E-book
39.38
drukowana A5
51.64
365 ODDECHÓW

Bezpłatny fragment - 365 ODDECHÓW

Objętość:
59 str.
ISBN:
978-83-8431-883-6
E-book
za 39.38
drukowana A5
za 51.64

📚 Tytuł: 365 oddechów

Gatunek: Romans z dramatem

Klimat: intensywny, emocjonalny, z tajemnicą i głębią psychologiczną

Główne tematy: trauma, zaufanie, uzdrowienie, miłość wbrew wszystkiemu

🎭 Bohaterowie

🔸 Kasia

— Wiek: 29 lat

— Zawód: Pielęgniarka w zakładzie psychiatrycznym

— Charakter: silna, zabawna, czuła, zdystansowana emocjonalnie (po przejściach), ambitna, empatyczna, ale dobrze ukrywa emocje

— Tło: coś ją ukształtowało — może trudne dzieciństwo, porzucona w młodości, albo tragiczny związek, który złamał jej wiarę w ludzi. Praca w zakładzie to nie przypadek — może ktoś z rodziny zmagał się z chorobą psychiczną.

— Cel: żyć spokojnie, pomagać innym, ale trzymać dystans — do czasu.

🔸 Lukas

— Wiek: około 34 lata

— Zawód: były zawodowy żołnierz z USA Marines. obecnie przeniósł się do Polski i… zostaje zatrudniony jako techniczny ochroniarz / konserwator w tym samym zakładzie psychiatrycznym

— Charakter: twardy, zamknięty w sobie, bardzo pracowity, nie wierzy w miłość, nie mówi o przeszłości (PTSD?), z zasadami, lojalny, nie okazuje słabości

— Tło: po dramatycznej misji zginął jego przyjaciel / brat, z którym był silnie związany. Czuje winę, nie potrafi sobie wybaczyć. Uciekł do Polski, by się odciąć od dawnego życia.
DONAT — były przyjaciel Lukasa, razem służyli na misji,
WIEK- 37 lat
zawód; żołnierz z USA
charaktr; twardy, mądry, kiedys otwarty gdziś bardzo zamkniety w sobie.
Pacjent w zakładzie psychiatrycznym, w którym pracuje Kasia. Osadzony bez „faktycznych zaburzeń psychicznych”.


🌍 Miejsce akcji

— Małe miasto w Polsce, otoczone lasami. Zakład psychiatryczny mieści się w starym pałacu zamienionym na placówkę — trochę mroczny klimat, ale piękne, ustronne miejsce.

— Kasia pracuje tam od kilku lat, Lukas pojawia się nowy — jako pracownik ochrony lub techniczny (łatwo spotykają się codziennie).

— Placówka to mikrokosmos — różni pacjenci, personel, tajemnice.


🔥 Główna oś fabularna (Pomysł D rozwinięty)

Kasia zostaje przydzielona do opieki nad nowym pacjentem, który został oskarżony o brutalne przestępstwo sprzed lat. Sprawa jest dziwna — brakuje dowodów, pacjent się nie odzywa, a jego stan psychiczny jest niestabilny.

Lukas — jako były żołnierz — zna tego mężczyznę z przeszłości. To jego dawny towarzysz broni. Ale nie przyznaje się do tego od razu. Pojawia się pytanie: co się wydarzyło na misji? Czy Lukas coś ukrywa?

Między Kasią a Lukasem zaczyna rodzić się napięcie — najpierw niechęć, potem fascynacja, wreszcie uczucie. Ale oboje niosą zbyt wiele, żeby to było proste.


🔥 Konflikty:

— Kasia nie ufa wojskowym, nie lubi przemocy. Lukas ukrywa swoją przeszłość i poczucie winy.

— Obiekt uczuć zaczyna być także powiązany z konfliktem zawodowym — Kasia i Lukas mają sprzeczne poglądy na temat pacjenta.

— Kasia zaczyna odkrywać, że cała historia z pacjentem jest bardziej skomplikowana — i że ktoś w zakładzie próbuje coś zatuszować.

🧱 Struktura książki

Prolog:

Wprowadzenie — retrospekcja z misji wojskowej (z perspektywy Lukasa) — coś poszło bardzo źle.

Część I :

— Poznajemy Kasię, zakład, rytm życia.

— Lukas pojawia się jako nowy.

— Pierwsze zgrzyty, nieporozumienia.

— Kasia dostaje trudnego pacjenta.

— Lukas rozpoznaje go — ale nikomu nic nie mówi.

Część II :

— Powolne zbliżanie się Kasi i Lukasa.

— Flashbacki z przeszłości (wojna, dzieciństwo).

— Kasia zaczyna dostrzegać, że pacjent może być niewinny.

— Lukas coraz bardziej wewnętrznie rozdarty.

Część III :

— Ich relacja staje się intensywna, ale Lukas odpycha ją.

— Kasia odkrywa, że Lukas znał pacjenta. Konfrontacja.

— Wybucha kryzys — Lukas odchodzi. Kasia zostaje wciągnięta w niebezpieczną intrygę — ktoś nie chce, żeby prawda wyszła na jaw.

Część IV :

— Lukas wraca, żeby pomóc Kasi.

— Razem próbują dowieść prawdy — ryzykując wszystko.

— Ujawnienie winnego, dramatyczna scena w zakładzie.

— Lukas wyznaje, co naprawdę wydarzyło się wtedy na misji.
        Część V: 
Lukas kocha Kasie jednak boi sie tych uczuć do niej 
Donat wyznaje miłość Kasi 
Kasia kocha ich obu jednak bardziej martwi sie o Lukasa

Epilog :

— 365 oddechów — symboliczna liczba — może Kasia pisała każdy dzień do niego w pamiętniku?

Nadzieja, że można żyć mimo wszystkiego.

📖 Rozdział 1

„Oddech pierwszy”

🎙️Narracja trzecioosobowa, bliska (skupiona na emocjach postaci)

Kasia

Kasia przyjeżdżała do pracy codziennie o 6:40, choć zmiana zaczynała się dopiero o siódmej. Nie dlatego, że była nadgorliwa — po prostu nienawidziła się spieszyć. Lubiła rytuał: kawa z termosu na parkingu, dwie minuty ciszy w samochodzie i powolny spacer przez szary dziedziniec zakładu, gdzie o tej porze nawet ptaki milczały.

Zakład psychiatryczny mieścił się w starym, przedwojennym pałacu. Swoją urodę stracił lata temu, ale wciąż miał coś z majestatu — wysokie sufity, zimne korytarze, metalowe poręcze przy schodach. Gdyby nie pacjenci i odgłosy zamków otwieranych z kart magnetycznych, można by pomyśleć, że to jakiś zapomniany pensjonat z XIX wieku.

Kasia znała to miejsce na wylot. Pracowała tu od pięciu lat i widziała więcej, niż chciała pamiętać. Znała zapachy (chlorek, pot, kawa z automatów), znała rytm dnia i twarze personelu, które zmieniały się częściej niż łóżka pacjentów. Znała też tych, których twarzy nie dało się zapomnieć — tych, którzy krzyczeli w nocy, mówili z duchami albo milczeli przez miesiące.

Ale dzisiaj coś było inaczej.

Już w szatni czuła napięcie. Marta, jej koleżanka z oddziału, rzuciła jej tylko szybkie „dzień dobry” i uciekła wzrokiem. Na tablicy ogłoszeń ktoś dopisał nowym drukiem:

Pacjent 72 — obserwacja sądowa, ograniczony kontakt, obowiązuje protokół czerwony.

Kasia zmarszczyła brwi. Protokół czerwony oznaczał jedno: niebezpieczeństwo. Pacjent 72 — to musiał być nowy. Ostatni raz ktoś taki trafił tu pół roku temu, a skończyło się interwencją policji i… dłońmi Kasi, które drżały jeszcze tydzień później.

Wsunęła kitel przez ramiona, zapięła go powoli, aż do ostatniego guzika pod szyją. Dziś miała mieć dyżur na sektorze C — najbardziej zamkniętym.

W głowie zanotowała: Pacjent 72. Sprawdzić dokumentację.

Ale zanim zdążyła wyjść z pokoju socjalnego, drzwi otworzyły się gwałtownie. Wszedł ktoś nowy.

Wysoki. Postawny. Krótko ścięte włosy. Blizna nad brwią. Kurtka techniczna, spod której wystawał identyfikator ochrony.

Amerykanin. Musiał być tym, o którym mówiła Marta dzień wcześniej — nowy „specjalista techniczny”, przyjęty z zewnątrz.

Kasia zerknęła na niego ukradkiem. Miał zimne spojrzenie. Szare oczy. Spojrzał na nią tylko przez chwilę, kiwnął głową bez słowa i ruszył dalej korytarzem.

Nie wiedziała jeszcze, że to był Lukas.

I że jego pojawienie się zmieni wszystko.

Lukas — Retrospekcja

Afganistan, pięć lat wcześniej

Słońce było jak palnik przytknięty do karku. Piasek wdzierał się wszędzie — do butów, pod paznokcie, nawet między zęby. A cisza… była nie do zniesienia. Cisza przed wybuchem. Cisza, którą znał aż za dobrze.

Lukas klęczał przy ścianie z gliny, trzymając broń przy piersi. Serce waliło mu jak oszalałe, ale ręce miał spokojne. Obok niego był Donnie — młodszy o trzy lata, świeżo po ślubie, wiecznie gadający o tym, że po powrocie rzuci wojsko i otworzy warsztat samochodowy.

Dzisiaj był cicho.

„Coś tu śmierdzi,” szepnął Donnie, ale Lukas już to wiedział. Mieli tu tylko zabezpieczyć wioskę. Bez strzałów. Bez kontaktu. A jednak… coś nie pasowało.

Potem był tylko błysk.

Wystrzał? Wybuch? Krzyk?

Nie był pewien.

Pamiętał tylko, że Donnie leżał z otwartymi oczami. Krew na jego szyi sączyła się, jakby to był jakiś stary film w zwolnionym tempie. A Lukas… nie ruszył się. Nie krzyknął. Nie zareagował.

Zamarł.

Przez ułamek sekundy nie zrobił nic.

I to był moment, który potem odtwarzał w głowie przez tysiące dni i nocy.

Ten jeden oddech, który go zdefiniował.

📖 Rozdział 2

„Oddech drugi”

Kasia

Zakład psychiatryczny — sektor C

Godzina 8:25

Oddział pachniał tak samo jak zawsze — dezynfekcją i zmęczeniem. Mimo to Kasia czuła się tu… bezpieczniej niż na zewnątrz. Świat poza murami był zbyt chaotyczny. Tutaj istniały zasady, protokoły, godziny podawania leków. Nawet szaleństwo miało swój harmonogram.

— Pacjent 72? — zapytała cicho, zatrzymując się przy kontrolce na końcu korytarza.

Stara pielęgniarka o twarzy wyżłobionej zmarszczkami pokiwała głową.

— Cela 9. Nowy. Obserwacja sądowa. Z zamkniętego ośrodka przeniesiony do nas. Na razie nic nie mówi, nic nie je. Tylko siedzi.

Kasia odebrała klucze i podpisała się w dzienniku. Czuła lekkie napięcie w karku — to się zdarzało zawsze, gdy miała kontakt z nowymi pacjentami. Ale coś w tej sytuacji ją niepokoiło. Instynkt.

Cela 9.

Zatrzymała się przy drzwiach. W małym, okratowanym okienku była tylko ciemność. Zapukała dwa razy, zgodnie z procedurą. Bez odpowiedzi.

— Dzień dobry. Jestem Katarzyna, pielęgniarka. Chciałabym sprawdzić pański stan. Wejdę za chwilę — powiedziała głośno, ale łagodnie.

Przekręciła zamek i weszła.

Mężczyzna siedział w kącie, plecami do niej. Wysoki, chudy, krótko ścięte włosy, ręce splecione na kolanach. Nie zareagował na jej obecność. Jego twarz skrywał cień, ale przez chwilę — ledwie sekundę — Kasia pomyślała, że coś w jego postawie… nie pasuje.

Nie wyglądał na chorego psychicznie. Raczej na kogoś, kto czeka. Jak żołnierz przed sygnałem do ataku.

Zrobiła krok w jego stronę, a wtedy odezwał się głosem tak niskim, że ledwo go usłyszała.

— Pani tu długo pracuje?

Zaskoczył ją.

— Pięć lat — odpowiedziała ostrożnie.

— To wystarczy — mruknął. — Wystarczy, żeby zrozumieć, że nie wszyscy pacjenci są szaleni.

Kasia zamarła.

Spojrzała na niego uważniej, ale nie odpowiedziała. Zamiast tego zrobiła notatkę w karcie i wyszła bez słowa. Gdy zamknęła za sobą drzwi, jej serce biło zbyt szybko.

Kto ty jesteś? — pomyślała.

Lukas — Retrospekcja II

Afganistan — baza FOB Jackson

Kilka dni po incydencie

Cichy, duszny pokój. Blaszany dach, hałas generatora za ścianą i odór potu. Lukas siedział na łóżku, wciąż w mundurze, z dłońmi splecionymi tak mocno, że aż bielały mu knykcie.

Donnie’go już nie było.

Zabrali jego ciało. Spakowali rzeczy. Dowództwo zaczęło „dochodzić prawdy”.

Ale Lukas milczał.

Nie powiedział nikomu, że zawahał się wtedy, przez ułamek sekundy. Że nie ostrzegł. Nie krzyknął. Nie strzelił.

W raportach było: „wrogie ognisko ogniowe, szybka reakcja jednostki, ofiara w wyniku ostrzału snajperskiego.”

Ale w głowie Lukasa było co innego:

Ja go zostawiłem.

Nie uratowałem.

To moja wina.

Tej nocy nie spał.

Następnej też nie.

A potem zaczął widzieć Donnie’go. W tłumie. W odbiciach szyb. W snach.

Zawsze z tą samą raną na szyi. Z tym samym pytaniem w oczach: „Dlaczego?”

Po powrocie do kraju Lukas spróbował udawać normalność. Spotkał się z rodziną. Próbował terapii.

Ale nic nie działało.

W końcu wyjechał.

Do Polski.

Ojciec był Polakiem. Miał tam kiedyś rodzinę. Lukas nie mówił płynnie, ale wystarczająco, żeby znaleźć pracę.

Czymkolwiek. Gdziekolwiek.

Byle nikt go nie znał. Byle nikt go nie pamiętał.

📖 Rozdział 3

„Oddech trzeci”

Zakład psychiatryczny — Sektor C

Godzina 11:40

— Pokój numer cztery, pacjentka Róża — powiedziała Marta, wręczając Kasi rękawiczki. — Znów próbuje zdejmować sobie wenflon. Zobaczysz, zaraz zacznie wrzeszczeć, że „szpiegowaliśmy jej myśli”.

Kasia westchnęła, zawiązując fartuch. Róża była drobna, ale agresywna. Miała paranoję z elementami urojeń kontrolnych — typowy przypadek, który wymagał cierpliwości, a nie siły. Ale dzisiaj była wyjątkowo niespokojna.

Zanim zdążyła wejść, usłyszała głośne uderzenie — coś ciężkiego spadło na podłogę.

Bez zastanowienia Kasia wpadła do środka.

Róża stała na łóżku z wyrwanym wtykiem kroplówki w ręce i rozszalałym spojrzeniem. Jej ręka była już cała we krwi. Kasia zrobiła krok w stronę pacjentki, próbując ją uspokoić, ale kobieta ruszyła w jej stronę gwałtownie, jakby chciała ją odepchnąć.

— Proszę, Róża! To ja, Kasia, pamięta pani? — próbowała mówić spokojnie, ale wiedziała, że może nie zdążyć.

Zanim Róża zbliżyła się za bardzo, za jej plecami pojawił się Lukas. Bez słowa. Bez paniki. Złapał pacjentkę wprawnie, ale delikatnie — tak, że ta nawet nie zdążyła się wyrywać. Objął ją, nie siłowo, lecz stabilnie — jakby znał dokładnie punkt równowagi ciała człowieka.

W ciągu kilku sekund Róża siedziała już na łóżku, a Kasia bandażowała jej rękę. Lukas klęknął obok, gotów pomóc, ale nie narzucał się.

— Skąd… skąd się pan tu wziął? — spytała cicho Kasia, nie patrząc na niego.

— Usłyszałem hałas. Drzwi były otwarte. — Jego głos był spokojny, niski. Taki, że aż coś w niej zadrgało. — Umie pani zawiązać ten bandaż?

— Poważnie? — prychnęła. — Jestem pielęgniarką.

Uśmiechnął się. Krótko.

Ale ona to zauważyła. Po raz pierwszy.

Gdy skończyła, ich ręce się zetknęły. Przez ułamek sekundy. Jej palce były ciepłe, jego szorstkie i chłodne. Oboje zamarli, ale nie cofnęli się od razu.

To był ten moment.

Nie romantyczny. Nie czuły. Ale prawdziwy.

Róża cicho pochlipywała, opierając się o ścianę. Lukas odsunął się, wstał i poprawił poduszkę na łóżku. Kasia odsunęła rękawiczki, wrzuciła je do pojemnika i spojrzała na niego inaczej. Po raz pierwszy z… ciekawością.

— Pan wcześniej był wojskowym, tak? — zapytała, udając, że to pytanie z ciekawości zawodowej. Ale nie było.

Lukas spojrzał na nią, a jego wzrok — tak do tej pory twardy i zamknięty — na moment się złamał.

— Tak — odpowiedział tylko.

— Długo?

— Wystarczająco długo, żeby odejść późno — rzucił. — I zbyt wcześnie, żeby zapomnieć.

Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć.

I może to było dobrze.

Bo właśnie w tej ciszy… zaczęło się coś tworzyć.

📖 Rozdział 4

„Oddech czwarty”

Kasia — pokój dokumentacji

Godzina 14:10

Popołudniowa zmiana powoli się rozkręcała, a Kasia znalazła chwilę spokoju, by zająć się tym, co nie dawało jej spokoju od rana: Pacjent 72.

Jego obecność wciąż nie pasowała do niczego, co znała z wieloletniej pracy.

Był zbyt opanowany. Zbyt świadomy. Zbyt… obecny. To nie był człowiek w stanie psychotycznym. To był ktoś, kto obserwuje i czeka.

Zamknęła za sobą drzwi archiwum, usiadła przy wąskim biurku i otworzyła system.

Nazwisko: Wiącek, Donat

Wiek: 35 lat

Powód przyjęcia: decyzja sądowa, obserwacja psychiatryczna

Historia leczenia: brak wcześniejszego leczenia psychiatrycznego

Przeniesienie: z Ośrodka Zamkniętego nr 12 w Lublińcu

Czas hospitalizacji: do odwołania

Przejrzała jego akta. Coś się nie zgadzało.

— Brak wcześniejszej diagnozy… ale sąd zlecił natychmiastową obserwację w warunkach zamkniętych…? — mruknęła pod nosem.

Zjechała niżej.

Zarzut:

„Udział w działaniach zbrojnych poza granicami kraju, powiązania z jednostkami paramilitarnymi, możliwa niepoczytalność w chwili czynu (informacje zastrzeżone).”

Kasia zmarszczyła brwi.

To nie był standardowy przypadek. To nie była depresja, schizofrenia, próba samobójcza. To był ktoś, kto był świadomy swojej obecności tutaj, a może nawet — niebezpieczny. Albo… niewygodny.

Coś jeszcze przykuło jej uwagę:

Brak podpisu lekarza prowadzącego.

Tylko pieczęć.

I inicjały: L.R.

Znała wszystkich psychiatrów pracujących w placówce.

Tu nie było żadnego „L.R.”

Zrobiła zdjęcie dokumentu swoim telefonem — instynktownie. Potem zamknęła akta, wyłączyła komputer i wróciła do oddziału, z tą jedną myślą krążącą w głowie:

„Kto to, do cholery, przysłał tego człowieka tutaj?

📖 Rozdział 5

„Oddech piąty”

Późne popołudnie — teren zakładu psychiatrycznego (ogród terapeutyczny)

Godzina 17:40

Zmiana się skończyła. Personel rozchodził się do domów, pacjenci powoli przygotowywali się do kolacji, a niebo nad zakładem nabierało przygaszonego pomarańczu.

Kasia często zostawała po pracy na kilka minut w ogrodzie — nie żeby odpocząć. Raczej żeby dać sobie czas na zresetowanie emocji. Praca z ludźmi zabierała więcej energii niż dawała. Ale dziś… coś było inaczej.

Zobaczyła go przy ławce.

Lukas.

Bez kurtki, w czarnej koszulce, która odsłaniała napięte przedramiona i bliznę przecinającą biceps. Siedział w milczeniu, z pochyloną głową. Obok niego — kubek kawy z automatu.

Nie chciała podchodzić.

Ale zrobiła to.

— Pan tu zawsze tak siedzi po godzinach? — rzuciła lekko, siadając obok.

Lukas uniósł wzrok. W jego oczach było coś, czego nie widziała wcześniej. Cisza z wnętrza człowieka.

— Czasami trzeba poczekać, aż głowa dogoni ciało — odpowiedział po chwili.

— To brzmi prawie jak poezja.

— Nie mam z tym nic wspólnego. Znalazłem ten cytat kiedyś na ścianie w bazie. Ktoś wydrapał gwoździem w betonie.

Kasia milczała przez chwilę.

Czuła, że powinna coś powiedzieć. Ale nie chciała niczego zepsuć.

Wiatr poruszył liście nad nimi. Na chwilę zrobiło się niemal spokojnie.

— Ratuje pan ludzi z zaskoczenia — powiedziała w końcu. — Dzisiejsza sytuacja z Różą. Prawie jak… no nie wiem. Komandos.

Lukas uśmiechnął się krzywo.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 39.38
drukowana A5
za 51.64