E-book
23.52
Półtora piętra do sylwestra

Bezpłatny fragment - Półtora piętra do sylwestra


Objętość:
69 str.
ISBN:
978-83-8104-174-4

Półtora piętra do Nowego Roku”


N.- Wnętrze dużej sypialni w starej, czteropiętrowej kamienicy ze stylową windą towarowo-osobową. Przed toaletką — z nie do końca zasuniętym na plecach zamkiem błyskawicznym — w nowo uszytej granatowej sukni — na miękkim — obitym skórą taborecie siedzi kobieta. Z ręcznikiem na kolanach, wykonuje ostatnie czynności przy makijażu twarzy. Do sypialni wchodzi mężczyzna ubrany w czarny garnitur. Mężczyzna jest nieco poirytowany.

Mężczyzna o imieniu Zbyszek — mąż kobiety.- Pospiesz się, bo nigdy z domu nie wyjdziemy.

Już jest dawno po ósmej, a punktualnie o ósmej zaczęła się sylwestrowa impreza.

Zanim tam dojedziemy — też upłynie dużo czasu.

Więc pospiesz się, bo,… —

Dzisiaj sylwester mamy

I Nowy Rok witamy

Na sali gro przyjaciół czeka nas.

Toasty już wznoszą

I do tańca proszą

Żegnają Roku Stary Czas.

A ty wciąż w domu trzymasz nas.

Kobieta o imieniu Barbara — żona mężczyzny.- Oj,… przestań się wściekać i okaż trochę cierpliwości.

Ty myślisz, że kobieta, to tak, jak mężczyzna,…

Włoży garnitur, zawiąże krawat i już jest gotowa.

Myślę — że chcesz żebym ładnie wyglądała? Prawda?

Jeżeli zgadzasz się ze mną, to nie marudź tyle, bo,… —

Żona jest wizytówką męża

I każdy na nią wzrok wytęża

Bo gdy bogatsza żona

Tym zasobniejszy mąż

Nie stój taj bezczynnie i w międzyczasie pomóż mi i zasuń suwak od sukni, bo sama sobie z nim nie poradzę.

Zaraz zadzwonisz po taksówkę i zdążymy.

Zabawa rozkręca się powoli.

Na pewno będziemy na czas i nic nas nie ominie.-

Z.- Myślisz, że w taki wieczór taksówki stoją i tylko czkają, aż ktoś je wezwie,…

Barbaro,…

W taki wieczór jak ten,

Kiedy wszyscy spieszą się

Gdy za oknem zamieć i mróz

Na taksówkę trzeba czekać.

Taki jest fakt i już,…

N.- Zdenerwowany mężczyzna podchodzi do siedzącej przed lustrem kobiety. Kobieta prostuje się na taborecie, ale po chwili zapomina o przyjętej przed chwilą pozycji i z powrotem siada na skraj taboretu i jednocześnie pochyla się do przodu. Przybliżając się bardziej do lustra, teraz maluje sobie brwi i rzęsy. Mężczyzna podciąga do góry suwak zamka. Robi to jednak zbyt szybko i nazbyt nerwowo, bo nagle — w połowie jego długości pod suwak dostaje się brzeg materiału z obszycia zamka błyskawicznego sukienki i blokuje jego ruch ku górze.

B.- No,… Co tak się guzdrzesz?

Nie umiesz wykonać najprostszej czynności? Nie umiesz zasunąć zamka?

Uważaj tylko, byś go nie zepsuł.-

N.- Mężczyzna zaczyna mocować się z suwakiem. Próbuje odciągnąć go z powrotem do dołu, ale suwak tak się zablokował, że nie daje się poruszyć w żadną stronę — ani do dołu, ani ku górze.

Z.- Nie ruszaj się przez chwilę, bo suwak złapał za obszycie materiału i się zablokował.

Muszę założyć okulary, bo bez okularów dokładnie nie widzę.

B.- Oj,…Uważaj, bo to nowa i bardzo droga sukienka.

Wiesz, ile wysiłku mnie kosztowało żebym ją uszyła? Ile było przymiarek?…

Chciałam kupić gotową, ale to nie takie proste, jak się tobie wydaje.

Długo po sklepach chodziłam

Wiele sukienek widziałam

Wiele kreacji mierzyłam

I wiele też odrzucałam,..

Bo suknia moja jest męża twarzą

Bo suknia moja jest męża gażą

I każdy szacunek w mężu żony ma.

M.- Każesz mi usługiwać ci w takiej pozycji.

Siedzisz i mocno naciągnęłaś materiał sukienki.

Myślisz, że wszystko można zrobić jednocześnie. Siedzieć, malować się i jeszcze się ubierać. Przynajmniej na jedną chwilę mogłabyś powstać z tego taboretu i przez to poluźnić sukienkę w pasie i w ramionach,…

W tej pozycji ona za bardzo na tobie się napięła i nie mogę zbliżyć ku sobie brzegów zamka.-

B.- Co?.. Uważasz, że jestem za gruba? —

Z.- Basiu,… Co ty Mówisz?

Przecież ja tak nie powiedziałem.

Ja powiedziałem, że jak tak siedzisz, to sukienka za bardzo na tobie się napięła.-

B.- Ja już dobrze wiem, co ty miałeś na myśli i co chciałeś mi przez to powiedzieć.

Choć nie dosłownie, to wyraźnie usłyszałam, jak powiedziałeś, że jestem za gruba.-

Z.- Ależ kochanie,…

Ja tyko powiedziałem, że sukienka za bardzo na tobie się opięła i że zamek przez to nie daje się swobodnie zasunąć.-

N.- Wciąż siedząca przed lustrem kobieta odwraca się w stronę mężczyzny. Popatrzyła na niego, a następnie podnosząc do góry swoje ręce, spogląda na nie z każdej strony. Potem łapie się za powstałe w pozycji siedzącej fałdki na brzuchu, a na koniec podciąga poza kolana długą granatową suknię i odsłania swoje nogi.

B.- No,… pokaż,… Gdzie jestem za gruba,…

Dlaczego tak powiedziałeś?… —

Z.- Ależ kochanie,…

Ja tak nie powiedziałem i wcale tego nie miałem na myśli.-

N.- Kobieta powstaje z taboretu i w tym samym momencie suwak całkowicie wypada z zamka.

Z.- No,… Zobacz do czego doprowadziłeś.-

N.- Mężczyzna spogląda na zdenerwowaną kobietę.-

Z.- No,… Teraz, to zamek zepsuł się na dobre.

Poczekaj, zaraz znajdę suwak. Może uda się go jeszcze naprawić.-

N.- Oboje spoglądają na podłogę i zaczynają szukać suwaka.

Nie znajdując go na podłodze mężczyzna zagląda za plecy kobiety.

Z.- O,… Nie ruszaj się.

On wyskoczył tylko z jednej strony zamka.

Usiądź ostrożnie, a ja wezmę kombinerki i spróbuję go naprawić.-

N.- Mężczyzna wychodzi do drugiego pokoju. Kobieta ostrożnie siada na taborecie i wznawia

wykonywanie makijażu. Po chwili mężczyzna wraca z kombinerkami i ze śrubokrętem w dłoni. Po drodze podejmuje ze stołu okulary i zakłada je na nosie.

Z.- Nie ruszaj się choć przez chwilę, bo przez nieuwagę mogę zrobić ci jakąś krzywdę.-

N.- Mężczyzna wykonując różne czynności przy naprawie zamka, w końcu wydaje z siebie żałosne:-

Z.- Aj,.. Już po zamku.

Suwak pękł na dwie części.-

N.- Kobieta gwałtownie odwraca się w kierunku mężczyzny i zdenerwowana rzuca w jego stronę:

B.- Ty durniu. Jak zawsze,…

Do czego się nie dotkniesz, to wszystko popsujesz.

Wciąż muszę liczyć tylko na siebie.

Teraz już nigdzie nie pójdę, bo nie mam w czym.

Teraz idź sam, bo ja już nie mam ochoty na żadne wyjście, ani na żadne zabawy z tobą.-

N.- Zdenerwowany mężczyzna rozkłada ręce.

Z.- Czy zawsze musisz wszystko zwalać na mnie.

Jak zwykle,… Ja jestem wszystkiemu winien.

Nie pamiętam, byśmy kiedykolwiek wspólne — w normalny i zgodny sposób wyszli na jakąś imprezę.

Nawet do sklepu — po zakupy nie wychodzimy bez sprzeczki.

Ciągle coś ci nie pasuje.

Wciąż stawiasz mi jakieś zarzuty i nie ma sytuacji, w której byś nie przyrównywała mnie do swoich szwagrów, albo do mężów swoich koleżanek.

Nie ma sytuacji w której przy okazji twojej opinii, nie usłyszał bym od ciebie, jaki to jestem nie doskonały,…

Już dłużej nie mogę tego słuchać.-

B.- A nie jesteś taki?

Inne kobiety to mają mężów mądrych, przystojnych i zaradnych. Takich, którymi mogą się zawsze pochwalić,…

A ja kogo mam?…

Ty nawet w sukience nie umiesz zasunąć zamka. Musiałeś go popsuć? —

Z.- Oczywiście,…

Jak zwykle, wszystkiemu winien jestem tylko ja.

Zamek zepsułem celowo, byśmy nigdzie nie poszli.

Do mojej niedoskonałości i do wszelkich moich przewinień jesteś tak bardzo przekonana, że nawet stać ciebie na pytania — czy ja czasem nie czuję jakichś kompleksów wobec swoich kolegów, a nawet wobec innych mężczyzn.

W ogóle — to się bardzo dziwię, jak mogło do tego dojść, że się pobraliśmy i że w ogóle — ty, taka doskonała — za mnie — za takiego fajtłapę wyszłaś.

Przed ślubem miałaś aż dwa lata, żeby mnie poznać z każdej strony.

Wtedy nic ci nie przeszkadzało,…

B.- Masz rację,…

Nie raz sama zadaję sobie pytanie — dlaczego za ciebie wyszłam i ciągle nie wiem dlaczego to zrobiłam,…

— Może dlatego, że szybciej chciałam wyjść z domu i chciałam się wreszcie usamodzielnić?…

A może dlatego, że mieszkałam z trzema siostrami i chciałam wreszcie urządzić swój dom po swojemu?…

Nie wiem,…

Zresztą,… ja i tak nigdy ciebie nie kochałam.-

N.- Kobieta odwraca się w kierunku lustra. Przez chwilę milczy, po czym dodaje:

B.- Przyczepiłeś się do mnie jak rzep do psiego ogona,…

Wszyscy mnie ostrzegali, ale ja nikogo nie słuchałam. Ja wiedziałam swoje,…

Teraz tego żałuję,…

A tylu świetnych facetów znałam,… —

Z.- I co?… Żaden nie chciał ciebie na stałe?

A widząc to mieszkanie, to też tego mieszkania nie urządziłaś po swojemu, bo wszędzie widać moją pracę i moją inicjatywę — że nie wspomnę o mojej wizji i o pierwszych naszych wspólnych dyskusjach nad ich realizacją.

N.- Kobieta nie odpowiada. Pomimo swojego rozżalenia na męża i na zepsuty przy nowej sukni zamek, wciąż siedzi przed lustrem i kontynuuje wykonywanie makijażu. Mężczyzna przechadza się po pokoju i w końcu zrezygnowany siada przy stole.

Z.- Masz jeszcze drugą — tą ładną, fioletową suknię.

We fioletach zawsze było ci ładnie. Jak będzie więcej czasu, to wszyjesz nowy zamek, albo dopasuję suwak z innego zamka do tego zamka i go naprawię.-

B.- Akurat,…

Już widzę — jak przełożysz suwak,…

A tamtą — fioletową suknię miałam ostatnio na imieninach u Anki.

Jak pójdę teraz w tej samej sukni, to pomyślą, że nie stać mnie na coś nowego.

Ewa i Anka na każdą imprezę przychodzą w nowych kreacjach, a ja mam iść w tej samej sukni? —

Z.- Jeżeli chcemy wyjść — a myślę, że chcemy — to chyba nie masz wyjścia i musisz ją włożyć. Możesz włożyć do niej srebrną biżuterię.

Srebro na fiolecie dobrze odbija i dobrze się prezentuje.-

N.- Kobieta wykonuje ostatnie czynności przy twarzy. Poprawia jeszcze uczesanie i powstaje z taboretu. Podchodzi do szafy i spośród wielu sukien wyjmuje z niej wieszak z suknią w kolorze fioletowym. Przykłada ją do siebie. Przegląda się w lustrze w drzwiach otwartej szafy. Następnie stwierdza i po chwili zastanowienia — pyta:

B.- W niej też dobrze się czuję, ale nie po to szyłam sobie nową suknię, żebym teraz w starej musiała wychodzić,…

Naprawdę? Podobam ci się w niej? A nie będzie za ciasna? —

Z.- Lubię ciebie w tej sukience.

Włóż ją i się przekonaj.

Myślę, że w pralni się nie skurczyła i będzie pasowała.-

B.- Ja jej nie prałam, tylko oddałam do pralni chemicznej.

Nie pamiętasz, jak wylałeś mi na nią wino? —

Z.- Pamiętam, ale ty też powinnaś pamiętać jak to było.

Nie ja wylałem, tylko wtedy stałem przy kwiatach z kieliszkiem w ręce, a Janusz niechcący trącił mnie w łokieć.

Akurat ty podeszłaś i stało się,…

To był tylko nieszczęśliwy wypadek.-

B.- Ty i twój wypadek.

Ty zawsze znajdujesz usprawiedliwienie na swoje niedołęstwo.

Czemu to innym się nie przydarza? —

N.- Kobieta przebiera się w drugą — fioletową sukienkę.

Z.- No,… widzisz?

Pasuje jak ulał,…

Nie jest za ciasna i nie ma zamka, który mógłbym popsuć.-

N.- Mężczyzna rozkłada ręce i uśmiecha się. Teraz oboje uśmiechają się do siebie. Zapanowuje zgoda i zrozumienie. Jeszcze biżuteria, wiśniowe półszpilki, płaszcz, kurtka i już gotowi są do wyjścia. Mężczyzna sięga po komórkę i dzwoni na Halo Taxi.

Z.- Akurat mieliśmy szczęście.

Taksówka była w pobliżu i ma podjechać za pięć do dziesięciu minut.

Zejdziemy na dół i chwilę poczekamy.-

N.- Oboje wychodzą do przedpokoju. Mężczyzna trzymając wciąż komórkę w ręku cofa się jeszcze do sypialni i podejmuje ze stołu kombinerki i śrubokręt i wychodzi do drugiego pokoju. Po chwili gasi kolejne światła i otwierając drzwi wejściowe do mieszkania, pierwszą na korytarz przepuszcza żonę. Na koniec gasi też światło w przedpokoju i przez bladą poświatę ulicznej latarni, która przez niezasłonięte do końca okno zagląda do sypialni, słychać już tylko cichy trzask zamykanego zamka przy drzwiach wyjściowych. Jeszcze chwila i klatkę schodową napełnia szum silnika od windy. Trzask zamykanych krat starej, stylowej — towarowo-osobowej — windy, informuje wszem, że małżonkowie za chwilę z niej skorzystają i zjadą nią aż na parter. Znowu szum silnika, ale po chwili szum silnika ustaje i wnet daje się słyszeć — najpierw delikatne kilkukrotne otwieranie i zamykanie wewnętrznej kraty od windy, a potem coraz głośniejsze rozprawy na temat zatrzymanej między piętrami kabiny.

Teraz akcja sztuki przenosi się na korytarz i ukazuje windę zawieszoną między piętrami, a w niej uwięzionych małżonków.

Z.- Cholera. Mieszkamy na drugim piętrze, a ty koniecznie chciałaś zjechać windą,…

Jakbyśmy nie mogli zejść z tych dwóch pięter po schodach.-

B.- Po to jest winda byśmy nie musieli chodzić po schodach.-

Z.- No,… to teraz masz windę,… —

B.- Może krata trochę się rozsunęła i dlatego winda stanęła?…

Często tak się staje w tych starych windach.-

N.- Mężczyzna po raz kolejny dociska wewnętrzną ruchomą kratę, ale winda nie rusza z miejsca. Odczekawszy chwilę — coraz bardziej zdenerwowany mężczyzna — znowu otwiera i zamyka wewnętrzną kratę, ale to też na nic. Winda ani drgnie.

B.- Może nie ma prądu? —

Z.- Co ty mówisz?

Jak może nie być prądu?

Nie widzisz? Świeci się w kabinie i świeci się na klatce schodowej.

Jakby nie było prądu, to wszędzie byłoby ciemno.-

B.- No,.. To teraz musisz zadzwonić po mechanika, bo chyba silnik się zepsuł.

I zrób to jak najszybciej, bo przesiedzimy tu cały sylwester. —

N.- Kobieta rozgląda się po wnętrzu kabiny.

B.- O,… tu na tablicy jest do niego numer.-

N.- Mężczyzna sięga do kieszeni kurtki i aż zasyczał ze złości.

Z.- No,… nie. Komórka została w domu.

Jak chowałem narzędzia do szuflady, to położyłem telefon na komodzie.

N.- Kobieta spogląda w sufit kabiny i składając błagalnie ręce, zasyczała przez zęby:

B.- Boże,… Za kogo ja wyszłam? —

Z.- No,… Co robisz taką minę?… Zadzwoń ze swojej komórki.-

B.- Jakbym wzięła swoją komórkę, to bym nie patrzyła na ciebie i sama już bym zadzwoniła.-

N.- Oboje bezradnie patrzą na siebie i po chwili — wewnątrz tej małej i nieoczekiwanej klatki, w którą przemieniła się kabina windy — zaczynają przytupywać i obracać się wokół osi własnych ciał. Wreszcie kobieta zatrzymuje się i zaczyna spoglądać na wciąż przytupującego i obracającego się w w miejscu męża.

B.- I co się tak kręcisz w kółko?

Chcesz wywiercić dziurę w podłodze?

Jeszcze spadniesz do piwnicy i się zabijesz.

Jeszcze na koszty pogrzebu mnie narazisz.

Przestań już wiercić tę dziurę i lepiej pomyśl — jak się teraz stąd wydostać?

Z.- Jak się ruszam, to lepiej mi się myśli.

Ty też w miejscu nie stałaś,…

B.- Ja to robiłam ze zdenerwowania.-

Z.- I co? Pomogło? Już ci przeszło? —

B.- Nie przeszło, ale winda i tak się nie poruszyła.

Tu nie trzeba samemu się ruszać bez sensu, tylko trzeba coś zrobić, żeby poruszyć tą cholerną windę.-

N.- Kobieta jest coraz bardziej rozeźlona, aż wreszcie krzyczy do męża.

B.- No!…

Zrób coś wreszcie i choć raz w życiu bądź prawdziwym mężczyzną,… —

N.- Po chwili od głośnego — słownego wybuchu żony — daje się słyszeć cichy odgłos otwieranych drzwi u leciwej sąsiadki. Starsza pani wychyla zza drzwi głowę, a widząc windę między piętrami i w niej uwięzionych sąsiadów, wychodzi na korytarz i podchodzi do windy.

B.- O. Pani Jabłońska?…

Jak to dobrze, że pani jeszcze nie wyszła i że pani jest jeszcze w domu.

Pani Wandziu, Winda się zablokowała, a my nie mamy możliwości kogokolwiek o tym powiadomić, bo nasze komórki zostały w domu, a tu taka sytuacja,…

Może pani by nam pomogła i zadzwoniła po pomoc.

O,… Tu jest numer telefonu do mechanika.

N.- Błagalnym głosem mówi kobieta i pokazuje na tabliczkę na ścianie kabiny.

PW.- Jestem w domu — bo gdzie miała bym być?…

Jak żył jeszcze mój świętej pamięci Ignacy — Boże świeć nad jego duszą — to i owszem, wychodziliśmy. Ale teraz? Ja sama?…

Gdzie ja sama pójdę. Jeszcze jakiś zboczeniec by mnie napadł? A co?…

Mało to teraz o tym się słyszy? —

N.- Mężczyzna wyciąga z kieszeni kawałek kartki i długopis i notuje numer do mechanika.

Z.- Pani Jabłońska,…

Niechże pani nam pomoże, bo winda się zablokowała, a bez pomocy z zewnątrz sami sobie nie poradzimy.

Właśnie idziemy na sylwestra, zamówiliśmy taksówkę, a tu taka awaria po drodze.

O,… tu jest numer do mechanika. —

N.- Mężczyzna próbuje podać przez kratę kartkę z wypisanym numerem telefonu.

Z.- Niech pani zadzwoni do niego.-

PW.- Panie Zbigniewie. Ale ja nie mam telefonu.

Odkąd Ignacy zszedł z tego świata — Boże świeć nad jego duszą — to ja telefon zlikwidowałam. Jestem stara, schorowana i samotna. Kto by do mnie miał dzwonić?…

Ja sama nie mam do kogo zadzwonić, to,… po co mi telefon? Tylko niepotrzebne opłaty.

Ale słyszałam za ścianą, że Ziemińscy są w domu.

Pójdę i zapukam.

Może oni coś na to poradzą? Może nawet pomogą, bo wiem, że pan Ziemiński jest elektrykiem w stoczni,… —

B.- O,.. To dobry pomysł.

Niech pani to zrobi i nam pomoże. — Pani Jabłońska,… —

N.- Błagalnie prosi kobieta. Starsza pani odchodzi od windy i idzie w kierunku drzwi sąsiadów. W tym momencie zza drzwi Ziemińskich zaczęła dobiegać bardzo głośno odtwarzana muzyka. Starsza pani podchodzi do drzwi i stając nieruchomo, przez chwilę się waha — czy zapukać, czy zadzwonić — bo natężenie głośności muzyki u sąsiadów jest tak duże, że starsza pani zaczęła się zastanawiać — jaki sygnał od drzwi, lepiej usłyszą domownicy. Widząc stojącą przy drzwiach sąsiadów i zastanawiającą się starszą panią, mężczyzna z kabiny windy zaczął ją przynaglać:

Z.- No, co jest? Pani Jabłońska,… Niechże pani wreszcie zapuka.-

PW.- Jest tak głośno, że oni mogą nie usłyszeć mojego pukania.-

Z.- No, to niech pani zadzwoni.-

PW.- No,… Właśnie o tym pomyślałam.-

N.- Oznajmiła starsza pani i nacisnęła na przycisk dzwonka. Potem jeszcze raz i jeszcze raz.

S.P.- Chyba nie działa, bo nie słyszę żeby dzwonił.-

B.- To niech pani mocno zapuka.

N.- Starsza pani zaczęła pukać. Raz, drugi raz i trzeci raz, ale nikt nie otwiera.

PW.- A nie mówiłam, że jest za głośno i nie usłyszą? —

B.- Za delikatnie pani puka. Może za chwilę ściszą muzykę, to usłyszą pani pukanie? —

N.- Starsza pani wciąż pozostaje przy drzwiach.

PW.- Za chwilę powinna skończyć się jedna muzyka i będzie przerwa do drugiej, to wtedy zapukam. Może wtedy usłyszą?… —

N.- Właśnie z dołu dał się słyszeć trzask zamykanych drzwi wejściowych do klatki schodowej i wnet do uszu zamkniętego w windzie małżeństwa, dobiegły głosy dwojga osób próbujących ściągnąć na dół windę.

— Winda jak zwykle,… nieczynna,… —
- No, to chodźmy po schodach.

To nie wieżowiec. To zaledwie drugie piętro.-

N.- Niebawem, przed oczami małżeństwa spoglądającego z dołu z zablokowanej między piętrami

kabiny, ukazała się para na karnawałowo ubranych młodych ludzi.

Z.- O,.. Jak dobrze, że państwo przychodzicie właśnie w tym momencie.

Państwo do państwa Ziemińskich — prawda?

Przepraszam, że pytam, ale kilka razy widziałem, jak państwo od nich wychodziliście.

Pomóżcie nam, bo winda zatrzymała się między piętrami, a my właśnie idziemy na sylwestra. Proszę, wezwijcie pomoc, bo inaczej sylwestra spędzimy w windzie,…

Przypadkowo, aż dwie nasze komórki zostawiliśmy w domu i sami w tej sytuacji nijak nie możemy sobie pomóc.-

Goście do Ziemińskich. — Dobrze. Zaraz państwu pomożemy, tylko powiadomimy przyjaciół. Zaraz wracamy.-

N.- Mijajęc starszą poanią, młodzi ludzie podeszli pod drzwi Ziemińskich i kilkakrotnie nacisnęli przycisk dzwonka. Ponieważ dzwonek nie reagował, zaczęli mocno stukać w drzwi. Po dłuższej chwili drzwi się uchyliły i w drzwiach ukazała się blondynka w długiej czerwonej sukni.

Blondynka o imieniu Ewa.- No,… Nareszcie,…

Andrzej i Grażyna. Długo każecie na siebie czekać.-

N.- Gospodyni szeroko otwiera drzwi i jednocześnie ustępując im drogi — szerokim gestem ręki, zaprosiła długo oczekiwanych gości do mieszkania i zamknęła za nimi drzwi.

B.- Teraz zaczną się bawić, popłynie alkohol i o nas zapomną.-

N.- Zza zamkniętych drzwi mieszkania Ziemińskich, znowu zabrzmiała głośna muzyka.

Z.- Pani Jabłońska. Proszę,…

Niech pani jeszcze raz spróbuje i mocno zapuka.-

N.- Starsza pani ponownie podeszła do drzwi i przymierzyła się do zapukania, ale zanim to uczyniła, drzwi się otworzyły i w drzwiach ukazał się Henryk Ziemiński, a tuż za nim jego świeżo przyszły gość, który właśnie o wszystkim go poinformował. Obaj panowie podeszli do windy.

Z.- O,.. Panie Henryku. Widzi pan co się stało?…

Winda się zablokowała i nas uwięziła między piętrami.

Nasze komórki zostały w domu i sami nie możemy zadzwonić po pomoc.

Niech pan nam pomoże i zadzwoni do pogotowia technicznego i sprowadzi technika, bo inaczej całego sylwestra spędzimy w windzie.

H.- A to przykra sytuacja.

Pani Basiu, panie Zbigniewie,…

Trochę cierpliwości. Już dzwonię, tylko wezmę z domu komórkę.-

N.- Powiedział pan Henryk i czym prędzej cofnął się do mieszkania.

N.- Przy windzie — dla chwilowego towarzystwa pozostali: pani Wandzia i gość Henryka — Andrzej. Gość pana Henryka jakby chciał dodać otuchy uwięzionym w windzie, próbuje nawiązać z nimi rozmowę.

Andrzej.- Dawno to się stało?…

Długo tak stoicie w tej windzie? —

Z.- Trochę czasu już tu stoimy.

Właśnie zjeżdżaliśmy na dół do taksówki, a tu masz — taka awaria,… —

A.- Jak szliśmy, to żadnej taksówki przed domem nie widzieliśmy.

Może ktoś inny skorzystał z okazji i użył waszej zamówionej taksówki do własnych celów.

Po prostu podszył się pod was,… Często tak bywa.

B.- No,… widzi pan?

Jakbyśmy nawet zeszli o wyznaczonym czasie, to taksówki chyba też już by nie było.

Teraz, to takie wszechobecne chamstwo.

Człowiek zamawia taksówkę, a tu ktoS inny podszywa się pod zamawiającego i wykorzystuje zamówioną taksówkę do własnych celów.-

Z.- Basiu,…

Akurat mieliśmy szczęście, że ktoś z niej skorzystał,

bo w tej sytuacji byśmy musieli płacić za długi postój taksówki.-

A.- Przed wejściem leży kilka pobitych dachówek.

Musiały być luźne i wiatr je zrzucił.

Dobrze, że akurat nikt tamtędy nie przechodził i nie dostał nimi w głowę.

Musicie zgłosić to do administracji, bo może dojść do jakiegoś nieszczęścia.

N.- Właśnie do windy podszedł pan Henryk.

H.- OK. Panie Zbigniewie.

Proszę podać numer do pomocy technicznej i już dzwonimy.-

N.- Mężczyzna w windzie zbliża głowę do tabliczki i natężając wzrok odczytuje numer telefonu.

Z.- Trochę nie wyraźnie napisane, a ja nie mam okularów,… ale niech pan notuje: 608219195.-

H.- OK. Już dzwonię.-

N.- Pan Henryk kilkukrotnie wybiera numer, ale abonent nie odpowiada.

H.- Panie Zbigniewie, dobrze pan podał numer, bo nikt nie odpowiada?

A to przecież pogotowie,… —

B.- Przesuń się.

Ja sprawdzę, bo ty bez okularów mogłeś się pomylić i źle odczytać jakąś cyfrę.-

N.- Kobieta zbliża twarz do tabliczki i teraz ona odczytuje numer:

B.- 608219195-

H.- Tak, to ten sam numer, ale nikt nie odbiera.

N.- Pan Henryk wciąż spogląda na swój telefon.

H.- Hmmm,… Mamy trzy możliwości, że nie odbierają telefonu:

Może wyjechali na akcję do odblokowania innej windy — bo też gdzieś się winda zablokowała i też uwięziła pasażerów,…

Mogą być daleko od telefonu i go nie słyszą,..

Albo też już świętują i po cichu przed przełożonymi — popijają sobie w miejscu pracy i odcinają z kalendarza pozostałe godziny starego roku,..

Przecież dzisiaj jest sylwester,.. a pora do świętowania Nowego Roku też odpowiednia.

A że Polak potrafi,… to każde miejsce do takiego świętowania przystosuje.-

B.- Przecież to jest pogotowie.

Oni nie mogą się bawić tak jak inni.

Oni muszą czuwać, by wszystkie windy były sprawne i żeby nikogo w nich nie uwięziły.-

N.- Kobieta odwraca się z pytaniem w stronę męża.

B.- Która jest teraz godzina? —

N.- Mąż spogląda na zegarek:

Z.- Dwadzieścia pięć po dziewiątej.-

N.- Odpowiada i po chwili dodaje:

Z.- Sama sobie jesteś winna, bo gdybyś była gotowa na ósmą, to dawno byśmy już byli na sali balowej.

Ale ty nie,… przecież są taksówki. Taksówką zdążymy.

No,… to masz teraz swoją windę i swoją taksówkę.

Co ja mówię?… Swoją taksówkę? Jaką swoją?..

Nawet zamówioną taksówkę nam podebrali.-

N.- Właśnie w otwartych drzwiach mieszkania Ziemińskich ukazała się blondynka w czerwonej

sukni.

Blondynka.- Henryku, Andrzeju,… Co wy tam robicie na korytarzu?

Wracajcie do domu, bo do stołu podano.-

H.- Ewuniu. Nieszczęście przydarzyło się naszym sąsiadom.

Zobacz,… Winda uwięziła ich między piętrami, a oni właśnie udawali się na sylwestra.

Przecież nie zostawimy ich tu bez pomocy,… —

N.- Blondynka w czerwonej sukni wychodzi na korytarz i podchodzi do windy.

Blondynka o imieniu Ewa.- O,… Co za nieszczęście.

Państwo Górscy. Pani Basiu.

Tak mi przykro, że właśnie w taki wieczór to się wam przydarzyło.

A dzwoniliście już po pogotowie techniczne? —

H.- Państwo zostawili swoje telefony w domu,

ale ja dzwoniłem już kilka razy i nikt nie odbiera.-

A.- W taki wieczór, to trudno o szybki kontakt.

Może gdzie indziej też się wydarzyła awaria i teraz ją usuwają? —

Z.- Chyba ma pan rację,…

W taki wieczór jak dzisiaj, to trudno o szybki kontakt.

Ale tu jest numer komórki i powinni ją odebrać nawet wtedy, gdyby byli przy awarii innej windy. Przecież komórka, to nie telefon stacjonarny.

Komórkę zazwyczaj nosi się przy sobie.-

N.- Barbara gwałtownie odwraca się w stronę męża.

B.- Tak?… To gdzie masz swoją komórkę?

Dlaczego nie masz jej teraz przy sobie? —

Z.- Kochanie, zdarzyło się i nie ma co teraz do tego wracać.

Przecież ja nie mam teraz żadnego dyżuru.-

B.- No właśnie,…

Dla ciebie, to nie ma co do tego wracać.

Zdarzyło się i kropka.

Jeżeli tobie się to zdarzyło, to dlaczego im nie mogło się to przydarzyć.

Oni też mogli zostawić swoje komórki w biurze, albo w warsztacie.-

N.- Poruszony uwagą żony mężczyzna, spogląda na żonę i najpierw stwierdza, a potem pyta:

Z.- Masz rację kochanie.

Nie powinno mi się to przydarzyć i to w dodatku w taki wieczór jak ten.

A ty? Czemu nie dzwonisz ze swojej komórki?

Zadzwoń ze swojej.-

N.- Kobieta wydaje się być zaskoczona tym pytaniem, ale nie traci rezonu.

B.- Na czas sylwestrowej zabawy, kobieta nie musi brać ze sobą telefonu i dodatkowo obciążać swojej torebki,…

To mąż zabezpiecza opiekę nad żoną i nad ich kontaktem z całym światem.-

Z.- To jakaś norma, czy nowy nie znany mi wcześniej obyczaj? —

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.