„Gryfnie mu to wyszło”, pomyślałem z radością, gdy dotarła do nas wydrukowana wersja „Bardzo małego ilustrowanego porównawczego słownika godki górnośląskiej i języka polskiego”. Śledziłem losy tej publikacji od 6 listopada ubiegłego roku. Wówczas sobie zanotowałem, że jest to początek epokowego wydarzenia i intuicja mnie nie zawiodła. Autora znam od wielu lat, a nawet dłużej. Co jakiś czas obdarzał mnie i swych licznych przyjaciół wesołymi rysunkami z nutą melancholii i rosnących obaw o stan polskiej demokracji. W ubiegłym roku była to seria „The Morning Dog”, którą budził nas nie tylko rano, ale czasem w zupełnie innych porach. Przy okazji o porach: kiedyś Andrzej opowiedziałmi dowcip: „W jakich porach pan doktor przyjmuje? Jak to w jakich, w sztruksowych!”. A więc był „The Morning Dog”, a potem niemal regularnie otrzymywałem kolejne hasła „Bardzo małego ilustrowanego...”. Potem to Mistrz Andrzej zebrał do kupy (jakby to było w górnośląskiej godce?), coś tam dorysował i dopisał i ... Właśnie: i mamy prawdziwą publikację leksykalną, regularnie wydaną, z rzeczywistym numerem ISBN, co podnosi niepomiernie jej rangę, a nie powoduje, że zalicza się ją do nieskończonej liczby wydawnictw„na prawach rękopisu”, jak to niegdyś bywało, czasem tylko, aby ominąć cenzurę. Dzisiaj nie ma cenzury, ale pozostała autocenzura, która w przypadku Andrzeja z pewnością walczy z jego polotem i talentem. Na szczęście przegrywa! Jako wymieniany w „Bardzo małym ilustrowanym...” mieszkaniec Mazowsza (mam powody podejrzewać, że byłem jednym z wzorców tej postaci uwiecznionej w opisach do rysunków) czuję się też jego adresatem. I za to Andrzejowi gorąco, wręcz tropikalnie, dziękuję! Bo co ja wiem o Śląsku? Skąd zresztą mam wiedzieć? A tak się „przyucza”! Ale jedno tam wiem – kobitki są tam gryfne! Wiem bo znam dwie! Jedna jest za Andrzejem, a druga za mną! Ale misię udało!A żeby ten tekst mógł być uważany za recenzję, to tylko dodam, że autorowi się udało! Udałomu się połączyć wszystko to, co u niego najlepsze, a więc wrodzony dar do rysunku zawsze z wesołą kreską i specyficznym humorem zachowującym odpowiedni (co to znaczy dobre wychowanie!) dystans. Brakuje mi tu tylko jeszcze jednego talentu Andrzeja, czyli ogólnie znanego daru grania na wszystkich instrumentach, jakie dotknie! Jednak nic straconego, przecież Andrzej wkrótce przerobi „Bardzo mały ilustrowany...” na film animowany, w którym będzie „śpiewał, tańczył, recytował”, a także rysował i malował, a może jeszcze coś innego zrobi, aby nas zaskoczyć. Bo w jego naturze jest oczywiście potrzeba nieustannego zaskakiwania czytelnika i słuchacza, co potwierdzam z własnego doświadczenia tych „pięknych lat, co przeminęły” jako niekwestionowany ciul z Mazowsza.
pd