Podziękowania
Przede wszystkim dziękuję Tobie. Tak, właśnie Tobie! Dziękuję Ci, że kupiłeś tę książkę. Napisanie i wydanie autobiografii było moim wielkim marzeniem, do którego spełnienia przyczyniłeś się Ty — Drogi Czytelniku. Myśl o napisaniu książki chodziła za mną od dłuższego czasu. Osoba, która mnie przekonała, że warto spełnić to marzenie, był Ryszard Pikuła. To on powiedział mi, że powinienem to zrobić. Jeśli wyjdzie, to super. Natomiast jeśli będzie kiepsko, to i tak dobrze, bo przynajmniej odważyłem się i sięgnąłem po to marzenie, a niestety większość tego nie robi. Dziękuję również moim kochanym rodzicom. Mimo że sceptycznie pochodzili do całej tej inicjatywy, to i tak wiem, że w głębi duszy są ze mnie bardzo dumni. A ja jestem dumny z nich, bo wychowali tak trudne dziecko, jakim jestem ja. Dziękuję wszystkim, którzy mnie obserwują, wspierają, a także mówią i piszą słowa otuchy, gdy jest gorzej. Jestem dozgonnie wdzięczny za to, że mimo kontrowersji związanych z moją osobą i tego, że mam wielu przeciwników, to oni dostrzegli we mnie wartość. Na koniec dziękuję ludziom, którzy nie wierzyli, że w życiu cokolwiek osiągnę. W dalszej części książki dowiesz się, że nie miałem najłatwiej, a mimo to nigdy się nie poddałem. Dlatego dziękuję tym, którzy obrzucali mnie błotem, bo dziś wiem, że robię dobrą robotę.
Złote myśli z książki
1. Jeśli usłyszysz, że nie dasz rady — zrób to. Nie dlatego, by pokazać innym, że się mylili co do Ciebie, tylko aby uświadomić sobie, że w praktyce jesteś w stanie spełniać swoje marzenia i realizować wyznaczone cele.
2. Klucz to być świadomym swoich ograniczeń, możliwości, celów, swojej wartości i w końcu tego, że jest się w stanie spełniać swoje marzenia.
3. Proces… Marka osobista to proces. Sprzedaż to proces. Sukces to proces. Szczęście to proces. Wolność finansowa to proces. Porażka to proces. Relacja to proces. Miłość to proces. Bo przecież życie to także proces. Wiele osób się poddaje. Wiele traci nadzieję. Jeszcze więcej chce wszystko już, teraz, tutaj… Zapominają jednak, że wszystko to jeden wielki pieprzony proces.
4. Nie jestem nadzwyczajny. Po prostu mam cele, które codziennie realizuję, odwagę, dzięki której próbuję i siłę, dzięki której wstaję, gdy upadnę. To tylko tyle, albo aż tyle — natomiast z pewnością to klucz do sukcesu wielu ludzi. Większość to nie byli nadzwyczajni ludzie czy nie wiadomo jacy geniusze. Większość to byli ludzie pełni pasji, zacięcia — to byli tacy szaleńcy, którzy mieli odwagę żyć po swojemu.
5. Jeśli nie masz wymarzonych rezultatów w tym, co robisz, to są dwie przyczyny: albo masz za małą wiedzę, albo zbyt krótko to robisz.
6. Nieważne, co byś robił, to zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie to odpowiadało. Dlatego rób swoje i nie staraj się zadowalać wszystkich wkoło. Robisz to dla siebie — dla swojej lepszej przyszłości. Nie zapominaj o tym.
7. Ludzie często poddają się w momencie, w którym już tylko jeden krok dzieli ich od osiągnięcia celu.
8. Ludzie chcą być lepsi, dlatego ciągle kupują kolejne książki czy szkolenia. Prawda jest taka, że każdy może to zrobić, ponieważ jest to łatwe. Pytanie, czy każdy ową wiedzę wdroży. Zamiast przeinwestowywać, aby na siłę się pokazać — zacznij wdrażać i wykorzystywać to, czego nauczyłeś się do tej pory.
9. Często słyszę, że jestem odważny. To nieprawda, że się nie boję. Codziennie się boję, co jak nie podołam, nie zrealizuję celu, ktoś mnie oszuka… Boję się, ale próbuję. Nie umiem, ale się nauczę. Nie wiem, ale się dowiem. Nie chce mi się, ale pracuję. Działaj pomimo wszystko.
10. Autentyczność. Tego Ci nikt nie może ukraść — Twojej osobowości, pewności siebie, poczucia humoru czy stylu wypowiadania. Pielęgnuj to, co jest Twoje, tylko i wyłącznie Twoje.
11. Przyczyna i skutek — znasz to? Działanie mimo wstydu, strachu, lenistwa, czyli poza strefą komfortu, to nowe nawyki, których skutkiem jest sukces.
12. Byłem dziś na spacerze i jak zwykle myślałem o swoich marzeniach, przyszłości czy luksusach. Nagle obok mnie przeszedł Pan w średnim wieku prowadzący wózek inwalidzki, na którym siedział młody chłopak. W sekundę dotarło do mnie, jak wiele posiadam. Mam kochającą rodzinę, jestem zdrowy i szczęśliwy. Jestem wdzięczny!
13. Wiem, że się boisz, stresujesz czy wstydzisz. Pomyśl tylko, czy takie drobiazgi mają sprawić, że nie poznasz tej cudownej dziewczyny, którą widzisz na mieście, nie otworzysz firmy, o której zawsze marzyłeś, czy nie skoczysz ze spadochronem. Jeśli pragnienie tych marzeń jest silniejsze niż ten strach, to po prostu działaj.
14. Sukces to decyzja. Sukces to nawyki. Sukces to poświęcenie. Sukces to droga.
15. Nawet na najbardziej skomplikowane marzenia są nieskomplikowane rozwiązania.
16. Zanim rozpoczniesz cały maraton pracy, edukacji i dążenia do celów, uwierz w siebie i swój sukces. Bo w życiu wygrywają tylko ci, którzy wierzą, że mogą wygrać.
17. Są takie momenty w życiu, kiedy myślisz, że wszystko się kończy i dosłownie dotyka Cię plaga niepowodzeń. Jest to tak naprawdę próba Ciebie. Jeśli wykażesz się cierpliwością i determinacją, to wygrasz. Jeśli natomiast odpuścisz, to przegrasz z samym sobą.
18. Czasami warto wrócić myślami do przeszłości, by zdać sobie sprawę z tego, jak dobrze mamy dziś i to docenić.
19. Przyjdzie taki moment, kiedy Twoja determinacja zacznie innym przeszkadzać. Za wszelką cenę będą chcieli Cię zatrzymać. Jednak pamiętaj, że jesteś dalej niż oni. Jesteś szybszy. Co by się nie działo, nie poddawaj się i biegnij dalej z podniesioną głową.
20. Mamy nowy dzień. Nowy wschód słońca. Nowe doświadczenia. Jesteś nowy Ty. Doceń to! Każdego dnia jest nowa szansa, by coś zmienić, zrobić, być za coś wdzięcznym, wyciągając wnioski z dnia poprzedniego. Nie skupiaj się na przeszłości, tylko się z niej ucz.
21. Bądź dobry dla innych, pomimo tego, że inni nie są dobrzy dla Ciebie.
22. Pomagaj ludziom rozwiązywać ich problemy, dając im wędkę — nie rybę. Jeśli będą chcieli, to skorzystają.
23. Nieważne, skąd pochodzisz. Nieważne, ile masz lat. Nieważne, z jakiego domu się wywodzisz. Ważne natomiast jest to, czego chcesz, ile jesteś w stanie poświęcić i czy jesteś w stanie wytrwać w drodze na szczyt.
24. Łam stereotypy i wychodź poza schematy.
O czym jest ta książka?
Autor opowiada w książce o piętnastu latach swojego nieszablonowego życia, które pełne jest wrażeń, emocji, sukcesów i porażek. Książka jest swego rodzaju autobiografią, jednak sam autor tak jej nie nazywa. Opowiada w niej o tym, jak kształtował się jego charakter, psychika, osobowość. Pokazuje, iż mimo młodego wieku można osiągać rzeczy z pozoru niemożliwe, spełniać marzenia i tym samym przy okazji inspirować innych ludzi. Wychodzenie poza schematy i łamanie stereotypów to specjalność młodego autora. Jest żywym przykładem na to, że wiek to tylko liczba i nie musi on nas ograniczać w drodze na szczyt. W książce Janek pisze o tym, jak było naprawdę. Każdy ma swoją własną interpretację na wiele tematów, bo przecież Internet też rządzi się swoimi prawami. Nie zawsze pokazujemy całą prawdę, coś się naciąga, coś dopowiada. Jednak życie na pokaz, którego doświadczył autor, zaczęło być w pewnym momencie już meczące. Zwracanie uwagi na każdy detal swojego ubioru, czy nie wyglądamy źle, czy tutaj róg nie jest zagięty, a może jakaś plamka jest na koszulce. Unikanie codziennych sytuacji, byleby ktoś nie pomyślał, że jesteśmy zwyczajni. Takim myśleniem w pewnym momencie swojego życia zaczął kierować się autor. W książce opisuje, dlaczego robił różne rzeczy oraz dlaczego zaprzestał ich kontynuowanie. Nie zabraknie historii, śmiechu, rzeczy, a w niektórych momentach nie zabraknie dojrzałych życiowych refleksji. Co ważne, autor nie posiada miliona złotych na koncie. W książce opisuje to, że bardzo chciał zostać najmłodszym milionerem w Polsce. Stawiał to w pewnym momencie za punkt honoru. Autor zdradzi, dlaczego jego myślenie się zmieniło, co się z tym wiąże, zdradzi również to, czy zostanie piętnastoletnim milionerem, czy nie oraz opowie o tym, że bycie milionerem to nie zawsze wąskie postrzeganie pieniędzy, a również szerszy konspekt sposobu myślenia i działania.
Idea książki
Od małego jesteśmy uczeni pewnych wzorców. Są nam wpajane pewne przekonania. Jesteśmy utożsamiani z pewnymi stereotypami, których przez kolejne lata kurczowo się trzymamy. Od siódmego roku życia zacząłem myśleć inaczej, zacząłem interesować się przedsiębiorczością. Obecnie, mając piętnaście lat, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak trudno jest cokolwiek zrobić; jak trudno w młodym wieku kreować swoją przyszłość. Dlaczego? No bo rodzina mówi, abyś sobie odpuścił. Koledzy i koleżanki z klasy śmieją się z Ciebie. Prawo nie jest co do tego ściśle określone, czy można, czy nie można. Wiele, wiele przeszkód, które uwaga… wbrew pozorom można pokonać. Ja od małego miałem problem w szkole. Byłem niestandardowym dzieckiem. Nie przez to, że miałem różowe włosy, nic z tych rzeczy, ale wyróżniałem się, ponieważ miałem inny sposób myślenia i postrzegania rzeczywistości. Myślałem z lekka inaczej niżeli moi rówieśnicy. Tę różnicę jestem w stanie zaobserwować aż do dziś. Młodzież w większości przypadków nie myśli w sposób „przedsiębiorczy”. Jakby tego było mało, to na przeróżne oznaki przedsiębiorczości z mojej strony reagowali wielkim oburzeniem. Wiadomo — myślenie przedsiębiorcy to pewien spryt. To umiejętne połączenie kropek, by było po prostu dobrze. Mamy pewien zasób materiałów, który trzeba w odpowiedni sposób wykorzystać, by przyniósł pożądane rezultaty. Nie chcę też wielce narzekać na młodzież, bo wierzę i wiem, że takich ludzi jak ja jest na tym świecie naprawdę wiele. Z tego też powodu stworzyłem Startup Młodych, ale o nim powiem więcej w dalszej części lektury. Warto, abyś wiedział, że bez względu na to, w jakiej rodzinie się urodziłeś, ile masz lat, jakie masz predyspozycje, możesz spełniać marzenia. Nie chcę też by zabrzmiało to jak tania mowa motywacyjna, natomiast myślę, że na własnym przykładzie mogę pokazać Ci, iż dziecko czy też nastolatek, w którego nikt nie wierzył, który nie miał znajomych, a rodzina nie przyczyniała się zbytnio do jego rozwoju, może osiągnąć naprawdę wiele. Jest on w stanie nabyć kompetencje, które nie są powszechnie spotykane. Jest w stanie zarobić określoną przez siebie sumę pieniędzy. Jest w stanie inspirować innych czy w końcu jest w stanie spełniać marzenia i świadomie kreować swoją przyszłość, przy okazji świadomie przeżywając obecne życie, a to wiąże się również z tym, że jest tego świadomy. A świadomość to klucz do wielu drzwi.
Dlaczego postanowiłem napisać książkę?
Książka powstała z kilku względów. Pierwszym było marzenie, które narodziło się w mojej głowie już w wieku dziesięciu lat. Wtedy pomyślałem, że chciałbym napisać książkę, jednak szybko uznałem to za zbyt nierealne marzenie do spełnienia. Drugi powód to ciągłe pytania, które były mi zadawane, a na które chciałem szczerze i obszernie odpowiedzieć. Bardzo ważnym czynnikiem decydującym o napisaniu książki były moje piętnaste urodziny. Książka to swego rodzaju pamiętnik. Zaznaczenie pewnego rozdziału w moim życiu. Zwieńczenie sukcesów i porażek, których doświadczałem przez ostatnie piętnaście lat. Poprzez książkę chcę podzielić się tym, co kłębiło się w mojej głowie od zawsze. Jestem w niej bardzo szczery i mówię, jak było naprawdę, a nie tylko jak i co widzieli ludzie w Internecie. Świat wirtualny rządzi się swoimi prawami. Każdy ma swoją interpretację. Każdy bezproblemowo może wyrazić swoje zdanie na dany temat. Nie chcę też, byście zrozumieli mnie źle, ale w Internecie często się czegoś nie pokazuje bądź pokazuje się coś od tej lepszej strony, zakrywając przy okazji część prawdy. Też tak robiłem — uczyli mnie tego „starsi koledzy przedsiębiorcy”, natomiast szybko zrozumiałem, że nie do końca tędy droga…
O autorze
Jan Kapela to kreatywny, zdeterminowany oraz przedsiębiorczy piętnastolatek. Od siódmego roku życia jest zafascynowany branżą IT oraz przedsiębiorczością. Od piątego roku życia gra na gitarze i interesuje się realizacją dźwięku — od tego też zaczęła się jego cała przygoda z biznesem. Jest założycielem Startup Młodych — jedynej takiej platformy edukacyjnej dla młodzieży w Polsce. Wkrótce rozszerza swoją platformę o kolejne segmenty i wchodzi na rynek globalny z niesamowitymi zasobami. Jest bardzo zdeterminowanym chłopakiem, który wie, czego w życiu chce i oczekuje, ale nie od świata, tylko od samego siebie. Od bardzo młodego wieku miał już poważne problemy, dzięki czemu dziś ma swego rodzaju zbroję, dzięki której może spełniać marzenia na przekór wszystkim, którzy nie wierzą w jego sukces. Jego motto brzmi: „Łam stereotypy i wychodź poza schematy”. Kocha życie, kocha ludzi i chce żyć, a nie tylko przetrwać to życie, konsumując.
Narodziny
Urodziłem się 1 maja 2005 roku — w święto pracy. Czy to przypadkowa data, czy przeznaczenie? Tego nie wiem, natomiast wiem, że z pracowitością mam wiele wspólnego. Od najmłodszych lat było o mnie głośno, a z historii moich rodziców wynika jednogłośnie, że w momencie wjeżdżania na szpitalny korytarz dosłownie każdy w szpitalu wiedział, że jedzie „Jan Kapela”. Byłem bardzo absorbującym dzieckiem. Wymagałem bardzo dużej uwagi ze strony ludzi, a gdy ktoś inny niż mama próbował ze mną pójść na spacer, to po 300 m musiał wracać, bo tak głośno krzyczałem i płakałem. Byłem maminsynkiem. Istotny jest fakt, że w tamtym momencie miałem czwórkę starszego rodzeństwa — dwóch braci i dwie siostry. Już w wieku kilku lat dało się zauważyć gołym okiem, że nie panowałem nad emocjami, wymuszałem wszystko płaczem, gryzłem, manipulowałem. Bardzo trudno jest mi to pisać, bo w życiu bym tak o sobie nie powiedział, ale w życiu liczą się fakty, a nie opinie czy moje wyobrażenia. Z tego okresu troszkę charakterku mi zostało, nie powiem, aczkolwiek jestem już bardziej przystosowany do rzeczywistości. Jednak jest jedna dobra cecha, która mi została z tych dziecięcych lat, a nawet się nasiliła i jest nią… determinacja! Od urodzenia jak coś chciałem, to tak długo o to walczyłem, dopóty, dopóki tego nie dostałem. Teraz o to walczę w cywilizowany sposób, wtedy to było jedno wielkie tupanie nogami.
Druga sprawa jest taka, że jak się urodziłem, to miałem problemy z mówieniem. Przez bardzo długi czas nie mówiłem. Być może dlatego teraz jadaczka mi się nie zamyka. Tak czy siak, do niedawna nie potrafiłem również wymówić „r”. U logopedy spędziłem znaczną część życia, natomiast „r” wymawiać nauczyłem się dopiero w trasie powrotnej z Sopotu, w którym odbywała się moja konferencja. Na tej konferencji był m.in. Dawid Piątkowski, ale to tylko taka ciekawostka. Z historii z dzieciństwa pamiętam jeszcze, że zawsze się bałem piwnicy oraz strychu w moim poprzednim domu. Moje starsze rodzeństwo zawsze mi wmawiało, że tam straszy. Jednak byłem w końcu zmuszony tam schodzić, bo jedynie tam był spokój i mogłem oddać się swoim myślom i kształcić warsztat gitarowy.
Ta gra na gitarze, jak się dowiesz w dalszej części książki, sprawiła, że zacząłem się rozwijać. Zacząłem budować, a nie tylko korzystać. Zacząłem uwalniać pokłady kreatywności i nauczyłem się odpowiedniego myślenia. Gitara to był pierwszy instrument, z jakim miałem do czynienia. Następnie, po latach, zacząłem grać trochę na perkusji i pianinie, jednakże moja przygoda z tymi instrumentami nie trwała zbyt długo.
Mogę Ci również zdradzić, że jak miałem około ośmiu lat, to już zacząłem bardzo dużo manipulować swoją rodziną. Byłem bardzo stanowczy, a moi rodzice byli dla mnie zbyt pobłażliwi. Nie jest to może powód do chwalenia się, natomiast jest to ważne w koncepcie mojej dalszej działalności. Tym objawiała się moja inteligencja, bo raczej psychopatą nie jestem, natomiast jeśli mamy zasoby, a źle je wykorzystamy, to wyjdzie gorzej, niżeli byśmy ich nie posiadali. Wtedy nikt mi tego nie potrafił wytłumaczyć. Chodziłem do poradni psychologicznych i zawsze opinia Pani, która ze mną rozmawiała, była jednoznaczna: „Z Jankiem jest wszystko w porządku, ja nie rozumiem, jak Pani (moja mama) może mieć jakiekolwiek zażalenia co do jego zachowania. Ponadto Janek wykazuje się nadzwyczajną inteligencją”. Takie odpowiedzi ze strony psycholożki czy też innych specjalistów niezbyt satysfakcjonowały moją mamę. Pewnego razu zdarzyło się tak, że jak byłem, jeden na jeden, w poradni, to było idealnie. Nagle Pani poprosiła, aby weszła moja mama. Jak tylko usiadłem na kolanach mojej mamy, to moje zachowanie zmieniło się diametralnie. Pani psycholog w szoku, a mama w końcu miała dowód na moje zachowanie. Nie wiem, co wtedy się ze mną działo i pewnie już się nie dowiem, natomiast były to różne dziwne rzeczy.
Łamię stereotypy i wychodzę poza schematy
Czasami siadam na kanapie i słyszę dziwny głos w mojej głowie szepczący: Ej, chłopaku! Masz zaledwie piętnaście lat, a zrobiłeś więcej niż niejeden dwudziestolatek. No właśnie… Zaledwie piętnaście lat… Faktycznie czasami sam się zastanawiam, jak to jest możliwe, w jaki sposób to wszystko się potoczyło, że to, o czym kiedyś mogłem tylko pomarzyć, stało się rzeczywistością, w której teraz na co dzień funkcjonuję. Powiem Ci szczerze, że czasami trudno jest mi nie popaść w samozachwyt. Non stop wyznaczam sobie coraz ambitniejsze cele i chyba właśnie to sprawia, że chcę iść do przodu, a nie osiadam na laurach. Pamiętam tę chwilę, to było między moim trzynastym a czternastym rokiem życia. Wpadłem na pomysł, żeby zorganizować konferencję. Głos w mojej głowie: Ale jak, Ty chcesz zorganizować konferencję, mając trzynaście lat? I jeszcze pewnie w hotelu, z prelegentami i fotografem? Po chwili zamysłu stwierdziłem — tak, tak właśnie chcę i zabrałem się szybciutko do pracy. Tak szybko, jak wstałem z tego fotela, by zacząć działać, to jeszcze szybciej na niego z powrotem usiadłem i stwierdziłem: Okej, chcę to zrobić, ale jak? Jak mam zorganizować konferencję w hotelu, na domiar tego z prelegentami i jeszcze zrobić to w wystrzałowym stylu? Widzisz, często w naszym życiu pojawiają się takie momenty, kiedy siadamy i zadajemy sobie pytania typu: jak?, dlaczego?, po co? etc. Na takie pytania jest bardzo trudno znaleźć odpowiedź. Wiesz dlaczego? Otóż, aby odpowiedzieć na tego typu pytania, trzeba się wyciszyć i wsłuchać w siebie, w swoje serce, duszę… Po prostu w swoje wnętrze. Natomiast, jak już to zrobisz i uzyskasz odpowiedź, to będzie to najszczersza odpowiedź, jaką kiedykolwiek zdołasz otrzymać. Odpowiedź płynąca z serca to najczystsza, najszczersza i najbardziej pożądana z odpowiedzi. W rozwoju mentalnym tego typu odpowiedzi będziesz, Drogi Przyjacielu, Droga Przyjaciółko, formułować, odbierać naprawdę wiele. Umiejętne wsłuchanie się w siebie to połowa sukcesu. Serio! Jak już siedziałem na fotelu i na chłodno zadałem sobie to pytanie, stwierdziłem, że nie ma co siedzieć w chmurach, trzeba zrobić plan działania. Konkretny, przejrzysty, podzielony na małe elementy — taki, z którym będę działać. Tak też zrobiłem. Przestałem marzyć, tylko zacząłem budować konkretną strategię. Tutaj pojawia się kolejna rada dla Ciebie. Nie marz tyle o swoim idealnym życiu, o swoich idealnych zarobkach czy partnerach. Biznes to konkrety. A więc i Ty, aby osiągnąć jakikolwiek cel, potrzebujesz konkretnego planu. Nie idealnej wizji z latającymi jednorożcami — nie! Potrzebujesz konkretnego planu działania, takiej strategii, która będzie podzielona na pojedyncze podpunkty, które konsekwentnie będziesz w stanie skreślać poprzez działanie. Moim pierwszym punktem było zorientowanie się, ile w ogóle bym zapłacił za wynajem sali konferencyjnej. Mieszkam w małym mieście, dlatego zbyt dużego pola manewru nie miałem. Wybrałem hotel, wyszukałem maila i piszę… Wiedziałem, jak mam zacząć, wiedziałem, jak mam zakończyć, ale nie wiedziałem, co wewnątrz tego maila miałbym umieścić. Po trzydziestu minutach coś skleciłem. Prosta treść:
Dzień dobry,
Piszę z zapytaniem o wynajem sali konferencyjnej w Państwa hotelu. Jaki to byłby koszt? Jakie warianty Państwo oferujecie?
Pozdrawiam
Jan Kapela
Wszystko byłoby idealnie, gdybym zachował konkretny komunikat. To jest lekcja, której wtedy nie odrobiłem. Przecież mogłem od razu w mailu napisać swoje wymagania co do sali, tzn.: Jaki dzień i jakie godziny mnie interesują, ile osób przewiduje, czy chcę serwis kawowy, czy nie itd. Okej, dziś to wiem, wtedy nie wiedziałem, ale nie szkodzi, bo przecież człowiek uczy się na błędach. No właśnie, ale jak możesz pomyśleć, przecież brak takich konkretów nie skreśla mojego maila — mogą odpisać i dopytać o owe szczegóły. Tak, teraz to wiem, po napisaniu setek maili. Wtedy natomiast problemem nie było to, że źle sformułowałem maila. Problemem też nie było to, że miałem trzynaście czy czternaście lat — oni tego nie wiedzieli. Problemem też nie był fakt, iż tego nie zaplanowałem. Wiesz, co było w tamtym momencie problemem? Problem stanowił fakt, że ktoś odpowiedzialny za maile, po prostu mnie olał. Nie odpisał.
No cóż… Czekałem tydzień, drugi tydzień. Zero odpowiedzi. Pomyślałem: piszę w takim razie drugiego. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Piszę…
Dzień dobry,
pragnę się przypomnieć, ponieważ dwa tygodnie temu wysłałem do Państwa maila z zapytaniem o wynajem sali.
Będę wdzięczny za odpowiedź.
Pozdrawiam
Jan Kapela
I jak? Już lepiej, co nie? No nie. Dupa. Kolejne dwa tygodnie minęły, a odpowiedzi brak. No cóż, wtedy nie wiedziałem, że można ubrać kurteczkę, wyjść z domu i przejść się do tego hotelu. Jeśli już byłem aż tak leniwy, mogłem wykręcić numer i zadzwonić. No cóż, Polak mądry po szkodzie. Ale spokojnie, zadzwoniłem. Po miesiącu, bo po miesiącu, ale zebrałem się na odwagę, wykręciłem numer i zadzwoniłem. I wiesz co? Nie, spokojnie — nie olali mnie. Łaskawie odebrali. Przedstawiłem się, nakreśliłem sytuację. I co? I nic. W skrócie zrozumiałem tyle, że mam jeszcze raz pisać maila. Wtedy już się wkurzyłem i zrealizowałem plan C. Jak nie drzwiami, to oknem, a jak nie oknem, to… dachem! Tak też na drugi dzień po swoich lekcjach wybrałem się na wycieczkę do… hotelu. Tak jest! Ależ to przewidywalny urywek historii. Okej, wchodzę. Obsługa hotelu licha, bo przy samej recepcji oczekiwałem dobre piętnaście minut. W końcu łaskawie zjawiła się recepcjonistka.
— W czym mogę pomóc? — zapytała.
— Chciałbym się zorientować, jak wygląda sprawa z wynajmem sali konferencyjnej — odparłem.
— Proszę chwilę poczekać, skontaktuję się z menadżerem — odpowiedziała.
Po chwili wraca z małą karteczką. Przekazała mi wizytówkę menadżera i poprosiła, bym na kolejny dzień w godzinach 13:00 — 14:00 do niego zadzwonił.
Jest już kolejny dzień, zbliża się wyznaczona godzina, a ja…. jestem w szkole. Tak, byłem w szkole i tu pojawił się problem. Jak mam zadzwonić podczas zajęć? Stwierdziłem, że na przerwie nie zadzwonię, bo jest za krótka, a poza tym w szkole jest zbyt głośno, bym mógł spokojnie porozmawiać. A trzecia przeszkoda to zakaz używania telefonów. Stwierdziłem, że pozostała mi tylko lekcja na to, by wyjść i wykonać telefon. Ale jak? — pomyślałem. No właśnie jak… Wszedłem do klasy, rozpakowałem się, co chwila zerkałem na zegarek, by kontrolować czas. No dobra, nadeszła ta pora — wybiła 13:00.
— Proszę pani, mogę do toalety? — zapytałem.
— Od tego była przerwa — odpowiedziała pani.
— Ale ja bardzo potrzebuję, naprawdę — odrzekłem, powątpiewając już w całą moją konferencję.
— Dobrze, idź — odpowiedziała niechętnie pani.
I takim oto trafem odbyła się moja jedna z pierwszych poważniejszych biznesowych rozmów… w szkolnej toalecie. Zadzwoniłem, porozmawiałem. Oczywiście, w błyskotliwy sposób sprzedałem swoją osobę i wynegocjowałem… 100 zł za 5 godzin w sali VIP z nagłośnieniem, w układzie kinowym… 100 zł za całość zamiast 100 zł za godzinę. WOW! Tego się nie spodziewałem. Ale chwila… Nie powiedziałem Ci najważniejszego. Między moimi mailami a telefonem do hotelu poszedłem do ich restauracji na spotkanie z moim klientem. Złożyłem zamówienie na blisko 100 zł, cyknąłem fotkę, oznaczyłem hotel i napisałem kilka miłych słów. I tak naprawdę to zrobiło całą robotę. Zobaczył to wtedy ten menadżer, z którym na dobrą sprawę później przyszło mi rozmawiać. Chciał mi on wtedy zaproponować współpracę ambasadorską — moje foto miało około 240 polubień, gdzie zdjęcia na ich facebookowej stronie miały zaledwie po 20. Dlatego, udając się do hotelu i odbierając wizytówkę, ten menadżer już wiedział o mnie. Był to dla mnie kolejny szok, ale wracając, zaproponował mi takie warunki, podając za argument właśnie tamten post. Zgodziłem się. W taki sposób ustaliłem warunki współpracy bezpośrednio z samym menadżerem hotelu. Zamiast blisko 500 zł za konferencję, zapłaciłem jedynie 100 zł. Fajnie, prawda? Drugim krokiem było zorganizowanie prelegentów. Po chwili namysłu wybrałem około dziewięciu swoich znajomych z kręgu biznesowego. Po tygodniu już połowa się rozmyśliła. Ostatecznie na moim wydarzeniu wystąpili: Andrzej Konarski, Mateusz Ferfecki, Marcin Sobaszek i dwóch innych wtedy znajomych, z którymi dziś przez pewne nieporozumienia nie mam już kontaktu. Datę określiłem tak, by każdemu dogodzić. Dziś wiem, że takie podejście nie ma sensu, ponieważ bardzo trudno jest dogodzić każdemu. Ale wtedy, skąd miałem to wiedzieć? Data ustalona, sala zarezerwowana, prelegenci ogarnięci, to co teraz? Zaczynamy kampanię. Teraz jest ten moment, w którym z perspektywy czasu czuję wstyd. Moja kampania marketingowa nie przypominała kampanii — to była porażka. Ale tak jak wcześniej napisałem, skąd miałem to wiedzieć. To jest zaleta działania od najmłodszych lat — dziś wiem, jak działać w pewnych sferach, ponieważ kiedyś zrobiłem je źle. Okej, ale przechodząc do mojej „kampanii”, rozpocząłem od stworzenia strony na Facebooku, następnie grafik na tę stronę, później stworzyłem wydarzenie i grafiki odpowiadające już konkretnie temu wydarzeniu. Napomknę tylko, że to wydarzenie było całkowicie bezpłatne. Nie zrobiłem żadnej rejestracji, żadnego webinaru, żadnego landing page’a. Nic, kompletnie nic. Dziś to sam się z tego śmieję, wtedy nikt mi nie powiedział, że tak się tego nie robi — ale dzięki temu, podkreślam, nauczyłem się to robić poprawnie. Osób „zainteresowanych” moim wydarzeniem, według facebookowych statystyk, było aż 360 osób. Jak myślicie, ile przyszło? Zastanówcie się chwilę i zaraz do tego wrócimy. 360 zainteresowanych osób, liczba polubień strony rosła. Przecież jak zaprosiłem 2000 osób do jej polubienia, to co się dziwić. Dziś wiem, że te liczby nic nie znaczą. Grafiki z prelegentami i opisami ich prelekcji wrzucałem, gdzie popadnie — to przynajmniej zrobiłem sensownie. Zbudowało to ruch, ponieważ moi prelegenci oraz ich znajomi czy członkowie rodziny udostępniali moje posty. Mimo takiego zabiegu nie sprawiło to, że na mojej konferencji pojawiło się więcej osób. Dlaczego? Otóż byli to prelegenci z różnych części Polski, więc ich znajomi i rodzina jedynie kibicowali z domu.
W ten dzień była też bardzo brzydka pogoda, a oprócz tego w okolicy odbywały się dwa inne wydarzenia skierowane do mojej grupy docelowej. I teraz bardzo ważna lekcja dla Ciebie: sprawdzaj przy planowaniu daty, czy w promieniu 15 km nie ma innej imprezy/wydarzenia. Nadszedł dzień wydarzenia, ja cały zestresowany, nie wiem, co to będzie, ale jak to zwykle motywuję się słowami: „Działamy, lecimy Janek!”. Tego dnia nie było inaczej. Ciągle pod telefonem, bo co chwila dzwonił prelegent albo inny znajomy i tak w kółko. Do hotelu przybyłem godzinę przed rozpoczęciem konferencji. Wszystko było naszykowane. Spotkałem się jeszcze z managerem, z którym wcześniej rozmawiałem przez telefon. Pokazał mi wszystkie techniczne aspekty sali i się zaczęło. Przybyli prelegenci, przybył fotograf i wszystko zapowiadało się profesjonalnie. Do czasu… Do czasu, gdy rozpoczęliśmy konferencję. W sali nie było więcej niż piętnaście osób. Jak to zobaczyłem, to chciało mi się, szczerze mówiąc, płakać, ale z drugiej strony pocieszałem się myślami, że przecież mam dopiero te trzynaście lat, więc to i tak fajnie, że przynajmniej to zorganizowałem. I teraz, jak myślę o tym wydarzeniu z perspektywy czasu, to faktycznie tak uważam. Po wydarzeniu przeprowadziłem wstępną analizę, czemu tak się stało i wyciągnąłem wnioski. Nie zrobiłem porządnej kampanii. To olbrzymi błąd! Nie przeanalizowaliśmy dnia. Przy wejściu do hotelu nie było żadnej informacji o mojej konferencji, więc wchodząc, wyglądało tak, jakby żadnego szkolenia nie było. Jestem pewien, że gdyby była tabliczka informacyjna, to do sali przybyłoby więcej osób. Ta konferencja nauczyła mnie wielu rzeczy. Tylko jedna konferencja, która kosztowała mnie łącznie 100 zł. Jedno wydarzenie, a tyle lekcji… Nieprawdopodobne. Wyciągnąłem wnioski i dziś uczę setki ludzi, a w dodatku jeszcze mi za to płacą. Dlatego warto wychodzić poza schematy i łamać pewne stereotypy, że to się nie da, że nie wolno itd. Podążaj za marzeniami i najzwyczajniej w świecie próbuj, próbuj i jeszcze raz próbuj.
Wymówki albo wyniki
Obecnie bardzo często słyszę, że kogoś nie stać, by zainwestować w siebie, że to nie dla niego, że nie ma czasu i tego typu pierdoły. Powiecie: „Janek! Przecież to obiekcje sprzedażowe”. Tak, to mogą być obiekcje sprzedażowe — da się je zbić, na całe szczęście, natomiast o wiele gorzej, jak są to nasze wewnętrzne obiekcje, nasze wewnętrzne perypetie. Pamiętam, gdy napisałem pierwszego maila do firmy z mojej okolicy: „Czy mógłbym w ramach praktyk podjąć z nimi współpracę?”. Po tym mailu poszedłem na umówione spotkanie z właścicielem tej firmy i nigdy nie zapomnę tej chwili, kiedy usiedliśmy, zacząłem mówić jakieś głupoty o sobie, o swoich projektach, a nagle przerywa mi i mówi: „Janek, konkrety! Pokaż mi, co zrobiłeś!”. W sekundę się przymknąłem, otworzyłem folder z projektami i przeszliśmy do meritum. Od tej pory wiem, jak ważne w biznesie są konkrety — konkretne dane, fakty, oczekiwania itp. Lanie wody można sobie pozostawić na mowę motywacyjną, w ustalaniu działań liczą się fakty i konkretne dane. Bardzo ważne jest, by to pojąć. Po mojej prezentacji stwierdził, że widzi we mnie potencjał, na co ja od razu zareagowałem entuzjastycznie, ale jednocześnie upewnił mnie w przekonaniu, że wiele nauki przede mną. Dał mi katalog szkoleń z pewnego portalu, za który normalnie zapłaciłbym kilka tysięcy złotych. Dał mi to za darmo i wyznaczył termin, w którym miałem to mieć wszystko w głowie. Przyszedł termin, idę do biura i ku mojemu zaskoczeniu dostałem serię pytań z tego kursu. Nie odpowiedziałem na żadne.
— Co jest? — zapytał.
— No wiesz, nie zdążyłem tego przerobić, przepraszam — odpowiedziałem.
— Nie masz mnie za co przepraszać. Jedyną osobę, jaką powinieneś przeprosić, jesteś Ty sam. Masz przerobić te kursy, masz siedem dni i jak to zrobisz, to przyjdź z powrotem — odpowiedział.
Dostałem w tym momencie drugą szansę, za co jestem ogromnie wdzięczny. Teraz pojawia się kwestia, czy pamiętałem o swoich celach, nie robiąc tego, co miałem zrobić. Czy analizowałem swój cel? O czym myślałem, odkładając te kursy na później? Co miałem w głowie, zamieniając coś, co może mi realnie pomóc, na oglądanie głupich filmików na YouTube? No i tu się pojawia to cholernie ważne pytanie: „Czego tak naprawdę w życiu chcesz?”. Ja, pomimo wyznaczonego celu, się zagubiłem. W życiu często jest tak, że niby czegoś bardzo chcemy, mamy wyznaczone cele, ale jak przychodzi co do czego, to po tygodniu przestaje nam zależeć. I gdzie tu logika? Gdzie tu jakikolwiek sens? Jedyne wytłumaczenie tego zjawiska jest takie, że udajemy, że tego chcemy. Udajemy, bo nie wiemy, czego tak naprawdę chcemy.
Wiadomo, że czasami zdarzą się gorsze dni — nie popadajmy w skrajności. Każdy z nas ma dzień lenia i jest to jak najbardziej w porządku, natomiast gorzej, jeśli ten dzień przysłowiowego lenia jest codziennie. W takim przypadku moim zdaniem należy zacząć się zastanawiać, czy na pewno robimy to, co kochamy. Czasami jest tak, że to, co robimy, zaczyna nas nudzić. Tutaj się pojawia identyfikacja charakterów. Ja jestem tego typu człowiekiem, że potrzebuję ciągle czegoś nowego. Dlatego jestem kreatorem — wolę tworzyć nowe, niż ogarniać bieżące. Jeśli nie robiłeś sobie testu na swoją osobowość, to zrób teraz przerwę w czytaniu, zrób go i wróć do tej książki „uświadomiony” i „odnowiony”.