Dzisiaj przychodzimy do Was z trudnym wywiadem z Czesławą Drałus, autorką książki „Dzieci psychiatryka”. Jej książkę będziecie mogli zakupić na krakowskich Targach Książki.
Wychowała się w małym miasteczku blisko Wrocławia – w Brzegu Dolnym. We Wrocławiu ukończyła Medyczne Studium Zawodowe i zdobyła zawód pielęgniarki. Pracowała w zawodzie, ale stale poszukiwała nowych możliwości. Miała krótki incydent pracy w lokalnej gazecie, prowadziła własną działalność (prowadzenie pubu, praca handlowca i wiele innych zajęć). Wszystko po to, by odejść od zawodu. Los jednak pokierował ją do pracy w szpitalu psychiatrycznym z dziećmi. I właśnie w tym miejscu poczuła, że robi to, co powinna. To w tym miejscu poczuła się naprawdę potrzebna. To babcia zaszczepiła u niej miłość do książek. Jej motto brzmiało: „Nawet najnudniejsza książka zasługuje na przeczytanie jej do końca”.
Ridero: Do kogo kierujesz swoją powieść?
Czesława Drałus: Moja książka opowiada o przeżyciach, traumach, zawiłych losach dzieci, które krętą drogą trafiły do szpitala psychiatrycznego i oddziału, w którym pracowałam. Przebywające w nim dzieci kierował do oddziału sąd dla nieletnich. Jaką drogę przebyły pogubione dzieci, by znaleźć się w oddziale o wzmożonym zabezpieczeniu, a nie na przykład w poprawczaku? To o czym opowiadały, mroziło krew w żyłach nawet doświadczonym pracownikom. Motywem przewodnim jest pamiętnik Natalii, z którego dowiadujemy się, że można stworzyć dziecku piekło na ziemi.
Książka przeznaczona jest dla osób pełnoletnich, a wybrane fragmenty są do przeczytania przez dzieci, ale pod kontrolą dorosłych. Głównym adresatem są rodzice, opiekunowie oraz osoby, które w przyszłości pragną zostać roztropnymi rodzicami, wychowawcami. Wykorzystane w książce przykłady nie są charakterystyczne tylko dla szpitala psychiatrycznego, ale dla wszelkich jednostek wychowawczych, resocjalizacyjnych dla tak zwanej trudnej młodzieży. Dla osób, które mają zbyt mało czasu na wychowanie
swoich pociech. Ostrzeżeniem, by ich działania nie zaowocowały zerwaniem więzi rodzinnych, później utratą kontroli w sytuacjach, gdzie nie jesteśmy w stanie lub nie potrafimy pomóc własnemu dziecku. Również dla tych, którzy mimo troski i miłości tracą kontrolę, nie zdając sobie sprawy na jakie próby narażony jest młody człowiek w dzisiejszych czasach. Dla każdego, który pragnie być czujny, pragmatyczny, by oszczędzić dzieciom i sobie trudnych doświadczeń.
Ridero: Dlaczego podjąłeś się tak trudnej tematyki jak choroby psychiczne dzieci?
Czesława Drałus: Dopiero w latach dziewięćdziesiątych zaburzenia emocji i zachowania uznano za jednostkę chorobową i zaczęto leczyć ją jako zaburzenie psychiczne. Tak naprawdę choroby psychiczne u dzieci diagnozuje się stosunkowo rzadko i ich spektrum jest wąskie. W przewadze natomiast jest wcześniej wymieniona jednostka zaburzeń emocji i zachowania, która odpowiednio leczona i prowadzona nie pozostawia śladu w późniejszym życiu. W moim oddziale dzieci przebywały do pełnoletności. Naszym zadaniem było tak pomagać młodemu
człowiekowi, aby ten po wyjściu ze szpitala wrócił jako pełnowartościowy członek społeczeństwa. Dzieci te tylko po części znalazły się w takim miejscu ze swojej winy. Bywało, że kradły, bo musiały przeżyć. Okaleczały się, bo zamieniały ból psychiczny na ból fizyczny. Prostytuowały się, bo były zmuszane przez rodziców. Brały narkotyki, piły alkohol, bo szukały chwil ukojenia, który zaprowadził je do uzależnienia. Czy przez to należało je przekreślać, odrzucić? Nie, należało naprawiać błędy innych dorosłych i pomóc im zrozumieć, że istnieje inna droga i są ludzie, którym zależy na nich mimo ich niedoskonałości. Moją rolą i całego zespołu było odbudowywanie zaufania, wskazanie jak sobie radzić bez używek, uczyć je zwykłego życia. Kiedy cała praca włożona podczas pobytu dziecka w oddziale przyniosła efekty, to była cała esencja i radość, że zrobiono coś naprawdę pożytecznego.
Ridero: Jaki element pracy nad książką był dla Ciebie najtrudniejszy?
Czesława Drałus: Najtrudniejsze dla mnie było przeczytanie pamiętnika Natalii. Nie byłam wstanie przebrnąć przez pierwsze kartki. Czytałam i odstawiałam, znów wracałam. Dla osób wrażliwych nie był to łatwy materiał. Ale Natalia powierzyła mi go, bo chciała wykrzyczeć swoją krzywdę, bo jako dorosła już kobieta zrozumiała, że została okradziona z dzieciństwa, że nigdy nie poradzi sobie z przeżytą traumą. Czułam się bezradna, że nie mogę jej pomóc bardziej, że będzie musiała się zmierzyć z życiem nie mając prawidłowych wzorców. Czekałam nawet kilka miesięcy, by dopisać szczęśliwe zakończenie jej historii. Nie ma szczęśliwego zakończenia i to w dalszym ciągu jest dla mnie trudne.
Książka ,,Dzieci psychiatryka” to autentyczne relacje skrzywdzonych dzieci. Były bite, gwałcone, poniżane, głodne i poniewierane. Szukały pocieszenia w używkach, niejednokrotnie łamiąc prawo i staczając się w swojej demoralizacji po równi pochyłej. Aby mogły wrócić do społeczeństwa i być ponownie pełnowartościowym obywatelami, trafiły do szpitala psychiatrycznego – oddziału o wzmożonym zabezpieczeniu. Pracujący w nim ludzie, obowiązujący regulamin, nadzieja, czasami bezradność oraz upływający czas stanowiły rzeczywistość pogubionych dzieci. Przez całą książkę przewija się wątek Natalii – dziewczyny, która swój upadek moralny przypisuje najbliższym.