drukowana A5
48.8
Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca

Bezpłatny fragment - Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca


Objętość:
270 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
blok klejony
ISBN:
978-83-288-0218-6

Rozum mężczyzną, białogłową

afekt tylko rządzi; oraz kocha,

oraz nienawidzi; nie gdzie rozum,

nie gdzie afekt, tam wszystko.

And. Max. Fredro

OSOBY:

Pani Dobrójska

Aniela

Klara

Radost

Gustaw

Albin

Jan

Na wsi w domu pani Dobrójskiej.

AKT 1

Duży pokój — dwoje drzwi w głębi — trzecie drzwi po prawej stronie sceny do pokojów pani Dobrójskiej, czwarte po lewej do pokoju Gustawa, okno.

SCENA I

JAN

sam — w płaszczu zarzuconym na ramiona — chodzi — patrzy w okno, potem mówi, ziewając:

Czekaj mnie, nie śpij, powrócę o trzeciej.

Piękna mi trzecia: słońce jak w dzień świeci,

A mój pan drogi gnie sobie parole,

Albo z butelką… albo… No! już milczeć wolę.

SCENA II

Jan, Radost.

RADOST

idąc ku drzwiom Gustawa

Śpi Gucio?

JAN

      Czy śpi? — Jak zabity, panie.

RADOST

Lubi spać hultaj.

JAN

zastępując od drzwi

      Niechże pan nie chodzi.

RADOST

A to dlaczego?

JAN

      Bo śpi.

RADOST

      Nic nie szkodzi.

JAN

zastępując

Będzie się gniewał.

RADOST

      Nic mi się nie stanie.

JAN

Dopiero zasnął — ledwie pół godziny.

RADOST

Cóż w nocy robił?

JAN

      Nie spał!

RADOST

      A z przyczyny?

JAN

Z przyczyny? — Zasłabł.

RADOST

troskliwie

      Zasłabł?

JAN

z westchnieniem

      Niespodzianie.

RADOST

Cóż mu jest?

JAN

      Co jest? — jakiś zawrót głowy…

RADOST

Hm!

JAN

      Wstręt do wody…

RADOST

      Hm!

JAN

      Pragnienie wina…

RADOST

Hm! proszę, proszę, wieczór jeszcze zdrowy!

JAN

wzruszając ramionami

Ha! słabość, panie, piorunem zaczyna.

RADOST

do siebie

Hm! wstręt, pragnienie! hm… hm… zawrót głowy.

JAN

Niech no się wyśpi, po południu wstanie.

RADOST

Chciałem być w domu i dziś tu z powrotem;

Lecz taką rzeczą ani myśleć o tem.

JAN

Owszem, jedź pan, jedź; ręczę, że za chwilę…

RADOST

A sen spokojny?

JAN

zastępując drogę

      Lada co obudzi.

Cicho, dla Boga.

RADOST

      Drzwi tylko uchylę.

JAN

Ale drzwi skrzypią.

RADOST

      Własnemi oczyma…

JAN

odstępując

Ha, kiedy już tak! Niech się pan nie trudzi:

Darmo tam patrzeć — mego pana nié ma.

RADOST

Nie ma?

JAN

      A nie ma.

RADOST

      Gdzie jest?

JAN

      Stąd o milę.

RADOST

Jak? Co?

JAN

      Pojechał.

RADOST

      Dokąd?

JAN

      Do Lublina.

RADOST

Do Lu… Lu…

JAN

z ukłonem kończąc słowo

      …blina.

RADOST

      Kiedy?

JAN

      Wczoraj.

RADOST

      Po co?

JAN

Nie wiem.

RADOST

      Macież go! Już szaleć zaczyna,

Już, Bogu dzięki. — Jeździć, latać nocą…

I czegóż stoisz? Panie, zawrót głowy?

Hm! wstręt do wody! Co — wina pragnienie?

JAN

Stoję na warcie, muszę być gotowy

Otworzyć okno na pierwsze skinienie.

RADOST

Na co otworzyć?

JAN

      Dla mojego pana:

Tędy wychodzi, tędy się i wchodzi.

RADOST

załamując ręce

Przez okna łazić śród jasnego rana!

To waryjata prawdziwie dowodzi,

ironicznie

/ I kiedyż wróci na swoje wesele?

JAN

Jeśli mu wierzyć, miał o trzeciej wrócić.

RADOST

do siebie

O, muszę, muszę cugli mu przykrócić!

O, czego nadto, tego i za wiele!

Słychać pukanie do okna.

JAN

idąc do okna

Niechże pan łaje, bo przybywa właśnie.

Otwiera okno.

SCENA III

Gustaw ubrany do konia, Jan, Radost w głębi.

GUSTAW

włażąc przez okno

To czas! — niech go piorun trzaśnie!

JAN

Dobrze pan mówi: bogdajby go trzasnął!

GUSTAW

A co? Śpią jeszcze?

JAN

      Byłby sen nie lada!

GUSTAW

Trochem się spóźnił.

JAN

      Mnie to pan powiada.

GUSTAW

Pewnieś nie dospał.

JAN

      Gdybym był choć zasnął.

GUSTAW

oddając pręt, czapkę, rękawiczki i ocierając twarz

No, prawdę mówiąc, jak jestem na świecie,

Jeszczem tak pięknie zębami nie dzwonił:

Wicher, deszcz, zimno… psa by nie wygonił.

RADOST

      A ciebie wygonił przecie.

SCENA IV

Radost, Gustaw.

GUSTAW

A stryjaszek!całując w rękę

      Dzień dobry!

RADOST

ozięble

      Witamy z podróży!

GUSTAW

Już wstałeś?

RADOST

      Jeszcześ nie spał?

GUSTAW

      Dość czasu.

RADOST

      Dzień duży.

GUSTAW

Dopiero świta.

RADOST

      Świta, ale w twojej głowie.

GUSTAW

Niech i tak będzie, niech świta na zdrowie.

Byle mnie kochał stryjaszek kochany,

Był mi zawsze zdrów, czerstwy i rumiany.

Lecz, cóż to? mars? mars? fe! precz z nim do licha!

zaglądając w oczy

No… proszę… troszkę. — Niknie wyraz srogi.

Czoło się równa, oko się uśmiecha.

Otóż tak lubię,

ściskając go

      mój stryjaszku drogi!

RADOST

płaczliwie, zawsze dając przestrogi

Mój Gustawie, powiedz mi: chcesz, czy nie chcesz żony?

GUSTAW

Chcę, chcę, stryjaszku.

RADOST

      Pewnie?

GUSTAW

      Jestem jej spragniony —

RADOST

Jakiże to więc sposób wyszukałeś sobie?

GUSTAW

Ja nic dotychczas nie wiem o sposobie.

RADOST

Te wycieczki przez okna, te nocne wyprawy.

GUSTAW

I cóż!

RADOST

zniecierpliwiony

      Cóż! Panna!

GUSTAW

      A, bardzom ciekawy.

Co moją pannę to obchodzić może,

Kiedy, jak i gdzie ja się spać położę?

Nie śpię — tem lepiej dla niej, bo na jawie

Nią tylko jedną myśli moje bawię,

I do niej wzdycham jak w dzień, tak i w nocy;

Ale jak zasnę — jestże to w mej mocy?

RADOST

płaczliwie

Mój Gustawie! — Dla Boga, porzuć myśli płoche,

I raz tylko, raz pierwszy zastanów się trochę.

Kilka dni jesteś pośród tak godnej rodziny,

I nie ma dnia jednego… gdzie tam dnia!… godziny,

Żebyś czegoś nie zbroił, aż się serce kraje.

Pani Dobrójska sama opiekę ci daje;

Nie idąc wzorem matek, co nos górą noszą,

Kiedy w duszy o zięcia wszystkich świętych proszą —

Pamiętna twych rodziców i mojej przyjaźni,

Swój zamiar względem ciebie głosi bez bojaźni.

Ale wszystko na próżno, daremnie się trudzi:

Miejski panicz w wieśniakach innych widzi ludzi;

Swoich nudów nie kryje, grzeczności nie sili,

I chce dać uczuć wartość każdej swojej chwili.

Wróbel się tylko, mówią, pustej strzechy trzyma,

Ale co w twojej głowie już i wróbla nie ma.

GUSTAW

ze szczerem zastanowieniem

Prawda, prawda, stryjaszku, zbyt słuszne przestrogi;

Ach, ojcowskiemi strzeżesz mnie oczyma,

ściskając go

O, jesteś dla mnie skarb, przyjaciel drogi,

Dzięki ci, dzięki za twoje przestrogi.

RADOST

z rozczuleniem ściskając go

Mój ty poczciwy, mój luby Gustawie!

GUSTAW

Mój przyjacielu, mój ojcze kochany!

Zobaczysz, jak się ogromnie poprawię,

Bylem miał tylko powód do odmiany.

A teraz zgadnij, jaką dziś zabawę…

RADOST

O dla Boga! on swoje! Otóż masz poprawę.

Ach zmiłuj się, uważaj, powiedz, czy to ładnie,

Że z domu pan zalotnik oknem się wykradnie,

Aby noc całą Bóg nie wie gdzie trawić!

GUSTAW

Ależ stryjaszku, ja się muszę bawić.

RADOST

Bawić!

GUSTAW

      A wprawdzie, w tym szanownym domu.

Gdzie każdy dla mnie aż nadto łaskawy,

Gdzie nie ubliżam w niczem i nikomu,

Żadnej dotychczas nie widzę zabawy.

RADOST

Idzież tu o zabawę, wrzawę nieustanną?

GUSTAW

Ależ o nudy idzie.

RADOST

      Nudy z piękną panną!

GUSTAW

Nie będą nudy, jak się kochać będę.

RADOST

I kiedyż to nastąpi?

GUSTAW

      Jak się z nią ożenię.

RADOST

Albo inaczej: jak na koszu siędę.

GUSTAW

Ba, ba, ba! jeszcze czego.

RADOST

      I skąd pewność, że nie?

Jestże to napisano, wyryto na niebie,

Że Aniela koniecznie musi pójść za ciebie?

GUSTAW

Pójdzie, pójdzie, stryjaszku.

RADOST

      Tylko bardzo proszę,

Niech samochwalstwa od ciebie nie znoszę.

GUSTAW

Do samochwałów któż tego policzy,

Który rozsądnie zważa i powiada,

Że gdzie dwie rodzin związku sobie życzy,

Związku się w końcu spodziewać wypada?

RADOST

Prawda, jeśli Aniela choć trochę polubi.

GUSTAW

Bądź z łaski swojej spokojny w tym względzie.

Już ja ci ręczę, wszystko dobrze będzie.

RADOST

Nadto pewności, a ta pewność zgubi.

GUSTAW

Już spuść się na mnie… Ale dość tych fraszek.

Teraz niech zgadnie kochany stryjaszek…

RADOST

Pewnie, gdzie byłeś?

GUSTAW

      Gdziem bawił tak długo.

RADOST

Wymów już, wymów, bo cię diable dusi.

GUSTAW

Na miejskim balu byliśmy przebrani.

RADOST

Na jakim balu?

GUSTAW

      Pod Złotą Papugą.

RADOST

W karczmie!

GUSTAW

      Przebrani.

RADOST

      O Boże! o Boże!

GUSTAW

Tego młodemu nikt pewnie nie zgani.

RADOST

ironicznie

Pewnie pochwali?

GUSTAW

      Bo pochwalić musi.

RADOST

Piękna mi szkoła!

GUSTAW

      Lepsza być nie może.

Na małym świecie, co się wielkim mieni,

Gdzie każdy trwożnie po śliskiej przestrzeni,

Jakby na szczudłach i w przyłbicy chodzi;

Tam, czem są ludzie, niechaj nikt nie bada.

Ale gdzie człowiek mało pozór ceni,

Przybranym kształtem nie chce i nie zwodzi,

Gdzie więcej wola, niż rozum nim włada,

Tam schwytaj pędzel, wzór stoi gotowy.

RADOST

Otóż go macie! Jest La Bruyère nowy.

płaczliwie

Gucio! dopieroś dziękował za radę.

GUSTAW

nie słuchając

I co mi teraz przychodzi do głowy.

RADOST

Na przykład?

GUSTAW

      Jedźmy tam dziś.

RADOST

      Ja z tobą?

GUSTAW

      Ty ze mną.

RADOST

Oszalał!

GUSTAW

      Wcześniej wrócisz.

RADOST

ironicznie

      Tą drogą tajemną.

GUSTAW

Jedziesz?

RADOST

      Dajże mi pokój.

GUSTAW

      No, to sam pojadę.

RADOST

Guciu! dopieroś dziękował za radę.

GUSTAW

żałośnie

Luby stryjaszku! wkrótce się ożenię.

RADOST

do siebie z zadziwieniem

No! i dlatego takie figle stroi.

GUSTAW

jak wyżej, prosząc

Już raz ostatni.

RADOST

      Ja go nie odmienię,

To rzecz daremna.

GUSTAW

      Na kasztana wsiędę!…

RADOST

przestraszony

O! na kasztana!

GUSTAW

      Przede dniem tu będę.

RADOST

Weź już moją dorożkę, a kasztan niech stoi.

do siebie:

Jeszcze kark skręci z tego waryjata.

GUSTAW

Dobrze, stryjaszku.

RADOST

      I deliję moją.

GUSTAW

Dobrze, stryjaszku.

RADOST

      W tej kurteczce lata.

Jeszcze kataru u diaska dostanie.

GUSTAW

Dobrze, stryjaszku, jak chcesz, tak się stanie.

Ja zawsze mówię, święte rady twoje.

RADOST

Otóż masz, teraz powie, że to z mojej rady

Przez okna łazi na nocne biesiady.

GUSTAW

Zatem radzisz wchodzić drzwiami?

RADOST

Gadajże z waryjatami!

Ja ci radzę pójść spać.

GUSTAW

      Spać?

RADOST

      Bladyś, aż niemiło.

GUSTAW

Blady? To dobrze, to nic nie zaszkodzi:

Bladość niepokój miłosny dowodzi,

Bladości prędzej niż słowom się wierzy.

Pamiętasz przecie, jak to dobrze było

Rano, nazajutrz, po twojej wieczerzy?

RADOST

Mojej wieczerzy?

GUSTAW

      To jest, mówiąc szczerze,

Ja sam dawałem tę sławną wieczerzę,

Ale stryjaszek potem długi płacił.

RADOST

Niestety!

GUSTAW

      Wcalem na cerze nie stracił.

„Teraz to kocha — rzecz niezaprzeczona —

Jak blady, słaby! — on z miłości skona” —

Powiedz sam, wszakże prawda, tak mówiono.

I gdybym nie był zanadto…

RADOST

      No, no, no,

Nie dość szaleje, jeszcze mnie powiada!

Teraz idź i śpij, taka moja rada.

Ale mój Guciu, Guciuniu serdeczny,

Staraj się zbliżyć, podobać Anieli.

GUSTAW

Dobrze, stryjaszku.

RADOST

      Dla matki bądź grzeczny.

GUSTAW

Dobrze, stryjaszku.

RADOST

      I na miłość Boga,

Jeśli ci jeszcze moja przyjaźń droga,

Nim się odezwiesz, pomyśl pierwej nieco.

Bo często słowa jakby z worka lecą,

Ale sensu w nich — no! — tego tam nie ma. —

A teraz idź spać, już mrugasz oczyma.

GUSTAW

Pójdę się przebrać.

Całuje go w rękę.

RADOST

całując go

      Pamiętaj, Gustawie…

GUSTAW

Sam się zadziwisz, jak się dziś poprawię.

Odchodzi w lewe drzwi boczne.

RADOST

patrząc za nim, serio

Poprawię! Zawsze jedno co godzina,

Zadziwisz się! tak!

przechodząc nagle w uczucia

      Kochany chłopczyna!

SCENA V

Radost, Albin (chustka w ręku, tragicznym tonem).

RADOST

Cóż cię, panie Albinie, sprowadza tak wcześnie?

ALBIN

Niestety!

RADOST

      Jak wzdychałeś, tak wzdychasz boleśnie.

ALBIN

Ach! jakże nie mam wzdychać, kiedy w smutku tonę;

Kiedy nocne minuty łzami przeliczone!

RADOST

A ja ci radzę, wypogódź twe czoło,

Nie bądź Gustawem — lecz kochaj wesoło:

Te elegije i miłosne żale

Młodej dziewczyny nie podbiją wcale;

A zwłaszcza Klarę, co jak iskra żywa,

Jeżeli westchnie, to wtedy gdy ziéwa;

Klara, co spocząć, rzadziej milczeć zdoła,

Sprzeczna z układu, z natury wesoła,

Lęka się smutku, któregoś obrazem.

ALBIN

Ach! możnaż kochać i nie płakać razem?

po krótkiem milczeniu

Już dwa lata się kończą, jak powabność Klary

Wznieciła moją miłość bez granic, bez miary.

Nie ma dnia, bym nie błagał najczulszem wejrzeniem;

Samem już tylko teraz oddycham westchnieniem;

Łzami skrapiam jej ślady, skrapiam całą drogę:

I kamień już bym zmiękczył, jej zmiękczyć nie mogę.

RADOST

Żebyś i sto lat jęczał, wszystko nic nie znaczy.

ALBIN

Ach!

RADOST

      Cóż dalej chcesz robić?

ALBIN

      Co? — Umrę z rozpaczy.

RADOST

Może cię kocha.

ALBIN

      Kocha? — Umarłbym z radości.

RADOST

Każ więc sobie zawczasu dzwonić z przezorności.

ALBIN

Ja płaczę, ty się śmiejesz.

RADOST

      Śmiej się i ty razem.

ALBIN

Ach, posłuchaj mnie raczej, nie dręcz tym rozkazem.

Myślałem, że wytrwałość najczystszych płomieni

Nienawiść w łagodniejsze uczucia przemieni,

Ową nienawiść mężczyzn powziętą z rachuby,

Którą w duszy piastuje, z której szuka chluby.

Ach, błędna myśl, niestety! zwodnicze nadzieje!

Jej serce coraz stygnie, a moje goreje!

RADOST

tymże tonem

Bywaj zdrów!

ALBIN

      Ach, gdzie idziesz?

RADOST

jak wprzódy

      Ach, idę do siebie.

ALBIN

Nie litujesz się żalu, opuszczasz w potrzebie.

RADOST

Chciałbym jeszcze do domu pojechać na chwilę.

dobywając zegarka

Tylko że już podobno… jeśli się nie mylę…

Oho! tak to już późno! Wdaj się tylko z trzpiotem:

U niego jak rozsądek, tak wszystko na potem.

ALBIN

chwytając go za rękę

Czekaj, zwierzyć ci muszę straszną tajemnicę.

RADOST

przestraszony

Dla Boga, co to będzie!

ALBIN

      Rzecz całą oświécę.

RADOST

Albinie; ja truchleję!

ALBIN

      Zachowasz ją święcie?

RADOST

Mów!

ALBIN

      Klara i Aniela mają przedsięwzięcie…

Słuchaj i zapłacz, nigdy — nie iść za mąż.

RADOST

zadziwiony i wstrzymując się od śmiechu

      Szczerze?

Na znak potakujący Albina Radost parska śmiechem.

Albin.

Co? — Ty się śmiejesz z tego?

RADOST

      Śmieję, bo nie wierzę.

ALBIN

Ja ci ręczę.

RADOST

      I skąd wiesz?

ALBIN

      Wiem pewnie.

RADOST

      Daj Boże!

do siebie:

Taki bodziec Gustawa obudziłby może.

Byle mu wierzył.

do Albina:

      Dzięki za dobrą nowinę.

ALBIN

Jak to, Radoście, dobrą? — Dobrą, a ja ginę.

RADOST

Nie zginiesz, będziem żyli.

ALBIN

      Ty się śmiejesz zawsze.

RADOST

Ty zaś nie płacz, a losy będą ci łaskawsze.

Odchodzi w lewe drzwi środkowe.

ALBIN

O miłości, miłości! ty żalów przyczyno!

Złorzeczyć ci nie mogę, bo mile łzy płyną.

Lecz Klaro! kiedyż równą odpłacisz mi miarą?

Kiedyż ze mną zapłaczesz? Klaro! Klaro! Klaro!

SCENA VI

Albin. Aniela, Klara

wchodzą przed ostatnim wierszem z prawych drzwi środkowych.

KLARA

cicho stanąwszy przy Albinie

Po raz pierwszy, drugi, trzeci!

Na wezwanie takie dzielne,

Powtórzone po trzy razy,

Nawet duchy nieśmiertelne,

Jak posłuszne ojcu dzieci,

Porzucając ciemne cele,

Stają władcy brać rozkazy.

Mogęż spóźnić przyjście moje?

Otóż jestem, otóż stoję.

ALBIN

całując w rękę

Ach!

KLARA

      Nic więcej?

ALBIN

      To tak wiele.

Klara śmieje się — po krótkiem milczeniu:

Ach, urągasz miłości.

KLARA

śmiejąc się

      Urągam? — broń Boże!

ALBIN

Twoje serce bez czucia.

KLARA

      Lwie, tygrysie może?

ALBIN

Nikt go zmiękczyć nie zdoła.

KLARA

      Nie każdy, to pewnie.

ALBIN

Ja tak kocham.

KLARA

      A ja nie.

ALBIN

      Ja płaczę tak rzewnie.

KLARA

Ja się śmieję.

ALBIN

      Okrutna! Poznasz mnie po stracie.

KLARA

Okrutna! sroga! niestety! o nieba!

do Anieli:

Uchodźmy prędko, tu miłość na czacie,

Prędko, Anielo, dowierzać nie trzeba.

Śpiewa:

«O! gdzie miłość stawia siatki,

Nie figlujcie, moje dziatki,

Bo z miłością figlów nié ma:

Jak was złapie, to zatrzyma».

Tak babunia nam śpiewała,

Ja uciekam, pókim cała.

ALBIN

Zostań, okrutna, zostań! Uwolnię twe oczy

Od smutnego przedmiotu, co ich świetność mroczy.

Cieszy cię moja męka? — Ciesz się więc do woli:

Żaden twój raz nie minął, każdy mocno boli.

Jedna tylko pociecha mej duszy zostaje,

Żem nie zasłużył wzgardy, której dziś doznaję.

ANIELA

Panie Albinie! któż tak ściśle bierze?

Zostań się z nami, wszak ci to są żarty.

KLARA

Com powiedziała, powiedziałam szczerze.

ALBIN

A ja wszystkiemu co do słowa wierzę.

KLARA

Godzien pochwały, kto nie jest uparty.

ALBIN

Godzien litości, kto pokochał Klarę,

Bo razem w litość stracił wszelką wiarę.

Odchodzi w prawe drzwi boczne.

SCENA VII

Aniela, Klara.

ANIELA

Tak drażnić, dręczyć, to się już nie godzi.

KLARA

Cóż? Pójść za niego?

ANIELA

      Ja tego nie mówię;

Lecz gorycz losu niech litość osłodzi,

Niech mu przynajmniej o przyczynie powie.

KLARA

Na co? Niech kocha, płacze, jęczy, kona.

ANIELA

Ach, tego nie chcę, i ty nie tak sroga.

KLARA

Gardzę miłością, jestem niewzruszona.

ANIELA

Wszak ci się znajdzie łagodniejsza droga:

I na cóż tam słów, gdzie dosyć na znaku.

KLARA

Może mam przed nim, dygnąwszy trzy razy,

Kręcąc fartuszkiem, piekąc rak po raku,

Prosić lękliwie, aby bez urazy

Przyjął odpowiedź, wprawdzie niezbyt miłą,

Ale ogólną dla całej płci jego? —

ANIELA

O, pewnie, pewnie, lepiej by tak było,

Niż wciąż powtarzać w obliczu biednego,

Że jego miłość, równie jak osoba,

Ani cię bawi, ani się podoba.

KLARA

Wierz mi, Anielo, wszystko to za mało.

Nie wiesz, jak twarde jest serce mężczyzny,

Jak prędko rany umie ściągnąć w blizny,

Blizny, co potem stają mu się chwałą.

Nic ich próżności nie zbije, nie skarci,

Im więcej przeszkód, tem więcej uparci.

Łaj, gardź, nienawidź — oni w nienawiści,

Gniewie i wzgardzie mają swe korzyści,

Tak, że nareszcie czasem z nas niejedna,

Tracąc cierpliwość, tracąc głowę, biedna,

Znudzona walką, ze wszech stron ściśnięta,

Musi pokochać, by pozbyć natręta.

ANIELA

Na cóż mi mówisz, co ja wiem dokładnie?

Znam dobrze mężczyzn, ten ród krokodyli,

Co się tak czai, tak układa snadnie,

By zyskać ufność i zdradzić po chwili.

Lecz że źli oni, mamyż być takiemi?

KLARA

O, były, były kobiety dobremi,

I jakiż tego zwyczajny był skutek?

Radość dla mężczyzn, dla nas gorżki smutek,

Wspomnij tę książkę.

ANIELA

      Nigdy nie zapomnę:

Męża Kloryndy życie wiarołomne.

KLARA

ze wzrastającym zapałem

I żal jednego twą zemstę zwycięża?

Żal, że chciał dopiąć i celu nie dopnie?

I my nasz zamiar: «nigdy nie mieć męża»

Mamy oznajmiać, głosić nieroztropnie?

Wszystkim do razu odebrać nadzieję?

I miłość własną każdego ocalić?

O nic, nic z tego, moi dobrodzieje!

Wy, co ze zwycięstw lubicie się chwalić,

U nóg, tu, każdy, niech kark zgina hardy,

Każdy z osobna dozna naszej wzgardy.

ANIELA

z zapałem

Wzdychaj więc każdy!

KLARA

z zapałem

      I kochaj się we mnie.

ANIELA

Dlaczegóż w tobie?

KLARA

      By jęczał daremnie.

ANIELA

I moje serce nie więcej im sprzyja.

KLARA

Anielo! ręka! Powtórzmy tu śluby

Nam wiecznej chwały, a im wiecznej zguby.

Razem podając sobie ręce, mówią razem i powoli.

Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,

Nienawidzieć ród męski, nigdy nie być żoną.

ANIELA

Nienawidzieć, tak, oprócz mego stryja.

KLARA

I mego ojca.

ANIELA

      I stryjecznych braci.

KLARA

I pana Jana…

ANIELA

      I pana Karola.

KLARA

I Józia…

ANIELA

      Kazia, Stasia…

KLARA

      Hola! hola!

ANIELA

Na ostrożności nikt nigdy nie straci.

po krótkiem milczeniu

Zatem już kochać nie wolno nam będzie?

KLARA

Jedna dla drugiej kochankiem się stanie.

ANIELA

zamyślona

Jedna dla drugiej — a tak — to przykładnie…

Lecz powiedz, Klaro, oświeć mnie w tym względzie:

Czy oni nigdy nie kochają szczerze?

KLARA

po krótkiem milczeniu

Nigdy? — hm? — Pewnie.

ANIELA

      Na cóż to udanie?

KLARA

Na co i po co, nic nie wiem w tej mierze.

Lecz com czytała, pamiętam dokładnie:

«Że miłość gorsza nad wszelką przygodę,

Że masz się kochać, wolisz skoczyć w wodę».

ANIELA

Klaro! zmiłuj się, w wodę! — to za wiele!

KLARA

Tak, nie inaczej! tak było w tem dziele.

ANIELA

Taką więc sprawą rzecz wcale nieładna,

Że każda kocha, nie topi się żadna.

KLARA

Bo do przyszłości duch każdy przykuty,

Żyje dla nieba, kocha dla pokuty.

ANIELA

O, wy mężczyźni!

KLARA

      Piekło was zrodziło!

ANIELA

Że nie ma kraju, gdzie by was nie było!

KLARA

prędka rozmowa

A nasz pan Gustaw, laleczka warszawska.

ANIELA

O, ten się nawet udawać nie trudzi.

KLARA

Jeśli przemówi, to już wielka łaska.

ANIELA

Chce się ożenić, bo się czasem nudzi.

Przynajmniej uszy od jęków ocalę.

KLARA

Mnie by ta pewność nie cieszyła wcale;

Niech każdy kocha i w tem ma swą karę.

ANIELA

Ach, gdyby można miłości dać wiarę,

Byłoby szczęście większe na tym świecie?

KLARA

Było przed laty, wszak pamiętasz przecie,

Cośmy czytały?

ANIELA

      Czy ja mam w pamięci?

Jak tylko wspomnę, w głowie mi się kręci.

SCENA VIII

Pani Dobrójska, Aniela, Klara, Albin.

Albin, wszedłszy, opiera się o ścianę blisko stolika i z założonemi rękami, często wzdychając, oka nie spuszcza z Klary.

PANI DOBRÓJSKA

wchodząc, do Albina:

Kocha się, kto się kłóci, dawne to przysłowie.

KLARA

całując ją w rękę

Czy się ciocia kłóciła?

PANI DOBRÓJSKA

do Klary:

      Oj, zielono w głowie.

KLARA

O, nie!

PANI DOBRÓJSKA

      O, tak.

KLARA

      Dlaczego?

ANIELA

      Klara, moja mamo,

Bywa bardzo rozsądna.

KLARA

      Aniela toż samo.

ANIELA

Zgadzamy się we wszystkiem.

KLARA

      Radzimy wzajemnie.

PANI DOBRÓJSKA

Kiedy dwie głowy radzą daremnie,

Rozsądna zatem Klara rozsądnej Anieli

Zapewne jej uwagi rozsądnej udzieli,

Że grzeczność, a szczególniej w swojej matki domu,

Najmniejszej przynieść krzywdy nie może nikomu;

A nawzajem Aniela poradziła Klarze,

Że obojętność szydzić niekoniecznie każe.

KLARA

kłaniając się nisko Albinowi

Panie Albinie, bardzo dziękujemy.

ANIELA

do Dobrójskiej

Trzebaż się starać o pana Gustawa?

PANIE DOBRÓJSKA

Ale nie krzywić, nie dąsać się zawsze.

Siadają przy okrągłym stoliku i robótki biorą, prócz Klary.

ANIELA

szybka rozmowa

On nas nie widzi.

KLARA

      I ślepy, i niemy.

ANIELA

Mamże go błagać o względy łaskawsze?

KLARA

Mówić, gdy milczy; gdy nudzi, zabawiać?

ANIELA

ironicznie

I jakaż na wsi może być zabawa!

KLARA

podobnie, coraz prędzej

I z wieśniaczkami o czemże rozmawiać!

ANIELA

O pięknym czasie, albo słotnej porze.

KLARA

Miejskim rozumem zaćmiłby nas może.

ANIELA

Przez litość, gęstą daje mu zasłonę.

KLARA

Przez litość, drzemiąc, stara się o żonę.

PANI DOBRÓJSKA

Już to mnie przegadacie, moje piękne damy.

ANIELA

Ależ, mamo kochana! cóż my robić mamy?

KLARA

Kiedy na sofie rozparty szeroko,

Półgębkiem gada, śpi na jedno oko,

Mamyż mu śpiewać arietkę wesołą?

Albo z girlandą tańcować wokoło?

Klara, mówiąc ostatni wiersz, robi kilka kroków tańca z chustką w ręku. Albin rzuca się i odrzuca krzesło za nią stojące.

ALBIN

Przebóg!

KLARA

      Cóż?

ALBIN

      Krzesło.

KLARA

rozgniewana

      Ach! Z panem… prawdziwie…

Nawet potknąć się nie można!

ALBIN

      Niestety.

ANIELA

do Dobrójskiej

Bardzo rozsądnie.

PANI DOBRÓJSKA

śmiejąc się

      Ja sama się dziwię.

Nie arietki, nie, ani też balety,

Lecz grzeczność, skromność, to wasze zalety.

KLARA

ironicznie

Zresztą, jest Radost, jest Albin, jest Gustaw…

Trzech mężczyzn! to sąd podług męskich ustaw;

Trzech! razem! ogrom! i czegóż im trzeba?

Cóż rozum kobiet, ten słaby twór nieba,

Co się im zbliżyć nawet praw nie rości,

Dałby za korzyść tym sędziom honoru,

Wszechwładcom świata, skarbonom mądrości?

Nasze uczucia, nie sięgając wzoru,

Na męskiej duszy twór zawsze wyniosły

Pęta by tylko albo skazę niosły.

PANI DOBRÓJSKA

Nie wszystko straszne, co czasem zastrasza.

Mają wady mężczyźni, ma także płeć nasza;

Zatem szalę rozsądku ta strona przeważa

Co swoje błędy karci, a cudzym pobłaża.

SCENA IX

P. Dobrójska, Aniela, Klara, Albin, Gustaw.

Albin stoi przy prawej stronie sceny, przy nim siedzi przy stole pierwsza Klara, druga Aniela, trzecia Dobrójska, robótkami zajęte. — Gustaw wchodzi i, skłoniwszy się, stawia krzesło na środku — siada obrócony do parteru trochę na przodzie sceny — Gustaw w tej scenie mówi z roztargnieniem, aby tylko co mówić, z początku swoim ubiorem zajęty.

GUSTAW

Przecie deszcz ustał — pogodniej na niebie.

KLARA

Arcyprzyjemna aura, w samej rzeczy.

Do Anieli:

Że grzecznie bawię, nikt już nie zaprzeczy.

A teraz kolej, Anielo, na ciebie.

PANI DOBRÓJSKA

do Klary z nieukontentowaniem

Klaro, czy znowu?

do Gustawa:

Albin mówił właśnie,

Że z nowej chmury nowa grozi słota.

ALBIN

Dla mnie pochmurno, ach, nawet ciemnota.

Bo i nadzieja powoli już gaśnie,

Kiedy mym smutkiem Klara ucieszona.

KLARA

zniecierpliwiona

Ach nie, wcale nie, smuci się, i bardzo.

GUSTAW

zawsze z roztargnieniem, byle co mówić

Panie pracują.

KLARA

      Mężczyźni tem gardzą

Lubo w tej pracy najprędsza obrona

Przeciw tym nudom, w które wieś obfita.

PANI DOBRÓJSKA

do Klary z nieukontentowaniem

Czy ty się nudzisz?

KLARA

      Mnie się ciocia pyta?

GUSTAW

jak wprzódy

Słabym się czuje, kto szuka obrony.

KLARA

O sobież tylko myśleć nam wypada?

GUSTAW

pozierając na Albina

Tak, i o bliskich — to pięknie i hojnie.

KLARA

ze wzrastającym zapałem

Bliski, niebliski może być znudzony.

ANIELA

do Klary na stronie

Klaro, daj pokój.

GUSTAW

zawsze obojętnie

      Ogólna więc rada…

KLARA

Rady dość nigdy…

GUSTAW

sens kończąc

      Dla popsutych dzieci.

KLARA

Wiem zatem, gdzie się zwracać.

GUSTAW

obojętnie

      Do zwierciadła.

PANI DOBRÓJSKA

Klara nie może rozmawiać spokojnie.

Lada dmuchnięcie tę iskrę roznieci.

GUSTAW

wyciągając się na krześle

O, proszę pani, mnie to dosyć bawi.

KLARA

urażona, ironicznie

Czy tak? Doprawdy? Nie byłabym zgadła,

Że moja mowa takie cuda sprawi.

Do Albina:

Ach, proszęż mnie tak nie ścigać oczyma.

ALBIN

z westchnieniem

I tego wzbraniasz?

KLARA

      Ach, bo miary nié ma.

do Anieli na stronie:

Żeby choć mrugnął, mogłabym się skrzywić.

PANI DOBRÓJSKA

po krótkiem milczeniu

Pan Gustaw mógłby i słusznie się dziwić,

Że wiejska cisza, a zwłaszcza w tej porze,

Dla kogokolwiek przyjemną być może.

GUSTAW

mówi coraz wolniej

I owszem, owszem… wcale się nie dziwię…

Wieś jest przyjemna,

Ziewa skrycie.

      przyjemna prawdziwie.

KLARA

do Anieli na stronie:

Widzisz?

ANIELA

      Co?

KLARA

      Ziewa.

ANIELA

      Grzeczny…!

KLARA

(sens kończąc)

      Ciocia powie.

głośno

Otóż to grzeczność…

na wejrzenie Dobrójskiej sens zmieniając

      Chwalić wbrew gustowi.

GUSTAW

coraz wolniej

Nie, wieś ma swoje wdzięki… mówię szczerze.

Ziewa skrycie.

Na wiosnę kwiatki… listki… trawki świeże,

A w lecie, w lecie!… są te… piękne żniwa;

No i w jesieni…

ziewając

      także… tam coś bywa;

W zimie wieczory… tak… w zimie… wieczory;

Są, są zabawy… o, są każdej pory.

Ziewa i wkrótce zaczyna drzemać.

PANI DOBRÓJSKA

W nas to samych zabawy i nudów przyczyna.

Jeśli bezczynnie każda wlecze się godzina,

Konieczne zatrudnienia nie dzielą nam czasu,

Jeśli w ciągłym odmęcie śród gwaru, hałasu,

Zawsze pragniemy nowych rzeczy, nowych ludzi,

Wtedy jak wieś, tak miasto, koniec końców — znudzi.

Dlatego nas zapewne nadzieja nie mami,

Iż pan Gustaw potrafi bawić się i z nami.

KLARA

po krótkiem milczeniu, cicho

Pst! Ciociu!

pokazując śpiącego Gustawa:

      Już się bawi.

PANI DOBRÓJSKA

      A! co tego…

KLARA

Chodźmy stąd wszyscy.

ANIELA

      Zostawmy samego.

ALBIN

Ja i w nocy tak nie śpię.

PANI DOBRÓJSKA

      To za wiele.

KLARA

Chodźmy.

PANI DOBRÓJSKA

      Ale nie…

ANIELA

ciągnąc za rękę

      Moja mamo, proszę.

KLARA

biorąc za drugą rękę

Ja także za nim suplikę zanoszę:

Wszakże się wyśpi, jak sobie pościele,

Tak sobie posłał, niechże śpi do woli.

do Albina z niecierpliwością:

No, chodźże waćpan — prędzej! — pst! — powoli.

Wszyscy wychodzą — Gustaw śpi — wkrótce wbiega Radost — przypatruje się z żalem Gustawowi — zakłada ręce i siada na krześle, na którem siedziała pani Dobrójska.

SCENA X

Gustaw, Radost.

RADOST

żałośnie, zaledwie nie z płaczem, coraz głośniej

Gustawie! mój Gustawie! okrutny Gustawie!

GUSTAW

otwiera oczy i patrząc przed siebie, odpowiada jakby pani Dobrójskiej:

Tak, mościa dobrodziejsko, ja się na wsi bawię.

RADOST

parskając śmiechem

I śmiać się muszę, kiedy łajać chciałem.

GUSTAW

zadziwiony, po krótkiem milczeniu, wstając

Zasnąłem trochę.

RADOST

ironicznie

      Gdzie tam.

GUSTAW

z nieukontentowaniem

      Spałem, spałem,

Nie ma co mówić.

RADOST

udając Gustawa

      „Jak się dziś poprawię,

Zadziwisz się, stryjaszku” — Otóż się i dziwię,

Żeś dobrze zasnął i chrapał szczęśliwie.

GUSTAW

z nieukontentowaniem

No, spałem, prawda; ale z drugiej strony,

Trudno kochanka uśpi huk moździerzy,

z udanem uczuciem

Łacno głos fletów, głos kobiet pieszczony.

RADOST

O! o… głos fletów! Niby kto uwierzy!

Dla Boga, chłopcze! Boska na mnie plago!

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.