E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
13.08
drukowana A5
Kolorowa
33.51
Deszcz padający od środka najbardziej

Bezpłatny fragment - Deszcz padający od środka najbardziej

Objętość:
59 str.
ISBN:
978-83-8104-194-2
E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
za 13.08
drukowana A5
Kolorowa
za 33.51

Pobierz bezpłatnie

Początek koła

Obudziło go kapanie. Początkowo wydawało mu się, że ten dźwięk różni się czymś od zwykłego kapania. Dopiero po czasie pojął, że był jeszcze na granicy światów. Otworzył oczy, wszystko wydawało się takie samo jak zawsze — miękkość poduszki, powietrze, którym oddychał, waga jego ręki, którą podniósł by zważyć panującą atmosferę. Chciał wstać od razu, uchylić okno i zobaczyć jak wygląda świat za oknem, lecz nie mógł. Coś go zatrzymało. Coś pomiędzy przeczuciem a zaniepokojeniem.

Coś jest nie tak — pomyślał.

Choć jego oczy zawsze szybko przystosowywały się do ciemności, tym razem miał z tym problem.

Czuł też, że ciemność, która panuje w sypialni różni się od „zwyczajnej ciemności”. Ciemność, która go otaczała, nie wydawała mu się taka obca. Czuł, że z każdym dniem zbliżała się do niego coraz bardziej, a dziś jakby nadeszła chwila spotkania.

Dopiero po chwili otrząsnął się i uświadomił sobie, że nie ma koło niego żony. Gdy położył rękę na jej poduszce nie czuł jej ciepła, nie czuł jej zapachu. Tak jakby jej tu nigdy nie było. Sięgnął pod łóżko, aby sprawdzić, która jest godzina. Telefon wskazywał 6:34. Oświetlając telefonem przestrzeń wokół siebie, zastanawiał się co zrobić.

Muszę zlokalizować to kapanie — nieświadomie powiedział na głos, chociaż nie było to do nikogo skierowane…

Wstał, nie mógł znaleźć kapci, które dostał od swojej ukochanej, a które każdego poranka czekały wiernie na swoim miejscu przy łóżku. Postanowił, że znajdzie je później, nie to jest teraz ważne. Podłoga była dość chłodna lecz nie przeszkadzało mu to zupełnie. Gdy otworzył drzwi sypialni poczuł metalowy posmak zimna w nozdrzach. Skoncentrował się i nasłuchiwał skąd dochodzi ten początkowo dziwny dźwięk.

Stał z zamkniętymi oczami i nasłuchiwał. Po chwili zrozumiał, że dźwięk dochodzi z łazienki. Wszedł, zakręcił do końca lewy korek z zimną wodą. W tej samej chwili uświadomił sobie, że nie słyszy śpiewu porannych ptaków, sąsiadów, którzy zawsze o tej porze strasznie hałasowali szykując się do pracy ani nawet jednego samochodu zza okna. Wrócił do sypialni by wyjrzeć przez okno. Miał nieopanowane pragnienie usłyszeć cokolwiek innego poza dźwiękami wydawanymi przez siebie samego. Jego ciało emitowało dźwięki podobne do tych, które wydaje wulkan na chwilę przed erupcją. Był to dźwięk ciężki, blokujący możliwość logicznego myślenia. Soran dotarł przez przedpokój do sypialni, następnie do okna, zamyślony podciągnął rolety. Nie zobaczył nic poza ciemnością.

Oszołomiony usiadł na łóżku starając się przypomnieć sobie, co robił wcześniej. Zastanawiał się, czy wczorajszy dzień różnił się od zwykłego dnia, lecz nie mógł sobie czegokolwiek przypomnieć.


• • •


Soran nie miał nigdy w swoim życiu osoby, którą mógłby określić, jako przyjaciela. Fundament jego życia od samego początku był zbudowany na samotności otoczonej kolegami, kumplami, znajomymi.

Był jeden kolega.

Na imię miał Narfas. Obaj mieli tyle samo lat, poznali się już w szkole podstawowej. Początkowo nie zwracali na siebie uwagi. Można nawet stwierdzić, że na nic nie zwracali uwagi. Nie było rzeczy, która by ich interesowała, nie pociągało ich wyskakiwanie przed szereg, i właśnie chyba to ich połączyło. Zawsze siedzieli na samym końcu na zajęciach. W najciemniejszym miejscu. Oboje nie lubili, gdy ktoś ich obserwował. Zawsze czuli się bezpiecznie, gdy to oni mieli wszystkich przed sobą.

Po zakończeniu pierwszego toku nauczania trafili do tej samej klasy gimnazjalnej. Nie rozmawiali między sobą, do jakiej szkoły chcą iść, nie zależało im na tym. Wiedzieli, że i tak trafią znów na siebie. Nieświadomie zawsze byli obok siebie jak dwa kamienie, które płyną wraz z nurtem rzeki obijając się o siebie, szlifując w szybkości spadania. W pewnym momencie, przez bardzo krótką chwilę będąc gładkie, czyste i nieskazitelne, by w końcu zamienić się w ziarnko piasku i zniknąć.

Okres gimnazjum dla Sorana były okresem straconym. Wszystkie trzy lata nauki skleiły mu się w pamięci w jedną obślizgłą kulę, pełną kwaśnego dymu, którą by najchętniej wypluł, jak jeden z jego sąsiadów zwykł wypluwać flegmę każdego ranka na przystanku autobusowym. Jedyne co go cieszyło, to dni po szkole spędzone z Narfasem. Jeździli razem na rowerze w słoneczne dni. Gdy pogoda nie sprzyjała odwiedzali się i grali w gry planszowe, lub oglądali filmy, dobrze się przy tym bawiąc. Mieli takie samo poczucie humoru. Powoli budowali swoisty język, do którego nie potrzeba było słów. Najbardziej jednak lubili grać w piłkę nożną. Zwykle po powrocie ze szkoły Soran rzucał plecak w kąt pokoju, zakładał zniszczone, posklejane buty i biegł po Narfasa. Popołudniami grali tak długo, jak długo słońce pozwalało zobaczyć piłkę. Matka Sorana każdego wieczoru martwiła się o niego. Bała się, że wracając może nie zauważyć przejeżdżającego samochodu na przejściu dla pieszych albo, że któryś ze starszych kolegów mu coś zrobi. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że jej dziecko wracając o zmierzchu do domu całe spocone, z butem, który ponownie trzeba skleić czuło się spokojne, szczęśliwe, bo miało dokąd iść, skąd wrócić.


• • •


Soran zawsze czuł dziwną pustkę w komorach swojej duszy. Najbardziej przerażało go to, że z drugiej strony czuł się napełniony jakąś szaro-czarną lepką substancją. Pusty a zarazem pełny, jak balon napełniony helem sprzedawany przed wejściem do wesołego miasteczka. Nie potrafił nikomu opowiedzieć o swoim stanie emocjonalnym, nawet swojemu jedynemu koledze. Od czasów gimnazjum grał na pianinie. Wierzył, że dzięki temu chodź trochę ulotni się szaro-czarna maź, a zastąpi ją czerwona, ciepła miłość, której od zawsze pragnął. Gra na pianinie wychodziła mu całkiem nieźle. Nauczycielka chwaliła go, mówiła, że jest najlepszy w klasie i że jeśli nie przestanie grać może poruszyć swoją delikatnością wiele serc.

Jednak Soran żadnego serca nie poruszył. Jego serce pękło, gdy dowiedział się o śmierci Narfasa i nie potrafił już nic stworzyć. Jego delikatność rozlała się na podłogę tak gwałtownie, że nikt nie był w stanie tego pozbierać.

Nawodnić stare wspomnienie

Narfas wykrwawił się na śmierć w swoim łóżku. Jego mama nie troszczyła się o niego tak jak Tatiene, mama Sorana. Nie była w stanie. Po takiej ilości alkoholu nikt by nie był.

Pomimo tego, że Soran miał więcej ciepła w rodzinie, zawsze czuł się jak samolot z papieru, rzucony z wieżowca. Nigdy nie wiadomo gdzie wyląduje. Wszystko zależy od wiatru, którego powiewów nikt nie jest w stanie przewidzieć. Soran już w wieku dorastania wiedział, że samolot i tak spadnie. Nawet, jeśli jakaś siła na chwilę wzniesie go wyżej niż to możliwe, to po chwili trzeba to odpłacić szybkim nurkowaniem w dół.

Do dziś pamięta, gdy mając 17 lat, w niedzielne popołudnie, popijając za słodką herbatę usiadł naprzeciwko swojej mamy i wpatrzony w znikającą parę unoszącą się nad kubkiem zapytał:

— Mamo, gdzie trafia człowiek, gdy zrobi się ciemno?

— Synku, czy to naprawdę takie istotne? — zapytała z irytacją.

— Nie, tak tylko chciałem usłyszeć to od Ciebie. Nie wiem czy to, co sobie wyobrażam zgadza się z rzeczywistością.

Soran czując zdenerwowanie w głosie mamy, wrócił wzrokiem do jednostajnie znikającej pary. Po kilku minutach ciszy, Tatiene powolnym krokiem posuwając swoją chorą nogą poszła do kuchni. W głowie Sorana odbijała się odpowiedź mamy. Nie mógł zrozumieć słów, które wypowiedziała. Rozumiał, co znaczy każde pojedyncze słowo, ale gdy połączył je w całość tworzyły odpowiedź, której nie chciał usłyszeć. Analizując to usłyszał nagle przytłumione dźwięki. Brzmiały, jakby jakiś potwór ogromną łapą starał się wkraść do ich mieszkania i zabrać wszystko co mają. Gdy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła strasznie się przestraszył. Był pewien, że za chwilę mamy już nie będzie, że właśnie teraz potwór kradnie mu Tatiene z kuchni przez świeżo zbite okno. Zawołał z całych sił. Zawołał, bo nie był w stanie się ruszyć, strach go sparaliżował. Przeszył go dreszcz na samą myśl o śmierci.

— Mamo! Mamo żyjesz? Wszystko w porządku? Mamo ja Cię przepraszam, ja nie chcia… — nie zdążył dokończyć.

— Ojej, mój drogi. Przepraszasz mnie? Za co? To ja jestem niezdara. Nie mogłam sobie przypomnieć gdzie schowałam Twoje ulubione ciasteczka. Szukałam i szukałam aż w końcu zbił się jeden z talerzy. Ale już wszystko w porządku, proszę.

Gdy Tatiene spojrzała na syna w pierwszej chwili, nie poznała go. Była zaledwie kilkadziesiąt sekund w innym pomieszczeniu a poczuła się tak jak by nie widzieli się kilka lat. Jakby Soran przez te kilka sekund odbył jakąś podróż. Podróż bez przemieszczania się. Wiedziała, że często to robi, w końcu dobrze go znała. Miała też świadomość, że jego oddalanie się od świadomości kiedyś go zgubi. Zagubi się i nie wróci. Martwiła się, ale starała się o tym za często nie myśleć. Może mu to minie, wmawiała sobie.

Widząc jego powiększone źrenice postanowiła odpowiedzieć na wcześniej zadane pytanie.

— Gdy robi się ciemno, gdy człowiek umiera, trafia do ciemności ciała albo ciemności duszy. Ciemność ciała oznacza, że ciało nie żyje, już go nie ma. Tam gdzie się wtedy znajdujesz, wydaje Ci się, że to już koniec, kompletny koniec, ale to nie prawda! — Tatiene podniosła głos na sam koniec.

— A co to jest ciemność duszy?

— Ciemność duszy pociąga za sobą ciemność ciała. Razem idą niekończącymi się schodami w dół. Z każdym stopniem robi się coraz ciemniej i ciemniej. Wskazówki zegara z każdym stopniem biją coraz wolniej. Gdy docierają do nieosiągalnego dna zamierają jak skała, sklepiają się i żyją tak. Otacza ich stłumiony szum jak pod głęboką wodą.

Sorana odpowiedź w ogóle nie zdziwiła. Nie pierwszy raz rozmawia z mamą i prawie nic nie rozumie. Wiedział, że prośba o szczegółowe wyjaśnienie nie ma sensu. Są rzeczy, o które nie powinno się pytać drugi raz.

— W takim razie gdzie jest mój przyjaciel, i gdzie jest mój tata? — w tym momencie Soran pierwszy raz w swoim życiu powiedział na Narfasa — przyjaciel. Sam wymawiając to słowo trochę się wzdrygnął. Jego usta poczuły to, że układają się w taki sposób pierwszy raz. Jak na zawołanie, w tym samym momencie popłynęła mu po policzku jedna łza. Spłynęła tak szybko wprost do ust, że nawet zamyślona Tatiene jej nie spostrzegła. Soran chwilę później miał nawet wątpliwości czy była to łza czy kropla deszczu. Coraz częściej nie wiedział co jest prawdziwe a co dzieje się w jego głowie. Spojrzał w górę, tak dla pewności. Zobaczył, że z sufitu szykuje się do skapnięcia kolejna łza. Tak bardzo bym chciał, żeby zaczęło teraz padać — pomyślał.

— Kochany, przesiądź się, ta sąsiadka z góry znowu zalała nam mieszkanie.

Gdy Soran usiadł na krześle obok, bliżej mamy, zaczęła opowiadać.

— Jeśli chodzi o Twojego ojca, mówiłam Ci już wiele razy. On żyje, lecz stamtąd gdzie jest, nie da się wrócić. Za to co zrobił nie ma szansy skontaktować się z Tobą, a tym bardziej ze mną. Jego przeszłość powinna już pójść w zapomnienie a przyszłość nie istnieje. Bardzo go kochałam, lecz nic nie trwa wiecznie synku, nic nie trwa wiecznie… — mocno westchnęła patrząc w kapiący sufit i kontynuowała — Jak miałeś roczek okazało się, że Twój tata jest nieuleczalnie chory. Popadał bez powodu w gniew. Nie kontrolował tego. Miewał tak duże napady złości, że nawet mnie nie rozpoznawał. Kiedyś, wyrzucił telewizor przez okno mówiąc, że kłamie, doniczkę z kwiatami twierdząc, że trują jego mieszkanie, a na koniec chciał wyrzucić Ciebie. Ja wtedy zamarłam. W serce wbijały mi się igły, całe moje ciało było miażdżone, a w nogach czułam straszne mrowienie. Złapał Cię za nóżkę. Wisiałeś do góry nogami wpatrzony we mnie z oczami pełnymi strachu. Twój tata za to patrzył swoimi szaro-czerwonymi oczami. Miał takie spojrzenie tylko w napadach gniewu. Jego głośne syczenie połączone z Twoim niewinnym płaczem do dziś śnią mi się po nocach. Gdy myślałam, że to już koniec nagle się odezwałeś. Mając roczek powiedziałeś pierwsze słowo. To niezwykłe, że akurat w takim momencie, pomimo przerażającego strachu przemówiłeś po raz pierwszy. Słowo, które zmieniło bieg wydarzeń. Nawet nie wiesz jak poruszyło to Twojego tatę. Zapewne nie pamiętasz, co wtedy powiedziałeś.

— Nie — odpowiedział Soran z niecierpliwością.

— Powiedziałeś właśnie „nie”, zwykłe, proste „nie”. Zazwyczaj, we wszystkich normalnych rodzinach pierwsze słowa dziecka to „tata”, „mama” i tym podobne. Z tobą było inaczej.

— Mówisz, że poruszyło to tatę… — powiedział Soran chcąc po raz kolejny usłyszeć ciąg dalszy historii, poznać szczegóły, o których jeszcze nie słyszał.

— On wtedy nagle się zatrzymał. Drgnął delikatnie i odwrócił się do mnie. Miał zielone oczy. Oczy, które kilka lat wcześniej obiecywały mi miłość i wierność. Nasze spojrzenie trwało ledwie sekundę. Słyszałam wtedy głuchy szum, który był dla mnie tak przyjemny. Dopiero Twoje ponowne „nie” uprzytomniło ojca, że trzyma Cię za nóżkę. Gdy uświadomił sobie, co przed chwilą się działo jego zielone oczy zaszkliły się, odłożył Cię spokojnie na łóżeczko, ucałował w czoło i uciekł z mieszkania. Nie wziął ze sobą nic, wybiegł na bosaka, i nigdy już nie wrócił. Dopiero po tygodniu dostałam telefon od teściowej, że Tata siedzi u niej w domu i wszystko z nim w porządku. Mówiąc, że wszystko w porządku miała na myśli to, że się znalazł, nie zwariował całkowicie i że jest w stanie normalnie funkcjonować. Niestety był to ostatni telefon od jego mamy, myliła się. Ostatni raz słyszałam o nim w wiadomościach. Od tamtego czasu nie oglądam telewizji, nie lubię kwiatków i staram się o tym nie myśleć. Jednak wiesz synu, jakie to jest trudne. Człowiek, którego kochałam siedzi teraz w jakimś ciemnym miejscu, w miejscu z którego już go nie usłyszymy.

Soran zrozumiał teraz, czemu nigdy wcześniej Tatiene nie była w stanie opowiedzieć tego wszystkiego w całości, do końca. Wcześniej, za każdym razem opowiadała jedynie kawałkami, cząstkami. Wiedział, że to i tak nie jest wszystko, że ta historia ma dalszy ciąg, lecz nie chciał już jej pytać o podróż, którą musiała spędzić we wnętrzu swoich myśli. Podróż, której nie da się zmierzyć kilometrami, tym bardziej określić w czasie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
za 13.08
drukowana A5
Kolorowa
za 33.51

Pobierz bezpłatnie