Wywiad z Autorem Riderò Wojciechem Pieleckim

Gotowi na Targi Książki w Krakowie? Początek już za kilka dni!

Dziś porozmawiamy z autorem książki „Faceci na karuzeli” Wojciechem Pieleckim. Zapraszamy Was na spotkanie autorskie, które odbędzie się 29 października o godzinie 17.00, na stoisku Riderò.

Wojciech Pielecki – w „Antologii Polskiego Reportażu” został uznany za jednego ze 100 najwybitniejszych polskich reporterów XX wieku. Jest autorem 10 książek reportażowych i dwóch powieści. Zdobył nagrody imienia Juliana Bruna (dla najzdolniejszego polskiego dziennikarza do 30 roku życia), Ksawerego Pruszyńskiego i Melchiora Wańkowicza. Ale wszystko to działo się do 1991 roku. Potem, jako reporter, zamilkł. Tych 30 lat „przerwy technicznej” zaowocowało teraz opowieścią „Faceci na karuzeli”.

Riderò: Jaka jest historia powstania książki pt. „Faceci na karuzeli”? 

Wojciech Pielecki: Na początku lat 90. przestałem zajmować się reportażem, bo uwiodła mnie pasja redaktorska. Najpierw założyłem wydawnictwo książkowe „Reporter”, potem prasowe „Extra Media”. Po latach różnych uzależnień chciałem być wreszcie samodzielny i w miarę wolny. Wydałem ponad pięćdziesiąt cudzych książek, w tym kilkanaście reporterskich, założyłem ponad trzydzieści gazet lokalnych. 

Nie było czasu na własny reportaż: na jazdy po kraju, spotykanie się z ludźmi i ich losami. Ale żyłka reporterska pozostała. Dlatego też najpierw bezwiednie, a potem coraz bardziej świadomie, obserwowałem los pewnej mazurskiej gminy, a poznałem ją ponad pół wieku temu. W końcu, gdy pozbyłem się swoich biznesów, pomyślałem, że moja wiedza o tej mazurskiej ojczyźnie układa mi się w pewną książkową całość. I wpadłem w panikę. Bo co to by miało być? Reportaż? 

Nikogo przecież nie uprzedzałem, że zbieram jakiś materiał do książki, ba, wielu informacji nie byłem już w stanie zweryfikować, poza tym pozyskiwałem je przy okazji – jako sąsiad, znajomy, przyjaciel, klient w sklepie i… przyjaciel proboszcza. A przecież posiadłem pewną rzetelną wiedzę o losie konkretnych ludzi. I wtedy przypomniała mi się rozmowa z Ryszardem Kapuścińskim, który na jednym z warsztatów dla młodych reporterów tak im powiedział:

„Ja niczego w trakcie podróży nie notuję. Słucham. Historie i ludzie, warte zapamiętania, pozostają we mnie na trwałe i samoistnie ożywają w trakcie pisania. Często nieważne staje się też to, co jest konkretnie nazwane, a liczy się wyłącznie prawda konkretnego miejsca i czasu”. 

– Wojciech Pielecki –

Doznałem więc swoistego olśnienia. Pobłogosławiłem w myślach Ryszarda, recenzenta mojej pierwszej książki „Każdy ma swój labirynt”, i… przychyliłem się do jego koncepcji opowieści reporterskiej. I tak powstała książka fiction-non fiction „Faceci na karuzeli”, gdzie czytelnik odnajdzie najdrobniejsze sprawdzalne elementy opisywanej rzeczywistości, ale gdy chodzi o tajniki dusz moich bohaterów, to już nie. Mają zmienione imiona i nazwiska oraz różne konteksty. Nie mogłem bowiem wystawiać ich na sztych lokalnej opinii publicznej, a siebie na ostracyzm miejscowej społeczności, w której od pewnego czasu żyję prawie na stałe…

Riderò: Jaki jest główny wątek tej książki?

Wojciech Pielecki: Osią dramatyczną tej opowieści jest próba zdobycia  bunkra z II wojny światowej, który – jak wyrzut sumienia – tkwi nad pobliskim jeziorem, niezdobyty fizycznie i mentalnie. Kilku zaś prominentnym mieszkańcom gminy szczególnie zagraża. Są tam bowiem ukryte kompromitujące ich dokumenty z czasów Werwolfu. Bohaterowie tej opowieści – z tego powodu właśnie – uczestniczą w różnych dramatycznych wydarzeniach w kraju i na świecie, będąc współczesnym ucieleśnieniem „potomków” Smętka, złożonym jednak z konfliktów różnorodniejszych niż dawniej, bo układających się nie na prostej osi Mazur – Niemiec, ale Wejsuny – Reszta Świata.

Riderò: Czy Pan utożsamia się z głównym bohaterem książki, który nazywa się Wojciech Marcin Grabski?

Wojciech Pielecki:  Po mojej przedostatniej książce „Czyściec mężczyzn”, swoistym preludium dla „Facetów”, niektórzy domyślali się, że jej główny bohater, Krzysztof Jaźwiec, to mój alter ego. Ale ja skrzętnie uciekałem od potwierdzania tych przypuszczeń, bo nikt nie lubi publicznej wiwisekcji. Ale tu postanowiłem bardziej się obnażyć, również dlatego, żeby dać stempel wiarygodności opowiedzianym historiom.

Riderò: Skąd się wziął pomysł na taki tytuł książki?

Wojciech Pielecki: „Życie jest karuzelą” – powiedział mi kiedyś w rozmowie na dworcu PKS w Szczytnie pewien zagadnięty przeze mnie pasażer PKS. Ta banalna w gruncie rzeczy konstatacja dobrze oddaje – jak sądzę – klimat i charakter tej opowieści: życie jest bowiem karuzelą, na której kręcimy się wokół siebie i innych, powodowani rozlicznymi przypadkami, często tak zdumiewającymi, jakby były tylko dla nas przeznaczone. A faceci (oni głównie) mają szczególną do nich skłonność. Może dlatego, że świadomie prowokują los (z wzajemnością), kiedy nadarza się taka okazja. A może trzyma się ich po prostu swoisty samczy fatalizm. Może zresztą jedno i drugie…

Riderò: Czy to jest książka polityczna?

Wojciech Pielecki: Nie, ona jest psychologiczna. Polityka oczywiście odciska na losach bohaterów swoje piętno. Przez sto kolejnych lat: od konfrontacji Mazurów z państwem pruskim, potem III Rzeszą, przez czasy PRL do współczesnych. Ale to jest optyka pojedynczego człowieka i jego najbliższych, a nie elaborat historyczny. A pomieszanie wątków jest takie samo, jak na karuzeli życia: są raz sieriozne, raz śmieszne, a kiedy indziej jak z sennego marzenia czy bajki. 

Wszystko zależy od bohatera i zdarzeń, w których uczestniczy. Nie sądziłem, pisząc ją, że będzie aż tak współczesna. Kończy się na roku 2006, ale przez jej pryzmat można zobaczyć już rok 2023. 

Riderò: Dlaczego Pan zdecydował się na self-publishing?

Wydałem ją sam, przy pomocy Riderò, inteligentnego systemu, pomagającego takim, jak ja, którzy natykają się na rozleniwione pańcie z wydawnictw, myślące głównie o kolejnej kawie i papierosie oraz (na przykład) o tatuażach i mięśniach pewnego młodego pisarza, co jest głównym atutem w jego rozmowach z redaktorką. Ja otrzymałem od niej na odchodne: „Niech się pan tak dalej dobrze trzyma”. I zaległa cisza. Trwała pół roku, pomimo moich monitów. Pańcia się nie odezwała. Tak, jak zresztą inne. Wydałem więc sam, co chciałem, i piszę następną opowieść; „Okno”. Tym razem już wprost o mnie, bez owijania w bawełnę. 

Serdecznie zapraszamy do odwiedzenia stoiska Riderò (hala “Wisła”, nr C63), gdzie będziecie mogli osobiście porozmawiać z pisarzem Wojciechem Pieleckim oraz kupić jego książkę „Faceci na karuzeli”!

Leave a Comment