There’s not enough water in the world
To wash the blood from our hands
We planted a seed, its roots will suffocate the soul
It grows without light and feeds from our bones
Hell must be empty, all the devils are here
Singing us the Lord’s Prayer; finally, something that we all share
~„Modern Misery” — Architects
Notka od autora
„1 — Tychy Szpital Wojewódzki” to moja poetycka widokówka z czasów kwarantanny. Gdy wszystko powoli wraca do normalności, poświęciłem chwilę, by uchwycić myśli i uczucia towarzyszące mi przy przymusowym przebywaniu w domu. O wiele więcej czasu na przemyślenia, o wiele więcej okazji na ujrzenie lśniącego na nocnym niebie księżyca. Tęsknota za dawnym życiem mieszająca się z pokusą zostania w tym stanie na zawsze. Chęć tworzenia, przelewania każdej możliwej myśli na papier, a jednocześnie tak częste gapienie się na klawiaturę z kompletną pustką w głowie. I to ta pustka, uczucie zagubienia i utraty kontroli jest przewodnim motywem całego tego tomiku. Niezrozumienie, bezsilność, stanie twarzą w twarz z czyhającym na nas niebezpieczeństwem, z którym nie możemy nic zrobić. Wieczna ucieczka, od świata, od obowiązków, od kolejnych katastrof spadających na nas w tak przerażająco regularnych odstępach czasu. A jednocześnie miejsce na wyrażenie siebie, odetchnięcie, pozbieranie energii. Wyraźny jak nigdy kontrast, rozdarcie między dwoma skrajnymi pojęciami. Niewypowiedziane zmartwienia i pragnienia, których nawet my sami nie potrafimy zrozumieć. Oto kawałek mnie, starannie wykrojony i podany na srebrnym talerzu. Osiem wierszy, osiem ilustracji do nich. Osiem różnych tematów i jedną łączącą je rzeczą — jedynką, która tamtego marcowego poranka nie doczekała się wsiadających do niej uczniów, gotowych rozpocząć nowy, pełen wyzwań dzień szkolny.
„Producent Chipicao stał się moim bohaterem”
19.07.2020
Nienawidzę dźwięku budzika, codziennie zrywającego mnie z łóżka każdego ranka
A raczej, powinienem był powiedzieć:
Zmuszającego do zerknięcia na telefon, a potem skazanego na porażkę szukania sposobu na wrócenie do słodkiej krainy snów
Codziennie o ósmej trzydzieści otwieram oczy, odgarniam włosy z twarzy i wyłączam ten cholerny budzik
Którego pulsujący alarm z wielką skutecznością zaczyna wżynać się w mój umysł
Ósma trzydzieści
Po co w ogóle trzymam aplikację budzika włączoną?
Raz ustawiłem ją na początku roku szkolnego, a potem nigdy nie zebrałem się by wreszcie ją wyłączyć
Może dalej wierzę w jakieś poranne ideały
Dalej gdzieś w głębi noszę nadzieję, że chociaż jeden początek dnia spędzę porządnie, jak normalny człowiek
Każdego dnia obiecuję sobie, że jutro to wyłączę
Ale wiecie co?
Nigdy tego nie robię
Może po prostu się boję
Że wszystkie od tamtego momentu posypie się jak domek z kart
Co do domku mam jeszcze jedną metaforę
Świąteczny domek z piernika
Sam nigdy nie dostąpiłem zaszczytu posiadania go na swoim wigilijnym stole, ale po drugiej stronie oceanu to dość popularne
Stojący na lodówce domek, okryty jedynie szklanym kloszem, jest bardzo kuszący
Prawda?
Spójrz tylko na ten błyszczący lukier
Intensywnie brązową czekoladę
Chrupiący piernik
Ślinka leci, co nie?
No właśnie
Dla kontekstu macie jeszcze dziesięć lat, a co za tym idzie, jesteście jedną, wielką, słodką dziurką
Czy jakkolwiek inaczej chcecie przetłumaczyć „sweet tooth”
Pokusa zabrania jedynie malusiego kawałeczka jest ogromna
W końcu, co może się stać?
Nikt nie zauważy
To tylko okruszek piernika, kropelka lukru
I tak mijają wam dni
Na podkradaniu tylko jednego okruszka, tylko jednej kropelki
Szklany klosz jest tam ciemny, że nie widzicie, co z ciasta zostało
Ale na pewno jest całe, w końcu tylko trochę uskubaliście
A wtedy przychodzi wigilia
Mama odkrywa klosz i z zaskoczeniem odkrywa, że ponad połowa ciasta zniknęła
Zaczęło się od jednej cegły, padła cała ściana
Może podświadomie tak myślę o wyłączeniu budzika
Pozbędę się tego jednego zwyczaju, padnie też cała reszta?
No nic
Idąc dalej od fazy wstawania, przechodzimy do fazy jedzenia
Niejednokrotnie odbierało mi to jakiekolwiek chęci do wystawienia nogi spoza ciepłej kołdry
Wizja stania nad garnkiem mleka wydawała się strasznie męcząca
Wolałbym nie jeść nic, niż wkładać w jedzenie choćby minimalny wysiłek
I tu wchodzi on
Cały na zółto-czarno
Nie, nie wstałem by podejść do lodówki zweryfikować ten opis
Jego lśniące, foliowe oblicze wystarczająco dobrze wyryło się w tyle mojego mózgu
Chipicao, jakby ktoś nie wiedział, rogaliki z kremem czekoladowym
Proste, a pożywne
Nie wymagające żadnego wysiłku, poza wstaniem i otworzeniem drzwi lodówki
Czasami dzięki domownikom i tych wyczerpujących elementów można się pozbyć
Otwierasz, jesz i wyrzucasz opakowanie do kosza
Minimalnie skomplikowany zbiór czynności, prosta rutyna, do tego na tyle smaczna, że nie jest nawet specjalnie męcząca
Zdrowe?
Absolutnie nie
Pożywne?
Tylko dla reżyserów tamtej reklamy telewizyjnej
Rakotwórcze?
Nie zdziwiłbym się
Może i jest to naprawdę okropne śniadanie, ale dla mnie spełnia swoją robotę
Jakoś pomaga wstać z łóżka każdego kolejnego dnia
Tak więc dziękuję Pan Producent Chipicao
Jest Pan moim bohaterem
PS: naprawdę fajne są te naklejki dołączane do każdego opakowania
świetnie nadają się do obklejenia pozostałych ścian mojego piernikowego domku
„rozstaj dróg jest mitem.”
20.07.2020
to zabawne, że naprawdę doceniamy niektóre rzeczy dopiero jak je stracimy
no dobrze, może nie jest to najbardziej humorystyczna rzecz jaką dzisiaj usłyszycie, ale
cierpka nutka ironii wypowiadanej z gorzkim uśmiechem na ustach wręcz leje się z tego stwierdzenia
naprawdę doceniamy rzeczy dopiero jak je stracimy
siedzę w domu
przy oknie
spoglądam na roztaczający się przede mną krajobraz
panorama miasta widziana z trzeciego piętra podkreślana delikatnymi promieniami błyszczącego na niebie słońca
chciałbym siedzieć teraz w samochodzie
i jechać
obojętnie gdzie
po prostu pędzić przed siebie, mijać kolejne drzewa, budynki i uliczne lampy
wlepiać wzrok w stale przesuwający się obraz roztaczający się za oknem pojazdu
nie wiem, co tak naprawdę sprawia, że to akurat jazda samochodem jest dla mnie optymalnym miejscem do myślenia o rzeczach
mogę po prostu wpatrywać się w okno, pozwalając owcom mojego umysły wybiec na zielone pastwisko
nie przejmować się niczym
zupełnie jakbym podróżował w kompletnie innej rzeczywistości
tutaj nikt nie każe mi iść do kuchni po herbatę
nikt na placu zabaw pode mną nie będzie drzeć się wniebogłosy
nikt nie podejdzie zapytać się co pisze
i chociaż obiektywnie nie ma w tych osobach nic złego, czasami po prostu chciałbym pobyć przez chwilę sam
kompletnie sam, powoli dryfując w próżni innego wymiaru
i to zapewnia mi podróż samochodem
być może dla was takim azylem jest coś kompletnie innego
spacer w świetle księżyca lub gry
dobra książka lub poruszające nuty muzyki
cokolwiek, naprawdę, cokolwiek
pięknem ludzkiego życia jest możliwość wyboru i to, że ludzie faktycznie tych wyborów dokonują
rozejrzyjcie się dookoła i znajdźcie dwie takie same osoby
dopóki nie spojrzycie w lustro, wątpię, że na coś traficie
siedzę w domu
jak mówiłem
w swoim pokoju, co chwilę zerkając na zewnątrz
jest coś przyjemnie kojącego w letnim niebie na którym słońce nieśpiesznie zbiera się do swojej wędrówki na drugą stronę
ale mimo to dalej chciałbym znaleźć się w samochodzie
i nieśpiesznie kontemplować nad tymi wszystkimi rzeczami zajmującymi moją głowę
popełniłem wiele błędów, wiecie?
jedne większe, drugie mniejsze
niektórych inni nawet nie uznaliby za błędy
i wiem jak nudno to brzmi
każdy z nas mógłby powiedzieć dokładnie to samo zdanie
każdy mając na myśli coś kompletnie innego
ale czy jest coś złego w pisarzu sympatyzującym z jego nieistniejącymi czytelnikami?
tamta mewa siedząca obecnie na czymś balkonie zdaje się mówić „tak”
choć raz w życiu posłucham więc kogoś mądrzejszego i zgodzę się z tym stwierdzeniem
to wszystko czasami jest strasznie dziwne
i mylące
raz błędem jest odezwanie się, raz niezabranie głosu
raz skarcą cię za spróbowanie, raz skrytykują brak owej próby
albo boisz się, że będziesz tego żałować