drukowana A5
40.91
Pentesilea

Bezpłatny fragment - Pentesilea


Objętość:
214 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
blok klejony
ISBN:
978-83-288-0354-1

OSOBY

PENTESILEA — królowa Amazonek

PROTOE — księżniczka Amazonek

MEROE — księżniczka Amazonek

ASTERIA — księżniczka Amazonek

ARCYKAPŁANKA Artemidy

ACHILLES — król ludu greckiego

ODYSEUSZ — król ludu greckiego

DIOMEDES — król ludu greckiego

ANTILOCHUS — król ludu greckiego

Grecy i Amazonki

Scena:Pole walki pod Troją

SCENA PIERWSZA

Zjawiają się: z jednej strony Odyseusz i Diomedes, z drugiej Antilochus, wraz z orszakami.

ANTILOCHUS

Cześć wam, królowie! Jakże sprawy stoją?

Dawnom tu już nie widział was pod Troją!

ODYSEUSZ

Źle, Antylochu. Spojrzyj na to błonie:

Zastępy Greków, Amazonek konie

Nastają na się, jak dwa wściekłe wilki.

Na boga, czemu? Obłędem rażeni?

Jeśli Jupiter, co gromami strzela,

Trzaskiem błyskawic ich nie porozdziela —

To trupem padną dzisiaj, rozwścieczeni!

Wody mi dajcie haust!

ANTILOCHUS

      Na duszę mą!

Te Amazonki czegóż od nas chcą?

ODYSEUSZ

Ruszylim obaj, za Atrydy radą,

Wraz z Mirmidonów niemałą gromadą,

Achil i ja; bo zważ: Pentesilea

Powstała w borach jak dzika zawieja

Na czele kobiet krytych skórą żmij,

Przez góry pędzi tu, na pogrom... czyj?

Priama chyba chce nastraszyć w Troi...

Słychać (a wieści jedne drugim przeczą);

Priamid ruszył z Ilion w pełni zbroi

Witać królową śpieszącą z odsieczą.

Gnany gościńcem w lot: nasze pancerze

Murem rozgrodzą nieszczęsne przymierze!

Przez całą noc trwał pochód nieustanny.

Lecz z pierwszym blaskiem jutrzenki porannej

Cóż za zdumienie! W świcie strzał i proc

Cała dolina kłębi się od bitwy —

Słysz! — Trojańczyków z tymi niewiastami!

Jak sforę chmur, co jasne niebo plami,

Rozdziera w strzępy napór huraganu,

Pentesilea w szaleństwie gonitwy

Pędzi przed sobą z rozpędem orkanu

Huf Priamidy, tak miotając niemi,

Jakby ich chciała zmieść z powierzchni ziemi

Poprzez Hellespont w topiel oceanu.

ANTILOCHUS

Dziwne to, dziwne!

ODYSEUSZ

      Słuchaj, będzie lepiej!

My, pragnąc odwrót zagrodzić Trojanom

Pędzącym na nas ławą niewstrzymaną,

Pod same mury wpieramy oszczepy.

Zdumiał się na ten widok Priamida;

Po krótkiej radzie my ruszamy w cwał

Młodą królowę Amazonek witać.

Ona wstrzymała triumfalny szał.

Więc — na Hadesa! — chyba teraz przecie

Pora do kogoś przystać tej kobiecie,

Która nam z nieba uzbrojona spada

Wprost w naszą wojnę, sama walce rada!

Toż z nami sojusz zawrze chyba chętnie,

Skoro już Trojan gromi tak namiętnie.

ANTILOCHUS

No tak, na Zeusa! To chyba jest jasne!

ODYSEUSZ

Więc — znajdujemy ją w bojowym stroju

Na czele dziewic, hełm dumnie wiejący,

Pod nią purpurą i złotem kapiący

Koń depcze ziemię pełen niepokoju.

Przez krótką chwilę spogląda w pogardzie

W naszą gromadę, okiem jak ze stali,

Jakbyśmy stali przed nią skamieniali;

Ta oto dłoń, powiadam tobie, bardziej

Jest wyrazista, a patrzy mniej hardzie.

Wtem oko jej spotyka wzrok Achilla —

I niby pożar z czerwonych płomieni

Nagły rumieniec jej lica odmieni,

Ciemną purpurą biel twarzy nasila.

Skacze na ziemię (koń przysiadł na zadzie),

Przez jedną chwilę stoi w ziemię wryta;

Cugle ciskając służebnej, zapyta:

Co nas prowadzi w tak wielkiej paradzie?

Ja na to: że radośnie my, Argiwi,

Nieprzyjaciółkę Dardanów witamy, Że nienawiścią dawno Grecja cała

Ku Priamidom podłym rozgorzała;

Mówię o sobie i o Achillesie,

Że obaj z nią sojuszu pożądamy,

Że pewnie ona takież chęci żywi —

I co mi jeszcze ślina do ust niesie...

Lecz ze zdumieniem w potoku swej mowy

Widzę: nie słucha mnie. Ale z wyrazem

Szesnastolatki i dziecka zarazem,

Jakby na igry szła albo na łowy,

Odwraca w bok kędziory złotej głowy

I woła: „O Protoe, matka moja

Takiego męża nigdy nie spotkała!”

A przyjaciółka stoi oniemiała...

Achil i ja — mierzymy się uśmiechem,

Królowa zasię oczy upojone

Znów zatrzymała z zapartym oddechem

Na Egińczyka promienistej głowie.

A przyjaciółka nieśmiało w jej stronę

Zwraca pytanie, czyli mnie odpowie.

Na to w płomieniach (gniewna czy wstydliwa? ) —

A błysk jej oczu w zbroi odgorywa —

Zmieszana, pyszna i dzika zarazem

Do mnie się zwraca i wzrokiem przeszywa:

,,Jam Amazonek królowa — i płazem

Tego nie puszczę! Odpowiem... żelazem!”

ANTILOCHUS

Tak, słowo w słowo, twój goniec też gadał.

Myśleli wszyscy, że rozum postradał...

ODYSEUSZ

A my nie wiemy, popadli w zdumienie,

Co sądzić mamy o tej dziwnej scenie.

Więc zawracamy w rozjuszonym wstydzie,

Patrząc na Trojan, jak, radzi, z oddali

Srom nasz odgadli i jak już wysłali

Herolda, który śmiało do niej idzie,

Ofiarowując nowy pakt przymierza.

I sądzą już, że gniewem w nas uderza

I że się zaraz wyjaśnią te czary.

Ale nim goniec zdążył zbiec ze wzgórza

Oraz pył drożny otrząsnąć z pancerza —

Ta centaurzyca rzuca się jak burza

Na nich i na nas, ile w koniach pary!

Jak leśny potok, gdy wiosną się wściecze,

Trojan i Greków tratuje i siecze!

ANTILOCHUS

Na Styks, to niesłychane! Mów!

ODYSEUSZ

      A zatem:

Furie im dały tak zajadłe miecze,

Jakich nie było jeszcze, jak świat światem...

O ile wiem, dwie moce są przyrody:

Siła oraz jej opór — nic poza tym.

Co ogień gasi, to zarazem wody

Nie zmienia w parę — i na odwrót. Ale

Tu wściekły wróg oboje chce zagryzać

I wobec niego ogień nie wie wcale,

Czy płynąć razem z wodą, a znów fale,

Czy mają z ogniem stropy niebios lizać...!

Przez wojownice Trojanin przyparty

Chroni się za puklerze Greków, zasię Grek

Broni go od dziewicy, bo by trupem legł.

I dwaj wrogowie muszą nie na żarty

Wspierać się, wbrew swej wojnie, o bogowie!

By czoło stawić wspólnemu wrogowi.

Jeden z Greków podaje mu wodę

Dzięki! Język się spiekł.

DIOMEDES

      Od tego dnia

Bitwa tu sroży się nad tą doliną

I, zda się, gromy nigdy nie przeminą,

Jak w burzy wpartej do przepaści dna.

Gdym się tu wczoraj poranną godziną

Naszym na pomoc przedarł po kryjomu,

W tej samej chwili spadła z trzaskiem gromu,

Jak gdyby chciała to helleńskie plemię

Strzaskać na miazgę, zgnieść i wdeptać w ziemię.

Oto Aryston, cały kwiat korony,

Tuż Astianaks, najdzielniejsze syny,

Oto Menandros burzą w proch strącony:

Z ciał młodych, pięknych na pole rzucony

Nawóz pod córy Aresa wawrzyny.

I więcej jeńców już wzięła nam ona,

Nim nam zostało ócz do płaczu, mieczy

Na krwawą pomstę, rąk dla ich odsieczy.

ANTILOCHUS

I nie wie nikt, skąd taka rozwścieczona?

DIOMEDES

Nikt, jako żywo! A my, przyjacielu,

Szukamy źródła przyczyny i celu.

Sądząc po gniewie osobliwym, który

Miota nią pośród bitewnej wichury

Wciąż za Achilem, myślę: wojna cała

Stąd, że ku niemu nienawiścią pała.

O, tak zaciekle, brodząc poprzez śniegi,

Gdy rozjuszona krwią oko nasyca,

Ofiary swojej nie tropi wilczyca,

Jak ona jego przez Greków szeregi.

Lecz w pewnej chwili, kiedy jego życie

Już było w mocy jej — czy uwierzycie?

Gdy już miał westchnąć ostatnim oddechem,

Oddała mu je, niby dar, z uśmiechem!

ANTILOCHUS

Cóż to? Oddała? Kto?... Królowa?...

DIOMEDES

      Ona!

Wczoraj pod wieczór na nowo się starli —

Pentesilea, jak wicher szalona,

Z boskim Achilem — a Priamid karli

Podstępnie z tyłu ugodził go w zbroję,

Aż echem niebios zadrżały podwoje.

Królowa zbladła, potem złote włosy

W tył odrzuciła i z okiem ognistem,

Uniósłszy się na koniu, jak w niebiosy,

Zamachnie się i ostry miecz ze świstem

W kark Priamidy zatapia głęboko!

Runął, Achila zbryzgując posoką...

Achilles teraz mieczem łuk zatacza,

By ją ugodzić; ale ona, dzika,

Schylona w głową swojego srokacza,

Co gryząc uzdę, pieni się i boczy —

Unika ciosu — i co koń wyskoczy

Rusza z kopyta... I odwraca oczy...

Uśmiecha się... i znika.

ANTILOCHUS

Przedziwne to!

ODYSEUSZ

      Co niesiesz ty spod Troi?

ANTILOCHUS

Mnie Agamemnon tutaj śle i pyta,

Czy w tych warunkach raczej nie przystoi

Rozsądek niźli odwaga niesyta.

O cóż nam chodzi? O Troi zniszczenie

I o pobicie Trojan! Chyba że nie

O dziewkę, która gdzieś tam maszeruje...

Czyliż odwrotu rozum nie dyktuje?

Jeśli się wszakże przekonasz naocznie,

Że nie w sojuszu ona z twierdzą Troi

Ku nam się zbliża — żąda, byś niezwłocznie

Z wojskami wracał tam, gdzie obóz stoi.

Pentesilea gdy ścigać was pocznie,

To on, Atryda, nic od ciebie nie chce;

Sam się przekona, na co w żeńskiej zbroi

Ta zagadka, Sfinks, ważyć się zechce.

ODYSEUSZ

Któż się do tego sądu nie przychyla!

Czyli sądzicie, że Laertiada

Za tak głupimi bitwami przepada?

Trzeba czym prędzej zabrać stąd Achila!

Jak dog ze smyczy spuszczony zapada

W jelenie rogi, łowiec za nim zmierza,

Woła i wabi, lecz już nim nie włada,

Bo ów, wgryziony w kark pysznego zwierza,

Tańczy z nim razem przez góry, doliny,

W głęboką puszczy noc — tak on szaleje,

Odkąd wojenną prześwietliło knieję

Zjawisko owej — tak rzadkiej zwierzyny.

Uda przestrzelić! Związać! Niech omdleje!

Przysiągł: ni kroku nie ustąpię pola

Tej Amazonce pięknej — do tej pory,

Póki jej z konia zwycięska ma wola

Za te jedwabne nie zwlecze kędziory.

Mój Antylochu, niechby usidliła

Go twa wymowność, skoro mdleje siła,

Gdy jego warga pianą się pokryła.

DIOMEDES

Razem spróbujmy raz jeszcze, pomału,

Spokojnej, zimnej rozwagi, bez krzyku

Wbić klin w decyzję jego szału.

Łatwo, przemyślny ty Larysejczyku,

Znajdziesz słabiznę, wtargniesz niewidocznie...

Gdy nie ustąpi, połów się rozpocznie:

Dwaj Etolczycy wezmą go na bary

I niby kłodę (bo zdjęły go czary!)

Cisną go w obóz Argiwów niezwłocznie.

ODYSEUSZ

Za mną!

ANTILOCHUS

      Stój! Kto to biegnie z tamtej strony?

DIOMEDES

To Adrast, patrzcie, blady i zmieniony!

SCENA DRUGA

Ci sami. Wchodzi Adrastos wódz.

ODYSEUSZ

Co nam przynosisz?

DIOMEDES

      Jaką wieść?

ADRASTOS

      Nowinę

Ze wszystkich nowin najgorszą.

DIOMEDES

      Niech zginę!

ODYSEUSZ

Gadajże prędzej!

ADRASTOS

      Królowie Hellady!

Mury Pergamu nie runą w perzynę!

Achil ofiarą padł okropnej zdrady!

DIOMEDES

Bogowie!

ODYSEUSZ

      Biada! Zwiastunie złej doli!

ADRASTOS

U Amazonek Achilles w niewoli!

ANTILOCHUS

Kiedyż i gdzie ta ohyda się stała?

ADRASTOS

Szturm nowy, dziki jak burzy nawała,

Owych Aresa rozwścieczonych cór

Jął dziesiątkować Etolczyków szyki,

Lejąc jak potop w bitewnym łoskocie

Na nas walecznych Mirmidonów krocie.

Próżnośmy w poprzek stanęli jak mur,

By ich zatrzymać: niby strumień dziki

Zmietli nas falą okropnej paniki...

I nikt zatrzymać się nie zdołał wcześniej,

Aż hen daleko na polanie leśnej.

Achil sam został, obszczerzon lancami;

Już z trudem z mroku walki się wyzwala,

Do nas nareszcie zmierza — my wesoło

Krzyk powitalny rzucamy mu z dala,

Gdy nagle głos nam zamarł w piersiach! Zgroza:

Jego kwadrygi zaryło się koło

Tuż nad przepaścią... Ze spadzistej skały

W straszliwą czeluść zajrzał oniemiały.

Na nic mu nie zda się kunszt wyścigowy,

W którym jest mistrzem: już konie sprzed woza

W tył, przerażone, odwracają głowy

Ku jego bata ciosom opętanym.

W uprzęży własnej kłębie pogmatwanym

Walą się konie, wóz i Jowiszowy

Syn, Achil, dumny i promiennolicy,

Ciasno schwytany, jak gdyby w pętlicy!

ANTILOCHUS

Szaleniec? Dokąd zmierza...?

ADRASTOS

      Wtem wylata

Sam Automedon, przesławny woźnica,

I rzuca się, splątany kłąb rozplata

I cztery konie za uzdy pochwyca.

Lecz nim ich nogi uwięzłe w rynsztunku

Zdołał wyzwolić z śmiertelnych obieży,

Zwycięska zgraja Amazonek bieży

Hurmem wprost na nich, na czele królowa...

I gaśnie iskra ostatnia ratunku!

ANTILOCHUS

Nieba!

ADRASTOS

      Nad chmurą kurzu pyszna głowa

Błysła, gdy nagle pęd wstrzymała cwału,

Przez chwilę mierzy okiem stromą ścianę:

Pióropusz własny, jakby grozą zdjęty,

Szarpie wstecz głową tej lwicy zaciętej.

Lecz oto cugle odkłada pomału

I jak w zawrocie — płomieniem owiane

Czoło ukrywa w obie małe dłonie.

Dziwnym widokiem zdumione dziewice

Zwracają ku niej z niemą prośbą lice,

Najbliższa pyta, zatroskana srodze,

Inna porywczo chwyta konia wodze,

Gwałtem chcąc dalszą zagrodzić jej drogę...

Lecz ona...

DIOMEDES

      Waży się?

ANTILOCHUS

      Mów!

ADRASTOS

      Ledwie mogę!

Usiłowania próżne, by ją wstrzymać...

Z łagodną siłą dziewice odtrąca

I niespokojnie szuka, gdzie by imać Ścieżki się mogła stopa szukająca:

Dróżkę chce znaleźć tęsknymi oczyma

Swemu życzeniu, które skrzydeł nie ma.

Nagle ruchami pocznie opętanej

Wspinać się wzwyż po skale stromej ściany,

To tu, to tam — szaloną któż odgadnie!

Wciąż niedorzecznie myśląc, że wplątany

W swe sieci łup w jej ręce łatwo wpadnie.

Już jej źrenice bacznie wybadały

Każdą szczelinę wyżłobionej skały:

Widzi, że stok jest niedostępnie stromy,

Lecz jak z rozumu obrana — powraca,

Pnie się na nowo na głaz już znajomy.

Po szlaku, który wędrowiec przypłaca

Życiem, do szczytu dąży krok po kroku...

I stoi teraz na kamiennym bloku,

Tak małym, że zaledwie by kozicę

Zmieścił ten głaz — a rozpadliny z boku

Straszą, nie dając w tył ni naprzód kroku...

I krzyk podniosły dziewki białolice —

A ona raptem z rumakiem pospołu

W trzasku walących się razem kamieni

Jak na dno piekła pada w otchłań dołu,

Karku nie łamie!... Lecz myśli nie zmieni

I znów porywa się na strome skały!

ANTILOCHUS

Cóż za hiena, obłędna i ślepa!

ODYSEUSZ

A Automedon?

ADRASTOS

      Nareszcie wóz cały

Uporządkował — Hefajstos by nowy

Wóz w takim czasie wykonał spiżowy!

Uprząż uładził, skacze na kwadrygę,

Za lejce chwyta i konie jak frygę

Zawraca — a nam kamień z serca spada.

Lecz nagle jedna z wojownic wybada

Ukrytą ścieżkę; krzyczą jej nowinę

I tam kierują szaloną królowę,

Pnącą się wciąż na głazy granitowe...

Echo radości napełnia dolinę.

Pentesilea na to słowo nowe

Zwróciła konia, oczy — i za wzrokiem

Jak wyciągnięta pantera śmignęła.

Achilles wprawdzie wycofał się bokiem,

Ale kwadryga z oczu mi zginęła...

Co się z nim stało, nie wiem.

ANTILOCHUS

      Och, zgubiony!

DIOMEDES

O przyjaciele, co czynić?

ODYSEUSZ

      Do dzieła!

Serce prowadzi: będzie wyzwolony!

Skruszymy dzikiej drapieżnicy szpony!

Choć przyjdzie walczyć na śmierć i na życie,

W pierwszym szeregu boju mnie ujrzycie!

Odyseusz, Diomedes, Antilochus wybiegają.

SCENA TRZECIA

Adrasios, gromada Greków, którzy tymczasem weszli na wzgórze.

MIRMIDON

rozgląda się po okolicy

O, tu — widzicie? — tu, gdzie góra owa!

Patrzcie! Czy to nie hełm się tam wynurza

I pióropuszem ocieniona głowa?

I kark się mocny wyłania zza wzgórza

Ramiona już — i ręce w błysku stali?

I tors, i pas, co się od złota pali?

ADRASTOS

Ha, czyj to hełm?

MIRMIDON

      Tak, czyj! Czy śnię, o Grecy?

Już widzę lejce... i koncerz... i plecy...

I końskie łby, ozdobne strzałką białą...

Góra już tylko skrywa końskie nogi...

O, czy kwadrygę widzicie, wspaniałą,

Jako wschodzące wiosną słońce?

GRECY

      Bogi!

Achilles to, syn bogów! Wraca w dom!

Jego zwycięstwo! Sam włada lejcami!

Ach, ocalony wraca!

ADRASTOS

      Jasny grom!

Bogom niech będzie olimpijskim sława!

Odys! Skocz mi tam który za królami!

Jeden z Greków wybiega

Zbliża się do nas?

MIRMIDON

      Aaa!...

ADRASTOS

      Cóż?

MIRMIDON

      Brak mi tchu!

ADRASTOS

Gadajże wreszcie!

MIRMIDON

      Adraście, patrz tu,

Jak pcha lewicę nad rumaków grzbiety!

Jak bicza kołem okrąża ich grzywy!

Jak samym świstem pędzone do mety,

Boskie bachmaty rwą grunt niecierpliwy!

Na bogi! Zda się: za same wędzidła

Wóz ciągną, jakby dym z nozdrzy je szczuł!

A jeleń szczwany nie szybsze ma skrzydła!

Wzrok już się w szprychach migocąc nie sidła,

Wkręcony lotnie w tarcze lśniących kół!

ETOLCZYK

Lecz za nim...

ADRASTOS

      Co znów?

MIRMIDON

      Tam na samej grani!

ETOLCZYK

Kurzawa...

MIRMIDON

      Tuman jak chmura gromowa!

Jak błyskawica przed nim gna...

ETOLCZYK

      Królowa!!

MIRMIDON

Bogi łaskawe!

ADRASTOS

      Kto?

ETOLCZYK

      Pentesilea!

Tuż za boskiego Peleidy tropem

Z całą czeredą kobiet gna galopem...

ADRASTOS

Wściekła Megera!

GRECY

krzyczą

      Do nas! Prędzej! Prędzej!

Boski Achilu! Tutaj! Chroń się między

Nasze puklerze!

ETOLCZYK

      Patrzcie, jak udami

Tygrysi kadłub ścisnęła namiętnie,

Jak pochylona w grzywę, w burzy tętnie

Wiatr wstrzymujący wypija ustami!

Gna jak z cięciwy strzelona za łanią:

Tak wartkie nie są numidyjskie strzały!

Wojska daleko jak kundle zostały,

Gdy dog w pościgu wyciągnie się cały!

Pióra jej hełmu ledwie zdążą za nią!

ADRASTOS

Zbliża się?

TESALCZYK

      Pędzi!

MIRMIDON

      Jeszcze nie dociera!

TESALCZYK

Dopędza! Każdym szczupakiem ogiera

Za Achillesem jak potwór zgłodniały

Kawał dzielącej ją drogi pożera!

MIRMIDON

Na wszystkich wielkich bogów, co nas chronią!

Już zolbrzymiała do jego rozmiarów!

I błyskawicznych już kopyt pogonią

Konie ciskają grudy ziemi o nią,

I grzmiący tętent już napełnia parów!

ETOLCZYK

Teraz — szalony! Ślepy obłąkaniec!

Skręca w bok, igra! Hej, uwaga! Bogi!

Pentesilea przecina kąt drogi...

Widzisz?... Przyjęła jego straszny taniec...

MIRMIDON

Zeusie! Na pomoc! Już u jego boku!

Wielki jak olbrzym cień jej w groźnym skoku

Już go zabija!

ETOLCZYK

      Teraz... nagle... wspak —

TESALCZYK

Całą kwadrygę zdarł w lewo co prędzej!

ETOLCZYK

Do nas znów leci — na skrzydłach, jak ptak!

MIRMIDON

Ha, lis przebiegły...! Zwiódł ją! Umknął jędzy!!

TESALCZYK

Niepowstrzymana minęła w rozpędzie

Wóz jego...

MIRMIDON

      A! Potyka się jej koń!

Patrz! Wyleciała z siodła!...

ADRASTOS

      Co to będzie?

TESALCZYK

Runęła! W ziemię zaryła się skroń!

MIRMIDON

Królowa leży! A na nią się wali

Jedna z wojownic, cała w lśniącej stali!

TESALCZYK

I jeszcze jedna —

MIRMIDON

      I trzecia —

ADRASTOS

      Padają?

MIRMIDON

Padają, wodzu! Jakby kowal krewki

Na szmelc je topił razem: konie, dziewki!

ADRASTOS

Niech spłoną w popiół!

TESALCZYK

      W gęstych kłębach pyłu

Los się rozprawia z Amazonek zgrają:

Już widzę tylko błysk żelaza, z tyłu

Za Achillesem; węzeł gęsty, śliczny

Dziewic, splątany z dziką masą koni...

Zaiste, chaos mniej był chaotyczny.

ETOLCZYK

Lecz teraz — wiatr się zerwał; oto dnieje,

Jedna z leżących zrywa się na nogi.

TESALCZYK

Ha! Niechaj każdy patrzy i się śmieje:

Jak tam wesoło ów kłębek szaleje,

Jak to szukają lancy, tarczy, kasku,

Porozrzucanych daleko po piasku!

MIRMIDON

Trzy konie jeszcze, jedna wojownica

Leżą jak martwe...

ADRASTOS

      Czy to jest królowa?

ETOLCZYK

Pentesilea, pytasz, złotogłowa?

MIRMIDON

Czy to królowa? Nie poznaję lica!...

Tam stoi!!

TESALCZYK

      Gdzie?

ADRASTOS

      No mów!

MIRMIDON

      Tam, na Kronidę!

Tam, gdzie runęła: w cieniu tego drzewa.

Na karku konia oparła swą dzidę,

Trzyma się grzywy... widzisz? — Włos owiewa

Czoło, a ręką — pył czy krew? — ociera...

Dumny się szyszak w prochu poniewiera!

TESALCZYK

Na boga, ona, tak!

ADRASTOS

      Niezwyciężona!

ETOLCZYK

Kot, co tak padnie, sczeźnie, lecz nie ona!

ADRASTOS

A co Achilles?

TESALCZYK

      Jego strzegą bogi!

Trzy rzuty strzały uszedł już z jej drogi!

Już go dosięga ledwie rzutem wzroku,

Już nawet myśl, pędząca za nim śmigła,

Bez tchu w jej piersi zziajanej zastygła!

MIRMIDON

Chwała! Patrz, Odys w wojowniczym tłoku

I całe wojsko Greków w jasnym słońcu

Nagle wychodzą tam z leśnego mroku!

ADRASTOS

Odys? Diomed? Bogi nieśmiertelne!

Gdzież on? Daleko sam został na końcu?

TESALCZYK

Na rzut kamienia! Konie jego dzielne

Już gnają cwałem na Skamandru wzgórza.

On wzdłuż szeregów już śmiga jak burza...

GŁOSY

z oddali

Chwała!

TESALCZYK

      Wołają jemu...

GŁOSY

      Bogów gońcu!

Sława, Pelido! Wawrzyn na twą skroń!...

TESALCZYK

Wstrzymuje bieg. Przed samo królów koło

Zajeżdża wóz! Podchodzi Odys doń!

Zeskoczył z wozu raźno i wesoło...

Oddaje lejce i odrzuca broń...

Zdejmuje szyszak, co gniecie mu czoło

Pyłem pokryte; a wszyscy rycerze,

Wszyscy królowie kupią się wokoło!

Sława ci, chwała, boski bohaterze!

O, wszystkich Greków porwał zachwyt szczery,

Tłum go unosi, kolana mu ściska,

Zaś Automedon dymiące ogiery

Przy jego boku prowadzi u pyska!

Już coraz bliżej — idzie — wznosi dłoń!

O, patrzcie! Boski! Wawrzyn na twą skroń!

SCENA CZWARTA

Achilles, za nim Odyseusz, Diomedes, Antilochus, Automedon z kwadrygą u jego boku. Wojsko greckie.

ODYSEUSZ

O bohaterze egiński! Serdecznie

Witamy! Nawet w odwrocie zwycięski!

Niech twego miecza sława żyje wiecznie!

O, na Jowisza! Samą mocą ducha

Nieprzyjaciółce ty zadajesz klęski,

Że w proch ci pada bezsilna i krucha;

Cóż będzie, skoro ty miecz swój wysoko

Podniesiesz na nią, prosto, oko w oko!

ACHILLES

trzymając hełm w dłoni, drugą ręką ociera pot z czoła. Dwaj Grecy, bez jego świadomości, chwytają jego zranione ramię i opatrują je

Co? Cóż takiego?!

ANTILOCHUS

      Zawsze w niepokoju,

Wygrałeś wyścig straszliwego boju,

Jak dziki orkan, który, grzmiąc po niebie,

Świat przerażony w wirach wichru grzebie.

Gdybym na siebie grzechy całej Troi

Przyjął i ciężko zgiął się pod brzemieniem,

O, na Erynie! Mógłbym uciec cieniem

Przed własną skruchą — w lot kwadrygi twojej.

ACHILLES

do Greków opatrujących go, chcąc się pozbyć ich natręctwa

Ach, trutnie!

JEDEN Z KSIĄŻĄT

      Kto znów?

ACHILLES

      Czegóż chcą, u licha?

PIERWSZY GREK

opatrując mu ramię

Stój, płynie krew!

ACHILLES

      No tak.

DRUGI GREK

      Więc pozwól chwilę!

PIERWSZY

Daj nam przewiązać!

ACHILLES

      Sama już zasycha.

DRUGI

Zaraz gotowe będzie.

DIOMEDES

      Najpierw tyle

Opowiadano, że w te rejterady

Wciągnął cię odwrót mej zbrojnej gromady...

Lecz to, co widzę, dowodzi niezbicie,

Że oną jazdę poprzedziła skrycie

Uplanowana myśl. Zapytać można,

Czyś kamień ów upatrzył już o świcie,

Przez który upaść miała nieostrożna

Królowa: takeś prosto w niego mierzył.

ODYSEUSZ

Mój bohaterze, jeśliś się tajemną

Żądzą odwetu do cna nie zaperzył,

Racz do Argiwów obozu iść ze mną.

Już nas Atrydzi wołają z powrotem.

My się ku rzece cofniemy odwrotem,

Dziewki podstępnie wciągając w gonitwę;

Tam Agamemnon z zasadzki jak młotem

Uderzy na nie i zakończy bitwę.

Na boga gromów! Nigdzie albo tam

Ostudzisz żądzę, co jak zwierza spienia

Ciebie i gna za tobą bez wytchnienia. Błogosławieństwo na drogę ci dam.

Tej nienawiści dłużej bym nie przeżył,

Widząc megiery tej harce szalone!

Chętnie bym ujrzał ślad twego kopniaka

Na jej policzku różanym.

ACHILLES

spojrzał na konie

      Spocone.

ANTILOCHUS

Kto znów?

AUTOMEDON

bada dłonią szyje końskie

      Jak ołów.

ACHILLES

      Dobrze. Jazda taka

Męcząca jest. Przeprowadź je, mój drogi,

Potem im winem przetrzyj pierś i nogi.

AUTOMEDON

Niosą bukłaki już.

DIOMEDES

      Teraz ty jasno

Widzisz, prześwietny, że to ciężka sprawa.

Gdziekolwiek sięgnąć najbystrzejszym okiem,

Wzgórza pokryte kobiet ciżbą ciasną.

A gęstsza nie jest i szarańczy ława,

Gdy z chmur opada niszczycielskim mrokiem.

Komuż zwycięstwo zupełne przypadło?

Czyż oprócz ciebie jeden jest, co powie, Że widział chociaż twarz tej centaurzycy?

Próżno dążymy, my, Grecji królowie,

Wśród trąb rozgrzmotu, w złocistej zbroicy:

Ona zapadła w głębię nieodgadłą.

A kto by chciał jej srebrny bodaj głos

Usłyszeć, ten by chyba musiał wprzódy

Zwalczać niesławnie te pospólstwa ludy,

Które jej strzegą tam, na polach Troi,

Jak cerbery, by jej nie spadł włos

Z jej wrażej głowy.

ACHILLES

patrzy w dal

      Czy jeszcze tam stoi?

DIOMEDES

Pytasz?

ANTILOCHUS

      Królowa?

ADRASTOS

      Hej, tam! Pióropusze

Na bok! Nie widać...

PIERWSZY GREK

kończąc opatrunek

      Zaraz! Chwilka mała.

JEDEN Z KSIĄŻĄT

Zaiste, tam!

DIOMEDES

      Gdzie?

JEDEN Z KSIĄŻĄT

      Ot tam, na mą duszę!

Stoi, gdzie padła, tam pod dębem, w dole.

Już, jak się zdaje, klęskę przebolała,

Pióra znów hardo wieją na jej czole.

PIERWSZY GREK

Nareszcie!

DRUGI

      Teraz władać możesz dzidą.

PIERWSZY

Teraz iść możesz.

Zawiązują ostatni węzeł i puszczają jego ramię

ODYSEUSZ

      Czyś słyszał, Pelido,

Com ci wyłożył?

ACHILLES

      Mnie?

ODYSEUSZ

      No, bez obrazy!

ACHILLES

Nic nie słyszałem. Cóż to? Czego chcecie?

ODYSEUSZ

Dziw! Czego chcemy? Jam ci tu rozkazy

Atrydów przyniósł! Agamemnon bowiem

Każe natychmiast wrócić nam, jak wiecie:

Taki jest plan, by zbrojnej tej kobiecie

Kazać do twierdzy podejść z całym mrowiem,

Gdzie, między dwoma wojskami, wyraźniej

Musi oświadczyć się, z kim jest w przyjaźni.

Skoro wybierze, co woli, musimy

Wiedzieć przynajmniej my, co uczynimy.

Wierzę w rozsądek twój, dzielny Achilu,

Że poddasz się mądrości wodzów tylu.

Wróg w Troi czeka; według zdania mego

Byłby to obłęd, w tę godzinę złą

Wdawać się w walki wojska dziewiczego,

Nim się dowiemy, czy chcą od nas czego!

I w takim razie, czego od nas chcą!

ACHILLES

nakłada hełm na głowę

Kto chce, obierze w walce lisią zdradę.

Ja się mężczyzną czuję — i kobietom,

Gdy nikt nie stawi czoła, sam dam radę!

Jeśli je chcecie poza bitwy metą

W chłodnym tu cieniu okrążać z daleka,

Niemocnej chęci pełni, jak kaleka,

Czyńcie, jak chcecie: sam wyruszę przeto.

Komu się walka, na Styks! nie opłaca,

Kto wracać chce do Ilion, niechaj wraca!

Czego ode mnie chce, wiem, boska dziewa!

W swatów śle do mnie upierzone cienie,

A furkot ich wyraźnie jej życzenie

Śmiertelnym szeptem do ucha mi śpiewa...

Odkąd dorosłem, mili przyjaciele,

Nigdym nie stronił od niewiast, jak wiecie,

A znałem przecie pięknych kobiet wiele!

Jeślim dotychczas tej jednej kobiecie

Odporny był, to stąd, na grom Zeusowy,

Że jeszcze w krzewach, jakby chciała ona,

Nie mam dość miękkich puchów dla jej głowy,

Bym w samotności wreszcie był gotowy

W ogniach ją spiżu pochwycić w ramiona.

Idę, gdy wracać do obozu chcecie.

Pasterska chwila nadejdzie niebawem.

Choć miałbym jeszcze przez całe miesiące

Zabiegać o nią bezprawiem czy prawem:

Nie wcześniej struny pokoju potrącę,

Nie wcześniej żądze się moje nasycą,

póki nie nazwę jej oblubienicą!

A ona, w wianku z ran, z których krew ciecze,

Zwieńczoną głową za mną się powlecze!

Naprzód!

GREK

zjawia się

      Pentesilea zstępuje ze zboczy!

ACHILLES

Czy wsiadła znowu na swego stępaka?

GREK

Jeszcze pieszo zbrojna ku nam kroczy.

Ale za uzdę prowadzi rumaka.

ACHILLES

Konia mi dajcie! Żywo, przyjaciele!

O Mirmidoni! Za mną! Naprzód, śmiele!

Wojsko rusza

ANTILOCHUS

Szaleniec! Gwałtem trzymać go!

DIOMEDES

      Idź z nami!

Już znikł!

ODYSEUSZ

      Przeklęta wojna z kobietami!

Wszyscy wybiegają.

SCENA PIĄTA

Pentesilea, Protoe, Meroe, Asteria, orszak, wojsko Amazonek.

AMAZONKI

Chwała ci, chwała, o zwycięska pani!

Królowo Święta Róż! Hej! Kwiaty dla niej!

PENTESILEA

Żadnych triumfów! Żadnych róż!

Bitwa raz jeszcze woła w pole:

Hardość na młodym jego czole,

O Amazonko, siłą skrusz!

O towarzyszki, z stu tysięcy

Słońc w jedną kulę przetopionych

Nie błyśnie taki żar szalony,

Jak triumf nad nim mój dziewczęcy!

PROTOE

Najdroższa, błagam!

PENTESILEA

      Nie, to wróg!

Z ust mych słyszałaś twardą wieść!

W prochu go ujrzę u mych nóg,

Zuchwalca, co ważyć się mógł

W moją wojenną godzić cześć...

Łatwiej ujarzmisz rzeki prąd,

Co z gór opada z hukiem fal,

Niż sprawisz, by mój zapał zwiądł,

I mojej woli ugniesz stal.

Jam to jest, straszna zwyciężczyni,

Ja, Amazonka, ja, królowa,

Której mi obraz w lustrze czyni,

Gdy się doń zbliżam, jego pierś spiżowa?

Wszech bogów klątwą obarczona,

Na widok tego bohatera

Cała drętwieję w głębi łona,

I oddech w piersi mi zamiera!

Mnie, co nie umiem z nim się zmierzyć,

W wir walki rzucić się szalonej,

Gdzie czeka drwiąco uśmiechniony...

Raz go zwyciężyć — albo nie żyć!

PROTOE

Gdybyś ty chciała raz, droga królowo,

Na tym ramieniu cicho oprzeć głowę!

Upadek, który wstrząsnął twoim ciałem,

Rozpalił duszę twą i wzburzył krew:

Pani, ty przecież drżysz na ciele całem!

Błagamy cię — nie postanawiaj nic,

Póki nie wróci pogoda twych lic!

Chodź, spocznij tutaj, niech przeminie gniew.

PENTESILEA

Dlaczego? Po co? Czy mam rany?

Co mam? — Co mówię?

PROTOE

      Dla wygranej,

Co twoją młodą duszę nęci,

Chcesz grę ponowić w złudnej chęci?

Że niespełnioną chęć, nikt nie wie jaką,

Żywisz w swym sercu — jak kapryśne dzieci

Odtrącasz lekko, jak rzecz lada jaką,

Tę łaskę bogów, co nad nami świeci?

PENTESILEA

Ha, patrz! (przeklęty taki dzień)

Jak zdradny się sprzymierza los

I przyjaciółek luby głos,

By skrzywdzić, zgnieść mej duszy rdzeń!

Ilekroć moja dłoń się ruszy,

Chcąca w przelocie zwiewną zjawę

Chwycić za włosy: złotą sławę —

Zawsze zła moc mą siłę kruszy...

I rozbrat, bunt — to treść mej duszy!

Precz mi!

PROTOE

do siebie

      Bogowie, chrońcie ją!

PENTESILEA

Czy tylko własny głos mnie zwał

Na powrót znów na pole chwał?

Czy to nie lud, czy nie zagłada,

Co przez mych zwycięstw dziki szał

Z szumem łopotu doń się skrada?

Już odpoczywać mamy śmiele

Po zakończonym jakby dziele?

Zżęty, związany w mocne snopy,

Plon żniw bogatych niby góra

W stogach nam rośnie w nieba stropy:

Lecz nad nim zwisa czarna chmura

I gromem grozi w dół ponura.

Pobitej tej młodzieńców chmary

Nie powiedziecie, strojne w kwiaty,

Do wonnych dolin w swoje chaty,

Przy dźwiękach trąby i cytary.

Zdradliwa czeka was zasadzka:

Widzę mściwego cień Achila,

Jak na was rzuca się znienacka,

Jeńców odbija, los przechyla;

Jak w Temiscyrze, w chramie Diany

Różane zrywa z nich kajdany,

Spiżowe da wam dla zamiany!

Pięć dni już sława jego dumna

Chwieje się, moją mocą chwiana;

Miałażbym, zląkłszy się tytana,

Teraz odstąpić, bezrozumna,

Gdy od podmuchu jednej strzały

Ma mi jak owoc spaść dojrzały?!

Nie! Jeśli walk, co tak ogromnie

Poczęły się, nie skończę cało,

Wieńca, co szumi tuż koło mnie,

Na skroń nie włożę sobie śmiało;

Cór Marsa, wiernych mi niezłomnie,

Jako przyrzekłam, wiekopomnie

Na szczęścia szczyt nie wwiodę z chwałą —

Niech piramida jego z grzmotem

Powali mnie i je pokotem!

Kto waha się, ma podłe serce!

PROTOE

Twe oko, pani, zgoła obco płonie,

Niezrozumiale — i w dziwnej rozterce

Ciemne się tłuką przeczucia w mym łonie...

Rzesza, przed którą lęk czujesz, na błonie

Rozpierzchła się jak liście przed orkanem;

Pusto na polu trupami zasłanem.

Achilles, odkąd stawiłaś mu czoło,

Skamandru falą odcięty jest wkoło;

Ty go nie drażnij, zniknij z jego wzroku!

Ja chronić będę odwrót twego kroku.

Na olimpijskich bogów! Ni jednego

Jeńca nie wydrze ci! Blask jego broni

Nie będzie straszył nas ni tętent koni

Nie zmąci z dala śmiechu dziewiczego

Nawet na wiele mil. Ja za to słowo

Ręczę ci święcie swoją głową!

PENTESILEA

zwraca się nagle do Asterii

Asterio, czy to być może?

ASTERIA

      Królowo...

PENTESILEA

Czyż mogę niecnym je odwrotem

Do Temiscyry wieść z powrotem?

ASTERIA

Daruj, gdy powiem, królowo...

PENTESILEA

      Mów śmiele!

PROTOE

nieśmiało

Gdy pytać będziesz po kolei rady

Wszystkich tu władczyń zebranej gromady,

Usłyszysz...

PENTESILEA

      Nie chcę rad za wiele.

Tej jednej pragnę, u Pallady!

Milczy, opanowuje się

Asterio, powiedz! — Czy bez sromu

Mogę swe wojsko wieść do domu?

ASTERIA

Skoro, o pani, każesz, szczerze powiem,

Jak dziwię się tym widowiskiem ślepem,

Którego pojąć nie mogę... Albowiem

Z kaukaskich gór ruszyłam z moim szczepem

O jedno słońce później, wraz ze wschodem

I już za twoim nie mogłam pochodem

Nadążyć, boś jak wicher gnała stepem.

I dziś dopiero, jak wiesz, skoro świt,

Na placu boju stanęłam gotowa;

A tu z tysiąca ust brzmi ku mnie nowa,

Radosna wieść: Zwycięstwo! Chwała! Stój!

Już nie potrzeba nam strzał ani dzid!

Skończony cały Amazonek bój!

Że wypełniły się modły narodu,

Rada, gotuję wojsko do pochodu.

Ciekawość gna mnie jednak w twoje strony,

Chcę ujrzeć żywe tej wiktorii plony...

I oto widzę ciurów garść wylękłą,

Drżące ze strachu Argiwów zakały,

Których na tarcze, gdy im serce zmiękło,

Twe Amazonki z pola pozbierały!

A tam, spójrz tylko, przed murami Troi

Wojsko Hellenów, Agamemnon stoi,

Stoją Menelaj, Ajaks, Palamedes

I Antilochus, Odys, Diomedes —

Patrzą ci w twarz i żaden się nie boi!

Ba, ów potomek młody Nereidy,

Co go twa dłoń różami wieńczyć miała —

Czoło ci stawia, łotr pełen ohydy!

On nogę swoją — jak sam głośno prawi —

Na twój królewski dumny kark postawi!

A moja wielka córa Aresowa

Pyta, czy droga do domu gotowa...?

PROTOE

namiętnie

Niecna! Królowa do Hadesu wiodła

Najtęższych, dzielnych wojów i...

PENTESILEA

      Milcz, podła!

Asterio, słusznie. Mnie się widzi,

Że jeden ulec mi jest godny:

Ten w polu stoi tam — i szydzi!

PROTOE

Namiętność twoja to doradca głodny

Krwi, pani...

PENTESILEA

      Żmijo, język spętaj!

Gniew swej królowej popamiętaj!

Precz mi!!

PROTOE

      Na gniew twój zatem się narażę!

Wolę już twojej nie oglądać twarzy

Niźli w tej chwili stchórzyć jak zdrajczyni,

Co cię pochlebstwem nikczemnie oślini...

Jesteś w płomieniach, więc jesteś niezdolna

Wieść dalej wojnę, zwycięska i wolna!

Jak nie jest zdolny włóczni sprostać lew,

Skoro go łowca trucizną stumani,

By potem zdradnie wytoczyć zeń krew.

Na wiecznych bogów! O tak, Peleidy

Nigdy dla siebie nie zdobędziesz, pani:

Raczej się boję, że na nowe wstydy,

Nim słońce zajdzie, nas syn Nereidy

Narazi: chłopców, którychśmy rękami

Własnymi z trudem wzięły do niewoli,

Odbije, szał twój rozmiażdży kołami!

PENTESILEA

Hola, najmilsza! Stój! Powoli!

Cóż za tchórzostwo! Co cię boli?

PROTOE

Mnie? mnie?

PENTESILEA

      Więc kogóż pokonałaś? Powiedz!

PROTOE

Uległ mi w boju arkadyjski książę,

Likaon, młody Eumela synowiec.

Ty znasz go pono...

PENTESILEA

      Hm... czy to był może

Ów, który z drżeniem stał, kapiący

Potem, gdy pośród jeńców...

PROTOE

      Drżący?

Tak stał potężnie jak sam Peleida!

W bitwie trafiony kilku mymi strzały,

Padł mi do nóg, we krwi się pławiąc cały.

Teraz mi dumę do rozkoszy przyda

W dzień Święta Róż, gdy jako pogromczyni

Wprowadzę męża do naszej świątyni.

PENTESILEA

Doprawdy? Skąd zachwytu tyle!

więc dobrze — życie ci umilę!

Niech tu sprowadzą do jej łona

Arkadyjczyka Likaona!

Dziewczyno ty niewojownicza,

Bierz go! Uciekaj, by nie zginął

We wrzawie bitwy! Królewicza

Pociągnij tam, gdzie słodko płyną

Zapachy krzewów, tam twej chuci

Słowik lubieżną pieśń zanuci!

Pieść niecierpliwą go zachętą

I zaraz odpraw swoje święto!...

Lecz... z oczu precz mi raz na zawsze!

I z kraju będziesz mi wygnana!

Gacha całusy najłaskawsze

Niech cię pocieszą, gdy pijana

Patrzysz, jak krwawi nasza rana,

W boje pogrążasz coraz krwawsze

Sławę, ojczyznę, miłość, dom,

Królowę, siostry — w wieczny srom!

Idź! Znać cię nie chcę! Ani kroku!

I zbaw od swego mnie widoku!

MEROE

Królowo, biada!

PENTESILEA

      Milczeć każę!

Kto za nią, śmiercią winę zmaże!

AMAZONKA

przybiega

Achilles zbliża się, królowo!

PENTESILEA

Zbliża się! Naprzód więc, na bój!

Dajcie mi oszczep najcelniejszy,

Dajcie mi miecz najpłomienniejszy!

Bogowie, tej rozkoszy zdrój

Dać mi musicie, bym młodzieńca

Wytęsknionego, jedynego

W prochu zdeptała jako jeńca!

Oddam za miarę szczęścia tego

Szczęśliwą resztę życia mego.

Asterio! Prowadź hufiec mój!

Zaprzątnij Greków, goń ich, męcz,

By mi nie psuli walki wręcz.

Niechaj mi żadna się nie waży

Godzić w Pelidę! Śmierci strzała

Tej, co tę głowę w chęci wrażej,

Co mówię! włos by dotknąć śmiała!

Ja jedna zwalczę syna bogów!

O towarzyszki! Ta stal czule

W najsłodszym ujmie go uścisku —

(Bo objąć chcę go w stali błysku!)

I bezboleśnie go przytulę.

Kwiaty wiosenne, ścielcie się pod niego!

Gdy będzie padał, na was się położy.

Puls jego serca droższy mi od mego...

Nie wcześniej spocznę, dopóki z przestworzy

Jak zestrzelony stubarwny ptak boży

Nie runie do mnie. A gdy leżeć będzie

Z złamanym skrzydłem, mój i ptaków król,

U moich stóp w tę chwilę niepojętą:

O, niechaj wtedy z Elizejskich Pól

Zejdą się duchy na triumfu święto!

Pochodem w kwiatach wrócim — wtedy już

Ja wam królową będę Święta Róż! —

Teraz na bój!

Chce odejść, spostrzega płaczącą Protoe i obraca się niespokojnie. Nagle pada jej na szyję

      Protoe, siostro moja!

Czy chcesz iść za mną?

PROTOE

złamanym głosem

      Na dno piekła!

PENTESILEA

Ty dobra, chcesz więc? Coś wyrzekła?

Naprzód nas bój zwycięski woła! Obie lub żadna! Hasło dam:

Róże na królów naszych czoła

Albo cyprysy na skroń nam!

Wszystkie odchodzą.

SCENA SZÓSTA

Arcykapłanka Diany zjawia się z orszakiem Kapłanek. Kroczy za nimi gromada Dziewcząt, z koszami pełnymi róż na głowach, i Jeńcy prowadzeni przez kilka uzbrojonych Amazonek.

ARCYKAPŁANKA

Kochane, małe dziewczęta różane,

Pokażcie teraz swej wędrówki plony.

Tu, kędy zdroje tryskają źródlane,

Tu, w cieniu pinii, widok osłoniony;

Bezpiecznie złożyć możecie swe plony.

DZIEWCZĘ

wysypuje swój kosz

O święta matko, to mój plon bogaty!

INNA

czyni to samo

Ta wiązka moja!

TRZECIA

      Oto moje kwiaty!

CZWARTA

A ja tę całą przynoszę ci wiosnę!

Inne Dziewczęta czynią to samo

ARCYKAPŁANKA

Żarzy się to jak kraśny szczyt Hymetty!

O Diano, łaski tak barwnie radosnej

Dłoń twa tak szczodrze drugi raz nie wznieci!

Dary przynoszą mi wszystkie kobiety:

Matki i córy; ale ja, niestety,

Nie zaślepiona, wiem, komu wdzięczniejsze

Należą dzięki się, a komu mniejsze.

Czy to już cały zapas, moje dzieci?

PIERWSZE DZIEWCZĘ

To, co tu widzisz. Nie znalazłam więcej.

ARCYKAPŁANKA

Gorliwość matek większa od dziewczęcej!

DRUGIE DZIEWCZĘ

Te pola, matko, bardziej są podatne,

By jeńców zbierać niż róże szkarłatne.

Choć w krąg na wzgórzach gęsta ozimina

Młodziutkich Greków stanęła i czeka

Na sierp żniwiarek, co ich żąć zaczyna —

To w róże wkoło uboga dolina,

Kwiat w tarń się chowa i z kwitnieniem zwleka.

Łatwiej się przedrzeć przez las lanc i strzał

Niż przez ich gęsty i ciernisty wał.

Spójrz tylko na te palce moje, proszę.

TRZECIA

Wyszłam na szczyt, gdzie skała jest podcięta,

Zerwać tę różę, którą ci przynoszę.

Tam blado poprzez pąka ciemną zieleń

Przebłyskiwała: w kwiat nie rozwinięta

I niedojrzała do miłosnych wcieleń.

Chwytam ją, padam — i lecę zgubiona

W jakowąś przepaść bez dna! Nieprzytomnie

Spętana czuję się w śmiertelnej sieci.

Lecz co za szczęście! Widzę, jak wkoło mnie

Przepych różany tak wspaniale świeci,

Że Amazonkom sto zwycięstw okwieci.

CZWARTA

Ja ci zerwałam, o kapłanko bogów,

Tej jednej róży kielich purpurowy.

Spójrz na ten kwiat krwawiący pośród głogów,

Różę, królewskiej godną chyba głowy!

Pentesilei niech triumf umila,

Kiedy boskiego pogromi Achila.

ARCYKAPŁANKA

Skoro królowa zwycięży, w podzięce

Kwiat jej królewski dadzą twoje ręce!

Do jej powrotu przechowaj go skrzętnie.

PIERWSZE DZIEWCZĘ

W przyszłości, kiedy przy dźwiękach cymbałów

Wyruszy w pole wojsko Amazonek,

Ruszymy z nimi, lecz nie tylko na łów

Wianków i róż, którymi cały dzionek

Sławić musimy triumf naszych matek.

Patrz, moje ramię już oszczep udźwiga,

Kamień z mej procy zawsze w sam cel śmiga!

Oto już dla mnie za kwiateczkiem kwiatek

Sam się zaplata w wianek oblubieńczy —

Ten, na którego strzałę mam, już miga

Wśród wojowników, dzielny i młodzieńczy.

ARCYKAPŁANKA

Tak sądzisz? — Hm, ty chyba wiesz najlepiej...

Masz chyba pewne róże na widoku?

Za rok, gdy nowych róż się plon rozszczepi,

Swojego chłopca znajdziesz sobie w tłoku.

Teraz do pracy, rozmowne młodzianki:

Prędko te róże splatajcie mi w wianki!

DZIEWCZĘTA

w zamieszaniu

Już!... Do roboty!... Prędzej!... Kosze złóż!

Chodź, Delio!... Charmion!... Fanio!... Dajcie róż!

Siadają parami

PIERWSZE DZIEWCZĘ

My — dla Ornytii wijemy ten wianek,

Przez nią Alcesta ramię zwyciężone...

TRZECIE DZIEWCZĘ

My — dla Partenion, siostro; jej kochanek

Pobity w walce — ma w tarczy Gorgonę.

ARCYKAPŁANKA

do uzbrojonych Amazonek

Cóż? Nie zechcecie zabawić swych gości?

Nie stójcież tak bezradnie, o dziewczęta!

Ja mam was uczyć zabiegów miłości?

Nie zapowiecie Różanego Święta

Słowem uprzejmym? Czyli was nie nęci

Spytać strudzonych, jakie mają chęci?

PIERWSZA AMAZONKA

Mówią, dostojna, że nic im nie trzeba.

DRUGA

Gniewni są na nas.

TRZECIA

      Uśmiechem ich darzę,

A oni z złością odwracają twarze.

ARCYKAPŁANKA

Ej, skoro źli są, to wy baczcie pilnie,

By ich uczynić dobrymi! Bo na co

Wyście ich w bitwie trafiały tak silnie?

Co się niebawem ma stać nieomylnie,

Powiedzcie im, a zaraz marsa stracą...

PIERWSZA AMAZONKA

do jednego z Jeńców

Czy chcesz, młodzieńcze, na kobiercach z puchu

Słodko odpocząć? Mamli kwietną wiosnę

W cieniu wawrzynów na łoże radosne

Tobie rozścielić, ty mój młody zuchu?

DRUGA

do innego

Czy mam z olejków perskich najwonniejszy

Z wodą źródlaną zmieszać, by rzeźwiąco

Ból zapylonych twoich stóp umniejszyć?

TRZECIA

Który z was młodych, co tak patrzą hardzi,

Gdy pomarańczy sok ten miłująco

Poda dłoń moja, darem tym pogardzi?

WSZYSTKIE TRZY

Czym służyć wam? Powiedzcie! Mówcie!

JENIEC

      Niczem!

PIERWSZA AMAZONKA

O cudzoziemcy z ponurym obliczem!

Cóż gnębi was, gdy nasza broń spoczywa,

Że was bojaźnią nasz widok przeszywa?

Ty, w złotym pasie, mów! Co cię przestrasza?

Może psy gończe czy lwia skóra nasza?

JENIEC

spojrzał na nią bystro

Mówcie, dla kogo te wieńce uwite?

PIERWSZA AMAZONKA

Dla kogo? Dla was!

JENIEC

      O niesamowite!

Więc chcecie wieść nas w wiankach z wonnych róż,

Jak proste zwierzę, pod ofiarny nóż?

PIERWSZA AMAZONKA

Do Artemidy świątyni, na gody!

W jej ciemny gaj na ślubne korowody,

Na zdrój rozkoszy niezmierny i nowy!

JENIEC

zdumiony, ściszonym głosem do towarzyszów

Czy był gdzie jaki sen tak kolorowy?

SCENA SIÓDMA

Zjawia się Naczelniczka. Ciż sami.

NACZELNICZKA

Tu cię, dostojna, widzę śród zabawy!

Tymczasem blisko, na odległość strzały,

Wojsko do krwawej zbroi się rozprawy!

ARCYKAPŁANKA

Wojsko! Gdzie? Powiedz!

NACZELNICZKA

      Tu, gdzie wylizały

Skamandru wody jar głęboki. Jeśli

W wiatr się wsłuchacie, co wieje nad skały,

To usłyszycie poszum niespokojny,

Szczęk broni, koni rżenie, krzyk, sygnały,

Wrzawę bojową, trąby i cymbały,

Cały spiżowy głos morderczej wojny —

I nad nim okrzyk gromowy królowej.

JEDNA Z KAPŁANEK

Kto skoczy chyżo na szczyt górki owej?

DZIEWCZĘTA

Ja! Ja!

Biegną na wzgórze

ARCYKAPŁANKA

      Królowej! To niewiarogodne...

Czemuż, gdy furie wojny jeszcze głodne,

Już nam gotować każe Święto Róż?

NACZELNICZKA

Co? Święto...? Rozkaz dała? Powiedz: komu?

ARCYKAPŁANKA

Mnie! Mnie!

NACZELNICZKA

      Gdzie? Kiedy?

ARCYKAPŁANKA

      Przed godziną już.

Stałam tu w cieniu tego obelisku,

Kiedy na tropie Achila, tu, blisko

Mnie, przeleciała cwałem na kształt gromu!

A ja spytałam śpieszącą: „Co będzie?”

,,Na święto jedziem!” — rzuciła mi w pędzie.

,,Gotuj, dostojna, całe kwiatów deszcze!”

PIERWSZA KAPŁANKA

do Dziewcząt

Widzicie ją? No, mówcie!

PIERWSZE DZIEWCZĘ

na wzgórzu

      Nie widzimy!

Żadnego hełmu odróżnić nie mogę.

Jak okiem sięgnąć, mgliste widzę dymy,

Cień chmur zasłonił słoneczną pożogę,

Tylko wojsk widać kotłujące chmary,

Na polu śmierci goniące ofiary.

DRUGA KAPŁANKA

Kryć będzie chciała odwrót swych oddziałów.

PIERWSZA KAPŁANKA

Tak sądzę również.

NACZELNICZKA

      Do boju gotowa,

Na wprost Pelidy, drwiąca z jego strzałów,

Stoi królowa, świeża jak jej perski

Rumak wysoko wspięty, a jej głowa

Skrzy się jak nigdy, taki z niej rycerski

Blask bucha, żar i taka radość nowa,

Jak gdyby młoda jej pierś marmurowa

Pierwszy raz w życiu wdychała dech wojny.

ARCYKAPŁANKA

Do czego zmierza jej duch niespokojny?

Tysiące jeńców — czy to jeszcze mało?

Roją się w lasach wszędy dookoła...

Cóż to jej zdobyć jeszcze pozostało?

DZIEWCZĘTA

na wzgórzu

O bogi!

PIERWSZA KAPŁANKA

      No, cóż słychać?

PIERWSZE DZIEWCZĘ

      Chodźcie, święte!

NACZELNICZKA

Cóż to jej zdobyć jeszcze pozostało?

DRUGA KAPŁANKA

Więc mówcież!

PIERWSZE DZIEWCZĘ

      Patrzcie, przez chmury rozcięte

Runęło słońce: snopy światła biją

Prosto na Peleidy skroń!

ARCYKAPŁANKA

      Na czyją?

PIERWSZE DZIEWCZĘ

Na jego skroń. O, patrzcie, siostry, w dal:

Świecący stoi na wzgórzu i w stal

Zakuty, on i rumak — od szafiru

I chryzolitu skrzy się promienniejszy!

Ziemia dokoła, zasnuta w cień kiru

Gromowej nocy, podkład najczarniejszy

Jednemu daje — i blaski swe traci,

By oddać przepych tej jednej postaci!

ARCYKAPŁANKA

Co naród, nas — obchodzić ma Pelida?

Czyż to przystoi córce Aresowej,

Królowej dzielnej — tak nadstawiać głowy?

do Amazonki

Pędź, Arsinoe, pędź przed jej oblicze

I w mej bogini imieniu jej powiedz:

Że stawił czoło Mars, wojenny łowiec!

Że na jej gniew ją wzywam, aby znicze

Wznieciła, w dom powiodła boga wojny

Oraz niezwłocznie w świątyni ojczystej

Dzień Święta Róż zaczęła uroczysty!

Amazonka wybiega

Czyż monarchini taki szał przystojny?

PIERWSZA KAPŁANKA

Czy tam królowej nie widzicie w dole?

PIERWSZE DZIEWCZĘ

ze wzgórza

Tak, tak! — Jaśnieje od niej całe pole!

KAPŁANKA

Gdzież jest?

DZIEWCZĘ

      Na wszystkich Amazonek czele!

Hej, w złotym stroju bojowym jak błyszczy,

Tańcząc ku niemu wojennie! I zda się,

Iż się do słońca tak zazdrością pasie,

Że je w swym locie prześcignie i zniszczy

Za to, że skroń mu ucałować śmiało!

Gdyby się chciała w niebo wzbić na wietrze,

Aby się zrównać z rywalką nad chmury,

Wspaniały rumak tej Marsowej córy

Nie mógłby lotniej nieść jej przez powietrze.

NACZELNICZKA

Cały królewski jej orszak paradny

Rzucił się panią ratować od zguby.

ARCYKAPŁANKA

do Naczelniczki

Czyliż nie było między wami żadnej,

Co by umiała ostrzec oszalałą?

NACZELNICZKA

Protoe klęła ją na wszystkie bogi

I wyczerpała najżarliwsze próby,

By ją nakłonić do powrotnej drogi.

Lecz dziś rozsądku głos nie jest jej luby:

Snadź serce młode przebite zostało

Na wskroś — Erosa najzdradliwszą strzałą.

ARCYKAPŁANKA

Co ty powiadasz, co?

DZIEWCZĘ

na wzgórzu

      Ha! Już się zwarli!

Bogi, wstrzymajcie pęd szalonej jazdy!

W tej chwili wzajem na siebie natarli,

Jak się zderzają dwie lecące gwiazdy!

ARCYKAPŁANKA

do Naczelniczki

O bezrozumna plotko, bądź przeklętą!

Trafiona strzałą? — Gdzie ją trafić miał?

Ją, nosicielkę pasa z dyjamentów,

Córę Marsową, której pierś odjęto,

Ów cel zatrutych upierzonych strzał?

NACZELNICZKA

Taka jest w ludzie opowiadań treść:

Meroe właśnie przyniosła tę wieść.

ARCYKAPŁANKA

Och, to jest straszne!

Amazonka wraca

PIERWSZA KAPŁANKA

      Co przynosisz? Mów!

ARCYKAPŁANKA

Spełniłaś rozkaz? Gadałaś z królową?

AMAZONKA

Za późno było! Przebacz! Brak mi słów...

Nie mogłam spotkać ciżbą otoczonej,

Gdy się zjawiała z coraz innej strony.

Ale znalazłam Protoe i mową

Jasną jej twoje powtórzyłam słowo.

Ona odrzekła — coś, lecz nie wiem prawie,

Czy usłyszałam dobrze w takiej wrzawie.

ARCYKAPŁANKA

No, cóż ci rzekła?

AMAZONKA

      Powstrzymała cwał

I jęła patrzeć łzawymi oczyma

Na swą królowę. Kto mi rozkaz dał?

Arcykapłanka — mówię — że się zżyma

Na oszalałą, co, ślepa jak burza,

Dla jednej głowy krwawy bój przedłuża.

Ona odrzekła: „Ty do swojej wracaj

Arcykapłanki — tak rzekła — o, tam

Na twarz niech padnie i modły zanosi,

Bo gdy się w walce tej głowy nie skosi,

Nie ma ratunku już — ni jej, ni nam!”

ARCYKAPŁANKA

Ach, prosto zmierza do piekielnej próby!

A nie pokona jej przeciwnik luby,

Wrogowi w łonie swym ulegnie raczej...

Nas wszystkie strąci w przepaść swojej zguby.

Już widzę dziób okrętu ukwiecony,

Co nas w kajdanach niesie w greckie strony,

Aż drwiąc, kotwica Helladę zahaczy...

PIERWSZA KAPŁANKA

O, już się zbliża wieść pełna rozpaczy!

SCENA ÓSMA

Zjawia się Namiestniczka. Te same.

NAMIESTNICZKA

Ratuj się, święta! Bacz, byś jeńców strzegła!

Całe tu wojsko Greków hurmem wali!

ARCYKAPŁANKA

Na wielkich bogów! Z czymżeś tu przybiegła?

PIERWSZA KAPŁANKA

Pentesilea gdzie?

NAMIESTNICZKA

      W boju poległa!

Całe nam wojsko Grecy rozsypali.

ARCYKAPŁANKA

Szalona! Cóż to wyrzekłaś za słowo?

PIERWSZA KAPŁANKA

do uzbrojonych Amazonek

Zabrać stąd jeńców zaraz, jak najdalej!

Amazonki wyprowadzają jeńców

ARCYKAPŁANKA

Powiedz: Gdzie? Kiedy?...

NAMIESTNICZKA

      Więc posłyszcie nową

Wieść, najstraszniejszą! Achilles i ona

Natarli na się jak burza szalona,

Gdy w chmurach gruchnie gromem w grom; i dzidy,

Słabsze od piersi, rozprysły się w drzazgi.

Lecz nie zachwiała się postać Pelidy,

Tylko królowa runęła na ziemię!

Leży bez ducha w śmierci dyjademie,

Na zemstę zdana; myślę, że na miazgi

Stratują teraz ją. Olimpie święty!

Lecz on bez ruchu stanął, niepojęty,

Wrósł w ziemię, blady śmiertelnie jak ona.

,,Na bogi! — woła. — Zabiłem! Już kona!”

I z konia skacze w jednym oka mgnieniu;

A wkoło trwa, zdrętwiały w przerażeniu,

Krąg Amazonek, pomny słów królowej,

Że tknąć nie wolno go pod karą głowy...

On zbliża się zuchwale do leżącej,

Pochyla się i zgarnia włos z jej czoła,

Własnym ramieniem podnosi ją drżący

I głośno własny czyn przeklinający

Z jękiem na powrót do życia ją woła!

ARCYKAPŁANKA

On? Jakże?

NAMIESTNICZKA

      „Precz, znienawidzony!” — grzmi

Całe nań wojsko. „Śmierć na jego głowę! —

Woła Protoe. — Gdy nie zejdzie mi,

To najcelniejsze strzały nań gotowe!”

I, na Pelidę nacierając konno,

Królowę ręką wyrywa obronną...

Wtem budzi się nieszczęsna z odrętwienia.

Prowadzą ją, rzężącą, poranioną

I z włosem dziko wiejącym z ciemienia,

W dalsze szeregi, z czułą troską o nią.

Aliści on, Achilles niepojęty,

Któremu Eros w piersi z zimnej skały

Rozpalił nagle dziwny serca żar,

Woła: „Siostrzyczki niechby poczekały!

Wiecznej przyjaźni przynoszę im dar!”

I miecz odrzuca, i tarczę, rękami

Pancerze z piersi zrywa z nieostrożna.

Dwojgiem rąk gołych — jak psa! — maczugami,

Gdyby nie zakaz, ubić by go można!

Tak za królową idzie między nami,

Jak gdyby wiedział, zuchwały, przeklęty,

Że jego żywot naszym strzałom święty.

ARCYKAPŁANKA

A któż ten wydał zakaz nieszczęśliwy?

NAMIESTNICZKA

Królowa! Któż by?

ARCYKAPŁANKA

      O straszliwe dziwy!

PIERWSZA KAPŁANKA

O, patrzcie, patrzcie! Na Protoe wsparta,

Chwiejna, tu idzie, od śmierci wydarta!

DRUGA

Wielcy bogowie! Widok przeraźliwy!

SCENA DZIEWIĄTA

Wchodzi Pentesilea, wsparta na rękach Protoe i Meroe, z orszakiem.

PENTESILEA

słabym głosem

Wszystkimi psami szczujcie go! Głowniami

Z ognia popędźcie na niego sto słoni!

Niech go sto kwadryg, zbrojnych w sierpy, goni,

Rozszarpie w sztuki i krwią pole splami!

PROTOE

Droga! Zaklinam... Na matki mogiłę...

Po twoim tropie idzie tu Pelida.

Uciekaj, przebóg, gdy ci życie miłe!

PENTESILEA

Tę pierś mi strzaskać, o Protoe droga!

Czy nie jest tak, jak gdybym lirę chciała

Podeptać za to, że do siebie, błoga,

W powiewie nocy imię me szeptała?

Jak ktoś, kto bestii pod nogi się kłoni;

Jakbym głaskała panterę, co do mnie

Z taką się myślą zbliża, jak ja do niej?

MEROE

Więc nie chcesz ujść?

PROTOE

      Więc nie chcesz się ocalić?

MEROE

Ucieczką gardzisz? Walki nieprzytomnie

Pożądasz? W zemście chcesz cała się spalić?

Tu, na tym placu, ma się stać rzecz straszna?

PENTESILEA

Mojaż to wina, że muszę orężem

O jego serce zabiegać rubaszna?

Czegóż chcę, wznosząc miecz swój nad tym mężem

Chcęż do podziemnych posłać go podwoi?

Na wielkich bogów! Ja go pragnę przecie

Tylko przycisnąć do tej piersi mojej!

PROTOE

Biedna!

ARCYKAPŁANKA

      Nieszczęsna!

PROTOE

      Szał w młodości kwiecie!

ARCYKAPŁANKA

Wciąż jej to jedno po głowie się snuje...

PROTOE

Padła — i to jej rozum odebrało.

PENTESILEA

z wymuszonym opanowaniem

Dobrze — jak chcecie — ja się opanuję,

Ujarzmię serce, aby nie krzyczało;

Że macie słuszność, sama teraz czuję,

Co trzeba, zrobię — i znajdę w tym radość.

Czemuż bym zaraz, jak bezsilne dziecię,

Którego chętce nie stało się zadość,

Z bóstwami zerwać miała? Gdy iść chcecie,

Idę!... Przyznaję, że byłoby miłe

Szczęście, lecz z nieba nie spadnie mi przecie,

Więc z niebem nie chcę mierzyć się na siłę.

Tylko pomóżcie wstać mi!... Dajcie konia!

Już was powiodę na ojczyste błonia...

PROTOE

Błogosławione niech będzie, władczyni,

Słowo królewskie, tak cenne jak złoto.

Droga odwrotu otwarta...

PENTESILEA

spostrzega wieńce w rękach Dziewcząt; z nagłym płomieniem na twarzy

      Ha! Co to?!

Kto kazał róże rwać?

PIERWSZE DZIEWCZĘ

      O monarchini,

Czy zapomniałaś? Pytasz?

PENTESILEA

      Kto?

ARCYKAPŁANKA

      Z tęsknotą

Wyczekiwany nastał dzień... Ach, czyli

Nie twoje własne usta rozkaz rzekły?

PENTESILEA

Przeklęty pośpiech oszalałej chwili!

Przeklęta myśl — gdy mord szaleje wściekły —

O przyszłej orgii myśl! O chuć zarazy,

Co w czystych duszach cór Aresa wyje

Jak wściekły pies, jak trąb spiżowe szyje,

Co wszystkich wodzów przekrzyczą rozkazy!

Czyż zwyciężyłam już, że na mój miecz

Triumf szyderstwem spadł? Z mych oczu precz!

Siecze wieńce z róż

PIERWSZE DZIEWCZĘ

Pani, co czynisz?!

DRUGA

zbierając rozrzucone kwiaty

      Ach, pięć mil dokoła

Nikt ci już żadnych uzbierać nie zdoła,

Już wiosna nowych nie wyda ci wstecz...

PENTESILEA

Oby mi wiosna cała zwiędła!

Oby ten glob, na którym stoję,

Jak kwiat ten złamał się na dwoje!

Oby się światów więź rozprzędła,

Jak ten rozplatam wieniec róż!

O Afrodyto!

ARCYKAPŁANKA

      To straszne!

PIERWSZA KAPŁANKA

      Zgubiona!

DRUGA

Eryniom dusza jej oddana już!

INNA

na wzgórzu

Siostry, zaklinam was!

PENTESILEA

      Co widzi ona?

KAPŁANKA

na wzgórzu

Achilles na zgubę idzie tobie i nam!

PROTOE

Więc na kolanach: uciekaj! — zaklinam...

PENTESILEA

Ach, moja dusza do śmierci znużona.

Siada

PROTOE

Straszna! Co czynisz?

PENTESILEA

      Kto chce, niech ucieka.

PROTOE

Ty chcesz...?

MEROE

      Ty zwlekasz?

PROTOE

      Ty chcesz...?

PENTESILEA

      Chcę tu zostać.

PROTOE

Szalona!

PENTESILEA

      Rzekłam. Widzisz: jam kaleka.

Nie mogę stać... Niech na mnie nikt nie czeka!

PROTOE

Z kobiet najstraszniej zgubiona! Chcesz sprostać

Zbliżającemu się — słyszysz — Pelidzie...?!

PENTESILEA

bezsilnie

Niechaj się zbliża... Dobrze... niech tu idzie

I niech żelazną postawi mi nogę

Na karku mym. Kwitnące lica czemu

Przyrównać się nie mają błotu temu,

Skąd się zrodziły? Za koniem wleczona

W dół głową, wskażę powrotną mu drogę!

Ciało młodości pełne, co już kona,

Ciśnięte w hańbie na tym polu kaźni —

Do rozszarpania niech zgrai sobaczej

I krukom niechaj na żer odda! Raczej

Być prochem niż kobietą, co nie drażni.

PROTOE

Moja królowo!

PENTESILEA

zrywając naszyjnik

      Precz, przeklęte szychy!

PROTOE

O wy bogowie tam! Czy to jest cichy

Spokój, co usta mi twoje przyrzekły?

PENTESILEA

zrywa klejnoty z głowy i z rąk

Precz z mojej głowy! Na coście się zdały,

Wy, bezradniejsze niż lica i strzały!

Zgińcie wy, blichtry, którymi oblekły

Dziś mnie te ręce do bitwy — i ręce,

Zgińcie — i słowa, co, kładąc strój klęski,

Kłamały, że to będzie strój zwycięski!

Jak to mnie ślicznie zwodziły dziewczęce

Me pochlebczynie dokoła zwierciadła,

Że cudem kształtów tych każdego znęcę!

Oby zaraza na ich czary padła!...

GRECY

za sceną

Naprzód, Pelido! Naprzód, przyjaciele!

Już kroków do niej zostało niewiele!

KAPŁANKA

na wzgórzu

Diano! Boginie! Ratunku! Słyszycie?

Ty ratuj się, królowo! Ty się strzeż!

PROTOE

Serce siostrzane! O ty moje życie!

Nie chcesz uciekać? Nie?

Pentesilea wybuchając płaczem opiera się o drzewo. Protoe siada obok niej, w nagłym wzruszeniu

      A więc jak chcesz.

Jeśli nie możesz, nie chcesz — szkoda łez.

Ja będę z tobą!... A co być nie może,

Co nie jest, co przekracza sił twych kres

I czegoś zdziałać niezdolna: strzeż, Boże,

Bym żądała od ciebie!... Wy, kapłanki

I siostry, idźcie do domu pleść wianki!

Ja i królowa zostajemy tu!

ARCYKAPŁANKA

Nędznico! Wzmacniasz jej chęci okropne?

MEROE

Miałażby nie móc uciec?

ARCYKAPŁANKA

      Nie móc? Ona?

Skoro jej z zewnątrz nic — ni los, ni głos

Nie zatrzymuje, tylko nieroztropne

Własne jej serce?

PROTOE

      Ono — to jej los!

Tobie żelazne wydają się pęta

Nierozerwalne — prawda? Otóż ona

Zerwałaby je może, matko święta —

Ale nie zerwie uczucia, o matko,

Z którego drwisz. Co w niej jest, to wie ona —

A każda pierś czująca jest zagadką!

O szczyt walczyła dobra życiowego;

Już je musnęła, miała: wyciągniona

Dłoń już za słaba, by sięgnąć innego.

Pójdź, skończ je teraz tu na piersi mojej.

Co boli? Czego płaczesz?

PENTESILEA

      Bóle, bóle...

PROTOE

Gdzie?

PENTESILEA

      Tu.

PROTOE

      Jak znaleźć, co ciebie ukoi?

PENTESILEA

Nic, nic, nic.

PROTOE

      Spokój... Cicho cię utulę,

Wszystko przeminie.

ARCYKAPŁANKA

półgłosem

      Szalone!

PROTOE

tak samo

      Milcz, proszę!

PENTESILEA

A gdyby uciec... gdyby... Powiedz: jak

Odnajdę siebie?

PROTOE

      Stąd do Farzos, tak

Jak stoisz, pójdziesz dziś. A tam po trosze

Zbiera się twoich hufiec rozsypany.

Ty wypoczywasz, leczysz swoje rany,

By jutro, skoro świt, silna i zdrowa,

Wojnę dziewiczą rozpocząć od nowa.

PENTESILEA

Gdyby to mogło być!... Gdybym zdołała!

Ach, rzeczy, których dłoń ludzka nie zdzierży,

Zdziałałam — takie, w które nikt nie wierzy...

Na rzut ten siebie postawiłam cała.

Rozstrzygająca leży kość! Och, leży!...

Pojąć to muszę — i to, żem przegrała.

PROTOE

Nie, słodkie serce! Nie daj temu wiary!

Sił twoich nie mierz według takiej miary!

Losu, o który grasz, nie ceń tak mało,

Tak nisko — abyś o nim mniemać miała,

Że to, co wart ów los, już dlań się stało.

Czy perły, które twój oddech porusza

Na szyi białej — to zasobność cała,

Na którą zdobyć się może twa dusza?

Ileż to rzeczy, które się nie śniły,

Czekają, byśmy je w Farzos spełniły!

Chociaż — co prawda — już za późno prawie...

PENTESILEA

po niespokojnym geście

Gdyby popędzić...? Ach, szałem się dławię!

Gdzie stoi słońce?

PROTOE

      Tam, w samym zenicie,

Nim noc zapadnie, doszłabyś do celu.

Zawrzemy sojusz, przed Grekami skrycie,

Z wojskiem Dardanów; do ich statków wielu

Zakradniem się nad morze, do zatoki;

Nocą, na dany znak — ich flotę całą

Z dymem puścimy, obóz weźmiem szturmem;

Uderzym wroga tyły, front i boki;

Starty, rozbity w puch, rzuci się hurmem

W rozsypkę, w pogrom... a nam by zostało

Wieńczyć głów tyle, ile się zachciało!

O, jakim szczęściem będzie taka chwila!

I prędzej znajdę własny zimny grób,

Nim spocznę w walce, która się przesila!

Ach, ujrzeć, jak się kwiat marzeń rozchyla

I jak nareszcie zuchwałość Achila

Unicestwiona pada u twych stóp!

PENTESILEA

patrzyła tymczasem prosto w słońce

Obym na skrzydłach rozłożona, szumna,

Wiatry dzieliła!

MEROE

      Co to?

PROTOE

      Powiedz siostrze!

MEROE

Co widzisz, pani?

PROTOE

      Źrenica utkwiona...

PENTESILEA

Wiem, za wysoko! Za górnie! Zbyt dumna...

On w wiecznych kręgach ognia się rozpostrze

Igrać tęsknotą wokół mego łona.

PROTOE

Kto, o najlepsza królowo?

MEROE

      Zgubiona...

PENTESILEA

Dobrze. — Którędy droga?

Zbiera się do drogi i wstaje

MEROE

      Idziesz, pani?

PROTOE

A więc powstajesz? — O moja władczyni,

Uczyń to zatem tak, jak olbrzym czyni!

Nie drżyj, chociażby z podziemnej otchłani

Piekło się całe na ciebie wywlekło!

Stój, mocno stój! I chodź!... Cóż cię urzekło?

Stój tak potężnie, jak stoi sklepienie,

Bo każdy głaz osobny runąć chce!

Czoło jak zwornik nadstaw niewzruszenie

Boskim piorunom i krzycz: „Trafcie mnie!”

Niechaj rozłupią cię do samych nóg,

A ty nie zadrżyj, od posad do szczytu,

Póki dech jeden wapna i granitu

Twą młodą pierś podtrzymać będzie mógł!

Daj dłoń.

PENTESILEA

      Czy tędy?

PROTOE

      Masz bezpieczną skałę,

By przemknąć poprzez jej głazy zwietrzałe,

Lub wygodniejszą drogę przez dolinę.

Którą, królowo, wybrać wolisz?

PENTESILEA

      Skałę!

Będę o tyle bliższa mu... tu zginę.

PROTOE

Komu, królowo?

PENTESILEA

      Ręce mi podajcie!

PROTOE

Skoro przekroczysz tamtą górkę małą,

Będziesz bezpieczna.

PENTESILEA

nagle, doszedłszy do mostu, staje

      Ale posłuchajcie:

Jedno, nim pójdę, jeszcze mi zostało.

PROTOE

Tobie zostało?

MEROE

      Cóż to?

PROTOE

      Siostro luba!

PENTESILEA

O przyjaciółki, jedno! Obłąkana

Byłabym chyba, gdyby taka próba

Miała pozostać niewypróbowana...

PROTOE

niechętnie

Oby trzęsienie ziemi nas porwało!

Nie ma ratunku.

PENTESILEA

z przerażeniem

      Co się tobie stało?

Co jej zrobiłam, że tak srodze pała?

ARCYKAPŁANKA

Ty myślisz...?

MEROE

      Czy... w tym miejscu twoje losy...?

PENTESILEA

Nic, nic takiego, bym ją rozgniewała.

Chcę skałę Idy wtoczyć na szczyt Ossy

I stanąć tam... i w chmury rozwiać włosy.

ARCYKAPŁANKA

Chcesz? Idę wtoczyć?!

MEROE

      Wtoczyć chcesz na Ossę?!

PROTOE

obróciwszy się

Bogowie wszyscy, strzeżcie ją!

ARCYKAPŁANKA

      Nieszczęście!

MEROE

nieśmiało

To dzieło jest Gigantów...

PENTESILEA

      Ach, nie wniosę?

Czy od Gigantów ja mam słabsze pięście?!

MEROE

Ty? Od Gigantów...?

PROTOE

      Nieba!

ARCYKAPŁANKA

      A... jeżeli?

MEROE

Gdy zdziałasz, czego nikt się nie ośmieli?

PROTOE

Gdybyś... Co wtedy...?

PENTESILEA

      Co? Głupie! Dogonię!

Za złoto jego ognistego włosa

Ściągnę do siebie go...

PROTOE

      Kogo?!

PENTESILEA

      Heliosa!!!

Gdy będzie w pędzie mijał moje skronie!

Wszystkie spoglądają po sobie w oniemiałym przerażeniu

ARCYKAPŁANKA

Siłą porwijcie ją!

PENTESILEA

spogląda w dół, w rzekę

      Ach, cóż za dziwa!

Wszak on tu leży, u mych nóg! — Masz! Jestem...

Chce rzucić się do rzeki, Protoe i Meroe powstrzymują ją

PROTOE

Biedna ty moja!

MEROE

      Bezcielesnym gestem,

Jak wiotka suknia, ona z rąk nam spływa.

KAPŁANKA

na wzgórzu

Achilles idzie tu ze zgrają mnogą!

A hufce dziewic wstrzymać go nie mogą!

AMAZONKA

Ratunku! Bogi! Idą już zuchwalce!

Ratujcie dziewic królowę!

ARCYKAPŁANKA

do Kapłanek

      Uciekać!

Nie nasze miejsce w rozpętanej walce!

Arcykapłanka, Kapłanki i Dziewczęta uchodzą.

SCENA DZIESIĄTA

Gromada Amazonek zjawia się, z łukami w rękach. Też same.

PIERWSZA AMAZONKA

woła poza scenę

Precz stąd, zuchwały!...

DRUGA

      Nie słyszy...

TRZECIA

      Czy czekać

Mamy wciąż jeszcze, siostry, na rozkazy

I wlec się za nim z męstwem owczej trzody?

Co czynić? Mów, Protoe!

PROTOE

zajęta królową

      Tysiąc razy

Wystrzelcie strzały nań!...

MEROE

do otoczenia

      Podajcie wody!

PROTOE

...Lecz dbajcie, by go nie zabiła żadna!

MEROE

do Amazonek

Wody daj, mówię! Cóż stoisz bezradna!

KSIĘŻNICZKA

z orszaku królowej

Tu!

Podaje wodę

TRZECIA AMAZONKA

do Protoe

      Nie bój się!

PIERWSZA

      Uwaga! W dłoń rynsztunek!

Niech włos, niech lica muska strzała zdradna,

Dając kosztować śmierci pocałunek!

Gotują łuki.

SCENA JEDENASTA

Achilles zjawia się bez broni, hełmu i zbroi, za nim kilku Greków. Te same.

ACHILLES

Cóż? O dziewice, w kogo wasze strzały

Wycelowane? W tę pierś bez pancerza?

Czy która jedwab ten zedrzeć zamierza,

Byście me serce bijące ujrzały?

PIERWSZA AMAZONKA

Zdzieraj, gdy chcesz!

DRUGA

      Bez tego zadam ranę!

TRZECIA

Strzelaj dokładnie tam, gdzie trzyma dłoń!

PIERWSZA

Niech strzała serce ni to liść nadziane

Porwie ze sobą...

GŁOSY

      Celuj! Strzelaj! Goń!

Strzelają mu nad głową

ACHILLES

Zostawcie! Okiem wy trafiacie celniej!

Na olimpijskich bogów, to nie żarty!

Jestem do głębi zraniony śmiertelnie

I rozbrojony, oto całkowicie

U nóżek waszych kładę się rozdarty.

PIĄTA AMAZONKA

trafiona dzidą spoza sceny

O Artemido!

Pada

SZÓSTA

tak samo

      Biada!

Chwieje się

SIÓDMA

tak samo

      Wojny boże!

Pada

PIERWSZA

jednocześnie z Meroe

Obłędny!

MEROE

zajęta królową, jednocześnie z pierwszą Amazonką

      Pani moja!

CZWARTA AMAZONKA

      Skąd ten szał?

DRUGA

Zwie się bezbronnym!

PROTOE

zajęta królową

      Ona wstać nie może.

TRZECIA AMAZONKA

A zbiry robią rzeź, gorze nam, gorze!

MEROE

A nasze siostry padają od strzał!

PIERWSZA AMAZONKA

Dajcie sierpową kwadrygę!

DRUGA

      Słyszycie!

Dogami poszczuć go!...

TRZECIA

      I kamieniami

Pogrzebać śmiałka!

KSIĘŻNICZKA

z orszaku opuszcza nagle królową

      A więc — łuk gotowy!

Zdziera łuk z ramienia i napina go

ACHILLES

zwraca się do coraz innej z Amazonek

To nie do wiary; głos ten słodko gra mi,

Srebrzyście kłamiąc treści waszej mowy.

Ty o błękitnych oczętach, ty wcale

Nie pragniesz, by mnie rozszarpały dogi.

Ni ty, co wstrząsasz złotych włosów fale!

Gdyby na wasz przedwczesny okrzyk wrogi

Zerwały smycze wyjące potwory,

Wasz nagły przestrach rzuciłby się skory

Pomiędzy bestie i mnie — męskie serce,

Co dla was bije, chronić w poniewierce.

PIERWSZA AMAZONKA

Bezczelny!

DRUGA

      Słyszysz, jak chytrze się puszy!

PIERWSZA

Chce miodem pochlebstw...

Obraca się

      Patrzcie, ręce czyje

Łuk napinają! — Zaraz go ubije...

Cicho rozstąpcie się, siostry mej duszy!

PIĄTA

Cóż to?

CZWARTA

      Nie pytaj. Niech nikt się nie ruszy!

TRZECIA

Masz strzałę! Bierz ją, tu!

KSIĘŻNICZKA

nakłada strzałą na cięciwę

      Uda mu zszyję.

ACHILLES

do jednego z Greków, który obok niego wymierzył z łuku

Traf ją!

KSIĘŻNICZKA

      O bogi!

Pada

PIERWSZA AMAZONKA

      Aa, potwór straszliwy!!

DRUGA

Sama zabita ze zdradnej cięciwy!...

TRZECIA

A tam się zbliża nowy oddział wroga!

SCENA DWUNASTA

Z drugiej strony zbliżają się Etolczycy z Diomedesem na czele; wkrótce za nimi, od strony Achillesa, Odyseusz z wojskiem.

DIOMEDES

O Etolczycy dzielni, tędy droga!

Za mną!

Prowadzi ich przez most

PROTOE

      O święta! Ratuj, Artemido!

Już po nas! Już przepadłyśmy! Już idą!

pomocą kilku Amazonek przenosi królową z powrotem na pierwszy plan sceny

AMAZONKI

w popłochu

Jesteśmy w matni! Otoczone! Zdrada!

Podła pułapka! Precz stąd, precz! Niewola!

Odcięto nas! Ratunku! Biada, biada!

DIOMEDES

do Protoe

Poddajcie się!

MEROE

do uciekających Amazonek

      Szalone! Dokąd? Stać!

Protoe, patrz!

PROTOE

przy królowej

      O, precz! O, goń ich, złam!

I jeśli możesz, przynieś wolność nam!

Amazonki rozpraszają się. Meroe wybiega za nimi

ACHILLES

Naprzód! Ruszamy! Gdzież jej głowa?

JEDEN Z GREKÓW

      Tam!

DIOMEDES

Poddajcie się, powiadam jeszcze raz!

PROTOE

Zwycięzcy poddam ją, gdy przyjdzie czas!

Jeden Achilles ma prawo ją brać!

Nie ty!

DIOMEDES

      Więc precz z nią!

ETOLCZYK

      Naprzód!

ACHILLES

odpycha Etolczyka

      Od niej wara!

Albo natychmiast sczeźniecie jak gady!

Moja jest! Precz stąd! Przebrała się miara!

DIOMEDES

Tak. Twoja! Patrzcie! Cóż to za zabawa?

Z jakich powodów to?

ACHILLES

      Dość tej tyrady!

Jeden jest powód z lewa, drugi z prawa.

Daj!

PROTOE

      Tu. Ja twojej nie lękam się zdrady.

ACHILLES

biorąc królową w ramiona

Nie, nie.

Do Diomedesa

      Ty idź i goń, i zwycięż w boju;

Mnie tu potrzeba kilku chwil spokoju.

Jeśli mnie kochasz — precz! Co chcę, to zrobię!

Piekłu bym wydarł ją, nie tylko tobie!

Układa ją na korzeniu dębu

DIOMEDES

Niech i tak będzie.

ODYSEUSZ

na czele wojska ciągnący przez scenę

      Każdy inną stroną!

Achilu, szczęścia! Naprzód, nim ochłoną!

Odyseusz i Diomedes znikają wraz z wojskiem po stronie Amazonek.

SCENA TRZYNASTA

Pentesilea, Protoe, Achilles, orszaki Greków i Amazonek.

ACHILLES

Otworzył zbroję królowej

Ona nie żyje.

PROTOE

      O, niech się zamroczy

Wieczyście oko jej na nędzny los.

Lękam się bardzo, że otworzy oczy.

ACHILLES

Gdzie ją trafiłem?

PROTOE

      Twój straszliwy cios

Rozdarł jej pierś; nadludzką wstała siłą.

Przyprowadziłyśmy tutaj omdlałą

I przemknąć miałyśmy za tamtą skałą.

Lecz czy się z bólu ciało przesiliło,

Czy nie ostała się dusza udręce —

Twoje zwycięstwo ducha jej dobiło;

Nogi omdlały, zmieszała się głowa —

I, niedorzeczne wymawiając słowa,

Drugi raz martwa padła mi na ręce.

ACHILLES

Drgnęła!... Widziałaś?

PROTOE

      O bogi na niebie!

Więc nie spełniła jeszcze dna kielicha?

O, żałośliwy widok, patrz...

ACHILLES

      Oddycha.

PROTOE

Jeśli ci serce litości nie wzbrania,

Jeśli uczucie nie wygasło w tobie,

Jeżeli nie chcesz zabić jej ni w grobie

Najstraszniejszego zamknąć obłąkania —

Jedną mą prośbę spełń, Pelido.

ACHILLES

      Mów!

PROTOE

Oddal się, proszę! Odstąp, o wspaniały,

Sprzed jej oblicza, gdy się zbudzi znów!

Ona otworzy oczy lada chwila...

Nim słońce nowe nie wzejdzie nad skały,

Usuń ten orszak, nie daj tu nikomu

Przyjść, co powita ją słowami sromu:

,,Ty jesteś jeńcem wojennym Achila”.

ACHILLES

Tak nienawidzi mnie?

PROTOE

      Nie pytaj o to.

Gdy ją nadzieja znowu z śmierci dróg

Wprowadzi w życie, niech z ową sromotą

Pierwszym, co spotka, nie będzie jej wróg.

Ileż to rzeczy w sercu kobiet żyje,

Co nie stworzone na oczy niczyje!...

Skoro już musi, jak los każe zły nam,

Witać cię tak, jak inni jeńcy twoi —

Nie żądaj tego wcześniej, ach, zaklinam!

Aż się jej dusza na to nie uzbroi.

ACHILLES

Chcę, wyznam, by zaznała tego sama,

Co uczyniłem synowi Priama.

PROTOE

Coś rzekł, okropny!

ACHILLES

      Czy tego się boi?

PROTOE

Tak straszne zadać zamierzasz jej męki?

To młode ciało, człowieku zażarty,

Jak dziecko w kwiaty, zdobne w krasy wdzięki,

Ty chcesz haniebnie, jako trup rozdarty...?

ACHILLES

Powiedz jej, że ją kocham.

PROTOE

      Jak? To słowo...

ACHILLES

Na nieba, jak! Nakazem miłowania:

Czysto, z tęsknotą w sercu — w niewinności,

Jednak z gorącą chęcią jej zabrania.

Ja chcę uczynić ją swą królową.

PROTOE

Na wszystkich bogów! Powtórz te sprzeczności!

Ty, chcesz... chcesz...?

ACHILLES

      Teraz czy zostać mi wolno?

PROTOE

Niech twoje stopy ucałuję, boski!

Gdybyś tu nie był, teraz — pełna troski

Wszędzie po ciebie iść byłabym zdolną!...

O, patrz, otwiera powieki...

ACHILLES

      Tak, drgnęła...

PROTOE

Grecy, oddalcie się! Teraz do dzieła!

Ty za tym dębem skryj się, Achillesie!

ACHILLES

Precz, przyjaciele, gdzie was wzrok poniesie!

Orszak Achillesa usuwa się

PROTOE

do Achillesa, który staje za drzewem

I wcześniej, błagam, wyjść się nie odważaj,

Póki cię słowo nie przywoła moje.

Któż by obliczył jej duszy nastroje!

ACHILLES

ukrywa się za pniem

Niech tak się stanie.

PROTOE

      A teraz — uważaj!

SCENA CZTERNASTA

Pentesilea, Protoe, Achilles, orszak Amazonek.

PROTOE

Pentesileo! Moja marzycielko!

W jakich odległych światach senne roje

Duszy twej błądzą z niepewnością wielką?

Jakby twą pierś opuścił duch niechętny;

Gdy w nią już wkracza, jak królewicz młody,

Szczęście, zdziwione, iż pełen urody

Dom stoi pusty, więc odchodzi smętny,

Aby odlecieć w niebiańskie ogrody...

Czy gościa ręce nie wstrzymają twoje?

Oprzyj się o mnie, ja ciebie ukoję.

PENTESILEA

Gdziem jest?

PROTOE

      Królowa siostry nie poznała?

Czyli ten most i owe głazy gołe

Nic ci nie mówią? Ni ta wiosna cała?

Spójrz na dziewice stojące przy tobie:

Jak u wrót świata lepszego, wesołe

Wołają: „Witaj w szczęśliwej nam dobie!”

Wzdychasz. Co ciebie trwoży?

PENTESILEA

      Ach, Protoe!

Co za widziadła przyśniłam straszliwe!

O, jakże słodko — łzy płyną gorące —

Po przebudzeniu serce ledwo żywe

Na twoim sercu usłyszeć bijące!

Śniłam... że byłam w bitwie, że mię

Trafił oszczepem Pelida; i w brzęku

Spiżowej zbroi runęłam na ziemię;

Ziemia oddźwiękła głuchym echem jęku...

I gdy me wojsko znika rozgromione,

A ja, rażona, leżę nieprzytomnie —

Zeskoczył z konia, idzie w moją stronę,

Krokiem triumfu przybliża się do mnie...

Mocnym ramieniem chwyta mnie pod serce...

Po sztylet sięgnąć już nie może ręka!

Jestem w niewoli! Śmiejąc się, szyderce

Wloką mnie w namiot jego! Co za męka!

PROTOE

O nie, najlepsza królowo! Twej duszy

Wspaniałomyślnej szyderstwo nie zgłuszy!

Gdyby ten sen prawdziwy był: ach, wierzaj,

Raj by się tobie otworzył na ścieżaj!

I zobaczyłabyś, jak w hołdzie może

Pada syn bogów u twych nóg w pokorze.

PENTESILEA

Biada mi, gdybym tej hańby dożyła

I rękę dała mężowi niezbrojną,

Jeśli go miecza nie zjedna mi siła!

PROTOE

Spokojną bądź, królowo.

PENTESILEA

      Co? Spokojną?...

PROTOE

Czyż nie spoczywasz na mej piersi wiernej?

Tak los zniesiemy najmniej miłosierny.

PENTESILEA

Taka spokojna byłam, jak te wody

Drzemiące w skał zatoce — wiew najmniejszy

Żadnym uczuciem nie mącił pogody...

To słówko „spokój” wstrząsnęło mnie nagle

Jak wiatr od morza, który wydął żagle.

Czemuż ma spokój być najpotrzebniejszy?

Tak osobliwa stoisz, skamieniała,

Jak gdybyś nagle dziką i obrzydłą

Twarz poza mymi plecami ujrzała,

Którą ci grozi szkaradne straszydło!

Wszak słyszysz, że to płód tylko snów...

Co?... Albo może?... Jest?... Naprawdę?... Mów!

Gdzie jest Meroe... Megarys?...

Ogląda się i nagle spostrzega Achillesa

      Ohydo!

Jego to postać za mną stoi żywa.

Już ręka wolna...

Dobywa sztyletu

PROTOE

      Stój, o nieszczęśliwa!

PENTESILEA

Bronisz, nikczemna?!

PROTOE

      Ratuj ją, Pelido!

PENTESILEA

Ha, wściekła, chcesz, by jego noga butna

Na karku mym stanęła!

PROTOE

      Artemido!

PENTESILEA

Odejdź, powiadam...!

PROTOE

      Przyjrzyj się, okrutna!

Czyli nie stoi za tobą bezbronny?

PENTESILEA

Co? Gdzie?

PROTOE

      No, tak! A gdy zażądasz, skłonny

Sam dobrowolnie nałożyć okowy.

PENTESILEA

Nie, mów!

PROTOE

      Achilu, ona mi nie wierzy,

Więc to, co rzekłam, potwierdź swymi słowy!

PENTESILEA

On jeńcem moim?

PROTOE

      Gdzie ma swych żołnierzy?

ACHILLES

który tymczasem podszedł bliżej

O, w najpiękniejszym znaczeniu, królowo!

Jeniec pobity chętnie się powierzy

Na życie całe — twych oczu okowom.

PENTESILEA

ukrywa twarz w dłoniach

PROTOE

Widzisz, słyszałaś... słowa jego własne!

Gdyście się starli, padł, jak ty, na wznak;

Gdy ległaś, w pył nurzając włosy jasne,

My rozbroiłyśmy jego — czy tak?

ACHILLES

Tak, odebrano mi broń i w te tropy

Przyprowadzono pod twoje mnie stopy.

Zgina przed nią kolano

PENTESILEA

po chwili

Więc pozdrowiony bądź, pełen urody,

Wdzięku żywota, piękny bożku młody!

O serce moje, teraz spuść z łańcucha

Nagromadzoną krew, co nań czekała

Niema, gorąca, w ciemni mego ciała!

Krwi moja młoda, niech żyłami bucha

Twój śpiew zachwytu! Uskrzydlone gońce

Rozkoszy mej, otwórzcie soków zdrój!

Niech w licach moich zapłoni się strój

Kraśnej chorągwi wiejącej pod słońce:

Syn Nereidy, Achilles, jest mój!!

Wstaje

PROTOE

Królowo droga, hamuj burzę słów!

PENTESILEA

postępując naprzód

Do mnie, dziewice, chwałą uwieńczone,

Wy Marsa córy, co od stóp do głów

Jeszcze jesteście bitwą zakurzone!

Każda mi chłopca, wziętego w pogoni,

Za dłoń sprowadzi i kwiatami spęta;

Z koszami róż przybliżcie się, dziewczęta!

Gdzie wasze wianki są dla tylu skroni?

Wybiec na pola! Pustka i posucha?

Jeśli już wiosna dla kwiatów zamknięta,

Niech je wasz oddech z niwy tej wychucha!

I do roboty wy, kapłanki Diany!

Niech mi się z grzmotem świątyni wierzeje

Na wielki blask i zapach kadzidlany

Jak wrota raju otworzą! Rozwiany

Niech sukien trzepot głośno się rozśmieje!

Dać mi przed ołtarz rosłe, piękne zwierzę

O krótkich rogach... błysk noża je zwali

Na świętym miejscu, w bezgłośnej ofierze,

Aż zadrżą mury kolumnowej sali.

Hej, gdzie jesteście, służebne od zniczy!

Z marmurów żwawo zmyjcie krew ofiary

Olejkiem perskim, co na węglach syczy!

Podkasać szaty! Napełnić puchary!

Zadąć mi w trąby, rozszaleć cytary!

Niechaj pomiesza firmamentu szyki

Zachwyt zawrotnej, szalonej muzyki!

Protoe! Pomóż szczęściem się zachłysnąć!

Wymyśl, siostrzyczko, jak by z moich źrenic

Szał od boskiego większy mógł wytrysnąć,

Szał róż i śpiewu, szał tańca i szklenic —

Gody weselne zbrojnych oblubienic!

PROTOE

z powstrzymywanym wzruszeniem

Radość cię gubi i ból jednakowo:

Jedno i drugie w szaleństwo cię wtrąca!

Czyś już do kraju powróciła zdrowo?

Spójrz naokoło! Gdzie jesteś, królowo?

Gdzie twe kapłanki? Gdzie rzesza broniąca?

PENTESILEA

tuli się do niej

O, zostaw mnie, Protoe! Pozwól duszy

Na chwilę w fali pogrążyć się czystej,

Jak zbrudzonemu dziecku. Dość katuszy!

Ilekroć muśnie mnie nurt przeźroczysty,

Jedna się plama na mym sercu zmywa.

Zgraja Eumenid ucieka straszliwa...

Już bogów jakby bliskość mnie owiewa!

Zaraz w ich chórze mój głos się rozśpiewa...

Nigdym na śmierć nie była tak gotowa!

Lecz ty mi powiedz: czy mi przebaczyłaś?

PROTOE

Władczyni moja!

PENTESILEA

      O, ja wiem, wiem... Miłaś

I dobra! Twoją jest mej krwi połowa!

Nieszczęście, mówią, podnosząco działa;

Jam, przyjaciółko, tego nie doznała.

Mnie rozgorycza, niepojęcie judzi

Roznamiętnieniem na bogów i ludzi...

Jak wrogi jest mi każdy błysk radości,

Kiedy na cudzym obliczu zagości!

Dziecię na łonie, które matka pieści,

Zdaje się w spisku przeciw mej boleści!... Teraz bym chciała w uniesieniu szczerem,

By był radosny i szczęśliw, kto żywy.

w bólu być może człowiek bohaterem.

Boski jest wtedy, kiedy jest szczęśliwy!

Teraz do rzeczy! Niech mój huf

Wraz do odmarszu będzie skory;

Bacznie mi dojrzeć koni, psów;

Z jeńcami ruszą w ślad tabory

W stronę ojczyzny...

PROTOE

do siebie

      Roi znów!

PENTESILEA

Gdzie jest Likaon?

PROTOE

      Kto?

PENTESILEA

z czułą niechęcią

      Cóż za pytanie!

On, twój kwitnący bohater i jeniec

Zdobyty mieczem. Gdzie jest? Niech tu stanie!

PROTOE

zmieszana

Królowo moja, w lesie ten młodzieniec

Wśród brańców został pod staranną strażą.

Bo Amazonki, jak im prawa każą,

W domu dopiero łaską jeńców darzą.

PENTESILEA

W lesie! — Sprowadźcie tu ptaszę z wyraju!

Stopy twe pragną jego rąk uwicia!

Proszę, kochana, sprowadź go z ukrycia.

Trwasz przy mym boku jak przymrozek w maju,

Hamując radość młodzieńczego życia.

PROTOE

do siebie

O nieszczęśliwa! Nuże, idźcie tedy

Tu mi go z jeńców sprowadzić czeredy.

Daje znak jednej z Amazonek, która odchodzi

PENTESILEA

Gdzie są dziewczęta? Wijcie wianki wonne!

Spostrzega róże na ziemi

Patrz! Róże, cudnie pachnące, na ziemi!

Skąd się tu wzięły?

Przesunęła, ręką po czole

      Ach, sny zabobonne!

Do Protoe

Arcykapłanka przeszła tędy z niemi?

PROTOE

Ja... nie widziałam jej wcale tą porą...

PENTESILEA

Więc skąd się tutaj owe róże biorą?

PROTOE

prędko

Ogołociły dziewczęta te niwy

I zostawiły jeden kosz z kwiatami.

Dziwnie, zaiste, wypadek szczęśliwy...

Chcesz? Dla Pelidy splotę wieniec żywy

Z róż, które pachną pod twymi stopami.

Siada pod dębem

PENTESILEA

Najukochańsza! Wzruszasz mnie do głębi!

Hej! O stu płatkach ta róża czerwona

To mój jest dar na wieniec Likaona.

Podnosi także kilka róż i siada obok Protoe

Siostry, śpiewajcie! Dusza ma się kłębi,

Niech zabrzmi śpiew, ogrzeje nastrój zimny!

DZIEWCZĘ

z jej orszaku

Co każesz śpiewać?

INNA

      Pieśń zwycięstwa?

PENTESILEA

      Hymny.

DZIEWCZĘ

Niech będzie tak. O, biedna! Zaśpiewajcie!

CHÓR DZIEWCZĄT

z muzyką

Ares uchodzi!

Patrz, jak jego zaprząg biały

Ku Orkusowi poprzez dymy brodzi!

Otwarły mu obrzydłe Eumenidy,

Za nim wrota znów pozamykały.

JEDNA Z DZIEWCZĄT

Gdzie jesteś, Hymenie?

Zapal pochodnię i świeć, i świeć!

Hymenie, do nas leć!

ACHILLES

w czasie śpiewu zbliża się potajemnie do Protoe

Te osobliwe po cóż korowody?

PROTOE

Zaraz, dostojny, odgadniesz powody —

Bądź jeszcze chwilę cierpliwie spokojny.

Po uwiciu wianków Pentesilea zamienia wieńce z Protoe; trwają w uścisku, spoglądając na girlandy. Muzyka milknie. Amazonka wraca

PENTESILEA

Rozkaz spełniłaś?

AMAZONKA

      Likaon, o pani,

Książę Arkadii, za chwilę tu stanie.

SCENA PIĘTNASTA

Pentesilea, Protoe, Achilles, Amazonki.

PENTESILEA

Do mnie chodź, słodki Pelido, tu do mnie!

Pójdź, tu się połóż u mych nóg spokojnie...

Zbliż się, najczulszych mych marzeń nadziejo!

Lękasz się stanąć przed Pentesileą?

Nienawiść czujesz, że zmogłam cię w wojnie?

ACHILLES

u jej nóg

Jak nienawidzi kwiat słoneczny promień.

PENTESILEA

Dobrześ powiedział, synu Nereidy!

Więc patrz też we mnie jak w słoneczny promień...

Ty jesteś ranny, na łuk Artemidy!

ACHILLES

Draśnięty w ramię — widzisz — ranka mała.

PENTESILEA

Nie myśl, Pelido, żem wśród oszołomień

Walki na życie się twoje zawzięła. Chciała cię zwalczyć moich ramion siła;

Lecz kiedyś runął, to jam zazdrościła

Tej szarej ziemi, która cię przyjęła.

ACHILLES

Jeśli mnie kochasz, niech klęska i wina

Nie martwią cię. O ranie zapomniałem.

PENTESILEA

A więc przebaczasz mi?

ACHILLES

      Ach, sercem całem!

PENTESILEA

Teraz mi powiedz — jak sobie poczyna

Miłości mały bożek uskrzydlony,

Gdy lwa srogiego chce ujarzmić szpony?

ACHILLES

Gładzi, tak myślę, jego szorstką twarz,

Aż złagodnieje.

PENTESILEA

      Dobrze, a więc masz

Cichutko siedzieć jak szara ptaszyna,

Kiedy jej pętlę zakłada dziewczyna.

Bo mego serca uczucia, mój miły,

Na twą się szyję, jak ręce, rzuciły.

Oplata go wieńcami

ACHILLES

Kim, o kobieto, jesteś osobliwa?

PENTESILEA

Rzekłam: cichutko! Dowiesz się niedługo...

Ten pnącz różany niech z twej głowy spływa

Na kark, ramiona... o, tak... jasną strugą

Niechaj opada aż pod nogi twoje

I znów ku czołu niech pną się powoje!

Wzdychasz, mój miły?

ACHILLES

      Wdycham warg twych woń.

PENTESILEA

przechyla się wstecz

To cudne róże taki zapach sieją.

Co?

ACHILLES

      Chciałem zerwać — i pokłułem dłoń.

PENTESILEA

Zerwiesz je, miły, gdy tylko dojrzeją.

Jeszcze jeden wieniec składa na jego czole

Teraz się stało. Czyliś zobaczyła,

Jak mu do twarzy kwietne te słodycze?

Patrz, jak jaśnieje to chmurne oblicze!

Młodziutki dzień zaiste, moja miła,

Gdy z gór go wiodą niewstrzymane Hory,

Sypiąc perłowe pod stopy kolory,

Nie jest tak miękki, do uśmiechu skory.

Patrz! Czy mu oko nie zalśniło łzawie?

Gdy się mu przyjrzeć, można zwątpić prawie,

Czy to jest on.

PROTOE

      Kto, mówisz?

PENTESILEA

      On, Pelida!

Powiedz, czy ten, któremu pod ciosami

Przed twierdzą padł największy Priamida,

To byłeś ty? Własnymi tyś rękami

Przywiązał go do woza i w dół głową

Przytroczonego wlókł dokoła Troi?

Wzruszonyś? Przemów? Co cię niepokoi?!

ACHILLES

To ja.

PENTESILEA

przyjrzawszy mu się bystro

      Powiada, że on.

PROTOE

      On, królowo!

W tej bym go zbroi rozpoznać nie miała?

PENTESILEA

Jak to?

PROTOE

      O, popatrz, to przecież ta zbroja,

Którą dlań Tetys, o królowo moja,

Od Hefajstosa wyłudziła śmiała.

PENTESILEA

Jako swojego teraz ja cię wieńczę

Tym pocałunkiem, o boski młodzieńcze,

Nieokiełzany. A tobie powiadam:

Do mnie należysz, młody mój szaleńcze;

Gdy cię kto spyta, mów, że ja ci władam!

ACHILLES

Ty, która do mnie w blasku spływasz jasna;

Zjawisko dziwne — ktoś ty, niepojęta?

Jak nazwę ciebie, gdy dusza ma własna,

Czyją jest duszą, sama nie pamięta?

PENTESILEA

Gdy spyta ciebie własna twoja dusza,

Niech te przymioty będą mym imieniem.

Ten pierścień złoty weź: niech swoim lśnieniem

O prawdzie zjawy myśl w tobie porusza;

Gdy go pokażesz, powiodą cię do mnie,

Ale imiona i pierścienie miną!

Gdybyś to wszystko zagubił niepomnie,

Czy by mój obraz na zawsze ci zginął?

Czy myśleć możesz go każdą godziną?

ACHILLES

To jest tak pewne, jak w diamentach ryte.

PENTESILEA

Słysz: Amazonek ja jestem królową,

Z matki Otrere — (a pieśń „wielką” zwie ją),

Szczep mój rodziną zwie się Aresową;

A mnie nazywa lud Pentesileą.

ACHILLES

Pentesilea!

PENTESILEA

      Rzekłam.

ACHILLES

omdlewając

Skona mój łabędź, twe imię śpiewając!

PENTESILEA

Daję ci wolność; możesz, kędy chcesz,

Wśród wojsk dziewiczych chadzać według woli.

Inny mój łańcuch ty nałożyć śpiesz:

Lekki, jak kwiaty, łańcuch, co nie boli,

Chociaż od spiżu mocniej serce skowa.

Lecz nim ten łańcuch cały pieszczotliwie

Wykuty będzie w ostatnim ogniwie,

By poprzez traf i czas swą moc zachować —

Ty do mnie wrócisz, młody przyjacielu.

Do mnie, rozumiesz, która zawsze stoję

I o potrzeby, i życzenia twoje.

Czy chcesz powrócić?

ACHILLES

      Jak konie do celu

Wonnego żłobu, co żywi ich siłę.

PENTESILEA

Wierzę. Dotrzymaj, gdy ci szczęście miłe.

Do Temiscyry zaraz powracamy.

Aż do odmarszu wszystko jest dla ciebie:

Moje namioty z purpury i lamy

I niewolnicy we wszelkiej potrzebie

Na każdy znak królewskiej twojej woli.

Lecz gdy mnie w drodze, pojmujesz, ogarnie

Troska niejedna, niech cię nie zaboli,

Że masz z jeńcami razem kroczyć karnie.

W domu dopiero, Nereidy synu,

Oddać się tobie mogę całą duszą...

Teraz me serce liczne sprawy głuszą...

ACHILLES

Niechaj tak będzie.

PENTESILEA

do Protoe

      A teraz do czynu;

Gdzie Arkadyjczyk twój?

PROTOE

      O pani, miła...

PENTESILEA

Tak bym, Protoe, zobaczyć tu chciała,

Jak by go własna twoja dłoń wieńczyła.

PROTOE

On przyjdzie rychło, w różach i weselu...

PENTESILEA

wstaje

Iść muszę.

ACHILLES

      Co?

PENTESILEA

      Wstać pozwól, przyjacielu!

ACHILLES

Uciekasz? Idziesz? Teraz, w takiej chwili?

Zanim twe boskie, wytęsknione słowo

Tylu tajemnic rąbka mi uchyli?

PENTESILEA

O przyjacielu, w domu!

ACHILLES

      Tu, królowo!

PENTESILEA

W domu, najdroższy, w domu!... Teraz idę!

PROTOE

wstrzymuje ją, zaniepokojona

Dokąd zamierza iść moja władczyni?

PENTESILEA

zaskoczona

To dziwne! Pytasz, co królowa czyni?

Szukać Megarys i Meroe idę,

Zlustrować wojsko! Czyż w pustej zabawie

Wiecznie gawędzić mam tu, na Kronidę?

PROTOE

Wojsko rozpierzchło się w walnej obławie

I gromi Greków; dobrze sobie radzi,

Zostaw je, tobie potrzeba spokoju.

Gdy rzekę przejdą, po zwycięskim boju

W triumfie wojsko tu się przyprowadzi.

PENTESILEA

rozważa

Hm!... Na to pole... Czy na pewno? Ile?

PROTOE

Na pewno, wierzaj mi!

Po chwili usuwa się znów

PENTESILEA

do Achillesa

      Więc jeszcze chwilę...

ACHILLES

Cóż to ma znaczyć, pani osobliwa,

Że na zastępów czele, jak Atene,

Jak deszcz, co z chmury niespodzianie spływa,

Wpadasz w wir bitwy na trojańską scenę?

Co ciebie gna, w pancerny spiż zakutą,

Jak rozwścieczoną Furyję w tej wojnie

Na Greków plemię z niepojętą butą?

A wystarczyłoby w całej ozdobie

Raz się jedynie ukazać spokojnie,

By wszystkich mężów rzucić do nóg tobie!

PENTESILEA

Ach, Peleido! Słodka, czuła sztuka

Kobieca nie jest przez bogów mi dana!

Nie jestem taką, co, rozkołysana

poezją snów, kochanka sobie szuka:

I kiedy w kwiatach młodość pląsy święci,

Wzrokiem spłonionym ku sobie go nęci:

I w wonnym gaju, skroś słowiczy ton,

Gdy świta zorza, cicho głowę skłoni

Na jego piersi, by rzec — że to on!

Ja muszę szukać w bitewnej pogoni

Chłopca, któremu bije moje łono,

I schwytać siłą mych pancernych dłoni

Tego, co przyjąć mam na pierś stęsknioną.

ACHILLES

Skądże to płynie, odkąd — takie prawo —

I niekobiece, i nieprzyrodzone,

Ludzkości obce tak dziwnie i krwawo?

PENTESILEA

Z odległych urn prawiecznie uświęcone,

Spływa nam ono z boskiej czasu czary,

Nam niedostępnej, którą niebo mgławo

Na wieki w chmurne schowało opary.

Takie wyrocznie od pramatek idą;

My przyjmujemy je milcząc, Pelido.

ACHILLES

Wyraźniej mów!

PENTESILEA

      Więc dobrze! Słuchaj zatem.

Gdzie teraz naród Amazonek włada,

Tam żyła ongiś, w zgodzie z całym światem,

Posłuszna bogom scytyjska gromada.

Kaukazu piękna, żyzna ziemia cała

Od dawien dawna ich ziemią się zwała.

Aż zjawia się Weksorys, król Etiopów,

U stóp Kaukazu, kiedy naród drzemie,

I w strasznej rzezi, na kształt zżętych snopów,

Starców, młodzieńców, mężów, wodzów, chłopców

Zwala pokotem na skrwawioną ziemię!

Tak najwspanialsze wyginęło plemię.

I rozgościli się jak barbarzyńce,

Zuchwale hańbiąc ojczyznę i dom,

Rabując żyzne pola i gościńce;

I by dopełnić miar naszej ohydy,

Gwałtem wciągnęli w miłosne bezwstydy

Niewiasty nasze w swoich łożnic srom,

Wprost z mogił mężów powlekli złoczyńce.

ACHILLES

Los, o królowo, straszny; lecz jesteście

W zamian udzielnym królestwem niewieściem.

PENTESILEA

Człek zniesie ucisk średniego brzemienia,

Lecz zrzuca w buncie wszelakie przemoce

I każdy ciężar, co nie do zniesienia...

Cicho spędzały tajnie całe noce

W świątyni Marsa nieszczęsne kobiety:

Łzami modlitwy żłobiły marmury,

A w łożach hańby skrywały sztylety,

Wyszlifowane w ostrza bransolety,

Klamry, pierścienie... Tak matki i córy

Króla Etiopów wesela rok cały

Z naszą królową Tanais czekały.

A gdy odeszły ślubne korowody,

Królowa w pierś mu wbiła ostrze noża!

Miast nikczemnika Mars odprawił gody —

I wszystkie łotrów sztyletami w łożach

W tę jedną noc na śmierć załaskotały.

ACHILLES

Tak bohaterskie rzadko są narody.

PENTESILEA

Więc oto lud nasz postanowił w radzie:

Wolne jak wiatry w otwartej równinie

Jest plemię kobiet po tak wielkim czynie

I nie podległe już mężczyzn gromadzie.

Państwo udzielne niech stworzone będzie,

Państwo niewieście, do którego żadne

Wszechwładne męskie nie wniknie orędzie,

A które sobie samo będzie władne,

Sobie poddane i samozaradne,

Posłuszne berłu Tanais królowej!

Mężczyzna, jeśli granice przekroczy,

Zamknie natychmiast na wieki swe oczy;

A każdy chłopiec generacji nowej,

Skoro narodzi się, dozna zagłady,

By do Hadesu odejść w ojców ślady!

Świątyni Marsa roją się krużganki.

Wielka Tanais wstąpiła na stopnie,

Jako strażniczka powziętej ustawy

W najuroczystszej tej godzinie sławy,

By łuk otrzymać z rąk arcykapłanki,

Znak władzy króla. Wtem z wyniosłej blanki

Taki się nagle ozwie głos pochopnie:

,,Szyderstwo mężczyzn ściągnie państwo takie

I pierwsze lepsze zniszczą je napady!

Jakże my w boju mamy być jednakie,

Słabe kobiety, których ramion siły

Dwie pełne piersi nazbyt osłabiły!

W strzelaniu z łuku nie damy im rady!”

Królowa na to w bezruchu zamiera...

Lecz gdy strach blady szerzy się falami,

Prawą pierś swoją strasznym cięciem zdziera

I krzyczy: „Żadnej tchórzostwo nie splami!

Zwać wy będziecie się Amazonkami,

Co «bezpierśnymi» znaczy!...” Na te słowa

Na skroń koronę przyjęła królowa.

ACHILLES

Tej by się wszyscy z podziwem skłonili,

Za taką ludy z ubóstwieniem idą!

Cała się moja dusza przed nią chyli.

PENTESILEA

Ogromna cisza nastała, Pelido,

I słychać było szmer, jak łuk upada

Kapłance — trupio twarz jej była blada...

Wielki łuk runął, państwa godło złote,

Trzykroć zadźwięczał na stopniach marsowych

Głosami dzwonów, by zapaść w martwotę,

Jako śmierć niemy, pod stopą królowej...

ACHILLES

Tak. Ale mniemam, że to oczywiste,

Iż nikt królowej w tym nie naśladował?

PENTESILEA

Nikt, Achillesie? Sądzisz? Ach, zaiste,

Nikt tak nie działał żywo jak królowa!

ACHILLES

zdumiony

Co? A więc jednak?

PENTESILEA

      Coś rzekł?

ACHILLES

      Nie do wiary!

Byłbyż prawdziwy straszny ten mit stary?

Otaczające cię śliczne postaci

Obrabowane? Za wartość tak niską

Każda nieludzko, tak zbrodniczo płaci?

PENTESILEA

Ty nie wiedziałeś tego?

ACHILLES

kładzie głowę na jej piersi

      O królowo!

Najczulszych, młodych to uczuć siedlisko

Tak barbarzyńsko, w szale...

PENTESILEA

      Cofnij słowo!

Do tej się lewej uczucia schroniły

I tam mieszkają wszystkie, bliżej serca.

Żadnego tobie nie zbraknie, mój miły!

ACHILLES

Zaiste! Twoja opowieść przewierca

Na wskroś mą duszę, niby sen zawiły.

Lecz dalej!

PENTESILEA

      Co?

ACHILLES

      Jeszcześ mi koniec winna.

Nadmiernie dumna ta rzeczpospolita,

Bez ręki męskiej, tak od wszystkich inna —

Jakże się krzewi? Jak w przyszłość rozkwita?

PENTESILEA

Ilekroć według rachunku rocznego

Królowa państwu chce na miejsce strat

Przydać, co śmierć skosiła najlepszego,

Zwołuje swych obywatelek kwiat...

Urywa i patrzy nań

Czemu uśmiechasz się?

ACHILLES

      Ja?

PENTESILEA

      Mnie się zdało,

Że się uśmiechasz.

ACHILLES

      Do twojej urody!

Daruj mi — nagle tak mi się zwidziało,

Że mi z księżyca zstąpiłaś na gody...

PENTESILEA

po pauzie

Ilekroć według rachunku rocznego

Królowa państwu chce na miejsce strat

Przydać, co śmierć skosiła najlepszego,

Zwołuje swych obywatelek kwiat

Do Temiscyry; w świątyni zaklina,

By Artemida na ich młode łona

Łaskę zesłała, aby zapłodniona

Każda przez Marsa była. Tak zaczyna

Święto się nasze, święcone w cichości,

Święto Kwitnących Dziewic. A my zawsze

Czekamy, póki słońce najłaskawsze

Śniegów nie schucha, kwiatów nie rozmości.

Święta kapłanka Diany do świątyni

Natenczas idzie, aby Aresowi

W modlitwie zanieść prośbę monarchini.

Czasem jej Ares wcale nie odpowie...

Lecz gdy wysłuchać jej prośby zamierza,

Arcykapłanka od niego się dowie,

Jakiego wskazał nam ludów rycerza,

Który miast niego, czysty i dorodny,

Jako zastępca przyjść do nas jest godny.

Skoro już ludu imię i kraj znane,

Wszędy się okrzyk radości rozdzwoni.

Oblubienice Aresa wybrane

Broń otrzymują z matek swoich dłoni,

Włócznie i strzały; a ciała oplata,

Gorliwych rąk radością wspomagane,

Szczelna, weselna ich pancerna szata...

W radosny dzień wymarszu załopocą

Trąby stłumionym dźwiękiem — i w milczeniu

Na konie siada huf dziewiczy nocą —

I tajemniczy, niewyraźny w cieniu Jak widmo w księżyc gna zaczarowany,

Przez góry, puszcze, doliny, kurhany,

W dalekie kraje, w ten obóz wybrany...

Dotarłszy doń, czekają na granicy,

Wypoczywając jeszcze przez dwa dni,

By jak huragan, co płomieniem drży,

Wpaść w mężów ciżbę, jako wilcy dzicy,

I najdzielniejszych z tych, co pokonani,

Zmieść ku ojczyźnie, Aresowi w dani.

Tam znajdą radość dla znękanych dusz

W licznych obrzędach, których ja jedynie

Imiona znam, na przykład: Święto Róż —

Do których nikt, bo marną śmiercią zginie,

Zbliżyć się nie ma prawa prócz wybranek.

Aż wzejdzie ziarno w wiosennym rozkwicie...

Wówczas jak królów, w ostatni poranek,

W dzień Święta Matek, kiedy zwiądł już wianek,

Na pięknych wozach odprawią o świcie...

Najradośniejszą nie jest to godziną,

Wierz mi — bo liczne łzy gorące płyną.

Niejedno serce w ponurej boleści

Nie może pojąć, za jaką przyczyną

w modlitwie imię Tanais się mieści.

O czym ty marzysz?

ACHILLES

      Ja?

PENTESILEA

      Ty.

ACHILLES

roztargniony

      Ukochana,

Chciałbym tak dumać do samego rana.

I mnie tak samo odeślesz z powrotem?

PENTESILEA

Nie wiem, najdroższy!... Nie wiem, nie myśl o tem!

ACHILLES

Zaiste, dziwne!

Zamyśla się

      Jeszcze powiedz jedno.

PENTESILEA

Mów, przyjacielu, śmiało. Chętnie powiem.

ACHILLES

Dlaczego, walcząc z Greków całym mrowiem,

Mierzyłaś właśnie we mnie? Niech się dowiem:

Czy byłem znany ci?

PENTESILEA

      Trafiłeś w sedno.

ACHILLES

Skąd?

PENTESILEA

      Nie wyśmiejesz mnie? Nie będziesz zły?

ACHILLES

z uśmiechem

„Nie wiem, najdroższa” — powiem tak jak ty.

PENTESILEA

A więc... się dowiesz. — Dwadzieścia już razy

I trzy przeżyłam jasne Święto Róż

(A zawsze z dala głośny krzyk ekstazy

W gaju słyszałam), kiedy Ares, już

Przy zgonie matki, na oblubienicę

Swoją wyznaczył mnie. Tę tajemnicę

Zwierzyła mi Otrere konająca.

Księżniczka bowiem z domu królewskiego

Nigdy się z własnej swej woli nie wtrąca

W kwitnących Dziewic Święto; bóg dlatego,

Gdy jej zapragnie, uroczyście zgoła

Sam ją kapłanki ustami powoła.

Matka leżała, blada, bliska zgonu

w moich ramionach, gdy boskie orędzie

Marsa dotarło do mnie, do stóp tronu:

,,Do Troi, córo, zbrojna ruszaj w pędzie,

A tam, pojmawszy mnie, do domu zmierzaj!”

I nigdy żadni zastępcy, ach, wierzaj,

Oblubienicom tak nie byli mili,

Jak Grecy, co tam pod Troją walczyli.

Na wszystkich rogach, na rynkach od świtu

Słyszano pieśni głośnego zachwytu,

Sławiące czyny heroicznej wojny:

Jabłko Parysa, porwanie i zdradę,

Jak wiedzie flotę Atrydów huf zbrojny,

Bitwę bryzejską, okrętów pożary

I śmierć Patrokla, i jaką paradę

W zemsty triumfie ty, heros bez miary,

Święciłeś; bitwy narodu sławnego

I wszystkie wielkie czyny czasu tego.

W łzach rozpłynięta, ledwie nieszczęśliwa

Słyszałam rozkaz, co do mnie przybywa

W tę matki mojej godzinę konania.

,,Daj zostać, matko, u twojego boku;

Po raz ostatni twego mi widoku

Trzeba; niech nikt stąd dziś mnie nie wygania”.

Lecz ona, godna, co już dawno chciała

Wysłać mnie w pole — bez potomków bowiem

Korona łupem cudzym by się stała:

,,Idź, słodkie dziecko — rzekła — Mars cię wzywa!

Na wieniec czeka Peleidy głowa!

Staniesz się matką, dumna i szczęśliwa...”

PROTOE

Więc jego imię rzekła ci Otrere?

PENTESILEA

Tak, o Protoe, kazało matczyne

Do własnej córki zaufanie szczere.

ACHILLES

Skąd? Czy nie wolno? Wyjaw mi przyczynę!

PENTESILEA

Tak, nie wypada, aby Marsa córa

Wroga wśród bitwy wybierała dzika;

Bóg sam jej w walce wskaże przeciwnika.

Najwspanialszego gdy napotka która,

To ptaka szczęścia pochwyci za pióra.

Czy tak, Protoe?

PROTOE

      Tak jest.

PENTESILEA

      Lałam żale

Przez cały miesiąc, długi, boleściwy,

Nad grobem matki mojej nieszczęśliwej,

Po blask korony nie sięgając wcale,

Póki mnie wreszcie w głośnych upomnieniach

Lud, który pałac mój tłumnie okolił,

Do wojny gotów, ze snu nie wyzwolił

I nie posadził na tron. Z tego śnienia

Wyszłam zbolała do Marsa świątyni;

Dano mi dźwięczny Amazonek łuk.

Czułam, że matka, wielka monarchini,

Nade mną krąży — i przyrzekłam przy niej

Spełnić jej wolę i spłacić jej dług.

Na jej grobowiec najwonniejsze róże

Rzuciwszy jeszcze, ruszam na wyprawę

Z armią kobiecą, na Troi przedmurze,

Aby tam spełnić w Amazonek chórze

Nie tyle Marsa, ile matki sprawę.

ACHILLES

Żal za umarłą poraził na chwilę

Moc twą, co zdobi mężną pierś dziewczyny.

PENTESILEA

Kochałam ją.

ACHILLES

      I dalej?

PENTESILEA

      W zbrojnej sile

Już do Skamandru dotarłam doliny.

W miarę jak wasze oglądałam czyny

I gwar wojenny grał mi w każdej żyle,

Ból ginął — w duszy rozwarł się upojny,

Wielki i szumny świat radosnej wojny!

I pomyślałam: jeżeliby cała

Historia wielkich powtórzyć się miała

I bohaterów tłum, ach, cały Eden

Z gwiazd do mnie zstąpił — jednak bym nie chciała

Lepszego znikąd niżeli ten jeden,

Różany w wieńcach, które jemu wiłam,

Kochany, dziki, słodki heros siły,

Straszny zwycięzca Hektora!... Mój miły!

Ty moja wieczna myśl, gdy czujna byłam,

Ty moja wieczna bajka, kiedy śniłam!

Przede mną leżał cały świat rozpięty

Jak siatka wzoru; w każdym oczku jego

Jeden z twych czynów wielkich był zaklęty;

A każdy czyn ramienia walecznego

Wprost w serce me, jak w chustę czystą, białą

Barwami ognia życie haftowało.

Widziałam, jakeś przed obronną Troją

Uchodzącego zwalił Priamidę;

Jak zapłoniony zwycięskim bezwstydem

Zwróciłeś twarz: on za kwadrygą twoją

Po nagiej ziemi włóczył krwawe ciało;

Jak Priam błagał ciebie w twym namiocie —

Rzewnie płakałam, kiedy mi się zdało,

Że w bezlitosnej twej piersi zadrgało

Uczucie.

ACHILLES

      Cudna!

PENTESILEA

      Cóż, gdym poprzez krocie

Ujrzała nagle ciebie w środku boju...

Ciebie samego w Skamandru dolinie,

Gdy się zjawiłeś w walecznej drużynie

Jak wielka gwiazda w bladych gwiazdek roju!

Tak samo pono zbladłyby me lica,

Gdyby tak nagle z Olimpu, ogromnie,

Na białokonnym wozie, w błyskawicach

Sam Mars, bóg wojny, zajechał tu do mnie!

Gdy mi uciekłeś, stałam oślepiona

Zjawiskiem twoim, jak kiedy od gromu

Z hukiem rozedrze się nocna opona!

Bramy Elizjum przeraźliwie jasno

Przed duchem się otworzą i zatrzasną.

Wtedy, Pelido, zgadłam w głębi łona,

Skąd to uczucie płynie po kryjomu:

Bóg mnie miłości dopędził w gonitwie.

Dwie się przede mną odsłoniły drogi:

Albo cię zdobyć, albo zginąć w bitwie...

I — z losów dwóch zdobyłam bardziej błogi!

Na co tak patrzysz?

Słychać szczęk broni w oddali

PROTOE

cicho

      Błagam, bogów synu!

Natychmiast musisz wyznać miłość swoją.

PENTESILEA

powstaje

Idą Argiwi, wstawajcie! Do czynu!

ACHILLES

powstrzymuje ją

Spokój! To jeńcy zabrani pod Troją.

PENTESILEA

Jeńcy?

PROTOE

szeptem do Achillesa

      Na Styks! To Odys z armią całą!

Cofają się, Meroe gna za niemi!

ACHILLES

do siebie wściekły

Niech skamienieją!

PENTESILEA

      Mówcie! Co się stało?

ACHILLES

z wymuszoną radością

Ty mi urodzisz, piękna, boga ziemi!

Wtedy powstanie Prometeusz w raju

I człowieczemu plemieniu ogłosi:

Tu stał się człowiek mojego rodzaju!

Lecz nie za tobą nasz los mnie ponosi;

Raczej ty pójdziesz do mojej krainy,

Tam ja cię bowiem po skończonej wojnie

Powiodę, strojną w róże i wawrzyny,

I na tron ojców posadzę dostojnie.

Szczęk broni coraz bliższy

PENTESILEA

Co? Jak? Ni słowa nie rozumiem...

NIEWIASTY

w popłochu

      Bogi!

To straszne! Wielkie nieba!

PROTOE

      O Pelido!

Ty chcesz...?

PENTESILEA

      Co to ma znaczyć?!

DZIEWCZĘTA

      Na nas idą!

ACHILLES

Nic, nic, nie lękaj się, mój skarbie drogi!

Widzisz, już czas, byś teraz usłyszała,

Jaki los tobie przez bogów zesłany.

Co prawda miłość tobie mnie wydała

I będę wiecznie dźwigał te kajdany;

Lecz w walce jeńca jam wziął w twej osobie!

To ty pod nogi padłaś mi, wspaniała,

Gdyśmy się zwarli w bitwie — nie ja tobie!

PENTESILEA

porywa się

Straszliwy ty!

ACHILLES

      Ja proszę cię, królowo,

Opanuj się i słuchaj, jako skała,

Gońca, co oto pędzi tu jak strzała,

Jakieś mi niosąc nieszczęśliwe słowo.

Albowiem on nie powie nic królowej,

Twoje są losy zamknięte na wieki;

Tyś w mej niewoli — a pies Hadesowy

Nie tak ci srogiej udzieli opieki!

PENTESILEA

Ja?!... w twej niewoli?

PROTOE

      Tak jest. Promień zgasł...

PENTESILEA

wznosi ramiona

Moce niebieskie! Ja przyzywam was!

SCENA SZESNASTA

Zjawia się Adrastos, za nim orszak Achillesa z jego zbroją. Ci sami.

ACHILLES

Co niesiesz mi?

ADRASTOS

      Ach, uchodź, Achillesie!

Bo los wojenny kapryśny i chwiejny,

Sto Amazonek zwycięskich tu niesie!

Prosto tu pędzą jak chmurna zawieja,

A głośnym hasłem ich: Pentesilea!

ACHILLES

wstaje i zdziera z siebie wieńce

Dawać tu zbroję! Kiełzać konie!

Kwadrygą wrzasków im zabronię!

PENTESILEA

drżącymi usty

Patrz, jaki straszny... on-że to jest sam?

ACHILLES

dziko

Jak są daleko stąd?

ADRASTOS

      Tu, w tej dolinie,

Złoty półksiężyc ich widać, o — tam!

ACHILLES

zbrojąc się

Zabierzcie ją!

JEDEN Z GREKÓW

      Lecz dokąd?

ACHILLES

      Aż przeminie

Bitwa, niech czeka w obozie. Ja sam

Zaraz tam będę.

GREK

do Pentesilei

      Powstań!

PROTOE

      Biada, biada!...

PENTESILEA

odchodzi od zmysłów

Już dla mnie gromem straszny Zeus nie włada?!

SCENA SIEDEMNASTA

Odyseusz i Diomedes z wojskiem. Ci sami.

DIOMEDES

przeciąga przez scenę

Opuść ten plac, egiński bohaterze!

Jedyną drogę, jaka ci zostaje,

Odetną wraz niewiasty; radzę szczerze:

Chroń się!

Przechodzi

ODYSEUSZ

      Zabierzcie królowę, Achaje!

ACHILLES

do wodza

Aleksys! Udziel jej pomocy, proszę!

GREK

do wodza

Nie rusza się.

ACHILLES

do wodzów, którzy go obsługują

      Daj tarczę! Gdzie są dzidy? —

Do królowej, która stawia opór

Pentesileo!

PENTESILEA

      Synu Nereidy!

Nie chcesz ty za mną iść do Temiscyry?

Nie chcesz ty za mną iść do mej świątyni,

Co jasno świeci przez cyprysów kiry?

Jeszcze nie wszystko ty wiesz...

ACHILLES

już w pełni uzbrojony, staje przed nią i podaje jej rękę

      Monarchini,

Do mej ojczyzny!

PENTESILEA

      O! Do Temiscyry!

O przyjacielu! Tam będziesz szczęśliwy,

Gdzie lśni świątynia przez cyprysów kiry!

Choćbyś miał w Grecji nieśmiertelnych niwy,

Chcę, luby, z tobą iść do Temiscyry,

Gdzie lśni świątynia przez cyprysów kiry!

ACHILLES

podnosi ją

Wybacz, najdroższa! Jako Zeus na niebie,

Taką świątynię wzniosę ci u siebie.

SCENA OSIEMNASTA

Meroe i Asteria z wojskiem Amazonek.Osoby z poprzedniej sceny.

MEROE

Ustrzelcie go!

ACHILLES

obraca się ku niej

      Czyś spadła tutaj z burzą?

AMAZONKI

pchając się między Pentesileę i Achillesa

Królowę uwolnijcie!

ACHILLES

      Na mą dłoń!

Chce królowę pociągnąć za sobą

PENTESILEA

Nie chcesz ty za mną iść...?

Amazonki napinają łuki

ODYSEUSZ

      O precz, na koń!

Tu opór na nic!

Porywa z sobą Achillesa. Wszyscy Grecy uchodzą.

SCENA DZIEWIĘTNASTA

Arcykapłanka Diany z Kapłankami, Amazonki z poprzedniej sceny.

AMAZONKI

      Triumf! Grecy tchórzą!

PENTESILEA

po chwili

Przeklęty taki triumf, precz!

Przeklęty język, co go głosi!

Przeklęty wiatr, co go roznosi!

Kto los wojenny cofa wstecz?

Czy mnie nie zdobył jego miecz?

Skoro ród ludzki między sobą walczy,

A wrogiem nie jest lew lub gad padalczy:

Gdzie jest to prawo, co by siłą

Jeńca, co poddał się z ochotą,

Z mocy zwycięzcy wyzwoliło?

Synu Nereidy!

AMAZONKI

      Wielkie bogi! Co to?

MEROE

Najdostojniejsza kapłanko Dyjany!

Błagam cię, zbliż się...

ASTERIA

      Ona zagniewana,

Że wyzwoliłyśmy ją z pęt tyrana!

ARCYKAPŁANKA

wychodzi z tłumu niewiast

Zaiste, dzień ten ukoronowany

Został, przyznaję, dostojna królowo,

Przez twoich przekleństw obelżywe słowo

Nie dość, że mało dbając o zwyczaje,

W polu ty sobie szukasz przeciwnika;

Nie dość, że wróg, miast ulec ci, zadaje

Tobie śmiertelny cios; nie dość, że znika

Reszta twej dumy, pokora cię plami

I wieńczysz swego pogromcę różami:

Jeszcze na lud swój srogi ciskasz gniew,

Że cię wyzwolił! I krzykiem, i łzami

Chcesz, by zwycięzca wrócił na twój zew!

To tylko była omyłka — wiem o tem —

Więc proszę, wybacz czyn niepowołany.

Szkoda mi teraz krwi o to wylanej,

A jeńców naszych, za ciebie oddanych,

Ja całą duszą pragnę mieć z powrotem.

Córko Tanais, do walki niezdolna,

W imieniu ludu głoszę: jesteś wolna!

Możesz swą stopę skierować, gdzie chcesz,

Możesz z rozwianą szatą pędzić za nim

I wołać: bierz mnie, bierz!

Możesz mu oddać łańcuch rozerwany,

Te same przez nas złamane kajdany,

Jak prawem wojny bogowie kazali!

Lecz my, królowo, oznajmić ci mogę,

Kończymy wojnę i ruszamy w drogę!

My nie możemy tych Greków, co w dali,

O tam, pierzchają, prosić, by zostali,

Ni — tak jak ty — z zwycięskim wieńcem w dłoni

Ubłagać ich, by padli nam do stóp.

Cisza

PENTESILEA

słania się

Protoe!

PROTOE

      Siostro!

PENTESILEA

      Zostań! Tu mój grób...

PROTOE

Ty drżysz? Ty wiesz: Protoe cię obroni.

PENTESILEA

Nic, zaraz przejdzie... skrzepię się na nowo.

PROTOE

Wielki cię spotkał ból: i ty bądź wielką.

PENTESILEA

Straceni wszyscy?

PROTOE

      Kto, moja królowo?

PENTESILEA

Cały dorodny poczet naszych jeńców

Przepadł przeze mnie?

PROTOE

      Ze zdobyczą wszelką

W innej nam wojnie zwrócisz tych młodzieńców.

PENTESILEA

tuli się do niej

Nigdy, już nigdy!

PROTOE

      Królowo!

PENTESILEA

      Daremnie!

W wieczystej nocy ukryję się ciemnie!

SCENA DWUDZIESTA

Wchodzi Herold. Te same.

MEROE

Herold się zbliża do ciebie, o pani!

ASTERIA

Czego chcesz, powiedz!

PENTESILEA

z odcieniem radości

      On niesie mi słowo

Od Peleidy! Od wieści tej zginę!

Każcie mu odejść!

PROTOE

      Jaką masz nowinę?

HEROLD

Król mnie Achilles przysyła, królowo,

Bym ci obwieścił niedwuznaczną mową:

Ciebie gna żądza, by jego w niewoli

W dalekie strony zabrać twej ojczyzny,

On zasię ciebie zaprowadzić woli

W rodzinne progi swojej ojcowizny:

Więc cię wyzywa na walkę śmiertelną

Po raz ostatni, by rozstrzygnął bóg,

Kto z was posiada włócznię bardziej celną,

A kto ma zlizać prochy z wroga nóg!

Czy na tę walkę ochoty ci stanie?

PENTESILEA

pobladła

Niech język twój rozwiąże grom,

Nim, podły mówco, drugi raz

Przemówisz! Równy byłby srom

Słuchać, jak spada z hukiem głaz,

Grzmocąc w dudniące ściany skał,

Jak gdyby wiecznie lecieć miał.

Do Protoe

Wszystko mi powtórz, proszę, słowo w słowo.

PROTOE

drżąca

Syn Peleusza gońca tego śle,

Aby cię wyzwać do walki na nowo;

Stanowczo odmów mu i powiedz: nie!

PENTESILEA

To być nie może.

PROTOE

      Co, moja królowo?

PENTESILEA

Syn Peleusa wyzywa mnie w pole?

PROTOE

Powiem mu zaraz: nie! i odejść może...

PENTESILEA

Syn Peleusa wyzywa mnie w pole?

PROTOE

Jak powiedziałam: do walki na noże.

PENTESILEA

Wiedząc, że sprostać jemu nie wydolę,

On mnie, Protoe, on wyzywa w pole?

Na tę pierś wierną spłynie jego łaska

Wówczas dopiero, gdy miecz ją roztrzaska?

Co mu szeptałam, jak muzyka miła,

Spływało dźwiękiem weń, co tylko mami?

Nie myśli on o chramie z cyprysami?

Zimny więc kamień moja dłoń wieńczyła?

PROTOE

Puść go w niepamięć! Zapomnij!

PENTESILEA

w ogniu

      A zatem

Teraz mam siłę, by zmierzyć się z światem!

W proch mi upadnie, nawet choćby cała

Armia Gigantów osłaniać go miała!

PROTOE

Droga królowo...

MEROE

      Porwać się na niego...?

PENTESILEA

przerywa jej

Wszystkich wam jeńców zwrócę, do jednego!

HEROLD

Ty chcesz, królowo...?

PENTESILEA

      Przyjmuję wyzwanie!

Wszystkie na sojusz pozywam Furyje,

Niech cały Olimp na świadków mi stanie —

W obliczu bogów — niechaj mnie zabije!

Grzmot

ARCYKAPŁANKA

Niech mi królowa tych słów nie pamięta,

Jeślim dotknęła ją...

PENTESILEA

      O, nie mów, święta!

Nienadaremno twe słowo mnie łaje.

MEROE

Arcykapłanko, wpłynąć na nią trzeba!

ARCYKAPŁANKA

Słyszysz, królowo, kto gniewem znak daje?

PENTESILEA

Jego przyzywam ze wszystkimi gromy!

JEDNA Z KSIĘŻNICZEK

Bogi!

DRUGA

      To być nie może!

TRZECIA

      Brak mi słów!

PENTESILEA

w gwałtownym podnieceniu

Do mnie, Ananke, pogromczyni psów!

KSIĘŻNICZKA

Jesteśmy bierne, słabe...

DRUGA

      My bez broni...

PENTESILEA

Do mnie, Tyroe, z falangami słoni!

PROTOE

Psy, słonie... Pani! Na jakie uczynki...?

PENTESILEA

Do mnie, sierpowe kły kwadrygi,

Wiodę na krwawe was dożynki!

W straszliwe zbierzcie się ordynki,

Wszystkie potwory, wszystkie strzygi!

Wy, które ludzki siew młócicie,

Niszcząc na wieki kłos i ziarno,

Jezdny mój huf — na śmierć i życie

Stańcie mi ścianą tu mocarną!

W strasznej paradzie lęk i krew

Niech się tu stawią na mój zew!

Chwyta wielki łuk z rąk Amazonki. Zjawiają się wojownice ze smyczami psów, prowadząc słonie, kwadrygi, niosąc żagwie itp.

PROTOE

Siostro mej duszy! Słuchaj mnie!...

Silny grzmot

      Nie słucha...

ARCYKAPŁANKA

Wielcy bogowie obłąkali ducha!

PENTESILEA

zwraca się do psów

Do mnie, Leajna! Dać Tygrysa!

Do nogi, Melamp z płową grzywą!

Tu, Akle! Sfinks, co łapiesz lisa,

Szybszy od łani Oksus, żywo!

Odyńców strach, Alektor zły,

Hyrkaon, co rozdziera lwy!

Klęka wśród oznak pomieszania zmysłów, przy strasznym jazgocie psów

Ciebie przyzywam, o Aresie,

Któryś mi dał mój wzniosły dom!

O! ześlij swój spiżowy wóz!

Niech mury miast obróci w gruz!

Niszczyciel — bóg! Na wroga srom,

O, ześlij swój spiżowy wóz:

Iżbym runęła w szał wichury,

Porwała wodze, gnając w świat,

I by mój piorun z czarnej chmury

Na tego Greka głowę spadł!

NAMIESTNICZKA

wstaje

Księżniczki!

INNA

      Naprzód! Brońcie oszalałej!

PROTOE

O przyjaciółko! Królowo! Daremno...?

PENTESILEA

napina łuk

Trzeba spróbować, czy mam celne strzały!

Mierzy w Protoe

PROTOE

pada

Bogi!

JEDNA Z KAPŁANEK

staje szybko za królową

      Achilles!

DRUGA

czyni to samo

      Peleida woła!

TRZECIA

Tu jest za tobą!

PENTESILEA

odwraca się

      Gdzie?

PIERWSZA KAPŁANKA

      Nie on to był?

PENTESILEA

Jeszcze tu Furie nie stoją dokoła.

Za mną, Ananke! Wszystkie za mną!

Wybiega z wojskiem wśród silnych piorunów

MEROE

podnosząc Protoe

Straszna!

ASTERIA

      Hej, precz stąd! Gońcie ją co sił!

ARCYKAPŁANKA

trupio blada

Co nam, bogowie, ześlecie w noc ciemną?!

Wszystkie uchodzą.

SCENA DWUDZIESTA PIERWSZA

Zjawiają się Achilles i Diomedes, później Odyseusz, w końcu Herold.

ACHILLES

Bardzo cię proszę, drogi Diomedzie,

Nic zgryźliwemu obyczajów sędzi,

Jakim jest Odys, nie mów, com ci rzekł!

Niesmak uczuwam, gdy kąśliwie zrzędzi

I z ust grymasem urąga mej biedzie.

DIOMEDES

Twój to, Pelido, herold do niej biegł?

Prawdaż to?

ACHILLES

      Bracie, ja nie powiem: nie.

Lecz ty, rozumiesz, nie mów ani słowa!

Nie odpowiadaj! Ta cudna królowa,

Wpół Furia, na wpół Gracja — kocha mnie!

A ja? Na Styks! Na Hades! Na mą krew!

Ja kocham ją — Greczynkom wszystkim wbrew!

DIOMEDES

Co?

ACHILLES

      Tak. Lecz kaprys dziwny, dla niej święty,

Chce, by na moją miłość była głucha,

Póki jej mieczem nie będę ugięty.

Posłałem więc...

DIOMEDES

      Szalony!

ACHILLES

      On nie słucha!

Ach, czego człowiek ten objąć nie umie

Okiem błękitnym w namacalnym świecie,

Tego myśl jego nigdy nie zrozumie.

DIOMEDES

Ty chcesz? Nie, mów! Ty chcesz...?

ACHILLES

po chwili

      Co chcę? Nie wiecie?

O jaką straszność posądzasz Pelidę?

DIOMEDES

Po toś wyzwanie posłał tej kobiecie?

ACHILLES

Na gromowładcę, wielkiego Kronidę,

Nic mi nie zrobi, mówię! A jej ręka

Zwróci się raczej do łona własnego

I krzyknie: „Nike!”, gdy skrwawi ją męka,

Niż przeciw mnie! Ja tylko chcę jednego:

Przez miesiąc spełniać wszystkie jej rozkazy...

Przez jeden... może dwa, nie więcej! Z tego

Morzem przeżarte Istmusowe głazy

Nie runą chyba! Potem będę wolny,

Tak rzekła sama — potem będę wolny

Jak na szerokich rozłogach zwierz polny...

Gdy wtedy, Zeusie, pójdzie pod mą władzę,

O najszczęśliwszy — na tron ją posadzę!

Nadchodzi Odyseusz

DIOMEDES

Chodź no tu do nas, Odysie!

ODYSEUSZ

      Achilu!

Na nową walkę wyzwałeś królowę?

Po nieudałych awanturach tylu

Wojsko zmęczone gnasz na harce nowe?

DIOMEDES

Nie dla awantur ni walk rusza w pole.

On chce się tylko... oddać w jej niewolę!

ODYSEUSZ

Hę?

ACHILLES

krew uderza mu do głowy

Ja ciebie proszę, odejdź mi z tą twarzą!

ODYSEUSZ

On chce...?

DIOMEDES

      Słyszałeś! On jej hełm rozpłata,

A jego ciosy siłę jej porażą;

I rozwścieczony, z zawziętością wrażą

Strzaska jej tarczę i wojsko pozmiata...

A potem, niby pobity, bez słowa

U nóżek jej oblicze w pyle schowa!

ODYSEUSZ

zwraca się do Achillesa

Czy tamten jest przy zmysłach, mój Pelido?

Czy ty słyszałeś?

ACHILLES

hamuje się

      Skończyć z tą ohydą...

Skróć górną wargę, grymas schroń!

To mnie zaraża, klnę się Artemidą,

I zaraz wściekle świerzbi dłoń!

ODYSEUSZ

gwałtownie

Ha, na ognisty Kocyt! Ja chcę wiedzieć,

Czy moje uszy słyszą, czy są głuche?

On u królowej chce w niewoli siedzieć?

DIOMEDES

Słyszałeś!

ODYSEUSZ

      Pragnie, takim to jest zuchem,

Do Temiscyry iść?

DIOMEDES

      Tak jest.

ODYSEUSZ

      Od wojny

Naszej pod twierdzą Dardanów, szalony,

Jak od zabawki, skoro z innej strony

Ujrzał igraszkę nową, niespokojny,

Odwraca się?

DIOMEDES

      Tak jest.

ODYSEUSZ

splata ramiona

      Wierzyć się nie chce.

ACHILLES

On o Dardanów twierdzy gada!

ODYSEUSZ

      Jak?

ACHILLES

Jak?

ODYSEUSZ

      Coś, jak sądzę, mówiłeś.

ACHILLES

      Ja?

ODYSEUSZ

      Tak!

DIOMEDES

O twierdzy mówił.

ACHILLES

      Mówię to, co zechcę!

ODYSEUSZ

O twierdzy! Tak! Pytałem jak szaleniec,

Czy cały bój Hellenów, u Hadesa! —

Nagle nam popadł, jak sen, w zapomnienie?

ACHILLES

podchodząc doń, wolno, dumnie

Twierdza Dardanów, synu Laertesa,

Gdyby zapadła — słyszysz — i jezioro

Na miejscu jej powstało z skał i piachu;

Gdyby rybacy na nim nocną porą

Wiązali łodzie do kurków na dachu;

Gdyby rekiny wśród Priama murów

Zapanowały, a miłosne chwile

W łożu Heleny miała para szczurów —

To wszystko dla mnie znaczyłoby... tyle!

ODYSEUSZ

Poważnie mówi! Na Styks, istne czary!

ACHILLES

Na Styks, na Hades, Lernajskie moczary,

Cały świat ziemski i zaczarowany,

Niebo i piekło — dasz czy nie dasz wiary:

Ja chcę zobaczyć świątynię Dyjany!

ODYSEUSZ

do ucha Diomedesa

Nie pozwól odejść mu stąd, Diomedzie,

Proszę cię o to.

DIOMEDES

      Któż by się tu zląkł!

Ty z łaski swojej pożycz mi swych rąk.

Wchodzi Herold

ACHILLES

Ha! Czy przyjęła wyzwanie? Mów o niej!

HEROLD

Przyjęła! Tak, Pelido! Już tu jedzie:

Ale ze sforą psów, ze stadem słoni

I jazdą, z dzikim wojennym zarzewiem!

Co to ma znaczyć w pojedynku, nie wiem.

ACHILLES

z uśmiechem

Dobrze! Tak zwyczaj każe jej. Do drogi!

Ona jest chytra, jak miłe mi bogi!

Z psami, powiadasz?

HEROLD

      Tak.

ACHILLES

      Ze stadem słoni?

HEROLD

Mrowie! Strach patrzeć, aż się w oczach dwoją!

Gdyby tak miała runąć w tysiąc koni

Na cały obóz Argiwów pod Troją —

Nie mogła zebrać okrutniejszej broni.

ACHILLES

do siebie

To wszystko z ręki je, z pewnością! — Idę.

Obłaskawione, jak ona!

Odchodzi z orszakiem

DIOMEDES

      Szaleje!

Powstaje

ODYSEUSZ

Związać go! Grecy! Trzymajcie Pelidę!

DIOMEDES

Precz! Zaraz ujrzym tu Pentesileę!

Wszyscy uchodzą.

SCENA DWUDZIESTA DRUGA

Arcykapłanka, śmiertelnie blada, kilka Kapłanek i Amazonek.

ARCYKAPŁANKA

Powrozów dajcie!

JEDNA Z AMAZONEK

      O dostojna, miła!

ARCYKAPŁANKA

W proch ją powalić! Związać ją!

PIERWSZA KAPŁANKA

      Królowę?

ARCYKAPŁANKA

Tę sukę, mówię! Na gromy Zeusowe!

Żadna jej ludzka nie poskromi siła.

AMAZONKI

O święta matko! Spokój na twą głowę!

ARCYKAPŁANKA

Cztery dziewice w obłędzie zasiekła,

Które posłałam, aby ją powstrzymać...

Gdy się zbliżałam, by prośbą się imać,

Kamień oburącz pochwyciła wściekła:

Już bym nie żyła — lecz w wojownic tłumie

Szybko zniknęłam — ona trafiać umie!

Gdy wstrzymać chciała ją Meroe czuła,

Na klęczkach prosząc, ona w bezrozumie

Swą przyjaciółkę dogami poszczuła!

PIERWSZA KAPŁANKA

Okropny los!

DRUGA

      Straszliwy to szał ostry!

ARCYKAPŁANKA

Sroży się teraz pośród swoich psów,

Z pianą na ustach, nazywa je „siostry”,

Te dzikie bestie, woła ostrych kłów —

I jak menada tańczy poprzez pola

I szczuje psy, co toczą krwawą ślinę,

By jej złowiła mordercza swawola

,,Najcudowniejszą” — jak mówi — „zwierzynę”.

AMAZONKI

Bogi! Ta kara za jaką jej winę?

ARCYKAPŁANKA

Córy Aresa! Gotujcie arkany,

Dajcie powrozów, zakładajcie sidła!

Gwałtem spętamy przeklęte jej skrzydła

I będziem leczyć rozum pomieszany.

Żwawo pod nogi rzućcie chrustu brzemię,

A skoro stopa jej w nim się usidła,

Jak psa wściekłego powalcie na ziemię!

WOJSKO AMAZONEK

za sceną

Zwycięstwo! Chwała! Hej! Achilles pada!

Król uwięziony! Zwyciężczyni

Niechaj mu wieniec róż na czoło wkłada!

Pauza

ARCYKAPŁANKA

głosem zduszonym od radości

Czy dobrze słyszę?

KAPŁANKI I AMAZONKI

      Bogi! Monarchini!

ARCYKAPŁANKA

Czy nie był to zwycięski głos wesela?

PIERWSZA KAPŁANKA

Dostojna matko, to zachwytu siła,

Co się w stu piersi krzyk radosny wciela!

ARCYKAPŁANKA

Kto mi języka zasięgnie?

DRUGA KAPŁANKA

      Mów, miła,

Co stamtąd widzisz?

JEDNA Z AMAZONEK

wyszedłszy na wzgórze, z przerażeniem.

      Ach, obraz ohydy!

Wy, bogi piekieł, przerażenia zwidy,

Na świadków wzywam was — mylą mnie oczy!

ARCYKAPŁANKA

Czy łeb Meduzy z wężowych warkoczy

Widzisz?!

KAPŁANKI

      Ha! Przemów! Co?!

AMAZONKA

      Straszna Megera...

Leży wśród zgrai rozjuszonych psów —

Kobieta z łona ludzkiego zrodzona! —

Ciało Achila na strzępy rozdziera!

WSZYSTKIE

O zgrozo!

AMAZONKA

      Jawo straszliwsza od snów!

Tam oto ku nam zagadka się skrada,

Z wieścią okropną idzie trupio blada.

Wraca ze wzgórza.

SCENA DWUDZIESTA TRZECIA

Wchodzi Meroe. Te same.

MEROE

O wy, Marsowe bez zmazy potomki,

Diany kapłanki, dzielne Amazonki:

Jam afrykańska jest Gorgona,

W kamień obrócę wasze łona.

ARCYKAPŁANKA

Powiedz, szkaradna! Co się stało?

MEROE

      Wiecie,

Że przeciw niemu wyszła, kochająca,

Ona, co będzie bez imienia w świecie...

I kiedy obłęd młode zmysły zmąca —

Palącą żądzę wzięcia go uzbraja

W postrach potworny — ona i jej zgraja.

W jazgocie psów i dzikim ryku słoni,

Dzierżąc ogromny łuk, na przełaj goni!

Gdyby nas wojna domowa opadła,

Ta postać krwawa, co wielkimi kroki

Idzie, pochodnię wznosząc pod obłoki,

Nigdy by taka nie była zajadła!

Achilles po to stanął do rozprawy —

Tak mówią Grecy, by w sposób bezkrwawy

Poddać się jej z ochotą...

On bowiem też tak — chciały wielkie bogi —

Kochał, podbity młodością i cnotą,

I chciał iść z nią w świątynne Diany progi...

Zbliża się do niej w ufności słodyczy

I tłum przyjaciół pozostawia w tyle.

Gdy coraz bliżej groźna burza ryczy

I psy nań walą spuszczone ze smyczy,

A on sam jeden przeciw takiej sile,

Prawie bez broni: zdumiał — i na strony

Patrzy — i biegnie — stanął osłupiony —

Słucha — i biegnie — znów stanął na chwilę...

Jak młody jeleń, który w górskiej ciszy

Lwa dalekiego poryki posłyszy.

Woła: „Odysie!”, głuchym głosem, potem

Ogląda się nieśmiało. „Diomedzie!”

I do przyjaciół chce uciec z powrotem:

I jest odcięty. W ostatecznej biedzie

Podnosi ręce i kryje się w sośnie,

Co ciemne włosy zwiesiła żałośnie.

Królowa nasza zbliża się tymczasem

Ze sforą dogów — i jak strzelec czujny,

Rozgląda się po wzgórzach i pod lasem —

I gdy on sosny rozsuwa gąszcz bujny,

By upaść do jej nóg, ona zawoła:

,,Jelenia rogi zdradziły u czoła!”

Z obłędem w oczach grot ostry zakłada,

Napina łuk, aż się ucałowały

Dwa jego końce... mierzy... świstem strzały

Szyję na wylot przeszywa! On pada!

Już pośród naszych okrzyki zagrzmiały.

Jeszcze nieszczęsny żyw jest pośród ludzi!

Dźwigając grot, co w karku tkwi przeklęty —

Powstaje rzężąc... i runął podcięty...

Znów się podnosi... ucieczką się łudzi...

Lecz ona szczuje psy zbawione smyczy:

,,Bierz go, Sfinks! Dirke! Bierz, Leajna!” — krzyczy.

,,Tygrys! Hyrkaon, bierz!” — szczuje niesyta

I z całą zgrają obala go w tył —

Rzuca się nań — i za pióropusz chwyta

I, najzjadliwsza z psów — powala w pył!

Ten w pierś się wgryza, ów szarpie ramiona,

A od upadku drży ziemia skrwawiona!

A on, w kałuży krwi pławiąc się już,

Zawoła, głaszcząc jej różane lico:

,,Pentesileo! Cóż, oblubienico,

Czy obiecane to jest Święto Róż?”

Głos taki byłby targnął dziką lwicą,

Która w pustyni od głodu przymiera,

Gdy, rycząc groźnie, ofiarę zoczyła...

Lecz ona — z ciała pancerze mu zdziera

I pierś kochanka rozrywa w kawały!

Ona i psy, co razem oszalały,

Oksus i Sfinks kły topią w piersi prawej,

A ona w lewej; kiedym się zjawiła,

Krwi strugi z ust i z rąk jej ociekały.

Milczenie zgrozy

Jeśli me wieści słyszycie straszliwe,

Mówcie, znak dajcie, że jesteście żywe!

Cisza

PIERWSZA KAPŁANKA

płacząc oparta na piersi drugiej Kapłanki

Co za kobieta, Hermio! Cnót zarzewie.

We wszystkich sztukach ręcznych taka zwinna!

Taka urocza i w tańcu, i w śpiewie!

Tak mądra, wdzięczna, dostojna, niewinna!

ARCYKAPŁANKA

Jej rodzicielką nie Otrere była.

Straszna Gorgona taki płód powiła.

PIERWSZA KAPŁANKA

ciągnie dalej

Zdała się córą jak gdyby słowiczą

Jednego z ptaków pod świątynią Diany,

Co zapełniają gaj rozkołysany,

Na fletniach grają i miłośnie krzyczą

W milczeniu nocy; gdy wędrowiec słucha,

Z piersi mu dziwny żar tęsknoty bucha!

Nie zadeptałaby marnego gada,

Co pod jej stopą mizernie się skrada...

Strzałę, co ciało odyńca przeszyła,

Chciała odwołać, a na widok wzroku

Zwierzęcia, które kona u jej boku,

W skrusze na klęczkach byłaby się wiła!

Pauza

MEROE

A teraz stoi bez słowa, upiorna,

Nad jego trupem — wkoło psy zażarte —

I patrzy szklano, milcząca, upiorna

W nieskończoności niepisaną kartę.

Pytamy więc, a włos nam dęba staje:

,,Co uczyniła?” Nic... „Czy nas poznaje?”

Milczy... „Czy odejść chce?” Nic nie odrzekła...

Taki mnie złapał strach, żem tu uciekła!

SCENA DWUDZIESTA CZWARTA

Pentesilea. Ciało Achillesa, przykryte czerwonym kobiercem. Protoe i inne.

PIERWSZA AMAZONKA

Patrzcie, niewiasty! Tam nadchodzi ona,

Strojna w pokrzywy, niby z wielkim łupem,

I wiankiem suchych ostów uwieńczona

Zamiast wawrzynu — i kroczy za trupem

W całej ohydzie, wyniosła i sroga,

Jakby zwalczyła śmiertelnego wroga!

DRUGA KAPŁANKA

Na rękach krew! Bogowie zemsty głodni!

PROTOE

pada Arcykapłance na szyję

O matko moja!

ARCYKAPŁANKA

w przerażeniu

      Wzywam wojny boga!

Nie jestem winna tej potwornej zbrodni!

PIERWSZA AMAZONKA

Oczami wodzi za Arcykapłanką!

DRUGA

Daje znak, patrzcie!

ARCYKAPŁANKA

      Precz z oczu, poczwaro!

Precz stąd, powiadam, Hadesu mieszkanko!

Weź tę zasłonę! Zakryj się, maszkaro!

Zrywa z siebie zasłonę i ciska ją w twarz królowej

PIERWSZA AMAZONKA

O, żywy trup! Te słowa jej nie wzruszą!

DRUGA

Wciąż znaki daje — i nic nie pamięta...

TRZECIA

Wciąż znaki daje ku twym nogom, święta...

DRUGA

Patrz, patrz!

ARCYKAPŁANKA

      Precz, mówię, opętana duszo!

Do kruków, cieni! Precz z mego widoku!

Na śmierć zapatrzysz mego życia pokój.

PIERWSZA AMAZONKA

Ha! Zrozumiano ją!...

DRUGA

      Już jest spokojna.

PIERWSZA

O to chodziło, by Achila ciało

U stóp kapłanki Diany spoczywało.

TRZECIA

Co by to znaczyć miało, o dostojna?

ARCYKAPŁANKA

Cóż mi do tego? Cóż do tego ciała?

Niech niedostępna góra je pogrzebie

Z myślą pospołu, co ów czyn wydała!

Ty — nie-człowieku, jakże nazwę ciebie?

Jam to skłoniła cię do tej ohydy?!

Jeśli wymówką łagodną i słodką

Pchnęłam do zbrodni ją — jak Zeus w niebie, To Furia chyba będzie jej pieszczotką.

PIERWSZA AMAZONKA

Wciąż na kapłankę patrzy Artemidy.

DRUGA

Prosto w jej oczy spogląda, zuchwała...

TRZECIA

Jak gdyby ją na wylot przejrzeć chciała.

ARCYKAPŁANKA

Protoe, idź, ja proszę! Weź ją! Idź!

Oddal ją, dłużej już patrzeć nie mogę!

PROTOE

płacze

Biada mi!

ARCYKAPŁANKA

      Idźże!

PROTOE

      Ja jej nie pomogę...

Zbyt straszny czyn spełniła!

ARCYKAPŁANKA

      Rękę chwyć,

Ofiaruj jej swą pomoc, śmiało, siostro!

PROTOE

Nie chcę już nigdy jej widzieć na oczy!

DRUGA AMAZONKA

Patrzcie, jak teraz bada strzałę ostrą!

PIERWSZA

Jak ją obraca...

TRZECIA

      O, jak w palcach toczy!

PIERWSZA KAPŁANKA

To snadź jest strzała, którą go ubiła.

PIERWSZA AMAZONKA

Tak jest, dostojna!

DRUGA

      O, jak krew z niej ściera,

Jak plamę każdą skrzętnie wyczyściła!

TRZECIA

Co może myśleć przy tym?

DRUGA

      Jak spoziera

Z troską na piórka, jak gładzi i suszy...

Nie ujdzie nitka jej najbardziej nikła.

No, patrzcie tylko!

TRZECIA

      Czyli czynić zwykła

Sama to zawsze?

PIERWSZA KAPŁANKA

      Nigdy nie wyruszy,

Nim strzał i łuku sama nie opatrzy.

DRUGA

O, świętość łuku królowa docenia.

DRUGA AMAZONKA

Lecz teraz kołczan podjęła z ramienia,

Z powrotem wstawia ten swój grot najgładszy!

TRZECIA

Teraz gotowa...

DRUGA

      Oto już się stało...

PIERWSZA KAPŁANKA

Już wzrok na świat pogląda trochę radszy!

KILKA KOBIET

Straszny widoku! Jak pustynia marna

Szczerego piasku, co trawki nie rodzi!

Cudne ogrody, które lawa czarna

Ogniem spaliła, by w popiołach brodzić

Wśród dawnych kwiatów obumarłej dziczy —

Większy wdzięk mają niźli jej oblicze.

Pentesilea wzdryga się nagłym dreszczem i upuszcza łuk

ARCYKAPŁANKA

Bogi! Okropność!

PROTOE

przestraszona

      Ach, nieszczęście nowe?

PIERWSZA AMAZONKA

Łuk upuściła, znamię Aresowe!

DRUGA

Patrz, jak się chwieje...

CZWARTA

      Jak dźwięczy i pada...

DRUGA

I jeszcze drgnął na ziemi...

CZWARTA

      Tak umiera,

Jak się Tanais narodził — o, biada!

Pauza

ARCYKAPŁANKA

zwraca się nagle do niej

Przebacz mi, moja ty wielka królowo!

Już na cię Diana łaskawie spoziera,

Już jej przychylność zyskałaś na nowo.

Założycielka państwa niewieściego,

Wielka Tanais, przyznaję, dźwigała

Łuk ten nie godniej od ciebie, wspaniała.

PIERWSZA AMAZONKA

Milczy...

DRUGA

      O, łza w jej oku...

TRZECIA

      Oto krwawą

Podniosła rękę! Co znaczy ta ręka?

DRUGA

Na taki widok serce z żalu pęka!

PIERWSZA

Ociera oko, bo mgłą zaszło łzawo.

ARCYKAPŁANKA

pada na pierś Protoe

O Artemido! Co za łza!...

PIERWSZA KAPŁANKA

      Tak, łza to,

Co w duszę ludzką zakrada się żywa,

By w wszystkie bić pożarne uczuć dzwony,

I krzyczy: gore! Tak iż tłum szalony

Ucieka z oczu i w jeziora spływa,

I głośno płacze nad duszy zatratą.

ARCYKAPŁANKA

z goryczą

      Jeżeli

Do niej Protoe pójść się nie ośmieli —

To musi sama tu zginąć z niesławą.

PROTOE

po stoczeniu silnej walki wewnętrznej podchodzi do królowej; łzy tamują jej słowa

Czy zechcesz spocząć, królowo kochana?

Czy złożysz głowę na mym wiernym łonie?...

Wiele walczyłaś od samego rana,

Wiele cierpiałaś, wiele! — wyczerpana

Odpocznij teraz, ja ciebie osłonię...

Pentesilea rozgląda się, jakby usiąść chciała

Ty znasz mnie przecie, duszyczko siostrzana?

Pentesilea patrzy na nią, jej twarz rozjaśnia się lekko

Protoe, ta, co kocha cię nad życie...

Pentesilea gładzi delikatnie jej policzek

Przed tobą serce pada na kolana!

Jakże mnie wzruszasz!

Całuje rękę królowej

      Utrudzonaś bardzo?

Ach, jak twój widok zdradza twe rzemiosło.

No, tak — zwycięzcy plamą krwi nie gardzą,

A z każdym mistrzem ubranie się zrosło.

Lecz gdybyś teraz troszeczkę obmyła

Ręce i twarz? — Chcesz wody, pani miła?

Kropelkę wody? Prawda?

Pentesilea spogląda na ręce i przytakuje

      Tak, chce wody.

Daje znak Amazonkom, które idą do krynicy

Dla oczyszczenia z plam — i dla ochłody...

Słodko złożona na chłodne kobierce,

Po ciężkim znoju ukołyszesz serce.

PIERWSZA KAPŁANKA

Skoro ją wodą skropimy, uwaga!

Wrócą jej zmysły.

ARCYKAPŁANKA

      O tak, mam nadzieję.

PROTOE

Nadzieję, święta? Że oprzytomnieje?

A ja się boję!

ARCYKAPŁANKA

jakby rozważając

      Czego? Czyż wymaga,

By jej Achila ciało...

Pentesilea spojrzała z błyskiem na Arcykapłankę

PROTOE

      Dość, dość!

ARCYKAPŁANKA

      O nic, królowo moja, nic.

Tak pozostanie wszystko, jako było.

PROTOE

Kłujący wawrzyn ten zdejmiemy z lic.

My wszystkie wiemy, że się zwyciężyło!

I szyję też uwolnij... Tak — o, tak!

Patrz! Jaka rana, niemała — lecz jedna!

Ciężką przeprawę miałaś, moja biedna!

Lecz za to teraz triumfujesz nam!

O Artemido!

Dwie Amazonki przynoszą płaską marmurową misę z wodą

PROTOE

      Misę złóżcie tam.

Czy mam cię teraz wodą zrosić świeżą?

Nie zlękniesz się? — Co to królowa czyni?

Pentesilea klęka przed misą i zlewa głowę wodą

Patrzcie! Jak żwawa jest nasza władczyni!

Zaraz ci żyły nową krwią uderzą...

Prawda? Czy tak?

PENTESILEA

ogląda się

      Protoe!

Oblewa się wodą na nowo

MEROE

z radością

      Przemówiła!

ARCYKAPŁANKA

Dzięki niebiosom!

PROTOE

      Dobrze!

MEROE

      Wraca siła...

PROTOE

Nie żałuj wody, najdroższa!... Tak... wody!

Jeszcze!... Tak!... Jeszcze... jako łabędź młody!

MEROE

Ach, jaka miła!

PIERWSZA KAPŁANKA

      Jak główkę nachyla!

MEROE

Jak z pełnej misy krople wód rozpyla!

PROTOE

Czy już, królowo moja?

PENTESILEA

      Ach! Rozkosze...

PROTOE

Więc, by tu siadła, królowę poproszę!

Chusty podajcie, kapłanki! Owinę

Zmoczone włosy! Pomóżcie mi, proszę!

Otulić głowę — tak... i okryć szyję!

Tak... usiądziemy! Serce żywiej bije...

Otuliła królowę, podniosła, sadza ją na głazie pod dębem i mocno przyciska do piersi

PENTESILEA

Jak mi jest?

PROTOE

      Dobrze — myślę?

PENTESILEA

szeptem

      Ach, jak błogo!

PROTOE

Serce siostrzane! Słodkie! Moje życie!

PENTESILEA

Powiedzcie mi — czym ja szczęśliwą nogą

Stanęła już na Elizejskim szczycie?

Czy do mnie jako nimfy przychodzicie,

Co służą naszej dostojnej królowej,

Kiedy owiana w cichy szum dębowy

Zstępuje w groty krysztalne odbicie?

Czyś ty, by mnie ucieszyć, nimfo mała,

Postać mej lubej Protoe przybrała?

PROTOE

Nie, najcudniejsza królowo, nie, nie!

To ja! Protoe twoja, żywa,

Która na rękach trzyma cię — prawdziwa!...

A co tu widzisz, to jest marny świat,

Na który promień oczu bogów padł.

PENTESILEA

To nic... No dobrze!

PROTOE

      Co królowa czuje?

PENTESILEA

Radam, jak widzisz. Z utrudzenia konam...

PROTOE

Wytłumacz, droga, bo nic nie pojmuję...

PENTESILEA

Że jestem jeszcze, cieszę się!... Znużonam.

Pauza

MEROE

Dziwne to!

ARCYKAPŁANKA

      Jakaż osobliwa zmiana.

MEROE

Niechby z niej która wydobyła tkliwa...

PROTOE

Jakież cię, pani, nawiedziły dziwa,

Żeś już do cieniów krainy zesłana?

PENTESILEA

po chwili, w zachwyceniu

Takam szczęśliwa, siostry, tak szczęśliwa!

Do śmierci, Diano, czuję się dojrzała.

Nie wiem, co stało się, lecz mówię szczerze,

Iż umrzeć mogłabym w najświętszej wierze,

Żem Peleidę tutaj pokonała.

PROTOE

chyłkiem, do Arcykapłanki

Prędko usunąć ciało!

PENTESILEA

prostując się żywo

      Ty do kogo

Mówisz, Protoe?

PROTOE

gdy Amazonki ociągają się

      Precz stąd!

PENTESILEA

      Zeusie srogi!

Więc prawda?

PROTOE

      O co pytasz? Tu, jak mogą

Najciaśniej, niech obstąpią mary.

Daje znak Kapłankom, by sobą zasłoniły nosze, które już podniesiono z ziemi

PENTESILEA

z radością zasłania twarz rękami

      Bogi!

Nie śmiem odwrócić oczu poza siebie.

PROTOE

Co moja pani zamierza? Co roi?

PENTESILEA

obraca się

Udajesz, miła!

PROTOE

      Nie, jak Zeus na niebie

Światu panuje!

PENTESILEA

z rosnącą niecierpliwością

      Ile was tu stoi?

Rozstąpcież się!

ARCYKAPŁANKA

razem z innymi ciasno otaczając mary

      O Zeusie, stój nad nami!

PENTESILEA

wstając

O Diano! Czegóż miałabym się bać?...

MEROE

O, patrzcie, jak w niej groza rośnie!

PENTESILEA

do Amazonek niosących ciało

      Stać!

Co tam niesiecie? Ja chcę wiedzieć! Stój!

Roztrąca niewiasty i przedziera się aż do trupa

PROTOE

Królowa moja niech nie poszukuje!

PENTESILEA

Czy to on, siostry?... On to?... Czy on... mój...

JEDNA Z NIOSĄCYCH

gdy nosze opuszczono

Kto?

PENTESILEA

      Niemożliwe to nie jest, pojmuję!

Umiem jaskółkę w locie trafić w skrzydło

Tak, by je zleczyć, aby była żywa;

Zwierza strzałami wpędzić w moje sidło...

Ale strzelecka sztuka jest zdradliwa.

Gdy strzał mistrzowski w szczęścia serce mierzy,

Podstępnie bóstwo w rękę nas uderzy.

Mów, czy to on? Trafiony nazbyt blisko?

PROTOE

Na strasznych potęg Olimpu siedlisko,

Nie pytaj!

PENTESILEA

      Precz! Gdyby wyciekło

Z tej jego rany całe piekło —

Ja chcę go widzieć!

Podnosi całun

Która wśród was to uczyniła?...

PROTOE

Ty pytasz jeszcze?

PENTESILEA

      O bogini!

Już po twym dziecku!

Pada

ARCYKAPŁANKA

      Kogo wini?

PROTOE

Najwięksi niebios bogowie!... O miła,

Czemuś ty rady mojej nie spełniła?

Lepiej by tobie było, nieszczęśliwa,

Gdyby zaćmiony twój rozum kaleki

Błądził na wieki, na wieki, na wieki,

Niż że dnia tego doczekałaś żywa!

Królowo, słysz mnie!

ARCYKAPŁANKA

      Zwróć oczy łaskawe!

MEROE

Serc sto tysięcy twa boleść przeszywa!

ARCYKAPŁANKA

Dźwignij się, powstań!

PENTESILEA

uniosła się na wpół

      Ach, te róże krwawe!

Ach, wianek ran dokoła jego głowy!

Ach, jak te pąki, zapach śląc grobowy,

Na żer robactwu rozkwitają kraśnie!

PROTOE

tkliwie

A jednak miłość wieńczyła go właśnie!

MEROE

Lecz nazbyt mocno!

PROTOE

      I cierniami róży!

Myśląc: na wieczność!

ARCYKAPŁANKA

      Ach, nie zniosę dłużej!

PENTESILEA

Jednak chcę wiedzieć, niech mnie bogi strzegą:

Która bezecnie okradła mnie z niego?

Nie pytam... która mi zabiła

Żywego; oddam jej łaski zapłatą:

Niechby jak ptak swobodna żyła.

Która martwego uśmierciła,

Pytam, Protoe, odpowiedz mi na to!

PROTOE

Co, moja pani, co?

PENTESILEA

      Zrozum to jasno.

Kto prometejską skrę z piersi człowieka

Tego mi wykradł, nie chcą wiedzieć. Nie chcę,

Bo nie chcę... Taki mój kaprys, gdy zechcę:

Temu przebaczam, niech wolny ucieka...

Lecz kto, Protoe, niecnie ręką własną

Ominął otwór bramy w tej grabieży

I poprzez śnieżne z alabastru ściany

Wdarł się w świątynię — kto mi młodociany

Ten obraz bogów tak zniekształcił świeży,

Że już nie walczą oń, komu należy,

Życie i gnicie — kto gorzej od psów

Tak go skaleczył, że Litość odbieży,

Że wieczna Miłość, niby ladacznica

W śmierci niewierna, odwraca swe lica:

Tego chcę oddać mojej zemście. Mów!

PROTOE

do Arcykapłanki

Cóż odpowiedzieć opętanej?

PENTESILEA

No?! Czy się dowiem?...

MEROE

      Szukasz rąk...

Jeśli to zmniejszy cierń twych mąk,

Oddaj swej zemście, kogo chcesz.

Oto stoimy wszystkie — bierz!

PENTESILEA

Powiedzą jeszcze, że to ja!

ARCYKAPŁANKA

nieśmiało

O nieszczęśliwa, któż by inny...

PENTESILEA

      Ha!

Ty księżno piekieł w światła szacie!

Ty mi się ważysz...?!

ARCYKAPŁANKA

      Świadkiem Artemida!

Wy, Amazonki wszystkie, świadczyć macie!

Twoja to strzała — niech prawda się wyda!

Trafiła jego; gdybyż tylko strzała!

Nieba łaskawe! Gdy runął, ty w pędzie,

W szalonych zmysłów zdziczałym obłędzie,

Ze zgrają psów rzuciłaś się nań cała

I... — moje usta nie chcą wypowiedzieć,

Co uczyniłaś. Chodźmy! Nie chciej wiedzieć!

PENTESILEA

Niech wpierw Protoe potwierdzi to słowo.

PROTOE

O, ty nie pytaj mnie, moja królowo.

PENTESILEA

Co! Ja? Ja miałam go...? Z psów całą zgrają...

Tymi małymi rękami ja doń...?

Ustami, co miłością nabrzmiewają...?

One ukuły taką zgodną broń,

Ta dłoń, te usta, usta i znów dłoń...?!

PROTOE

Królowo moja!

ARCYKAPŁANKA

      Wołam: tobie biada!

PENTESILEA

Nie, posłuchajcie, nie uwierzę wam!

Niech w noc to wpisze błyskawica blada,

Niech mi to piorun gromem gada —

Ja im obojgu jednak zadam kłam!

MEROE

Niechaj ta wiara stoi jako skały:

Nie my będziemy podważać ją śmiały.

PENTESILEA

Że się nie bronił, jakże to się stało?

ARCYKAPŁANKA

Nieszczęsna, kochał cię! Jemu się chciało

W niewolę pójść, więc zbliżał się w spokoju!

Dlatego tylko wzywał cię do boju!

I niepewnością tęsknota go parła,

Czy iść królowa do świątyni raczy.

Lecz ty...

PENTESILEA

      Tak, tak.

ARCYKAPŁANKA

      Trafiłaś...

PENTESILEA

      Jam rozdarła.

PROTOE

O pani tmoja!

PENTESILEA

z koszmarnym uśmiechem

      Albo... czy inaczej?

Zacałowałam go na śmierć?

MEROE

      Rozpaczy!

PENTESILEA

Nie? Całowałam? Rozdarłam? Mów! Nie?

ARCYKAPŁANKA

O, biada! biada! wołam. Uchodź!

PIERWSZA KAPŁANKA

      Zbawcie

Ją bogi!

ARCYKAPŁANKA

      Nocy, skryj ją w wiecznym śnie!

PENTESILEA

A więc to błąd był. Pieści i boleści

Splata się w rym; gdy miłość jest na dnie,

Łacno tu można dwie pomylić treści.

PROTOE

chwyta ją

Precz, uciekajmy co prędzej!

PENTESILEA

      Zostawcie!

Uwalnia się z chust i klęka przed trupem

Ty najbiedniejszy ze wszystkich tysięcy!

To była tylko zmyłka ust dziewczęcych,

Wargi za prędkie, nie mówią wymownie;

Teraz, co chciałam, mówię ci dosłownie:

To było to, kochanku — nic więcej.

Całuje go

ARCYKAPŁANKA

Zabrać ją stąd!

MEROE

      Tu przecież nie zostanie.

PENTESILEA

Niejedna, kiedy do chłopca przywarła,

Powie: tak wielkie jest moje kochanie,

Żebym cię, luby, z miłości pożarła!

A po namyśle — głupia! — zdanie zmienia:

Jest nasycona nim do obrzydzenia.

Z nami, kochanku, inaczej się stało.

Spójrz: kiedym ja na szyi twej zawisła,

Ja to zrobiłam, dosłowna i ścisła;

Nie tak obłędna byłam, jak się zdało.

MEROE

O najstraszliwsza! O, na bogi żywe!

ARCYKAPŁANKA

Bierzcie ją siłą!

PROTOE

      Chodź z Amazonkami!

PENTESILEA

pozwala się podnieść

Dobrze, tu jestem już...

ARCYKAPŁANKA

      Więc idziesz z nami?

PENTESILEA

Nie z wami.

Do Temiscyry idźcie; gdy możecie,

Bądźcie szczęśliwe...

Ty nade wszystko, Protoe... Wy wszystkie!

I — w zaufaniu jeszcze się dowiecie:

Prochy Tanais rozsypcie po świecie.

PROTOE

A ty, siostrzyczko ukochana?

PENTESILEA

Niech cię to, luba, lękiem nie napawa:

Ja się wyrzekam Amazonek prawa,

Za tym młodzieńcem oto idę w drogę.

PROTOE

Jakże?

ARCYKAPŁANKA

      Ty biedna!

PROTOE

      Zrozumieć nie mogę!

ARCYKAPŁANKA

Ty pragniesz...

PENTESILEA

      Co? Zaiste!

MEROE

      Diana!

PROTOE

Więc pozwól jeszcze słówko mi tymczasem...

Usiłuje odebrać jej sztylet

PENTESILEA

Cóż to, na co? — Cóż szukasz mi za pasem?

Tak! Zaraz! Nie wiedziałam, czego chcesz...

Tu sztylet masz.

Wyjmuje sztylet zza pasa i oddaje go Protoe

      A może strzały też?

Zdejmuje z ramion kołczan

Tu cały kołczan przed tobą otworzę!

Wysypuje strzały przed siebie

Co prawda, miło byłoby właściwie...

Kilka strzał podnosi z powrotem

Ta bowiem oto... Nie? A tamta może?

Tak, ta. Prawdziwie! — No nic! Weź, niebożę!

Wszystkie pociski zabierz sobie!

Zbiera całą wiązkę i daje w ręce Protoe

PROTOE

      Daj!

PENTESILEA

Albowiem teraz zstępuję w me łono

Jakby do szybu — i, jak zimny spiż,

Zagłady myśl dobywam sobie wzwyż...

Tę rudę, w ogniu Żalu oczyszczoną,

Kuję na stal... trucizną poję zdradną,

Na wskroś gryzącym jadem Skruchy mej...

Kładę na wieczne Nadziei kowadło

I kuję, ostrzę sobie sztylet z niej...

I sztyletowi teraz pierś podaję:

Tak! Tak! Tak! Tak! I jeszcze! — Dobrze... tak.

Pada i umiera

PROTOE

chwytając królowę

Kona!

MEROE

      Naprawdę, idzie z nim!

PROTOE

      Bądź zdrowa!

Tu ona dłużej pozostać nie miała!

Układa ją na ziemi

ARCYKAPŁANKA

O, jak ułomne ludzkie siły, słowa!

Jak ta podcięta — dumna i wspaniała

Na szczytach życia niedawno szumiała!

PROTOE

Zbyt silnie, dumnie kwitnąc, padła w kwiecie!

Dąb martwy stoi w burzy niewzruszony,

Lecz zdrowe drzewo burza z trzaskiem zmiecie,

Albowiem może imać się korony.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.