E-book
29.4
drukowana A5
32.5
drukowana A5
Kolorowa
51.33
40 ton w alkoholu

Bezpłatny fragment - 40 ton w alkoholu


5
Objętość:
37 str.
ISBN:
978-83-8324-771-7
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 32.5
drukowana A5
Kolorowa
za 51.33

„I Mały Książę roześmiał się wdzięcznie, co bardzo mnie rozzłościło. Życzę sobie, by moje nieszczęścia traktowano z należytą powagą.”

„Mały Książę” Antoine de Saint-Exupéry

Wstęp

/zdj. Piotr Wieczorek/

Opowiadam w książce o czasie początkowych zmagań z samym sobą, który powoli przeradzał się w powrót, a ten z kolei we wdrażanie trzeźwości do mojego życia. Trudności związane z pogodzeniem się, że to właśnie ja jestem alkoholikiem, trwały bardzo długo, wtedy pojawiły się dłuższe przerwy w piciu, bo samo uświadomienie sobie faktu choroby, że jestem uzależniony, nie jest takie trudne: wystarczy wsłuchać się w fakty ze swojego życia i jest diagnoza.

Piszę o tym, że alkoholizm jest nazywany we wspólnocie i niektórych kręgach terapeutycznych chorobą CUD — Ciała, Umysłu i Duszy. Rozumiem to teraz m.in. tak: co z tego, że wiem, iż mam problem, skoro moje ciało, a najdłużej chyba umysł domagają się nowych dawek alkoholu. Znalezienie równowagi i połączenie tych wszystkich elementów w synchroniczną maszynę jest trudne, a alkohol poczynił we mnie ogromne spustoszenie. Małymi krokami, troszkę na opak, czasem wbrew zasadom, udało mi się zatrzymać picie i dziś każdego dnia bardziej cieszyć się trzeźwieniem, które jest wynikiem najpierw utrzymania abstynencji.

Trzeźwienie nie przyszło od razu, trzeba mi było uspokoić skołatany umysł, wyciszyć wiele złych emocji. Po częściowym uspokojeniu mogłem zacząć szukać pomysłu na trzeźwe życie. Rozwiązania przyszły same, nie myślałem o takich, a dzięki właśnie pisanym wierszom odnajduję spokój. To moją poezją zastąpiłem picie alkoholu, ona właśnie jest na moich zasadach: piszę co chcę, kiedy chcę i jak chcę, ja decyduję o tym wszystkim.

I inaczej niż wszyscy za ten cudowny czas trzeźwienia i trzeźwości podziękowania zacznę od samego siebie, to wszystko mogło się wydarzyć tylko dzięki mojej ciężkiej pracy nad samym sobą.

Jednak bez iskierek, motywatorów nigdy nie podjąłbym tego wyzwania. W pierwszej kolejności dziękuję Ci, Siostrzyczko Doroto, to Ty pierwsza zareagowałaś i popchnęłaś do działania.

Mamo i Tato, daliście mi schronienie, opiekowaliście się mną, obserwowaliście moje ostatnie picia i wbrew temu, co się mówi, że trzeba odciąć się od pomocy cierpiącemu alkoholikowi, Wy, nie słuchając tego, cierpliwie czekaliście. Dziękuję Wam, moi cudowni Rodzice.

Martyno, Córeczko, nacierpiałaś się, gdy dalej piłem, a dziś widzę, jaka jesteś ze mnie dumna.

Romanie, dziękuję, że jesteś i opiekujesz się Martyną.

Podczas terapii i do dziś wspierają mnie Panie terapeutki: Ewa oraz Lucyna. Dziękuję Wam.

Krzychu, Tomaszu — „Łysy”, Rafale i Piotrze. Spotkaliśmy się w jednej sprawie, Wasza obecność, nawet tylko świadomość, że jesteście gdzieś daleko i w każdej chwili odbierzecie telefon, daje mi do dziś siłę. Pamiętam Wasze mądre rady, które są wynikiem Waszych doświadczeń. Nie są to żadne naukowe rozprawy, zwykła, życiowa mądrość. Do dziś jesteście moją wspólnotą Anonimowych Alkoholików, tą swoistą „zgrają” Łotrów, o której mogę powiedzieć z dumą: jestem jednym z Was.

Mariko! Z powierniczki, przyjaciółki stałaś się życiową partnerką. Z Tobą mogę realizować marzenia, które uznałaś za swoje, a z nich zrodziły się kolejne, które stały się naszymi, czasem nawet szalonymi marzeniami. Dziękuję, że jesteś.


Wojtek

CZĘŚĆ I

Cześć

Mam na imię Wojtek i jestem alkoholikiem. Ale to nie jedyna moja zaleta.

Dziś, 14 stycznia 2023 roku, mija jeden rok sześć miesięcy i dwadzieścia dni abstynencji. Chcę opowiedzieć o moim wychodzeniu z nałogu, które zacząłem w grudniu 2020 roku. Tak, od wtedy nie liczę mojej abstynencji, bo jeszcze miałem inną drogę do przejścia.

Zaczęło się od podjęcia przeze mnie leczenia na Oddziale Terapii Uzależnień od Alkoholu w trybie stacjonarnej terapii dwumiesięcznej. Teoretycznie do szpitala zgłosiłem się sam, czyli nie z nakazu sądu czy innej instytucji pomocowej. Jednakże podjąłem moje leczenie z innego nakazu, nakazu mojej siostry, która zorientowała się, że mam problem, z którym nie umiałem sobie poradzić. Było to w czasie, gdy od około pięciu lat piłem destrukcyjnie, bywało tak, że piłem kilka razy w tygodniu, czasem nawet kilka razy w ciągu dnia.

Nie potrafiłem przestać, piłem najchętniej do utraty przytomności, wtedy czułem ulgę. To, że często budziłem się obsikany, nie stanowiło dla mnie problemu. Piłem w samotności, w kabinie ciężarówki, którą jeździłem. Zapijałem alkoholem swoją samotność, zapijałem swoje rozterki.

Przez trzydzieści lat picia zatraciłem swoją wrażliwość, która zmieniła się w nadwrażliwość. Wszystkie moje pozytywne cechy: właśnie wrażliwość, naiwność, umiłowanie rodziny i tradycji, spotęgowały moją skłonność do picia alkoholu, który uwielbiam — świadomie używam czasu teraźniejszego, bo w tej kwestii nic się nie zmieniło. To uwielbienie sprawiło, że spadałem po równi pochyłej na własne życzenie, chciałem żyć w niebycie, pić ciągami bez przerw do śmierci fizycznej, fundowałem sobie życie w śmierci psychicznej.

Pominę szereg okoliczności rodzinnych, wspomnę jedynie, że pijąc alkohol, stałem się sprawcą przemocy psychicznej. Stosowałem ją wtedy wobec już byłej żony i pośrednio młodszej córki. Wspomnę tylko, że rozwód nastąpił z powództwa tej pani bez orzekania o winie. Pominę więcej okoliczności, m.in. materialne, które temu towarzyszyły z uwagi na przede wszystkim moje dobre samopoczucie, trochę też, aby uniknąć wzajemnego oskarżania, a także przypominania innym wrażliwych rodzinnych, a czasem damsko-męskich relacji.

Chcę też uniknąć opowiadania piciorysu.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 32.5
drukowana A5
Kolorowa
za 51.33