E-book
4.41
drukowana A5
11.43
drukowana A5
Kolorowa
29.52
Psychiczna miłość

Bezpłatny fragment - Psychiczna miłość


Objętość:
26 str.
ISBN:
978-83-8155-095-6
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 11.43
drukowana A5
Kolorowa
za 29.52

Nie wytrzymam tego dłużej! Ciągłe kłótnie i awantury. Czy na tym właśnie polega związek? Nie sądzę. Myśląc o miłości zawsze widziałem kochającą się parę, która razem spędza każdą wolną chwilę. Wspólne spacery, randki i słowa pełne romantyzmu. Głupi byłem, że w to wierzyłem.

Moja dziewczyna Beata była moją pierwszą miłością, na którą czekałem bardzo długo. Poznaliśmy się przez internet, bo tak jest najłatwiej. Od samego początku wierzyłem, że to jest właśnie ta jedyna. Wiele nas łączyło i naprawdę uwierzyłem, że ta miłość będzie trwać na zawsze. Dopiero z czasem przejrzałem na oczy, gdy te cholerne motyle się uspokoiły i dostrzegłem, że Beata często traktuje mnie jak kolegę, a nie swojego chłopaka, szczególnie wtedy gdy działo się coś złego. Nie potrafiła przyjść, pocieszyć i przytulić, tylko stała z boku i patrzyła. Nie chciała rozmawiać o swoich problemach, tylko wolała pisać z jakimiś obcymi facetami zamiast porozmawiać ze mną. Więc do czego byłem jej potrzebny? Nie wiem.

Zarzucić można jej wiele, ale ja też świętym nie byłem. Potrafiłem robić awantury o byle co, ale to przez to, że wiele złego działo się w moim życiu. Te problemy wpędziły mnie w depresję, tak samo jak zachowanie Beaty. Można powiedzieć, że zacząłem wariować, bo wpadałem w stany lękowe, myślałem o samobójstwie i gadałem głupoty. W takich trudnych sytuacjach nie da się kontrolować swojego umysłu, jeśli wszyscy najbliżsi są przeciwko tobie. Wierzyłem, że Beata będzie ratunkiem dla mnie, że pomoże mi pokonać moje słabości.

Myliłem się i na siłę próbowałem ciągnąć ten związek. Męczyłem w ten sposób siebie i ją. Ciągłe awantury niszczyły i mnie i ją. Dochodziło do rękoczynów, tylko z jej strony, bo gdy wpadała w furię to zaczynała płakać. Próbowałem ją pocieszyć, ale zaczęła mi wytykać różne rzeczy. Chcąc ją uspokoić wielokrotnie obrywałem w twarz. Kilka razy byłem też pogryziony. Ale nie długo musiałem czekać na WIELKĄ tragedię.

Stój!

Ostatnia kłótnia była przełomową chwilą. Oboje straciliśmy nad sobą kontrolę i panowanie. Wiedziałem, że to już koniec naszego związku. Poszło jak zwykle o głupotę. Beata obraziła się nie wiem o co i nie chciała ze mną rozmawiać. Przez dłuższą chwilę próbowałem ją uspokoić, ale mnie ignorowała. Nie wytrzymałem i zacząłem wyrzucać z siebie wszystkie żale. Mówiłem jej o tym, że często traktuje mnie jak kolegę, o tym że jakby mnie kochała, to nie robiła by awantury o byle co. Wściekła się i wyszło na to, że to wszystko moja wina, że nie spełniam jej oczekiwań.

Rzuciła się na mnie i podrapała mi twarz. Oddałem jej z liścia. Straciłem panowanie nad sobą, ale po prostu miałem tego dość. Nie wiem co we mnie wstąpiło.

— Jak mogłeś?! — wykrzyczała.

— Przepraszam. Ja już mam po prostu dość tego.

— A ja mam dość ciebie. Wynoś się stąd! To już koniec!

Zabrałem swoją torbę z podłogi i ze łzami w oczach wybiegłem z jej domu. Miałem tego już serdecznie dość! To był już koniec, tylko wszystko było dla mnie trudne. Naprawdę ją kochałem i to tak mocno, że nie dostrzegałem jej kłamstw i obojętności. Jako prawdziwy romantyk, miłość widziałem zupełnie inaczej, ale cóż… Miłość nie jest taka jak w tych cholernych filmach.

Szedłem przed siebie bez celu. Nie czułem wtedy nic. Jedyna myśl była taka: NIE CHCĘ JUŻ ŻYĆ!

Poszedłem w odludne miejsce za starą fabryką, gdzie było pełno drzew. Żadnej żywej duszy. Sięgnąłem do torby po moje leki na uspokojenie i depresję. To była chwila. Pełen złych emocji wziąłem garść tabletek i popiłem kilkoma łykami wody. Czy planowałem samobójstwo? Nie wiem. Depresja zrobiła swoje, a i wydarzenia sprzed chwili dołożyły swoje. Może chciałem się po prostu uspokoić, a może chciałem zakończyć cierpienie.

Wyciągnąłem z kieszeni telefon i próbowałem zadzwonić do Beaty. Odrzucała moje połączenia, więc napisałem SMS-a:


Chciałem się tylko pożegnać. Właśnie wziąłem garść tabletek i zamierzam ze sobą skończyć. Pamiętaj, że do końca cię kochałem.


Wysłałem i nie czekając na odpowiedz ruszałem przed siebie. Szedłem polną drogą bez celu. Nie chciałem się zabić. Chciałem tylko zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Żeby ktokolwiek dostrzegł moje cierpienie. Nawet rodzice byli obojętni w stosunku do mojej depresji. Bez wsparcia nie miałem szans na wyzdrowienie.

Idąc tak do przodu usłyszałem, że za mną coś jedzie. Zignorowałem to.

— Proszę się zatrzymać! — powiedział ktoś za mną.

Zerknąłem przez ramię. To policjant w samochodzie. Obok niego siedziała moja mama.

— Nie. — powiedziałem i szedłem dalej.

Policjant zatrzymał samochód i zaczął mnie gonić. Nie zamierzałem uciekać, a ten rzucił się na mnie z kajdankami i próbował mnie skuć.

— Nie zatrzymałeś się jak cię prosiłem. — powiedział i zakuł jedną moją rękę.

Szarpałem się z nim i nie dałem zakajdankować swojej drugiej ręki. Matka próbowała mu pomóc w zakuciu mnie, ale oboje nie dawali mi rady. Oboje coś mówili, ale ignorowałem to. Leki zaczęły działać i czułem się jak naćpany. Pamiętam tylko, że szarpałem się z policjantem i rzucałem obelgami w jego stronę. Aż w końcu zadzwonił po posiłki. Wiedziałem, że dalsze szarpanie nie ma sensu. Nie uwolnię się, więc po prostu się poddałem.

— Dobra pójdę dobrowolnie, ale puszczaj mnie! Słyszysz?!

Wsiadłem dobrowolnie z zakutą jedną ręką. Matka z policjantem rozmawiali, a ja próbowałem się uspokoić. Myślałem o tym, że nienawidzę wszystkich i liczę na to, że jednak te leki mnie zabiją.

Szalona karetka

Uspokoiłem się. Policjant wsiadł do środka i próbował ze mną rozmawiać, ale ja milczałem.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 11.43
drukowana A5
Kolorowa
za 29.52