strażników, którzy próbowali dostrzec w ciemności coś na dole, rzucając w przepaść pochodnie. Stwierdzili jednak, że spadł razem z psami.

— Wracamy do miasta, — powiedział starszy z nich, — Wrócimy jutro po zwłoki psów i mordercy.

Nazwali go „mordercą”, choć nikogo nie zabił i nie miał nigdy takiego zamiaru.

Stał, tuląc się do skały, dopóki nie ucichły głosy odchodzących. Przed nim było ciężkie zejście do rzeki ścieżką, po której jeszcze nikt nigdy nie chodził w nocy. Szczególnie trzeba było uważać na „węża”. Odcinek, gdzie zejście tworzyło niesamowite zygzaki i różnice poziomów. „Wąż” był już prawie na dole, w odległości zaledwie pięciu metrów od podnóża skały. Nawet z takiej wysokości, szanse na przeżycie były małe. Cała powierzchnia pod klifem zawalona była ostrymi kamieniami.

Większość „węża” już przeszedł, gdy nagle na dole, tuż pod nim, ktoś zapalił latarkę. Od niespodziewanego światła i zaskoczenia poślizgnął się i poleciał w dół, prosto w ręce nieznajomego z latarnią. Łapiąc go, nieznajomy nie utrzymał się na nogach i upadł na kamienie. On nawet nie krzyknął, raczej chrząknął. Lampa, cudem nadal świeciła. Można było dostrzec strumyk krwi, który wyłaniał się z rozbitej głowy nieznajomego.

— Kim Jesteś? Co Ty tu robisz? — zapytał przestraszony uciekinier, półprzytomnego człowieka, delikatnie przybliżając do jego twarzy lampę.

Obcy, czyniąc ogromny wysiłek, przez ból, który dotkliwie odczuwał, uśmiechnął się. Cichym szeptem odpowiedział:

— Jestem Jasny… Byłem Przewoźnikiem na promie … ale teraz prom jest twój.

Jego uśmiech nagle stał się jaśniejszy:

— Przepraw mnie do domu.

I wskazując oczami w stronę rzeki, obcy, zamknął oczy i zmarł.

Uciekinier przytulił ramię do siebie jedną ręką, drugą podniósł latarkę. Powoli, między kamieniami, ruszył w kierunku rzeki. Tam znalazł zacumowany, drewniany prom. Położył na nim ciało nieznajomego. Odepchnął prom od brzegu i popłynął w kierunku mgły, która w świetle księżyca powoli opadała nad rzeką.


1.

Ania wychowała się w domu tyrana. Jej ojciec był prawdziwym dyktatorem. Chociaż nie było sytuacji, aby uderzył kogoś z rodziny. Sam mówił, że to z powodu „aby nie brudzić sobie rąk, bo to poniżej jego godności”. Było coś jednak gorszego od bicia. Ojciec pokazywał swoją siłę i władzę słowami, spojrzeniem. Całą swoją postawą. Najgorzej było, gdy stawiał Anię przed sobą i w milczeniu patrzył jej w oczy, a ona nie miała prawa się odwrócić. Po kilku chwilach była gotowa umrzeć, aby tylko to wszystko szybko się skończyło.

Matka od czasu do czasu biła Anię niemiłosiernie. Kobieta, która cierpiała upokorzenia od męża, oskarżała Anię o wszystko, twierdząc, że tylko z powodu ciąży musiała wyjść za niego za mąż.

Kiedy Ania skończyła osiemnaście lat, marzyła tylko o jednym: aby jak najszybciej uciec z domu i nigdy więcej do niego nie wracać. Pewnego dnia spotkała Olka. Zakochała się od pierwszego wejrzenia i gotowa była pójść z nim na koniec świata.


2.

Most wybudowano dziesięć lat temu. Pokochali go samobójcy i szybko stał się ich ulubionym miejscem. Niemożliwe było, aby przeżyć z niego skok w dół.

Teraz młoda dziewczyna przeskoczyła przez poręcz i zamarła nad przepaścią. Podszedł bliżej, stanął za jej plecami. Chciał ją zatrzymać lub po prostu w jakiś sposób wpłynąć na jej wybór, ale to nie należało do jego obowiązków. Nie mógł w niczym pomóc. Był tu w innym celu. Dotknął jej myśli.

„Jak oni mogli? Jak? Przecież to moja najlepsza przyjaciółka, a on za dwa tygodnie miał zostać moim mężem… Jak oni mogli?”.

Łzy płynęły po jej policzkach, a ona szlochała cicho, powtarzając jedno i to samo pytanie: „Jak oni mogli?”.

A potem oderwała się od poręczy i poleciała jak kukiełka w przepaść. To właśnie w tym momencie z całą jasnością uświadomiła sobie, co zrobiła i w rozpaczy zawołała: „Nie chcę! Boże, wybacz mi! Przepraszam! Przepraszam!”.

Słysząc jej skruchę, przeskoczył przez barierkę i w ślad za nią poleciał w przepaść…


3.

Olek wyrastał na „polu bitwy”. Jego ojciec był alkoholikiem, a mama ciągle żyła w wielkim stresie i nerwach. W domu miały miejsce nieustanne awantury, kłótnie i afery. Atmosfera napięcia zmieniała się na chwilę spokoju, aby później eksplodować ze zdwojoną siłą. W wieku 14 lat osobowość Olka była już mocno zdegradowana. Chłopka zaczął pić. Przynajmniej na jakiś czas, to dawało mu ulgę i zapomnienie. Trwało to wszystko trzynaście lat. Potem zmarli jego rodzice. Matka zostawiła mu mieszkanie. Ojciec stary, ale zadbany pistolet. Obydwoje — serce pełne obaw i niepokoju. Po śmierci rodziców starczyło mu sił, aby zadać sobie pytanie: alkohol lub życie? Wybrał życie, choć to nie było łatwe. Minął rok i po kilku terapiach, przestał pić. Żyjąc w trzeźwości, Olkowi brakowało miłości i szacunku do siebie samego. Wtedy spotkał Anię, która sprawiała wrażenie, jakby w ciszy wołała o pomoc. Olek już wiedział, że nie ma szans, aby się nie zakochać.


4.

Znalazł ją w rogu pokoju, gdzie leżała chora przez ostatnie siedem lat. Drżała nad swoim łóżkiem. Powiedział jej jak można najpewniej i najspokojniej:

— Chodź ze mną.

— Dokąd? — zapytała i w tym krótkim pytaniu można było wyczuć falę nieufności i strachu — boję się — powiedziała.

Zrobił krok, aby być bliżej niej i ponownie powtórzył:

— Chodź — dodał — i nie bój się. Wszystkie twoje lęki zostaną tutaj, w rogu pokoju. A potem rozproszą się i znikną.

Wciąż jednak się bała i miała wątpliwości.

— Możesz iść ze mną, ale możesz też zostać tutaj. Wybór jest tylko twój i nikt go nie dokona za ciebie. Idziesz?

Oderwała się od ściany i powoli zaczęła płynąć w jego stronę. Strach ją opuścił. Sprawiała wrażenie jakby zaczynało się jej podobać życie bez bólu.


5.

Dwa miesiące ich wspólnego życia minęły w ciszy i spokoju, ale w rzeczywistości, oboje już byli zmęczeni. Olek nie zmógł opanować swoich emocji. Krzyczał nieustannie, obrażając ją i upokarzając. Ania siedziała w kącie i płakała. Potem się pogodzili i przeżyli najlepszy w życiu seks. Leżeli długo, przytuleni do siebie. Szczęśliwi, jak dwie żabki, które po długiej podróży, w końcu dotarły do swojego zgniłego, paskudnego, ale bardzo rodzinnego stawu.

Niestety, kłótnie w ich związku zdarzały się coraz częściej. Gdy Ania zaszła w ciążę, przestała milczeć i wykrzyczała Olkowi wszystkie nagromadzone przez lata krzywdy. Ich kłótnie trwały. Urodziło się dziecko. Podczas kolejnej kłótni zaczęło głośno płakać i krzyczeć. Nie można było go uspokoić. I wtedy spadła zasłona z ich oczu. Wyszła cała bolesna prawda. O ich zachowaniu, sposobie życia i myślenia. Dziecko, w końcu zasnęło, a oni ze łzami w oczach, długo rozmawiali o swoim nowym życiu, bez awantur, w pokoju i miłości…

Następnego dnia miała miejsce największa kłótnia ich wspólnego życia. Po pół roku walki o miłość poddali się. Ania poszła do mamy, ale tam było jeszcze gorzej, więc po kilku dniach wróciła z dzieckiem do mieszkania Olka. On płakał z radości, obiecując jej to wynagrodzić, ale po jakimś czasie wróciło do normy. Ania miała myśli samobójcze, ale też miała powody, aby żyć. Dziecko, które stałoby się sierotą. Powtarzała też sobie, że nie mogła zostawić Olka, bo on taki nerwowy i bezradny — bez niej nie dał by sobie rady.

Minęło pół roku. Dziecko Ani i Olka zachorowało i zmarło.


6.

Rzadko wychodził z przeznaczonego mu terytorium. Ale znał jego ojca, dziadka i pradziadka. Dlatego pokonał kilka tysięcy kilometrów. Ten zginął na wojnie. W misji pokojowej. Przesłonił swoim ciałem przyjaciela. Pocisk rozerwał ich obu. Ofiara jednak nigdy nie jest daremna. Siedzieli z nim na skraju dużego lejka, w którym zmarł, a on opowiadał mu o wojnie. Słuchał w milczeniu. Musiał się wypowiedzieć ze wszystkiego, zakończyć swoją wojnę. I dopiero wtedy mógł powrócić do przodków.


7.

Andrzej był człowiekiem sprytnym i aroganckim. Umiał zarabiać pieniądze i natychmiast je wydawać. Nie lubił ludzi. Dzielił ich na potrzebnych i niepotrzebnych. A potrzebnych na tych, na których można zarobić i na tych, z którymi można zarobić. Miał w swoim otoczeniu wiele kobiet. Miłość nie była mu potrzebna. Uzależnił się od narkotyków tylko dlatego, że to była uciecha, która należała tylko do niego. I nie musiał jej z nikim dzielić.

Wczoraj uzupełnił swój schowek pod podłogą w szopie nad rzeką, nową partią narkotyków i był szczęśliwy. Na haju, z głębokim wewnętrznym zadowoleniem z tego, że „życie powiodło się”, nacisnął pedał gazu swojego mercedesa. Jego samochód pędzący z dużą prędkością, nie zmieścił się w zakręcie. Wpadł w poślizg i wyrzuciło go na chodnik bezpośrednio na młodą kobietę, która z bukietem róż szła pod rękę z mężczyzną. Chłopak został odepchnięty uderzeniem w bok. Ranny nie był. Kobieta leżała na chodniku w kałuży krwi.

Andrzej wyrównał samochód i skręcił w najbliższą uliczkę, w nadziei, że nikt nie zapamiętał numeru rejestracyjnego jego auta.


8.

Pogodzeni i połączeni po bolesnej stracie dziecka, przeżyli razem w spokoju prawie rok. Bardzo cenili te wspólne dni pokoju. Olek często zapraszał ją na kolację do jednej z licznych w mieście restauracji. Kupował kwiaty i mówił o miłości. Po jednej z takich romantycznych kolacji, z pokojem w sercu, szczęśliwi wracali właśnie do domu. I nagle ten rozpędzony samochód …


9.

Lekarze dołożyli wszelkich starań, aby przywrócić Anię do życia. Niestety ich zdeterminowane działania nie zakończyły się szczęśliwie. Czekał. Kiedy opuściła swoje ciało okazała się zaskakująco jasną i czystą duszą.

— Czy mam pójść za Tobą? — zapytała go. — Tak myślałam, że ktoś spotka mnie tutaj…

Jej uśmiech był dźwięczny jak świąteczne dzwoneczki. Przeszli przez drzwi na korytarz i zobaczyła Olka. Nerwowymi krokami mierzył korytarz.

— Mogę go zaczekać — powiedziała Ania, patrząc na swojego męża.

— Tam, dokąd idziemy, Aniu, — odpowiedział — już nie ma oczekiwań. Nie ma potrzeby wiary i nadziei tak bardzo potrzebnej na ziemi. Tam wszystko jest już dokonane. Istnieje tam coś, czego w twoim życiu zawsze brakowało. Czeka cię bezgraniczna Miłość.


10.

Andrzeja ogarnął paniczny strach. Nagle opuściła go cała jego duma. Okazało się, że na samym dnie jego serca jest pustka i próżnia oraz gniew, nienawiść i pokłady strachu. Wskoczył do szopy, szybko biegnąc do schowka. Szopa jednak była pusta. Wyrwano z niej deski. Ogarnęła go rozpacz. Kurczył się jego umysł i serce. Złodzieje rozbili okno. Po rozbitej szybie leżały odłamki szkła. Podniósł jeden z nich. Nie mógł wytrzymać napięcia. Otworzył sobie w kilku miejscach żyły.

On wszedł w jego myśli i czekał. W życiu Andrzeja nigdy nie było miejsca na skruchę. Nie było nawet i teraz, w ostatnich chwilach jego życia. Tylko strach, rozpacz i gniew — na wszystkich i na wszystko.

Andrzej nie był pasażerem jego promu. On nie doczekał się końca i opuścił szopę, ustępując miejsca temu, kto przyjdzie po niego.


11.

Siedział na trawie, między szopą i rzeką. Czekał. Kilka minut temu Ciemny wziął duszę Andrzeja ze sobą, posyłając mu złowrogi uśmiech. Do tego nie można się przyzwyczaić. Niestety nie wszyscy mogą dostać się na jego prom.

„Mój prom” — pomyślał i spojrzał na niego. Stary, drewniany, był taki sam, jak dwa i pół wieków temu. Dokładnie dwieście czterdzieści trzy lata i dwadzieścia pięć dni. Właśnie wtedy zaczęła się jego służba…

Bogaty syn burmistrza próbował uwieść jego siostrę. Przyszedł do niego z nożem, aby go trochę postraszyć. Zaczął tak krzyczeć, że zaraz przybiegli strażnicy z psami. Musiał uciekać przez bagna. A potem spadł z „węża” w ręce Przewoźnika. Ten umarł i on zajął jego miejsce.

„Mój prom” — pomyślał ponownie. Próbował go chociaż trochę naprawić. Ale za każdym razem, kiedy dostarczał kolejną duszę do innego świata, prom wyglądał tak samo. Nie należał do niego. Nie należał do żadnego z tych Światów. Był zawsze między światami i zawsze tam pozostanie. Od Upadku do Nowego Początku.

Swoją pracę on wykonał solidnie. Dzisiaj przekaże prom w kolejne ręce.


12.

Nadszedł czas zemsty. Olek zapamiętał tego Mercedesa. Gdy poinformowano go, że Ania nie żyje, pobiegł do domu i wpadł do piwnicy. Wyjął stary pistolet ojca i włożył magazynek z amunicją.

Pomyślał: „Nareszcie się przyda ”.

Następnie udał się na rzekę, gdzie przesiadywali bezdomni. Oni wiedzą wszystko o wszystkich. I chociaż milczą, dla swojego bezpieczeństwa, jemu powiedzą prawdę. Byli wśród nich przyjaciele jego ojca, jak również jego przyjaciele z dawnych lat.

Po chwili Olek już wiedział do kogo należał samochód, który zabił jego żonę i gdzie ma szukać mordercy. Zaczął biec w kierunku starej szopy na brzegu rzeki. Wbiegł na polanę, potknął się. Kiedy upadał, przypadkowo nacisnął na spust. Pistolet wystrzelił. Kula wbiła się w plecy nieznajomego, siedzącego między szopą a rzeką.


13.

Rana była śmiertelna. Wiedział o tym. Ale jeszcze miał czas. Musiał załatwić wszystkie sprawy tutaj. Olek podbiegł do niego. Upadł na kolana:

— Kim Jesteś? Co tu robisz? Pistolet wystrzelił sam, nie chciałem tego… Przyszedłem za nim.

Zbierając siły, odpowiedział:

— Już go na tym świecie nie ma. Nie martw się o niego…

Olek chwycił delikatnie rękami jego głowę i zapytał ponownie:

— Kim Jesteś?

Odpowiedział:

— Jestem Jasny… Byłem Przewoźnikiem… ale teraz prom jest twój. Przepraw mnie do domu.


14.

Umarł. Olek wziął go na ręce, położył na deski promu, i udał się w stronę mgły, która powoli opadała nad rzeką.

Część druga

Samotni Podróżnicy

Modlący

1.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 20.72