Tomik „47” Jakuba Jagiełło to zaskakująco dojrzała i głęboka propozycja poetycka, która — choć oparta na pozornie ascetycznej formie czterowersu — otwiera czytelnikowi przestrzeń niezwykle bogatą w sensy. W krótkich, precyzyjnie skomponowanych strofach pobrzmiewa echo dawnych mistrzów, ale nie jest to prosta kontynuacja tradycji; raczej świadomy dialog, w którym autor odnajduje własny ton i własne miejsce.
Ironia i uważność Szymborskiej ujawniają się tu w spojrzeniu na codzienność — zwyczajną, a jednak pełną ukrytych napięć. Refleksyjna głębia Miłosza wybrzmiewa w pytaniach o to, kim jesteśmy wobec czasu, pamięci i zmiany. Moralna stanowczość Herberta — w delikatnych, ale konsekwentnych przypomnieniach o odpowiedzialności za to, co wybieramy i co pozostawiamy innym. Dramatyczna prostota Różewicza — w odwadze mówienia wprost, bez ozdobników, tam, gdzie dotykamy ran.
A jednak „47” to nie kolaż czy pastisz. To głos osobny: wrażliwy, spokojny, przenikliwy. Tomik odsłania autora, który umie słuchać świata, pozwalać mu wybrzmieć, a potem uchwycić moment — jak przebłysk światła na powierzchni szkła — i zamknąć go w czterech wersach, które zostają w czytelniku długo, jak echo dawnych rozmów, jak wspomnienie czegoś, co było ważne.
To poezja powściągliwa, ale poruszająca; skromna, lecz mocna — poezja, która szuka człowieka, a nie efektu. Tomik „47” jest zaproszeniem do uważności. Do zatrzymania się. Do oddechu.
I do powrotów — bo do tych wierszy chce się wracać.
Polecam serdecznie!